Ninherel
![Obrazek](http://img137.imageshack.us/img137/8021/nyynnfc5.jpg)
Parsknęła cicho na odpowiedź człowieka.
-Gdybyś go ukradł, nie obnosiłbyś się tak jawnie z tym ostrzem-zauważyła.
- Zresztą, jeśli już mam coś powiedzieć, nie wyglądasz na złodzieja lub mordercę. A musiałbyś zabić właściciela, by go wziąć.- popatrzyła jeszcze uważnie na rękojeść. Może rozpozna ród lub pochodzenie byłego właściciela?
Misternie zdobienia coś jej przypominały, tylko co?
Wzruszyła ramionami- pomyśli nad tym później...
Rzeczony Kahl okazał się zielarzem i uzdrowicielem. Ninherel to nie zdziwiło, raczej mile ją zaskoczyło, że jeszcze żył.
- Twój znajomy Janas, nie, chyba Jonas, Kallstrom przekazał mi, że możesz mieć wiadomości na temat zioła, którego szukam. - przeszła do razu do sedna sprawy.
-Nazywa się...- zastanowiła się nieco. Te ludzkie nazwy zawsze tak jakoś dziwnie brzmiały.
- ee ...Eleutherococcus san, sen ...senticous. Tak, to właśnie to. Potrzebuję tej rośliny. Bardzo potrzebuję i to nie dla siebie. Gdzie mogę ją znaleźć? - spytała, patrząc zielarzowi prosto w oczy.
-Najlepsza byłaby jak najwświeższa. Albo niedawno ususzona.- dodała. Westchnęła w duchu. Widząc, skąpe resztki leków człowieka, wątpiła, by posiadał zioło tak przez nia pożądane. "Ojcze... dostaniesz je, bez względu na cenę jaką zapłacę." pomyślała, mimowolnie zaciskając pięści. Chwilę potem oprzytomniała i splotła dłonie. Jeszcze sobie człowiek pomyśli, że obraziła się na niego albo co innego...
-----------------------------------------------------------------
Dziewczyna zdjęła buty i ułożyła się na posłaniu. Syknęła, układając się, gdy sińce zapulsowały boleśnie. Stopy musiały odpocząć, trudno najwyżej będzie je w pośpiechu zakładać.
Wsetchnęła do siebie cicho i w myślach odśpiewała prośbę i podziękowanie do Asuryana. Potem wyszeptała wiersz-prośbę dla Lileath. O dobre sny i świeże pomysły...
Przesunęła dłonią po kocu, rozkoszując się jego miękką włóczką.
Wreszcie żaden korzeń nie odgniecie jej żeber.]
Rano z jękiem podniosł się z łóżka. Skóra i obite mięśnie na żebrach stały sie niezwykle tkliwe. To minie za jakiś czas, ale na razie czuła każde dotknięcie.
Po śniadaniu, które oczywiście ona musiała zorganizować, zebrali sie wszyscy przy ognisku.
Kapitan rozpoczał przemówienie. Ninherel miała go właściewie nie słuchać, ale jakoś go nie zignorowała. Przeczucie było słuszne.
Przy słowach na temat pomocy, powstrzymała cyniczny uśmiech cisnący się na wargi. "Ktoś nam pomaga... czasami trzeba się jakoś pocieszać." Jeśli ktos tu miał pomóc tym ludziom, to tych ktosiów powinno być pół armii. Inaczej może byc to spowolnienie konca... chociaz nie, ludzie czasami przypominali jej, swoją wolą przeżycia i elastycznością, szczury. Byli wszędzie i potrafili znieśc prawie wszystko...
Słuchała dalej w milczeniu. Punkty były całkiem rozsądne, by pomóc zapanowac nad tym zdesperowanym tłumem. Może właśnie, dlatego kapitan zdobył taki szacunek. Bo pozwolił ludziom tez decydować, pomimo, że ostateczne słowo należało do niego. Ninherel przypominało to trochę klanową radę z Marienburga.
Chodziła tu i tam, by skupić myśli. Zastanawiała sie, rozważała wszystkie za i przeciw. W końcu zdecydowała... tak, to chyba będzie najrozsądniejsze przyłączyć się do nich, póki nie zrealizuje swojego celu. Poczekała, aż człowiek odejdzie od krasnoluda i poprosiła go na stronę.
- Myślę, że wasze cele łączę się z moim- powiedziała, machając dłonią.
-Ja i wy potrzebujecie leków, a konkretniej ziół, jakie może zdobyć wasz zielarz. Mi potrzebna jest jedna roślina, ale wam też się przyda. Ponieważ zapuszczanie się w lasy samotnie to samobójstwo, to myślałam... - złapała się na tym, że podekscytowana macha dłońmi. Splotła ręce i mówiła dalej.
- Pomyślałam, że owszem, czemu nie pomieszkać i przy okazji pomóc wam i sobie. Myślę, że jeszcze jeden miecz bedzie przydatny. Po pewnym czasie, gdy uda mi się zdobyć ową roślinę, odejdę. Ale zanim ją zgromadzę, to minie dużo czasu- uśmiechnęła się krzywo.
- Zwierzoludzie roją się jak mrówki. Wiec powtórzę, jeszcze raz, że chyba zostanę tu na dłużej. - powiedziała.
- Mój ojciec będzie musiał poczekać, zanim przywiozę mu lekarstwo-ugryzła się w język. Co ją naszło, że o tym wspomniała? Po co człowiek ma wiedzieć, czemu tu przybyła. W dodatku, to nieuprzejme zawracać mu głowę swoimi zmartwieniami.
- Przepraszam, thereth. Nie powinnam zawracać ci głowy takimi głupotami-rozłożyła ręce w przepraszającym geście. Czekała na reakcję człowieka, na jej nieco chaotyczną wypowiedź. Jeśli ktoś jutro odjeżdża, to musi mu dać list dla ojca. Albo chociaż poprosić o przekazanie, że jest bliska swojego celu. Oczywiście, były kompan wcale nie musi jechać do Middenheim. Albo chcieć przekazać wiadomość... ale trudno, ryzyko zawsze istnieje.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.