[Warhammer] Exodus

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Tadeus
Majtek
Majtek
Posty: 144
Rejestracja: środa, 6 sierpnia 2008, 20:48
Numer GG: 0

[Warhammer] Exodus

Post autor: Tadeus »

I nadszedł dzień, w którym zgasły światła Imperium i zawiodły zastępy świętych wojowników! Dzień, w którym Ogień Północy przelał się na nasze ziemie, wypalając wszelkie życie i tworząc nowe z popiołu! Oto nadszedł Pan Końca Czasu! Ten, który kroczy piątą ścieżką! Twórca nowego porządku! Miecz, od którego wykrwawi się Świat! Zaprawdę powiadam wam! Widziałem jego potęgę! Patrzyłem w oczy otchłani, którą wiódł za sobą! Wyrzeknijcie się fałszywych bożków, albowiem nadchodzi Śmierć! Nadchodzi Koniec i Początek!, Zagłada i Ratunek! Kroczcie u Jego boku, bądź gińcie i umierajcie po tysiąckroć!

Wychudzony starzec, zmęczony swoją przemową, padł ciężko na deski izby. Jego suche, rozorane usta nadal poruszały się w niemym szepcie. Głowa zaś obracała się bezwolnie, niczym w transie, ukazując poznaczone śladami paznokci, puste oczodoły. Nagłe ruchy, spowodowane transem, uwolniły z jego szat mały, podrdzewiały symbol młota, zwisający mu teraz bezwładnie z chudej szyi.

Powietrze w chacie przesycone było ciężkim, kleistym zapachem ludzkiego strachu. Duża część uchodźców siedzących w chacie, pokryta futrami i szmatami, stłoczyła się jak najdalej od starca, starając się utrzymać ciepło.

Chata w forcie Roezfels była jedną z dwóch prostych, drewnianych budynków, znajdujących się w obrębie drewnianej palisady. Poza chatami, do fortu należała też dwupiętrowa, kamienna wieża strażnicza i mała komórka ze sprzętem gospodarczym. Z pierwotnej obsady w forcie pozostali już tylko dwaj żołnierze, obecnie od parunastu godzin nie wystawiający nosa ze strażnicy.

Mamy mroźny początek wiosny, wieczór. Przybyliście tu w grupie uchodźców zeszłej nocy. Poza wami i starcem, w chatach mieszka trzech chłopów, 3 proste kobiety, w tym jedna starucha i 2 młode dziewczynki.

Osoby, które mają już gotowe karty, niech opiszą swoich bohaterów i napiszą coś o tym, jak zeszły im ostatnie dni, nim trafiły do fortu
Obrazek Zasady pisania podstawowe. Zaczynamy post od pogrubionego imienia postaci, bez avatara.
No Name
Bombardier
Bombardier
Posty: 676
Rejestracja: środa, 26 marca 2008, 20:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków, Bielsko w weekendy i święta. :)

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: No Name »

Hannes

Pozostając w tłumie, młody, niebieskooki mężczyzna, a właściwie to jeszcze chłopak, co chwila spoglądał przez okno. Na plecach widniał krótki łuk oraz kołczan strzał, resztę ekwipunku przykrywał szary płaszcz, ubrudzony i poniszczony, zapewne po podróży. Bardziej od konającego starca, interesowała go jego klacz, którą musiał zostawić na zewnątrz. W końcu wśród tego towarzystwa na pewno znajdzie się jakiś mniej szanujący prawo uchodźca, który nie pogardzi osiodłanym wierzchowcem. Mimo to nie można powiedzieć że nie przejął się słowami które wypowiedział staruch w transie. Chaos... Musi być coraz bliżej. Skąd te wszystkie stworzenia nagle się pojawiły? Jeszcze kilka dni temu był w drodze do Kislev, patrolując dość dobrze uczęszczany trakt. Ucieczka od reszty drużyny była mądrą decyzją, wolał postąpić niehonorowo niż zginąć głupio i na marne. Złym wyborem natomiast okazała się przeprawa przez las. Co prawda wśród drzew, obecnie wcale nie czaiło się więcej bestii i chaosu, niż na drogach, lecz przez ten nieroztropny ruch zgubił trakt. Po kilku pomniejszych przeprawach w końcu trafił tu, z deszczu pod rynnę, wszak przedtem przynajmniej miał dokąd uciec. Teraz góry i mroczny las stanowiły pułapkę bez wyjścia.
Zaciągnął mocniej płaszcz, aby zakryć symbol dwugłowego orła. Wolał nie zdradzać swej profesji, przynajmniej na razie. Czuł że powinien pomóc strażnikom, przynajmniej zawiadomić ich o swej obecności, w końcu w tej chwili każdy mógł okazać się przydatny. Jednak strach i zmęczenie brały górę. Po kilku dniach ciężkiej podróży, marzył tylko o odpoczynku...

„A to co?” - Zwrócił uwagę na starca. Zrobił krok w przód i wytężył wzrok w stronę wiszącego na szyi znaku. „Zwykły wisiorek... Doprawdy powinienem odpocząć, rano pomyślimy co dalej” - Mówił w myślach.
"Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!"

May the Phone be with you!
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: mone0 »

Hieronimus

Niby nic, kolejna stanica, którą odwiedza Goldstein w drodze ku głębi Imperium, ku Altdorfowi. Jak na swój wzrost nie był olbrzymem wyróżniającym się na tle swojej rasy, ani też pokurczem. Brązowe, przekrwione oczy badały ze znudzeniem sylwetki i twarze uciekinierów, a także ich gospodarzy. Brązowe włosy miał w rozkładzie, gdyż w czasie podróży, o ile ucieczkę przed hordami chaosu można tak owo nazwać nie było czasu na dbanie o wygląd. Z resztą kilkudniowy zarost świadczył o tym, że nie dba o to jak go ludzie postrzegają. W czasach jakie teraz nastały jego ubiór identyfikował się z całą panującą modą. Brudne i poobdzierane tu i ówdzie spodnie i płaszcz, a wraz z nimi znoszone buty odzwierciedlały większość uciekinierów. Tak jak i oni cały swój dobytek w torbie przewieszonej przez ramię. Dobrze wiedział, że teraz na północy jest niebezpiecznie, ale nie tylko tam. Większość ludzi nie widziała wroga na oczy, nie to co Hieronimus, który wpadł praktycznie pod ich topory w Praag, daleko na północy, gdzie niewielu mieszkańców Imperium podróżuje. Spotkane tam wynaturzenia zdawały się być o wiele bardziej przerażające i zabójcze niźli jakieś tam mutanty, czy zwierzokształtne stworzenia. Zostawił mieszkańców i obrońców ziemi Kislevskiej na pewną śmierć, chociaż było mu z tym ciężko.

Przemowa starca zwróciła uwagę nielicznych. Wszakże bluźnił w każdym wypowiadanym przez siebie słowie nikt nie zareagował. Nikt, prócz Hieronimusa.
- Na Wielkiego Sigmara! Starcze bluźnisz!- ryknął w jego kierunku, a nie był byle kmiotkiem, ni niedołęgą.
- Na Ghal-maraza - młota Sigmara, odszczeknij co żeś powiedział starcze. Ty śmiesz nazywać się posłańcem Jego woli, mówiąc te słowa wyrzekłeś się wiary w niego!- huczał gniewnym głosem.
- Nie słuchajcie Go, bowiem łże jak pies! "Niedokończona księga" mówi, że Pan Nasz powróci, gdy lud będzie go potrzebował, nie zaś jak rzecze ślepiec- tu wskazuje oskarżycielsko palcem,o końcu i przyłączeniu się do tego...tego Pomiotu wszelakiego!
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: Szasza »

Faustmann

Rosły mężczyzna w czarnym habicie siedział nieruchomo, pochylony nad podłogą. U jego szyi z hipnotyczną miarowością kołysał się medalion przedstawiający czarną różę. Zdawał się modlić, lub medytować. W rzeczywistości tępo patrzył w podłoże. Jego niezmienność i nieruchomość uspokajały go. Czyniły to lepiej niż widok obdartych, zrozpaczonych ludzi, który uderzyłby do jego oczu, gdyby się wyprostował. Od namacalnego koszmaru wojny dzieliły go dni wędrówki, ale myśli i obrazy wciąż tłukły się w jego głowie wszczynając kolejną wojnę. Na jego karcie widniała co prawda kolejna pieczęć, ale została ona okupiona najstraszniejszymi dniami w jego życiu. Domykał oczy osobom zmarłym z powodu zarazy, modlił się nad splądrowanymi wsiami, pomagał pocieszać matki, które potraciły dzieci, ale w żadnym przypadku nie przygotowało go to do koszmaru, który przeżył na "froncie". Ludzie na południu wstawali wraz ze słońcem, zajmowali się codziennymi sprawami i kładli się spać nieświadomi tego co przeżywali ich rodacy z północy. Nawet jeśli rozmyślali o tym, wznosili za nich toasty i czytali ich listy, to wcale nie byli bliżej okrutnej prawdy.
Śmierć na północy nie była ani spokojna, ani jasna i zbawienna. Uczestniczył w dobijaniu nieszczęśliwych ludzi na wskroś przeszytych plugawą mocą chaosu, których przy życiu trzymały tylko mutacje, a następnie wraz z przełożonym uspokajał ich rozszalałe duchy. Był to błahy przykład codzienności ostatnich tygodni. Kiedy próbował je wspominać, nie był do końca w stanie tego zrobić. Czuł smutek wobec cierpienia umierających, grozę wynikającą z obserwowania chorych wyjętych jakby koszmaru szaleńca, a zarazem pewną dumę, bo to co robił było słuszne i potrzebne. To wszystko odsuwało jego myśli od zgubnej pasji, której dawniej się oddawał.
Czas mijał mu na błogim niemyśleniu i odcięciu się od wszystkiego. Miał ochotę zapłakać. Było zbyt wiele powodów, by orzec nad czym, ale wiedział, że dla niego byłoby to oczyszczające. Nie mógł tego zrobić. Był duchownym. Musiał dawać ludziom przykład. Jeśli on okazałby słabość, to w wierzyliby ci biedni ludzie. Musiał być spokojny i nieprzejednany jak sama śmierć.
Jakiś szaleniec miotał się po podłodze. Bluźnił. Na jego szyi wisiał amulet Sigmarytów.
"Nie ma nic bardziej dołującego. Symbol nadziei i ducha imperium, na szyi załamanego biedaka. Tak jakby jakaś siła chciała nam odebrać resztę wiary."
Jakiś mężczyzna zaczął wydzierać się na starca. Ten był zbyt wyczerpany by jakkolwiek odpowiedzieć. Tym nie mniej Morryta docenił gest.
Faustmann wstał i zdjął kaptur. Można było przyjrzeć się jego twarzy. Miał ciemną karnację, gęste brązowe włosy, sięgające ramion i mocno męskie rysy twarzy, które identyfikowały go raczej z wojakiem. Jego uduchowienie zdradzały tylko szare oczy, zdradzające, że za wiele w życiu widziały. Nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Krzykaczowi nakazał gestem uciszyć się. Podszedł do starca i przykucnął nad nim. Okrył go jego płaszczem i złożył mu pod głową jego torbę. Otarł jego twarz i zaczął szeptem się modlić. Wiedział, że szaleniec niedługo wyzionie ducha, ale postanowił zapewnić mu spokojne ostatnie godziny.
W sumie, to robił to bardziej dla pozostałych osób. Mniemał, że gest miłosierdzia wleje odrobinę nadziei w wylęknionych ludzi.
Obrazek
QuartZ
Pomywacz
Posty: 33
Rejestracja: poniedziałek, 12 stycznia 2009, 22:07
Numer GG: 1552322
Lokalizacja: 431B

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: QuartZ »

Karan.

Krasnolud nie był specjalnie dobrze zbudowany, nie był wysoki nawet w skali swojej rasy. Nawet brody nie nosił nad wyraz imponującej. W zasadzie można by powiedzieć, że w tłumie byłby zawsze tą osobą, którą zauważono by dopiero, kiedy wszyscy się rozejdą. Miał na sobie coś, co można by uznać za lekką przeszywanicę, może zbroję skórzaną, ale to byłaby już zdecydowanie przesada. Ubranie było połatane, a ilość łat często z dość mocnej skóry zamieniała dawniej pewnie i tak całkiem wytrzymałe ubranie w prowizoryczną i bardzo niepewną zbroję samym faktem iloma dodatkami je obszyto. Chyba nie miał przy sobie wiele więcej. Miał kuszę, która czasy swojej świetności pewnie i tak dawno zapomniała, jeśli w ogóle nadawała się do strzału. Chyba tylko ta kusza zdradzała, że nie jest zwykłym żebrakiem. Gdyby przyjrzeć się bliżej zauważono by jeszcze przypięty do pasa kastet, zawsze w pogotowiu, niewielką pochwę z nożem, który zdawał się zaskakująco dobrze wykonany i coś, czym na pewno można było rozbić czyjąś czaszkę. Ten ostatni przedmiot wyglądał jak zlepek przypadkowych elementów i broń raczej an wypadek desperacji.

W dodatku siedząc skulony w zakątku chaty, gdzie nikt się nim jeszcze nie zainteresował przeglądał mapy. W zasadzie była to jedna mapa, która ze starości, albo też w mniej znanych okolicznościach, została rozdarta na dwie połowy. Może po prostu była już zbyt stara aby wytrzymać w jednym kawałku. Mamrotał do siebie i tylko wyraźnie mu się przysłuchując dało się usłyszeć co w zasadzie mówi.

- Znajdę was wreszcie kochani, nie zostało już wiele cmentarzy do przejścia. Dajcie mi tylko trochę czasu żeby wa odnaleźć. Nie pozwólcie żeby w tym całym szale okropieństw zarzucili na was kolejnych, nie pozwólcie im na to, bo nigdy już mi się nie uda ...

Tutaj monolog był już całkiem niezrozumiały, padały słowa o kluczu, prośby o siłę na dalszą wędrówkę i przekleństwa w stronę wrogich armii, które przerwały mu "ważne zadanie". Nie miało to większego sensu, chyba po prostu niemłody już krasnolud był lekko pomylony. Po czasie potok słów zlewał się w jedną wielką brednię i pod sam koniec znów zdał się nabierać sensu. Przynajmniej jeśli liczyć to w skali bredzenia i czystego szaleństwa.

- ... a kiedy już podejmę wasze dzieło, kiedy znajdę tą zapomnianą pracownię, nazwę to miejsce waszym imieniem. Będzie to wasz prawdziwy grobowiec i miejsce gdzie ja sam znajdę nowy dom, znów będziemy mieszkali razem jak lata temu.

Przynajmniej w tym wszystkim nie był brudny, ani nie śmierdział. Mimo, że to wszystko nie trzymało się kupy i sprawiało wrażenie, jakby nadchodzący chaos przypadkiem poskładał tego krasnoluda w jeszcze bardziej chaotyczny i przypadkowy sposób z kawałków swoich ofiar.
"Obserwujemy ciekawe zjawisko: bełkot jako środek porozumiewawczy między ludźmi."
Stanisław Jerzy Lec,
On na pewno wiedział o przyszłości internetu - jasnowidz!
Tadeus
Majtek
Majtek
Posty: 144
Rejestracja: środa, 6 sierpnia 2008, 20:48
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: Tadeus »

Starzec, wycieńczony i pogrążony w transie, nie usłyszał ostrych słów mężczyzny. Nie zauważył też morryty, gdy ten się do niego zbliżał.. już dawno przestał dostrzegać świat wokół siebie, żyjąc w jego wypaczonej, mrocznej wersji. Mimo wszystko, ciche słowa i zimny dotyk czarnego kapłana obiecywały ulgę i spokój.. starzec delikatnie ułożył poranioną głowę na torbie i westchnął z uczuciem ulgi, podciągając koc pod samą brodę. Jego oddech zwolnił.. usta przestały się poruszać.. wydawać się mogło ze usnął..

Jednak po chwili, starcze czoło zmarszczyło się w wyrazie bólu. Potężny dreszcz przeszył wątłe ciało, zrzucając z niego koc. Usta starca znów zaczęły się poruszać.. cichy szept umierającego człowieka formował się w ledwo zrozumiałe słowa..

... oni nadchodzą.. już tu są... ...biegnijcie...

Jakby wtórując jego słowom, potężny dzwon strażnicy zabił dwukrotnie.

- Ludzie! Do broni! Nadchodzą od północy!! - rozległ się na zewnątrz krzyk jednego ze strażników.

Ludzie wybiegli z domów i przywarli do szczelin w palisadzie, starając się dojrzeć zagrożenie. Ktoś z ciżby krzyknął - Tam są ludzie! Oni kogoś gonią!

I faktycznie.. po trakcie.. jakieś 500 kroków od bramy fortu biegła rodzina.. krzyczeli i wymachiwali rękoma w waszą stronę.. za nimi zaś z lasu zaczęły wyłaniać się pojedyncze mroczne postacie. Pół tuzina potężnych, okropnie zdeformowanych zwierzoludzi rzuciło się z rykiem w pogoń za uciekinierami. Ich powykręcana, wyszczerbiona broń lśniła złowrogo w świetle zachodzącego słońca. Jeden z dwojga małych chłopców, nie będąc już w stanie nadążyć za rodzicami, puścił dłoń matki i upadł na zmarźnięty grunt traktu, kalecząc kolana.

- Otwórz no tę przeklętą bramę! Oni ich zaraz zabiją! - Wrzasnął jeden z chłopów do strażnika stojącego przy palisadzie.

Żołnierz spojrzał smutno w stronę traktu.. spuścił głowę i wycedził przez zęby.
- Nie mogę! Jak dostaną się do środka, wszystkich tu wybiją! Jesteśmy odpowiedzialni za ludzi tu w środku! Nie możemy ryzykować.

Chłopki w forcie, jakby wyczuwając już, że zaraz rozbrzmieje w powietrzu krzyk mordowanych ludzi, mocno przyciągnęły do siebie dzieci i zakryły im uszy.
..na Sigmara.. - zaczęły szeptać do siebie, spoglądając w niebo.



[Faustmann + 50pd]
No Name
Bombardier
Bombardier
Posty: 676
Rejestracja: środa, 26 marca 2008, 20:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków, Bielsko w weekendy i święta. :)

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: No Name »

Hannes

Gdy usłyszał krzyk gwałtownie zerwał się z ziemi, na której już miał uciąć sobie drzemkę. Jasnym było że jednak nie będzie sobie mógł pozwolić na odpoczynek. Razem z całym tłumem wybiegł na zewnątrz i przyległ do palisady. Po chwili rozeznał się w sytuacji.
„Do cholery, przecież to nie tak daleko!” - przez moment się zawahał. Bo przecież co oni tak właściwie go obchodzą? Czyż już wcześniej zdarzyło mu się odmówić pomocy towarzyszą, czemu teraz miałby ryzykować dla obcych ludzi?
„Szlag by to... przecież to prości ludzi! Co oni mają wspólnego z tą wojną? Czyż nie wyrzeknę się swego człowieczeństwa jeśli im nie pomogę?”
Jako młody i nierozsądny człowiek nie mógł się temu bezczynnie przyglądać. Mimo iż nie zawsze było to widoczne, w jego głowie tkwiła moralność, wpajana od dziecka. Rzucił się w stronę swego wierzchowca, odsłaniając mundur straży spod płaszcza.
- Moim obowiązkiem jest zapewnić bezpieczeństwo podróżnym na drogach...- Rzekł doniośle, po czym urwał i przełknął ślinę. Tak naprawdę to sam nie wiedział czy chce aby strażnik otworzył tą bramę.
- Otwórz tą bramę i pozwól mi spełnić swój obowiązek!
Wspiął się na siodło i oczekiwał na reakcję strażnika, w gotowości do przejścia w galop.
"Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!"

May the Phone be with you!
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: mone0 »

Hieronimus

Słysząc słowa starego duchownego zamilkł, nie zdając sobie sprawy co one oznaczają, do czasu gdy dzwon na strażnicy odezwał się. "Czyżby był jasnowidzem? To nie może być prawda!" Ostatnimi czasy wiara dodawała mu otuchy, dzięki niej stał się lepszym człowiekiem. "Czyżby Pan wystawiał mnie na próbę?" Tysiące myśli przebiegało przez głowę Hieronimusa, ale jak na razie nie wiedział co się miało zdarzyć. Podążył za resztą ludzi zerkając na kapłana i kręcąc głową. Zaczął analizować całą sytuacje w pośpiechu. "Jedna brama, jedna droga ucieczki dla wszystkich, wróg od strony drogi". Rozmyślanie przerwały zatrwożone głosy zbiegów, mówiły coś o ludziach za bramą. Tego nie przewidział, myślał o obronie, lub całkowitej ewakuacji, bo dobrze wiedział, że tu nie mają szans na przeżycie.
Nagle jeden z młodzieńców krzyknął by otwarto bramę. "Myśli o tych biedakach, ale czy zdoła ich uratować?" By wysłuchano jego rozkazu pokazał mundur strażników dróg. Nie ucieszyło to Goldsteina, ponieważ w kilku prowincjach uznawany był niesłusznie za wyrzutka. Spojrzał jeszcze po ludziach w okół, niestety tylko kilku zdolnych do walki. Nie miał pojęcia czy posłuchają chłopaka na koniu - byli wszakże tak samo przerażeni jak i cała reszta chłopstwa. Hieronimus podjął jednak już decyzję, tylko czy słuszną?
- Sigmar nie pozwoli umrzeć tym ludziom, póki My mamy coś jeszcze do powiedzenia!Dobrze wiedział, że i tak nie mają szans, by przetrwać oblężenia, tym bardziej nie tutaj.
- Kto ma siłę nieść broń, pod bramę! Ruszył w jej kierunku. Nie miał zielonego pojęcia jak wielu jest tam napastników i czy ludzie zdążą dobiec do bramy, zanim banda mutantów dopadnie ich. "Damy radę! Sigmarze dopomóż!"
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
QuartZ
Pomywacz
Posty: 33
Rejestracja: poniedziałek, 12 stycznia 2009, 22:07
Numer GG: 1552322
Lokalizacja: 431B

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: QuartZ »

Karan

Nie spieszył się zwijając mapę, gdy usłyszał pierwsze dzwony. Zwijał ją z uwagą i troską, po czym wrzucił ponownie do tuby. Z ciężkim westchnieniem podniósł się i lekkim truchtem podbiegł do palisady. Przy niej wahał się odrobinę.

- Czy Gorin by tak zrobił na miejscu Karana? Pewnie nie, kochany braciszku, pewnie nie. A co by zrobił Taran? Taran by ... - Powtarzał do siebie te pytania jeszcze kilka razy, po czym wspiął się w pierwsze wypatrzone miejsce dające możliwość oddania strzału.

W zasadzie nie musiał za bardzo szukać. W końcu palisady projektowane są z myślą by się za nimi bronić, a nie tylko chować. Kiedy już znalazł się w wypatrzonym punkcie po raz pierwszy od przybycia odezwał się do kogokolwiek innego niż on sam. Nie brzmiało to ani odrobinę przyjemniej niż majaczenie do siebie. Wyraźnie zwracał się do strażników, jacy jeszcze pozostali wśród tych pali na stanowiskach, mimo że nie patrzył w zasadzie w żadne konkretne miejsce.

- Jeśli zmarli jacyś po sobie bełty ostawili ja bym chętnie przyjął. Ja bym nawet uszanował lepiej niż ze zwłok zabrane rabusie traktują, czy można?

Nie czekając na odpowiedź załadował jedyny bełt, jaki przy sobie nosił. Zawsze powtarzał, że to na czarną godzinę, że dla obrony klucza i pomocy braciom. W zasadzie zawsze, kiedy udało mu się zdobyć bełty do swojej kuszy jeden odkładał do tuby na zwoje, albo przywiązywał to uchwytu broni. Jakże przydatnymi zwyczajami mogą się okazać nagromadzone dziwactwa.

Stara kusza trzeszczała, ale wiedział jak z niej korzystać. W końcu była z nim tyle lat, że każde małe brzęczenie napiętej cięciwy znał na pamięć, każdy malutki trzask wyginającego się drewna i pracującego metalu. Wypuścił bełt nie czekając na dodatkową amunicję, a następnie zwrócił się do czekających w zniecierpliwieniu na otwarcie bramy.

- Czy wybrali już sobie Panowie miejsce pochówku? Znam w okolicy kilka porządnych cmentarzysk, ja bym pokazał nawet, ja bym opowiedział gdzie nikogo przede mną nie było. Ja teraz pomogę, bo sam jednak jeszcze nie całkiem zdecydowany.
"Obserwujemy ciekawe zjawisko: bełkot jako środek porozumiewawczy między ludźmi."
Stanisław Jerzy Lec,
On na pewno wiedział o przyszłości internetu - jasnowidz!
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: Szasza »

Faustmann

Jeszcze raz spojrzał na konającego starca. Chciał coś powiedzieć. Niestety. Morryta miał nadzieję, że "złowróżbny prorok" już ucichnie, ale ten jak na złość wypowiedział kolejne słowa, mające zburzyć spokój zgromadzonych. Mógł się nie odzywać. Straż za chwilę wykrzyczała to samo. Lepiej by było, gdyby tylko ona to zrobiła. Teraz do strachu przed najeźdźcami dołączyło niepotrzebne zdziwienie i odrobina tajemnicy. Akolita podczas swojej próby widywał gorsze rzeczy, więc niezbyt się tym przejął. Siły chaosu celowo chciały zasiać zamęt w sercach zgromadzonych i wykorzystały do tego konającego biedaka. Trzeba było zagłuszyć zwątpienie wśród ludzi. Tylko jak?
- Mój pan ostrzegł nas przez tego starca! Zwyciężymy, bo łaska bogów jest z nami!- wykrzyczał.
Tylko to przyszło mu do głowy. Miał nadzieję, że pomyślnie obrócił przerażające proroctwo.
Wyszedł na zewnątrz, by przyjrzeć się najeźdźcom. Niewielka grupa groźnych, uzbrojonych zwierzoludzi. Nie byli sami. Gonili bezbronną rodzinę. Powstał dylemat: pomóc uciekającym, czy zwiększyć własne szanse na przeżycie? Mężczyzna na koniu zadecydował bez wahania. Choć Faust miał z początku ochotę nazwać go idiotą, skinął głową w niemym geście aprobaty. On miał słuszność. Zamknięta brama dałaby im tylko trochę czasu. Jeśli nie zginęliby tego dnia, te same potwory wróciłyby nazajutrz z posiłkami.
-Otwórzcie bramę!- zawtórował.
Rzucił pogardliwe spojrzenie krasnoludzkiemu "żartownisiowi". Tacy osobnicy wcale nie byli pomocni, a wręcz nieświadomie pomagali stronie przeciwnej. Odwiązał pałkę ze swojego pasa, po czym ruszył pod bramę. Pozostało mieć nadzieję, że strzelcy wyrządzą dostatecznie dużo szkód przeciwnikom, zanim on i inni obrońcy staną z nimi do walki wręcz.
Faustmann nie był najlepszym wojownikiem, ale na pewno mógł swoją pałką zdziałać więcej niż kobiety i starcy. Zresztą miał dawać przykład, więc nawet jeśli w porywach potrafił zaledwie odpędzić się od zdziczałego kundla, to teraz musiał stanąć w szramki z równorzędnym przeciwnikiem. Nasunął na głowę kaptur, by ukryć blednącą ze strachu twarz. Śmierć zbliżała się z każdym uderzeniem kopyt bestii. Pozostało wierzyć w pozostałych i łut szczęścia.
"Panie, wesprzyj sługę w chwili próby."
Obrazek
Tadeus
Majtek
Majtek
Posty: 144
Rejestracja: środa, 6 sierpnia 2008, 20:48
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: Tadeus »

Strażnik widząc, iż tylu zdeterminowanych mężów postanowiło ruszyć do boju, pokiwał z uznaniem głową i począł odsuwać masywną zasuwę okutej bramy. W tym samym czasie, towarzyszący wam krasnolud, mamrocząc coś pod nosem, rozejrzał się krótko po wnętrzu fortu i zdecydowanym krokiem ruszył w stronę drzwi otwartej wieży strażniczej. Do szykujących się do boju śmiałków dołączyli tymczasem dwaj uzbrojeni we włócznie chłopi i uzbrojony w miecz strażnik, który właśnie uporał się z rozsunięciem masywnych wrót..

Krasnolud, pnąc się w górę schodami wieży, dotarł w końcu do stanowiska strzeleckiego na drugim piętrze. Zastał tam drugiego z żołnierzy, który właśnie napinał krótki myśliwski łuk, szykując się do ostrzału zbliżających się bestii. Ten na pytanie o bełty pokręcił tylko przecząco głową i drżącymi rękoma wypuścił przygotowany szyp. Pocisk poleciał z głośnym wizgiem w stronę traktu i wbił się niegroźnie w zmarzniętą ziemię, parę kroków za atakującą bandą.

W przeciwieństwie do roztrzęsionego strażnika, krasnolud nie czuł stresu, jego ruchy były oszczędne i obojętne. W momencie zwolnienia mechanizmu spustowego kuszy, cięciwa z ogromną siła wypchnęła bełt do przodu. Pocisk płaskim torem poleciał w stronę doganiających ludzi bestii...

Wrota fortu otworzyły się z hukiem, uderzając o drewnianą palisadę. Z dzikim pędem wyjechał z nich jeździec w uniformie strażnika dróg, za nim zaś wylała się z fortu reszta zbrojnych uchodźców. Widzieli zwierzoludzi nieuchronnie zbliżających się do chłopca, który został w tyle, próbując podnieść się z ziemi. Już tylko 100 kroków dzieliło go od sapiącego w furii zwierzoczłeka o głowie byka i potężnym zakrwawionym toporzysku. Potwor widząc bezbronna ofiarę, przyspieszył, rycząc wściekle i wywijając bronią. W tym momencie w powietrzu nad traktem błysnął żelazny grot bełtu.

Pocisk z potężną siłą i głośnym chrupnięciem wbił się w nogę pędzącego stwora, podcinając go w biegu. Futrzaste monstrum, wyraźnie zdziwione i pozbawione równowagi, z impetem grzmotnęło w zamarznięty grunt traktu. Jednak 50 kroków za nim biegły już następne maszkary...
Obrazek Zrobimy mały eksperyment. Podam wam na PW wyniki testów tej walki, a wy opiszecie, jak to się w przypadku waszej postaci odbyło. Faustmann i Hieronimus opiszą też walkę chłopów (każdy jednego), Hannes opisze czyny strażnika, a Karan strażnika-łucznika. Mozecie sie tez ze soba skontaktowac by skoordynowac dzialania.
QuartZ
Pomywacz
Posty: 33
Rejestracja: poniedziałek, 12 stycznia 2009, 22:07
Numer GG: 1552322
Lokalizacja: 431B

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: QuartZ »

Karan

Krasnolud stojąc na szczycie wieży spoglądał na rozwój sytuacji. Bez amunicji najlepszą rzeczą jaka mu pozostała było dokładne zbadanie widoku z wieży. Bez wątpienia starcie było nieuniknione i potwory nic sobie z tego nie robiły. Coś w ich pewności było nie tak, jak powinno. Widok otwieranych wrót i ludzi szykujących się za nimi do walki powinien chociaż na ułamek sekundy zmylić ich krok, spowolnić ich samym wrażeniem, jakimkolwiek śladem zaskoczenia. Wtem jakaś przelotna myśl kazała brodatemu strzelcowi odwrócić wzrok od pola walki.

Jego szósty zmysł nie zawiódł jak zwykle i skierował go wzrokiem w stronę tyłów fortu. Nie był zachwycony tym, co zobaczył. Trójka zwierzoludzi próbowała niepostrzeżenie podkraść się pod palisadę. Może tylko szukali słabych punktów. Pojawienie się pościgu od strony bramy musiało nie być tak przypadkowe, jak się z początku zdawało. Zwrócił się do strażnika.

- Pan może by zainteresował się moim ciekawym znaleziskiem, o tutaj? Ja wiedziałem że coś jest nie tak, nie czułem się bezpieczny o tu, z tyłu na plecach.

Nim strażnik zdążył dobrze wypatrzeć przyczajonych wrogów Karan wyrwał mu z rąk łuk, napiął cięciwę i wypuścił strzałę, która z cichym świśnięciem zniknęła wśród liści. Dźwiękowi temu zawtórował urywany ryk, po czym głuchy łoskot ciężkiego cielska opadającego na ziemię. Pozostali zaczęli uciekać. Ponieważ w ruchu stali się o wiele lepiej widoczni łuk trafił z powrotem w ręce strażnika, któremu nie trzeba było już więcej tłumaczyć.

Krasnolud zbiegał już po schodach, kiedy usłyszał świst kolejnych strzał wycelowanych w grupę zwiadowców. Wbiegł do pomieszczenia pod platformą. Na stojakach udało mu się wypatrzeć krótki łuk i dwa kołczany strzał. Zabrał je ze sobą i ruszył w kierunku następnego stojaka. Tam znalazł trzy lekkie miecze. Nie potrafił się oprzeć i zabrał wszystko. Miał już wystarczająco broni, ale miecz przecież nigdy nie zaszkodzi. W pośpiechu wbiegał z powrotem na platformę. Po drodze upuszczając jeden z mieczy na własną stopę zawył z bólu. Zachwiał się, ale nie upadł. Szczęście w nieszczęściu, że była to tylko rękojeść. Mimo to utykał.

- Dosyć żeby za szybko desek nie opukiwać od środka, prawda słodziutki? Braciszek mi podpowiedział. Powiedział że z mieczem radośniej w ręku będzie walczyć gdyby nam niepostrzeżenie po schodach ktoś przyszedł z wizytą. Gorin zawsze ma dobre pomysły, on by miał więcej ale nie mogę go znaleźć już tyle czasu. Może po walce pomożesz? ...

Mamrotał pod nosem jeszcze dłuższą chwilę, kiedy z napiętą do granic możliwości cięciwą celował do kolejnego zwiadowcy. Był już całkiem daleko, w dodatku nie całkiem widoczność sprzyjała strzelcowi. Wypuścił strzałę. Długi ryk wskazywał, że było to co najwyżej trafienie w ramię, może nawet zwykłe draśnięcie. Więcej w tym okrzyku było wściekłości niżeli bólu. Zaklął pod nosem wiedząc, że następnym razem zwiadowca nie wybierze się tutaj z dwoma tylko kolegami. Może wycofa też resztę zwierzoludzi, jeśli w ogóle dożyją momentu, aż ten dotrze do pola bitwy. Jeśli w ogóle dotrze.

Nie był w stanie wypatrzeć trzeciego zwiadowcy, więc odwrócił się w stronę uciekających ku umocnieniom wieśniakom. Wypuścił serię strzał, nawet nie celował za bardzo. Chciał kupić biegnącym odrobinę czasu licząc na to, że bestie zaskoczy choćby jedno draśnięcie i widok kolejnych pocisków.



Strażnik z łukiem.

- Czego żebraku? Chyba do końca postradałeś rozum! Jakie do jasnej cholery znalezisko? Mówże jaśniej!

Poczuł jak z rąk wyrywa mu się łuk. W zasadzie był to tak niewielki ułamek sekundy, że nie był w stanie zareagować. Strażnik zaskoczony zachowaniem krasnoluda stał jak wryty przez kolejne kilkanaście sekund. Dopiero ryk jaki usłyszał po trafieniu dał mu do zrozumienia co się dzieje. Nawet nie zdążył pomyśleć o odzyskaniu swojego sprzętu, kiedy łuk znalazł się znów na swoim miejscu. Nie trzeba mu było powtarzać dwa razy. W końcu i o jego życie tutaj chodziło.

Krasnolud zniknął mu z oczu. "No tak" pomyślał "Pokazał że jest źle i zwiewa zanim zrobi się fatalnie. Przeklęty wyrzutek." W zasadzie zanim zdążył pomyśleć coś więcej Karan już był ponownie na platformie strzelniczej. Miał przy sobie amunicję, której strażnik nie żałował. Szkoda tylko, że nie trafiał zbyt często.

Pierwsza strzała trafiła w drzewo tuż obok jednego ze zwierzoludzi. Nie dość, że zdali sobie sprawę, że trzeba brać nogi za pas, to jeszcze rozbiegli się w przeciwnych kierunkach. Kolejne strzały znikały a to wśród roślinności, a to po prostu uderzały w ziemię nie wyrządzając żadnych szkód. Przynajmniej udało mu się rozgonić towarzystwo nim wpadli na pomysł dostania się do środka i wycięcia w pień nieosłoniętych uchodźców w obrębie palisady.

Kiedy już cele się rozbiegły patrzył co robi drugi strzelec. W zasadzie nie miał nic przeciwko strzelaniu na oślep w drugą linię stworów. Przynajmniej nie będzie widać, że to nie jego dzień na strzelanie.

- Po tym wszystkim będę się musiał solidnie napić!
"Obserwujemy ciekawe zjawisko: bełkot jako środek porozumiewawczy między ludźmi."
Stanisław Jerzy Lec,
On na pewno wiedział o przyszłości internetu - jasnowidz!
No Name
Bombardier
Bombardier
Posty: 676
Rejestracja: środa, 26 marca 2008, 20:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków, Bielsko w weekendy i święta. :)

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: No Name »

Hannes

Chłopak przyległ do konia i nie bacząc na nic pędził wprost na nacierającego wroga.
„Sam nie wierzę w to co robię, to jest chore...”
Po drodze minął nawet nie zwalniając uciekającą rodzinę. Nie czas na przejmowanie się nimi. Zwolnił i wyjeżdżając przed klęczącego chłopca, szybkim ruchem dobył pistoletu wsadzonego za pas. Bez większych ceregieli wypalił kulę wprost w leżącego w błocie stwora, pozbawiając go resztek sił.
- Na wypadek gdybyś wstał - Powiedział bardziej sam do siebie.
Nic tak nie dodawało odwagi jak umierający, zakrwawiony, miotający się w błocie pomiot chaosu, nawet jeśli tuż za nim znajduje się chmara jego pobratymców.
Na tym jednak jego walka na razie się skończyła. Miał coś ważniejszego do zrobienia. Zawrócił konia i wyciągnął dłoń w stronę klęczącego chłopca. Gdy tylko złapał go za rękę, szybko wciągnął go na grzbiet wierzchowca , przed siebie.
Teraz jedyne co mu pozostało to powrót. Ruszył cwałem w stronę palisady, poganiając co chwila konia.

Strażnik

Strażnik wielkiego wyboru nie miał i bramę otworzył, choć pomysł ten nie bardzo mu się podobał. W środku było pełno prostych ludzi o walce wiedzących tyle co nic, ciężko będzie ich wszystkich upilnować. Ale skoro zachciało się im bawić w bohaterów...
Podstawą teraz było niedopuszczenie, by wróg wdarł się do fortu. Wyszedł przed bramę i przygotował się do walki. Tuż obok niego ustawili się również inni wojownicy. Po chwili jeździec z hukiem, wjechał z powrotem do fortu, manewrując między dwoma chłopami. Na około z lasu wyłaniały się coraz to kolejne monstra. Nie czekał aż wróg dosięgnie jego. Ruszył po prawej na pierwsze monstrum.
Już wkrótce miał ciąć go przez tors, wyrządzając poważną ranę. Być może nie zdecydował by się na tak heroiczny atak, gdyby wiedział że już po chwili czeka go kontratak ze strony wroga. Miecz przeciwnika już wkrótce miał przeciąć jego brzuch, poniżej bloku który wykona. Już wkrótce jego krew miała spłynąć na ziemię...
"Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!"

May the Phone be with you!
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: mone0 »

Hieronimus

Strażnicy posłuchali gawiedzi, która zebrała się przed bramą, cóż nie mieli większego wyboru, było ich zaledwie dwóch. Nie czekając na resztę strażnik popędził w stronę chłopca i po chwili mijał ich w drodze powrotnej unieszkodliwiwszy przedtem ranne monstrum. Grupa pościgowa została zasypana strzałami i rozbiegła się po okolicznej kniei w dalszym ciągu podążając w stronę uciekinierów.

Hieronimus, morryta i dwóch chłopów po szybkim biegu wyprzedzili zbiegów, ponaglając ich okrzykami. Wiedzieli, że nie są jeszcze uratowani, bestie lada moment miały ich dopaść. Ustawili się w półokręgu. Nie zdążyli wyrzec do siebie słowa, gdy z pobliskich zarośli wyłonili się oponenci - mroczne kreatury, na wpół przypominające ludzi, na wpół zwierzęta. W oczach stworów można było dostrzec rządzę mordu. Smród ich futer i ciał niemal odrzucił niczego nie spodziewających się ludzi. Osaczyli ludzi niczym zwierzynę łowną szykując się do jej rozszarpania. Powykrzywiane sylwetki zbliżały się z dużą szybkością, Goldstein nie chciał dłużej czekać i wyłamał się z szeregu. "Teraz, albo nigdy." Widział już podobne tym bestie w Nordlandzie i Kislevie, wiedział, że będą walczyć do upadłego. Należało je wytłuc, by na jakiś czas odsunąć od siebie groźbę ponownego najazdu.

Hieronimus dorównywał bestiom szybkością ciała, a przewyższał intelektem, co sprawiło, że jeden na jednego nie miały najmniejszych szans. Wiedział, iż potwory są bardziej sprawne w boju niż on - wykształcony mieszczuch. Biegli naprzeciw siebie - człowiek i pokraczne stworzenie. Altdorfczyk był szybszy, wyprowadził zamaszysty cios, jednakże grunt, po którym stąpał był grząski. Wylądował tuż za plecami zwierzoczłeka. Jakież było jego zdziwienie, gdy oponent zniknął z pola widzenia, stanął i zaczął się rozglądać. Hieronimus nie czekając dłużej podniósł się z błota, wykonał szybkie cięcie wzdłuż pleców przeciwnika. Usłyszał zgrzyt miecza o twardy kościec, a ciemna krew zabarwiła futro stwora. Ostatkiem sił zwierzę odwróciło się i próbowało zadać cios, jednakże nie był dość szybki, by dosięgnąć człowieka. Kontra wyszła natychmiastowo, przecinając szyję. Trzymany w łapie powyginany oręż upadł na drogę, bestia upadła na kolana, a posoka opryskała i tak już ubłocony płaszcz Hieronimusa.

Teraz zdał sobie sprawę, że powinien jednak wycofać się do reszty, gdyż tylko cudem udało mu się zwyciężyć w nierównej walce. "Dzięki Ci Sigmarze!" Faustman i chłopi walczyli już w zwarciu, jeden z nich został niegroźnie ranny w bok - tak przynajmniej myślał Goldstein. Walka nie dobiegła jeszcze końca, ale siły wroga zostały uszczuplone o kolejnego z oprawców przez celny i szybki cios włócznią w podbrzusze.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: Szasza »

Faustmann

Wyminięcie chłopskiej rodziny było znakiem do zatrzymania się. Mężczyzna na koniu uratował dziecko i dobił leżącą bestię. Pozostało mieć nadzieję, że ryzyko się opłaci i teraźniejsi bohaterowie nie zaścielą pola bitwy na równi z ratowanymi przez siebie ludźmi.
-Przygotować się!- Krzyknął morryta, nie licząc zbytnio na posłuch. Stał przez chwilę i wpatrywał się w szkaradne kreatury. Mimo, że przerażające i niedożeczne, nie umywały się do istot widzianych przez niego podczas pobytu na "froncie". Te miały stały kształt i dało się je opisać w jednym zdaniu, a powykręcane, makabryczne żarty z natury, snujące się na północy, zdawały się nie mieć stałego kształtu i być jedynie wytworem chorych koszmarów.
Słuchał tętnu kopyt przeciwników, nerwowo ściskając w dłoni pałkę. Co on właściwie mógł nią zrobić? Wobec zębatych toporów zwierzoludzi, jego pałka zdawała się być dziecinną zabawką. On sam, mimo pokaźnego wzrostu, był wobec tych kreatur mały i wyglądał bardziej na ofiarę niż na faktycznego przeciwnika. Jego nogi same cofały się. Blada ze strachu twarz dziwnie kontrastowała z czarną szatą. Na myśl o ucieczce niespodziewanie nawet dla samego siebie poderwał się do szarży. Nie było odwrotu i chciał przyspieszyć nieunikniony rozlew krwi. Miał dość chaosu, jego sług i północy. Jeśli przeżyje, to natychmiast uda się na południe, choćby miał iść dzień i noc bez wytchnienia, ucieknie z tąd.
Wbiegł w prowadzącego atak potwora, zamachnął się i zadał cios. Jego broń świsnęła groźnie, lecz nie usłyszał upragnionego trzasku. Związał się w walce wręcz. Za chwilę miały dosięgnąć go uderzenia wroga. Na szczęście w ślad za nim poszło dwóch chłopów. Wspólnie musieli jak najszybciej unieszkodliwić wroga. Dzięki dezorientacji maszkary, wywołanej przewagą liczebną ludzi, z pozoru niegroźne uderzenia wylądowały z zadowalającym hukiem na nodze i brzuchu przeciwnika. Nie chcąc narażać towarzyszy, skinieniem głowy kazał im walczyć na własną rękę. Pozostało teraz wykończyć rannego zwierzoczłeka. Po kolejnym uderzeniu, które świsnęło bezskutecznie w wypełnionym zapachem krwi powietrzu, przygotował się do odparcia ataku.
W tym czasie chłop zaatakował od tyłu kolejnego związanego walką zwierzoczłeka. Faust miał nadzieję, że pożyje wystarczająco długo, by odpłacić mu za pomoc w walce.
Obrazek
Tadeus
Majtek
Majtek
Posty: 144
Rejestracja: środa, 6 sierpnia 2008, 20:48
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: Tadeus »

Po paru ciągnących się dla was w nieskończoność chwilach, ostatnie plugawe cielsko padło bez ruchu na ziemię. Krew nadal potężnie szumiała wam w głowach, a ręce kurczowo trzymały się zakrwawionego oręża. Rozejrzeliście się po zanurzonej już w mroku okolicy ale nie dostrzegliście następnych przeciwników. Wasze mięśnie rozluźniły się, a oddech wyraźnie zwolnił. Wtedy zauważyliście żołnierza, leżącego na ziemi parę kroków za wami. Krew tryskała mu obficie z jamy brzusznej. Starał się nieudolnie zasłonić szeroką ranę rękoma ale esencja życia wyciekała z niego w zastraszającym tempie, nie pozostawiając wątpliwości, co do smutnego finału. Obok niego nadal leżał miecz, z ostrzem zabarwionym czarną krwią zwierzoludzi.

Pozostali uchodźcy, widząc iż bitwa dobiegła gońca, wybiegli z fortu w waszą stronę. Większość rzuciła się z pomocą umierającemu, inni zajęli się waszymi drobnymi ranami. Dopiero teraz poczuliście, iż i dla was bój nie był zupełnie bez konsekwencji. Rany, obtarcia, stłuczenia, stawy przeciążone od parowania potężnych wrogich ciosów. Wszystko to zaczęło teraz promieniować bólem, aż zakręciło wam się w głowach.

Gdy tylko wróciliście do środka i zamknięto za wami bramy, dopadła was uratowana matka. Rzuciła się wam z wdzięcznością na szyję, obcałowując przy tym wielokrotnie oba policzki. Powstrzymała się jedynie w przypadku sługi Pana Śmierci. Przytuliła go tylko krótko i nieśmiało, szepcząc jakieś niezrozumiałe, nieskładne słowa w podzięce. Ojciec ścisnął wasze prawice ze łzami szczęścia i wdzięczności w oczach.

-------------------------------------------------------------------------------------------

Tysiące świec rozświetlało potężną kupiecką rezydencje w Marienburgu. Przepiękny gmach, w dzień wypełniony klientami, urzędnikami i dyplomatami egzotycznych krain, tej nocy jawił się oazą spokoju. Szerokimi, zdobionymi korytarzami przemykali już tylko pojedynczy, zaspani służący, starając się nie zbudzić możnych właścicieli.

Jedynie w wieży seniora rodu nadal nikt nie spał.

- Dziadku dziadku! Obiecałeś!
- Zapiszczała młoda dziewuszka z piegowatym noskiem.
- Oj moja droga Liliano! - westchnął już trochę śpiący starzec - twoja matka mnie zabiję jeśli znowu się przeze mnie nie wyśpisz...
- Obiecane to obiecane! - odburknęła dziewczynka. Skrzyżowała drobne ramiona na piersi, pokazując, iż w tej sprawie nie ma z nią absolutnie żadnej dyskusji.

Starzec ułożył się wygodniej w fotelu, westchnął ponownie. Być może to już ostatnie dni, w których może cieszyć się rodziną. Żył już tak długo, przeżył więcej niż był to sobie kiedyś w stanie wyobrazić. A mało brakowało i zginąłby jako dziecko, gdzieś w mrocznym lesie. W pierwszych dniach wojny, która miała odmienić świat na długie dziesięciolecia...

- Dobrze Lilko - spojrzał rozczulony na swoja wnuczkę - opowiem ci historię, której wcześniej jeszcze nikomu nie opowiadałem..

----------------------------------------------------------------------------------------

Wszyscy +100pd
Ostatnio zmieniony czwartek, 29 stycznia 2009, 00:43 przez Tadeus, łącznie zmieniany 2 razy.
QuartZ
Pomywacz
Posty: 33
Rejestracja: poniedziałek, 12 stycznia 2009, 22:07
Numer GG: 1552322
Lokalizacja: 431B

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: QuartZ »

Karan.

Chyba jako jedyny z obecnych tutaj miał rany odniesione z własnej winy, w zasadzie było to jedynie malutkie stłuczenie. Po prostu cholernie bolało i przeszkadzało mu w chodzeniu. Mimo to wrócił na schody wieży, aby zabrać upuszczony miecz. Nie chciał zostawiać broni tam, gdzie leżała po bitwie. Po latach stracił całe zaufanie do ludzi i wiarę w odnajdowanie przedmiotów raz zostawionych nadal w miejscu w którym leżały przed odejściem, a już tym bardziej bez niczyjej pomocy w znajdowaniu się tam. Miał już wszystko, co zabrał ze stojaków. Dwa miecze przymocował sobie u pasa po jednym na każdą rękę. Łuk również sobie zatrzymał, wziął też pełen kołczan strzał, a do tuby na mapy ostrożnie wsunął jeszcze kilka zapasowych zabezpieczając je przed zniszczeniem mapy, która już i tak nie była najlepszej kondycji. Jedynie wysłużona kusza trafiła na puste już stojaki. I tak nie było jak z niej dalej korzystać. Nie było to łatwe, ale cóż począć? Chyba nadeszłą pora się pożegnać ze starym przyjacielem.

- Przeszliśmy z Tobą wiele przygód przyjacielu, wiele grobów widziałeś. Znajdź tutaj swój grób, bo przyjaźni już nie dają nam czasy podtrzymać. Odwiedzić Cię kiedyś spróbuję, kiedy złe czasy odejdą. Muszę szukać ich teraz ostrożniej, inaczej. Ale znajdę ich, obiecuję.

Zabrawszy trzeci miecz ruszył na dół. Szedł powoli, ostrożnie. Nie był jeszcze całkiem przyzwyczajony do noszenia mieczy, chociaż nie raz zdarzyło mu się takimi posługiwać. Te czasy zmieniają wszystko, nawet podstarzałych dziwaków.

Wychodząc z wieży nie zwracał uwagi na strażników, nie obchodziło go też czy któryś będzie protestować czy nie. Broń chyba w obecnej sytuacji bardziej przyda się w czyichś rękach, niżeli na stojakach zbierając kurz. Zabrany z wieży ostatni miecz wręczył jakiemuś wieśniakowi, nie zwrócił nawet uwagi kto to był. I tak nigdy nie patrzył na ludzi, a gdzieś w przestrzeń między nimi, jakby to ona pełna była najciekawszych rzeczy. Może po prostu lata spędzone jako hiena cmentarna wypaczyły go do końca.

- Weź. Miejsce mieczy jest w rękach ludzi zdolnych do walki, a nie w trumnach stojaków. Niech Ci dobrze służy, powiedział by Ci Taran. Powiedział by Ci tak na pewno.

Usiadł na chwilę i rozmasował stopę. W zasadzie nie bolała tak bardzo, kiedy już udało się ją rozchodzić. Obejrzał ją jeszcze dokładnie z każdej strony, jakby była tylko kawałkiem mięsa doczepionym przypadkiem do jego ciała i wstał. Poprawił nowy ekwipunek i podszedł do bramy.

- Otwórzcie. Ja bym sprawdzić tyły poszedł, ja bym zobaczył co te brzydactwa od naszej palisady chciały. Bez przyczyny nikt nie czai się przy ścianie, co przez nią przenikać nie umie.

Nie czekał na ochotników do pomocy, nie oczekiwał że ktoś z nim się wybierze na zewnątrz, jeśli mogą tam czekać kolejne bestie. Po prostu stał tak nieruchomo, że mogło by się zdawać, że życie już lata temu opuściło jego ciało, a zwłokami jedynie w razie potrzeby poruszał upór i determinacja. Czekał na szczęk otwieranych wrót.

Chciał obejść dookoła całą palisadę, poszukać zwłok swojej ofiary z oddziału zwiadowców i przeszukać je. W zasadzie nie wiedział co chce znaleźć. Po prostu stwierdził, że zabierze wszystko co wyda mu się ciekawe i przywlecze do twierdzy na oględziny. Może ktoś coś rozpozna. Z resztą nawet zwierzoludzie mogą nosić przy sobie jakieś pieniądze, albo inne rzeczy warte zrabowania. W dodatku mały rekonesans i zbadanie najbliższej okolicy jeszcze nikomu nie zaszkodziło bardziej niż zwykły spacer.
"Obserwujemy ciekawe zjawisko: bełkot jako środek porozumiewawczy między ludźmi."
Stanisław Jerzy Lec,
On na pewno wiedział o przyszłości internetu - jasnowidz!
Zablokowany