[Warhammer] Exodus

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Tadeus
Majtek
Majtek
Posty: 144
Rejestracja: środa, 6 sierpnia 2008, 20:48
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: Tadeus »

Uchodźcy z wyraźną ulgą zrzucili z ramion ciężkie wory z dobytkiem. Już po chwili tobołki zostały rozwiązane i światło dzienne ujrzały przeróżne frykasy. Woda z bukłaków, kiełbasy, suszone mięso, ser, chleb, jabłka... Smakołyki, podawane z rąk do rąk trafiały i do was. Całą akcję nadzorował żołnierz z fortu, dbając o to, by zapasów wystarczyło na dalszą podróż.

Po uczcie ludzie rozłożyli się wygodnie na workach, zdejmując buty i rozmasowując obolałe stopy. Ciepłe podmuchy leśnego wiatru przyjemnie drażniły zmysły i pomagały zapomnieć o wydarzeniach ostatnich dni. Mgła okalająca polanę lekko zgęstniała. Zauważyliście, że wielu z towarzyszących wam ludzi ziewało i kładło głowy na ziemi. Po chwili już spali..

Chcieliście powiedzieć coś na temat ostrożności w takim miejscu.. ale wtedy zrozumieliście. W jednym momencie zamknęły się wam oczy.. poczuliście tylko stłumione uderzenie, gdy wasze głowy opadły na ziemię.. ogarnęła was ciemność.

Faustmann

Skryty w mroku las.. ciepły, uderzający w liście deszcz...

Stare, suche drzewo, stojące na środku polany...

Czarny Kruk.. siedzący na gałęzi..

Pióra pokryte kropelkami deszczu

Kruk wzbija się do lotu, strzepując krople ze skrzydeł.

Obudziłeś się. Dostrzegłeś zaskoczony, że słońce już zaszło. Przez gęste korony drzew przebijały się już tylko punkciki gwiazd na nocnym niebie. Usłyszałeś poruszenie koło siebie.

Karan

Krew buzująca w żyłach.. mocne walenie serca. Oślepiający błysk fioletowego światła. Ogień palący skórę.

Obudziłeś się łapiąc głęboki oddech. Pot spływał strumieniami z twojej skóry. Spojrzałeś w dól szukając źródła ciepła. Znaleziony amulet pulsował fioletowym światłem.

Obrazek

Karan i Faustmann

Na polanie zostaliście tylko wy. Las wokół polany zakryty był gęstą mgłą. Widzieliście przez nią tylko niewyraźnie kształty.. kobiet i dzieci.. wszystkich waszych pozostałych towarzyszy.. maszerowali przez las , jakby podążając za jakimś niesłyszalnym dla was głosem. Po chwili dostrzegliście, co jest ich celem. Mgła między drzewami falowała i formowała się w ludzkie kształty. Na potwornych, wykrzywionych cierpieniem twarzach widm malowało się pożądanie.. szponiaste palce unosiły się przywołując zahipnotyzowanych uchodźców.

Jedna ze zjaw, dostrzegając was, oderwała się od reszty i głośno zawodząc, ruszyła w waszą stronę. Po drodze przeleciała przez żołnierza. Ten momentalnie padł bez życia na ziemię.

Minęły zaledwie dwa uderzenia serca i już była przy was. Chwyciła łapczywie szponami w stronę szyi Karana.

Fioletowy błysk.

Widmo nagle zaczęło okropnie krzyczeć i zawodzić z bólu. Odstąpiło od was, przemieniając się znów częściowo w mgłę.. w jego oczach pojawiło się przerażenie.. starało się uciec ale na próżno.. Mrok okalający amulet rozszerzył się, pochłaniając niematerialną istotę. Zjawa na waszych oczach zaczęła się rozpadać, wchłaniana przez amulet. Po krótkiej chwili nie zostało z niej już nic.

Tymczasem, dalej w lesie inne zjawy zaczęły już żerować na uchodźcach..


W tej turze tylko Karan i Faustmann
QuartZ
Pomywacz
Posty: 33
Rejestracja: poniedziałek, 12 stycznia 2009, 22:07
Numer GG: 1552322
Lokalizacja: 431B

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: QuartZ »

Karan

Pierwszy raz ucieszył się z tego, że mimo wszystko nie wyrzucił amuletu mimo odrażającego uczucia, kiedy go trzymał. Nigdy nie założył go na szyję i nie chciał sprawdzać co się stanie, kiedy to zrobi. Mimo wszystko sam w sobie stał się całkiem przypadkowo przydatny bardziej niż mógłby pomyśleć. Skoro jednak znalazł się w tej sytuacji sam z kapłanem nie zostało mu nic ponad wiara w moc amuletu i fakt, że nagle nie odechce jej się działać jak dotychczas. Nigdy nie wiadomo, w końcu przedmioty nieożywione potrafią być po stokroć bardziej złośliwe niż żywe istoty. W szczególności przedmioty dodatkowo napełnione cholernie złośliwym duchem.

- Kapłanie, Karan zapomniał Twego imienia, ale teraz mało to ważne, mało. Za mną! Jeżeli ten amulet dalej będzie Karanowi tak pomagać mamy szansę załatwić to szybko. Jeśli nie, jeśli zamiast zniszczyć zjawy tylko osłoni Karana, to w Tobie jedyna nadzieja. Biegiem!

Wyrwany ze spoczynku nie wiedział całkiem co się dzieje. Widział jednak to, co zajmowało się niszczeniem i tak już tylko resztek ich uchodźczego oddziału. Widział też jak zareagowały na amulet. Nie chciał nawet wiedzieć więcej. Gdyby zaczął myśleć szybciej niż zaczął coś robić, pewnie uciekłby w dal osłonięty swoim łupem z poprzednich przeciwników.

Teraz jednak pędził z typowym krasnoludzkim okrzykiem na ustach, typowym bardziej dla krasnoludzkich zabójców polujących na smoki i inne bestie. W obu dłoniach trzymał dobyte krótkie miecze, które udało mu się zdobyć w forcie. Raczej nie dało się nimi zabić tych przeciwników, ale śmierć wabi mięsożerców. Nie myślał o konsekwencjach, chciał nie myśleć. Niektórzy twierdzą nawet, że myślenie boli i źle wygląda. Z całą pewnością zgadzał się z tym, kiedy w walce zamyślony wojownik dostaje toporem w twarz wygląda na prawdę źle. Na pewno też nie jest to bezbolesne.

Nie wiedział co chce osiągnąć. Chciał wpaść w sam środek chmury zjaw i liczyć na łut szczęścia.

- Kapłanie, szybciej! - Wykrzyczał odbiegając już w dal, w kierunku pozostałych uchodźców.
"Obserwujemy ciekawe zjawisko: bełkot jako środek porozumiewawczy między ludźmi."
Stanisław Jerzy Lec,
On na pewno wiedział o przyszłości internetu - jasnowidz!
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: Szasza »

Faustmann

Kiedy patrzył na ludzi na własną zgubę bezczeszczących to miejsce, miał ochotę się na nich wydrzeć i wyrwać im z rąk jedzenie, ale wtedy sam sprowadziłby na siebie zgubę. Nie miał pojęcia co mogło się zdarzyć, jednak niemoc zapobiegnięcia bezimiennemu, nieznanemu zagrożeniu, powlekła jego ciało gęsią skórką.
Coś właśnie miało się stać. Faustmann upatrywał znaków, które wskazywałyby skąd nadejdzie atak. Zobaczył tylko usypiających ludzi.
"Idioci. Kładą się niczym..."- Zdążył pomyśleć zanim ogarnęło go błogie uczucie senności i sam stał się "idiotą"...

Jego twarz obmyły ciepłe, przyjemne krople deszczu, odżywcze dla strudzonego uchodźcy . Granica między snem a jawą była zamazana. Z drzewa na środku spoglądał na niego czarny kruk. Po chwili odleciał, strzepując krople ze skrzydeł. Faustmann ujrzał nocne niebo, którego ciemnej głębi dopełniał kontrast rozsypanych po nim gwiazd. Akolita podniósł głowę by wypatrzeć drzewo na którym siedział wcześniej kruk, ale nie udało mu się. Nieważne. Na jawie czy w śnie, posłaniec Morra był prawdziwy i to nie podlegało wątpliwości.
Bóg musiał mieć powód by zaszczycić tak marnego sługę jak leżący na ziemi chłopak objawieniem. Ten natychmiast wstał. Był podekscytowany.
Wtedy ujrzał co działo się na prawdę. Upiorne istoty ciągnęły ku sobie zahipnotyzowanych ludzi. Na ich obliczach Faust ujrzał głód i pożądanie. Nie były podobne unoszącym się nad północnymi polami bitew duchom. Tamte w przerażeniu nad własnym losem miotały się nad własnymi zwłokami, nie będąc świadomymi czegokolwiek. Te były jak wygłodniałe wilki. Pragnęły tylko witalnej energii bezwolnie podchodzących do nich ludzi. Rola boskiego posłańca stała się jasna. Pojawił się by uratować Faustmanna. W tamtej chwili nie było jednak miejsca na dumę z faktu, że sam bóg uratował mu życie.
Jedno ze straszydeł rzuciło się na towarzyszącego akolicie krasnoluda. Nadciągało z niewyobrażalną prędkością. Nie było ucieczki. Dopiero teraz sługa Morra zauważył, że nie tylko on jest przebudzony. Świadom niebezpieczeństwa grożącego jemu i towarzyszowi, wyjął amulet. Jednak stała się rzecz nieprzewidziana. Z ciała khazada wytrysnął strumień mrocznej energii. Zjawa zginęła w męczarniach.
"Ten chciwy głupiec zatrzymał amulet! Mógł zgubić nas wszystkich! Kto wie czy to nie ten talizman ściągnął na nas gniew duchów... ale jego chciwość uratowała nasze życia."
Mimo, że ratunek był wstrętny, zdawał się być jedynym. Chłopak wiedział, że nie powstrzyma towarzysza. Chciał jednak uświadomić mu z czym ma on do czynienia.
-Dziś szczęście było po twojej stronie krasnoludzie. Pamiętaj jednak, że ten amulet działa tak samo na nasze dusze.-rzekł po czym wymamrotał pod nosem-Nie czynimy dobrze, ale zdaje się to być konieczne..
Gdy krasnolud rzucił się do ataku, wymachując mrocznym wisiorem, akolita chwycił w dłoń swój amulet z symbolem religijnym.
"Prośba mnie maluczkiego może Ci, o Panie, wydać się bezczelną po udzielonej mi łasce, ale oto ja-Faustmann- twój pokorny sługa, proszę Cię, byś dał mu moc odesłania na spoczynek tych zbłąkanych dusz. Czyż nie po to zatrzymałeś mnie na tym świecie? "
Następnie chwycił w dłoń medalion i zaczął wołać do zjaw, zbliżając się do nich pospiesznie- Tułacze duchy! Jam jest sługą Morra-waszego pana. W jego królestwie jest wasze miejsce i brama do niego jest światłem w ciemności waszego istnienia. Proście o łaskę boga umarłych, a dostąpicie wiecznego spoczynku.
Nawet jeśli moc jego pana miała nie odesłać zjaw, młody kapłan miał nadzieję, że przynajmniej wyrwie uchodźców z letargu, dając im większe szanse na przeżycie.
Obrazek
Tadeus
Majtek
Majtek
Posty: 144
Rejestracja: środa, 6 sierpnia 2008, 20:48
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: Tadeus »

Podmuch wiatru zatańczył nad skalistą pustynią, wzniecając chmury rdzawego, gryzącego pyłu. Tego dnia, jak prawie każdego dnia w roku od dziesięcioleci, słońce stało wysoko na niebie, wypalając ognistymi promieniami suchą, poznaczoną pęknięciami ziemię.

Stary człowiek zatrzymał konia. Rozejrzał się uważnie po jałowym pustkowiu, nakazując towarzyszom by zachowali ciszę. Trzech podążających za nim jeźdźców poluzowało poły kaptura, zakrywające dotąd ich usta. Na ich młodzieńczych twarzach pojawiło się zdziwienie i nieskrywana fascynacja, gdy palec ich przewodnika zatrzymał się na słabo widocznym punkcie majaczącym na linii horyzontu.

- Krąg Chwały - stwierdził krótko starzec, wiedząc iż dalsze słowa wyjaśnienia, byłyby w tej sytuacji świętokradztwem.

- Widzicie - zaczął już po rozłożeniu obozu w pobliżu kamiennego kręgu - Niegdyś wszystko co obecnie tutaj dostrzegacie, ta ziemia - przesypał w dłoniach garść pyłu - pokryte było gęstym jak ma broda lasem. Od morza aż po góry rozciągała się tu przepiękna puszcza, pełna życiodajnej wody i tłustej zwierzyny. Jak zapewne pamiętacie z nauczań kapłanów, tutaj też, pod tym kręgiem, w Czasach Niepokoju doszło do bitwy. Potężni wojownicy przedarli się ze swoim oddziałem żołnierzy przez linie frontu i zmierzyli się tu z armią nieumarłych, która w tamtym czasie panowała nad Lasem Mroku.
- Dzięki łasce bogów udało się odnaleźć potomków tamtejszych żołnierzy i poznać prawdziwe wydarzenia tamtej nocy. Zachowały się też imiona mężnych dowódców.
- Starzec przerwał opowieść i spojrzał z szacunkiem na poprzewracane głazy, których pomalowaną powierzchnie już dawno zdrapał piasek niesiony pustynnym wiatrem.
- Było ich czterech - Tak jak czterech jest Bogów Imperium i cztery są strony świata. Czterech różnych, a mimo to złączonych wspólnym losem i przeznaczeniem.
- Pierwszy z nich. Chaustman. Wybraniec Boga Śmierci. Potężny Kapłan władający czarną mocą. To on słysząc wezwanie swojego niegdyś potężnego Boga przywiódł towarzyszy do mrocznego boru i nakazał im udawać, iż poddali się plugawej mocy widm i zapadli w sen. On też pierwszy przebudził się, by ruszyć na bestie z zaświatów. Jego święte słowa uderzyły w zastępy widm niczym pioruny, rozrywając ich niematerialne ciała i odsyłając ich udręczone duszę do otchłani.
- Razem z nim do boju stanął jego wierny towarzysz, krasnolud Paran! Potężny sprzymierzeniec z gór, dzierżący w dłoniach dwa groźne dwuręczne topory i posługujący się mocą skradzioną podstępnie Bogom Imperium. Sam widok jego broni, napełnionej mocą Pana Rozkładu, spowodował iż zjawy cofnęły się w grozie.
- Dwóch następnych z Czwórki, doprowadzając podstęp do perfekcji, udawało iż znajduję się pod działaniem czaru aż do samego końca, aż znaleźli się przy samych, nieświadomych zasadzki widmach. Gdy tylko usłyszeli okrzyk bojowy sprzymierzeńców, zrzucili z siebie opończe snu i ruszyli do ataku!
- A jaki to był atak! - Rozpoczął go Rycerz Zakonu Drogi, Hansa Odważny! Będąc przy samych zjawach, jednym ruchem wydobył swoje słynne khazadzkie pistolety i wystrzelił. Kule z błogosławieństwem Bogów, miast przelecieć bez szkody przez zjawy, zagłębiły się w nich, rażąc je palącym ogniem sprawiedliwości.
- Jego towarzysz. Mistrz Wiedzy Anonimus, słynący z mądrości i rozsądku, po krótkim zastanowieniu, użył jednej ze swoich tajemnych mikstur, której recepturę zdobył ponoć w grobowcu w dalekiej Arabii, walcząc z samym Liczmistrzem. Opary z mikstury otumaniły dusze, nie pozwalając im na obronę przed atakami jego towarzyszy.

W ten sposób połączone siły czterech wojowników doprowadziły do zwycięstwa pod Kręgiem, które na zawsze przełamało rządy niespokojnych dusz w Lesie Mroku i pozwoliło przekształcić te tereny wedle woli Czterech Błogosławionych Panów Imperium.

- A co z pozostałymi żołnierzami pytacie? Cóż.. walczyli dzielnie ale większość z nich poległa i pochowani zostali gdzieś w lesie, w jakimś dawno zapomnianym grobie. Historya pamięta tylko o wielkich...


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Gdy tylko ruszyliście na zjawy, te widząc moc amuletu i słysząc święte słowa czmychnęły gdzie pieprz rośnie, a wasi towarzysze się przebudzili. Niestety większość uchodźców poległa. Zostały po nich tylko pozbawione życia skorupy. Pozostała wasza czwórka i dwie kobiety, w tym matka, która uratowaliście przed fortem. Jej synowie również przeżyli. Wydawało się też, że koń Hannesa postradał zmysły. W czasie ataku zerwał się kalecząc sobie szyję i czmychnął w las.. znaleźliście go kawałek dalej ze złamaną nogą, spienionego i zdezorientowanego.
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: mone0 »

Hieronimus

- Cóż to było! Na wszystkich bogów! - spojrzawszy w kierunku rozwiewających się jak mgła widm. Dwoje z towarzyszących mu osób stało na nogach, z dziwnymi wyrazami twarzy - kapłan, wykrzykujący inwokacje, a także krasnolud machający wisiorem. W pierwszej chwili nie wiedział co się tak na prawdę tu wydarzyło, jednakże kilka martwych ciał dało mu do zrozumienia, że nie są tu mile widzianymi gośćmi. Pozostało tylko kilkoro osób z fortu - same kobiety i dzieci, nie licząc przybyszów.
- Las jest wielce niegościnny - zaczął, pochowajmy tych, którzy polegli, ocućmy się z marazmu i ruszajmy dalej, byle dalej od przekleństw tego lasu. Zastanawiał się co ma powiedzieć tym, co przeżyli, by dodać otuchy po stracie bliskich, ale nie mógł znaleźć słów, by to uczynić. Jedyne co przychodziło mu do głowy to słowa Sigmara, które przeczytał w księdze spisanej na jego cześć.
- Nie lękajcie się, bowiem powrócę na tę ziemię, gdy czas mój nadejdzie - powiedział Sigmar, w czasie największej trwogi, gdy mój lud będzie mnie potrzebował - przybędę! Niechaj każdy człek - prosty i wykształcony wie, iż strachem i płaczem wroga nie pokona, lecz wiarą i odwagą, która jest w każdym z was. Podchodził po kolei do każdej osoby i kładł prawą dłoń na głowach umęczonych i niczym ojciec głaskał je. Wnet i jego strach uleciał widząc, że rozumieją go.
- Kapłanie zabierzmy się za pochówek. Wyciągnął łom - nie miał nic co bardziej nadawałoby się do kopania i czekał, aż Faustmann wyznaczy jakieś miejsce. Hieronimus nie chciał narażać się na kolejny atak zjaw, na jakikolwiek atak.
Pochówek dobiegł końca, morryta modlił się jeszcze nad tragicznie zmarłymi - reszta szykowała się do odejścia. Wtedy Goldstein podszedł do Hannesa.
- Wiesz, nie wiem dlaczego mówię z tobą, ale nie zawsze byłem takim człowiekiem, jakim jestem teraz. Może ta sytuacja mnie odmieniła, może te wcześniejsze - Hieronimus przypominał sobie dni w Nordlandzie i Kislevie, gdzie traktowany był jak wyrzutek.- byłem złym człowiekiem - ciągnął dalej , łamałem prawa zarówno ludzkie jak i boskie, jestem ścigany w wielu prowincjach za różne przestępstwa zarówno za te, które popełniłem i te, które mi przypisano. Śmierć tych wszystkich uświadomiła mi, że nie mogę, nie chcę się ukrywać, chcę żyć i cieszyć się każdym dniem - pochmurnym i słonecznym, mroźnym i upalnym. Chcę zrobić coś, co zmaże me winy, przynajmniej w oczach Sigmara i innych bogów, chcę ocalić tych ludzi, a później...to już zależy od Ciebie. Wyciągnął ubrudzoną od ziemi prawicę w kierunku strażnika dróg, następnie udał się do kapłana i zaczął podobną rozmowę.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
QuartZ
Pomywacz
Posty: 33
Rejestracja: poniedziałek, 12 stycznia 2009, 22:07
Numer GG: 1552322
Lokalizacja: 431B

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: QuartZ »

Karan

Krasnolud nie był nawet zmęczony. Może to adrenalina buzowała w jego żyłach, a może całą sytuacja była tak irracjonalna, że nie potrafił się w niej odnaleźć. Mimo to zachował jeszcze pewne zasoby zdrowego rozsądku i zwrócił się do towarzyszy.

- W forcie nie mieli byśmy szans nawet na to. Karan widział wiele i z wielu rzeczy Karan na pewno nie został by za palisadą. - Wiedział, że to nie pocieszy rodzin zabitych, jednak nie starał się też za bardzo pocieszać. Nie miał w tym doświadczenia. W ogóle nie miał doświadczenia w jakichkolwiek kontaktach z innymi żywymi istotami. Co innego zmarli.

- Karan przejdzie się, Karan zostawi wstążki, strzępki, czy cokolwiek innego na drzewach, a Wy odpocznijcie chwilę. Ruszyć musimy od razu, ruszyć musimy zanim przyjdzie więcej.

Miał nadzieję, że amulet pozwoli mu swobodnie przeprowadzić mały zwiad po okolicy, kiedy morryta będzie czuwał nad bezpieczeństwem pozostałych. Zwrócił się do zgromadzonych kobiet, oraz wszystkich innych obecnych po wszelkie sznurki, wstążki i inne przedmioty którymi będzie mógł oznaczać drogę, po czym sprawdził czy miecze luźno leżą w pochwach i poszedł.

Szedł ostrożnie nie wiedząc w sumie czego szuka. Trzymał się w przybliżeniu kierunku w którym szli przedtem patrząc na linii wzdłuż każdych 2 poprzednich znaków i posuwał się naprzód sprawdzając czekającą ich ścieżkę. Nie chcieł oddalić się za bardzo, więc gotów był zawrócić jak tylko skończą mu się znaczniki.
"Obserwujemy ciekawe zjawisko: bełkot jako środek porozumiewawczy między ludźmi."
Stanisław Jerzy Lec,
On na pewno wiedział o przyszłości internetu - jasnowidz!
No Name
Bombardier
Bombardier
Posty: 676
Rejestracja: środa, 26 marca 2008, 20:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków, Bielsko w weekendy i święta. :)

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: No Name »

Hannes

Z kompletnym zdezorientowaniem zerwał się na nogi. Rozglądał się tępo dookoła, nie mówiąc nic. To dziwne zdarzenie wzbudziło w jego towarzyszach chęć do działania, lecz Hannes nie wykazywał choćby odrobiny inicjatywy. Nie oznaczało to oczywiści, że miał zamiar stać z założonym rękoma. Sprawdził stan swego konia, jego jedynego towarzysza od wielu dni. Nadszedł czas by go porzucić i ruszyć pieszo. Nie przyszło mu to zbyt trudno, zawsze starał się nie przywiązywać wagi do rzeczy mniej ważnych niż życie.
Wtedy podszedł do niego Hieronimus i opowiedział o swej przeszłości. Hannes nie bardzo wiedział co odpowiedzieć. Nie był najlepszym spowiednikiem, tym bardziej że na nim samym ciążyły wyrzuty sumienia.
- Kapłani powinni być wśród wyznawców swej religii, krasnoludy w twierdzach i kopalniach, a strażnicy dróg na traktach. Bez względu na to czy jest wojna, czy też nie. Wiesz przyjacielu... sam nie wiem czy ta wyprawa jest dla nas boską karą, czy też ocleniem i drugą szansą. Prawi ludzie naszego pokroju nie migrują, uciekając jak najdalej od zagrożenia. Być może już nigdy nie opuścimy tego lasu, a być może jest on naszą drogą ucieczki od przeszłości... zresztą... nieważne.
Odwrócił się i ruszył w przed siebie. Nagle poczuł się jak ostatni hipokryta. Jeszcze niedawno wmawiał sobie że na świecie liczy się tylko własne życie i bezpieczeństwo, że wszelkie poświęcenie jest jedynie głupotą, a teraz znów sumienie... To prawdziwa hipokryzja.
Poszukując czegokolwiek do roboty natknął się na Khazada.
- Karan nigdzie sam nie pójdzie. Chyba nie chcesz błądzić po tej puszczy samotnie bez jakiegokolwiek rozeznania w terenie? Pozwól że potowarzyszę ci nieco.
Ruszył za krasnoludem, mimo sporej podejrzliwości wobec niego. Chciał się czymś zająć, odpoczywać nie było po co, wszak sny jedynie wzbudzały strach i niepokój. Właściwie to bał się nieco że koszmar ubiegłej nocy znów się powtórzy. Poza tym rekonesans nie był najgorszym pomysłem.
"Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!"

May the Phone be with you!
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Warhammer] Exodus

Post autor: Szasza »

Faustmann i Karan

Stał zdyszany i zszokowany. Widma rozpierzchły się jak mgła, czy zły sen. Czmychnęły przed potęgą jego Pana. Boga, który usłuchał modlitw mało znaczącego akolity gdzieś w zapomnianych zakątkach świata. Boga miłosiernego i potężnego. Tego dnia łaska Morra zdawała się lać na młodzieńca strumieniami.
Rozejrzał się po przerażonych niedobitkach. Zostało ich niewielu. Mimo, że nie mógł uratować poległych i wiedział, że poniekąd sami się do tego przyczynili, czuł się winny. Jeszcze bardziej nieprzyjemna była dla niego myśl, że zanim przeprawa się skończy, do królestwa zmarłych odejdą następne dusze.
Nie wiedział co powiedzieć, więc milczał. Nagle zbliżył się do niego mężczyzna. Faustmann rozpoznał w nim żarliwego sigmarytę, z którym walczył ramię w ramię pod fortem. Zwierzył się kapłanowi z jakichś bliżej nieokreślonych, choć ciężkich przewin. Nic dziwnego. Każdemu, kto bliski był śmierci, zbierało się na wyznania.
-Nie mnie sądzić. Rozliczą cię bogowie, a teraz patrz w przyszłość i staraj się jak najlepiej odpracować swoje winy.
Mężczyzna zaoferował również swoją pomoc w pochówku. Morryta jednak kazał mu poczekać.
Miał powinność wobec swego boga i bliźnich, która nie cierpiała zwłoki. Musiał przez chwilę zostać tym złym i przyoblec się w skórę, tego kto zabrania.

- Stój Krasnoludzie.- rzekł Faustmann stanowczo. Po czym kontynuował na tyle cicho by rozmowa ta została między nimi dwoma.

-Wiem, że może wydać ci się to niedorzeczne, bo w końcu amulet uratował Twoje i zapewne wiele innych żyć, ale jest on iskrą chaosu, którą trzeba zgasić, zanim rozpali ogień .
Rozkazuję ci więc dla dobra wszystkich porzucić ten demoniczny artefakt.
Krasnolud odpowiedział.

- Karan wie, chciał zostawić na skraju lasu żeby zjawy nie poszły za nami, kiedy już uda się wydostać. - Spojrzał na amulet. - Traci się dużo sił, kiedy ma się go przy sobie. Jest jednak przydatny, a nawet kapłan czasem traci siłę do walki.
Kapłan kontynuował, chcąc dogłębniej wytłumaczyć czym grozi korzystanie z tego przedmiotu.
- Wiem, że jest przydatny, ale zapamiętaj. To co stało się z upiorami, powoli dzieje się z naszymi duszami. Trzeba zakopać go i przyrzucić głazami, by zamilkł na zawsze. Jeśli zrobimy to tu i teraz, będę spokojniejszy. Jeśli to on przyciąga zjawy, to opuścimy natychmiast to miejsce.

Krasnolud jednak nie ustępował.
- Karan nie boi się odejść. Karana rodzina odeszła, chyba. Wiele lat Karan szukał i pewność mam już pełną, że nie znajdę ich więcej. Zjawy niech przychodzą. Niech przychodzą tak długo, aż znajdą się tutaj wszystkie. - Podniósł amulet na wysokość oczu. - Albo prawie wszystkie. Może nasyci to apetyt tej błyskotki na chwilę. Może da nam czas, żeby wyjść stąd, żeby znaleźć tunele pod pod szczytami.

To co powiedział wydało się Faustmannowi niedorzeczne. Przed oczy powróciły mu straszne tygodnie spędzone na polach walk z Chaosem. Mimo wzburzonych emocji, pilnował swego tonu.
- Nie mówię o śmierci Karanie. Wierz mi. Tam gdzie masz do czynienia z chaosem śmierć nie jest jednoznaczna. Na północy odprawiałem do królestw mego pana dusze oszalałe i zniekształcone tą chorą energią. Dobijałem żołnierzy, których ciała przemieniłły się w drżące kupy mięsa. Może ta błyskotka kupi ci kilka chwil życia, ale zapłacisz za nie płaczem na tym, co z ciebie pozostanie. Będziesz leżał i patrzył na miejsce gdzie miały być twoje stopy, a teraz jest tam coś, czego nie potrafisz opisać. Będziesz chciał otrzeć krew z oczu powykręcanym kikutem, który miał być twoją ręką...
Akolita przerwał, bo zbrakło mu tchu.
-Zaklinam cię. Bądź rozsądny i skończ z tym teraz, bo zadasz sobie i innym krzywdę o jakiej ci się nie śniło.
Khazad odpowiedział, wciąż nie zgadzając się z rozmówcą.
- Może masz rację, może. Teraz jednak pozwól mi zrobić ten zwiad z amuletem. Kiedy się rozdzielamy tylko część ma osłonę, przynajmniej jeśli zostaniemy bez niego. Kiedy wrócimy tu ze strażnikiem, bo chyba nie zatrzyma go nic, zakopiemy amulet na tej dziwnej polanie z kamieniami. Tymczasem nie mamy innego wyjścia. Nie wszyscy są jeszcze w pełni sił, a ktoś musi sprawdzić naszą dalszą drogę.
Chłopak westchnął i wzruszył ramionami.
- Widzę, że cię nie przekonam. Dobrze, ale masz wrócić już bez amuletu. Jakiekolwiek naruszanie tego kręgu, to grzebanie w grząskim gruncie.
Karan zaczął przybliżać Morrycie swój plan.
- Pójdę w kierunku naszego dalszego marszu. Chyba nie chcesz, żebym zostawił go na naszej drodze? - Jeszcze raz spojrzał na amulet. - Wolałbym zostawić go za nami, żeby tym bardziej nie chciało się po niego wracać. Nie wiesz jak potrafi kusić.
- Na szczęście nie. Twoja w tym głowa byśmy już więcej go nie zobaczyli. Czynisz to dla dobra nas wszystkich. Niech mój pan ma cie w opiece i odsunie od ciebie złudne sny chaosu. -Odczuwając bezsilność wobec zatwardziałego oponenta, odrzekł młodzian.
- Karan nie jest głupi, szukam jedynie wyjścia z sytuacji. Czemu masz mi za złe, że ten stary krasnolud jak wszyscy nie chce jeszcze umierać? Może i nie cenię własnego życia równie wysoko jak inni, może lata spędzone jako hiena cmentarna tak wpłynęły na tego brodacza, ale Karan nie jest głupi. Karan nigdy nie szukał w grobach bogactwa, więc nie osądzaj Karana. - Odpowiedziała nowo poznana hiena cmentarna wyraźnie wzburzona.
Do obrazu zatwardziałego głupca dołączyła właśnie wstrętna profesja. Akolita nie wiedział co zrobić z tym faktem. Czy zadawanie się z takimi osobami nie jest grzechem? To wymagało spokojnego przemyślnie. Chcąc zakończyć tą rozmowę odpowiedział:
- Nie osądzam cię. Po prostu ostrzegam cię przed tym, co może się wydarzyć, jeśli zaufasz tej błyskotce. Nawet jeśli nie idzie o dobro twoje, to dla dobra mojego i wszystkich tu zgromadzonych. Idź i czyń co uważasz za słuszne. Powiedziałem ci to, co miałem do przekazania.

-Nie ma zaufania, ale Karan nie ma magicznych mocy. Nie mam jak radzić sobie ze zjawami inaczej. Przysięgam za to, że nigdy nie założę tego amuletu. Kiedy wrócę może będę potrzebował pomocy, żeby się go pozbyć. Teraz jednak nie mamy czasu na dyskusje. Trzeba uciec z lasu pod ziemię. Im szybciej nam się to uda tym lepiej, więc trzeba nagiąć zasady ostrożności. Karan nie chce zwady, nie chcę tułać się tutaj bez celu, kiedy reszta odejdzie.
Karan już długo nie był wśród ludzi i już wiele lat nie pomagał innym, a teraz robi tylko to, co uważa za słuszne. Nie liczy kosztów.

Morryta odszedł w milczeniu.
Przyszła pora na pochowanie zwłok. Ziemia była twarda i zapewne niegościnna. Kopanie zdawało się być niepotrzebną stratą czasu i energii, ale należało jakoś uczcić zwłoki. Wezwał gestem Hieronimusa. Ten pomógł mu zanieść zwłoki pod jakieś potężne drzewo (najlepiej dąb) i ułożyć je odpowiednio. Następnie kapłan posypał każde ciało kilkoma garściami gleby i zaczął modlić się do Morra o przyjęcie ich do królestwa umarłych. Następnie wziął łom i wyrył nim w korze drzewa prosty wizerunek kruka. Miał nadzieję, że to wystarczyło.
Wrócił do ocalałych.
-Musimy przejżeć pozostawione przez zmarłych toboły. Nie będziemy w stnie wziąć wszystkiego. Musimy zadecydować co będzie najpotrzebniejsze. - Zarządził.
Obrazek
Zablokowany