[Warhammer] Castinaa: Close to the Flame

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

[Warhammer] Castinaa: Close to the Flame

Post autor: Serge »

WARHAMMER

Castinaa: Close to the Flame


Dwudziestego dnia miesiąca Brauzeit powietrze było ciężkie i lepkie. Na tileańskich traktach czuć było intensywny zapach wilgotnego mchu i lasu. Widać było, że dzień Mittherbst (czyli zwiastujący początek jesieni dzień przekwitania) był już za nami. Wszędzie dostrzec można było kończące się lato. Chłopi na polach już dawno zakończyli zbiory i powoli zaczynali myśleć o jesiennych zasiewach. Liście drzew Wielkiego Lasu Luccini zaczęły zmieniać kolor z zielonego na ciemnożółty i brązowy. Leśne zwierzęta szykowały zapasy na zimę. Jak co roku, złota tileańska jesień poczęła wszystkim ukazywać swoje piękno.

Siedziałaś przy filiżance ciepłego espresso i chłonęłaś kolejne zdania najnowszego dramatu Detlefa Siercka w waszej rezydencji znajdującej się w Złotej Dzielnicy Luccini. Tak, to była ta sama książka, która Luca polecił ci przed swoim wyjazdem do bretońskiego L'Anguille, by poszerzyć rynek zbytu win produkowanych przez wasze winnice. Byłaś o niego spokojna, gdyż pojechał tam z Vestellą i jej ojcem chrzestnym – siwym najemnikiem Brochem. Nawet żartowałaś z mężem przed jego wyjazdem, że gdyby on nie załatwił tego kontraktu, to Werner z pewnością to uczyni w inny, sobie znany sposób.

Nie lubiłaś, gdy Luca wyjeżdżał, bo wtedy dom stawał się jeszcze bardziej pusty, zwłaszcza że Vestel i Vestella również wdali się w rodziców i nie mogli usiedzieć w jednym miejscu. Młody Orlandoni ucałował cię tylko dzisiaj z rana w policzek i pobiegł w miasto, jak zresztą codziennie to czynił... gdy oczywiście przebywał w Luccini. Same problemy z tym chłopakiem, a ty zastanawiałaś się, ile swoich wnuków i wnuczek nie poznałaś przez jego miłosne podboje. Pewnie trochę by ich było. No ale miał to po tatusiu...

Wasza najmłodsza córka, dwunastoletnia Vera uczyła się na piętrze pod okiem prywatnych nauczycieli, a ty nie miałaś co z sobą zrobić... nawet książka nie pomagała Ci się skupić... Po prostu się nudziłaś. „Niedługo Święto Miasta”, pomyślałaś. „Ciekawe, czy Luca wróci do tego czasu...”. Istotnie, zbliżało się wielkie święto Luccini, gdzie wino lało się hektolitrami, na ulicach panował radosny nastrój i spontaniczna atmosfera. Sama miło uśmiechnęłaś się do swoich myśli, gdy przypomniałaś sobie jak rok temu, właśnie na festynie, mąż znów wygrał dla ciebie wielką pluszową maskotkę... Przynajmniej Vera miała się czym zachwycać i bawić.

Za oknem panowała przyjemna aura. Słońce rzucało nieśmiałe promienie na drzewa ubrane już w złote liście, a wiatr powiewał lekko próbując je bezskutecznie strącić. Gdy tak uśmiechałaś się do siebie, z zamyślenia wyrwało cię pukanie do drzwi. Na początku było tak ciche, że myślałaś że tylko ci się wydaje iż ktoś puka. Gdy powtórzyło się, zawołałaś.

- Katarina, otwórz drzwi!

Chwilę później skrzywiłaś się, gdy przypomniałaś sobie, że Luca dał dwa dni urlopu waszej służącej. Odłożyłaś więc książkę i filiżankę i podeszłaś do wielkich drewnianych drzwi. Przekręciłaś z klucza i otworzyłaś, a twoim oczom ukazał się średniego wzrostu mężczyzna, który najwyraźniej zdziwił się widokiem tak pięknej kobiety, bo aż cofnął się dwa kroki. Przyjrzałaś mu się uważnie. Mógł mieć nie więcej niż 30 lat, był niemal łysy i niezbyt przystojny. Na sobie miał czarne spodnie i kubrak tego samego koloru.

- Prze... przepraszam... czy tutaj mieszka Luca Orlandoni? Chyba nie pomyliłem domów? - zapytał nieśmiało chrząkając. Jego tileański nie był najlepszy, od razu wyczułaś że to przyjezdny z Imperium. Mężczyzna wyraźnie unikał kontaktu wzrokowego, chyba nieco go onieśmielałaś.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru

Re: [Warhammer] Castinaa: Close to the Flame

Post autor: Ouzaru »

Uniosła lekko jedną brew do góry i spojrzała się na mężczyznę swym pytająco-świdrującym wzrokiem. Oparła się o framugę, jej postawa dość jasno mówiła, że nie wpuści go do domu.
- Nie pomylił pan - odpowiedziała szybko i uśmiechnęła się lekko. - Jestem Castinaa Orlandoni. Luca Orlandoni, mój mąż, wyjechał w interesach. Coś pan potrzebuje? Czyżby był panu coś winien? Może mogę pomóc? - Zadawała pytania nie robiąc przerwy na wdech, intonując słowa i bawiąc się, gdy nieznajomy niemal się pocił, by ją zrozumieć. - Jak się pan nazywa?

- Wybaczy pani moje maniery, z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić... - mężczyzna nabrał rumieńców. - Nazywam się Augustus, mój mistrz Aponimus Rome, Magister Kolegium Światła przysyła mnie z prośbą do pani męża... Tyle się słyszało o jego wybitnych osiągnięciach w walce z Chaosem, że wybór mógł paść tylko na Herr Lucę... No ale skoro go nie zastałem... - mężczyzna począł się wycofywać, choć po chwili spojrzał na nią zagadkowo. - Chyba że jego żona, Frau Castinaa jest zainteresowana tym, co miałem Herr Orlandoniemu do powiedzenia? - Ukłonił się służalczo, a ona skrzywiła się lekko. Ile to razy widziała już takie dziwne zachowania imperialnych sługusów...

- Mhm, posłucham cię, Augustusie - stwierdziła i odsunęła się, gestem zapraszając go do środka. - Proszę spocząć w salonie, zaraz przyniosę coś chłodnego do picia.
Z tymi słowami poprowadziła go chwilę do zacienionego pomieszczenia i skierowała do spiżarki wbudowanej w kuchnię. Przez ten czas mężczyzna mógł podziwiać bogatą i niezwykłą kolekcję broni, rozwieszoną na ścianach w salonie. W honorowym miejscu znajdowały się dwa pistolety i długi sztylet o pofalowanym ostrzu. Augustus dotknął palcem kolby, mógłby przysiąc, że dostrzegał ślady użytkowania.
- Proszę - Castinaa mruknęła i głośno odstawiła tacę na niskim stoliku. Łyżeczka w cukierniczce podskoczyła dźwięcznie, a napój w kryształowym dzbanku się zakołysał.
- Zatem?

Mężczyzna, nieco skonfundowany nagłym i bezszelestnym pojawieniem się czarnowłosej piękności aż sobie przysiadł i zbladł patrząc na jej wspaniałe lico. Chwilę potem, gdy zmierzyła go swoim twardym spojrzeniem, utkwił wzrok w podłodze i zaczął mówić bawiąc się przydługimi rękawami swej tuniki.

- Ostatnio... - zaczął nieśmiało. - Ostatnio miały miejsce w Luccini dziwne wydarzenia, jednak nie moja rola o tym mówić. Mój mistrz, Aponimus Rome, chciałby zaprosić panią, Frau Castinoo na prywatną audiencję do 'Złotego Młota', chyba zna pani tę gospodę? - Spojrzała na niego znad filiżanki swego espresso. Istotnie, Luca od czasu do czasu zabierał ją do tej wysokiej klasy knajpy na wystawne kolacje i skoro ktoś zapraszał ją właśnie tam, to nie mogła to być błaha sprawa. - Nie ukrywam, że sądziłem, iż zastanę pana Orlandoniego, jednak wiele historii krąży po Imperium w związku z rozbiciem Ordo Septenarius i pani imię również pojawia się w tych opowieściach. Zatem śmiem sądzić, że mój pan będzie zaszczycony mogąc gościć osobę równie zasłużoną dla Imperium co Herr Luca... - skończył wpatrując się w jej... oblicze. Zapewne oczekiwał konkretnej odpowiedzi.

Skinęła lekko głową i odstawiła filiżankę, prostując się dumnie.
- A już myślałam, że tylko o nim się mówi... - westchnęła. - Stanowimy duet i nie ukrywam, że wolałabym, żeby mój ukochany był tutaj i mógł się zająć tą sprawą razem ze mną. Skoro jest nieobecny, jego odpowiedzialność spada na mnie. O której mam przybyć? - zapytała, mówiąc płynnie i szybko. Dobrze się bawiła kosztem tego przerażonego mężczyzny, już dawno nie miała żadnej rozrywki.

- Najlepiej dziś po południu, powiedzmy sześć dzwonów do północy – Augustus wstał z miejsca, wiedząc, że ta wizyta nie potrwa już zbyt długo. - Dziękuję za zainteresowanie sprawą, Frau Orlandoni, z pewnością imperialne Kolegia Magii tego pani nie zapomną. Mój mistrz będzie czekał na panią... 'Złoty Młot', pokój numer osiem na piętrze. - Skinął głową, ukłonił się w pół po czym ruszył w kierunku drzwi. Musiała przyznać, że to spotkanie nie trwało zbyt długo i było najdziwniejszym, jakie ją ostatnio spotkało.

Zaraz po wyjściu Augustusa, Castinaa wzięła się za szykowanie sobie ciepłej kąpieli. Musiała przecież ładnie wyglądać i oczywiście pięknie pachnieć. Natarła wilgotne ciało olejkami, poczekała, aż skóra przestanie się do wszystkiego kleić, założyła zieloną suknię, upięła włosy i wyszła na spotkanie. Przygotowania zajęły jej tyle czasu, że musiała się trochę pospieszyć. Pod delikatnym materiałem swego odzienia ukryła dwa ostrza, a w krótkim kubraczku schowała kolejne dwa. Słońce jeszcze mocno grzało, ale wieczór zapowiadał się na raczej chłodny...
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Castinaa: Close to the Flame

Post autor: Serge »

Wsiadłaś do powozu, który czekał na ciebie przed domem i ruszyłaś pod wskazany adres. Mimo że słońce chyliło się ku zachodowi, ulice najstarszego tileańskiego miasta nadal były gwarne i miałaś wrażenie, że z każdą chwilą pojawia się na nich więcej ludzi. Stary Francisco spokojnie prowadził powóz, toteż mogłaś zachwycać się w pełni pięknym widokiem swego rodzinnego miasta. Wyniosłe, piękne budynki, usłane złotymi liśćmi parki, świątynie Sigmara, Ulryka i Shallyi – wszystko to składało się na piękno Tarczy Południa. Nierzadko mijałaś spieszących się gdzieś krasnoludów, niziołki, elfy, a nawet... ogry. Tak, tak, Luccini było miejscem, gdzie można było spotkać przedstawicieli różnych profesji i ras, nawet tych uważanych za groźne dla człowieka. Zwłaszcza że zbliżało się Święto Miasta.

W końcu, po niemal kwadransie, mijając kilka bogatszych dzielnic, dotarłaś na miejsce. Nakazałaś Francisco, by zrobił sobie krótką przerwę i wraz z tobą wszedł do „Złotego Młota” by zamówić sobie coś do picia. Luksusowe wykończenie gospody nadal robiło na tobie ogromne wrażenie, mimo iż nieraz jedliście tutaj z Lucą obiady i kolacje. Zresztą, nie mogło być inaczej, gdyż knajpa znajdowała się w dzielnicy kupieckiej, więc musiała swoim wystrojem i klimatem wabić potencjalnych przyjezdnych i miejscowych klientów. Czerwone draperie z aksamitu obrobiono złotymi nićmi, na podłogach spoczywały miękkie wykładziny i skóry egzotycznych zwierząt. Na każdym stole znajdował się biały obrus, pośrodku którego stały małe wazony z kwiatkami. Wygodne fotele wykończone były finezyjnymi, wyglądającymi na elfie wzorami. Ktokolwiek urządził to miejsce, musiał mieć sporo pieniędzy i wybitne poczucie gustu. W środku pełno było gości – począwszy od takich, którzy wyglądali na uczonych bądź magów, skończywszy na kilku strudzonych podróżnych, którzy najwidoczniej byli przy pieniądzu.

- Poczekam przy barze, pani. - stary woźnica skinął ci lekko głową, po czym poczłapał w kierunku szynku. Ty zaś od razu skierowałaś się na piętro.

Szybko znalazłaś pokój numer osiem. Na pukanie odpowiedział ci szczęk zamku i łysy łeb szczerzącego się do ciebie Augustusa. Sługa zaprosił cię do środka i sam zniknął, prosząc byś poczekała tutaj spokojnie. Rozejrzałaś się po pokoju – był wystawny, choć jak na twój gust znajdowało się w nim zbyt wiele tlących się świec. Kilka chwil później drzwi pokoju otworzyły się i do środka wszedł wysoki, zakapturzony mężczyzna ubrany w białe, bogato zdobione szaty. W tym momencie płomienie świec rozbłysły jeszcze bardziej rozjaśniając komnatę. Gdy zrzucił kaptur ujrzałaś starszego mężczyznę o białych, prawie przezroczystych włosach i starannie przystrzyżonej brodzie tej samej barwy. Jego oczy również były całkiem białe i nie posiadały widocznych tęczówek, co nadawało jego źrenicom niepokojący wygląd. W prawej dłoni dzierżył długi kostur.

- Zaczadzieć można od tych świeczek - rzucił rozbawiony do ciebie idealnym tileańskim. - Wiem że to tradycja Kolegium Światła ale Augustus jak zwykle przesadza. Jak zapewne się domyślasz, droga Pani, nazywam się Apominius Rome i to ja cię tutaj wezwałem. Dziękuję za przybycie...

Zamilkł na chwilę wpatrując się w ciebie. Musiałaś zrobić na nim mocne wrażenie.

- Właściwie spodziewałem się Herr Orlandoniego, ale panna Marie Effenberg tyle dobrych rzeczy o pani opowiadała, że z pewnością i pani mogę przedstawić obraz całej sytuacji. Do rzeczy więc... - rzekł, klaszcząc w dłonie. - Wiem, że jest pani poważną kobietą i z pewnością nie próżnuje. Jednak myślę, że to co powiem, zainteresuje panią. Ostatniego miesiąca Czasu Orki mała dziewczynka imieniem Corrine, szła brzegiem Morza Tileańskiego z ojcem, chłopem o imieniu Antonio. Mała zeznała potem, ze jej ojciec stanął nagle w płomieniach i w ciągu kilku chwil spłonął na popiół. Dziewczynce, mimo iż trzymała płonącego ojca za dłoń, nic sie nie stało. Corrine oskarżono o to że jest czarownicą, a zapewne sama pani wie jaki los spotyka w tych stronach wiedźmy. Miała dopiero siedem lat... dwa tygodnie później młody kupiec zapalił sie kolumną biało-niebieskiego ognia na głównym rynku Luccini, na oczach tuzinu świadków. Nikt nie potrafił wyjaśnić przyczyny jego śmierci.
Rome zamilkł na moment, pozwalając ci oswoić się z tymi wiadomościami. Po chwili znów zaczął:

- W tej okolicy od kilku miesięcy dochodzi do spontanicznych samozapaleń. Ich ofiarami padło już osiem osób, przynajmniej o tylu wiemy. Obecnie atmosfera jeśli chodzi o podejście do oddziałów naszych Kolegiów w Luccini stała się nieco napięta, a nikt z możnych włodarzy miasta nie przejmuje się tym, ze ludzie stają w płomieniach - uśmiechnął się sarkastycznie. - Wszyscy po cichu obwiniają nas, magów...

Czarodziej Światła potrząsnął głową po czym spojrzał ci głęboko w oczy:
- To niedopuszczalne - jego głos był poważny - Ochrona życia przed siłami mistycznymi i nadprzyrodzonymi to obowiązek, który poprzysięgliśmy dopełnić. Sprawa wygląda tak: chciałbym aby odkryła pani przyczynę tych zgonów i położyła im kres. Wiem, że ma pani na głowie różne obowiązki, ale to sprawa niecierpiąca zwłoki i jestem przekonany, że pani mąż zgodziłby się nam pomóc. Czy i pani wykaże taką wolę? - uśmiechnął się ciepło. - Oczywiście nie za darmo...

Aponimus klasnął w dłonie, a do pokoju, niczym na umówiony znak wkroczył Augustus z małym zawiniątkiem w dłoni. Czarodziej wziął od niego paczuszkę i rozwinął białe płótno ukazując ci dwie finezyjnie wykonane złote obrączki.
Obrazek - Jak zapewne się pani domyśla, te obrączki nie są tak zwykłe na jakie wyglądają. Każda z nich ma magiczną moc, która chroni w pewien sposób właściciela przed złą magią. Dopasowują się do palca noszącego i tylko on może je zdjąć. Będą pani, jeśli podejmie się pani zadania. Upominek w sam raz na rocznicę ślubu dla siebie i męża... nie sądzi pani, Frau Orlandoni? - Aponimus uśmiechnął się szeroko, oczekując na to, co masz do powiedzenia.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Zablokowany