[Slayers] - Pierdut, czyli "Ups... pomyliliśmy SIĘ"

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

[Slayers] - Pierdut, czyli "Ups... pomyliliśmy SIĘ"

Post autor: Qin Shi Huang »

No to zaczynamy.
Grają:
-Kaczor
-The Wierd One
-Ojciec Mróz
-Samanta

To co robimy piszemy normalnie, to co mówimy od myślnika, to co myślimy kursywą a to co poza sesją wytłuszczone
Piszemy w trzeciej osobie liczby pojedynczej czasu przeszłego i staramy się zachowywać zasady gramatyki oraz ortografii.
Start





Pomarańczowe słońce wznosiło się nad brązowymi, czasem porośniętymi lekkim mchem dachówkami. Nadawało niebu i okolicznym chmurom odcienie różu i pomarańczy. Temu pięknemu wschodowi słońca towarzyszył poranny zgiełk miasta. Słuchać była rytmiczne stukanie i szczęk żelaza z Kuźni oraz pokrzykiwania z placu targowego.
- Ustawiaj szybciej ten stragan! A ty uważaj z ta skrzynia to delikatne! Spieprzaj mi z tymi rybami!
Ashbenquer, którego strażnicy przed chwilą zrewidowali i wpuścili do miasta, był świadkiem wypadku w którym tragarz wywalił ładunek ryb na stragan z porcelaną. Po odgłosie tłuczonych wazoników, talerzy, filiżanek i urn, rozległo się wściekłe wycie jednego z kupców. Elf Calil wychodzący z zaułka, mógł też usłyszeć ciche bluzgi drugiego kupca. Prawdopodobnie tego od ryb.
Wraz z przyjściem dnia, z karczmy wyszło kilku stałych jej klientów w stanie wskazującym na wiele i nienadającym się do niczego.
Ot zwykły poranek w almekiańskim handlowym miasteczku Hazen, położonym nieopodal granicy z Seyruun. W takim miasteczku wielu podróżnych zatrzymywało się nawet na dłuższy czas by odpocząć w wędrówce.
-Na najświętszego Cyphieda! Wiesz ile do wszystko kosztuje?! - Wrzeszczał handlarz porcelaną. Jego głos niósł się zaułkami i uliczkami. Obudził nawet Samantę, która do tej pory spała smacznie w swoim pokoiku w gospodzie "Pod Wyrwidrzewem" mającej w szyldzie ogra trzymającego w jednej ręce wyrwane z korzeniami drzewo a w drugiej beczkę piwa. Wznoszący okrzyk ogr, wyglądał jak zachęta dla pijaczków do wszczynania burd, jednak ostatnio w tej gospodzie było niezwykle spokojnie. Z dołu karczmy roznosił się przyjemny zapaszek jajecznicy na boczku. Zapach dosięgał także ludzi na ulicy, którzy niestety nie mogli zrobić sobie teraz przerwy w pracy. Wielki człowiek z niewolniczym tatuażem na twarzy wyglądającej przez tę ozdobę jak popękana mozaika, zbudził się nagle. Jego miecz dalej leżał przy nim pod stołem.
Jeden ze strazników, nagle popchnął Ashbenquera. Mimo, ze przyszło mu to z dużym trudem, odsunął go pod bramu. Nagle do miasta wjechała ozdobna Karoca ze znakiem królestwa Almekii. Ciągnęły ją cztery białe konie spięte posrebrzanym łańcuchem, przyozdobionym złocistymi troczkami. Za Karocą przyszła jej świta. Ze 200 ciężkozbrojnych konnych, około 150 kuszników i pięciu Paladynów królewskich.
Na głównym placy nagle zrobiło się tłoczno od żołnierzy. Z karocy wyszedł człowiek w białej szacie ze znakiem Cyphieda. Był to Kapłan świątyni Króla Płonącego Smoka Cyphieda. Był to człowiek o niewielkiej nadwadze, krótkich czarnych włosach i niezwykle pompatycznym wyrazie twarzy.
-Musimy się koniecznie zatrzymywać von Czirka? - skierował pytanie do jednego z paladynów - wstaje poranek, to raczej pora na odjazd.
-Musimy - odpowiedział mu paladyn krzywiąc twarz w lekkim grymasie. Nie podobało mu się, ze kapłan zwraca się do niego tak bezpośrednio, bez okazania należnego szacunku - tak się składa, ze my wytrzymamy wiele, ale konie to inna sprawa. Muszą odpocząć, nie moja wina że nie zdążylismy do miasta przed zmrokiem.
-No dobrze dobrze... ehh... nie ma tu jakiejś lepszej gospody niż ta?
-Nie. W ty mieście to jedyna.
-Dobrze więc... chodźmy tam. - zakomenderował kapłan. Von Czirka poszedł za nim. Jeden z Paladynów poszedł załatwić sprawy w ratuszu a inny wydawał rozkazy co do rozłożenia obozu pod murami miasta. Miasteczko Hazen nie było na tyle duże, by ich obóz się w nim zmieścił.
Gdy Kapłan wszedł go gospody, wyciągnął z wewnętrznej kieszeni szaty chusteczkę i przesłonił nią nos i usta.
- Gospodarzu! Przewietrz tutaj! Zaduch tu i smród! - krzyknął już w progu - I wyrzućcie stąd tego pijaka! - dodał wskazując na Karsę, który właśnie budził się po nocnej popijawie.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Ojciec Mróz
Marynarz
Marynarz
Posty: 249
Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
Numer GG: 2363991
Lokalizacja: Skądinąd

Re: [Slayers] - Pierdut, czyli "Ups... pomyliliśmy SIĘ"

Post autor: Ojciec Mróz »

Karsa Orlong

Karsa widząc wskazującego na niego mężczyznę dźwignął się ciężko z ławy. Długo trwało zanim wyprostował swoje blisko dwuipółmetrowe ciało. Łysą głową, z której spływał jedynie długi, zapleciony w warkocz pukiel włosów, dotykał do sufitu karczmy. Przez jego skacowany umysł zaczynały powoli przebiegać pierwsze w miarę składne myśli, nieśmiałe jeszcze i nie do końca jasne. Grymas wykrzywił jego twarz, która dzięki tatuażowi wyglądała jak popękana ceramiczna maska. Rozprostował potężnie umięśnione ramiona, aż coś strzeliło mu w stawach. Z gardła wydobyło się krótkie warknięcie. Sięgnął do wystającej mu zza ramienia rękojeści olbrzymiego dwuręcznego miecza, ale kiedy jego dłoń złapała jedynie powietrze otrzeźwiał ze zdziwienia na tyle, że udało mu się zauważyć kręcących się za drzwiami karczmy zbrojnych. Karsa, mimo swojego stanu, uzmysłowił sobie bezsens ataku na człowieka stojącego w wejściu. Chociaż rozważał taki atak mimo wszystko, nawet jeśli zginąłby z rąk żołnierzy, to przynajmniej pozbył by się tego cholernego kaca. Potrząsnął głową kilka razy, co pozwoliło mu nieco wyklarować myśli, czuł jak jego ciało zaczyna pozbywać się toksyn i trucizn, jakie wpakował w siebie poprzedniej nocy. Dziękował Dziewięciu za teblorską wytrzymałość i zdolność do szybkiego odzyskiwania sił. Po chwili znów spojrzał na mężczyznę drzwiach i warknął:

- Spróbuj szczęścia człeczyno. Jeśli jeszcze raz obrazisz Karsę Orlonga, to twoja głowa potoczy się po tej podłodze zanim zdążysz mrugnąć. A w chwilę później dołączą do niej głowy twoich sługusów.

Siadł powrotem na ławie, podnosząc leżący na podłodze miecz. Teraz dokładnie było widać, że jest to broń, którą posługiwać się mógł tylko taki olbrzym. Długie na wysokość mężczyzny i szerokie na dwie dłonie ostrze wyglądało, jakby wykonane było z jednego, litego odłamka ciemnoszarego krzemienia. Krawędzie klingi lśniły tak jak lśni tylko gładzony kamień. Rękojeść, w której osadzono ostrze, miała jakieś pół metra długości i owinięta była ściśle skórzanym rzemieniem. Broń nie miała jelca, za barierę dla przesuwającej się dłoni służyła tylko szeroka dolna krawędź klingi. Olbrzym nosił na sobie dziwaczną zbroję, na grubą, sztywną skórznię, która osłaniała jego barki i korpus, nabite miał dziesiątki skamieniałych muszli, każda wielkości dużej monety. Zbroja postukiwała złowróżbnie przy każdym poruszeniu wielkiego ciała.

Karsa sięgnął po stojący przed nim dzban z resztką wina i wypił całość znajdującego się wewnątrz płynu. Było dokładnie tak samo ohydne jak wieczorem. Skrzywił się, ale przełknął alkohol i głośno westchnął. Okropnie nie lubił mieć kaca …
DUB W NOSIE !

Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
Kaczor
Marynarz
Marynarz
Posty: 380
Rejestracja: sobota, 18 listopada 2006, 16:52

Re: [Slayers] - Pierdut, czyli "Ups... pomyliliśmy SIĘ"

Post autor: Kaczor »

Calhil Galandiril


Mer* był zły. Słońce na horyzoncie rażące jego wyczulone oczy, hałasy raniące słuch. Gdyby nie ostatnia noc, miasteczko przeżyłoby chyba najbardziej czerwony świt w historii. Zaspokojony jednak Elf westchnął tylko i udał się w stronę widzianej uprzednio karczmy. Chciał się przespać, może napić się czegoś-ogólnie zaczekać do zmierzchu by wyruszyć dalej. Gdzie? Zastanowi się po drodze, przecież teraz nie będzie zawracał sobie tym głowy. Początkowo celem był Seyruun, jednak Calhila naszły wątpliwości. Nie lubił tego kraju. Za dużo tam było magów. I maniaków sprawiedliwości. Elf oblizał wargi. Był to jeden z jego nielicznych nawyków. Poprawiał mu nastrój, jednak zwykle inni patrząc na to, odczuwali instynktowny strach. Galandril nie wiedział zupełnie dlaczego. Gdy poirytowany szedł do karczmy za nim zaczęła się jakaś nowa awantura. Pewnie przyjechał jakiś kolejny kupczyna z obstawą-przeszło przez myśl merowi. Jednak nawet przez sekundę to, by sprawdzić. Nie ten typ. Wchodząc do karczmy pierwszym co poczuł to aura białej magii. Szybko się zamaskował i rozejrzał wokoło. Szykowało się na poważną awanturę. Jakiś ogromny, rozjuszony, pijany osobnik siedział przy stole widocznie lekceważąc wściekłego osobnika stojącego tuż obok. Elf skupił jednak uwagę na wielkoludzie. Otaczała go silna aura szamanizmu. Mózg mera szybko analizował powstałą sytuację. Ogarnęła go fala wspomnień:
.......................................................................................................................

-Smoki charakteryzują się ogromną siłą...-Mistrz rozkaszlał się głośno. -Siłą magiczną i fizyczną. Są silne, wytrzymałe i żyją bardzo długo. Tego pewno uczyli cię w tych twoich elfickich szkółkach dla panienek. Jednak to, co tobie wystarczy to tyle, że zawsze! Zawsze musisz unikać tych cholernych stworzeń. Są niebezpieczne i nieprzewidywalne! W dodatku obdarzone magicznym talentem. Jeśli chcesz unikać wykrycia, pamiętaj żeby uważać na cholerne ryzoku! Mimo tego kim jesteś, w walce z nimi nie ma miejsca na ten twój głupi kodeks walki! Musisz je zabić możliwie najszybciej!-Tyrada została przerwana przez nagły atak kaszlu. Po kilkunastu sekundach atak się skończył. Od roku to się nasila. Pewnie niedługo czeka go koniec.-Pomyślał Calhil. Jego mistrz jednak wydawał się być gotów do podjęcia tematu więc natychmiast się skupił. -Łatwiej uniknąć smoka niż się z nim mierzyć! Zapamiętaj sobie. Mimo iż ryzoku się maskują zmieniając formę na ludzką, to jednak nigdy nie uda im się zostać w pełni niewykrywalnymi. Zwykle są to wielcy brutalni mężczyźni z czarnymi włosami, ważą nad wyraz dużo i najważniejsze....
.............................................................................................................................
Calhil nie pamiętał co było najważniejszym znakiem szczególnym jaszczurów. Jednak...aura, wzrost, zachowanie. Pieprzony smok! Elf upewnił się, czy uda mu się uniknąć wykrycia. Jeśli nie, to uda się jak najszybciej w poszukiwaniu pokoju. Jeśli tak to stanie w cieniu i będzie się przysłuchiwał tym dwóm ciekawym stworzeniom.


*mer z tego co pamiętam to określenie na elfa.
"Yet another beautiful moonlit night."-Alucard :D
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: [Slayers] - Pierdut, czyli "Ups... pomyliliśmy SIĘ"

Post autor: Samanta »

Samanta Bloodmoon

Ze snu obudziły ja jakieś wrzaski dochodzące z ulicy.
-"...Wiesz ile do wszystko kosztuje?!"
Rozpoznała głos handlarza, który wczorajszego dnia wciskał jej porcelanowe talerze
-"Pani, za pół darmo" - Ten sam głos był tym razem wypełniony złością. Na ustach kobiety pojawił się lekkich uśmiech. Destiny otworzyła lekko oczy lecz szybko zacisnęła je z powrotem. Cholerne słonce- Mruknęła wyciągając się tak ze każdy mięsień w jej ciele był teraz natężony. Samanta ziewnęła i podniosła się z niewygodnego loża. Po raz kolejny tego ranka otworzyła oczy lecz były one ciągle przymrużone. Monotonnym krokiem ruszyła do okna perz które wpadały promienie słońca. Szybkim ruchem dolni zasłoniła firany. Pomieszczenie wypełniła ciemność. Kobieta zapaliła trzy świece znajdujące się na nocnym stoliku, na którym stała butelka rumu. Złapała za trunek i skończyła pozostałość jednym łykiem.
-Od razu lepiej

Zimna woda, którą właśnie przemyła twarz sprawiła ze kobieta była już w pełni przebudzona. Spoglądając w lustro zobaczyła swoje odbicie. Długie, czarne, aksamitnie gładkie włosy na wpół zasłaniające twarz o pięknych ciemno zielonych oczach oraz pełnych, wyzywających ustach charakteryzowały Samantę. Kobieta zawiązała rzemyk z boku jej czarnego gorsetu. Czas na śniadanko. Uśmiechnęła się na sama myśl i jak głupio to zabrzmiało w jej głowie. Wychodząc z pokoju złapała za swoja sakwę ze złotymi monetami, zostawiając resztę swojej posiadłości na łózko, z myślą ze niedługo po nie wróci. Stawiała swoje kroki ostrożnie schodząc po schodach do gospody. Jej każdy krok, uderzenie obcasa wypełniał cisze pomiędzy wierszami rozmawiających ludzi w tawernie.

-...to twoja głowa potoczy się po tej podłodze zanim zdążysz mrugnąć. A w chwilę później dołączą do niej głowy twoich sługusów. ...
Ironiczny uśmiech zawitał na twarzy czarnowłosej. Podeszła do baru i zajęła miejsce patrząc się na karczmarza.
-Jaki minęła panience noc? - Zapytał entuzjastycznie wąsaty mężczyzna
-Wspaniale - skłamała nie zwracając uwagi na to co się dzieje dookoła niej.
-Na co ma pani ochotę zjeść na śniadanie?
-Dziękuje, nie jestem głodna. - Po chwili rzuciła parę złotych monet na ladę.
-To za pokój. Na razie idę się przewietrzyć, później wrócę po resztę moich rzeczy - Kobieta wstała i zarzuciła na siebie czarny płaszcz, nasuwając duży kaptur na głowę. Jednak droga do wyjścia była zastawiona przez paru żołnierzy oraz jakiegoś "ważnego" mężczyzny. Samanta zaklęła pod nosem, czkając aż przejście będzie wolne.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [Slayers] - Pierdut, czyli "Ups... pomyliliśmy SIĘ"

Post autor: the_weird_one »

Ashbenquer

Ashbenquer cieszył się, iż strażnicy nie sprawdzali czy nie przenosi czegoś pod habitem. Pokazawszy im zebrane liche pieniądze, udał się w kierunku karczmy. Zignorował wypadek, który zasłyszał pośród wielu głosów.
Był głodny i zmęczony po całonocnej wędrówce. Przez zapach zmęczonych żołnierzy i spoconych kupców przebijała sie woń śniadania wskazująca drogę do karczmy równie wyraźnie jak czerwony dywan. Przez to wszystko zgłodniał jeszcze bardziej...
Ściągnął z czoła na oczy czarną przepaskę nie zdejmując kaptura habitu z głowy i udał się w kierunku karczmy. Pod budynkiem zebrał się spory oddział zbrojnych.
-No dobrze dobrze... ehh... nie ma tu jakiejś lepszej gospody niż ta?
-Nie. W ty mieście to jedyna.

Wyglądało na to, iż zbrojne ramię królestwa miało zamiar całkowicie i z wyłącznością zająć budynek i usługi karczmarza. Ashbenquer przygryzł wargę. Będzie musiał wybłagać wejście do środka. Podszedł szybkim krokiem do jednego ze zbrojnych przy wejściu licząc, iż powie swoje zanim zostanie odepchnięty siłą bez pytania.
-Spróbuj szczęścia człeczyno. Jeśli jeszcze raz obrazisz Karsę Orlonga, to twoja głowa potoczy się po tej podłodze zanim zdążysz mrugnąć. A w chwilę później dołączą do niej głowy twoich sługusów.
Zastanowiło go, kto może w ten sposób się zachowywać w obliczu żołnierzy królewskich, ale musiał przełożyć to na później. Przemówił do zbrojnego błagalnym głosem...
-Panie zbrojny, zmiłujcie się, wpuśćcie mnie ino do środka, ja jestem tylko ślepym żebrakiem, zmęczonym i głodnym tak i wy... Zajmę miejsce w kącie, w rogu i nie będę wam wadził, proszę was na waszą służbę, dobry panie...
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Slayers] - Pierdut, czyli "Ups... pomyliliśmy SIĘ"

Post autor: Qin Shi Huang »

Kapłan przełknął slinę gdy zobaczył jak wielki jest Karsa. Już brał oddech żeby o opieprzyć, ale von Czirka chwycił go za ramie i pokręcił głową. Von Czirka nie był głupi. Wiedział, że ten olbrzym nie da sobie rady z oddziałami stojącymi na zewnątrz, ale z pewnością mógłby zdążyć odrąbać głowy kilku ludziom. Czirka lubił swoją głowę i nie zamierzał się z nią rozstawać. Karsa wyglądał na zaprawionego w boju.
-Panie zbrojny, zmiłujcie się, wpuśćcie mnie ino do środka, ja jestem tylko ślepym żebrakiem, zmęczonym i głodnym tak i wy... Zajmę miejsce w kącie, w rogu i nie będę wam wadził, proszę was na waszą służbę, dobry panie... - powiedział osobnik w habicie, wchodzący do środka.
-Tak oczywiście bracie - powiedział kapłan ustępując drogi. - Ogrzej się przy ogniu. Zapłacę i za twój posiłek. nie wahaj się prosić. - dodał. Czirka westchnął ciężko i pokręcił głową. wielebny zawsze faworyzował stan duchowny, a habit od razu spowodował napływ ludzkich uczuć. Czy to na prawdę, czy to na pokaz, dla rycerza pozostawało to tajemnicą. Zerknął na stojąca nieopodal Samantę. Zmierzył ją wzrokiem i zatrzymał się przez chwilkę na jej tyłku. Dostrzegła to.
Na Calhila nikt nie zwrócił uwagi. Czirka zlustrował go spojrzeniem i nie zauważywszy niczego podejrzanego przepuścił dalej.
- Dobrze więc... - kapłan podszedł do karczmarza - Przygotować pokój. Ma być czysto rozumiesz? I ciepło.
Spraw się szybko.
- Dobrze. Na jakie nazwisko zapisać? - zapytał sięgając po pióro
- Eshbehiel Yarn.
- Witamy pod Wyrwidrzewem Wielebny. - Powiedział szybko i poleciał na górę przygotować pokój.
Wtedy do karczmy wszedł rycerz z byczą głową w herbie.
- Lord Hazen zgodził się wzmocnić straże przy bramach. Do jutrzejszego poranka nikt nie wyjedzie z miasta.
-Doskonale - odrzekł Wielebny Yarn z pompatyczną wyższością nad rycerzami.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Kaczor
Marynarz
Marynarz
Posty: 380
Rejestracja: sobota, 18 listopada 2006, 16:52

Re: [Slayers] - Pierdut, czyli "Ups... pomyliliśmy SIĘ"

Post autor: Kaczor »

Calhil Galandiril

...do jutrzejszego poranka nikt nie wyjedzie z miasta-ostatnie słowa rycerza zwróciły uwagę elfa. Nie żeby głupi strażnicy byliby w stanie powstrzymać go przed opuszczeniem tej dziury. Pewnie nawet nie zauważyliby kiedy umarli. Chodziło o co innego. Jeśli nikt ma miasta nie opuszczać, znaczy że szykuje się coś ciekawego. Albo niebezpiecznego jak diabli. Albo obie te rzeczy na raz-jeśli miał szczęście. Podszedł do rycerza z bykiem w herbie i zapytał
-Dobry człowieku, dlaczego nikomu nie wolno opuszczać miasta?
Ignorując całkiem świadomie urodzenie rozmówcy. Był też ciekawy czy rycerzyk zniewagę zauważy, czy też jest tak tępy jak większość jego stanu. Podczas rozmowy elf ogląda zbroję i oręż rozmówcy(zakładam że posiada).Cały czas ma na oku osobnika, który wygląda jak przeklęty smok.
"Yet another beautiful moonlit night."-Alucard :D
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: [Slayers] - Pierdut, czyli "Ups... pomyliliśmy SIĘ"

Post autor: Samanta »

Samanta

Kobieta zauważyła jak wzrok mężczyzny zatrzymuje się na jej tyłku. Lekki uśmiech zawitał na jej twarzy. Szybko zrobiła krok do tylu zdejmując swój płaszcz, który odkrył jej blada cerę wiedząc ze będzie lepiej jak zostanie w tawernie i dowie się czegoś więcej o całej sytuacji.
-Zmieniłam zdanie, byłoby bardzo milo dostać coś do jedzenia.
Uśmiechnęła się do karczmarza następnie zwróciła wzrok w stronę niejakiego pana Eshbehiela Yarna, który był na pewno kimś bardzo ważnym skoro miał na tyle mocy aby zamknąć bramy do miasta na cala noc.

Cały pomysł nie spodobał się Samancie. Sama miała nadzieje ze jeszcze dziś w nocy będzie mogla załatwić swoje "sprawy" po za granicami miasta. Niestety musiała zrobić, to co ma zrobić właśnie tutaj, w mieście co pewnie nie spodobałoby się nikomu.
-Dlaczego nie możemy wyjeżdżać z miasta aż do jutrzejszego poranka?
Zapytała prawie ze śpiewającym głosem. Jej usta wykrzywiły się w kokietujący uśmiech. Zakładając nogę na nogę siedząc na wysokim krześle wpatrywała się w mężczyznę.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Ojciec Mróz
Marynarz
Marynarz
Posty: 249
Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
Numer GG: 2363991
Lokalizacja: Skądinąd

Re: [Slayers] - Pierdut, czyli "Ups... pomyliliśmy SIĘ"

Post autor: Ojciec Mróz »

Karsa Orlong

Olbrzym siedział naburmuszony przy stole, wciąż walcząc z wszechwładnym i wszechzniewalającym kacem, który łupał mu w głowie niczym oszalały gnomi kowal. Każdy dźwięk powodował dziwne echa, jaskrawe światło wręcz wwiercało się w mózg. Harmider i krzątanina panujące w karczmie powodowały, że Karsa miał ochotę zdjąć swoją głowę z ramion i odłożyć ją na bok. Postanowił zwalczyć tą niedogodność najstarszą i najlepiej znaną metodą. Klinem.

- Karczmarzu! Daj jeszcze dzban tego sikacza, jakie tu uchodzi za wino!

Kiedy do zbolałej i lekko niedomagającej głowy Karsy dotarły słowa napuszonego kapłana potrzebowały kilku sekund, żeby przebić się przez spowijający umysł olbrzyma opar. Gdy jednak się im to już udało Karsa wyprostował się na ławie, przytomniejąc w jednej chwili. Dopiero teraz zauważył czarnowłosą kobietę prezentującą swe całkiem ponętne ciało, obszarpanego mnicha i elfa, który gadał z jednym ze zbrojnych.

-Jak to nie wyjedzie z miasta? Co to znaczy nie wyjedzie?! - warknął - JA ruszam dziś w dalszą drogę i niech któryś z was, człeczyny, spróbuje mnie zatrzymać!
DUB W NOSIE !

Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [Slayers] - Pierdut, czyli "Ups... pomyliliśmy SIĘ"

Post autor: the_weird_one »

Ashbenquer

-Niech bogowie ukochają cię bardziej, niż dotychczas, jeżeli tylko mogą... - wyszeptał na tyle głośno, by był wyraźnie przez wszystkich, lecz na tyle cicho, by nie prowokować rozmowy. Ruszył po omacku w stronę karczmarza, omijając krzykliwego osobnika z daleka. Usłyszawszy kobietę odsunął się w domniemanym kierunku ściany zdając sobie sprawę, iż omal na nią nie wpadł.

-Dlaczego nie możemy wyjeżdżać z miasta aż do jutrzejszego poranka?

Wymacawszy ścianę, szedł wzdłuż niej ledwo zwracając uwagę na zasłyszane fakty, choć cieszył się, że kobieta wyręczyła go pytaniem. Po odgłosach kroków słyszał, gdzie podszedł kapłan i ustalił na podstawie rozmowy położenie karczmarza, do którego w prostej linii się udał, unikając kolizji poprzez sprawdzanie wolną ręką, czy nic nie znajduje się na drodze.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Slayers] - Pierdut, czyli "Ups... pomyliliśmy SIĘ"

Post autor: Qin Shi Huang »

Wielebny Yarn milczał założywszy ręce. Von Czirka zerknął na niego i wymienili krótkie, porozumiewawcze spojrzenia. Kapłan nie miał jak widać ochoty na rozmowę z całym pospólstwem. Karsę, obrzucił pogardliwym spojrzeniem. Bycza głowa wyprostował się i wciągnął zatęchłe powietrze.
- W imieniu Świątyni Płonącego Smoka Cyphieda i Arcykapłana, my Almekiańscy rycerze mamy zaszczyt dostąpić funkcji poborców dobrowolnej daniny na cele likwidacji niedobitków wroga z ostatniej wojny. - oznajmił na jednym wydechu. W brew pozorom, datki na ten cel nie były bezsensowne. Po wojnie z odrodzonym Shabranigdo, wiele demonów, mniej lub bardziej potężnych, skryło się w pobliskich lasach, pieczarach a nawet domach, przejmując kontrolę nad niektórymi ludźmi. Nie była to nowość, takie zdarzały się już dawniej, jednak teraz cała rzecz nasiliła się. Kupcy i podróżnicy mieli większe niż zazwyczaj problemy na drogach, w lasach grasowało coraz więcej wypaczonych i skażonych demoniczną energią stworzeń a demoniczne kilty wampirów rosły w siłę. Ludzie bali się i często mówiono, że trzeba by coś z tym zrobić. Wytłumaczenie było sensowne, jednak z prostolinijnych oczy rycerza, spostrzegawcza wydobyłaby, że kryje się za tym coś więcej.
- Ładunek który przewozi nasz konwój jest niezwykle cenny i wszem o tym wiadomo. Nie możemy pozwolić aby ktokolwiek ukradł i opuścił miasto z choćby niewielką częścią sumy przeznaczonej na ten szczytny cel. Uczciwi i bogobojni ludzie, powinni zrozumieć i znieść drobne niedogodności. - Dokończył i uderzył się w pierś. Jego stalowa srebrzysta zbroja zadudniła głucho. Zapewne pod wpływem uderzenia, zadrżał nawet jego jednoręczny miecz o pięknie wykonanej pozłacanej rękojeści z szafirem w głowni. Kapłan spuścił wzrok na ziemię i przytaknął.
-Tak... na kilka minut można będzie usłyszeć to wszystko na rynku. - dodał kapłan i skierował się do swojego pokoju. Wyglądał na poirytowanego i zniecierpliwionego.
Czirka wyglądał natomiast na zlęknionego. Co chwila rozglądał się niespokojnie starając się robić to dyskretnie. Po chwili wyszedł na zewnątrz by dopilnować swoich wyraźnie czymś rozbawionych żołnierzy.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Ojciec Mróz
Marynarz
Marynarz
Posty: 249
Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
Numer GG: 2363991
Lokalizacja: Skądinąd

Re: [Slayers] - Pierdut, czyli "Ups... pomyliliśmy SIĘ"

Post autor: Ojciec Mróz »

Karsa Orlong

Olbrzym, słysząc słowa zbrojnego, zerwał się wściekły z ławy. Czerwony na twarzy ryknął na całe gardło:

- Na tak kretyński pomysł mógł wpaść tylko jakiś zidiociały człowieczek! Żeby zamiast pilnować ładunku zamykać całe miasto?! Nikt, kto ma choć odrobinę działającego mózgu nie wykombinowałby podobnej bzdury! Z resztą co mnie obchodzą wasze śmieszne podatki ściągane przez wasze śmieszne świątynie, na rzecz waszych śmiesznych bożków! Mnie chroni moc Siedmiu, a żaden demon nie oparł się jeszcze ostrzu mego miecza! Nie potrzebuję waszych głupich modłów ani rycerzyków czmychających na widok wroga! Karsa Orlong wędruje tam gdzie chce i kiedy chce! A akurat dziś chcę ruszyć w dalszą drogę! Jeśli będzie trzeba wyrąbię sobie przejście!

Wielkolud w tym momencie podniósł oparty o stół miecz, zaciskając obie dłonie na rękojeści broni tak, że aż zatrzeszczały palce jego stawów. Czuł, jak jego żyły wypełnia ogień wściekłości. Zawsze miał problemy z podporządkowaniem się zakazom i ograniczeniom, jakie próbowali narzucić na niego inni. Szczególnie, jeśli krzyżowały one jego wcześniejsze plany...
DUB W NOSIE !

Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
Zablokowany