[WFRP 2.0] Serce grozy

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
ulger
Majtek
Majtek
Posty: 140
Rejestracja: niedziela, 18 maja 2008, 21:39
Numer GG: 0
Lokalizacja: R'lyeh

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: ulger »

[Ponieważ Renfild nie ma w tej chwili kompa na chacie i nie wiadomo kiedy będzie miał więc odpisuję za niego. W przyszłości prosiłbym o informowanie mnie o tego typu przeszkodach nieco wcześniej. A przy okazji - skoro jesteśmy przy kwestiach technicznych to chciałbym zwrócić uwagę na konieczność poprawnego używania znaczników BBCode w postach. Chyba wiadomo o czyj post mi chodzi.]

[Volkhard]

Gdy wszedłeś do środka karczmarz właśnie wracał z piętra. Celine siedziała przy stole położonym w rogu sali jadalnej. Właściciel lokalu prawdopodobnie przed chwilą skończył doprowadzać pokoje do stanu używalności po jatce, jaką wczoraj urządziła tam bestia lub zrobił sobie przerwę w sprzątaniu. Wyglądał na zmęczonego i nieco poirytowanego. Jego ręce były umazane krwią a kropelki potu spływały pomiędzy resztkami czarnych włosów. Wczoraj zrobił na tobie wrażenie osoby traktującej z szacunkiem wszystkich gości, których u siebie podejmuje. Jednakże wyraz jego twarzy w trakcie słuchania twojego monologu sugerował, że szacunek karczmarza dla osób starszych może się zaraz drastycznie zmniejszyć. Kiedy skończyłeś spojrzał na Celine, odetchnął, błyskawicznie rozpogodził się i odrzekł:

-Oczywiście, przyjaciele rodziny Lavoie nigdy nie opuszczą mojej karczmy z pustym brzuchem, za moment przygotuję panu coś ciepłego - to powiedziawszy oddalił się na zaplecze.

Odniosłeś wrażenie, że gdyby nie obecność twojej nowej chlebodawczyni, która obserwowała całą scenę nawet nie próbując ukryć rozbawienia, kazałby ci iść do wszystkich diabłów. Trochę później karczmarz wrócił z miską kaszy i kubkiem mleka. Zostawił jadło na stole po czym życząc ci smacznego wrócił na piętro. Zasiadłeś do posiłku zastanawiając się czy przypadkiem nie dodał tam czegoś od siebie.

[wszyscy oprócz Volkharda]

-Zacznijmy od tego, że gdyby stwór był w formie, to zapewne nie byłoby mnie wśród żywych - odpowiedział Leopold - co do twojej teorii to fakt, iż bestia emanuje aurą nienaturalnej energii nie oznacza, że musi być ożywieńcem. Po tym świecie chodzi wiele istot zrodzonych z magii. A jeśli chodzi o Celine to z tego co słyszałem u osób, które dłużej zajmują się magią uwidacznia się jej wpływ, zarówno w wyglądzie jak i w zachowaniu. Oczywiście jeżeli dziewczyna faktycznie jest magiem mogła posłużyć się iluzją. Jednakże czarownik na tyle potężny by przez cały czas ukrywać przed nami swą prawdziwą naturę z pewnością nie dopuściłby do tego by jego twór wymknął mu się spod kontroli, nieprawdaż? Krótko mówiąc ja jestem za podróżą. Starzec zanim nas opuścił również się za nią opowiadał. Co ty o tym sądzisz ogrze?
-Jadę dyliżansem do miasta i żaden przerośnięty kundel mi w tym nie przeszkodzi. -
odpowiedział Agark.
-A więc przesądzone. Udamy się do miasta razem z panną Lavoie - odrzekł Leopold.

[wszyscy]

Po zakończeniu narady wróciliście do środka. Wewnątrz zastaliście Celine i Volkharda zajętych posiłkiem. Dziewczyna przez chwilę sprawiała wrażenie, że zastanawia się nad czymś. Następnie obrzuciła wzrokiem całą grupę po czym zwróciła się do was z tymi słowami:

-Zakładam, że podjęliście decyzję?
-Owszem -
odpowiedział Leopold - zdecydowaliśmy się przyjąć propozycję.
-Cieszy mnie to niezmiernie. W czasie naszej ostatniej rozmowy zapomniałam wspomnieć, iż wczorajsza próba porwania mnie była trzecią w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Musicie wiedzieć, że mój ojciec ma wielu wrogów.


Zapał do podróży dyliżansem niektórych z was gwałtownie osłabł po usłyszeniu tych słów.

-Może pani powiedzieć coś więcej na ich temat? - dociekał Paul - Bądź co bądź przez następne kilka dni to my będziemy ochroną i wszelkie informacje na temat pani prześladowców mogą okazać się pomocne przy wykonywaniu naszego zadania. W szczególności mnie i myślę, że moich towarzyszy również, interesowałoby czy wszyscy oni wyglądają, jak to co zaatakowało nas w nocy.
-Skądże znowu, w dwóch pozostałych przypadkach byli to zwykli bandyci. Myślę, że w związku z wcześniejszymi niepowodzeniami tym razem po prostu postanowili skorzystać z usług jakiegoś maga. Jeśli chodzi o wrogów mojego ojca to niestety nie mogę wam pomóc. Nie zajmuję się interesami rodziny i nie wiem nic na ich temat. Myślę, że dyliżans będzie tu lada chwila. Możecie zbierać swoje rzeczy. A ty mój drogi -
mówiąc to zwróciła się do Agarka - czy byłbyś tak miły i wyniósł na dziedziniec mój kufer?

Ogr zgodził się mamrocząc pod nosem coś na temat jego stosunku do tego typu zajęć.

Po wyjściu na zewnątrz dobiegł was stukot końskich kopyt. Chwilę później na dziedziniec wjechał dyliżans ciągnięty przez cztery konie. Ci z was, którzy mieli okazję być wcześniej w Altdorfie rozpoznali w nim powóz należący do linii Cztery Pory Roku. Załogę stanowili dwaj mężczyźni. Pierwszy z nich, zapewne woźnica, był chyba w wieku Volkharda. Nieco zdziwił się na wasz widok ale Celine wyjaśniła mu w jakim charakterze będziecie jej towarzyszyć. Drugi, znacznie młodszy, zapewne służył jako ochrona dyliżansu. Mimo iż nie wyglądał na kogoś, kto ma wiele lat na karku to poznaczona bliznami śniada twarz i strój typowy dla osoby zarabiającej na chleb mieczem sugerowały, że jest odpowiednią osobą do tego zadania. Powóz sprawiał wrażenie solidnie wykonanego. Konstrukcję z metalu i drewna ozdobiono miejscami złotem ułożonym w motywy roślinne. Bez wątpienia nie był to pojazd wypuszczany na standardowe kursy. Wnętrze dyliżansu wyłożono atłasem w kolorze krwistej czerwieni a siedzenia, dla wygody pasażerów zaopatrzono w poduszki. Czekały was dwa dni podróży w warunkach, do jakich nie byliście przyzwyczajeni. W każdym razie wszystkich oprócz Agarka, który z racji swych gabarytów nie mógł wejść do środka i musiał siedzieć na umieszczonej na dachu pojazdu półce, gdzie zwykle układano bagaże. Ogr nie omieszkał wyrazić swojego niezadowolenia z tego faktu. Kilka minut później ruszyliście w drogę.

[Paul]

”Skąd wiedziała, kiedy przyjedzie dyliżans? Bardzo ciekawe. Wprawdzie miał przybyć w południe... Ale mimo wszystko... Nie czekaliśmy na zewnątrz nawet minuty. Nekromantka czy nie, na pewno nie jest zwykłym człowiekiem”. Starałeś się dyskretnie obserwować Celine, która wydawała się być całkowicie pochłonięta obserwowaniem krajobrazu za oknem. Podróżowaliście już kilka godzin. Dzień powoli ustępował nocy. Przyszło ci do głowy, że nawet jeśli dziewczyna nie parała się ohydną sztuką nekromancji nie oznaczało, że nie jest czarodziejem. Być może była jedną z tych osób, które na własną rękę próbują zgłębiać sekrety magii, co zwykle ma katastrofalne następstwa dla nich samych i otoczenia. To z kolei wyjaśniałoby atak potwora. Na razie nie byłeś w stanie rozwikłać tej zagadki i nawet ni byłeś pewien czy masz na to ochotę. Jeszcze tylko dzień podróży. Potem ta kobieta zniknie z waszego życia.

[Leopold]

Dostało ci się miejsce przy oknie. Przez większość czasu próbowałeś zasnąć jednak nie pozwalał ci na to ból głowy, który nie opuszczał cię od rana. Pocieszający był fakt, że w dalszym ciągu byłeś wśród żywych. Na własne oczy widziałeś jak łatwo przychodziło bestii zabijanie ludzi i to znacznie sprawniejszych w boju od ciebie. Jechaliście już kilka godzin. Wyjrzałeś przez okno. Na zewnątrz słońce chyliło się ku zachodowi. Drzewa na zewnątrz szybko przelatywały ci przed oczami zlewając się w zielono-brązową ścianę. Nagle, w promieniach gasnącego słońca dostrzegłeś ciemny kształt przemykający nieopodal powozu. Jakieś zwierze? Przez chwilę biegł obok po czym zniknął gdzieś pomiędzy drzewami. Najwyraźniej zmęczony umysł płatał ci figle.

Aby zająć czymś myśli powróciłeś we wspomnieniach do początku zimy przed trzema laty, kiedy to miałeś okazję czytać niesławne dzieło Odrica z Wurtbadu. W tej chwili najbardziej istotny z punktu widzenia bezpieczeństwa waszej podróży do stolicy Imperium wydał ci się jego fragment poświęcony zmiennokształtnym. Jeśli pamięć cię nie zawodziła to zdaniem autora księgi te istoty można było zranić wyłącznie bronią magiczną lub wykonaną ze srebra. Wczoraj w nocy potwór mało nie wyzionął ducha a szanse na to, że twoi kompani, strażnicy i ochroniarze Celine dysponowali takim orężem były bliskie zera. Zacząłeś się zastanawiać jak wiele wspólnego z prawdą miał akapit dotyczący przemiany tylko przy pełni księżyca. ”Hmm, być może wkrótce się przekonamy”. Wreszcie, po kilku minutach nadszedł upragniony sen.

[Agark]

”Co ona sobie myśli?! Najpierw mam taszczyć jej kufer a potem jechać na dachu jakbym był jakimś tobołem.” Nie tak wyobrażałeś sobie tą podróż. Cała reszta siedziała wygodnie w środku a ty odmrażałeś sobie tyłek. Gdyby posadzić tu tych dwóch chłoptasiów, którym wczoraj uratowałeś dupska na pewno zmieściłbyś się w powozie. Przynajmniej nie padało i nie musiałeś iść piechotą. Nie chciało ci się spać toteż postanowiłeś wypełnić sobie czas rozmową z towarzyszami niedoli: woźnicą i ochroniarzem, którzy siedzieli metr przed tobą, na koźle. Sądząc po tym jak się trzęśli zimno doskwierało im jeszcze bardziej niż tobie. Początkowo trochę się ciebie bali, wkrótce jednak strach ustąpił miejsca ciekawości. Po jakimś czasie doszedłeś do wniosku, że miejsce jakie ci się dostało nie było takie złe. Przynajmniej miałeś z kim pogadać bo twoich kompanów czasami trudno było zrozumieć. Woźnica nazywał się Otto i powożeniem parał się przez większość życia. Drugi był znacznie ciekawszy. Po sposobie, w jaki mówił od razu można było poznać, że nie pochodzi z Imperium. Na imię miał Rodrygo czy jakoś podobnie i miał strasznie długie nazwisko, którego nie dałeś rady zapamiętać. Mówił, że kiedyś był najemnikiem. Razem ze swoją kompanią przywędrował do kraju Sigmara gdzieś z południa. Kiedy w wyniku kłótni o żołd kompania się rozpadła a jej dowódca stracił życie Rodrygo najął się jako ochroniarz w liniach przewozowych Cztery Pory Roku, z których usług ty i twoi towarzysze właśnie mieliście okazję korzystać.

Ta rozmowa nie tylko wypełniła ci czas ale pozwoliła również dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy o rodzinie Celine. Wprawdzie usłyszałeś od swoich rozmówców tylko plotki jednak żyłeś pośród ludzi wystarczająco długo by wiedzieć, że w każdej plotce tkwi odrobina prawdy. Z tego co mówili wynikało, że jej rodzina faktycznie handlowała zbożem, jednak jej prawdziwym źródłem dochodów była nielegalna sprzedaż broni i ponoć nie wybrzydzali jeśli chodzi o dobór kontrahentów. Otto mówił nawet, że podczas niedawnej wojny z Chaosem nie każdy z ich klientów walczył po stronie Imperium, w co jednak nie byłeś skłonny uwierzyć.

[wszyscy]

Był środek nocy. Tych z was, którzy spali, z objęć snu wyrwało rżenie koni i okrzyki woźnicy. Nagle dyliżans zaczął zwalniać. Kiedy stanął wyszliście na zewnątrz. Po chwili dostrzegliście przyczynę postoju. Mężczyzna dosiadający czarnego wierzchowca, odziany w płaszcz tej samej barwy, rozmawiał o czymś z woźnicą. Było ciemno i nie byliście w stanie dostrzec jego rysów twarzy. Przyjrzał się wam po czym rzekł:

-Najmocniej przepraszam, że zmuszony byłem przerwać państwa podróż jednak znalazłem się w dość nieprzyjemnej sytuacji i potrzebuję pomocy. Tak się składa, że kilka dni temu przejeżdżał tędy powóz przewożący ładunek, który przedwczoraj powinien do mnie trafić. Była to figura woskowa przedstawiającą kobietę. Niestety, dyliżans nigdy nie dotarł do Altdorfu a ślad po nim i jego załodze zaginął. Szukam go już drugi dzień, jak dotąd bez powodzenia. Czy w czasie swojej podróży nie natknęliście się może na porzucony na poboczu powóz? A może widzieliście samą statuę lub jej fragmenty porozrzucane na drodze?
-Niestety nie możemy panu pomóc -
odpowiedział Paul.
-Cóż... mimo wszystko dziękuję za poświęcony mi czas.

Mężczyzna pożegnał się z wami i pogalopował w dal. Chwilę po tym jak zniknął wam z oczu zauważyliście, że upuścił kartkę papieru. Była to ulotka reklamująca gabinet figur woskowych w Altdorfie.

-Co tam jest napisane? - spytał Volkhard.

W odpowiedzi Leopold głośno przeczytał jej treść.
Gabinet Figur Woskowych barona Friedricha Loeba

Panie i Panowie, Chłopcy i Dziewczęta!

Mamy zaszczyt zaprosić Was do jedynego w swoim rodzaju gabinetu figur woskowych barona Friedricha Loeba w Altdorfie. Tylko tam zobaczycie cuda jakich wasze oczy nigdy nie widziały. Za jedyne dwa szylingi od osoby będziecie mieli okazję podziwiać prace niedawno zmarłego mistrza rzeźby Hatuma Kutisa. Tego co zobaczycie w gabinecie barona Loeba nie zapomnicie do końca swych dni.

Gabinet położony jest przy ulicy Hardnstrasse 54. Otwarte przez cały tydzień.
Celine nalegała by kontynuować podróż, toteż nie ociągając się ruszyliście dalej. Kilka kilometrów dalej ponownie musieliście przystanąć. Drogę zagradzała wam sterta drewna, w której woźnica rozpoznał pozostałości dyliżansu. Sądząc po uszkodzeniach można było wnioskować, że w coś uderzył albo coś uderzyło w niego. Bardzo szybko i bardzo mocno. Na ziemi walało się pełno ulotek, takich samych jak ta znaleziona przez was wcześniej. Kiedy Agark odsuwał resztki powozu na bok aby umożliwić przejazd ze środka wypadły jakieś narzędzia: piła, kilka noży, dłut, pilników a także parę innych, których zastosowania nie potrafiliście ustalić. Volkhard podszedł bliżej by móc im się przyjrzeć. Podniósł jeden z noży. Ostrze było pokryte lepką cieczą o ostrym zapachu, nieco gęstszą niż oliwa. Starzec podszedł do dyliżansu by móc obejrzeć kozik w świetle latarni. Ciecz miała matową, brunatnoczerwoną barwę i zdawała się parować pod wpływem ciepła wydzielanego przez latarnię. Bliższe oględziny rozrzuconych na ziemi ulotek wykazały, że również niektóre z nich były poplamione tą substancją. W tym czasie Agark przeszukiwał pobliskie zarośla, skąd poczuł dziwny zapach. Gdy zaczęliście dokładniej oglądać najbliższą okolicę Celine dała wyraz swojej irytacji spowodowanej kolejnym postojem.

-Moi drodzy, czy bylibyście tak łaskawi i wrócili do środka? W Altdorfie muszę być najpóźniej jutro wieczorem. Naprawdę jeżeli tak bardzo interesuje was to co tu znaleźliśmy możecie wrócić w to miejsce po wykonaniu zadania.

Kiedy mieliście zamiar wypełnić polecenie ogr wyszedł z krzaków. Niósł ze sobą jakiś podłużny przedmiot, który po chwili rzucił wam pod nogi. Była to ręka i nawet przy tak słabym świetle nie było wątpliwości, iż nie jest to fragment jakiejkolwiek rzeźby.

-Już wystygła ale znać, że ucięta niedawno. - powiedział Agark - Reszty ścierwa nie znalazłem ale jak przeszukiwałem zarośla to usłyszałem jakiś krzyk. Dochodził z lasu. To co robimy?
Obrazek
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: mone0 »

Volkhard

Karczmarz właśnie schodził po stopniach do sali jadalnej, gdy Volkhard usiadł przy ławie. Szybko zwrócił się do odchodzącego w pośpiechu właściciela:
- Dobry człowieku -wycedził przez pogniłe zęby czy mógłbyś podać mi jakąś ciepłą strawę? Niedługo wyruszam i nie zamierzam w drodze polować na zwierzynę łowną, gdy pod nosem mam ciepłą strawę i kufel zsiadłego mleka.
- Nie policz zbyt wiele, gdyż niewiele posiadam, a jeszcze mniej z tego mogę Tobie dać. Zwróć uwagę na to, że bestia została przepędzona i prędko się tu nie pojawi.


Zmęczony i poirytowany szybko zripostował:
-Oczywiście, przyjaciele rodziny Lavoie nigdy nie opuszczą mojej karczmy z pustym brzuchem, za moment przygotuję panu coś ciepłego - wypowiadając te słowa starał się być miły, jednak Volkhard zauważył, że nie jest mu przychylny.

Kobieta z rozbawieniem przyglądała się te scenie.

*Co za dureń z niego, myśli, że nie potrafię rozpoznać w nim pogardy jaką mnie darzy, hehe jeszcze tego pożałuje -uradował się w duchu. Suko, ty też myślisz, że jesteś ode mnie lepsza - nic z tego! Dowiem się co kombinujesz i zniszczę cię!*

Po pewnym czasie dostaje swój posiłek. * Ciekawy jestem czy ten suczy syn nie dodał jakichś specyfików do tego jadła.* Gdy tylko odchodzi w kierunku zaplecza Volkard spogląda na niego spode łba, mrużąc przy tym brwi w geście złości i zastanowienia.

Do MG
Spoiler: Zaznacz cały
Volkhard ma ochotę na małą złośliwość ukierunkowaną przeciwko karczmarzowi. Na jedną z monet, którą zamierza zapłacić mu stara się rzucić czar Pech. Myśli, że w ten sposób będzie mógł odegrać się na tym człowieku za takie lekceważenie jego osoby.
Podczas spożywania posiłku pozostali podróżni, z którymi miał wybrać się do Altdorfu weszła przez główne drzwi. Zaczęli rozmowę. Starzec nie przysłuchiwał się jej zbytnio, jednakże wzmianka o 3 napadzie wciągu pół roku zaniepokoiła go i to na poważnie.
- Że jak? - wyrwał się z zamyślenia. To była trzecia próba porwania? Wcześnie się paniusi przypomniało co? Po chwili uspokoił się.
Sługa Morra dalej kontynuował konwersację z Celine. Volkhard nie miał zamiaru więcej się odzywać, a bardziej obserwować zachowanie kobiety. Stwierdzenie, że bandyci mogli wynająć maga wydało się mu niedorzeczne i nieracjonalne, żaden z szanownych magistrów nie pozwoliłby sobie na to - przynajmniej tak słyszał, co innego jacyś odszczepieńcy, powiązani z mrocznymi potęgami.
Zaciekawiło go jedno zdanie wypowiedziane przez nią: "Jeśli chodzi o wrogów mojego ojca to niestety nie mogę wam pomóc." *W to wszystko może być wmieszana każda organizacja poczynając od gildii kupców, po jakieś kulty chaosu kończąc.

Gdy wraca oberżysta Volkhard wyciąga w jego kierunku dłoń zaciśniętą na jakimś przedmiocie. Zwalnia uścisk i spomiędzy długich, bladych palców wypadają monety.
- To za twoją fatygę. Obyśmy się nigdy więcej nie spotkali. - głos z jego ust był cichy i opanowany, taki, który przyprawia o zwątpienie. Pozostawiony po nim odór jeszcze przez dłuższą chwilę unosił się w sali.

Starca zaskoczyło to, iż dyliżans podjechał praktycznie chwilę po tym jak młoda "dama" wypowiedziała zdanie: "Myślę, że dyliżans będzie tu lada chwila."

*Czyżby była jakąś jasnowidzką, wiedźmom, która przewiduje przyszłość?"

Na powozie znajdowało się 2 ludzi stary woźnica i jego "ochrona". Zlustrował ich wzrokiem, po czym wsiadł do niego. Nie miał za wielu rzeczy toteż miał je ze sobą. *Nie rozstanę się z moim dobytkiem ani na chwilę.*

Podróż była monotonna. Las, droga, droga, las. Żadna z osób nie chciała się odezwać. *Trudno* - pomyślał Volkhard. To wszystko trwało aż do nocy. Starzec spał, gdy powóz nagle zwolnił. Szybko otrząsnął się i wyjrzał przez drzwi. Ktoś stał na drodze. Kareta zatrzymała się, wszyscy opuścili ją. Jakiś jegomość zaczął rozmawiać z woźnicą. Bredził coś o zaginionym powozie i figurach z wosku. Nordlandczyk nie obudził się jeszcze do końca. W pewnym momencie jego bystry wzrok dostrzegł wypadającą kartkę papieru z szat jegomościa. Bez zastanowienia odrzekł: -Co tam jest napisane?
Zapamiętał każde wypowiedziane przez Leopolda zdanie na temat Gabinetu figur woskowych barona Fredricha Loeba.

Ledwie przejechali kilka kilometrów, a ponownie musieli zatrzymać się. Drogę blokował uszkodzony wóz. Uszkodzenia były tak poważne, że na pierwszy rzut oka była to sterta desek. Ponownie wszyscy opuścili dyliżans. Na około znaleziska walało się dużo kartek papieru, zdaje się, że takiego samego jak ten, który wypadł nieznajomemu. Z wozu wypadły także przeróżne narzędzia. Jedno z nich, a mianowicie kozik został podniesiony przez starca. Cały oblepiony był brunatnoczerwoną substancją, która topniała w ogniu latarni. - To jest chyba wosk lub coś podobnego. Co o tym sądzicie? zwrócił się do pozostałych. Jednak wśród nich nie było Agraka, który zniknął w pobliskich krzakach.
W tem odezwała się Celine: -Moi drodzy, czy bylibyście tak łaskawi i wrócili do środka? W Altdorfie muszę być najpóźniej jutro wieczorem. Naprawdę jeżeli tak bardzo interesuje was to co tu znaleźliśmy możecie wrócić w to miejsce po wykonaniu zadania. Volkardowi nie spodobała się postawa kobiety wobec niego i reszty towarzyszy podróży. Nie znosił władczego tonu, który przyprawiał go o dreszcze. Już chciał powiedzieć co myśli na jej temat, jednakże opanował się, gdyż dak nakazał mu rozsądek. *Nie będę na posyłki tej wszetecznicy!* Ogr wyłonił się z zarośli niosąc w ręce podłużny przedmiot. Rzucił go na ziemie tuż przed nimi. - Tttoo jjestt rrękaa. - wypowiedział to ze strachem w oczach. Nie, nie, nie, oj nie dam się zastraszyć! - wykrzyczał to na całe gardło. Zaczął oddychać miarowo i powoli, by wyciszyć swój strach. Cały dygotał, tak, że dzwoneczki na jego lasce zaczęły delikatnie dzwonić. *To jakaś paranoja!* Usłyszał dobiegający głos Agraka, wydawał się być przytłumiony: -Już wystygła ale znać, że ucięta niedawno. - Reszty ścierwa nie znalazłem ale jak przeszukiwałem zarośla to usłyszałem jakiś krzyk. Dochodził z lasu. To co robimy? Po pierwsze to musiał opanować przerażenie - nigdy wcześniej nie widział odciętej/odgryzionej/wyrwanej ręki. powoli zaczął się oswajać z tą myślą. Jego mózg zaczął intensywnie pracować.
*Że wcześniej nie wpadłem na to - skarcił się w duchu.* - Czy ktoś pamięta jak nazywał się człowiek, któremu ta ulotka wypadła? Oczywiście, że nie, bo się nie przedstawił! -podsumował Volkhard. - Zastanawia mnie fakt, że nie zauważył wozu, przejeżdżając obok niego. To może być zasadzka, jeżeli zamierzacie udać się w las - to be zemnie. Volkhard nie był tchórzem - umiał doskonale przewidzieć swoje możliwości, a w walce nie sprawiał się najlepiej. *Co przewróciło wóz? Co miało na tyle siły by to zrobić? Ogr trochę się męczył, by tego dokonać. Czyżby ta istota powróciła? To by zaprzeczało teorii o zmiennokształtnych.* - Tysiące myśli przemykało po jego głowie. - Pomyślcie logicznie. Co miałoby na tyle siły aby przewrócić wóz? Osobiście nie znam takiej istoty - to na pewno nie mógł być człowiek. Ogr z trudem tego dokonał. Róbcie jak chcecie ja tu zostaję!
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Renfild
Szczur Lądowy
Posty: 4
Rejestracja: piątek, 18 lipca 2008, 23:21
Numer GG: 0

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Renfild »

Agark

Ogr podrapał się po głowie, westchnął i rzekł:
- Tak mocno żem się nie umęczył przerzucając szczątki wozu. Myślę jednak, że nie możemy zostawić tutaj naszej pracodawczyni, choć nie ukrywam, że z chęcią rozruszałbym trochę kości. A jak by się przy tym kilka głów ścięło to jest co powspominać siedząc w knajpie przy piwku. Jesteśmy drużyną więc jak coś, to wspólnie trzeba coś zadecydować.
Ogr pochylił się, podniósł duży płaski kamień leżący u jego stóp. Przyjrzał mu się dokładnie, po czym wyciągnął swoją Mirjel aby ja profilaktycznie naostrzyć.
"Głupi ludzie, w głowach im tylko strach i dbanie o własny tyłek." Poczynił jeszcze kilka posuwistych ruchów kamieniem po ostrzu, przyjrzał się mu i schował do pochwy. Rozejrzał się po nietęgich minach zebranych, machnął ręką i odszedł. Wolnym krokiem doszedł do pnia drzewa, usiadł i wyciągnął z tobołka kawałek mięsiwa, żeby coś przegryźć, bo czuł, że narada potrwa dość długo.
Bussumarus
Marynarz
Marynarz
Posty: 336
Rejestracja: piątek, 25 lipca 2008, 21:12
Numer GG: 2565250
Lokalizacja: Gdańsk

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Bussumarus »

Leopold

Leopolda ograniał strach a także wyrzuty sumienia, nie mógł się zdecydować czy iść do lasu, czy ruszyć dalej. Cały czas próbował ukryć swoje uczucia, aż w końcu nie wytrzymał i musiał zabrać głos:
- Drogi Volkhardzie, jeżeli w lesie czeka na nas zasadzka to prawdopodobnie zginiemy, ale istnieje też możliwość uratowania czyjegoś życia. Jest też trzecia opcja, pójdziemy i okaże się że nic tam nie ma, ani niebezpieczeństwa ani rannej osoby. Według mnie szlachetnym czynem będzie jeżeli sprawdzimy co dzieje się w lesie.
Musiał niestety zakończyć swoją przemowę gdyż ból był tak silny że powalił go z nóg, trzymając się za głowę Leopold powoli siadał na ziemię. Postanowił zwrócić się z prośbą o pomoc do Bogów.
"Sigmarze, miej nas w swojej opiece, daj nam siłę do walki i odwagę do dalszego działania. Morrze, Panie snów nie zabieraj nas jeszcze do swego królestwa, świat nas potrzebuje. Shallya, tyś miłosierną i piękną Boginią jest, ulecz nasze serca, pozbaw nas strachu, a także czuwaj nad nami w chwilach niebezpieczeństwa. Dziękuje że wysłuchaliście takiego śmiertelnika jak ja, mam nadzieje że swoimi czynami zapracuje na zrealizowanie moich próśb."
Po modlitwie poczuł że jego duszę ogarnia spokój.
"Chwała Wam Bogowie..."

Przepraszam za tak duże opóźnienie ale niestety ostatnie dwa tygodnie były dla mnie bardzo uciążliwe i nie miałem czasu na odpisanie, teraz już wszystko wróciło do normy i mój post będzie pojawiał się regularnie co tydzień.
OLDSCHOOL!
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Szasza »

Paul

"Mag na tyle potężny by powołać do życia, lub spętać taką istotę, pomaga zwykłym rabusiom? Ciekawe."-to przemyślenie postanowił zachować do siebie. Jeśli Celine zwietrzy jego podejrzenia, to niedługo spojrzy swemu Panu prosto w oczy.
Przez całą drogę z podejrzliwością, graniczącą z fascynacją, obserwował szlachciankę. Szukał znaków, gestów, motywów w ubiorze, które potwierdziłyby jego tezę. Doświadczenie (a dokładniej kilkanaście obław i egzekucji na nekromantach, w których uczestniczył czynnie, lub jako widz) nauczyło go, iż mimo tego, że nekromanci praktycznie nigdy celowo się nie spotykali, to często powielali podobne schematy ucząc się, z tych samych, zakazanych dzieł.
***
Gdy ręka wylądowała pod jego nogami, z początku nie przejął się zbytnio. Podniósł ją i dokładniej zbadał, choć wierzył ogrowi, to stwierdził, że jego wiedza na temat ciała jest nieco rozleglejsza i może wyciągnąć dodatkowe wnioski. Ręka czy to urwana w bojowym szale, czy pieczołowicie odcięta piłą chirurgiczną, nie robiła na nim zbytniego wrażenia. Odkąd podjął się spełnienia pośmiertnej woli brata, uodpornił się na takie widoki i zyskał odrobinę cennej wiedzy medycznej. Dodatkowymi spostrzeżeniami podzielił się ze zgromadzonymi, po czym wyraził swe stanowisko, względem pytania Agarka.
-Jako sługa boży, mam obowiązek pomagać bliźnim, ale obawiam się, że zastaniemy tam truchło, bądź dogorywającego nieszczęśnika. Proponuję wam wrócić tu z oddziałem straży miejskiej, bo istota zdolna do takich zniszczeń, jest zdecydowanie ponad nasze siły.- Rzekł.
Najbardziej obawiał się, że znów spotka kudłate monstrum, będące sprawcą masakry w zajeździe. Pierwszy raz zawsze jest najłatwiejszy. Potem dochodzą uprzedzenia i wspomnienia. Nie był pewien, czy po raz kolejny stanął by przeciwko niemu swą bronią.
Obrazek
ulger
Majtek
Majtek
Posty: 140
Rejestracja: niedziela, 18 maja 2008, 21:39
Numer GG: 0
Lokalizacja: R'lyeh

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: ulger »

[Z ogłoszeń parafialnych: jak zapewne wiecie (zakładając, że śledzicie wątek z rekrutacją) do drużyny dołączył nowy gracz - Zajx.]

[Volkhard]

”Zobaczymy psi synu czy zaraz będzie ci równie wesoło jak przy doprawianiu mojego jedzenia”. Wprawdzie nie wyczułeś w posiłku obecności jakiś podejrzanych substancji jednak zbyt dobrze znałeś ludzką naturę by wiedzieć, że karczmarz z pewnością nie mógł powstrzymać się (przynajmniej) od naplucia do podanej ci kaszy. Wyjąłeś z mieszka jednego pensa, sprawdziłeś czy nikt cię nie obserwuje a następnie wymruczałeś inkantację. Udało się, jednak przez następne kilka godzin doskwierał ci ból głowy, którego już wielokrotnie doświadczyłeś w trakcie długich lat zgłębiania sekretów magii. Żałowałeś, że wyjeżdżasz i nie będziesz miał okazji podziwiać efektów działania swojego zaklęcia.

[co do monet - odpisz sobie 4 p z ekwipunku.]

[Paul]

Po poświęceniu kilku minut na oględziny znaleziska jednego byłeś pewien. Tej ręki nie urwało żadne zwierze. Została odcięta od reszty ciała. Wnioskując po przebiegu cięcia ktoś kto je wykonał nie robił tego po raz pierwszy. Widać tu było pewną rękę. W miejscu, gdzie do niedawna kończyna łączyła się z korpusem, była obficie splamiona krwią. To z kolei oznaczało, że amputacja nastąpiła najwyżej godzinę czy dwie po zgonie (i krew nie zdążyła jeszcze stężeć w żyłach) lub, co przyprawiło cię o ciarki, gdy ofiara jeszcze żyła. Wyglądało na to, iż bestia nie była jedynym problemem jaki możecie napotkać w czasie swej podróży.

[Felix]

Mijał trzeci miesiąc od twojej ucieczki z domu. Umiejętności nabyte przez lata spędzone na potajemnym praktykowaniu złodziejskiego fachu pozwoliły ci żyć dostatniej niż większości dzieci, którym podobnie jak tobie przyszło mieszkać na ulicy, chociaż o takich luksusach jak w domu mogłeś na jakiś czas zapomnieć. Za dnia ”pracowałeś” głównie na miejskich targowiskach, rzadziej w innych co bardziej zatłoczonych rejonach Altdorfu. Noce spędzałeś najczęściej w jednym z opuszczonych domów w dzielnicy biedoty.

Niestety fakt, iż działałeś na własną rękę nie zjednał ci przychylności kolegów po fachu. Dotyczyło to w szczególności członków gangu Schantzheimera - grupy, która kontrolowała obecnie niemal każdą dziedzinę przestępczej działalności w dzielnicy kupieckiej. Ostatniego spotkania z ”chłopakami Schantzego”, jak ich czasem nazywano, omal nie przypłaciłeś życiem. Dwa dni temu na targu bydła wypatrzyłeś w tłumie przechodniów potencjalną ofiarę. Sądząc po wyglądzie chłopina musiał mieć około pięćdziesięciu lat. Był potężnie zbudowany ale nie zauważyłeś by miał przy sobie jakąkolwiek broń. Ubrany był skromnie ale złoty sygnet, który nosił na palcu podpowiadał ci, że zawartość jego mieszka może być warta twojej fatygi. Z postury jegomościa wywnioskowałeś, że na chleb zarabia pracą fizyczną. Pewnie robotnik lub chłop. Za drugą opcją przemawiał fakt, iż rozglądał się wokoło z mieszaniną przestrachu i fascynacji. Prawdopodobnie pierwszy raz był w mieście. To oznaczało, że musiałeś działać szybko. Tacy frajerzy przyciągali kieszonkowców bardziej niż otwarty słoik z miodem przyciąga osy. Odczekałeś, aż mężczyzna wejdzie w tłum gapiów podziwiających występ dwójki żonglerów, następnie podszedłeś bliżej i nie zwracając niczyjej uwagi odciąłeś woreczek z pieniędzmi od jego pasa. Kiedy z łupem w kieszeni próbowałeś opuścić targowisko zauważyłeś, że śledzą cię dwaj młodzieńcy, nieco starsi od ciebie. Twarz jednego z nich, chudego rudzielca z blizną na lewym policzku, wydała ci się znajoma jednak nie mogłeś sobie przypomnieć gdzie i kiedy widziałeś go po raz pierwszy. Gdy przyspieszyłeś kroku obaj dobyli noży i rzucili się w twoim kierunku. Pościg trwał do wieczora i zgubiłeś ich dopiero po wkroczeniu na pogorzelisko dzielnicy okalającej niegdyś budynek Kolegium Płomienia. Kiedy upewniłeś się, że nikt już nie podąża twoim tropem wróciłeś na swoją metę.

Następnego dnia udało ci się ustalić tożsamość twoich prześladowców. Gustav Fitsche, karczmarz, którego lokal ”Czerwona Oberża” znajdował się kilka przecznic od miejsca służącego ci za mieszkanie, był od kilku lat twoim głównym źródłem dochodów oraz informacji na temat wydarzeń o istotnym znaczeniu dla światka przestępczego stolicy Imperium. Mimo, że oberża dobrze prosperowała, Fitsche utrzymywał się głównie z obracania dobrami o wątpliwym z punktu widzenia prawa pochodzeniu. Korzystając z okazji spieniężyłeś kilka fantów, które akurat miałeś przy sobie.

[wykreśl z ekwipunku sznur pereł oraz sygnet i dopisz sobie 10 zk, dodatkowo w sakiewce ukradzionej poprzedniego dnia było 2 zk i 16 p, które zwiększają twój stan posiadania]

Gdy streściłeś mu co zaszło wczoraj zadumał się przez chwilę po czym odrzekł:

-Młody - zwykle tak się do ciebie zwracał - bardzo mi przykro ale siedzisz po uszy w g...nie. Ten rudzielec nazywa się Otto Haan i jest jednym z chłopaków Schantzego. Jeżeli oni zainteresowali się tobą to znaczy, że chwilowo jesteś spalony w mieście a przynajmniej w tej jego części, którą kontroluje gang Schantzheimera.
-Nie rozumiem. Jestem tam od kilku tygodni i wcześniej nie było żadnych problemów.
-Niedawno ”Śliski Albrecht” przestał być przywódcą grupy. Wiem stąd, że cztery dni temu jego ciało strażnicy wyłowili z Reiku gdzieś na przedmieściach. Szczerze mówiąc spodziewałem się tego od jakiegoś czasu. Albrecht jak na szefa gangu miał stanowczo za mało ikry. Tolerował konkurencję na swoim terenie i nie lubił używania siły. Było wielu, którym jego styl dowodzenia nie pasował. Szczególnie Rupert Kalik, jeden z jego zastępców przy każdej możliwej okazji podburzał ludzi przeciw Albrechtowi.
-To on jest nowym szefem?
-Nie wiem. Na pewno z radością wskoczyłby w buty po ”Śliskim”. Z tym, że nie bardzo chce mi się wierzyć, że to on stoi za zabójstwem. Jest trochę tępy i nawet gdyby sprzątnął Albrechta to ma za małe poparcie w grupie by przejąć dowództwo. Chyba, że przy pomocy jednego z pozostałych zastępców lub kogoś z zewnątrz. Tak czy siak, od czasu gdy gang Schantzheimera ma nowego przywódcę, nie toleruje wolnych strzelców na swoim terenie. Wczoraj niedaleko stąd zadźgali Rudolfa, słyszałem, że się znaliście.
-Stare dzieje, nawet nie wiedziałem, że udało mu się uciec po naszej ostatniej wpadce. Dziwne... Nawet nie dał znać, że wszystko z nim w porządku.
-W każdym razie w Altdorfie jest teraz za gorąco jak dla ciebie. Na twoim miejscu zaszyłbym się poza miastem na miesiąc czy dwa albo wyjechał do Nuln. Znam tam człowieka, u którego mógłbyś sprzedawać fanty. Stary znajomy, dziesięć lat temu, kiedy mieszkałem na północy, w Carroburgu wcielono nas, z powodu kilku drobnych grzeszków, do jednego z regimentów korekcyjnych starego Todbringera. Nazywa się Gerhard Stillman i mieszka gdzieś w dokach. Prowadzi tam magazyn. Jeśli powołasz się na mnie z pewnością nie zabraknie ci roboty.
-Na mnie już czas. Dzięki za wszystko Gustav.
-Nie ma sprawy. Jak już tu wrócisz nie zapomnij kto dawał ci najlepsze ceny.


Po wyjściu z oberży postanowiłeś się przejść. Świerze powietrze (jeżeli można mówić o czymś takim w Altdorfie) zawsze ci pomagało, kiedy musiałeś coś przemyśleć. Ostatecznie zdecydowałeś się na podróż do Nuln. Wprawdzie przez ostatnie dwa miesiące udało ci się odłożyć trochę gotówki jednak stanowczo za mało by móc się byczyć przez dwa miesiące a nie wyobrażałeś sobie jaką pracę mógłbyś wykonywać z dala od ulic miasta. Kiedy zmierzałeś do swojej kryjówki aby zabrać stamtąd zgromadzone oszczędności wpadłeś na chłopaka, który wczoraj towarzyszył Haanowi. Nie zastanawiając się ani chwili rzuciłeś się do ucieczki. Tym razem zgubienie pogoni poszło ci o wiele łatwiej. Skierowałeś się w stronę doków, gdzie pośród tłumu flisaków, tragarzy i stert skrzyń zajmujących niemal każdy wolny skrawek ziemi zniknąłeś młodzieńcowi z oczu.

Nie było sensu wracać do dzielnicy biedoty. Jeżeli chłopcy Schantzego wypytali o ciebie miejscowych to mogli wiedzieć gdzie mieszkasz. Wtedy przyszedł ci do głowy pewien pomysł. Kawałek drogi stąd mieściła się główna siedziba linii dyliżansowych ”Cztery Pory Roku”. Było więcej niż prawdopodobne, iż w najbliższym czasie jakiś powóz ruszy, nawet jeżeli nie do samego Nuln to przynajmniej w kierunku miasta. Gdyby udało ci się w jakiś sposób ukryć, na przykład pośród bagaży, dotarłbyś do celu podróży w jednym kawałku i to w dość krótkim czasie. Nie zwlekając postanowiłeś wcielić swój plan w życie. Gdy dotarłeś na miejsce słońce chyliło się ku zachodowi. Jednak los ci sprzyjał. Podsłuchałeś rozmowę trzech woźniców. Dyliżans prowadzony przez jednego z nich zmierzał wprost do stolicy Wissenlandu. Nie mogłeś przepuścić takiej okazji. Wszędzie kręciło się wielu chłopców stajennych toteż nikt nie zwrócił na ciebie uwagi. Poszedłeś za woźnicą i wykorzystując chwilę jego nieuwagi zakradłeś się na tył powozu a następnie wdrapałeś na dach. Stały tam trzy kufry. Obsługa nie zdążyła jeszcze przymocować ich pasami. Jeden z nich, pojemnik o znacznych rozmiarach wydał ci się idealny na kryjówkę. Nie marnując czasu zacząłeś majstrować przy zamku. Po kilku minutach ostrożnie, tak by nie wywołać zbędnego hałasu, uniosłeś wieko. Wewnątrz leżało kilka przewiązanych rzemieniem plików z jakimiś ulotkami [tekst ulotki znajdziesz w moim poście z 10 września] oraz dwie zapieczętowane koperty. Wolnego miejsca miałeś nawet więcej niż potrzeba na ciebie i twój tobołek. Wskoczyłeś do środka zamykając wieko. Po chwili usłyszałeś jak ktoś zajął się mocowaniem ładunku. Dobiegł cię również dźwięk konwersacji prowadzonej przez woźnicę z jakimś mężczyzną, zapewne pasażerem, jednak za słabo ich słyszałeś by ustalić o czym rozmawiali. Jakiś czas potem powóz ruszył.

W trakcie jazdy doszedłeś do wniosku, że ukrycie się w skrzyni nie było najlepszym pomysłem. Musiałeś oddychać przez dziurkę od klucza. Ponadto ból wywołany nieustannym obijaniem się o ściany kufra trudno było wytrzymać, tym bardziej, iż dyliżans jechał z dużą prędkością a przynajmniej tak ci się wydawało. W czasie przejazdu przez miasto mieliście jeden postój w trakcie którego do powozu ktoś wsiadł. Usłyszałeś ryk jakiegoś zwierzęcia a zaraz potem kilka podobnych odgłosów. Pewnie staliście nieopodal Zwierzyńca Imperialnego. Po chwili dyliżans ruszył w dalszą drogę. Jakiś czas potem opuściliście Altdorf i wjechaliście na wertepy. Tam rzucało tobą jeszcze bardziej. Postanowiłeś, że w czasie najbliższego postoju opuścisz swoją kryjówkę i poszukasz wygodniejszego środka transportu.

Minęło chyba kilka godzin od momentu, gdy rozpocząłeś podróż. Wreszcie dyliżans zatrzymał się. Kiedy już miałeś wyjść na zewnątrz okazało się, że rzemienie mocujące bagaż trzymają mocniej niż przypuszczałeś. Na szczęście dałeś radę odchylić wieko na wysokość kilku centymetrów. W sam raz by wystawić brzytwę. Po chwili mogłeś bez przeszkód wyjść ze skrzyni. Chciałeś wcielić swój zamiar w życie gdy usłyszałeś krzyk. Głos należał do kobiety i bez wątpienia dochodził z dyliżansu. Potem wydarzenia potoczyły się szybko. Nastąpiła trwająca kilka minut szamotanina, w czasie której kobieta krzyczała coraz głośniej. Ze powodu strachu jaki cię ogarnął nie potrafiłeś ruszyć się z miejsca. Nagle coś z ogromną siłą uderzyło w powóz. Straciłeś przytomność.

Gdy się ocknąłeś na zewnątrz panowała noc. Leżałeś poobijany w zaroślach rosnących tuż przy drodze. Wszędzie było pełno ulotek i kawałków drewna. Te ostatnie stanowiły zapewne pozostałości kufra, w którym się ukrywałeś. Spojrzałeś na szlak. Środek trasy zajmował dyliżans a raczej to co z niego zostało, walało się tam również pełno ulotek oraz jakieś narzędzia. Nie było śladu po załodze i pasażerach. To samo tyczyło się koni. Byłeś ciekaw co takiego zniszczyło powóz. Chociaż z drugiej strony może lepiej było nie wiedzieć. Nieopodal miejsca gdzie leżałeś dostrzegłeś koperty. Postanowiłeś je zatrzymać. Być może jej zawartość dostarczy ci wskazówek, które pomogą ustalić co się tu stało. Kiedy zebrałeś swoje rzeczy i z zamiarem wyruszenia w poszukiwaniu najbliższego zajazdu wyszedłeś na drogę dobiegł cię tętent końskich kopyt. Wychodząc z założenia, że nikt przy zdrowych zmysłach lub czystych intencjach nie podróżuje o tej porze środkiem lasu postanowiłeś ukryć się w pobliskich krzakach. Po chwili twoim oczom ukazał się jeździec podróżujący na potężnym wierzchowcu. Ze względu na panujące ciemności i fakt, że jegomość szczelnie okrywał się płaszczem nie dostrzegłeś żadnych szczegółów jego fizjonomii. Zatrzymał się przy pozostałościach dyliżansu. Chwile później z przeciwnej strony przygalopował kolejny jeździec, ubrany podobnie do pierwszego.

-Co tu zaszło? - spytał przybysz.
-Nie wiem Herr Durer - odparł mężczyzna, który zjawił się tu jako pierwszy.
-Co z materiałem na nową statuę?
-Przepadł, podobnie jak nasz agent i załoga powozu.
-Niech to szlag! Nie wiem po co Kutis upierał się by wykonać przetwarzanie w Nuln. Równie dobrze mogliśmy to zrobić na miejscu.
-Wie pan jacy są artyści. Zresztą kto by mu odmówił, zwłaszcza teraz.
-Trzeba będzie tu posprzątać.
-Obawiam się, że na to nie mamy czasu. Kiedy zmierzałem do Nuln i po raz pierwszy widziałem nasz dyliżans natknąłem się na powóz zmierzający do stolicy. Zatrzymałem go próbując wypytać załogę i pasażerów czy przypadkiem czegoś nie zauważyli. Niestety nic nie wiedzą. Dotrą tu zanim zdążymy zatrzeć ślady.
-To nie jest problem nie do rozwiązania.
-Rozumiem do czego pan zmierza. Jednak w tym wypadku takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Jest ich zbyt wielu i niektórzy wyglądali mi na takich, którzy potrafią się bronić.
-W takim razie wracamy do Altdorfu. Trzeba będzie zawiadomić naszych współpracowników w Nuln, że będą musieli wstrzymać przygotowania. Kutis nie będzie zachwycony ale może następnym razem zgodzi się na przeprowadzenie całego procesu w jednym miejscu. W drogę!


Obaj pogalopowali w kierunku stolicy po chwili znikając ci z oczu. Postanowiłeś, że również udasz się w tym kierunku. Może i w Altdorfie było dla ciebie w tej chwili zbyt gorąco ale mimo wszystko lepsze miasto niż wałęsanie się po dziczy. Tym bardziej, że nie wiedziałeś kiedy udałoby ci się dotrzeć do jakiegokolwiek zajazdu. Po dotarciu na miejsce zastanowisz się co robić dalej.

Nie uszedłeś kilometra gdy dobiegł cię stukot kół. Po chwili twoim oczom ukazał się dyliżans ciągnięty przez cztery konie. Zapewne to o nim opowiadał jeden z jeźdźców. Załogę stanowiły dwie osoby - woźnica i ochroniarz. Na dachu siedział jakiś kolos, którego przynależności rasowej nie byłeś w stanie określić. Powóz zatrzymał się kilka metrów przed tobą. Na początku drzwi uchyliły się i ze środka wyjrzała młoda kobieta. Po chwili zniknęła we wnętrzu pojazdu. Usłyszałeś jak z kimś rozmawia. Dawno nie widziałeś takiej zbieraniny, jak ci, którzy teraz wyszli ze środka. Jako pierwszy dyliżans opuścił młodzieniec z opatrunkiem na głowie - sądząc po wyglądzie pewnie żak albo skryba, jakich wielu zdarzyło ci się widywać w okolicach uniwersytetu. Towarzyszyli mu garbaty staruch ubrany w łachmany i mężczyzna odziany w szaty noszone przez kapłanów Morra. Najciekawszy był jednak olbrzym, który podróżował na dachu. Stanowczo za wysoki i zbyt potężnie zbudowany by mógł być człowiekiem. Jego odzienie sugerowało, iż zarabia na życie przy pomocy miecza. Dysponował zresztą jednym egzemplarzem tej broni i to dość pokaźnych rozmiarów. Przyszło ci do głowy, że w takim towarzystwie możesz bez obaw wracać do miasta. Chłopcy Schantzego byli w większości złodziejami i żaden z nich nie odważy się ciebie zaatakować jeżeli ten kolos będzie gdzieś w pobliżu.

-Witaj chłopcze. - wychrypiał starzec - może wyjaśniłbyś nam co robisz sam o tej porze w środku lasu?

Potem padło jeszcze kilka innych pytań. Odpowiedziałeś tylko na to dotyczące twojego imienia. Postanowiłeś, że całą resztę opowiesz gdy nabierzesz do nich zaufania. Zaproponowali ci wspólną podróż do Altdorfu. Zgodziłeś się. Na jakiś czas miałeś serdecznie dość wędrowania po lesie.

[Podobnie jak miało to miejsce w przypadku pozostałych graczy w swoim pierwszym poście opisujesz dokładnie swoją postać tak jak widzą ją inni]

[wszyscy oprócz Felixa]

-Zrozum Leopoldzie, że jeśli jednak tam coś jest to nasze szanse na przetrwanie są bliskie zera - odparł starzec - poza tym osoba, do której należy ręka znaleziona przez ogra została najpewniej porwana przez to co zniszczyło powóz. A to oznacza, że już nie żyje. W końcu Agark słyszał krzyk w czasie przeczesywania zarośli. Nie ma sensu wałęsać się po lesie w środku nocy. W najlepszym wypadku stracimy czas, w najgorszym życie.
-Zgadzam się z Volkhardem -
wtrącił Paul - wypad do lasu to niepotrzebne ryzyko. Poza tym, jak słusznie zauważył ogr lepiej nie zostawiać tu naszej pracodawczyni. Powinniśmy skupić się na wykonaniu zadania. Ci którzy będą chcieli mogą tu później wrócić tak jak radziła Celine. Najlepiej z grupą strażników.
-Dobra, wychodzi na to, że kończymy postój -
dorzucił ogr.
-Niech wam będzie, ruszajmy do miasta.

Wróciliście do powozu, który po chwili ruszył w dalszą drogę. Jednak nie dane wam było ujechać nawet kilometra, gdy powóz ponownie się zatrzymał.

-Merd! Dlaczego znowu stoimy?! - krzyknęła poirytowana Celine.
-Mademoiselle ktoś jest na drodze, pomyślałem sobie, że... - zaczął woźnica jednak panna Lavoie nie pozwoliła mu skończyć.
-To lepiej już więcej nie myśl! Jeśli dalej będziemy podróżować w tym tempie do Altdorfu dotrzemy w przyszłym tygodniu. No dobrze, zobaczmy któż to taki.

To powiedziawszy uchyliła lekko drzwi powozu i wyjrzała na drogę.

-Mon Dieu! To chyba jakiś chłopiec. Cóż... Nie możemy go tak zostawić. Moi drodzy, bądźcie tak mili i sprawdźcie czy ten biedak nie potrzebuje pomocy.

Spełniliście prośbę Celine. Na drodze stał chłopiec. Musiał mieć 15-16 lat. Był średniej budowy ciała i niezbyt przystojny. Niósł ze sobą tobołek sporych rozmiarów. Sprawiał wrażenie przestraszonego.

-Witaj chłopcze. - rzekł Volkhard - może wyjaśniłbyś nam co robisz sam o tej porze w środku lasu?
-Ja... idę do miasta.
-Nazywasz się jakoś?
-Felix.
-Ja jestem Volkhard a to są Paul i Leopold. Ten postawny koleżka nazywa się Agark. Tak się składa, że my również zmierzamy do Altdorfu. Mógłbyś zabrać się z nami.
-Z chęcią.
-Jeszcze jedno, jakiś czas temu znaleźliśmy na drodze szczątki dyliżansu, idąc do miasta musiałeś tamtędy przechodzić. Nie wiesz przypadkiem co tam zaszło?
-Volkhardzie myślę, że takie pytania możemy zostawić na później. Widać, że chłopak jest roztrzęsiony -
wtrącił Paul.
-Dobrze, na wyjaśnienia przyjdzie czas gdy dotrzemy do stolicy.

[wszyscy]

11 Brauzeit 2522 KI

Dotarliście do Altdorfu w południe. Celine wysadziła was przy bramie wjazdowej. Ulicami miasta przetaczały się tłumy ludzi a panujący tu gwar praktycznie uniemożliwiał prowadzenie rozmowy. Najgorszy był jednak wszechobecny smród stanowiący połączenie zapachu płynących środkiem drogi nieczystości, towarów oferowanych przez handlarzy, których kramy zajmowały każdy wolny kawałek przestrzeni, i wszelkiego rodzaju odpadków. Wszyscy oprócz Felixa zostali zaproszeni przez pannę Lavoie do klubu ”Quadrivium” znajdującego się w dzielnicy kupieckiej celem odebrania zapłaty za wykonane zadanie. Mieliście stawić się tam nazajutrz w południe przy tylnym wejściu i powołać się na znajomość z Celine. Do tego czasu mogliście zająć się swoimi sprawami.

Nadszedł czas by zdecydować o tym co dalej zamierzacie robić. Każdy z ws przybył tu w innym celu. Ci, którzy odczuwali potrzebę wyjaśnienia tego co zaszło w lesie mieli teraz okazję powiadomić władze. Zagadką w dalszym ciągu pozostawał związek gabinetu figur woskowych z tamtymi wydarzeniami. Trzeba było znaleźć jakieś miejsce, w którym moglibyście spokojnie porozmawiać.

[Dłuższe dialogi proszę przeprowadzać na pw lub gg a potem wklejać w upie.]

[Leopold]

Nareszcie w domu. Teraz trzeba było się zastanowić nad następnym posunięciem, poza odebraniem zapłaty, rzecz jasna. Nie mogłeś się doczekać spotkania z Martinem. Dręczyły cię również wyrzuty sumienia w związku ze sposobem, w jaki załatwiliście (a raczej nie załatwiliście) sprawę zniszczonego dyliżansu w lesie. Być może znaleziony przez was chłopiec będzie w stanie rzucić nieco światła na wydarzenia minionej nocy.

[Felix]

Zaraz po opuszczeniu powozu zacząłeś nerwowo rozglądać się dookoła usiłując wypatrzeć w tłumie któregoś z chłopaków Schantzego. Jednego byłeś pewien. Jesteś tu bezpieczny tylko w otoczeniu twoich nowych kamratów. Pytanie czy oni zgodzą się byś im towarzyszył. Nie znałeś ich planów na najbliższą przyszłość ale jeśli chcieli spędzić nieco czasu w Altdorfie z pewnością będą potrzebować usług osoby znającej miasto od podszewki. Pozostała kwestia tego co zobaczyłeś i usłyszałeś zeszłej nocy. Wcześniej czy później trzeba będzie podzielić się z kimś tą wiedzą.
Obrazek
Zajx
Majtek
Majtek
Posty: 104
Rejestracja: sobota, 16 lutego 2008, 11:52
Numer GG: 2532797
Lokalizacja: Czarnobyl

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Zajx »

Felix


Stojąc przy rozbitym dyliżansie schował koperty do tobołka. „ Jeśli dotrę do Altdorfu to na pewno je przeczytam”

Chłopiec, którego zabraliście wygląda dość zwyczajnie, w swoim życiu widzieliście co najmniej kilku jemu podobnych. Jego ciemnobrązowe włosy były źle przystrzyżone, w piwnych oczach można było dostrzec iskierkę ciekawości, którą potęgowało to, że były lekko wyłupiaste. Gdy się uśmiechnął widać było brak zęba. Był dosyć dobrze zbudowany i budził nutkę zaufania i współczucia.
Mimo obecnej sytuacji wydawał się być pogodny.

„Mam szczęście..... w nieszczęściu, ci ludzie wydają się być mili, skoro pozwolili mi jechać z sobą.... Tu tak nie trzęsie. Czemu ci konni chcieli ich sprzątnąć?? Spytam się później... ale jestem senny”
Chłopak zasnął wtulony w swój tobołek. Obudził się dopiero w Altdorfie. Usłyszał, że zostali oni zaproszeni do jakiegoś klubu kupieckiego i od razu rozmarzył się coby tam można podwędzić.
Lekko zdenerwowany poczekał, aż nowi towarzysze skończą rozmowę z panienką.

- Może mógłbym wam pomóc, mam coś... znaczy się mieszkanie w mieście. I niedaleko jest całkiem porządna karczma, znam właściciela. Po żądny gość. "oby ten olbrzym poszedł ze mną do domu, może ciągle są tam fanty?” Właśnie chodźmy się tam czego napić stawiam kolejkę. - mówiąc strasznie gestykulował dając po sobie poznać, że zależy mu by się z wami nie rozstawać- Poza tym mam parę pytań, wy na pewno też.
Wole umrzeć jak mężczyzna(tudzież szaleniec) niżeli żyć jako tchórz.
Odwaga nie polega na braku strachu, lecz jego pokonywaniu. Rozwaga nie polega na dowadze.
Bussumarus
Marynarz
Marynarz
Posty: 336
Rejestracja: piątek, 25 lipca 2008, 21:12
Numer GG: 2565250
Lokalizacja: Gdańsk

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Bussumarus »

Leopold

"Nareszcie w domu...pierwsze co zrobię to odwiedze swoją rodzinę a następnie wyrusze na spotkanie z Matinem."
- Felixie, Twoja propozycja jest kusząca, chętnie napił bym się czegoś mocnego ale mam wiele spraw na głowie. Jeżeli boisz się zostać sam możesz pójść z którymś z moich towarzyszy. Muszę się z Wami pożegnać, spotkamy się jutro w Quardivium.
Leopold opuścił grupę i udał się do swego rodzinnego domu aby spotkać się ze swoimi staruszkami.
"Napewno matka i ojciec uciesza się z mojej wizyty. Oh, cóż to będzie za radość..."
Idąc - rozmyślał:
"Powinienem powiadomić strażników o tym czego byliśmy świadkami w trakcie naszej podróży. Jeśli niczego nie znajdą, nie zdajdę też mnie. Felix zapewne posiada cenne informacje na ten temat - pogadam z nim jutro."
Leopold zmienił kierunek drogi i udał się na główny posterunek straży.
OLDSCHOOL!
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: mone0 »

Volkhard

"No, nareszcie jesteśmy w miejscu mojego przeznaczenia. Musiałbym dowiedzieć się czegoś o Kolegiach Magii, bo tak na prawdę to niewiele wiem na ich temat. Jest ze mną przecież dwóch Altdorfczyków!" Starzec wyrwał się z zamyślenia, by zagadać do Leopolda, ten jednakże już odszedł. "Po prostu wspaniale! Ale chwila, gdzie jest ten drugi!? Uff, stoi i rozmawia z Agrakiem, co za szczęście!"

Młokos zaproponował podróż do pobliskiej karczmy, więc nie namyślając się długo odpowiedział:
- Hej! Felix? Tak masz na imię? Jestem Volkhard, może porozmawialibyśmy w tejże gospodzie? Pochodzę z małej wsi i nie chciałbym się zgubić w stolicy. Masz coś przeciwko, że staruszek wybierze się z Tobą?

Volkhardowi bardzo zależało, żeby poznać co nieco miasto i co najważniejsze lokalizację Kolegiów Magii. Najlepszym jednak rozwiązaniem byłoby zapoznanie się z jakimś "magistrem", podobno tak kazali się tytułować.

"Tylko nie wplątuj się w żadne kłopoty Volkhard, nie teraz."

Ruszył za młodzianem, a dźwięk dzwoneczków roznosił się po okolicy.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
ulger
Majtek
Majtek
Posty: 140
Rejestracja: niedziela, 18 maja 2008, 21:39
Numer GG: 0
Lokalizacja: R'lyeh

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: ulger »

[Przepraszam za opóźnienia - ostatnio nie narzekam na nadmiar wolnego czasu i w ciągu najbliższego miesiąca lub dwóch mogę mieć problem z odpisywaniem w terminie.]

[Leopold]

Po pożegnaniu się z towarzyszami ruszyłeś w stronę koszar straży. Miasto w ogóle się nie zmieniło od chwili gdy je opuściłeś. Tłumy ludzi wędrujących ulicami, stragany poustawiane gdzie się da i wszechogarniający odór. Mimo wszystko w głębi serca tęskniłeś za tym miejscem i podobnie jak każdy kto dłużej tu mieszkał gotów byłeś przyznać, że Śmierdzielisko miało swój urok. Gdy dotarłeś na miejsce był już późny wieczór. Strażnik pełniący dyżur na wartowni powiedział ci, że w tej chwili w koszarach nie ma żadnego oficera, z którym mógłbyś porozmawiać o zajściach jakie miały miejsce w lesie. Kazał ci przyjść nazajutrz rano.

Nie tracąc czasu ruszyłeś w stronę dzielnicy kupieckiej, gdzie znajdował się twój dom. Po niemal godzinie marszu twoim oczom ukazała się kamienica, w której spędziłeś większość swojego życia. Budynek nie należał wprawdzie do najokazalszych jednak był starannie utrzymany. Szybkim krokiem wdrapałeś się na drugie piętro gdzie mieściło się mieszkanie twoich rodziców. Drzwi otworzyła ci matka.

-Nareszcie jesteś. Oboje z ojcem myśleliśmy, że twoja podróż do Nuln potrwa krócej. Bardzo się martwiliśmy, szczególnie ojciec. Wiesz jak on traktuje to twoje gadanie o podróżach.
-Miałem problemy w drodze powrotnej do Altdorfu. Jutro opowiem wam o wszystkim -
”no, prawie o wszystkim” - dodałeś w myślach.
-Prawie bym zapomniała. Wczoraj był tu Martin. Nawet nie wiedziałam kiedy przyjechał do miasta. Powiedziałam mu, że ucieszysz się na wieść, że wrócił. Próbowałam wypytać go co porabiał przez te lata ale bardzo mu się spieszyło. Zostawił list dla ciebie. Koperta leży na komodzie w twoim pokoju.

Postanowiłeś niezwłocznie zapoznać się z wiadomością od starego przyjaciela. Powiedziałeś matce, że jesteś zmęczony i czym prędzej zamknąłeś się w swoim pokoju, gdzie przy świetle świeczki otworzyłeś kopertę. Wyjąłeś ze środka kartkę papieru, na której spisano wiadomość następującej treści:
Drogi przyjacielu!

W związku z wydarzeniami, o których wolałbym teraz nie wspominać, a jakie w ciągu ostatnich dwóch dni miały miejsce w świątyni pod wezwaniem Andrika z Kues chciałbym abyś niezwłocznie stawił się na miejscu. Jeżeli masz znajomych, którym nieobca jest sztuka władania mieczem przyprowadź ich ze sobą. Wszystko wskazuje na to, iż praca, którą chciałem Ci zaproponować nie będzie ograniczać się do badań.

Martin
Intuicja podpowiadała ci, że podobnie jak w przypadku podróży do Altdorfu i tym razem nie będziesz mógł narzekać na niedostatek mocnych wrażeń. Poza tym jutro trzeba będzie stawić się w Quadrivium po odbiór zapłaty a wcześniej znaleźć jakiegoś oficera w koszarach i porozmawiać z nim o tym co zaszło w lesie. Wszystko wskazywało na to, iż czeka cię pracowity dzień.

[wszyscy oprócz Leopolda]

Zdecydowaliście się przystać na propozycję Felixa. Lokal, o którym mówił zwał się ”Czerwona Oberża” i położony był w części miasta zamieszkiwanej przez ubogich. Z tego co po drodze opowiadał wasz nowy towarzysz można było wywnioskować, iż dobrze nadaje się na tymczasowe lokum a jego właściciel był dobrym źródłem informacji o mieście. Piętrowy budynek gospody mieścił się pomiędzy dwiema kamienicami i był wyraźnie lepiej utrzymany niż otaczające go budowle. Właściciel bez wątpienia nie szczędził środków na jego konserwacje co mogło nieco dziwić zważywszy na potencjalną klientelę oberży.

Kiedy weszliście do środka lokal świecił pustkami. Jedyną osobą w pomieszczeniu był karczmarz. Gustav, jak nazywał go Felix, był dobrze zbudowanym mężczyzną w wieku około czterdziestu lat. Miał niemal dwa metry wzrostu, co w połączeniu z pokaźnych rozmiarów brzuchem sprawiało, że przypominał trochę beczkę na piwo. Z tą jego sylwetką kontrastowały dziecięce rysy twarzy - drobne usta, lekko zadarty nos i duże niebieskie oczy. Nosił rude, krótko przystrzyżone włosy i długie bokobrody. Na widok Felixa roześmiał się po czym zwrócił się do niego tubalnym głosem.

-Witaj młody! Albo masz więcej ikry niż mi się zdawało albo postradałeś rozum. Rano widziałem jak Haan wypytuje ludzi gdzie mieszkasz a tu proszę - nasz ptaszek wrócił i sam się pcha pod nóż.
-Oszczędź sobie Gustav.


W tym momencie karczmarz obrzucił spojrzeniem całą gromadkę dłużej zatrzymując wzrok na ogrze.

-Zakładam, że nie wróciłbyś bez ważnego powodu. Ci tutaj to twoi nowi przyjaciele?
-Można tak powiedzieć. Po moich doświadczeniach z ostatniej podróży wolałbym przez jakiś czas nie opuszczać miasta.
-Jak sobie chcesz. Tylko nie mów potem, że nie ostrzegałem jak któryś z chłopaków Schantzego wpakuje ci sztylet pod żebra. Napijesz się czegoś?
-Nalej piwa mnie i moim towarzyszom.


Gdy zasiedliście przy stole w rogu sali pierwszy odezwał się Paul.

-Wspaniale, mamy wreszcie okazję spokojnie porozmawiać. Myślę, że w pierwszej kolejności powinniśmy dowiedzieć się czegoś więcej na temat naszego nowego przyjaciela. Felixie, biorąc pod uwagę to co przed chwilą powiedział nasz gospodarz jesteś nam winien wyjaśnienia.

[Felix]

Gdy zasiedliście przy stoliku wreszcie miałeś czas by otworzyć znalezione w lesie koperty. Niestety ich zawartość nie zwiększyła twojej wiedzy o tym co zaszło w lesie. W pierwszej znalazłeś jakiś dokument, biorąc pod uwagę szyk liter prawdopodobnie list, jednak napisany w języku, którego nigdy wcześniej nie widziałeś. Jeden szczegół przykuł twoją uwagę. Sądząc po układzie znaków, osoba która ów list sporządziła pisała od prawej strony do lewej a więc odwrotnie niż pisze się w staroświatowym. Druga koperta zawierała pustą kartkę papieru. Czuć było od niej zapach cytryn, który przywołał bolesne wspomnienia o domu. To właśnie tam ostatni raz miałeś okazję próbować tych owoców. Być może któryś z twoich nowych znajomych będzie w stanie powiedzieć o tych papierach coś więcej.
Obrazek
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: mone0 »

Volkhard

Gospoda, była z rodzaju tych "podlejszych" mając na myśli bywalców i serwowane tu napitki i potrawy. Na razie żadnych szumowin tu nie było, w końcu to środek dnia, ale trzeba się przygotować na każdą okoliczność.

Z początku starzec tylko przysłuchiwał się rozmowie prowadzonej przez współtowarzyszy, jednak musiał się odezwać, gdyż to leżało w jego naturze. Karczmarz przyniósł piwo dla wszystkich, lecz Volkhard nie miał zamiaru tego w ogóle tykać, odsunął od siebie kufel i zaczął monolog, który powinien przeistoczyć się w większą dyskusję:
- Morryta ma rację, powinieneś nas oświecić co do tego "Schantzego" i co to są za papiery, jeśli mogę wiedzieć?
- Paul przeczytaj co tam piszą, może to nam rozjaśni umysł. Ta druga kartka jest pusta tak?
Zerknął kontem oka na papiery.
- Pokarz mi ją chłopcze! - rzucił niemal rozkazującym głosem.
Cytrusy...mhm...
- Karczmarzu przynieś tu szybko świeczkę i zapal ją.
- zwrócił się uprzejmie.
"Ciekawe jakie tajemnice chciał ukryć autor tego listu przed nami?" - lekki uśmiech zagościł na twarzy pełnej zmarszczek.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Zajx
Majtek
Majtek
Posty: 104
Rejestracja: sobota, 16 lutego 2008, 11:52
Numer GG: 2532797
Lokalizacja: Czarnobyl

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Zajx »

Felix

Znów w domu, jakkolwiek by nie było tu zawsze czuł się względnie bezpiecznie. Gustav nigdy nie pozwalał by w jego karczmie coś się stało, tak on cenił dobrą reputację miejsca idealnego do uprawiania interesów przez poważne, aczkolwiek szemrane towarzystwo. W tej tawernie można załatwić dużo spraw. Felix spojrzał na staruszka, najwyraźniej wiedział o tych listach coś więcej niż on. Postanowił podzielić się swoja wiedzą, cóż mu po niej...

- Te oto listy znalazłem w dyliżansie tym samym, który mijaliście po drodze. Ponadto słyszałem rozmowę dwóch jeźdźców, BARDZO zależało im by nikt nie zobaczył tego co się z nim stało. Powiedział bym wręcz, że gdyby nie wasza liczebność nigdy byśmy tu nie siedzieli.- Zrobił nieco speszoną minę- Przyrośliście mnie bym opowiedział coś o sobie... hhmmm więc zajmuje się rozładunkiem zbędnego bagażu pieniężnego bez naprzykrzania się klientom... no i Schantze jest, a raczej pracuje w tym, ale na masową skalę. Wiecie jak to jest, konkurencja i prawa rynku. Niczym nie różni się to od zwykłych potajemnych porachunków na wyższych szczeblach. Dobrze znajdę jeden szczegół tam ciał nie zostawiają w widocznym miejscu dla przykładu. Ale nie warto o tym rozmawiać wystarczy byśmy pozostali w tym miłym towarzystwie- obrzucił ogra prawie szczerym uśmiechem- no i się rozgadałem, a o najważniejszym zapominam- wstał i ukłonił się w wyrafinowany sposób- Felix Straden znawca miasta, z tej ciekawszej strony jak i mniej ciekawej strony. Do usług!

”Mam nadzieję, że jakoś wypadłem... Chodzenie samym po ulicach to nie jest ciekawy plan... Czy o niczym ważnym nie zapomniałem??? A tak potrzebuje jakiejś broni jak łuk czy kusza”
- Przepraszam na momencik- Podchodzi do karczmarza daje mu znać, że potrzebuje rozmowy.

- Słuchaj wiesz w jakiej dupie się znalazłem i muszę mieć jakąś dalekosiężną broń. Załatw mi po promocyjnej coś jak łuk czy kuszę.- Po odpowiedzi wrócił do stolika i wypił pół kufla piwa, było nie złe. - A co powiecie o sobie??
Wole umrzeć jak mężczyzna(tudzież szaleniec) niżeli żyć jako tchórz.
Odwaga nie polega na braku strachu, lecz jego pokonywaniu. Rozwaga nie polega na dowadze.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Szasza »

Paul

Obrzucił wzrokiem lokal, bywalców, obsługę i to co rzucała na stoły. Nie można było tego nazwać luksusem, ale lepsze to niż przebywanie w jakiejś walącej się szopie, lub spanie w deszczową noc pod gołym niebem. Na swych wojażach Paul nauczył się doceniać luksusy, takie jak łóżko, po którym nic pełza i dach, pod którym nie trzeba stawiać wiadra. Na razie jednak w centrum uwagi był nowy towarzysz- Felix. Bawił się jego papierami i już miał zabrać się za czytanie, gdy ten zaczął się przedstawiać, kręcąc przy tym niemiłosiernie. Proszony o przedstawienie się mruknął tylko-Paul.-po czym upewnił się, że symbol kultu na jego piersi jest dobrze widoczny. Skoro jego nowy znajomy był takim znawcą miasta, to nie powinien mieć problemu z rozpoznaniem symbolu Morra. Gdy wysłuchał wszelkich uprzejmości, zabrał się za czytanie cudzej korespondencji. Starał się czytać na tyle głośno by wszyscy jego "znajomi" słyszeli dokładnie, i na tyle cicho by byli oni jedynymi, którzy zrozumieją jego słowa. Szkoda, że niewielu ludzi umiało czytać. Ta umiejętność otwierała nowe, wspaniałe możliwości. Czas i przestrzeń przestawały być przeszkodą w wymianie informacji. Gdyby każdy prosty chłop umiał czytać, to jedna książka mogłaby zapewnić cenną wiedzę całej wiosce i jej potomstwu. Szkoda, że nikt nie miał chęci dzielić się tą wspaniałą zdolnością, z masami ludzkimi.
Obrazek
Bussumarus
Marynarz
Marynarz
Posty: 336
Rejestracja: piątek, 25 lipca 2008, 21:12
Numer GG: 2565250
Lokalizacja: Gdańsk

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Bussumarus »

"Nareszcie w domu." - Pomyślał Leopold, kładąc się na łóżko. - "Jutro mam dużo do roboty, trzeba się wyspać.". Sen nie zwodził go długo, działał szybko. Momentalnie zaprowadził Leopolda do sennego świata. Lecz coś nie dawało mu spokoju. Budził się co godzinę, oblany potem, ciężko oddychał. Miał przeczucie co do jutrzejszego dnia...
OLDSCHOOL!
Zablokowany