[Volkhard]
Gdy wszedłeś do środka karczmarz właśnie wracał z piętra. Celine siedziała przy stole położonym w rogu sali jadalnej. Właściciel lokalu prawdopodobnie przed chwilą skończył doprowadzać pokoje do stanu używalności po jatce, jaką wczoraj urządziła tam bestia lub zrobił sobie przerwę w sprzątaniu. Wyglądał na zmęczonego i nieco poirytowanego. Jego ręce były umazane krwią a kropelki potu spływały pomiędzy resztkami czarnych włosów. Wczoraj zrobił na tobie wrażenie osoby traktującej z szacunkiem wszystkich gości, których u siebie podejmuje. Jednakże wyraz jego twarzy w trakcie słuchania twojego monologu sugerował, że szacunek karczmarza dla osób starszych może się zaraz drastycznie zmniejszyć. Kiedy skończyłeś spojrzał na Celine, odetchnął, błyskawicznie rozpogodził się i odrzekł:
-Oczywiście, przyjaciele rodziny Lavoie nigdy nie opuszczą mojej karczmy z pustym brzuchem, za moment przygotuję panu coś ciepłego - to powiedziawszy oddalił się na zaplecze.
Odniosłeś wrażenie, że gdyby nie obecność twojej nowej chlebodawczyni, która obserwowała całą scenę nawet nie próbując ukryć rozbawienia, kazałby ci iść do wszystkich diabłów. Trochę później karczmarz wrócił z miską kaszy i kubkiem mleka. Zostawił jadło na stole po czym życząc ci smacznego wrócił na piętro. Zasiadłeś do posiłku zastanawiając się czy przypadkiem nie dodał tam czegoś od siebie.
[wszyscy oprócz Volkharda]
-Zacznijmy od tego, że gdyby stwór był w formie, to zapewne nie byłoby mnie wśród żywych - odpowiedział Leopold - co do twojej teorii to fakt, iż bestia emanuje aurą nienaturalnej energii nie oznacza, że musi być ożywieńcem. Po tym świecie chodzi wiele istot zrodzonych z magii. A jeśli chodzi o Celine to z tego co słyszałem u osób, które dłużej zajmują się magią uwidacznia się jej wpływ, zarówno w wyglądzie jak i w zachowaniu. Oczywiście jeżeli dziewczyna faktycznie jest magiem mogła posłużyć się iluzją. Jednakże czarownik na tyle potężny by przez cały czas ukrywać przed nami swą prawdziwą naturę z pewnością nie dopuściłby do tego by jego twór wymknął mu się spod kontroli, nieprawdaż? Krótko mówiąc ja jestem za podróżą. Starzec zanim nas opuścił również się za nią opowiadał. Co ty o tym sądzisz ogrze?
-Jadę dyliżansem do miasta i żaden przerośnięty kundel mi w tym nie przeszkodzi. - odpowiedział Agark.
-A więc przesądzone. Udamy się do miasta razem z panną Lavoie - odrzekł Leopold.
[wszyscy]
Po zakończeniu narady wróciliście do środka. Wewnątrz zastaliście Celine i Volkharda zajętych posiłkiem. Dziewczyna przez chwilę sprawiała wrażenie, że zastanawia się nad czymś. Następnie obrzuciła wzrokiem całą grupę po czym zwróciła się do was z tymi słowami:
-Zakładam, że podjęliście decyzję?
-Owszem - odpowiedział Leopold - zdecydowaliśmy się przyjąć propozycję.
-Cieszy mnie to niezmiernie. W czasie naszej ostatniej rozmowy zapomniałam wspomnieć, iż wczorajsza próba porwania mnie była trzecią w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Musicie wiedzieć, że mój ojciec ma wielu wrogów.
Zapał do podróży dyliżansem niektórych z was gwałtownie osłabł po usłyszeniu tych słów.
-Może pani powiedzieć coś więcej na ich temat? - dociekał Paul - Bądź co bądź przez następne kilka dni to my będziemy ochroną i wszelkie informacje na temat pani prześladowców mogą okazać się pomocne przy wykonywaniu naszego zadania. W szczególności mnie i myślę, że moich towarzyszy również, interesowałoby czy wszyscy oni wyglądają, jak to co zaatakowało nas w nocy.
-Skądże znowu, w dwóch pozostałych przypadkach byli to zwykli bandyci. Myślę, że w związku z wcześniejszymi niepowodzeniami tym razem po prostu postanowili skorzystać z usług jakiegoś maga. Jeśli chodzi o wrogów mojego ojca to niestety nie mogę wam pomóc. Nie zajmuję się interesami rodziny i nie wiem nic na ich temat. Myślę, że dyliżans będzie tu lada chwila. Możecie zbierać swoje rzeczy. A ty mój drogi - mówiąc to zwróciła się do Agarka - czy byłbyś tak miły i wyniósł na dziedziniec mój kufer?
Ogr zgodził się mamrocząc pod nosem coś na temat jego stosunku do tego typu zajęć.
Po wyjściu na zewnątrz dobiegł was stukot końskich kopyt. Chwilę później na dziedziniec wjechał dyliżans ciągnięty przez cztery konie. Ci z was, którzy mieli okazję być wcześniej w Altdorfie rozpoznali w nim powóz należący do linii Cztery Pory Roku. Załogę stanowili dwaj mężczyźni. Pierwszy z nich, zapewne woźnica, był chyba w wieku Volkharda. Nieco zdziwił się na wasz widok ale Celine wyjaśniła mu w jakim charakterze będziecie jej towarzyszyć. Drugi, znacznie młodszy, zapewne służył jako ochrona dyliżansu. Mimo iż nie wyglądał na kogoś, kto ma wiele lat na karku to poznaczona bliznami śniada twarz i strój typowy dla osoby zarabiającej na chleb mieczem sugerowały, że jest odpowiednią osobą do tego zadania. Powóz sprawiał wrażenie solidnie wykonanego. Konstrukcję z metalu i drewna ozdobiono miejscami złotem ułożonym w motywy roślinne. Bez wątpienia nie był to pojazd wypuszczany na standardowe kursy. Wnętrze dyliżansu wyłożono atłasem w kolorze krwistej czerwieni a siedzenia, dla wygody pasażerów zaopatrzono w poduszki. Czekały was dwa dni podróży w warunkach, do jakich nie byliście przyzwyczajeni. W każdym razie wszystkich oprócz Agarka, który z racji swych gabarytów nie mógł wejść do środka i musiał siedzieć na umieszczonej na dachu pojazdu półce, gdzie zwykle układano bagaże. Ogr nie omieszkał wyrazić swojego niezadowolenia z tego faktu. Kilka minut później ruszyliście w drogę.
[Paul]
”Skąd wiedziała, kiedy przyjedzie dyliżans? Bardzo ciekawe. Wprawdzie miał przybyć w południe... Ale mimo wszystko... Nie czekaliśmy na zewnątrz nawet minuty. Nekromantka czy nie, na pewno nie jest zwykłym człowiekiem”. Starałeś się dyskretnie obserwować Celine, która wydawała się być całkowicie pochłonięta obserwowaniem krajobrazu za oknem. Podróżowaliście już kilka godzin. Dzień powoli ustępował nocy. Przyszło ci do głowy, że nawet jeśli dziewczyna nie parała się ohydną sztuką nekromancji nie oznaczało, że nie jest czarodziejem. Być może była jedną z tych osób, które na własną rękę próbują zgłębiać sekrety magii, co zwykle ma katastrofalne następstwa dla nich samych i otoczenia. To z kolei wyjaśniałoby atak potwora. Na razie nie byłeś w stanie rozwikłać tej zagadki i nawet ni byłeś pewien czy masz na to ochotę. Jeszcze tylko dzień podróży. Potem ta kobieta zniknie z waszego życia.
[Leopold]
Dostało ci się miejsce przy oknie. Przez większość czasu próbowałeś zasnąć jednak nie pozwalał ci na to ból głowy, który nie opuszczał cię od rana. Pocieszający był fakt, że w dalszym ciągu byłeś wśród żywych. Na własne oczy widziałeś jak łatwo przychodziło bestii zabijanie ludzi i to znacznie sprawniejszych w boju od ciebie. Jechaliście już kilka godzin. Wyjrzałeś przez okno. Na zewnątrz słońce chyliło się ku zachodowi. Drzewa na zewnątrz szybko przelatywały ci przed oczami zlewając się w zielono-brązową ścianę. Nagle, w promieniach gasnącego słońca dostrzegłeś ciemny kształt przemykający nieopodal powozu. Jakieś zwierze? Przez chwilę biegł obok po czym zniknął gdzieś pomiędzy drzewami. Najwyraźniej zmęczony umysł płatał ci figle.
Aby zająć czymś myśli powróciłeś we wspomnieniach do początku zimy przed trzema laty, kiedy to miałeś okazję czytać niesławne dzieło Odrica z Wurtbadu. W tej chwili najbardziej istotny z punktu widzenia bezpieczeństwa waszej podróży do stolicy Imperium wydał ci się jego fragment poświęcony zmiennokształtnym. Jeśli pamięć cię nie zawodziła to zdaniem autora księgi te istoty można było zranić wyłącznie bronią magiczną lub wykonaną ze srebra. Wczoraj w nocy potwór mało nie wyzionął ducha a szanse na to, że twoi kompani, strażnicy i ochroniarze Celine dysponowali takim orężem były bliskie zera. Zacząłeś się zastanawiać jak wiele wspólnego z prawdą miał akapit dotyczący przemiany tylko przy pełni księżyca. ”Hmm, być może wkrótce się przekonamy”. Wreszcie, po kilku minutach nadszedł upragniony sen.
[Agark]
”Co ona sobie myśli?! Najpierw mam taszczyć jej kufer a potem jechać na dachu jakbym był jakimś tobołem.” Nie tak wyobrażałeś sobie tą podróż. Cała reszta siedziała wygodnie w środku a ty odmrażałeś sobie tyłek. Gdyby posadzić tu tych dwóch chłoptasiów, którym wczoraj uratowałeś dupska na pewno zmieściłbyś się w powozie. Przynajmniej nie padało i nie musiałeś iść piechotą. Nie chciało ci się spać toteż postanowiłeś wypełnić sobie czas rozmową z towarzyszami niedoli: woźnicą i ochroniarzem, którzy siedzieli metr przed tobą, na koźle. Sądząc po tym jak się trzęśli zimno doskwierało im jeszcze bardziej niż tobie. Początkowo trochę się ciebie bali, wkrótce jednak strach ustąpił miejsca ciekawości. Po jakimś czasie doszedłeś do wniosku, że miejsce jakie ci się dostało nie było takie złe. Przynajmniej miałeś z kim pogadać bo twoich kompanów czasami trudno było zrozumieć. Woźnica nazywał się Otto i powożeniem parał się przez większość życia. Drugi był znacznie ciekawszy. Po sposobie, w jaki mówił od razu można było poznać, że nie pochodzi z Imperium. Na imię miał Rodrygo czy jakoś podobnie i miał strasznie długie nazwisko, którego nie dałeś rady zapamiętać. Mówił, że kiedyś był najemnikiem. Razem ze swoją kompanią przywędrował do kraju Sigmara gdzieś z południa. Kiedy w wyniku kłótni o żołd kompania się rozpadła a jej dowódca stracił życie Rodrygo najął się jako ochroniarz w liniach przewozowych Cztery Pory Roku, z których usług ty i twoi towarzysze właśnie mieliście okazję korzystać.
Ta rozmowa nie tylko wypełniła ci czas ale pozwoliła również dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy o rodzinie Celine. Wprawdzie usłyszałeś od swoich rozmówców tylko plotki jednak żyłeś pośród ludzi wystarczająco długo by wiedzieć, że w każdej plotce tkwi odrobina prawdy. Z tego co mówili wynikało, że jej rodzina faktycznie handlowała zbożem, jednak jej prawdziwym źródłem dochodów była nielegalna sprzedaż broni i ponoć nie wybrzydzali jeśli chodzi o dobór kontrahentów. Otto mówił nawet, że podczas niedawnej wojny z Chaosem nie każdy z ich klientów walczył po stronie Imperium, w co jednak nie byłeś skłonny uwierzyć.
[wszyscy]
Był środek nocy. Tych z was, którzy spali, z objęć snu wyrwało rżenie koni i okrzyki woźnicy. Nagle dyliżans zaczął zwalniać. Kiedy stanął wyszliście na zewnątrz. Po chwili dostrzegliście przyczynę postoju. Mężczyzna dosiadający czarnego wierzchowca, odziany w płaszcz tej samej barwy, rozmawiał o czymś z woźnicą. Było ciemno i nie byliście w stanie dostrzec jego rysów twarzy. Przyjrzał się wam po czym rzekł:
-Najmocniej przepraszam, że zmuszony byłem przerwać państwa podróż jednak znalazłem się w dość nieprzyjemnej sytuacji i potrzebuję pomocy. Tak się składa, że kilka dni temu przejeżdżał tędy powóz przewożący ładunek, który przedwczoraj powinien do mnie trafić. Była to figura woskowa przedstawiającą kobietę. Niestety, dyliżans nigdy nie dotarł do Altdorfu a ślad po nim i jego załodze zaginął. Szukam go już drugi dzień, jak dotąd bez powodzenia. Czy w czasie swojej podróży nie natknęliście się może na porzucony na poboczu powóz? A może widzieliście samą statuę lub jej fragmenty porozrzucane na drodze?
-Niestety nie możemy panu pomóc - odpowiedział Paul.
-Cóż... mimo wszystko dziękuję za poświęcony mi czas.
Mężczyzna pożegnał się z wami i pogalopował w dal. Chwilę po tym jak zniknął wam z oczu zauważyliście, że upuścił kartkę papieru. Była to ulotka reklamująca gabinet figur woskowych w Altdorfie.
-Co tam jest napisane? - spytał Volkhard.
W odpowiedzi Leopold głośno przeczytał jej treść.
Celine nalegała by kontynuować podróż, toteż nie ociągając się ruszyliście dalej. Kilka kilometrów dalej ponownie musieliście przystanąć. Drogę zagradzała wam sterta drewna, w której woźnica rozpoznał pozostałości dyliżansu. Sądząc po uszkodzeniach można było wnioskować, że w coś uderzył albo coś uderzyło w niego. Bardzo szybko i bardzo mocno. Na ziemi walało się pełno ulotek, takich samych jak ta znaleziona przez was wcześniej. Kiedy Agark odsuwał resztki powozu na bok aby umożliwić przejazd ze środka wypadły jakieś narzędzia: piła, kilka noży, dłut, pilników a także parę innych, których zastosowania nie potrafiliście ustalić. Volkhard podszedł bliżej by móc im się przyjrzeć. Podniósł jeden z noży. Ostrze było pokryte lepką cieczą o ostrym zapachu, nieco gęstszą niż oliwa. Starzec podszedł do dyliżansu by móc obejrzeć kozik w świetle latarni. Ciecz miała matową, brunatnoczerwoną barwę i zdawała się parować pod wpływem ciepła wydzielanego przez latarnię. Bliższe oględziny rozrzuconych na ziemi ulotek wykazały, że również niektóre z nich były poplamione tą substancją. W tym czasie Agark przeszukiwał pobliskie zarośla, skąd poczuł dziwny zapach. Gdy zaczęliście dokładniej oglądać najbliższą okolicę Celine dała wyraz swojej irytacji spowodowanej kolejnym postojem.Gabinet Figur Woskowych barona Friedricha Loeba
Panie i Panowie, Chłopcy i Dziewczęta!
Mamy zaszczyt zaprosić Was do jedynego w swoim rodzaju gabinetu figur woskowych barona Friedricha Loeba w Altdorfie. Tylko tam zobaczycie cuda jakich wasze oczy nigdy nie widziały. Za jedyne dwa szylingi od osoby będziecie mieli okazję podziwiać prace niedawno zmarłego mistrza rzeźby Hatuma Kutisa. Tego co zobaczycie w gabinecie barona Loeba nie zapomnicie do końca swych dni.
Gabinet położony jest przy ulicy Hardnstrasse 54. Otwarte przez cały tydzień.
-Moi drodzy, czy bylibyście tak łaskawi i wrócili do środka? W Altdorfie muszę być najpóźniej jutro wieczorem. Naprawdę jeżeli tak bardzo interesuje was to co tu znaleźliśmy możecie wrócić w to miejsce po wykonaniu zadania.
Kiedy mieliście zamiar wypełnić polecenie ogr wyszedł z krzaków. Niósł ze sobą jakiś podłużny przedmiot, który po chwili rzucił wam pod nogi. Była to ręka i nawet przy tak słabym świetle nie było wątpliwości, iż nie jest to fragment jakiejkolwiek rzeźby.
-Już wystygła ale znać, że ucięta niedawno. - powiedział Agark - Reszty ścierwa nie znalazłem ale jak przeszukiwałem zarośla to usłyszałem jakiś krzyk. Dochodził z lasu. To co robimy?