[Fallout] Ready 2 Die!

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Ouzaru

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Ouzaru »

Andrea "Arachnea"

Pani doktor ze stoickim spokojem przyglądała się, jak mrówka ucieka. Jeśli była jedna, było również mrowisko. Sam insekt nie powinien się zbytnio oddalać od gniazda, a to oznaczało, iż gdzieś tutaj musi przebiegać ich szlak. O ile znalazły jakieś źródło pożywienia.
- *Sprowadzi inne.*
- Wiem - odparła.
- *Powiesz im?*
- I tak mnie nie posłuchają.

Po chwili pojawiło się jeszcze kilka mrówek, tak jak to przewidział Jason. Inuki szczeknęła na nie kilka razy z bezpiecznej odległości pięciu metrów, a potem schowała się za stertą gruzu.
- Hmm... Mówiłam wam już, że jak jakąś zaatakujemy, to zacznie wydzielać pewien zapach i wszystkie inne dostaną pierdolca? Biorąc pod uwagę rozmiary tych paskudztw, pewnie zaalarmowalibyśmy mrowisko. No, to będziecie mieć kupę roboty, panowie! - zaśmiała się. - Wyglądają na głodne... Może zamiast rzucać tymi butelkami, potoczymy je z małym pod nogi mrówek, a wy strzelicie w nie? Znaczy się w butelki.
Kobieta przyglądała się całej sytuacji i rozmyślała. Nie była pewna, czy jeszcze coś z jej wiedzy się tutaj przyda, więc zamilkła.
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Kawairashii »

Tucker Right

Sytuacja ta zachodzi jeśli mrówki biegną w ich kierunku bardzo szybko

Chłopak schował się za lodówką, nie podobał mu się pomysł wpakowanie go do jej wnętrza, Gogola, czy z udawaniem trupów, a najmniej już z zaserwowaniem go jako danie główne dla mrówek, Andrei. Ze łzawymi oczyma huknął.
-Zgłupieliście? Strzelać do tego! Nie chce tu umrzeć!
Chłopak podniósł głos (jako iż), był z nich najbliżej pancernych demonów i wcale mu się to nie podobało. Zwłaszcza po tym jak go nastraszyli, kto czy jak go osłaniał nie grało roli, skoro grupa zamiast działać bawiła się bronią i odbywała sobie pogawędkę, gdy te monstra korzystały z każdej sekundy posuwając się ku nim.

Jeśli ci wreszcie wypalili, broń starając się utrzymać pozycje, Tucker włazi na lodówkę, oglądając się czy nie jest ich więcej.

Podobna sytuacja jednak podczas wycofywania się, Tucker najszybciej jak potrafi biegnie do Stanforda, kryjąc się za jego plecami i ciągnąc gdy ten stara się rżnąć bohatera.

Jeśli nikt nie decyduje się strzelać to o ile udaje mu się - chwyta za błyszczącą broń, o masywnych gabarytach, dzierżoną w dłoni Jonathana, i wymuszając ruch naciskiem na jego dłoń układa odruchowo w jednej linii muszkę z celownikiem, wykorzystując swój wrodzony dar, oraz licząc się z tym że zostanie poturbowany przez chłopaka, który może okazać się na jej punkcie przeczulony jak i faktem bycia zagryzionym na śmierć, nacisnął na spust trzy razy celując za każdym razem w inną mrówkę. Wpierw w czaszkę, jeśli nie zadziała, w oko, w ostateczności do środka jego paszczy o ile zdoła zanim ten je zewrze na jego czy Jonathana ciele.

Mrówki nie biorą w niewolę, a o ile z nas nie wyrosną grzyby to pewnie i nie będą nas pielęgnować, tak więc skoro już miał umrzeć to nie bez obrony. A jesli uciekać to zdecydowanie lepiej pozbyć się pierwszej linii atakujących, by zyskać trochę czasu.
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Artos »

Knife
- Spokojnie. Nikt nie zginie jeśli będziemy się trzymać razem i nikogo im nie rzucimy na pożarcie.
Spojrzał po reszcie. Mrówki wydawały się nie być przejęte ich rozmową co martwiło go niemiłosiernie.
- Jak się zbliżą na odległość pięciu metrów wszyscy ognia! A ty mały nie szarp mnie. Z tej odległości trudno będzie nie trafić. Lepiej się wycofaj trochę i też szykuj się do walki!
szykował się do najgorszego. W sumie i tak już nic nie mogli zrobić. Żarcie nie rzucone, więc nie ma czym odwrócić ich uwagi, kłótnia w drużynie na temat tego co robić – same problemy. Za dużo tu ich jak na tak mało czasu.
- Próbujcie się też co chwila cofać, by dłużej do nas dochodziły.
Jak powiedział tak zaczął robić bez względu na drużynę. Jeśli oni będą się chować – proszę bardzo! Mniej insektów pójdzie za nim! Jak wszyscy się wycofują – trochę gorzej, aczkolwiek przynajmniej większa siła ognia będzie. Dopuki jeszcze do niego nie dotarły stworki oddalał się jak mógł od stacji i otworzył ogień dopiero gdy podbiegły zgodnie z zaleceniami jakie dał towarzyszom.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Serge »

Wraz z pokrzykiwaniami i kilkoma głuchymi wystrzałami małego glocka, którego pociski drasnęły jedną z mrówek i zmusiły ją do szybkiej ucieczki, ruszyliście do wyjścia, byle prędzej wydostać się z tej śmiertelnej zapewne pułapki. Mrówki prawdopodobnie były nawet i szybsze od was, o czym przekonaliście się oddalając od stacji benzynowej. W zamieszaniu jakie powstało, strzałach, wycofywaniu się i walce o życie dopiero po chwili dostrzegliście, jak mrówki tracą wami zainteresowanie na rzecz Tuckera, który cofając się zahaczył o jakiś kamień i padł na plecy niczym zwalone drzewo. Mrówki znalazły się przy nim w sekundę, gryząc go i kąsając na wszystkie możliwe sposoby. Bronił się jeszcze przez chwilę, ale na nic się to zdało. Nie mogliście nic więcej zrobić dla młodego by nie pozwolić sobie na dalsze straty – wciąż mieliście zadanie do wykonania i to było w tej chwili najważniejsze. Korzystając z faktu, że mrówki zainteresowały się konsumpcją Tuckera, wymknęliście się z ich pola widzenia i pognaliście na północny wschód, wzdłuż zniszczonej autostrady i według planu - ku Chicago.

Podróż nie była łatwa, bowiem autostrada była w takim stanie, że ciężko było to w ogóle nazwać drogą. Działały tu na nią jakieś siły, które spowodowały wiele zawałów poszczególnych elementów drogi i chodzenie po tym przypominało chodzenie po skalistych górach i to bynajmniej nie po szlaku. Już po godzinie mieliście dość, a pod ciężkimi skafandrami wręcz ciekliście. Ale były też plusy. Liczniki Geigera wskazywały teraz znacznie niższe promieniowanie, wciąż jednak zbyt duże jak na wasz gust, ale przynajmniej nie było już aż tak zabójcze, może nie było nawet w ogóle zabójcze. I to tylko jakieś dwa kilometry od wejścia do schronu! To było dziwne. Przez chwilę nawet próbowaliście dojść dlaczego tak się dzieje, dopóki ogłuszający huk z południowego zachodu nie wybił wam z głowy wszystkich myśli.

Odruchowo próbowaliście zatkać uszy, obserwując jak na horyzoncie pojawia się coś na kształt grzyba nuklearnego. Po chwili doszła fala uderzeniowa, rzucając was na ziemię, targając po skałach i niszcząc kombinezony ochronne. Gdy poobijani znów podnosiliście wzrok, zasypały was odłamki skalne i pył. Tam na horyzoncie, mniej więcej dokładnie z miejsca w którym znajdował się schron, unosił się już tylko dym. Ocalał tylko jeden licznik i jakimś cudem znów zaczynał trzeszczeć coraz głośniej. Promieniowanie się zwiększało, nie mogliście tu zostać. Skafandry były teraz już bezużytecznym złomem, porwanym i poprzecinanym odłamkami.

Uczucie przygnębienia było wszechogarniające. Właśnie straciliście dom... lecz bezczynność mogła zabrać wam jeszcze życie. A w dolnych poziomach schronu mógł jeszcze ktoś przeżyć. Powiadają, że nadzieja jest matką głupich, lecz właśnie nadzieja była tym, czego potrzebowaliście w tym wymarłym świecie. Może prócz mrówek przeżyli również ludzie? Może będą mieli jakiś sposób by pomóc? Należało się ruszyć...

Kawairashii dziękuję za grę i proszę o niepostowanie.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Alucard »

Immigrante

Jego broń dawała tyle co nic, więc szybko przerwał ostrzał. Oddał jeszcze jeden strzał wycofując się, ale widząc, że mrówy zinteresowały sie małym, olał całą sprawę i schował gnata.

WIele razy widział śmierć. Zbyt wiele- dzieciaki z którymi sie wychowywał potrafiły zatłuc sie nawzajem za działkę. Mimo to kiedy zobaczył zżeranego gówniarza cos w nim sie odezwało. Zresztą zawsze się odzywało, tylko, że tłumił to jak mógł- współczucie. Szczeniak miał jeszcze całe zycie, mógł tyle zdziałać, tyle zobaczyć. Juz nigdy nie prześpi się z kobietą, nigdy ni pogra w piłę, nigdy nie poczyta. Ale z drugiej strony też nigdy nie dostanie w ryj, nie przyćpa, nikt go nie poniży. Może to i lepiej... mimowolnie jednak poczuł uścisk na gardle. Wykasłal tylko cicho
-Spierdalajmy. Nie mamy tu czego szukać

A później cała ta sytuacja- wybuch i rozpierdzielony bunkier. O co chodzilo? Nie było nawet czasu nad tym myśleć. Spojrzał na kombinezon i usmiechnął się mimowolnie- teraz czy tego chcę czy nie, musza go posluchac i zrzucić to krępujące ruchy gówno.
-Dobra panie i panowie. Licznik skoczyl, z ubranka nici no i mamy jednego mniej. Czas na obiadek-Powiedział rzucając każdemu po tabletce. Wątroba im wysiądzie po tym za jakieś kilka lat. Bez tego przeżyją dwa dni- mniejsze zło. Oczywiście o pierwszym im nie powiedział.
-No, za mamusie...-mruknął przegryzając swojego pigsa i połykając zmieszane ze ślina gorzkawe ustrojstwo
-Za tatusia...
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Artos »

”Knife”
Odwrót nie tak miał wyglądać. To nie było to, co pragnął uzyskać nim. Chciałby wszyscy przeżyli, jednak zły los nie dał mu wyboru, przez co przyjął po raz kolejny czarną i lepką spuściznę tego świata. Jednak nie było czasu na zastanawianie się i opłakiwanie zmarłych. W końcu to właśnie teraz ważyły się ich losy, a on sam nie chciał umierać ponad wszystko. Szybko więc podążył zrujnowaną drogą zaraz za resztą drużyny.

Spadek promieniowania, jaki następował wraz z upływem czasu i kolejnych kilometrów, dobrze świadczył. Napawał nadzieją na nowy lepszy świat jaki mógł ich czekać dalej. Myśl o przetrwaniu większej ilości gatunków i to nie aż tak śmiertelnych jak te paskudne mrówki napawał go dumą i zadowoleniem, iż uzyskał możliwość bycia członkiem tej samobójczej ekspedycji.

Głośny huk przerwał jego radość. Nie wiedział czym może on być, lecz odruchowo rozejrzał się wokół siebie. Nie dało mu to jednak spokoju i obejrzał się za siebie. Zdołał zobaczyć jednak delikatny zarys grzyba, po czym poleciał wraz z falą uderzeniową. Nawet nie zdążył sobie uświadomić co to było, lecz jednak pobudka w postaci wariującego budzika z licznika Geigera. Może nie było to przyjemne, lecz wystarczająco sugestywne. Cały obolały bez skafandra ochronnego rozglądał się po okolicy. Mała strużka krwi przemknęła mu przez oko, przez co musiał je przetrzeć, by odzyskać wizję.
”Na szczęście pewnie to nic groźnego, tylko zadrapanie, inaczej bym za Chiny Ludowe nie otarł tego.”
Pomyślał po czym ujrzał dym dochodzący z oddali. Widział także resztę drużyny. Immigrante już stał pełny energii, wigoru i złości.
- Spierdalajmy. Nie mamy tu czego szukać
Aż nadto wiedział o co chodzi jego kompanowi, lecz nogi jakby odmówiły mu posłuszeństwa na chwilę. Uderzył więc pięścią o ziemię i na niej opierając cały ciężar swego ciała powoli dochodził do pionu. Gdy dostał przydział prochów łyknął go szybko i dodał kompanowi
- Za mamusię!
Rozglądając się po drużynie spojrzał na Andree
- Wszystko w porządku? Możemy ruszać?
Spojrzał na nią litościwym wzrokiem i podał dłoń by łatwiej jej było wstawać.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Ouzaru

Re: [Fallout] Ready 2 Die!

Post autor: Ouzaru »

Andrea

- Biedny dzieciak.
- *Kochanie, nie myśl teraz o tym i zabieraj się stąd jak najszybciej!*

Była zła na tę całą wyprawę i na siebie, nie chciała, by ktokolwiek zginął. Chyba po to tu właśnie była, by ratować ich życie? Niestety, nie znała się na walce, nic nie mogła zrobić. Wątpliwym było, by mrówki zostawiły cokolwiek, z czego mogłaby jeszcze tego chłopaczka poskładać. Fala nieprzyjemnych wspomnień i bolesnych obrazów atakowała jej umysł, jednak szybko te wizje odganiała od siebie.

"(...) Nadzorca powiedział, że to tylko jakaś drobna awaria, Jason z innymi poszedł to sprawdzić i naprawić. Mam nadzieję, że szybko wróci. Ostatnio oboje jesteśmy bardzo zabiegani i mamy tak mało czasu dla siebie, że to aż wstyd mówić o sobie, że jesteśmy małżeństwem. (...)"
"(...) Jeszcze nie wrócili, prosiłam, by wysłano drugą ekipę, ale oczywiście Nadzorca odmówił. Nie możemy pozwolić sobie na stratę kolejnych osób? Przecież on żyje! Jestem tego pewna! Sama tam pójdę. (...)"
"(...) Poszło ich sześciu, dwóch wydobyto żywych. Jason jest w stanie krytycznym, idę asystować (...)"


- Wszystko w porządku? Możemy ruszać? - zapytał ten koleś, z którym wcześniej rozmawiała.
Spojrzał na nią litościwym wzrokiem i podał dłoń, by łatwiej jej było wstawać. Zdziwiła się, że upadła, chyba się zamyśliła i coś Andrei umknęło. Skinęła mężczyźnie głową i z jego pomocą wstała. Kombinezon miała cały podarty, więc go zdjęła i wywaliła.
- Tak, chodźmy już - odpowiedziała niepewnie.
Zablokowany