[FUDGE] Tron Chaosu

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Sergi »

Janos Nowyer

- Wszystko w swoim czasie Vfolt.- głos maga wibrował z podniecenia, nie dziw było że chłonął widok starych woluminów które zapisane były antycznym językiem niczym dziecko.- Założę się że w twych żyłach tak samo jak i w moich burzy się krew po tym czego byliśmy świadkami... Kim była ta istota?

Krasnolud zamilkł przez chwilę, jego twarz ogarnął smutek. Najpierw było słychać mruknięcie, w którym mag rozpoznał tylko jakieś słowo na "A".
-Ta istota to twór wspólnych starań krasnoludów, elfów i starożytnych anvirów. To coś można nazwać Metamechanoidem.

- Nie mówisz mi wszystkiego co wiesz przyjacielu...- mag poklepał krasnoluda po jego potężnym ramieniu.- Możesz być szczerym, szanuje wiedzę tak więc każdą rzecz mi przekazaną zachowam dla siebie.

-Dobrze - Westchnął archeolog - Na początku nie myślałem, że istnieją. Dopiero teraz wierzę. Metamechanoid, albo inaczej Ardoelita, po pierwszym z ich rodzaju Ardoelu, to maszyna mająca duszę. Połączenie techniki i mistycyzmu. To metalowa puszka, która ma własną wolę.

- Zabawne słysząc to jak żywo w mych oczach stoi obraz tych wszystkich magów którzy sądzili że taki twór nie ma prawa istnieć... - zaklinacz założył dłonie w krzyż i zaczął zbliżać się do najbliższej półki z książkami.- Co o tym myślisz Vfolt? Chciałbym znać twoje zdanie na temat tego co odkryliśmy i sytuacji w której się znaleźliśmy...

- Co o tym sądzę? A to, że Ardoel istnieje. Syjon Ardoel istnieje. Legendy mówią, że ten metalowy potwór własnoręcznie, sam jeden wybił anvirów wraz z całą ich cywilizacją i planuje zagładę także krasnoludów. Nawet nie wiesz jak teraz się boje.

- Istnieje wiele legend opisujących upadek anvirskiego ludu... jednak nie zaprzeczam że w każdej legendzie jest ziarno prawdy.- Janos odwrócił się w stronę krasnolud, spojrzał mu głęboko w oczy.- Wiem że się obawiasz, może i słusznie.. tylko pamiętaj że ta istota, Metamechanoid jak go zwiesz może być nieoceniona skarbnica wiedzy. Rozumiem twoje obawy, lecz raczej nasz „gospodarz” nie ma krwiożerczych zapędów...

-Wierze, że nie ma. Ardoela na pewno tutaj nie ma. Ale dowód na istnienie Syjona muszę koniecznie udokumentować. - Krasnolud wstał. - To fakt, to miejsce jest skarbnicą wiedzy, ale wszystko jest po Krigarsku. Zanim zdołam przetłumaczyć księgi to minie trochę czasu.
-Jeśli chcesz, to mogę ci też kiedyś opowiedzieć o Syjonie.

- Metamechanoid jest uniwersalnym tłumaczem.- powiedział bez odrobiny zwątpienia.- Jestem tego pewny... Gdy zakończy się ten dzień pełen nowych wrażeń, przy kolacji z chęcią zamienię kilka słów z tobą Vfolt, nieoceniona jest twoja wiedza w tej sytuacji...

-Możliwe, że poznam trochę Ardoelite. - Obejrzał się dookoła. - Wiesz... możliwe, że spotkaliśmy coś w stylu "nowej inteligentnej rasy", którą dawno temu starożytni stworzyli. - Wcisnął książkę do kieszeni. - Będę miał co czytać na dobranoc. To co teraz robimy?

- Moja Sariel przejrzy magazyn, jeśli byś czegoś chciał to tylko wystarczy ją poprosić...- Zaklinacz lekko pogłaskał swoim kciukiem gardło swojego skrzydlatego chowańca, ona odwdzięczyła mu się cichym mruknięciem aprobaty.- Ja za tą chciałbym przy twojej pomocy odnaleźć księgi opisujące magię antycznych Anvirów, oczywiście jeśli nie sprawia ci to kłopotu?
Czy chcesz abym coś ci przyniosła mistrzu?"- myśli Sariel tak samo jak jej głos były niczym muzyka dla strapionych serc.
Jeśli ujrzysz coś wystarczająco interesującego możesz mi to przynieść moja droga przyjaciółko...”- odpowiedział tą sama drogą, na jego ustach pojawił się lekki uśmiech skierowany w stronę małej towarzyszki. Po tej wymianie myśli niewielka skrzydlata Sariel znikła w otworze prowadzącym na niższe piętro. Janos odwrócił się ponownie w stronę krasnoluda, który w tej chwili przyglądał się tytułom książek zgromadzonych w tym miejscu.

-Ależ oczywiście. Zaraz zobaczmy co tu mamy. - Wstał na stołek i zaczął przeglądać książki. - Emmm... "Alberaxa", "Szczurza korona", "Lament Baldra", hmm, dużo książek to po prostu książki o podróżnikach zwiedzających świat. Raczej o Anvirach nic tu nie znajdę.

- Tego się niestety spodziewałem...- lekkie załamanie w głosie maga było tylko trochę dostrzegalne, miał dużo szczęścia, mimo tego że w księgach może nic nie znaleźć istnieje jeszcze istota która jest zapewne w stanie dostarczyć mu wszelkich potrzebnych informacji.- Czy znasz jakieś urządzenie krigarskie które byłoby w stanie zapewnić mi dostęp do ich języka? Może coś co zapewnia Metamechanoidowi zdolność rozumienia i dostosowywania się do języków?

-Nie wiem, wszelkie informacje o ich technologii są bardzo małe. Ale z tego co mi się wydaje, metamechanoid tłumaczył cały tekst z książki "na bierząco". Co jest wręcz fascynujące.

- Trudno, będę musiał się spytać naszego metalicznego „gospodarza”- uśmiechnął się i rozsiadł się wygodnie na jednym z krzeseł. Zdjął swój trikorn, trzeba było przyznać ,że klimat tego jak głoszą legendy wymarłego miasta był dość niespodziewany, jedną dłonią otarł pot z nieosłoniętego czoła. Krasnolud spojrzał się na niego, dziwny zaprawdę widok niemal cała głowa zaklinacza była owinięta szczelnie bandażem.- Jakieś propozycje Vfolt? Tak z ciekawości spytam, nie musisz odpowiedzieć, czemu tak interesujesz się wymarłą rasą krigari?

-Uważam, że trzeba najpierw sprawdzić co się da, ufortyfikować się, coś zjeść i sprawdzić niektóre odkrycia innych członków ekspedycji. Trzeba też zadbać o bezpieczeństwo dzieciaków, jeszcze mogą zjeść coś trującego albo popsuć jakąś księgę. Nie chcemy przecież tracić cennych informacji. A co do krigari… e… to muszę powiedzieć, że fascynują mnie wymarłe cywilizacje. To jak w przeszłości nasi przodkowie żyli i tak dalej. Jako mały chłopiec zawsze marzyłem, by podróżować po świecie, zwalczać demony i nieumarłych i znajdywać piękne, złote, dekorowane kamieniami szlachetnymi artefakty. Szkoda tylko, że ani takie artefakty, ani demony, ani nawet nieumarli nie istnieją. Chociaż… może powinienem się cieszyć, że te dwie ostatnie nie istnieją. – Podszedł do maga i z dużą uwagą przyglądał się bandażowi. – A skąd to masz? – wskazał na bandaż – To chyba nie z powodu jakiegoś upadku?

- Wypadek przy pracy Vfolt, zwykłe permanentne zdeformowane kości ciemieniowej.- Mag uśmiechnął się słysząc pytanie krasnoluda, nawet upadek z wysoka nie mógłby stworzyć czegoś takiego.- Najrozsądniej będzie jeśli ekspedycja rozbije obozu w jaskini w której teraz się znajduje, chwilowo zdaje się być wystarczająco bezpieczna. Poradzę naszemu pracodawcy aby ograniczył swobodę opuszczania obozu do minimum, szczególnie jeśli chodzi o dzieci. Masz może jeszcze jakieś pomysły lub pytania?

-Może zobaczymy, co robią niektóre wajchy, które znaleźliśmy? Zobaczmy, czy też uda nam się znaleźć tutaj coś do otworzenia tych żelaznych drzwi.

- Prędzej czy później i tak musimy je sprawdzić...- odpowiedział bez zawahania i powstał z krzesła.- Poczekajmy jeszcze na Sariel i możemy ruszać...

-Dobra. - Ruszył w stronę wyjścia na balkon, ale zatrzymał się w pół drogi. - Wiesz co? Głodny jestem. A ty?

- Mobius wysłał do nas osobę z naszym obiadem, jeśli chcesz możemy wpierw skierować się do reszty zwiadu?- Janos zmierzał już w stronę wyjścia z srebrnej wieży, z dołu dochodził trzepot skrzydeł jego towarzyszki.

- Mi pasuje. Idziemy do reszty. Ciekawe co powiedzą na temat naszego znaleziska. Ale... chwila... skąd wiesz, że Mobius wysłał kogoś z jedzeniem?

- Zauważyłeś jak dziwnie spoglądaliśmy na siebie z eldarką tuż przed tym jak odłączyliśmy się od reszty?

-Tak. Wyglądało to wręcz kretyńsko...

- „Miało to jedynie na celu przeprowadzenie rozmowy bardziej prywatnie, to co sądzą o tym osoby trzecie raczej się nie liczy.”- Zaklinacz tym razem nie wypowiedział nawet jednego słowa, natomiast jego myśli płynęły cienkim strumykiem wprost w umysł krasnoluda.

-Oż! Jak?! Słyszę cię, ale nie ruszasz ustami! Jakbym był naukowcem, to musiałbym to zbadać. Niesamowite.

- Interesujesz się starożytnymi rasami a nie wiesz co to „telepatia”?- uśmiechnął się do siebie, wskazując krasnoludowi że najwyższy czas ruszyć z miejsca

-Emm... nie. Chodzi o to, że myślałem, że to tylko taka bajka. Wiesz "usta ich się nie ruszały a rozumieli się idealnie". Większość ludzi dzisiaj nie wierzy w takie... ee... bajki. - Ostatnie słowo wypowiedział jakby zakłopotany.

- Telekineza, telepatia, pirokineza, blokady mentalne, kontrolowanie umysłu innej istoty...każda z tych zdolności jest na wyciągnięcie ręki każdej istoty która posiada umysł, nawet nie musi posiadać dużego potencjału magicznego.- Janos już wychodził z wieży.- „ Jednak jest to moc nieraz groźniejsza dla użytkownika niż magia, prawdziwe obusieczne ostrze...”

Krasnolud prawie że pobiegł za magiem.
- Ba! Magia. Gusła i sztuczki. Założę się, że każde te twoje zaklęcia można udowodnić w naukowy sposób. O! Już wiem dlaczego potrafisz gadać umysłem. Po prostu masz go niesamowicie rozwinięty mózg, dzięki czemu wykorzystujesz większy jego potencjał niż inni.

Mag odwrócił się na pięcie i spojrzał bystro na krasnoluda. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Zdziwisz się Vfolt ale masz po części racje... tak... psioniczne zdolności rozwijają się wraz z umysłem, im istota więcej pojmuje tym jej potencjał jest większy. Jednak psionika nie jest magią, to nie coś tak ograniczonego jak Terrańska Szkoła Telepatii. Uważasz magię za cyrkowe sztuczki a jednak badasz rasę która zdołała wykorzystać ją w pełni? Jeśli potrafisz wszystko naukowo wyjaśnij, powiedz mi jak działa urządzenie które nas tutaj przeniosło... lub powiedz skąd się to wzięło...

Janos skierował swą prawicę ku przestworzom, jego błękitne oczy na chwile zaiskrzyły się niezwykłym blaskiem. Nagle wprost z jego dłoni wystrzelił słup białego światła, cienki niczym palec jednak pnący się w górę z niezwykłą prędkością. Coraz wyżej i wyżej, aż w pewnym momencie dosięgnął szczytu wieży. Drastycznie zakręcając zmierzał w stronę krasnoluda, tuż przed zderzeniem ponownie gwałtownie zakręcił i trafił w dłoń maga. Po chwili mag zbliżył obie swe dłonie i pomiędzy nimi powstał łuk czystej magicznej mocy.

- Nie jestem w stanie wyjaśnić na czym polega technologia krigari. Archeolodzy wiedzą tylko, że była o wiele bardziej zaawansowana niż na przykład system zasilania elektrycznego anvirów. Korzystają z czegoś o wiele bardziej skomplikowanego i nie wiem czy przez następne sto, albo i więcej lat, znajdziesz kogoś kto przynajmniej w połowie zrozumie potencjał technologii egregoroi. A ten promień światła to na pewno masz jakieś źródło zasilania, jak na przykład kamień słoneczny, wytwór anvirski. Jest to kryształ o dużych umiejętnościach wchłaniania energii słonecznej. Z pewnością masz coś podobnego. -Wygląda na to, że nie łatwo będzie przekonać tego krasnoluda do magii.

Mag zaśmiał się promiennie i poklepał krasnoluda po plecach.
- Nie musisz wierzyć w me umiejętności Vfolt, ważne jest jedynie to aby w odpowiednim momencie okazały się przydatne.- Janos ponownie ruszył platformą. Janos spojrzał w stronę pokręteł o których wcześniej mówił krasnolud. Wyprostował obie dłonie, celując w ich uchwyty. Jego umysł stał się spokojny i czysty, koncentrował swe paranormalne zmysły na stali, chwycił ją swym umysłem.... szarpnął z całych sił.

Pokrętła przekręcają się spokojnie bez oporu. Para przestaje lecieć z rur. Poza tym nic się nie dzieje.

- No i gotowe...- uśmiechnął się i ruszył dalej, z tyłu było słyszeć odgłos zbliżającej się Sariel.

-Hmm... wygląda na to, że to nic się nie stało. Co teraz? Idziemy do reszty?

- Chwilowo nie ma widocznych rezultatów, ale kto wie...najwyższy czas powrócić do reszty zwiadu.- oznajmił i ruszył. W tej samej chwili na jego ramieniu spoczęła wygodnie jego wierna przyjaciółka. W jej małych dłoniach można było dostrzec mały, dziwnie znajomy pręcik, tym razem jednak biały. Ninerl zapewne będzie zaciekawiona.

Widzę ,że znasz mój gust moja miła."- Janos uśmiechnął się do niej, z niezwykła sprawnością zrobił koło swoim trikornem jedną ręka i założył go ponownie na głowę- ,,Wprost przepadam za tajemniczymi metalowymi „różdżkami” już niedługo zapewne stanę się ich kolekcjonerem.”

Sariel spoglądała się cicho na swojego pana, była niezwykle zadowolona z jego humoru. Im dłużej ten stan się utrzymuje tym mniejsze szanse że ON się pojawi. Modliła się w swym sercu aby w końcu Janos odnalazł to czego pożąda. Spojrzała w jego piękne błękitne oczy, nie podobały się jej jednak wiedziała czemu to służy. Choć się z tym nie zgadzała nie próbowała go przekonywać, wiedziała jak wiele w przeszłości jej pan przeżył i dlaczego czyni to co czyni. Uśmiechnęła się a on ten uśmiech odwzajemnił, jednak w głębi był pochłonięty tym co ujrzała Sariel na niższym poziomie wieży.

Trójka ruszyła dalej w stronę grupy zwiadowczej.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl Taar Aszish
"Shann' quyran hrazheth khoryinisiil" odpowiedziała magowi z satysfakcją w myślach. Niech przetłumaczy sobie to powiedzenie.
Niech się ponapawa swoją "wszechmocą". Za momnet uwagę Ninerl zwróciły słowa Bocatty.
- Gody? Słucham?- wykrztusiła zdziwiona dziewczyna. Za moment parsknęła cicho. Niech ignoranci się śmieją... Do czasu.
Gigant jednak okazał się przygłupem, jak zresztą większość jego krewniaków .
"I my się dziwimy, że oni nadają się tylko na niewolników" pomyślała z pogardą.
- Oto słowa godne prawdziwego dowódcy!- powiedziała szyderczo, gdy wielkolud skończył swą przemowę- Doprawdy krynico mądrości, czekam na inne równie wspaniałe pomysły. Tak, najlepiej polegać na magach- zwłaszcza, że ci żyją wieczni i są niezniszczalni. Równie dobrze zaniechać zwiadu terenu. A czemu? Bo lasy są takie ... nieodgadnione. Nawet spojrzenie na drzewo, jak widać potrafi być niebezpieczne. Czy to jakieś... tabu twojego ludu?- Ninerl uśmiechnęła się słodko do giganta- Nie znam waszych zwyczajów- dodała niewinnym tonem.
- A gdzie w was duch prawdziwych poszukiwaczy przygód i awanturników? Chcieliście Neruzechelf, znaleźliśmy coś wielokroć wspanialszego. No i co? Nie ma entuzjazmu? Radości na widok tych skarbów? Smutne...- dodała Ninerl z fałszywym ubolewaniem.
- A więc się bawcie. Na mnie czekają bardziej interesujące znaleziska. I nie przypominam sobie, bym kazał się w jakiś sposób tytułować- prychnęła jak kot i odeszła.
"A teraz czas w spokoju obejrzeć te freski. Może jeszcze coś znajdę?" pomyślała dziewczyna, wchodząc do komnaty. Uklękła ostrożnie przy malowidle przedstawiającym Eldarów. Przez chwilę ostrożnie wodziła palcami po malowidle, zastanawiając się, co może ono oznaczać. Zatonęła w myślach, próbując sobie skojarzyć jakieś opowieści, mity, cokolwiek. Za moment spojrzała na resztą malowideł.
A potem wstała i poszła do pomieszczenia z teleportem. Przyjrzała się mu dokładnie.
"Czas obejrzeć dżunglę" pomyślała i skierowała się w stronę schodów. Spróbuje się dostać jak najbliżej drzew, ale nie wchodzić w ich cień. Ninerl miała nadzieję, że po ich liściach czy kształcie dowie się czegokolwiek o lesie. Same odgłosy leśnego życia też coś powinny jej coś powiedzieć. Ale sama nie wejdzie w las. Nie ma mowy...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Rodryg
Pomywacz
Posty: 28
Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
Numer GG: 4240867

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Rodryg »

Rufus

Rufus rzucił kąśliwe spojrzenie Mobiusowi a raczej jego plecom, po czym odwrócił się i podszedł do garnka i plecaka. Chwile zajęło mu zabranie się z tym wszystkim ale w końcu mu się udało, mimo że z plecakiem zawieszonym tylko przez jedno ramie wyglądał dość dziwne. Skierował swe kroki w stronę wyjścia zastanawiając się ile zajmie mu odnalezienie innych. Widok okolicy zaparł mu dech w piersi tego się nie spodziewał.

"Stojąc tu i podziwiając widoki daleko nie zajdę, ale Mobius mnie nie docenia..." - pomyślał po czym przykucnął wyszukując śladów członków grupy zwiadowczej, to nie było wcale tak trudne. Wyprostował sie po czym ruszył nie śpiesznym krokiem w stronę w którą zmierzała grupa, uważnie rozglądając się dookoła był sam w nieznanym miejscu więc miał zamiar zachować czujność.

"Kto wie czy to miejsce jest naprawdę tak puste jak twierdzą inni, przynajmniej sobie pozwiedzam po drodze."- skomentował w myślach w czasie drogi.
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Fenrisulfr »

Ninerl

-Prawdziwego przywódcy? – Rozejrzał się dookoła. Na jego twarzy malował się niemiły grymas. – Gdzie? Niby ja? Barawnt! –Zaklął w ojczystym języku. - Nigdy w życiu! I wiesz co? Nie dziwie się, że was eldkówk nie lubią. Ty chyba nic tylko byś się wymądrzała, kłóciła i dowodziła, co? Pojawi się, namiesza, wkurzy i zniknie! Jak jaki czort! Proszę bardzo, ale beze mnie. Słyszysz to Shaw? Powiedziałem po prostu, by zwiedzić możliwie najbezpieczniejsze miejsca na razie a ona już szuka jakiegoś niedźwiedzia w lesie! Może by tak najpierw zobaczyć, co mamy tutaj, niż iść w głąb lądu? He?! – Ninerl ostatnich słów Boccaty nie usłyszała, gdy się oddaliła od reszty grupy. Twarz goliata była prawie purpurowa ze złości. – Spokojnie… raz, dwa, trzy, cztery, pięć. Ufff… Jeszcze trochę i bym ją trzepnął i to porządnie. Przemądrzała gówniara. Ja tu miło, przyjacielsko, dałem mały żart dla rozluźnienia atmosfery, nawet chciałem z nią zagrać w kości i dać małą radę a tu ona zachowuje się gorzej niż jakiś niewychowany bachor. Jak matkę kocham, jeszcze raz tak zrobi to zasadzę jej takiego kopa że… – Przerwał nagle swój dość głośny monolog. Szare oczy wielkoluda padły na Sha’virra, który przez cały czas tylko obserwował sytuację. – A ty co tak cicho? Może zagrasz?


(12)
Tymczasem eldarka poszła zbadać las otaczający ich aktualną pozycję. Wspięła się po drabinie i rozejrzała się z bezpiecznej odległości. Drzewa były wielkie i trochę dziwne. Część z nich była zbudowana podobnie jak palmy, tylko że liście były długie aż do podłoża, płaskie i cienkie prawie jak papier, powiewały lekko na wietrze, przypominało całość korony drzewa przypominała głowę z długimi, zielonymi włosami. Inne drzewa posiadały liście sporych wielkości, jak wielkie tarcze tworzyły one płaski „dach” nad korą drzewa, z której luźno zwisały okrągłe, lekko przejrzyste czerwone owoce. Gęsty busz pełen krzaków, wielkich paproci i innych roślin zasłaniał jej widok na resztę wyspy, poza miejscami, które już zwiedziła. Dżunglę wypełniały dogłosy ptaków i chyba małp. Z swoich obserwacji później wywnioskowała, że na wysepce raczej nie ma, jeśli nie liczyć ogrom ptaków i jakieś małe małpy.
Wiał słaby wiatr, który niósł ze sobą silny, słodki zapach.

Wtem usłyszała gdzieś na dole cichy metaliczny pisk. Odwróciła się i zobaczyła, że właz niedaleko miejsca, w którym znajdowała się reszta karawany, lekko podniósł się. Coś złociście błysnęło pod metalową pokrywą i wypełzło na zewnątrz a właz za nim zamknął się cicho. Ninerl zakradła się by móc przyjrzeć się temu dziwadłu. Na początku wydawało jej się, że to tylko jakaś złota statuetka, przedstawiająca pająka sporych rozmiarów, mniej więcej wielkości dwóch złożonych ze sobą pięści. Następnie nastąpiło coś dziwnego.

Posążek poruszył się i pobiegł w stronę złotego budynku.

Chwilę później widziała Rufusa, „nianię”, który widocznie niósł obiad dla zwiadowców.

Rufus

Rufus wyszedł na światło dzienne i ruszył prosto przed siebie. Na szczycie schodów zauważył, że ma 3 drogi do wyboru. Zaklnął pod nosem i poszedł najpierw prosto przed siebie na północ, schodami w górę. Gdy doszedł na sam szczyt i rozejrzał się miał wrażenie, że chyba się wścieknie i rzuci ten garnek i plecak w piz… wiecie o co chodzi.
Jednak z tej wysokości dobrze widział teren więc zaczął się rozglądać w poszukiwaniu zwiadowców. Wtedy od razu w oczy wpadł im widok maga i krasnoluda idącego wzdłuż mostu. Ruszył czym prędzej za nimi.

Janos

Ich podróż z powrotem do miejsca gdzie znajdowała się reszta drużyny zwiadowczej nie trwała długo. Bocatta i Sha’virr grali sobie spokojnie w kości czekając na ich powrót maga i archeologa.

-No nareszcie! Co tak długo? - Wielkolud na ich widok od razu wstał i podszedł do nich.
-Zwiedzaliśmy wieżę. Odkryliśmy kilka niesamowicie ciekawych rzeczy. – Odpowiedział krasnolud.
-Jak co na przykład? Więcej gruzu i malowideł?
-Nie nie nie, właściwie to lepiej będzie jak ruszymy ten temat podczas naszej rozmowy z Quiestusem. Tak, wtedy będzie najlepsza pora by zdać całą relację z... hmmm… naszego zwiedzania. Nieprawdaż panie Nowyer? -

Nim zaklinacz zdążył cokolwiek powiedzieć coś za głośno huknęło. Był to Rufus, który najwidoczniej przyniósł jedzenie. Na ten widok wielkolud krzyknął głośno i radośnie „ŻARCIE!”.

Nie spodziewali się tego, co miało nastąpić później.

Ika Muer
(10)
Gorące powietrze powoli ocucało nieprzytomną kobietę. Leżała na podłodze z czerwonego marmuru, przecinanego czarnymi, chyba metalowymi, żyłkami. W głowie jej huczało, słyszała tylko przeciągły pisk. Spróbowała podnieść się i rozejrzeć. Wzrok powoli odzyskiwał ostrości. Znajdowała się w niesamowicie wielkim pomieszczeniu o kształcie prostokąta. Wzdłuż dłuższych ścian były umieszczone kolumny z tego samego materiału co podłoga, ściany zresztą też były z tego materiału. Kolumny miały na sobie wyrzeźbione dekoracje w kształcie róż, liści oraz pionowych linii skonstruowanych wyłącznie z trójkątów. Za sufit stanowił niesamowity witraż. Przedstawiał on wielkiego czerwonego węża pożerającego własny ogon, który otacza swym cielskiem planetę, na tle granatowego, gwieździstego nieba. Na południowej krótszej ścianie widziała otwarte na oścież wielkie, pokryte rdzą, żelazne wrota. Naprzeciw tych wrót znajdowała się duża ilość gruzu, która musiała być kiedyś dużym posągiem jakiegoś bóstwa. To miejsce musiało być jakąś kaplicą, albo małą świątynią. Komuś widocznie nie podobało się bóstwo, któremu tu oddawano cześć. Zauważyła także oparty o gruzy ludzki szkielet, który był przebity trzema włóczniami.
Chyba jej słuch też wracał do normy, ponieważ niedługo usłyszała

-UWAGA! ODPALAMY!

A następnie bardzo głośn huk zagrzmiał przez okolicę, po którym zatrzęsła się ziemia. Komnata została cała wypełniona pyłem skalnym. Ika kaszląc i wypluwając pył z ust wybiegła na zewnątrz przez południowe wyjście i upadła na ciepły plażowy piasek.
(11)
Znowu ten pisk w uszach, na szczęście nie trwał aż tak długo jak poprzedni. Ponownie rozejrzała się Była na jakiejś plaży pełnej kamieni i głazów oraz… z jakąś dziwną konstrukcją, która stała przed nią. Była to jakaś dziwna maszyna, ukształtowana na kształt ryby z dużymi płetwami i wielkim, otwartym pyskiem w który wstawiono wypukłą szybę. Cała maszyna była opierała się swoimi płetwami na dwóch bardzo grubych, metalowych linach, które szły dalej od skał do skały przez morze w stronę jakiejś wyspy. Maszyna miała na boku otwarte na oścież, wielkie metalowe drzwi, przez które Ika widziała jakiś fotel.
Wstała i otrzepała się z pyłu. W jej głowie zaczęły pojawiać się pytania.
„Gdzie się wszyscy podziali?”
„Gdzie ja jestem?”
A gdy przypomniała sobie o ostrzach w grocie z kośćmi. „Jakim cudem jeszcze żyje?”

Nagle, jak diabeł z pudełka, z świątyni wybiegła jakaś osoba. Był to łysy krasnolud z wielkimi i dość długimi wąsami oraz krótką i sztywną jak drut brodą. Miał na oczach wielkie gogle, w ustach wielkie, dymiące cygaro a na głowie tatuaż przedstawiający czarną kulę, z której wystawał palący się na końcu sznurek oraz wielki, płonący napis „BOOM!”. Ubrany był w szarą, skórzaną kurtkę oraz pospolite, czarne spodnie. Poza tym miał na plecach duży, wypchany po brzegi plecak, z którego wystawały jakieś grube, czerwone patyki. Na jednym Ika rozpoznała napis „TNT”. Krasnolud trzymał jeden z nich w dłoni. Cała jego twarz była brudna od sadzy i kurzu.

-YEEEEHAAAAW! To dopiero był wybuch! – Zagrzmiał jego pełen podniecenia głos, który był prawie tak samo głośny jak wybuch. – Czekałem by móc je wypróbować. Nic nie dorówna sile dynamitu! Nawet te głupie sztuczki mistyków. Te metalowe drzwi* po prostu wbiły się w ścianę naprzeciwko! HA! HA! – ściągnął z oczu gogle i spojrzał swoimi czarnymi jak proch strzelniczy oczami bez brwi na Ikę. – Nic ci nie jest paniusiu?

……………………………………………………………………………………………………………………………………………………
OK idziemy dalej.
Witamy nowego gracza ;]
Życzę miłej gry.

Wybuch słyszeli wszyscy zwiadowcy.

*Krasnoludowi chodzi o te drzwi przy (9) i tak jak mówił, wbiły się w ścianę naprzeciw ;]

Aktualizacja mapy:

Obrazek

Oraz jak wygląda "Pająk".
Obrazek
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Sergi »

Janos Nowyer

Wpierw oszołomienie owładnęło umysł maga, zważając na sytuacje nie było to takie dziwne. Ten potężny huk jaki przeżyli był w stanie posłać nie jednego na kolana i obezwładnić na dłuższy czas. Byli zbyt blisko aby nie popaść w chwilowe otumanienie. Po tym jednak zaklinacz był w stanie pierwszy odzyskać skupienie. Nie obyło się bez kilku zapór psychiczny i wytłumienia niektórych wrodzonych nawyków. Janos niepokojąco szybko odzyskał panowanie nad sobą, tak samo jak i jego najbliższa mu towarzyszka.

Nie zważając na resztę zwiadu ruszył sam w stronę na nowo otwartego wyjścia z korytarza. On już wiedział co go spotka za zakrętem. Ostry charakterystyczny zapach drażnił jego nozdrza, tak znajomy i tak bardzo nielubiany. Wtedy też część grupy straciła go z oczu a dwójka przybyszów go ujrzała. Wyłonił się jak zmora z tumanów kurzu, dłonią odganiając duszący dym.

Zmysł magiczny go nie zawiódł, znał już te osoby... zdołał poznać ich aury już podczas podróży do jaskini z kośćmi. Denerwująca przesiąknięta technologicznym brudem należała do krasnoluda, pirotechnika zatrudnionego przez Quiestus mimo stanowczego sprzeciwu Mobiusa. Natomiast ta naznaczona latami samodoskonalenia swej sztuki oraz niezwykłym pięknem do drugiego żeńskiego ochroniarza jakie ich ekspedycja posiadała. Jeśli pamięć go nie myliła zwała się Ika Muer i szczyciła się swym panowaniem nad ostrzem.

Ich zdziwienie jego widokiem było znacznie większe niż u Nowyera. Jeśli miał racje, to ich teleportacja przebiegła znacznie wolniej niż głównej grupy. Dawało to szanse również reszcie uznanych za zmarłych.

- Witam ponownie pani Muer, zapewne wiele pytań Cię kłopocze?- mag lekko się skłonił witając nową przybyłą. Krasnoludem znacznie się nie przejął, technolodzy przeważnie nie znosili magików i vice versa. - Mam nadzieje ,że wspomnienie ostrzy nie jest zbytnio traumatyczne...

Jeśli ktoś chce przeprowadzić rozmowę na gg to służę uprzejmie;)
Rodryg
Pomywacz
Posty: 28
Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
Numer GG: 4240867

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Rodryg »

Rufus

Rufus przez całą drogę do obozu zwiadowców nie mógł wyjść z podziwu dla istot które stworzyły te budowle gdyż na pewno nie były one dziełem ludzkim. Zarazem to miejsce napawało go niepokoje wydawało się takie opuszczone i tajemnicze.
"Wpierw te ostrza i brutalne lądowanie w tym dziwacznym miejscu nie wróży to dobrze." skomentował w myślach.

Przyśpieszył kroku i dotarł do obozu zwiadowców zaś ich entuzjazm na jego widok dodał mu otuchy, przynajmniej oni doceniali jego wysiłki. Zsunął ostrożnie plecak i uśmiechnął się w stronę zebranych:

-Mam nadzieję że nie znaleźliście nic niepokojącego ? – powiedział równocześnie pomagając w rozpakowaniu i rozdaniu jedzenia.
-O! Pan niania! - Odezwał się olbrzym. - ŻARCIE! - Rzucił się w stronę jednej z porcji fasoli.
-Witam panie Rufusie. Odkryliśmy dzisiejszego dnia dość dużo ważnych odkryć. Niestety, część z nich można uznać za dość niepokojące. - Odparł Vfolt.
- Niepokojące powiadasz ? A miałem nadzieję że zużyliśmy dzienny limit złych wiadomości, co właściwie odkryliście jeśli można wiedzieć ? - powiedział równocześnie rozejrzał się dookoła i spostrzegł nieobecność eldarki:
- I gdzie podziała się nasza "przywódczyni" zwiadu ? - dodał kładąc złośliwy nacisk na słowo przywódczyni.
-Wydaje mi się, że mogę Ci co nieco zdradzić. - Vfolt podszedł do Rufusa i wziął od niego miskę z fasolą.
- W skrócie znaleźliśmy, niesamowite źródło mocy ponad twoje wyobrażenia, dowód na to, że nie jesteśmy na tej wyspie sami, oraz duży zbiór ksiąg krigarskich.
-A Eldkę wcięło! - Powiedział goliat pożerając swoją porcję fasoli. - I dobrze!

Rufus chciał coś powiedzieć gdy okolicą wstrząsnęła eksplozja. Upadł na kolana równocześnie rozglądając się po okolicy i szukając źródła huku. Był dość zdezorientowany, w uszach mu szumiało a serce waliło jak młot ze strachu, powoli zaczął się zbierać do kupy. Podniósł się i lekko drżącym głosem zapytał : - Co to było ?!

Wszędzie dookoła wzbijały się tumany kurzy które, utrudniały oddychanie a także widzenie. Bolały go oczy a w gardle czuł posmak piachu i nieprzyjemną suchość.
Wielkolud patrzył oszołomiony na rozlaną po podłodze potrawkę z fasolą.
-Oooo... wwww... mordę... Nie lubię fasoli, ale jak ktoś mi wytrąca jedzenie to dostanie za chwilę w mordę. KHE! KHE! - Goliat zaczął kaszleć od kurzu.

Rufus spostrzegł w końcu że brakowało jednej osoby maga rozejrzał się ponownie i spytał:
A gdzie się podział czarodziej ? Chyba nic mu się nie stało ?
A co ja jestem? Wróżka?! Idź zobacz czy poszedł w głąb korytarza. - Zakrzyknął goliat, wciąż dławiąc się pyłem.
Ale chyba nie sam, poza tym to wy tu jesteście grupą zwiadowczą. - skomentował krótko.

Obok opiekuna pojawił się nagle Kie'rann Sha'virr. Nie odezwał się ani słowem. Jego wzrok wyraźnie zdradzał, że pójdzie szukać maga razem z nim.
Rufus wzruszył ramionami, widać było że nie ma sensu dalej dyskutować idąc w stronę korytarza rzucił tylko krótko przez ramię : Ale jak coś nam się stanie to wy będziecie się tłumaczyć z utraty zwiadowcy i opiekuna.

Po czym obaj zniknęli w głębi korytarza ...
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Aszish
Drzewa były ciekawe. Ale nadal wyglądały jak drzewa, a to było pocieszające. Liście falowały na wietrze, przypominając dziewczynie morskie fale. Powęszyła przez chwilę- mocny, słodki zapach przypominał jej ogród i perfumy matki. Świadczył też o tym, ze puszcza zapewne była obsypana kwiatami, a co za tym idzie - owocami.
Zapewne też było mnóstwo robaków, pasożytów, trujących zwierząt i roślin, stwierdziła zgryźliwie Ninerl. A ptaki i małpy... no cóż, może jednak znajdzie się jakiś drapieżnik. Może jakiś kot... W każdym razie Ninerl już tak dawno nie była na polowaniu. Zachichotała pod nosem wyobrażając sobie Kirrę, łapiącą ptaki. W zasadzie, dziewczynie nie chodziło by o same tylko łowy, ale również ten dreszczyk emocji, no i później smak mięsa pieczonego na ognisku.
Oblizała się po nosem, gdy do jej uszu dotarł dziwny pisk. Odwróciła się gwałtownie z mieczem w dłoni. Widziała jak właz uchyla się powoli. Ninerl przykucnęła, by ktoś nim wychodzący nie zauważył jej. A potem coś rozbłysło jak złoto. Podpełzła bliżej, ciekawa owej rzeczy.
Na włazie stał pająk, duży pająk. Wyglądał jak odlany ze złota. A potem nagle ku zdumieniu Ninerl, poruszył się i pobiegł w stronę równie złotego budynku. Podniosła się ostrożnie- co to mogło być?
Dla Ninerl istota wyglądała jak jakiś rodzaj szpiega. "Trzeba ostrzec resztę, a zwłaszcza maga" pomyślała. Tylko jak? Ale zaraz, podobno przecież okiełznał jej umysł, czy tak?
"Janos!" krzyknęła myślami "Janos, w waszym kierunku podąża coś dziwnego- pająk ze złota. Jakby posążek..." skoncentrowała się nieco na obrazie stworka. Może to coś da...
Za chwilę dziewczyna zauważyła "nianię". Trzymał coś, co wyglądało jak garnek. Pewnie obiad.Trzeba wracać.
Właśnie wchodziła do pomieszczenia, gdzie zebrała się reszta, gdy coś huknęło z taką siłą, że przez chwilę ogłuszyło dziewczynę.
Za chwilę huk powoli przycichał, zamieniając się w szmery, wypełniające jej uszy.
-Ten wybuch..- właściwie jeszcze nie słyszała własnych słów- Ktoś coś wysadził..
Spojrzała odruchowo na Rufusa, klęczącego na podłodze. Zauważyła też smętną minę goliata, który wpatrywał się w rozlaną zawartośc garnka.
Wysłuchała spokojnie krótkiego dialogu.
- Idę z wami. Skoro tak bardzo potrzebujesz większego towarzystwa..- rzuciła nieco złośliwie do opiekuna.
Szła za nimi, ciekawa co tym razem się stało.
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 14 lipca 2008, 20:25 przez Ninerl, łącznie zmieniany 1 raz.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Ika Muer

Ika mruknęła coś niewyraźnie, rozglądając się wkoło siebie. Była sama, to nie wróżyło dobrze. Na dodatek zupełnie nie wiedziała, gdzie jest. Dzwonienie w uszach bynajmniej nie poprawiało jej humoru. Wstała, odruchowo otrzepując ubrania. Gdy odzyskała już w pełni kontrolę nad swoim ciałem, jak i zmysłami, rozejrzała się ponownie po pomieszczeniu. Dosłownie zaparło jej dech w piersiach - budowla była tak imponująca... Ten witraż nad nią - była prawie pewna, że nie jest to dzieło ludzkich rąk - zbyt idealny, zbyt skomplikowany.

-UWAGA! ODPALAMY!

Ika nawet nie zdążyła się zorientować, skąd dochodzi ostrzeżenie, gdy usłyszała huk, ziemia się zatrzęsła, a pomieszczenie wypełnił unoszący się w powietrzu pył, który wdzierał się w dosłownie każdy otwór ciała. Muer zacisnęła oczy i z wyciągniętą przed siebie ręką wybiegła z pomieszczenia. Przewróciła się kilka metrów dalej, plując pyłem, który wdarł się jej do ust i trąc oczy. Powoli wstała, otrzepując się z siwej warstwy pyłu, która pokryła każdy cal jej ciała. Najgorzej było z włosami - gęste, rude loki były całe z kurzu i piasku, to samo tyczyło się bluzki i spódnicy. Mimo najlepszych chęci, nadal była trochę siwa - nie ujmowało to co prawda nic z jej urody, jednak było dość nieprzyjemne.
Muer rozejrzała się po okolicy, odruchowo kładąc dłoń na rapierze. Urządzenie w kształcie ryby po raz kolejny sprawiło, że Ika zapomniała, jak się oddycha. Gdy trochę otrzeźwiała, zaczęła zastanawiać się nad swoim położeniem. Było nieciekawie, nie wiedziała praktycznie nic. Tamte ostrza w jaskini to ostatnie, co pamięta, teraz jest tu - sama, nie wiedząc nawet, czy reszta żyje, a jak tak, to gdzie są. Chociaż, po chwili zastanowienia nie była nawet pewna, czy sama żyje, czy może umarła i jest gdzieś w zaświatach.

Nagle ze świątyni wypadła osobliwa postać krasnoluda. Ika powitała jego pojawienie się z jednej strony z ulgą, a z drugiej z irytacją - w końcu to on spowodował ten nieszczęsny wybuch. Na pewno nie podzielała jego entuzjazmu, a już pytanie "Nic ci nie jest paniusiu?" nie spodobało jej się zupełnie. Nie lubiła, gdy ktoś mówił do niej "paniusiu", nie była nadętą arystokratką z obstrzyżonym na lwa pudlem na kolanach - w jej mniemaniu tylko do takich kobiet pasowało to określenie.
- Żyję, dziękuję. I mam na imię Ika - westchnęła, mając nadzieję, że teraz będzie zwracał sie do niej po imieniu. Już chyba strokroć wolała, jak koty wołały za nią "ruda".

Nagle z pyłu, jaki nadal unosił się przy wejściu do "świątyni", wyłoniła się sylwetka Janosa. Muer była tak zaskoczona, że aż cofnęła się o krok, jednak po chwili była już zupełnie spokojna. Jakoś obecność maga sprawiła, że czuła się znacznie lepiej - przynajmniej nie była sama z tym pomylonym krasnoludem. Owszem, nie znała Janosa za dobrze, trochę się go bała, ale to nie miało teraz znaczenia.
- Witam ponownie pani Muer, zapewne wiele pytań Cię kłopocze? Mam nadzieje ,że wspomnienie ostrzy nie jest zbytnio traumatyczne...
- Cześć Janos - odparła Ika, spoglądając na maga, jak na jakieś dziwadło. - Wiesz co, na razie się trzymam. Co z resztą?
Ruda wolała na razie nie pytać o ostrza i całą resztę – jakoś dziwnie była pewna, że i tak by nie zrozumiała w tym stanie.
Zaklinacza zadziwiła łatwość z jaka wojowniczka odzyskała spokój ducha. Słyszał nieraz że istnieją ludzie którzy nawet gdy im się dłoń odrąbie nie tracą animuszu oraz pogody ducha. Zaprawdę Ika musiała należeć do takich osób.
- Widzę ,że z panią wszystko w porządku...- uśmiechnął się kiwając głową na znak przywitania.- Większość ekspedycji znajduje się teraz w docelowym miejscu teleportacji. Nie byłem świadom ,że urządzenie będzie miało usterki.
Ika odetchnęła.
- Chyba jeszcze do mnie nie dotarło, co zaszło tam, w jaskini - wyjaśniła. - No, ale zobaczymy. Ważne, że ktoś jeszcze przeżył to... cokolwiek to było - dokończyła, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego słowa.
- Nie wiem czy to cię uspokoi czy wręcz przeciwnie...- Janos zbliżał się równym krokiem, wyłaniając swą sylwetkę w całości z dymu.- Witam w gościnnych progach Neruzechelf , mieście wymarłej cywilizacji.
Ice aż szczęka opadła. Stała przez moment oniemiała, patrząc na Janosa, jakby ten mówił do niej w jakimś nieznanym języku.
- Neruzechelf? - wykrztusiła w końcu. - Czyli... Że przenieśliśmy się z tamtej jaskini... tu?
- Przenieśliśmy się? Nie jestem pewien czy to odpowiednie słowo... - Janos otrzepał kurz z swojego płaszczu.-... ale tak, jesteśmy u celu naszej wędrówki. I nie jesteśmy sami...
- To nie brzmi dobrze - zauważyła Ika
- Od chwili gdy postawiliśmy tutaj swe stopy odkryliśmy wiele niedobrych rzeczy.- Uśmiech na twarzy Janosa musiał mieć jakieś drugie, ukryte znaczenie. - Jednak nie myślmy teraz o tym, zapewne wszyscy będą uszczęśliwieni nowiną o tym ,że ty i nasz wybuchowy przyjaciel przeżyliście.
Ika spojrzała odruchowo na krasnoluda. Uśmiechnęła się.
- Szczęście, że nikogo nie zabił - zaśmiała się. - Jak się ma reszta ekipy? Dużo osób... zaginęło?- dokończyła, jakby zwrot "nie przeżyła" nie przechodził jej przez gardło.
- Większość jest przerażona ostatnimi wydarzeniami. Mobius i Gilian mają niezłe problemy, utrzymując ład w tymczasowym obozie. Można powiedzieć, że wielu przeżyło własną śmierć i nie czuję się z tym najlepiej...
Mag z ciekawością przyglądał się prostokątnej budowli, oraz dziwnemu mechanicznemu pojazdowi. Był naprawdę zadziwiany przez krigari na każdym kroku...cóż oni jeszcze potrafili wymyślić?
- Wraz z waszym nagłym pojawieniem pozostało osiem zaginionych – wyjaśnił.
Ika spojrzała z niepokojem na zaklinacza.
- Nie umarliśmy, prawda? - upewniła się. Co jak co, ale nie spieszyło jej się umierać.
- Gdyby tak wyglądałoby życie po życiu... to nie byłbym zawiedziony. - Janos zbliżył się do wojowniczki, zamaszystym gestem wskazał na otoczenie. - Miejsce aż tak piękne i tajemnicze, że może wydawać się jedynie ulotnym snem... tak może i jesteśmy martwi. JEDNAK jednocześnie jesteśmy wciąż zamknięci w doczesnych skorupach.
Jakby na potwierdzenie swych słów zdjął swą rękawice i ukazał Ice dłoń. Nie ważny był fakt nietuzinkowego jej wyglądu lecz raczej to że nosiły one ślady świeżych poparzeń.
- Janos... Nie obraź się, ale momentami ciężko mi cię zrozumieć - wyjaśniła Muer, cofając się nieznacznie i spoglądając na rękę zaklinacza. - Ale z tego, co mówisz, rozumiem, ze jeszcze trochę pożyjemy.
Ruda obróciła swój wzrok na dziwną "rybę" za sobą.
- Masz pomysł, co to może być? – zapytała maga, mrużąc nieznacznie oczy.
- Martwiłbym się, gdybyś jednak potrafiła mnie zrozumieć.- uśmiechnął się przyklękając na ziemi, z jednej z swych kieszeni dobył małą zakręconą puszkę. Wewnątrz niej znajdowała się najlepsza maść na oparzenia skóry, jaką znał. Posmarował nią swe obolałe dłonie. – Ludzie, którzy pojmują magów, uznawani są za szaleńców.- dodał nie do Iki lecz do swej Sariel, która w ciszy spoczywała mu na ramieniu. Ona jedynie obdarzyła go uśmiechem. Po tych słowach skierował swój wzrok na machinę wskazywana przez wojowniczkę.- Ja nie, ale znam „istotę”, która będzie wiedzieć. Niestety, mogę się tylko domyślać, że jest to urządzenie służące do transportu... choć nie mam pojęcia, po co one rasie tak rozwiniętej techno-magicznie.
Ika spojrzała na Janosa z podziwem, uśmiechając się na widok Sariel. Cóż się dziwić - chowaniec był bardzo ładną istotą i tak pasował do zaklinacza...
- Bardzo mądry jesteś - zauważyła z podziwem. - Wracamy do reszty? - zapytała, wskazując głową budynek, w którym krasnolud wysadził drzwi.
- W tej chwili jesteśmy na przymusowym zwiadzie, sytuacja w obozie jak już mówiłem jest dość napięta. Nie radziłbym w tej chwili wracać...- uśmiechnął się ponownie zakładając rękawice, jego lekkie pazury ponownie skryły się w skórzanej ochronie.- Co byś powiedziała na ciepłą potrawkę z fasoli? Właśnie został dostarczony nasz pyszny obiad...
Ika zaśmiała się szczerze.
- Z chęcią powiększę liczebność grupy zwiadowczej. Ale na fasolę nie będę mogła wkrótce patrzeć.
Dziewczyna zawahała się przez moment.
- Wszyscy są wściekli na Eldarkę, co? - upewniła się.
- Niewiele osób znajduje przyjemność w widoku własnej osoby rozdrabnianej przez szalejące ostrza. - Janos ruszył w stronę reszty zwiadu. - Wściekłość to słowo zbyt łagodne, aby opisać ich stosunek do naszej drogiej Eldarki. Wielu darzy ją szczerą nienawiścią od momentu naszego przybycia w to miejsce. Obawiam się, że będę musiał cię prosić, abyś w wolnej chwili sama ubezpieczała naszą znajomą, oczywiście jeśli sama nie należysz do ludzi trzymających do niej urazę?- Janos odwrócił się na pięcie i uśmiechnął się, ta ekspedycja z każdym momentem staje się ciekawsza.- Niestety grono przyjaznych osób maleje proporcjonalnie do ilości słów wypowiedzianych przez panne Ninerl. - Dodał ciszej, aby tylko ich dwójka mogła to usłyszeć.
Ika wzruszyła ramionami.
- Ninerl jest mi obojętna - oznajmiła. - Skoro ty twierdzisz, że jednak żyjemy, nie mam powodu, aby chcieć ją zabić. Będą ją osłaniać - zapewniła, kładąc dłoń na przypiętym do paska rapierze. - I mam nadzieję, że jednak nie przyjdzie mi jej bronić - z naszym kochanym Goliatem raczej miałabym dość małe szanse - zauważyła skromnie.
Janos jedynie kiwną jej głową na znak zrozumienia. Nie ukrywał, że był lekko rozbawiony. Nie potrafił wyobrazić sobie walki pomiędzy tą kobietą a goliatem - nie dość, że sama potyczka wyglądałaby groteskowo, to dochodziło jeszcze dość pokojowe nastawienie do świata jej możliwego przeciwnika.
Zaklinacz ruszył w stronę budynku, był ciekaw co usłyszy od Ninerl, gdy już powróci z swojego małego zwiedzania. A raczej ciekawiło go jak dużo z jej opowieści będzie się zgadzało z tym co naprawdę ujrzała... Ika szła krok za nim, nie odzywając się już ani słowem. Jej zachwycony wzrok cały czas błądził po otoczeniu – co za miejsce...
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Fenrisulfr »

Wszyscy

-Hie hie hie. No to idziemy! Głodny jestem jak nie wiem co. Apropos, nazywam się Kristof „Odpał” Grisgott. Dla kumpli Kris. – Jego masywne ręce uderzyły w powitalnym geście w plecy Janosa i Iki, lub przynajmniej tam gdzie dosięgał. Ruszył za nimi powrotem do budynku.

Rufus, Sha’virr i Ninerl wpadli na wracającego Janosa wraz z nowymi towarzyszami. Krasnolud na widok Eldarki za pierwszym razem chciał wyciągnąć laskę dynamitu i rzucić nią w Ninerl.

-A. No tak. Wojna się skończyła. – Zgasił oblizał palce i zgasił zapalony lont. W jego głosie słychać było ukłucie zawodu.

Okazało się, że wybuch dokonał dość dużego zniszczenia. Nie dość, że metalowe drzwi zostały siła wybuchu wyrwane wraz z kawałkiem ściany, to cały witraż rozsypał się w drobny mak. Kurz nadal unosił się gęstą mgłą w powietrzu.

Po chwili pojednania zwiadowcy zakończyli przeszukiwanie terenu. Janos, jako mag i zarazem jedyny łącznik z resztą karawany, rozporządził po posiłku powrót do głównego obozu.

Tymczasem w samym obozie ludzie z ekspedycji zdołali już trochę się poskładać. Rozmieszczono śpiwory, przed wejściem rozpalono ognisko, na którym gotowała się fasola. Pani Skrow mieszała zawartość garnka w towarzystwie dwóch osób z karawany, kartografa Ziera, który robił już rysunki egzotycznych drzew oraz widocznej z tamtego miejsca okolicy, oraz jakiś łysy, czarnoskóry człowiek z dużą blizną przebiegającą przez czoło i prawe oko. Odziany w prostą ćwiekowaną zbroję skórzaną uzbrojony był w krótki miecz, kuszę przewieszoną przez plecy. Do uda miał przywiązany zamknięty drewnianym wiekiem mały kołczan na bełty. Wyglądało na to, że właśnie pozował kie’rannowi do jakiegoś rysunków.

-Ej. Desmond! Nie ruszaj się, bo inaczej wyjdzie z tego niezła karykatura. – Krzyknął kie’rann do ochroniarza, kiedy ten pomachał na powitanie zwiadowcom. –
-Może mu pozwolisz przynajmniej zjeść futrzaku? – Zaskrzeczała stara pani Scrow – Jako prawie jedyny jeszcze niczego w ustach nie miał. –
-Właśnie. Do tego mam wrażenie, że drętwieje od tego ciągłego stania w bezruchu. – Odezwał się Desmond Viscus. Jego głos był głęboki i trochę basowy. – Szefu? Może małą przerwę, co?
-Dobra, dobra. Zjemy coś i potem wracamy do pracy. – Zier dopiero teraz zauważył wracających zwiadowców. – O! Wreszcie wracają! No i co? Znaleźliście coś?
-Kamienie, dynamit i popsute nerwy. – Burknął Goliat i zasiadł niedaleko ogniska, zrzędząc pod nosem coś na temat niewłaściwego odżywiania i dużych gazów od fasoli.
-O, nie nie nie. Dokonaliśmy wielu ciekawych odkryć! – Odezwał się Vfolt.
-No. Na przykład: jak wysadzać w powietrze drzwi, nie zawalając na siebie cały tunel. – Dowalił drugi krasnolud.
-Nie, ty głupi… ehhh nieważne. Dowiesz się wszystkiego jutro panie Zierze. Teraz chcemy odpocząć po tym dość dużym spacerze.
-Proszę bardzo. Już rozłożyliśmy trochę koców oraz Gillian przygotował mały zapas wody. Znaleźliśmy też pewną dziwną skrzynię.
-Chodzi ci o tą z napisem po krigarsku: „Uwaga! Wysokie napięcie”?
-Yyy… to chyba właśnie ta. Nie wiemy jak ją otworzyć.
-Nawet o tym nie myśl, panie Kristofie! – Krzyknął Vfolt na rudobrodego krasnoluda, kiedy ten już sięgał po laskę dynamitu.
-Błeee… psujecie całą zabawę. Idę do środka. Może pan Q będzie miał jakieś zadanie dla pirotechnika
-To ten, na którego mówią „Odpał”? – Spytał się Goliat, kiedy Kris zniknął z pola widzenia.
-To ten sam. – Vfolt wyglądał na lekko zirytowanego faktem obecności „Odpała”. – Zniszczył kawał historii swoimi wybuchowymi zabawami.-
-To chyba będzie potrafił otworzyć te wielkie metalowe drzwi wewnątrz?-
-Chyba tak… chociaż jeśli w ten sposób znowu zniszczy kawał ściany z mozaikami to wolałbym, by nie bawił się dalej swoimi „zabawkami”. -


Tamtego noc była spokojna. Członkowie ekspedycji byli uradowani powrotem zwiadowców oraz odnalezieniem dwóch zaginionych. Starano się jakoś uczcić to, że żyją i większość dotarła do mitycznego Neruzechelf bezpiecznie. Eldarka nie miała zbyt dużo towarzystwa, siedziała najwyżej w towarzystwie olbrzyma (który nie spuszczał z niej oka) oraz jego futrzastych przyjaciół.

Ninerl tej nocy miała sen.
Leżała na noszach, jakieś dwie osoby ją nosiły. Szli bardzo powoli, przez korytarz wykładany starymi, przyżółkłymi kafelkami. Czasami przez szpary w kafelkach coś brązowego, albo ciemno czerwonego, spływało cienkim ciurkiem. Wszędzie panował brud i nieprzyjemny, stęchły zapach. Spojrzała na noszące je osoby. Ubrane były w białe, pozszywane, niesamowicie brudne od starych brązowych plam płaszcze, na których widać było jakieś metalowe elementy.
A może to po prostu metalowe ciała zagadkowych postaci wystawały przez szpary w płaszczach?
Mija leżące na podłodze ciało, ubrane w ten sam fartuch. Na twarzy widnieje uśmiechnięta, porcelanowa maska. Na ustach i brodzie maski było widać brudne, stare i już dawno zaschłe brązowe zacieki. Ninerl gdyby mogła to by krzyknęła ze strachu na widok tego ciała karykaturalnie wstającego na nogi. Dopiero teraz do niej dotarło, że jest całkowicie sparaliżowana i może jedynie głową ruszać.
Weszli z noszami do jakiejś dziwnej windy, której ścianami były wyłącznie grube kraty i rdzawa, żelazna siatka. Zjeżdżali daleko w dół, było nieprzyjemnie duszno. Czuła metaliczny posmak w ustach. Spojrzała na tych, co ją nieśli. Mieli takie same maski: ufajdane miejscami resztkami jakiegoś zeschłego płynu.
Winda zatrzymuje się, żelazne drzwi otwierają się ukazując makabryczną scenerię.
Obrazek
Aż po horyzont rozciągała się kraina z czarnej stali, ruszających się w monotonnym tempie maszyn oraz linii przemysłowych, na których ciała są rozkładane na części pierwsze. Ruszyli dalej. Przechodzili między czarnymi monolitami, mechanicznymi szponami krojącymi coś poza zasięgiem wzroku oraz strumykami krwi wlewających się do ścieków.
Ciała ustawione w linii, krojone w kawałki przez ogromne maszyny uzbrojone w setki noży niczym świnie w rzeźni, zagadkowe postacie w brudnych płaszczach odurzający jeszcze żywych ludzi, kawałki mięcha segregowane w małe kawałki, obrzydliwe urządzenia wykreowane przez wyobraźnię chorego geniuszu.
Gdy noże zaczęły kroić także i ją… obudziła się. Miała wrażenie, że słyszała śmiech, dudniący cichym echem z bardzo daleka.

Janos, Ninerl

Następnego dnia Janos, Quiestus, Mobius oraz Ninerl spotkali się w srebrnej wierzy.

-Niesamowite, ale zarazem dziwne. – Zachwycał się Mobius bogatym księgozbiorem. – Spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Te księgi nie mogą być stare. Nie wytrzymałyby bez wspomagania magicznego zbyt długo. -
-Racja, nawet bez magicznych zdolności jest to logiczne.- Quiestus właśnie trzymał w dłoniach jedną z ksiąg. – Czas chyba na raport?
-Tak. – Odparł mag. Stanowczo spojrzał na zaklinacza i ochroniarza. – Janos czekam na raport z zwiadu. Ninerl, czekam dodatkowo na wytłumaczenie twojego aktu w komnacie kości.

Rufus, Ika


Następnego dnia Ika została przydzielona jako dodatkowa ochrona dla dzieciaków razem z krasnoludem Turriciem Demonbanem. Maluchy zdołały namówić opiekuna, by ten zabrał ich na plażę niedaleko „metalowej ryby”. Bawiły się i plaskały w wodzie pod czujnym okiem opiekuna i ochroniarzy. Wszystkie, oprócz Nelo, który bawił się najwyżej na plaży.

-Dzieciaki… Symbolizują przyszłość. – Powiedział Turnic. – Przypomina mi się wyprawa do Tux Venstas. Gór dzikich piękności. Wraz z małą karawaną podróżowałem wtedy do Milendearu, ciekawe miejsce. Tam potrafią uszanować młodych… chociaż wielu jest w gorącej wodzie kąpanych. Raz musiałem ratować takiego jednego od jakiejś niedoszłej wiedźmy. – Podszedł powoli do pojazdu w kształcie ryby. – To jak? Wypróbujemy to coś? Mogę iść pierwszy.

.....................................................................

Mały przeskok w czasie ;]

Macie wolną rękę w opisie tego, co wasze postacie robiły tej nocy (tylko w granicach zdrowego rozsądku).

Wszelkie rozmowy z NPC'tami możecie przeprowadzić ze mną na GG.
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Rodryg
Pomywacz
Posty: 28
Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
Numer GG: 4240867

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Rodryg »

Rufus i Ika

- Raczej nie, jeszcze coś się stanie i będę się musiał tłumaczyć. Ten magiczny burak Mobius z radością by mnie obdarł ze skóry za jakąkolwiek wpadkę. - skomentował Rufus.

Ika siedziała na jakimś kamieniu, przyciągając kolana do piersi. Cały czas obserwowała bawiące się dzieci, zerkając tylko co jakiś czas na krasnoluda, gdy ten prowadził swój wywód.
- Ja bym raczej nie ruszała tej maszyny, znając swoje umiejętności w tej materii, na pewno coś bym zepsuła - zauważyła.
- Hmm... skoro tak chcecie. - Usiadł krasnolud z głośnym "PLASK!" na piasku. - Ale uważajcie, bo jeszcze jakieś dziecko tam wejdzie i finito.
- No to akurat możliwe, ale wystarczy mieć ich na oku w końcu jest nas troje. Z powodzeniem możemy utrzymać ich pod kontrolą. - powiedział opiekun wciąż obserwując bacznie dzieciaki.
Wtedy jak na zawołanie Rufus oberwał w głowę "piaskową piłeczką". Za jego plecami słychać było cichutkie:
- Ups...
A następnie odgłosy ucieczki w stronę plaży.
Ruda zgodziła się skinieniem głowy, zeskakując ze swojej skałki i przechadzając się boso po plaży. Gdy zauważyła, że Rufus dostał, zaśmiała się.
- Nic ci się nie stało? - upewniła się.
- Przytrafiały mi się już gorszę rzeczy, a od piaskowej kulki nikt jeszcze nie skonał... Chociaż ja mogę być pierwszy z tą bandą kochanych "aniołków" - śmiejąc się strzepnął piach z głowy.
- To mi przypomina jedną z moich wycieczek do krain Milenthoru. Dokładniej mówiąc Milendearu. - Krasnolud oparł się plecami o najbliższy kamień. - Tam milendearskie dzieciaki są sto razy gorsze niż nasze aniołki. Pomyśl sobie, że dla żartu mogą cię wytarzać w miodzie i pierzu a potem puścić w las.
- Dzięki za ostrzeżenie. Będę na przyszłość wiedział jakich ofert pracy nie przyjmować - opieki nad Kie’ranami i milendarczykami - skomentował z uśmiechem Rufus.

Ika znowu się uśmiechnęła. Zajmowanie się dzieciakami nie było ani męczące, ani nudne, tym bardziej z Rufusem. Na słowa krasnoluda, skrzywiła się jednak.
- Aż tak fascynuje cię Milendear? - zapytała.
- Tak. To dosłownie lustrzane odbicie Eldarskiego zepsucia. Milendearczyk i Eldar wyglądają wręcz identycznie. Lecz jeden jest wręcz święty a drugi to czort.
Muer nie dyskutowała. Zerknęła na dzieciaki, czy nie robią jakiś głupot.
- No chyba ci Eladrowie aż tak źli nie mogą być, prawda ? - powiedział opiekun wodząc wzrokiem po plaży w poszukiwaniu Nelo.
- Nie mogą być? TFU! Nie znajdziesz gorszej mendy w całym Rosenfall! Gwałciciele, łowcy niewolników, zboczeńcy zdradzający żony i robiący "haremy" u siebie na podwórku. To ich wina, że dziś stosunki polityczne w Aquilloni są napięte.
Rufus zmarszczył brwi na te słowa. - Chyba nie myślisz że panna Ninerl wpakowała nas w to specjalnie?
Ika przysłuchiwała się dyskusji.
- Nie zdziwiłbym się, gdyby była kimś z sekty Frel'Jaha! Zadufane w sobie sekciarze robią zboczone orgie, nawet z przedstawicielami innych ras! To niemoralne i nieczyste oraz łamie wiele praw! Na przykład krasnoludzkich. - dodał szybko krasnolud.
- Według mnie Ninerl nie chciała zrobić tego specjalnie - wtrąciła się Ika. - To był... wypadek.
- Wypadek? Wypadkiem było, że znała zaklęcie, które nas tu wciągnęło?!
- Może nie wiedziała, jakie będą konsekwencje, hm? Zresztą, żyjemy, więc nie jest aż tak źle, prawda?
- Uhh lepiej utnijmy ten temat zanim mi się zrobi niedobrz,e lub dzieciaki usłyszą. Chociaż dziwnie odnosiła się do Kirry, za to ze trafiła ją nieumyślnie piłką chciała ją zbić.
- Ale skąd, na brodę moich przodków, znała te zaklęcie? Zgadnięcie inkantacji było jak szansa jedna na milion!
- Jeden na milion zawsze może się zdarzyć! Janos twierdzi, że żyjemy, to mi wystarczy!
Na twarzy opiekuna pojawiła się irytacja - Przypominam wam, że mamy opiekować się dzieciakami a nie debatować nad poczynaniami Eldarki. Tym już się zajmie Quiestus ...
- Tak, wiem. Ale znając eldarkę to ona długo nie pożyje, jeśli będzie ciągle tak agresywnie się zachowywać. - Odparł krasnolud i oparł ręce na swoich pistoletach. - Jeśli zaatakuje kogoś, to ja ją "zdejmę".
Ika prychnęła gniewnie, odgarniając pojedynczy lok z twarzy.
- Racja. Dajmy już spokój kłótniom.
- No i dobrze lepiej skupmy się na naszych pociechach. Miejmy na oku Kirrę i Nelo, a porozmawiać możemy sobie na lżejsze tematy.
Po krótkiej chwili ciszy, krasnolud znowu odezwał się.
- Widzieliście, czym Mobius karmi dzieciaki?
Ika podeszła bliżej brzegu, aby widzieć wszystkie dzieciaki.
- Nie widziałam - mruknęła. - A jest w tym coś podejrzanego?
- Taa magicznie robione owoce nawet nie chce wiedzieć skąd one się biorą - skomentował Rufus i wybuchnął śmiechem.
- Mi chodzi głównie o to, że skoro daje dzieciakom takie smakołyki, to dlaczego my żremy fasole?
- Bo to dzieci szefa, są uprzywilejowane - strzeliła Ika.
- Szczerze to wole już jeść fasolę niż coś od tego czaropluja.
- Aż tak mu nie ufasz?
- Może masz racje terranie. - Zwrócił się do Rufusa. - Ale tak bardzo zjadłbym dziczyznę. - Oblizał wargi.
- Może da się tu na coś zapolować - zauważyła Ika. - Z tego, co pamiętam, ktoś na pewno miał łuk.
- Łuk... BA! Strzelba by się przydała.
- Nie że mu nie ufam ale on mnie nie znosi, zresztą ja go też.
- Mobius jest taki, jaki jest. Jednak jeszcze przed podróżą widziałem jego "miękką stronę".
- No fakt, zauważyłam, ze za sobą nie przepadacie. Ale on chyba za nikim nie przepada, taki typ.
Ruda zmarszczyła brwi, słysząc słowa krasnoluda.
- "Miękką stronę"? To znaczy?
- Heh to miałeś chyba szczęście. Widać tylko mnie tak traktuje.
- Mobius, jak nie patrzeć, ma miękkie serce. Darzy te dzieciaki takim samym uczuciem jak Quiestus. Bawił się z nimi godzinami, uczył je pisać i czytać. Podobno Mobius to brat Quiestusa, dlatego mówią na niego "wujek".
- Dzieciaki go ubóstwiają, heh może sam chciał by się nimi opiekować i dlatego mnie tak męczy ? - odpowiedział opiekun i się zaśmiał.
Ruda prawie się przewróciła z wrażenia.
- Brat Quiestusa?! - parsknęła. - No to... nie no, fajnie - zaśmiała się.
- Serio. Jak widziałem ich to wręcz mnie zatkało. Słyszeliście historię tego, jak Quiestus znalazł te dzieciaki?
Rufus cały czas bacznie obserwował dzieciaki - Ja tylko skróconą wersję a wy ?
- Coś słyszałam, że chyba na targu niewolników, prawda?
- Tak. Były na targu niewolników - Zrobił małą przerwę. - ELDARSKIM targu niewolników.
- To by tłumaczyło niechęć Kirry do Eldarki. Właściwie to jakie stosunki mają Kie’ranie z Eladarami ?
- Kie’ranie od wielu lat są łapani jak zwierzęta i sprowadzani do Republiki i krajów eldarskich jako niewolnicy oraz "kurtyzany". - Na twarzy Turrica pojawiło się zniesmaczeni.
- Hmm teraz już naprawdę rozumie niechęć Kirry i to z jaką chęcią eldarka chciała ją ukarać...
- Eldarowie naprawdę są AŻ TAKIMI potworami - mruknęła Ika z niedowierzaniem.
- Tak. Są aż tacy. Ukrywają swoją brzydotę pod płaszczem szlachetności i dobroci. Tak na prawdę to są czarty i szaleńcy! Nic dziwnego, że ich własne bóstwo ich porzuciło i przeklęło.
- No wiesz, tak jak szlachta uważają się za lepszych od innych, a wiadomo im się wyżej ktoś stawia tym bardziej zepsuty musi być. - Na twarzy Rufusa pojawił się dziwny grymas, połączenie gniewu ze smutkiem.

Tymczasem… u dzieciaków.

- Kirra… myślisz, że to dobry pomysł? – Spytał Juno.
- Oczywiście! Co nie Nelo?
- Raczej tak. Ten stary rzęch nie ruszy nawet po tym, jak wujek Mobi go naprawi. – Odparł Nelo.
- Wiesz, ja bym raczej nie wchodziła do środka. Mam złe przeczucia. – Powiedziała Flauia. Cały czas zerkała, czy opiekunowie nie patrzą. Na szczęście, byli zajęci zajadłą konwersacją.
- Ej, Michael. Zamknij drzwi. – Szepnęła Kirra. – Ale po cichu!

Tak też Michael zrobił. Okazało się, że drzwi są nawet lekki i można je z łatwością otwierać i zamykać.

- Ale fajnie! Normalnie dziwne wrażenie. – Kirra usiadła na fotelu. W tym momencie przed nią zaczęły się unosić w powietrzu małe kryształki. Jeden w kształcie strzałki w górę, drugi w kształcie strzałki w dół, trzeci w kształcie zielonej kuli a czwarty w postaci strzałki otaczającą kulkę. – Jakie ładne. Ciekawe co ten przycisk roooobiiii…

- Kirra! Nie! – Nelo nie zdążył ostrzec kie’rannki. Puknęła pazurkiem zieloną kulę.

Następne rzeczy nastąpiły bardzo szybko i praktycznie ogłuszyły opiekunów. Drzwi pojazdu same się zamknęły. Ryba uniosła się lekko w powietrze nad metalowymi linami. Następnie poleciała hen daleko wzdłuż lin, w stronę jakiejś odległej wyspy.

- Ooo… ku&^# w mordę! – Krzyknął Michael.

Rufus na widok tego co się stało zbladł - Mobius obedrze mnie ze skóry !
- Hm? Co? - Krasnolud się odwrócił - OoO
Ika zaklęła coś pod nosem. Nie wypada cytować, co to było.
- Mamy przerąbane. Wszyscy - zauważyła. Nie sądziła, by mogli teraz cokolwiek zrobić.
- Co robimy?
- Chyba popełniamy harakiri - warknęła Ika, wspierając się pod boki i patrząc za oddalającą rybą. - Chyba, że dzieciaki dadzą radę to cholerstwo zawrócić.
- ... Ja się mogę powiesić na miejscu Mobius dostanie szału ...

I nagle, z naprzeciw kierunku, w który właśnie zmierzają Nelo i Kirra przyleciała kolejna Ryba, ta w kolorze bardziej zielonym.
- ... Umm to co teraz ? Wchodzimy czy idziemy błagać Quiestusa i Mobiusa o łaskę ?
Ika przygryzła wargę. Co teraz? Cholera, co teraz?
- Może niech ktoś tu zostanie na wszelki wypadek - mruknęła. - Ja mogę jechać.
- Nie wiem, czy powinienem was zostawiać... – odezwał się krasnolud.
- Ja tu nie mam zamiaru zostać, a mówiłem żeby nie kręciły się przy tym.
Ika pewnym krokiem udała się do wejścia do Ryby. Przystanęła tuz przed nim.
- Rzucajcie monetą, jak się nie umiecie zdecydować.
- Dobrze, to w takim razie wy idźcie, ale zanim ruszycie to weźcie to - Krasnolud wręczył Rufusowi jeden z swoich pistoletów. Ku zdziwieniu wszystkich był to Rewolwer, najlepsza broń palna na świecie. - Ma 8 naboi. Przyda się wam. Tylko go nie zniszczcie!
- Postaramy się - zapewniła Ika.
Rufus obejrzał broń - Używa się go podobnie jak kuszy ?
- Tak. Bardzo podobnie.
- To dobrze, ehh zbieramy się tylko jak to się obsługuje ?
- Strzelam, że to Kirra odpaliła tamtą rybę - mruknęła Ika. - Jak sądzisz, co by jej się tu najbardziej spodobało?
- Zapewne to co najładniejsze i najbardziej błyszczące... - rzucił Rufus wciąż trzymając rewolwer.
- Tylko pamiętaj Rufus! Nie zamocz broni! Mokra nie nadaje się do niczego. - Krzyknął krasnolud.
Muer przygryzła wargę. Stawiała na kulę albo na tę strzałkę obok. Podzieliła się tą myślą z Rufusem.
- To tak samo jak kusza, nie martw się byłem kiedyś gajowym wiem jak dbać o broń... przynajmniej konwencjonalną. - odpowiedział po czym powiedział do Muer - Zapewne kula, jest większa.
- Ta... Tylko jak to, do jasnej cholery, się obsługuje?!
Ika niepewnie zbliżyła dłoń do kryształków. Próbowała wziąć kulę do ręki.
- A co magiem jestem by wiedzieć?! Skoro dzieciaki umiały to musi być łatwe. No chyba, że Nelo coś wykombinował...
Z momentem jak Ika dotknęła kulę, Ryba ruszyła lekko do przodu i uderzyła w jakiś głaz. Następnie wróciła do poprzedniej pozycji.
Ika poleciała na Rufusa.
- Wybacz - mruknęła. - Wiemy już, jak to ruszyć, teraz trzeba tylko wymyślić, jak zmienić kierunek.
Ruda dotknęła strzałki, która się nie świeciła.
Strzałka wskazująca w górę zbladła, zaś dolna zaświeciła.
- Auu mam nadzieję że nie wpadniemy na nic więcej. – rzucił opiekun.
Muer po raz kolejny dotknęła kulki. Tym razem pojazd ruszył w stronę wyspy, do której polecieli Nelo i Kirra…

ale ogonem do przodu.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Sergi »

Janos Nowyer



Powróciwszy do obozu Janos oddzielił się od reszty zwiadu. Ruszył do reszty magów, zgromadzonych przy lordzie, jego misja opiekuna zwiadu dobiegła już końca. Pozyskana wiedza była niezwykle cenna, szczególnie dla istot pałających się magią. Sam wzrok Mobiusa nie świadczył o niczym dobrym. Najwidoczniej był zdenerwowany ostatnią telepatyczna wiadomością jaką skierował do niego zaklinacz, a raczej tonem jakim się wtedy odniósł się do niego. Jeszcze nim zdołał się do niego zbliżyć ten rozkazującym głosem powiedział:

- Masz. Bierz te sztylety i przygotuj je tak, by można było zrobić tarczę dookoła obozu. Im szybciej się uporasz tym lepiej. - wtedy też rzucił w stronę Janosa workiem który wczesnej miał u swych stóp. Mag sprawnie chwycił go, jednak ciężar trochę go w pierwszej chwili przeraził. Spojrzał ponownie na Mobiusa szukając jakiegoś dokładniejszego wytłumaczenia lecz on juz był pochłonięty rozmową z Gilianem. Nowyera pozostawił samego sobie, najwidoczniej uważał za wykonana swoją cześć zadania.

Mag uśmiechnął się i prychnął, zachowanie Mobiusa było już szeroko znane w całym obozie. I niektórzy się dziwią dlaczego tak wszyscy nienawidzą magów. Zaklinacz odwrócił się na pięcie i ruszył z powrotem w stronę srebrnej wieży, już wczesnej upatrzył sobie idealne odizolowane miejsce na magiczne praktyki.

Dajesz sobą pomiatać człowieczku... hahaha... Oddaj mi władze a ja pokaże temu śmiesznemu magikowi gdzie jego miejsce....”- uśpiony do tej pory głos zbudził się, jego głód rósł.
Zachowaj swe splugawione myśli dla siebie potworze... znam twoje metody i nie pozwolę ci się wydostać... już nie....
Ty nie masz żadnej władzy... jestem tak samo żywy jak ty, to ciało jest tak samo moje jak twoje... nie udawaj władcy gdy nawet nie potrafisz zjednoczyć królestwa.... hahaha....
Zamilcz i przepadnij na wieczność bestio...

Janos dodarł w końcu na szczyt wzgórza, skąd rozpościerał się niezwykły dla każdej istoty widok dwóch kolosalnych wież. Uklęknął na środku płaszczyzny, puginałem narysował na ziemi antyczny terrański pentagram zaklinaczy... w jego środku nakreślił znak magiczny poprzez który skieruje swą magię do przedmiotów. Wydobył z worka sztylety... dwadzieścia jednakowych malachitowych , prosto wykonane, długie od łokcia aż po palec wskazujące... materiał się nadawał, był niezwykle dobrze kowalny magicznie.

- Mistrzu potrzebujesz mej pomocy?- piękna skrzydlata postać usiadła na ramieniu maga. Jego ulubienica schyliła się i spojrzała na sztylety.- Magicznie czy naturalnie wykonane?- spytała z ciekawości.
- Nie wiem i nie chce wiedzieć Sariel.- uśmiechnął się do niej a po chwili dodał.- Wystarczy ze zostaniesz ze mną i dotrzymasz mi towarzystwa.

Ona odwzajemniła jego uśmiech a słysząc jego odpowiedz tylko energicznie potrząsnęła małą główka i podleciała na metalową barierkę, na której siadła.
Wtedy to się rozpoczęło. Oczy maga zamknęły się, strumienie magii wczesnej jedynie odczuwalne zaczęły ukazywać się jego umysłowi. Koncentrował się wypowiadając słowa magicznej przysięgi, wiatr począł wić się wokoło pentagramu.... powietrze gęstniało... świat przechodził metamorfozę. Tak nagła i tak niespodziewaną jak miraż ukazujący się spragnionemu na pustkowiu. Janos pragnął a magia mu odpowiedziała, widział choć nie korzystał z przytępionych na najwyższą potęgę zmysłów. Coraz mniej był sobą a coraz bardziej stawał się częścią natury... on nie uginał ją pod swą wolą, on jedynie próbował przy jej współpracy nakreślić malowidło które chciał wtopić w zimną stal... Magia nie jest nauka, magia nie jest narzędziem... magia jest sztuką, a Janos żył dla tej sztuki. Nic nie miał poza nią, nic nie czuł oprócz niej. Tworzył przy jej pomocy dzieła sztuki, małe własne arcydzieła. Jego wyobraźnia tworzyła kontury, magia ją wypełniała... Wiatr zaczął się kształtować, nabierać srebrzystego blasku, to sama najwyższa potęga gromadziła się wokół maga. Magiczny wicher smagał zgęstniałe powietrze, kierował je w jedną stronę... napełniał ja swą mocą... Sztylety nieznacznie oderwały się od ziemi, zaczęły kręcić się w chaotycznym tańcu zewsząd otaczały je magicznie podmuchy wiru... Mag otworzył swe oczy, one jakby nieobecne po chwili zaczęły się jarzyć. Wyciągnął swą prawą dłoń, potem swą lewą ją przykrył... Wyobrażony obraz tchnął w materiał... zaczął wykuwanie... niebiańskie światło rozświetliło sztylety...

......................................

Janos powrócił do obozu, słońce już chyliło się ku zachodowi. Już z daleka słyszał gwar rozmów, kłótni i żartów niezbyt wysokich lotów, zapewne idealnych dla krasnoludów. Dokończył zaklinanie już jakiś czas wczesnej, jednak nie mial sił ani aby znieść całe to wór sztyletów ani na dyskutowanie z Mobiusem. Dlatego widząc poruszenie jakie wywarł jego powrót, szczególnie maga transmutacyjnego postanowił nie odkładać uruchomienia magicznej bariery. Z wymuszoną pracowitością ruszył do wykonania ostatniej części zadania.

- Mistrzu długo to nam jeszcze zajmie?- spytała się znudzona Sariel, nienawidziła całego tego czekania związanego z nadawaniem przedmiotom magicznej mocy.
- Nie martw się moja droga, tylko ustawie podwójny pentagram i będziemy w końcu mogli odpocząć.- Janos miał najszczerszą nadzieje ,że nie zostanie mu przydzielona już żadna dodatkowa praca.

Obejście obozu i wbicie sztyletów w odpowiednich punktach zajęło mu resztę dnia. Dopiero gdy słońce całkowicie skryło się i nastała noc a siedem księżyc zakrólowały na nieboskłonie zaklinacz mógł w końcu uznać pracę za wykonaną. Pozostała jedna jedyna czynność jaką musiał dopełnić aby wszystko zadziałało. Wszedł w środek obozu, mimo iż stał głównym atrakcją większości znudzonych członków karawany uniósł swe dłonie ku gwiazdą i wypowiedział jedno słowo...

Jasny błysk rozjaśnił półcień obozowiska, strach wymalował się na większości twarzy. Co bardziej porywczy chwycili swą broń. Nagle z szesnastu punktów wokół obozu wystrzeliły jaskrawe błyskawice, każda z nich ominęła jedynie o kilka cali sylwetkę maga. I wtedy nastąpił grzmot a po nim pojawiła się błękitna, gruba, falująca kopuła... bariera była skończona.

......................................

Do kolacji zasiadł z resztą magów, jednak stronił od rozmów z nimi. Mimo iż zdziwił się że Mobius nie dopytuje się o szczegóły ich odkryć nie starał się odkryć powodu. Wolał pozostawić sprawy takimi jakie były. Grochówka tej nocy smakowała szczególnie ohydnie... zapewne tak samo uważała Sariel, przynajmniej tyle można było wyczytać z jej miny. Mag spojrzał na szalejące przy prowizorycznym stole dzieci, ich talerze pełne owoców kusiły wielu, jednak nikt nie śmiał choćby prosić magów o taki posiłek. I tak zapewne usłyszeliby odmowe...
Kirra gryząc swoje jabłka mogłaby przysiąść ,że kawałek w jej buzi nie odpowiada ilości jaka znikła z owocu, jednak nie przejmując się tym kontynuowała swój posiłek.
Janos skończył swoją porcje wyśmienitego posiłku pani Scrow i ruszył ku wyjściu z obozu. Na “pytanie” Mobiusa odpowiedział jedynie że chce dokończyć zaklinanie niektórych niezbędnych mu przedmiotów i wspomniał też o tym że jego praca mogłaby zakłócić magię zaklętą w sztyletach. Dalej nie pytany znikł wszystkim z oczu.

......................................

-Mistrzu! Mistrzu!- krzyczała Sariel, ledwo nadążając za zaklinaczem.
- Nie musisz krzyczeć moja droga, słyszę cię idealnie.- mag ściskał coś w swej dłoni, gdy poluzował palce można było dostrzec w niej niewielką fiolkę, w środku której znajdował się kawałek jabłka.
- Mistrzu... po ci ci ten kawałek jabłka?- spytała zadyszana, gdy w końcu udało jej się usiąść na jego ramieniu.
- Chcę tylko sprawdzić czy dzieciaki dostają wszystkie niezbędne im witamy.- uśmiechnął się jakby sam do siebie.

Czuł , że jego przypuszczenia są słuszne. Ponownie znalazł się na szczycie wzgórza, tym razem obejdzie się bez magicznych inkantacji i pentagramów. Wystarczy mu jedynie jego wiedza i odpowiednie przyrządy. Mag chwycił swój plecak i wydobył z niego zestaw kilkunastu fiołek, widocznie miał szczęście bo podczas teleportacji jego komplet probówek prawie nie ucierpiał. Czekały go godziny pracy, miał nadzieje ,że nie bezowocnej....

Sariel przyglądał mu się z daleka, sama nigdy nie zrozumiała zagadnień alchemii.... nawet dokładne wyjaśnienia ze strony Janosa na wiele się nie zdały. Prawdę mówiąc obawiała się poniekąd tej nieznanej jej dziedziny magii... a teraz jej Mistrz pochłonięty był w eksperymentowaniu z niebezpiecznymi miksturami, przesiąkniętymi na wskroś jego magią. Spoglądała na niego rozmarzonymi oczami, tak wielu ma zawdzięczała, gdyby nie jego poświęcenie zginęłaby wtedy w wiosce. Mimo tego ,że pisana była jej śmierć on tracąc tak cenny podarek jej ojca ocalił jej życie. Dał jej inne ciało, odrodziła się na nowo... tym razem tylko dla niego.
Dym nabierał szaleńczych kształtów, zapachy potrafiłyby doprowadzić do wymiotów słabsze istoty... on jednak był inny, pozbawiony tego co dla ludu jego ojca było tak ważne. Podniósł wyżej szklany kubek, księżycowe światło rozświetliło błękitną substancje... jednak nie ona była ważna, na jej powierzchni zgromadziły się żółte kryształki. Zaklinacz w tej chwili był w większym osłupieniu niż spodziewał się być widząc rezultat swojej analizy.

Ci magowie są coraz ciekawsi człowieczku... wystarczyłaby krótka rozmowa a bym dowiedział się dlaczego TYM karmią dzieci...”- głos z podświadomości był niezwykle podekscytowany wynikiem.
Musi być jakieś racjonalne wytłumaczenie ......”- odpowiedz Janosa była słaba, jakby sam w to nie wierzył.
Dobrze wiesz... tak samo jak ja co ta esencja czyni z istotami żywymi... hahaha... ten Mobius jest pomysłowy, musze mu to przyznać.... hahaha.....
Robi to dla dobra dzieci! To skuteczny sposób aby je chronić...
“.... albo uczynić z nie ładunki magiczne.... HAHAHA... a może wolisz możliwość z zamianą w potwora?
- To niemożliwe... musze spokojnie pomyśleć....- Sariel spojrzała z niepokojem na swojego Mistrza, mówił coś jednak zbyt cicho aby usłyszała.
... piątka małych, słodkich Furiosątek... HAHAHA... genialny pomysł....
- Zamlicz!- krzyknął, gniew w nim wzbierał.- Esencja jest dawkowana, możliwe ,że punkt krytyczny nie jest przekroczony...
... zadajesz sobie pytanie dlaczego posunął się do czegoś tak drastycznego!?.... człowieczyna ma tupet igrać z młodymi organizmami... wasza rasa jest naprawdę pełna idiotycznych istot... HAHAHA....

Mag z wściekłością uderzył po trzykroć w ziemie. Wiedział o esencji i o groźbie jaką ona niesie, magowie często ją używają, jednak na miłość boską nigdy nie podają ją dzieciom. Dawka musi być odpowiednio wyważona, mała pomyłka i zamiast ratunku spisuje się je na zagładę.

Janos zaczął się śmiać, nie chciał wiedzieć czy śmiech był jego własny czy pochodził od tego ukrytego w podświadomości. Śmiał się i tylko to się liczyło... znał prawdę jednak nikomu nie mógł powiedzieć... nikomu nie ufał...

Pytanie pozostało jedno... Czy lord o tym wie?

......................................

Gdy w końcu zdołał popaść w krainy snu uświadomił sobie swój błąd. Nie zniszczył pomostu łączącego jego umysł z umysłem eldarki. Widział wszystko, cały koszmar... jego odczucia mimo ze przytłumione przez odległość i zasady połączenia wystarczyły aby zerwał się z swojego posłania. Spojrzał na śpiąca Sariel, ułożyła się wygodnie obok miejsca gdzie przed chwilą znajdowała się głowa maga. Zapewne nie pochwaliłaby tego co teraz uczyni, jednak wiedział że to co odkryje może być niezwykle ważne. Opuścił więc swą materialną powłokę, wkroczył w zawsze prawdomówny ether... przerwał osnowę i podążył w stronę miejsca gdzie spała Ninerl...
......................................

Ninerl uwięziona, mogła tylko patrzeć bezradnie, jak to...to coś przypominające ludzi zabiera ją do tej straszliwej machiny, złożonej z mięśni i metalu. Przerażona az do głebi dziewczyna nie była nawet w stanie krzyczeć. To było najgorsze co mogło się zdarzyć. Nagle wizja rozwiała się.

......................................

Powrócił, nie wiedział jakim cudem. Co uratowało go przed śmiercią? Przecież więź została przerwana, to co teraz przeżywał było niemożliwe, pod każdym magicznym względem. Krzyk bólu wyrwał się z jego obolałego gardła, dam gdzie jeszcze nie dawno znajdowała się masywna łapa Bestii. On czuł, powrócił swą duszą do ciała, mimo że nie miał prawa tego dokonać...

- ARGHH!......- kolejny krzyk, tym razem wraz z nim wypluł na ziemie cząstkę swej krwi. Sariel zbudzona zamieszaniem spojrzała na niego. Jej oczy rozszerzyły się w akcie strachu.
- Mistrzu!- krzyknęła, nie potrafiła pojąc sytuacji. Całe ciało Janosa skąpane było w jego własnej krwi. Była przerażona, jeszcze nigdy nie obawiała się o nikogo tak jak dzisiaj o niego.

On już zrzucał swe ubranie, jakby parzony jego dotykiem. Wszystko było przesiąknięte krwią, która wciąż płynęła w jego świeżych ran. Mag odsłonił swe ciało i zrywając bandaż z głowy i przyciskając kawałek swej koszule do rany na barku zaczął ją obwiązywać. Miał nadzieje ,że środki jakie użył choć na trochę przytępią ból jaki odczuwał i zatrzymają krwawienie. Sariel pomagała mu z całych swych sił, czuła to co targało jej Mistrzem, gniew ból i cierpienie walczyły z sobą o panowanie. Drugim kawałkiem swej koszuli obwiązał swe udo, ta rana była mniej groźna jednak nie mógł jej zlekceważyć.

- Niech cię wszystkie diabły AZARIS!- krzyknął przeszyty kolejnym spazmem bólu. Prawie w amoku zrzucił swe okulary i ruszył w stronę obozu.
- Mist...
- Nie teraz!- gniew zwyciężał z każdym krokiem jak zbliżał się do eldarki. Sariel nie była wstanie wypowiedzieć już żadnego słowa, bezumyślnie podążała za jego rozkazami... uplotła zaklęcie iluzji ciszy wokół tej dwójki. Przez moment obawiała się że ON powrócił, jednak kolejne czyny Janosa rozwiały jej obawy.

Zaklinacz usiadł przed śpiącą jeszcze eldarką, próbował oczyścić swój umysł... nie mógł ponieść się emocją. Blokady mentalne, tak musiał powstrzymać ciemność ogarniającą jego serce... nie mógł pozwolić aby On się uwolnił.

OBUDZ SIE ELDARKO!!!”- krzyk dudniący rozbrzmiał w umyśle Ninerl, głos maga napiętnowany był gniewem i wściekłością. Jej oczy zmuszone wolą maga rozwarły się... płomień dogasające ogniska rzucał światło na potwornie wyglądająca sylwetkę maga. Siedział podpierając się jedna ręką, jego lewy bark owinięty był niegdyś zapewne białym bandażem... teraz przesiąknięty bordową krwią, której niewielkie stróżki spływały po odkrytym ciele Janosa. Jego osoba, wciąż skryta w półcieniu wydawała się być bardziej zmorą senna niż istotą z krwi i kości. Oczy, przepełnione niepohamowana rządzą... tym razem nie skrywane były pod osłoną szkieł... doskonale mogła widzieć błyszczące pionowe źrenice tych nefrytowych oczu. Nagle przemówił jednak nie potrafiła wychwycić czy to słowa czy myśli.
- Najwyższy czas zdradzić sobie swe tajemnice śpiąca królewno...

Ninerl poderwała się gwałtownie. Usiadła i skuliła się, dygocąc na samo wspomnienie koszmaru. Za chwilę, gdy dotarło do niej, ze nadal żywa, znajduje się w tym świecie, westchnęła cicho. Za moment czyjś głos zakłócił ciszę. Odruchowo spojrzała w stronę maga i dostrzegła jego oczy. A potem zauważyła krew.
- Potwór!- zasyczała i odruchowo zacisnęła dłoń na mieczu- Czego chcesz ode mnie?
- Kim jesteś?- Ninerl odsunęła się do maga- Wyglądasz jak Janos. A może ja nadal śnię?- dodała podejrzliwie.

- Odłuż swój MIECZ!- zagrzmiał.- Te śmieszne ostrze prędzej zagrozi tobie niż mi. Na twarzy pełnej cierpienia przez chwile pojawił się mdły uśmiech. Mimo iż Janos wciąż skrywał się w półcieniu eldarka mogła ujrzeć niewyraźny zarys jakiś dwóch kształtów na jego głowie. - Jestem Janos Nowyer, Zaklinacz z Terranskiej Szarej Szkoły... a ty moja miła jesteś przeklęta...

- Sssłucham....?- wyjąkała wstrząśnięta dziewczyna- Jak.. jak to? Nie rozumiem...- spojrzała na Janosa.

- Od chwili gdy połączyłem nasze umysły jesteśmy jednym... myślimy jedno, śnimy jedno... jednak to ja utrzymuje nas oboje w ryzach.- Janos odchylił głowę w tył, lekki niemal opętańczy śmiech dobył się z jego ust.- Jakby to było piękne gdyby to było tylko snem... Ninerl wierzysz w moc przepowiedni i istnienie przeznaczenia?

- Jesteśmy jednym... ciekawe. Ale zaraz, nie rozumiem... poc to zrobiłeś? O co chodzi z tym przekleństwem? W moc przepowiedni? Ja..ja nie wiem... trudno mi powiedzieć cokolwiek, ale wolałabym sama decydować o swoim życiu...- wykrztusiła nadal zszokowana dziewczyna.

Ninerl w tej chwili ujrzała to co Janos chciał jej przekazać... to miejsce było źródłem.

"Tam to poprzez szpary w niekończącej się mieszaninie pnączy widział setki oczu patrzących w jego stronę. Wielkie i małe, żarzące się jak rozpalone do czerwoności węgle. Wszędzie zaczął się rozchodzi szept wielu istot, jak bardziej obrzydliwa wersja bzyczenia roju pszczół. "

To właśnie ujrzała w tej chwili.
- Wolałabyś sama decydować!?... hahaha...- Janosa rozbawiła deklaracja eldarki, jakie jej stwierdzenie było zabawne gdy wziął pod uwagę to co niedawno doświadczył.- Widziałaś co ci pokazałem... to źródło twych koszmarów moja Ninerl...

- To znaczy? Czy to... czy to demony?- Ninerl odruchowo ściszyła głos- Wyjaśnij mi wszystko- dodała bardziej zdecydowanym tonem.

- Demony... nie sądzę eldarko- zrobił przerwę, spojrzał ponownie w je oczy i w końcu... I bestia ukazała się.

"Nieludzki, wielki szkielet pełen szponów, ostrzy i szpikulców, wiecznie zżerany przez płomienie czarci pomiot, którego głos roznosi się piskliwym echem po otchłani eteru. Obraz ten pozostanie na wieczność w jej umyśle... śmiertelnik który ujrzy prawdziwe ciało takiego potwora nigdy nie będzie już taki sam."

- On był demonem, póki nie zabiłem go.... przez ciebie...

Ninerl zadrżała, a potem wyszeptała tak cicho, że jej głos ledwie został usłyszany przez maga:
-  Kto? Jak zabiłeś go przez mnie? Opowiedz...

- Musisz być pewna ze chcesz usłyszeć odpowiedz...- Janos domknął swe oczy i dokończył.- Jeśli chcesz abym ci zaufał musisz być ufna we mnie w moje siły... pamiętaj że kłamstwa i oszustwa są zbyt widoczne w istotach twej rasy dla mnie... twa odpowiedz musi być szczera... ufasz mi?

- Chcę wiedzieć- Ninerl przygryzła wargi. Musiała wiedzieć, po prostu musiała- Ale... ale mam po prostu tobie tak zaufać? Skąd mam wiedzieć, że nie wykorzystasz mojego, jak twierdzisz potencjału? Chociaż...musze chwilę pomyśleć- Ninerl schowała twarz w dłoniach. Co ma zrobić? Jest daleko, dokooła czają się potwory, a mag wcale nie wzbudza "zaufania". Chociaż z drugiej strony... jak na razie nie zrobił nic złego. Przynajmniej jej. Może jednak spróbować? W końcu właściwie to chyba jedyna osoba okazująca jej jakąkolwiek życzliwość. Poza tym przydałby się jej sprzymierzeniec. A nawet... a nawet, Ninerl nieco zawahała się przed pomyśleniem tego słowa- przyjaciel.
- Dobrze- powiedziała- Zaufam ci. Ale zaufanie wymaga wzajemności. Jesteś tego świadom?

- Póki ty eldarko będziesz pokładać zaufanie we mnie możesz mieć pewność że uratuje cie gdy nadejdzie ostatnia godzina... gdy tron odnajdzie swego władcę...- Janos zbliżył się do niej, dopiero teraz ujrzała ze nie tylko jego bark był skąpany w krwi... jego udo nosiło zapewne równie straszna ranę. Jednak nie tylko to przykuło jej uwagę, oczy jej rozwarły się widząc prawdę... Janos nie był w pełni człowiekiem, jak inaczej można wytłumaczyć to iż posiadał uszy takie same jak każdy Kie'rranin?. Usiadł tuż przed nią na jej posłaniu.- Mimo swych wątpliwości zaufałaś mi, mimo strachu odnalazłaś odwagę... pytaj a odpowiem ci...

- Hmm... czemu jesteś ranny? Co zniszczyłeś i co mnie... mnie nawiedzało? Co to były za sny? I czemu tak wyglądasz? Jak krzyżówka. A to chyba niemożliwe, prawda? Nie znam się na jakichkolwiek mieszańcach. Poczekaj- Ninerl wstała i przyniosła plecak. Za moment postawiła miskę, w połowie napełnioną wodą. Wygrzebała jakąs czystą szmatkę i zanurzyła ją w płynie- Przydałoby się zmyć tą krew. Ja to zrobię, a ty mi opowiadaj- dodała, wyciągając dłoń w kierunku krwawych plam.

Ujrzała więcej niż tylko zwykłą rane... w chwili gdy dotknęła jego ranu zobaczyła coś mimo iż Janos tego nie chciał.

"Bestia z całym impetem przybija Janosa do podłoża. Besitalskie chóry dopingują ognistą bestii. Bestia wydaje z gardła krzyk prosto w twarz Janosa. Miecz pojawił się w dłoni maga. Zas ręka demona na jego gardle. Zęby demona wbiły się w bark zaklinacza, żując na jego eterycznej manifestacji."

Nagle wizja się urwała, zaklinacz ujrzał wyraz jej twarzy. Zamknął swe dzikie oczy i rzekł...
- Wybacz, zmęczenie powoduje u mnie osłabienie władzy nad mocą... nie chciałem tego ci ukazać.- nie musiała widzieć wizji aby domyślić się jak bardzo mag cierpi z powodu tych ran... które sięgają aż do jego duszy. - Gdy skończył się twój sen przybyłem tutaj, a raczej to uczyniła moja dusza. Ujrzałem wtedy świetlistą kulę...
Mag przerwał na chwile próbując uspokoić swój umysł.


- Cii, spokojnie. To nie było takie straszliwe, zwłaszcza, że to nie mnie atakował potwór- dodała i starła pierwszą smugę krwi-  A teraz odetchnij i powoli... powiedz mi więcej. - Ninerl mówiła spokojnym, wyważonym tonem, mimo, że czuła jak strach nadal czai się w jej myślach.

- Próbujesz stłamsić niepokój i strach... tworzysz maskę myśląc ze możesz się schronić za nią, być bezpieczna- Janos lekko się uśmiechnął mimo ze nie był w dobrym humorze.- Kula zaprowadziła mnie do komnaty... setki głosów rozbrzmiało wtedy w mym umyśle, istoty żywe i martwe... wszystkie skupiły wzrok na mojej osobie... tak samo uczyniła bestia- Janos spojrzał na Ninerl, tak bardzo współczuł jej. Jedynie domyślał się jej losu... bał się... nie mógł dopuścić aby jej przeznaczenie się dopełniło.- Azaris, takie imię posiadała bestia... Ninerl wyzbądź się kłamstw, bo jedynie znając prawdę będę mógł cię uratować.

- Ale mów jaśniej. Maskę? Nie tworzę maski. Po prostu odsuwam uczucia na bok, by móc jakoś funkcjonować i móc uporać się z nimi stopniowo. i kłamstwa.. wyjaśnij o jakie chodzi. - poprosiła cicho- A ta bestia. czym jest i w jaki sposób mnie to dotyczy?

- Ninerl to ,że stąpasz po tej ziemi w tej godzinie nie jest niestety przypadkiem...- Janos zacisnął pięść, spazm bólu przeszył ciało i duszę. Musiał zapłacić cenę za pozyskaną wiedzę... w tym świece nic nie pozostaje bez kary.- Komnata była ziemia tronu... pustego tronu... czekającego tronu... słowa bestii moja droga nie były kłamstwem. Ta komnata leży tutaj, w tym mieście... a wraz z tronem jest tam posąg... posąg istoty które przeznaczenie się dopełnia... twój posąg moja Ninerl.

- Czekaj, nadal nie bardzo rozumiem. Jaka komnata? Jakie przeznaczenie? Czemu mój posąg, o co chodzi? - dziewczyna zmarszczyła brwi, starając się pomyśleć- Ale co mnie czeka?

"Zrobił kilka kroków do tyłu aż natrafił na opór. Za nim stał posąg. Posąg Eldarki w pękniętej masce. O jej dłoń został zawieszony amulet z dziwnym, niewyraźnym symbolem. Ninerl widząc oczami Janosa spojrzała na twarz posągu... ujrzała swą własną twarz."

- Przeklęta madonna... jesteś pionkiem a twój los zapieczętowany był przed twymi narodzinami.- Janos skrył twarz w swej dłoni.- Ziemia tego przeklętego miasta ma być twą mogiła...

Janos ukazał jej w tej chwili amulet, ten sam który trzymał posąg. Był czarny, zawieszony na drobnym złotym łańcuszku, symbol jaki przedstawiał to biały punkt z którego wychodziły trzy faliste linie we wszystkie strony a całość była otoczona przez złotą obręcz.

- Sssłucham...? Jaka madonna. To jakieś ludzkie pojęcie? A ten symbol, nie znam go. I chwila...zaraz, czy ktoś chce mnie złożyć czemuś w ofierze?- zaskoczona Ninerl poderwała się gwałtownie, w ręku nadal trzymając zakrwawioną szmatkę.

- Wiem jedynie tyle że jesteś w niebezpieczeństwie, twoim przeznaczeniem kierują potężne siły... sama nie zdołasz stawić im czoła... zapewne moja pomoc na wiele się nie zda jednak od tej chwili będę cię chronił.- Janos zdjął z szyi swój medalion, dwie twarze, jedna przedstawiająca dobro drugą ukazywała zło.- Niedługo nastanie brzask, będę musiał uczynić przygotowania... proszę cię przyjmij ten wisior na znak mojego zaufania... ostrzeże cię w razie niebezpieczeństwa.- Janos z wyraźnym trudem powstał. W tej samej chwili jakby z nikąd pojawiła się Sariel i usiadła na jego ramieniu, eldarka mogła ujrzeć zaschnięte łzy w kącikach jej oczu.- Nie jestem dobrym człowiekiem, uczyniłem wiele złego... jednak musisz zostać przy mnie abym mógł cię chronić. Uczynię wszystko aby nie dopuścić do najgorszego.. jutrzejszego dnia wezmę całą winę za zdarzenie w jaskini... obiecaj mi że poprzesz moje słowa.

-Dziękuję, ale...Ale czemu to robisz? Tak po prostu?- Ninerl obejrzała dokładnie medalion- I odpowiedz na moje pytania. Mówisz o zaufaniu, toteż zdradź jakieś szczegóły. - powiesiła amulet na szyi.
- Tak czy siak, jeśli chcesz ,to na ciebie zrzucę całą winę. Rozumiem, że ty mi powiedziałeś te słowa tak? I podpuściłeś mnie do ich wypowiedzenia? Tak mam mówić?- upewniła się.

- Tak, najlepiej będzie jeśli wina spadnie na mnie...- Janos ścisnął amulet posągu i wolnym chwiejnym krokiem ruszył. Spojrzał się ponownie na eldarkę i powiedział.- Na wszystkich bogów, sam chciałbym wiedzieć dlaczego to czynię... może próbuje odkupić grzechy? Uczyniłem w młodości wiele złego... zabiłem wielu z twej rasy... teraz stoję przed wyborem uratowania jednej eldarki... wiesz jak trudno byłemu niewolnikowi dokonać słusznego wyboru?

- Niewolnikowi? Kiedy i gdzie? Wybacz, ze pytam- Ninerl ugryzła się w język-  Ale jeśli nie przeszkadza ci moje grubiaństwo... to skąd masz te uszy? Nie widziałam człowieka z takimi- dodała.
- A co do zabijania moich krewniaków, to niektórym owszem, przydałaby się śmierć.- wzruszyła ramionami.

- Narodziłem się z nimi... jestem półkrwi, dziecko dwóch ras, boski żart.- uśmiechnął się.- Byłem eldarskim niewolnikiem, panowie z twej rasy Ninerl są srodzy... jednak tamten czas mam za sobą. Sam nie wiem dlaczego ci pomagam, gdy odnajdę odpowiedz pierwsza się dowiesz... a do tego czasu nie ufaj innym, wśród reszty jest mag który zdradził ci słowa potrzebne do naszego przybycia do tej ziemi... nie znam jego intencji...

- Hmm, czyli jednak mieszańce istnieją. Aha...- dziewczyna raptownie zamilkła, jakby nie chcąc powiedzieć za wiele. Za moment dodała ostrożnie:
- Tak myślałam. Wiedziałam, że ta ciemna postać za Kirrą to musi być jeden z nich. Ale masz na myśli ukrytego maga czy jednego z dwóch?

- Nie ukrywaj słów przede mną... ja nie ukryłem ich przed tobą. -spojrzał na nią smutnym wzrokiem, jego ciało zaczynało odczuwać efekty nadmiernego użytkowania magii.- Nie jestem tego pewien, jeszcze nie teraz... nie mam dowodów, same przypuszczenia. Nie ufaj nikomu poza mną eldarko, nasze przybycie w to miejsce ma ukryty powód... Zamierzam go odkryć i powstrzymać... Do zobaczenia Ninerl jutro w wieży, pamiętaj aby mój medalion zawsze mieć przy sobie, jego ciężar ostrzeże cię przed niebezpieczeństwem...

- Oj, ale...to nic takiego- Ninerl czuła się zakłopotana- Przeciez.. a zreszta..po prostu kiedyś się zastanawiałam, czy jest możliwe, by koty...znaczy Kie'ranni się krzyżowali z innymi. Nieważne z kim i gdzie. Po prostu nie chciałam cię urazić. Poradzisz sobie?- zapytała z niepokojem- W końcu takie rany to nie jest byle co...

Janos po raz pierwszy szczerze się uśmiechnął. Gdyby nie był tak bardzo pochłonięty bólem zapewne by się zaśmiał.
- Najlepiej będzie jeśli “zaliże rany” w spokoju, i tak uczyniłaś wystarczająco dużo...
Mag ruszył dalej w stronę swojego małego obozu.

Ninerl patrzyła na dochodzącego maga i tysiące pytań ,wątpliwości kłębiło się w jej głowie. O co w tym wszystkim chodzi? Janos wydawał się szczery, a Quiestusowi nie za bardzo ufała od poczatku. To zabranie dzieci... A może to wszystko jakiś spisek? "Ninerl, uspokój się" pomyślała. Podniosła miskę z zakrwawioną wodą i poszła ją wylać, przy okazji usuwając szmatkę.

..........

Siedzieli w czwórkę przy stolę w wieży. Gospodarz jeszcze nie przybył przywitać gości i zamienić z nimi kilka słów tak jak obiecał poprzedniego dnia. Janos spoglądał na eldarkę, zapewne to co jej wyjawił wstrząsnęło jej światem. Sam wciąż nie rozumiał sensu tego wszystkiego, jedynie posiadał pewność że musi powstrzymać to co nastąpi. Nagle z rozmyślań wyrwał go stanowczy głos Mobiusa, zaklinacz miał dość jego sposobu zachowywania się jednak zdzierżył to w tej chwili. Ból był silniejszy... świeże bandaże opasające rany koiły go lekko jednak wciąż było to cierpienie sięgające aż do jego duszy. Rany zadane przez demona pozostaną w niej jeszcze przez długi okres...

Miał już odpowiedzieć gdy nagle głos zabrała eldarka.

- Właściwie...Jasnos...Janos mi powiedział. I...sama nie wiem, ale wypowiedzenie ich wydało mi się...- zrobiła pauzę dla lepszego efektu- Właściwie. Tak...tak można to określić. Ja nie wiem, czemu tak zrobiłam. To było dość irracjonalne- dziewczyna zmarszczyła brwi, chcąc wyglądać na nieco zagubioną czy zdezorientowaną.

Spojrzenia wszystkich zgromadzonych utkwiły w zaklinaczu. On jednak siedział teraz skupiony, wpatrując się w obraz za oknem wieży... Gdy atmosfera stawała się napięta, a na twarzy Mobiusa rysowało się zdenerwowanie Janos w końcu swą opowieść.

- Panna Ninerl mówi prawdę, to ja nakłoniłem ją do wymówienie krigarskiego hasła...- spoglądając na maga można było dostrzec niezwykle blade lico... czuł się dokładnie tak jak wyglądał w tej chwili. Skrywając swe prawdziwe oblicze za maską człowieka walczył teraz z efektami wczorajszej nocy. Eldarka siedząca najbliżej niego ujrzała przedziwny fenomen, metalowe oprawki maga niemal wbijały się w jego skórę... a miecz jej był ciągnięty nieznaną siłą w stronę zaklinacza...
- Mobiusie będąc w komnacie z czaszek wejrzałem w ether, co ujrzałem przeszło mą imaginacje. Misternie wykonane metaliczne szkielety, piękne kręgi zdobione stalą... a na piedestale spoczywająca czaszka z mithrilu. Wyczulony na prawdę usłyszałem płacz i lament tego miejsca a wraz z nimi otrzymałem krigarskie słowa. Zrozumiałem wtedy czym jest owa jaskinia, poznałem sens jego nienaturalnego istnienia. Mój czyn był niebezpieczny, jednak wiedziałem że jest on niezbędny abyśmy dotarli do celu naszych poszukiwań. Słowa zdradziłem eldarce, uczyniłem tak ze względu na to kim jestem... młoda rasa mogła nie uaktywnić urządzenia pradawnych. Jedynie otwarty umysł, podatny na magię należący do starej rasy mógł wprawić w ruch antyczną techno-magię. Jestem gotów otrzymać swą karę, bo wiem iż moich dobrych intencji naraziłem wiele istnień...

Mag skłonił głowę w geście pokory, skierował swój wzrok na lorda. Ukazał mu pewność jaką posiadał w podjęciu tej niezwykle trudnej decyzji. Po chwili ciszy kontynuował.

- Podczas naszego zwiadu odkryliśmy cuda ponad naszą miarę. Cały krigarski kompleks jest wciąż działający, nadal posiada swego opiekuna, który jest naszym gospodarzem w tej pięknej Srebrnej Wieży... legendy starszych ras stają się w tym miejscu szczerą prawdą, jak inaczej możemy tłumaczyć istotę naszego gospodarza? Ilu z nas widziało choćby raz prawdziwego Metamechoida? Obiecał nam konwersacje dzisiejszego ranka, dlatego więc zjawiliśmy się tu dzisiaj. Warto nadmienić iż trójkątna komnata którą zdążyliśmy już zwiedzić jest tak naprawdę kolejnym teleportem. Znaleźliśmy również wiele urządzeń krigarskiego pochodzenia, których działanie pozostaje dla nas tajemnicą...- Mag poprawił swój trikorn i dokończył raport.- Jak już wszystkim wiadomo odnaleźliśmy dwójkę zaginionych osób z naszej ekspedycji, to właśnie Kristof Grisgott przy pomocy swych materiałów wybuchowych odblokował nam drogę do budynku będącego zapewne niegdyś świątynią oraz do dziwnych mechanicznych ry... BOGOWIE!- krzyknął i ruszył niemal biegiem do okna.- Kto uruchomił te PRZEKLĘTE maszyny!?

Mag spojrzał na Mobiusa i Lorda. Bez zastanowienia wysłał wiadomość, skierował ją do najbardziej podatnego celu.

Gilian! Tu Janos.... Kogo brakuje w obozie!? Czy ktoś był na tyle głupi aby ruszyć na plaże!?” - równocześnie modlił się w duchu aby jego przypuszczenia były mylne.

Doszedł do Janosa niesamowicie wyraźna odpowiedź. Janos miał wrażenie, że nawet przez telepatyczną rozmowę czuje jego uśmiech.
Nie ma jedynie Rufusa, pannę Ikę oraz Turica wraz z dzieciakami. Poszli na mały spacer po zbadanych i - według pana Krisa i Bocatty - bezpiecznych miejsc. Poza tym nie ma tylko kilku ochroniarzy, którzy poszli pozbierać trochę owoców z lasu. Oczywiście starają się nie zapuszczać daleko w las.

Odpowiedz była jasna... najgorsza możliwość okazała się prawdą. Janos z wściekłością uderzył w stalową ścianę swą pięścią. Wszyscy patrzeli na niego z wyrazem niezrozumienia na twarzy... w końcu przemówił.

- Dzieciaki są w drodze na niezbadaną wyspę!

Nie musiał mówić nic ponad to, resztę ujrzeli w swych umysłach. Dowiedzieli się tego co wiedział w tej chwili zaklinacz. Dwie mechaniczne ryby podążały ku nowemu, nieznanemu miejscu...

Współautorzy tego potwora: Ninerl i Fenrisulfr... i niech mi ktoś powie ,że magowie nie mają przerąbane ;/
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Fenrisulfr »

Ika i Rufus

Wraz z uaktywnieniem maszyna zaczęła wydawać z siebie prawie niezauważalne, ale przyprawiające o ból głowy monotonne buczenie. Głuchy klekot, metalowa ryba uniosła się kilka cali w powietrze. Nagle pojazd ruszył przed siebie…
albo raczej ZA siebie, gdyż ruszył ogonem do przodu. Rufus i Ika widzieli przez szklaną, przednią szybę pojazdu jak krajobraz „ucieka” przed ich oczyma niczym wystraszone stado owiec. Mijali plaże, następnie jakieś głazy wystające z morza. Pędzili z niesamowitą dla nich prędkością. Pojazd co chwile gwałtownie podskakiwał i tworzył niesamowite fale na wodzie pod nimi. Gdy tak przemierzali przestrzeń w tej niesamowitej maszynie mijali różne rzeczy. Od budowli, do innych, trudniejszych do zidentyfikowania rzeczy.

Pierwszą była niesamowitej wielkości budowla ustawiona na brzegu jakiejś wyspy, do której na razie nie mieli dostępu. Skonstruowana była z muru otaczającego trzy wielkie piramidy z beżowego kamienia ustawione dookoła niesamowitej wielkości, pustego zbiornika o kształcie dużej metalowej miski. Piramidy te były przepiękne, z daleka było widać złote dekoracje, linie czerwonego światła przemierzające ich powierzchnię w prostokątnych zygzakach, oraz piękne posągi ustawione na szczycie każdej z nich. Nad całą konstrukcją zdołali zauważyć kolejną, czwartą piramidę z czarnego kamienia. Unosiła się w powietrzu i powoli obracała wokół własnej osi niczym mroczny omen. Wielki monolit zawieszony pod niebiosami potęgą starożytnych.

Dalej minęli jakąś skałę, na której zebrały się jakieś trzy, dziwne zwierzęta przypominające mieszankę foki z wężem. Najważniejsze jednak było w tym widoku to, że zauważyli jeszcze jakąś humanoidalną istotę z trójzębem w dłoniach przyglądającą się mijającym pojazdom. Widok zielonoskórego dziwadła wzbudził w nich strach, ponieważ jeśli te istoty były wrogo nastawione do przybyszy, to Nelo i Kirra byli w niebezpieczeństwie. Nie zdołali jednak bliżej przyjrzeć się tym dziwnym i obcym dla nich stworzeniom.

Kolejną konstrukcją przypominała stocznie z niesamowitymi wrotami oddzielające przestrzeń stoczni od morza. Wystawała ona bezpośrednio z jaskini, usadowionej w pionowej powierzchni wielkiego klifu górującego nad powierzchnią wody. Najdziwniejszy był jednak statek zakotwiczony tam, gdyż wydawał się cały z metalu i kompletnie pozbawiony żagli. Jak takie coś może pływać? Tym bardziej – jak taka kupa metalu może unosić się na powierzchni wody?

Nie zdołali odpowiedzieć sobie na te pytania, gdyż nagle pojazd w coś uderzył, przekoziołkował nad jakąś plażą i wylądował grzbietem na piasku. Gdy zaczęli powoli odzyskiwać przytomność po kraksie, usłyszeli przyjemny w brzmieniu, kobiecy głos, mówiący coś w nieznanym języku:

- Entsetera, mi’et kagtre. Bn’qaname ni-gon kelweze.


Następnie coś otworzyło drzwi pojazdu i wyciągnęło ich na zewnątrz. Nie wiedzieli, co to było, ponieważ ich wzrok jeszcze się nie wyostrzył po kraksie. Nieznajomy odezwał się do nich dziwnym, sztucznie i metalicznie brzmiącym głosem.

-Tyle razy mówiłem, że trzeba jeździć pojedynczo, do tego w fotelu i z zapiętymi pasami bezpieczeństwa, a wy do tego jechaliście tyłem. To już kolejny magnecykl, który muszę wymieniać. Trzeci w tym tygodniu! Ojojoj. Chyba nie jest z wami najlepiej. Zaraz coś na to poradzę. – Jakaś opancerzona w metal dłoń włożyła im w usta jakieś tabletki, które połknęli zaraz po tym, jak się rozpuściły. – Tylko nie wypluwać. To dla waszego dobra. Jak trochę teraz poleżycie to powinniście odzyskać siły. Tak z godzina wystarczy. Jeśli będziecie czegoś potrzebować to znajdziecie mnie w wieży astrologicznej albo generatorze astralnym. To ta srebrna, latająca wieża oraz trochę większy, złoty budynek. – Rufus spojrzał niewyraźnie na zagadkową postać. Trzymała coś w dłoniach. – Czas lecieć. Z pewnością ktoś na mnie czeka w wierzy. Obiecywałem, że zjawię się dzisiaj. – Podniósł prawą rękę do góry, cała błyszczała srebrzyście, jakby była opancerzona. Czyżby on chodził w tym upale w pełnej płycie? – Mam nadzieję, że się nie spóźnię. Życzę miłego dnia. – Zniknął w błysku białego światła i wirze niebieskich ostrzy.

Powoli odzyskiwali przytomność i siły na piasku plaży. O dziwo, tabletki które dostali przywróciły im siły. Do tego nie mogli znaleźć na sobie żadnych obrażeń. Nawet zadrapania.

Ninerl i Janos

Quiestus wyglądał jakby nie do końca do niego dotarły ostatnie słowa zaklinacza. Patrzył na niego z zaskoczoną miną. Wstał z swojego krzesła i podszedł do maga.
-Spokojnie Janos, spokojnie. Jakie maszyny? Jakim cudem moje dzieci mogą być w drodze na inną wyspę? - Zrobił małą przerwę, w jego oczach pojawiła się groza. – Czyżby…-
Wtem Mobius gwałtownie wstał z krzesła, przy okazji je przewracając.
-JASNA CHOLERA! Nie mów mi, że te urządzenia to były jakieś pojazdy… – Krzyknął. Wygląda na to, że strach także zawładnął jego umysłem. – Musimy coś zrobić! Janos! Tele… nie! Zapomniałem, nie możesz teleportować się do miejsc, w których raz nie byłeś. – Podbiegł do okna, przez które Janos widział oddalający się rybo-podony pojazd. – Rufus! Miał je pilnować! – Kopnął z całej siły w niedalekie krzesło, które przekoziołkowało aż na balkon. – Wypatroszę tego kretyna chędożonego! -
Quiestus nagle oprzytomniał z paraliżu wywołanego strachem.
- Odłożymy „wypatroszenie” opiekuna na inną okazję. Do czasu aż nie wydam rozkazu to ma mu nie spaść włos z głowy. Zrozumiałeś Mobius?
Mag przymrużył oczy, było widać jak na gołej dłoni, że irytuje go ten rozkaz.
-Tak lordzie Quiestusie. -

- Dobrze. Teraz najważniejsze jest dobro dzieci. Ninerl, Janos, Mobius, rozkazuje wam w tej chwili wyruszyć i znaleźć moje dzieci! Nie obchodzi mnie, jakie będą tego koszty. Możecie nawet rozwalić wartą fortunę płaskorzeźbę byle by oni znaleźli się cali i zdrowi. Jak znajdziecie opiekuna, to ma on iść z wami i pomóc w poszukiwaniach. Ja tutaj zostanę na wszelki wypadek gdyby przyszedł nasz metalowy gospodarz. I nawet nie myślcie, że ze strachu nie idę z wami. Moja obecność was by tylko spowalniała, nie potrafię walczyć a ktoś musi tu zostać. – Usiadł z powrotem na krześle i spojrzał gniewnie na zebranych. – Na co czekacie?! Idźcie natychmiast!-

Nie tracąc czasu cała trójka ruszyła na miejsce gdzie ostatnim razem widziano dzieci. Na plaży Janos i Ninerl od razu zauważyli różnicę w krajobrazie – nie było mechanicznej ryby, na szczęście trójka dzieciaków była bezpieczna. Małolaty teraz siedziały na piasku przed Turriciem i słuchały starych opowieści. Na widok przybywających magów wraz z ochraniarzem dzieciaki nagle zerwały się z pisaku i pobiegły w ich stronę. To Ninerl i Janos zobaczyli potem bardzo ich zaskoczyło. Mobius padł na kolana i uściskał maluchy, zupełnie jak zmartwiony rodzic, który dawno nie widział swoich pociech. Nawet patrzył na nie zupełnie inaczej niż na Janosa czy Ninerl, ten wzrok był pełen uczucia i troski, którego nie spodziewaliby się po tym magu.

-Wujek Mobi! – Krzyknął biegnący Juno.
-Wujku! – Zawtórowała zapłakana Flauia – Nelo i Kirra! Ta ryba ich zabrała!
-Już już. Ciii… - Uspokajał je Mobius. – Już wam nic nie grozi. Na pewno znajdziemy ich przed zachodem słońca. Nie powinni odejść zbyt daleko. Gdzie jest Nelo i Kirra?
-Chcieli bawić się tą wielką rybą, kiedy opiekun nie patrzył przez chwilę. – Odpowiedział Michael- ALE to nie była wina pana Rufusa! Proszę wujku, nie rób mu krzywdy. On się stara, a wiesz jacy są Kirra i Nelo.
-Tak, tak. Wiem. – Wstał i otrzepał nogi z piasku. – Dobra maluchy, idźcie teraz do obozu, do Gilliana. Krasnolud was zaprowadzi. Turric! – Zawołał do krasnoluda. – Odeskortuj dzieci do obozu. Mają go nie opuszczać.
-Tak jest!-

Małolaty od razu posłuchały Mobiusa i popędziły wraz z krasnoludem z powrotem do obozu. Kilka chwil później przyleciała z powrotem ryba, jednak gdy otworzyły się metalowe drzwi, to nie widzieli wewnątrz nikogo.

Rufus, Ika, Nelo i Kirra. Wszyscy musieli być już na tamtej wyspie. Bez zwłoki weszli do środka i po kilku nieudanych próbach uaktywnienia pojazdu zdołali ruszyć w stronę niezbadanej wyspy. Pojazd zatrzymał się niesamowicie gwałtownie, mieli szczęście, że się nie wypadł z swojego „powietrznego toru”.

Na plaży znaleźli Rufusa i Ikę, leżących obok kolejnego pojazdu, który był rozbity. Musiał być uszkodzony.

Wszyscy


Mobius od razu wybiegł z pojazdu zobaczyć, co się stało.
-Wygląda na to, że nie znaleźliście jeszcze Nelo i Kirrę. – Podniósł leżący w piasku rewolwer. Na ten widok Rufus o mało nie dostał zawału serca. Mag podszedł do opiekuna i spojrzał mu prosto w oczy. – Masz szczęście, że dzieciaki się za tobą wstawiły. Wiem jacy są Kirra i Nelo, więc nie dziwię się, że tak to się potoczyło. – Podniósł do góry broń. – Nawet nie myśl, by skierować to w moją stronę. – Oddał mu broń. – Ja jestem szybszy niż taka kula. Poza tym macie iść z nami na zwiady i poszukiwania dzieciaków. Rufus, Ika. Z rozkazu Quiestusa macie iść teraz ze mną oraz Ninerl i Janosem. Mamy znaleźć dzieciaki i nie wrócimy, dopóki nie skończymy zadania. Idziemy! I pamiętajcie, jeśli już teraz nie znaleźliśmy ich, to znaczy, że się przestraszyły i uciekły gdzieś dalej. Musimy uważać na to coś, czego mogłyby się przestraszyć.-


..................................................................

Nowa mapa ;]
Strzałka wskazuje kierunek, gdzie znajduje się zamek w dżungli.


Obrazek
..................................................................



1.
Jak rozejrzeć się po okolicy to widać było, że są na małej plaży otoczonej przez pionową skalną ścianę z wejściem do ciemnego tunelu na północnym zachodzie oraz morzem na południu i południowym wschodzie. Naprzeciw miejsca, gdzie zatrzymała się „ryba” Janosa, Ninerl i Mobiusa leży zagrzebany od silnego uderzenia w piasek kolejny pojazd, prawdopodobnie ten, którym przybyli Rufus i Ika.

2.
Przechodząc przez tunel czuli pod stopami luźne kamyczki oraz lekką warstwę klejącego się błota, do tego coś „pękało” pod ciężarem nóg. Janos rzucił zaklęcie iluminacji, dzięki czemu pojawiło się trochę światła. Okazało się, że poza kamykami w błocie wije się dużo grubych robali wielkości kciuka.

3.
Gdy wyszli z tunelu trafili prosto na małe wzniesienie, dające wgląd na rozciągającą się daleko przed nimi niesamowity las tropikalny, który wręcz tętnił życiem. Słyszeli małpy, ptaki, czasami jakiś ryk prawdopodobnie pochodzący od dzikiego zwierzęcia. Czuli niesamowitą gamę zapachów, które niósł ciepły, równikowy wiatr. Słońce grzało niemiłosiernie i raziło w oczy. Widzieli z tego miejsca kilka wyróżniających się z otoczenia miejsc. Pierwsza była duża latarnia skonstruowana z dużych bloków szarego kamienia wzmacnianego metalowymi prętami. Wejściem do latarni były duże drewniane drzwi, które widocznie teraz przeżarły korniki. Dalej na północ od latarni były ruiny czegoś, co całe wieki temu musiało być jakąś wsią (4), teraz to tylko obrośnięte różnorodną roślinnością sterty gruzu. Dalej, prawdopodobnie kilka kilometrów w głąb dżungli, znajdowała się masywna budowla, prawdopodobnie zamek, która wydawała się najmniej naruszona przez ząb czasu, jednak z tej odległości nie mogli zobaczyć zbyt dużo.

Obrazek

Ruiny wioski były nawet sporawe, wszędzie były resztki antycznych naczyń, słojów i urn. Na ścianach widać było podłużne, równoległe ślady wykonane zapewne jakimś ostrym narzędziem… albo szponem. Wewnątrz zrujnowanych domostw byli świadkami smutnego widoku. Kości leżały na wpół zakopane w pyle. Wiedzieli co to mogło być. Matki trzymające swe dzieci w uścisku, żołnierze broniący swych rodzin, ludzie uciekający przed pogromem. Ninerl rozpoznała od razu, że te kości należały do Eldarów.
W wiosce nie znaleźli dzieci, przenieśli poszukiwania do wieży.

5.

Konstrukcja była ogromna i górowała nad okolicą niczym iglica ustawiona jako monument dawnej świetności. Wieża była niesamowita, lecz był w niej kilka niepokojących szczegółów. Po pierwsze wszelkie szyby były pokryte czarną farbą, lub czymś innym co nie przepuszczało do środka promieni słonecznych. Poza tym wejście – mimo iż drzwi leżały wyważone i praktycznie zjedzone przez korniki tuż obok – było zakryte prostymi deskami i lianami. Odkrycie przejścia trochę trwało, ale nie było większym problemem.

Wewnątrz latarnia była wypełniona mrokiem. Ciszę zakłócał jedynie szum morza, który teraz wydawał się dziwnie odległy. Janos wraz z Mobiusem wkroczyli pierwsi.
-Janos, światło. – Odezwał się cicho Mobius.
Zaklinacz wykonał polecenie i rzucił zaklęcie iluminacji. Wieża od razu wypełniła się bladym światłem zaklęcia. Budynek miał wewnątrz schody prowadzące na góre, oraz kilka mebli: rozsypujące się łóżko, którego materac był cały przeżarty przez grzyb i pleśń; szafkę z rozwalonymi drzwiczkami i połamanymi półkami, drewno było już od dawna wypaczone. Poza tym leżało ty wiele pustych fiolek i butelek różnego koloru oraz stół z połamanymi nogami, obok którego leżało pełno połamanego szkła oraz poskręcanych metalowych części, prawdopodobnie aparatura alchemiczna. Na schodach leżał szkielet, którego pozycja była dziwna. Jego prawa ręka była wyciągnięta w górę schodów, jakby chciała czegoś sięgnąć, druga trzymała stary, złamany i zardzewiały sztylet oraz gnijące resztki jakiejś księgi. Nad szkieletem było coś wyryte w staro eldarskim alfabecie:

”Arhim…”

Słowo nie zostało dokończone.

Na szczycie latarni wszystkie szyby były albo zakryte albo zamalowane czarną farbą, lub inną substancją. Na środku pokoju znajdowała się wielka czara, która kiedyś musiała swym płomieniem rozjaśniać mroki okolicy. Całą czarę otaczał pentagram, który zajmował prawię połowę pokoju. Wzór zachował się w idealnym stanie, cały z lekko zaśniedziałego złota ukazujące kształty wykonane ręką mistrza.

Obrazek

Nagle, gdy wszyscy znaleźli się w pokoju nastąpiło kilka niespodziewanych rzeczy. Najpierw czara rozbłysła ogromnym płomieniem, którego zimne, niebieskie światło zalało pomieszczenie. Drużyna miała wrażenie, że od tego dziwnego, nienaturalnego ognia cienie tylko się pogłębiły, dając wrażenie, że ściany, podłoga i sufit zniknęły z egzystencji. Mieli wrażenie, że pęknięcia w szybach i ścianach to gwiazdy, które nagle pojawiły się na świeżo zmaterializowanym, czarnym niebem. Pentagram zalśnił, jakby jakaś niewidzialna ręka wyczyściła brud i sadzę z jego powierzchni, przywracając mu jego dawną, idealną świetność.

Wtem, obok czary pojawiła się kupa ziemi i kamieni, z której powoli wyłaniała się pusta zbroja bez hełmu. Pancerz z ciemnego brązu rozciągnął się, jakby został zbudzony z długiej drzemki, nawet bez czegoś, co miałoby służyć mu za głowę wydawał się niesamowicie wielki. W jego dłoni pojawił się niebieski kijek, długi na pół metra. Z czubka kija nagle zaczęła wyciekać biała masa, przypominająca glinę. Zaczęła się zlepiać i kształtować, aż przybrała formę prostej maski, przedstawiającą ludzką twarz, która nie wyrażała żadnej emocji. W teatralnym geście, pancerz ustawił maskę tam, gdzie powinna być głowa zagadkowej istoty.

Nagle, usta na masce rozchyliły się, usłyszeli głos, piękny głos. Dźwięczny i melodyjny. Nie byli w stanie rozpoznać, czy należy do kobiety, czy mężczyzny. Miał w sobie radość i wywoływał miłe uczucie, ale zarazem był ponury, spokojny i smutny aż tak, że nie wiedzieli jak reagować.

Zagadkowy nieznajomy odezwał się.

-Witam. -

Obrazek
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Sergi »

Janos Nowyer i Ninerl Taar Aszish

Ninerl skinełą głową na słowa lorda. Zabrała jeszcze tylko swój plecak i była gotowa do drogi.
Zachowie Moibiusa specjalnie jej nie zdziwiło, natomiast Quiestusa tak. Nie idzie ratować dzieci? Ninerl wiedziała, ze jej rodzice, jeśli tylko byliby w stanie i mogli, nie odpuściliby udziału w wyprawie ratowniczej. A zwłaszcza ojciec.
"Ciekawe. Lord jakoś się nie pali do ratowania. Możecie nawet zniszczyć....płaskorzeźbę.... Jaka łaska. Dziwne, gdyby dodał spalić miasto , to brzmiałoby bardzije prawdopodobnie, nieprawdaż drogi Janosie?" w myślach Ninerl pobrzmiewał delikatny ton ironii.

Nie jestem rad z tego ze jedynie on odbędzie rozmowę z Metamechanoid”- Zaklinaczowi nie podobał się sposób w jaki sytuacja się rozwinęła. Jego przemieszczenie uwagi Mobiusa było najwidoczniej zbyt drastyczne, teraz był skazany na kolejną niebezpieczna eskapadę... niestety jego ciało było zbytnio wymęczone wczorajszymi doznaniami. “ Psycho-magnetyczny kac, zabawna nazwa... zapewne się zgodzisz Ninerl?”- mag uśmiechnął się wychodząc z srebrnej wieży, podążał wciąż za sylwetka Mobiusa. - “ Mam nadzieje że nie masz żadnych planów na dziś wieczór moja droga?”- odwrócił głowę, kierując swój wzrok na eldarkę.

" Czyżby jakaś propozycja?" w myślach Ninerl pojawił się odpowiednik chichotu "A masz na myśli sny?" dotarło do Janosa za chwilę.

Mag uśmiechnął się, widocznie eldarka pogodziła się z faktem że będzie musiał znosić towarzystwo zaklinacza przez najbliższy czas. “ Odnośnie przyjemności pogadamy gdy już znajdziemy się odpowiednio daleko od tego miejsca.”- Janos widocznie przez chwile się nad czymś zastanawiał.- “ Miałaś kiedyś wrażenie, że podczas drzemki, która trwała kilka minut, to co doświadczyłaś podczas snu trwało kilka godzin?

"Tak jakby czas się skurczył? Zdarzało mi się, nie powiem. Ale do czego zmierzasz?" Ninerl wydawała się zaciekawiona.

Jest jeden sposób który pozwoli ci w pewnym stopniu wpływać na senne wizje.”- Sariel na ramieniu zaklinacza próbowała przyciągnąć jego uwagę, widocznie miała coś ważnego do przekazania jednak on jakby próbował ją ignorować.- “ Będziesz w stanie przemieszczać się po “sennych przestrzeniach”. Dzięki temu odkryjesz sens swoich wizji oraz łatwiej będzie ci pojąc ich znaczenie.”

Ninerl zastanowiła się przez chwilę. To było troche rozpraszające, iść i jednocześnie "rozmawiać", uważając na otoczenie. Zerknęła na coś o kształcie ryby- właśnie zatrzymało się na plaży.
"Brzmi to interesująco, więc cóż to za sposób? Słucham" Ninerl popatrzyła się na drugiego maga, by zobaczyć co tamten teraz zrobi. Chyba właśnie zamierzał wsiąść do tego czegoś.

Mag spojrzał z niepokojem na stalową rybę. Niczego tak nie pragnął jak ominąć to czego zaraz doświadczy na swojej własnej skórze. “ Nic nie jest takie piękne jakim się na pierwszy rzut oka wydaje. Ten “zabieg” niesie za sobą konsekwencje. Nie bez powodu żywe istoty nie przekraczają granic swych snów, świadomość wszystkich stworzeń jest w większości przypadków zbyt wątła aby pojąc złożoność podświadomości.

"Nie wymagam by było "piękne,", cokolwiek by to znaczyło. Jakie są to konsekwencje?" Ninerl usiadła w rybie, muskając palcami metal. To było zadziwiające, szkoda że Adrah tego nie zobaczy.

Jeśli coś się nie powiedzie to w najlepszym przypadku trafisz do swego własnego, małego raju.”- Janos uśmiechnął się, historia nabierała rumieńców z każda chwilą spędzoną w tym miejscu.-” Ciekaw jestem jak wygląda twoje elizjum Ninerl? “- mag wahał się przed wkroczeniem do ryby, coś widocznie go trapiło.

" Moja elizjum? Hmm...nigdy się nad tym nie zastnanawiałam. Ale wiem, ze musiało by być piękne, piękne kształtami natury i wibrujące muzyką, nie tą taką zwyczajną. Może by kazada istota śpiewała właśną pieśń?" dziewczna zamyśliła się na chwilę. Za moment odruchowo spojrzała na maga.
- Czemu nie wsiadasz? Mamy mało czasu....- musiała się od czas do czasu odezwać, by nie wyglądało to dziwnie.

Mam nadzieje że byłbym w stanie wydostać Cię z niego w razie potrzeby.”- Janos spojrzał na swoja Sariel, ona tak samo jak on wyglądała na bezradną w tej chwili. Zaistniała sytuacja i cena jaka musiał zapłacić za nadużycie magii były teraz niezwykle niezręczne dla maga. - Nie chciałem tego mówić ale wystąpił u mnie kac magiczny, a dokładniej psycho-magnetyczny... Będzie zabawnie jak dotrzemy na miejsce.
- Sam sobie na niego zasłużyłeś. Skoro jesteś magiem to powinieneś najlepiej wiedzieć, że nadużywanie daru mistycyzmu jest niebezpieczne. - Mobius odwrócił się i spojrzał na zaklinacza - i głupie.
Janos uśmiechnął się, ciekaw był jak Mobius ustosunkowałby się do sposobu w jaki on “nadużywa swego daru”.

- A jakie są jego..objawy?- Ninerl rzuciła spojrzenie Janosowi.

- Mam nadzieje ,że twoja kolczuga jest mało podatna na jego objawy... - mag mimo zawahania wkroczył do mechanicznej ryby. Mimo ścisku w jakim byli zaklinacz dość szczególnie przywarł do metalicznego konstruktu. “ Przez ten dzień jestem jak gigantyczny magnes, to znaczy ze przyciągam każdą rzecz wykonana z metalu...”- Zaklinacz mimo iż przywarł plecami do sciany ryby zachowywał pozytywne nastawienie. O dziwo na kolczugę eldarki zaczęła działać jakaś niewidzialna moc, najwidoczniej pochodząca od Janosa.

- Objawy?- dodała zdziwiona Ninerl. "Magnes? Świetnie. Nie mozesz coś z tym zrobić"? dziewczyna odsunęła się do maga jak nadalej. Kolczuga naparła na jej skórzaną kurtkę, a sama Ninerl miała wrażenie, że ciagnie ją w strone maga.

Jeśli mógłbym coś zrobić już dawno bym się tego pozbył”- Mag uśmiechnął się, metalowa ryba nie była idealnym środowiskiem dla istoty będącej teraz niezwykle namagnesowaną. “ Nie narzekaj moja droga, nie zapominaj że większość wczorajszej magii użyłem podczas spotkania z demonem.

" Tak, wiem" Ninerl westchnęła. "Ryba" przesuwała się nad powierzchnią morza. W końcu wylądowała. Ninerl wyskoczyła na plażę. A moment odwróciła się w stronę Janosa.
- Wyjdziesz sam?

- Jakoś dam radę, ale dziękuje za pamięć...- Janos po kilku nieudanych próbach w końcu był w stanie wydostać się z metalowego pojazdu.- Widzę że nie będziemy musieli szukać Iki i Rufusa...
Dwójka “opiekunów” wpatrywała się w nowo przybyłych. Niestety po dzieciach nie było śladu....

Ninerl chwyciła go za dłoń, za chwilę uświadamiając sobie, że nie może jej ot, tak oderwać.
- Niech to...- machneła dłonią. "Dlaczego ja zawsze musze mieć takie problemy?"

Janos tylko skinął, był wdzięczny za pomoc, choć nigdy nie spodziewał się otrzymać pomoc od kogoś pochodzącego z eldarskiej rasy. Los jest przewrotny, z tym musiał się zgodzić. “ Istotą śmiertelnym łatwiej zmagać się z problemami wraz z innymi, którym ufają... tak mówił mój nauczyciel.

"Teoretycznie tak, ale nóż w plecach zapewne jest mało przekonujący." Ninerl odruchowo wzruszyła ramionami.

Zaklinacz zaśmiał się w myślach, to co mówiła eldarka było najszczersza prawdą... chociaż jest to zarazem wyrazem samotności istot tak właśnie myślących.
Zablokowany