[WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

[WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: Artos »

[WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Przypomnienie podstawowych zasad i sprawy organizacyjne:

niach niach niach – tak piszemy co się dzieje
- niach niach niach – tak piszemy co mówimy
”nicha niach niach” – tak myślimy
niach niach niach – to co jest poza sesją

Wszelakie problemy, opinie i pytania dotyczące sesji i nie tylko proszę publikować w dziale rekrutacji w temacie sesji, a przy dogłębniejszych pytaniach dotyczących postaci proszę o kontakt na gg: 1692393 (czy jakoś tak :) )

Wspólne posty pisane przez dwóch lub większą ilość graczy mile widziana – przynajmniej szybciej będą przeprowadzane rozmowy a co za tym idzie nie będzie ponad kilkutygodniowych rozmów na forum.


Wszyscy:

Powoli świat zaczął się zmieniać. Powoli nad starym kontynentem zaczęły się zbierać ciemne chmury konfliktów. W Arabii już od pewnego czasu trwa konflikt między czterema Sułtanami walczącymi o dominację, a co za tym idzie i wielkie wpływy w całym regionie. Władcy tych jednak ziem zdają sobie sprawę, iż nadeszły czasy zmian i trzeba się otworzyć na światopoglądy dawnych przeciwników takich jak Imperium, czy chociażby Bretonia. Wielu już emisariuszy wyruszyło więc na północ by zdobyć wpływy poszczególnych mocarstw. Lecz to są konflikty dalekie dla większości obywateli starego świata. Nikogo jednak nie są wstanie poruszyć cudze problemy i cudze zmartwienia, gdy na własnym podwórku panuje głód wywołany tegoroczną suszą. Temperatury tego lata sięgnęły zenitu, przez co ceny wody pitnej nagle skoczyły do góry, przez co podrożało dosłownie wszystko na zasadzie łańcucha czy domino.
Znajdujecie się aktualnie wszyscy w Ferlangen. Każdego z was przywiała do tego miejsca inna rzecz, lecz mimo różnic wasze losy ponownie zostaną złączone w wielkiej sieci intryg losu i możnowładców.

Kitty Gared
Kolejne dni i kolejne interesy na szlaku między Middeheim a Erengradem przebiegały dość pomyślnie. Udało się twej rodzinie zarobić niezłą sumkę na aktualnie panujących na tych ziemiach wybuchach chłopskich rebelii, a jak wiadomo gdzie bunt tam i bron jest potrzebna, a Twoi rodzice nie mogli nie przepuścić takiej okazji. Jednakże w tym miejscu do którego dotarliście wczesnymi godzinami porannymi coś dziwnego się wydarzyło. Straże zatrzymały Twego ojca na wjeździe do Ferlangen, lecz nie ruszyły ani ciebie, ani też twej matki czy chociażby towarów jakie to mieliście na swym wozie, a było co zatrzymywać. Dziesięć pełnych zbrój płytowych, dwadzieścia rapierów czy chociażby piętnaście nadziaków to sam początek listy tego na czym chcielibyście zarobić. Biedne i przestraszone zostałyście w trakcie nieobecności głowy rodziny odeskortowane do karczmy, gdzie to pod nadzorem milicyjnym doczekałyście jego powrotu, jak również i zachodu słońca. Pomimo tak ponurego początku był on zadowolony. Okazało się, iż wjeżdżając do tego miasta dobiliście życiowego interesu i jesteście aktualnie pod protekcją księcia protektora tych ziem – Aleksandra Von Jugfreda, który to wykupił cały wasz zapas i złożył zamówienie na broń które śmiało można nazwać masowym. Sprawa wydawała się dziwna, choć po tak dobrej nowinie nikt z was się nie przejmował ani wcześniejszym zatrzymaniem ani nagłym ubiciem tak wspaniałego interesu. Postanowiliście świętować.
Tak oto trafiliście do karczmy. Twoi rodzice z powodu dość słabych głów szybko się upili i rośnie szybko zniknęli CI z oczu, co uradowało twą osobę gdyż w pobliżu kręciło się wielu przystojniaków i to nie najniższego stopnia wojskowego.

Alrik Ruffisson
Trop zabójcy twego ojca kończył na razie się w tym skromnym miejscu – na dworze księcia Aleksandra Von Jugfreda w Ferlangen. Przynajmniej wszystkie informacje wskazywały, iż jest to ktoś wysoko tu postawiony, mający nie małe wpływy na politykę północnej części Imperium. Lecz to były tylko bardzo mocno naciągane plotki. Takiej okazji nie można było jednak przepuścić szczególnie, że aktualnie stan Twego portfela nie przedstawiał się najlepiej. Zaciągnąłeś się więc do oddziału najemnego, mającego tłumić bunty chłopskie w tym rejonie. Dowódcą tego oddziału był dość nieprzyjemny i gadatliwy człowiek niskiego wzrostu i łysej głowie, którego wszyscy nazywali Krukiem. Ksywka ta podobno pochodziła od wyglądu jego herbu rodzinnego, na którym to na czerwono niebieskim tle widniała głowa kruka z profilu. Chciał nie chciał jednak teraz ten oto jegomość był Twym dowódcą i rozkazał wymarsz z miejskich baraków. W trakcie wychodzenia z miasta mijaliście w bramach kupców którzy zaraz potem zostali zatrzymani, lecz nie zdziwiła nikogo ta sytuacja – ot, pewnie kolejni przemytnicy na tutejszy jakże chłonny rynek zbytu. Po całodniowym patrolu po okolicach, które to już patrolujecie z dwunasty raz po Twym przybyciu w te okolice, znasz te tereny niemalże jak własną kieszeń, a przynajmniej cały obszar 10 kilometrów wokół murów miejskich. Dzień jednak dobiegał końca i powoli zaczęło Cię już nudzić życie najemnika księcia, lecz myśl o najbliższej wypłacie która będzie już za dwa dni raduje twe serce, gdyż w dniu wypłaty macie udać się do jaśnie oświeconego Aleksandra Von Jugfreda, który to własnoręcznie ma wam ją wręczyć. Jest jednak na razie dopiero wieczór i masz trochę wolnego czasu. Postanowiłeś więc udać się do pobliskiej karczmy, z paroma kompanami tamtejszego wystarczająco dobrego jak na Twe wyczucie piwa.

Kristoff Meissel
Zbliżała się powoli noc i wasz oddział w końcu po długiej drodze z Hochsleben, gdzie wykonywał jedno z wielu pomniejszych zadań, dotarł do Ferlangen. Sprowadziły was w te strony dwie rzeczy. Pierwszą z nich było ważne zawiniątko, jakie mieliście dostarczyć burmistrzowi tego miasta, a druga to fakt, iż ostatnie wasze dokonania dały Twemu oddziałowi wspaniałą reputację, przez co książę Aleksander Von Jugfred postanowił wynająć was, byście wsparli jego małą wojenkę z pobliskimi rebeliantami. Ot robota jak każda inna, nic nowego. Po dojechaniu do siedziby Gildii kazałeś zwyczajowo już rozkulbaczyć konie i zająć już wcześniej ustalone miejsce w koszarach miejskich zgodnie z umową jaką gildia podpisała z księciem. By zwiększyć morale swych ludzi dałeś im również po wykonaniu tych prac wolne do jutrzejszej musztry.
Samemu jednak nie towarzyszyłeś im. Musiałeś załatwić kilka spraw, przede wszystkim zameldować się, ustalić termin wizyty z burmistrzem Ferlangen ze skrybą Gildii, dostać zapłatę za ostatnio wykonane zadanie i tak dalej i tym podobne, czyli wszystkie te standardowe procedury, które o tak późnych porach doprowadzały Cię do mdłości. Może i byłeś w dobrej gildii, która miała obszerne kontakty i dobrze opłacane kontrakty, lecz biurokracja w niej sięgała czasem szczytów wszystkiego. Tak też po czterech godzinach i złożeniu wstępnych raportów masz wolne do końca dnia. Jak zwykle jednak już jutro w południe musisz się tutaj wrócić po dalsze wytyczne co do przesyłki, zapłaty za dostarczenie jej, nowego kontraktu od księcia i być może przyszłego awansu, jeśli nawet nie twojego to przynajmniej prestiżu całej grupy.

Przepraszam za opóźnienia – problemy techniczne :(
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: Ouzaru »

Kitty

Interesy szły dobrze, a rodzice zadbali, by tego wieczora miała pełną sakiewkę. Czy raczej ona o to zadbała robiąc słodkie oczy do taty, który nigdy nie był w stanie jej odmówić. Nie zawracała sobie swojej ślicznej główki problemami oraz tajemniczym zatrzymaniem ojca, w końcu to nie była jej sprawa. Tak czy inaczej... po zamówieniu odpowiednich napitków starzy wymiękli i Kitty mogła się w końcu zabawić. Fakt faktem, ją także już trochę chwyciło, ale jeszcze się dzielnie trzymała. Pionem ciężko to było nazwać, ale ważne, że się nie przewracała. Jeszcze.

Zabrawszy kielich ze swojego stolika, przeszła się chwiejnym krokiem w stronę grupki kilku zbrojnych, którzy rozprawiali o czymś podekscytowanymi głosami. Już na pierwszy rzut oka widać było, iż nie ma przy nich dowódcy. Uśmiechnęła się, to bardzo dobrze!
Kiedy mijała jednego z - jak zgadywała i przypuszczała - najemników, poczuła, jak czyjaś ręka ląduje na jej pośladku. Niby to się zachwiała, niby to mężczyzna ją asekurował... koniec końców zupełnie przypadkowo wylądowała na kolanach jakiegoś dobrze zbudowanego przystojniaka.

- Hmm... - zmierzył ją wzrokiem, uśmiechając się lekko.
Wyglądała na młodą osóbkę, mogła mieć z dwadzieścia lat. Ubrana była w ciemnozielone, mocno obcisłe spodnie, wysokie buty i luźną, jasną koszulę z dużym dekoltem. Jej szyję zdobił prosty wisiorek - ot, zwykły kamyczek na rzemieniu. Oczy, którymi się teraz niewinnie wpatrywała w mężczyznę, miała wściekle zielone, niczym wiosenna trawa. Włosy z kolei były koloru słońca i falami niesfornych loków opadały jej aż za łopatki. Rozbrajający, dziewczęcy uśmiech intensywnie malinowych ust oraz lekki rumieniec, przyprawiły już niejednego o szybsze bicie serca.
- Hmm? - spojrzała się pytająco, kiedy zakończył oględziny.
- Może się pani przysiądzie? - zapytał, a jego uśmiech poszerzył się znacznie.
- Już się przysiadłam - odpowiedziała.

Dotknęła czołem do jego czoła i chwilę wpatrywała mu się w oczy. Nie był jakiś zachwycający, ale zły też nie. Zsunęła się niżej na jego udach.
- Och, rękojeść twojego miecza mnie uwiera - zachichotała wiercąc się pośladkami na jego nogach.
- To nie rękojeść, panienko! - ryknął jeden z jego towarzyszy i cały stolik wybuchnął śmiechem.
Co się dalej działo, pamiętała jak przez mgłę. Polały się mocne trunki, kilka razy się przesiadała i jakoś nikt nie mógł jej dostawić krzesła, więc ciągle musiała komuś siedzieć na kolanach. Potem ktoś rzucił propozycję, że można by się wykąpać, a w koszarach jest taka wielgachna balia, że spokojnie się wszyscy pomieszczą. Pomysł wydał jej się przedni, poza tym uwielbiała nocować z najemnikami. Liczyła, że i tym razem załapie się na noc w koszarach. Jak szaleć, to szaleć!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: Deadmoon »

Kristoff Meissel

Papierkowa robota. Kochał ją. Chwilami biurokracja związana z pełnieniem obowiązków dowódcy oddziału powodowała, że miał ochotę rzucić to w cholerę i oddać się przyjemności samotnej jazdy wzdłuż imperialnych gościńców. Na szczęście chwile te mijały równie szybko jak się zjawiały. Kristoff cieszył się ze swego obecnego życia i nie chciałby go zamienić na żadne inne. Czuł się spełniony, doceniony, pełen poczucia misji. Wrzała w nim ambicja i obsesja na punkcie zapisania się nazwiskiem na chwalebnych kartach historii.

Po złożeniu raportu mężczyzna wybrał się na spacer po mieście. Odwiedził kaplicę Sigmara, pozostawiając w ofiarnej misie kilka miedziaków. Niby drobiazg, ale dawał mu poczucie spełnienia powinności względem bóstwa. Oddał pancerz do czyszczenia, sam tymczasem udając się do balwierza. Następnie zakupił na miejscowym kramie czystą koszulę i bieliznę. Obecna po męczącej podróży zdecydowanie kwalifikowała się do natychmiastowej wymiany.

Spacer po mieście zakończył wizytą w jednej z sąsiadujących z koszarami knajp. Nie lubił nadużywać alkoholu, bardziej cenił jasność umysłu i zdolność do szybkiego podejmowania decyzji. Ale dzisiaj, pierwszy raz od ponad tygodnia mógł sobie pozwolić na bezstresowy wypoczynek. Wobec tego nie planował siedzieć o suchym pysku, lecz zaraz po wejściu do lokalu zamówił kufel korzennego piwa, które postanowił zagryźć misą parującej kaszy ze smalcem i gotowaną kapustą z pieprzem. Jako że wieczór dopiero zaczął się zbliżać, karczma o tej porze była jeszcze względnie pusta. Ot, siedział tam sobie jakiś cichy jegomość, niedaleko obok cieśla w przybrudzonym fartuchu, tłusty kupiec, swoimi czterema literami zajmujący dwa miejsca na ławie, kilku wymoczków i tuzin bezbarwnych przedstawicielu miejskiego plebsu, przepijających z trudem zarobiony (lub ukradziony) grosz. Nie zabrakło też zbrojnych po służbie, wśród których Kristoff wypatrzył dwóch żołnierzy ze swojego oddziału: Albrechta i Gustava. Obaj zerwali się do zasalutowania swojemu dowódcy, lecz mężczyzna gestem dłoni nakazał im spocząć. Bądź co bądź mieli wolne, ten wieczór należał do nich i Kristoff nie zamierzał ich specjalnie ograniczać. O ile zachowywali się rozsądnie i nie przynosili ujmy na honorze oddziału i samej Gildii.

Skinął podwładnym głową z uśmiechem i zajął miejsce przy niewielkim stoliku pod ścianą. Popijając piwo spoglądał kątem oka w ich stronę. Dostrzegł wtedy, że na kolanach Albrechta wygodnie usadowiła się młoda blondynka, wyraźnie zadowolona z faktu przebywania wśród grona zbrojnych. Jej towarzystwo równie bawiło męskie grono, jakże spragnione kobiecych wdzięków po forsownej przeprawie. Niemal pożerali dziewczynę wzrokiem, co przy jej zauważalnych walorach nie powinno nikogo zaskakiwać. Było w niej jednak coś dziwnego, coś niepokojącego, co sprawiało, że Kristoff popadł w zadumę, w zamyśleniu wlepiając w nią wzrok. Musiała to dostrzec, gdyż przez ułamek sekundy ich spojrzenia skrzyżowały się. Niespotykanie zielone oczy kobiety wzdrygnęły jego umysłem, niczym strzała przeszywająca nieosłonięte ciało, przywołując niespodziewanie mglistą sekwencję wspomnień.

Kristoff odwrócił wzrok, z zasępieniem wbijając go w poharatany blat stołu. Był pewien, że gdzieś już to niespotykanie zielone spojrzenie kiedyś widział. I myśl ta nie dawała mu spokoju.

Jak również fakt, że przez jego gapiostwo kasza prawie zdążyła wystygnąć.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: Artos »

Kitty
Zabawa w karczmie nie trwała długo. Zresztą nie musiała. Perspektywa szalonej nocy i dobrej zabawy w koszarach szybko uderzyła jej do głowy i zanim się obejrzałaś, już wylądowałaś z nimi w wannie na terenie koszar miejskich. Taplała się ona tam przez parę ładnych godzin w towarzystwie ciągle to owych żołnierzy. Tak przy 6 straciła rachubę, co w sumie niezbyt ją martwiło. Jednak ilość alkoholu jaką tam spożyła zrobiła swoje. W końcu straciła przytomność, a gdy o poranku wstawała miała niewyobrażalnie wielkiego kaca, nie wspominając już o tym, że niektóre miejsca ojej ciała również były ładnie „wyrobione”. Gdy tak wstawała, a raczej próbowała niezgrabnie to robić w pomieszczeniu nie było już nikogo, kto mógłby jej pomóc chociażby przynosząc szlakę wody. No może oprócz jednego żołnierza, który siedział wpatrzony w nią ze zdziwieniem.

Kristoff
Niewiele po wyjściu kompanów się działo, ot zwykły spokojny wieczór. Następnego jednak poranka po standardowej musztrze i odprawie podbiegł do Kristoffa goniec z wiadomością, którą to wręczył mu do rąk i szybko pobiegł gdzieś dalej. Widać było, że w jego torbie było jeszcze mnóstwo innych zwojów do rozniesienia. Tak czy inaczej z wolna otworzył swą wiadomość i z wolna zaczął czytać. Wynikało z niego, że ma natychmiast zgłosić się do Burmistrza, a w południe ma jeszcze pilne spotkanie w siedzibie gildii. Zaniepokoiło go to wezwanie, gdyż było oznaczone drugą najważniejszą (z dziesięciu) klauzulą ważności. Coś musiało się wydarzyć w kwaterze głównej, a to oznaczało, że utkwił najprawdopodobniej tutaj na dłużej.

Krung
Wiele przygód po wyruszeniu z „rodzimych stron' . Jednak nie o tym teraz mówić trzeba. Przez ostatni miesiąc przesiedział w Ferlangen, pięknego miasta północy, gdzie to z powodu braku, a może raczej przepicia ostatnich pieniędzy zaciągnął się do straży miejskiej. Robotę tą już znał a i warunki w imperium nie były najgorsze – no może prócz piwa. Jako zwykły szeregowy tego dnia miałeś dostarczyć pewną paczkę do siedziby lokalnej jednej z kilku działających na tym obszarze gildii najemników, czyli prosta i rutynowa robota. Gdy dotarł i doręczył przesyłkę miał mieć wolne i to go zgubiło. W pośpiechu poślizgnął się na schodach i lecąc w dół uderzył na pilnującego ich najemnika, którego to halabarda poleciała na kosztowną wazę, której odłamek trafił jednego z wyższych urzędników gildii. Dlatego też został Krung zamknięty w jednym z pomieszczeń gildii, a władze miejskie wyparły się go. Jak już się dowiedział później waza którą zbił kosztowała gidię dobrze ponad 50000 koron! Tak czy inaczej teraz czekał w swym areszcie na decyzje gildii.

Przepraszam Bob4s za pomyłkę ;) już to się nie powtórzy ;)
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
bob4s
Pomywacz
Posty: 33
Rejestracja: wtorek, 22 kwietnia 2008, 17:08
Numer GG: 796737
Lokalizacja: Centrum dowodzenia światem - Chorzów Batory

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: bob4s »

Krung

To co przeżył krasnolud w ostatnich miesiącach swego życia, nie napawało go optymistą. Wypędzenie z Nuln, potem khazadowi pomyliły się kierunki, były przygody z goblinami, trolami i inne mniej ciekawe rzeczy..

Krasnolud znajdujący się w areszcie nie należał do wybitnie przystojnych. Złamany nos, blizny, otarcia, specyficzny zapach - aż dziw, że przyjęto go do straży. Najwidocznie przyjęcie go, było poważnym błędem jego pracodawcy. Nawet na najprostszej robocie mu sie noga powinęła. A w końcu pięćdziesiąt tysięcy koron piechotą nie chodzi.

"Bardzo źle. Ale co ma Krung do tego idioty z halabarda" - pomyślał krasnolud siedzący na jednej z więziennych pryczy "przecież strażnik zniszczył wazę, a nie Krung, głupie człeczyny" .Krung pogłaskał się po jednym z czterech kruczoczarnych warkoczów na swej brodzie. Jego ciemne, niemalże czarne ślepia wpatrywały się w drzwi celi. Grubym niczym kiełbasa paluchem pogładził się po długiej, jasnej bliźnie przecinającej jego lewy policzek. Była to pamiątka po przypadkowym spotkaniu z jeszcze bardziej przypadkowymi ludźmi w najbardziej przypadkowym miejscu. Khazad schował swoją głowę w dłoniach. "Pieprzona katapulta, czemu Krung musiał się wystrzelić?". Przetarł oczy. Najbardziej niepokoił go fakt, że strażnicy schowali jego młot i tarczę, zabrali mu nawet te dwa sztylety i sakiew z ostatnia złotą koroną, która by najpewniej przepił. Cała sytuacja nie była za dobrze. Krasnolud poprawił swoją zbroję - złożoną z dwóch, żelaznych, półokrągłych naramienników i gęstej, mocnej kolczugi. Sapnął, dźwignął się trochę i puścił bąka.

Wykrzywiało mu żoładek we wszystkie strony. Nigdy nie czuł się taki głodny. "Nerwy?" -pomyślał krasnolud, wpatrując się w sufit. "Krung nie jadł.. dwie godziny"- krasnolud zrobił zdziwioną minę.
-Jeść!-wrzasnął, grubym głosem -Krung chce jeść!. Z nudów i nerwów zaczął dłubać paznokciami w resztce przegniłych zębów. Kruczobrody wstał z przyczy i podszedł do drzwi. Krasnolud nie był wybitnie wysoki, jak na swoją rasę. Jednak pod kolczugą ukrywał wybitnie rozbudowane ciało, jak na krasnoluda. Ręce wielkie, jak pnie drzew, zakończone silnymi dłońmi, stworzonymi do walki. 'Z Krunga zawsze była fajtłapa, głupi pośpiech'- pomyślał krasnolud i uderzył swą ręką w drzwi -Jeść!

"Głupie człeczyny"- pomyślał Kruczobrody i podrapał się wystającym pazurem z palca wskazującego, za uchem "zawsze winny jest Krung, chodźby nie wiem co by Krung zrobił"- khazad zmarszczył brwi. Puścił soczystą flegmę z nosa, która zawisła na ścianie "ochydne jak goblin.. i taki sam kolor", krasnolud uśmiechnął się, odsłaniając przegnite resztki uzębienia.
koks, wódka, dziwki.. i inne rozrywki ;-)
MG- (WFRP) ZEW
Krung Skorrunson-(WFRP) Objawy Nienawiści
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: Deadmoon »

Kristoff Meissel

Poranek powitał go lekkim bólem głowy i uczuciem suchości w ustach. Otworzył okno w swoim pokoju i zaczerpnął świeżego powietrza. No, prawie świeżego, gdyż odór ulicy niemal powalił go z nóg. Po krótkiej chwili inhalowania ubrał się i udał do jadalni. W spokoju skonsumował posiłek i udał się na odprawę.

Tak jak się spodziewał, jego podwładni nie wyglądali na specjalnie wypoczętych. Przekrwione, podpuchnięte oczy i blade twarze świadczyły o wyczerpujących czynnościach, jakie były ich udziałem minionej nocy. Cóż, mieli wolne, więc wykorzystali je wedle uznania.

Po zakończeniu wyjątkowo oszczędnej musztry, Kristoff postanowił udać się na chwilę do swojej kwatery. Drogę zastąpił mu jednak goniec, wręczając, jak się okazało, bardzo ważną wiadomość. Po lekturze depeszy mężczyzna wygładził mundur, dosiadł konia i udał się czym prędzej na spotkanie z burmistrzem. Bardziej od tej wizyty obawiał się jednak odprawy w siedzibie Gildii. Takie nagłe wezwanie nie oznacza zazwyczaj niczego pozytywnego. Z ledwością udawało mu się ukryć lekkie poddenerwowanie.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: Ouzaru »

Kitty

Cóż to była za szalona noc! Szczegół, że ponad połowy nie pamiętała, ale miała przeczucie, iż było całkiem miło i przyjemnie. Szkoda tylko że poranki nigdy do takich nie należały... Z trudem wstała, nogi jej się trzęsły i odmawiały posłuszeństwa, różne dziwne zakamarki ciała pulsowały nieprzyjemnie.
- Bogowie, jakby mnie cały oddział najemników przel... eee... W sumie - pomyślała na głos zbierając swoje ubrania.
Co się nachyliła, głowę rozsadzał jej paskudny ból i zbierało się dziewczynie na wymioty. Nie widząc innej możliwości, usiadła i zaczęła się ubierać na siedząco.

Dopiero po chwili zauważyła jakiegoś mężczyznę, który siedział na ławeczce i przyglądał się jej poczynaniom. Wyglądał na zdziwionego? Nie była w stanie określić, co te jego duże oczy oznaczają i w sumie mało to ją obchodziło.
- Ty, co się tak gapisz, co? Gołej baby żeś nie widział? - burknęła, spoglądając na niego ostro. - Jeśli na coś liczysz, to się spóźniłeś. Zmiataj.
Zabawne, ale nawet dźwięk własnych słów uderzał w jej głowę niczym oszalały halfling patelnią. Jęknęła cicho, jakoś się ubrała i wstała niepewnie.

- Jeszcze tu jesteś? Czego chcesz? - warknęła, podchodząc do mężczyzny.
Nie przypominała sobie, żeby go wcześniej widziała, ale nie dziwiło to Kitty, gdyż niewiele pamiętała z poprzedniej nocy. Zakręciło jej się w głowie i tylko szybka reakcja nieznajomego uratowała ją przed upadkiem. Wzięła kilka głębszych wdechów, by nie zwymiotować na niego i uśmiechnęła się lekko.
Była trochę zła, że towarzysze nocnej zabawy ją tak - dosłownie - wykorzystali i zostawili. Mogli chociaż... eee...
- Bogowie, moja głowa... - jęknęła cicho.
W takim stanie nie mogła logicznie myśleć, choć wątpliwym było, by kiedykolwiek umiała.


Myślałam o jakimś dialogu, jak się pojawisz na necie, to się odezwij. W tej chwili niewiele więcej mogę odpisać, a nie lubię lać wody.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: Artos »

Kristoff Meissel
Gdy Kristoff dojechał do burmistrza spotkała go niemiła sytuacja. Przed jego siedzibą doszło do walki między jakąś grupą biedoty a strażą miejską. Nie zwracając na to uwagi wszedł do środka. Tam też od razu w drzwiach został przywitany przez burmistrza, który jak gdyby nigdy nic zapytał:
- Masz to?
Zastanowiła go ta stanowczość i zainteresowanie. Cóż jednak można było począć? Sprawy w Gildii były dużo ważniejsze. Dał więc mu zawiniątko w drzwiach, by jak najszybciej to skończyć. Burmistrz szybko rozwinął zawiniątko i zajrzał w nie. Kątem oka udało Ci się dostrzec jakiś szarawo srebrny pył delikatnie z delikatną poświatą. Nie zdążył Meissel się jednak zbytnio przyjrzeć całej tej sytuacji gdyż burmistrz szybko zwinął zawiniątko i klasnął. Podszedł jeden ze służących z dwoma workami.
- Oto twa zapłata. Zapłata dla Gildii zostanie dostarczona za chwilę.
Spojrzał na reakcję najemnika.
- Przepraszam za takie przyjęcie. Niestety mamy tu ciężką sytuację. Zresztą widział pan co tu się dzieje.
Wskazał za drzwi.
- Pozwolisz, że Cię teraz opuszczę. Mamy tu tyle pracy w związku z rebeliantami.
Delikatnie się ukłonił i odszedł. Sytuacja wydawała się co najmniej dziwna. Dosłownie zero kultury i dworskich obyczajów. Kristoff nie miał zbyt wiele do robienia już w tym miejscu więc skierował się do wyjścia. Wychodząc zobaczył tylko kilka chyba martwych już osób leżących na zimnym bruku ulicy. Walka rozgorzała na dobre. Z części uliczek wyszły posiłki straży miejskiej. Twierdząc, że to nie jego interes szybko ruszył w stronę siedziby Gildii. Tam już został przywitany godnie. Majordomus przywitał go u progu i zaprowadził do rejonowego dowódcy. Doszło tam też do standardowych powitań, wymiany uprzejmości między wami. Gdy zakończyły się już te uprzejmości lokaj polał wina czerwonego i podał wam. Dowódca nawet poczęstował Cię cygarem i z wolna zapytał
- Pewnie jesteście zmęczeni. Wiem jak burmistrz Jugenbaum potrafi być gadatliwy. Lecz mniejsza o niego samego. Jak przebiegła misja?

Kitty
Mężczyzna nic nie mówiąc spokojnie spoglądał jak się ubiera białogłowa przed nim. Raczej nie roiło to na nim wielkiego wrażenia. Zdawało się, że i tak co miał zrobić to zrobił. Gdy tylko dokonała tej czynności zaczął się do niej zbliżać i chwytając ją za jedną dłoń o mało nie wywrócił. Jęknęła tak z bólu jak i z powodu męczących ją nudności pojawiających się tu i ówdzie przy okazji jakiegokolwiek ruchu.
- Idziesz ze mną. Nie masz prawa krzyczeć, gryźć, kopać, stawiać oporu i mówić cokolwiek. Złamałaś regulamin tych koszar i za to musisz być ukarana. Nie wolno cywilom przebywać w tym miejscu bez opieki osoby upoważnionej.
Spojrzał na nią z wyrzutami sumienia.
- Niestety takie są przepisy. Nic na to poradzić nie mogę. Ponieważ jednak to jest budynek należący do gildii, zostaniesz przez nich osądzona i zostanie na tobie wykonany wyrok.
Gdy tylko skończył mówić swymi silnymi ramionami przerzucił ją przez bark i wyszedł z budynku. Kierował się w kierunku dużego budynku tuż przy koszarach. Jak się domyśliła pomimo bujania i nudności, nie wspominając już o obolałym ciele, prowadzi ją do siedziby gildii. Tam też wrzucona została na ziemie do pomieszczenia, gdzie już jakiś krasnolud ciągle wrzeszczał o żarcie.
- Masz i se ją zjedz baranie
Powiedział rzucając ją na ziemie i szybko zamykając za sobą drzwi.

Krung
Po dziesięciu może minutach darcia ryja w końcu drzwi się otworzyły i zobaczył tylko jak przez krótką chwilę pojawił się człowiek z damą na ramieniu, którą rzucił o ziemie.
- Masz i se ją zjedz baranie
Może i chamski był jego głos, lecz zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć na tą sytuację człowiek ten szybko wyszedł zostawiając niewiastę jemu. Gdyby nie stan jej który wskazywał na nie tylko ostre picie poprzedniej nocy byłaby niczego sobie. Niestety wszystkie wspomnienia poprzedniej jakie odcisnęły na niej piękno powodowały, że nawet najbardziej zdesperowany osobnik płci męskiej by nie był nią zainteresowany. Oczywiście pod warunkiem, że nie byłby zielonoskórym osobnikiem.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
bob4s
Pomywacz
Posty: 33
Rejestracja: wtorek, 22 kwietnia 2008, 17:08
Numer GG: 796737
Lokalizacja: Centrum dowodzenia światem - Chorzów Batory

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: bob4s »

Krung

Krasnolud podrapał się znacząco po głowie. "I czym Krung ma ja zjeść jak ten głupi człeczyn Krungowi nawet łyżki nie dał". Khazad przyjżał się skacowanej kobiecie, postanowił, że lepiej będzie się odezwać, niż patrzeć się na nią i w myślach robić widelec z swego łożyska.
-Nazywam się Krung dzieweczko- krasnolud uśmiechnął się pokazując resztki, przegniłych zębów. Za co tu jesteś?- Spytał się możliwe najmilszym glosem dla ucha.

Sam już nie wiedział co pocznie. Ma tu siedzieć i kwitnać wraz z tą skacowaną dzieweczką? Cóż to za życie. Sam pytal siebie w duchu ile tu jeszcze zostanie. Usiadł na pryczy i oparł się o ścianę. -Boli Cie coś?- Spytał jeszcze.
koks, wódka, dziwki.. i inne rozrywki ;-)
MG- (WFRP) ZEW
Krung Skorrunson-(WFRP) Objawy Nienawiści
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: Deadmoon »

Kristoff Meissel

Mężczyzna spojrzał z zaciekawieniem na zajście przed siedzibą burmistrza. Ci ludzi musieli być popchnięci do takiej ostateczności, pomyślał, przyglądając się z pewnym niesmakiem, jak straż brutalnie tłumi zamieszki. Jako wojskowy rozumiał potrzebę bezwzględnego zachowania porządku, jednakże nie oznaczało to aprobaty dla drastycznych środków prewencji.
- Czy tutaj często dochodzi do podobnych wystąpień? - zapytał jednego ze zbrojnych, asekurującego swoich towarzyszy. Strażnik spojrzał się dziwnie na Kristoffa i obojętnie wzruszył ramionami. Meissel parsknął nerwowo, po czym wszedł do budynku siedziby burmistrza.

Zachowanie wysokiego urzędnika zbiło Kristoffa z tropu. Spodziewał się raczej bardziej ciepłego, nawet kosztem oficjalnej etykiety, przyjęcia. Dziwny pośpiech burmistrza, sposób w jaki się wyrażał wydawały się żołnierzowi cokolwiek tajemnicze. Niedyspozycja? Choroba? Kto wie? Do tego ten dziwny proszek...
"Nie, to nie moja sprawa. Zrobiłem swoje, reszta mnie nie obchodzi" - zmitygował się w myślach.
- Dziękuję, panie - odparł grzecznie bardzo oficjalnym tonem, skłonił się i opuścił gabinet burmistrza.
Po wyjściu z budynku spojrzał smutno na usuwane z bruku zwłoki kilkorga protestujących. Zamieszki przybierały na sile, sprawa chyba była bardziej poważna, niż mogłoby to się z początku wydawać. Jednak nie jego zadaniem było dbać o porządek w mieście, straż powinna dać sobie z tym radę. Pospiesznym krokiem opuścił niebezpieczną okolicę, udając się w stronę siedziby Gildii.

Znalazłszy się na miejscu, Kristoff podziękował dowódcy jednostki za poczęstunek. Usadowił się wygodnie w fotelu, zaciągnął cygarem i odparł:
- Właściwie to nic specjalnego się nie wydarzyło. Ot, graniczne przepychanki. Tuzin spalonych wiosek, zniszczone dwa młyny, farbiarnia i spalona manufaktura, nieduże straty w cywilach. Typowe dla takich potyczek. - Kristoff wypowiadał te słowa spokojnie, jak gdyby składał oficjalny raport z przebiegu misji. Nawykł już do tego typu przemówień, więc słowa same układały się w zdania. - Tak czy inaczej cieszę się, że mamy chwilę odpoczynku. Chłopcy dali z siebie wszystko i skutecznie wypełniali rozkazy Gildii. Osobiście o to zadbałem. Teraz należy im się parę dni odpoczynku. Chyba że organizacja ma co do nas nieco inne plany?
Spojrzał wyczekująco na dowódcę, po czym wtrącił.
- Chodzi o ten cały pośpiech. Czy coś poważnego się stało? - Ponownie zaciągnął się cygarem i popił łykiem wina. - A co do burmistrza - nie, nie był gadatliwy. Wprost przeciwnie, poświęcił mi nie więcej jak dwie minuty. Sprawiał wrażenie... poddenerwowanego. Ale co ja tam mogę wiedzieć, pan zna go lepiej, więc pewnie nie ma czym się przejmować. - Zaśmiał się nerwowo, starając się zmienić temat. Jednakże przed oczami stanęły mu obrazy sprzed budynku siedziby burmistrza. - Bardziej niepokoją mnie te zajścia na ulicach. Osobiście byłem świadkiem, jak straż brutalnie pacyfikowała rozwścieczony tłum. Co tych ludzi mogło doprowadzić do takiego wybuchu?
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: Ouzaru »

Kitty

Lądowanie było twarde, bolesne i wyjątkowo nieprzyjemne. Jęknęła cicho. Całą drogę nie odzywała się, gdyż przypuszczała, że po otworzeniu ust po prostu zwymiotuje mu na plecy. Z trudem podniosła się i masując obolałe pośladki, zaczęła wykrzykiwać za odchodzącym żołnierzem.
- Przecież nie byłam tam sama! Było tam z pół tuzina upoważnionych osób! A to że rano wyszli i mnie nie obudzili, to już ich wina, a nie moja! Banda baranów! Zamiast mózgu macie same mięśnie, cholerni wykorzystywacze! Niech tylko moi rodzice się o tym dowiedzą, to nic nie pohandlujecie!

Splunęła za mężczyzną i odwróciła się w stronę krasnoluda. Przygładziła roztrzepane blond loki, chwilę wpatrując się w brodacza wściekle zielonymi oczyma.
- Nazywam się Kitty - odezwała się w końcu, już dużo ciszej i spokojniej. - A jestem tu dlatego, że - odwróciła się znowu w stronę krat - ZBROJNI TO BANDA DEBILI! - krzyknęła, łapiąc się od razu za głowę.
Na wszelki wypadek odsunęła się pod ścianę, gdyby miało jej się za te wrzaski i wyzwiska oberwać.
- A ty? Co nabroiłeś? Bo chyba nie masz na sumieniu nocowania w łaźni w koszarach? - zapytała, powoli i ostrożnie siadając.
bob4s
Pomywacz
Posty: 33
Rejestracja: wtorek, 22 kwietnia 2008, 17:08
Numer GG: 796737
Lokalizacja: Centrum dowodzenia światem - Chorzów Batory

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: bob4s »

Krung

-A co? dałaś dupy i Cie wywalili?- walnął prosto z mostu brodacz -Tylko te głupie człeczyny tak robią.- dodał, marszcząc brwi. -A Krung..-urwał na chwilę -Siedzi tu, bo się potknął, prasnął w jakiegoś mośka, którego halabarda uderzyła w wazę, która jest warta wiecej niż nie jedna wioska- powiedział i usiadł na pryczy, rozwalając się. -Człeczyny to bardzo głupie istoty. Krung nie zbił, ale Krung jest winny. Krasnolud spojrzał przez okno, chciał już wyjść. Był głody, miał ogromnego smaka na piwo, i z chęcią obiłby jakiejś człeczynie mordkę. Zerwał się nagle i przywalił z dynki w drzwi -Jeść!- wrzasnął podobnie -Albo dajcie Krungowi widelec- rzekł już nieco ciszej.

-A kimże są Twoi rodzice dzieweczko? Że nimi straszysz? Władcami Altdorfu?
koks, wódka, dziwki.. i inne rozrywki ;-)
MG- (WFRP) ZEW
Krung Skorrunson-(WFRP) Objawy Nienawiści
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: Ouzaru »

Kitty

Zachowanie krótkonogiego oraz to, w jaki sposób się wyrażał, niezmiernie zdziwiły dziewczynę. Na tyle, by skierować w jego stronę obolałe od pulsującej głowy oczy i przyjrzeć mu się. Był jakiś inny. Może to z głodu mu się coś poprzestawiało? Albo za mocno głową przywalił...

- No cóż - mruknęła, wzdychając. Uwagę na temat 'dania dupy' postanowiła zignorować, bo w sumie kurdupel miał rację. - Moi rodzice są kupcami, jakiś ważniak stąd zakupił u nas całą masę broni i mogę się założyć, że jak mnie tutejsze barany nie puszczą zaraz wolno, to tata nic im nie sprzeda.
Wyjaśniła powoli, rozglądając się po celi. Nie było tu nic godnego uwagi. Skacowana dziewczyna, głodny krasnolud, prycza, trochę słomy i śmiecia na podłodze oraz małe, zakratowane okienko. Słońce było akurat na takiej wysokości, że świeciło idealnie w okno, a jego kłujące w oczy, jasne promienie ciągle wpadały do celi.

- Nie mów nic o jedzeniu... - poprosiła. - Niedobrze mi... - dodała z cichym jęknięciem i wzięła kilka głębszych wdechów. - A z tą wazą, to miałeś pecha, może cię jednak puszczą.
Nie była zbyt dobra w pocieszaniu, więc zaraz ucichła. Oplotła kolana ramionami i ułożyła na nich głowę, przysypiając.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: Artos »

Kristoff Meissel
Przełożony słuchał z zaciekawieniem delikatnie pochylając się w stronę mówiącego.

- Co do misji to cieszę się, że nie było problemów.

Spojrzał prosto w oczy Kristoffowi.

- Jednak martwi mnie to co powiedziałeś na temat burmistrza. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Wręcz był aż nadto przejęty etykietą.

Oparł się o fotel wyglądając przez okno za którym to słychać było kolejny strajk.

- I jeszcze ten proszek. Ciekawe czym to może być?

Zapytał sam siebie by zaraz po chwili odpowiedzieć częściowo

- Z tego co mi wiadomo i z tego co kiedyś widziałem to nie jest proszek spaczenia... też według legend nie jest to kamień Arianki...

Wstał i podszedł do okna wychylając się przez nie delikatnie.

- Wiesz dlaczego oni tak strajkują? Sprawa jest bardziej niż prosta. Ostatnimi czasy pojawiło się kilka stad zwierzeludzi i sług chaosu. Oczywiście samo to w sobie nie jest problemem i ludzie z łatwością by zdobyli przewagę i wytępili te zarazy. Niestety do tego nie doszło. Zamiast tego miasto niemalże zamknęło bramę poprzez nasilenie się kontroli towarów i ludzi wchodzących i wychodzących z miasta. Ciebie akurat to nie spotkało, gdyż jeden z naszych ludzi rozpoznał was i powiedział strażnikom by was przepuścili. Lecz czemu miasto odcina się od swych interesów? Czemu pozwala grabić swe własności? Tego nie wiemy...

Odwrócił się w stronę Kristoffa, by mu się przyjrzeć i z delikatnym zaniepokojeniem dodać

- I tu właśnie zaczyna się Twa misja. Macie patrolować teren i wytropić te bestie. Lecz nie zabijajcie ich. Znajdźcie ich bazy wypadowe i dowiedzcie się kto ich wspiera.

Uśmiechnął się delikatnie

- Macie poparcie gildii i wolną rękę. Gildia zajmie się wszystkimi potrzebami i problemami jakie możecie napotkać na swej drodze.

Chwycił za butelkę i nalał wina Kristoffowi i sobie.

- A teraz już mniej oficjalnie. W wolnych chwilach musimy się zająć Księciuniem. Zdaje się, że chce założyć swą Gildię najemników i wygryźć nas z tutejszego rynku. Znajdź na niego haka. Pomoże Ci jedna ladacznica, jaką zgarnięto dzisiaj z wynajmowanych przez nas kwater w koszarach. Zrób z niej dobry użytek.

Puścił oko w jego stronę

- I zrób co chcesz z krasnoludem który jest z nią w pokoju 105. Od dziś jest naszą rzeczą, gdyż raczej nie odda nam równowartości szkód jakie wyrządził, a tego było niemało.

Uśmiechnął się i po dopiciu wina musieliście się pożegnać, gdyż wszedł skryba zapowiadający kolejne spotkanie przełożonemu.


Kitty & Krung
W trakcie waszej „przyjemnej” rozmowy usłyszeliście pukanie do drzwi i głos

- Śpicie tam dziewczynki?

Nagle drzwi się otworzyły i wszedł wręcz niezdrowo chuderlawy chłopiec na posyłki o blond włosach i błękitnych oczach odziany w tańsze miejskie ubranie. Na stole położył dwa talerze z jakąś zupą i chlebem.

- Smacznego. Przyda wam się, gdyż już ktoś po was idzie.

Powiedział smutno, tak jakbyście mieli iść na stryczek. Po czym wyszedł bez słowa.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
bob4s
Pomywacz
Posty: 33
Rejestracja: wtorek, 22 kwietnia 2008, 17:08
Numer GG: 796737
Lokalizacja: Centrum dowodzenia światem - Chorzów Batory

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: bob4s »

Krung

-Dziewczynki?- wybełkotał z ogromnym zdziwieniem, gdy do pokoju wlazł blondwłosy chłopiec. Krunga dziwiło to, że jakiś pajac, z dziewczęcą posturą, ślepkami i włoskami mówi tak na krasnoluda. Cieszył go fakt, że ktośw końcu przyniósł mu coś do jedzenia. Kruczobrody usiadł przy stole i zaczął jeść potrawę. W smaku nie była ona za cudowna, czego się mógł spodziewać po więziennym żarciu. Gdy skonsumował wszystko, z dokładnością wylizał cały talerz, po czym obficie beknął.
-Ktoś idzie po Krunga?[/]- spytał się niewiasty siedzącej w tym samym pokoju -I myślą, że Krung da się stracić bez walki? No chyba, że Krungowi coś do zupy wsypali- rzekł cicho krasnolud spoglądając w głąb pustego talerza. -Pięćdziesiąt tysięcy koron, to nie jest wcale tak sporo..
koks, wódka, dziwki.. i inne rozrywki ;-)
MG- (WFRP) ZEW
Krung Skorrunson-(WFRP) Objawy Nienawiści
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: Deadmoon »

Kristoff Meissel

Mężczyzna z uwagą przysłuchiwał się słowom przełożonego. Wiele wskazywało na to, że miasto ma dość poważny problem, a tajemnicza postawa burmistrza cokolwiek komplikuje sprawę.

Kristoff skłonił się kapitanowi zgodnie z obowiązującą etykietą. Wyszedł z jego gabinetu, poprawiając na sobie ubranie. Skinął głową jednemu z posłańców, którzy na okrągło kręcili się po budynku, przynosząc i odbierając wszelkiej maści wiadomości.
"A więc zwierzoludzie i inne plugastwa. Mniemam, że mutanci, tych zawsze jest pełno w okolicach gościńców. No cóż, czas na rekonesans. Trzeba powiadomić chłopaków."

Wtedy przypomniały mu się słowa kapitana o Księciu i jego planach utworzenia konkurencyjnej Gildii oraz potrzebie zinfiltrowania jego otoczenia. Dowódca wspomniał coś o jakiejś ladacznicy, która została osadzona w jednej celi z - o zgrozo! - krasnoludem.
"Do czego on może się przydać?" - zastanawiał się nad tym, co począć z przetrzymywanym khazadem. - "Kapitan będzie wściekły, jeśli po prostu go wypuszczę, darując karę. Nic to, jeszcze zobaczymy..."

Szedł zamyślony korytarzami gmachu Gildii, drapiąc się po brodzie. Nie spostrzegł nawet kilku salutujących na jego widok szeregowców, mijając ich w chmurnej zadumie.
Otrząsnął się dopiero kiedy znalazł się w pobliżu celi nr 105 . Podchodząc do drzwi natknął się na blond młodzieńca, zapewne chłopca na posyłki. Kristoff zmierzył go wzrokiem, pod którym tamten struchlał, niemal kuląc się w sobie.
- Jak mają się więźniowie? - Zapytał chłopaka, spoglądając na przymknięte drzwi, zza których dochodziły niewyraźne słowa, należące zapewne do krasnoluda.
- Powiadomiłem ich o pana przybyciu - odparł młodzieniec, zająknąwszy się nieznacznie.
- Dobra robota, dziękuję. Możesz odejść - Kristoff poklepał blondyna po ramieniu, na co tamten uśmiechnął się z wdzięcznością. Ukłonił się żołnierzowi i szybkim krokiem udał się w swoją stronę.

Meissel przyłożył ucho do drzwi i nasłuchiwał. Wewnątrz dało się słyszeć przytłumione rozmowy. Niski, basowy i dość pretensjonalny głos z pewnością należał do krasnoluda. Właścicielką drugiego była prawdopodobnie wspomniana przez kapitana ladacznica.

Kristoff westchnął i otworzył drzwi. Stanął w progu i obrzucił wzrokiem całe pomieszczenie, utkwiwszy go w dwójce osadzonych. Gdy jego oczy skrzyżowały się z niewiarygodnie zielonym spojrzeniem ladacznicy, od razu rozpoznał w niej dziewczynę, którą widział poprzedniego wieczora w towarzystwie swoich podwładnych. I znowu, tak jak wtedy, ogarnęło go przedziwne uczucie, że już gdzieś tą twarz napotkał. Odwrócił wzrok, przenosząc go na krasnoluda. Jego widział po raz pierwszy, tego był pewien.

Mężczyzna stanął plecami do drzwi, skrzyżowawszy ramiona na wysokości piersi. Miał na sobie ciemnobrązowe zamszowe spodnie, podtrzymywane w biodrach przez szeroki ćwiekowany pas, za który zatknięte były jeździeckie rękawice z miękkiej skóry. Nosił skórzaną ciemnobrązową kurtkę z wyszytymi symbolami Gildii, jak również innymi, prawdopodobnie oznaczającymi jego szarżę. Pod rozpiętą kurtką widniał rozsznurowany pod szyją prosty kaftan koloru piaskowego. Na nogach miał wysokie do kolan brązowe jeździeckie buty na grubej podeszwie, z przyczepionymi do pięt ostrogami.

Wpatrywał się na przemian w krasnoluda i dziewczynę, nie zatrzymując na dłużej wzroku na żadnym z dwojga.
- Dobrze, zatem mówcie, za co was tu osadzono - westchnął. - Tylko szczerze, gdyż ode mnie zależeć będą wasze przyszłe losy.
Jego głos brzmiał spokojnie, lecz jednocześnie wystarczająco stanowczo, by móc stwierdzić, że mówi jak najbardziej poważnie.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy nienawiści

Post autor: Ouzaru »

Kitty

Z niemałym obrzydzeniem przyglądała się, jak khazad pochłania posiłek. Skrzywiła się, gdy tamten wylizał talerz i beknął tak siarczyście, że aż zadzwoniło jej w uszach. Rodzice wielokrotnie tłumaczyli, by nie oczekiwała po brodatych jakiejkolwiek ogłady czy kultury osobistej oraz by się nie gapiła na nich jak przygłup. Speszona odwróciła wzrok i westchnęła.
- Jak chcesz, to moją porcję także możesz zjeść - zaproponowała.
Kurdupel wyglądał na głodnego, a ona zapewne do wieczora nie będzie w stanie nic przełknąć.
Słysząc bajońską sumę, wzdrygnęła się i zakrztusiła.
- Ile?!

Jednak tymczasowy współlokator nie zdążył odpowiedzieć, gdyż w drzwiach pojawił się jakiś facet. Tak na oko wyglądał na wojaka i to jakiegoś wyższego stopniem. Z takimi niełatwo się gadało, zawsze mieli ostro poprzestawiane w głowie.
- Byś się najpierw przedstawił - mruknęła. - Ale dobra, ostatnie czego można po was, baranach, oczekiwać, to jakaś kultura osobista - prychnęła mierząc mężczyznę złym spojrzeniem. - Wsadzili mnie tu, bo przez przypadek nie opuściłam terenu koszar. Nie moja wina, ktoś mnie powinien obudzić rano...

Zignorował uszczypliwy ton dziewczyny, nie dając po sobie poznać żadnych emocji.
"Ma tupet, charakterniczka" - pomyślał, patrząc na nią uważnie.
- Ja tu zadaję pytania, żeby wszystko było jasne - odparł spokojnie. - Zatem zaspałaś. Jakie to banalne. Czyli jednak ladacznica.

Zastanowiła się nad tym. Przemyślała kilka razy i wzruszyła ramionami.
- Zależy, z której strony na to spojrzeć. Ciebie wczoraj z nami nie było - zauważyła. - Już wolę być ladacznicą, niż cnotką, jak ty - uśmiechnęła się łobuzersko.

Zmarszczył brwi, nie spodziewając się takiego tonu ze strony prostej ulicznicy.
- Zważ na słowa, młoda damo. Inaczej będziesz śpiewać, klęcząc zakuta w pręgierz pośrodku miejskiego rynku - syknął. - Zastanawiam się, co z tobą zrobić?

- Śpiewać... Klęcząc... Zakuta... Pośrodku miejskiego rynku... - powtórzyła, zastanawiając się nad każdym słowem i gładząc w rozmyśleniu po policzku.
Choć się nie przedstawił, była już pewna, że wie, kim jest.Tak charakterystycznej groźby nie zapomni już do końca życia, zbyt często ją słyszała w dzieciństwie.
- Nie wiedziałam, że lubisz takie zabawy, skarbie. Och, już nie rób takiej miny, Kris! - zaśmiała się.
Niezgrabnie wstała i stanęła przed nim otrzepując tyłek. Sporo ją przewyższał, właściwie ciężko było określić, czy lepiej jak dziewczyna stoi, czy siedzi. Zadarła głowę do góry, wpatrując mu się w oczy.

Spojrzał na dziewczynę podejrzliwie, cofając się pół kroku. Zerknął w bok, na krasnoluda, lecz brodacz przyglądał się tylko całej scenie.
- Skarbie? Dziecko, uważaj na słowa, bo ręczę, że będzie to twoja ostatnia pogawędka w twym ulicznym życiu. - Nie krył zdenerwowania, zaciskając pięści. - Poza tym skąd znasz moje imię, ladacznico? Ach, pewnie któryś z żołnierzy wygadał się po pijanemu. Cóż, wiele wskazuje, że w stosunku do nich też będę musiał wyciągnąć daleko idące konsekwencje.

Zdziwiła się, spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami i ustami. Po chwili wybuchnęła panicznym śmiechem.
- O, bogowie! Zamieniłeś mózg na miecz? - prawie płakała za śmiechu, lecz nim mężczyzna zdążył się porządnie wkurzyć, uspokoiła się trochę. - Nie jestem ani ladacznicą, ani ulicznicą, ani niczym takim. Kitty Gared, sklerotyku.

- Kitty!? - niemal krzyknął, patrząc na nią szeroko rozwartymi oczami. - Na Sigmara! To dlatego nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że gdzieś już twoją twarz widziałem, dziewczyno.
Podszedł do niej, złapał protekcjonalnie za ramiona i potrząsnął, aż głowa zaczęła skakać jej na boki.
- Co ty tu robisz, Kitty? Co cię przywiodło na to cywilizacyjne zadupie? Do diabła, co robiłaś z moimi żołnierzami w koszarach?... - Ostatnie pytanie zadał bardziej gniewnym tonem, ale i tak w jego oczach mogła dostrzec ciepłe spojrzenie.

Mało nie straciła równowagi, kołysanie przyprawiło ją o nudności, a potrząsanie wzmogło ból głowy. Jęknęła cicho, robiąc obolałą i niezadowoloną minę.
- Trochę delikatniej - syknęła, wyszarpując się z jego uścisku. - Och, pytasz się o tych swoich żołnierzy, jakbyś zupełnie nie wiedział.
Uśmiechnęła się łobuzersko, ale spojrzenie miała przy tym ponętne. Nie była już małą dziewczynką, którą pamiętał. Aktualnie miał przed sobą młodą kobietę.
- Więc co ze mną zrobisz? - spytała słodko.

Wypuścił ją z uścisku, głaszcząc po głowie. Nie mógł wyzbyć się tego protekcjonalnego w stosunku do niej podejścia. Dla Kristoffa dziewczyna nadal była tą niesforną nastolatką, która notorycznie uprzykrzała niegdyś mu życie, każdą randkę z satysfakcją obracając w ruinę. Wczorajsze igraszki w koszarach najemników rozwiały resztki wątpliwości żołnierza. Tak, to idealnie pasowało do trudnego i niesfornego charakteru Kitty.
- Co z tobą zrobię? To dobre pytanie - zaśmiał się. Resztki gniewu w głosie najemnika prysły. - Przede wszystkim muszę cię stąd zabrać. Ale będziesz mi winna przysługę, bowiem twoje talenty mogą się wkrótce przydać. Tutejszy dowódca Gildii, z którym zadarłaś, daruje ci winy, pod warunkiem, że oddasz się pod moją opiekę.

Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Twoją opiekę? No nie wiem... nie wiem... - spojrzała się na niego, przyglądając mężczyźnie bardzo uważnie. - Mam nadzieję, że zaopiekujesz się mną nie gorzej, niż twoi ludzie? Tęskniłam...
Wtuliła się w Krisa bardzo mocno, obejmując go ramionami w pasie. Głowę miała prawie na wysokości jego serca, wydawało się, iż od czasów dzieciństwa niewiele urosła. Miłą, niemal romantyczną chwilę przerwała, kopiąc najemnika z całej swojej skacowanej siły w piszczel.
- To za to, że jak po roku wróciłam, to ciebie nie było! - burknęła i wymijając skaczącego mężczyznę, wyszła z celi.
Zablokowany