[wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
killakaan
Szczur Lądowy
Posty: 17
Rejestracja: czwartek, 21 lutego 2008, 19:54
Numer GG: 0

[wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: killakaan »

Na początek (tytułem przypomnienia) kilka uwag natury technicznej:

1. posta rozpoczynamy od imienia swojej postaci;
2. poczynania swojego herosa opisujemy w trzeciej osobie liczby pojedynczej czasu przeszłego;
3. dialogi piszemy od myślnika;
4. to co wasza postać myśli piszecie w cudzysłowie;
5. pozostałą część posta piszecie normalną czcionką;
6. to jest wątek na sesję, wszelkie uwagi do MG lub pozostałych graczy przesyłajcie na pw;
7. czas na odpowiedź po moim poście wynosi 72h (rezerwuję sobie prawo do skrócenia tego terminu w przypadku gdy jedna lub więcej osób będą notorycznie zwlekać z pisaniem swoich postów);
8. choć bardziej niż objętość posta będzie mnie interesować jego treść, to pisanie postów na pięć linijek lub krótszych nie jest mile widziane.

W złym miejscu, w złym czasie

okolice Krwawego Brodu, Mittherbst 2523 KI

[wszyscy]

Śmierć przybiera nieskończenie wiele postaci. Może być gwałtowna jak ta, która spotyka wojownika wśród zgiełku pola bitwy. Może również być powolna i bolesna. Taki koniec przypada w udziale tym, którzy zapadają na jedną z wielu chorób siejących spustoszenie wśród ludu Imperium. Może być błoga, niczym u starca dobiegającego kresu swych dni albo ponura i upokarzająca jak śmierć banity idącego na szafot. Jest jeszcze jeden rodzaj śmierci... Spotyka ona głupców zapuszczających się w miejsca omijane przez każdego przy zdrowych zmysłach. Krwawy Bród był jednym z takich miejsc.

Mieszkańcy pobliskiego Ehrstahl nazywali go tak z powodu licznych walk jakie w ciągu ostatniej wojny wojska grafa Todbringera stoczyły o niego ze zwierzoludźmi. Jako jedyne miejsce na przestrzeni wielu kilometrów, w którym Arna, jeden z mniejszych dopływów rzeki Delb, jest na tyle płytka by dało się ją przekroczyć, stanowił jeden z najważniejszych wyznaczników panowania nad terenami położonymi pomiędzy Delbem a Wyjącymi Wzgórzami. Przez ostatni rok przechodził z rąk do rąk by po oblężeniu Middenheim trafić pod kontrolę sił Imperium. Jednak przed dwoma miesiącami ostatni stacjonujący tu oddział żołnierzy ruszył na północ a w pobliskich lasach zaczęli ginąć ludzie. Wśród mieszkańców okolicznych wiosek krążyły pogłoski o bandzie mutantów, grasujących na ziemiach otaczających bród. Potwierdzeniem tych opowieści miały być zwłoki znajdowane co jakiś czas nieopodal drogi, rozszarpane w sposób wykluczający jakiekolwiek zwierzę. Miejsce zyskało zła sławę i nikt nie odważyłby się wędrować tędy po zmroku. Nikt z wyjątkiem osób bardzo odważnych lub bardzo głupich.

[Ninherel]

Musieli rozbić obóz niedaleko rzeki, gdyż pierwszą rzeczą, która dotarła do jej świadomości po przebudzeniu się był szum wody. Drugą był potworny ból głowy. Ostatnie kilka dni pamiętała jak przez mgłę: przybycie do Ehrstahl, rozmowę z łowcą spotkanym w tamtejszej karczmie, który za dwie złote korony zgodził się ją zaprowadzić od elfich ruin położonych w lesie na północ od wioski. Miały tam rosnąć kwiaty bardzo podobne do tych, o których mu opowiadała. Potem były dwa dni marszu szlakiem w stronę Krwawego Brodu i dzień wzdłuż biegu Arny. Nie była to najkrótsza droga do celu jednak Hekler nalegał na taki przebieg trasy. Jego zdaniem mimo reputacji tego miejsca, i tak mniej ryzykowali niż wędrując lasem. Mylił się i drogo za to zapłacił.

Dopadli ich wieczorem trzeciego dnia, gdy układała się do snu. Łowca trzymał wtedy straż i zdążył powalić pierwszego stwora, który wypadł z krzaków. Jednak kolejny, niemal dwumetrowe monstrum z pyskiem przypominającym dzika i dwoma parami rąk przepołowił go swoim toporem. Na Ninherel rzuciły się dwa. Jeden, niski i wychudzony, niczym nie różniłby się od człowieka gdyby nie nogi zakończone racicami. Drugi był znacznie większy, cały porośnięty szarym futrem a jego głowę wieńczył długi róg wyrastający ze środka czoła. Pierwszy próbował przygwoździć ją do ziemi włócznią ale był na tyle wolny, że elfka zdążyła przetoczyć się na bok, wyjąć miecz i w ostatniej chwili sparować cięcie wyprowadzone przez drugiego zwierzoczłeka. Mocny kopniak w rzepkę wystarczył by pozbawić go równowagi. To dało jej dość czasu by mogła wstać i rozejrzeć się dokoła. Stwór z głową dzika był tak zajęty obszukiwaniem ciała Heklera, że nie zwracał najmniejszej uwagi na przebieg starcia. Wychudzony odczekał kilka sekund aż jego kompan zdąży wstać z ziemi po czym zaatakował. Ninherel z łatwością uskoczyła przed pchnięciem, chwyciła włócznię i przyciągnąwszy mutanta do siebie zagłębiła ostrze w jego sercu. Widząc to szary z rykiem rzucił się na nią. Ledwo zdołała zatrzymać ten atak. Gdy tak trwali w uścisku usłyszała za plecami cichy pomruk. Potem ogarnęła ją ciemność.

Kiedy odzyskała przytomność leżała pod drzewem na skraju lasu. Do wschodu słońca pozostało zapewne kilka godzin. Jej nogi i ręce zostały skrępowane. Broń, pancerz i wszystko co miała ze sobą zabrano. Rozpoznała miecz i kuszę wśród sterty przedmiotów jaka leżała kilka metrów od niej. Zwierzoczłek z pyskiem dzika i dwóch innych, który wcześniej nie widziała rozdzielali jej zawartość między siebie. Przed nią rozciągała się niewielka polana. Przy trzech ogniskach siedziało kilkunastu odmieńców. W centrum znajdował się głaz kilkumetrowy owalny głaz, na którego powierzchni wyryto symbole, jakich nigdy wcześniej nie widziała. Obok głazu stała szczupła kobieta o płowych włosach sięgających do pasa, ubrana w podłużną brązową szatę. Rozmawiała z wysokim mężczyzną, którego strój sugerował, iż jego właściciel trudni się łowiectwem. Ninherel zaczęła rozważać możliwe sposoby oswobodzenia sie.

Jej rozmyślania przerwał nerwowy chichot. Gdy się odwróciła, spostrzegła po prawej stronie drzewa młodego mężczyznę o bladej cerze i długich jasnobrązowych włosach, związanego podobnie jak ona, który zdawał się z rozbawieniem obserwować jak dwóch zwierzoludzi siedzących przy najbliższym ognisku spierało się o resztki tego, co przed paroma godzinami było jej przewodnikiem. Chwilę później na polanę wkroczyła grupa ludzi ubranych podobnie jak ten rozmawiający z kobietą. Nieśli nieprzytomnego chłopaka wyglądającego na 17-18 lat. Związali go i porzucili obok elfki. Po chwili młodzieniec odzyskał przytomność.

[W chwili obecnej nie masz przy sobie żadnego ekwipunku, nie licząc ubrania – twój płaszcz również został zabrany. Obok ciebie na ziemi leży kamień o ostrych krawędziach, którym można spróbować przeciąć więzy]

[Ared]

To była najgorsza rzecz jaką w życiu widział a mimo to nie mógł powstrzymać śmiechu. Dwóch zwierzoludzi sprzeczało się między sobą o resztki jakiegoś nieszczęśnika, coraz częściej zerkając na niego i pozostałą dwójkę leżącą pod drzewem. Jeden z nich co jakiś czas przeraźliwie rechotał. W otwartej paszczy było wtedy widać resztki mięsa jakie utkwiły mu między zębami. Sądząc po zapachu jaki unosił się w powietrzu jadłospis reszty stworów obejmował z grubsza to samo. Niestety, wszystko wskazywało na to, iż jemu los szykował coś znacznie gorszego.

Wszystko zaczęło się przed dwoma tygodniami. To była kolejna dziura w środkowym Middenlandzie, do jakiej zawitał. Która z kolei? Nie wiedział. Już dawno przestał je liczyć. Nawet nie zapamiętał jej nazwy. Jak dotąd nikt nigdzie nie słyszał o człowieku nazwiskiem Fehr. Co gorsza, zaczynały mu się kończyć pieniądze. Wreszcie, w miejscowej karczmie udało mu się trafić na trop.

-Tak, był tu jeden taki. Wysoki, dobrze ubrany, tylko dziwny jakiś. Przez ten tydzień co mieszkał z nikim nie gadał, rzadko kiedy wychodził z pokoju ale zapłacił za miesiąc z góry. Raz wynajął Hermana, żeby zobaczyć stary zamek co stoi na północ od wioski. Parę dni później wyjechał. Na odchodne nawet nie chciał reszty pieniędzy. Pewnie i tak bym mu nie oddał.

Herman, miejscowy łowca, powiedział, że starzec szukał czegoś wokół ruin zamku. Wszystko wskazywało na to, że jego poszukiwania nie dały żadnych rezultatów, gdyż podczas powrotu do karczmy sprawiał wrażenie niezadowolonego. Opuścił wioskę trzy dni przed przybyciem Areda kierując się w stronę Delberz. Młodzieniec niezwłocznie ruszył jego śladem jednak mimo podróżowania dyliżansem czarownik wciąż wyprzedzał go o krok. Początkowo myślał, iż celem Fehra jest miasto ale po tygodniu mag zboczył z głównego szlaku by kontynuować wędrówkę wąską dróżką prowadzącą na Wyjące Wzgórza. Żaden dyliżans nie kursował tą trasą więc Ared zmuszony był udać się tam pieszo.

W ten sposób dotarł do Ehrstahl. Mała wioska otoczona palisadą, wewnątrz której stało kilka rozpadających się chat stanowiła przygnębiający widok. Według jednego z wieśniaków zanim Fehr wyjechał do Altmarkt, sąsiedniej wsi odległej o cztery dni marszu, pytał tutejszych o pozostałości zamku Mannsteinów – twierdzy należącej do rodziny władającej niegdyś tymi ziemiami. Karczmarz doradził Aredowi jak najszybciej wyruszyć śladami maga. Droga do Altmarkt biegła przez Krwawy Bród, miejsce gdzie żaden z miejscowych nie odważyłby się samemu zapuścić. Dzień przed jego przybyciem wyruszyła w tamtym kierunku elfka w towarzystwie jednego z tutejszych myśliwych. Jeżeli wyruszyłby natychmiast miał szansę ich dogonić. Tak też zrobił.

Drugiego dnia wędrówki dotarł do Krwawego Brodu. Nie zastał tam jednak elfki i jej towarzysza tylko grupę mutantów. Wypadli na niego z pobliskich zarośli i ogłuszyli zanim zdążył rzucić jakikolwiek czar. Gdy się ocknął leżał przy drzewie na skraju polany. Była noc. Ręce i nogi miał skrępowane. Przed nim rozciągał się widok na obóz zwierzoludzi. Przy trzech ogniskach zgromadziło się kilkanaście tych bestii. Nad tym wszystkim górował ogromny głaz. Wystarczył jeden rzut oka na symbole pokrywające jego powierzchnię by Ared zrozumiał dlaczego nie został zabity na szlaku. Czytał o takich głazach w czasie swoich studiów w Altdorfie. Na samą myśl o tym, kto i w jaki sposób z nich korzystał serce podeszło mu do gardła. Nieopodal obelisku stała kobieta o długich włosach, w podłużnej szacie i rozmawiała z wysokim mężczyzną ubranym jak myśliwy. Jakiś czas później do obozowiska wkroczyły dwie grupy. Pierwsza, złożona ze zwierzoludzi przywiodła ze sobą nieprzytomną elfkę, prawdopodobnie tę o której opowiadał mu karczmarz. Druga przybyła jakiś czas potem. Tworzyło ją czterech mężczyzn odzianych podobnie jak ten w centrum polany. Nieśli chłopaka średniego wzrostu, z wyglądu 17-18 lat. On również był nieprzytomny. Oboje związano i porzucono pod drzewem obok Areda. Najpierw obudziła się elfka, jakiś czas po niej chłopak.

[masz przy sobie jedynie ubranie – bez płaszcza, więzy którymi cię skrępowano sporządzono na tyle nieumiejętnie, że nie powinieneś mieć większych problemów z oswobodzeniem się]

[Fritz]

Wiedział, że zamiłowanie do klejnotów kiedyś go zgubi. A mimo to nie mógł się powstrzymać. Próba ograbienia śpiącej szlachcianki w przydrożnym zajeździe dowiodła, że musi jeszcze popracować nad swoimi umiejętnościami. Kobieta obudziła się a jej wrzask zaalarmował dwóch ochroniarzy czuwających na korytarzu. Zanim wpadli do środka zdążył wyskoczyć przez okno. Pognał do stajni, wsiadł na pierwszego konia jakiego znalazł i pogalopował traktem w stronę Delberz. Niestety jeździectwo nie należało do dziedzin, w których osiągnął szczególną sprawność. Koń po przejechaniu kilku kilometrów zrzucił go z siodła. Stracił wtedy przytomność.

Obudził się rano następnego dnia, cały obolały. Przez pół dnia wędrował szlakiem gdy dojrzał w oddali grupę ludzi galopujących na koniach. Na wszelki wypadek ukrył się w zaroślach. Kiedy go mijali przyjrzał im się dokładniej. Strażnicy dróg – niewykluczone, że podążali jego tropem. Postanowił zboczyć z głównego traktu. Wieczorem natknął się na wąską dróżkę odchodzącą na wschód i zdecydował się nią podążyć. Nazajutrz dotarł do małej wioski. Nie jadł od dwóch dni więc pierwszym miejscem, do którego się udał była miejscowa karczma. Spędził w Ehrstahl, bo tak nazywała się wieś, resztę dnia zaspokajając apetyt i próbując się dowiedzieć jak można stąd dojechać do Middenheim. Według miejscowych poza głównym traktem istniała jeszcze jedna droga. Prowadziła przez miejsce, które nazywali Krwawym Brodem i dalej przez wioskę Altmarkt oraz kilka innych miejscowości by następnie łączyć się ze szlakiem tuż przy wjeździe do miasta białego wilka. Historii jakie tutejsi wieśniacy opowiadali na temat miejsca przeprawy przez Arnę starczyłoby na kilka bajek do straszenia dzieci. Bez względu na to ile było w nich prawdy musiał zaryzykować wędrówkę w kierunku Altmarkt.

Wyruszył nazajutrz rano. Wieczorem drugiego dnia, gdy przechodził przez Krwawy Bród, usłyszał za sobą kroki. Rzucił się do ucieczki nie marnując czasu na sprawdzenie kto go ściga. Chwilę później strzała przemknęła kilka centymetrów od jego ucha wbijając się w pobliskie drzewo. Wbiegł do lasu jednak mimo iż pędził z całych sił wciąż słyszał kroki swoich prześladowców. Byli coraz bliżej. Postanowił schować się za jednym z drzew i poczekać aż pobiegną dalej. Czekał w ukryciu do momentu aż zrobiło się cicho. Potem wychylił się by sprawdzić czy może bezpiecznie opuścić kryjówkę. Wtedy ktoś złapał go za kołnierz i uderzył czymś ciężkim w głowę.

Kiedy odzyskał przytomność leżał związany na skraju polany gdzieś w środku lasu. Wyglądało na to, że grupa zwierzoludzi wybrała to miejsce na obóz. Koło Fritza na ziemi leżała elfka a nieco dalej wysoki mężczyzna, oboje skrępowani podobnie jak on. Dalej było widać kilka ognisk, przy których siedzieli odmieńcy oraz pokryty dziwnymi symbolami głaz górujący nad całą polaną. Obok głazu kobieta ubrana w długie szaty i wysoki mężczyzna w stroju myśliwego rozmawiali ze sobą. Kimkolwiek byli ci, którzy go złapali, nie przeszukali go zbyt dokładnie. Przeoczyli sztylet schowany w bucie. Teraz musiał się zastanowić jak go wyjąć.

[tyle na początek, czekam na wasze posty]
Turn on beyond the bone
Swallow future, spit out hope
Burn your face upon the chrome
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: Ninerl »

Ninherel Ehendarith
Obudziła się z bolącą głową i przez chwilę nie wiedziała, gdzie jest. Potem przypomniała sobie walkę. Poczuła wpijające się więzy i zaklęła w myślach. Zwierzoludzie... Spojrzała spod półprzymkniętych powiek. O tak byli tam... Spierali się o resztki truchła. Wcześniej przed Burzą poczułaby mdłości, ale teraz już była odporna na takie widoki. Poruszyła palcami, by nie zdrętwiały jej zbyt szybko. Nagle wyczuła kamień. Ostry kamień. Nie wierząc własnemu szczęściu, dziękując Lileath, cichutko i powoli starała się go chwycić w palce. Może więzy puszczą...
Nagle rozległ się czyjś śmiech. Ninherel rzuciła spojrzenie na śmieszka. Jakiś młody ludzki mężczyzna. Widać, jest w szoku. Słabeusz...
Kobieta w długiej szacie... Niedobrze, może to jakiegoś rodzaju kapłan? A ten mężczyzna. Niepokojące. Ninherel zauważyła głaz. Wzdrygnęła się, miała wrażenie, że powietrze przy głazie jakby.... jakby ciemnieje? Głaz emanował głodem, czymś starym i złym. Miała przez chwilę ochotę rozerwać więzy i uciec jak najdalej. Ninherel spokój-nakazała sobie- Pamiętaj o swoim celu.
Odetchnęła głębiej. Strach przepływał przez nią i zaczynał się zamieniać w złość. Najchętniej jednocześnie rozdarłaby przeciwników na strzępy, a z drugiej strony wolałaby się znaleźć jak najdalej stąd.
Jej miecz leżał daleko. Taki pech...
Za chwilę zrobiło się jakieś poruszenie. Przywlekli jakiegoś ludzkiego smarkacza. Ninherel nie wiedziała ile ma lat, może dwadzieścia kilka? Nigdy za dobrze nie orientowała się w wieku ludzi.
Piłowała dyskretnie więzy. Jeśli dobrze się domyślała, to zamierzają złożyć w ofierze lub zjeść. Jedno i drugie było czymś, czego zdecydowanie chciała uniknąć.
-Psst!- szepnęła najciszej jak mogła do chłopaka. Nawet jeśli Ninherel uwolni się, to czeka ją nierówna walka. Bardzo nierówna. Trzeba znaleźć sojuszników.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Uriziel
Majtek
Majtek
Posty: 140
Rejestracja: wtorek, 10 kwietnia 2007, 16:09
Numer GG: 11926008
Lokalizacja: Gniezno

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: Uriziel »

Fritz
Chłopak nie wiedział, gdzie jest. Spróbował się skupić i szybko zorientować w sytuacji, lecz przeszkadzał mu ostry, rozsadzający czaszkę ból. Gdy odruchowo chciał ulżyć sobie uciskiem, poczuł, że jest skrępowany.
Świetnie, pomyślał rozejrzawszy się wokół. To musiało się źle skończyć, nie sądził jednak nigdy, że aż tak źle. Od jakichś dwóch tygodni prześladował go pech, nic nie chciało pójść po jego myśli. Zawsze zrobił coś nie tak, zawsze. Zaczął sobie przypominać, co zaszło, powoli dochodził do siebie. Niepokoiły go widniejące na głazie symbole. Nie znał ich, lecz nie kojarzyły mu się dobrze. Słyszał o różnych dziwnych rytuałach. W najlepszym wypadku zostaną złożeni w ofierze, a w najgorszym. . .
Fritz przełknął ślinę. Mimo wszystko musiał zachować spokój, zawsze pozostaje jakaś nadzieja. Zaczął jej gorączkowo szukać, gdy poczuł, że coś uwiera go w bucie. Cała ta zgraja dzikusów od początku nie wydawała mu się zbyt inteligentna, przeoczyli sztylet. Nie mógł go teraz niepostrzeżenie dobyć - patrzył na niego siedzący przy ognisku odmieniec. Chłopak nie zwracał uwagi na zbędne szczegóły, chciał jak najprędzej się uwolnić. Czekał tylko na stosowny moment.
Siedząca obok elfka usiłowała przeciąć więzy na kamieniu. Napotkał jej spojrzenie a na jego twarzy pojawił się lekki, mimowolny uśmiech, który z miejsca zamaskował. Ruchem głowy wskazał swój lewy but. Nie znał jej ale zawsze ufał elfom. Zwłaszcza elfkom. Jej oczy nie wskazywały, żeby tym razem miał zrobić wyjątek.
Va faill, dhoine...
Ared
Szczur Lądowy
Posty: 14
Rejestracja: czwartek, 28 lutego 2008, 22:11
Numer GG: 403391
Lokalizacja: Olsztyn

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: Ared »

Ared

Młodzieniec przyglądał się rozbawiony sytuacją zaistniałą między zwierzoludzmi. Z trudem opanował śmiech po czym nerwowo zaczął się rozglądać i szukać drogi ratunku. Bądź co bądź nie miał ochoty przebywać zbyt długo w pobliży przeklętego obelisku. Tym bardziej iż pamiętał przestrogę mistrza dotyczącej Dhar. Obelisku obawiał się bardziej niż śmierci czy też tej całej bandy mutantów w obozie przed nim. Zaczął ruszać szybko dłońmi aby nie zdrętwiały mu do końca i poczuł że więzy które go unieruchamiają nie są zbyt umiejętnie zawiązane. Podjął próbę oswobodzenia się. Cały czas rozglądając się wokół czy żaden ze zwierzoludzi nie patrzy się w jego stronę tak jak by miał zamiar podejść i odgryźć mu gardło.
Spojrzał także na towarzyszy niedoli i doszedł do wniosku że dobrze by był gdyby postarał się jakoś przyłączyć do nich, przynajmniej na jakiś czas aby można było wyjść cało z tej sytuacji. W pewnym momencie w jego głowie narodziły się niepokojące pytania:

„Kim jest ta kobieta. Magiem? Kapłanem? Czy ma jakąś wyczuwalną moc?”

Postanowił spróbować wyczuć czy ma jakieś zdolności magiczne. Jaką energią emanuje. Mistrz uczył go kiedyś czegoś takiego ale nadal nie był na tyle doświadczony żeby mu się to powiodło. Zawsze miał z tym problemy. Po dosłownie sekundzie zmienił jednak zdanie i powrócił do próby oswobodzenia się. Starał się robić to tak aby nie zwracać na siebie większej uwagi niż ta którą spowodował swoim śmiechem. Uciszył się jednak mając nadzieje że przestaną zwracać na niego większą uwagę.
Później coś wymyśle... na pewno... hmm... no dobra:P nie będzie mi się chciało :P:)
killakaan
Szczur Lądowy
Posty: 17
Rejestracja: czwartek, 21 lutego 2008, 19:54
Numer GG: 0

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: killakaan »

[zanim przejdziecie do lektury chciałbym uprzedzić, że post jest nieco „rozwalony” – przed każdą z części, podobnie jak poprzednio, podałem dla kogo jest przeznaczona]

[Ared]


Mimo usilnych starań zbadania aury roztaczającej się wokół tego miejsca i zgromadzonych w nim istot nie wyczuł niczego niezwykłego. Albo faktycznie polana i głaz niewiele miały wspólnego z jakąkolwiek magią (w co raczej nie wierzył) albo były w jakiś sposób chronione przed próbami poznania ich prawdziwej natury. To drugie rozwiązanie wydawało mu się o wiele bardziej prawdopodobne. Wobec braku możliwości ustalenia czegoś więcej na ten temat skoncentrował się na próbie odzyskania swobody ruchów.

Oswobodzenie się zajęło mu zaledwie kilka minut. Miał ochotę zerwać się na równe nogi i rzucić do ucieczki. Chwila zastanowienia wystarczyła jednak by zrozumiał jak absurdalny był to pomysł. Parał się magią a nie łowiectwem. Nie miał pojęcia o tym jak przeżyć w lesie. Jego znikniecie zostałoby szybko zauważone i po niedługim czasie dopadliby go jak wtedy na drodze. Rozejrzał się wokoło. Spojrzał na elfkę leżącą obok niego. Wcześniej nawet nie przyjrzał się jej dokładnie. Była nieco niższa niż Ared, szczupła jak wszystkie elfy. Miała szaroniebieskie oczy i długie włosy. Zauważył, że udało jej się uwolnić i teraz pomagała chłopakowi, którego przynieśli przed chwilą. Był to młodzieniec średniego wzrostu, dość szczupły. Rozglądał się wokoło ciemnymi oczami a zmierzwione włosy sięgały mu do ramion. Wkrótce wszyscy troje mogli się swobodnie poruszać. Zdawał sobie sprawę, iż nie zostało mu zbyt wiele czasu a działając z nimi ma znacznie większe szanse na przeżycie niż gdyby próbował uciec sam.

-Wprawdzie nie jest to najlepszy moment na wymianę uprzejmości ale mój mistrz zawsze mawiał, że nic nie usprawiedliwia braku dobrych manier – zwrócił się najciszej jak mógł do pozostałych – nazywam się Ared Abim Abn Zalim-Zay Abn Zahir. Chyba żadne z nas nie ma wątpliwości co do zamiarów jakie mają wobec nas te bestie. Działając wspólnie może wyjdziemy z tego cało, dlatego proponuję połączenie sił.

Elfka przedstawiła się jako Ninherel zaś chłopak miał na imię Fritz. Oboje przystali na jego propozycję. Nadszedł czas by działać...

[Fritz]

-Może przyda ci się pomoc? – usłyszał za plecami szept elfki.

Wyciągnięcie sztyletu z buta gdy ma się związane ręce i nogi nie należało do najłatwiejszych zadań. Odwrócił się. Udało jej się uwolnić. Była odrobinę niższa od niego, miała długie włosy i sądząc po sylwetce zarabiała na życie przy pomocy miecza. Pomogła mu w pozbyciu się sznurów krępujących jego ruchy. W tym momencie zagadnął ich leżący nieopodal mężczyzna. Był szczupły, wręcz wychudzony, miał długie włosy a jego cera, nawet w nikłym świetle odległego o kilka kroków ogniska sprawiała wrażenie bladej. Jeśli wziąć pod uwagę błysk w oczach i uśmiech błąkający się po twarzy można było przypuszczać, że cała ta sytuacja go bawi. Ogólnie sprawiał wrażenie osoby nie do końca zrównoważonej. Przedstawił się imieniem jakiego Fritz nigdy w życiu nie słyszał (chłopak zapamiętał tylko, że zaczynało się od słowa Ared) i zaproponował współdziałanie celem wydostania się z obozu. Zarówno on jak i elfka odwzajemnili ten niestosowny, biorąc pod uwagę okoliczności, przejaw kurtuazji. Jego towarzyszka niedoli miała na imię Ninherel. Wyglądało na to, że wszyscy zgadzali się co do tego, iż w grupie mają znacznie większe szanse na przeżycie niż w pojedynkę. Pozostało jeszcze obmyślenie ich następnego kroku.

[Ninherel]

Po kilku minutach szorowania więzami o kamień udało jej się uwolnić ręce. Następnie, powoli by nie zwrócić niczyjej uwagi, przecięła sznur na nogach. Spojrzała na chłopaka leżącego obok niej. Był nieco wyższy od elfki, miał ciemne oczy i włosy opadające do ramion. Próbował dosięgnąć ręką sztyletu schowanego w bucie. Zaproponowała pomoc. Skinął głową. Gdy chłopak był już wolny jej uwagę zwrócił ponownie mężczyzna leżący po prawej stronie. Wprawdzie przestał chichotać jednak dalej można było dostrzec błysk rozbawienia w jego oczach, co tylko pogłębiło wrażenie elfki, że nie wszystko z nim w porządku. Był wysoki jak na człowieka i bardzo szczupły. Oczy miał czarne a jasnobrązowe, związane rzemieniem włosy, sięgały mu do połowy pleców. Przedstawił się niesłychanie długim imieniem, z którego Ninherel zapamiętała tylko słowo Ared, i zaproponował współpracę przy ucieczce. Aby odwzajemnić uprzejmość nieznajomego ona również się przedstawiła. To samo uczynił leżący obok chłopak, który na imię miał Fritz .W jej obecnym położeniu przydałaby się każda pomoc, toteż przystała na jego propozycję. Teraz trzeba było postanowić co robią dalej, gdyż sądząc po wzrastającym poruszeniu wśród zgromadzonych zwierzoludzi czasu mieli coraz mniej.

[wszyscy]

Mężczyzna odziany jak myśliwy po jakimś czasie opuścił obóz zabierając ze sobą ludzi, którzy pojmali Fritza. Powrócił po około godzinie. W całym obozowisku podniósł się hałas. Prowadził ze sobą zakutego w łańcuchy starca, którego szaty zdradzały oddanie Sigmarowi. Z wyglądu miał około sześćdziesięciu lat. Był niezwykle szczupły, sprawiając wrażenie, że mocniejszy podmuch wiatru może go powalić na ziemię. Poruszał się kuśtykając. Głowę miał ogoloną a długa broda sięgała mu niemal do pasa. Doprowadzono go na środek polany i kazano uklęknąć z twarzą zwróconą w kierunku obelisku. Wtedy zobaczyli, że jego odzienie zostało rozdarte z tyłu a plecy noszą ślady licznych razów zadanych prawdopodobnie batem. Kobieta w szatach podeszła do starca, nachyliła się i szepnęła mu coś do ucha. Następnie zwróciła się do zwierzoludzi w nieznanym języku. Przemawiała kilkanaście minut i co jakiś czas odpowiadał jej głośny ryk zgromadzonych na polanie mutantów. Skończywszy przemawiać zbliżyła się do głazu.

[Fritz, Ninherel]

Kiedy dotknęła dłonią jego powierzchni powietrze wypełnił dziwny, słodkawy zapach. Rozległ się szum, który z każdą chwilą przybierał na sile. Wyryte na obelisku znaki zaczęły lśnić zielonym światłem i zdawały się poruszać po powierzchni głazu. Cała uwaga zwierzoludzi skupiła się na wydarzeniach rozgrywających się wewnątrz polany. W tym czasie Ared przez moment patrzył osłupiały przed siebie po czym zaczął wić się po ziemi trzymając się za głowę. Oczy miał szeroko otwarte, oddychał głęboko a z nosa leciała mu krew. Chwilę później Fritz zauważył, że mutanci stojący w pobliżu sterty przedmiotów, wśród których rozpoznał również swój ekwipunek gdzieś zniknęli. Nagle strzała wystrzelona spomiędzy drzew przeszyła kobietę w momencie gdy miała poderżnąć gardło starcowi. Na polanę wkroczyło kilkunastu uzbrojonych mężczyzn. Zwierzoludzie poderwali się z miejsc i rozgorzała walka.

[Ared]

W momencie gdy kobieta dotknęła głazu poczuł ucisk w żołądku. Słodkawy zapach, który początkowo wypełnił powietrze powoli przechodził w gryzący nozdrza smród. Coraz trudniej było mu oddychać. Wokół rozbrzmiewał szum, z każdą chwilą przybierający na sile. Starał się zebrać myśli jednak rozsadzający czaszkę ból uniemożliwiał Aredowi skupienie się na czymkolwiek. Spojrzał na głaz. Symbole na jego powierzchni lśniły chorobliwym, zielonym światłem i wędrowały po jego powierzchni. Nie wiedzieć czemu zdał sobie nagle sprawę, że od wieków ludzie umierali w tym miejscu - w zły sposób - a teraz oni i starzec w środku podzielą ten los. Obelisk wzywał Areda. On zaś wiedział, że musi na to wezwanie odpowiedzieć. Wtedy dostrzegł na drugim końcu polany jak spomiędzy zarośli wychodzi mały chłopiec. Miał jakieś 5-6 lat, jasne, kręcone włosy i niebieskie oczy. Ból, który niemal doprowadził go do obłędu ustał. Malec uśmiechnął się do niego. Przytknął palec wskazujący do ust jakby chciał mu powiedzieć, żeby zachował ciszę. Choć nie wiedział dlaczego, dziecko wywołało w nim ten sam rodzaj niepokoju jaki odczuł kiedy po raz pierwszy zobaczył głaz. Po chwili chłopiec odwrócił się i zniknął wśród drzew. W tym momencie ból powrócił ze zdwojoną siłą. Poczuł w ustach smak krwi. Najgorsza ze wszystkiego była jednak świadomość, iż to czego do tej pory doświadczył było niczym w porównaniu z tym co spotka go za chwilę.

Wtedy coś się stało. Przestało go boleć, mógł normalnie oddychać a wypełniający powietrze smród rozwiał się. W dalszym ciągu słyszał hałas ale nie był to szum tylko odgłosy walki. Przetarł oczy. Na polanie trwała regularna bitwa. Kobieta ubrana w szaty leżała martwa nieopodal głazu a towarzyszący jej mężczyzna i mutanci walczyli z grupą ludzi wyglądających jak strażnicy dróg jakich wielu widział na szlaku. Wstał z ziemi, rozejrzał się wokół i dostrzegł parę metrów dalej stertę z łupami zrabowanymi przez zwierzoludzi. Wśród nich wypatrzył swój miecz. "Dobra, teraz albo nigdy..."
Turn on beyond the bone
Swallow future, spit out hope
Burn your face upon the chrome
Uriziel
Majtek
Majtek
Posty: 140
Rejestracja: wtorek, 10 kwietnia 2007, 16:09
Numer GG: 11926008
Lokalizacja: Gniezno

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: Uriziel »

Fritz

Gdy zorientował się, co się dzieje, było zbyt późno, by się długo zastanawiać. Z Aredem działo się coś dziwnego, musieli się jednak spieszyć i korzystać z okazji na ucieczkę, czas na wyjaśnienia będzie później. Jeśli nie uda im się uciec - i tak mu nie pomogą.
Mimo panującego wśród zwierzoludzi chaosu, nie miał zamiaru rzucać się w oczy. Wyglądało na to, że Fritz jako jedyny z pojmanych potrafi się niepostrzeżenie zakraść do ich ekwipunku. Szybkim bezszelestnym susem znalazł się przy stercie skonfiskowanego sprzętu. Zastanowił się chwilę. Bardzo krótką chwilę. Potem zarzucił na plecy swój płaszcz i sakwę, przypasał miecz. Zanim wziął rzeczy towarzyszy niedoli, spojrzał na nich pytająco. Nie podnosił się.

"Chcą uciekać, czy walczyć?" - nigdy nie lubił otwartej walki, jednak w tej sytuacji nie mógłby tego tak zostawić. Nie wybaczyłby sobie zgonu kolejnych, nawet jeśli nie byli jeszcze druhami. Nie chciał znów być przyczyną śmierci swoich towarzyszy.

Zmarszczył brwi, ponaglając ich. Nie był pewny, co robić, a nie chciał decydować sam. Biorąc pod uwagę prześladujący go ostatnio pech...

Czekał na odpowiedź, pozostając cały czas czujnym. Ta krótka chwila wydała mu się wiecznością, a tak długo nie mógł zwlekać. Chwycił miecz Areda i rzucił mu go energicznie. Zanim złapał za broń elfki, rozejrzał się dla pewności. Trwała walka, nie było czasu na błędy. Szybkim ruchem przyskoczył i podał jej oręż, po czym dobył miecza, szukając możliwej drogi ucieczki.
Lub walki.
Va faill, dhoine...
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: Ninerl »

Ninherel Ehendarith
Wreszcie więzy puściły. Ludzki chłopak obok niej uśmiechnął się delikatnie i wskazał ruchem głowy swoje nogi.
Może ma nóż- domyśliła się od razu. Zaraz to sprawdzi.
Ostrożnie rozplątała sznur i przesunęła się w stronę młodzieńca. Ten obrócił się do niej plecami, a ona wyłuskała sztylet z jego buta. Miała nadzieję, że nogi nie śmierdzą mu za bardzo. Nie zmierzała tracić węchu.
Zacisnęła palce na nożu i zaczęła przecinać sznury. Ten drugi człowiek zaczął coś mamrotać pod nosem. Ninherel miała ochotę urwać mu język. Głupiec- pomyślałaZaraz nam ściągnie ich na głowę. Czemu tyle paple...
Chłopak przedstawił się jako Fritz, a ten idiota jako Ared Jakiśtam. Nie zawracała sobie głowy jego nazwiskiem- prymitywne jak wszystkie ludzkie miana.
-Ninherel-warknęła cicho. Tyle musi mu wystarczyć, nie zamierzała strzępić sobie języka.

Tymczasem pojawiła się nowa ofiara. Ninherel zgrzytnęła zębami. A jednak kultyści...
A potem tamta dotknęła głazu....
Ten zawirował od energii, złej plugawej energii... Ninherel z trudem powstrzymała mdłości, nienaturalne, jaskrawe płonęło jej przed oczyma. Na wpół oślepiona widziała jak kobieta chwyta nóż i zamierza się na starca. Nagle rozległ się świst i strzała utkwiła w jej ciele. Na polanę wskoczyli ludzcy mężczyźni i ruszyli w stronę mutantów.
Ninherel ucieszyła się na ich widok. Strażnicy dróg... lub inni pomyślała, nie zastanawiając się dłużej. Byli po stronie ofiar i to jej na razie wystarczyło.
Młody już znajdował się przy stercie z bronią. Podał jej miecz, gdy stanęła na nogi.
-Tarcza! Moja tarcza!- wyciągnęła ją ze stosu.
-Atakujemy z drugiej strony! Umiecie walczyć?- ruszyła ku walczącym, chcąc nieco ich obejść i zaatakować z boku. Zwierzoludzi jej atak może zdezorientować i dać mężczyznom szansę. Szkoda, że nie ma na sobie pancerza, tarcza musi jej wystarczyć.
-Osłaniajcie mnie! Powinna tam leżeć moja kusza! Bierz się za nią!- krzyknęła do Fritza.
Ruszyła do walki, nareszcie ! Zaraz popłynie krew i wszystko znowu będzie takie proste.... Obnażyła zęby w uśmiechu...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ared
Szczur Lądowy
Posty: 14
Rejestracja: czwartek, 28 lutego 2008, 22:11
Numer GG: 403391
Lokalizacja: Olsztyn

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: Ared »

Nie przejął się zbytnio burknięciem elfki. W cale nie zdziwiło go jej zachowanie, sytuacja nie odpowiadała tego typu kurtuazją. W ciągu kilku chwil przemyślał co można by zrobić, zanim jednak zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, poczuł jakąś dziwną energie przepływającą przez jego ciało. Cała okolica była przesiąknięta tą mroczną mocą. Przez chwile nie wiedział do końca co się dzieje, wszystko zdarzyło się tak nagle. Zadawał sobie tylko pytanie Gdzie ja jestem? Co ja tu robie? Co się ze mną dzieje?
W pewnej chwili odzyskał świadomość. Dostrzegł iż na polanie rozgrywa się bitwa. Zobaczył jak Fritz, młodzieniec którego poznał parę sekund wcześniej przekradł się błyskawicznie do ekwipunku po czym rzucił mu jego miecz. Ared wstał czym prędzej chwycił miecz, i zaraz potem skulił się z bólu. Za szybko się poruszył, jego ciało jeszcze nie odzyskało całkowitej stabilności po tym co poczuł.
Elfka Ninherel także złapała za broń po czym zaczęła krzyczeć coś do nas. Czy potrafimy walczyć? Oczywiście że nie potrafię, jestem uczonym nie wojownikiem, za kogo ona się uważa!. Krzyczy coś żeby ją osłaniać. Dobrze w takim razie. Przekradł się jeszcze kawałek. Na tyle blisko by móc objąć zasięgiem zaklęcia któregoś z przeciwników. Ale starał się stanąć jednocześnie tak aby nie być przesadnie widocznym. Wolał nie afiszować się aż tak bardzo z posiadanych mocy.
Zanim zaczął wypowiadać słowa zaklęcia, zawahał się przez chwile. Parę chwil wcześniej działo się z nim coś dziwnego, miał nadzieje że teraz jeśli spróbuje coś zrobić nie dojdzie do sytuacji iż odczuje ponownie to co wcześniej. Przez chwile obserwował jeszcze okolice po czym stwierdził że możliwe że są tu gdzieś żyły geomancyjne mógł by wtedy spróbować zaczerpnąć z nich trochę energii, to ułatwiło by mu rzucenie zaklęcia. Postarał się więc przed rzuceniem zaklęcia splątać trochę pobliskie wiązki magii, po czym rzekł słowa zaklęcia aby stworzyć magiczne żądło i skierować je na najbliższego przeciwnika...
Później coś wymyśle... na pewno... hmm... no dobra:P nie będzie mi się chciało :P:)
killakaan
Szczur Lądowy
Posty: 17
Rejestracja: czwartek, 21 lutego 2008, 19:54
Numer GG: 0

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: killakaan »

[Sorry za drobny poślizg z pisaniem tego posta. Sami wiecie... święta itd.]

[Ninherel]


Ninherel ruszyła na najbliższego zwierzoczłeka. Stwór był o połowę wyższy od elfki a liczne blizny widoczne pomiędzy kłębami czarnego futra świadczyły o tym, że nie była to jego pierwsza walka. Nosił pancerz złożony z pogniecionych kawałków zbroi, zapewne zdobyty na wrogach. Jego pysk przywodziłby na myśl byka, gdyby nie paszcza najeżona żółtymi kłami. Obrazu dopełniały dwie pary rogów wieńczące łeb. Kiedy tylko zauważył nadbiegającą wojowniczkę, błyskawicznym ruchem wyszarpnął swój topór z ciała zabitego przed chwilą mężczyzny i rycząc rzucił się na nią. Uskoczyła przed pierwszym ciosem po czym wyprowadziła pchnięcie usiłując zatopić ostrze w niechronionej pancerzem szyi potwora. Zwierzoczłek najwidoczniej przejrzał jej zamiary gdyż zrobił krok do tyłu co pozwoliło mu uniknąć trafienia. Wtedy jednym uderzeniem omal nie przeciął Ninherel na pół. W ostatniej chwili zasłoniła się tarczą jednak impet ciosu pozbawił ją czucia w lewej ręce. Upuściła tarczę. Stwór nie czekając aż elfka ją podniesie spróbował szybkim cięciem zakończyć walkę, gdy nagle powietrze wypełnił ostry zapach, który kojarzył jej się z kuźnią. Coś co wyglądało jak niebieska kula trafiło mutanta w łeb zwalając go z nóg. Nie czekała aż ten zdoła wstać. Jeden cios wystarczył by położyć go trupem. Z kolejnym poszło znacznie łatwiej. Był to ten sam zwierzoczłek z dwoma parami rąk i pyskiem dzika, który zabił jej przewodnika. To pewnie on ją ogłuszył kiedy walczyła z jego kompanem. Przyszedł czas na rewanż. Stała kilka kroków za nim więc nie mógł jej widzieć. Mutantowi udało się przed chwilą rozbroić jednego z mężczyzn. Chwycił go pierwszą parą rąk i próbował odrąbać głowę. Ninherel podeszła bliżej i wbiła klingę w masywne cielsko bestii. Mężczyzna podziękował jej skinieniem głowy, podniósł swój oręż i wrócił do walki. Kilka minut później pomógł jej kiedy dwóch zwierzoludzi omal nie rozerwało jej na strzępy.

[Ared]

Moc, którą wyzwoliła kobieta dotykając głazu była równie potężna co plugawa. Nawet nie musiał się koncentrować by dostrzec słup zielonej energii unoszący się z centrum polany ku niebu. Miał wrażenie, że ktoś (lub coś) obserwuje przebieg starcia i każda śmierć, obojętnie czy człowieka czy też jednego ze zwierzoludzi wzmacnia zaobserwowany przez niego przepływ mocy. Podczas studiów w Kolegium szybko wpojono mu, iż są na tym świecie siły, z którymi nie należy igrać, bez względu na korzyści jakie mogłyby wyniknąć z manipulowania nimi. Jednak mutanci mieli przewagę liczebną. Nie była wprawdzie przytłaczająca (naliczył 11 ludzi, podczas gdy mutantów było chyba 19) jednak nawet z pomocą jego i pozostałych odmieńcy mieli większe szanse na zwycięstwo. Musiał wykorzystać tę moc bez względu na konsekwencje. Spróbował zaczerpnąć nieco energii. Poczuł dreszcz podniecenia gdy moc przepływała przez jego ciało. Skierował swój wzrok na najbliższego zwierzoczłeka - małe pokraczne bydle, do złudzenia przypominające człowieka jeśli nie liczyć nóg kończących się kopytami i kolców wyrastających z twarzy. Wyrecytował inkantację żądła. Pocisk z hukiem uderzył w stwora niemal przepoławiając go. Równocześnie Areda przeszył ostry, rozsadzający czaszkę ból. Mężczyzna zachwiał się jednak po chwili odzyskał równowagę. Wszystko wskazywało na to, że tej nocy będzie musiał uważać przy rzucaniu jakichkolwiek zaklęć.

[Ared, Fritz]

Zanim stracili Ninherel z oczu zdążyła jeszcze krzyknąć do Fritza:

-Osłaniajcie mnie! Powinna tam leżeć moja kusza! Bierz się za nią!

W czasie gdy próbowała zajść zwierzoludzi od tyłu, bestia, która przed chwilą rozszarpała jednego z mężczyzn dostrzegła zamieszanie na tyłach obozu. Nie zastanawiając się ani chwili z rykiem zaczęła biec w stronę Areda. W tym czasie Fritz zdołał odnaleźć kuszę elfki wśród sterty łupów i przygotować broń do strzału. Udało mu się trafić w korpus potwora co jednak nie zrobiło na nim większego wrażenia. Zatrzymał się tylko na chwilę, spojrzał na młodzieńca, który oddał strzał po czym ruszył w jego kierunku. Nie było czasu na powtórne załadowanie broni. Fritz musiał sobie poradzić przy pomocy miecza. Zwierzoczłek był niższy od niego jednak braki we wzroście nadrabiał z nawiązką potężną budową ciała. W odróżnieniu od większości mutantów zgromadzonych w obozie nie miał rogów a jego ciała nie porastało gęste futro. Zamiast niego pokrywały je wrzody. Kiedy chłopak poczuł bijący od nich odór prawie zwymiotował. Obie ręce odmieńca kończyły się szczypcami, które teraz ociekały krwią. Próbował za ich pomocą rozerwać Fritza na strzępy i tylko dzięki ponadprzeciętnej zwinności udało mu się uniknąć śmierci. Wtedy chłopak kątem oka zauważył, że Ared stara się zajść bestię od tyłu. Gdy podszedł wystarczająco blisko dotknął zwierzoczłeka. Rozległ się trzask jaki zwykle można było usłyszeć podczas burzy kiedy niebo przecinały błyskawice, tyle że znacznie cichszy. Mutant zachwiał się, zrobił kilka niepewnych kroków po czym runął na ziemię.

-On zaraz wstanie! - krzyknął Ared do Fritza - Wykończ go!

Chłopakowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Zamaszystym cięciem pozbawił stwora głowy. Czarna posoka obryzgała mu twarz. Po raz kolejny poczuł mdłości. Korzystając z chwili oddechu przetarł oblicze, naładował kuszę i rozejrzał się po polu bitwy w poszukiwaniu następnego celu. W centrum polany dostrzegł starca, którego przed paroma minutami omal nie złożono w ofierze. Jeden ze zwierzoludzi - niemal dwumetrowe monstrum z ciałem pokrytym łuskami - zranił go włócznią w nogę a teraz próbował przygwoździć nieszczęśnika do ziemi. Fritz wycelował, starając się trafić w łeb, po czym wystrzelił. Bełt utkwił w klatce piersiowej bestii na wysokości serca. Stwór zatoczył się do tyłu, upadł i wyjąc skonał w kilka sekund. Chłopak pozbierał resztę bełtów a następnie skupił się na wypatrywaniu kolejnego przeciwnika.

W tym czasie stojący nieopodal Ared wypatrzył Ninherel wśród tłumu walczących. Potężny zwierzoczłek właśnie wytrącił jej tarczę z rąk i za pomocą ogromnego topora usiłował zakończyć życie elfki. Nie marnując czasu na zastanawianie się skoncentrował swą moc i po wyrecytowaniu krótkiej inkantacji posłał w kierunku stwora pocisk magicznej energii, który powalił go na ziemię. Wojowniczka bez chwili wahania uśmierciła monstrum. Ared zebrał swoje rzeczy po czym razem z Fritzem zajął się eliminowaniem mutantów z dystansu.

[Obaj macie przy sobie cały sprzęt z jakim zaczynaliście grę]

[wszyscy]

Walka dobiegła końca. Większość zwierzoludzi udało się zabić. Kilku uciekło do lasu a zwycięzcy byli zbyt wyczerpani starciem by pozwolić sobie na pościg. Mężczyźni, jak się później okazało strażnicy dróg, przypłacili wygraną śmiercią połowy swoich towarzyszy. Było też kilku rannych, wśród nich Ninherel. Oberwała mieczem jednego z odmieńców w prawą rękę. Na szczęście rana nie wyglądała groźnie. Po jej opatrzeniu przez jednego ze strażników zebrała swoje rzeczy i przygotowywała się do dalszej wędrówki.

[Odzyskałaś cały swój sprzęt z początku rozgrywki, z tym że cała amunicja do kuszy została zużyta przez Fritza w trakcie walki a z ciał zabitych zwierzoludzi udało się odzyskać trzy bełty]

Ared przedstawiał znacznie mniej budujący widok. Na pierwszy rzut oka widać było, że rzucanie zaklęć niezwykle go wyczerpało. Był trupioblady, oddychał ciężko a z nosa ciekła mu krew. Razem z Fritzem siedzieli pod drzewem na skraju polany zbierając siły do dalszej podróży. Obok leżał kapłan Sigmara. Starzec zasnął zmęczony przeżyciami mijającej nocy. Po pewnym czasie do grupki zbliżył się jeden ze strażników. Mężczyzna miał około czterdziestu lat i był potężnie zbudowany. Sądząc po stroju to on dowodził pozostałymi. Nosił starannie przystrzyżoną brodę a czarne włosy, miejscami przyprószone siwizną sięgały mu do ramion. Po sposobie, w jaki mówił i poruszał się można było poznać osobę nawykłą do wydawania rozkazów i do tego, że są one wykonywane.

-Jestem kapitan Herman von Salza. Mieliście szczęście, że akurat byliśmy w okolicy. Ja i mój oddział ścigamy złodzieja, który przed paroma dniami próbował okraść baronową von Goethe. Według miejscowych w ciągu ostatnich trzech dni tą częścią drogi przechodziło więcej osób niż przez ostatnie trzy miesiące. Postanowiliśmy sprawdzić ten trop. Niedaleko Krwawego Brodu znaleźliśmy ślady walki, po których trafiliśmy tutaj. Zostajemy tu do świtu chyba, że wcześniej uda się pochować naszych. Potem wracamy do Delberz. Wam radzę zrobić to samo.

Jakiś czas później starzec doszedł do siebie. Wziął kapitana na stronę i rozmawiał z nim chwilę po czym skierował wzrok na młodzieńców siedzących pod drzewem. Przez kilka minut przypatrywał się na przemian Aredowi i Fritzowi po czym zwrócił się do tego pierwszego.

-Zwą mnie Dietrich Halle, jestem skromnym sługą Sigmara. Panie wyglądacie mi na osobę uczoną w księgach. Jeżeli moje stare oczy mnie nie zwiodły to miałbym do ciebie prośbę.
-Ja nazywam się Ared Zayl Zakhar. Nie pomyliłeś się, dobry człowieku. Można powiedzieć, iż jestem „uczony w księgach”.
-Wobec tego, jeżeli twoje siły na to pozwalają, chcę byś podjął się realizacji zadania, którego ja w moim obecnym stanie nie mogę wypełnić. Widzisz, z polecenia świątyni w Delberz badam dzieje okolicznych ziem. W szczególności interesują mnie losy zamku należącego do rodziny von Steuber, która rządziła tu niegdyś. Zanim ci nikczemnicy mnie pojmali zmierzałem do wsi Altmarkt położonej dwa dni drogi na zachód. Na miejscu miałem spisać podania tamtejszych chłopów dotyczące twierdzy von Steuberów i jej okolic. Powiedziano mi, że żyje tam jeszcze kilka osób pamiętających czasy świetności zamku. Potrzebuję kogoś, kto za mnie dopełni tej misji.
-Od kiedy kapłani Młotodzierżcy interesują się historią?
-Przyczyny zainteresowania świątyni tymi ziemiami muszą niestety pozostać tajemnicą. Mogę cię jednak zapewnić panie, iż wysiłki twoje i każdego kto dopomorze ci w realizacji zadania zostaną hojnie wynagrodzone.
-Hmm będę potrzebował chwili czasu na zastanowienie...


[Pierwszą walkę w tej sesji zdecydowałem się przedstawić w sposób „książkowy”, to znaczy podejmując niemal wszystkie decyzje za Was. Mój wybór był podyktowany brakiem wiedzy na temat Waszych oczekiwań odnośnie sposobu przedstawiania i rozgrywania starć. Wprawdzie, jak to już wcześniej zaznaczyłem, walka będzie drugorzędnym elementem gry, jednak chciałbym uniknąć nieporozumień w przyszłości. Dlatego chcę byście dali mi znać na pw czy wolicie rozgrywać walki w sposób szczegółowy (z użyciem mini mapy, poprzez pisanie tzw. „postów bojowych” obejmujących opis działań postaci w czasie pojedynczej rundy walki i dość rygorystyczne stosowanie mechaniki) – w tym wypadku z oczywistych względów dopuszczalne będzie pisanie postów o objętości kilku linijek (z tym, że na okres starcia skrócę czas na napisanie odpowiedzi do 24h). Czy może bardziej pasuje Wam styl „narracyjny” (standardowy czas na odpowiedź i wymogi dotyczące jej objętości i stylu, post w sposób szczegółowy ma opisywać taktykę obraną przez bohatera, kogo chcecie zaatakować w pierwszej kolejności a kogo będziecie starali się unikać itd.). Bez względu na to jaki styl bardziej wam odpowiada, miejcie na uwadze fakt, że przy rozstrzyganiu konsekwencji Waszych poczynań będę się kierował przede wszystkim zdrowym rozsądkiem. Pamiętajcie o tym gdy przyjdzie Wam ochota na zaatakowanie znacznie silniejszego przeciwnika.]
Turn on beyond the bone
Swallow future, spit out hope
Burn your face upon the chrome
Ared
Szczur Lądowy
Posty: 14
Rejestracja: czwartek, 28 lutego 2008, 22:11
Numer GG: 403391
Lokalizacja: Olsztyn

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: Ared »

[Ared]
-Hmm będę potrzebował chwili na zastanowienie...
Odszedł na parę kroków, w między czasie przetarł krew z twarzy. Rozejrzał się po polu bitwy. Wzdrygnął się na myśl o dłuższym przebywaniu w tym miejscu. W dalszym ciągu miał wrażenie że ktoś to miejsce obserwuje ale nie był w stanie sprecyzować kto i z której strony. To Coś wydawało się być wszechobecne. Spojrzał na Ninherel potem na Fritza, zastanawiał się czy nie ruszyli by z nim. Nie miał ochoty po tej sytuacji podróżować sam. Po chwili zastanowienia się zwrócił się do sigmaryty
-Powiedz mi pewną rzecz. Znasz może człowieka imieniem Johann Fehr? Jest pustelnikiem, podobno zamieszkuje te okolice. Chciał bym także dowiedzieć się czegoś więcej o tej "prośbie" sądzę że był bym zainteresowany. Chętnie przyjrzał bym się bliżej historii tych okolic. Cokolwiek ona kryje. Mam jeszcze jedno dodatkowe pytanie. Czy zamierzasz coś z robić z tym przeklętym obeliskiem? Czy znasz jakiś sposób na zniszczenie go? - spojrzał z niepokojem w stronę pokrytego runami głazu. Po chwili wzdrygnął się, przypomniał sobie po co między innymi tutaj przybył, zdjął czym prędzej plecak i zaczął szukać w nim listu od mistrza musiał się upewnić czy pieczęć jest cała...
W między czasie zwrócił się do Fritza:
-Co zamierzasz teraz zrobić? Wędrowałeś po tych ziemiach w jakimś konkretnym celu? Ponieważ sam słyszałeś Sigmaryte. Co ty na to? Pomógł byś mi w badaniach?
Po czym skierował jeszcze zapytanie do starca:
-Co ty proponujesz ogólnie w zamian za tą "prośbę"? I gdzie zamierzasz się teraz udać? Do Delberz? Czy tam masz jakieś materiały związane z tą sprawą? Chciał bym co nieco usłyszeć bądź przeczytać na ten temat. Jeśli miał bym podjąć się tego zadania muszę wiedzieć na czym stoję.
Ostatnio zmieniony środa, 2 kwietnia 2008, 10:48 przez Ared, łącznie zmieniany 1 raz.
Później coś wymyśle... na pewno... hmm... no dobra:P nie będzie mi się chciało :P:)
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: Ninerl »

Ninherel Ehendarith
Walka się skończyła. Ninherel stała dysząc i próbując się otrząsnąć z bitewnego zapamiętania. Ramię piekło, ale rana nie wydawała się groźna, zresztą Ninherel już do takich przywykła. Oczyściła miecz i podeszła do sterty ekwipunku. Trzeba zrobić jakiś bandaż, coś powinno się znaleźć.
Rzuciła tarczę, która z każdą walką była coraz bardziej poszczerbiona.

Wkrótce oczyszczona rana pulsowała nikłym bólem. Dobrze, zagoi się wkrótce, zostanie niewielki ślad.
Ninherel pozbierała bełty. Straciła tylko trzy, co i tak było nieźle.
Całe szczęście, że to jednak byli strażnicy dróg. Co prawda, została ich zaledwie połowa.
Podeszła do grupki siedzącej pod drzewem.
-Sarithonar. Mogłam się domyślać- zwróciła się do bladego Areda- Dziękuję za pomoc-skinęła głową.
-Tobie też-zwróciła się do Fritza.
Za chwilę podszedł jeden ze strażników, najwidoczniej dowódca. Ninherel słuchała go w milczeniu.
A potem ten ludzki starzec, po rozmowie z człowiekiem przemówił do jej przygodnych towarzyszy. Ninherel zastrzygła uszami.
Stara twierdza- ludzie często budowali swoje pokraczne domostwa na miejscu asurskich ruin.
Ale z drugiej strony... Ruiny miały być na północ, wedle słów tropiciela.
Mag rzucił jej pytające spojrzenie. Starzec oferował pieniądze. Pieniądze dobra rzecz. Trzeba jakoś żyć.
No dobrze, na razie poczeka. Usiadła na trawie. Pewnie i tak będą chcieli eskortę...

Ja wolę książkowy:)... Jest po prostu ciekawszy i przyśpiesza akcję..
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Uriziel
Majtek
Majtek
Posty: 140
Rejestracja: wtorek, 10 kwietnia 2007, 16:09
Numer GG: 11926008
Lokalizacja: Gniezno

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: Uriziel »

Fritz
Po walce chłopak odetchnął z ulgą. Wcześniej miał nadzieję, że w ogóle uda się jej uniknąć. Pierwszy raz w życiu cieszył się na widok strażników, jednak jedno go niepokoiło.
"Baronowa von Goethe? Chyba gdzieś słyszałem to nazwisko. I chyba znam złodzieja, którego szukają..." - Nie sądził aby zechcieli zapomnieć o celu swoich poszukiwań, więc postanowił nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi.

Zwierzoludzie jak na razie uciekli, ale mogą w każdej chwili wrócić w większej liczbie. Nie miał zamiaru przesiadywać w tym ponurym miejscu ani chwili dłużej. Poza mutantami byli jeszcze strażnicy, którzy po czasie mogliby zacząć coś podejrzewać. "Trzeba się stąd zmywać. Jak najprędzej."
Ared prosił o pomoc w badaniach, Fritz spojrzał na niego i zastanowił się chwilę. Perspektywa samotnego spotkania z odmieńcami nie napawała go optymizmem. Ponadto wyglądało na to, iż podróż opłaci mu się również od strony materialnej.
- Jeśli o mnie chodzi, chętnie wyruszę z tobą -odezwał się do Areda, po czym powoli, z niepokojem rozejrzał się po okolicy. Po chwili powiedział spokojnie - Nie powinniśmy jednak zostawać tutaj zbyt długo. Przytulnie to tutaj nie jest, a i przeziębić się łatwo. Najlepiej wyruszajmy natychmiast -kątem oka zerknął na strażników - nie podoba mi się tutaj

Elfka dziękowała za pomoc. Śmieszne, machała mieczem lepiej niż oni obaj razem wzięci. Ale teraz nie było czasu na zastanawianie się nad czyjąkolwiek przewagą. Chciał jak najszybciej opuścić to miejsce. Miał nadzieję, że Ninherel pójdzie razem z nimi, bez niej z pewnością byłoby o wiele trudniej.
Va faill, dhoine...
killakaan
Szczur Lądowy
Posty: 17
Rejestracja: czwartek, 21 lutego 2008, 19:54
Numer GG: 0

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: killakaan »

[Większość z Was opowiedziała się za narracyjnym stylem prezentacji walk a więc od tej chwili będziemy go stosować]

[wszyscy]

okolice Krwawego Brodu, 1 Brauzeit 2523 KI


Pomiędzy koronami drzew na polanę przemykały pierwsze promienie wschodzącego słońca. Strażnicy pochowali swoich towarzyszy i szykowali się do odjazdu. Widać było, że to miejsce niepokoi zarówno ludzi jak i ich wierzchowce. Dwa z nich uciekły i nikt nie miał ochoty ich szukać. Mimo że upłynęło kilka godzin od zakończenia bitwy, w powietrzu dalej można było wyczuć zapach krwi.

Ninherel siedziała na trawie. Dla zabicia czasu próbowała oczyść swoją tarczę ze śladów zakrzepłej krwi. Nieopodal Fritz oparty o drzewo nerwowo omiatał wzrokiem okolicę. Parę kroków dalej, przy jednym z dogasających ognisk Ared rozmawiał z kapłanem.

Starzec po wysłuchaniu młodzieńca pokręcił głową.

-Przykro mi ale nigdy nim nie słyszałem. Z drugiej strony, skoro twierdzisz, że jest on pustelnikiem to zapewne na swoją siedzibę wybrał sobie miejsce zapewniające odosobnienie. Wprawdzie Ehrstahl i okolice nie należą do najludniejszych ziem Imperium jednak trudno oczekiwać od eremity by zamieszkiwał w pobliżu szlaku. Gdybyś zgodził się pomóc świątyni w badaniach, mógłbyś zasięgnąć języka w Altmarkt. Wioska leży wprawdzie nieopodal drogi ale ten odcinek trasy od dawna nie jest patrolowany przez strażników i podróżni rzadko decydują się nim wędrować. Jej mieszkańcy mogą wiedzieć gdzie przebywa człowiek, którego szukasz.
-Co zamierzasz uczynić z tym głazem?
-Szczerze mówiąc niewiele mogę zrobić. Wprawdzie badanie plugawej natury sił chaosu nigdy nie leżało w sferze moich zainteresowań ale czuję ogrom mocy przenikającej to miejsce. Nie sądzę by fizyczne zniszczenie głazu dużo dało. Zresztą w moim obecnym stanie nie jestem zdolny nawet do tego. Puki co udam się do Ehrstahl. Zostanę tam do czasu aż noga się zagoi. Potem niezwłocznie wyruszam do Delberz. Mam tam do załatwienia kilka spraw, które wymagają z mojej strony szczególnej uwagi.
-Można wiedzieć jakich?

-Wybacz panie ale nie dotyczą one w żaden sposób zadania, które chciałbym ci powierzyć - w głosie starca można było wyczuć irytację dociekliwością Areda jednak po chwili kapłan się rozpogodził - wracając do głazu, poprosiłem kapitana von Salzę by przekazał w moim imieniu wiadomość o tej polanie stacjonującym tam braciom z Zakonu Oczyszczającego Płomienia. Myślę, że będą wiedzieć co należy uczynić by unicestwić siły nawiedzające to miejsce.
-A co do prośby...
-Misja, której się podjąłem miała na celu poszerzenie naszej wiedzy na temat dziejów tych ziem, o których wiemy stosunkowo niewiele. Twoje zadanie jest dość proste. Chciałbym abyś udał się do Altmarkt i zebrał możliwie najwięcej informacji na temat dziejów położonego nieopodal zamku. Mógłbyś również zbadać ruiny. Z tego co udało mi się ustalić wypytując wieśniaków z Ehrstahl wynika, iż w Altmarkt żyje jeszcze kilka osób, które pamiętają czasy, gdy zamek był zamieszkany.
-A czemu już nie jest?
-Rodzina, która rządziła tymi ziemiami -von Steuberowie - wygasła, ostatni z rodu hrabia Konrad von Steuber miał tylko córkę, która ponoć zmarła nie ukończywszy szesnastego roku życia. Nie znam przyczyny jej śmierci. Z powodu braku dalszych krewnych, w kilka lat po tym jak hrabia dokonał żywota książę Todbringer roztoczył opiekę nad miejscową ludnością. Jednakże sam zamek do tej pory nie został obsadzony wojskiem. Nie wiem czemu. Co bardziej zgryźliwi wieśniacy w Ehrstahl twierdzili, że zdaniem księcia bezpieczeństwo dwóch wiosek nie jest warte utrzymywania twierdzy. Choć ja na ich miejscu nie afiszowałbym się z takimi poglądami jest w nich nieco racji. Od kapitana dowiedziałem się, iż ostatnio w północnej części prowincji zwierzoludzie coraz częściej wychodzą z lasów niszcząc tamtejsze wioski. Tam też jest skupiona cała uwaga księcia oraz większość jego sił.
-Wiadomo coś więcej na temat von Steuberów?

-Niestety niewiele mogę dodać do tego co już powiedziałem. Władali tymi ziemiami jakieś 150 lat. Byli nieco podupadłym rodem, który przeniósł się tu z Ostermarku. Wracając do zamku, pewnym jest, że zbudowali go von Steuberowie. Miejscowi twierdzą, iż stoi na ruinach miejsca zamieszkiwanego przez elfy. Szczerze mówiąc wątpię żeby to była prawda. Od czasu gdy twierdza stoi pusta narosło wokół niej kilka legend. Większość z tego co usłyszałem w Ehrstahl można włożyć między bajki, gdyż więcej w tych opowieściach bajdurzenia zapijaczonych chłopów niż prawdy. Dlatego zanim zostałem pojmany zmierzałem do Altmarkt w nadziei znalezienia bardziej miarodajnych źródeł. Wioska leży wprawdzie nieco dalej od twierdzy jednak to właśnie stamtąd prowadzi jedyna droga do zamku. To bez wątpienia najbezpieczniejsza trasa. Istnieje jeszcze jedna droga. Zamek leży na wyspie, opływanej ze wszystkich stron przez Arnę. Można do niego dotrzeć wędrując na północ wzdłuż jej biegu. Jednakże z uwagi na wydarzenia dzisiejszej nocy odradzałbym wybór tej drogi. Niewykluczone, że w trakcie podróży mógłbyś się panie natknąć na niedobitki zwierzoludzi, które czmychnęły do lasu. Idąc przez Altmarkt nadłożysz tylko dwa dni.
-Pozostała kwestia wynagrodzenia...

-Jeżeli zgodzisz się panie wykonać to zadanie mogę ci zaoferować dziesięć złotych koron. Tyle samo otrzyma każdy, kto ci pomoże. Jako dowód moich najlepszych intencji mogę zapłacić jedną piątą umówionej sumy z góry.
-Hmm...
-Zważ panie, iż żyjemy w trudnych czasach. Ponadto podejmując się tej misji wyświadczysz przysługę świątyni. A świątynia nie zapomina o tych, którzy działają na jej rzecz. Zanim podejmiesz decyzję przejrzyj proszę ten dziennik -
starzec wręczył mu książeczkę niewielkich rozmiarów - zacząłem go prowadzić jakieś dwa miesiące temu, kiedy po przybyciu w te strony rozpocząłem badania. Starałem się w nim zapisywać wszystkie zdobyte informacje, które wydawały mi się istotne ze względu na cel badań. Nie znajdziesz tu wile więcej ponadto co ci powiedziałem. Być może jednak pewne szczegóły wydadzą ci się istotniejsze dla sprawy niż mi. Jeśli zgodzisz się wykonać zadanie będziesz mógł wziąć go ze sobą na czas niezbędny do przeprowadzenia badań w Altmarkt i ruinach twierdzy. Najlepiej gdybyś zapisywał w nim wszystko co uda ci się ustalić.

[Ared]

Młodzieniec przyjrzał się dziennikowi. Był to mały wolumin, mniej więcej formatu octavo, oprawiony w brązową, podniszczoną miejscami skórę. Na grzbiecie wypalono symbol przypominający nieco wizerunek młota noszony na szatach przez kapłanów Sigmara z tym że w miejscu gdzie kończył się trzonek można było dostrzec okrąg przecięty dwiema liniami. Ared nigdy wcześniej nie widział tego znaku. Słyszał w trakcie studiów w Kolegium o tajnych stowarzyszeniach istniejących w łonie wielu powszechnie uznawanych kultów. Część z nich tworzyli bluźniercy oddający po kryjomu cześć Niszczycielskim Potęgom. Inne grupowały ludzi wyznających dawno zapomniane aspekty różnych bóstw, praktykujących swą wiarę w ukryciu w obawie przed oskarżeniami o herezję i prześladowaniami ze strony ortodoksów. Przynależność sigmaryty do pierwszej z wymienionych grup wydawała się młodzieńcowi mało prawdopodobna. Bądź co bądź przed paroma godzinami omal nie zginął z rąk kultystów. Dziennik złożono i oprawiono w sposób typowy dla książek co trochę go zdziwiło.

Całość liczyła sobie nieco ponad sześćdziesiąt kartek, z czego połowa była zapisana nieco rozstrzelonym, choć eleganckim pismem. Przeglądając wolumin poczuł nieprzyjemny chłód. Nie mógł jednak ustalić źródła tego uczucia. Pobieżna lektura wykazała, że kapłan w jednym na pewno miał rację. Większość z opowieści wieśniaków można było włożyć między bajki. Jedna z nich głosiła nawet, że ostatniego z rodu von Steuberów pożarł smok, który następnie zajął zamek na swoje leże. Teraz ponoć śpi w jamie pod ruinami twierdzy strzegąc niezmierzonych skarbów. Ared uśmiechnął się pod nosem. Jakby ludziom nie dość było prawdziwych potworów, czyhających po lasach, muszą jeszcze wymyślać kolejne. Po chwili zrozumiał w czym tkwi źródło jego niepokoju. Biorąc pod uwagę stan pergaminu i wyblakły odcień atramentu, którym poczyniono notatki całość musiała mieć co najmniej kilka lat tymczasem starzec twierdził, iż zaczął go prowadzić ledwo przed dwoma miesiącami. Zaczął uważniej przeglądać zawartość książeczki. Zauważył, że ostatnie strony zapisano pismem, które charakterem różniło się delikatnie od pozostałych notatek. Tym samym stylem zapisano uwagi poczynione tu i ówdzie na marginesach. Wreszcie u dołu przedostatniej z zapisanych kartek młodzieniec dostrzegł kilka brązowych plamek. Nie mógł z całą pewnością określić źródła ich pochodzenia jednak było prawdopodobne, iż stanowiły pozostałość po zaschniętej krwi. Pora na wnioski. Dziennika na pewno nie napisała jedna osoba. Wobec tego kapłan, o ile rzeczywiście nim był, przynajmniej raz go okłamał. Ared musiał się poważnie zastanowić nad następnym posunięciem.
Turn on beyond the bone
Swallow future, spit out hope
Burn your face upon the chrome
Ared
Szczur Lądowy
Posty: 14
Rejestracja: czwartek, 28 lutego 2008, 22:11
Numer GG: 403391
Lokalizacja: Olsztyn

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: Ared »

[Ared]

-Hmm... daj mi więc kilka minut na przemyślenie całej sytuacji. Rozumiem że w pierwszej kolejności chciał byś abym udał się do Altmark w celu pozyskania kolejnych informacji dla ciebie. Pozwól że jeszcze zapytam. Skąd masz ten dziennik i od jak dawna? Jak sam wspomniałeś jestem osobą "uczoną w księgach" i wybacz jeśli cię obrażę ale to nie wygląda mi na całkowicie twoje notatki. Kontynuujesz czyjeś dzieło czy w między czasie natrafiłeś jakoś na niego?
Wybacz jeśli do zabrzmiało jak bym oskarżał cię o coś, ale jestem osobą lekko podejrzliwą. Zresztą jak sam pewnie wiesz, w naszych czasach taka cecha czasami się przydaje.

Powiedział po czym uśmiechnął się lekko. W momencie gdy starzec wspomniał o wynagrodzeniu młodzieniec skrzywił się lekko.
"Dziesięć złotych koron! Za kogo on mnie ma. Zresztą nie będę mu tego wypominał. W sumie, pieniądze mi się i tak kończą, a w tych czasach ciężko jest zdobyć nawet taką kwotę. No dobrze zobaczmy co mi jeszcze powiesz. Ciekawe kim był ten złodziej, może to Johann wieśniacy mówili że podróżuje sporo po okolicznych zamkach. Po dłuższym zastanowieniu, może jakby udało mi się dotrzeć do tych ruin to może bym go tam odnalazł. Może też czegoś tam szuka. Chyba zaryzykuje. Powstaje teraz pytanie czy tamta dwójka zechciała by z nim pójść. Nie mam ochoty na samotną wędrówkę a na strażników i kapłana nie mam co liczyć."
Spojrzał ponownie na tamtą dwójkę po czym podszedł do nich. I powiedział lekko przyciszonym głosem.
-Słyszeliście co ten sigmaryta powiedział? Mam więc i ja pytanie. Czy zechcieli byście mi towarzyszyć w tej podróży, albo przynajmniej przez jej część. Na strażników nie mam co liczyć raczej, oni ruszą w swoją drogę i raczej nie pomogą w tej podróży. A wy? Zamierzacie udać się w swoją stronę?
Zaraz potem zwrócił się bardziej do elfki:
-Podobno zamek mógł być zbudowany na jakiejś elfich ruinach, może zainteresowało by cię przyjrzenie się temu? Poza tym sądzę że dużo lepiej znasz swoją kulturę, język niż Ja. Ponieważ ja tej plotki nie wrzucał bym między bajki, sądzę że to bardzo możliwe ale nie będę o tym mówił głośno. A poza tym nie ukrywam że walczysz lepiej niż ja i Fritz.
-A ty Fritz? Ruszył byś ze mną? Całkiem nieźle walczysz, mimo wszytko. A tak właściwie czym się zajmujesz?

Po czym odwrócił się do kapłana i powiedział:
-Sądzę że się chyba przystanę na twoją propozycje, ale wolał bym sam nie ruszać. W którą stronę ruszają strażnicy? Może zechcieli by nas eskortować do wioski?

Zaraz potem zaczął rozglądać się po okolicy, nie był do końca pewny czemu to robi. Może miał nadzieje ujrzeć coś, gdzieś. Nie wiedzieć czemu chciał zobaczyć ponownie tamtego chłopca. Chciał mu się przyjrzeć jeszcze raz. Po chwili jednak wyrzucił tą myśl z głowy i spojrzał na obecnych czekając na odpowiedź.
Później coś wymyśle... na pewno... hmm... no dobra:P nie będzie mi się chciało :P:)
Uriziel
Majtek
Majtek
Posty: 140
Rejestracja: wtorek, 10 kwietnia 2007, 16:09
Numer GG: 11926008
Lokalizacja: Gniezno

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: Uriziel »

Fritz

- Chętnie wyruszę z tobą, Aredzie. I bynajmniej nie z powodu oferowanego wynagrodzenia, choć przyznam, że pieniędzmi nie gardzę. Pytasz, czym się zajmuję? - chłopak uśmiechnął się - Powiedzmy, że wędruję przez świat w poszukiwaniu przygód i skarbów. Wybacz, ale na razie nie mogę ci więcej wyjawić, nazwijmy to "tajemnicą zawodową".

"Nie mogę ryzykować, nie znam go zbyt dobrze. Poza tym ktoś mógłby usłyszeć" - znów spojrzał w stronę strażników. Tak jak myślał, obserwowali go. A przynajmniej jeden z nich. - "Jeśli jest taki uczony, to pewnie i tak już sam się domyśla. To dobrze, zobaczymy, jak zareaguje."

Słyszał pytanie o eskortę skierowane do kapłana. Nie miał zamiaru podsłuchiwać, ale słowo "strażnicy" wychwyciłby z daleka, wymawiane szeptem. Podszedł bliżej do Areda i ostrzegł cicho
- Ja nie chcę żadnej zapłaty, jednak na strażników bym nie liczył. Są bardzo łasi na pieniądze, możliwe, że po dotarciu na miejsce zażądali by sporego wynagrodzenia. Poza tym nie wyglądają na godnych zaufania, mimo że pomogli nam wcześniej. Uwierz mi, od razu poznam, na kim można polegać, a na kim nie.

Spojrzał na elfkę. Nadal zastanawiał się, jaka będzie jej odpowiedź.
-Ruszasz z nami, Ninherel? Twoja pomoc jest dla mnie po stokroć więcej warta, niż wsparcie całej armii imperium - znów uśmiechnął radośnie. Czekał na odpowiedź, mając nadzieję, że dziewczyna się zgodzi.
Va faill, dhoine...
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: Ninerl »

Ninherel Ehendarith
Ninherel mocniej zabiło serce, gdy usłyszała słowa starca. A jednak! Tropiciel mówił prawdę. Musi iść z nimi, z tymi ludźmi. Podniosła się powoli i właśnie podszedł do niej ten sarithonar. Zanim zdążyła coś powiedzieć, zalał ją potokiem słów.
- Owszem, zamierzam udać się w tamte okolice.- odpowiedziała zwięźle-Pamiątki po moim ludzie są mi cenne- dodała krótko.
Człowiek powinien się domyślić, o co jej chodzi. Głupi nie jest, a ona nie bardzo ma teraz ochotę trzepać językiem.
Potem odezwał się drugi. Ninherel westchnęła cicho.
-Przecież powiedziałam, że idę z wami- odparła- W grupie bezpieczniej. A co do strażników... mała grupa łatwiej może uniknąć przygód. Poza tym mam wrażenie, że wasi wieśniacy trochę się boją hmm, urzędników. Nam mogę coś łatwiej powiedzieć-dodała.
-Ruszamy zaraz?
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
killakaan
Szczur Lądowy
Posty: 17
Rejestracja: czwartek, 21 lutego 2008, 19:54
Numer GG: 0

Re: [wfrp] W złym miejscu, w złym czasie

Post autor: killakaan »

[Ared]

Wysłuchawszy pytań Areda starzec wziął młodzieńca na stronę, tak by nikt nie mógł ich słyszeć.

-Nie dziwi mnie twoja podejrzliwość. Okoliczności, w jakich się spotykamy są dość niezwykłe. Masz rację myśląc, że dziennik nie jest mój. Należał do mojego przyjaciela, który poświecił piętnaście lat na badanie tajemnicy skrywanej przez te ziemie. Rok temu oddał życie nie dokończywszy dzieła. Sprawa, której służył jest droga również memu sercu toteż w jakiś czas po tym, jak dowiedziałem się o jego śmierci, postanowiłem kontynuować pracę mego towarzysza.
-Możesz panie powiedzieć coś więcej na temat tej sprawy?
-Mogę jeżeli wcześniej dasz mi słowo, że treść tej rozmowy pozostanie między nami.
-Skąd wiesz, że dotrzymam obietnicy?
-Żyję na tym świecie ładnych parę lat i przez ten czas wiele nauczyłem się o ludziach. Potrafię poznać kłamcę kiedy z nim rozmawiam.
-Zatem niech będzie, masz moje słowo.
-Należę do pewnego stowarzyszenia, które skupia ludzi o, jakby to rzec, dość oryginalnych poglądach na temat osoby założyciela Imperium.
-Jak bardzo oryginalnych?
-Na tyle oryginalnych by posłać mnie na stos, w przypadku, gdyby dowiedział się o tym któryś z wyżej postawionych kapłanów.
-Rozumiem.
-Wierzymy, że ruiny miejscowego zamku skrywają pewien przedmiot pochodzący z połowy drugiego tysiąclecia, którego zbadanie ujawniłoby wiele nowych faktów z historii naszej ojczyzny.
-Co to za przedmiot?
-Niestety nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Człowiek, od którego dowiedzieliśmy się o jego istnieniu był na wpół obłąkany, co nakazywało daleko posuniętą ostrożność w stosunku do jego wypowiedzi. Dlatego właśnie chcę byście udali się do Altmarkt. Być może wiadomości uzyskane od tamtejszych wieśniaków i zdobyte przy badaniu ruin pozwolą ustalić coś więcej na temat natury owego artefaktu. Kiedy zbierzemy wystarczająco dużo informacji sami zorganizujemy ekspedycję.
-Skąd pewność, że ten przedmiot w ogóle istnieje?
-Mój przyjaciel na miesiąc przed śmiercią znalazł dokument potwierdzający to co usłyszeliśmy. Pisał o nim w ostatnim liście, jaki od niego otrzymałem. Niestety, nie udało mi się go odnaleźć wśród jego rzeczy. Teraz wiesz wszystko co powinieneś wiedzieć. Możemy wracać do pozostałych.

[Fritz]

Starzec odciągnął Areda na bok, gdzie rozmawiali o czymś ściszonymi głosami. Chłopak miał zamiar pozbierać resztę swoich rzeczy, gdy coś przykuło jego uwagę. Dziennik kapłana - na grzbiecie książki widniał znak - symbol młota podobny do tego, jaki nosili kapłani Sigmara. Z tym, że u jego podstawy można było dostrzec okrąg o średnicy około dwóch centymetrów przecięty dwiema równoległymi liniami. Fritz pamiętał ten symbol, chociaż minęło ponad dziesięć lat od czasu gdy widział go po raz ostatni.

Wrócił pamięcią do czasów, gdy będąc dzieckiem, całe dnie spędzał szwendając się po ulicach Altdorfu razem z kilkoma innymi chłopakami mieszkającymi przy Wesnerstrasse. Ojciec jeszcze miał pieniądze, on bawił się w rycerzy i smoki, życie było o wiele prostsze. Pewnego dnia Udo Bloef, syn bednarza założył się z nim, że nie starczy mu odwagi by się zakraść się do domu starego Schneidera. Fritza już wtedy fascynowało złodziejskie rzemiosło i miał wysokie mniemanie o swoich umiejętnościach. Dlatego przyjął wyzwanie.

Wilhelm Schneider był niskim, niezwykle szczupłym mężczyzną, z wyglądu sześćdziesięcioletnim. Łatwo było go zapamiętać ze względu na piskliwy głos i sposób w jaki się wysławiał, bardziej pasujący do uniwersyteckiej auli niż dzielnicy zamieszkiwanej przez plebs, gdzie stał jego dom. Prowadził mały antykwariat. Szyld nad wejściem głosił „Schneider i Koch: książki, zwoje, miscallena”. Pod spodem widniał taki sam symbol jak ten na okładce dziennika. Słyszał, że dawniej przybytek prowadziło dwóch antykwariuszy jednak drugi ze wspólników - niejaki Walter Koch zniknął w tajemniczych okolicznościach na długo przed przyjściem Fritza na świat. Schneider był postacią budzącą konsternację wśród miejscowej ludności i nie bez powodu. Choć ulica, na której wychował się Fritz nie leżała w obrębie dzielnicy biedoty to jednak i tutaj powszechnym zjawiskiem było ściąganie haraczy z okolicznych kramów. Często „opłaty za ochronę” pobierali nie tylko reketerzy ale również miejscowi strażnicy. Tymczasem zarówno jedni jak i drudzy omijali antykwariat. Poza tym nikt z mieszkańców Wesnerstrasse nie pamiętał by zdarzyło mu się widzieć by ktokolwiek poza starcem wchodził do środka co dawało miejscowym podstawę do spekulacji na temat rzeczywistych źródeł utrzymania starca.

Na porę włamania wybrał noc z Konigstag na Angestag. Był środek lata. Powietrze na zewnątrz było gorące i duszne mimo że wiał lekki wiatr. Fritz stał przed drzwiami frontowymi zastanawiając się jak poradzi sobie z zamkiem. Wejście przez którekolwiek z okien nie wchodziło w grę, ponieważ były zabezpieczone stalowymi kratami. Obejrzał się za siebie. Udo razem z resztą chłopaków stał za rogiem obserwując stamtąd przebieg wydarzeń. Gdy Fritz dotknął drzwi, te ku jego zdziwieniu uchyliły się odsłaniając ciemne wnętrze antykwariatu mieszczącego się na parterze domostwa. Wszedł do środka. Od razu wyczuł słodkawy odór stęchlizny. Jako dowód musiał stąd coś zabrać. Rozejrzał się wokoło. Lokal niemal w całości wypełniały półki zawalone rozpadającymi się woluminami. Przy ladzie stała pognieciona zbroja, zapewne pamiątka po jakimś dawno poległym wojowniku, odbijająca nikłe światło gwiazd jakie wpadało do środka przez okna. Zamknął drzwi. Nie mógł sobie pozwolić na zwrócenie uwagi strażników. W przypadku gdyby któryś z nich w czasie patrolowania ulicy spostrzegł, że lokal jest otwarty i postanowił ustalić dlaczego chłopak znalazłby się w poważnych opałach. Teraz mógł spokojnie rozejrzeć się za trofeum. Po chwili zastanowienia zdecydował, że będzie nim kamienny posążek spoczywający na regale za ladą. Wykonano go z czarnej porowatej skały. Chłopak nigdy wcześniej nie widział podobnego kamienia. Rzeźba, wysokości około 20 cm przedstawiała kobietę o smukłych kształtach. Miała dwie pary rąk i nosiła na głowie koronę. W słabym świetle panującym wewnątrz antykwariatu nie był w stanie dostrzec więcej szczegółów. Uśmiechnął się w duchu na myśl o tym co powie Udo kiedy ją zobaczy.

Gdy zmierzał do wyjścia usłyszał krzyk. Głos prawdopodobnie należał do starca i dobiegał z góry. Fritz zastanowił się chwilę po czym, najciszej jak tylko mógł, ruszył na górę. Drzwi do pierwszego pokoju po prawej stronie korytarza były lekko uchylone. Zajrzał do środka. Schneider leżał na podłodze w kałuży własnej krwi. Nad nim stał wysoki człowiek ubrany w szary płaszcz. Nie mógł dojrzeć jego twarzy, gdyż skrywało ją szerokie rondo kapelusza, spod którego na ramiona opadała mu kaskada czarnych włosów.

-Starcze, zanim umrzesz chcę, żebyś wiedział, że w tej chwili nie znasz nawet połowy prawdy.

Na sam dźwięk jego głosu Fritzowi serce podeszło do gardła. Mężczyzna w płaszczu przebił starca mieczem. Przez chwilę Fritzowi wydawało się, że antykwariusz patrzy w jego kierunku, z twarzą wykrzywioną bólem. Następnie odwrócił go twarzą do ziemi. Wyciągnął zza pasa podłużny nóż z ostrzem rozwidlającym się na kształt języka węża i wbił go w czaszkę Schneidera. Grzebał w niej przez chwilę Chłopak słysząc towarzyszący temu chrobot poczuł, że robi mu się niedobrze. Po jakimś czasie wyjął ze środka głowy niewielki szaro-czerwony kawałek mięsa, który schował w worku przytroczonym do pasa. Fritz nie miał zamiaru czekać aż morderca go zauważy. Zbiegł schodami na parter. Przy wyjściu potknął się i statuetka wyleciała mu z rąk. Pognał prosto do domu. Tej samej nocy antykwariat spłonął a on nikomu nie opowiedział co wtedy zaszło.

Teraz, po tylu latach, ponownie zobaczył ten symbol. Poczuł, że robi mu się zimno.

[Ninherel]

W czasie gdy Ared uzgadniał szczegóły zlecenia z kapłanem postanowiła się przejść. Mieli przed sobą kilka dni pieszej wędrówki, więc dobrze by było zawczasu rozprostować kości. Kiedy przechadzała się po polanie jej uwagę przykuł błyszczący kawałek metalu nieopodal jednego z dogasających ognisk. Podeszła bliżej. Przy pomocy sztyletu rozgrzebała ziemię. Jej oczom ukazał się przedmiot kształtem przypominający walec. Miał 20-25 centymetrów długości i około 3 centymetry szerokości. Wykonano go czarnego metalu jakiego nigdy wcześniej nie widziała. Powierzchnię pokrywały symbole, których znaczenie, podobnie jak i zastosowanie przedmiotu stanowiło dla elfki zagadkę. Znalezisko nie wyglądało na elfią robotę. Być może był to owoc pracy krasnoluda? Ninherel nigdy nie interesowała się rzemiosłem. Po przeciwnych stronach znajdowały się nacięcia o szerokości ludzkiego palca, ciągnące się od jednego z końców przez jedną trzecią długości. Powstawało pytanie czy i jaki związek ten przedmiot ma z ich zadaniem.

[wszyscy]

-Nadchodzących siedem dni spędzę w Ehrstahl. Stan mojej nogi powinien polepszyć się przez ten okres wystarczająco bym mógł ruszyć do Delberz. W przypadku gdyby nie udało się wam powrócić z Altmarkt do tego czasu, swoją zapłatę będziecie musieli odebrać w mieście. A oto obiecana zaliczka - kapłan wręczył im po dwie monety. Muszę was pożegnać. Mam nadzieję, że zobaczymy się już wkrótce.

[dopiszcie sobie po 2 zk]

Starzec odjechał razem ze strażnikami, którzy użyczyli mu jednego ze swoich wierzchowców. Nie pozostało im nic innego jak ruszyć w drogę.

Altmarkt, 2 Brauzeit 2523 KI

Dotarli do wioski wieczorem drugiego dnia. Droga nie była zbyt uciążliwa dzięki czemu wypoczęli nieco po wydarzeniach jakie miały miejsce w Krwawym Brodzie. O wiele mniej zadowalający był fakt, iż od kilku dni nie mieli nic w ustach.

Altmarkt tworzyło kilkanaście rozpadających się chat otoczonych palisadą, stanowiącą dość słabe zabezpieczenie na wypadek ataku zważywszy na liczne dziury i bramę, z której ostało się tylko jedno skrzydło. Mimo fatalnego stanu umocnień nigdzie nie było widać straży. Większość domostw skupiona była w centrum wioski wokół niewielkiego placu, na którym stała studnia. Chaty leżące w pobliżu palisady wyglądały na opuszczone. Jeden z budynków, wyraźnie większy od pozostałych, służył zapewne jako karczma. Tam właśnie postanowili się skierować.

-Trzy wrony - Fritz odczytał głośno napis znajdujący się na szyldzie.

Po chwili drzwi otworzyły się i na zewnątrz wyszedł niski mężczyzna, sądząc po stroju jeden z miejscowych. Po zapachu i sposobie w jaki się poruszał wypił już dość tego wieczora. Rzucił wchodzącym bezmyślne spojrzenie po czym, zataczając się, poszedł w swoją stronę. Wewnątrz karczma wyglądała na ubogą, choć schludnie utrzymaną. W powietrzu mieszały się z sobą woń piwa, chleba, ziół i gotowanej kaszy. Dla gości przeznaczono cztery stoły, z których trzy były teraz wolne. Przy czwartym, tym najbliżej drzwi, siedziało dwóch miejscowych, którym usługiwał karczmarz - wysoki, chudy mężczyzna w wieku około trzydziestu lat. Przy kominku położonym w rogu izby ogrzewał się człowiek odziany w skóry, zapewne miejscowy myśliwy. Zajęli miejsce przy jednej z wolnych stołów czekając aż właściciel lokalu znajdzie czas by ich obsłużyć.
Ostatnio zmieniony sobota, 3 maja 2008, 22:38 przez killakaan, łącznie zmieniany 1 raz.
Turn on beyond the bone
Swallow future, spit out hope
Burn your face upon the chrome
Zablokowany