[Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Hiro
Marynarz
Marynarz
Posty: 374
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
Numer GG: 5761430
Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Hiro »

Kungaren

Zanim wyruszył na dobre trunki z czystej ciekawości poszukał po pachnidłach ukochanego zapachu. Najwyraźniej jednak te specyfiki miały wywoływać kichanie, a nie przyjemny zapach. Kiedy usłyszał niespodziewanie krzyk kobiety z wrażenia upuścił mały flakonik z napisem "Księżycowy Sierp" a ten rozniósł intensywny zapach po całym pokoju.
-Teraz w całym pokoju ma mi tak śmierdzieć?! - marudził i na wszelki wypadek, zostawił wszystko otwarte.
Popędził przez kawałki szkła i wpadł do łaźni, chcąc sprawdzić co tam się dzieje. Kiedy zobaczył, ze zdziwienia otworzył usta.

Jego prosta natura, sprawiła, że przeraził się tym co zobaczył. Przez myśli przebiegły mu najgorsze strachy jakie tylko mógł sobie wyobrazić. "Niech chronią mnie bogowie! Co to duchy, paskudy czy inne zmory?! Co za złe myśli je tu przyprowadziły!" . Niepewny tego CO właściwie tam jest, cofnął się o krok. Uspokoił się dopiero gdy tamten z blizną bezpiecznie wyszedł stamtąd wyciągając kobietę. Odetchnął z ulgą.
-Co do cholery to...
Zamilkł gdy mgiełka stała się niczym lustro. Usłyszał znajomy sobie głos. Jego mowa...
"TAK! Niech błogosławiony będzie bóg piorunów i bóg wszechpotężnych lasów! Przodkowie przemówili!"
Jak zahipnotyzowany patrzył na całą scenę. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. "A więc to On! Teraz rozpoczyna się moja ścieżka."

Patrzył bezradnie jak strażnicy wyciągają z więzienia szalonego proroka.
-Mięczaki! Gdzie wy macie jaja panienki!- zagrzmiał i pogroził pięścią dwójce strażników.
Oczywiście dało to tyle co próba zabicia niedźwiedzia piórem. Kiedy Alimon zniknął z pola widzenia, powiedział tylko
-Niech to cholera, no szkoda, że mnie tam nie było...
W sali już wrzało, więc dodał tylko.
-Cyklop ma cholera rację. Nie ma co czekać, ja tam łapię za to co mam i idę urżnąć temu świrowi łeb! Jakem Kungaren z plemienia Thoronów! - zagrzmiał w sali i nie mogąc się doczekać końca, zaczął zbierać się do wyjścia stąd.
Obrazek
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Plomiennoluski »

Gaizka

Najwyraźniej albo mieli tu całkiem inny rozkład posiłków, albo, co bardziej prawdopodobne, prowiant załatwiało się samemu. Może żeby uniknąć oskarżeń o otrucia. Przekąsił co nieco z podróżnych zapasów, choć te żelazne racje prawie mu już w gardle stawały, popił odrobiną wody z bukłaka. Musiał się albo rozpytać o panujące tutaj zwyczaje, albo załatwić cos bardziej jadalnego i świeżą wodę. Na korytarzu niemalże wpadł na Ahimeda, już miał się go o coś zapytać, jako że wyglądał na mniej więcej pochodzącego z tych okolic, gdy doszedł ich odgłos zamieszania w łaźni. Intuicja podpowiedziała mu ze coś się święci. Ruszył biegiem w stronę hałasu.

Scena w pomieszczeniu niemalże wprawiła go w osłupienie, nie tyle ze względu na swą niezwykłość, choć niewątpliwie widok był nietypowy, co raczej na fakt wygaśnięcia nadziei że już nigdy więcej ich nie spotka. Szybko otrząsnął się ze zdumienia i wskoczył do wody, nie miał zamiaru nikogo zostawiać na pastwę tych stworów. Kilka płynnych ruchów ramion zaniosło go do dziewczyny, bezceremonialnie wyrzucił ją na brzeg i sam też próbował jak najszybciej wydostać się ze zbiornika. Poczuł, jak coś chwyta go za nogę. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby nagły przypływ szlachetności tak fatalnie się skończył. Zaczął się szarpać, teraz u niego działały niemalże same instynkty i jedna myśl, o wydostaniu się na powierzchnię. Wlał w tą myśl niemalże całe swoje jestestwo, nie wiedział co sprawiło że istota go puściła, czy udało mu się ją kopnąć sandałem, czy po prostu odrzucić. Ważne dla niego było tylko to, że wydostał się na powierzchnię. Noga go piekła jak od poparzenia, rzucił na nią okiem, teraz był już pewien że to była jedna z nich. Spojrzał tempo w wodę, w której przed chwila jeszcze się szamotał i skreślił wodę z listy broni mogących służyć przeciw nim. Musiał jakoś opatrzyć tą nogę, ale musiał odłożyć to na później. Przed ich oczami zaczęła się kształtować wizja. W pozie drapieżnika gotowego do skoku zastygł wpatrzony w widok ukazujący się jego oczom. Ta twarz...

Gdy wizja sie skończyła, otrząsnął się z wrażeń ostatnich chwil, duchy pustyni najwyraźniej odeszły wraz z wizją. Uwagi pozostałych zgromadzonych w pomieszczeniu wahały się od skrajnego niedowierzania po zupełne zdumienie. Sam też nie był do końca pewien wizji, ale nie wydawało mu się to nieprawdopodobne. Zwłaszcza uwolnienie Alimona, sam rozkaz wypuszczenia go mógł zostać sfałszowany, lub ktoś wysoko postawiony a powiązany z prorokiem mógł wydać dość złota i wyszeptać dość słówek w odpowiednie usta, żeby w końcu go ktoś uwolnił. Najwyraźniej jego zadania zmieniły priorytet. Najpierw trzeba było się dowiedzieć czy wizja mówi prawdę i gdzie był przetrzymywany. Potem pewnie będzie juz tylko pod górkę.
- Nie wiem czy wizja była prawdziwa czy nie, ale te demony na pewno. Poza tym, lepiej sprawdzić, niż dowiedzieć się tego, kiedy sztandary znów się podniosą. Pomijając to wszystko, to widzę ze coś nie kochacie Alimona. - uśmiechnął się przy tym. Komentarze jakie wygłaszali były dalekie od miłości, no chyba że do ewentualnych zwłok proroka.
- Wszystko w porządku? - zwrócił się do dziewczyny, którą wyrzucił z wody. Zastanawiał się co widziała na początku.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Ouzaru

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Ouzaru »

Lidia

Woda była cudowna, właśnie tego potrzebowało jej wymęczone drogą i słońcem ciało. Popłynęła kawałek i nagle poczuła, że nie może się ruszyć. Zrobiło jej się ciemno przed oczami? Czyżby mdlała? Nie... to woda się zabarwiła niczym czarna krew ziemi. Kobieta krzyknęła przerażona.
Nie minęło dużo czasu, jak w łaźni zaczęli się pojawiać towarzysze podróży, nie zdążyła im jednak nic powiedzieć i wyjaśnić, czuła, że coś ją wciąga w tę czarną toń. Na chwilę cały świat przesłoniła jej woda, coś ją ściągało i przyciskało do dna. Wiedziała, że to już koniec i teraz umrze.
Wtedy też pochwyciły ją czyjeś silne ręce, wyrwały z czarnych objęć i wyrzuciły z baseniku. Ciężko i dość boleśnie zwaliła się na płytki, ale nawet nie jęknęła. Skuliła się nieco w sobie, by nie było aż tak widać jej nagości i z zapartym tchem spoglądała na taflę wody.

- Wszystko w porządku? - zapytał się jej ten sam mężczyzna, który ją uratował.
Choćby chciała, nie była mu w stanie odpowiedzieć. Łzy spływały jej strumieniem po policzkach z ogromnych z przerażenia oczu. Usta drgały dziewczynie, jakby coś chciała powiedzieć i nie mogła.
- To był on... - wyszeptała w końcu. - Alimon...
Zakryła twarz ustami i osunęła się na podłogę zemdlona.

* * *


Ile już ta podróż trwała? Chyba z miesiąc albo i więcej... Nie była pewna, ale to suche powietrze ją zabijało. Co chwilę traciła przytomność i tylko jego ramiona nadal utrzymywały dziewczynkę w siodle. Chłodna woda, którą otarł jej twarz, przywróciła małej na chwilę świadomość. Uchyliła oczy, nadal dookoła był piasek, ale słońce chyliło się już ku zachodowi. Poruszyła bezgłośnie ustami patrząc mu w oczy. "Pić..." Trzymając ją delikatnie pomógł jej się napić, ostrożnie zdjął z siodła i ułożył koło wierzchowca. Zaczął przygotowywać obóz. Co chwilę spoglądał na dziewczynkę, po chwili poczuła dotyk jego dłoni na swoim czole.
- Wytrzymaj - powiedział łagodnie w języku wschodu. - Dom.
Wskazał jej coś na horyzoncie, ale nic nie dostrzegła. Nim ognisko się na dobre zajęło ogniem, ona już spała.

Następnego dnia rzeczywiście dotarli do jakiejś skrytej w oazie posiadłości. Była ogromna i może nie dorównywała wspaniałością pałacowi jej ojca, lecz po miesiącu wśród piasku zachwyciła swą elegancją i prostotą. Gdy tylko minęli bramę, na... dziedzińcu zrobiło się gwarno i tłoczno. Zewsząd wybiegały kobiety, witały mężczyznę, całowały i cieszyły się. Na małą mało kto w ogóle zwracał uwagę, ona także się nikomu nie przyglądała. Wtuliła się lekko i skryła schowana w ramionach jeźdźca.

Obudziła się w jasnym pokoju, przez okno wpadało trochę światła i chłodnego powietrza. Była przebrana w czyste, typowo wschodnie rzeczy, czuła się umyta i uczesana. Z trudem dźwignęła się z posłania, niepewnie rozejrzała po pomieszczeniu. Nie było tu wiele, choć wszystkie rzeczy i meble zostały wykonane bogato i z przepychem. W misie z wodą pływały jakieś białe kwiatki, których zapach bardzo się jej spodobał, obok stał kosz z dziwnymi owocami. A w każdym razie tak jej się wydawało, że to są owoce.
Wstała i wyszła, pokój nie miał drzwi ani nawet płachty, po prostu kończył się łukiem, który prowadził na korytarz. Idąc nim natrafiła na tego, który miał być teraz jej mężem.
- Już się lepiej czujesz? - zapytał w jej mowie, co bardzo dziewczynę zdziwiło.
- Ja... tak... - odpowiedziała zaskoczona i przypatrywała mu się szeroko otwartymi oczami. Czemu wcześniej z nią nie porozmawiał? Praktycznie całą podróż milczał, odzywał się tylko jednym słowem w swym języku...
- Jak ci na imię? - zapytał przerywając jej rozmyślania.
- Lidia, a ty?
- Alida - odparł spoglądając na nią nieco surowo.
- Alida... - powtórzyła, coś jej to mówiło. - Zaraz! Alida oznacza 'mąż'! - zawołała urażona.
Mężczyzna zaśmiał się tylko i odszedł zostawiając ją samą na korytarzu. Była zła, postanowiła, że będzie go sobie nazywać po prostu 'Ali' i tyle.

* * *
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Plomiennoluski »

Gaizka & Lidia

Mężczyzna spojrzał na dziewczynę, ba właściwie to kobietę, którą przed chwilą wyciągnął z basenu. Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu i przyniósł jej ubranie. Nie miał zamiaru jej ubierać, a po prostu przykryć a później ją ocucić. Jako że samo mówienie nie pomagało, lekko nacisnął ją na ramieniu, większość ludzi to zazwyczaj budziło... a jeśli nie, to zawsze było tam pod dostatkiem wody. Na szczęście kobieta powoli otworzyła oczy, zamrugała kilka razy i zdziwiona spojrzała się na mężczyznę. Szybko chwyciła swoje ubranie, którym była przykryta i zakryła się jeszcze bardziej.
- To pan mnie wyciągnął z basenu? - spytała niepewnie w mowie wschodu bez śladu obcego akcentu.
Znał język Mahloah całkiem nieźle, ale ta kobieta nie wyglądała mu zbytnio na jedna z nich, no przynajmniej z wyglądu, bo ze zwyczajów i ubioru była jedną z dzieci pustyni bez dwóch zdań.
- Tak, ja. - odpowiedział, ale w mowie zachodu. Zastanawiał się, czy jest na tyle zszokowana żeby dać się złapać.
- Dziękuję - odpowiedziała mu w tym samym języku, co on odezwał się do niej. - Co tam się w ogóle wydarzyło? Czy inni też to widzieli?
- Tak, chyba wszyscy widzieli, a co się wydarzyło na dole? Nie wiem do końca, może ty mi powiesz. - utkwił spojrzenie w oczach kobiety.
- Ja... - zawahała się na chwilę, jakby nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. - Weszłam do wody, wypłynęłam na środek i to się zaczęło. Czy to jakieś czary? A może duchy pustyni są rozgniewane?
- Nie wiem czy są rozgniewane, czy nie, ale ogniste damy prawie cię dostały, definitywnie ich nie lubię, ale im można uciec, bardziej martwi mnie możliwość tego ze ta wizja jest prawdziwa.
- cały czas utrzymywał spokojny ton głosu.
- Czemu cię to aż tak niepokoi? - spytała z czystej kobiecej ciekawości. - Szalony Prorok na wolności...
- Powiedzmy że niepokoje to mój zawód, ale jeśli weźmiemy pod uwagę fakt że zemdlałaś dopiero po zobaczeniu twarzy Alimona i rozpoznałaś jego twarz nawet pod tym wszystkim. To chyba bardziej niepokoi Ciebie niż mnie. Jakkolwiek to tylko moje przypuszczenia i mogą zupełnie mijać się z prawdą.

Kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Można powiedzieć, że jego widok mnie prawie ucieszył - powiedziała niezwykle spokojnie, jak prawdziwa kobieta wschodu. - To mi daje niewielki cień szansy na to, że może uda mi się odnaleźć i odzyskać męża. O ile to prawda. I o ile on jeszcze żyje...
Gaizka uniósł lewą brew. Zastanawiał się nad implikacjami tego zdania.
- Prorok miałby Cię do niego doprowadzić czy nim być?
- Och, od razu byś chciał poznać wszystkie tajemnice kobiety. Może najpierw powiem, jak mam na imię?
- zapytała uśmiechając się szeroko. Chyba się z nim lekko drażniła.
- Jestem Lidia. I dziękuję za twą pomoc.
Całkiem możliwe, że się z nim drażniła, w końcu była kobietą.
- Niemożliwością jest poznanie wszystkich tajemnic kobiety, kobieta to tajemnica. - Nie miał dzisiaj zbytnio dzisiaj ochoty na gierki, zwłaszcza z kobietami. Jego wzrok powędrował od oczu Lidii do oparzenia na jego nodze. To był już drugi znak, nie miał zamiaru skończyć jako jedna wielka blizna po oparzeniach, ale na to się zanosiło. Skwitował swoje myśli wzruszeniem ramion. Losu się nie odwróci, można go tylko nagiąć.
Powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem.
- Jesteś ranny - bardziej stwierdziła niż spytała. - Co się stało?
- Och, to nic wielkiego, to tylko jedna z nich. Niedługo się zagoi. One zawsze są takie zaborcze i tajemnicze... jak to kobiety. - uśmiechnął się do leżącej ciągle obok niego i niekompletnie ubranej przedstawicielki przeciwnej płci.
- Mówisz o ognistych damach? - spytała. - Tutaj w mieście jest kilku bardzo dobrych medyków, mogę cię później zaprowadzić, jeśli chcesz.
Propozycja była prosta i nie wyglądało, żeby kryła za sobą cokolwiek innego niż zwykłą chęć pomocy.
- Och naprawdę nic mi nie będzie, to tylko oparzenie, mam gdzieś nawet maść w jukach, ale czemu nie, można by się do jakiegoś przejść, choć wątpię żeby wiele się dało w tej sprawie zrobić, poza tym jedna blizna więcej czy mnie nie robi już zbytnio różnicy. - co w sumie było faktem, po bliższym przyjrzeniu się ciału mężczyzny, którego więcej było widać obecnie, jako że zrzucił w pewnym momencie przemoczona koszulę. Siateczka starszych i nowszych blizn pokrywała sporą część jego korpusu, większość była płyciutka, ale kilka z nich wyglądał na co najmniej poważne i nie wszystkie na ludzkie, ślady po pazurach tez dało się zauważyć w paru miejscach.
- Och... - stwierdziła przyglądając się tym wszystkim śladom. - Jesteś wojownikiem? - zgadywała.
Usiadła i na chwilę się odwróciła, zarzuciła na plecy aksamitny szlafroczek i przewiązała się dość ciasno w pasie. Wyjęła mokre włosy spod materiału i po chwili znów odwróciła się do rozmówcy.
- Bogowie brońcie, jestem tylko skromnym rzeźbiarzem, ale żyjemy w tak ciężkich czasach że czasem nawet ciężko jest dostać kawał dobrego drzewa lub odpowiedniej kości żeby nie mieć przy tym jakiejś drobnej utarczki. - odpowiedział z bezczelnym uśmiechem.
- Rozumiem... - powiedziała, ale chyba nie była do końca przekonana. - Czy ta woda jest bezpieczna? Bardzo bym chciała dokończyć swoją kąpiel, ale nie mam zamiaru ryzykować, że znów coś mnie będzie chciało utopić...
- Nie wiem, ja tam bym jej nie ufał. Poza tym, najpierw chyba trzeba by wyprosić stąd kilka osób.

Rozejrzała się i jakby dopiero teraz zauważyła, że wszyscy się zebrali w łaźni. Po chwili chyba także coś do niej dotarło, bo cała się zarumieniła.
- Och.. no.. tak.. racja.. - powiedziała zawstydzona.
- Tak to ja już sobie może pójdę... się wysuszyć. Życzę szczęścia w kąpieli. Przy okazji, nie wiesz może jak tutaj jest z posiłkami? Kuchnia własna, czy po prostu inne pory posiłków. - wcale go nie zmartwiło że wyglądało na to że mu nie uwierzyła co do rzeźbienia. W wolnych chwilach naprawdę zdarzało mu się rzeźbić, a że miewał mało wolnego czasu i tak rzadko wracał do Suchego Źródła to inna bajka.
- Są inne pory, ale niedługo powinni już podać kolację - odpowiedziała bez wahania.
Od razu można było poznać, iż była już w tym miejscu i to pewnie nie jeden raz. Skłoniła się lekko mężczyźnie i powoli wstała. Chwilę jakby się nad czymś zastanawiała, w końcu chyba postanowiła, że przyjdzie tu później, gdyż udała się do wyjścia.
- Ech no nic, prawdopodobnie będę się musiał przestawić, o ile zdążę tu wystarczająco długo zabawić. - zastanawiało go czemu żadnego ze służących nie zwabił cały ten harmider. Będzie musiał wypytać służących o różne historie z duchami w tle. Póki co założył mokrą koszulę i skierował się z powrotem do swojego pokoju... a właściwie komnaty. Musiał się ubrać w coś ciepłego. Chociaż... - Może Cię odprowadzić?
Przystanęła na chwilę zdziwiona, kiedy się odwróciła, na jej twarzy malował się przyjazny dla oka uśmiech.
- Dziękuję, to bardzo miłe z pana strony - odpowiedziała kłaniając mu się lekko.
Wskazała mu drogę, swoją sypialnię miała praktycznie na samym końcu kompleksu.
Mężczyzna poszedł wraz z Lidia w kierunku części kompleksu, która została im przydzielona, tam rozstał się i poszedł po jakieś suche rzeczy, sprawdzając najpierw rzutem oka, czy wszystko leży w takim samym nieładzie, w jakim zostawił swoje rzeczy. Chyba nic nie zmieniało swojej pozycji. Pogrzebał chwile w jukach i wyciągnął niedużą paczuszkę z maścią. Na szczęście był przygotowany na różne sytuacje... nawet na takie jak te w basenie pomyślał z kwaśną miną. Opatrzył nogę i ruszył w kierunku jadalni. Jego żołądek naprawdę nie pogardziłby porcją porządnego jadła.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Ninerl »

Nirilime Vadyrath
Wysoki, barczysty człowiek nagle ruszył w kierunku drzwi, rycząc coś na temat czekania.
Wstała i krzyknęła:
- Panie, poczekaj! Nie wiemy nawet, gdzie on się znajduje! Proponuję przemyśleć te wizję i naradzić się wspólnie- dodała już normalnym głosem- Na temat tego... osobnika. Nikt z nas tu chyba go nie kocha. Może zróbmy to przy posiłku- zawahała się przez chwilę- A może.. w innym bardziej bezpiecznym miejscu. Co o tym sądzicie?

Kobieta z mężczyzną oddalili się, a Niril ten widok przypomniał list Estreylissa. Potrząsnęła głową- co ją naszło, by rozmyślać o tym akurat teraz?
Westchnęła i zapytała:
- Czy tu jakoś ogłaszają porę posiłków?
Gdy uzyskała odpowiedź, przez chwilę wpatrywała się jeszcze w gładką taflę basenu. Potem z powrotem wróciła na balkon.
Obserwowała znowu otoczenie, starając się uspokoić. Widok Lindarai przypomniał jej to, o czym chciała zapomnieć...
Stracony dom, rodzina.... Ech, po co rozgrzebywać rany...
Wpatrzyła się w horyzont i odetchnęła morskim powietrzem...
Rodzina... wiedziała, że Milahme jej pragnie... W liście nazwał Niril kelenai. Nie orientowała się dokładnie w zwyczajach jego klanu, ale chyba wiedziała o co chodzi. Zacisnęła dłonie... Ona nie może, nie może pozwolić sobie na luksus obdarzenia go miłością...
A jeśli, a jeśli...on zginie? Widziała rozpacz Nishrishiny, gdy umierał Shireoh... Niril nie chciała tego przeżywać, o nie... A później znowu ta potworna samotność, kiedy wyjesz razem z swoim sercem.
Usiadła na kamiennej podłodze, przytulając policzek do kolumienki. Co to da? Co z tego, że pociągał ją i czuła się dobrze w jego towarzystwie? Przypomniała sobie szczęśliwe dni, przynajmniej dla niej, morskiej podróży. Gdy siedziała na pokładzie, tuż przy sterze a on śpiewał jej pieśni swojego ludu. Zazwyczaj słuchała w milczeniu.
Pewnego dnia opowiedział jej legendę o pokrewieństwie dwóch klanów. Znała ją w nieco innej wersji.
-Nie wiedziałam, że ją znacie- powiedziała.
- Znamy- uśmiechnął się- Jak moglibyśmy zapomnieć o swoich początkach? Czyż Dzieci Stepu i Mórz nie są krewniakami? Stepy to morza lądów, a morza też posiadają równiny- dodał.
Oplotła dłońmi kolana i potwierdziła jego słowa.

A teraz przypomniała sobie ten stary mit.
Mówił on, że w początkach świata, gdy ziemię i morza przemierzali tylko bogowie i ich słudzy, Pan Życia i Śmierci raz zawędrował nad morze. Przemierzał świat, chcąc poznać go dogłębnie, dzieło jego jak i jego krewniaków. Napawał się jego pięknem, ale czegoś mu brakowało.
W końcu stanął nad wzburzoną wodą. Jej nieustanna zmienność przypominała mu życie, tak samo powstające z pozornej martwoty i rozkładu. Tuż przy brzegu, w płytkiej wodzie na zielonym od glonów kamieniu, siedziała migocąca błękitami postać.
Z uśmiechem pokłonił się przed Nurash, Panią Mórz. Odpowiedziała łaskawie, a w jej ciemnych, jak morska otchłań oczach zagościł dziwny wyraz. Wstała z wdziękiem i wyciągnęła do niego drobną dłoń, pokrytą delikatną turkusową łuską.
- Czekałam na ciebie- wielotonowy głos Nurash brzmiał jak śpiew.
Ujął jej ręką i odpowiedział poważnie:
- Wiem. Nie mogłem przybyć wcześniej.
Zaśmiała się uroczo. Jej śmiech był niczym słodka pieśń bez słów. Jego serce jej zawtórowało.
- Ale jesteś. Wiatr opowiedział mi o tobie. Chodź ze mną- szepnęła i wyciągnęła drugą dłoń.
- Plotkarz. Ale dzięki niemu usłyszałem twoje imię, ukochana- srebrne oczy Im-Kura zapłonęły, gdy zamknął ją w ramionach.
Mit opowiadał dalej, jak para bogów cieszyła się swoim szczęściem. Aż w pewnym momencie zapragnęli uczcić swoją miłość i ukształtować z niej coś cudownego i zarazem żywego. Szczególnie Pani Mórz chciała spełnić marzenie swojego serca.
- Moje stworzenia radują się swym potomstwem, tylko ja jestem jałowa i samotna. Tak bardzo pragnę usłyszeć bicie serc moich dzieci, dotyk ich dłoni w swoim łonie.
-Będą śmiertelne, kiedyś umrą jak wszystko, co żywe, by móc odradzać się ponownie- ostrzegał ją srebrnowłosy ukochany.
Nurash nie zważała na jego słowa- czyż wszystko nie miało swojego końca? Nawet bogowie nie mogli zignorować całkowicie czasu.
Po pewnym czasie Pani Mórz stała się brzemienna, a cała jej dziedzina, wszystkie stworzenia radowały się razem z nią.
W końcu wydała na świat piękne potomstwo, a Im-Kur cieszył się równie mocno jak ona.
Jedne z ich dzieci były podobne do matki, zaś inne do ojca, ale rodzice kochali je wszystkie. Dorastały powoli, bacznie słuchając nauk ojca i opowieści matki.
W końcu wkroczyły w wiek dorosły i wtedy Pan Życia i Śmierci zrozumiał, że czas ponownie wyruszyć w swą odwieczną wędrówkę.
Oznajmił swój zamiar Pani Mórz i ich dzieciom. Zasmucona Nurash nie zatrzymywała go, rozumiejąc wszystko. Natomiast synowie i córki nie mogli zrozumieć. Błagali ojca, by ich nie opuszczał, a niektórzy przysięgali podążyć za nim.
Wreszcie Pani Mórz zdecydowała- te, które chcą odejść, niech odejdą, te które zostać, niech zostaną.
I los sprawił, że potomstwo pary bogów podzieliło się niemal równo- jedni towarzyszyli ojcu, inni zostali z matką.
Im-Kur podróżował, a jego synowie i córki wędrowali razem z nim. Jednak w głębi duszy bolał nad tym- powinni stworzyć własne domy, a nie tracić cenne lata swojego krótkiego życia.
Pewnego razu przybył do martwej płaskiej krainy. Obsypana popiołem, zimnym ogniem z gwiazd, wydawała się szara i pusta. A jednak i w niej kryły się uśpione źródła życia.
Stał na pylistym pagórku, a wiatr rozwiewał jego długie włosy. Płaskie, ale jednak falujące przestrzenie rozciągały się daleko, daleko. Wiatr szeptał pomiędzy kamieniami, a cała ta przestrzeń przypomniała mu morze. Oto dom dla jego potomstwa. Zaśpiewał swoją pieśń, której tony z niemal rykiem smagnęły ziemię. Wzburzone niebo im zawtórowało i spadły ulewne deszcze. Wkrótce ziemia zbrązowiała, a potem pokryły ją liczne, zielone pędy i słodko szemrzące strumienie.
Na pamiątkę Nurash, wyrosły łany wysokich traw, których taniec przypominał morskie fale. Tu ówdzie niczym skały i wyspy wyrastały grupki drzew. Jak morskie prądy płynęły strumienie i rzeki, a krzyk drapieżnych ptaków podobny był nawoływaniom mew.
Im-Kur zwołał swoje dzieci i podarował im nowy dom. Uradowały się, jednak ich radość przyćmiewał smutek, bo oto ojciec zapowiedział swoje odejście. Ale tym razem byli posłuszni jego woli.
Stworzył białego jak kości rumaka Adanhira, a za towarzyszkę dał mu czarną jak żyzna ziemia, Sayonni. Od tej pary pochodzą wszystkie konie świata.
-Oto wasi towarzysze i przyjaciele- tak brzmiały jego słowa.
Z szacunkiem powitali nowych przyjaciół. Odtąd konie miały im towarzyszyć aż do końca świata, gdy wszystko, co śmiertelne- zwierzęta, istoty rozumne, rośliny - zostanie zniszczone, a oni będą wędrować razem ze swoim ojcem ponad gwiazdami.
Tu opowieść się kończyła wzmiankę, że mieszkańcy stepów nazwali się Vistha, a potomkowie dzieci, które zostały z Nurash Milahme.

Niril westchnęła i potrząsnęła głową. Usiadła wygodniej i objęła kolana ramionami. Ile już tu siedzi? Chyba nie tak strasznie długo.
"Właściwie" pomyślała "Czemu nie poprosiliśmy Pana Życia i Śmierci o radę? Nie o wybawienie, przywrócenie życia, ale tylko o coś tak błahego." Pokręciła głową i zalał ją smutek i tęsknota za równinami. Musieli opuścić swój dom.
Zaśpiewała cicho pieśń do Im-Kura, której uczyło się każde dziecko. Śpiewała i czuła jak dziwny spokój powoli zalewa jej zmysły. Wycie bólu przycichło, a ona wstała i melodyjne ciche słowa porwał morski wiatr. Uśmiechała się nikle i śpiewała dalej...
Ostatnio zmieniony wtorek, 22 stycznia 2008, 02:48 przez Ninerl, łącznie zmieniany 1 raz.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Othe »

Nie minęła godzina od wydarzeń w łaźni, kiedy to do jadalni wkroczyła obładowana jadłem służba. Składała się ona głównie z kilkunastoletnich dzieci odzianych w białe i skromne stroje. Na środku okrągłego stołu ułożono zdobione misy z ananasami, granatami, kiwi i bananami, które stanowiły główną część kolacji. Poza tym podano wino w szklanych dzbanach i chude mleko.
Zastawę stanowiły srebrne talerze i noże, niczym lustro odbijające blask wkradającego się między kotarami zachodzącego słońca.
Gdy uczta była już wyprawiona, większa część służby opuściła salę. Jedynymi, którzy pozostali byli na oko dziesięcioletni chłopiec i trzynastoletnia dziewczynka z dzbankiem w rękach. Stali na baczność przy ścianie patrząc przed siebie. Jedynie od czasu do czasu można było uchwycić ich ciekawskie spojrzenia padające to na elfkę, to na barbarzyńcę.


Lidia dobrze znając tę porę zastukała do pokoju swego 'wybawiciela' i poinformowała go o kolacji, na którą przecież wyczekiwał. Potem razem z nim udała się do jadalni i zajęła jedno z miejsc przy stole. Poczekała, aż inni sobie nałożą i w tym czasie skierowała swoje spojrzenie na dziewczynkę. Ta od razu do niej podeszła.
- Niektórzy z gości zapewne są przyzwyczajeni do jadania mięsa, czy będzie możliwe coś takiego? A może zasady się zmieniły? Mogłabyś nam przybliżyć nieco jak teraz wygląda tutaj sprawa posiłków? - spytała spokojnym głosem.
- Pani, jestem tu dopiero od trzech miesięcy - odparła wlepiając wzrok w ziemię i wodząc chudym palcem po rączce naczynia. - Wiem, że w Wolnym Domu nigdy nie jada się mięsa na kolację. Owoce są lekkie i mają wodę. Na obiad są ryby, a na śniadanie ser i pieczywo. Przepraszam, ale takie są reguły.
- Widać goście będą musieli się do niech zastosować - odpowiedziała jej uśmiechając się. - Słyszałaś może cokolwiek o jakiś dziwnych wydarzeniach, duchach może?
- Znam pięć duchów pustyni, wymienić je? - zapytała ożywiona.
- Boję się, że nie wszyscy mogliby to zrozumieć. Chodziło mi raczej o dziwne zdarzenia w tym miejscu, związane z duchami - sprecyzowała.
- Tutaj...? W Wolnym Domu nie mieszkają duchy. Bogowie też nie. Kapłani dbają, aby było tu nero... neuru... neulrtlanie? - zawahała się. - Mój nauczyciel sam odprawiał rytuał! Mówi, że nikt nie da rady użyć tu czarów!
- Neutralnie? - podpowiedziała kobieta i widząc jak dziewczyna kiwa energicznie głową tylko się uśmiechnęła szerzej. - Czy mogłabyś powiadomić swojego nauczyciela, iż dziś miało miejsce dość dziwne zdarzenie w łaźni? Najlepiej, jakby tu przyszedł, bo chcielibyśmy z nim o tym porozmawiać...
- Oczywiście, pani! - zawołała dziewczynka. - Zaraz po niego pobiegnę! Mogę pomóc w czymś jeszcze? - spytała zerkając z szacunkiem na resztę zebranych.


Was również zachęcam do pisania dialogów przez gg. Między sobą, ale ze mną także.
Moje gg: 4431256
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Ninerl »

Nirilime Vadyrath
Wiatr uniósł tony pieśni, a Niril westchnęła i wróciła z powrotem do środka. Właśnie stanęła przy wejściu do jadalni, gdy weszli do niej bardzo młodzi ludzie. Nieśli mise, talerze, sztućce. Niril domyśliła się, że jest to oczekiwana kolacja.
Usiadła koło tego wysokiego człowieka, wyższego nawet od niej i kobiety. Czuła się nieco niepewnie. Może mają jakieś szczególne zwyczaje dotyczące posiłków? Jednak chyba nie. Każdy nakładał sobie sam.
Sięgnęła po ten długi, żółty owoc nazywany "bananem"- wybrała najbardziej zielony. Nie były takie słodkie i miękkie jak te żółte.
- Shannan ime ves kurai, kurai shanann ves imein- wyszeptała cicho. Starodawne błogosławieństwo i zarazem przypomnienie- zasada życie za śmierć i śmierć za życie. Inne klany dziwiły sie, czemu Vistha bez żadnych oporów jedzą mięso, ciała innych istot. Ale na stepach było to proste- inni ofiarowywują ci swoje ciało w darze, a ty jak umierasz, robisz to samo. Dar za dar. To Ineeme i Ram mieli jakiejś dziwne pojęcie na ten temat. Najbogatsi i najpotężniejsi, narzucili swój pogląd innym. Milahme zasłaniali się twierdzeniem, że ryby i skorupiaki, morskie robaki i jeżowce to nie zwierzęta, ale jeszcze inne stworzenia.

Vistha nie zakopywali ciał zmarłych, póki nie objadły ich zwierzęta. Dopiero potem zdejmowali kości z rusztowań i oddawali je ziemi.
Ona niestety musiała złamać tę zasadę- pogrzebała rodzinę najszybciej jak mogła, bojąc się, że zabraknie jej sił.
Obrała owoc ze skórki i ugryzła kęs. Przysłuchiwała się rozmowie kobiety i dziewczynki. Gdy mała spytała, w czym może pomóc, Niril wyciągnęła w jej kierunku puchar.
-Enea, jeśli możesz, to ja poproszę o przyniesienie odrobiny wody.- powiedziała.- Czystej, chłodnej wody.

Gdy dziewczynka odeszła, Niril zwróciła się do towarzyszy podróży.
- Co zrobimy z wiadomością, przekazaną nam w taki dziwny sposób? Alimon na wolności... - powiedziała cicho i pokręciła głową. Mignęło jej w pamięci wspomnienie- biedne małe dziecko o zakrwawionych udach. "O nie, Alimonie... To się więcej nie zdarzy... Póki żyję i oddycham." poczuła napływający gniew.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Plomiennoluski »

Gaizka, Nirlime, Lidia i rzeź owoców

- No cóż nie powiem, żeby mnie to radowało. Wręcz przeciwnie. Najgorsze jest to, że jeśli ta wizja jest prawdziwa, to na dobrą sprawę nawet nie wiemy gdzie zacząć go szukać. - powiedział szeptem Gaizka. - I tak na dobrą sprawę, to nie wiem jak każda z was się na jego postać zapatruje.
- Racja. Może najpierw pomyślmy, dokąd mógłby się udać?- mruknęła, patrząc uważnie na człowieka - Chociaż przewidywać zamiary szaleńca, to tak jak czerpać wodę sitem- dodała kwaśno elfka.
Lidia zaśmiała się cicho pod nosem.
- Ładne określenie, jaka szkoda, że tak trafne w tym przypadku - powiedziała, gdy dwójka rozmówców spojrzała na nią. - Jeśli ta wizja była prawdziwa, miejmy nadzieję, że pojawią się następne, które zaprowadzą nas na jego trop.
- W sumie nie jest aż takim szaleńcem, w tym szaleństwie jest metoda, a ten trop o którym mówisz... niewątpliwie się pojawi i będzie równie krwawy co przedtem. - mężczyzna w przerwach między padającymi zdaniami spokojnie i metodycznie unicestwiał kolejne porcje owoców, niestety dla tego drapieżnika były marna namiastką mięsa. - dlatego miło by było znaleźć go wcześniej. Ale i tak żadna z was nie odpowiedziała mi na pytanie co o nim myślicie... nie wprost.

- Myślę? - zapytała spokojnie - Powinieneś wiedzieć, że dla niego jesteśmy demonami. Demonami, których należy się pozbyć. Czy to jest powód dla którego jego śmierć nie byłaby mi miła? Jest... jeśli horda jego popleczników rozleje się po krainach, mój lud... przestanie istnieć - zacisnęła szczęki.- Co do wizji, to od kogo one przychodzą? Magia działa tu dziwnie, ja byłam... a zresztą nieważne...- urwała.
- No tak, jest to jakiś powód, ja Alimona tez nie darzę szczególna sympatią. Jakkolwiek chwilowo trzeba będzie za nim po prostu poszperać, a tutaj to może być ciężkie. - Popił owoce wodą i sięgnął po daktyle, nie wiedział czemu ale lubił je, szkoda ze tak rzadko mógł je dostać u siebie. - Lidia, a może teraz nam powiesz co o nim myślisz?

Szlachcianka chwilę spoglądała w naczynie z wodą, napiła się trochę i sięgnęła po kilka owoców.
- Ja uważam, iż jest to biedny człowiek, który oszalał i przez to jego szaleństwo zbyt wiele osób straciło życie - odpowiedziała. - Teraz bardziej się martwię, że do mojego domu znowu może wejść jakiś oddział zbrojnych, a mnie tam nie ma i nie mam jak wszystkich uprzedzić. Najgorzej, że mały Ida jest już na tyle duży, iż mogą zechcieć go zabrać ze sobą...
Kobieta skrzywiła się lekko i odłożyła nienaruszony owoc na talerz, chyba nie miała zbyt dużego apetytu na kolację.
- Jak to zabrać ze sobą? Porywają dzieci?- spytała zdezorientowana Niril. - Czemu mieliby zabrać twoje dziecko?
- Porywają, zabijają, ćwiartują, robią różne rzeczy. W imię boga wszystko jest możliwe dozwolone i odpuszczone. Człowiek w końcu może stać się prawdziwą bestią jaką jest. - przynajmniej zawsze w to wierzył, w każdym człowieku tliła się jeszcze iskra pierwotnego zwierzęcia.
- Ale... A nieważne. Widziałam to.- powiedziała cicho, przypominając sobie brodacza i jego ofiarę Powiedziała Nirlime. - Ale dlaczego wasz bóg pozwala na takie rzeczy?

- Nie powiedziałam, że to moje dziecko - powiedziała spokojnie. - To taki mały chłopiec, jak ten pod ścianą.
Wskazała na chłopczyka, który był tu, by im usługiwać. - Masz rację - zwróciła się do mężczyzny.
- Nie rozumiem- zmarszczyła brwi. - Opiekujesz się nim? To sierota?

Lidia pokręciła głową.
- To nieważne... wszystkie kobiety się nim opiekują i wychowują, to miły chłopiec. Czemu cię to interesuje? Masz dzieci? - spytała zaciekawiona.
- Nie mam...- dreszcz nią wstrząsnął. To Estreyliss chciał mieć dzieci, ona na razie... na razie nie była w stanie...- Ale wszystkie kobiety.. mieszkasz z krewnymi?- Niril dopytywała się dalej. Po chwili uznała, że to niegrzeczne- Wybacz, jeśli jestem nachalna... Po prostu nie znam wszystkich zwyczajów- wyjaśniła, nieco zakłopotana.
- Te inne kobiety są w pewnym sensie moją rodziną, to pozostałe żony mego męża. U was zapewne wygląda to nieco inaczej, lecz tutaj mężczyzna może mieć tyle żon, na ile utrzymanie może sobie pozwolić - wyjaśniła. - Taki obyczaj, tradycja. Nie rywalizujemy ze sobą.
- Jak to tyle... żon?- wykrztusiła zdziwiona. Gdy tylko wyobraziła siebie w roli jednej z żon, to zalał ją gniew. O, nie, na to by nie pozwoliła. Wedle praw jej ludu miałaby prawo zabić rywalkę. I to też działało w drugą stronę.- A w drugą stronę? Kobieta może mieć kilku mężów?- zapytała zszokowana Niril.
- Z tego co słyszałem to nie, ale może gdzieś żyje i taki lud. - mężczyzna wtrącił swoje trzy grosze.
-Dziwnie traktujecie swoje kobiety. Zgadzają się na to?- dodała.
Lidia zdziwiła się i zrobiła ogromne oczy.
- Kobieta kilku mężów? Nie... nie, nie, nie, takie coś jest... aż obraźliwe. Nawet tak myśleć nie można - odpowiedziała i spojrzała na Gizkę. - Dobrze pan słyszał.
- Oczywiście, taka jest rola i tradycja, nie ma w tym nic złego. Nasz mąż traktował nas wszystkie bardzo dobrze, nigdy niczego nam nie brakowało. Mężowie mają swoje obowiązki, to oczywiste - odparła.
- Tak, tak wszystko zawsze się rozbija o tradycję, właśnie dlatego Mahloah i Rezesis tak ciężko jest się porozumieć i to od wieków, a co tu dopiero mówić istotach, które przybyły tutaj nie tak dawno temu. Różnice z natury rzeczy muszą być ogromne. - Gaizka był absolutnie zadowolony że nie miał żony, i pewnie nigdy nie będzie miał.
- Hmmm... rzeczywiście. W każdym razie, jeśli ja przyrzekłabym komuś tharain, a on by chciał wziąć drugą żonę, mogłabym ją zabić. To byłaby straszliwa obraza. Zresztą kobiety tez to obowiązuje. Tak to przynajmniej był w moim klanie - powiedziała, marszcząc brwi w zamyśleniu.
- To pomyśl o tym jak o zwyczajach innego klanu, które choć dziwne wypadałoby żeby były respektowane. Hmm Lidio, co byś zrobiła, gdybyś dostała się w pobliże Alimona? - Pytanie mężczyzny było zupełnie nieprzypadkowe, on dokładnie wiedział co chciałby zrobić.

- Rozumiem - odpowiedziała Lidia do elfki i na chwilę zamarła zdziwiona pytaniem Gizki. - Ja? Nie wiem, nie myślałam o tym - odpowiedziała całkowicie szczerze i zgodnie z prawdą. - Nigdy nie myślałam, że coś takiego będzie możliwe, zwłaszcza po tym, jak został pojmany. Potem wielu osobom się wydawało, że Alimon albo nie żyje, albo zapewne zaraz zostanie stracony. Dlatego... jakoś nigdy... Nie, nie wiem. A ty co byś zrobił, panie?

- Myślę że okazał bym mu Miłosierdzie i oszczędził Bólu. - ach ta gra w dwuznaczności, niewiele osób wiedziało że jego falcata miała na imię Miłosierdzie. - Prawdopodobnie to raz na zawsze wyprostowało by ścieżki jego umysłu.
- Miłosierdzie?- Niril była zdziwiona- Ja raczej zabiłabym go, by nie uśmiercał dalej i nie stanowił zagrożenia dla innych. Tak samo jak zabijasz wściekłe lub niebezpieczne zwierzę...- wyjaśniła.
Szlachcianka pokiwała głową w zamyśleniu i przetarła oczy. Była wyraźnie zmęczona tym całym zajściem i wcześniejszą podróżą.
- Tutaj nie każde niebezpieczne zwierze się zabija... większość z nich się oswaja. Jakkolwiek to długa historia, a nasz towarzyszka jest już najwyraźniej zmęczona. No i przydałyby się jeszcze odpowiedzi od mistrza tej małej. - głową wskazał na dziewczynkę stojącą nieopodal. - Nie lubię spotkań z tymi duchami.
-Oswaja?- uniosła brwi - Widziałam takie jedno, z bliska... a nawet zbyt bliska. Oswajanie nic nie dało. No to poczekamy na tego mistrza wiedzy. -pokiwała głową.
- No cóż, czasem oswajanie trwa bardzo długo i nie wszystkie osobniki da się oswoić do końca, ale zawsze warto spróbować a miłosierdzie to pojęcie względne.
- Być może- westchnęła. Przypomniała sobie tą bestię. Nie była przekonana słowami mężczyzny, ale co tam... Ona i tak nie pozwoli Alimonowi przeżyć. Za wszelką cenę.
- Wybaczcie mi, ale póki co się oddalę na spoczynek - powiedziała Lidia powstrzymując się przed ziewaniem. - Jeszcze teraz chyba wezmę szybką kąpiel, odpocznę chwilę i później będę mogła pana zaprowadzić do najbliższego medyka.

- Och nie śpieszy się, już nieco się opatrzyłem, powinno się szybko zagoić. I jak najbardziej wybaczamy - powiedział z szerokim uśmiechem na ustach. Czekał aż kobieta się oddali.
- Wypocznij dobrze- życzyła kobiecie.
Gdy szlachcianka odeszła zwrócił się do elfki. - Miłosierdzie to imię mojego miecza...
- Ach tak...- uśmiechnęła się nikle- To wiele wyjaśnia.
- Nieprawdaż? Dlatego zawsze trzeba wiedzieć o co się prosi, miłosierdzie nie zawsze jest tym czym się wydaje. No cóż, póki co i tak wypadałoby poczekać na tego hmm mędrca, opiekuna, czort wie, może on nam co nieco rozjaśni. Choć pewnie i tak ulica powie nam gdzie się udać.
- Ulica?- zmarszczyła brwi.- Nie rozumiem?
- Ktoś wśród ulic miasta na pewno będzie coś wiedział, trzeba będzie tylko dobrze poszukać. - od pewnego czasu, mniej więcej od momentu kiedy zaczęto wspominać o krzywdzeniu ludzi, mówił cichym głosem, tak żeby dziewczynka nie mogła ich usłyszeć, choć nie wątpił że ma dobry słuch.
- Aha, w tym rzecz. No i co zrobimy dalej?- zapytała cicho.
- Pomyślimy, a póki co równie dobrze możemy rozkoszować się kolacją i czystą wodą. No i poczekamy. - Dobrał się do jakichś owoców, nie pamiętał dokładnie ich nazwy, ale wiedział ze są jadalne, i całkiem smaczne. Owoce to zdecydowanie nie była jego dieta.
- Racja- skinęła głową i sięgnęła po to coś żółtego z brązową skórką.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Qin Shi Huang »

Ahimed
Człowiek Wiru siedział cicho. Nie odzywał się. Nie obchodziły go w tej chwili różnice kulturowe.
Z kamienną twarzą jadł owoce wspominając przeszłość. Alimon... to jego słudzy... jego poplecznicy zrujnowali wszystko. Wszystkie jego żony. Jego matka, ojciec, bracia i siostry. Bali się, że nie wróci z wojny na północy. Bali się, że zginie. Tymczasem, on jakojedyny z rodziny przezył. Dlatego, że był na wojnie. Odruchowo jego ręka powedrowała do miejsca, gdzie zazwyczaj trzymał jeden ze swoich mieczy. Będę musiał nosić go teraz stale przy sobie, skoro Alimon wylazł, pomyslał i odprowadził wzrokiem wychodzącą Lidię. Spojrzał na jej pośladki. Piekna kobieta... ładny strój ale nago wyglądała lepiej..., zamyślił się a kiedy wyszła spojrzał po zebranych.
-Jesli chcecie znac moje zdanie... - zawahał się, jednak pomyslał, że im jednak można uwierzyć. Mówili przekonująco. Warto podjąć hazard, gdy w zakład wchodzi zdobycie sprzymierzeńców - ... to Alimona przerobyłbym na karmę dla Lindów. Łyżeczką. Żeby było dłużej. - rzekł wpatrując się w łyżeczkę, którą wybierał miąższ z owoców.
-Mógłbym go też przywiązać do pala na pustyni, żeby wysechł i aby jego kości wybieliło słońce i piach pustyni. Żeby umierał przez te dwa, trzy dni. Żeby w jego krwi brakowało wody. Żeby chalucynacje spowodowane niedopływaniem krwi do mózgu, wywołały u niego jak największe szaleństwo i cierpienie przed śmiercią, jednak... - urwał wywody zauważając, że zbytnio rozpędził się w swoich marzeniach - ... to potężny przeciwnik. Jesli wizja jest prawdziwa, to mimo jego obecnego stanu, szybko zbierze swoich przydupasów
i wszystko zacznie sie od nowa. Nie porywałbym się z motyką na słońce. Jeśli chcecie go powstrzymać, trzeba znaleźć więcej sojuszników. - rzekł i wypił kilka łyków wody
-A ta wizja... skoro nawet jakieś rytuały nie pomogły to musi to byc albo niesamowicie silna siła albo protektor który zakładał ochronę antymagiczną wywołał wizję. Przynajmniej tak mi się wydaje... - spojrzał na Nirlime - ... zdaje mi się, ze to nie ja mógłbym tu być ekspertem. Cóż... chętnie bym już porozmawiał z nauczycielem tej dziewczynki...
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Ouzaru

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Ouzaru »

Lidia

Nie tylko nie była głodna, ale i przede wszystkim nie miała ochoty i apetytu na jedzenie. Nadal jednak pozostawała kwestia niedokończonej kąpieli. A skoro wszyscy byli teraz zajęci kolacją i rozmową o Alimonie, ona mogła spokojnie iść do łaźni. Tak też uczyniła, nie pędziła korytarzem, miała wszak mnóstwo czasu.
Będąc już w łaźni dość długo się zastanawiała, czy wchodzenie do wody jest dobrym pomysłem, miała nadzieję, że tym razem nic się nie stanie. Rozebrała się, rzeczy ułożyła blisko basenu - tak by były pod ręką, gdyby ktoś postanowił tu jednak przyjść - i ostrożnie weszła do wody. Tym razem postanowiła pozostać blisko brzegu, wolała nie ryzykować, że znowu 'coś' będzie usiłowało ją utopić.
Obmyła ciało i włosy, lubiła być czysta i świeża, poza tym była do tego przyzwyczajona. Sama z siebie źle się czuła, gdy była brudna.

* * *

Szybko nauczyła się, że z racji wieku nie wszędzie wolno jej wchodzić, nie może także brać udziału w większości uroczystości. Ślub miała szybki i raczej skromny, na następny dzień Alida gdzieś wyjechał i zostawił ją pod opieką jakiemuś mężczyźnie po czterdziestce. Ten bardzo dobrze posługiwał się jej mową i jak wyjaśnił, miał się zająć edukacją młodej Lidii.
- Rano zaczniemy od nauki języka wschodu połączonego z lekcją tradycji - powiedział spokojnym, głębokim głosem. - Wbrew pozorom te dwie dziedziny są ze sobą nierozerwalnie połączone... Potem zajmiemy się kulturą i zachowaniem, które są częścią naszej tradycji. Wieczorem kobiety wprowadzą cię w tajniki bycia żoną, czyli posłuszeństwa, usługiwania i tańca. Między innymi...
- Jak to? - zdziwiła się. - Jestem przecież...
- ...Sari, tak - przerwał jej.
- Sari?
- To znaczy 'księżniczka', słyszałem, iż w swoim kraju jesteś księżniczką - wyjaśnił. - Jednak tutaj nadal jesteś kobietą, właściwie nawet tylko dziewczynką i żoną swego męża.
- Nie podoba mi się to
- mruknęła niezadowolona i gniewnie zmarszczyła brwi.
- Nikt cię o zdanie nie pytał, a teraz bądź cicho i chodź za mną. Mamy dużo nauki, a ja nie mam zamiaru spędzić całego dnia na wyjaśnianiu dziewczynce rzeczy oczywistych.

* * *



Hej, ludzie, co z Wami?
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Ninerl »

Ja czekam na odpis MG, ale jeśli chcesz, to wstawię parę zdań...
Nirilime Vadyrath
- Ustalmy... wszyscy chcielibyśmy hmm, uspokoić szalonego proroka. Nie wiemy, gdzie jest...Mamy wizję, obrazy,które trzeba zinterpretować. A pomyślmy, co zrobiłby ktoś taki jak Alimon szukając popleczników? Gdzie może ich znaleźć?- powiedziała, obierając ten żółty, dziwny owoc z skórki- Wy powinniście to wiedzieć lepiej ode mnie. To człowiek, to członek waszej rasy, nie mojej. Nie znam się za dobrze na ludziach.- dodała z westchnięciem.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Hm... Byłam święcie przekonana, że odpisałam. Cóż, starość ^^'

Cyklop

Jednooki siedział trochę na uboczu. Stanowczo nie było to ani miejsce, ani towarzystwo dla takich, jak on. Za dużo kobiet, na dodatek takich z klasę, a nie portowych panienek, które prowadzą się lekko i przyjemnie.
- Bo ludzie to zwierzęta, tak? - wtrącił się, słysząc słowa Nirilime. Bardzo nie podobała mu się ta uwaga, ale na jednym komentarzu wolał poprzestać. Wszczynanie kłótni, bójki - nie miał na to teraz zdecydowanie ochoty.
Napełnić żołądek, napić się (trudno, że nie piwo, przez jeden dzień nie wyschnie) i pójść spać, taki miał plan taktyczno-operacyjny na dzisiaj i nie zamierzał w nim raczej nic zmieniać.
- Gdybyś plan z łyżeczką zamierzał wprowadzić w życie - zwrócił się do Ahimeda. - To zawołaj mnie, z chęcią pomogę.
Cyklop wstał od stołu, powoli podszedł w stronę wyjścia z sali. Ta wizja... Cóż, trzeba przyznać, nie od razu poznał, że to Alimon. *No bo przecież go nigdy nie widziałem...* dodał w myślach. Ale z chęcią by mu coś zrobił. Za to, że stracił oko - też by mu je wyłupał i stłukł go do nieprzytomności, czemu nie? Jeśli oni będą chcieli coś z tym zrobić, dostosuję się. Jeśli nie, wracam do siebie - postanowił, patrząc zdrowym okiem w gwiazdy.

[Zapchajdziura, ale cóż począć...]
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Plomiennoluski »

Gaizka

Najwyraźniej ich cicha rozmowa i jego skromne pytanie rozbudziło wiele dość mocnych emocji, a właściwie to reakcji alergicznych na Alimona i jego prawdopodobny powrót. I jeszcze jednooki trochę cos źle usłyszał, wypadało wyprostować nieco sytuację. Było nie było, jako że jego nacja zgodziła się przygarnąć elfy, to kiepsko by było, gdyby właśnie przez niego wybuchły jakieś niesnaski na tle rasowym.
- Nie, obawiam się że nasza towarzyszka rozmów nie ma w tej kwestii zdania, lub jeszcze go nie wyraziła. Ja powiedziałem ze ludzie to zwierzęta... - jego twarz wykrzywiła się w drapieżnym uśmiechu - zazwyczaj zachowujemy się nawet gorzej niż zwierzęta, ale pomińmy chwilowo tę kwestię.
Czekał na mentora dziewczynki, chciał zadać mu kilka pytań co do tych duchów... zwłaszcza odnośnie tego jak się ich pozbyć.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Othe »

Sry, że tak długo to trwało, ale jestem przysypany pracą.


Minęły prawie trzy godziny od kolacji, nim do głównej sali wszedł nauczyciel. Wsparty na lasce zadzierał głowę by spojrzeć spod swego garbu w twarze kompanii, obnażając w ten sposób imponującą siwą brodę. Na jego spływającej potem, starej twarzy malowało się zmęczenie.
- Błagam o wybaczenie – rzekł nienaganną zachodnią. – Nogi starca to nie rydwan. Jestem Dandana, nauczyciel i czarownik. Czym mogę służyć? – skłonił się nisko.
- Wyjaśnieniem - odpowiedział Ahimed i oparł podbródek na pięści. - W łaźni wydarzył się mały wypadek. Woda zrobiła się czarna, szanownej pani omal nie utopiły jakieś demony, a w owej czarnej wodzie widać było pewną wizję, która nieco nas zaniepokoiła. Ponoć nie jest to tutaj możliwe... - westchnął lekko. - Czy mógłby nam pan to wyjaśnić?
Kapłan uśmiechnął się życzliwie i powiódł ciemnymi oczami po zebranych.
- Wolny Dom jest istotnie wolny o czarów, ale nie od wina...
- Zatem powątpiewasz w prawdę w naszych słowach? - zapytała Lidia, która pojawiła się w drzwiach do sali, tuż za plecami staruszka.
Była wykąpana i przebrana w wysokiej jakości, zdobione szaty, należne jej pozycji. Minęła mężczyznę i zajęła miejsce przy stole.
- Nie śmiałbym... Po prostu od dziesiątek lat służę w tym miejscu za opiekuna i nigdy ochrona nie zawiodła - wyjaśnił staruszek. Jesteście pewni, że to nie słońce pomieszało wam w głowach? - zakpił, ale spoważniał zobaczywszy miny podróżników i dodał: - Cóż to za wizja trapi umysły mych gości? Potrafię czytać sny...
- Po pierwsze, wizja ukazała się nieco przed kolacją. Gdyby to alkohol spowodował przewidzenie, musielibyśmy być jeszcze teraz ostro wstawieni - powiedział wstając. Unikał alkoholu. Takie dywagacje go urażały. - Po drugie, nawet jeśli to byłoby przewidzenie, mała szansa, żeby dokładnie to samo zobaczyło przeszło sześć osób. Wizja była całkowicie czytelna. Sami dobrze ją rozumiemy.
Lidia, choć była tylko kobietą, zdawała się tutaj mieć najwyższą pozycję, także postanowiła zabrać głos w sprawie wizji.
- Widzieliśmy Alimona - powiedziała bardzo spokojnie. Niektórzy skrzywili się lekko na dźwięk tego imienia. - Był w więzieniu, rozmawiał... z ptakiem o swoim życiu. O swoim bogu. Ale to chyba nie jest istotne, choć niektórzy z nas zapewne nieco się zdziwili. Najważniejsze jest to, że Alimon został wypuszczony na wolność, co może oznaczać tylko i wyłącznie jedno, kolejne kłopoty. Jeśli zajdzie taka potrzeba, mogę później opowiedzieć bardziej dokładnie, ale teraz nie mam siły i ochoty się nad tym rozwodzić.
Dandana zachwiał się i gdyby nie drewniana laska, z pewnością zwaliłby się na podłogę jak ścięte drzewo. Sapał ciężko wytrzeszczając oczy. Pokuśtykał do stołu i upił spory łyk wina z czyjegoś kielicha. Odstawiwszy go z hukiem rzekł:
- Alimon istotnie został uwolniony. Wieże przyniosły tę wieść kilka godzin temu. Żaden władca nie przyznał się po podpisania takiego rozkazu - ciągnął. - Nie wiem jak to możliwe, ale musieliście coś widzieć... Przykro mi, ale ja nawet nie jestem w stanie sprawdzić czy coś naruszyło osłonę Domu. Nie ja ją zbudowałem. Nawet jej nie widzę...
Westchnął, usiadł na wielkiej poduszce i poluzował rzemienie sandałów.
- Od czasu do czasu odprawiamy jakiś rytuał, którego sami nawet nie rozumiemy. Wszystko wyczytujemy ze zwojów naszych praojców, budowniczych tego przybytku.
Lidia zamyśliła się na chwilę, nie znała się na tych sprawach, ale jedno pytanie ją nurtowało.
- Skoro już wiecie, że rzeczywiście został uwolniony, to może też wiadomo wam, skąd? Gdzie było to miejsce? - zapytała.
- Z Joldy. Wybraliśmy ją, bo oba narody mają nad nią równą kontrolę. Wspólny więzień, wspólne więzienie.
Podniósł na wędrowców ciemną twarz.
- Pytanie za pytanie? - zapytał zatrzymawszy wzrok na szlachciance
Zmarszczyła lekko brwi, a jej mina mówiła mniej więcej "jak śmiesz tak do mnie mówić?", ale po chwili Lidia się wypogodziła na twarzy i nawet uśmiechnęła.
- Zgoda - odpowiedziała. - Słucham, pytaj.
- Skąd znacie Alimona? Dlaczego samo jego imię sprawia, że zaciskają się wam szczęki?
- Mój mąż znał Alimona bardzo dobrze, kiedy ten był jeszcze wielkim dowódcą - odpowiedziała niechętnie. - Oboje uważaliśmy go za prawego człowieka, byliśmy w stanie oddać za niego życie. Aż nagle się zmienił... Mi się ta zmiana nie spodobała, zbyt wiele osób straciło swych bliskich w imię tej dziwnej idei, lecz mój mąż postanowił się dołączyć do Alimona i iść za nim, tak ślepo był w niego zapatrzony. Od wielu lat już nie miałam wieści, uznałam męża za zmarłego... Jednak pojawienie się Alimona daje mi cień szansy, że zdołam się czegoś dowiedzieć.
Wyjaśniła to nie tyle temu staruszkowi, co wszystkim, by rozwiać pewne wątpliwości względem swej osoby.
- Samego Alimona nie nienawidzę, dla mnie to chory człowiek. Jego idea i poplecznicy uczynili dużo zła, jednak mam zamiar go odszukać i zapytać o mojego męża. Może jeszcze żyje, może będę mieć okazję go wyleczyć i zabrać do domu...
- Zaczynam rozumieć, co mogło sprowadzić wizję. Im więcej powiecie mi o swoim związku z prorokiem, tym więcej będę mógł dla was uczynić. Proszę, nie krępujcie się. Noc do dobra pora na opowieści...
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Ninerl »

Nirilime Vadyrath
Słowa starego czlowieka ją nieco zdumiały. Czemu ich przepraszał?
-Czemu nasz przepraszasz, nauczycielu? Nie bardzo rozumiem za co. I nie musisz się mi kłaniać. Nie jestem żadnym Imatharem-powiedziała.
Dalsze wyjaśnienia wzięli na siebie ludzie. Uśmiechnęła sie na wzmiankę o winie. Ech, wino... To ludzkie nie było dobre. To nie to samo, co księżycowy trunek.
- To nie mógł być ptak. Zwierzęta rozmawiają w swoim języku. To może jakiś demon? - dodała, gdy Lidia zaczerpnęła oddechu, by mówić dalej.
Rytuał... szkoda, że Vedarena tutaj nie ma. Mag być może wiedziałby, po co odprawiają ten obrzęd. Może powiedziałby też coś na temat osłon Domu.
-Muszę przyznać, że tutaj magia działa jakoś dziwnie. Te drobne zaklęcia jakie znam, właściwie nawet zaklęciami ich nie można nazwać, raz działają... raz nie... I muszę dodawać kolejne drobne gesty, wcześniej nie były mi potrzebne - powiedziała w zamyśleniu. Wcześniej... tam.... po prostu czerpała z mocy ziemi. A tutaj trzeba było wykonywac jakieś machnięcia dłońmi, rozsypywać jakieś proszki, śpiewać zwrotki pieśni. Strasznie pracochłonne, dlatego prawie nie korzystała z czarów.
Słuchała dalej wypowiedzi starca. Jolda... trzeba to zapamiętać. Gdy poprosił o powiedzenie o powodów dla których nienawidzą Alimona, Niril zabrała głos.
-Ja mogę być następna. Alimon... albo on albo jego zwolennicy nawołują do zniszczenia mojego ludu. Ale czemu, powiedzcie mi? Przecież nie skrzywdziliśmy nikogo. Chcemy tylko żyć w spokoju, odetchnąć po tym, co się stało wcześniej. Ale oni uważają nas za demony. Wcielone zło. Nie wiem dlaczego. Żaden z nas nigdy nie życzył ludziom czegoś złego. A teraz musimy się bronić. Zanim on zwoła swoich hmm... zwolenników... Poza tym- dodała po chwili- Różni łotrzy zasłaniają się jego poglądami. Pamiętam taką bandę, złapali mnie. Żeby uświadomić "demona", co go czeka, to ich... przywódca - ciągnęła, wzburzona- z kobiet które wcześniej złapali, wybrał małą dziewczynkę. Nie wiem, ile miała lat, nie znam się na waszym wieku aż tak. Brutalnie ją zgwałcił. Potraktował ją przedmiot. To było straszne. Biedna malutka... - zamilkła na chwilę.
-Wierzył właśnie w nauki proroka. Dlatego też trzeba powstrzymać Alimona. Jeśli morderstwa uważał za realizowanie boskich nakazów, to tym bardziej trzeba go ... usunąć. Dziwny ten jego bóg. Czemu pozwala mordować własne dzieci?- dodała z zastanowieniem w głosie.
Tyle wystarczy... Więcej nie trzeba mówić. Musi zacząć być bezpiecznie- wtedy reszta jej krewniaków odważy się tu przybyć.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Plomiennoluski »

Trzy grosze Lidii/ Gaizka

Lidia drgnęła poruszona słowami elfki, chwilę się zastanowiła i powiedziała do niej:
- Możesz mieć rację, nie wiemy... czy to sam Alimon, czy po prostu nie są to jakieś bandy zwykłych zbirów, które tylko zasłaniają się jego imieniem. W tej wizji nie wyglądał na złego człowieka. Właściwie... - zawahała się na chwilę i spuściła wzrok - ...wyglądał, jakby nic się nie zmienił, nadal miał to mądre i łagodne spojrzenie. A oczy są zwierciadłem duszy, czyż nie? Jednak trzeba to sprawdzić, wizja może kłamać co do tego! Trzeba uważać, żeby nie dać się zwieść pozorom - dokończyła marszcząc gniewnie brwi.


Gaizka zmierzył spojrzeniem starca. Już po pierwszych słowach było widać że przysłali im starego szczwanego lisa. Od razu też dało się wyczuć ironię i odrobinę szyderstwa skierowaną w stronę rozpieszczonych przybyszy z zachodu. Jednak po kilku chwilach rozmowy i co celniejszych argumentów mina mu nieco zrzedła. Teraz przynajmniej wiedział na czym opierała się ta cała ochrona tego miejsca. Wystarczyło wykraść im zwoje z rytuałem i po kłopocie a potem sprawdzić czy nie dałoby się ich wykorzystać w sali tronowej, najwyraźniej była potężna mimo że jak widać dało się ją jednak przełamać.

Kobiety wyrwały się do mówienia jako pierwsze, zawsze był zdania że jeśli o to chodzi zawsze będą więcej w stanie osiągnąć sztuką słowa i dyplomacji. Gdy zdawało się już że ucichły, postanowił się odezwać.
- Jest pewna rzecz, w której mógłbyś nam pomóc Dandana. - odwinął szybko opatrunek z nogi i wskazał na świeże oparzenie. - Możesz nam powiedzieć, jeśli wiesz jak się bronić przed ifrytami czy jak tam te diabelskie damy nazywacie, spotkałem się już dzisiaj z nimi po raz drugi w życiu i chciałbym się w końcu dowiedzieć czy da się je jakoś wykończyć zanim dobiorą się do mnie po raz trzeci... bo nie wiem czy bym to przeżył. - Spojrzał spokojnie na czarownika. - A jeśli nawet one przeniknęły ochronę tego miejsca to wiesz już co możecie z nią zrobić. - odczekał chwilę żeby cały sens wypowiedzi dotarł do mężczyzny. Wcześniej mówili mu ze były tu jakieś demony, ale teraz Gaizka je nazwał. Można się bać demonów w domu, nawet obawiać się jeśli ktoś powie ze je w domostwie widział, ale gdy ktoś je nazwie, potrafi to wzbudzić nawet czyste przerażenie. Zwłaszcza w miejscu, które powinno być sanktuarium przeciwko takim zjawiskom. Teraz musiał jeszcze tylko na szybko opowiedzieć jakąś bajeczkę odnoszącą się Alimona a nie będąca zbyt daleko od prawdy. Spotkał się kiedyś z człowiekiem, który umiał wyczuć kłamstwo. Półprawdy mu umykały, ale prawdziwe kłamstwa śmierdziały mu na kilometr.
- Co do Alimona. Przemyślmy na zimno to co tak właściwie chce stworzyć. Zniszczyć stary porządek a na jego ruinach zbudować nowy wspaniały świat, gdzie ludzie będą szczęśliwi. Tyle ze nikt nie bierze pod uwagę tego że to będą wciąż Ci sami ludzie, niektórzy z nich niewiele różniący się od bestii. Oczywiście po drodze do tego szczytnego celu muszą wyciąć w pień obecna kastę rządzącą czyli póki co szlachtę i kapłaństwo, ale nie martwcie się z czasem rozszerzy się to na mędrców, wróżbitów, wiejskie czarownice. Na wszystkich, którzy wiedzą więcej, którzy pamiętają. Wszystko zostanie utracone, wiedzieć będzie tylko ta mała grupka sprzymierzona z Alimonem, może nawet nie tyle sprzymierzona co radośnie dokonująca rzezi w jego imieniu. No cóż ja jestem po prostu z racji urodzenia po drugiej stronie. I musze naprawić błąd jakim była litość wobec Alimona. Jeśli uda mi się to wiem że zrobię z niego męczennika, ale stracą przywódcę a wtedy oba narody będą mogły sobie poradzic z hordą we własnym zakresie, może wybuchnie wielka schizma i sami się powybijają w walce o przywództwo i nową jedyną wizję. Jeśli teraz odzyskają przywódcę... ogień rozgorzeje na nowo i najlepszym rozwiązaniem byłby przynajmniej pokój miedzy oba imperiami, choć nie mam co śnić o tak pięknym rozwiązaniu. - przepłukał usta wodą, nigdy nie lubił długich przemówień, a zwłaszcza wypaczania prawdy, rozumiał kody, znaki, ale takie owijanie tego ze po prostu miał rozkaz zgładzenia Alimona lekko go zniesmaczał. Jednak gdyby tutaj powiedział kim jest to puścili by za nim prawdopodobnie podobną pogoń co za prorokiem. - Trzeba zrozumieć ze obecnie nieważne jest jaki Alimon jest, czy szalonym rzeźnikiem czy zbłąkaną owieczką. Ważne czym się stał... prorokiem, symbolem, wyrocznią i jeśli ktos go nie powstrzyma to wszystko po tej stronie życia spłonie w ogniu jego duchowej odnowy świata.
Po ostatnich słowach wzął do ręki kielich i napił sie powoli. Rozglądał się po twarzach sprawdzając jakie wrażenie jego rpzemowa zrobiła na reszcie zgromadzonych. Nie mówił nic na temat prawdziwości wizji. Teraz to było pewne. Wiedział przynajmniej gdzie zacząć.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Anamnezis] - Powstrzymać Alimona

Post autor: Qin Shi Huang »

Wszyscy coś o sobie powiedzieli. Przynajmniej większość. Ahimed kalkulował tylko, na ile może sobie pozwolić. Gdyby go zdemaskowano, to mógłby być jego koniec. Nigdy nic nie wiadomo. Słuchał tego co mówił Gaizka zjadając co jakiś czas daktyla.
-Dużo mądrych słów. Dużo niegłupich twierdzeń - przyznał Ahimed wpatrując się w blat stołu.
-Zapominacie o najważniejszym. Skoro ktoś go wypuścił i nikt sie do tego nie przyznaje, to stoją za tym jakaś większa persona. Może nawet organizacja. Taka, która jest w stanie pozostawać w pełnej konspiracji nawet po podjęciu takiego kroku. Doradzałbym większą ostrożność w słowach. Jeśli mamy działać, powinniśmy także działać tajnie. Nie wielu lubi Alimona, ale prawdopodobnie ma już kilku szpiegów. - podniósł swój przenikliwy wzrok i spojrzał w oczy każdemu z obecnych. Również w oczy Dandany. - Takich kroków nie przeprowadza się bez przygotowania. On musi mięć już przewagę. Pewnie ma w odwodzie jakieś siły, szpiegów i agentów. Skoro wiemy, ze wizja jest prawdziwa... martwi mnie to, czemu zobaczyliśmy ją właśnie my. Jeśli była skierowana bezpośrednio do nas, przez jakąś zewnętrzną siłę to wyglądałoby na to, ze ktoś chce nam pomóc... Ale te ifryty... czy jak je nazwałeś... - zwrócił wzrok ku Gaizce - ...chyba nie sprawiały wrażenia pomocnych.
Jeśli ktoś kojarzy nas bezpośrednio z tą sprawą i uważa nas za na tyle ważne osoby aby zsyłać taką wizję, jakikolwiek miałby w tym cel, to wpadliśmy w prawdziwą piaskową burzę. Ale może ty będziesz w stanie nam o tym cos powiedzieć. - Spojrzał znów na Dandanę - Skoro powinienem powiedzieć o swoim związku z Alimonem, to dobrze. Poprzysiągłem zemstę. Jestem tylko wojownikiem i byłem wiernym sługą swojego pana. Byliśmy nawet... przyjaciółmi. Gdy wróciłem z wojny, zastałem ich zmasakrowane zwłoki. Cały dom i cała rodzina, łącznie z dziećmi została wymordowana - mówił z tłumioną wściekłością - Tak zacna rodzina nie może pozostać bez pomsty. Jestem wojownikiem. Inaczej nie mogę zapłacić mu za to co mi ofiarował. Odpłacę mu i jego rodzinie za wszystko ten jeden ostatni raz. Mam nadzieję, ze to wystarczy... - Wziął głębszy oddech i natychmiast sie uspokoił. Zjadł kolejnego daktyla, obojętnie wpatrując sie w stół.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Zablokowany