[Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Epyon »

Dwa dni później...

Wczoraj straż przybrzeżna wyłowiła ciało 34-letniego prokuratora, Henry'ego Townshenda. Stało się to w niedługim czasie po zamordowaniu jego żony i córki. Czyżby kolejne ogniwo mafijnych porachunków? W krwi zamordowanego znaleziono ślady narkotyków. Policja szuka sprawców...

Miesiąc później

Laura, James i Ivan prawie codziennie odwiedzali grób Henry'ego. Pomimo śledztwa policji, w którym brali udział nie znaleziono żadnych śladów i powoli tracili już nadzieję. Wiara w sprawiedliwość ustępowała uczuciu beznadzieji.

Tymczasem całe Gotham popadało w chaos związany z włamaniami do muzeów i willi najbogatszych. Na ulicach pojawiały się mniejsze grupy przestępcze, rozbijając miasto u jego podstaw. Działała również mafia, coraz więcej swoich ludzi umieszczając na ważnych stanowiskach.

A ośrodkiem ponurego balu była knajpa Artura Browna, do której codziennie po pracy przyjeżdżał Patrick Maddock.

***

Było około 22:00, gdy Laura usłyszała dzwonek do drzwi. James i Ivan oglądali film, więc poszła otworzyć. Przez wizjer zobaczyła wysokiego i przystojnego mężczyznę.
Obrazek
Ouzaru

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Ouzaru »

Laura Estell & James Vai (czyżby coś się kroiło między nimi? ;))

Od tamtego wieczoru minął miesiąc. Vai nad ranem był pewien, że wszystko się teraz posypie, że wszystko spieprzył, że zrobił o jeden krok za dużo. Faktycznie. Wstając rano zauważył, że leży sam. Zaklął i powoli zwlókł się z hotelowego łóżka. Jakże wielkie było jego zdziwienie, kiedy usłyszał cichy głos z małego pokoju obok.
- Wzięłam czarną bez cukru. Taką pijesz, prawda?
- Tak
- odparł zachrypniętym głosem.
Uśmiechnął się do siebie nieznacznie, siadając na brzegu łóżka i przetarł twarz dłońmi. Założył koszulę, akurat w momencie, kiedy Laura weszła do pokoju z kawą.

I wszystko zaczęło się układać. Powoli. Nie, nie sypiali ze sobą, a w każdym razie nie w tym potocznym sensie. Byli bardzo dobrymi przyjaciółmi. Czasami Jamesowi zdawało się, że czymś więcej, czasami- wręcz przeciwnie. Łazili na zakupy, szwendali się po parku. Ona kupowała mu papierosy, on jej czasami jakiegoś badyla zwanego też kwiatkiem. Tak, Vai się zmienił. Uspokoił, mniej pił, więcej sypiał. Laura natomiast jakby odżyła. Stała się bardziej żwawa, żywiołowa, spontaniczna, ciągle się uśmiechała. Czasem zakradała się w nocy do jego pokoju, wtulała w plecy ex-policjanta i spała spokojnie jak dziecko. Było jej dobrze. Lubiła brać go za rękę i opowiadać coś, wpatrując mu się głęboko w oczy.

- James, lubisz mnie? - zapytała się któregoś dnia. - Mam wrażenie, że już nie jestem dla ciebie tą głupią reporterką i hieną, co? - Puściła mu oczko i uśmiechnęła się szeroko.

- Kogo pytasz? Pijaczynę i degenerata?- odparł zadziornie, zupełnie jak szczeniak z podstawówki. Po chwili spoważniał. - Nie. Chyba nie. Wiesz, całe życie kochałem jedną kobietę. - Zamilkł na chwilę, zwieszając głowę. - Moja żona... ona zginęła przeze mnie... Nie chcę ci teraz o tym opowiadać... w każdym razie, ja o niej nie zapomnę. Nie wiem, czy rozumiesz. - Spojrzał na nią jak zbity pies. - Ona zawsze będzie we mnie żywa. Dopiero ty uświadomiłaś mi, że mogę żyć swoim życiem... ale ona zawsze będzie. Jesteś w stanie to zaakceptować?

Zdziwiła się jego słowami, nie do końca rozumiała, o co mu chodzi. Przyglądała mu się zmartwiona, po chwili delikatnie dotknęła dłonią policzka Jamesa. Skórę miał suchą, szorstką, pod palcami czuła lekki zarost. A mimo to poczuła się dobrze.
- Ależ ja to akceptuję, przecież nie ma w tym nic złego. Chciałabym tylko, żebyś się nie smucił z tego powodu, bo wtedy mi serce krwawi. Nie lubię patrzeć, jak cierpisz - wyznała mu szczerze i uśmiechnęła się do niego czule.

Są takie chwile, kiedy w facecie coś pęka. To była jedna z nich. Ciepło jej dłoni, łagodne ciche słowa. Vai poczuł jak drży mu podbródek. Wstał szybko i odwrócił się plecami do Laury. Wycharczał cicho:
- Idę zrobić kawę... - Poszedł do kuchni.
Stał, parzył kawę i zagryzał wargi wściekły na siebie, na nią, na wszystkich. Gdyby tu Ivan był... co za wstyd.

Spojrzała się za nim i po chwili walnęła się w czoło. 'Pewnie znowu coś palnęłam!' pomyślała i westchnęła. Zadziwiające było to, jak Vai był kruchy i delikatny, choć zdawał się być takim twardzielem. Chwilę siedziała w fotelu, w końcu wstała i poszła za nim.
- Słuchaj, jeśli powiedziałam coś nie tak, to bardzo cię przepraszam - powiedziała, jak tylko na nią spojrzał. - Wiesz, cieszę się, że razem mieszkamy, czuję się z tobą o wiele bezpieczniej i jest tak jakoś... miło. Mam nadzieję, że jak to się wszystko skończy, to nie uciekniesz zaraz?
Z szafki wyjęła dwa kubki, jeden w kwiatki, który od niego dostała, drugi z misiem w policyjnej czapce. Łatwo było zgadnąć, że ten był od niej. Oba postawiła na blacie i oparła się o niego plecami.

- Nie, nie mam zamiaru - Vai wychrypiał w odpowiedzi. - Nie zwieję.
Laura uśmiechnęła się do niego i mocno się wtuliła w starszego mężczyznę. Pachniał papierosami, lecz to jej nie przeszkadzało. Po tym dniu jeszcze się polepszyło między nimi. Stali się bliżsi sobie.

* * *


I w końcu się stało. Czarne chmury.
Vai dostał cynk od grubasa o napadzie. Był jednym z pierwszych na miejscu zbrodni. Akurat jedli z Laurą kolację w pobliżu miejsca zdarzenia, kiedy zadzwonił telefon i chwilę potem glina z dziennikarką pędzili do galerii galerii. Antyczna biżuteria była warta miliony. Vai nie bacząc na ślady, które mógł zadeptać, wskoczył do środka. Wszystko zdarzyło się kilka minut temu, na miejscu był tylko jeden radiowóz pełen wystraszonych szczeniaków. Gliniarz krzyknął:
- Laura! Zostań...!
I wbiegł do budynku. Pędził za każdym podejrzanym odgłosem. Dałby sobie głowę uciąć, że ktoś tam jeszcze jest. Wybiegł zza winkla i ujrzał sylwetkę. Puścił się za nią niczym dziki pies.

- James...!
Nie chciała, by tam był. Wolała, żeby zostawił to wszystko w cholerę, żeby mogli spokojnie wrócić do domu i pooglądać razem jakiś nudny film pod koniec którego by zasnęła wtulona w jego ramię. Dlaczego nie mógł po prostu rzucić tej roboty? Miała dość pieniędzy, by mógł u niej spokojnie mieszkać do końca życia i niczego by mu nie brakowało.
Kręciła się niespokojnie, ale nie ruszyła się z miejsca. Nie chciała robić niczego wbrew jego woli, a skoro powiedział, by została... Westchnęła ciężko. Wypatrywała go cały czas, chodząc przy policyjnej taśmie. Młodzi gliniarze już zabezpieczali teren, kazali się jej odsunąć. Zupełnie zapomniała, że też powinna teraz pracować.

Tym czasem Vai wślizgiem wbił się w kolejny zakręt i wyciągnął broń. Przeliczył się. Nie trafił na łamagę. Usłyszał huk i oszklona gablota posypała mu się na twarz. Większy odłam ranił mu policzek, ciepła krew strumieniem wypływała z otwartej rany. Vai niezdarnie przetarł rękawem twarz, wystrzelił i ponownie usłyszał strzał. Padł. Nic. Koleś uciekł. Policjant podniósł się, ale czuł dziwne zmęczenie. Ciężko oddychał. Wzrok miał zamglony.
'Muszę rzucić palenie' - pomyślał. Gdy w końcu wyszedł, młodsi rzucili się ku niemu z przerażeniem, Laura mało nie zemdlała.
- Łapcie go - wychrypiał. Potem już tylko pamiętał głosy nad sobą.
"Przestrzelone płuco..."
"Stary palacz... Szanse... 40 %"
"Ta kobieta chce jechać... weźcie ją stąd..."
"Niech jedzie..."

Zbudził się w szpitalu. Nie mógł otworzyć oczu. Bolała go głowa, nie mógł wciągnąć powietrza. Obok pracowała jakaś aparatura monitorująca pracę jego serca, z drugiej strony pudło co chwilę wydawało z siebie cichy pisk, zasysając i tłocząc tlen.

Leżał na osobnej sali, trzy pielęgniarki na zmianę się nim opiekowały, miał własnego lekarza, którego Laura ściągnęła z Nowego Jorku. Nie żałowała wydanych pieniędzy, Vai powoli wracał do zdrowia, z każdym dniem miał się lepiej. Operacja była ciężka, ale lekarze odwalili kawał dobrej roboty. Mężczyzna jęknął cicho i zaraz jedna z pielęgniarek zaczęła budzić Laurę.
- Proszę pani, chyba odzyskał przytomność - usłyszał nieznajomy damski głos.
Dziennikarka rzuciła się w stronę rannego, mało się nie wywracając i nie wpadając na kroplówkę.
- James? - zapytała, delikatnie dotykając jego twarzy. Na policzku wciąż miał opatrunek, zszyta rana goiła się dość dobrze. W powietrzu unosił się zapach świeżych kwiatów i szpitalnego żarcia. Akurat zbliżała się pora obiadu.

Otworzył oczy i spojrzał na Laurę. Wszystko było białe.
- Hdze dstrl...
- Co?
- spytała wystraszona dziewczyna.
- Gdze dostarlem? - wystękał z wysiłkiem przez zaschnięte gardło i zakaszlał lekko. Świat zawirował.
- W płuco. Lekarze mówili, że przez fajki będzie ciężej... - Ugryzła się w język.
- Rzucę - odparł powoli, jakby ostrożnie. - Jak dorwę tego skurwiela... - Zaczerwienił się. Pielęgniarka odsunęła Laurę i naciskając jakieś guziki w aparaturze pomogła glinie.
- Proszę go nie denerwować - upomniała dziewczynę.
- Kiedy wyjdę? - spytał James.
- Nie wcześniej jak za miesiąc.
- Mhm
. - Zamknął oczy. - Wiesz... dobrze, ze jesteś... - Uchylił jego oko i spojrzał na Laurę.

- Proszę, nie narażaj się już więcej... Ja wiem, że ta praca wiele dla ciebie znaczy, ale - chwyciła mocno jego dłoń - nie będę mogła spać spokojnie wiedząc, że możesz zginąć. Zbyt wiele dla mnie znaczysz, James.
Usiadła obok niego i ruchem ręki dała pielęgniarce znać, żeby ich zostawiła na chwilę samych. Dziennikarka wtuliła twarz w dłoń mężczyzny i westchnęła cicho.

- Laura... ty nie rozumiesz... - wystękał. - Ja ŻYJĘ po to, żeby dorwać tych skurwieli. Ci co ją zabili... są wolni... i choćbym miał zdechnąć, muszę... - Wiedział, że te słowa sprawiają jej ból. Wiedział, że ją rani. Ale taki był. Szczery. Zawsze.
- Dla ciebie zrobiłbym to samo - dodał cicho.

- Rozumiem - odpowiedziała mu drżącym głosem i na swej dłoni poczuł ciepłą łzę.
Posmutniała, nie chciała, żeby coś mu się stało. Ale nie potrafiła temu zaradzić, jak tylko poczuje się lepiej, zaraz zacznie na nowo pakować się w kłopoty.
- Jesteś głodny? Zaraz będzie obiad, ale to szpitalne żarcie tylko by ci zaszkodziło - zagadała uśmiechając się na siłę i ocierając policzki z łez. - Coś sama ci przyszykuję.

- Głodny jak wilk
-Mruknął. Kiedy chciała odejść chwycił mocniej jej dłoń.
- Laura. Przepraszam. Za to wszystko... Wiem, że czasem robię różne rzeczy, z którymi nie do końca się... zgadzasz... Chcę, żebyś wiedziała... tak na przyszłość, gdyby jednak kiedyś mi się nie udało dotrzeć tutaj... - Przełknął siłę. - Laura. Ja cię chyba, wiesz sama. - Wywrócił oczyma. Co mu tam. I tak jest prawie trupem. - Ja cię chyba kocham.
Czemu przejmował się jak dziecko? Może dlatego, że to było tak absurdalne. On stary, brzydki, poharatany. I ta robota. Czuł, że ona nigdy by z nim nie chciała być na stałe.

- Ja ciebie też - odpowiedziała, przerywając jego rozmyślania. - I nie chyba, a na pewno - dodała.
Pochyliła się nad nim i delikatnie ucałowała go w usta. Poczuła się dużo lepiej, lekko, jakby odzyskała wolność. W końcu powiedziała głośno to, co serce krzyczało jej już od dawna.
- Musisz szybko wracać do zdrowia, strasznie pusto jest bez ciebie.

- Postaram się
- jęknął i uśmiechnął się. - Posiedź jeszcze chwilę. Proszę...
Zawahał się na moment.
- Długo tu siedzisz? Ile byłem nieprzytomny?

- No... trochę
- odpowiedziała niechętnie i zawstydziła się lekko. - Jakoś nie mogłam wysiedzieć w domu, więc byłam tutaj. To lepsze od niepewności. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza? Wolę zostać, jeśli mogę.
Usiadła.

- Chciałbym, żebyś została. Jeszcze przez chwilę.
- Dobrze - odpowiedziała mu i otworzyła usta, by coś jeszcze dodać, gdy nagle do jej świadomości przedarł się dzwonek.

* * *


Dźwięk dzwonka wyrwał ją ze snu. Zdziwiona otworzyła oczy, w telewizji leciał jakiś stary film, jak zwykle zasnęła na ramieniu Vai'a.
- James! - Zerwała się na równe nogi. - Nic ci nie jest... Bogu niech będą dzięki...
Mężczyźni spojrzeli się na nią zdziwieni.
- Śniłeś mi się - wyjaśniła.
- To pewnie był jakiś koszmar - Ivan rzucił rozbawiony i zabrał glinie miskę z popcornem. - Idziesz otworzyć?
- Ach tak! Dzwonek!
- zawołała i pobiegła do drzwi. Widząc przez wizjer przystojnego mężczyznę pomyślała, że to jakaś pomyłka. Ale otworzyła.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: BlindKitty »

Ivan

Wziął w rękę garść popcornu, a potem podnosząc długi, myśliwski nóż który zawsze leżał na stoliku przy telewizorze wstał i poszedł za Laurą.

Ostatni raz miał złe przeczucia w czasie swojej wojny. Wtedy, kiedy oddział z jego dywizji wpadł w zasadzkę i został wycięty niemal do nogi, a kumple zastawiali się co mogło się stać, poczuł, że to było coś nieprzyjemnego. I faktycznie, mudżahedini zaatakowali z zaskoczenia, w wąskim wąwozie, o którym myśleli że jest świetnie zabezpieczony i kontrolowany. Z prawie stu ludzi - całej kompanii - wróciło sześciu.
I teraz odniósł wrażenie że ten kto stoi za drzwiami nie jest dobrym człowiekiem.

Wsunął dłoń do kieszeni, wystudiowanym ruchem tylko odrobinkę trzęsącej się od wódki ręki. Rękojeść noża schowała się w kieszeni, jego ostrze znalazło przytulne miejsce pod powyciąganym swetrem Rosjanina, a całość wciąż tkwiła w jego dłoni, tak aby w ułamku sekundy można było go dobyć.
Jeśli przyszli ich pozamiatać, to i tak by pewnie nie pomogło, ale tak czy inaczej wolał stać z nożem o półtora kroku za Laurą. Dość, by doskoczyć w jednej chwili, wystarczająco daleko, żeby nic nie sugerować człowiekowi po drugiej stronie progu.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Ouzaru

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Ouzaru »

Jason & Laura... & reszta :P

Właściwie to już miał odejść, gdy w końcu ktoś łaskawie mu otworzył. Młoda kobieta o zaspanych oczach przyglądała mu się z zaciekawiona i jakby lekko zawstydzona. Blond włosy, niebieskie oczy, obcisła bluzeczka i jakieś luźniejsze jeansy. Do tego białe skarpetki. 'Chyba pomyliłem adresy', przemknęło mężczyźnie przez myśl, ale nie okazując nic po sobie uśmiechnął się czarująco.
- Dobry wieczór, przepraszam, że tak długo, ale przysnęłam i... - zaczęła się tłumaczyć.
- Dobry wieczór, nic się nie stało. Przepraszam, że panią obudziłem - odparł spokojnym, głębokim głosem. Dziewczynie zmiękły kolana.
- W.. w czym mogę pomóc? - zapytała niepewnie.
Oparł się nonszalancko o framugę i mierząc ją przenikliwym spojrzeniem, nachylił się do niej lekko, by szepnąć:
- Przyszedłem na najlepszy seks w moim... naszym życiu.
Jej mina była bezcenna. Oczy dziennikarki ustępowały wielkością jedynie spodeczkom od filiżanki, a z lekko otwartymi ze zdziwienia ustami wyglądała przezabawnie.
- S.. słucham? - zapytała, nie wierząc w to, co usłyszała. - To chyba jakaś pomyłka!
- Laura Estell?
- Tak...
- Czyli wszystko się zgadza
- odparł zadowolony. Postąpił krok do przodu i obejmując ją lekko w pasie, spojrzał kobiecie głęboko w oczy. Nawet nie zauważył stojącego za jej plecami ogromnego mężczyzny. - Henry mówił, że można cię bardzo łatwo wkręcić, Lauro. No już, nie bój się! - Zaśmiał się wesoło i puścił ją. Cień za plecami Laury powoli wycofał się do salonu, ale Ivan nadal był czujny. - Jestem przyjacielem prokuratora i przyjechałem pogadać. To oczywiste, że został zamordowany. Po śmierci żony częściej rozmawiał z tobą, niż ze mną. Przed jego śmiercią się spotkaliście, prawda? Może powiedział ci coś...

- Chwileczkę
- przerwała mu. - Proszę wejść do środka, nie będziemy przecież rozmawiać w drzwiach. Jest pan głodny? Może coś do picia zrobić? Ciepłe, zimne? - pytała, prowadząc go długim korytarzem.
Po chwili podbiegł do nich młody Amstaff, wesoło merdając ogonem i poszczekując cicho. Obwąchał mężczyznę, pobiegł do salonu i po chwili wrócił z piłką w pysku.
- Mike! Zachowuj się - Laura skarciła psiaka, jednak gość nie przejął się zbytnio kobietą i wziął piłkę.
- Można mu tu rzucić? - zapytał.
- Pewnie, to długi korytarz. Poza tym Mike już dawno zniszczył wszystkie kruche i delikatne rzeczy w tym domu - odpowiedziała, puszczając do nieznajomego oczko. Mężczyzna zamachnął się i rzucił piłką na drugi koniec korytarza. Pies puścił się za nią w dzikim pędzie, ślizgając się łapami po posadzce.

Weszli do salonu, gdzie w telewizorze leciał jakiś stary film, na fotelu i kanapie siedzieli dwaj starsi mężczyźni.
- James i Ivan, moi przyjaciele i współlokatorzy - przedstawiła ich. - To jest przyjaciel prokuratora Henry'ego, przyszedł porozmawiać o nim, więc...
Choć minął już miesiąc, nadal było jej ciężko o tym mówić. Na samo wspomnienie ich ostatniego spotkania kobiecie napływały do oczu łzy.
- ...oglądajcie sobie, a my będziemy u mnie w pokoju.
Znów przeszli korytarzem, skręcili w prawo i weszli w drugi korytarz. Laura milczała, walcząc ze wspomnieniami i myślami. W końcu zatrzymali się przy jakiś drzwiach i kobieta zaprosiła swego gościa do środka. Duże łóżko, kanapa, dwa fotele, stoliczek... a wszystko to w starym stylu. Po podłodze walały się jakieś notatki, a na biurku stał laptop.
- Proszę się rozgościć - powiedziała uprzejmie. - Podać panu coś?

Mężczyzna rozpiął dwa guziki renomowanego garnituru i wyciągnął w kierunku kobiety prawą dłoń.
- Gdzież moje maniery. Jason Halley, profiler MCS. – Uśmiechnął się do niej delikatnie, patrząc wprost w oczy.
Perfumy, których używał, już zawróciły Laurze w głowie i kobieta niemal rozpływała się przed nim, zestawiając wygląd czarnowłosego z ich zapachem.

- Eee... - bąknęła tylko, gapiąc się głupio. - Miło mi pana poznać. - W końcu wykrztusiła z siebie. Widać było, że zaczynało jej się robić gorąco, takie miała czerwone wypieki na twarzy.
- Co do pani propozycji, to z chęcią napiję się czegoś chłodnego. - Rozsiadł się wygodnie w fotelu, nie spuszczając jej z oczu.
- Tak, oczywiście - odpowiedziała i szybko ulotniła się do kuchni.
Z prędkością błyskawicy Laura dopadła lodówki, wzięła sok wyciskany z pomarańczy, Maxa, trochę lodu, dwie wysokie szklanki i wróciła z tym do pokoju.
- Rozmowa pewnie nie będzie zbyt przyjemna, więc na wszelki wypadek wzięłam też coś mocniejszego - oznajmiła, stawiając wszystko na niskim stoliczku.

- To dobrze, chociaż bardziej przydadzą się kieliszki niż te duże szklanki.
- Uśmiechnął się lekko, otwierając butelkę Maximusa. Gdy Laura przyniosła 'setki', Jason polał najpierw sobie a potem jej. - A więc na dobry początek znajomości, do dna... - przechylił i odstawił kieliszek. Nie przepijając niczym spojrzał na kobietę. A spojrzenie to miał iście elektryzujące. - A więc znała pani Henry'ego i była ostatnią, która widziała go żywym. Oczywistym jest, że nie popełnił samobójstwa, bo to nie był ten typ człowieka – z pewnością ktoś chciał by tak to właśnie wyglądało. Co może mi pani powiedzieć więcej na ten temat?

Pytanie wyrwało ją z zamyślenia i lekkiej konsternacji. Kobieta wpatrywała się w "setkę", jakby tam był ukryty zdechły szczur i dopiero po chwili wypiła. Wzdrygnęła się, oczy zaszły jej łzami i skrzywiła się, marudząc, jakie to paskudne i jak faceci mogą to pić.
- Tak, widziałam się z nim. Trochę wypiliśmy, byliśmy w klubie, podrzucił mnie do domu i odjechał. Jestem pewna, że nie brał nic i tym bardziej nie miał zamiaru się zabić. Zależało mu na dopadnięciu tego całego... eee... Browna. Mówił, że to on i mój nieżyjący już Redaktor Naczelny byli winnymi śmierci jego żony. Jednak, jak pan już zauważył, śledztwo nic nie wykazało i póki co stanęło.

- Może skoro wypiliśmy już bruderschafta, mówmy sobie po imieniu, ok? Jason... – podał raz jeszcze dłoń kobiecie.
- Laura – uśmiechnęła się nieśmiało.
- Brown powiadasz... Może warto by złożyć mu wizytę i pograć psychologicznie... - Halley myślał głośno. - Ewentualnie dobrać mu się do tyłka w inny sposób, bardziej odczuwalny dla niego... mam kilka kontaktów na mieście, szybko mogę się dowiedzieć, gdzie Brown pcha towar i co szykuje... Na pewno zaciekawiło by to nie tylko Komisarza... - uśmiechnął się lekko.

- Jest pan... eee... znaczy... jesteś pewien, że to dobry pomysł? Mogłabym się trochę tam pokręcić, wypytać, dowiedzieć. W końcu jestem reporterką, prawda? - Przetarła dłońmi oczy, powoli zaczynało ją brać. Miała słabą głowę, było późno i była zmęczona. - Ależ ze mnie idiotka! Ja tu z wódką przyszłam, a ty pewnie jesteś samochodem? Słuchaj, poproszę mojego kierowcę, żeby cię odwiózł lub jeśli wolisz to możesz tu przenocować. Mam jeszcze kilka wolnych pokoi.

On jakby jej nie słuchał, obracał w dłoniach 'setkę' i spoglądał na jej dno. Widać było, że coś go trapi.
- Cholera! - Laura aż podskoczyła, gdy gwałtownie odstawił 'setkę' i polał im obojgu. - Wyjeżdża się na kilka miesięcy, a w Gotham nagle tyle się pozmieniało! Mój przyjaciel nie żyje, po ulicach panoszy się jakiś 'Brown', a ja czuję się jak ostatni debil zadając głupie, oczywiste pytania. Ech... - Przetarł zmęczoną twarz dłońmi i spojrzał się na speszoną kobietę.
- Więc mamy coś wspólnego. - Uśmiechnęła się nieśmiało. - Z tym że zdawanie głupich pytań to moja praca. - Wlała swój przydział Maxa do szklaneczki i zalała sokiem pomarańczowym. Zamoczyła usta w drinku, w takiej formie picie o wiele bardziej jej odpowiadało. - No, teraz to mogę pić. - Ucieszyła się. - Przyszykuję ci pokój, nim się upiję i zasnę na siedząco. Choć jak chcesz, to możesz tutaj spać, ja mam jeszcze trochę roboty przy artykule i pewnie znowu spędzę noc w salonie z kawą... przy lapie - westchnęła.

- Bardzo jesteś miła, ale podziękuję ci za gościnę. – Wstał z fotela, dopił wódkę i wyjął z kieszeni swoja wizytówkę. - Jeśli chciałabyś pogadać, znajdziesz mnie pod tym numerem. Przejdę się, w końcu taka piękna noc za oknem – puścił jej oczko wciskając w dłoń kawałek papieru. - Śpij dobrze, Lauro...

- Eee...
- Kobieta przez chwilę wpatrywała się w karteczkę, w końcu odłożyła ją na blacie i również wstała. Zachwiała się lekko, ale szybko złapała równowagę. - Zaraz poproszę szofera, żeby cię odwiózł, może i ładnie jest, ale na pewno niebezpiecznie, więc... - Przerwał jej ruchem dłoni.
- Spokojnie, mieszkam tutaj, kilka domów dalej.
- Nigdy cię nie widziałam.
- Zdziwiła się i spojrzała na niego podejrzliwie. W odpowiedzi zaśmiał się, zarzucając marynarkę na plecy.
- Przecież mówiłem, że mnie długo nie było...
Laura palnęła się dłonią w czoło i zarumieniła lekko. Zrobiło jej się głupio.
- Zatem dobranoc. - Uśmiechnęła się. Szybko doprowadziła mężczyznę do drzwi, żeby nie denerwować już współlokatorów. - Zapraszam jutro na obiad, jadamy o 14.
- Możliwe, że skorzystam... Do następnego
– posłał jej serdeczny uśmiech, po czym zniknął na dobre za drzwiami.

Dziennikarka zamknęła na wszystkie zamki i zajrzała do salonu. Ivan siedział w tym samym miejscu, a jego twarz oświetlał szary blask z telewizora. Przytłumiony głos lektora odbijał się od ścian, Mike pochrapywał na kanapie, gdzie wcześniej przysnęła na ramieniu Vai'a.
- Gdzie James? - zapytała.
- Wlazł pod prysznic - odparł, odwracając się do niej. - Wszystko ok? Poszedł już?
- Tak... Spokojnie.
- Posłała Ruskowi lekki uśmiech. - Idę się położyć, dobranoc.
- Śpij dobrze.

Ciemny korytarz ciągnął się niemiłosiernie i miał bardzo twarde ściany. Z każdą chwilą czuła, jak wódka ścina ją z nóg, ale było jej z tym dziwnie dobrze. Wykręciła i niemal oberwała gwałtownie otwierającymi się drzwiami. Odskoczyła, wywalając się na podłogę.
- Ej! Uważaj! - mruknęła.
James wyjrzał zza drzwi i spojrzał się zaskoczony na Laurę. W samych spodniach i ręcznikiem przewieszonym przez szyję wyglądał jakoś inaczej. Jedną dłonią osuszał krótkie włosy, drugą podrapał się po zaroście.
- Nic ci nie jest? - zapytał zachrypniętym głosem, pomagając jej wstać.
- Nie...
Nim cokolwiek więcej zostało powiedziane, ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku i oboje znaleźli się w jej pokoju.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Alucard »

James&Laura... poniekąd zdenerwowany Ivan
(Uwaga- treści zawarte w poście maja charakter erotyczny)

James siedział na kanapie. W pewnym momencie spojrzał znużony na Ivana- film go męczył, oczy go piekły. Widocznie się starzał. Chciał iść sobie zrobi kawę i kątem oka zobaczy Laurę. Siedziała z jakimś lalusiem. Już miał wejść i spyta kulturalnie kto to, kiedy tamten zaczął rozlewać alkohol. Vai zmarszczył drzwi i stwierdził, że nie podoba mu się ten typ.
"Zimny prysznic" - pomyślał. Złapał się tej deski ratunku i już przed łazienka zaczął się rozbierać. Co ten koleś tu robi? Sam na sam z nią, pił jakąś burżujską wódę. Glancuś. Zimne krople spływały mu po twarzy. Tuz po wyjściu wygrzebał ze spodni LuckyStrike'i i zajarał. Zrobiło mu się lepiej. Ogolił się i postanowił iść po koszulę. Gdy wychodził, z dżinsach i ręcznikiem na ramionach niemalże zderzył się z Laurą. Wyglądała cudownie. Bluzka opinała jej biust, patrzyła na niego wielkimi oczami, wyrażającymi zaskoczenie. Objął ja od razu jedną ręką, drugą położył na jej policzku i pocałował. Już oddalał usta, kiedy ona przycisnęła go do siebie nie pozwalając przerwać. Nie rozdzielając ust przeszli niczym ślepcy do sypialni.
Będąc już w pokoju, Laura niezdarnym kopnięciem zamknęła za nimi drzwi i popchnęła Vai'a w stronę łóżka. Zupełnie nie rejestrowała tego, co robi, wódka zagłuszyła zdrowy rozsądek dziennikarki. Na chwilę oderwała od jego ust swoje wargi i spojrzała się na starszego mężczyznę maślanym wzrokiem.
-James, ja... - zaczęła, ale nie wiedząc, co chce powiedzieć, znów go pocałowała.
Vai nie kontrolował już tego, co się dzieje. I chyba za bardzo nie chciał. Dotychczas, po tylu nocach spędzonych w burdelach gliniarz zapomniał czym jest seks z kobietą, która się kocha. Teraz czuł się jak nastolatek przed pierwszym razem- zapach włosów Laury rozsadzał mu płuca i powodował zawroty głowy, czuł dokładnie smak jej ust, grube palce rejestrowały każde drżenie ciała.
-James... ja...-Nie skończyła. Zaczęła go znowu całować. Zmrużył oczy i okręcił się na pięcie z dziewczyną w ramionach. Zwalili się na łóżko. Leżąc dalej go obejmowała. Vai opierając się prawą ręką o łóżko, lewą zaczął pospiesznie ściąga kobiecie bluzkę. Wyprężyła lekko ciało i uniosła ręce, żeby mu pomóc.
Na szczęście glina miał niemałe doświadczenie i bardzo szybko uwolnił Laurę z ciasnego odzienia. Kobieta westchnęła cicho, gdy przejechał dłonią po jej koronkowym staniku, haftowanym w jakieś kwiatki. W jakie, James nie zwrócił uwagi, za szybko ten zbędny ciuch wylądował na podłodze. Bardziej interesowało go to, co skrywał pod sobą. Może nie była super modelką z okładki Playboya, ale nie zawiodła go.
Zamknęła oczy, oddychając głęboko. Świat wirował jej pod powiekami, mocno objęła mężczyznę i przycisnęła do siebie.
Gliniarz zrozumiał aluzje i przejął inicjatywę. Zaczął delikatnie całować szyję dziewczyny lekko ja przygryzając. Powoli kierował usta coraz niżej dochodząc do kształtnych piersi, następnie zaczął schodzić coraz niżej. Laura lekko zadrżała. Vai szybko ściągnął jej spodnie nie przerywając pieszczoty. Zaczął wędrować językiem z powrotem. Kiedy doszedł do piersi kobieta lekko zagryzła wargi. Chwile potem ponownie całował ją a ona go obejmowała. Spojrzał na nią i spytał lekko charcząc
-Na pewno tego chcesz... Wiesz, ja... - Spojrzał jej głęboko w oczy.
- James... - Niezdarnie złapała go za dłoń i położyła ją na swoich zgrabnych, również koronkowych majteczkach. Była gorąca i jakby lekko wilgotna. Zdziwiło to Vai'a, niewiele kobiet, którym płacił, reagowało tak gwałtownie.
Czując jego palce na swej pobudzonej kobiecości, Laura drgnęła i zadrżała na całym ciele. Może była pijana, ale na szczęście jeszcze na tyle przytomna, żeby sięgnąć i rozpiąć mężczyźnie pasek. Trochę się z nim mocowała, palce odmawiały jej posłuszeństwa, ale poradziła sobie.
-No juuuż... - jęknęła błagalnym tonem.
Serce Jamesa biło teraz jak oszalałe. Poczuł, że jeżeli zaraz nie weźmie tej kobiety, oszaleje. Gwałtownym ruchem ściągnął z niej bieliznę i przyciągając jej biodra mocno do siebie. Wszedł w nią brutalnie, mocno. Zdecydowanie. Jęknęła i na chwilę zastygła, lecz za chwilę oplotła go udami i zaczęła się miarowo poruszać. Splecione nagie ciała wiły się w gorącej pościeli, mokrej od potu. Mężczyzna wbił głowę między szyję a obojczyk i szybko oddychając przygryzł lekko skórę dziennikarki. jęknęła cicho. W miarę upływu czasu ciche pomruki zmieniły się w niegłośne krzyki. Policjant przyspieszył a dziewczyna wbiła mu palce w ciało. Pocałunkiem zdusił jej krzyk. Skończyli niemalże równocześnie. Spazmy targały jej ciałem jeszcze przez chwilę, po czy opadła bezładnie na pościel oddychając ciężko. Jej biust unosił się miarowo w górę i w dół. James położył się obok niej obejmując drobne ciało silnym ramieniem. Pocałował Laurę w ramie i zamknął oczy.
W pokoju obok Ivan przeklinał na czym świat stał, stopniowo zagłuszając dźwięki z sypialni poprzez ugłaśnianie fonii w TV.
Nagle Vai zbladł i mało nie zemdlał...
- Lauro, ty stosujesz jakąś antykoncepcję?
- Nie, a co? - odparła i po chwili zasnęła
Piękna noc rozświetlana blaskiem tej wspaniałej kobiety zmieniła się nagle w koszmarny, nieprzenikniony mrok. Policjant modlił się chyba pierwszy raz w życiu
Laura w tym czasie spokojnie sobie spała i było jej cholernie dobrze.

Jeszcze
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: BlindKitty »

Ivan

Westchnął, kiedy wreszcie w sypialni się uspokoiło. Był ciekaw, jak będą reagowali jutro - wiedział jednak, że wyniesie się stąd, żeby im nie przeszkadzać. Być może po prostu uśmiechną się do siebie i przejdą nad tym do porządku dziennego.
Ale jeśli mają to sobie jutro wzajemnie tłumaczyć, to lepiej żeby jego tu nie było.

Poszedł do swojego pokoju, zdejmując po drodzę koszulę i śmiejąc się w kułak. Wprawdzie strasznie męczące było słuchanie ich - oglądanie telewizji nie było może przesadnie ciekawe, ale nic innego mu się robić nie chciało. A słuchanie ich było jeszcze nudniejsze, już po pół minuty mógł idealnie przepowiadać ich rytm.
On spędzał czas w burdelach, a teraz był trzeźwy. Ona pijana, i to dość mocno. Łatwo było ich przewidzieć, oj łatwo.

Walnął się na łóżko i zagapił w sufit. Śmiech wiązł mu w gardle. Wciąż próbował przekonać sam siebie, że śmiech to rzeczywiście dobre rozwiązanie, ale szło mu coraz gorzej...
Na szczęście szybko zasnął.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Alucard »

Vai & Laura

Ranek przyszedł nieco później, niż zwykle, lecz po piciu było to dla niej typowe. Przeciągnęła się, ziewnęła i odwróciła na drugi bok. Widok Vai'a jej nie zaskoczył, przecież dość często spali razem. Uśmiechnęła się do śpiącego mężczyzny i cicho wyślizgnęła z łóżka. Po podłodze walały się ich ubrania i sama Laura nie miała na sobie dosłownie nic. Jak za sprawą magicznej różdżki, wspomnienia zaczęły zalewać kobietę i aż musiała na chwilę usiąść.
- James... - szepnęła, delikatnie szturchając mężczyznę. - James? James!

Otworzył jedno oko i mruknął. Odruchowo machnął ręką manifestując, że chce mu się spać i nie ma zamiaru wstawać.
- Czego? - wymamrotał i spojrzał na Laurę. Od razu wrócił do świata żywych. Podniósł się zbyt szybko i krew uderzyła mu do głowy. Musiał sie położyc i policzyc do pięciu.
-Co jest? Mruknął przypominającu sobie powoli poprzednią noc.

- Właśnie bym chciała wiedzieć, co jest... Czy to, co pamiętam... eee... Czy my...? - wyjąkała i zaczęła się rumienić.
Szybko okryła się kołdrą, choć już ją widział nago, jakoś nie miała pewności, czy powinien oglądać jej ciało właśnie teraz.
- Chyba trochę za dużo wypiłam, nie..? - jęknęła i spojrzała się na niego przepraszającym wzrokiem.

James spojrzał na nią spode łba.
-Niczego nie pamiętasz-zmarkotniał po czym Laura zobaczyła na jego twarzy znany jej dobrze zimny grymas.
-Tak-Powiedział chłodno- ale skoro sama nie za bardzo orientujesz się w tym, co sie stao poprzedniej nocy, to chyba nie ma problemu. Faktycznie, chyba za dużo wypiłaś- jego głos stał sie jeszcze bardziej zimny. Nie było w nim odcienia żadnych emocji.
Wstał pospiesznie i ubrał spodnie. Z nagim torsem udał się do kuchni i zaczął parzy kawę. Kiedy nalewał do kubka gorącej wody, ten pękł oblewając płynem stół i tors policjanta.
-Kurwa-Krzyknął Vai. SPojrzał na czarną plamę i uderzył pięścią w ścianę. Nie wiedział dlaczego, ale był wściekły. Na siebie i na nią. Głównie na nią.
"Chyba za dużo wypiłam"-Powtrzył sobie w myślach- "dziwka... a ja idiota"

Zdziwiona jego zachowaniem, ubrała się powoli i wyszła za mężczyzną do kuchni. Już miała wejść, gdy głośne 'KURWA' zniechęciło ją. Policzyła do dziesięciu i ostrożnie zajrzała do środka. Był zły... nie, ona dobrze znała to spojrzenie, był wkurwiony jak pies z wścieklizną. Czyżby powiedziała lub zrobiła coś nie tak? Kawa skapywała z blatu na podłogę, ale jakoś nie spieszył się, by to sprzątnąć.
- James...? - zapytała, postępując krok do przodu. - Przepraszam za wczoraj, przez alkohol poniosło mnie... Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz. To wszystko przez to, że... ech... - Spuściła wzrok, gapiąc się na ciemną kałużę. Czuła na sobie jego palące spojrzenie i miała ochotę zapaść się pod ziemię. - Kocham cię...

Złe miejsce, zła godzina. Policjant najchętniej wybiłby teraz pół planety. Był wściekły. Spojrzał na nią i odparł zimniej niż wczesniej.
-Laura. Jesteśmy dorośli, prawda? Przespalismy się- tyle. Dobrze wiesz, że ani ty mnie nie kochasz, ani ja CIebie. Po prostu przez chwilę chcieliśmy się poczu młodo, więc poprzytulaliśmy się, posmialiśmy i wylądowalismy w łóżku.
Widział, jak na niego patrzy. Pytająco. Lekko drgały jej wargi.
-Ale nie jestesmy młodzi.-Kontynuował. Tak, lepiej, żeby dała mu spokój. Wcale tego nie chciała. Nie mogła chciec byc z nim. Dla jej dobra powinna kogoś sobie znaleźc.- Laura... ja mam 5 dych prawie. Nie jestem kandydatem na kochającego męża i ojca. Jestem pijakiem, palę więcej niż ktokolwiek i szybciej daje w pysk niż ci sie wydaje. Nie- nie kochasz mnie. Wydaje Ci się.
Stał i wpatrywał się w nią. Tak samo zimny jak wczesniej. Starał się nie okazywa emocji, nie podnosił gosu, nie krzyczał. Wpatrywał sie w nią i próbował odpalic papierosa drżącymi dłońmi.

Dziennikarka wysłuchała go, a z każdym słowem mężczyzny łzy same napływały jej do oczu. Teraz to i ona miała ochotę zapalić...
- Skąd wiesz, co jest w moim sercu?! - warknęła, tupiąc nogą. - Myślisz, że... - Odwróciła szybko głowę i przetarła oczy. - Myślisz, że nie wiem, co czuję? Że tak po prostu siedzę tu sobie i martwię się o ciebie, myślę o tobie tylko dlatego, że jesteś moim... kim? Współlokatorem? Skoro ty nie czujesz do mnie nic, to mówi się trudno... Może kiedyś poczujesz. Jednak nie mów mi, co czuję bądź nie czuję ja!
Głos jej drżał, tak samo jak całe ciało. Sama nie wiedziała, co chce powiedzieć, tyle emocji i myśli atakowało ją, że nie mogła z tego chaosu wydobyć nic konkretnego.

-Spokojnie-Warknał.
-Laura-Jego głos stał sie od razu agodniejszy. Miał ochote ją przytuli, uspokoi, ale po tym co powiedział, nie mógł.
-Laura. Mnie sie nie kocha. Takiego wyrazu nie ma w moim słowniku. Ja nie jestem dobrym materiaem na faceta.-Spojrzał na nią jakby cieplej.
-Nie wiem, co myślisz i co czujesz. Ale wiem jedno- Ze mna nie byłoby Ci dobrze. Może lepiej...- zacisnął wargi, od razu jego ton stał sie ostrzejszy- Może lepiej sprbujesz z tym "Bondem" od marynarek i drogich trunków. Z nim wczoraj piłas i nie narzekałaś. Dobrze się bawiliście...
Znowu się zirytował.
-Pozwól, że stary alkoholik nawali się zwykłą i tanią czyścioszką- cedził slowa wyciągając rosyjski wynalazek Ivana.
-Ja się nie nadaję... nie dla Ciebie... dla ciebie sią tacy jak tamten -powiedział rozgoryczony. Czuł, że nie nalezy w ogóle do jej świata. Była młoda, piękna, bez nałogów, bogata. A on ?
-Ty nalezysz do nich...- Wskazał głową na drzwi.- Pozwól mi się więc upic w spokoju.
Nalał sobie gorzałki do szklanki i nie patrząc na dziewczynę wycylił duszkiem lekko się krzywiąc,
-Może i lepiej że nie pamiętasz tamtej nocy... wiesz, będzie Ci łatwiej... z tamtym...

Szybkim krokiem podeszła do niego i odsuwając szklankę od jego ust, pocałowała go namiętnie, jednocześnie mocno go łapiąc i obejmując z całej siły. Nie chciała, żeby ją odtrącił. Gdyby to zrobił, to by bardzo zabolało, zbyt mocno... Tak jak miała nadzieję, jego opór powoli topniał i nie minęło dużo czasu, kiedy objął ją mocno i odwzajemnił pocałunek. Naparła na niego, aż poczuł, jak blat wbija mu się w plecy i po chwili szepnęła, przygryzając płatek ucha Vai'a:
- Może jednak wrócimy do łóżka? Mam wrażenie, że sporo mi umknęło wczoraj i nie chcę tego żałować... że kiepsko pamiętam naszą wspólną noc...
W jej głosie słyszał pewność i delikatny pomruk kobiety, która naprawdę miała na niego ochotę.
- Jesteśmy dorośli, kto powiedział, że nie możemy się ze sobą przespać jeszcze raz? - zapytała, uśmiechając się do gliny figlarnie.

Przytulił ja mocno i wziął na ręcę. SPojrzał jej w oczy i uśmiechnął się zawadiacko. WYglądał jak stary dobry Harrison Ford. Niosąc ją bez trudu dotarł do sypialni gdzie poożył dziewczynę delikatnie na łóżku.
-Jesteś pewna, że chcesz by ze starym degeneratem?-Spytał się pół żartem pół serio.
Skinęła lekko głową. I pocałowała policjanta.

Gdyby Ivan był za ścianą, pewnie popełniłby samobójstwo. Poranek dał obojgu o wiele więcej wrażeń, niż wcześniejsza nieśmiała noc.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Ouzaru »

[Alucard prosił mnie o zamieszczenie tego posta.]


Laura leniwie zwlekła się z łóżka, ale po chwili namysłu wróciła do Vai'a. Było jej dobrze, podobał się dziennikarce taki rozwój wydarzeń.
- James? - zagadała. - To co teraz będziemy robić? Możemy już codziennie spać razem, znaczy się... dzielić pokój i w ogóle? - zapytała nieśmiało. - Naprawdę chciałabym z tobą być.

Policjant spojrzał leniwie na jej twarz i przykrył nieogoloną facjatę kołdrą.
- Mhm - mruknął od niechcenia, dając kobiecie do zrozumienia, że chce spać. Ta jednak nie dawała mu chwili spokoju.
- Tak, tak - odparł, czując jej dłonie szarpiące za kawałek materiału, którym się przykrywał. - Możemy - dodał sennie. - Możemy wszystko, to wolny kraj, poprawka któraś tam...- mruczał, walcząc z sennością. - Laura, - jęknął w końcu, - która godzina...?

- Już dawno minęło południe - odparła, uśmiechając się do niego lekko. - Chcesz jeszcze spać? No dobra, to ja idę robić obiad, będzie akurat gotowy, jak wstaniesz. Wtedy pogadamy, bo teraz to chyba nie jesteś w nastroju, nie? - zapytała, smutniejąc lekko.
Najwidoczniej mężczyzna na nią lał i na jej uczucia, ale trudno. Była pewna, że jeśli tylko będzie go bardzo mocno kochać, to się w końcu zmieni. Wstała, zarzucając na swoje nagie ciało szlafrok.
- Przynieść ci coś?

- Fajki - mruknął.
"O co chodzi z tymi kobietami?" - Pomyślał. Laura widocznie się o coś zirytowała. Chcąc nie chcąc musiał wstać. Ubrał dżinsy na gołe ciało i zaspany ruszył do kuchni.
"Standard. Podejść, objąć od tyłu i pocałować w kark, powiedzieć = kocham"- zawsze działało. Potem może spać choćby do usranej śmierci...
Przechodził przez drzwi, kiedy poczuł piekielny ból w małym palcu u nogi...
- KURWA!!, JEBANA FRAMUGA! - zawył. Laura patrzyła na niego lekko zdziwiona. - Kocham cię... - wydyszał czerwony i ponownie zaczął przeklinać.

- Nic ci nie jest? - zapytała bardziej zdziwiona niż zmartwiona. Uśmiechnęła się lekko. - Coś się musiało stać, nigdy nie mówiłeś, że mnie kochasz - zauważyła.
Podeszła do niego, przyglądając mu się uważnie i dalej uśmiechając.
- Na obiad robię kurczaka na pół ostro, ostatnio ci smakował. Chyba że wolisz coś innego? - zapytała jakby nigdy nic i pstryknęła wodę w czajniku na kawę.

Czerwony na twarzy Vai jęknął i pokiwał głową. Rana postrzałowa to nic przy pulsującym palcu... podszedł powoli do Laury i ją pocałował. Tak po prostu, na dzień dobry i lekko zamroczony oparł się o blat. Chwilę potem kuchnie wypełniły przekleństwa. Dłoń policjanta spoczęła niedaleko palnika, na którym stał garnek z ziemniakami. Dwie minuty po zajściu dziennikarka strofowała glinę jak dziecko, trzymając jego rękę pod strumieniem zimnej wody. James czuł się jak w przedszkolu i patrzy na nią wzrokiem zbitego psa. Czuł się cholernie niezgrabny. Jak taka kobieta chciała z nim być? Uśmiechnął się tylko i powiedział po dłuższej przerwie:
- Może być kurczak...

- James, jesteś wspaniały - odpowiedziała, jakby w ogóle nie słysząc ani przekleństw, ani odpowiedzi co do obiadu. Sięgnęła pod zlew i wyciągnęła butlę gęstego żelu do mycia naczyń, który rozcieńczała w mniejszej butelce. Polała gliniarzowi poparzenie i delikatnie wtarła opuszkami palców. - Musisz uważać na siebie, pyszczku... - powiedziała cicho. - Co robimy z tymi włamaniami? Chyba musisz się tym zająć, nie?
Sięgnęła do lodówki, wyjęła kilka rzeczy i dostała się w końcu do kurczaka. Wstawiła piekarnik, powyjmowała przyprawy i olej, rozpakowała martwą kurę i zaczęła nacierać. Miły zapach ziół wypełnił kuchnię.

- Włamania... - mruknął Vai. Ten temat zawsze lekko go drażnił. - Niby mam urlop zdrowotny, więc pracujemy, ale po cichu. - Uśmiechnął się zawadiacko do Laury. - Standard, ja się narażam, a ty zbierasz informacje i masz gorący materiał... oczywiście won z linii strzału - dodał, marszcząc brwi. Zerknął na mięso. - Co to? - Musnął palcem po kurczaku i polizał. Natychmiast się skrzywił i spojrzał na niego nieufnie. - Nie zamówimy chińskiego żarcia? - spytał z nadzieją w głosie. - To znaczy, ja nie lubię niby.... kurczak lepszy.. ale może tak szybciej będzie...

Zanim odpowiedziała, dała mu ścierką po łapie.
- Surowe, zostaw. Jesteś głodny? Możemy zamówić, poczekamy jakieś 30 - 45 minut i przyjedzie szczur w sosie własnym... Mój obiad będzie za jakąś niecałą godzinę gotowy, może jednak wytrzymasz?
Na wszelki wypadek przeniosła się z kurą na drugi blat i tam dokończyła smarowanie. Zauważyła, że Vai lubił chrupiącą i doprawioną skórkę, dlatego miała zamiar przyrządzić obiad tak, by mu smakował.
- Zrobić ci kawy, James? - zapytała, zalewając wrzątkiem swój kubek.

- Zrób, zrób. Kurna, pantoflarz ze mnie się robi. - Skrzywił się i zachwycił świat swym sztandarowym uśmiechem zgorzkniałego starca. Laura już się na to chyba uodporniła. - Niech będzie ta kura... masz rację. - Zapalił papierosa, lecz widząc minę Laury, osłaniającą ciałem kurczaka przed zapachem dymu, ulotnił się do przedpokoju.
- Kobiety - mruknął sam do siebie. Chwilę potem pił gorącą kawę i ostatecznie się rozbudzał.

Niecałą godzinę później cały dom wypełnił się zapachem pieczonego kurczaka i młodych ziemniaczków z koperkiem. Laura zrobiła dwie surówki, nakryła elegancko do stołu i podała obiad, jak na panią domu przystało. Zabrała Vai'owi puszkę, przelała jej zawartość do kryształowego kufla i dopiero oddała. Sobie nalała trochę wina.
- Smacznego - powiedziała, nakładając mężczyźnie porcję od serca. - Mam nadzieję, że będzie ci smakowało.

Patrzył zdziwiony. Nigdy nie widział takiej uczty. Jedno go tylko przeraziło - piwo w kuflu. Z kryształu. Było pięknie... ale równocześnie przerażająco.
"Umarłem... umarłem dla barów i dziwek. Żegnaj James, witaj Jaśnie Panie James" - pomyślał z autoironią.
Przez następny miesiąc Laura bawiła się w Panią Vai. Robiła regularne obiadki, sprzątała, gotowała, robiła pranie i zakupy. Sielanka. Aż zbyt piękna. Jednak pewnego dnia wszystko miało się zmienić. Kolejny ranek z rzędu była zaniepokojona, wstała wcześniej i szybko wymknęła się z pokoju, nie budząc ukochanego. Umyła się i ubrała, następnie zastukała do pokoju kierowcy.

- Patrick? - Mężczyzna otworzył drzwi i uśmiechnął się do poddenerwowanej Laury. - Możesz mnie zabrać do najbliższego większego sklepu?
Po chwili już jechali, a kilka minut później dziennikarka mknęła między pułkami sklepowymi, szukając testów ciążowych. Kupiła pięć, z każdego rodzaju po jednym i sześciopak dla Vai'a. Po chwili namysłu wzięła mu jeszcze paczkę fajek. Po powrocie do domu położyła na stoliku obok Jamesa jego zakupy i zamknęła się w łazience. Po jakimś kwadransie znała odpowiedź na dręczące ją pytanie, wszystkie testy wyszły pozytywne. Poszła do kuchni i poczekała, aż mężczyzna się sam obudzi... Wolała go nie wyrywać z łóżka takimi radosnymi nowinami, poza tym nie lubił, jak go wyganiała z pościeli.

James wstał i poszedł do kuchni. Kawa i śniadanie. Zobaczył Laurę, piwo i papierosy na stole. Uśmiechnął się.
- Kochanie... jak miło, nie musiałaś.... Eee... wszystkiego najlepszego... - Laura patrzyła na niego dalej - E... to nie twoje te, no... urodziny? - zapytał niepewnie.

- Nie, nie mam dziś urodzin... - odparła cicho i uśmiechnęła się przepraszająco. - Słuchaj, James, ja... - urwała na chwilę i przełknęła ślinę. Nie wiedziała, jak ma mu to powiedzieć, bała się. No przecież, że się nie ucieszy. - Jestem w ciąży - dodała szybko, przymykając oczy i odwracając głowę, jakby w obawie przed jego wybuchem złości.

James uśmiechnął się, pobladł, poczerwieniał, przybrał parę innych kolorków, żeby po chwili jęknąć - co nie było zaskoczeniem - O kurwa.
Podszedł chwiejnym krokiem do stołu i wziął paczkę z papierosami, zapalił jednego, po czym spojrzał na dziewczynę i szybko zgasił.
- Jezu, tobie zaszkodzi dym! W ogóle co ty tu robisz, kładź się... tego... no leż... musisz dużo leżeć, spać, jeść i... - Trochę się zagubił. - Najlepiej nie wstawaj przez kolejne... - tu zajął się liczeniem, ale nie bardzo mu to szło. Zirytował się więc i wrzasnął władczo:
- Do łóżka.
"Ciąża... ciąża... " - myślał intensywnie. Miał już syna, ale zapomniał, jak to jest. No nic. Będzie się nią opiekował jak chorą. Chyba najlepiej tak będzie. "Się pojebało" - mruknął sam do siebie w myślach. Nie mógł jednaj zdusić w sobie dziwnego uczucia... uczucia dumy. Skąd się to brało?

Dziennikarka z początku przerażona, teraz uśmiechała się lekko i przytakiwała mu. Nie chciała się sprzeczać. Sama także nie znała się na ciąży, ale nie wydawało jej się, żeby musiała cały czas leżeć.
- Dobrze, pójdę się położyć, a potem umówię się na wizytę do lekarza, on chyba najlepiej będzie wiedział, co i jak. Co mi wolno, a czego nie w czasie... ciąży. - Nadal to słowo jakoś ciężko jej przechodziło przez gardło. Bała się, że jak pierwszy szok minie, to Vai będzie wściekły. - Dziś już nie będę gotować, zamówimy coś... albo wybierzemy się razem na obiad do restauracji - zaproponowała.
Parę minut później leżała w łóżku i zastanawiała się nad tym wszystkim. Byli dorośli, takie rzeczy się zdarzały. Może powinni wziąć ślub? Powinna zadzwonić do pracy? Do rodziców? Pytania kłębiły jej się w głowie, aż przysnęła z tych nerwów.
Obrazek
Zablokowany