Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
: środa, 26 listopada 2008, 16:29
Cas & Luca
Niewiele już obchodziło Castinęę, bo choć nudności mniej dokuczały, to ogólnie czuła się coraz gorzej. Rano z trudem wstawała, nawet najłatwiejsza czynność szybko ją męczyła, musiała częściej odpoczywać i niemal cały czas była senna. Jeśli zbyt długo stała - plecy zaczynały potwornie boleć. W nocy wcale nie było lepiej, maleństwa uwielbiały kopać Cas w nerki i żebra, leżeć na pęcherzu lub włazić pod samą przeponę. Często kobieta ledwo mogła oddychać, wtedy też chodziła w nadziei, że dzieciaczki jakoś sturlają się na dół. Jednak nigdy nie było tak dobrze... Co chwilę głodna, zmęczona, śpiąca i obolała, a jednak nie skarżyła się. Orlandoni również nie marudził, gdy po kilku kęsach jedzenia ukochana stwierdzała, że nie jest w stanie nic więcej zjeść i musiał sam za nią kończyć, a po kwadransie znów szedł przyszykować jej przekąskę, której także nie zjadała w całości. Nawet ciężkie noce, kiedy wierciła się i ciągle wstawała nie zniechęciły go. Było mu tylko przykro, gdy bez żadnego konkretnego powodu ukochana się smuciła, a on z ledwością poprawiał jej humor.
Niemniej jednak oboje byli zmęczeni zarówno fizycznie jak i psychicznie. W wieży obserwacyjnej Luca cały czas nie odstępował ukochanej na krok próbując jej jakoś pomóc, jednak wiedział że wiele nie wskóra – Cas musiała po prostu przez to przejść, bo z organizmem ciężarnej i tak się nie wygra. Już zamierzał rzucić jakąś sugestię, gdy z dołu doszedł ich głos Gildirila.
- Mamy towarzystwo. Chodźcie tutaj szybko... - elf mruknął podenerwowany.
Orlandoni przeczuwał kłopoty i istotnie się nie mylił. Trzech mężczyzn i kobieta zmierzało wprost ku nim, a według opisu mistrza Heironymusa, Luca był pewien że to była Etelka Herzen, chaotycka wiedźma. Nie zastanawiał się długo.
- Castinaa – do tyłu! Marie, przygotuj na tę sukę jakiś najmocniejszy czar, my z Ulrichem i Gildirilem zajmiemy się jej bocznymi! - po tych słowach Orlandoni wyciągnął zza pasa dwa nabite pistolety, jednak nie unosił ich jeszcze. Czekał na dogodny moment, gdy jeźdźcy podjadą bliżej, w zasięg jego kul...
W głowie miał jedynie Castinęę, dzieciaczki i jeden cel – nie pozwolić im ich skrzywdzić...
- Jeśli będę w stanie - Tileanka odezwała się, ściągając na siebie spojrzenie narzeczonego - to pomogę w walce. Jednak jeśli nie będę mogła się na nic przydać, wycofam się, żeby nie narażać ani siebie, ani tym bardziej dzieci.
Położyła dłoń na ramieniu Luci, żeby wiedział, iż nie ma zamiaru od tak sobie zostawić go samego na polu walki. Wolała z nim zginąć, niż żyć bez niego.
Niewiele już obchodziło Castinęę, bo choć nudności mniej dokuczały, to ogólnie czuła się coraz gorzej. Rano z trudem wstawała, nawet najłatwiejsza czynność szybko ją męczyła, musiała częściej odpoczywać i niemal cały czas była senna. Jeśli zbyt długo stała - plecy zaczynały potwornie boleć. W nocy wcale nie było lepiej, maleństwa uwielbiały kopać Cas w nerki i żebra, leżeć na pęcherzu lub włazić pod samą przeponę. Często kobieta ledwo mogła oddychać, wtedy też chodziła w nadziei, że dzieciaczki jakoś sturlają się na dół. Jednak nigdy nie było tak dobrze... Co chwilę głodna, zmęczona, śpiąca i obolała, a jednak nie skarżyła się. Orlandoni również nie marudził, gdy po kilku kęsach jedzenia ukochana stwierdzała, że nie jest w stanie nic więcej zjeść i musiał sam za nią kończyć, a po kwadransie znów szedł przyszykować jej przekąskę, której także nie zjadała w całości. Nawet ciężkie noce, kiedy wierciła się i ciągle wstawała nie zniechęciły go. Było mu tylko przykro, gdy bez żadnego konkretnego powodu ukochana się smuciła, a on z ledwością poprawiał jej humor.
Niemniej jednak oboje byli zmęczeni zarówno fizycznie jak i psychicznie. W wieży obserwacyjnej Luca cały czas nie odstępował ukochanej na krok próbując jej jakoś pomóc, jednak wiedział że wiele nie wskóra – Cas musiała po prostu przez to przejść, bo z organizmem ciężarnej i tak się nie wygra. Już zamierzał rzucić jakąś sugestię, gdy z dołu doszedł ich głos Gildirila.
- Mamy towarzystwo. Chodźcie tutaj szybko... - elf mruknął podenerwowany.
Orlandoni przeczuwał kłopoty i istotnie się nie mylił. Trzech mężczyzn i kobieta zmierzało wprost ku nim, a według opisu mistrza Heironymusa, Luca był pewien że to była Etelka Herzen, chaotycka wiedźma. Nie zastanawiał się długo.
- Castinaa – do tyłu! Marie, przygotuj na tę sukę jakiś najmocniejszy czar, my z Ulrichem i Gildirilem zajmiemy się jej bocznymi! - po tych słowach Orlandoni wyciągnął zza pasa dwa nabite pistolety, jednak nie unosił ich jeszcze. Czekał na dogodny moment, gdy jeźdźcy podjadą bliżej, w zasięg jego kul...
W głowie miał jedynie Castinęę, dzieciaczki i jeden cel – nie pozwolić im ich skrzywdzić...
- Jeśli będę w stanie - Tileanka odezwała się, ściągając na siebie spojrzenie narzeczonego - to pomogę w walce. Jednak jeśli nie będę mogła się na nic przydać, wycofam się, żeby nie narażać ani siebie, ani tym bardziej dzieci.
Położyła dłoń na ramieniu Luci, żeby wiedział, iż nie ma zamiaru od tak sobie zostawić go samego na polu walki. Wolała z nim zginąć, niż żyć bez niego.