[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar


Nie słuchał już co mówili strażnicy dróg. W całej sytuacji był jeden element, który pocieszał Ulricha: nie będą już podróżowali z tym babsztylem. Odetchnął z ulgą widząc też, że ich pojazd jest cały. Miał właśnie wejść do wozu, ale zatrzymał się i spojrzał na siebie. Dokładniej na herb de Maarów widoczny na piersi. Westchnął. Od tej chwili jeśli ktoś rozpozna w nim Małego Rycerza, nie będzie to dla szlachcica powód do dumy. Szybko ściągnął koszulę (syknął, kiedy materiał dotknął zranionej dłoni) ze znakiem młota i miecza, oplecionych krzakiem róży. Poczuł się jakoś nieswojo, widząc na miejscu znaku tylko pierścienie kolczugi. Koszulę pospiesznie złożył i szybko wepchnął to torby… powinna być teraz na dachu. Nie chcąc przedłużać, i tak już zdecydowanie za długiego postoju, szybko władował się do wozu. Ruszyli.

Przypadło mu miejsce mniej więcej po środku, tyłem do kierunku jazdy. Siedział z czołem wspartym na dłoniach i pustym wzrokiem wpatrywał się w podłogę. Po chwili przemówił Tileańczyk, co chyba nikogo nie zdziwiło. Trzeba przyznać, że to… jakby to określić… przedsiębiorczy człowiek. Jego słowa miast uspokoić, jeszcze bardziej rozproszyły Rycerza. „Masz szczęście przyjacielu. Trafiłeś na człowieka, który większość życia spędził na oszukiwaniu innych” mówił. „Szczęście, psia jego mać… Prawdziwe szczęście.” Podniósł głowę i wyprostował się. Spojrzał dziwnym wzrokiem na Tileańczyka, gdy ten już zaczął dzielić się zyskami z tego spadku. Jakby to był jakiś zwykły interes. Ale nie odezwał się. Był gotów nawet rozdzielić całą sumę równo na członków drużyny… Ale… Przecież to i tak nie są jego pieniądze! Oczami wyobraźni widział siebie. Sławny Ulrich de Maar – oszust i złodziej, zwany też Łowcą Spadków. Nie! Coś takiego nie może się stać!

Przysłowie mówi, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Ale w tym przypadku na zapobieganie było za późno. Sumienie Ulricha powoli się uspokajało i słowa kupca trochę w tym uspokojeniu pomagały. Ulrich już planował jak zadośćuczyni to, co mają zamiar zrobić. Przede wszystkim, rodzina zmarłego musi się jakoś dowiedzieć prawdy… kiedyś. „A potem – dla Imperium, wszystko dla dobra Imperium!” Jak to jest, że Ulrich bez strachu brał udział w wielu bitwach, a grozą przejmowało go to co ma teraz zrobić?

Z trudem zmusił się do trzeźwego myślenia o tym. Na razie doszedł tylko do wniosku, że jeśli wszystko ma się udać, będzie mu potrzebna pomoc i milczenie tu obecnych na temat Małego Rycerza. Z tych niezbyt przyjemnych rozmyślań wyrwały go słowa elfki, skierowane do niego.
- Tak… później. Później to nawet lepiej… później… - odpowiedział cichym głosem, niepasującym do wczorajszego, pełnego energii (i gorzałki) de Maara.
Naraz, Luca i Arienati zaczęli rozmowę w języku, którego Ulrich nie znał. Uszanował to, że nie chcą aby reszta brała w niej udział. W sumie nie miał za dużego wyboru… Ale z tego co widział, rozmowa szybko się urwała. Może to lepiej, że nie wiedział czego dotyczyła? Właśnie! Przecież miał w końcu zapytać Arienati o coś. Chociaż teraz dziewczyna wyglądała tak, że chyba w ogóle się nie odezwie – Luca się o to „postarał.” Ulrich ze zmarszczonym czołem, wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Musi się napić czegoś mocnego…
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ouzaru »

Arienati

Mężczyzna się najwyraźniej na nią obraził, co przyjęła z ulgą i wdzięcznością. W końcu zapadła upragniona cisza i tylko elfy coś między sobą szeptały, lecz to jej nie przeszkadzało. Odprężyła się i odetchnęła głęboko, czuła, jak jej policzki płoną ze złości. Dotknęła ich dłońmi i przetarła palcami wilgotne oczy. Pociągnęła nieznacznie nosem, było wszak zimno i mokro, miała prawo mieć katar. Spojrzała się w drugie okno i odpłynęła na chwilę myślami.

Po jakimś czasie ciszy dopadły ją jednak wyrzuty sumienia, zachowała się nieładnie wobec kogoś, kto tylko chciał jej tylko pomóc. W dość irytujący sposób, ale intencje miał przecież dobre. Westchnęła cicho i odwracając się dotknęła jego ramienia.
- Przepraszam, poniosło mnie - powiedziała cicho, oczywiście w ich języku. - Nie miałam prawa cię tak potraktować, jednak ja naprawdę nie umiem odpowiedzieć na twoje pytania. Pamiętam jedynie to imię, w nocy uciekłam z jakiegoś obozu i dotarłam do karczmy, w której się spotkaliśmy. I tyle...
Zwiesiła głos, powóz zaczął już zwalniać, chyba dojeżdżali na miejsce. Była zmęczona.
- I naprawdę jestem ci wdzięczna za twoją pomoc - dodała cichutko. - I za uratowanie życia.
Uśmiechnęła się lekko.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Serge »

Luca Orlandoni

Powóz mknął po trakcie a zmieniające się co chwila obrazy za oknem działały nieco usypiająco. Orlandoni wrócił myślami do rodzinnego miasta i sentymentalnych momentów jakich tam doświadczył, gdy nagle poczuł dłoń na swoim ramieniu. Zanim odwrócił głowę, wiedział dobrze, że to Arienati.

- Przepraszam, poniosło mnie - powiedziała cicho, oczywiście w ich języku. - Nie miałam prawa cię tak potraktować, jednak ja naprawdę nie umiem odpowiedzieć na twoje pytania. Pamiętam jedynie to imię, w nocy uciekłam z jakiegoś obozu i dotarłam do karczmy, w której się spotkaliśmy. I tyle... - zwiesiła głos, a w tym momencie Luca się wtrącił. Doszedł nawet do wniosku że ostatnio chyba za dużo gada, ale jakoś nie mógł się powstrzymać.

- Nic się nie stało, rozumiem twoją frustrację. - rzekł po tileańsku. Spojrzał na nią. Nie mógł się gniewać. - Z pewnością wszystko sobie przypomnisz, potrzeba tylko czasu. - patrzył pewnie w jej oczy. - Pamiętaj tylko, że zawsze możesz na mnie liczyć, bez względu na okoliczności. A te wszystkie pytania dlatego, że się o ciebie martwię... Z chęcią bym dorwał tego kto ci to zrobił – powiódł wzrokiem na rozciętą wargę dziewczyny. - a potem z przyjemnością nauczył go dobrych manier.

- I naprawdę jestem ci wdzięczna za twoją pomoc - dodała cichutko. - I za uratowanie życia.
Uśmiechnęła się lekko.

- Nie myśl już o tym, zaraz dojedziemy do zajazdu, zjemy coś a potem zdrzemniesz się trochę, dobrze? Wyglądasz na zmęczoną. - pozwolił sobie ją objąć i przytulić do piersi. Zaciskając delikatnie dłoń na jej ramieniu zastanawiał się przez co musi przechodzić teraz ta biedna dziewczyna i przeklinał w myślach tych, którzy doprowadzili ją do takiego stanu.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ouzaru »

Arienati

Wybaczył jej to niegrzeczne zachowanie, od razu poczuła się lepiej i nieco dziewczynie ulżyło. Nie chciała się z nikim kłócić, ci ludzie - i elfy - byli teraz jedynymi znajomymi Arienati i wolała mieć z nimi dobre stosunki. Odetchnęła głęboko. Kiedy mężczyzna ją objął, nieco się spięła, ale po chwili rozluźniła. Cieszyła się, że może na nim polegać, zastanawiała się, na ile może ufać jego dobrym intencjom. Ciepły posiłek, ciepła kąpiel i potem jeszcze ciepłe łóżko - to wszystko razem brzmiało jak muzyka dla jej uszu. Uśmiechnęła się lekko, była potwornie zmęczona, a jego dotyk aż tak bardzo nie przeszkadzał. W pewien sposób był nawet przyjemny, jakby przygarnął ją starszy brat czy przyjaciel. Poczuła się bezpiecznie, lekko wtuliła i znowu poczuła ten zapach. Podobał się jej, uspokajał i chyba nawet polubiła tego gadułę. Choć gdyby czasami siedział cicho tak jak teraz, lubiłaby go znacznie bardziej. Ziewnęła.

Wóź kołysał się lekko, a ona starała się skupić swoje myśli na czymś konkretnym. Zastanawiała się, jak tam rana Tileańczyka, jak się czuje Golem i co ten szlachcic postanowił. Miała nadzieję, że elf zajmie się tą elfką, zdawała się być zagubiona i niezbyt dobrze zorientowana, pewnie przyda jej się przewodnik i ktoś, kto wytłumaczy co i jak. Była trochę ciekawa, co będą robić dalej. Wezmą ten spadek, każdy dostanie swoją część i co? Tak po prostu się pewnie rozejdą, każdy w swoją stronę. Ziewnęła.
Nie trwało długo, gdy przymknęła także oczy i przysnęła.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Gadka najwyraźniej podziałała, gdyż konny patrol minął Golema i skoncentrował uwagę na trupach oraz wielmożnej damie. Jak wszyscy pozostali, Günter dziękował w myślach za pozbycie się uciążliwej kobiety z zasięgu wzroku, słuchu i pozostałych zmysłów.

Nie dziwiła go ani trochę zachłanność Tileańczyka. On sam wychował się na miejskiej ulicy i doskonale pamiętał, jakim odświętnym wydarzeniem było trzymanie w garści monety o większym nominale, aniżeli tuzin miedziaków. Skinieniem głowy potwierdzał słowa kupca, choć zdecydowanie zaprzeczył, gdy ten wspomniał o rezygnacji z zadania, dla którego toczyli się po trakcie od wielu godzin.
- Masz rację, pieniądz z tego ładny. Lecz spadek zamierzam potraktować jako dodatkowe źródło dochodu. Nie wiem jak wy, ja mimo wszystko zamierzam udać się na dwór Księcia. Nieczęsto mam okazję zaznać podobnego zaszczytu.

Nie przejął się pomrukami towarzyszy. Widział, że Ulrichowi cała sytuacja była nie w smak i jak bardzo cierpi jego duma, gdy musi upodabniać się do trupa, w dodatku biorąc udział w wielkim przekręcie. Golem traktował całe zajście li tylko w kategoriach łatwego, acz niehonorowego zarobku.

Gdy na powrót znaleźli się w dyliżansie, Günter szybko pożałował tej chwili. Po jego lewej stronie Luca i Arienati mizdrzyli się do siebie w ichnim krzykliwym języku. Natomiast po prawej stronie elfy, zajęte sobą, nadawały na tych samych falach w melodyjnej, acz obcej ludzkiemu uchu mowie. Golem westchnął cicho i utkwił wzrok w siedzącym naprzeciw Małym Rycerzu. Bitwa, jaką szlachcic toczył ze sobą w myślach, wyraźnie rysowała się na jego zafrasowanym obliczu. Następnie Günter począł liczyć słoje na suficie pojazdu, lecz podskakujący co chwila na wybojach dyliżans powodował, że mężczyzna mylił się i musiał zaczynać liczenie od początku. Gdyby siedział przy oknie, mógłby przynajmniej zająć się odprowadzaniem wzrokiem mijanych pni drzew i przydrożnych kamieni. Pech chciał jednak, że usiadł pośrodku, a było to tak pasjonujące, jak krowi placek na łące.
"O, zrymowało się" - ucieszył się w myślach i jął tworzyć kolejne, mniej lub bardziej obrazowe porównania.
Mimowolnie spojrzał w lewo. Luca i Arienati byli już na etapie przytulania się. Golem zagryzł wargę.
"Ach, pięknie. Jak dobrze, że nie jestem kobietą, bo chyba nie opędziłbym się od tego erotomana."

Gdzieś tam jednak w środku poczuł niemiłe ukłucie. Jakieś ostrze niepokoju jęło drążyć jego skrytą za grubą skorupą duszę. Przełknął ślinę przez ściśnięte gardło, lecz ta utkwiła w połowie drogi. Zamknął oczy i przełknął ponownie, aż odgłos z przełyku rozniósł się echem po wnętrzu pojazdu. Głęboko odetchnął i zaczął nucić jakąś dawno zasłyszaną melodyjkę.

Zazwyczaj pomagało to odpędzić złe myśli. Zwykle jednak znajdował się wówczas w samotności, a teraz emocje parły na niego ze wszystkich stron.
"Spokojnie, chłopcze. To tylko nerwy. Nie bój się ich, a pójdą, niczym dziki zwierz, własną drogą."

Günter wbił wzrok w czubki swoich butów i nie unosił go przez długi czas.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
-Czarnoksiężnicy? Od razu przychodzi mi na myśl Wiedźmi Król- wzdrygnęła się. - Nie widziałam go i nie chcę widzieć.-dodała cicho.
- Co do Chaosu, to Mroczni korzystają z jego... pomocy - skrzywiła się. - Ale nie wyglądają jak te stwory. Pamiętam opowieści o Aenarionie Obrońcy, na pewno je znasz.- ciągnęła dalej. - No i osławiony Kult Przyjemności- syknęła z nienawiścią w głosie. - Patronował mu Pan Rozkoszy. Ludzie znają tego demona? Kiedyś w dawnych czasach, nazywaliśmy go Menelothem, Kwiatem Niebios. Zanim poznaliśmy jego prawdziwą naturę...- umilkła na chwilę. Uśmiechnęła się za moment.
- Ale po co ci to mówię, przecież znasz historię naszego ludu. Nie sensu tego wszystkiego powtarzać.- dodała.
-Długo już podróżujesz po ziemiach ludzi?- spytała po chwili.-Nie żal ci było opuszczać Ulthuan?

Gunter nagle zaczął coś nucić pod nosem. Zainteresowało to Ninerl- bardowie mawiali, że prawdziwe oblicze danej rasy lub kraju można było poznać dzięki pieśniom.
- Mogę wiedzieć co śpiewasz?- zapytała człowieka z ciekawością w głosie.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Megara »

Ale się rozgadaliście :D. Super, oby tak dalej :).

Droga minęła wam na rozmowach. Niedługo po wyruszeniu deszcz przestał siąpić, ustępowała też mgła. Minęliście kilka innych dyliżansów zmierzających w przciwną stronę, a nawet oddział Gwardii Cesarskiej. Tuż przed wieczorem dojechaliście do osatniego zajazdu przed Altdorfem. "Pod Siedmioma Szprychami" był podobny do tego, w którym ostatnio nocowaliście. Było tu dość tłoczno, lecz spokojnie znaleźliście wolne pokoje. Luca zamówił jedzenie i napitek, ale zapłacił tylko za siebie i Arienati. Nie piliście też zbyt dużo alkoholu, mając w perspektywie jutrzejszą podróż do stolicy.

Noc minęła spokojnie, jak i cały następny dzień. Zmierzchało już gdy wjeżdżaliście wreszcie do Altdorfu. Ogromne, wydawałoby sie miasto, zwłaszcza dla tych co wcześniej go nie widzieli, przygniatało część z was swoją wspaniałością. Dumny Pałac Cesarski górował nad miastem, które mimo późnej pory było nadal zatłoczone. Plac Królewski, na który wjechał dyliżans, był pełen ludzi i nieludzi, którzy czekali tu na swoich bliskich czy znajomych, widać tu głównie zatrzymywały się wszystkie dyliżanse, których nawet teraz widzieliście sporo w okolicy.

Wyszliście z powozu rozglądając się wokół. Słyszeliście okrzyki naganiaczy zachwalających przybytki ("U Angelina! Najlepszy zajazd w mieście!" czy "Zatrzymaj się w Kocie i Skrzypkach, najwygodniejsze łóżka i najlepsze jedzenie!"). Jednocześnie bardziej natarczywi naganiacze próbowali wyrwać wam bagaże zapraszając przy okazji do swoich zajazdów. Trzymając więc bagaże blisko siebie przeciskaliście się przez gwarny tłum, próbując wyjść na jedną z ulic Altdorfu. Tuż obok słyszeliście szum pięknej i szerokiej rzeki Reik. A prawie tuż przed sobą spostrzegliście dziwny widok. Dwóch mężczyzn stało w tłumie, wyglądali normalnie, lecz ich zachowanie było nieco... dziwne. Podczas gdy jeden obserwował tłum, drugi drapał się w lewe ucho małym palcem prawej dłoni. Robiąc to patrzył dokładnie na Ulricha... i gdy ten nie zareagował, mężczyzna zaczął powtarzać czynność robiąc to coraz wyraźniej. Drapał się w ucho, jakby chciał je urwać tym małym palcem. Poruszał nim tak gwałtownie, że w końcu chyba go sobie wybił bo skrzywił się i złapał za palec. Cały czas jednak patrzył w znaczący sposób na Ulricha, robiąc coraz bardziej zafrasowaną minę...
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Trochę zdziwiły go słowa tego wielkoluda Golema. „…ja mimo wszystko zamierzam udać się na dwór Księcia.” Akurat od tego człowieka najmniej spodziewał się usłyszeć takie słowa. Prędzej już od Orlandoniego… No cóż, najwidoczniej pozory czasem mylą. Poza tym Günter to dobry wojownik, a więc na pewno dobry kompan.
- Miło mi to słyszeć Günterze. W takim razie, o ile nic nie stanie na przeszkodzie, razem odwiedzimy Księcia. – to postanowienie podziałało jak balsam na sumienie Ulricha.

W zajeździe Ulrich w końcu otrząsnął się z ponurych myśli. Alkoholu było wprawdzie niewiele, ale kilka łyków ożywczego trunku wystarczyło, żeby szlachcic wrócił do równowagi. Korzystając z okazji, chciał w końcu wyjaśnić sprawę z tym podobieństwem – nie tylko Ninerl, ale i całej reszcie. Chociaż, nie było za wiele do tłumaczenia. Dobrze by było gdyby ktoś wcześniej wyjaśnił to Ulrichowi. „Aż takie podobieństwo?!” W myślach wciąż przeglądał swoje drzewo genealogiczne. Nie doszedł jednak do żadnych twórczych wniosków.
- Na początek, wiedzcie, że nie znam tego człowieka. – Luca zwrócił mu uwagę, aby nie mówił tak głośno. De Maar posłuchał - Zobaczyłem go pierwszy raz, wtedy co i wy. Nie znam też tego wspomnianego w liście Bernarda. Nie wiem także, kim jest ten cały Barl, który owy list napisał… - uśmiechnął się z goryczą. Jak na razie wyjaśnienia szły mu świetnie: nie wiem, nie wiem, nie wiem. Teraz coś co z trudem przeszło mu przez gardło – Postanowiłem jednak przejąć ten spadek. Wierzę, że wykorzystam go lepiej niż, gdyby miał on przepaść. Wy na pewno także wiecie, jak dobrze wykorzystać ten majątek. Problemem jest tylko jedno: zupełnie nic nie wiemy o… - chciał powiedzieć „Świętej Pamięci Liberungu,” ale widząc wzrok Tileańczyka zmienił zdanie - … tym człowieku. Ale tym obiecał zając się pan Orlandoni.
Zamilkł. Nie wyobrażał sobie jak to będzie wyglądało. Musi spotkać się z tym Barlem i udawać Kastora. No dobrze, ale co jeśli spotkają jakiegoś znajomego nieboszczyka?

W końcu dotarli do stolicy. Ulrich był tutaj tylko raz, kiedy wstępował do rajtarii. Ale trochę się tu zmieniło od tego czasu. Tłok niestety panował wciąż ten sam, jeśli nie większy. Ulrich nie mógł za długo podziwiać widoków, bo jego uwagę przykuł ten dziwny człowiek. W pierwszej chwili Ulrich nie wiedział czego on może od niego chcieć, ale zaraz go olśniło. „No tak… więc jednak trafiliśmy na znajomych Lieberunga.” Spojrzał po reszcie towarzystwa. Oni z pewnością też zauważyli dziwne zachowanie tego człowieka. De Maar zatrzymał przez chwilę wzrok na Orlandonim, przełknął głośno ślinę i powoli ruszył w kierunku "znajomego." Nie odzywał się dopóki ten człowiek nie zacznie. Z tej prostej przyczyny, że nie miał zielonego pojęcia kim on może być dla Kastora… a raczej, dla niego.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Serge »

Obrazek

Luca Orlandoni

„Ach, Altdorf” – westchnął Luca - „siedziba Cesarza, stolica, największe i najludniejsze miasto Imperium…gniazdo żmij, siedlisko korupcji i zepsucia, sto tysięcy ludzi ściśniętych w biedzie i brudzie!”

Nie to co Luccini, jego ukochane Luccini, nie tak wielkie, ale o ile piękniejsze. Czuł się już znacznie lepiej, ramię było porządnie opatrzone i zaczynało się goić. Nie widać już było po nich wiele śladów wczorajszej walki. Był w Altdorfie już kilkakrotnie, w interesach, ale nigdy nie zatrzymał się tu na dłużej. Znał kilku kupców, paserów i parę innych osób z tutejszego półświatka ale nie były to bardzo bliskie znajomości.
„Więc tutaj ma studiować mała Bona, moja najmłodsza siostra, którą rok temu wysłałem do szkoły świątynnej”, myślał patrząc na zatłoczone ulice.

Gdy wysiedli, również zauważył dwóch podejrzanych typków mrugających uchem do Ulricha. Stali w pewnej odległości a harmider pomimo późnej pory był na Konigplatz niemały, więc nie było ryzyka, że cokolwiek usłyszą. Za to z pewnością wiedzieli już, że zostali zauważeni. Rajtar już ruszył w kierunku dwóch jegomości, gdy Luca zacisnął mocno dłoń na jego ramieniu i spojrzał na niego ostro.

- Hola, gdzie leziesz? Chcesz się od razu w kłopoty wpakować? - mruknął. - Ta dwójka wygląda co najmniej podejrzanie a ten gest to był z pewnością jakiś znak. Skąd wiesz że nie będą chcieli na powitanie wpakować ci ostrza pod żebra? Proponował bym na początek wywiedzieć się nieco na ich temat. Chciałem jeszcze dzisiaj odnaleźć dom tego księcia, ale w zaistniałych okolicznościach proponuję poczekać do rana. Znam miejsce gdzie będziemy mogli przenocować w spokoju, ale najpierw zajmijmy się tą dwójką. Ja pójdę z Günterem i Gildrilem. Skręcimy zaraz w jakąś boczną uliczkę i zaczaimy się na tę dwójkę. Ty i nasze niewiasty pójdziecie przed siebie. Ta ulica doprowadzi was do bogatszej dzielnicy. Rozglądajcie się za miejscem do noclegu. Gdy ta dwójka pójdzie za wami my postaramy się ich wyłowić i dowiedzieć co oni wiedzą. Jeśli nic, puścimy ich wolno, jeśli będą mogli nam zaszkodzić, obijemy im mordy i zostawimy gdzieś związanych. Znajdzie ich straż a my będziemy już daleko. Myślę, że najbardziej rozsądnym planem będzie się dowiedzieć na czym stoimy. To jest jakaś śliska sprawa, ale ja ci facjaty nie wyrzeźbiłem przyjacielu, więc trzymaj się nas, a nie zginiesz. Günter, jakie Twoje zdanie? - spojrzał na stojącego obok wielkoluda.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ravandil »

Gildiril

-Ludzie znają wiele demonów. Więcej niż powinni... A trzymają się wszystkiego, co może zaspokoić ich próżność, dać władzę czy przyjemność. Nie myślą o konsekwencjach, ale to dla ludzi typowe. Żyją tak krótko...- elf zamyślił się, jednak chwilową ciszę przerwały słowa Ninerl:
Ale po co ci to mówię, przecież znasz historię naszego ludu. Nie sensu tego wszystkiego powtarzać.
Po chwili zaś dodała -Długo już podróżujesz po ziemiach ludzi? Nie żal ci było opuszczać Ulthuan?
Gildiril sprawiał przez moment wyraźnie zakłopotanego -Wiesz... Jakby to powiedzieć, ja jestem stąd, urodziłem się w Middenheim i całe życie spędziłem w Imperium i okolicach... Słyszałem od rodziców i czytałem różne historie i opowieści, ale moja wiedza w tych sprawach jest dość ograniczona- Gildiril zamilkł na chwilę. Pewnie teraz Ninerl zrozumie, dlaczego ironicznie odnosił się do wielu spraw związanych ze światem ludzi. "Spędzisz z nimi na tyle czasu, że zdążysz ich znienawidzić" ktoś mu kiedyś powiedział. I coś w tym było.

Reszta podróży do Altdorfu minęła mu na rozmowach, płytkim i niespokojnym śnie w dyliżansie, przerywanego stukotem wozów jadących z naprzeciwka, jedzeniu i rozpaczliwej próbie wyspania się w gospodzie. Ale w końcu ujrzał Altdorf. Wiecie, stolica Imperium to takie miejsce, które wita się mieszanką ulgi i obrzydzenia. Tym razem ulga nieco dominowała.
Miasto nic się nie zmieniło od jego ostatniej wizyty. Ten sam brud, ten sam tłok... Ale tych dwóch ludzi nie było tych samych. Wyglądali nieco podejrzanie, a do tego w bezczelny sposób "wabili" Ulricha. Żadnych znajomych, tak? Cóż, dobre plany mają to do siebie, że biorą w łeb przy pierwszej dogodnej do tego okazji. Tak to już jest. -No, widzę, że pierwsza "znajomość" przed tobą- szepnął na ucho de Maarowi. Potem Luca coś wykładał rajtarowi, elf co prawda nie przysłuchiwał się jego słowom, ale wyraźnie usłyszał własne imię. Posłał Tileańczykowi spojrzenie spod ronda kapelusza i zapytał nieco drwiącym tonem -A mnie nikt o zdanie nie zapyta? Jak mamy komuś obić mordy, to przynajmniej chcę wiedzieć, co i jak... W każdym razie, bierzmy się do roboty, bo ze stania jeszcze nic nikomu nie przyszło- Elf pogładził rękojeść miecza. Uświadomił sobie, że już dawno nie postawił nikomu "pieczątki"...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Megara »

W momencie, w którym już mieliście wprowadzić w życie plan zaproponowany przez Lucę, uwagę dwóch mężczyzn zwrócił nagle ktoś inny. Ciemno ubrana postać wyszła z drzwi najbliższego budynku, wykonała jakiś dziwny gest dłonią po czym weszła z powrotem do środka. Mężczyźni spojrzeli po sobie zdziwieni, lecz ruszyli tam i po chwili oni też weszli do budynku. Wam natomiast udało się w końcu wydostać z placu i otaczającego tłumu wychodząc na pobliską ulice. Tu już było znacznie mniej ludzi, większość z nich się gdzieś spieszyła, w końcu był już wieczór, czas późnych obiadów i powrotów z pracy.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ouzaru »

Arienati

Przysnęła tylko na kilka minut, lecz gdy powóz tylko zaczął się zatrzymywać, czujnie otworzyła oczy. Choć uważała, że sprawa zarówno ich towarzysza jak i 'jego' spadku jej nie dotyczy, postanowiła się jednak wypowiedzieć w tej kwestii. Poczekała, aż Urlich skończy mówić i odczekała chwilę, lecz chyba nikt więcej nie miał nic do dodania.
- Udawaj, że miałeś wypadek i masz częściowy zanik pamięci - powiedziała cicho kierując swoje słowa do szlachcica. - Takie rzeczy... niestety się zdarzają - dodała nieco zmieszana i zaraz gdzieś uciekła wzrokiem.
Nie musiała chyba nic więcej dodawać, ani też wyjaśniać, że coś takiego właśnie jej się przytrafiło. Podsunęła jedynie pomysł i teraz wykonanie tego zostawiała w rękach mężczyzn, nie miała zamiaru się wtrącać.

Widząc jednak zmartwienie na twarzy szlachcica przełamała się.
- Możesz... liczyć na moją pomoc, wszak jesteśmy już towarzyszami broni, czyż nie? Pewnie i tak niewiele będę w stanie zdziałać, ale wiedz, iż jestem po twojej stronie - westchnęła i uśmiechnęła się do niego lekko.
Nie wiedzieć czemu przejmowała się zarówno jego losem jak i pozostałych. Na przykład ich wielki towarzysz, był teraz jakiś taki dziwny i milczący. Zwykle rozgadany i opowiadający jakieś zabawne historyjki, teraz nie odzywał się, patrzył w swój talerz i nie zwracał większej uwagi na rzeczy, które nie były jego posiłkiem tego wieczora. Dziewczyna z westchnięciem odchyliła się plecami do tyłu na oparcie i przetarła dłońmi zmęczone oblicze.

Poczekała, aż wszyscy skończą kolację, podziękowała im za wspólny posiłek, następnie wynajęła sobie pokój i zapłaciła za kąpiel. Luca na szczęście nie poruszał już trudnych tematów, za co była mu bardzo wdzięczna, ale czuła, iż jest to jedynie stan chwilowy, przejściowy. Pewnie nie chciał jej więcej męczyć tego wieczora, który już i tak obfitował w nieciekawe i stresujące sytuacje.
- Dziękuję za wszystko, do zobaczenia rano - powiedziała do Tileańczyka i pożegnała się z resztą towarzyszy.

Następny dzień minął jej na rozmyślaniach i unikaniu wszystkich, nie w jakiś niegrzeczny sposób, po prostu starała się nie rzucać w oczy i schodzić z drogi. Altdorf nie zachwycił jej, miała dziwne wrażenie, że już tu była, ale niewiele sobie mogła przypomnieć. Dziwne zachowanie dwóch obcych mężczyzn zaniepokoiło ją, a najbardziej myśl, żeby ich dyskretnie usunąć. Na szczęście nim cokolwiek się stało, tamci zniknęli i udało się grupce wydostać z zatłoczonego placyku.

- To co robimy? - zapytała.


Wszystkiego NAJ z okazji urodzin, Serge :)
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Serge »

Luca Orlandoni

- No i nici z wydobycia informacji – skwitował Orlandoni widząc typków znikających wewnątrz budynku - chyba, że chcecie się za nimi włamywać.
Zamyślił się, patrząc na zapalane na ulicach latarnie.
- Teraz jestem pewny – rzekł po chwili - że przynajmniej nikt nie chce Ulricha zabić. Bo Kastor Lieberung zginął przypadkowo. Zważcie, że mutanci nawet nie ruszyli tych dokumentów, które miał przy sobie. Ci dwaj mrugający uszami wyszli go przywitać. Ale kto daje sobie takie dziwne znaki? Gildia Złodziei nie odstawia takich cyrków, chyba że coś się zmieniło od mojego ostatniego pobytu. No cóż, jutro na mieście spróbuję się czegoś dowiedzieć a teraz chodźmy do jakiejś karczmy. Ulica tysiąca gospód będzie dobrym kierunkiem.

Niepokoiło go co innego. Jeśli ci dwaj nie byli związani z półświatkiem, a prawdopodobnie nie byli to może być jakaś cholerna sekta. Pół biedy jeśli to czciciele wzwiedzionego fallusa albo inni zboczeńcy. Takich popapranych sekt było w Imperium tysiące i nie były zbyt groźne. Ale ci goście, a przynajmniej ten trzeci nie wyglądali na takich. Na język cisnęło się jedno słowo. Wzdrygnął się i czym prędzej zmówił w myślach modlitwę do Ulryka.

- Jedno jest pewne. - zaczął po chwili. - Ci dwaj wyraźnie czekali na naszego Ulricha-Kastora, ale nie to martwi mnie najbardziej, lecz to, że i czarna postać z domu z pewnością nam się przyglądała. Dam się o głowę skrócić, że obserwował każdy najmniejszy nawet nasz ruch od momentu jak wysiedliśmy z dyliżansu. Ci dwaj to pewnie jacyś idioci, ale tamten nie wyglądał. Jeśli ta dwójka się nie zorientowała, że coś jest nie tak, to ten co wyszedł z domku na pewno. A to może oznaczać jedynie kłopoty. Nie wiem też czy opuszczenie Altdorfu zbawiło by nas od kłopotów. W mieście może uda się przynajmniej czegoś dowiedzieć.

Zastanawiał się na ile może być pomocny kontakt w sklepie Antoniego. Znajomości z Gildią Złodziei, prychnął. Znał paru przemytników, paserów i kapitanów barek rzecznych, z którymi robił interesy. Wiedział, że kilku z nich współpracowało lub należało do Gildii. Ot, może się uda od nich czegoś dowiedzieć. Na przykład kim do cholery jest Kastor Lieberung albo do kogo należy ten dom, w którym zniknęli mrugający uchem jegomoście. Ale zdobycie informacji wymagało pieniędzy i czasu, a zwłaszcza tego ostatniego nie mieli za dużo. Szansa, że przypadkiem spotka teraz kogoś znajomego była nikła a nie chciał sam włóczyć się po spelunach ani tym bardziej ciągać po nich drużyny. Jeśli to rzeczywiście jakaś sekta to w półświatku i tak raczej niewiele się dowie. Takie zaciekle strzegą swoich sekretów.
Sekta albo co gorsza… Spojrzał na Arienati i odpędził od siebie złe myśli.

- Chodźmy więc do księciunia. Jestem ciekaw co to za robota.

Dzięki, Ouzaru :)
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Pytanie zadane przez Ninerl wyraźnie zaskoczyło mężczyznę. Do tej pory zdawała się go zupełnie ignorować, nawet traktować z typową dla elfów wyższością. Był wdzięczny jej za opatrzenie rany po starciu z mutantami Chaosu, lecz, jak sama przyznała, uczyniła to z żołnierskiego obowiązku.
Golem uniósł wzrok znad butów i spojrzał w stronę zaciekawionej elfki.
- Wiele ci ona nie powie, wszak obce są tobie ludzkie siedziby, w szczególności ich mroczne zakamarki. Ale skoro tak cię to ciekawi, to wiedz, że melodia ta towarzyszy mi od najmłodszych lat. W zasadzie odkąd pamiętam - wyjaśnił spokojnie, zdobywając się na lekki uśmiech. Nie nawykł do uzewnętrzniania się, więc bał się, że niewyćwiczona do takich rozmów mimika spłata mu figla i przypadkiem na twarzy wielkoluda wykwitnie kolejny kretyński grymas, w których tak bardzo się specjalizował. - Pochodzi ona z pewnej obskurnej tawerny w Nuln, w której niezliczone godziny spędziłem jako kilkulatek, siedząc pod ławą, przy której ojciec przepijał kolejne zarobione lub wyżebrane pieniądze.
Na wspomnienie o tym wydarzeniu wyraźnie posmutniał, lecz szybko na twarz Golema wrócił wyćwiczony przez lata wyraz obojętności. Rzekłbyś - niczym posąg.

Widok strzelistych wież Altdorfu, miejski gwar i zapach przywrócił Günterowi humor. Wydłużająca sie podróż zaczynała być męcząca. Choć niechętnie, to jednak musiał przed sobą przyznać, że w samotności byłaby o wiele mniej przyjemna. W ogóle poczuł, że pod wpływem ostatnich dni zaszła w nim pewna przemiana, której do końca nie rozumiał. On, odludek z wyboru, pokarany przez naturę odpychającą aparycją, która skrywała wrażliwą naturę i pojętny umysł, zdawał się zdobywać akceptację pośród zgoła przypadkowego grona awanturników.

On również zwrócił uwagę na dziwnych osobników i ich podejrzane gesty. Przez te liczne lata, podczas których obracał się w miejskim półświatku, miał styczność z wieloma podobnymi osobami. Różnej maści złodzieje, oprychy i zabijaki posiadały całą gamę sekretnych znaków, znanych wąskiemu gronu odbiorców.
- Twój plan jest zacny, panie Orlandoni. A ty, Ulrichu, jeśli zamierzasz prowadzić podwójne życie, stąpaj czujnie i bądź ostrożny. Jestem gotów - kiwnął głową do Tileańczyka.

Jednak zanim zdążyli plan zrealizować, tamci zmyli się, podążając za ciemno odzianą postacią. Towarzysze spojrzeli po sobie ze zdziwieniem, lecz Golem tylko wzruszył ramionami.
- Im większe miasto, tym liczniejsze przyciąga rzesze podejrzanych typków i przeróżnej maści wykolejeńców, którzy tylko dybią na naiwnych obywateli i nowo przybyłych podróżnych - odparł. - Miejmy oczy dookoła głowy. Licho nie śpi, podłość ludzka nie zna granic.

Gdy znaleźli się w mniej zatłoczonym miejscu, Günter zwrócił się do towarzyszy:
- Wypadałoby znaleźć sobie jakiś pokój i omówić strategię działania w stosunku do nowych realiów. Tak, panie Lieberung, mówię o panu - mrugnął z uśmiechem okiem do Ulricha. - Mnie mało kto zna, więc nie ma potrzeby, bym zmieniał tożsamość. Pozostanę Günterem Golemem, jednak tym razem w roli osobistego ochroniarza pana Kastora Lieberunga. A wy jak się widzicie w zaistniałej sytuacji? Omówmy to szybko i dokładnie, by nie odwlekać spotkania z naszym przyszłym pracodawcą. - Golem sięgnął pod kurtkę i pomachał listem polecającym.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
Gildiril się wyraźnie zmieszał. Potem niechętnie przyznał, że urodził się i wychował w ludzkim mieście.
Była nieco zaskoczona, ale po chwili przypomniała sobie, że przecież zbuntowani Asrai zamieszkiwali te tereny. Ale oni chyba żyli w lasach...
-Hmm. Należysz do Asrai?- zapytała się ostrożnie. -Wydawało mi się, że oni wolą lasy niż ludzkie miasta.-dodała.
-A powiedz, nie wolałbyś mieszkać wśród swojego ludu?- rzuciła mu uważne spojrzenie. - Niż w mieście ludzi? A właściwie jak sie w nim żyje? Na co trzeba uważać?- dopytywała się.

Gunter jednak udzielił jej odpowiedzi. Była nieco zaskoczona
- Dlatego nie rozumiem ludzi. Dla nas każde dziecko jest darem... może dlatego, że nie mamy ich zbyt wiele- powiedziała. -To jest smutne. Pamiętam, że w Marienburgu widziałam takie dzieci... - umilkła, przygryzając wargę. Owszem, widziała dzieciaki ulicy, jak je nazywano. I co z tego... Nikt i tak się nimi nie przejmował...

***
Zatrzymali się na noc w gospodzie. Ninerl była zmęczona siedzieniem w niewygodnym powozie. Wolałaby jechać konno albo iść pieszo. Zjadła i wypiła mało i szybko poszła spać.

Następnego dnia wreszcie dotarli do tego całego Altdorfu. Ninerl wysiadła z dyliżansu i nagle zamrowiła ją skóra. Wyraźnie wyczuwała potężne przepływy energii w okolicy. Wrażenie było tak silnie, że początkowo miała zawroty głowy. Zaraz potem znikły. Nieco ją zdziwiły te odczucia. Po chwili przypomniała sobie, że od paru miesięcy nie znajdowała się w miejscu przesyconym magią. Ulthuan cały nią wibrował i tam nie zwracała na to większej uwagi.
Oddychając głęboko, chwyciła za ramię Gildirila.
-Co tu jest? Czuję zawirowania mocy... w głowie mi się aż zakręciło.- szepnęła, trzymając się go kurczowo.
Za chwilę wreszcie mogła rozejrzeć się po okolicy. A ta ją rozczarowała. Tłum jak tłum, ale miasto wygladąło na brudne i zaniedbane. I śmierdzące.
- Myślałam że będzie piękniejsze- powiedziała, zawiedziona. -To jest stolica, prawda?- obejrzała jeszcze raz uważnie otoczenie.
Wrzeszczący ludzie, zachwalający jakieś miejsca, bardzo jej się nie podobali. Odruchowo położyła dłoń na rękojeści miecza.
Przepychali się przez tłum, a Ninerl nadal czuła się niepewnie.
Zbyt niepewnie, to ...to te fale energii strasznie ją rozstrajały. Nie była pewna, czy będzie w stanie zapamiętać drogę powrotną w razie czego, więc nie puszczała Gildirila.
-Przepraszam, ale... ale muszę przywyknąć. To jest strasznie silne.- powiedziała cicho.

Też zauważyła dwóch ludzi. Jeden tak dziwnie się drapał, tak demonstracyjnie.
-Jesli to ma być jakiś język gestów, to ja go niestety nie rozumiem. Przynajmniej waszego-powiedziała, obserwując tajemniczą dwójkę.
Kupice jak zwykle się rozgadał. Wymyślił, by pobić tych dwóch, tak na wszelki wypadek.
-To ludzie zawsze w ten sposób uzyskują informacje?- spytała się Gildirila.- To takie trochę nieostrożne...Zapamiętają wasze twarze. Ale róbcie, jak chcecie.-dodała.
Chwyciła go mocno za dłoń.
-Prowadźcie. Ja muszę... ja muszę odpocząć. Nie czuję się najlepiej- dziewczyna była bledsza niż zazwyczaj. Jutro już powinno jej przejść.
"Muszę znaleźć tego człowieka. Nazwisko mam, imię też , a nawet mniej więcej określone miejsce zamieszkania." pomyślała. Tylko kto pomoże jej tam dotrzeć? Może Gildiril się zgodzi? Miała taką nadzieję.
Za chwilę stało się coś jeszcze bardziej dziwacznego. Ktoś ubrany na ciemno przekazała coś czekającej dwójce i ludzie znikli w jakimś budynku. Ninerl poczuła ukłucie niepokoju.
To było coś dziwnego- byli co prawda nieudolni i łatwi do wykrycia, ale ludzie nigdy nie byli subtelni.
Ninerl westchnęła, słysząc słowa Guntera. Czemu ludzie tak uwielbiali sobie szkodzić nawzajem? To było takie bezcelowe, takie... dziecinne.

-Czyli jednak idziemy do tego... księcia?- powiedziała, starając się ukryć niesmak. - Nie wiem, kim mam być... Może po prostu jakimś dalszym znajomym? -dodała.
Rzuciła ukradkiem spojrzenie na Gildirila. Musi z nim porozmawiać jak najszybciej. Może da się przekonać, by jej pomóc...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ouzaru »

Arienati

Zamyśliła się na chwilę, decyzję trzeba było podjąć konkretną i to jak najszybciej.
- No dobra, Kastorze - zwróciła się do szlachcica. - Najlepiej będzie, jak udasz chwilowy i częściowy zanik pamięci. Jako że Luca i ja jesteśmy rodakami, możemy przyjąć, że podróżujemy razem, to mi da jakąś tożsamość.
Zerknęła niepewnie na Tileańczyka, trochę się bała, co on może wymyślić i co mu do głowy strzeli, ale niestety musiała na nim polegać. Póki co tylko Luca wiedział o problemach Arienati z pamięcią, ale zapewne jak tylko znajdą się w odosobnionym miejscu, to powie o tym reszcie.

- Wy - spojrzała na elfy - nie musicie się raczej przejmować, czy zostaniecie przy swoich imionach, czy zmienicie... nikt większej uwagi nie zwróci, dla ludzi każdy elf ma tak samo długie uszy - stwierdziła uśmiechając się nieznacznie.
Miała tylko nadzieję, że ich nie uraziła, ale nawet jeśli, to mówi się trudno. Najwyżej później przeprosi i będzie wszystko w porządku.

- Günter ma rację, on nie musi udawać i dobrze by było, gdyby rzeczywiście robił za tego, za kogo ma zamiar się podawać. Nie chodzi tylko o pieniądze, chyba nikt z nas nie chce, żeby coś ci się stało, przyjacielu - spojrzała na Urlicha. - Dlatego uważaj na siebie i jeśli to możliwe, nie chodź nigdzie sam, proszę.
Czuła się nieco dziwnie mówiąc to i zastanowiła się, czy te znaki coś oznaczały, czy był to tylko umówiony sygnał z Kastorem. No i co ten mężczyzna mógł mieć wspólnego z takimi podejrzanymi typkami? Nie wróżyło to nic dobrego, westchnęła.
- Może lepiej, żeby nikt nie chodził samemu? - zapytała nieśmiało.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Megara »

Wszyscy

Ruszyliście raźno w stronę posiadłości von Tassenincka. Już pierwszy zapytany przechodzień wskazał wam piękną rezydencje, nad samą rzeką. Ogromna budowla przyćmiewała swoją cudownością wszystko dookoła, prócz samego pałacu cesarskiego. Gdy dotarliście pod bramy był już późny wieczór, ostatnie promyki słońca zgasły ładną godzinę wcześniej. Gdy powiedzieliście strażnikom przy bramie po co przybywacie ci jedynie wzruszyli ramionami i jeden z nich stwierdził krótko:

- Książę wraz z zebraną drużyną łowców przygód wyruszył wczoraj rano w stronę Gór Szarych. Tak więc nie macie co tu szukać, na pocieszenie dodam, że nie wy jedyni odchodzicie z kwitkiem, ogłoszenie, mimo, że miało być rozprowadzane dyskretnie przyciągnęło tłumy...

Niepocieszeni i nieco zrezygnowani ruszyliście ku jakiejś karczmie, wiedzeni tym razem przez Lucę, który nieco pamiętał Altdorf. W pewnym momencie, na jednej z zatłoczonych ulic usłyszeliście donośny bas jakiegoś mężczyzny:

- Luca! Co za niespodzianka! To ja, Josef! - mężczyzną okazał się gruby, brodaty, dość zaawansowany już w wieku człowiek, który teraz przeciskał się przez tłum - Niesamowite, że się teraz spotykamy! Co tam słychać? - widząc pozostałych towarzyszy Orlandoniego, człowiek uśmiechnął się - Ach, miło mi poznać! Zapraszam wszystkich do karczmy na buteleczkę czy dwie! Oczywiście buteleczkę czy dwie na głowę ma się rozumieć!

Josef po tych słowach zaśmiał się rubasznie i objął przyjaźnie Lucę.

Luca

Josef... pamiętasz go dobrze. To przewoźnik, jego barka wozi towary rzeką Reik, od Altdorfu do Bogenhafen... Pamiętasz, że zawsze był pogodnym i miłym człowiekiem, który lubił sobie czasem wypić. Pomógł ci kilka razy w kilku nielegalnych przedsięwzięciach, aczkolwiek jest raczej prawym obywatelem.


Ouz, Nin, Rav, Serge, DeaD, Wilczy - wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :D
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Zablokowany