[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Wreszcie opuścili tę nieprzyjemną osadę. Wszyscy tam siedzieli jak na szpilkach i zostanie tam odrobinę dłużej z pewnością nie wyszło by im na zdrowie. Za miastem dołączył do nich Orzad, również zaniepokojony tym, co działo się w mieście. Gildiril na szczęście nauczył się już znosić towarzystwo krasnoluda na tyle, by powstrzymać się od podcięcia mu gardła.

"Sielanka" trwała niedługo, bo do pierwszej napotkanej farmy. Była doszczętnie zniszczona, a znalezione przez Gildirila ślady sugerowały gobliny. I nawet bez błyskotliwego stwierdzenia Orzada elf by na to wpadł. Khazad mógł jednak darować sobie tę wzmiankę o elfim kowalstwie - Gil zacisnął jednak tylko zęby. Elfy mimo niezbyt imponujących warunków fizycznych również potrafiły być dobrymi kowalami. A już na pewno górowały na khazadami zmysłem estetycznym.

***

Orzad nie musiał długo szukać - kryjówka goblinów znalazła się sama. A razem z nią dogorywający krasnolud.
-Guzik mnie obchodzi złoto krasnoludów- mruknął Gildiril -Chyba, że uważacie, że zabicie tych goblinów jest niezbędne do wykonania naszej misji ratowania wszystkich i wszystkiego- elf westchnął i siadł pod jakimś drzewem, pod którym nie byłoby martwego krasnala. Właśnie - jakiej misji, do cholery? Elf już prawie zapomniał, co tak właściwie chcą zrobić - rozwalić kult, pomścić Ninerl czy może coś innego? Dobre pytanie...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Cas & Luca & Babies

Nim wyruszyli w kierunku posiadłości Etelki, Luca zadbał, by Castinaa odpoczęła; mężczyzna coraz bardziej przejmował się jej stanem i czasem nawet przesadzał, gdy chodziło o wykonanie jakiejś prostej czynności przez kobietę, za co ta go rugała, a on przyjmował jej słowa z serdecznym uśmiechem na twarzy. Kochał ją i dzieci ponad życie i po prostu się przejmował. Taki już był. Gdy wyruszył po śniadaniu spieniężyć część towaru z barki, na rynku kupił i przyniósł ukochanej kosz owoców – było tam wszystko, czego dusza mogła zapragnąć – począwszy od jabłek, winogron, po egzotyczne owoce które sprzedawca sprowadził z odległych krajów – mandarynki, morele i ananasy. Luca nawet nie próbował tych egzotyków; zapewnienia sprzedającego o tym, że to 'niebo w gębie' zupełnie mu wystarczyły.

Kobieta była zachwycona i nim się obejrzał, wszystkie smakołyki zniknęły, a ona na chwilę przysnęła. Widać było, iż stara się zebrać siły na wieczór, o ile to w ogóle było możliwe w aktualnym stanie. Już nawet nie miała żalu, że nie zabrał jej ze sobą do miasta, chyba w ogóle nie miała ochoty tam z nim iść. Kiedy tylko się obudziła, zadbał, by porządnie się najadła przed podróżą. Na wszelki wypadek wziął też kilka świeżych słodkich bułeczek i soczystych jabłek na drogę.

Po obiedzie wyruszyli wreszcie w obranym wcześniej kierunku. Luce niezbyt podobało się, że Cas szła z nimi, zwłaszcza w obecnym stanie, ale już nawet jej o tym nie wspominał, bo doskonale znał jej reakcję i odpowiedź. Zresztą, to był śliski temat, którego Tileańczyk wolał nie poruszać, by nie usłyszeć słynnego już 'a ty znów o tym samym'. Gdy dotarli do kolejnej spalonej budowli, Orlandoni poczuł złość. Na litość, przecież te krótkonogie krasnoludy nawet nie zdążyłyby tam dotrzeć w tym czasie. Ignorancja i głupota tutejszych ludzi go zadziwiała. Nikt nawet nie zadał sobie trudu, by dokładnie to sprawdzić. Ale cóż, znaleźli sobie wroga i go piętnują, po co się męczyć z szukaniem innego?

Nie odzywał się do czasu, gdy odnaleźli rannego krasnoluda. Jego wyjaśnienia rozwiewały wszelkie wątpliwości – to gobasy stały za tymi podpaleniami. Luca spojrzał na Orzada, po czym rzekł:
- Wyciągnij bełty, mości krasnoludzie. Marie – zwrócił się do czarodziejki. - Potrafisz przy użyciu magii zasklepić jego rany?

Sam nie rwał się do wyciągania pocisku, a tym bardziej do leczenia, na którym nie znał się w ogóle. Odruchowo spojrzał na Castinęę.
- Jeśli Marie nie poradzi sobie z tą raną, opatrzysz go, prawda, kochanie?
- Oczywiście
- odpowiedziała, kucając przy krótkonogim i sięgając do torby.

Nie była pewna, czy przeżyje te zabiegi, ale zawsze warto było spróbować. Gdyby była potrzebna pomoc szczęścia, przy pozbywaniu się bełtów, Cas miała już w dłoni jedno ze swych ostrzy.
- Od razu zaznaczam, że nie jestem obeznana ze sztuką leczenia, raczej odwrotnie - szepnęła, patrząc czarodziejce prosto w oczy. - Ale tego się już chyba domyśliłaś. - nikły uśmiech pojawił się na twarzy zabójczyni.
Cała ta droga zmęczyła ją trochę i teraz korzystała z chwili postoju, by zregenerować siły.

- Guzik mnie obchodzi złoto krasnoludów- mruknął Gildiril, zwracając na siebie uwagę reszty drużyny. - Chyba, że uważacie, że zabicie tych goblinów jest niezbędne do wykonania naszej misji ratowania wszystkich i wszystkiego? - zapytał, siadając pod jakimś drzewem. Luca i Cas wymienili spojrzenia, widać było, że kobieta nie ma zamiaru się do tego wtrącać.

Orlandoni z kwaśną, szyderczą wręcz miną wysłuchał co ma do powiedzenia elf. Cóż, Gildiril nie trafił na dobry dzień kupca i musiał się o tym przekonać na własnej skórze.

- Ciebie to chyba wszystko guzik obchodzi, nie? Oprócz siebie samego, rzecz jasna, bo przecież wielki Gil dba tylko o swój tyłek i nie wychyla się gdy nie jest to potrzebne. Żal mi ciebie, elfie. Szkoda, że te kilkaset lat temu to nie khazadzi ostatecznie wam dokopali, bo może trochę inaczej patrzylibyście na świat i otaczającą was rzeczywistość. I nie bylibyście takimi bubkami bez honoru i wartości. – Luca nie szczędził mu jadowitych słów. Zresztą, nie przywykł do owijania w bawełnę. Może i Gildiril pomógł im, gdy byli w potrzebie, ale nadal uważał elfa za cwaniaka, który dba tylko o własne interesy. - Znając ciebie, to pewnie gdyby moja przyszła małżonka była w potrzebie, to byś zwarł swój chudy tyłek i wyniósł się z dala od kłopotów, nie? - może i przesadził, ale te słowa miały na celu raczej uświadomienie Gildirilowi jakim jest ignorantem, niż sprowokowanie go do jakichś działań. W głębi ducha Luca i tak nie wierzył, że to coś da. Tacy jak on nigdy się nie zmieniają.

Słuchając tego wywodu, kobieta pokręciła jedynie głową. Była niemal pewna, że elf oleje to i nawet słowem się nie odezwie. Była jednak ciekawa, co tak wprawiło Lucę w zły nastrój, może miał za dużo na głowie?
Ostatnio zmieniony wtorek, 10 czerwca 2008, 05:41 przez Ouzaru, łącznie zmieniany 1 raz.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich

Ulrich czuł się już zdecydowanie lepiej niż nad ranem. Nie miał najmniejszego pojęcia co takiego było z specyfiku przygotowanym przez Castinę, ale najwidoczniej działało. I to na tyle dobrze, że Ulrich był nawet w stanie utrzymać w ręce broń. „Teraz pozostaje tylko znaleźć tę dziwkę…” Zasłużyła na śmierć jeszcze zanim odważyła się zagrozić życiu de Maara. Tym, że związała się z Chaosem i tym, że nie ma odwagi uczciwie walczyć!

***

Krasnolud nie wyglądał najlepiej. Ulrich widział już wielu rannych w swoim życiu. Czasem udawało się ich odratować, czasem nie… Tak to już po prostu jest. Ale ten tutaj najwidoczniej nie był aż tak ranny, bo wciąż miał siłę, żeby mówić.
-Gobasy! W kopalni są gobasy! Jest ich wiele, to one wzięły nasze złoto!
To, w połączeniu ze śladami ze spalonej farmy rzucało wiele światła na całą sprawę. Ulrichowi nie chciało się wierzyć, że przypadkiem tuż po przejęciu kopalni przez wspomnianą wcześniej przez Gorima „wiedźmę,” zalęgły się tam gobliny. Jak nic Etelka jest odpowiedzialna za to wszystko. A pewnie nie tylko za to...

A potem nie wiadomo czemu wybuchła kłótnia. To co sobie myślał elf, było tylko i wyłącznie jego sprawą. Faktem jest, że Ulrich nie pochwalał takiej postawy, ale w końcu nie wszyscy są de Maarem, prawda? Jeśli oni nie chcą działać, Ulrich będzie działał za nich! A jest co robić...
- Ekhm… Skupmy się proszę, dobrze? – w ustach człowieka, który jeszcze kilka godzin temu miał problem ze sformułowaniem zdania, zabrzmiało to dziwnie – Nie chcę wam przeszkadzać, ale w tej okolicy prawdopodobnie roi się od tych małych, zielonych sk***ysynów. Ten krasnolud raczej sam się nie doprowadził do takiego stanu. Poza tym, jestem prawie pewien, że nasza „przyjaciółka” ma jakiś związek z obecnością zielonoskórych tutaj. Trzeba będzie powiadomić ludzi w mieście, co im się tutaj zalęgło, kiedy już się z nią rozprawimy. Tymczasem, radzę mieć broń w pogotowiu. – powiedział, po czym zwrócił się do kobiet próbujących ratować życie rannego krasnoluda.
- Co z nim? - Ulrich uważał, że khazad nie wyjdzie z tego żywy. Nie był co prawda lekarzem, ale trochę już widział. Chociaż... jeszcze wczoraj w nocy on sam pewnie nie wyglądał lepiej.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Spojrzał nieco zaskoczony na Orlandoniego, ale ostatecznie tylko z trudem powstrzymał chęć parsknięcia śmiechem. -Znalazł się obrońca honoru i wartości- Gildiril odparł gorzko -Ale ja cię rozumiem... człowieku- spojrzał wymownie na Castinę, jakby uważał, że to ona jest przyczyną "pozytywnej" przemiany Orlandoniego, w rzeczywistości większego, dużo większego cwaniaka niż Gil -Twoje prawo... Spytaj się może, który krasnolud podałby pomocną dłoń elfowi, a potem napawaj się brzmieniem ciszy. Nie każdy jest bohaterem na tym pieprzonym świecie i nie każdy ma ochotę nadstawiać karku za wszystko, co się da- powiedział cynicznie elf. Zmierzył wzrokiem Tileańczyka, zastanawiając się, co go tak nagle ugryzło, a także jak daleko jest się posunąć w kłótni. Na wzmiankę o pomocy dla Castinyy Gil wciągnął nerwowo powietrze i wycedził przez zęby -No jasne, przecież tak robiłem do tej pory, prawda? Gdy ktoś z nas był potrzebie to zawsze sp********em gdzie pieprz rośnie, prawda?- spojrzał wymownie na towarzyszy. Nie oczekiwał, że ktoś go wesprze, ale nie mógł się powstrzymać od ironii.

Do "rozmowy" wtrącił się również Ulrich, jakby licząc że cokolwiek uspokoi... Sytuacja w drużynie już od dawna była napięta, szczególnie po śmierci Ninerl i dezercji Golema. Nawet idealizm de Maara nic nie pomoże. Ale przynajmniej w porównaniu do Luci Ulrich mógł uchodzić za uosobienie honoru i wartości. Bo Gildiril stracił już chyba do Tileańczyka resztki sympatii.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Esmeralda »

Marie

Kobieta podążała za nowymi towarzyszami, nie odzywając się słowem przez calą drogę. Ktoś kto jej nie znał, pewnie by stwierdził, że nie jest w nastroju do rozmowy, jednak Ametystowi Czarodzieje zwykle byli pogrążeni w melancholii, i nie inaczej sprawa miała się z Marie. Gdy w końcu dotarli do wioski, czarodziejka przekonała się, dzięki rannemu krasnoludowi, kto naprawdę jest odpowiedzialny za spalenie farm. Chwilę później głos zabrał Luca.

- Wyciągnij bełty, mości krasnoludzie. Marie – zwrócił się do czarodziejki. - Potrafisz przy użyciu magii zasklepić jego rany?

- Mogę zatamować jedynie krwawienie, więcej moja magia tutaj nie zdziała. - powiedziała, i gdy Orzad usunął pocisk, podeszła do krasnoluda i wyszeptując pod nosem słowa zaklęcia położyła rozświetloną fioletową barwą dłoń na ranie khazada. Po chwili rana była czysta, a krew przestała płynąć. - Reszta w twoich dłoniach, Castinoo...– uśmiechnęła się ustępując miejsca ciężarnej.

Wtedy odezwał się Gildiril i nastąpiła nieprzyjemna wymiana zdań między Tileańczykiem a elfem. Ulrich próbował interweniować, ale jakoś marnie mu szło, zwłaszcza że za chwilę Gil dołożył swoje trzy grosze. Nie wyglądało na to, by obaj mężczyźni zdecydowali się zbastować, więc Marie przemówiła.

- Uspokójcie się obaj, bo zaraz zasponsoruję wam szybką wycieczkę w krainy snów. I obiecuję wam, że pobudka nie będzie dla was miłym doświadczeniem. - ton jej głosu sugerował, że mówi poważnie. - Mamy ważniejsze sprawy na głowie, niż wasze kłótnie, więc, koguciki, odłóżcie to na bok i zastanówmy się co robić dalej...

Nie sądziła, by podjęli z nią dyskusję, zwłaszcza że mówiła całkiem poważnie. A efekty jej zaklęcia już widzieli w karczmie, więc miała nadzieję, że będą trzymać języki na wodzy. W przeciwnym razie prześpią się kilka godzin, a to w tej chwili nikomu nie było potrzebne, zważywszy na sytuację w której się znaleźli.
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Spory umilkły w końcu, a Castinaa nie czekała na dalsze ponaglenia. Szybko podbiegła do rannego i położyła swoje sakwy obok, przyklękając i zdejmując tunikę krasnoluda. Rany, mimo, że opatrzone magią czarodziejki, wyglądały bardzo paskudnie i wyraźnie było widać, że ranny ma małe szanse na przeżycie. Dziewczyna wyjęła paczkę jakiś ziół, przykładając jedne z nich do ran.

- Potrzebuję ciepłej wody i jakiś szmat! Szybko!

Miała w torbie jakieś bandaże, lecz rany należało najpierw oczyścić. Po chwili płonęło już ognisko a w małej manierce grzała się woda. Rany zostały oczyszczone, obłożone ziołami, zabandażowane, po części prowizorycznymi szmatami, a do ust khazada Castinaa wlała jeszcze jakiś śmierdzący napar z kolejnej porcji ziół.

- Ma szansę przeżyć. Ale nie wolno go teraz ruszać przynajmniej do chwili, aż się ocknie. Nie wiem kiedy to nastąpi. Może za kilka godzin, może za kilka dni.
- Chyba nie będziem tu czekać? - gruby bas krasnoluda zadudnił od strony gościńca

Słońce już zaczynało zachodzić, spędziliście sporo czasu w tym miejscu, czekając aż Castinaa skończy opatrywać rannego. Niespodziewanie nieopodal usłyszeliście tętent kopyt i zza zakrętu wyłonił się wóz prowadzony przez jakiegoś mikrego chłopinę. Luca zagadał z nim chwilę, i wspólnymi siłami przetransportowaliście rannego na wóz, który miał go zawieść wprost do wioski krasnoludów. Oczywiście nie za darmo – Tileańczyk rzucił tyczkowatemu koronę, za co ten obiecał zająć się khazdem i zawiadomić o sytuacji inne krasnoludy. Czekaliście pół godziny gdy zjawiło się pięciu pobratymców Orzada w kolczugach i z toporami. To już mogliście nazwać niezłym wsparciem.

Dotarcie na kraniec lasu nie zabrało wam wiele czasu. Wtedy już wszyscy mogli przyjrzeć się wejściu do kopalni i wieży czarodziejki. Słońce praktycznie schowało się już za horyzontem, ale jeszcze co nieco dało się zobaczyć. Większość goblinów, prócz może dwoma, które głośno rozmawiały przy wejściu do kopalni, pogrążona była we śnie. W oknach wieży nadal można było dostrzec ogniki światła, jakby tam one nie gasły nigdy. Można było dostrzec też kilka leżących zielonych, lecz poza nimi nie było tu nikogo. Od strażników dzielił was jednak spory kawał odkrytej ziemi, na której jedynym schronieniem były głazy, w większości zbyt małe, by ukryć za sobą człowieka. Orzad podszedł do Luci, wyjaśniając swój banalny plan.

- My z braćmi bierzem kopalnie, wy wieże.

Cóż, to było zmyślne. Lecz krasnoludy już szykowały oręż i naprężały kusze, które dzierżyło dwóch z nich. W szóstkę powinni sobie poradzić w wąskim korytarzu kopalni. Inna sprawa, że swoim atakiem zaalarmują wszystkich. Należało się więc spieszyć.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa & Luca & Maleństwa

Orlandoni, zaczajony za krzewem jałowca spoglądał na wieżę i kopalnię. Plan Orzada był prosty. Zbyt prosty. Skały nie dawały wystarczającej osłony. Wartownicy nie wyglądali na pilnych ani zbyt bystrych lecz w tych warunkach z pewnością dostrzegą ich i podniosą alarm. Ładując pistolety Luca zmarszczył brwi i spojrzał na Castinęę.

- Ty zostajesz, kochanie – rzucił bez ceregieli. - Jestem gotów dotrzymać ci towarzystwa, byleś była bezpieczna. Ty i nasze dzieci. Nie pozwolę żebyś weszła w paszczę lwa. - ton z jakim mówił sugerował, że zupełnie nie żartuje.

Spojrzała się na przyszłego męża i zmarszczyła brwi. Nie spodobało jej się to, co powiedział. Powoli nabrała powietrza do płuc, wypuściła je z cichym westchnięciem i nabrała raz jeszcze.
- Chyba nie mówisz poważnie? - syknęła, gromiąc mężczyznę morderczym spojrzeniem. - Gunter od nas odszedł, Nin nie żyje, a ty chcesz... żebym ja jeszcze została? I ty ze mną? Puścisz naszych towarzyszy samych?
Atakowała Lucę pytaniami, nieznacznie przyśpieszając i podnosząc głos.

Tileańczyk zacisnął zęby. Wiedział, że Castinaa jak zwykle wypali ze swoimi argumentami, ale te były zupełnie niewystarczające. Przynajmniej dla Orlandoniego. Przynajmniej dla przyszłego męża swojej żony.
- No chyba całkiem oszalałaś, jeśli myślisz, że tam pójdziesz. Choćbym miał się z tobą bić i tarzać w tym piasku, kochanie, to masz moje słowo, że nie pójdziesz do wieży – cedził przez zaciśnięte zęby. - Pozostali sobie poradzą, a my możemy ich ubezpieczać. Nie narażę ciebie i dzieci. Po moim trupie – spojrzał prosto w jej oczy. W jego głosie dało się słyszeć upór i przejęcie.

Westchnęła, odwracając wzrok. Spojrzała na swoje ręce, zaczęła czyścić paznokcie z resztek krwi khazada. Dłuższą chwilę myślała, szukając kolejnych argumentów, lecz nic logicznego i konkretnego nie przychodziło jej do głowy.
- Zamierzasz się teraz ze mną o to kłócić? A może mam cię powalić, tak jak w nocy? - zapytała, przyglądając mu się. - Jak pójdziemy tam wszyscy, będziemy mieć większe szanse powodzenia. Przecież nie muszę stać na pierwszej linii - mówiła błagalnym tonem. - Stanę gdzieś z tyłu i będę was ubezpieczać...

- W nocy pozwoliłem ci się powalić – syknął zupełnie poważnie. - Teraz to inna sprawa. Nie chcę byś się w to mieszała. Czy ty wiesz w ogóle w co chcesz się wpakować? - spytał marszcząc brwi. Chwilę później dodał, patrząc przed siebie. - A zresztą, dobra, niech ci będzie, idź, nawet na pierwszy ogień, skoro tak bardzo ci na tym zależy. - odwrócił głowę w kierunku Orzada. Wyglądało na to, że nie dojdą do porozumienia dzisiejszego wieczoru.

- Dziękuję, kochanie - powiedziała, całując go lekko w czoło. - Zobaczysz, nic mi się nie stanie, obiecuję, że nie będę się... nas narażać niepotrzebnie. Potrzebnie też raczej nie. - delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Dotknęła policzka Tileańczyka.

Orlandoni odsunął się natychmiast, gdy dłoń ukochanej dotknęła jego twarzy. Był w cholernie ponurym nastroju – cokolwiek by nie powiedział, i tak jej nie przekona, więc wolał się nie odzywać. Rzucił jedynie oschle:
- Rób co chcesz – po czym skupił się na obserwacji terenu. Przez jego umysł przebiegało setki myśli.

Widząc jego reakcję, zmartwiła się. Dłuższą chwilę się zastanawiała, w końcu jedynie westchnęła i zmieniła pozycję z kucek na siedzącą. Oparła się wygodnie plecami o drzewo, skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała w niebo.
- No dobrze, wygrałeś - mruknęła. - Zostanę, tylko już przestań, dobra?
Sięgnęła do torby, lecz po chwili zmieniła zdanie. Po opatrywaniu krasnoluda chyba nie miała ochoty na jedzenie. Pomijając fakt, iż pomogła rannemu, czuła się tu zupełnie niepotrzebna i to ją martwiło. Zapewne niebawem w ogóle przestanie wychodzić z pokoju.

- Rób co uważasz za słuszne - rzucił Luca. - Najwyżej będę chronił twój zgrabny tyłek – uśmiechnął się do niej widząc jej nadętą minę. Ona chyba nie brała pod uwagę, że ją kocha, że się cholernie martwi i nie chce by pakowała się w niebezpieczne sytuacje. Pokręcił głową i rzekł. - Trzymasz się z tyłu i nie angażujesz się, gdy zrobi się gorąco, rozumiemy się? - chwilę później zwrócił się do Ulricha. - Będziesz miał na nią oko, gdybym ja nie mógł jej przypilnować, dobra?

Kobieta prychnęła jeszcze kilka niezrozumiałych słów, ale na jej twarzy pojawił się wyraz tryumfu.
- Zgoda - odpowiedziała. - Widzisz, ta rozmowa zupełnie nie była potrzebna. Obiecuję, że jeśli cokolwiek będzie się działo, to się wycofam. Tam samo gdybym się gorzej poczuła.
Na chwilę przytuliła się do jego pleców, ale czując, iż nie jest w nastroju na czułości, zaraz go puściła. Szybko przejrzała swój ekwipunek, wzięła noże i po chwili była gotowa.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Nareszcie. Ulrich cieszył się w duchu, że są już tak blisko celu. Dosłownie za kilka chwil znajdą Etelkę i sobie z nią „porozmawiają.” Spojrzał w kierunku strażników – w większości śpiących – po czym sprawdził i naładował swój pistolet. Nie było sensu próbować załatwiać tego po cichu. Teraz trzeba uderzyć szybko, mocno i bez gadania. Krasnoludy uderzające na kopalnię powinny przyciągnąć uwagę przeciwnika na tyle, że oni zdążą bezpiecznie dotrzeć do wieży.

De Maar przysłuchiwał się rozmowie Tileańczyków. I musiał przyznać, że trochę się zaniepokoił. Strach pomyśleć co by zrobił Orlandoni gdyby – Sigmarze uchowaj! – coś stało się Castinie. „Pole bitwy to nie miejsce dla brzuchatych kobiet” pomyślał, ale nie powiedział tego na głos, nie chcąc dolewać oliwy do ognia.
- Spokojnie Luca, twojej damie nic nie będzie. Daję ci słowo Ulricha de Maar – powiedział i zamierzał go dotrzymać choćby nie wiem co. Nawet lekki ból głowy - pamiątka po ostatniej nocy - tego nie zmieni. Nie wybaczyłby sobie, gdyby stało się inaczej. Za dużo już było ofiar - Skoro wszyscy tam idziemy, to wszyscy także stamtąd wrócimy. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej! – powiedział do wszystkich i w tym samym momencie ukłuło go wspomnienie tego, co stało się z Ninerl. Wciąż miał jej miecz… Czy wtedy też dał słowo, że nic jej nie będzie? Ulrich chwycił za medalion i cicho pomodlił się do Młotodzierżcy o siłę dla nich. „Gdy on z nami, któż przeciw nam?”

Dobył swojej szpady, w drugą dłoń chwycił pistolet i spojrzał po swoich towarzyszach.
- Tylko niech nikomu nie przychodzi do głowy zgrywać bohatera… Wszak od tego jest Ulrich de Maar!
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Esmeralda »

Marie

Kobieta jak zwykle niewiele mówiła podczas podróży do kopalni, przysłuchując się słowom pozostałych i obserwując bacznie okolicę. Posiłki w postaci pięciu khazadów to już było coś, obawiała się jednak że wciąż za mało na tą całą Etelkę. Jeśli czarownica była tak groźna jak o niej mówiono, to może być bardzo niebezpiecznie. Dlatego też czarodziejka koncentrowała się jak tylko mogła – w razie czego woli być przygotowana na magiczny pojedynek, jeśli do niego dojdzie.

Po dotarciu w pobliże kopalni dwójka zakochanych zaczęła niepotrzebną dyskusję, przez którą tylko tracili czas. „Czy oni wszyscy zawsze muszą się między sobą kłócić?”, Marie pokręciła głową i odchrząknęła dając Tileańczykom do zrozumienia, że nie są sami w okolicy. Delikatnie wysunęła z pochwy swój krótki miecz i ułożyła dobrze w dłoni. Odezwała się, gdy Ulrich skończył mówić.

- Niegdyś byłam akolitką Morra, więc znam się trochę na robieniu mieczem. W razie większych kłopotów dam wam wsparcie magiczne, ale wtedy wy musicie osłaniać mnie – podczas wypowiadania zaklęcia muszę się bowiem maksymalnie skoncentrować i przez to mogę stać się łatwym celem ataku. Liczę że ochronisz mnie w razie czego, Ulrichu? - uśmiechnęła się delikatnie do rajtara. Musiała przyznać, że był całkiem przystojnym mężczyzną, zupełnie innego typu niż Luca.

- A tak w ogóle mamy jakiś plan, prócz 'wybitnego' planu Orzada? - spojrzała po twarzach wszystkich czekając na odpowiedź kogokolwiek.
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

-Plan B jest taki, żeby nie zginąć-mruknął Gidiril w odpowiedzi na słowa Marie. Plan Orzada wcale nie był zły, mając wsparcie krasnoludów była szansa, by wyjść z tego cało. Spojrzał na Lucę przekomarzającego się z Castiną i zmarszczył brwi. "Ech, to idźcie do domu, teraz się zorientowałeś, chłopie, że to niebezpieczne? Rychło w czas..." pomyślał. Ale fakt, to było niebezpieczne. Ninerl nie udało im się uratować, kto wie, czy tym razem znowu ktoś nie zginie? Teraz z kolei spojrzał na Ulricha. Ot, bohater... Niech zrobi szaleńczą szarżę od razu. Wtedy dopiero będzie z niego rycerz...

Gildiril nie odezwał się słowem od sprzeczki z Lucą, nie licząć nieco wymuszonej i zgryźliwej odpowiedzi na pytanie Marie. Pewnie Luca zaś by mu nagadał, a elf miał serdecznie dość słuchania Tileańczyka. Gil wyciągnął miecz i zważył go w ręce. Oj, dawno nie miał okazji go użyć... Na walkę z wykorzystaniem sztyletów pewnie nie będzie czasu, kto w ferworze walki przejmowałby się finezją...

Elf wstał i przygotowując się do boju, wymruczał jakieś niezrozumiałe słowa we własnym języku. Pewnie miało to zastąpić mu modlitwę...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

- Wbrew pozorom, to bardzo dobry plan Gildirilu… - Ulrich zaśmiał się cicho. Często bywało tak, że przed walką humor mu dopisywał. Czyżby uczyli tego w wojsku? Możliwe, bo nic tak dobrze nie robi na morale żołnierzy, jak kilka głupich żartów – Powiem to tak, jak niegdyś mój dowódca, za czasów wojaczki: wchodzimy, likwidujemy wszelki opór i przejmujemy pozycję wroga. Orzad i jego bracia raz dwa poradzą sobie z goblinami – a w tym czasie my zdążymy już wejść do tej przeklętej wieży. Martwi mnie tylko, że nie wiem co może nas czekać w środku… - zamilkł na moment, po czym powiedział z typową dla wielu de Maarów beztroską – Lecz nie czas teraz nad tym dumać. Mamy tu w końcu czworo wielkich wojów i czarodziejkę.
Tu spojrzał na Marie. Zastanawiał się jak ona sobie poradzi. Nie widział jej jeszcze w prawdziwej walce. No i do tej pory jego opinia o parających się magią była niezbyt pochlebna. Ostatni czarodziej jakiego spotkał („Kiedy to w ogóle było?” zastanawiał się) nosił dupę wyżej niż głowę i o mało co nie usmażył rajtara podczas żywej wymiany poglądów. Chociaż panna Effenberg nie wydaje się do niego podobna. I nie chodzi tu tylko o jej charakter. No, ale jak w ogóle można porównywać do niej tamtego rudego starucha...

Ulrich potrząsnął głową, żeby odpędzić te myśli i skupić się na nadchodzącej walce.
- Nawet ja nie potrafię się rozdwoić, ale zrobię co konieczne, żeby nie trzeba było cię stamtąd wynosić. – powiedział do Marie z uśmiechem, po czym wciąż z uśmiechem (można by pomyśleć, że Ulrich od dawna czekał na okazję do porządnej walki) zwrócił się do elfa i Tileańczyka – Ale wy panowie, chyba dacie sobie radę, co?
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Utworzona przez Marie mgła podniosła się w jednej chwili. Kilka postaci ruszyło w kierunku wejścia do kopalni, krasnoludy pomrukując niezadowolone zostały, chociaż w sumie nie na długo, ruszając prawie zaraz za innymi. Marie zaś skierowała się od razu w stronę wieży.

O ile Gildril czy Luca skradali się przez mgłę niemal bezszelestnie, to Ulrich miał z tym problem. Zapomniał bowiem o całym żelastwie jakie niósł i o ile zanim wszedł we mgłę, wszystko szło całkiem dobrze, to w białych oparach niemal natychmiast potknął się o jakiś wystający kamień i wraz z cichym stęknięciem i znacznie głośniejszym brzękiem zbroi poleciał do przodu i chociaż utrzymał równowagę, to został usłyszany. Gobliny zaczęły coś piszczeć między sobą, kilka z nich się obudziło. Nie pomógł już nawet błyskawiczny atak. Sztylety wyleciały z mgły, zaraz potem wypadła postać elfa, mordując goblina. Dwaj trafieni osuwali się właśnie na ziemię, gulgocząc z przebitych gardeł. Lecz dwa pozostałe, które już poderwały się na nogi, zaczęły wrzeszczeć i uciekać w głąb kopalni. Jednego powaliła rzuconym sztyletem Cas, drugiego zaś Luca, który zatłukł zielonego pokurcza nim ten zdołał skryć się kopalni.

Jednak stało się już to co było najgorsze - alarm został podniesiony. Gdzieś w głębi kopalni zawył wilk, zaś drzwi wieży nagle otworzyły się z hukiem i wypadł przez nie kolejny goblin. Widząc was zaskamlał, po czym równie szybko zniknął w środku, wrzeszcząc przy tym i z całej siły zatrzaskując za sobą drzwi. Tyle, jeśli chodzi o zaskoczenie. Krasnoludy biegiem ruszyły do środka kopalni, Gildiril zaś popatrzył raczej niepewnie na Orlandoniego. Wzruszył jednak ramionami i zapalając pochodnie, ruszył za khazadami. Mało jednak prawdopodobne, by miał tam cokolwiek do roboty po przejściu sześciu ciężkozbrojnych krasnoludów. No, chyba, że goblinów było tam nadspodziewanie dużo.

Wy zaś mogliście przyjrzeć się wieży. Była kilkukondygnacyjna, aczkolwiek niższe okna miała malutkie, nawet elf nie miał szans się tamtędy wcisnąć. Można było również spróbować wejść dachem, próba zarzucenia tam liny mogła przynieść powodzenie. Tylko pytanie było takie, czy na dachu znajduje się jakieś wejście. Z waszej pozycji niestety nie dało się tego określić. Zaś drzwi zostały zaryglowane, siedzący w środku goblin zrobił to niemal natychmiast. A chwile potem w jednym z okienek pojawił się łuk i w waszą stronę poleciała ze świtem mała, czarna, goblinia strzała, wbijając się pod nogi Orlandoniego. Zielone paskudztwa nie zamierzały oddać kamiennego budynku.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Piękny i Bestia :-P

- Niech to szlag – syknął szorstko Orlandoni gdy u jego stóp strzała wbiła się w ziemię. – Kryć się! - Natychmiast przyklęknął za jakimś większym kamieniem. Zważył oba pistolety w dłoniach.

- Tere fere! – krzyknął zezując znad kamienia na miejsce, skąd dochodziły strzały. - Nie trafisz mnie zielony brudasie!

Gdy goblin znów wychylił się z okna z napiętył łukiem, Luca trzymał już oba pistolety wycelowane i oparte dla większej celności na kamieniu. Wypalił jednocześnie. Trafiony przynajmniej jedną kulą goblin zatoczył się w tył i zniknął w wieży. Jego łuk spadł na ziemię.

Orlandoni naładował broń i podszedł do drzwi. Kopnął w nie dość mocno. Jak można się było tego spodziewać - nie ustąpiły. Jak można się było spodziewać Luca reprezentował wagę piórkową i nie mogły ustąpić. Z kopalni dobiegały odgłosy walki.

- Psia krew – splunął na ziemię kucając za kamieniem - no to mamy oblężenie. – po chwili jego brwi podniosły się jakby wpadł na jakiś pomysł. Było tak w istocie.

- Potrzebujemy więc konkretnych środków – powiedział. – Na skraju lasu widziałem solidny i nie za duży, świeżo zwalony pień. Posłuży nam za mały taran. Dziewczyny – rzekł do ukochanej i Marie. – kryjcie się za kamieniami w pewnym odstępie od siebie tak, żebyście miały na widoku wieżę ze wszystkich stron. Gdyby coś wylazło walcie w to i wołajcie. Mgła nie będzie już potrzebna. My z Ulrichem przyniesiemy taran. Prawda, przyjacielu? - spojrzał wymownie na rajtara.

- Kochanie. - Castinaa złapała Lucę za rękaw i przyciągnęła do siebie. - Uważaj na siebie.
Nie było czasu na rozmowę, więc kiwnął jej tylko głową a ona szybko ucałowała go w dłoń i puściła. Postanowiła mieć na oku okna, by od razu zająć się każdym strzelcem. Nie chciała, by kolejny pocisk wymierzony w jej przyszłego męża miał więcej szczęścia.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Gildiril od zawsze uważał, że istnieje kilka takich rzeczy, do których opis "niewskazane" to grube niedopowiedzenie. Należało do nich między innymi krzyczenie "Do ataku!" gdy w kołczanie pozostała ostatnia strzała, łapanie kobiety za cycki na pierwszej randce, czy też bycie po niewłaściwej stronie noża odcinającego wypchaną złotem sakiewkę. Skradanie się w pełnej zbroi również zajmowało w tym rankingu bardzo wysoką pozycję.

Elf niemal parsknął śmiechem, bo sytuacja była niezwykle komiczna. Równie dobrze mogli razem z Lucą ciągnąć wóz pełen kamieni. "Cóż, znowu potwierdziło się, że skradanie to nie jest gra zespołowa" pomyślał elf, w międzyczasie dopadając do jednego z goblinów. Jednak ten błyskawiczny manewr (zresztą podobnie jak sztylety rzucone przez Tileańczyków) na niewiele się zdał. Gobliny zostały zaalarmowane, więc z efektu zaskoczenia nici. Elf popatrzył na Lucę, po czym zapalił pochodnię i ruszył za krasnalami. Spodziewał się raczej, że pozostanie mu dobijanie rannych, bo grupka khazadów jest w stanie spustoszyć nawet małą wioskę. Tak czy siak musi pozostać ostrożny. Cholernie ostrożny.

Mam rozumieć, że Gil poszedł za krasnoludami? Bo jest późno i nie wiem czy dobrze wywnioskowałem z upa, zresztą sam za bardzo nie wiem, po co on by miał z nimi tam iść ^_^"
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Esmeralda »

Marie

Czarodziejka wypowiedziała zaklęcie i mgła otuliła swym całunem całą okolicę. Mógł to być dobry fortel jednak atak z zaskoczenia niezbyt dobrze się udał. Nie było to dziwne, Luca ostatnio chyba miał się za boga, lecz w tej chwili jego plan to było za mało. Miała już rzucić jakąś uwagę w kierunku kupca, gdy mgła opadła. Miała, gdyż z wieży nagle wypadł goblin, rozdziawił gębę, zawrócił i z piskiem wpadł z powrotem do budynku. Zaraz potem usłyszała zasuwany zamek, a w stronę idących od strony wejścia do kopalni poleciała strzała. Atak z zaskoczenia niemal jak z podręcznika do taktyki! Naprawdę chciało jej się śmiać, zwłaszcza, że nie wyczuwała w ogóle innej magii. Czyżby czarodziejki tu nie było? Byłoby to logiczne, bo ona sama nigdy nie pozwoliłaby by jakieś śmierdzące gobliny panoszyły się po jej domu.

Poczekała chwilę, aż Luca i pozostali dotrą pod wieżę, po czym podeszła do drzwi. Solidne, dębowe drzwi krasnoludzkiej roboty, oparłyby się pewnie nawet lekkiemu taranowi, przynajmniej przez jakiś czas. Lecz nie od parady Marie parała się magią. Zbliżyła dłoń do drzwi, kilka centymetrów od miejsca w którym znajdował się zamek. Wymruczała inkantację, a z jej ręki zaczął sączyć się mały, lecz bardzo intensywny promień energii, który po niecałej minucie przepalił w drzwiach sporą dziurę. Nie było to zbyt imponujące albo chociaż przydatne dla zwykłego człowieka. Lecz czarodziejka wypowiedziała kolejne zaklęcie, przesuwając nagle dłoń nieco w bok. Zasuwa otworzyła się z charakterystycznym odgłosem. Drzwi do wieży stały otworem, przezornie więc cofnęła się. Teraz czas był na lepiej radzących sobie w walce wręcz mężczyzn.

- Wiecie co robić – skinęła głową Luce i Ulrichowi. - Castinoo, pozwól że tym razem pozostaniesz pod moją opieką. Ty i dzieciaczki... - uśmiechnęła się do niej, nieco jakby smutno.
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Kolejny raz potwierdziło się to, co zwykł mawiać wuj. „Teoria to jedno, a praktyka to co innego. Przeklęte gobliny jakimś cudem zauważyły nas odrobinę za wcześnie.” No, ale w końcu Ulrich jest chyba ostatnim człowiekiem, który mógłby nadawać się do skrytego działania. Tak czy inaczej, w tej chwili zrobił się niezły burdel, który trzeba jakoś opanować.

Krasnoludy zajmą się kopalnią – co jak co, ale akurat to było prawie pewne. Gorzej z tym łucznikiem w oknie. Jednak kule z pistoletów Luci i Ulricha powinny dać mu radę. Teraz pozostaje kwestia wejścia do wieży. Pomysł Orlandoniego był nawet niezły, ale jak się okazało, gdy czarodziejka zaczęła wyczyniać sztuki przy drzwiach – niepotrzebny.
- Spokojnie Luca. Taran dobra rzecz, ale, jak to mówią, po co wyważać otwarte drzwi? – powiedział wskazując na kombinacje Marie. Nawet Ulrich, który za magią nie przepadał za bardzo, musiał przyznać w duchu, że umiejętności magiczne bywają przydatne.

Kiedy był pewien, że już żadna zielona niespodzianka nie wychyli się z łukiem przez okna wieży, schował pistolet, zamiast którego w jego ręce pojawił się lewak.
- Uważajcie na siebie moje panie. A my, Luca, chodźmy. Robota sama się nie zrobi - trzeba wytłuc to ścierwo. – powiedział, po czym mocno pchnął drzwi. Gdzieś za nimi musi być goblin, który je zamknął. Ulrich musiał uważać, bo szczerze mówiąc, nie miał bladego pojęcia co (oprócz goblinów rzecz jasna) może ich czekać w środku.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

W wieży (Cas, Marie, Luca, Ulrich)

Ulrich zebrał się na odwagę i z impetem wkroczył do wieży, napierając z hukiem na solidne drzwi. Niemal natychmiast rzucił się na niego jakiś przyczajony goblin, lecz rajtar szybko zakończył jego żywot przebijając go na wylot. Kolejny rzucił się na Orlandoniego z buzdyganem – Luca uchylił się a zdziwiony zielonoskóry nie zdążył zrobić nic więcej, gdyż Tileańczyk po prostu wycelował, wypalił i rozwalił mu głowę. Dym z pistoletu zasnuł nieco pomieszczenie, lecz nadal było widać wystarczająco wiele. Kilku goblinów z popiskiwaniem uciekało w górę po kamiennych schodach.

Znajdowaliście się w niedużej sieni, z której odchodziło kilka innych pomieszczeń. Najbliżej były jednak schody oraz małe pomieszczenie z jakimiś połamanymi meblami i rozrzuconymi wszędzie kolorowymi szmatami, które pewnie musiały być kiedyś ubraniami. Wszędzie było brudno i śmierdziało niemiłosiernie. Było też ciemno, gdyż światła nikt nie palił, a okienka były malutkie. Gdy spojrzeliście w górę, ujrzeliście umieszczone nad schodami i połączone chyba w jakiś dziwny system, lustra.

Nagle cichy jęk zwrócił waszą uwagę ponownie na małe pomieszczenie z ubraniami. Pod ścianą, wcześniej nie widoczni, leżeli związani i zakneblowani ludzie. Dokładniej dwójka – kobieta i mężczyzna. Musieli to być ludzie z zaatakowanych farm. Mieli na sobie mocno podniszczone i podarte ubrania, gobliny nie traktowały ich zbyt dobrze. Ich twarze były częściowo zapuchnięte i zakrwawione, lecz oni sami nie wydawali się ranni. Gobliny zostawiły sobie prowiant na później...

Castinaa nie zastanawiając się długo, podbiegła do nich i przecięła pęta, wyjmując też kneble. Byli zmęczeni i zdrętwiali od leżenia w tej samej, niewygodnej pozycji, lecz całkiem sprawni. Pierwsza odezwała się kobieta.
- Dajcie mi jakąś broń a wypatrosze... zabiję... cała rodzina...
Nagle zaniosła się pustym szlochem, w którym nie było już łez. Mężczyzna przytulił ją mocno i spojrzał po was wzrokiem zbitego psa.

W kopalni (Gildiril)


Krasnoludy ruszyły nie czekając na nikogo. Zresztą nie musiały, ich krótkie nogi nie niosły ich zbyt szybko jak na standardy ludzkie. Szedłeś szybkim krokiem za nimi, lecz nawet nie myślałeś go przyśpieszyć, zwłaszcza gdy z przodu rozległy się odgłosy walki, pokrzykiwania krasnoludów, piski goblinów a także wycie i warczenie wilków.

Korytarz był całkiem szeroki, stąd nagłe pojawienie się trzech goblinich jeźdźców nie powinno za bardzo dziwić. Zielone stwory zapiszczały, zaś czerwone ślepia ich wilczych wierzchowców robiły w tych ciemnościach piorunujące wrażenie. Zielonoskórzy zaatakowali, jeden z khazadów wypuścił bełt, zrzucając jednego goblina z wilka w małej fontannie krwi z przebitej tętnicy. Nie było czasu na to, by przyglądać się bojowym akcjom krasnoludów, gdyż chwilę później sam zostałeś zaatakowany przez zielonoskórego. W ostatniej chwili uniknąłeś trafienia jakimś zardzewiałym mieczem i wyprowadziłeś własne cięcie wybebeszając pokurcza. Nim tamten zdążył osunąć się na ziemię, usłyszałeś okropny warkot za swoimi plecami - to zakradał się do Ciebie pozbawiony jeźdźca wilk. Nieco dalej walczył Orzad wykonując swym toporem niewidoczne dla ludzkiego oka młynki i stawiając czoła kolejnemu wilczemu jeźdźcowi.

Nagle kopalnia zadrżała, a z sufitu posypały się kamienie i pył, jeszcze bardziej ograniczając widoczność. Teraz to już jak najbardziej stało się walką o życie.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Zablokowany