[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Luca dotarł do pokoju grubo po północy, w stanie mocno wskazującym i rano miał niezłego kaca. Po obfitym śniadaniu (którego Tileańczyk nawet nie tknął) wszyscy zebraliście się na barce – zastanawiającym mógł być dziwny nastrój Castinyy i Marie – choć czarodziejka przyzwyczaiła was do tego, że niewiele mówi, tak Cas nie odezwała się słowem od czasu gdy wyruszyliście z karczmy na łódź. Może było to spowodowane ciążą i złym samopoczuciem?

Podróż w dół Reiku była znacznie przyjemniejsza i szybsza niż ta, która odbywaliście jeszcze kilka dni temu. Płynąca z prądem łódź nie sprawiała większych problemów. Sama wizyta w Wittgendorfie nie była zaś stracona, nawet jeśli brać pod uwagę tylko handlowe aspekty. Zdobyliście mniej więcej połowę majątku Etelki, tyle bowiem zostało po podziale z krasnoludami, oraz magiczną tarczę, którą Marie badała przez jakiś czas, w końcu bezradnie wzruszając ramionami. Sama tarcza była jednak bardzo lekka i niezwykle wytrzymała, co sprawiało, że zapewniała lepszą ochronę niż te zwykłe. Do tego wszystkiego dochodził również zarobek z samego handlu, tu jednak tylko Luca praktycznie wiedział ile tak na prawdę zarobiliście. Niestety idealny obraz psuł stan elfa, który większość czasu przebywał w swojej kajucie lecząc się z ran, jedynie od czasu do czasu wychodząc na barkę by zaczerpnąć świeżego powietrza.

Kemperbad był taki sam, jakim widzieliście go po raz ostatni kilkanaście dni wcześniej. Tym razem mieliście chociaż konkretny cel – pogoń za Etelką. Pogoń, która prowadziła w górę rwącej rzeki Stir, gdyż tylko podróż łodzią była ponoć sensowna. Chodzenie na nogach odpadało zupełnie a kupno tylu koni byłoby bardzo kosztowne. Zaś wozem po tych wyklinanych przez wszystkich wzgórzach przejechać się raczej nie dało. Tak samo nie dało się przekonać nikogo, by towarzyszył wam jako przewodnik. Za żadne pieniądze. Jałowe Wzgórza były owiane tak złą sławą, że nawet na wspomnienie o nich przewodnicy potrafili się natychmiast oddalać.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Castinaa & Luca

Kemperbad jak na duże miasto przystało obfitował w te wszystkie rzeczy, których człowiek wygodny (by nie rzec hedonista), jakim bez wątpienia był Luca, mógł potrzebować. Czekała ich lekko licząc dwutygodniowa podróż w górę wartkiego Stiru, następnie Norn, na Jałowe Wzgórza i z powrotem. Orlandoni delikatnie mówiąc nie był zachwycony perspektywą tej wyprawy, lecz zdawał sobie sprawę, że jest to najlepsze wyjście. Wiedźma z pewnością nie odpuści im splądrowania jej domostwa a na dodatek knuła coś paskudnego. Nie było wyjścia. Jeśli chcieli jeszcze kiedyś pływać spokojnie po rzekach Imperium musieli to zakończyć. Jeśli kiedyś chcieli żyć nie niepokojeni (choć czy to w ogóle możliwe w Starym Świecie?), musieli dokończyć tę sprawę. Tak też powiedział innym.
Lucę intrygowało zachowanie Castinyy. Ukochana nawet słowem nie wspomniała o tym, że przyszedł nieco wypity i chrapał pewnie przez kolejne pół nocy. Wydawała się bić z własnymi myślami i co chwilę zerkała na Orlandoniego. Gdy dopłynęli na miejsce, Luca najpierw porozmawiał z towarzyszami wręczając każdemu po pękatej sakiewce:

– Kupcie dobre pancerze i broń na mieście. Jutro chcę u was widzieć po solidnej tarczy, hełmie i kolczudze. Nic mi po was jeśli starczy byle goblińska strzała by was załatwić. Idziemy na Jałowe Wzgórza, panowie i panie – to nie będzie kaszka z mleczkiem.

Zwrócił się również do Marie.

- Kup dużo leków, mikstur i ziół - ogólem wszystkiego co potrzebujesz.

Gdy towarzysze zeszli na ląd by wybrać się na zakupy, Luca zaszył się w kajucie z Castinąą. Miał zamiar dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi, gdyż zachowanie ukochanej było co najmniej dziwne.

-Kochanie, czy wszystko z tobą w porządku? Wybacz, że tak to nazwę, ale zachowujesz się jakoś podejrzanie. Źle się czujesz? - przyklęknął przy narzeczonej i ucałował ją w dłonie.

Speszona najpierw uciekła wzrokiem gdzieś na bok, w końcu jednak się przemogła i spojrzała Tileańczykowi prosto w jego czarne oczy.
- Kochanie, chciałam ci powiedzieć od razu, ale byłeś tak zalany, że chyba by nic do ciebie nie dotarło... Marie i ja... - spojrzała się na swoje dłonie, po chwili ukryła w nich swoją twarz. Trwało to zaledwie kilka sekund, kiedy znów na niego spojrzała. - Razem się kąpałyśmy, w jednej balii. Pocałowała mnie... i reszta jakoś się już tak sama potoczyła. Przepraszam cię, okropnie się z tym czuję - przyznała, smutniejąc na twarzy i w spojrzeniu. - Myślałam, że taki wspólny wypad z kobietą nie będzie niczym złym, a jednak...
Luca widział, że było Castiniee cholernie wstyd. Ledwo potrafiła wykrztusić z siebie te kilka zdań.

Tileańczyk nie wierzył w to co usłyszał... właściwie myślał, że to jakiś żart, choć widząc minę Castinyy wiedział, że żartem to nie było.
- Że co zrobiłyście? - spytał niedowierzając. - Moment, bo nie łapię – kochałyście się w balii?

Kobieta spaliła takiego raka, że nie musiała nawet odpowiadać. Luce opadła szczęka...

- O jaa pierdoooleee – Orlandoni zawył. - Mogłabyś mi chociaż powiedzieć dlaczego to zrobiłaś? Czyżbym był w czymś niedostatecznie dobry? Czyżbyś była niezadowolona z miłości ze mną? Że wybrałaś ją na wczorajszą noc? - może nie dawał po sobie poznać, ale wewnątrz gotował się ze złości – no jeszcze tego brakowało, żeby jego ukochana szukała czułości w objęciach kogoś, kto nie został wyposażony w susiaka. „Paskudny świat”, pomyślał Luca.

- Ależ kochanie, to nie tak! - kobieta zerwała się na równe nogi. - Kocham cię, niczego ci nie brakuje, ja... ja nie mam pojęcia, co się stało. Rozmawiałyśmy, tak bardzo szczerze i otwarcie, Marie opowiedziała mi o sobie, a ja o niej. A potem chyba chciała trochę czułości i bliskości... Nie wiem, kochanie dlaczego, ale kiedy mnie pocałowała, nie odepchnęłam jej. Przepraszam. Błagam, nie złość się na mnie... - załkała. Bała się, że przez tamto zajście może stracić coś, na czym zależało jej najbardziej na świecie.

Orlandoni pokręcił głową i usiadł na łóżku. Nie wiedział co myśleć o całej tej sprawie. Właściwie to nie była zdrada, bo jak można zdradzić Lucę z kimś, kto musi sikać na siedząco?
- Cholera, nawet nie potrafię się na ciebie o to złościć. - spojrzał na nią i podszedł by ją przytulić. - Mam tylko nadzieję, że nie zamienisz mnie na nią – puścił jej oczko.

- Nigdy w życiu! - wypaliła szybko i odetchnęła z ulgą. - Ani na Marie, ani na nikogo innego. Kocham cię nad życie, pragnę być tylko z tobą... - wyszeptała, wtulając się w ukochanego. Niemal czuła, jak kamień spadł jej z serca.

- Kocham cię i proszę byś zawsze była mi wierna i szczera ze mną – powiedział to z powagą w głosie wpatrując się w jej oczy. - Ja nigdy nie spojrzę na inną kobietę, ale jeśli mnie do tego zmusisz, zrobię to. - pocałował ją delikatnie i starał się nie myśleć o tym, co zaszło. Przytulił ją do siebie i pocałował w czoło. - Jak się czujesz?

- Źle - odpowiedziała po cichym westchnięciu. - Źle z tym, co zaszło. Nigdy bym cię nie zdradziła z żadnym mężczyzną, nawet gdybym musiała to zrobić. Nie myślałam, że ta kąpiel może się tak skończyć, przepraszam cię. Żałuję, że to się stało, żałuję, że nie mogłam ci od razu powiedzieć... Ech, wybacz mi. Proszę.

-Wybaczam – powiedział Luca i ucałował ją namiętnie. - A teraz już o tym nie myś, mam nadzieję, że to się nie powtórzy. Jak dzieci? Bardzo dają w kość? - uśmiechnął się delikatnie do ukochanej.

Posłała mężczyźnie spojrzenie pełne wdzięczności. Wzięła go za rękę i razem z nim usiadła na łóżku.
- Z nudnościami jest trochę lepiej, choć mam już ich serdecznie dosyć. - Uśmiechnęła się krzywo. - Trochę mnie plecy pobolewają i biust. No ale najciekawsze jeszcze przede mną, więc nie ma co się teraz rozczulać. Wiesz, brzuszek już zaczął rosnąć, chcesz zobaczyć? - zapytała.
Nie czekając na odpowiedź wstała i zaczęła rozpinać sukienkę. Po chwili zsunęła ją z ramion i pozwoliła, by ta swobodnie opadła na deski podłogi.

- Eeeee... - Luca zaniemówił na chwilę podziwiając nagość Castinyy. Musiał przyznać, że ciąża apetycznie powiększyła jej to i owo. Uśmiechając się zadziornie podszedł do niej i pocałował ją namiętnie zjeżdżając dłonią w dół jej brzuszka. - Kocham cię skarbie – rzucił ją na łóżko i zaczął rozpinać swoją koszulę wciąż uśmiechając się do niej.

***

Mali ulicznicy są niczym osobny gatunek. Zawsze wywęszą zarobek. Dzieciaki są jeszcze za małe by komuś dołożyć i za mało umieją by coś cennego ukraść dlatego ich pracą jest informacja. Wiedzą gdzie jest jubiler i paser gotowy spieniężyć zdobytą w siedzibie wiedźmy biżuterię. Wiedzą lub się dowiedzą kto kupi księgi znalezione w wieży czarnoksiężnika i gdzie aktualnie przebywa. Wiedzą gdzie szukać dostawcy prowiantu, amatorów wypchanych krokodyli, tragarzy czy choćby panny, które lubią trójkąty. Za srebrnego szylinga polecą przez miasto jakby im się pod nogami paliło, złożą propozycję i przyniosą odpowiedź podczas gdy spokojnie jesz jagnię w sosie czosnkowym. Zaprawdę, bez tych małych gnojków interesy zajmowałyby dużo więcej czasu.

Luca zamówił i kazał dostarczyć na barkę jaja, masło, szynkę, ser, świeży chleb z jutrzejszego wypieku, nieco owoców i warzyw, a przede wszystkim suszone mięso i suchary, nie zapominając o beczkach piwa i wina oraz beczułce gorzałki. Sprzedał część biżuterii, krokodyla, część książek oraz olejek różany, osiem cetnarów wosku i ładunek sudenlandzkiego wina i wełny zakupiony w Wittgendorfie. Spieniężył prawdę mówiąc niemal wszystkie posiadane towary. Czekała ich wyprawa nie w celach handlowych. Mieli przy sobie tyle pieniędzy, że spokojnie mogliby być łakomym kąskiem dla lokalnej gildii złodziejów.

- Panie DiNatale! – umorusany, na oko dwunastoletni szczeniak podbiegł do ogrodzenia ogrodu restauracji „Pod Kołem” – Mistrz tkacki Maucher kazał przekazać, że jego ostateczna cena to trzydzieści czterdzieści od korca...i że jego znajomy weźmie w zastaw tego ktokodyna...i jeśli znajdzie kupca odda panu gdy pan wróci z wyprawy.
- ...licząc że nie wrócę. Pewnie już ma kupca – Tileańczyk wyjął srebrnego szylinga – powiedz no Hansi, czy kiedy byłeś u Mauchra nie słyszałeś aby czy o nim nie wspominał?
- Mówił... – oczy malca zalśniły – landgraf von Bellick chciałby uchodzić za wielkiego myśliwego, potajemnie skupuje różne zwierzęta...ma posiadłość zaraz za murami.
- Biegnij.

Castinaa roześmiała się na wzmiankę od landgrafie. Cały czas zadziwiała ją rezolutność Orlandoniego.

- Panie DiNatale! Kupiec Gottfried mówi że da nie więcej jak...
- Dobrze już. Niech przyśle ludzi za pół godziny do portu. I znajdź mi kilku ludzi, najemników...gotowych na wyprawę do Jałowych Wzgórz. Niech stawią się o świcie przy królewskiej bramie.

Ukochana spojrzała na niego zdziwiona.

- Musimy wzmocnić siłę bojową. – wyjaśnił. - Idziemy w dzicz, nie wiadomo co tam nas spotka. No, idę do przystani, dobić interesy, zapłacić podatek. Zarezerwuję nam izbę w „Aksamicie”. To ten zajazd z dziedzińcem przy ratuszu. Można tam nająć osobną salę w łaźni. Wykąpałbym się...i ciebie bym wykąpał, Iskierko, tym razem bez pomocy Marie. – pomógł wstać Castiniee i objął ją całując w usta - potem grzane wino i do miękkiego łóżka. Iskierko, Iskiereczko...
- Panie DiNatale!
- Zaraz, do cholery! Nie pali się, młody!

***

Jakiś czas później, gdy już leżeli w skołtunionej pościeli izbę wypełniały tylko ich oddechy. Trzymała głowę w tym miejscu u mężczyzny na złączeniu torsu i ramienia, między siłą a czułością. Luca jakby badawczo przymrużając jedno oko wodził palcem po aureoli jej sutka.
- Kocham cię, wiesz?


- Wiem - odpowiedziała i uniosła się nieco, by pocałować go w usta. - Czuję to całym sercem, niczego i nikogo nie jestem tak pewna jak właśnie twojego uczucia i ciebie.
Położyła się, wtulając twarz w jego ciało i dłońmi zaczęła błądzić po ukochanym. Chciała mu tyle rzeczy powiedzieć, lecz miała wrażenie, że on i tak wszystko wie. Że tak samo jak ona - czuje.

***

On, Ulrich i Gildiril. Trzech zbrojnych. Oprócz tego czrodziejka Marie i Castinaa – kiedyś skrytobójczyni, której pozwoliłby na wszystko w walce, a obecnie jego ukochana, której gdyby mógł, nie pozwoliłby się angażować w żadne zbrojne przedsięwzięcie. Niby nie tak mało...za mało jednak jak na Jałowe Wzgórza. Luca wiedział jak szukać właściwych ludzi. Nie poszedł na obchód spelun i mordowni w najgorszej dzielnicy. Tam można było znaleźć zbirów do wymuszenia haraczu a nie profesjonalistów mogących sprostać ciężkim warunkom i poważnej walce.

Dlatego wolał aby to oni znaleźli jego. Świt w Kemperbad był chłodny i wietrzny. Pod murami, sto metrów od wschodniej bramy stała grupka mężczyzn. Ośmiu chętnych, więcej niż się spodziewał. Orlandoni zimnym niczym żelazo wzrokiem wpatrywał się w przybyłych.

- Jałowe Wzgórza? – zagaił typ o byczym karku. – Przyszedłem bo chciałem zobaczyć wariata, który tam idzie. Jałowe Wzgórza... – prychnął – chyba za sto koron.
- Mówisz i masz.

Wyraz konsternacji na ich twarzach był bezcenny. Tileańczyk zastanawiał się jeszcze, czy to nie za dużo, jednak doszedł do wniosku że lepiej nie mieć kilkuset koron i żyć niż mieć złoto i nie żyć. Żałował, że nie było tutaj Brocha – mimo że czasem nie potrafili dojść do porozumienia, to siwy wielkolud nie dość że był przyjacielem Orlandoniego to starczyłby jeden za ich ośmiu.

- Sto koron – powtórzył. – Ale biorę tylko trzech. Najlepszych.
Z jednego, obdartego i najwyraźniej pijanego, zrezygnował od razu. Dwaj pozostali odpadli po zamienieniu kilku zdań. Były paser a teraz kupiec znał się na ludziach. Wybrał wreszcie trzech.
Andre Hirsh był traperem i przepatrywaczem. Był też zarośnięty, śmierdział i był nałogowym hazardzistą. Ale strzelał z łuku tak, że z miejsca zdobył sobie miejsce w zespole, zwłaszcza że Gildiril nie z własnej winy wybrał się na przymusową rekonwalescencję. Na nieszczęście dla niego pieniądze z konkursów łuczniczych nie wystarczały na spłatę karcianych długów a co dopiero na utrzymanie ponoć wyjątkowo wymagającej pod względem finansowym żony i trójki dzieciaków.

- Nie znam zbytnio samych Jałowych Wzgórz – powiedział – wychowałem się na obrzeżach. W głębi byłem tylko raz, jako zwiadowca gdy graf Alberich ze Stirlandu zorganizował karną wyprawę. Gobliny pochowały się w krzakach, nocą sprzątały wartowników a w dzień zwiadowców – pokazał szramę od strzały na szyi. – Nie tęsknię za tym miejscem, ale potrzebuję Karli-Franzów. Nie idziecie chyba na same Jałowe Wzgórza?
- Nie. Raczej tylko na obrzeża.

Dwóch pozostałych było krasnoludami. Orlandoni lubił khazadów. W przeciwieństwie do ludzi, jeśli przybili umowę zwykle jej dotrzymywali. Ci dwaj byli braćmi, co było dobrze widać. Rumiani, jasnowłosi i jasnobrodzi. Kusznik i topornik.

- Hargrim Agnusson – przedstawił się starszy – a to Margan Agnusson, mój młodszy brat. Robiłem najlepsze kusze w Carroburgu, partacze z podgrodzia mogli mi naskoczyć. Aż pod miastem nie postawili cysarską manufakturę. Chłopi robiący kusze! Szlag by ich, amatorka. Ale tania, kurwa, tania! To u was ludzi w cenie! Krasnolud wkłada w przedmiot swą duszę, dopracowuje po szczegół. Nigdy żem nie sprzedał partactwa. I żem splajtował. Margan był kowalem, wiodło mu się, ale jak powiedziałem że wyjeżdżam to rzucił wszystko ze mną. Tera otworzymy warsztat tu, w Kemperbad, będziem robić myśliwskie kusze, cacka dla, tfu, bogatych panocków. Niech mnie szlag. Dużo ich tutej. Mamy już trochę odłożone, dojdą te dwie stówy, trochę pożyczymy. Jak można zarobić tłukąc gobasy to głupi by odmówił.

- Dobra, ale oprócz tego, będziecie chronić moją ukochaną, zrozumiano?

Khazadzi skinęli głową, a takich bodygardów jak oni ze świecą szukać. Zwłaszcza że zawsze dotrzymywali słowa, więc Orlandoni mógł być spokojny o zdrowie Cas i dzieci.

Sto koron za dwutygodniową wyprawę. Dla Luci, który był człowiekiem interesu to byłby akt desperacji ale dla nich to były duże pieniądze. Ruszył ze swym nabytkiem na barkę.

- Andre Hirsh, Hargrim i Margam Agnusson'owie – przedstawił zatrudnionych drużynie.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Elf z braku lepsze zajęcia snuł się jeszcze chwilę po karczmie, ale wyraźnie nie mógł znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca. Kobiety poszły się kąpać, Luca zalewał robaka, a żołnierskiego poczucia humoru Ulricha na razie miał dość. Wyszedł jeszcze na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza, po czym zdecydował, że najlepszym wyjściem będzie pójście spać. W normalnych warunkach pewnie dołączyłby się do Luci, ale w chwili obecnej na samą myśl o alkoholu zaczynało go mdlić. Gwar panujący w gospodzie też nie działał na niego zbyt pozytywnie.

***

Rejs mijał mu dość monotonnie. Czas spędzał na zmianę w swojej kajucie i na pokładzie, zaczerpując świeżego powietrza. Czuł się paskudnie i humoru nie poprawiał mu wcale fakt, że całkiem nieźle zarobili na tej całej imprezie. Jednak mieli w perspektywie jeszcze dużo, dużo walki... Elf zaczął zastanawiać się, co potem. Czy tak po prostu wróci do starego zajęcia? Czy dalej będzie szlajał się po świecie? Raz w przypływie dobrej woli zapytał Ulricha -Jak to jest, do cholery, że za ratowanie świata bierze się banda złożona z typów spod ciemnej gwiazdy? Oszust, zabójczyni, złodziej i czarodziejka śmierci... A i ty chyba nie jesteś taki święty- tu uśmiechnął się z przekąsem -W normalnych warunkach to na nas by polowano, a nie my na kogoś... A może wyprawimy się potem na krucjatę przeciwko bogom Chaosu, co?- Gil zaśmiał się cicho. Wizja skopania tyłka demonom wydała mu się całkiem kusząca... Szczególnie, że Orlandoni najwyraźniej postanowił sformować na tę okazję osobistą armię. A potem? Na Altdorf!

...chyba pora się znowu położyć.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich

Tak więc, wypłynęli – za Etelką. W międzyczasie wdał się w rozmowę z elfem.
- Jak to jest, do cholery, że za ratowanie świata bierze się banda złożona z typów spod ciemnej gwiazdy? Oszust, zabójczyni, złodziej i czarodziejka śmierci... A i ty chyba nie jesteś taki święty – mówił Gildiril. Gdyby nie to, że już od dłuższego czasu podróżują razem, Ulrich mógłby się poczuć urażony ostatnim zdaniem.
- Wiesz przyjacielu, niezbadane są wyroki bogów. Może właśnie złodz... to jest, takie osobistości muszą się tym zająć? W ramach, rozumiesz, rehabilitacji. Ale muszę powiedzieć, że mylisz się co do mnie – ręce Ulricha de Maar nigdy nie skalały się przestępczą działalnością. – powiedział dumnie, po czym zastanowił się chwilę i dodał – No, może raz, podczas tego zamieszania z Kastorem... – zastanowił się ponownie – No... niech będzie, że dwa razy... A w ogóle, to zawsze w imię wyższej sprawy!
- A może wyprawimy się potem na krucjatę przeciwko bogom Chaosu, co? – mówił dalej elf. Pewnie teraz żałuje, że nie ugryzł się w język, bowiem Ulrich albo zignorował, albo po prostu nie zauważył sarkazmu w jego głosie.
- To dopiero przednia myśl! Wyobraź to sobie: może kiedyś wystawią nam pomnik – "dla największych bohaterów Imperium." Wiedziałem, że jednak nie jesteś taki zły... - zaśmiał się.

W końcu dotarli na miejsce. Tam Luca ponownie pokazał swoje talenty organizacyjne. Co prawda, nie musiał się martwić o rynsztunek – Ulrich wciąż miał swoją kolczugę i wierną szpadę, a to zawsze mu wystarczało do walki. Zamiast na zakupy, wybrałby się zjeść coś porządnego...

Niewiele później Luca przedstawił im najemników. Wyglądali na takich, co to znają się na swojej robocie – zwłaszcza krasnoludy. Nie był jednak pewien czy można im ufać... Chociaż on sam jeszcze niedawno zgodził się na jakąś niebezpieczną wyprawę, bogowie wiedzą gdzie – to właśnie ona doprowadziła go dziś do Kemperbad. Skinął „nowym” głową i przedstawił się. Postanowił jednak uważać na nich. "Kto wie co im może strzelić do głów, kiedy dowiedzą się kogo szukamy. Chaos może skusić każdego..."
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

O świcie następnego dnia wszyscy byli już gotowi do drogi. Barka znów była zatłoczona, ale na szczęście pozbawiona towarów ładownia pomieściła dodatkowo osła i krasnoludy, którym miejsce spoczynku kompletnie nie przeszkadzało, zwłaszcza, że za zaliczkę przytargali własną beczułkę z gorzałką i codziennie mieli zamiar nieco ja opróżniać. Ładując ostatnie pakunki odbiliście do przystani i ruszyliście ku rzece Stir, którą z Reikiem łączyła masywna tama i jaz. Znajdowała się tu oczywiście również ogromna śluza, do której mogłyby się zmieścić nawet cztery duże barki. Skorzystanie z niej kosztowało również niemało bo pięć koron. Obok widać było posterunek straży rzecznej, przy którym cumowały dwie szybkie łodzie patrolowe. Zaś sam Stir... Luca wiedział, że to nie będzie łatwa podróż.

Rzeka była wartka i zdradziecka. Stir płynął szerokim na 30 metrów, skalistym kanionem, który praktycznie zawsze mieliście przed, za i obok siebie. Ciągły półmrok sprawiał, że na niebie, nie licząc kilku południowych godzin, praktycznie zawsze widać było gwiazdy. Spienione wody grzmiały i syczały pomiędzy ostrymi jak brzytwa skałami. Orlandoni i Ulrich mieli pełne ręce roboty niemal przez cały czas, wzywając do pomocy nawet krasnoludy, gdy sytuacja robiła się nieprzyjemna.

W pewnym momencie żeglugi, przed wami, wykute w skale, ukazały się dwa olbrzymie megality. Andre patrzył na nie z rozrzewnieniem, jakby przypominał sobie jakieś stare czasy.

- Druidzkie monumenty. Ponoć ograniczały kiedyś granice terytorium ludu Baumenvolk. Jest ich dwanaście i ponoć ustawione w kręgu stanowią jakąś ochronę. Pewnie gdyby ktoś rozczytał ten napis to by wiedział jaką i gdzie.

Wzruszył ramionami pokazując na niezrozumiałe napisy. Monumenty powoli znikały za waszymi plecami, a kanion znów wracał do swojego monotonnego kształtu.

Dzień później odkryliście przez przypadek, że jesteście na dobrej drodze. Po rzece powoli spływały zwłoki konia, do którego przymocowane były nadal wypchane juki. Po ich wyłowieniu okazało się, że zawierają przemoczone racje żywnościowe, ubrania podróżne oraz... zawiniętą w natłuszczony pergamin paczkę z symbolem czerwonej korony. W środku znajdowała się mapa okolicy. Wyraźnie zakreślony był rejon Jałowych Wzgórz, a wieża na niej podpisana była bardzo wyraźnie: "Obserwatorium Dagmara". Etelka więc musiała szukać najpierw czegoś na wzgórzach. Wątpliwe bowiem, że zdążyłaby już do obserwatorium i z powrotem tutaj.

Po sześciu dniach mozolnej podróży, zaczęliście się już wyraźnie zbliżać do zlewiska Stiru i rzeki Narn. Wozy stawały się coraz bardziej wzburzone, a z daleka słychać było jednostajny, głuchy grzmot. W końcu dotarliście do pierwszego ważnego przestoju w podróży. W miejscu gdzie Narn wpadało do Stori znajdował się wielki, skalny basen, wypełniony wodami obu rzek. Obie rzeki łączyły swe biegi, spadając do niego ze stromych klifów, w wysokim na ponad sto metrów, podwójnym wodospadzie. W niecce wrzało i kipiało niczym w kotle, zaś huk spadającej wody był ogłuszający. W powietrzu unosił się pył, który zmoczył was szybciej niż rzęsista ulewa.

Przy północnym brzegu leżała mała przystań, chroniona przed turbulencjami wody przez podobny do muru odłam skały. Cumowała tam mała, osłonięta brezentem żaglówka, zaś w skalnej niszy obok molo siedziały dwie kobiety, zajęte naprawą skórzanego canoe. Na wasz widok wyraźnie się uśmiechnęły i pomachały. Na południowym brzegu znajdował się sztuczny kanał, prowadzący do niezwykłej "drabiny" śluz, pozwalającej ominąć wodospady. Obok śluz stał samotny dom, zapewne strażnika, oraz gospoda o wdzięcznej nazwie "Ryczące Wodospady". Przy przystani nie było żadnych domów, więc kobiety musiały pochodzić z pobliskiej wioski Unterbaum, co szybko zauważył Andre.

- Teraz nam trza rzeką Narn do "Miski Diabła". Tam już nigdy nie byłem, słyszałem jedynie co nieco. Podróż tam to kolejne kilka dni, więc można równie dobrze się tu zatrzymać na noc. Następnej gospody już nie spotkamy, tam dalej zaczynają się Jałowe Wzgórza.

Zrobił znak młota, patrząc w kierunku miejsca o tej nieprzyjemnej nazwie.

- Przydałby się przewodnik. Sami możemy nie trafić.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Esmeralda »

Marie

Podróż, jak to podróż – jak zwykle okazała się nudna. Jedyne co czarodziejka robiła w czasie rejsu, to podziwiała krajobrazy, rozmawiała od czasu do czasu o czymś z Castinąą i studiowała zabraną z wieży Etelki księgę z zaklęciami. Raz czy dwa z jej koi dobiegł nagły błysk światła i stłumiony huk, wszystko było jednak niegroźne, tak jak w sumie czary zapisane na kartach. Tą ważniejszą księgę czarodziejka musiała najwyraźniej wziąć ze sobą. Niestety los sprawił, że w jukach zdechłego konia znaleźli tylko mapę, ani śladu po czymś ciekawszym.

Ucieszyła się wyraźnie, gdy najpierw usłyszała, potem zobaczyła wodospady i stojącą nieopodal gospodę. Rozejrzała się jeszcze uważnie, uśmiechając się na słowa kompanów o przewodniku.
- Nikt tu nie pójdzie na wzgórza, jeśli nie będzie musiał, nie widzicie tego? Za żadne pieniądze, co im z pieniędzy, jeśli stamtąd nie wrócą? A jeśli tam nie chodzą, to logiczne, że i na przewodników by się nie nadawali. Ale może w tym Unterbaum wiedzą więcej.

Już bez słowa wpatrywala się w dal, gdy barka zawracała do karczmy. W sumie to był dobry pomysł, przyda im się noc spędzona na lądzie, pośród innych ludzi. Gdy znaleźli się w zajeździe spokojnie posilała się pierwszym od kilku dni naprawdę ciepłym posiłkiem. Wystarczyło rozejrzeć się po sali by zauważyć, że miejscowych ciężko tutaj znaleźć. Kilku podróżników, zapewne wracających ze Stirlandu albo i z Ostermarku. Wszyscy słyszeli opowieści o Jałowych Wzgórzach, lecz żaden nawet jakby się zgodził, nie byłby użyteczny. Przysunęła się do Luci, pokazując prostą mapę narysowaną wcześniej, gdy wypytywała o okolicę kobiety nad rzeką.

- Wioska jest niedaleko. Jej mieszkańcy powinni trochę wiedzieć o wzgórzach, chociaż sądząc po znaku młota jaki zrobiła ta kobieta, gdy ją o to spytałam, na pewno wiele opowieści jest dość przesądnych. Ale to samotna wioska, muszą mieć jakąś kaplicę a kapłani często wiedzą więcej. Albo i ich sołtys. Nie zaszkodzi spróbować, szczerze powiem, że nie mam ochoty tam płynąć bez dokładniejszych informacji. I przepraszam za tamten incydent z Cas. Pamiętaj, że ona kocha cię najmocniej na świecie. – wyszeptała mu do ucha i uśmiechając się serdecznie powróciła do posiłku.
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich

Odetchnął z ulgą, gdy dotarli do przystani. Przez ostatnie dni nie było zbyt wiele czasu na podziwianie widoków, bo okazało się, że sterowanie barką – zwłaszcza w takich warunkach - to nie bułka z masłem. Ale Ulrich się nie skarżył. W końcu trzeba się trochę wysilić w życiu, żeby dojść tam gdzie się chce.

Rozejrzał się po przystani. Marie może mieć słuszność – znalezienie tutaj przewodnika graniczyłoby z cudem. Westchnął ciężko.
- Osobiście wolałbym czym prędzej ruszać dalej, ale podróż w ciemno rzeczywiście przypomina pakowanie się do paszczy lwa. Chociaż mamy jeszcze tę mapę, nie? – wygrzebał znalezioną kilka dni temu w rzece mapę. – Myślicie, że może się na coś przydać? Poza tym, ktoś przecież musi coś wiedzieć, na bogów!

W karczmie jadł automatycznie, bowiem głowę miał zaprzątniętą innymi sprawami. Nie dawało mu spokoju to, że gdzieś tam jest ta przeklęta wiedźma, a oni są tymczasem tutaj. Najchętniej wyruszyłby w drogę już, zaraz, natychmiast! Nawet jeśli istniało ryzyko, że zgubi drogę. Żaden de Maar nigdy nie zastanawiał się długo nad konsekwencjami swoich czynów. Może więc całe szczęście, że jest teraz w suchym i ciepłym zajeździe?
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Człowiek wielu specjalności i jego piękna narzeczona

Luca jakoś nigdy nie przepadał za takimi długimi podróżami, które w dodatku wymagały w niektórych momentach nie lada umięjętności – wszak Stir nie był rzeką spokojną, a gdzieniegdzie Tileańczyk potrzebował pomocy khazadów i Ulricha by utrzymać kierunek i nie pozwolić łajbie na wywrócenie się. W międzyczasie obserwował swoją Iskierkę, która często odpoczywała przy jednej z burt „Castinyy” lub rozmawiała o czymś z Marie. Luca zdążył już dawno wybaczyć jej ten nocny 'wybryk' z czarodziejką; zresztą, nie było się o co dąsać i czego rozpamiętywać – kochał ją tak mocno, że nawet pół dnia bez rozmowy z nią było dla niego strasznymi katuszami .

Sam często łapał się, że rozmyślał o tym, jak to będzie, gdy zostanie w końcu ojcem i weźmie na ręce swoje małe kruszynki. To było tak wspaniałe uczucie, że momentami sam Ulrich dziwnie patrzył na Lucę, gdy ten uśmiechał się do swoich myśli. Jednocześnie paser patrzył na Castinęę jak na osobę, bez której to wszystko nie ma sensu. Nie wyobrażał sobie by nie było jej przy nim... Bez niej po prostu nie istniał... To uczucie było tak intensywne, że był pewien, że jeśli by się pokłócili, to i tak nie mogliby bez siebie egzystować. To było przeznaczenie. Od czasu do czasu, gdy rajtar zmieniał go za sterami, Luca pisał dla ukochanej nową balladę, oczywiście tak, by nie wiedziała, że szykuje dla niej jakąś niespodziankę. To miało być coś wyjątkowego.

***

Tileańczyk przywitał z ulgą koniec pierwszego etapu żeglugi. Zlewisko Stiru i Narn było imponujące. Luca jeszcze nigdy nie widział tak wielkich wodospadów. Spojrzał na Ulricha i zlecił mu zadanie:

-Rozejrzyj się za kimś, kto mógłby być naszym przewodnikiem. Może Marie jest tylko zbytnią pesymistką i uda się znaleźć kogoś odpowiedniego na tym zadupiu. - następnie spojrzał na czarodziejkę i gdy skończyła mówić, sam wyszeptał jej na ucho: - Nie musisz mi o tym mówić, wiem to doskonale.

Napił się wina i ruszył ku barowi. Wręczył grubemu, cuchnącego piwskiem karczmarzowi koronę.

- Macie osobny pokój?
- Jeden, na piętrze.
- Dziś jest mój... – przez bar powędrowała druga złota korona. Stanowczo za dużo jak na opłatę za podrzędny pokój na zadupiu. – I jeszcze jedno... czy ktoś go najmował ostatnio? Góra parę dni temu. Zapamiętałbyś. Kobieta, najpewniej zamożna. Sama lub z obstawą.

***

Gdy w końcu zaszyli się z Cas w pokoju i jego ukochana położyła się do łóżka, Luca przysiadł obok niej i pogładził ją po twarzyczce uśmiechając się do niej czule.
-Kocham cię jak nikogo na świecie... Wiedz, że co by się nie działo, nic nas nie rozłączy – nawet największy huragan w naszym życiu nie sprawi, że przestanę cię kochać, Iskierko... - pocałował ją delikatnie. - Jesteś dla mnie najważniejsza...

- Hmm? - Spojrzała się na niego zdziwiona i usiadła. - Przecież ja to wiem i czuję - odpowiedziała, uśmiechając się do niego czule. Pogładziła się po brzuszku. - Całą naszą trójeczką cię kochamy! A właśnie, przypomniało mi się coś. Marie powiedziała, że będziemy mieć córkę i syna. Chłopiec ma być bardziej krnąbrny od ciebie, ale za to dziewczynka bardziej rozsądna od niego. Albo roztropna... już nie pamiętam. - Puściła do mężczyzny oczko. - Zastanawiam się, czy to w ogóle możliwe. Pomyśl, taki mały Luca! Trzeba będzie pomyśleć nad imionami...
- Ciii... o tym później... - Luca zamknął jej usta pocałunkiem. Następnie wziął stojącą opartą o ścianę gitarę 'przemyconą' do karczmy prosto z łajby i patrząc na ukochaną powiedział.
- Pisałem to przez całą drogę myśląc tylko o tobie, kochanie. Mam nadzieję, że ci się spodoba... - i zaczął grać.

Słuchała go, trzymając głowę na jego kolanach i spoglądając mu w oczy. Rozmarzyła się i nawet na chwilę zapomniała, że jest głodna. Choć żołądek i brzuszek jakoś nie chciały jej dać zapomnieć...
- Luca, to było piękne... Naprawdę to dla mnie? - zapytała, wtulając się w mężczyznę. - Już dawno nie... - Zamarła. Spojrzała się na Tileańczyka zdziwiona, potem na brzuszek. Z mocno zamyślonym wyrazem twarzy położyła się na plecach i złapała narzeczonego za dłoń. - Chyba coś poczułam. Dotknij tutaj.

Luca uśmiechnął się delikatnie i położył dłoń na brzuszku ukochanej. Przez chwilę oboje wpatrywali się w siebie w zupełnej ciszy, po czym mężczyzna poczuł delikatne ruchy pod swoją dłonią. To było coś wspaniałego i z radości przez chwilę aż nie mógł wymówić słowa. Pogładził brzuszek Castinyy oczekując kolejnych ruchów ich bobasków i gdy te pojawiły się, Tileańczyk aż podskoczył do góry ze szczęścia.

- Wspaniałe uczucie. To nasze kochane maleństwa... – powiedział w końcu uśmiechając się od ucha do ucha a następnie ucałował Cas w brzuszek i delikatnie położył na nim głowę. – Razem stworzymy wspaniałą rodzinę i zapewniam cię, kochanie, że skończę z tymi wszystkimi przekrętami które do tej pory robiłem. Będziemy żyć uczciwie i godnie... Zresztą, już mam pewien pomysł – spojrzał na nią i zamknął jej usta pocałunkiem. Ucałował raz jeszcze bobaski i podniósł się do pionu. - Chyba mówiłaś, żę jesteś głodna, prawda? Co ci... przepraszam, WAM przynieść z dołu? - uśmiechnął się do niej serdecznie.

- Już mogę mówić? - zapytała, śmiejąc się. - Tak? No dobra... Hmm... Cokolwiek, byle dużo, bo wiesz, teraz mam trzy żołądki do wykarmienia. A odnośnie twoich przekrętów, to dobrze wiesz, że mi nie przeszkadzają. - Uśmiechnęła się do mężczyzny czule i złapała go szybko za dłoń. - Pomyśl nad imionami dla naszych skarbów, a ja chwilkę odpocznę. I pomyśl jeszcze... o ślubie - dodała, uśmiechając się wesoło. - Już się nie mogę doczekać, kiedy zostanę Panią Orlandoni. Może jest tutaj jakiś kapłan, co by nas szybko poślubił? Jeśli mamy zginąć, to wolę odejść z tego świata jako twoja żona - stwierdziła poważnie i utkwiła spojrzenie czarnych oczu w Tileańczyku.

Luca popatrzył na Cas i podniósł z wrażenia prawą brew do góry – czy wszystkie kobiety w ciąży tak dużo gadają i myślą o trzystu sprawach naraz? Ślub, żarcie, imiona dla dzieci i pewnie setki innych rzeczy przewijały się przez umysł tej wspaniałej kobiety. Cieszył się, że jest w dobrej formie i dzielnie znosi trudy ciąży i podróży.
- Dobrze, to zamówię u karczmarza specjalność kuchni i przyniosę ci dzban soku z moreli. A co do imion, to co byś pomyślała na Estellę dla dziewczynki? Moja babcia miała tak na imię i była mądrą i piękną kobietą... zawsze chciałem by tak miała na imię moja córeczka. O imieniu dla chłopca pomyślę w drodze na dół, może wpadnie mi coś oryginalnego do głowy – puścił jej oczko i otworzył drzwi. - A ty w tym czasie odpoczywaj i pomyśl też nad imionami. Co do ślubu, to zobaczymy co do się zrobić, kochanie – uśmiechnął się i posyłając jej całusy zamknął za sobą drewniane drzwi. Zamierzał wrócić za kilka chwil.

Ułożyła się wygodnie na plecach i przymknęła oczy. Jednak po chwili maleństwa tak jej zaczęły rozrabiać w brzuszku, że musiała się położyć na boku. Chyba nadal nie były zadowolone i nawet zmiana z lewego na prawy bok nic nie dała. Castinaa chwilę się zastanawiała, w końcu usiadła. Przymknęła oczy i niemal zasnęła, gdy dzieci również się ułożyły spać... na jej pęcherzu. Westchnęła zrezygnowana, wstała i zeszła na dół, na schodach mijając zdziwionego narzeczonego.
- Zaraz będę - powiedziała i udała się za potrzebą.
Po paru minutach wróciła do pokoju, lecz gdy tylko się położyła, cała sytuacja się powtórzyła. Zmartwiona spojrzała się na Lucę.
- Wiesz, jakbym się nie ułożyła, to naszym dzieciom jest chyba niewygodnie...

Luca z wrażenia aż postawił dzbanek, bo jeszcze chwila i pewnie coś by rozlał. Usiadł przy ukochanej i z drżeniem w głosie spytał:
- Kochanie, może pójdziemy do jakiegoś znachora, co? Może to coś poważnego? - nie cierpiał takich sytuacji. Pierwszy raz miał do czynienia z ciążą i bał się za każdym razem gdy Castinaa choćby się skrzywiła.

- Spokojnie, myślę, że to nic takiego. Nie zapominaj, że jest ich dwoje i może im być po prostu mało wygodnie. Gdybym tylko mogła je wziąć na ręce i ukołysać...
- Może przez chwilę pochodź? - zaproponował Luca. - Na barce kołysało i chyba było dobrze? Twoje kroki powinny maleństwa uspokoić.
Castinaa uznała, że to dobry pomysł i wart spróbowania. Przez chwilę chodziła po pokoju, jeszcze raz poszła siusiać i gdy wróciła, akurat mogła wziąć się za kolację.
- Vestar - powiedziała nagle. - Z tego co pamiętam, to jakiś bohater czy ktoś w ten deseń... Norsmeński. Znalazłeś już kapłana?

Cholera, Castinaa w czasie ciąży była bardzo niecierpliwa. Teraz, dwa dzwony od północy Luca miał szukać jakiegoś kapłana? Wolał zająć się swoją ukochaną niż szlajać się po jakiejś wiosce w poszukiwaniu jakieś Sigmaryty zdolnego im udzielić ślubu. Zresztą, pewnie i tak by kazał przyjść im jutro... jeśli jakikolwiek by się znalazł.
- Kochanie, teraz jest już za późno na szukanie kapłana. Jutro się tym zajmę... nawet dobrze się składa, bo w Kemperbadzie kupiłem to – wyjął z kieszeni małe zawiniątko i pokazał ukochanej dwie złote, pięknie wykonane obrączki. Po zewnętrznej stronie obrączka Tileańczyka wygrawerowany miała napis 'Castinaa', a obrączka kobiety – odpowiednio 'Luca' .- Więc już niedługo zostaniesz panią Orlandoni... choć nadal dziw jestem, że los postawił mi na drodze kobietę, na którą sądziłem że człowiek taki jak ja nie zasługuje i nigdy nie zasłuży. – puścił jej oczko. - Ale zostawmy to! Teraz najważniejsza jest nasza rodzina. Hmm... a może połączymy te dwa imiona, co? Może być Vestel i Vestella? - Luca uśmiechnął się szeroko i pocałował ukochaną. - Co sądzisz?

- Myślę że to świetne imiona dla naszych pociech, kochany. – Castinaa uśmiechnęła się do Luci i pogładziła po brzuszku. - Widzisz, nasze bobasy chyba też się zgadzają, bo znów dają o sobie znać. - roześmiała się.

Luca usiadł obok ukochanej, objął ją i pocałował w czoło. Chwilę później leżeli na łóżku wpatrzeni w siebie. Zapowiadała się jedna z ich magicznych nocy i wcale nie chodziło tutaj o seks...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Podróż wydała mu się mało fascynująca, ale prawdę mówiąc w obecnej sytuacji trudno było wzbudzić w elfie jakikolwiek entuzjazm. Gildiril umilał sobie czas albo patrzeniem w gwiazdy, dość dobrze widoczne, albo obserwowaniem rwącego nurtu rzeki. W międzyczasie dochodził do siebie, chociaż zdawał sobie sprawę, że już nigdy nic nie będzie takie same...

Zatrzymali się w gospodzie. Gil nie wiedział, co dokładnie znajdowało się w wyłowionej paczce, nie zainteresował się też szczegółami dalszej podróży. Wystarczyła mu wzmianka o Jałowych Wzgórzach. Nie ma nic lepszego, niż wędrówka po totalnym zadupiu... Pod warunkiem, że podróżuje się daleko od bandytów i dzikich bestii. A to wcale nie było takie łatwe.

Elf zamówił sobie jakiegoś miejscowego sikacza, na znieczulenie skołatanej psychiki. Zaśmiał się w duchu: "Jak to, nie znajdziemy przewodnika? Luca to nawet demona chaosu namówi, żeby nas poprowadził... I jeszcze nam by za to zapłacił". Nagle Gil poczuł mdłości, ciągle niezbyt dobrze się czuł. Uświadomił też sobie, że prawdopodobnie jako jedyny członek drużyny nie za bardzo wie, co ze sobą zrobić. Ale jak to wszystko się skończy, to...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Noc upłynęła szybko i bez większych rewelacji i z rana, po solidnym śniadaniu (Castinaa ze względu na nudności nie zjadła zbyt wiele) wyruszyliście w dalszą podróż. Wprowadzenie koni na szczyt ogromnych klifów było czynem... dziwnym. Dziwnym i męczącym. I na dodatek niezbyt szybkim, gdyż konie po prostu iść na górę nie chciały, nawet jak się im obiecywało piękne łąki z soczystą trawą. Spłoszone wierzchowce kilka razy kąsnęły Ulricha i Lucę, nie oszczędzając przy okazji wszystkich innych, którzy byli w zasięgu. W końcu jednak się udało je wprowadzić po przekutym w skale, lub może wyżłobionym w większej mierze przez naturę przejściem. Niestety okazało się, że tam na górze należy pokonać jeszcze... rzekę. Narn na szczęście nie była tu zbyt głęboka, a okoliczni mieszkańcy pozostawili liny ułatwiające przeprawę. Mimo wszystko, należało się zmoczyć, gdzie najlepiej wyszli ci, którzy jechali na dwóch transportowanych od dawien dawna koniach. Koniach, które teraz aż rwały się do biegu, gdyż po długiej podróży w bezruchu i zamkniętym pomieszczeniu zdążyły prawie zdziczeć.

Wioska Unterbaum leżała jedynie kilka mil od gospody i wodospadów. Położona malowniczo na ogromnej polanie, otoczona polami i toporną palisadą, była zaprzeczeniem nowoczesności wielkich miast Imperium. Domy zostały ustawione w okrąg, zwrócone drzwiami do środka wioski, który był wyznaczany przez duży, wiekowy dąb. Mieszkańcy, prości ludzie o szerokich twarzach i dość solidnej budowie ciała, przyjęli was życzliwie i ciekawsko, prowadząc od razu do naczelnika wioski oraz kapłana druidzkiego. Poczęstowano was chlebem i wodą, lub gorzałką jeśli tylko ktoś chciał, po czym sam naczelnik, spokojny i najwyraźniej bardzo życzliwy mężczyzna w wieku około trzydziestu lat, przywitał was, kłaniając się nisko.

- Witamy w skromnych progach naszej wioski. Wszyscy podróżni są mile widziani i goszczeni jak przystało na nasze obyczaje. Jestem Torsten, tutejszy naczelnik, zaś ten człowiek w białej szacie to Jürgen , nasz kapłan druidzki, z tutejszego kręgu druidów. Wybaczcie to pytanie, lecz co was sprowadza do naszej wioski? Nie miewamy tu gości zbyt często, czasem tylko przyjeżdżają kupcy. Jesteście kupcami? Chętnie zakupimy nieco żelaza.

Uśmiechnął się, spoglądając na was i skupiając wzrok na najbardziej reprezentatywnych członkach waszej drużyny – Orlandonim i Castiniee.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Droga obfitowała w rozmaite niespodzianki, co najwyraźniej nie podobało się koniom. I nic dziwnego, gdyby Gildiril był wierzchowcem, to w tej sytuacji prawdopodobnie poniósłby w siną dal. A że zjadłyby go wilki? Cóż, jako elf wcale nie ma pewności, że tak się nie stanie. Ostatnio było blisko.

W końcu, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za siedmioma demonami chaosu znaleźli wioskę Unterbaum. Wyglądała dosyć zacnie, przynajmniej jak na miejscowe warunki. I co ważne, zostali dość mile przywitani, choć nie mieli gwarancji, że tubylcy nie odgryzą im cichcem głowy.

Witamy w skromnych progach naszej wioski. Wszyscy podróżni są mile widziani i goszczeni jak przystało na nasze obyczaje. Jestem Torsten, tutejszy naczelnik, zaś ten człowiek w białej szacie to Jürgen , nasz kapłan druidzki, z tutejszego kręgu druidów. Wybaczcie to pytanie, lecz co was sprowadza do naszej wioski? Nie miewamy tu gości zbyt często, czasem tylko przyjeżdżają kupcy. Jesteście kupcami? Chętnie zakupimy nieco żelaza. - powiedział członek komitetu powitalnego. Gil przez grzeczność powstrzymał się od śmiechu, odpowiadając w myślach "A my sprzedamy wam trochę żelaza". Nie wiedzieć czemu, pewnie dzięki burzliwemu dzieciństwu zwrot "Sprzedać komuś żelazo" kojarzył mu się inaczej, niż powinien. Dorastanie wśród marginesu ma swoje zabawne strony... Elf, wzorem innych, spojrzał na Lucę i Castinę. I tak od dawna reszta ekipy stanowiła orszak weselny, a przynajmniej Gildiril. Stanowił tylko machający mieczem lub strzelający z łuku dodatek, bo ani nie miał tu nic do gadania, a także wciąż nie potrafił przystosować się do realiów tak szeroko zakrojonej kampanii. Nawet żelaza do sprzedania przy sobie nie miał...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Esmeralda »

Marie

Droga do Unterbaum ociekała szeregiem różnych atrakcji, zwłaszcza tych związanych z biednymi zwierzętami. Marie wcale nie dziwiła się, że nie chcą wchodzić pod górę i pchać się górskim terenem, ale oczywiście jak zawsze 'Luca wiedział lepiej'. A skoro tak, to nawet nie miała zamiaru wykłócać się z nim na temat słuszności tej decyzji. Zwykle trzymała się z tyłu, mając oko na okolicę i próbując skoncentrować się na podróży.

Gdy w końcu dotarli do wioski, poczuła na sobie kilka niezbyt miłych spojrzeń miejscowych – nic w tym dziwnego, w końcu wyglądała jak chodząca po ziemi prawa ręka Morra, a wieśniacy zwykle niezbyt przychylnie patrzyli na takich/takie jak ona. Tak jak podczas całej podróży do Unterbaum, trzymała się z tyłu, lekko po lewicy Ulricha i wzdychając delikatnie oparła na swojej kosie. Wzniosłe przemówienia to była działka Luci i czekała aż odwali za nich całą tę szarlatańską robotę. Sama spojrzała na Castinęę i gdy ich wzrok się spotkał, posłała jej jedynie delikatny uśmiech oczekując na dalszy rozwój zdarzeń.

Wybacz za ten krótki post, Meg, ale w tej chwili Marie nie ma nic konkretnego do powiedzenia i czeka aż Tileańczycy wszystko 'załatwią'. :)
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich

Podczas podróży do wioski Ulrich klął na czym świat stoi. Konie zaczęły wydziwiać i Ulrich pomyślał, że jego wierny rumak (którego stracił chyba wieki temu, przez jakichś przeklętych złodziejaszków) nigdy by się tak nie zachowywał. No, ale to w końcu tylko głupie zwierzaki – gdzie im do inteligencji i wytrzymałości rumaków rajtarii.

Wioska robiła dobre wrażenie. Solidna choć staromodna. No i ludzie jakich spotyka się rzadko w Starym Świecie. Zły humor wynikły z męczącej podróży minął Ulrichowi jak ręką odjął. Chociaż elf chyba miał inne zdanie, bo wyglądał jakby miał parsknąć śmiechem. A może to się Ulrichowi tylko zdawało? Skinął głową i odezwał się.
- Witamy Torstenie, Jürgenie i dziękujemy za tak dobre przyjęcie. Jestem Ulrich de Maar, a to Luca, Castinaa, Marie i Gildiril – przedstawił kompanię, lecz pominął najemników. W końcu nie znał ich, poza tym, robią tylko za dodatkową ochronę, według Ulricha, niepotrzebną. Kontynuował – Przykro mi to mówić, ale nie jesteśmy kupcami (tu spojrzał na Lucę). Nie wszyscy jesteśmy kupcami, powinienem powiedzieć. Szukamy kogoś kto dobrze zna te okolice – przewodnika.
Spojrzał na naczelnika, po czym przeniósł wzrok na Tileańczyków. Spodziewał się, że Luca będzie kontynuował dyskusję z naczelnikiem wioski. Może mu nawet coś sprzeda? Rajtar westchnął w duchu i skupił się na „gospodarzu” i jego słowach. Może ci ludzie wiedzą coś nawet o samej Etelce? W końcu mogła tutaj zawitać...
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Państwo OMC Orlandoni :)

Przez całą drogę Castinaa miała niezwykle ambitne zajęcie - starała się zjeść wszystkie jabłka z ogromnego kosza, które zakupił dla niej Luca. Z początku ogryzki lądowały za nią na ścieżce, jednak gdy krasnolud zwrócił kobiecie uwagę, że to dość nierozsądne, zaczęła je grzecznie zbierać. I jak się okazało - nawet się na coś przydały. Dzięki nim Luca przekupił wierzchowce, żeby szły dalej... Ogólnie cała podróż bardzo znudziła i wymęczyła Tileankę, nie mówiąc już o tym, że potwornie jej brakowało towarzystwa ukochanego i z nadzieją wypatrywała dłuższego postoju, byleby tylko się do niego przytulić.

Po krótkim przedstawieniu przez rajtara, Luca chciał zabrać głos, lecz Castinaa nie dała mu dojść do słowa, co było ciekawym i rzadko spotykanym zjawiskiem. Chwyciła narzeczonego pod ramię i pociągnęła go w stronę druida.
- Zaczniemy od ślubu! - zawołała. Wszyscy zamarli i spojrzeli się na parę Tileańczyków dziwnie. - Nigdzie nie wyruszymy, dopóki cię nie poślubię - dodała, patrząc się Luce prosto w oczy. - Chcę zostać twoją żoną tu i teraz, a jak wrócimy, to pojedziemy do Luccini i tam wyprawimy porządne wesele.
Stanowcza mina i postawa kobiety jasno mówiły, że za żadne skarby świata nie wybije jej tego pomysłu z głowy.

Luca z wrażenia aż oniemiał i przez chwilę nie mógł znaleźć żadnych sensownych słów, by choć cokolwiek wtrącić, jak to zwykle miał w zwyczaju, toteż skinął jedynie głową i powiedział do ukochanej:

- Dobrze, weźmiemy ślub, skoro aż tak ci się spieszy. – Uśmiechnął się do Cas. - Tylko nie jestem pewien czy ten jegomość – wskazał wzrokiem na druida - może nam udzielić porządnego sakramentu. No, panie druid, co pan na to?

- Nie musi być porządny, ważne żeby jakiś był - prychnęła, tupiąc nogą. Zmierzyła druida niecierpliwym spojrzeniem. - I tak teraz nie znajdziemy nikogo 'bardziej odpowiedniego'...


Krótko ale na temat :P
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Kiwali głowami na wasze słowa. Naczelnik zaniepokoił się na wspomnienie o Jałowych Wzgórzach, druid przyjął to znacznie spokojniej. Albo umiał zachowywać kamienną twarz w każdej sytuacji. Pierwszy jednak odezwał się Torsten.

- Wybaczcie naszą dociekliwość, ot po prostu nie mamy tu zbyt wielu podróżnych. Czasem tylko jakiś kupiec, z którym wymieniamy ziarna i warzywa za żelazo, którego nie ma nigdzie w okolicy. Nie zapuszczamy się zbyt daleko, życie w wiosce i najbliższej okolicy nam wystarcza. A tym bardziej nikt nie chodzi na wzgórza! Nie ma tu jakowych przewodników ani nic, tylko druidzi czasem chodzą tam po zioła. Niemądrze się tam zapuszczać.

Niewątpliwie strach przed pójściem chociażby w tamte okolicy, przerażała tych prostych ludzi do cna. Niespodziewanie jednak Jurgen uciszył naczelnika uniesioną dłonią i przemówił po raz pierwszy.
- Wiele pokoleń temu słudzy Chaosu opuścili zamieszkiwane przez siebie ziemie, aby splugawić kraj i zebrać dusze dla swoich przeklętych bogów. Były to mroczne czasy, bowiem wspomogły ich nawet niebiosa. Przez wiele dni słychać było wrzaski w niebiesiech, a księżyc Chaosu wył i spluwał na nas swym złem. Aby nas ochronić, starożytni druidzi zbudowali kamienny krąg wokół miejsc, w których spadły plugawe plwociny. Ledwie to starczyło, bowiem miejsca te zostały skażone na wieki, a wokół Miski Diabła, tam gdzie upadł największy odłamek, pojawiły się dziwne rośliny. Lękam sie, że czai się tam wiele złych rzeczy, czekających tylko na znak, by podnieść się ze swych kryjówek i zmieść wszystko, co stać będzie na ich drodze.

Zapadła złowróżbna cisza, a wynajęty przez was jeszcze w Kemperbad człowiek zatrząsł się wyraźnie. Nawet krasnoludy wyraźnie nie czuły się pewnie. Druid zaś kontynuował swoim ponurym, cichym głosem.
- Nie jesteście jedynymi, którzy zamierzają zapuścić się pomiędzy te wzgórza. Niedawno przejeżdżała tędy inna grupa obcych. Nie zatrzymali się u nas. Prowadzili ich jasnowłosa kobieta i ciemnowłosy mężczyzna. Przybyli od strony Bliźniaczych Wodospadów, zaś kierowali się prosto do Miski Diabła. Musieli znać drogę.

Spojrzał po każdym z was, jakby się namyślając.
- Potrzebuję aktualnie ziela Gasundheidt. Pójdę z wami i wskażę drogę, jeśli tylko wyrazicie zgodę na wspólną podróż. Podróż można odbyć pieszo, konno, lub za pomocą małych łodzi - canoe. Te możemy wam pożyczyć. Naarn jest zbyt wartka nieregularna, by można było tam płynąć czymś większym. Jeśli sobie tego życzycie, moglibyśmy wyruszyć już jutro o świcie. Tymczasem jesteście gośćmi Unterbaum, co nasze to i wasze.

Słysząc niecodzienną prośbę Castinyy, Jurgen uśmiechnął się delikatnie i powiedział patrząc na Tileankę:
- Niestety, pani, jestem druidem, nie kapłanem i nie zajmuję się udzielaniem ślubów. Jakichkolwiek...

Skłonił się i wyszedł, zaś naczelnik i inni zebrani śmiało zachęcali do jedzenia i picia, z czego część już korzystała, na czele z krasnoludami. Jeśli chcielibyście skorzystać z pomocy druida, trzeba by było wrócić po ekwipunek no i opłacić postój barki przy gospodzie. Niewielka cena, za darmowego i sądząc po strachu tutejszych ludzi - jedynego możliwego przewodnika.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Przyszli państwo Orlandoni ;-)

Luca pogładził Castinęę po plecach, gdy druid odmówił udzielenia im sakramentu małżeństwa – Orlandoni przypuszczał że ci dziwni osobnicy znają się na zielach, lesie i zwierzętach, ale już na pewno nie na tym, jak można połączyć kogoś świętym węzłem małżeńskim. No ale skoro Cas się uparła...

- Nie przejmuj się kochanie, weźmiemy ślub jak tylko dotrzemy do jakiegoś większego miasta, gdzie będą mieć jakąś świątynię. - pocałował ją delikatnie, a następnie spojrzał na Jurgena. - Z chęcią przyjmiemy twoją pomoc, ojcze. Ci, o których mówisz, to parszywi czciciele Chaosu wyznający plugawego Tzeentcha i zapewne czegoś szukają w tej Misce Diabła. Dobrze, że trafił nam się człowiek obyty z okolicą, a i ty ojcze nie odmówisz sobie zbrojnej eskroty w te niebezpieczne, jak sam zaznaczyłeś rejony. Daleko stąd do Miski Diabła?

Kobieta nie czekała, aż padnie odpowiedź, tylko oddaliła się kawałek. Była mocno niezadowolona, na zmianę zalewały ją fale złości i smutku. Po chwili dołączył do niej Luca i kładąc ukochanej dłoń na ramieniu, delikatnie ją do siebie przytulił.
- Zostaniemy tu do rana, dobrze? - zapytała zrezygnowana. - Ta podróż była męcząca i chciałabym odpocząć przed dalszą drogą. Lecz jeśli musimy się spieszyć, to jakoś dam radę - dodała, uśmiechając się na siłę do przyszłego męża.

Tileańczyk przytulił ją do siebie i pocałował w czółko. Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się delikatnie.
- Nigdzie się stąd nie ruszymy, skoro jesteś zmęczona. Zostaniemy do rana albo i dłużej jeśli będzie to potrzebne. Najważniejsze żebyś była wypoczęta i by nasze dzieci nie odczuwały zbytnio trudów tej podróży. Może pójdziemy już do pokoju, jeśli chcesz wypocząć? - spytał.

- Możemy? - odpowiedziała pytaniem i dało się słyszeć nadzieję w jej głosie. - Chciałabym zjeść coś ciepłego i choć na chwilkę się położyć na boku, plecy to mi chyba zaraz odpadną... Proszę. - Westchnęła.
Oparła się o ramię Tileańczyka i wtuliła w niego. Po tej całej podróży była już mocno za nim stęskniona i marzyła jedynie o tym, by mogli spędzić trochę czasu we dwoje. Czworo...

Pogłaskał ją delikatnie po plecach i szepnął do ucha, gdy ona wtulona w niego oczekiwała na jego reakcję.
- Oczywiście że możemy, kochanie. Zamówię specjalność zakładu dla ciebie, wezmę klucze do pokoju i zaszyjemy się z dala od tego zgiełku. Jeszcze zamienię dwa słowa z Marie, a ty wracaj do stolika i odpocznij chwilkę, Zaraz do ciebie wrócę. - Luca pocałował ją namiętnie, po czym skinieniem głowy przywołał do siebie czarodziejkę. Widząc, że Cas usadowiła się przy stoliku i gładziła po brzuszku, Luca spojrzał na magini Morra.

- Zostaniemy tutaj na noc. Nie wiem, czy masz taką moc, ale spróbuj doprowadzić jakoś Gildirila do stanu używalności w jaki najkrótszym czasie – czy to zioła, czy czary, nieważne. Przyda nam się para zdrowych rąk, zwłaszcza że mam dziwne przeczucia co do tej całej Miski Diabła. I jeśli nadal możesz mieć oko na Castinęę, będę ci cholernie wdzięczny... Zresztą, dziękuję za to, co dla nas zrobiłaś do tej pory. Masz u mnie dług wdzięczności i kiedyś go spłacę, masz moje słowo.

Gdy skończył rozmawiać z Marie, zamówił posiłek dla Cas, wziął od karczmarza klucze do dwuosobowego pokoju na piętrze i zabrał tam swoją ukochaną żegnając się z pozostałymi i życząc im przyjemnego wieczoru. Castinaa szybko położyła się do łóżka, a jej ukochany siedział przy niej patrząc na swoją drugą połówkę niczym na jakąś świętość. Nie trwało długo, gdy do pokoju zapukał jeden z karczemnych pachołków i przyniósł bułkę maślaną, wędzona rybę i biały ser z makaronem na ostro. W drugiej misie czekał na deser placek drożdżowy.

- Voila, kochanie. Wszystko dla ciebie i naszych dzieciaczków. Smacznego, niech idzie wam na zdrowie. – Luca uśmiechnął się szeroko i odwiesił kubrak na drzwi szafy znajdującej się pod ścianą.

- Jesteś wspaniały - odpowiedziała i ziewnęła.
Z prędkością błyskawicy zjadła wszystko i jeszcze szybciej zasnęła. Była trochę bardziej zmęczona, niż mówiła. Już nawet buszujące maluchy jej nie obudziły. Gdy Luca położył się obok kobiety i dotknął brzuszka, od razu wyczuł, że jego dzieciaczki wcale nie śpią.

- Kochanie, Vestel i Vestella chyba mają jeszcze ochotę posłuchać jak rozmawiamy... - powiedział Luca, jednak odpowiedziała mu tylko cisza. Uśmiechnął się do siebie, pocałował ukochaną w policzek i wtulając się w nią równie szybko zasnął.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Esmeralda »

Marie

Czarodziejka przysłuchiwała się z uwagą temu, co mówili druid i naczelnik. Wyglądało na to, że Etelka, bo z pewnością to ona kierowała się do Miski Diabła wraz z obstawą, planowała coś większego – tym bardziej należało ją jak najszybciej odnaleźć i zlikwidować. Marie rozmyślała kiedy w końcu uda się im spotkać; jeśli wiedźma była tak potężna jak jej się wydawało, mogło to być ciekawe i jednocześnie obfitujące w nowe doświadczenia starcie. Gdy Luca odszedł na bok z Cas, kobieta powiedziała do kompanów przy stole.

- Myślę że można by skorzystać z pomocy tych łodzi, nie sądzicie? Spłyniemy nimi do Miski Diabła po czym wrócimy pieszo. Spływ będzie trwał ze dwa lub trzy razy krócej, mam rację druidzie? - spojrzała na Jurgena.

Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale wtedy Luca skinął na nią głową. Marie odstawiła talerz i podeszła powolnym krokiem do Tileańczyka.

- Zostaniemy tutaj na noc. - powiedział Luca non-stop zerkając na swoją ukochaną siedzącą przy stole. - Nie wiem, czy masz taką moc, ale spróbuj doprowadzić jakoś Gildirila do stanu używalności w jaki najkrótszym czasie – czy to zioła, czy czary, nieważne. Przyda nam się para zdrowych rąk, zwłaszcza że mam dziwne przeczucia co do tej całej Miski Diabła. I jeśli nadal możesz mieć oko na Castinęę, będę ci cholernie wdzięczny... Zresztą, dziękuję za to, co dla nas zrobiłaś do tej pory. Masz u mnie dług wdzięczności i kiedyś go spłacę, masz moje słowo.

- Daj spokój, drobiazg. – Marie uśmiechnęła się. - Poza tym stanowimy drużynę i wszyscy troszczymy się o siebie tak samo, prawda? A o Cas nie musisz się martwić, jeśli tylko ty nie będziesz w stanie jej ochronić, ja na pewno to uczynię. I nie ma mowy o żadnym długu wdzięczności, po prostu nie chcę by dzieciaczkom i Cas coś się przytrafiło. Gildirilem postaram się dzisiaj jeszcze zająć, myślę że czary i okłady z najmocniejszych ziół pomogą mu na tyle, by był sprawny gdy przyjdzie co do czego.

Wróciła do stolika i dokończyła posiłek. Posłuchała w międzyczasie co mają do powiedzenia towarzysze i zamówiła u gospodarza pokój na piętrze. Gdy odchodziła od stolika, rzekła do elfa:

- Gdy będziesz szedł na spoczynek, zajrzyj do mojego pokoju, Gildirilu, może uda mi się coś więcej poradzić na twoją ranę. – uśmiechnęła się delikatnie. - A teraz życzę wam przyjemnego wieczoru, idę nieco odpocząć.

Skinęła im głową, po czym zabrała swe rzeczy i ruszyła na górę. Musiała zebrać siły, nim elf do niej przyjdzie, zwłaszcza że kuracja czarami była zwykle bardzo wyczerpująca, a Gil musiał szybko dojść do siebie.
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Zablokowany