[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

To było do przewidzenia. Tego typu fagasy zawsze coś kombinują. I nigdy nie ma z tego nic dobrego. Cóż, pościg nie miał sensu, a wszyscy byli co do tego wyjątkowo zgodni. A szkoda... Gil chętnie by go gonił, a gdyby dogonił to wypatroszyłby na miejscu. Ot, słabe nerwy, no wiecie...

-I to wszystko?- rzucił spoglądając kpiąco na Orlandoniego -Już się zwijamy? Tak po prostu? Szkoda było sobie dupę zawracać, lepiej go było zaciukać od razu- ciągnął z pochmurną miną. Zdenerwowało go to. Już od pewnego czasu robił za chłopca na posyłki, a teraz sprawdzał się w roli nieudolnego konwojenta jeńców. Jak tu się nie wkurzyć?

-Jeźdźmy stąd w cholere, to bez sensu- mruknął elf -Pewnie ten facet jeszcze da nam się we znaki, ale przynajmniej niech się pomęczy, zanim jego kumple nas znajdą- Gildiril spuścił głowę i ruszył w stronę barki. To nie był dobry dzień...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa "Arienati" Bassadocci

Przez większość czasu była nieobecna myślami, jednak na zapytanie Luci o kawę, wzruszyła jedynie ramionami. Ostatni raz była w domu, kiedy miała ledwie osiem lat, a i tak niewiele pamiętała z tego okresu. Nie miała zamiaru się wdawać w dyskusje na ten temat, zwłaszcza gdy zapach tego paskudztwa przyprawiał ją o nudności.
- Luca, zlituj się... To tak strasznie śmierdzi, a mój żołądek z ledwością znosi intensywne zapachy.
Mężczyzna od razu odstawił czarny płyn i poklepał ją po dłoni. Uśmiechnęła się do niego, dokończyła posiłek i niebawem ruszyli dalej w drogę. Luca z czarodziejką szli przodem, za nimi czaił się wypuszczony jeniec, a Cas i Gil najpierw niby zatrzymali się przy jakimś straganie, by po chwili sprawnie zmieszać z tłumem, niemal rozpływając się i znikając dla niewprawnego oka.

Wszystko szło dość łatwo, więc Castinaa zaczęła rozmyślać nad tym, co już zdążyli od tego kolesia wyciągnąć. Była pewna, że jeszcze będą mieć kolejne kłopoty, tym razem poważniejsze. Wspomniała nawet słowa przesłuchiwanego. "Jeden z was miał mieć dużo pieniędzy! Ponoć należały właśnie do nich! Oni chcą je odzyskać. Zabiją was wszystkich jak im nie oddacie!" Czy mogło chodzić o Kastora? Jeśli tak to nic dziwnego, że jechał po ten cały spadek i w każdym mieście był śledzony. Ech, w co oni wplątali biednego towarzysza? Może trzeba by było zmienić jego wygląd? Tylko jak wtedy im się uda dobrać do tyłka tej całej organizacji...
Cas zastanawiała się, czy ryzyko nie jest zbyt duże, gdy nagle zagapiła się i ich jeniec po prostu zwiał. Już miała się za nim rzucić w pościg, gdy usłyszała wołania Luci.
- Gil, mamy go zostawić - przetłumaczyła elfowi, lecz ten się chyba już domyślił, co Tileańczyk wykrzykiwał w swoim języku.

Długouchy nie był zadowolony, nie dziwiła się mu, sama chętnie by dogoniła tego fagasa i uciszyła raz a dobrze. Z niezadowolonymi minami i pochmurnymi twarzami wrócili do kupca.
- No to mój świetny plan poszedł się kochać. - mężczyzna kiwał głową. W jego głosie dało się wyczuć zdenerwowanie. - Nie ma sensu go gonić. Nie w tym tłumie. Mogłem posłuchać Ulricha i wysłać jego zamiast tego złamasa. Jako Kastor nasz szlachetka więcej by zdziałał na mieście, jeśli mają tutaj swoich przedstawicieli. Tutaj nasz trop jest spalony, musimy się jak najszybciej stąd wynieść. Popłyniemy do Wittgendorfu, tam powinniśmy wreszcie znaleźć jakieś odpowiedzi na nasze pytania. Co sądzicie? - mruknął, rozglądając się przez tłum.

- Myślę - odezwała się Cas - że to się staje zbyt niebezpieczne i nie powinniśmy się już rozdzielać. Luca... albo handlujemy albo zajmujemy się tymi ludźmi - sprostowała. - Zostawianie kogoś na barce może się okazać tragiczne w skutkach, wracajmy tam jak najszybciej. Będę chciała z tobą później porozmawiać, więc zarezerwuj mi trochę swojego czasu.
Od razu wyczuł, iż jego narzeczona jest zdenerwowana i najprawdopodobniej zła na siebie, że pozwoliła temu śmieciowi uciec. Poza tym przez sam swój błogosławiony stan nie czuła się najlepiej.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Mężczyzna zniknął w tłumie i więcej go nie widzieliście. Postanowiliście więc wrócić na barkę. Jakież było wasze zdziwienie gdy dostrzegliście na pokładzie krasnoluda Orzada, którego zostawiliście w Delberz. Przywitał was gromkim śmiechem i mocnymi uściskami.

- Rad żem że was widzę, człeczyny. Dobrze, że znowu podróżuję z wami. - wyraźnie był już oswojony z ludźmi i ich zwyczajami, wieloletnie podróżowanie po Imperium zrobiło swoje. - Pogadaliśmy trochę z Ulrichem i Gunterem. Dobrzy z was towarzysze rozmów... jak na człeczyny.

Powitaliście khazada z powrotem na pokładzie 'Castinyy', ale więcej powodów do radości nie było. Straciliście trop, a przez to dalsze poszukiwania mijały się z celem. Należało więc chyba skoro świt pożegnać Kemperbad i popłynąć dalej, aż do Grissenwaldu, gdzie przecież mogło się wyjaśnić wiele.

Nikt z was nie siedział zbyt długo tej nocy, szykując się do jutrzejszego odpłynięcia. Tylko Orzad, zagadnięty przez Orlandoniego o sytuację w kraju, najpierw spojrzał dziwnie na kupca, po czym wzruszył ramionami.

-Żeby krasnolud musiał wam opowiadać, co żech się dzieje w waszym zapchlonym Imperium?! No dobra, gońcem żem jest to trochę wiem, ale nie uważata, że to dziwacznie wygląda? No ale ludzie w końcu są dziwaczni! - roześmiał się z żartu, który chyba tylko on rozumiał, po czym pociągnął łyk z bukłaka kontynuując - Jest jak wam żem mówił ostatnio. Znaczy nie za dobrze. Ostland się z Talabekiem gryzie, ludzie ponoć sami się na siebie nasyłają. A Wielki Książę z Ostlandu oskarża Diuka Talabeklandu o spowodowanie śmierci jego syna. Czy wy ludzie nie macie co robić? Aaaa, i Sigmarytów ponoć prześladują na północy. A tu na Reiku, zaraz za Kemperbad, regularnie wyławiają ciała mutantów! Wyobrażacie sobie? Kupiec com z nim płynął teraz mi opowiadał. Zielone futro, czworo oczu na jakiś zawszonych czułkach. Tfu!

Khazad splunął za burtę nie mówiąc już więcej, jakby uważając temat za skończony. Bo i niewiele więcej było do opowiedzenia, toteż wszyscy udali się na wczesny spoczynek, zmęczeni szalonym dniem.

Następny ranek wstał pogodny i zachęcający do podróży. Bez dalszych nieprzewidzianych wydarzeń wypłynęliście w końcu z Kemperbad, udając się w długą i raczej nudnawą podróż w górę Reiku, ku Wittgendorfowi.

Podróż przebiegała spokojnie. Ulrich z Gunterem sparowali od czasu do czasu na pokładzie, Gildiril znikał na całe dnie przesiadując w samotności, Luca nie odstępował Castinyy, a Orzad prowadził ożywione dypsuty z Marie. Pewnego dnia minęła was łódź, na której siedziały oprychy spod ciemnej gwiazdy, nawet niezbyt dokładnie ukrywając trzymaną przez siebie broń wszelkiego rodzaju. Ale nawet to, że było ich aż dziesięciu, nie dodało im odwagi przed atakiem na łódź na którym przebywał ciężkozbrojny krasnolud, ze trzech innych zbrojnych, czarodziejka śmierci i kobieta, która jakby od niechcenia ciskała nożami w główny maszt barki.

Ze wszystkich miejscowości i "obiektów" mijanych pod drodze, wart wspomnienia był tylko mroczny i stary zamek Wittgenstein oraz mała wioska dzień drogi przed nim, w której w chwili waszego przypłynięcia właśnie pokazywano sobie ciało mutanta o fioletowym futrze i długich pazurach. Widok był paskudny, dlatego nie zawracaliście sobie nim zbyt długo głowy, zaś mieszkańcy tylko wzruszyli ramionami na wasze pytania.
- Panie, to już z pionty co tu do nas przypłynoł! Nie takie rzeczy widzielim!
Cóż, należało mu chyba wierzyć. Dalej już jednak bez przeszkód dopłynęliście do celu.

Wittgendorf było miłą mieściną, leżącą w miejscu, gdzie rzeka Wittgen wpadała do Reiku. Ulubiony przystanek ludzi rzeki, zatrzymujących się w licznych nadbrzeżnych gospodach. Łatwo tu było o informacje, chociaż dopiero od miejscowych dowiedzieliście się cokolwiek o Etelce. Ludzie opisywali ją jako miłą, chociaż samotną kobietę, która większość czasu spędzała w swoim domu przy opuszczonej kopalni węgla, siedem i pół kilometra od miasta. Dalsze pytania przyniosły informacje, że kopalnię nazywają tu "Czarnymi Szczytami" i niegdyś zarządzana była przez krasnoludy a około trzy lata temu sprzedana kupcowi nazwiskiem Bassadocci z Luccini. Castinaa była zaskoczona.

Podczas gdy braliście miejscowych na spytki, do gospody weszło pięciu krasnoludów, wyraźnie podchmielonych i szukających zaczepki. Szybko dostrzegli towarzyszącego wam Gildirila.
- Hej, czujesz ten cholerny smród?
- Tak, cuchnie od tamtego martwego elfa!
- Ale ta chuda pizdeczka wciąż się rusza, nie może być martwa.
- Tak, ale zawsze można to zmienić!

Khazadzi wyraźnie prowokowali, nic sobie nie robiąc z prób uspokojenia sytuacji czynionych przez karczmarza. Zlekceważyli nawet proponowaną przez niego darmową kolejkę. Nie mieli przy sobie broni, lecz ta do bójek karczemnych potrzebna nie była. Orzad, który z niepokojem patrzył to na swych pijanych pobratymców to na elfa nie potrafił nic poradzić.
- Uspokujcie się braty! Co tu robita, jak żeśta już kopalnię sprzedali?
- Mieszkamy! Napij się lepiej z nami! Z tym cipkiem żeś podróżował, hę?


Cóż, to nawet jego stawiało w nieprzyjemnej sytuacji. Zaniepokojony rozwaleniem karczmy gospodarz szybko podał kufle z piwem, ale krasnoludy podeszły do Gildirila, przyglądając mu się spod powiek i szturchając, jakby dla sprawdzenia czy naprawdę żyje.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Esmeralda »

Marie

Po dotarciu na barkę przywitała się z khazadem, który był chyba jakimś znajomym tej barwnej grupki, po czym znalazła sobie swoje miejsce na pokładzie. Nie zamierzała wypytywać kupca ani jego towarzyszy o tamtego mężczyznę i cel, jaki pchał ich do Wittgendorfu, bo po pierwsze, nie była to jej sprawa, a po drugie niezbyt ją to interesowało. Czekała aż w końcu opuszczą Kemperbad, choć nie sądziła by było gdzieś miejsce, gdzie ludzie nie będą na nią patrzeć jak na jakąś dziwaczkę.

Następnego dnia wypłynęli, a Marie umilała sobie podróż różnymi zajęciami – to rozmawiała z kapitanem tej łajby, to czytała, to oddawała się polemice z Orzadem, rozmawiając z nim o wielu sprawach. Zmierzyła wzrokiem przepływającą barkę pełną typów spod ciemnej gwiazdy i chyba mieli szczęście że popłynęli dalej, chociaż wyczytała z ich wzroku, że mieliby ochotę zahaczyć o 'Castinęę'. Bez większych problemów dopłynęli w końcu do Wittgendorfu. Problemy natomiast zaczęły się w jednej z karczm w tej małej mieścinie za sprawą kilku wstawionych krasnoludów. Początkowo Marie nie podejmowała żadnych kroków obserwując całą sytuację, jednak gdy khazadzi zbliżyli się od elfa i zaczęli go szturchać, czarodziejka podniosła się z miejsca i wymierzyła w nich swoją kosę mamrotając pod nosem jedno ze swych zaklęć. Nagle na ostrzu broni pojawiły się runy świecące ponurym, fioletowym światłem i po chwili całe ostrze emanowało tą złowieszczą, intensywną barwą.

- Radzę wam zostawić elfa w spokoju i oddalić się, albo poczujecie gniew Morra. - mruknęła. - Chyba nie chcecie sprawdzić co to magiczne cacko potrafi zrobić z waszymi ciałami? - uśmiechnęła się ponuro, a na wszelki wypadek, gdyby pijani krasnoludowie nie odstąpili, szykowała kolejne zaklęcie, które szybko zneutralizuje zagrożenie.
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

"Aaaa tylko nie on, ZNOWU ON?!?!?!" krzyknęła podświadomość Gildirila, zanim dopiero po chwili zorientował się, co się dzieje. Znowu ten krasnolud... Orzad mu było, prawda? Ech, to by było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Elf westchnął tylko, zacisnął zęby i zignorował khazada. Prawdopodobnie Orzad i tak się tym nie przejmie, ale cóż...

Jednak ciężkozbrojny krasnal na pokładzie miał swoje plusy. Bała się go nawet uzbrojona po zęby grupa opryszków... Zawsze to jakaś pociecha, może i marna, ale jest. Barka tymczasem płynęła leniwie, a Gildiril zaczął się zastanawiać - na cholerę mu to wszystko? Jak nigdy do tej pory czuł się teraz samotnie... Przeraźliwie samotnie. Ulrich ćwiczył z Gunterem, Luca i Castinaa byli zajęci sobą, za czarami nie przepadał, a za krasnoludami tym bardziej... Samotny, pośród kilkuosobowej grupy. Ale nie wolno się łamać. Nie takie kryzysy miał już za sobą...

***

" Hej, czujesz ten cholerny smród?
- Tak, cuchnie od tamtego martwego elfa!
- Ale ta chuda pizdeczka wciąż się rusza, nie może być martwa.
- Tak, ale zawsze można to zmienić! "


Te oto urocze słowa przywitały Gildirila w gospodzie w Wittgendorfie. Oj, będą kłopoty... Tylko trzeba ustalić, kto będzie miał większe. Marie zareagowała od razu, elf niemal równie szybko i syknął do szturchającego go krasnoluda -Odstąp waść- spojrzał na niego spode łba -Żyję, czego nie będzie można powiedzieć za chwilę o was, o ile się nie odczepicie- dłonie elfa powędrowały pod poły płaszcza, prawa do lewego sztyletu, a lewa do prawego. Gildiril błysnął ostrzem przed nosem jednego z khazadów. -Nie zmuszajcie mnie, żebym tego użył... proszę- wyciedził przez zęby, ale w jego tonie grzeczności nie było za grosz.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Ich cel był coraz bliżej. Ulrich cieszył się z tego powodu i widać było po nim, że jakby bardziej się ożywił. W dodatku z taką kompanią – Orzad raczył do nich ponownie dołączyć, a jak mawiał sierżant pod którym niegdyś służył de Maar, „jeśli chodzi o walkę, to krasnoludów nigdy za wiele.”

Wittgendorf. Teraz pozostaje tylko znaleźć tę po stokroć przeklętą kobietę. Ulrich jednak wiedział, że na samym znalezieniu zapewne się nie skończy. Przypomniał sobie widziane jeszcze wczoraj zmutowane truchło. „Ale przecież nie odważyliby się łazić beztrosko po mieście…”

- No, nareszcie to co de Maarowie lubią najbardziej. Zdrowie! – powiedział Ulrich upijając kilka łyków złocistego trunku. Ale zaraz ktoś musiał zepsuć mu humor. Banda krasnoludów nie tyle weszła, co wtoczyła się do karczmy i rozpoczęła „przyjacielską pogawędkę” z Gildirilem. Akurat to nie zdziwiło Ulricha. Trochę zaskoczyła go za to reakcja Marie. Ale nie czas się teraz nad tym zastanawiać.

Ulrich przeciągnął się i spojrzał na ich „gości.” Szczerze mówiąc nie sądził, żeby krasnoludy odpuściły. Po pierwsze przez dumę, po drugie przez alkohol. Zresztą on sam pewnie też by nie odpuścił… Wyciągnął lewak – bo to jednak pięciu krasnoludów, więc pięści mogą nie wystarczyć.
- Jak widzę, uprzejmości mamy już za sobą, więc przejdźmy do rzeczy. Wychodzicie czy wolicie pożegnać się z życiem już teraz?
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Golem powitał dawnego znajomego z nieskrywaną satysfakcją. Siedzenie bezczynnie na pokładzie zacumowanej barki nawet w towarzystwie Ulricha na dłuższą metę robiło się nudne. Tymczasem przybycie zapuszkowanej gadającej brody oznaczało co najmniej tuzin nowych historyjek do wysłuchania.

Günter niemal wypadł ze śmiechu przez burtę na widok bladej twarzy Gildirila, kiedy jego wzrok utwił w krągłej sylwetce Orzada. Znowu zapowiadały się ciche dni między tym dwojgiem i robienie wszystkiego, by nie skoczyć sobie wzajemnie do gardeł. Jak pies z kotem, pomyślał olbrzym, nie przestając chichotać.

Przypuszczenia Golema szybko się potwierdziły. Elf spędzał całe dnie w samotności, izolując się od wszystkich, ze szczególnym wskazaniem na krasnoluda.


- Ejże, nie macie wrażenia, że ostatnimi czasy namnożyło się tych poczwar? - Günter zapytał towarzyszy, wskazując na fioletowego mutanta. - To znaczy zawsze ich było pełno tu i ówdzie, ale ostatnio jakby... więcej?
To mogłoby tłumaczyć, dlaczego drużyna co chwila natykała się na mniej lub bardziej wyrośniętą bestię. Wystarczy wspomnieć potyczki w Weissbrucku i w pobliżu krasnoludzkiej budowli, kiedy to ścierali się z ogromnymi i śmiertelnie niebezpiecznymi dziwadłami.


Jak zwykle po dłuższym rejsie, Golem miał ochotę odpocząć przy kuflu miejscowego sikacza i zjeść coś ciepłego. I po raz już któryś nie było mu to dane, gdyż do karczmy władowało się pięciu zapitych krasnoludów, zainteresowanych wyładowaniem frustracji w szczególności na Gildirilu. Günter spojrzał kątem oka na Orzada, odnajdując zakłopotanie na brodatej twarzy weterana.
Na wszelki wypadek zacisnął swoje masywne pięści, wymownie dając khazadom do zrozumienia, że ewentualna awantura nie obędzie się bez porządnego lania.
Stanął obok czarodziejki, uważając, by dziwaczne ostrze nie dotknęło jego ciała.
- Panowie brodaci, usiądźcie sobie, pojedzcie, popijcie i dajcie spokój zmęczonym podróżnym. Po ostatniej młócce z mutantami Chaosu naprawdę nie mam ochoty używać siły przeciwko przedstawicielom szlachetnego krasnoludzkiego ludu. - Mówił spokojnym, opanowanym głosem. Po chwili jednak zmrużył oczy, a twarz Golema przybrała złowieszczy wygląd. - Jednak jeśli mnie do tego zmusicie, radzę liczyć się z konsekwencjami.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Luca, Cas & bliźniaki

Orlandoni z uśmiechem na twarzy przywitał Orzada z powrotem w szeregach ich barwnej kompanii, jednocześnie wciąż mając na oku Castinęę. Wygdądało na to, że kobieta jest z czegoś niezadowolona, poza tym na pewno odczuwała trudy podróży i stanu błogosławionego. Dlatego też Luca postanowił coś z tym zrobić.

Gdy tylko wyruszyli, nie pozwalał praktycznie nic robić swojej kobiecie (na co ona się denerwowała jeszcze bardziej, ale Tileańczyk szybko jej przypominał o dzieciach i o tym że nie może się przemęczać), większość czasu spędzali albo na pokładzie, albo we własnej kajucie, gdzie prócz wspólnych rozmów czytali również „Moje podróże z Gotrekiem” tom I i II ręki Felixa Jeagera i dalsze stronice „Ottokara i Myrmidii” i robili tysiące innych rzeczy. Orlandoni przygrywał od czasu do czasu ukochanej na mandolinie, szczególnie utwór który wymyślił kilka lat temu i nazwał „Talizmanem”. Bardzo jej się spodobał i co chwilę prosiła, by znowu zagrał. Wpatrywała się wtedy w niego i spokojnie przysypiała. Uwielbiał patrzeć jak robiła przysłowiowe nic; podczas tej podróży mieli wreszcie czas dla siebie, czas by spokojnie porozmawiać. Pewnego dnia, całując brzuch swojej Kluseczki, Luca spytał:

- O czym chciałaś ze mną porozmawiać, wtedy w Kemperbad? - oczekując jej odpowiedzi wrócił do całowania brzuszka, skupiając się na pępku i jego okolicach.

- O czym? - zapytała nieco zdziwiona. Chwilę się zastanowiła i w końcu przypomniała sobie. - Ach tak, już pamiętam. Chodziło mi o to, żeby się nieco pospieszyć i skupić tylko na jednej rzeczy. Znaczy się, albo handlujemy, albo bawimy się w ściganie tej organizacji. Jestem zmęczona bieganiem z jednego miejsca w drugie, ale dobrze wiesz, że za tobą pójdę wszędzie. Tylko chciałabym jednak mieć okazję pomścić naszą elfią towarzyszkę.
Usiadła i spojrzała się wyczekująco na Lucę.

Tileańczyk oderwał się od przyjemnego zajęcia, jakim było całowanie delikatnego brzuszka ukochanej, po czym uśmiechnął się do niej serdecznie.
- Obiecuję ci, że to się niedługo skończy, bo sam widzę jak jesteś zmęczona tym wszystkim, kochanie. - ich dłonie splotły się, a Luca pocałował ją czule. - Chyba wiesz, że nie dopuszczę do tego, żeby cokolwiek zagroziło tobie lub naszym dzieciom... Ale jeśli tamci wciąż działają, nic nie jest pewne. I nie chodzi tu już nawet tylko o pomszczenie Ninerl. Po prostu chcę mieć pewność, że jeśli wrócimy do Tilei, będziemy żyli spokojnie i nie będę się o was martwił, gdy wyjdę o świcie do pracy. Cierpliwości, Kluseczko, wszystko będzie dobrze. Jak się czujesz? - pogłaskał ją po głowie i przytulił.

- Dobrze - odpowiedziała za szybko i chyba nie do końca szczerze. - Martwię się o naszych towarzyszy, nie sądzisz, że osobą winną duże pieniądze, był Kastor? Mam nadzieję, że przez te głupie przebieranki nikt nie będzie miał kłopotów. Ech, to wszystko jest takie skomplikowane. Skąd tyle mutantów? Czy władca nadal stara się to tuszować? Ktoś nim steruje, jest pod czyimś wpływem, a może się z kimś zmówił?
Widać było, że wiele spraw i pytań zaprząta głowę kobiecie i zapewne przez to od jakiegoś czasu nie jest w zbyt dobrym nastroju.
- No i jeszcze Gunter... Jest jakiś taki smutny, nie sądzisz?

Przysunęła się do Luci i oparła głowę na jego ramieniu, a on przytulił ukochaną mocno. Znał ją już trochę i potrafił wyczuć kiedy Cas nie chce by się o nią martwił, dlatego wyczuł iż nie jest z nim do końca szczera.
- Musisz dużo odpoczywać, kochanie – zaczął, ale za chwilę zmienił temat pod naporem pytań Kluseczki. - Na pewno temu fircykowi chodziło o naszego Ulricha/Kastora, a skoro on jest w to zamieszany to i my również. Ulice Luccini mnie nauczyły, że za kompanem idzie się nawet w ogień, dlatego nie zamierzam jego i ich zostawić teraz samych. A co do reszty spraw, mam nadzieję, że wyjaśni się to niedługo, chociaż pojawienie się mutantów z taką częstotliwością jest dość podejrzane. W każdym razie ty się tym nie przejmuj, mamy ważniejsze sprawy na głowie – na potwierdzenie tych słów pocałował ją w brzuszek. Gdy zagadnęła o Guntera, Luca zmarszczył brwi.

- Gunter smutny? Nie zauważyłem... Dlaczego tak sądzisz?
- Tak jakoś mi się wydaje - odpowiedziała. Sama nie potrafiła dobrze tego wytłumaczyć. - Taki jakiś... samotny mi się wydaje. I Gil również. W ogóle wszyscy jesteśmy tu sobie tak naprawdę obcy, kochanie. No dobrze, może z wyjątkiem nas...
Chwilę jakby się nad czymś zastanawiała, w końcu wróciła do poprzedniego tematu.
- Wiesz, ja nie myślałam, żeby zostawić Ulricha samego. Tylko żeby jakoś zmienić jego wygląd, by nikt go już nie rozpoznał jako Kastora, rozumiesz? Tylko że wtedy stracimy możliwość dobrania się do tyłka tej organizacji.

- Ci ludzie już o nas wiedzą, więc wydaje mi się, że nawet gdybyśmy zmienili wygląda Ulricha i tak nic to nie da. Poza tym za dużo już im nabrudziliśmy, żeby zostawili nas w spokoju. Więc albo my, albo oni. A co do Guntera, to naprawdę nie zauważyłem. Inna sprawa, że na początku to oni mnie nie akceptowali i tylko na ciebie mogłem liczyć, nie pamiętasz? Gdyby nie ty, to już dawno by mnie tu nie było, bo gdzie bym się nie obejrzał, wszyscy pluli jadem. Nawet świętej pamięci Ninerl. - Luca spochmurniał.

- Tak, pamiętam - westchnęła.
Było jej przykro, że przypomniała mu te mało przyjemne chwile. Pogładziła mężczyznę po policzku i ucałowała w usta, jednak dość szybko się odsunęła, gdyż nie była w formie czy nastroju na coś więcej. Już nie mogła się doczekać, kiedy ten cały rejs się wreszcie skończy.

Resztę dnia spędzili tak samo, jak wszystkie poprzednie. Może tylko Castinaa trochę mniej się odzywała, pochłonięta swymi myślami. Barka płynęła powoli, ale czas mijał kobiecie bardzo szybko. Każdego poranka zauważała, jak jej ciało przechodzi bardzo delikatne i subtelne zmiany. Biust się powiększał, a kości biodrowe jakby się cofały i zanikały. Biodra nieznacznie się zaokrągliły, nudności stawały się coraz bardziej dokuczliwe i pojawił się wyjątkowo nieprzyjemny ból w plecach, jeśli tylko zbyt długo stała lub chodziła. Już nawet Luca nie musiał jej gonić, by sie oszczędzała, sama z przyjemnością co jakiś czas sobie przysiadała lub przysypiała. I nie robiło Tileance różnicy, czy zaśnie sobie na pokładzie czy pod nim, byleby tylko nie padało. Jedynie ciągle ćwiczyła rzucanie nożami, by nie wyjść z wprawy, co okazało się przydatne, gdy mijała ich łódź pełna jakiś zbirów.

W końcu dopłynęli do celu i młoda panna Bassadocci z ulgą zeszła na stały ląd. Luca wiedział, iż należy ją teraz najkrótszą drogą zaprowadzić do karczmy, gdzie będzie mogła w spokoju odpocząć i coś zjeść. Wiadomości jakie uzyskali w Wittgendorfie kupiec uznał za pomyślne. Położenie domu Etelki siedem mil od miasta było sprzyjające. Mieli swobodę działania i pewność, że nikt się nie wtrąci. Zwłaszcza, że właścicielem kopalni okazał się ojciec Castinyy – miło zaskoczyła ta wiadomość Orlandoniego, a ją na tyle zszokowała, iż kobieta zupełnie zamilkła. Jadł właśnie pstrąga z warzywami gdy siedzącego na uboczu stołu Gildirila zaczepiło pięciu krasnoludów. Luca uśmiechnął się złośliwie, gdy Marie, a potem Gil, Ulrich i Gunter zareagowali. Nie odkładając sztućców powiedział do khazadów.

- Na waszym miejscu bym się zastanowił dwa razy nim cokolwiek poczynicie. Nie jesteśmy pierwszymi lepszymi przyjezdnymi których można zgnoić. Jeśli chcecie się o tym przekonać, to jazda. Ta pani obok mnie – wskazał wzrokiem na Castinęę. - ubije trzech szybciej niż zdążycie się ruszyć. Gotowi to sprawdzić? - spojrzał spode łba na pijanych długobrodych.
Nim skończył mówić, w dłoni Cas błysnęły ostrza i kobieta była gotowa, by ich naprawdę pozabijać.
- A nie mógłbyś im odstrzelić tych durnych łbów? - zapytała rozeźlona. - Stresują mnie i nasze dzieci, zero szacunku dla kobiety. - to mówiąc, drugą dłoń położyła na brzuchu i spojrzała się z wyrzutem na khazadów, a potem na Lucę. - Lepiej odejdźcie, dziś nie jesteśmy w nastroju na zaczepki. Elf jest naszym towarzyszem i nie pozwolimy, byście go obrażali.

Na potwierdzenie tych słów Luca raz-dwa dobył swych pistoletów celując w khazadów..
- Najnowszy wynalazek krasnoludzkich inżynierów z Karak Hirn – mogę strzelać seriami, więc nim zdążycie coś zrobić, będziecie leżeć na podłodze w kałuży krwi i własnych wnętrzności. Więc jak będzie? - spytał robiąc groźną minę.
Castinaa miała cichą nadzieję, że teraz dadzą sobie spokój i odejdą. O ile nie są tymi honorowymi popaprańcami, którzy za wszelką cenę będę udowadniać, iż się nie boją bandy ludzi. Plus elfa. Na szczęście mogła rzucać na siedząco, gorzej, bo by jej posiłek wystygł...
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Widząc płonącą fioletową barwą kosę Marie, a potem broń każdego z was, khazadzi unieśli ręce w górę śmiejąc się pod nosem.
- Przecie my żartowli jeno – powiedział jeden z długobrodych. - Pokój i miłość, człeczyny!
Kiwnął głową na pozostałych i tocząc się oddalili się od waszego stolika. Nie wyglądało jednak na to, że chcą spokojnie tutaj wypić. Rozróbę wszczęli kilka stolików dalej i chcąc nie chcąc musieliście wstać z miejsc, by nie zarobić po głowie albo kuflem, albo latającym stołkiem, tudzież kawałkami porozwalanych stołów. Czarodziejka wymówiła pod nosem kilka niezrozumiałych słów, jej dłoń na chwilę rozświetlił ten sam fiolet co przed chwilą ostrze jej kosy i pięciu krasnoludów, niczym bezwolne marionetki padło nagle na podłogę chrapiąc niesamowicie. Wyglądało na to że pośpią sobie kilka godzin. Gdy padli nieprzytomni, karczmarz odetchnął z ulgą i kiwając głową podziękował Marie za pomoc, oferując darmowy obiad całej drużynie.

Chwilę potem do karczmy wpadł też oddział straży miejskiej, szybko orientując się, co zaszło. Poobijany w karczemnej bójce ludzie wstawali z podłogi i krzywili się z bólu, wyzywając khazadów. Straż, w składzie czterech ludzi i sierżant, niezbyt delikatnie zabrała długobrodych, nawet nie bawiąc się w zadawanie pytań. Nie było to pierwsze takie zajście, to było pewne. Jeden z bywalców karczmy podszedł do was, spluwając za wynoszonymi, i zerkając na pijącego przy barze Orzada zaczął mówić.

- Krwiożercze krasnoludy! Powinno się je schwytać i powiesić! Tylko awanturować się potrafią, bandziory. Te krwiożercze świnie spaliły trzy farmy i wyrżnęły wszystkich mieszkańców. Nie mam pojęcia dlaczego straż nie dobrała się im jeszcze do tyłków.


Splunął jeszcze raz i wyszedł z karczmy. Zaś Orzad podszedł do was, najwyraźniej słysząc całą rozmowę.
- Róbta co chceta, ale ja idę sprawdzić co ich napadło. Ponoć mają obóz pod miastem. Czekajta na mnie, gdy już załatwicie swoje sprawy!
Poprawił topór i tobołek na plecach, po czym wyszedł, pewnym krokiem zmierzając ku obozowi krasnoludów.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Esmeralda »

Marie

Proste zaklęcie szybko uspokoiło rozjuszonych krasnoludów i zaprowadziło ich wprost w objęcia Pana Snów. Prześpią się tyle czasu, że z pewnością wytrzeźwieją. Czarodziejka skinęła jedynie głową na podziękowania karczmarza; jakoś nie była przyzwyczajona, że ktoś dziękuje jej za cokolwiek. Słysząc plotki od miejscowych, zdziwiła się mocno. Zaczepiła Orzada nim ten zdążył ich pożegnać i powiedziała.

- Poczekaj, pójdę z tobą, Orzadzie. Nie wierzę że krasnoludy mordują i palą wioski. Coś tu jest nie tak. Ludzie lepiej na ciebie będą patrzeć, jeżeli będzie z tobą człowiek. A właściwie w ogóle nie będą patrzeć, jeśli będę w pobliżu ja.
– uśmiechnęła się ponuro, po czym spojrzała na pozostałych. - Czy nie sądzicie że warto to sprawdzić? To nienaturalne, co tutaj się dzieje.

Poczekała co odpowiedzą kompani, po czym, z nimi lub bez nich, ruszyła za krasnoludem.
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Castinaa & Luca & dzidziusie ;)

Tileańczyk już miał zamiar łapać za pistolety, gdy jeden z rzuconych kufli minął go o przysłowiowy koński paznokieć, jednak Marie szybko załatwiła sprawę wysyłając długobrodych w krainy snu. Mimowolnie gwizdnął z podziwu. Poprawił pistolety za pasem i spojrzał na Ametystową Czarodziejkę.

-Nie ma co, dobra robota. - uśmiechnął się i skinął jej głową z uznaniem.

Wkrótce nadeszli strażnicy wspominając o krwiożerczej bandzie krasnoludów. Orlandoniego zatkało, nie wierzył własnym uszom. To zakrawało na czarny humor, widocznie jednak nim nie było. Palące farmy i mordujące ludzi krasnoludy! Tego jeszcze nie było! Spływające rzeką truchła mutantów a teraz takie kwiatki. Źle, oj źle się dzieje w lennie Sigmara. Coś tu śmierdziało i śmierdziało brzydko. Co więcej cała sprawa mogła mieć związek z Etelką i kultem Purpurowej Dłoni. Dlatego gdy Marie postanowiła ruszyć za Orzadem, Luca zabrał głos.

- Myślę, że wszyscy powinniśmy się tym zainteresować – oznajmił grupie. - Chyba że nie czujesz się zbyt dobrze, kochanie, to zostaniemy w karczmie.

Castinaa popatrzyła na ukochanego i uśmiechnęła się. Te kilka dni na barce sprawiły, że odpoczęła i nabrała nowych sił. Wciąż jednak miała te denerwujące mdłości.
- Czuję się dobrze, możemy ruszać, Luca. Jeśli oczywiście pozostali się zgodzą – zerknęła na Guntera, Ulricha i Gildirila.
- Myślę że nie będziecie mieć nic przeciwko, prawda, panowie? - spojrzał na nich. - Poza tym najlepiej jeśli będzie trzymać się jedną grupą. Tutaj i tak nie ma co robić – rozejrzał się po karczmie. - a tam może być ciekawie. - uśmiechnął się krzywo.

- Czekajcie, Orzadzie – gdy wszyscy się zgodzili, dogonił brodacza – pójdziemy z wami. To do dupy nie podobne, żeby khazadzi łupili i mordowali w sercu Imperium.

Postarał się jeszcze wypytać karczmarza i bywalców o wszystkie szczegóły. Sierżanta straży zapytał zaś, robiąc minę oburzonego obywatela i bogatego kupca:

- Panie oficerze, co to za plotki? Jakaś banda krasnoludów bezkarnie pali i morduje w środku Imperium? Czemu nie zrobiło z nimi jeszcze porządku wojsko?
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Elf wzrokiem pełnym zaciętości obserwował to, co się działo w karczmie. Namolne krasnoludy dały im spokój, ale za to wywołały awanturę parę stolików dalej. Jednak Marie swoimi czarami zafundowała im parę godzin zdrowego snu. Uff, z dwojga złego lepiej mieć ją po swojej stronie... Gildiril schował noże i bardzo dobrze, bo zaraz zjawiła się straż miejska. Wyglądało na to, że khazdzi nieźle nabroili... Ale jak głupi, to niech się martwią.

Zdziwiło go, z jaką ochotą jego towarzysze zgłosili się do sprawdzenia razem z Orzadem, co się dzieje. Super, może jeszcze będą bronić tych krasnali? Do czego to doszło... Elf tylko westchnął tak, by nikt nie słyszał i ruszył za resztą. Nie chciał oddzielać się od grupy, bo miał świadomość, że ci tutaj obronią go w razie potrzeby chociaż przez grzeczność. Od innych niestety takiej życzliwości nie mógł oczekiwać, o czym przekonał się już kilka minut wcześniej.
-Idę z wami- powiedział zrezygnowany -Lepsze to, niż zostać samemu w tej nieprzyjemnej okolicy...-
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Szczerze powiedziawszy Ulrich był trochę zawiedziony, gdy krasnoludzi jednak zrezygnowali z potyczki. Zawsze to dobra okazja, żeby się trochę rozruszać. Ta piątka jednak nie zrezygnowała z awantury w ogóle – ich wola. Wtedy Marie zrobiła… coś, a ich „przyjaciele” zwalili się na podłogę. Gdy de Maar zrozumiał co się stało, skrzywił się lekko i spojrzał na czarodziejkę.
- Ładnie. Przyznam, że takie rozwiązanie oszczędza dużo czasu… Ale tak kończyć awanturę bez zadania nawet jednego ciosu? – de Maarowi wydało się to trochę nie w porządku względem krasnoludów. „No, ale w końcu sami tego chcieli, więc nie ma co roztrząsać” pomyślał.

Potem zwrócił się do kompanii.
- Chyba mamy tu pewną sprawę do załatwienia. Chociaż może oni też coś wiedzą o tej Etelce… Poza tym – z tego co widzieliśmy przed chwilą – wynika, że jeśli po prostu przyjdziemy „w odwiedziny,” to mogą nas spotkać pewne… nieprzyjemności ze strony krasnoludów. – powiedział, po czym dodał – Oczywiście bez obrazy Orzadzie. Okaże się na miejscu. No i nie wiem czy nie powinniśmy zabrać ze sobą przynajmniej jakiegoś przedstawiciela prawa… Chociaż nie, lepiej najpierw samemu to sprawdzić.

- I tym razem ich nie zaczepiaj, dobra? – zwrócił się z uśmiechem do Gildirila, który chyba mimo jego świetnego, żołnierskiego żartu, wciąż nie był zbyt zadowolony z takiego obrotu spraw.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

- Bośmy nic udowodnić im nie mogli panie! Trzy karczmy niedawno zaatakowano, wyrżnięto wszystkich ich mieszkańców! Stąd i świadków brak. A cholery ostatnio znów pieniądze skądeś mają i chleją! A przed tymi napadami to jakby ich nie było, głów z chat nie wyściubiali nie mając na piwo.

Cóż, w takiej sytuacji pozostawało jedynie dowiedzieć się czegoś u samych krasnoludów, o ile jeszcze oczywiście wszystkie nie leżały gdzieś pod stołami spite do nieprzytomności lub odsiadywały za kratkami karę za wszczynanie burd. Zapytany mieszkaniec Wittgendorfu wskazał wam drogę do ich osiedla, chociaż z raczej niezadowoloną miną i spluwając natychmiast jak tylko Orzad się odwrócił. Samo osiedle stanowiło raczej marny widok. w "Khazid Slumbol" jak je nazywali sami khazadzi mieszkało ponoć kilkanaście krasnoludów, a stare drewniane chaty sprawiały raczej przygnębiające wrażenie, wielu z tutejszych górników już dawno opuściło to miejsce.

Po wejściu za palisadę poczuliście się nieco nieswojo. Znajdujące się w środku krasnoludy patrzyły na was nieprzyjaznym wzrokiem i odnosiliście wrażenie, że tylko dzięki obecności Orzada nie obrzucono was zgniłymi warzywami czy innymi specyfikami. Jeden z długobrodych, mieszkający najwyraźniej w najbliższej palisady chacie, wyszedł wam na spotkanie, patrząc spode łba.

- Bądź pozdrowiony, bracie. Co cię tu sprowadza i po co ciągniesz za sobą ludzi?

Sprawiał wrażenie, jakby widział wyłącznie swojego pobratymca, "delikatnie" ignorując resztę.
- To ja tu powinienem pytania zadawać, jako Orzad Luhargen, syn Gloina! Prowadź do wodza!
Khazad chciał coś odpowiedzieć, ale widząc nieustępliwe spojrzenie waszego kompana machnął tylko ręką, odwracając się.
- Za mną. Gorim się wkurzy.

Prowadził was szybkim krokiem do sporego budynku o mocnych wrotach. W międzyczasie Orzad zbliżył się do was, syknąwszy cicho.
- Gadajcie co chcecie. Ale jak ich oskarżycie o te karczmy to nie wyjdziecie stąd cali! Baczcie na słowa.
Cóż, honor dla krasnoluda znaczył wiele. Wprowadzono was przez niskie wrota, w których wszystko wyższe od krasnoluda musiało się schylać, do zadymionego pomieszczenia, w którym niewiele było widać. Kobiety i Orlandoni rozkasłali się, wdychając gryzący dym wydobywający się z umieszczonych na ścianach pochodni.
Zaraz potem z sąsiedniego pomieszczenia dobiegł was nieprzyjemny głos wodza klanu.

- Wejdźcie i przestańcie kaszleć. Czyżby nie odpowiadało wam nasze powietrze?

Stąpając po wilczych skórach doprowadzeni zostaliście do siedzącego na kamiennym krześle Gorima Wielkiego Młota. Po obu jego stronach stało jeszcze czterech zbrojnych krasnoludów.

- Czego chcecie? Mam na was tracić cały dzień?
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

-Jasna sprawa. Tym razem zaatakuję bez ostrzeżenia- odparł Ulrichowi. De Maara trzymają się żołnierskie żarty, a Gidirila takie bardziej typowe dla osób jego pokroju.

Elf wszedł do jaskini lwa. Miał wrażenie, że gdyby nie Orzad, nie przeżyłby dłużej niż minuty. A już na pewno trudno by było mu stąd wyjść w miarę nienaruszonym stanie. Ale tak szczerze on także do krasnoludów nie pała miłością. Dlatego stara się trzymać od nich z daleka. Dla dobra obu stron.

Gildiril wtrzymał oddech wchodząc do domu wodza. Jeszcze tego by brakowało, by narzygał khazadom na prób. Tego nawet jego cynizm nie dopuszczał. Pozwalał jednak na drobne złośliwości -To jak?- Szepnął do pozostałych -Co im powiecie? Bo mnie i tak nie posłuchają- W tej sytuacji nawet poczuł ulgę. Chociaż jak sytuacja się skomplikuje, to on pierwszy pewnie będzie miał przesrane. Ale co tam. Po cichu liczył na Lucę. który jest w stanie tak krasnalom przygadać, że się sami przyznają, ewentualnie oskarży ich ubierając to w komplementy. I tak już wpadli...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Luca

Luca raczej nie kwapił się by wejść do obozu krasnoludów czy siedziby wodza – kiedyś machnął by na to ręką, ale teraz, ze względu na stan błogosławiony swego Kwiatuszka musiał mieć świadomość, że może z tego wyniknąć jakaś zadyma. A tego nie chciał. Mówiąc „powinniśmy się tym zainteresować” miał na myśli raczej przyjrzenie się z daleka. Jakoś tak wyszło. Krasnoludy wszak nie wyglądały jakoś strasznie, tyle że byli trochę obdarci. Orlandoni wciąż nie wierzył, że mogli dokonać przypisywanych im czynów. Wilcze skóry były całkiem ładnie, kupiec mimowolnie obliczał ich wartość. Zachowując spokój zmierzył wzrokiem Gorima Wielkiego Młota. Mimo, że nieprzyjemny, wódz nie wyglądał na szefa morderców. Tileańczyk miał nadzieję, że tym razem pozory oraz intuicja mówiąca, że khazadzi są niewinni go nie mylą. Prawdę mówiąc nie zamierzał z początku w ogóle się odzywać a raczej wysłuchać rozmowy Orzada z przywódcą. Postanowił jednak zaryzykować, grać w otwarte karty.

- Właściwie – przemówił marszcząc brwi. - przybyliśmy tu jeno jako kompani tego oto świetnego męża, Orzada, syna Gloina, rodem z Karak Kadrin. Początkowo nie zamierzaliśmy się wtrącać w wasze sprawy. Lecz chcemy wyjaśnić co się tu dzieje i mamy podstawy by sądzić, że mogą być w to zamieszani ludzie oddający cześć demonom Chaosu. Tropimy ich od dawna i sądzimy, że to oni dokonali przypisywanych wam czynów. Byłoby to do nich podobne, jako że szczególną nienawidzą darzą krasnoludów i widać zadbali by to na was spadła wina za ich zbrodnie. Uważają khazadów za największych wrogów Chaosu i sam widziałem uprowadzonych przez nich i torturowanych i na koniec złożonych w ofierze demonom w Bogenhafen członków waszej rasy. - trochę przesadzał, ale dobra ściema nie jest zła, jak uczył go Papa Orlandoni. - Ich organizacja nosi nazwę Purpurowej Dłoni. Pomyślcie teraz, znacie ich dobrze. Czyż to nie ich przywódczyni, Etelka Herzen zamknęła waszą kopalnię? - spojrzał odruchowo na Castinęę, która prawdopodobnie była właścicielką rzeczonej.

Guido zrobił pauzę obserwując wrażenie jakie zrobiło to zdanie.

- Gorimie Wielki Młocie, panowie krasnoludy i ty druhu Orzadzie – rzekł niskim, pełnym powagi głosem mobilizując całe swoje zdolności aktorskie. – Walczcie o swe dobre imię, walczcie honor. Czyż to nie najważniejsza rzecz dla Starej Rasy? Pomóżcie nam wyjaśnić zagadkę tych napaści a potem stańcie z nami do boju przeciw plugawym psom Chaosu! O pieniądze się nie martwcie, nie wyjdziecie z tego interesu stratni. Otworzycie znowu kopalnię. To ten przeklęty pomiot wpędził was w biedę, a to jest prawdziwa właścicielka waszej kopalni – wskazał na Castinęę. - Poraża mnie, gdy widzę jakie wyrządzono wam krzywdy, i chcę je pomścić, jak moich poległych towarzyszy.

Tileańczyk skończył i czekał patrząc w oczy Gorima. Jeśli ci khazadzi byli winni przypisywanych im mordów, w tym momencie powinni rzucić się na nich i zasiec toporami. Jeśli, jak przypuszczał, byli zwykłymi krasnoludami powinni według wszelkiej wiedzy jaką Luca posiadał na temat Starej Rasy, przyjąć ich propozycję. Każdy krasnolud jakiego znał tak by uczynił.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Ulrich czuł się trochę nieswojo przechodząc przez obóz, pod ciężkimi spojrzeniami krasnoludów. Może spodziewał się trochę większej gościnności? A może myślał, że od razu przyznają się do zarzucanych im czynów – bo kto wie jak mogło im się w głowach poprzewracać po zamknięciu kopalni?

De Maar musiał przyznać w duchu, że gdyby nie małe wysokości drzwi i dym, bardzo by mu się tu podobało. No, ale przecież nie przyszedł tu zwiedzać. Kiedy stanęli przed Gorimem, Ulrich spojrzał po towarzyszach. Przelotnie pomyślał, że elf musi być teraz po prostu wniebowzięty…

Trzeba przyznać, że gadać to Luca potrafi. Ulrich co prawda nie był pewien, czy ktoś o wyglądzie kupca mówiący o „plugawych psach Chaosu,” to wiarygodny widok, ale mniejsza o to… De Maar taktownie milczał, bo ta sytuacja to już nie jest bójka z pijanymi krasnoludami w jakiejś mordowni, a gimnastyka językowa to nie jest mocna strona rajtara. Złapał się na myśli, że walka z nimi wszystkimi byłaby ciekawym przeżyciem. Krótkim i nieodpowiednim dla de Maara – bo w końcu khazadzi to przyjaciele Imperium! – ale ciekawym.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Zablokowany