[D&D] Tolerancja

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Azrael »

- Pod habitem... nie ważne to długa historia. Opowiem Ci ją kiedyś przy ognisku. - *O ile będę miała ochotę na zmyślanie... szkoda, że nie znam szczegółów.*

- Łoł, jestem pod wrażeniem, nie każdy potrafi ochronić swój umysł przed telepatią... dziwię się, że ktokolwiek bez zdolności telepatycznych potrafi. Kto cię tego nauczył? - rzekła do Kotki, lecz nie skupiła na niej całej swojej uwagi. Jeszcze zanim piękna "kobieta" zdążyła odpowiedzieć Aeria szybko, kącikiem ust wymamrotała do mnicha - A więc na takim upale wolisz smażyć się na słońcu, zamiast rozkoszować się cieniem?
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Samanta »

Gdy wampirzyca zdjęła maskę napastnikowi serce zaczęło jej bić coraz mocniej. Gdy zobaczyła twarz przyjaciele tylko zasłoniła ręką swoje duże czerwone usta. Nawet nie słuchała co mówił mężczyzna, ta siedziała pochylona nad przyjacielem wpatrując się w jego martwe oblicze. Gdy paser wyszedł Samanta wstała gwałtownie i zaczęła nerwowo kręcić się po pokoju. Ciągle w szoku nie okazywała żadnych emocji, lecz nie trwało to długo. Morze łez zaczęło napływać jej do oczu. Kobieta zacisnęła pies i z całej siły uderzyła w drewniany, solidny stolik czując jak jej poprzednie złamana ręka złamała się jeszcze bardziej. Po chwili wydobyła z siebie tylko krzyk dla rozładowania emocji.

-Zabiłam Dragora… Najlepszego przyjaciela… Kochanego Dragora

Szeptała w kolko znowu kucając przy nim. Samanta pochyliła się nad twarzą mężczyzny i pocałowała go w zakrwawiony policzek, który zostawił krwawy ślad na jej ustach. Po chwili wstała. Starała się nie płakać, ale łzy leciały jej z oczu mimo wolne. Chwiejąc się na nogach jak by była kompletnie pijana ta zeszła po schodach na dol. Minęła wszystkich wychodząc z karczmy chwiejnym krokiem. Po chwili jednym ruchem reki rozwiązała rzemyk a jej włosy, tym razem nie proste a pofalowane opadły na jej twarz. *Zabiłam przyjaciela* Powtarzała sobie idąc cały czas w stronę karczmy gdzie znajdowała się Ruda i inni.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

Indimar, Aranea i Samnata

Atmosfera w karczmie zaczynała przypominać tą z pogrzebów. W końcu nie bez powodu... Właśnie zmarł Ekthelion, pół elf, bard, który nigdy nie zaśpiewa już żadnej pieśni. Dwie kobietki, które wcześniej doglądały karczmarza, teraz odstąpiły od niego i stały jak wryte patrząc na swojego umarłego wybawiciela. Ich powieki gwałtownie spuchły, a z oczu polały się łzy. Zarówno karczmarz, jak i wszyscy żołnierze z Rozentronu znajdujący się w gospodzie leżeli nieprzytomnie, jednak nic nie wskazywało na to, że byli w stanie umierającym. Grymas bólu przemknął po twarzy Indimara, ponieważ odezwała się dłoń, którą bił Rozentrończyków... Wszystkie kostki były zdruzgotane, a paladyn był niemalże pewny, iż z nadgarstkiem także stało się coś złego. Zauważywszy to jedna z kobiet ruszyła w stronę Indimara i z wielką wprawą zrobiła mu prowizoryczny bandaż odrywając kawałek materiału ze swojej sukni. Wszyscy pogrążali się w smutku... Wszyscy oprócz Tirtusa tajemniczego czarodzieja i najwyraźniej wróżbity, który nie rozstawał się z talią swoich kart. Ten postąpił krok w stronę Indimara i położył mu rękę na ramieniu:
-Nie przejmuj się... Wydaje mi się, iż znam sposób by wrócić mu życie, jednak będzie to wymagało wielkiej pracy, siły i poświęcenia. Muszę o jeszcze sprawdzić, a wy idźcie spać. Sen da wam siłę, żeby jutro walczyć o jego życie i potrafi wypaczyć każdy smutek z serca- ruszył w stronę drzwi- Zobaczymy się jutro z samego rana.
W drzwiach staruszek rozminął się z Samantą, która wchodząc do karczmy od razu wyczuła, iż atmosfera w niej panująca jest jakaś dziwna... W oczach miała łzy. Kiedy kobieta skończyła robić bandaż Indimarowi, wzięła swoją koleżankę i razem poniosły nieprzytomnego karczmarza po schodach informując was, że możecie zając pokoje jakie chcecie.

[Proponuje zrobić jakiś dialog i wymagam, żeby postacie w waszych postach poszły już spać, ponieważ następnego posta chcę zacząć już od poranka]

Xander i Ariadna

Dwoje ślepców diablę oraz kobieta rasy ludzkiej wędrowali długim, ciemnym korytarzem potykając się raz, po raz. Xander tak naprawdę nie był ślepcem, jednak dobrze zawiązana przepaska szczelnie zasłaniała mu cokolwiek, co mógłby zobaczyć, natomiast Ariadna naprawdę była ślepa, jednak żeby było śmieszniej widziała dużo więcej niż przeciętny człowiek. Maszerowała również z nimi kotka Kitty, która co jakiś czas zapewniała, że to tylko kawałek i zaraz droga się zakończy. Później nakazała im stanąć... Usłyszeli szelest... Jednak po chwili znowu maszerowali w ciemnościach swojej ślepoty odczuwając tylko lekką zmianę: Powietrze było tutaj o wiele świeższe, a temperatura niższa. Po kilku minutach marszu Kitty rozwiązała mnichowi przepaskę, a Ariadnie umożliwiła dostęp do swojego umysłu. Byliście na kompletnym pustkowiu i gdzie nie sięgnęliście wzrokiem widzieliście tylko piasek i powóz na saniach, przy którym stały cztery wielbłądy:
-Zapraszam do środka i życzę miłych snów- powiedziała swoim przypominającym "miałczenie" głosem- Przed południem powinniśmy znaleźć się w Afracie.
Prawie pełny księżyc zapewniał, że przed wami długa droga.

[Tutaj także proszę poprowadzić swoją postać do snu, bo następny post zaczyna się od świtu]
Mój miecz to moja siła
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Samanta »

Kobieta popatrzyła na zgromadzonych. Ciągle w szoku nawet nie odezwała się do przyjaciół. Przechodząc obok Rudej, Samancie spadła kolejna kropla z oczu.
-Dobranoc
Wyszeptała cicho i ruszyła na gore. Nie mogla zasnąć przez parę najbliższych godzin. Dopiero jak już prawie świtało kobieta zamknęła oczy i usnęła.

[Przez najbliższy miesiąc będę w na wakacjach. będę miała swój laptop i na necie będę jak tylko bede miała taka możliwość. Jednak mogą nastąpić małe opóźnienia. jeśli MG sobie życzy może poprowadzić moja postać w razie potrzeby =) ]
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Azrael »

Aeria

Gdy tylko kareta ruszyła, Aeria rozsiadła się wygodnie na fotelu, poczym naciągnęła sobie kaptur na głowę. Choć czarodziejka miała ochotę ściągnąć buty, rozciągnąć się i "rozwalić" na całej podłodze, jednak wiedziała iż nie było by to najlepiej przyjęte. Sięgnęła dłonią za plecy i nacisnęła klamry, dzięki czemu kaptur, oraz płótno połączone z materiałem naokoło ramion oddzieliło się od płaszcza. Uzyskanym w ten sposób kocykiem Aeria zasłoniła przednią część swojego ciała, rzuciła krótkie "dobranoc" i poszła spać. Nigdy nie miała problemów z zaśnięciem.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
mamra22
Majtek
Majtek
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
Numer GG: 0

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: mamra22 »

Xander Tanari

Jak tylko mnich poczuł świeże powietrze, od razu wrócił mu humor.
*O tak z pewnością przyda nam się ten cień w powozie,*
pomyślał z wesołością. Znowu wyszło na jego. W nocy żaden cień im się nie przyda, a na wielbłądach przybyli by pewnie rankiem, a więc także uciekli by przed słońcem. Lubił kiedy miał racje, ale wolał już głośno teraz nie wyrażać. W końcu po co złościć kotkę, dla kilku chwil satysfakcji, skoro i tak ją odczuwał. Nie odezwał się wiec ani słowem w czasie jazdy. Reszta raczej też nie była rozmowna. Mnich spokojnie siedział i pozwolił krążyć swoim myślą swobodnie. W końcu zamknął oczy i zapadł w sen.
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Matt_92 »

Aranea, Indimar

Ruda westchnęła i wstała, przygładzając sukienkę mechanicznymi ruchami rąk. Rzucajac ciche "dobranoc" udała się na
górę. Nie czekała na nikogo, jedynie w drzwiach pokoju obróciła się, aby zerknąć, czy ktoś nie idzie.

Indimar rozmasowywał powoli bolący nadgarstek.
-Uff... trochę boli. Ale chyba jest tylko zbity.- szepnął sam do siebie. Podniósł głowę- Ruda sobie poszła, a nikt inny nie zwracał na niego uwagi.
-Jasne, nie troszczcie się o mnie, poradzę sobie sam.- mruknął i poszedł na górę za wojowniczką. -Szkoda go. Naprawdę szkoda.- rzucił i oparł się plecami o drzwi. -Czemu to zawsze się tak kończy?

Ruda zaprosiła paladyna gestem dłoni do pokoju, gdzie usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach. Gdzie podziała się ta wojowniczka, którą była do tej pory? Teraz była zwykłą, zrozpaczoną dziewczyną, tak samo bezbronną i wymagajacą pocieszenia, jak każda.
- Mamy pecha od samego początku tej misji - szepnęła, nie podnosząc wzroku.

Chłopak wszedł za nią do pokoju, zamknął za sobą drzwi. Usiadł obok niej i objął ją ramieniem.
-Przyjechał na wezwanie Errera, dzielnie walczył z przeciwnościami losu, a teraz zginął w jakiejś karczemnej bójce. -mruknął paladyn. Głośno zaklął, po czym zaczął dalej oglądać rękę.
-Mam nadzieję, że chociaż niczego sobie nie połamałem na tych kolczugach.

Ruda oparła głowę na rameniu Indimara. Tego potrzebowała - przytulić się do niego, bo przy nim czuła się bezpiecznie i spokojnie.
- Miał pecha - szepnęła, łamiącym się głosem, jakby zaraz miała się rozpłakać, po czym ujęła paladyna za dłoń. -

Chyba nie połamałeś sobie palców.

-Jak długo będziemy musieli jeszcze siedzieć na tej przeklętej wyspie?- spytał, czując ogromny żal do losu.

-Najpierw zabrali Gorima, teraz odszedł Ekthelion. A zdążyłem się do nich już naprawdę przywiązać.- powiedział.

- Szszsz - Aranea położyła palec na ustach Indimara. - Też będzie mi ich brakowało. Ale ten wróżbita mówił, że jest sposób. A skoro jest, to go wykorzystamy. Dobrze?

-Tak. Musimy spróbować.
Milczał przez chwilę i spojrzał jej w oczy. Po chwili opuścił wzrok.
-Wiesz... trochę się boję...- zaczął. Nie bardzo wiedział co powiedzieć.

Ruda poklepała paladyna po kolanie, aby dodać mu otuchy. Obiecała sobie, że się nie rozklei, że będzie twarda.

Przynajmniej dla niego.
- Damy radę - zapewniła, zdobywajac się nawet na nieśmiały uśmeich.

-Gorim, Ekthelion. Ktoś chce się dobrać do Samanty, Rozentronczykom coś nie podoba się we mnie. Cholera, będzie gorąco.

Ruda spuściła wzrok. Milczała przez moment, przetrawiajac gorzką prawdę - były kłopoty. I to DUŻE kłopoty.
- Nie rozmawiajmy już o tym - poprosiła.

Indy wstał i podszedł do drzwi.
-Za sekundkę wrócę.- powiedział i poszedł do swojego pokoju. Ściągnął zbroję, zostawił półtoraka i wszystkie graty w pokoju.

Ruda w międzyczasie zdjęła sukienkę i przebrała się w koszulkę nocną - była zmęczona, chciała się położyć, gdyby paladyn nie wrócił. Miała jednak nadzieję, że wróci.

Paladyn zapukał do drzwi i powoli wszedł do środka.
-Mówiłem że zaraz wrócę.- rzekł i usiadł na łóżku.
Rozmyślal przez chwilę o różnych rzeczach. I ciś mu się przypomniało. W wirze akcji nie miał kiedy zapytać.
-A jak udała się kolacja?

Ruda oparła głowę na jego ramieniu. Westchnęła głęboko.
- Nawet nie pytaj - mruknęła.

-Było aż tak źle?- spytał Indy. Ciężko było mu się nie uśmiechnąć, ale jakoś dał radę.

Ruda przez moment wahała się, czy powiedzieć, jakby było naprawdę. W końcu uznała, że nic nie traci.
- Dałam kosza Herbertowi i się na mnie obraził - wyjaśniła.

-Na jego miejscu też pewnie bym się obraził.- zauważył, a uśmiech spełznął z jego twarzy. -Chyba nie powinnaś, wiesz?

- No nie! - oburzyła się Ruda, odskakując jak oparzona od paladyna. - Wiesz co, ja z myślą o tobie mu odmówiłam, a ty mi teraz powiesz, że "nie powinnam"?! Idź lepiej ode mnie!

Chłopak patrzył na nią niedowierzająco.
-Z myślą o mnie?- spytał. Poczuł się naprawdę idiotycznie. -Nie wiedziałem, że tak bardzo Ci na mnie zależy...

Ruda zdmuhnęła z czoła kosmyk włosów, patrząc się na paladyna morderczym wzrokiem.
- Zależy, głuptasie - odparła.

-Myślisz, że Errer coś jeszcze dla nas planuje?

- Ale ty odważny jesteś - prychnęła Aranea. - Nie wiem, naprawdę, chcę już wracać do domu. Tak naprawdę, to nigdy nie miałam tu przyjeżdżać.

-Ja tak naprawdę przyjechalem z nudów. Jak się pokonało wszystkich bandytów w okolicy, i wsadziło ich do paki, to

się człowiekowi nudzi. No i przyjechałem, bo Errer zaprosił.
Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się.
-Cenię przyjaźń ponad wszystko inne. I za to...- zaczął, ale urwał. -Miałem o tym nie mówić. -zrefletkował się.

-Ciekawe, co się dzieje w mojej rodzinnej wiosce?- myślał na głos paladyn. -Dzieciaki pewnie tęsknią. I rodzice.

Ruda milczała przez moment.
- Dzieciaki? - upewniła się.

-Nie, nie moje, spokojnie- zaśmiał się Indy. -Młodsze pokolenie krewnych i inni mieszkający tam. Wiesz, na takim zakuprzu dzieciaki są zafascynowane paladynami. Cholera, może nie powinny. Za dużo wśród nas kłamst i pychy.

- Ty jesteś w porządku - odparła ostrożnie Ruda.

-A czy ja wyglądam na...-podniósł głos paladyn, ale zamilkł na chwilę. -Aaa, Tobie o paladynów, nie o dzieci chodzi... Popatrz na Lemela, popatrz na innych. Z Twojego punktu widzenia jestem w porządku. Ale z ich punktu widzenia... moja krucjata większości przeszkadza. Dlatego nie jestem związany z żadnym zakonem.

Aranea wzruszyła ramionami. Postanowiła udawać obrażoną, Indimar za bardzo ją zdenerwował w chwili, gdy była już i tak chodzacym kłębkiem nerwów.

-Och, nie bądź zła.- poprosił, złapał ją delikatnie za ręce. Musnął delikatnie ustami jej dłonie. -Dobrze, że już nie jesteśmy w trasie. Tutaj chociaż pustynia nie dokucza aż tak bardzo.

Ruda spojrzała chłodno na paladyna, po czym nagle się uśmiechnęła. Przysunęła się.
- Wiesz... Mam złe przeczucia - wypaliła nagle.

Chłopak wpatrywał się w nią uważnie. Nic nie mówił, nie chciał na nią naciskać.

- Wiesz... Tak myślałam... Ach, to głupie! - machnęła ręką. - Jestem zmęczona, zaczynam myśleć irracjonalnie.

Indy nadal się w nią wpatrywał, a na jego twarzy pojawiłsię lekki uśmiech.
-Może jeśli powiesz, poczujesz się lepiej. Ja zawsze Cię wysłucham. Ale nie zmuszam.- zapewnił.

- Po prostu mam wrażenie, że Herbertowi i jego ludziom coś grozi - wyjaśniła.

-Grozi? Jak to?- zapytał. -Masz na myśli tamto spotkanie na pustyni? -Z tym wężem i śmierć faceta, który miał udawać Herberta?

- Tak, między innymi - odparła ruda. - Ale nie mówmy już o tym, bredzę, jestem zmęczona.

-W takim razie chyba nie będę Ci przeszkadzał. Jeśli chcesz się już położyć, to wracam do siebie.

- A może zostaniesz u mnie? - zaproponowała nagle ruda.

No i chłopak nie wrócił na noc do pokoju.
A d'yaebl aep arse!
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

Indimar, Aranea i Samnata

Wczesnym rankiem wampirzyca wraz z dwójką dziewek, które podobnie jak Samanta miały za sobą ciężką noc siedziały i jadły śniadanie. Cała trójka kobiet miała podkrążone oczy i smutne twarze co świadczyło o tym najlepiej. Karczma nadal była zamknięta, a po żołnierzach Rozentronu nie było śladu... No może poza kilkoma plamami krwi oraz owocem ich wczorajszego starcia z paladynem i bardem, którym był trup samego barda leżący przy ścianie i zawiniętym w białe płótno zgodzie z nakazem podstarzałego czarodzieja, który również maczał swoje zmarszczone i długie palce w wczorajszych wydarzeniach. Stół był syto nakryty: Począwszy od miodu, po masło, a skończywszy na jajecznicy na bekonie mógł trafić w każde kulinarne gusta... Prawie wszystkie, ponieważ siedząca stolik obok Samanta wolała upić nieco krwi z jednej ze swoich fiolek. Po pewnym czasie na dół, najpewniej zachęceni przyjemnemu dla powonienia zapachowi jadła, zeszli Indimar i Aranea. Oni również wyglądali na niewyspanych [Jak mogliście oszczędzić nam opisu tej nocy?! Chociaż znając paladynów nie trudno się domyślić, że było "po bożemu" ;)] Wszyscy myśleli o zagadkowych słowach staruszka, który opuszczając gospodę wspomniał coś o zwróceniu życia bardowi... Jednak zaprzeczając dalszej części swojej wypowiedzi, póki co nie było go w karczmie.

Xander i Ariadna

Zarówno Xander jak i Ariadna zostali obudzeni dopiero poprzez stanowcze szturchnięcie Kitty, kotki siedzącej naprzeciwko nich w powozie. Ku własnej zgrozie uświadomili sobie, iż podczas snu głowa niewidomej kobiety obsunęła się nieco i znalazła oparcie dopiero na silnym ramieniu mnicha:
-Prawdziwe gołąbeczki- zakpiła Kitty swym mrukliwym głosem- aż się rzygać chce...
Wzmianka o wydalaniu wymiocin doskonale pasowała do zapachów jakie panowały naokoło. Nie można było tego z niczym pomylić- Miasto i to niezbyt zadbane. Wyjrzawszy za okno diablę i telepatka korzystająca z jego wzroku ujrzeli Afrac w całej swojej ubogiej wspaniałości.
-Jesteśmy już na miejscu. Nie wiem jakie rozkazy wydał wam Wielki, ale przypominam o swoich- Choćby nie wiem co macie trzymać się razem... No i Ariadna może korzystać z twoich oczu, dlatego poluzuj nieco swoją mentalną barierę i pozwól jej na to. No dalej wychodzimy... Chyba, że gołąbeczki chcą jeszcze trochę posiedzieć i pogruchać w samotności?- To zdanie również ociekało kpiną.
Wyszliście na zewnątrz i zobaczyliście najprawdziwszego drowa, widok bardzo rzadki na smoczej wyspie, a do tego przedstawicie tej wyniosłej rasy zajmował się właśnie wielbłądami przypiętymi do waszego powozu.
-No to czas na mnie- zauważyła Kitty i odchodząc dorzuciła- udowodnijcie, że jesteście tak dobrymi nabytkami jak nam sie wydaje.
Mój miecz to moja siła
mamra22
Majtek
Majtek
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
Numer GG: 0

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: mamra22 »

Xander

Xander nie zareagował na żadne docinki ze strony kotki. Postanowił całe zdarzenie puścić w niepamięć. Popatrzył za to uważnie na Kitty, kiedy ta powiedziała że mają trzymać się razem. Nie było mowy że ma robić za niańkę, ale także postanowił nie roztrząsać tego tematu. Zrobi tak jak sobie zażyczyli pracodawcy więc pozwolił kobiecie korzystać ze swojego wzroku. Skoro mieli razem pracować stwierdził że lepiej zdecydować się na zawieszenie broni. Mnich tylko skinął lekko głową na słowa odchodzącej kotki i zwrócił się w kierunku miasta.
-W porządku czas wziąć się za jakąś robotę,
Powiedział do Ariadny kierując się w stronę bramy. Po paru krokach przystanął czekając na kobietę. Be względu czy pójdzie za nim czy też nie ruszy na poszukiwanie Errera.
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Azrael »

Aeria

Na docinki "Kotki" Aeria tylko się skrzywiła... Była kompletnie niewyspana, a to w jej przypadku bezapelacyjnie łączyło się z niechęcią do pogaduszek. Wychodząc z powozu zachłysneła się powietrzem.

-W porządku czas wziąć się za jakąś robotę.
- Masz jakiś konkretny pomysł, czy zamierzasz dopiero szukać? Zresztą... nie ważne idź przodem, poradzę sobie.
Telepatka chętnia odrazu zaczęła szukać jakiejś persony bez zdolności mnicha, aby omamić i wykorzystać wzamian za laskę która bardzo by się przydała na tym piachu.

Jestem zmęcozny, sesja już prawopodobnie padła... sorry za marną jakość posta, ale naprawdę nie mam siły, a upa zauważyłem dopiero teraz.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Matt_92 »

Indimar

Ciągle uśmiechając się, paladyn zszedł na dół. Wziął się za spożywanie śniadania, cały czas spoglądając na Araneę. Przysunął się do niej nieco bliżej, złożył kilka pocałunków na jej policzku i szyi. Siedział przez chwilę obok niej, po czym wstał i podszedł do Samanty.
-I jak ręka?- spytał, posyłając jej zatroskane spojrzenie. Jego wzrok powędrował w kierunku zawiniętego w płótno martwego barda. Spuścił głowę i wyszeptał cichą modlitwę do Heironeusa. Przytulił Rudą i wyszedł na chwilę na dwór, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.
*Ilu jeszcze zginie na tym pustkowiu?* spytał w myślach sam siebie. Trzeba będzie zwrócić bardowi życie. Miał nadzieję, że to co powiedział staruszek jest prawdą i Ekthelion będzie mógł wrócić wśród żywych.

[Uwierz mi Errer, Indy bardzo się starał i dziewczynie na pewno się podobało.
No i jak myślisz- dlaczego tak NAPRAWDĘ nie jest związany z żadnym zakonem? ;) ]
A d'yaebl aep arse!
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Aranea

Ruda zeszła dosłownie chwilkę po paladynie, jeszcze dopinając ostatnie guziki sukienki. Włosy miała nieuczesane, spięte jedynie gumką w kucyk, pod oczami czaiły się delikatne cienie, których nie dała rady zamaskować warstewką pudru. Nie wyglądała jednak na tak przygnębioną, jak wczoraj, gdy szła spać. Miała dość neutralny wyraz twarzy, a chwilami, gdy spoglądała na Indimara, wręcz się uśmiechała. Całusy, którymi obdarzył ją paladyn, przyjęła z radością, ujmując go delikatnie za dłoń. Gdy jednak Indimar ulotnił się z karczmy, straciła dobry humor. W milczeniu zabrała się za śniadanie, starając się nie patrzeć na owinięte w jakiś obrus (zapewne) ciało barda.

[Wybacz, szefie, za brak opisu. Próbowałam, ale nie chciałam wklejać czegoś, co by mnie nie usatysfakcjonowało. Stąd też ten poślizg. Biję się w pierś i obiecuję, że to ostatni raz]
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

Indimar, Aranea i Samnata

Paladyn stał przed karczmą, w której wczorajszego wieczoru rozegrały się makabryczne zdarzenia, których owocem było martwe ciało barda leżące pod białym suknem. W chwili, w której Indimar, człowiek, paladyn nie związany z żadnym zakonem zakwestionował w myślach niosące nadzieję słowa staruszka w czerwonej szacie usłyszał głos:
-To prawda paladynie- Indimar odwróciwszy się zauważył stojącego zaledwie metr od niego Tirtus, jakby wywołany przez jego myśli- Nie wątp w to. Wejdźmy do środka.
Kiedy Tirtus i Indimar weszli do środka zlustrowali szybko pomieszczenie. Meble były w większości zniszczone, ślady krwi na posadce boleśnie przypominały o wczorajszych wydarzeniach, a suto zastawiony stół ze śniadaniem zachęcał do spojrzenia na siedzące przy nim osoby. Najmniej posępny wśród tych osób wydawały się być dwie ludzkie kobiety siedzące obok siebie i szepczące o czymś z zaciętością. Miejsce przy stole zajmowała także Samanta, jednak wampirzyca nic nie jadła. Miała zapuchnięte oczy, co jak na dziecko mroku wydawało się być bardzo egzotycznym widokiem. Siedziała także Aranea, która od momentu w którym Tirtus pojawił się w karczmie, nie spuszczała z niego wzroku. Podstarzały mag w czerwonej szacie jakby nigdy nic zajął miejsce przy stole i chwycił za chleb maczając go w miodzie:
-Będę się streszczał bo czasu pozostało niewiele... Odnalazłem starożytny traktat mówiący o zniszczonej wiele lat temu- w tym momencie zrobił sobie przerwę na ugryzienie posiłku- siedzibie pustynnych elfów. W śród tych podań mówi sie o świątyni znajdującej się w tym przybytku. Podobno jeden z tamtejszych kapłanów stworzył potężny przedmiot, który potrafił zwrócić życie umarłej istocie... Wszystko wydaje się łatwe, ale w całej tej historii jest kilka haczyków- pozwolił sobie na jeszcze jeden kęs przerwy- Nie mam żadnego przekazu mówiącego o tym co przegoniło elfy z ich wieży jednak uwierzcie mi, to musi być coś plugawego. Po drugie nie mamy żadnej pewności, iż ten artefakt ciągle się tam znajduje. Po trzecie przywrócenie życia musi nastąpić wcześniej niż dobę po zgonie. Widzimy się za dziesięć minut przy bramie miejskiej.
I po tych słowach wyszedł pozostawiając pozostałych z mętlikiem w głowie i dając czas na przetrawienie dziwacznych informacji, jakimi zostali obarczeni. Kobiety, o które toczyła się tragiczna w skutkach bójka ruszyły do kuchni przynosząc jakieś pakunki:
-To prowiant na drogę... Chociaż tyle możemy zrobić.

Xander i Ariadna

Przy bramie, jak to każdego ranka tłoczyło się cholernie dużo ludzi. Wśród tłumu górowali i wyróżniali się jedynie pół-smokowie próbujący zapanować nad całością oraz krasnolud o niecodziennym wzroście, który przekraczał nawet ludzką miarę. Bo krótkim namyśle stwierdziliście, że w jego żyłach musi płynąć jakaś domieszka krwi olbrzymów. Panował chaos, hałas, a i zapach spoconych przechodniów nie napawał optymizmem. Gdzieś z boku stał niziołek sprzedający kwiaty i zachwalający je w ciężkim do zniesienia piskliwym wrzasku.

[Jeżeli chodzi o zdolności Ariadny to po dłuższym namyśle i jako, że ta sesja jest prowadzona (w miarę) zgodnie z mechaniką D&D, dlatego na czytanie w myślach, mentalne rozkazy oraz patrzenie czyimiś oczami wprowadzam rzut obronny na wolę]

Ekthelion

Poczułeś się tak jakbyś się obudził... A właściwie trochę inaczej.
Poczułeś się tak jakbyś długo przebywał pod woda i przed chwilą zaczerpnął powietrza... A właściwie inaczej.
Poczułeś się tak jakbyś rok spędził w podziemiach i przed chwilą doświadczyłeś dotknięcia wiatru... A właściwie inaczej.
Na początku widziałeś blask, a po nim czerń. Później widziałeś blask, a później biel. Kolejny blask i zauważyłeś białą postać na czarnym tle. Poczułeś się tak jakbyś ją znał... W właściwie nie.
Nagle wszystko zaczęło nabierać koloru. Stałeś na dróżce przecinającej najwspanialszy ogród jaki w życiu... W życiu? Widziałeś. Poza tym co tworzyła natura miejscu, w którym się znajdowałeś, musiałeś zwrócić uwagę na jeszcze jedno widoczne gołym okiem piękno. Dokładnie naprzeciwko ciebie stała kobieta elfiej rasy odziana jedynie coś co można było nazwać przepaską biodrową czerwonej barwy o fikuśnym kształcie. Poza tym była kompletnie naga i piękna w swojej nagości. Długie i zadbane włosy kruczo czarnej barwy sięgały, aż do kolan kobiety zasłaniając niektóre fragmęty jej wspaniałego ciała. Stała wpatrując się w ciebie i milczała.

[Postanowiłem dać Ci okazję trochę pograć Gurewicz :)]

[Trzy godzinny temu zwolniłem się z pracy więc wreszcie będę miał wystarczającą ilość czasu, żeby poprowadzić tę sesje. Wróciłem! :D]
Mój miecz to moja siła
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Ruda

Aranea przyglądała się Tirtusowi z uwagą, bawiąc się stojącym na stole kubkiem. Gdy wróżbita skończył swój wywód, odczekała chwilę, po czym odsunęła od siebie kubek i wstała od stołu.
- Nie mamy nic do stracenia - zauważyła. - Idę po miecz, zaraz będę.
Ruda wbiegła po schodach na górę i wpadła do pokoju swojego i Indimara. Przebranie się w zbroję zajęło jej dobrą chwilę, dlatego miecz dopinała w biegu, w zębach trzymając czerwoną chustkę i rzemyk do włosów. Reszta już pewnie czekała, dziewczyny z karczmy przyniosły prowiant dla nich.
- Możemy już iść? - upewniła się Ruda, wiążąc chustkę na szyi.
Była zdeterminowana - stanowczo nie chciała, aby jej wspomnienia z tej podróży dotyczyły niedoszłego gwałtu, śmierci Ektheliona i kretyńskiej ucieczki Gorima. Wolała już zaryzykować, cokolwiek by nie czekało w tych cholernych ruinach. Może być nawet smok, do jasnej cholery!
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Matt_92 »

Indimar

Chłopak wysłuchał z uwagą Tirtusa. Więc jednak można uratować Ektheliona. Ale nie wiadomo z czym przyjdzie im walczyć. Spojrzał na Samantę, potem na Araneę. Usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach.
*Tylko ilu z nas jeszcze zginie?* spytał sam w siebie. *Chcę do domu. Jak bardzo chcę wrócić.*
Oparł sie łokciami o stół. Naprawdę, nie miał już ochoty nigdzie iść i z niczym walczyć. Opuściła go cała wola walki, chęć czynienia dobra i poszukiwania przygód.
*Poznaję tylu ludzi, żeby potem ich stracić.*
Wtedy Aranea poleciała na górę i zaczęła się pakować. Po chwili była z powrotem na dole, gotowa do drogi.
*Rudej nie zatrzymam. A nie mam zamiaru zostawiać jej z tym samej. Ekthelion pewnie zrobiłby dla mnie to samo.*
Indimar coraz bardziej przestawał wierzyć w swoje możliwości i sens jego obecności w tym miejscu. Pociągnął spory łyk wina.
*No, Indy, nie załamuj się. Jeszcze coś da się zrobić. Trzeba przywrócić przyjaciela do życia. Działaj chłopie, dzialaj. Jeszcze nie wszystko stracone.*
Ruszył na górę po sprzęt. Założył zbroję, przypiął półtoraka do pasa, zapakował wszystkie swoje graty i stanął obok wojowniczki.
-No to chodźmy po ten artefakt i uratujmy barda.- powiedział.
A d'yaebl aep arse!
mamra22
Majtek
Majtek
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
Numer GG: 0

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: mamra22 »

Xander Tanari

Xander bezceremonialnie zaczął przepychać się przez tłum, nie przejmując się że potrąca ten motłoch. Nawet jeśli podnosiły się na niego jakieś gniewne głosy, ignorował je, wątpiąc by zgromadzone istoty odważyły się sięgnąć po broń a w walce na pięści raczej nie mogli się z nim równać. Przystanął tylko na chwile widząc olbrzymiego krasnoluda. Z rozbawieniem pomyślał jaki widok musiał przedstawiać krasnolud wdrapujący się na olbrzymkę. W drugą stronę wydawało się to mu niemożliwe. Nie poświęcając mu już dalszej uwagi ruszył dalej, chcąc mieć za sobą ten śmierdzący i powolny odcinek drogi. Z nadzieją pomyślał że w mieście powinno być luźniej.
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Samanta »

Ruda i Samanta

Ruda spojrzała na Samantê, jakby dopiero teraz sobie o niej przypomniała. Zagadnę, wi¹¿¹c w³osy w kucyk.
- Idziesz z nami? - upewni³a siê.

Samanta nagle wyrwała sie ze swoich zamyśleń i popatrzyła sie Ruda.
-A gdzie idziemy?
Zapytała.

Ruda westchnęła cicho i powtórzy³a wszystko to, co powiedział wró¿bita, w³¹czaj¹c w to, ¿e ca³a eskapada jest doœæ ryzykowna.
- Coœ siê sta³o? - zapyta³a na koniec.

Kobieta tylko skrzywiła sie. Nie zmieniając wyrazu twarzy wstała i podeszła do kobiety.
-ta... moge isc...
Poaptrzyla na nia.

-Co robiliscie jak mnie nie bylo?


Ruda nie unika³a wzroku wampirzycy. Zapewni³a jedynie, ¿e jeœli nie chce, nie musi z nimi iœæ. Na drugie pytanie odpowiedzia³a jakimiœ pó³zdaniami, ze by³a u Herberta i nie wie, co tu zasz³o, nie by³o czasu o tym rozmawiaæ.

-Pójdę. chętnie sie na kims wyzyje. Mam nadzieje ze ktos stanie nam na drodze.

Kobieta ruszyla w strone drzwi.
-Nie sadzisz ze trzeba by bylo zawiadomic Errera?

Aranea wzruszy³a ramionami.

-Nie sadzisz? Chyba on powinien o tym wiedziec


- Mamy ma³o czasu - zauwa¿y³a. - I nie wiem nawet, gdzie go szukaæ. Chcesz, mo¿esz go powiadomiæ.

Kobieta zamyslila sie.

Ruda zastanowi³a siê przez moment.
- Powiedz, ¿e narozrabialiœmy i musimy to teraz odkrêciæ. ¯e udajemy siê do tych ruin, bêdziemy wieczorem.

Kobieta zamknela oczy i wypowiedziala zaklecie. Po czym tym razie glosniej wymówila wiadomosc.
-Errer. Troszeczke narozrabialismy, musimy to teraz wszystko odkrecic. Udajemy sie do starych ruin po pewien, potrzeby artefakt. Nie martw sie o nas. Samanta.
Po chwili zerwal sie silny wiatr i pognal w strune miejsca gdzie znajdowal sie Errer.

- Idziemy? - upewni³a siê Ruda.

-Tak...

Znowu sie zamyslila.

- O co chodzi? Widzê, ¿e coœ jest nie tak.

-heh.
Zasmiala sie.
-Male problemy z przyjacielem.
Powiedziala ironicznie.

Ruda zbli¿y³a siê do wampirzycy. Zapyta³a, czy chce o tym pogadaæ, zapewni³a, ze zrozumie, a przynajmniej postara siê. Zawsze lepiej jest siê wygadaæ.

znowu posmutniala wiedzac jak glupio to zabrzmialo.

Ruda poklepa³a Samantê po ramieniu, aby dodaæ jej otuchy.

-Nie, dziekuje. Nie mam zamiaru o tym rozmawiac.

- Jak chcesz -
zapewni³a Aranea.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Zablokowany