[Freestyle] Bramy

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

[Freestyle] Bramy

Post autor: WinterWolf »

Zasady standardowe :D Pisać grzecznie i bez przesadzania (te postacie to zwykli ludzie). Od przesadzania są ogrodnicy :P Najwygodniej trzecia osoba, unikać postów-przecinków, bo bedę okrutna.
- Tak piszemy dialogi
"Tak myśli"
*W ten sposób, jeśli kiedyś ktoś, a może coś skorzysta z telepatii*
(to już chyba na stałe weszło do kanonu...)
A tak poza sesją :P

Wyjątkiem jest Ouz, która i tak zawsze pisze jak chce :P


Miłej zabawy i pamiętajcie, że nic nie jest tym na co wygląda :D




Sny… Jakie one mają dla nas, ludzi, znaczenie? Czy sen jest bramą do innego świata? A może jest tylko lustrem odbijającym to czego nie widzimy…
Niektórzy śnią tylko w nocy, gdy zamkną oczy i udadzą się w objęcia Morfeusza. Potem nie pamiętają obrazów, które dane im było ujrzeć.
Inni śnią też na jawie. Wiecznie uwięzieni między tym, co według doktorków i ludzi wielce szanowanych jest zaledwie tworem ich umysłu, a realnym światem materii. A co, jeśli to nasze materialne życie jest tylko urojeniem? Myślałeś kiedyś nad tym, Podróżniku? Nie? Więc śnij…




Basia ocknęła się z głębokiego snu. Deszcz zacinał ostro za oknem zagłuszając wszelkie odgłosy jakie mogły dojść uszu dziewczyny. Ale to nie deszcz był przyczyną jej przebudzenia. Poczuła wyraźnie czyjąś obecność. Rozejrzała się po swoim pokoju. Ukochana psina uniosła ze swojego legowiska łebek, patrząc ufnie i z zaciekawieniem na swoją panią. Basia odetchnęła. Drzwi, tak jak je zostawiła, były zamknięte. Okna również – zamknięte i pozasłaniane, by rano nie budziło jej słońce. W domu poza szumem deszczu panowała cisza. Położyła się z powrotem na łóżku i odetchnęła. Deszcz bębniący o dach i parapety usypiał. Granica snu była tak blisko…
- Śnij, Córo Dzikiego Ludu – głos był słodki, głęboki i kojący. Znany, jak żaden inny i tak bliski sercu. Porywał za sobą i skłaniał do uległości, choć nie było w nim rozkazu…
Ale…
Kto to powiedział?!


Model nad którym siedział Eddy do późnej nocy wydawał się ukończony… Zaś twórca plastikowego samolotu półleżał na blacie stołu, śpiąc wykończony… Wpierw szkoła, z której urwał się wcześniej, by zdążyć na trening… Potem sam trening… A dzisiaj był niezły wycisk. Trener ukarał całą grupę za wybryk jednego z młodszych. Jak to mówił: „Odpowiedzialność zbiorowa”. Był człowiekiem bardzo surowym i traktował całą grupę jako integralną całość. Jako jeden organizm. Eddy wiedział też doskonale, że gdyby grupa ukarała dodatkowo młodego za wybryk i za to, że wszystkim się dostało, to z następnego treningu musieliby go nieść do domu… I kolegów z grupy również. Takie życie…
Wróciwszy do domu wziął tylko prysznic i nie przejmując się lekcjami na poniedziałek wziął się za model, który miał skleić już dawno temu. Teraz w końcu miał na to ochotę. Zasnął po wielu godzinach pracy w skupieniu.
- Eddy, idź do łóżka – rozległ się głos, który wyrwał wymęczonego zambosa ze snu.
- Idź do łóżka – powtórzył. Słodki, kobiecy głos, w którym brzmiała troska. Chłopak podniósł się z krzesła. Jedno z czterech stojących w kuchni przy stole… Zgrzytnęło o podłogę. W klatce na szafce mała papużka zaskrzeczała hałaśliwie, ale dom był zupełnie uśpiony…


Kacper zasnął przy swoim komputerze. Pokój w akademiku był malutki. Student dzielił go z jeszcze jednym kolegą, który obecnie szalał z połową mieszkańców budynku na imprezie dwa piętra wyżej. Nawet przez zamknięte okno słychać było hałaśliwą muzykę jaka stamtąd dobiegała. Kacprowi to nie przeszkadzało. Spał mocno, a na ekranie jego komputera migał szarawy, chudziutki kursor, znacząc miejsce, gdzie chłopakowi skończyła się wena. Referat musiał chwilę poczekać. Student zbierał siły na następny dzień. Smużka dymu poleciała pod sufit, znacząc miejsce, gdzie na biurku stała popielniczka, w której chłopak gasił namiętnie spalane jeden po drugim papierosy. Ekran komputera zamigotał. Kacper nieprzytomnie otworzył zaspane oczy.
„KAASSSPAAR” wyraz zamigotał na lśniącym ekranie. Chłopak drgnął przewracając pustą puszkę po Coli. Turlała się wydając nieprzyjemny dźwięk. Wszystkie inne odgłosy uwięzły gdzieś w martwej przestrzeni…


Randy zasnął przed telewizorem. Ekran od godziny z okładem już, śnieżył puszczając na twarz uśpionego mężczyzny bladą poświatę. Nadawała mu nieco upiorny wygląd. Cóż. Dzień rzeczywiście był ciężki. W redakcji dym, bo ktoś przepuścił badziewny artykuł z niepotwierdzonymi informacjami. Szczęśliwym trafem jutro nie musiał iść na zajęcia, więc będzie mógł odreagować. Ruda kotka o żółtawych oczach wskoczyła mężczyźnie na kolana wybudzając go. Odruchowo pogładził ją za uchem nie bardzo jeszcze kontaktując. Zaczął szukać pilota. Lenistwo i senność uniemożliwiały aktywne poszukiwania.
- Mrrr… - odezwała się kotka, a Randy sięgnął w końcu pilota. Upiorna poświata śnieżącego ekranu zniknęła. Kotka zeskoczyła z kolan mężczyzny i odbiegła kilka susów. Obróciła się. Na mężczyznę patrzyła para płonących, jaskrawo-pomarańczowych oczu, po czym rozpłynęła się w ciemności…
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Freestyle] Bramy

Post autor: Alucard »

Nieco onirycznie to przedstawiam. Jeżeli MG sie nie spodoba postaram sie pisac normalniej, chociaż zależało i na swoistej baśniowości. Sam miałem takie sny ostatnio :D


-KAAASPAAAR
Chłopak stał na piaszczystej ziemi. Wszędzie był piasek. Szedł powoli opierając sie o powietrze. Prawdę mówiąc, nie wiedział jak to sie dzieje- po prostu się działo. nie czuł nóg, to tracił równowagę, to ją odzyskiwał. Zrobiło mu się sucho w ustach.
Nie wiedział, co tu robi... Nie wiedział, skąd pochodził, kiedy sie urodził, czy żyje na tej piaszczystej pustyni od dnia, miesiąca, stulecia.

Zamrugał kilka razy.

Przed nim siedział czarny kot. Wielki czarny wyliniały kot- taki chudy z wielkimi uszami. Popatrzył się na niego a ten wlepił swoje wielkie zielone oczy wprost w twarz Kacpra .Chłopak jakby odzyskiwał powoli świadomość.Może wydać się to śmieszne, ale był pewny, że istnieje, a to już coś... Podszedł do zwierzaka i przykucnął przy nim. Żadnej reakcji.

*Spaliłem się*-Pomyślał i natychmiast skojarzył, że miał kiedyś do czynienia z krzaczkiem konopi.
*Wspomnienia i umiejscowienie w czaso-przestrzeni będzie przychodzic powoli*-Już wiedział, że ma świadomość, palił marichuane i nazywa się Kacper. Tylko ciągle nie potrafił umieścić tego w danym kontekście.

-Powoli-Mruknął kot
-Dobra...-Odpowiedział chłopak. Miał zamglone oczy. Do listy wiadomości dodał, że nieraz zapewne rozmawiał z kotem. Jakoś mu sie to gryzło, ale wzruszył ramionami.
Wstał i rozejrzał się dookoła. Pustynia. Podrapał się po głowie i zaczął układać plan- gdzie by tu iść. Zawsze podróżnicy z niewiadomych przyczyn kierowali sie na północ, więc czemu nie.Może będzie chłodniej.

Mech porasta północna strone drzew. Nie było drzew. Kacper wątpił szczerze by mech porastał także północna stronę kota, tym bardziej, że futrzak był w ciągłym ruchu.
Słońce w południe wskazuje południe... chyba. Nie było słońca tylko światło i wszechobecna duchota.
Skończyły mu sie pomysły, więc postawił na dyplomację
-Kocie... gdzie jest południe
-Tam-Machnął łysa łapką w jakims kierunku
-Dziękuję-Kacper udał się przed siebie. Jakoś poproszenie kota o pomoc od razu skojarzyło mu się z marihuana. To dobrze, że wspomnienia współgrają- to znaczy, że są prawdziwe.

Kot szedł dalej za nim. Co chwilę przystawał i zjadał cos co znalazł na piasku. Chłopaka zaintrygował nowy towarzysz, szczególnie, że sam był głodny
-Co tam wygrzebujesz kocie
-Nic-odfuknął-Zjadam twoje ślady. Żywię sie egzystencją, bo ona pozwala mi egzystować, a slady nie sa tobą tylko twoim śladem istnienia fizycznego, więc twa egzystencja nie zostaje naruszona
-Słucham?
-Fajne, co? Przeczytałem w takiej jednej książce
-Hmmm... rozumiem kocie. A jak Coę mam nazywać. Skoro juz jesz ślad mojego istnienia, to poznajmy sie bliżej-Chłopak nie sądził, że mógłby się najesć malenkimi sladami kocura, ale porozmawiac zawsze lepiej niz milczeć
-Ojciec nazwał mnie Fatum, ale znajomi mówia na mnie Fati. Podobno przynosze nieszczęście, aleto chyba bujda. Póki co żyjesz
-Nie da się zaprzeczyć. Witaj Fati
-Witaj Kacprze
-Skąd znasz moje imie Fati?-zdziwił sie chłopak
-Nie słyszałes jak mój ojciec Ciebie woła? Ma z tobą do pogadania. To chyba oczywiste

Oczy chłopaka zaczęły wyraźniej odbierac świat.Jego mózg był juz sprawny, ale nie przeszkadzało mu to z dziecinną łatwością odbierać ten dziwny obcy (normalny? jego?) świat

-Ok. Chodźmy Fati. Paliłeś kiedyś konopię? Cos mi się kojarzy, tylko nie wiem co
-Nie. Ale jak dojdziemy do zamku mojego ojca, to możesz sięzapytać
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Ouzaru

Re: [Freestyle] Bramy

Post autor: Ouzaru »

Basia

W pokoju panował przyjemny chłód, może okna nie były otwarte, ale ona nie lubiła mieć mocno nastawionych grzejników i zawsze było u niej o kilka stopni miej, niż u rodziców. Niewielka fontanna cicho pluskała w kącie. Czarny smok stał na straży skorupki od jajka, z której to wypływała woda; niedaleko stały kryształy z zamontowaną w środku lampką. Rzucały różnokolorowe światło, które w połączeniu z produkowaną przez fontannę mgłą dawało niezwykle tajemniczy i mistyczny efekt. Fioletowe, niebieskie, żółte i czerwone światełko zapalało się w jakiejś ustalonej kolejności i rzucało ciekawe cienie po pokoju. Był to typowy widok, kiedy zasypiała, jednak tym razem... atmosfera jakby się zmieniła.
"Ten głos..." - pomyślała dziewczyna podnosząc się lekko.
- Tofik, to byłeś ty? - spytała niepewnie pieska.
Mała puchata kulka z dźwiękiem dzwoneczka poderwała się z posłania i w kilku nieudanych skokach wdrapała się na łóżko. Basia spojrzała zwierzakowi głęboko w oczy, a ten się polizał po nosie i zamerdał ogonem. Dziewczyna zmarszczyła lekko brwi, przyglądała się podejrzliwie psiakowi, lecz ten nadal nie reagował.
- Kochany jesteś, ale mogli ci dać mniej sierści, a więcej rozumku - westchnęła odstawiając go na podłogę.
A skoro to nie on, to kto? Rozglądała się chwilę, kiedy jej wzrok padł na ukochanego misia, z którym spała już od lat... w sumie dostała go na szóste urodziny.
- To ty, prawda? - zapytała z pełnym przekonaniem.
Gadanie do maskotki nie było dla niej ani czymś dziwnym, ani tym bardziej nowym. Każdy pluszak u niej miał swoje imię, osobowość i inny głos, którym 'gadał'. Matka Basi ciągle powtarzała, że jej córka powinna pracować przy robieniu kukiełek i najlepiej wystawiać nimi przedstawienia dla dzieci...
- Och, racja, nie możesz mi odpowiedzieć, bo to zakazane. Ale ja wiem, dobrze wiem... To nie tajemnica - powiedziała i ucałowała misia w nosek.
Wstała z łóżka i uchyliła nieco okno, uwielbiała zapach deszczu, mokrej ziemi i trawy. Wciągnęła powietrze nosem i poszła dolać do fontanny wody, żeby produkowała jej mgłę aż do rana. Podeszła na chwilę do biurka, gdzie szybko przejrzała swoje prace. Notatki, rysunki, niedokończone ludziki z modeliny i cała masa innego bałaganu zawalała praktycznie cały blat. Na dobrą sprawę pokój dziewczyny wyglądał miejscami jak po przejściu tornado, ale jej zawsze było łatwiej odnaleźć się w bałaganie i chaosie niż porządku.
Wróciła do łóżka, przymknęła oczy i dała się znowu ponieść swojej wyobraźni.

Miś, który leżał obok niej, podniósł główkę i sprawdził, czy aby na pewno zasnęła. Pogładził ją lekko po włosach i przykrył plecy kołdrą. Następnie zeskoczył na podłogę, wdrapał się na obrotowe krzesło, z niego dostał się na biurko i zaczął oglądać prace Basi. Pokiwał z zadowoleniem głową, a dziewczyna uśmiechnęła się lekko do swoich myśli. Przez chwilę miała ochotę nieco uchylić powiekę i sprawdzić, czy to rzeczywiście ma miejsce, ale wolała nie ryzykować. Przecież gdyby przyłapała swojego misia na poruszaniu się i życiu, z miejsca zamieniłby się w kamień, a tego nie chciała. Wtuliła się mocniej w poduszkę i nawet nie sprawdzała ręką, czy dalej za nią leży...
Wróciła do swych marzeń. Powoli snuła nocną przygodę pluszaków z jej pokoju oraz gadającego psa, który tylko udawał głupiutkiego i coraz bardziej odpływała w sen.

Ouz będzie grzeczna :P Wygląd i dokładniejszy opis pokoju dam, jak już nastanie ranek lub będzie jasno :)
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Freestyle] Bramy

Post autor: BlindKitty »

Eddy

Podniósł się niespiesznie. Odgarnął ciemne dready z twarzy i zdjął z czoła okulary przeciwsłoneczne.
Coś było nie w porządku. Przecież już je dziś zdejmował.
Tanecznym krokiem ruszył w stronę pokoju. Luźna koszula w zielono-żółto-niebieskie pionowe pasy powiewała, gdy bose stopy niosły go w kierunku łóżka.
Zaraz, zaraz. Dlaczego on słucha tego głosu?
Zatrzymał się. Luźne, obcięte na wysokości pół łydki dżinsy, przewiązane zielonym sznurem - dumny był z niego, jeszcze tylko trzy, i już osiągnie poziom swojego trenera, przynajmniej teoretycznie - falowały chwilę wokół jego nóg. Miał wrażenie że powietrze się zagęszcza i staje niczym woda.

Patrzył na ścianę przed sobą. Usiłował poskładać do kupy to co wiedział. Doszedł do wniosku że nie wie nic, i znów ruszył do łóżka. Miał wrażenie że pełznie przez melasę. Zrzucił koszulkę i spodnie, coraz powolniejszymi ruchami, i nawet nie próbując szukać piżamy położył się na łóżku.

Przecież jestem normalny, pomyślał.
A przynajmniej taką mam nadzieję, zaraz dodał od siebie.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Freestyle] Bramy

Post autor: Deadmoon »

Randolph

Chłopak przeciągnął się szeroko i ziewnął donośnie, co Belle skwitowała z ciemności ironicznym miauknięciem. Kręgi i stawy barkowe chrupnęły głucho.
- Oho, uroki pracy siedzącej. Chyba czas trochę się poruszać, nie uważasz, panie Haynes? - powiedział sam do siebie, masując obolałą od spania w niewygodnej pozycji szyję.
Kiedy wyłączył telewizor cały ( i jedyny) pokój pogrążył się w iście egipskich ciemnościach. Jedynie z niewielkiej kuchni dobywało się mdłe światło lampki zawieszonej nad zlewem.

Randy zapalił światło i spojrzał na zegarek wiszący nad starą kanapą. Plastikowe wskazówki leniwie pełzły po obwodzie tarczy, wskazując okolice północy. Jednak chłopak nie dowierzał zdradliwej maszynie: za sprawą Belle zegarek wielokrotnie już lądował na podłodze za łóżkiem. Za każdym razem urządzenie odgrywało się na rzeczywistości, fałszywie zakrzywiając czasoprzestrzeń wokół siebie. Innymi słowy - spieszył się lub późnił, w zależności od kaprysu. Jedyny powód, dla którego obecność niefortunnego zegarka zaszczycała pokój Randolpha, to fakt, że był pamiątką po jego dawnej sympatii. Chłopak dostał go przy okazji rocznicy ich znajomości. Teraz to już przeszłość, ale sentyment pozostał. A Randy był bardzo sentymentalny.

Drzemka z otwartymi ustami wysuszyła chłopakowi śluzówkę. Poszedł do kuchni i wyjął z lodówki zimne mleko. Nie fatygował się przelewaniem do kubka; pociągnął kilka łyków prosto z plastikowej butelki.
Z zawieszonej pod sufitem szafki spoglądała na niego Belle. Jej bursztynowe oczy mieniły się grą świateł, pełgających po kryształach szerokich źrenic. Randy lubił te oczy, lubił ich tajemniczy, nieco cyniczny blask. Lecz czasem potrafiły nieźle go nastraszyć, szczególnie kiedy bez ostrzeżenia wynurzały się wprost z czarnych objęć nocy.

Chłopak ziewnął ponownie. Z jednej strony był potwornie zmęczony, z drugiej drzemka go rozespała. Wiedział, że jeśli teraz położy się do łóżka, to wiele czasu minie, zanim ponownie utonie w odmętach snu. Co najwyżej będzie czuwać zawieszony na granicy jawy, a to bywa bardziej męczące od koszmarów.

Randolph odłożył mleko z powrotem do lodówki, zerknął przez okno na opustoszałą ulicę. Ani żywej duszy, wszyscy grzecznie śpią w swoich łóżkach. Lub grzeszą w cudzych.
Wrócił do pokoju i usiadł przy zawalonym papierami biurku. Zapalił małą lampkę, łokciem odsunął stos zapisanych i zadrukowanych kartek, wycinków z gazet i zdjęć. Sięgnął po zredagowany w połowie tekst, obiecany naczelnemu do weekendowego wydania. Zębami zdjął zakrętkę długopisu i przystąpił do żmudnej korekty.

Kątem oka spostrzegł czający się w skraju pola widzenia mglisty sen.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Zablokowany