Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Perzyn »

A zatem dostał mu się pokój z łysolem. Trudna rada. Gdy już się znalazł w swojej nowej kwaterze Veikko podszedł do kominka i sprawnie w nim napalił. Już po chwili w pomieszczeniu zrobiło się cieplej a buzowanie płomieni wypełniło uszy chłopaka najpiękniejszą, choć cichą melodią. Wyposażenie było skromne, ot dwa łóżka przypominające raczej sienniki w klitce cztery kroki na cztery i kominek.

Z ciężkim westchnieniem chłopak położył się łóżku i zapatrzył w kominek. Mimo, że jak zwykle mógł podziwiać taniec płomieni to nie poczuł się wcale lepiej. Wręcz przeciwnie, był zaniepokojony ostatnimi wydarzeniami. Choćby zachowanie siostry. Owszem, uniknął kija dzięki temu, ale ta anomalia go martwiła. Do tego jej spoufalanie się z tym łysym. Normalnie taki ktoś miałby już dawno spalone spodnie i zapewne poparzenia minimum drugiego stopnia. Kto wie, jeśli Veikko byłby akurat w złym humorze to w ruch mogłaby pójść mieszanka. Jednak rezun uratował chłopaka od gniewu siostry a to już coś znaczyło. I obligowało młodego piromana do nie podpalania elementów garderoby Szarego Psa tak długo jak ów znajduje się wewnątrz. Wszystko to składało się na dysonans poznawczy trapiący chłopaka i niepozwalający mu na jednoznaczne ustosunkowanie się do szarego psa.

Veikko przygryzł wargę i zapatrzył się w płomienie. Podjął decyzję. Poczeka, popatrzy i włączy się do akcji. W ten sposób będzie mógł zadziałać, jeśli coś się będzie działo a z drugiej strony, prawdopodobnie, nie skrzywdzi nikogo niewinnego. No i trzeba będzie zrobić dodatkową porcję mieszanki, bo coś mówiło mu, że może się przydać. Na szczęście zdobył trochę pieniędzy, inaczej mógłby mieć z tym problem. Nie rozumiał zupełnie, czemu siostra od chwili odkrycia jego umiejętności alchemicznych zupełnie przestała udzielać mu dostępu do wspólnych zasobów finansowych?
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Alucard »

Straznik chwycił ją leko za ramię. Spojrzała na niego, strzelila mine typu "panie władzo.. ale o co chodzi" i zatrzepotała rzęsami. Powiedziała słodkim seksownym głosikiem
-Jesteś idiota czy co?- po czym walneła z całej siły łokciem w krocze trzymajacego i wyrwała się z uchwytu pozostawiając za soba cierpiącego.
"nie będzie juz z ciebie zona miała pozytku"-Pomyślała biegnąc. Zapewne straznicy byli w szoku i stracili kilka sekund. Poza tym byli uzdrojeni. Ale też wysportowani i prędzej czy później by ja złapano. Uciekając potrąciła jakąs babe z koszem jaj, przerwała ballade przydroznemu grajkowi i podeptała kilka kart grających przy drodze gnomów. Rozejrzała sie. Nieciekawie. Strażnicy mogli wszczać alarm. Podbiegla do pierwszego lepszego domu. Juz miala wejsć gdy zobaczyła dzieciaka przy drodze. Podbiegła szybko i wydyszała.
-Masz tu dwie monety. Jezeli zobaczysz straz wołaj "tam biegła panie... widziałem"-rzuciła pieniądze i wbiegla do poerwszegoi lepszego domu. W środku zobaczyła własciciela
-Ścigaja mnie... huh... za, huh, niewinosć. Piśnij, eh, a zabiję-Wydyszała i wyciągnała sztylet kuląc sie pod ścianą

Oczy zaszły jej mgłą.

Zamkneła je na chwilke... dałaby sobie łeb uciac , ża na chwilkę. Zrobiłi się jej tak ciepło.

Starała sie za wszelką cene utrzymac powieki w górze i oddychac glęboko dostarczając tlen do mózgu. Gdyby teraz zemdlała obudziły by ja kruki dziabiące jej wiszące na szafocie ciało.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Ouzaru

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Ouzaru »

Ordo obserwował chłopca przez chwilę, a gdy ten położył się na łóżku, łowca poszedł w jego ślady. Patrzył na drewniany, przegniły miejscami sufit i pogrążył się we wspomnieniach.
Przed oczami przemykały mu twarze dawnych przyjaciół. Szary Pies miał wyrzuty sumienia, że odłączył się od swojej krasnoludzkiej kompanii. Spodziewał się, że prędzej czy później usłyszy o ich śmierci, ale żeby tak prędko? Powinien był iść z nimi i przynajmniej umrzeć jak należy. Jaki jest sens w głodowaniu, okładaniu kogo popadnie za byle grosze? Co to za życie?
- Żeby tak jeszcze raz spróbować smoczego ogona... - szepnął.
Ktoś zapukał do drzwi. Mężczyzna zerwał się na równe nogi i złapał za rękojeść miecza. Przypuszczał, że któryś z karczemnych awanturników wlazł na piętro by tu także zasiać nieco chaosu. Uśmiechnął się w duchu w nadziei na porcję adrenaliny.
- Czego? - warknął.
Zaskoczona takim ciepłym powitaniem zrobiła pół kroku do tyłu i zawahała się. Może jednak lepiej nie wchodzić? Ale z drugiej strony musiała im przekazać wiadomość, a skoro teraz mag jej nie potrzebował, to nie miała nic lepszego do roboty.
- To... yy... tylko ja, Esther - powiedziała zakłopotana i schowała ręce za plecami.
Na wszelki wypadek zrobiła jeszcze cały krok do tyłu i lekko w bok, stając tym samym w połowie za ścianą.
Drzwi otworzyły się skrzypiąc. Nieco zaciekawiona kobieta zerknęła do środka i uśmiechnęła się lekko. Na widok uzdrowicielki Ordo rozchmurzył się.
- Wejdź, proszę - zachrypiał schodząc jej z drogi. - Co z czarownikiem? Kiedy umrze?
Esther stanęła jak wryta. Spojrzała się na mężczyznę zdziwiona, zrobiła duże oczy i po chwili roześmiała się cicho.
- Słucham? - spytała rozbawiona. - Jest już praktycznie zdrowy, rozmawiałam z nim przed chwilą, śmierć nie powinna go zabrać w najbliższym czasie.
Po tych kilku słowach wyjaśnienia minęła Orda i usiadła na łóżku brata. Ten nieco odsunął nogi robiąc siostrze miejsce, ale nie odezwał się słowem.
Wyraźnie zawiedziony diagnozą Szary Pies westchnął. Zamknął drzwi, przeciągnął się i padł plackiem na swoje łóżko, układając głowę tak, żeby widzieć Esther. Od razu w jej głowie zaczęły się kłębić jakieś nieprzyzwoite myśli, przełknęła ślinę i poruszyła się niespokojnie. Zupełnie nie wiedzieć czemu, ale oczami wyobraźni wyraźnie widziała, jak się tak przeciąga bez tej głupiej koszuli na grzbiecie...
- Co robimy? - powiedział niewyraźnie nie podnosząc się. - Idziemy szukać tej skrzynki?
Dziewczyna wyglądała prześlicznie. Siedziała skromnie, trzymając ręce na kolanach i nieśmiało na niego spoglądając. Wyrwana z rozmyślań starała się odgonić uporczywe myśli i skoncentrować na tym, co miała powiedzieć.
- No na to wychodzi - przytaknęła i wyjęła warkocz spod sukienki.
Zupełnie o nim zapomniała wychodząc od maga, a teraz jej jakoś go brakowało. Zaczęła w zamyśleniu gładzić swoje długie włosy i bawić się obracając warkocz w palcach. Zazwyczaj tak robiła, kiedy była czymś lekko poddenerwowana lub czuła się skrępowana, ta czynność po prostu pomagała jej się rozluźnić i skupić na czymś innym.
- Mówił, że jest tam oddział mniej więcej dziesięciu i nie są zbyt dobrze uzbrojeni, ale jest z nimi także czarodziej, który jest już dość niebezpieczny. No i powiedział, że kuferka nie można otwierać pod groźbą zamiany w żabę i innych takich...
Na wspomnienie słów maga tylko się uśmiechnęła. Obraz Veikko przemienionego w ropuchę i opiekanego na wolnym ogniu nieco ją rozbawił, ale szybko się opanowała i już bardziej poważnym wzrokiem spojrzała na Szarego Psa.
- Postanowiłeś iść? - spytała i wyraz zmartwienia pojawił się na jej twarzy.
Nie chciała, by szedł samemu. Puścić go z bratem to było jak wyrok śmierci nie tylko na tych, co mieli skrzyneczkę, ale i na całą ludzkość zebraną w promieniu kilku kilometrów. Ona sama niewiele pomoże... Westchnęła ciężko.
Mężczyzna obrócił się na bok i spojrzał w oczy dziewczyny. Milczał przez moment, aż wreszcie powiedział:
- Z czarownikami zawsze to samo. Co mi po takich informacjach? - zapytał retorycznie. - Nie jestem w stanie zabić w otwartej walce jedenastu ludzi. Muszę wiedzieć gdzie ich szukać, zaczaić się i zaatakować z zaskoczenia. Zresztą nawet wtedy mam niewielkie szanse, że ujdę z życiem...
Podniósł się i usiadł na brzegu łóżka na przeciw Esther.
- Ile zapłaci za ten swój skarb? - zapytał z westchnieniem.
Patrzyła na niego zdziwiona i zamrugała kilka razy oczami. W sumie nawet nie pomyślała o tym, żeby się spytać, zawsze jakoś pieniądze nie były dla niej ważne. To znaczy ważne były, żeby mieli co zjeść i gdzie spać, ale nie było to nic aż tak istotnego, jak bezpieczeństwo i zdrowie najbliższych. Zawstydziła się i spuściła wzrok, który z uporem maniaka utkwiła w swoich kolanach.
- Ja się go akurat o to nie spytałam, jakoś... no nie pomyślałam o tym - przyznała całkowicie szczerze. - Zawsze możesz z nim sam porozmawiać rano... Ech, przepraszam.
Ordo uśmiechnął się smutno.
- Nic nie szkodzi - rzekł spuszczając głowę tak, aby pochwycić spojrzenie uzdrowicielki. - Zapytałem z ciekawości. Jak znam magików, to pewnie nie będzie szczędził złota. Jutro z nim porozmawiam. Trzeba wyciągnąć od niego zaliczkę na jakiś sprzęt. Łuk, strzały, takie tam... Poza tym jestem spłukany.
Jasny warkocz lśnił w świetle paleniska, zwiewna sukienka przyciągała wzrok.
- A wy co zrobicie? Jakie macie plany? - zapytał po chwili wpatrując się w jej usta.
- Ja... no my... jeszcze nie wiem - powiedziała speszona. - Bo... w sumie to myślałam, że jakby Veikko chciał iść z tobą, to ja też pójdę, przyda wam się ktoś... kto od razu na miejscu by się zajął ranami i... poparzeniami - bąknęła niepewnie.
- Utalentowana uzdrowicielka to skarb. Chętnie przyjmę pomoc twoją i twego brata - rzekł unosząc głowę by patrzeć jej w oczy.
Podniosła nieco wzrok i napotykając spojrzenie Orda zarumieniła się znowu. Chyba jej to wchodziło w krew. Miał takie intrygujące, ciemne oczy. Zapewne wiele osób drżało pod jego spojrzeniem, ale akurat ona lubiła, jak na nią patrzył. Krępujące ciepło znowu zaczęło szybko rozchodzić się po jej ciele.
- Wiesz... ja się pójdę nieco przejść przed spaniem, a resztę uzgodnimy jutro, jak już porozmawiasz z magiem, dobrze? - spytała niemal błagalnie i szybko wstała poprawiając i wygładzając sukienkę.
Gdy zrobiła kilka kroków w stronę drzwi łowca poderwał się na równe nogi i obrócił w jej stronę.
- Mnie także przyda się nieco powietrza - zachrypiał lekko się uśmiechając. - Miałabyś coś przeciwko, gdybym się przyłączył? Zresztą, to niebezpiecznie tak spacerować nocą w tych stronach.
Zanim zdążyła odpowiedzieć Szary Pies już wychodził z izby rzucając przez ramię:
- Pójdę przodem. Kto wie co się tam na dole dzieje.
Kobieta westchnęła cicho, właśnie po to chciała wyjść, żeby na chwilę znaleźć się dalej od mężczyzny. Nie żeby jej jego obecność przeszkadzała, och wręcz przeciwnie. Tak się Esther podobało przebywanie blisko niego, że najchętniej to by mu już w spodnie weszła. To znaczy... no tak się mówiło, bo cały czas zastanawiała się, jak te portki z Orda zdjąć. Westchnęła raz jeszcze, może sposób Veikko na podpalanie ludziom garderoby nie był taki zły?
- Ech, no w sumie... racja, dziękuję za troskę - powiedziała cicho. - Vei, wyśpij się, rano wstajemy - rzuciła jeszcze na odchodnym do brata i grzecznie podreptała za łowcą.

Głowna sala karczmy przypominała krajobraz po bitwie. Powywracane stoły, szczątki jedzenia, połamane ławy i porozbijane kielichy, a po środku właściciel z obojętną miną i kuflem w dłoni. Spojrzał na mijającą go parę i upił łyk piwa. Przypominał postać z malowideł. Bohatera w triumfalnej pozie na stosie pokonanych wrogów. Tylko, że wymiar sytuacji był nieco mniejszy.
Ordo uchylił drewniane drzwi i wyjrzał na zewnątrz.
- Pusto i mokro - powiedział Ordo i zrobił krok na zewnątrz.
Wiatr dął cicho, z dachu gospody staczały się krople i z pluskiem wpadały do kałuży. Powietrze było przyjemnie chłodne, orzeźwiające.
Łowca spojrzał na Esther. Jedna z kropli spadła jej na odsłonięty kark i kobieta aż podskoczyła kuląc ramiona i chowając szyję niczym ślimak, który natrafił na jakąś przeszkodę. Z wyrzutem spojrzała do góry na dach i odsunęła się nieco, by już więcej nie moknąć.
- Z Veikko uciekaliśmy przed deszczem, musiało się w końcu rozpadać, jak się ta bójka zaczęła - powiedziała. - Zupełnie nie zauważyłam, kiedy to się stało...
Potarła kark, ale złośliwa kropla spłynęła jej po kręgosłupie i zniknęła gdzieś w okolicach bielizny. Wzdrygnęła się lekko i wyprostowała jak struna. Szary Pies widząc to ściągnął kurtkę pozostając w koszuli. Zbliżył się i stojąc twarzą w twarz narzucił ją na plecy dziewczyny. Delikatnie pochwycił warkocz i przełożył go na wierzch kładąc jej na piersi. Przejechał po nim zatrzymując się na końcówce, którą potarł w palcach.
Nie czuł zimna ani tego, że stoi w kałuży. Zresztą dziewczyna także w niej stała podobnie jak on tego nie zauważając.
- Cieplej? - zapytał nie zdając sobie sprawy z podświadomego znaczenia tego pytania.
Chwilę jego pytanie obijało się w jej umyśle i kobieta zbierała całą swą elokwencję do kupy, by móc odpowiedzieć coś logicznego. Jednak coraz bardziej czuła się jak jakiś upośledzony przygłup i jedyne na czym mogła się dobrze skupić to to, jaka ta kurtka fajnie ciepła i jak nim cała pachnie. Przygryzła dolną wargę, robiło jej się tak dziwnie... no tak bardzo dziwnie w okolicy podbrzusza, aż czuła tam jakiś ogromny i cholerny nacisk.
- Gorąco - powiedziała szybko i znowu się do niego zbliżyła.
Jej spojrzenie mówiło jasno: "jeśli ty mnie nie pocałujesz, to ja to zrobię i na wszystkich bogów pośpiesz się do cholery jasnej!". Może trzeba było wziąć kija i nieco go pogonić? Ordo najwyraźniej odczytał wiadomość w jej oczach i łapiąc bezceremonialnie za biodro przysunął ku sobie. Poczuł przyjemne mrowienie w dole pleców i falę gorąca napływającą gdzieś z głębi jego ciała. Pochylił głowę i zamykając oczy pocałował ją. Po raz kolejny odzew z jej strony nastąpił błyskawicznie. Podchwyciła pocałunek stykając się zupełnie z jego ciałem. Szary Pies czuł, że bijące od niej ciepło obezwładnia go i przepełnia nieznaną mu radością.
Przycisnął ją mocniej do siebie zjeżdżając dłońmi w dół lekkiej sukienki...
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Mekow »

Ruth

Dziewczyna siedziała sobie wysoko na schodach. Z (jak się jej wydawało) bezpiecznego miejsca obserwowała bijących się ludzi i różnego rodzaju zastępczą broń miotaną. Widowisko było znakomite i bardzo ekscytujące. Ruth przez kilka minut kibicowała jednemu dobrze zbudowanemu blondynowi, ale jakieś krzesło wylądowało z impetem na jego głowie i ten padł.
Kiedy zamieszki dobiegły końca i o własnych siłach stały już tylko trzy, czy cztery osoby, dziewczyna ostrożnie zeszła na dół. Karczmarz i kelnerka wychylili się zza lady niezadowoleni z tego co stało się z ich przybytkiem.
Ruth nie mogła, ot tak na oczach karczmarza, zabrać się za podbieranie sakiewek nieprzytomnym. O niedopite drinki było dość łatwo, ale niestety wsiąkały one właśnie w podłogę i ciężko by się je piło.
Ruth szła przez główną salę patrząc uważnie pod nogi. W pewnym momencie zauważyła gębę, która wydała jej się znajoma.
"Czy to nie ty sprzedałeś mi klapsa w tyłek?!" - pomyślała.
Pewności nie miała, ale jej podejrzenie wystarczyło, aby ograbić faceta z tego co miał. Niestety nie znalazła przy nim żadnej sakiewki, broń, którą miał ograniczona była do jakiegoś tępego sztyletu, nawet buty były liche i przyniosły by jedynie brzydki zapach starego potu. Zdenerwowana kopnęła go w krocze, aż ten wzdrygnął się na chwilę. Napotkawszy spojrzenie kelnerki stwierdziła tylko:
- To ten co se za dużo pozwalał!
Co zakończyło rozmowę na jego temat.
Następnie Ruth wróciła na łowy skarbów. Nie znalazła za wiele - ot kilka srebrnych monet, które podczas bójki pospadały ze stolików lub powylatywały z porozrywanych kieszeni. Zaraz potem dziewczyna zauważyła, że na sali zostało jeszcze kilka niestłuczonych butelek. Oto jeden nieprzytomny facet przytulał się do butelki rumu. Dziewczyna wyrwała mu ją i z zadowoleniem stwierdziła, że ta jest w połowie pełna. W kilka minut zdobyła jeszcze dwie butelki jakiegoś tańszego wina i z różnych zlewek uzbierła pełny kufel piwa. Wraz ze zdobyczą udała się do swojego pokoju. Niełatwo było otworzyć drzwi i utrzymać wszystko w rękach, więc do wykonania tej czynności na chwilę odłożyła trunki na podłogę. Weszła do środka. Miała już zlać wino do jednej butelki, ale stwierdziła, że fajniej będzie pić z dwóch na raz. Opróżniła dwie półpełne butelki wina. Było tego nieco za dużo, aby mogła zachować trzeźwość. Póki jeszcze kontaktowała, postanowiła pozbyć się butelek - a nóż jeszcze podliczą ją tak jakby je kupiła. Najprościej było wyrzucić je przez okno, więc tak właśnie zrobiła. Możliwe że ktoś, np. chowający się pod daszkiem, wystraszy się spadających z nieba butelek, ale przecież nikogo nimi nie trafi, więc po co się przejmować. Po załatwieniu sprawy z tymi flaszkami, zamknęła okno. Potem położyła się na pryczy, przykryła kocem i dość szybko zasnęła.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Ouzaru

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Ouzaru »

Butelka ze świstem przeleciała za daszkiem i wylądowała w kałuży. Mętna, deszczowa woda ochlapała Ordo i Esther zostawiając na błękitnej sukience kobiety śliczne ślady, jakby błota. Nim uzdrowicielka zdążyła oderwać swoje spragnione usta od niedoszłego kochanka i się zdziwić, druga butelka wyleciała z okna. Tym razem natrafiła na jakiś kamień z brzdękiem rozbijając się na kilka części.
- Tu... chyba nie jest jeszcze bezpiecznie - kobieta powiedziała lekko wystraszona.
Łowca z trudem oderwał oczy od dziewczyny i rozejrzał się po okolicy. Karczma stała na skraju lasu, który wydawał się całkiem niezłym schronieniem przed wszelkimi pociskami świadomie lub nieświadomie w nich miotanymi.
- Wejdźmy głębiej między drzewa. Pewnie jest tam nieco suszej - powiedział myśląc o miękkim kawałku mchu, z którego mogliby skorzystać.
Musiała przyznać, iż facet miał łeb na karku. Fakt faktem, nie była do końca świadoma jego powodów, ale pomysł jej się spodobał. Podeszła do krawędzi daszku i nieufnie spojrzała do góry. Nic nie leciało, poza wodą. Na nią też starała się uważać, kropla za kołnierzem czy w dekolcie była czymś okrutnym i sadystycznym.
- Masz rację, można się trochę przejść po lesie - odpowiedziała po chwili.

W gęstwinie panowała niemal zupełna cisza przerywana tylko szelestem ich kroków. Światło księżyca oświetlało im drogę jasnym blaskiem przedzierającym się przez liściaste korony. Szli ostrożnie trzymając się za ręce i co jakiś czas spoglądając za siebie, czy aby nie za bardzo się oddalają od gościńca. Uzdrowicielka zdjęła już kurtkę i trzymała ją w wolnej ręce, było jej dość ciepło.
Ordo miał właśnie przełożyć nogę przez zagradzający drogę konar, kiedy dziewczyna pośliznąwszy się na mokrym kamieniu szarpnęła go w dół. Zwalił się na nią amortyzując swój upadek ręką tuż przy jej głowie. Zastygł. Esther zamrugała kilka razy oczami, wszystko stało się tak nagle, że nawet nie zauważyła kiedy i co. Uśmiechnęła się niepewnie, chodzenie w takich butkach i sukience po lesie było chyba jej najgłupszym pomysłem.
- Ups... Wybacz - bąknęła cicho. Z trudem powstrzymywała śmiech.
Zapewne kiedy sobie tylko uświadomi, jak bardzo sobie sukienkę ufajdała właśnie, przestanie jej być tak wesoło... Wyznający zasadę "brud po jakimś czasie odpada sam" Ordo nic robił sobie z kolana tkwiącego głęboko w błotnistym podłożu. Tym bardziej, że równie głęboko tkwiło między jej nogami.
Gwałtownym ruchem strząsnął z dłoni przylepione liście i począł odczepiać te trzymające się wytrwale jej sukienki. Było to działanie czysto kosmetyczne biorąc pod uwagę obecny stan ich odzieży. Gdy skończył, zauważył, że kiecka Esther znacznie się podwinęła. Zobaczył też, jak kobieta w skupieniu i z uwagą przygląda się jego działaniom. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, ona znowu jak na zawołanie pokryła się rumieńcem. Chyba zaczynała sobie powoli zdawać sprawę z 'powagi sytuacji'. Przełknęła nerwowo ślinę, w ustach miała tak sucho, że już nawet by się spirytu napiła. Jej spojrzenie zmieniło się ze zdziwionego na totalnie bezradne.
- Ja... - zaczęła, ale nie powiedziała nic więcej, bo w głowie miała pustkę.
- Ja też - zachrypiał i przycisnął usta do jej ust.
Po krótkiej chwili jego pocałunki zaczęły schodzić przez brodę aż do szyi, gdzie zatrzymał się na jakiś czas. Końcówki palców zanurzyły się we włosach u nasady warkocza tuż przy jej uchu. Drugą ręką gładził jej bok od pachy do biodra i niżej. Kobieta praktycznie nie reagowała, leżała jak sparaliżowana i mogło to nieco dziwić. Przecież na pierwszy rzut oka było widać, że aż kipi z pożądania... a jednak nic nie robiła. Ordo zaczęło intrygować, czemu dorosła kobieta zachowuje się jak nastoletnia cnotka, ale może akurat tak lubiła?
Fascynacja z przerażeniem zaczęły się mieszać i zalewać jej myśli, nie miała zielonego pojęcia, co teraz powinna zrobić. Chwilami miała ochotę złapać jego rękę, za chwilę modliła się, by przesunął ją jeszcze niżej... i niżej...

Kiedy ręka Szarego psa minęła biodro i zaczęła gładzić udo, łowca doznał olśnienia. Podsumował czynniki: leży jak kłoda, ale nie wyrywa się i nie wzywa pomocy. Wniosek: Esther to dziewica.
Jeszcze nigdy nie robił tego z dziewicą. Właściwie nie był pewien czy kiedykolwiek dziewicę widział. Słuchy o męczarniach, jakich doznają one w czasie pierwszego stosunku nieraz docierały do Orda, a teraz powodowały u niego mieszane uczucia. Nie chciał sprawić jej bólu, ale był pewien, że uzdrowicielka pragnie się z nim kochać. Tylko czy ktoś taki jak on ma prawo uczestniczyć w tak doniosłej niemal ceremonii?
Rozejrzał się po lesie i napotkawszy jej wzrok zdecydował: Jeżeli ja tego nie zrobię, to pewnie zrobi to jakiś czarownik albo inne ścierwo. Tak nie będzie.
- Nie bój się - wyszeptał i dotknął ręką jej piersi.
Wzięła głęboki wdech i zatrzymała powietrze w płucach. Już? Tak? Tu? Teraz? W końcu? Z nim? No... nareszcie... Różne dziwne myśli kłębiły się w jej głowie. Co teraz? Powinna się rozebrać? Czy wystarczy, jak się kieckę podniesie do góry? No i co dalej? Jeszcze bielizna zostaje... Kurcze, mogła jednak załatwić sobie sukienkę z większym dekoltem, to co robi z jej piersią, jest bardzo przyjemne... Zaraz. Ale czy powinna? A co jak się brat zaraz pojawi? Nie, nie pojawi się, pewnie już dawno śpi. Uff, w końcu będzie wolna. Ale...
- Ordo... - powiedziała cichutko. - Ale ja jeszcze nigdy... no wiesz...
- Wiem. Nie bój się - powtórzył i począł powoli zsuwać sukienkę z jej ramion.

Jego oczom ukazał się skrawek materiału, który oplatał jej piersi i plecy. Całował najnamiętniej jak potrafił miejsce tuż koło tej prymitywnej bielizny nie przestając opuszczać odzienia dziewczyny w dół. Próbował sobie przypomnieć sprośną piosenkę, którą usłyszał kiedyś w oberży. Szło to jakoś tak:
Póki dziewka młoda
Kwitnie jej uroda
Więc podwiń sukienkę
I wsadź pod nią rękę
Hej!

Tak zrobił.
Potem idź z nią w krzaki
Przegonić robaki
Jak chce do tatusia
To pokaż jej strusia!
Hej!

Na to było, w mniemaniu Orda, jeszcze za wcześnie. Jednak jego zabiegi przynosiły ciekawe efekty, wkładając rękę pod sukienkę czuł się, jakby się zbliżał do kominka, tak tam już gorąco było. Póki co jeszcze tylko Esther wiedziała, iż nie jest tam jedynie ciepło, ale i dość mokro. Jej ciało reagowało dziwnie na to, co mężczyzna z nią robił, ale cieszyła się, że chociaż on zna się na rzeczy. Zastanawiała się, jak mogłaby mu teraz pomóc, ale gałązka, która cięgle wbijała się uzdrowicielce w kręgosłup doprowadzała ją już do szału. Dyskretnie wsunęła rękę pod plecy, uniosła się lekko razem z biodrami i powoli zaczęła wyjmować to cholerstwo spod siebie. Ordo powędrował palcami po wewnętrznej stronie uda aż do jej kobiecości. Poczuł, że gorąca, gęsta ciecz klei mu się do dłoni. Nie zraziło go to, wręcz przeciwnie. Przejechał palcem po całej długości kwiatu i poczuł, że ucisk w spodniach staje się nie do wytrzymania.
Dziewczyna zamarła z ręką pod plecami i przymkniętymi oczami w oczekiwaniu, a Szary Pies korzystając z okazji zsunął sukienkę niżej. Dużo niżej. Ujrzał górną krawędź lnianych majtek.

Esther wstrzymała oddech, chwilę kombinowała i doszła do wniosku, że to chyba nie wypali.
- Ale... Jak... jak... - zaczęła się jąkać - skoro ty jeszcze jesteś ubrany? - spytała niepewnie.
Może miał jakieś swoje sposoby na to, ale dla niej było to dość dziwne. Zawsze to sobie inaczej wyobrażała, ba! raz nawet niechcący natknęła się na rodziców w stodole i bynajmniej żadne z nich nie było ubrane, więc coś jej tutaj teraz nie do końca grało i pasowało. Łowca śmiał się w duchu z nagłej zasadniczości młodej kobiety, ale przyznał jej rację.
Uniósł się na kolana, błyskawicznie ściągnął koszulę przez głowę i rzucił ją obok kurtki. Poluzował także więzy rozporka, aby nieco zredukować nacisk. Nie było go stać na luksus posiadania bielizny, więc na chwilę obecną to musiało dziewczynie wystarczyć. Pozostając w tej pozycji pociągnął za sukienkę, a ta powoli osunęła się do kostek uzdrowicielki. Wtedy mężczyzna schwycił ją i cisnął na stertę ubrań. Następnie położył się na niemal nagiej dziewczynie wspierając się rękami tak, żeby niemal nie czuła jego ciężaru. Pocałował namiętnie. Z początku była zbyt zdziwiona, ale po chwili odwzajemniła pocałunek. Przymknęła oczy i objęła go ramionami, zaczęła dłońmi przesuwać po jego ciepłych plecach. Zadrżała, było jej gorąco, ale też i jakoś chłodno. Może jednak łóżko i pokój z kominkiem byłyby lepsze od tego kawałka trawy? Wilgotnej, rozlazłej i błotnistej... Wzdrygnęła się, wyobraziła sobie, jak teraz muszą wyglądać jej plecy. Bogowie, później trzeba się będzie ubrać na taką umorusaną skórę, wykąpać, uprać rzeczy. Ech, jak wróci do karczmy w takim stanie, zaraz wszyscy się domyślą, co zaszło.
Po chwili takiego bezsensownego martwienia się o głupoty myśli Esther wpadły na właściwe tory. Miała nad sobą smakowity kawał chłopa... Przycisnęła go mocniej do siebie, chciała czuć ciężar jego ciała na sobie. Nieświadomie rozchyliła lekko nogi.

Ordo poczuł przyjemne ciepło dziewczyny gdy ich ciała się zetknęły. Jej dotyk powodował, że przyjemne dreszcze przeszywały jego ciało. Świat wokół znikał, ale ona pozostawała. Sam nie wiedział kiedy rozwiązał supeł na plecach Esther i rozpakował jej piersi z lnianego opakowania. Biust miała pełny i jędrny, a niewielkie sutki sterczały kusząco. Spojrzał jej na moment w oczy i znów całował. Coraz mniej się denerwowała, ułożyła się tak, żeby był idealnie między jej rozchylonymi udami i mocniej objęła. Ręka, na której się podpierał bardzo przeszkadzała uzdrowicielce, dlatego złapała ją i odrywając od podłoża ulokowała na swojej piersi. W końcu mężczyzna się znalazł bliżej, niemal się zderzyli czołami, gdy pozbawiony równowagi opadł na nią. Zgięła nogi w kolanach, by jej się wygodniej leżało i posłała łowcy jeden z najładniejszych uśmiechów, na jakie było ją stać. Miała nadzieję, że się jej ten prawie kochanek trochę pośpieszy, w końcu nie on musiał leżeć na wilgotnej trawie i marznąć jak ten debil...
Łowca podniósł ją niespodziewanie. Jedną ręką trzymał nieco nad ziemią, a drugą sięgnął po kurtkę i rzucił pod uzdrowicielkę. Teraz było jej miękko, ciepło i wygodnie. Mogła skupić się tylko na nim i tak też zrobiła. Znów oplotła go ramionami, tym razem jednak jej dłonie coraz częściej wędrowały w okolice pośladków mężczyzny. Ciężko było tam kobiecie dosięgnąć, ale robiła to wytrwale. Nie puszczając jej przesunął rękę po plecach Esther i łapiąc jednym palcem zsunął majtki pokonując niewielki opór spowodowany przylepieniem się ich do najbardziej interesującego Orda miejsca. Nie widział jeszcze, co kryły, ale pewien był, że jest to równie piękne jak dziewczyna. Ta znów wstrzymała oddech i zamarła jak sparaliżowana. Nie bała się, tylko czekała. Serce szybko pompowało gorącą krew do wilgotnego miejsca między jej nogami, czuła tam jedno wielkie pulsowanie i nieprzyjemny ucisk. Niemal wiedziała, co należy z tym zrobić, jednak pozostawiła to w rękach łowcy.
- Jestem już gotowa - powiedziała tak cicho, że ledwo ją dosłyszał.

Szary Pies dokładnie wiedział co należy zrobić. Właściwie wszystkie przygody seksualne, jakich doświadczył, zaczynały się od tego fragmentu. Był zadowolony, że tym razem dał więcej z siebie.
Wystarczyło poluzować jedną pętlę aby męskość łowcy wyskoczyła mu ze spodni. Przysunął ją do łona dziewczyny i począł ostrożnie wsuwać, nieprzerwanie obserwując twarz Esther na wypadek, gdyby wypatrzył na niej grymas bólu. Jej mina jednak z początku przedstawiała zdziwienie, później oboje napotkali na lekki opór, ale nim łowca się zdążył zawahać, kobieta przyciągnęła go do siebie rozwiewając tym samym wszelkie jego wątpliwości. Przymknęła oczy, czuła się dziwnie. Jednak gdy już cały wślizgnął się w nią, drgnęła na całym ciele i szybkie: "Och!" wydobyło się z jej ust.
Przygryzła mocno dolną wargę, nie, nie bolało, nie aż tak. Przyjemność skutecznie zagłuszała wszelkie niedogodności. Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się.
- To... tak już? - spytała rozbawiona, oczy jej się świeciły blaskiem ekscytacji, pożądania i podniecenia.
Ordo po raz pierwszy od wielu lat roześmiał się szczerze. Pożądanie wzrosło, ale poczuł poważną ulgę. Bardzo obawiał się o przebieg sytuacji, a teraz wszystko było jasne.
- Już - wychrypiał radosnym tonem.
Najpierw spokojnie zaczął poruszać biodrami, potem nieco przyspieszył. Czuł, że troski odpływają. Kochanka pod nim wzdychała cicho, lekko się wiła pod wpływem jego ruchów i był pewien, iż sprawia jej przyjemność. A Esther się wręcz niemal rozpływała z rozkoszy. Trwało to dość długo, kiedy usłyszał, jak jej oddech przyśpiesza, staje się nierówny i urywany. Dziewczyna zamknęła oczy i skupiła się na tym, co czuła, a było to coś dziwnego i zupełnie nowego. Zbliżało się, było na wyciągnięcie ręki i uciskało niemiłosiernie. Ogromny ładunek napięcia został wyzwolony, z głośnym jęknięciem złapała się mocno ramion Orda i aż wstrząsnęło całym jej ciałem. Trwało to kilka uderzeń serca, nim uczucie z niej opadło i uspokoiła się... i była po tym potwornie zmęczona. Padła na plecy dysząc szybko i ciężko, nogi jej się trzęsły. Cały świat wirował, tak się Esther w głowie kręciło, owszem, było bardzo przyjemnie, ale ona mogłaby już zejść z tej karuzeli...
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Othe »

Ouz musiała iść spać, więc ja kończę.

Widok spazmów rozkoszy uzdrowicielki podziałał na Orda błyskawicznie. Poczuł, że przestaje myśleć, zadrżał. Pociemniało mu w oczach, a fala gorąca zalała jego ciało. Opadł na dziewczynę bezwładnie, a ta przytuliła go mocno. Leżeli tak kilka chwil w milczeniu wsłuchując się w odgłosy lasu. Dopiero teraz poczuli, jak mroźna jest noc w głuszy.
Łowca wstał i podawszy rękę Esther pociągnął ją do góry. Patrzyli sobie w oczy stojąc nago pośrodku lasu. Pewnie staliby tak przez całą wieczność, gdyby nie zerwał się wiatr.
- Zbierajmy się, bo przemarzniemy. - rzekł Pies zawiązując rozporek.
Dziewczyna chwiejąc się na nogach ubrała się dość niedbale i wsparła na ramieniu Orda. Była wykończona.
Widząc to mężczyzna przyodział się prędko, niespodziewanie złapał ją w pół i przerzucił sobie przez ramię. Zanim Esther na dobre zrozumiała co się stało, już wchodzili do karczemnej izby.
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Qin Shi Huang »

Wężyk i Kesrak

Raczej szczupły mężczyzna z czarną kozią bródką, zdziwił się niepomiernie. Zaczął kalkulować. Jakaś kobieta wbiegła zdyszana do jego domu, powiedziała że ściga ją straż i zagroziła mu śmiercią w wypadku gdyby wezwał straż. Powiedziała, że ścigają ją za niewinność, jednak wobec wszystkich innych naocznych argumentów, zignorował wątpliwe oświadczenie dziewczyny. Rzucił się na stojak z bronią i zanim sie zorientowała, był już przy niej. Nie mocnym, lecz zgrabnym cięciem, wytrącił jej sztylet z ręki i przyłożył ostrze go gardła. teraz z bliska widziała, ze był to bardzo ładny rapier przystosowany do szybkiej walki. Na jelcu widniało godło Redanii.
-Miałaś pecha trafiając na wojskowego instruktora szermierki panienko. Jeśli rzeczywiście jesteś niewinna, to sprawiedliwy sąd cię ułaskawi - uśmiechnął się cynicznie - Ale grożenie śmiercią oficerowi ma przykre konsekwencje - rzekł jeszcze dumniej. Dopiero teraz zauważyła, ze na ścianach wiszą miecze i zbroje. Nieźle się wpakowała.
-Straaaaż! Tutaj! Tutaj się schowała! - Krzyknął niejaki pan oficer. Usłyszała z zewnątrz odgłos uderzenia i płacz dziecka. Widocznie dzieciak spełnił jej prośbę a kłamstwo wyszło na jaw. Po chwili do domu wpadła straż. Oddział siedmiu strażników chwycił ją mocno. Czasami łapali za nieprzyzwoite miejsca. W taki sposób, "eskortowali" wężyka do więzienia. Scenę gdy wyprowadzali ją z domu oficera, zauważył już Kesrak. Wspiął się na mur i świetnie widział jak prowadzą ją w dół ulicy. ten widok, przesłoniło mu Redańskie godło. Owo godło, widniało na piersi strażnika z mieczem, który pomógł mu wejść dalej na mur. Pomógł mu w tym w dość brutalny sposób.
-Ah to ty! - stwierdził i uderzył go w twarz. Kesrak przewrócił się a już po kilku chwilach, związano mu ręce za plecami. - chodź no... Mamy tu przytulną celę dla takich jak ty plugawy mieszańcu... - rzekł straznik i opluł go. Razem z kumplami odprowadzali go do więzienia dołem ulicy. Kiedy już doszli, nie patyczkowano sie. Wrzucono ich do celi i tam zostawiono, wraz z różnymi szumowinami i wyrzutkami społeczeństwa o szczurzych lub świńskich mordach. W kącie, siedzał jakiś facet z przepaską na oku i dwutygodniowym zarostem. Znalazł sobie w miarę suche miejsce. Uśmiechał się szyderczo i wyglądało na to, że więzienie nie dostarcza mu przykrości.

Reszta

Karczmarz był zbyt pijany aby zwracać uwagę na Ruth. Wszyscy inni spali z obitymi twarzami. Dziewczyna ulokowała się w pokoju i zasneła na nawet czystym łóżku. Jakis czas później, do izby weszli Ordo i Esther. Zastali smacznie chrapiące towarzystwo. Jedyną osobą która wyglądała na zmartwiona, była kelnerka. Bedzie musiała to wszystko sprzątać. Bard w kącie, śpiewał przez sen:
.... i ze panną i ze drzewem to nie kiep poradzi....
.... trzeba owszem wziąć i zerżnąć, no i po zawadzie...
Zrobiło się spokojnie i cicho....
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Alucard »

Siedziała w celi.To był fakt. Faktem tez było, ze nikogo nie obchodzi iz gnije w cuchnącym więzieniu. nikogo, oprócz tego porabanego pół-elfa.
-Cos ty sobie wyobrażał idioto! Trzeba było wiać! Po jaka cholere, żes sie wracał!-Wrzasnęła kobieta. Nie była spanikowana czy przygnebiona. Była wściekła.-Nie cierpię mieszać ludzi w swoje problemy. Zresztą ty faktycznie byłeś niewinny, wiec po co ta cała heroiczna akcja?-Miała nadzieje, że sąd nie wyda sprawiedliwego wyroku. Sędziowie to straszne kutwy i kiedy którys usłyszy, że nie zapłaciła, pobiła straznika, włamała się do domu i to jeszcze do jakiegos wojskowego powieszą ją bez gadania.

Rozejrzała sie dookoła siebie. Ciasno, zimno jak diabli, i jeszcze ten jednooki śmiejący się w rogu. Kobieta nie miała ochoty z nim rozmawiać. Prawde mówiąc to sie go troche bała. Była silna, ale kto wie co przyjdzie takiemy skurczybykowi do głowy. No ale miała półelfa.

Przysuneła sie bliżej i jęknęła
- zimno- jakby na dowód tego zadrżała. Teraz juz była przybita. Jezeli juz miała skończyć, to czemu w taki gówniany sposób. Przysuneła sie jeszcze bliżej i chwyciła elfa pod ramię. Był niesamowicie ciepły. Ciekawe, czy to ich cecha wrodzona? przytuliła sie mocniej i zamkneła oczy. Chciała zasnąć jak najszybciej i nie mysleć o niczym. Zagryzła wargi.

Teraz umierać? Miała 30 lat, brak faceta, brak miejsca zamieszkania, ciągła tułaczka, zero radości z zycia. Nie chciała umierać. Była za młoda na to. Niby zawsze udając sie na jakis rozbój miała śwadomosć, ze może stracic zycie, ale zawsze było to takie odległe.. nierealne. Teraz mogła liczyc dni.

Łza spłynęła po jej policzku. Bała się. Ale i nie chciała okazać tego przed innymi. Dalej wtulając sie w półelfa powiedziała dziarskiem, choc łamliwym głosem
-jak wyjdziesz...-Głos zadrżał-Jak wyjdziesz, to znajdź proszę Erolisa Valleire. To staruszek... będzie pewnie siedział gdzies koło Venderburgu... Powiedz mu, że wyjechałam. Że nie przyjadę do niego jak...-Wciągnęła głęboko powietrze-Jak co roku. Prosze. To jedyna rodzina, jaka mam... to mój jedyny przyjaciel

Otwarła sie przed nieznajomym. A co jej tam. i tak miała umrzeć. Zamkneła ponownie oczy.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Ouzaru

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Ouzaru »

Kelnerka już zajęła się sprzątaniem po tym pobojowisku, co chwilę tylko dziwnie zerkała na Esther. Uzdrowicielka zupełnie nie rozumiała, o co tej kobiecie może chodzić, ale Ordo też tak ją jakoś podejrzliwie lustrował wzrokiem. Podążając za ich spojrzeniem spojrzała po sobie. Z boku sukienkę miała utaplaną w błotnistej wodzie z kałuży, z tyłu była odciśnięta mokra trawa i błoto. Do tego kilka listków, podeschniętego igliwia i... Esther zrobiła wielkie oczy, nie wiedziała, co to jest i na pewno nie chciała wiedzieć.
- Panie! - zawołała do podpierającego się o butelkę karczmarza.
Ten nie zareagował, nawet nie raczył na nią podnieść oczu. Chwilę czekała tupiąc nerwowo nogą. Tak, buty miała całe przemoczone i tak samo ufaflane jak całą resztę... A włosy? Bogowie... ostatni raz...
- Panie, balię z ciepłą wodą bym... - zaczęła i szturchnęła go - ...chciała...
Karczmarz pod wypływem jej ingerencji rozjechał się jak długi na ladzie i zaczął głośno chrapać. Zalany był w trzy dupy. Kobieta spojrzała w stronę kelnerki, ale ta szybko odwróciła wzrok i udała, że nic nie słyszała. Uzdrowicielka zdenerwowała się, nie było brata pod ręką, żeby go kijem pookładać, ale przecież był główny winowajca!
- No i zobacz tylko, jak ja wyglądam! - zawołała do Orda i w kilku szybkich krokach do niego podeszła.
Nim zdążył odpowiedzieć, uzdrowicielka stanęła na palcach i spuściła mu pięść na sam środek łysej głowy. Nie za mocno, raczej tak symbolicznie. Łowca posłusznie przyjął cios i spojrzał na dziewczynę z udawanym wyrzutem. Jego zdaniem jej odzienie wcale nie było w takim złym stanie. Nieco zabrudzeń tu i ówdzie, ale żadnych dziur.
Westchnął.
- Wyglądasz ładnie - wychrypiał i uśmiechnął się szeroko. - Zawsze możemy ubrudzić cię jeszcze bardziej.
Takiej odpowiedzi się nie spodziewała. Zamarła na chwilę i widać było ten strasznie ciężki proces myślowy przewijający się przez jej główkę.
- Bardziej? To znaczy... ten... no? - spytała rumieniąc się lekko.
Może łowca i był zwykłym rębajłą, ale z kobietami to on potrafił rozmawiać!
- Mamy całą karczmę dla siebie. - Pies wciąż suszył zęby - Wszyscy pewnie już śpią. Po co wracać do twojego brata, tylko go obudzimy...
Ordo posłał przeciągłe spojrzenie na schody. Jednak jego kochanka chyba nie była zbyt przekonana co do tego.
- Dalej w lesie - odezwała się kelnerka przerywając im - jest rzeczka. Nimnar, na południe stąd. Nie tak daleko...
- Słyszałeś? Woda oznacza kąpiel - ucieszyła się Esther.
Woda oznacza nagą kąpiel - ucieszył się Ordo. Chęć zobaczenia nagiej uzdrowicielki po raz kolejny przeważyła nad zdrowym rozsądkiem. Dzikie zwierzęta i bandyci wydawali się odległym mitem.
- Chodźmy więc. Kąpiel zrobi dobrze nam obojgu. Szybko się uwiniemy i wrócimy zanim ktoś zauważy, że nas nie było.
Były to słowa, na które ona czekała i zaraz po ich wypowiedzeniu Ordo dostał całusa w policzek.
- Poczekaj, wezmę swoje rzeczy, żeby się w coś czystego przebrać! - zawołała i pobiegła na górę.
Po cichu weszła do pokoju, gdzie jej brat spał i zwinęła swoją torbę. Było tam wszystko, czego potrzebowała. Ubranie na zmianę i mydło kasztanowe z piaskiem i jakimiś łupinkami. Było fajne, dość mocno drapało, ale zawsze po nim Esther czuła się czyściutka. Miała też małą myjkę, niestety butów na zmianę nie posiadała. Zajrzała na chwilkę do maga, ale ten także spał, więc zostawiła go póki co w spokoju. Kiedy schodziła na dół, przez chwilę widziała czarne mroczki przed oczami, ale szybko przeszły... Miała za sobą ciężki dzień, trzy razy używała swoich zdolności do złagodzenia bólu i magowi przekazywała energię. No i jeszcze tam w lesie... to też było dość męczące.
- Jestem gotowa - poinformowała, wzięła go pod ramię i wyciągnęła przed karczmę.
Na dworze było już coraz chłodniej, woda także zapowiadała się być lodowata. Jednak Esther nie mogła się w takim stanie nikomu pokazać, zwłaszcza bratu, który nie był głupi i bardzo szybko kojarzył fakty. Zaraz by sobie wymyślił, iż Ordo zrobił jej coś złego i zamieniłby go w żywą pochodnię. A takiego losu dla kochanka nie chciała... Może nie darzyła go miłością, ale polubiła trochę i na pewno miała zamiar nieco wykorzystać.
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Azrael »

Kesrak

Zaśmiał się, trochę sztywno, sytuacja wydawała mu się mniej poważna niż Wężykowi, jednak po łzach towarzyszki zrozumiał, że coś im grozi.
- Jak już wyjdziesz, a coś by mi się stało odnajdź zielarkę Elverstę. I powiedz, że nie wrócę do niej jak co roku.
Mieszka pomiędzy... hm... w mojej mowie to będzie góra Evenlart i las Kaer Neter.

Wziął większy wdech. Nie skupiał się zbytnio na celi, czy tym co może im się stać. Był szczęśliwy, że jest z nią.
Był szczęśliwy, że to w nim szuka oparcia i że nim nie gardzi. Był szczęśliwy, że... może jej pomóć.
Związany spróbował spojrzeć jej w oczy...
-Nie bój się. Mogłabyś mnie... wyzwolić? - lekko szamotał dłońmi, aby poluzować więzy.
Popatrzył na jednookiego pod ścianą i uśmiechnął się do niego z zamkniętymi ustami, jakby do sąsiada.
- Elversta, jest bardzo miłym człowiekiem. Zobaczysz, jak podjedziemy pod jej chatę, albo będzie karmić kozy, albo będzie pleść kosze... no ewentulanie mogłaby szyć mi skarpety. Bą co bą będzie siedziała na ławeczce przed domem.
Chociaż mogła by zbierać... grzybo... grzyba... tak naprawdę zajmuje się wieloma rzczami.
Poznasz ją.
- Elf specjalnie używał czasu przyszełego, to bardzo pomagało... szczególnie umierającym.

Qin Shi Huang, wiem, że to mało możliwe, ale czy oni zostawili nam rzeczy?
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Alucard »

Cieszyła się, że miała go przy sobie. Naprawdę sie cieszyla. Jakos tak ... cieplej. nie miała na myśli wcale jej czy jego ciała. Po prostu. Jakos łatwiej było wytrzymac myśl o procesie i Bóg jedyny wie czym później. Ciekawa była co jej zrobią. Gdyby nie uciekała może by ją zamknięto na jais czas i zapomniano. Potem by ją wypuszczono. Ale nagrabiła sobie. Za taka zniewage wojsko na pewno ją ukatrupi. Zadrżała. Tylko jak to zrobią? Wężyk niesamowicie bała sie bólu. I bała sie krwi. Starzec, z ktorym spędzila pół życia powiedział, że kiedy była mała wymordowała we snie bande zbójów którzy ką porwali. Po tym zdarzeniu panicznie bała sie krwi...

Przytuliła sie bliżej elfa. Spojrzała na suply na nadgarstkach i jęknęła
-Raczej nic z tego. Ale można sprobować.-Odwróciła sie bokiem do niego i zazęła energicznie poruszac dłońmi probując poluzowac sznur. Ich palce na chwilę się zetknęły. Omal nie podskoczyła.

Co to było? Nigdy wczesniej czegos takiego nie czuła. Nie, to nie było pożądanie... tak na prawdę nie chciała sie z nim kochać... nie teraz. Czuła, że to popsułoby wszystko. Tylko co? Poczuła sie skołowana.Była zakochana... nie raz. Tylko, że wczesniej nie towarzyszyły temu takie wmocje. zreszta o czym ona mówi... zna go kilka chwil? Nie, między nimi nie zaszło nic. To po prostu stres.

Nie wiadomo czemu chciała byc po prostu bliżej niego.
Oparła głowę o jego szyję tak, że jej rude wlosy opadały na jego pierś. Zamkneła oczy.

W tej sytuacji nie mogła nic wiecej zrobić. nie wiadomo czemu, ale sprawiało jej to większa przyjemnosc i radosć niż noc z którymkolwiek facetem. Chciała po prostu siedziec tak, zasnąć w tej pozycji a rano otworzyc oczy i lezeć dalej na ramieniu półelfa.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Azrael »

Kesrak

- Masz piękne włosy... - elf przechylił głowę, mówił spokojnie i cicho. Przez chwilę również chciał po_prostu posiedziec w spokoju i poczuć jej ciało przy sobie, jednak nie miał na to czasu. Czuł, że "dziewczyna" się załamała. Wyczuwał jej dreszcze, w pewnym sensie wyczuwał jej strach i łzy. Spróbował się odwiązać, potem zaczął szarpać.
Podejrzewał, że za chwilę po nadgarstkach pocieknie ciepły strumień krwi, jednak w tej chwili dziwnie nie odczuwał bólu. Jeśli wciąż był spętany rzekł:
- Nie masz nic ostrego? Twoje buty, mają... metal z tyłu. Da się to odczepić? Proszę znajdź cokowliek.
Po chwili bezczynnego siedzenia olśniło go - gdyby mógł stuknął by się w głowę.
- W bucie mam nóż! - jednym butem zahaczył o drugi i ściągnął go - weź go i przetnij linę.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Alucard »

-Nóż?-spytała pólprzytomnie> Zaraz poderwała sie i zaczeła miotac w strone pół-elfa mordercze spojrzenia-Ty sukunsynie!? I teraz mi o tym mówisz?! Musiałam się tak osmieszyć, żebys sObie przypomniał? ZABIJĘ CIĘ-Kopnęła lekko towarzysza w kostkę. Zaraz potem sie zorientowała, że przeciez sa w więzieniu i wydzieranie się nie ma sensu. Dobrze, ze nie wygadala żadnych konkretów. Momentalnie sie schyliła i podeszła, a raczej podpełzła do buta sąsiada. Dłońmi postarała sie wymacać zgrubienie w bucie. Palcami zręcznie wyciągnęła nóz i zaczeła piłować. Gdy juz do połowy więzy puściły, położyła nogę między dłońmi a na sznurze i nacisnęła. Pękły.
-Teraz twoja kolej.- Gdy pół-elf lekko naciał więzy, dziewczyna wysiliła sie i powróz z łatwościa puścił
Teraz pozostała reszta. W celi było jeszcze kilka osób. Weżyk chwycila nóż i popatrzyła morderczo po reszcie
-Jeden sie odezwie- wszyscy skończycie z podciętym gardłem. Siedzę za potrójny mord a ten tu top mój wspólnik. I tak mnie powieszą. Jezeli pomożecie, możecie zwiać z nami. Przetnę wam więzy... tylko macie nie robić halasu i nawet po uwolnieniu siedzieć w takiej samej pozycji, jak teraz. Jasne?-Spojrzała niepewnie na Kesraka. Nie wiedziała, czy to, co robi jest sluszne, ale co jej szkodzilo.
-Mamy jakis plan?-jęknęła
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Azrael »

- Jasne, że mamy plan! Nigdy nie robię nic przed uprzednim zaplanowaniem. Zresztą wszystkie elfy tak mają. Jak nas tu wrzucali od_razu wiedziałem co powinniśmy zrobić - uciekamy.
Wstał otrzepał się i rozejrzał po celi. Szuakł czegokolwiek co można by wyrwać, po czym mógłby się wspiąć.
Nawet, gdyby nie było możliwości ucieczki powinien zająć czymś Wężyka, inaczej zginie we własnym umyśle zanim wyprowadzą ją "przed sąd", który z pewnością będzie władał toporem całkiem nieźle.... ewentualnie stryczkiem.
- Szukaj czegokolwiek co moglibyśmy wyrwać, nie_licz tylko naszej dwójki - ci panowie na_pewno pomogą. - popatrzył na świńskie i szczurze, mordy i ryje najgroźniej jak potrafił, a wierzcie lub nie - potrafił. Popatrzył na nich jak na... ludzi.
Ludzi których miniaturki widział na końcu strzały opieranej na jego dłoni, tej strzały którą zamierzał wypuścić ze swego łuku jeszcze rok temu. Popatrzył na nich jak na zdobycze, jak....
.... jak na kobietę z którą właśnie spał mimo, że jej nie kochał.
- Póki co - odwrócił wzrok od reszty więźniów i rzekł do przyjaciółki - powiedz mi co to "chędożeno"?
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Alucard »

Rozdziawiła usta
-Co? Mamy zwiać, a ty sie pytasz co to chędożenie?-Mrugnęła kilka razy-No cóż... rodzice Ci tego nie wyjasnili, więc ja muszę? Słuchaj... -usiadła na ziemie i zmarszczyła czoło- Faceci i kobiety różnia się... nie tylko piersiami... ech. Mężczyzna ma między nogami ...-Spojrzała na elfa i widziaa, że patrzy sie na nią dziwnie...
-A!-załapała-Tu nie istnieje bariera umysłowa tylko językowa-wyraźnie jej ulżyło0-Chędożenie to spanie z kobietą... No w moim przypadku z mężczyzną... też-Usmiechneła się rozbrajająco.

-Dobra... a teraz powiedz mi, co mamy znaleźć do wyrwania i po co? Nie bardzo rozumiem-W między czasie rozcinała więzy współwieźniom. Miała nadzieję, że nie są to ostatnie mendy i nie rzucą sie na nich zaraz po uwolnieniu. Kilku gapiło sie na jej biust- pogroziła im ostrzem.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Azrael »

- Właściwie to sam nie wiem co moglibyśmy wyrwać... myślisz, że jak wszyscy pchną bądź pociągną drzwi(/lub okno jeśli takowe istnieje)to wylecą? - opuścił ręce bezradnie, nic nie przychodziło mu do głowy. Przez chwilę chciał pomyśleć o czymś innym i przypomniał mu się temat chędożenia.
- Hm.... powiedziałaś, że mam nie myśleć o chędożeniu, ale czemu? Coś w tym złego?- speszył się i zaczął wymachiwać dziwnie rękoma - to znaczy nie, żebym jakoś wyjątkowo często o tym rozmyślał no, ale... nie ważne.
Podszedł do drzwi (/lub okna jeśli takowe istnieje) i zaczął badać je zupełnie jak by się na tym znał, choć nie miał pojęcia jak je się robi, ani co mógłby znaleźć.
- Czy jest tu jakiś... ten co robi drzwi? - dziwnie czuł się mówiąc w ten sposób przy osobach które prawdopodobnie naprawdę zabiły trzy osoby, a miła rozmowa Kesraka z Wężykiem pewnie uświadomiła ich, że.... no teoretycznie to Kesrak zabił dużo więcej niż trójkę ludzi, ale raczej na takiego nie wyglądał - zwłaszcza bez broni.
Ostatnio zmieniony środa, 12 grudnia 2007, 16:25 przez Azrael, łącznie zmieniany 1 raz.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Ouzaru

Re: Chędożona kompania [Wiedźmak, wiedźminem tez zwany]

Post autor: Ouzaru »

Kelnerka nie kłamała. Nie minęło wiele czasu, nim dotarli nad dość płytką rzekę.
Ordo zbliżył się do niej nieufnie i zanurzył palce nagiej stopy.
- Zimne jak diabli - stęknął i spojrzał na Esther - Jesteś pewna, że chcesz się kąpać?
Kiedy się odwrócił do niej ujrzał, że ta jest już rozebrana. Właśnie rozplatała warkocz i z zapałem wyjmowała z włosów listki i inne poszycie leśne, które jej zostawił w pamiątce wspólnej nocy.
- Oczywiście, może nie jestem czarodziejką, ale nie lubię zarastać brudem. Poza tym... będzie lepiej, jak mój brat nie będzie niczego podejrzewał - odpowiedziała.
Obserwujący to łowca powoli przestawał wierzyć, że ta sama dziewczyna kilka zaledwie chwil temu przechodziła pod nim swój pierwszy raz.
- Mhm... - burknął i zrzucił z siebie kurtkę.
Przysiadł na kamieniu i począł rozwiązywać drugiego buta od czasu do czasu zerkając na dziewczynę. Ta rozplotła warkocz do końca i teraz jej włosy rozkosznie falowały. Wyglądała niczym jakaś wodna nimfa, gdy powolutku zbliżała się do rzeczki. Mężczyzna jak oczarowany śledził jej miękkie i delikatne ruchy, pełne zwiewności i zmysłowości.
- O KURWA! - wrzasnęła nagle wyrywając go z rozmyślań i budząc z 'czaru'.
Esther zanurzyła drugą nogę w wodzie i pisnęła przeraźliwie.
- Jaka zzzzzzzzzzzzimna! - zaszczękała zębami.
Pies wzruszył ramionami i westchnął. Podniósł się ciężko i zdjąwszy spodnie zbliżył się do brzegu.
Zacisnął szczęki. Wciągając powietrze przez nos powoli wchodził coraz głębiej, aż zanurzył się do ramion. Czuł, że serce wali mu jak oszalałe, a wszystkie mięśnie drżą z zimna. Dopiero po chwili oddech unormował się, a woda stała się znośna. Patrzył na nią w milczeniu, jak szła ku niemu trzęsąc się. W końcu uzdrowicielka przyśpieszyła i rozchlapując wodę na boki podbiegła do niego z pluskiem. Nie zdążył zareagować, rzuciła się na niego, czy raczej jemu w ramiona i przewróciła na plecy. Udało mu się wziąć wdech nim poszli pod wodę. Esther śmiała się jak małe dziecko, na szczęście sama była gorąca, więc w sumie nie było chyba aż tak tragicznie... Pluskali się w wodzie jak małe wydry. Co jakiś czas któreś wynurzało się z głębin by zaczerpnąć tchu, a po chwili było gwałtownie wciągane z powrotem.
W końcu uzdrowicielka odpłynęła kawałek.
- Chyba... czas się już umyć... - wysapała i odkaszlnęła wodę, której się opiła. - Umyć ci plecy?
- Pewnie - odpowiedział bez chwili zwłoki.
Nikt nigdy nie mył mu pleców, a sam też nieczęsto się za to zabierał, więc pokusa była tym większa.
Wyszła na chwilę na brzeg, żeby zgarnąć mydło i myjkę z torby. Odwróciła łowcę tyłem do siebie i po chwili poczuł przyjemne drapanie na swoich plecach. Kiedy był ładnie namydlony, a większość brudu zdrapana łupinkami orzecha będącego w kostce, Esther zaczęła gładzić jego skórę myjką.
- Jak plecy? Już nie bolą? - zapytała łagodnie.
Szary Pies nie od razu zrozumiał o co dziewczyna go pyta. Raz, że przyjemność z drapania zagłuszała jego myśli, a dwa, że właściwie zapomniał już o wydarzeniach z karczmy.
- Nie - zachrypiał - Nic mnie nie boli.
A po chwili dodał:
- Skąd pochodzisz?
- Czemu pytasz? - odpowiedziała pytaniem i słyszał zdziwienie w jej głosie. - Wydawało mi się, że przy takich przypadkowych... romansach nikogo tak naprawdę nie interesuje ta druga osoba. Czy miałbyś ochotę pobyć ze mną ciut dłużej?
Miała szczerą nadzieję, że powie, iż tak. Polubiła go. Zamarła na chwilę czekając jego odpowiedzi, wstrzymała oddech.
- Na świecie nie ma przypadków - rzekł po chwili milczenia. - Czuję, że zostanę z tobą na dużo dłużej.
Dopiero teraz zauważył, że myjka tkwi wciąż w jednym miejscu. Dziewczyna przytuliła się do jego mokrych i namydlonych pleców, poczuł, jak się uśmiecha. Dostał też też małego całuska między łopatki.
- Tfu! - splunęła. - Bleh, jakie to mydło niesmaczne!
Skrzywiła się i wzdrygnęła. Po chwili jednak dotarło do niej to, co jej powiedział. Dużo dłużej brzmiało obiecująco i kusząco.
- Mam tylko nadzieję, że to będzie naprawdę bardzo długo, panie Ordo...
- Ja także - rzekł ciszej.
Wyszła zza niego i stanęła przed nim. Chwilę spoglądała na taflę wody, w końcu mężczyzna ujął delikatnie jej bródkę i uniósł główkę do góry, by ją pocałować w usta. Ta magiczna chwila nie trwała jednak zbyt długo, zerwał się chłodny wiatr i obojgu zrobiło się nagle bardzo zimno. Stanie po pas w lodowatej wodzie nie pomagało w ogrzaniu się, więc Esther szybko dokończyła się myć i błyskawicznie znaleźli się na brzegu. Nie prała już ubrań, zrobi to innym razem...
Przebrana w suche i czyste rzeczy wróciła do karczmy, u jej boku szedł Ordo, jakby zamyślony i na pewno milczący. Weszli do środka, uzdrowicielka szybko skierowała się do pokoju maga. Złagodziła jego ból, nałożyła maść, przekazała mu nieco swej energii i niemal na czworaka opuściła jego izbę. Była już mocno osłabiona, mroczki przed oczami zasłaniały jej pole widzenia i nie czuła się najlepiej. Już bez pukania weszła do pokoju chłopaków. Ordo podniósł głowę i spojrzał na nią zdziwiony. Dziewczyna bez słowa położyła się obok niego, a dokładniej przed nim, oboje byli plecami do Veikko. Nie pytając o nic mocno ją do siebie przytulił. Jej mokre włosy w ogóle mu nie przeszkadzały, łagodny zapach ziół szybko ukołysał do snu.
Zablokowany