[Sąd Ostateczny] Modern Night III

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

[Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: Seth »

I czas nadejdzie, kiedy głowy trzech Książąt
obejrzą palący wschód na kolumnach białych.
Wtedy czas nadejdzie, gdy głodni starożytni przebudza się
głęboko w lasach północy i pochłoną dzieci swoje.

I czas nadejdzie kiedy Starszy Mroczny poruszy się
głęboko pod miastem co zapomniane
i zadziwi Starszych, swe dzieci.

Przez te znaki, będziesz wiedział,
Mroczny Ojciec, bękart Kaina, przebudzi się,
i pił będzie głęboko z krwi jemu poświeconej.

Przez te znaki, będziesz wiedział,
że czas nadszedł żebyś żądał
bezpieczeństwa w Klanie swoim,
by walczył z Ojcem Mrocznym.

Przez te znaki, wiedzieć musisz,
że czeka Gehenna, pode drzwiami twymi,
jak aktor czeka za kulisami.
Nadchodzi! Jest blisko!

Świeć czarne słońce!
Świeć księżycu czarny!
Gehenna nadejdzie wkrótce.


— Księga Nod


Smakołyki „Chrystek”! Czujesz się pusty, wybrakowany? Czujesz że twoje życie przemija, a ty jeszcze nic nie osiągnąłeś? Czekasz na mesjasza?
Twój wybór to smakołyki „Chrystek”! Za jedyne pięć funtów zbawisz swoje podniebienie!

Smakołyki „Chrystek”, twój wybór na nowe millenium!

- Witamy po przerwie! Jestem John Fordham i oglądacie państwo wydanie specjalne „The Current Afair”!

Studio. Wielki brązowy napis za prowadzącym przypomina o nazwie programu. Szara podłoga błyszczy się, wzmacniając efekt wszechobecnego tam światła. Mężczyzna który wypowiada swoją kwestię, to typowy prowadzący, nic nadzwyczajnego. Beznadziejny brązowy garnitur, połączony z pomarańczowym krawatem. Do tego niemalże belfrowskie okulary i obfite brąz włosy, zakrywające czoło mężczyzny.
Na pierwszy plan rzucają się goście Fordhama, siedzący wygodnie na fotelach. Ich oblicza są nieoświetlone żeby zapewnić lepszy show.

- Moimi dzisiejszymi gośćmi są: Mary Anne Margareths, słynny teolog!
Na widowni rozlegają się brawa, gdy światła oświetlają kobietę w podeszłym wieku, ubraną w pospolity brązowy żakiet, z jej szyją zakrytą pomarańczowym szalikiem. Podobnie jak prowadzący, nosi okrągłe, belfrowskie okulary.
- Jak zwykle urocza. Następnym moim gościem jest… znany z poprzednich odcinków, socjolog Richard Rollingsworth!
Ponownie rozlegają się brawa. Mężczyzna w średnik wieku o kościstej twarzy wstaje i kłania się nisko, machając w stronę widowni. Jak i reszta, ten też ma pospolity garnitur. Przynajmniej okularów nie założył.
- Tak, jak my wszyscy go kochamy! – Prowadzący uśmiecha się szeroko do publiczności, a ta wybucha śmiechem.
Sprawdza coś w swoim skrypcie, poprawia okulary i odchrząkuje.
- Moim następnym gościem, przybyłym tu aż z Australii – jest sławny historyk Kent Niederman!
I znowu w powtarzającym się rytuale wybucha burza oklasków. Widowni ukazuje się starszy mężczyzna, całkiem łysy i ubrany w polowy strój. Tak, załoga tego programu bardzo dba o widowiskowość.

Na dole ekranu wyświetla się pogrubiony napis:

„Mój sąsiad jest wampirem!”

- Pani, panowie. – Fordham kłania się przybyłym specjalistom.
Odwraca się zaraz w stronę kamery, szczerząc swój zwyczajowy uśmiech.
- Ale oto pora przywitać naszego specjalnego gościa! Proszę państwa, gromkie brawa dla Jana Pieterzoona!
Na sali rozlegają się wiwaty, niektóre osoby wykonują owacje na stojąco. Kamera przybliża oblicze Pieterzoona – młodego, bladego mężczyzny o zapadniętych policzkach, oraz elegancko przystrzyżonych jasnych włosach. Rysy jego twarzy są ostre, niemal drapieżne, zaś jego jasno-zielone oczy tylko potęgują ten efekt. W przeciwieństwie do innych, jest on ubrany w garnitur ciemny jak noc, z widocznym, czerwonym krawatem.
- Pan Pieterzoon jest przywódcą wampirzej organizacji znanej jako Nephtali, z kwaterą główną tutaj w Londynie.

- Wydaje mi się że tematem ostatnich pogaduszek, jest wydarzenie określane jako „Gehenna”, o której ostatnio słyszymy. Jeśli wierzyć naszym źródłom, jest to Koniec Świata który… pański lud wypatrywał od wielu stuleci, jeśli nie powiedzieć milleniów. – Zaczyna Fordham.
Wampir kiwa głową.
- To prawda.
Prowadzący kontynuuje.
- Wielu uważa że egzystencja pana rasy… Czy to właściwe używać terminu „rasa”, czy może uważacie się za ludzi?
- Rzeczywiście, jesteśmy innym gatunkiem niż śmiertelnicy. – Deklaruje stanowczo Pieterzoon.
- Właśnie. Tak więc, egzystencja waszego… Gatunku. – Kiwa głową, jakby czekając na potwierdzenie wampira.
- …Jest dosłownie dowodem na istnienie Boga, oraz na prawdziwość Księgi Rodzaju, oraz reszty Biblii –
- Gdybym mógł ci przeszkodzić John. – Przerywa mu Niederman – To że ten lud uważa się za potomków Kaina, nie znaczy że jest tak w istocie. Większość Chrześcijan uważa że pochodzi od Adama, ale wiemy że to prawdopodobnie tylko symboliczne określenie –
Teraz jego wypowiedź została przerwana przez teolog, Margareths.
- Nie bądź absurdalny, Niederman. Te stworzenie są na pewno pochodzenia nadnaturalnego, do jakiego byś pewnie zaliczył Boga, co dobitnie wskazuje na prawdziwość Księgi Rodzaju!
Pieterzoon zastyga.
- Przepraszam? – Wypowiada zaraz.
- Ale… – Fordham zaczyna, ignorując wampira.
- To co ja chciałbym wiedzieć, to jak wy krwiopijcy poradzicie sobie z wszechogarniającym chaosem, któremu sami jesteście winni!? – Wcina się Rollingsworth.
- Nie widzę… – To jedyna odpowiedź jaką udaje się udzielić Pieterzoonowi, zanim Margareths i Niederman wdają się w zaciętą dyskusję o wampirach, mówiąc o nich jakby go tam wcale nie było.

Nephtali. Dosłownie ta nazwa oznacza „Najdalszy punkt”, lub „Nigdy więcej”. I tak jak można by wywnioskować po nazwie organizacji, tak i w praktyce działa ona otwarcie. Gdy Nowy Jork upadł, grupa wampirów zebrała się na tajemnym zgromadzeniu na Wyspach Brytyjskich, dyskutując nie nad przyszłością ich rasy… Lecz nad przyszłością świata. Grupa dwunastu Spokrewnionych stworzyła tam nowe zasady, oraz nową grupę, która poprowadziłaby ludzkość do walki z przeznaczeniem. Niestety, takie czyny wymagają ofiar. Wielu z członków sekty wywodzących się z Camarilli, ze strachem przyjęło przymus odsłonięcia prawdy, grzebiąc idee Maskarady. Decyzja jednak już zapadła.

Teraz przyszedł czas na czyny.


Ruiny Nowego Jorku, 2 Lutego, 2008 rok.

Powolne kroki. Ostrożne kroki. Gruz zdradza pozycję przy każdym z nich. Trzeba być ostrożnym, bo stawka jest duża. Przybyliście tu zeskakując ze śmigłowca, gdy wasz sierżant wrzeszczał: „Skakać, kurwa, skakać!”.
Dostał kulkę sekundę później. Pierdoleni szabrownicy. Połowa oddziału wyrżnięta w ciągu kilkunastu sekund – wylądowaliście w środku piekła. Kule śmigały z każdej strony, nie wiadomo było kto, ani skąd strzela. Nie wiedzieliście czy to wasi, czy jacyś terroryści.
To miała być zwykła ekspedycja ratunkowa. A zostało was tylko czterech.

- Johnson, czysto.
Kolega klepnął cię w ramię, a ty ruszyłeś. Nowy Jork, Wielkie Jabłko, gwiazda na Amerykańskim niebie. Teraz to miejsce wyglądało jak stolica Somalii. Wszędzie zniszczone budynki, wszędzie trupy i spalone ulice. Zupełnie jakby miasto zostało doszczętnie zbombardowane. Nikt nie wiedział co się tu stało… Atak terrorystyczny? Wyglądało bardziej na trzęsienie ziemi. Ale to miejsce było asejsmiczne! Poza tym, to nie wyglądało na dzieło człowieka, ani nawet na kaprys natury.
Więc co, do cholery?

Wycelowałeś karabin przed siebie. Znowu ostrożne kroki… Uwaga!

Odetchnąłeś. To tylko pusty budynek. Ściany ledwo się trzymały, na podłodze leżał połamany stół i parę poprzewracanych krzeseł. Rozejrzałeś się – żadnego trupa. Czy ktoś w ogóle przeżył tą katastrofę?

- Pieprzę tą robotę. Jak wrócę do domu, odchodzę.
Twój kolega oparł się o ścianę, wyjmując paczkę papierosów przytwierdzoną paskiem do jego hełmu. Z paczki wyciągnął zapałkę oraz jednego fajka. Po chwili w zrujnowanym domu zaczął się rozprzestrzeniać zapach palonego tytoniu.
- Ekspedycja ratunkowa jak moja dupa. – Wymamrotał, wypuszczając dym z ust.

Pozostała dwójka postawiła krzesła, zajmując na nich miejsca. Nie siedzieli długo. Gdy z radia wydobył się głos dowódcy, gwałtownie doskoczyli do Johnsona, przysłuchując się nowym rozkazom.

„Drużyna Alfa, zgłoś swój status!”
- Starszy szeregowy Johnson mówi! Sierżant Campbell nie żyje, wpadliśmy w zasadzkę! – Wykrzyczał do radia wojskowym tonem.
„Ilu jest ocalałych?”
- Czterech, sir!
Chwila ciszy. Żołnierze spojrzeli się po sobie. Ich twarze były brudne, a paskudny smród wydobywał się z ich skarpetek. Karabiny które trzymali były wciąż gorące.
„Musicie kontynuować swoją misję według starego planu!” – Rozległ się tłumiony głos z radia, a komandosi spuścili miny.
„Zaraz – otrzymaliśmy właśnie polecenie z samej góry, podpisane przez samego Prezydenta!”
Johnson rozejrzał się po podłodze. Cztery drewniane krzesła, oraz połamany stół. Walały się tam też kupy gruzu, trochę ziemi, stłuczone doniczki i… Tuba na mapy?
„Macie rozkaz zlikwidować każdego podejrzanie wyglądającego osobnika, który może się wam wydać wampirem!”
- Że co? – Żołnierz był tak zdziwiony że zapomniał o odpowiednim tonie.
„Oprócz pierwotnego zadania, to jest odnalezienia i wydostania ocalałych z katastrofy w Nowym Jorku, zostało wam przydzielone dodatkowe. Każdy z wampirów którego spotkacie na swojej drodze ma zostać eksterminowany. Trudno rozróżnić te stwory od ludzi, ale zdradzą je duże kły oraz blady odcień skóry.”
Mężczyźni spojrzeli po sobie, jakby to miał być jakiś żart. Nim wyjechali słyszeli dużo plotek o samym Prezydencie. Podobno gdy wybuchła wojna domowa zaczął być mało rozmowny… A po zagładzie jaka spotkała miasta Nowego Jorku, Chicago oraz Los Angeles, podobno targnął się na własne życie. Była to próba nieudana, ale pozostawiła ślad na psychice męża stanu. Jego polityka stała się bardziej agresywna, co wielu uznawało za zaletę w tych trudnych czasach. Inni – bardziej sceptyczni – zaczęli się zastanawiać, co go opętało.

Coś się poruszyło!
- O CHOLERA! – Krzyczy żołnierz gdy oblewa go fontanna krwi!
Rozlegają się strzały! Rozlegają się wrzaski! I świst czegoś, co przecina powietrze. I nie tylko powietrze.

„Nie mogę trafić tej rzeczy!”
- Alfa, co się dzieje!?
„O mój BOŻE!”
Strzały milkną. Nie słychać już nic.
- Alfa, odpowiedz!
Nic, tylko szumienie.
- Oddział Alfa, odpowiedz!

Po chwili nadeszła odpowiedź. Ktoś podniósł radio i odezwał się do dowódcy.

- Miau.


Sąd Ostateczny

Modern Night III


„…fala paniki w Londynie. Strajki koncentrują się przed siedzibą Nepthali, policja z trudem odciąga agresywny tłum. Cztery osoby zostały stratowane przez wściekły tłum, znacznie więcej zostało ranionych przez służby porządkowe. Tak zwane „wampiry” są obwiniane przez obywateli za ostatnie katastrofy. Czy naprawdę mamy do czynienia z końcem świata? Czy to na –„

To była ostatnia transmisja radiowa jaką słyszał świat. Autostrady prowadzące z miast były zapchane samochodami, oraz zagłuszone agresywnym trąbieniem i rozlegającymi się wokół przekleństwami.
Ty na szczęście miałeś ten koszmar za sobą. W końcu wszyscy *wyjeżdżali*, a ty wjechałeś. Prosto do piekła… do Nowego Jorku. Wołali za tobą, trąbili ostrzegawczo, a niektórzy po prostu machali zrezygnowani dłońmi. Ale ty miałeś swój cel, swoją misję.

I nikt cię nie zatrzyma.

Rozdział I: Podcinając korzenie

Drzwi otwierają się z hukiem! Spowita dymem postać stoi w przejściu, trzymając w ręku kij bejsbolowy. Drewniane drzwi wypadają z zawiasów, spadając okrakiem na ścianę. Jedyną, jaka została w tym budynku – reszta to teraz kupa cegieł. Na środku ruiny pali się kubeł, a za nim widoczna jest grupa innych postaci. Zerkają na nieoczekiwanego przybysza, cofając się do tyłu, jakby w obawie.

- Oddajcie Czarnoksiężnika. – Postać występuje do przodu, ściskając mocno kij oburącz.
Z tamtej grupy występuje murzyn z dokładnie przyciętym afro, pnącym się pionowo w górę. W jego oczach odbija się płomień kubła.
- On jest nasz! – Syczy do jednookiego przybysza, wskazując na swoją ofiarę.

A ta była trzymana przez pozostałych trzech… Ludzi? Był to mężczyzna, z parą rogów wystających z czoła, oraz brudną szmatką zasłaniającą czy. Pazury jego oprawców drapały go w pożądaniu, zaś ci oblizywali swoje wargi. Czeka ich niemała uczta.

- Słyszałeś mojego kolegę. – W ciemności rozległo się głośne „klik, klak”.
Tuż obok jednookiego mężczyzny pojawił się drugi, trzymając wycelowaną strzelbę. Ubrana w podarte szmaty kobieta która trzymała Czarnoksiężnika syknęła gniewnie, gryząc swoją ofiarę po głowie.

Strzał! Kobieta ryczy niczym zwierzę, rzucając się po ziemi. Pozostała dwójka zaczyna odciągać ślepca w mrok. Tymczasem murzyn syczy gniewnie na dwójkę intruzów.
- Jest was tylko dwóch. Nie dacie nam rady, pieprzeni krwiopijcy!

Delikatny odgłos dotarł do uszy porywaczy. Coś jak… Trzepot płaszcza.
Oglądają się w tył! I znajdują właściciela tej części garderoby. Trzymającego swe błyszczące czerwonym światłem księżyca ostrze, wycelowane w nich.

Wokół sypie się gruz. Coś jak dźwięk szeptów zbliża się do nich, jest coraz bliżej i bliżej. Złowrogie ślepia błyskają przez sekundę w ciemności.

Dieter ściska mocniej swój kij, unosząc go do góry. Jack ponownie unosi swoją strzelbę, a na jego twarzy pojawia się sadystyczny uśmiech. Kociak stoi jak posąg, czekając na dogodną chwilę.

Ale nie mogą pozbyć się dziwnego uczucia, że ich tam jest więcej.

Znacznie, znacznie więcej.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: Epyon »

Felix Turner

Postać w samochodzie nie zwracała uwagi na wyjeżdżających z miasta ludzi. Dla Felixa liczył się teraz jedynie cel jego misji - jeśli zawiedzie, koniec świata będzie można uznać za przesądzony.
Z głośników jego trzyletniego mustanga słychać było Humanity Scorpionsów.
"Taa... I gdzie ta ludzkość? W chwili kryzysu wszyscy skaczą sobie do gardeł."
Westchnął ciężko, skręcając w stronę miasta.

Humanity
Auf wiedersehen
It's time to say goodbye


Jack. Jack deCroy, zwany Rzeźnikiem, Gangrel. Trzeci książe. Cóż, wiele o nim nie wiedział. Znał jego wygląd, miał trochę informacji o jego towarzyszach, ale nic poza tym. Jak zwykle Pieterzoon nie był zbyt rozmowny. Zapewne uważa, że Nephtali istnieje tylko dzięki niemu.
Wampir prychnął. Do tej pory zastanawiał się, czy Orso nie zaoferowałby mu więcej. Gdyby wciąż istniał. Choć to dałoby się jakoś obejść.

You're a drop in the rain
Just a number not a name
And you don't see it
You don't believe it
At the end of the day
You're a needle in the hay
You signed and sealed it
Now you gotta deal with it
Humanity
Humanity
Humanity
Goodbye
Goodbye
Goodbye
Goodbye


Macki były tuż za nim. Całe szczęście auto było od nich szybsze. Udało mu się wyjechać na autostradę. Nie widział w okolicy nikogo innego. Miał dziwne przeczucie, że to jednak nie koniec. Udało mu się tym razem, ale ile jeszcze razy będzie podobnie?

***

Przejechał dłonią po włosach. Spodziewał się zobaczyć wiele, ale to co stało się w Nowym Jorku było straszniejsze od Chicago. To nie były nawet ruiny - to były same zgliszcza. Wszędzie wokół spalona ziemia z kilkoma cegłami i większymi kawałkami budynków walającymi się dookoła.
"To chyba będzie trudniejsze niż myślałem."
Ponownie zasiadł za kierownicą samochodu.
"Pora się rozejrzeć... I może przy okazji zapolować."
Obrazek
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Nietypowe sytuacje wymagają nietypowych środków - mawiają.
Czy ostatnie wydarzenia były wystarczająco nietypowe? Och, na głupie pytania są tylko głupie odpowiedzi.

Dieter Stier. Do niedawna dumny Nowojorczyk, nieumarły bywalec przyjemnej knajpki "Niebo". Beztroski cwaniaczek, gburowaty brutal, beznamiętny twardziel, tępy trep - różnie go nazywano w tamtych czasach.

Tak naprawdę gówno go to obchodziło.
Liczył się cowieczorny posiłek, conocna zabawa i codzienny wypoczynek.

Do czasu.
Wszystko nabrało obłędnego tempa, kiedy znalazł się na usługach poprzedniego Księcia Nowego Jorku, Samuela Scotta.
Wraz z kilkoma towarzyszami spędzał odtąd każdą noc wypełniając mniej lub bardziej przyjemne zadania.

I wtedy stracił pierwszą cząstkę siebie - swobodę.

Sytuacja w Jabłku zaczęła się komplikować, najemnicy coraz bardziej pogrążali się w intrydze, której do końca zdawali się nie pojmować.

I wtedy stracił drugą cząstkę siebie - zdolność trzeźwej oceny otaczających go wydarzeń.

Nadeszły pierwsze niepowodzenia, gniew przełożonych, pogróżki. Dane im było stanąć oko w oko z prawdziwą śmiercią po raz pierwszy z taką intensywnością.

I wtedy stracił trzecią cząstkę siebie - poczucie bezpieczeństwa.

Aż przyszło zesłanie. Oficjalnie jako kolejne zlecenie, w rzeczywistości próba pozbycia się niewygodnych pionków z coraz bardziej zatłoczonej szachownicy.

I wtedy stracił czwartą cząstkę siebie - przeszłość.
Poczuł, że stracił wszystko.

Co było dalej? Może kroniki niegdyś o tym wspomną. Może jakiś naoczny obserwator napomknie o olbrzymim poświęceniu, w którym najemnicy-wygnańcy pełzali jak w gęstej mgle.

Dość, że stali się świadkami nadejścia Gehenny.


I nastało krwawe dzisiaj.

* * *

- Ech, jak ja nie lubię niepełnosprytnych czarnuchów... - wymamrotał po swojemu Dieter.

Trzymany oburącz kij opadł ze świstem na czoło czarnoskórego. Kiedy ten usiłował uchylić się przed morderczym ciosem, *prawdziwy* Ravnos pochylił się i wymierzył *prawdziwe* uderzenie w kolana przeciwnika z konkretnym zamiarem powalenia go na podłogę.

"Ciekawe ilu ich jest. Ci tutaj to całkiem groteskowa menażeria."
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: Seth »

- Gaaaaah! – Opętaniec wrzeszczy, a mieszanina śliny i pary wylatuje mu z ust.

Upadł, teraz ci inni. Kobieta wierzga się, uciskając krwawiące ramię. Chwyta czegoś po wewnętrznej stronie płaszcza!

Klik, klak.

Jack posyła jej uśmiech.

- Pozdrów szatana.

Tymczasem dwójka innych wciąż ma ciało Erwana! Czarnoksiężnik nie może się im poddać! Inni widzą jak mamrocze coś do siebie, jakby walczył ze swoimi własnymi demonami. Drży, lecz nie jest w stanie się poruszyć.

Pierwszy z brudasów spluwa na ziemię i rzuca się na Kociaka! Szybki obrót, zręczny ruch ręką… I kolejny uśmiechnięty klient. Uśmiechnięty od ucha do ucha.

Ale gdzie się podział ten drugi? Malkavianin szybko odwraca się w bok – opętaniec wciąga ciało wampira po kupce gruzu. Ktoś z góry mu pomaga! Malk rzuca się do przodu, lecz nagle przystaje. Z ulicy wprost do zarwanego domu zeskoczył inny niezadowolony mieszkaniec Piekła. Katana unosi się, gotowa do przetarcia o kolejną kupę mięsa, siarki i nienawiści jego wrogów.

Jack klepie Dietera w ramię, wskazując na szalonego Malka, oraz – co ważniejsze – na porywaczy Czarnoksiężnika. Gdzieś zza ich pleców dobiega tłumione szlochanie.
Gangrel odwraca się – to jakaś mała dziewczynka, niezauważona wcześniej przez nich. Tuli do siebie pozostałości swojego pluszowego misia, zakrywając twarz rękoma.

Stier rusza do przodu, szykując zamach na opętańca! Nagle czuje masę jakiegoś ciała zlatującą na niego, przygważdżając go do ziemi. Ciepło kubła znajdującego się za nim dziwnie go irytuje, a światło które z niego pada oświetla brudną twarz napastnika. Spod kupy brudnych włosów i gęstej brody szczerzą się do niego żółte zęby, a ogień odbija się w jego oczach.

DeCroy klnie pod nosem, podbiegając do dziewczynki. Jej płacz jest nie do zniesienia. A ze względu na obecność agentów Piekła, tym bardziej nie powinno jej tu być. Wyciąga pomocną dłoń…

…By cofnąć ją zaraz, unikając ugryzienia.

Para ciemnych, pełnych nienawiści oczu spogląda na niego spod twarzy małej lalki.

- Szatan każe ci iść do diabła.

Kociak wykonuje ostrożny krok w kierunku przeciwnika, będąc pewnym że ten zaraz zamieni się w mięsne puzzle. Ale Erwan jest teraz najważniejszy, nie przyjemności.

Nagle słyszy za sobą znajomy dźwięk. Dźwięk łańcucha.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Sukinsyny.
Skacze do przodu, kończąc z ostrożnością na najbliższe sekundy. Cokolwiek sprawiło, że łańcuch dźwięczał, na pewno nie było przyjazne. Więc trzeba wyciągnąć Czarnoksiężnika z burdelu, do którego wlazł. A to wymaga usunięcia dziwek.

Na tych sukinsynów nawet nie warto otwierać oczu. Wystarczy zwykłe cięcie.
Jedno, drugie, trzecie, jeszcze dwa!

Wróćcie do piekła, gdzie wasze miejsce, i nie przeszkadzajcie w ratowaniu świata, co?
*Myślisz że tak łatwo dadzą spokój?*
*Nie. Ale warto spróbować.*

Do przodu, tnij! Niech tymi co zostali z tyłu zajmie się reszta!
Kociak skakał jak pantera i atakował jak tygrys...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: Epyon »

Felix Turner

Ruszył dalej, kierując się w stronę tego, co kiedyś mogło być nazywane centrum. Co jakiś czas z przeciwnej strony mijali go ostatni uchodźcy.

"Szybko raczej stąd nie odjadą."

Z Central Parku zostało jedynie parę drzew. Reszta była albo złamana, albo wylądowała od paru do parunastu metrów dalej. Przez resztki ulic co chwilę rozciągały się ogromne przepaście powstałe przy ataku tajemniczych macek. Dostrzegł ruch po przeciwległej stronie. Macka. On został również zauważony, lecz widocznie TO się już najadło i leniwie schowało z powrotem do wnętrza ziemi.

Felix zawrócił, tym razem skręcając w inną stronę i omijając szczeliny. Nagle do głowy przyszła mu jedna myśl:

"Niebo."

Sięgnął do schowka i wyciągnął papiery. Szybko znalazł adres klubu i jego położenie na mapie. Dotarł tam po dwudziestu minutach, gdyż parę razy musiał omijać zablokowane ulice. Przynajmniej nie było korków. Zaparkował mustanga, a po wyjściu z niego oparł się o maskę. Zagwizdał. Z całego budynku została jedynie część neonowego szyldu, która jakimś cudem jeszcze przez chwilę nieśmiało migała.

"Lepiej zrobię, gdy poszukam czegoś na ząb."

Upewnił się, że drzwi są zamknięte, a alarm włączony i ruszył na małą eskapadę w stronę pobliskich zaułków. Jednak to, co poczuł, a następnie zobaczył, całkowicie odebrało mu apetyt - mała górka trupów leżała obok wywróconego kontenera na śmieci. Żadnych śladów krwi.

To był koniec, jeśli chodzi o próbę skorzystania z gościnności Nowego Jorku. Felix wrócił do auta i tam postanowił zaczekać na Jacka oraz jego kompanów. Jedyne czym mógł się martwić, to tym, że moga się nie pojawić w najbliższym czasie, ale postanowił, że jeśli nie będzie ich przez dobę, znów zacznie poszukiwania.
Obrazek
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos z rykiem zrzucił z siebie górę śmierdzącego mięsa. Odtoczył się w tył, unikając nadciągającego uderzenia.

Czas na dekoncentrację.

Dieter cofnął się jeszcze kilka małych kroków. Zagryzł wargę, aż pociekła zeń cieniutka stróżka krwi. Ravnos zlizał ją językiem. Przymknął oko, wyszeptał kilka słów i kopnął leżące na ziemi gruz i śmieci, unosząc je w powietrze.

"Jetzt!"

Kiedy kurzawa lekko opadła, oczom przeciwników ukazał się złośliwie uśmiechnięty Ravnos, wymownie uderzający ciężkim kijem w otwartą dłoń.
Problem w tym, że po jego lewej i prawej stronie stały bliźniacze kopie Dietera, wszystkie jednakowo wykonujące te same ruchy.

Nerwowa atmosfera zgęstniała, lecz Ravnos postanowił jeszcze chwilę poczekać.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: Sergi »

Jack "Rzeźnik" DeCroy

Gangrel uśmiechnął się do przemiłej dziewczynki.
Jego bestialskie rysy twarzy dodawały mu niepojętej grozy. A pomyśleć że był niegdyś takim miłym gościem, niewiedza jest błogosławieństwem... Ci którzy poszukują wiedzy są głupcami.

- Go to hell?

Opętańczy śmiech dobywa się z wnętrza wampira, ostatniego z nowo jorskiego klanu. Ciało porusza się w rytm tych dźwięków, emocje przebijają się przez powłokę kłamstwa. Brak strachu, brak nadziei i ostatecznie brak motywacji. Jego ulubiona trójka...

- Pozdrów go ode mnie "malutka"- uderzenie, światła zlewają się w jedność przysłaniając tą sytuacje. Cios, silny lecz dziwnie delikatny... dlaczego?

Jack mimo wszystko nie mógł tego ukryć, był nadal zbyt ludzki. Jego czynami kierowały emocje a nie rozsądek, był przez to równie niebezpieczny dla wrogów jak i dla siebie. Cóż poradzić? Taki się narodził na nowo dla tego świata, w którym nie było już dla niego miejsca.

Było coś w nim jeszcze, od czasu gdy wyzbył się w przeszłości strachu i niepewności...
Chwycił swą berretę w dłoń... klik klik...

Strzał... ciało padło na ziemie.

Stał się taki jak niegdyś... gdy ostrze miecza przebiło serce jego Ojca.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: Seth »

Kociak rzucił się do przodu, słysząc ponownie brzdęk łańcucha! Och, gdyby zdążył wtedy się obronić!
Ale nie, potężne łupnięcie ściągnęło wampira na ziemię, nim ten zdążył zadać pierwszy cios. Potworny ból przeszył jego czaszkę, przyćmiewając zmysły. Przez chwilę jego oczy zaszły mgłą, a wszystkie dźwięki zostały stłumione. Nie czuł własnego ciała, jedynie mrowienie. Przed sobą miał dwie postaci, jedna pewnie czaiła się z tyłu. Mężczyzna i kobieta stali obok siebie, patrząc się na swoją ofiarę. Musisz wstać, musisz walczyć dalej!

Mgła się rozprasza, dźwięki nabierają ostrości!

Kainita wstaje, szybkim obrotem eliminując zagrożenie ponownego ataku ciężkim łańcuchem. Gdy ponownie stawia czoła swojemu pierwotnemu celowi… Odkrywa że stoi tam sam, bez żadnej kobiety. Nie dopuszcza jednak zdziwienia do swego umysłu! Te szuje już mają Erwana, zaraz uciekną z nim, grzebiąc nadzieję na uratowanie bezwartościowych zwłok Czarnoksiężnika!

Sam Jones jest bezwładny, mimo że nie odniósł żadnych ran. Ciekawe, ale czy ma świadomość co jest dzisiaj daniem głównym?

Tymczasem potrójny Dieter stoi przed zaskoczonym przeciwnikiem. Z ziemi dobiega go stęknięcie. Po chwili czarnoskóry opętaniec rzuca się na Stiera, wbijając mu nóż prosto w gardło!

Lecz obraz iluzji momentalnie znika. Napastnik mruga ze zdziwieniem, lecz zaraz ryczy wściekle. Rzeczywisty Dieter rzucił się do ucieczki, prosto ku ofierze głodnych zemsty diabłów.

- On jest nasz! Oddał się nam z własnej woli! – Krzyczał murzyn, lecz wampir nie usłuchał się go.

Kula w tym momencie opuszcza lufę Jacka. Parę kropli krwi dziecka chlusta mu na ręce.
Zaalarmowana strzałem dwójka mętów odwraca się, sycząc wściekle niczym dzikie zwierzęta. Włochaty podnosi deskę z ziemi, i biegnie szaleńczo w stronę DeCroya!

Zatrzymuje się.

Reszta zastyga w miejscu. Nasłuchują.

Cisza, przez kilka sekund nastaje całkowita cisza. Dieter odwraca się do towarzyszy…

- Padnij, to pierdo –

Nim dokończył, potworna macka porwała w górę opętanego murzyna, niosąc ze sobą kupę gruzu i jego przerażone krzyki. Opętańcy zaczęli syczeć przerażeni, porywając się do ucieczki! Odnóże wzniosło się wysoko, zaś wiatr przyniósł na dół odgłos łamanych kości. Tam gdzie przed chwilą znajdował się płonący kubeł, powstał mały krater, z którego zaczęła wyciekać jakaś ciemna ciecz…

W tym czasie Felix stukał o kierownicę swojego auta.

Stuk, stuk, stuk…

BUM!

Wampir aż podskoczył, kierując swój przestraszony wzrok w kierunku hałasu. Dwie potworne macki wiły się całkiem niedaleko, zaś krzyki przeszyły powietrze, nie wnosząc niczego nowego do współczesnego nastroju Nowego Jorku.

Ale on wiedział że cokolwiek obudziło potwora, musiało obudzić też jego gniew. A tylko parę osób pasowało do kryteriów.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Stary znajomy przyszedł w odwiedziny... Dobrze, to daje nam chwilę.

Albo kończy nie-śmierć.

Trudno, bez ryzyka nie ma zabawy. W lewej ręce Kociaka pojawia się Glock wyjęty spod kurtki, strzał, skok!
Kociak próbuje ominąć przeciwnika tak, żeby był po jego prawej, po drodze tnąc mieczem. Anna dobrze się sprawuje... Dalej, za Czarnoksiężnikiem! Zostawić ich z tyłu, wszystkich. Są tu po to żeby spowolnić pościg, więc nie wolno dać się zatrzymać, nawet na moment!
Dopaść tej kobiety i skończyć jej życie, szybko i cicho. Ona nie ma znaczenia, trzeba tylko zatrzymać Gehennę.
Tylko to się teraz liczy!
Skacz, omijaj, tnij w przelocie i skacz dalej!
Nie daj się zatrzymać...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

- Ciebie akurat mi tu nie brakowało... - warknął do wyjątkowo upierdliwego właściciela macki. Starł posokę i resztki czarnoskórego ze swojej twarzy, po czym ruszył w pęd za porywaczami Erwana.

"Dranie! Tak łatwo go nie dostaniecie! "

Jakkolwiek Czarnoksiężnik zmienił się w trakcie minionych tygodni, nie zasługiwał na pozostawienie go na pastwę wygłodniałych, zdziczałych potworów. Był jednym z nich, wpakował się z całą koterią w to samo gówno i Dieter nie zamierzał pozwolić mu samotnie w tym szambie tonąć.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: Sergi »

Jack "Rzeźnik" DeCroy

Huk masywnej macki opadającej na ziemie, tumany kurzu skrywały jego sylwetkę. Szybka reakcja, skok wprost przed siebie... dość niefortunny. Jednak czego innego można by się spodziewać po kimś kogo pani Fortuna już nie dotyczy. Połamane krzesło, jedna z nóg wystająca nad ciało gangrela...

- Pierd*** takie życie.- głos Jacka wybił się ponad chaos tego miejsca. Nie wyglądał na zbytnio szczęśliwego zaistniałą sytuacją. Postanowił przedstawić swe niezadowolenie posyłając kolejnego opętańca w objęcia władcy demonów.

Jack odrzucił nogę krzesła, kilka centymetrów i by rozorała bok krwiopijcy. Gangrel stanął na nogi nie bacząc na starożytną bestie która wprosiła się na ich przyjęcie. Wtedy też ruszył za Dieterem, towarzysząc mu w jedynej w swoim rodzaju perswazji dokonywanej na demonicznych istotach.

Jack nie przepadał za tą bezmyślną kreaturą, dlatego nie zamierzał znaleźć sie w jej dzisiejszym menu.

Ruszył biegiem, tak aby zrównać się z kompanem.
W dłoni jego spoczywała jego broń, nowy towarzysz, strzelba Jackhammer.
Przewrotna nazwa, jednak nie to było ważne... bardziej interesowały was możliwości, a te były dość spore. Szczególnie z specjalnymi nabojami.

Jack stał się psycholem jeśli chodzi o jego broń, czas zmienia. A jeśli do tego jeszcze dołożyć przeświadczenie ,że sie jest żywym trupem nie tylko dosłownie ale i w przenośni...

Można powiedzieć, że gangrel przestał się interesować losami świata a poprzestał na ratowaniu swojego karku.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: Seth »

Jedna sekunda.

Kociak biegnie, miecz biegnie z nim. Kobiety nigdzie nie ma.

Druga sekunda.

Dieter biegnie, jego gniew podąża za nim. Czarnoksiężnik jest już na górze, unoszony przez dwa skryte cieniem słońca potwory w ludzkich skórach.

Trzecia sekunda.

Jack biegnie, za nim podąża potworne odnóże. Chóry anielskie śpiewają z tragizmem, widząc jak ważą się losy przepowiedni.

Pierwszy z wampirów – szalony szermierz – wskakuje na ulicę! Niespodziewanie upada, witając z bólem twardy beton. Ogląda się do dołu – to jeden z opętańców chwycił go za nogę!
Nie na długo, gdyż odlatuje w bok pod siłą ciosu Dietera.

Nie mija kilka sekund, a trójka zdeterminowanych wampirów stawia swoje stopy na zrujnowanej ulicy. Cmentarz cegieł i betonu wyrasta przed ich oczyma. Gdzieś wciąż słychać krzyki. Ale i one ucichają…

…ustępując miejsca nienawistnemu rykowi.

Trójka porywaczy ucieka z Erwanem Jonesem! Jest trzymany przez nich niczym gwiazda rocka która rzuciła się w tłum na koncercie. I tak samo jak fani, te istoty chcą swojego idola. Tyle że tym razem to gwiazda musi zapłacić za koncert. Cena nie jest jednak wysoka – wszakże dowiódł że dusza jest dla niego bezużyteczna.

Kociak rzuca się wściekle, obnażając kły w biegu! Pozostała dwójka krwiopijców rzuca się w pościgu!

Czarnoksiężnik tymczasem odzyskał przytomność. Poruszył się, lecz zamiast próbować ucieczki… Zaczął śpiewać ponuro, naśladując swoim głosem księdza, który śpiewa w trakcie mszy.

Wśród martwych budynków rozległo się echem zawodzenie kruka.

- Zamilknij! Usłysz kruka krzyk! – Erwan ryczał, wijąc głową we wszystkie strony. Postradał zmysły.

Kainici biegli, lecz porywacze coraz bardziej się oddalali. Dawali z siebie wszystko, czując jak ich martwe nogi odmawiają posłuszeństwa. Czując to, zdwoili wysiłek.

Kociak nie wydał z siebie ani jęku. Poruszał bez przerwy nogami, wiedząc że od ich siły zależy powodzenie zadania.
Kątem oka dostrzegał plamy wokół. Nigdy nie miał dobrego wzroku.

Jack wrzasnął, celując w biegu swoją strzelbą. Strzał! Kawałki gruzu rozpryskują się pod jego siłą, ale opętańcy jedynie się obejrzeli, nie przestając uciekać.

- Niepokój wiatru wznoszący ciepło nad bruk. – Jones śpiewał dalej, zawodnie i z nutą tragizmu.

Dieter przeklął na cały głos, czując jak opuszczają go siły. Za nimi rozległy się łomoty i odgłos gięcia metalu. Mogli mieć nadzieję że potwór stracił ich trop. Po raz pierwszy Stier dziękował że to nie miało oczu. Przynajmniej tak mu się zdawało.

- Wieże kryjące ciemność dnia!

Demony zniknęły za zakrętem, kilkanaście metrów przed nimi. Nie mogli stracić ich z oczu.

Ale to się stało. Gdy dobiegli na miejsce, nigdzie nie było po nich śladu. Ulica szła dalej, ale nikt nią nie biegł. Rozejrzeli się wokół! Nic nie dostrzegli… Wszystko okrywała czułym całunem noc, niczym matka grzechu. Rozglądali się dalej! Musieli odnaleźć Jonesa!

Śpiew się urwał. Przerodził w jęk. Nieludzki jęk… Nie wierzyliście że coś takiego może się wydrzeć z ludzkiego gardła.

Jack zaczął kląć głośno, biegając wokół, zaglądając gdzie się da. Tak samo robili Dieter i Kociak. A gdy szukali, krzyki Erwana niosły się echem po całej ulicy.

I one zaraz ustały, jakby w połowie dźwięku. A jeśli orkiestra gra do końca…

Zatrzymaliście się. Trzeba było działać szybciej. Trzeba było od razu go ratować. Trzeba było… Trzeba było nie dopuszczać do takich sytuacji.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

- Do diabła! - wrzasnął, uderzając kijem w asfalt i czyniąc w nim pokaźną dziurę.
Chwiał się na nogach, morderczy pościg za piekielnym pomiotem pozbawił go chwilowo wszystkich sił. Choćby chciał... nie zmusiłby się już do takiego wysiłku. Poza tym - nie było już sensu.
Czarnoksiężnik sam przypieczętował swój los. Teraz było i tak za późno na działanie. Po takim czasie, kiedy Erwan stopniowo pogrążał się w mroku, niewiele mogli zrobić, by mu pomóc.
Nie o porwanie chodzi, lecz opętanie.

Mogli zrobić to dawno temu. Najlepiej zaraz po akcji w sklepie jubilerskim, kiedy Czarnoksiężnik sięgnął po zakazaną wiedzę. Ale...
No właśnie... Potrzebowali silnego sprzymierzeńca. Erwan zdawał się z początku kontrolować ten cień zalegający w jego duszy. A potem... Wszystko potoczyło się szybko i nie było czasu na zastanowienie...

- Zbagatelizowaliśmy to.

Ravnos zgrzytnął zębami. Posłał bryłę asfaltu kopniakiem daleko w przód.

- Pozwoliliśmy demonowi wydrążyć duszę Erwana. To przez nas zginął.

Dieter uniósł przybrudzoną twarz w stronę krwawej tarczy na niebie. Zacisnął szczękę.

- Ale nie ma czasu na sentymenty. Wrażliwość przytępia zmysły - wymruczał niewyraźnie.

"Scheisse!"
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Erwan zginął.

Malkavianin, dotąd skupiony całą swoją osobą na pościgu, nagle rozluźnił sie i wyprostował. Gdyby żył, odetchnąłby teraz głęboko...
- Trudno. Nie udało się. Trzeba przejść nad tym do porządku dziennego i iść dalej.
Póki była nadzieja, trzeba było rzucić wszystko, żeby ją ocalić.
Ale Kociak nie żył nadzieją, już od dawna. Tak samo jak nie żył wiarą czy miłością. Pozostała mu tylko ponura, smutna determinacja. Zaciśnięte zęby umierającego gatunku, który już tylko przedłuża agonię.
Ale gatunku, który ma swój honor. I nie pozwoli żeby ten honor umarł, nawet jeśli oni sami mają umrzeć.

Oblizał katanę. Coś jednak przechodzi z ojca na syna. To jabłko padło dość daleko od jabłoni... Ale nie przesadnie. Schował miecz do pochwy i obrócił się, patrząc na kompanów.
Nogi bolały jak cholera, ale do tego akurat był przyzwyczajony.
- Trzeba zdecydować, co robimy dalej. Czy mamy jeszcze wśród tych ruin coś do roboty, czy trzeba iść stawić czoła końcowi świata gdzieś indziej.
*Myślisz, że oni będą wiedzieć?*
Kociak potrząsnął głową. Nie, ma już dość, nie trzeba mu jeszcze dialogów z Ojcem. Z samym sobą. I wszystkimi innymi. Dlaczego oni teraz akurat zaczął odzywać się, kiedy już nie może pomóc? Miał ich dość.
*Lepiej niż wy. I zamknij mordę na jakiś czas.*
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: Epyon »

Felix Turner

"Jack." - pomyślał, przekręcając kluczyk w stacyjce. Był tego pewien, choć nie wiedział skąd. Przeczucie.
Ruszył z piskiem opon, kierując się ku źródłu hałasu. Wpadł w zakręt ślizgając się na ręcznym. Nigdy wcześniej tego nie próbował, ale widać determinacja dodała mu odwagi. Przyśpieszył jeszcze bardziej, klnąc pod nosem.
Gdyby był śmiertelnikiem z pewnością byłby zlany potem. Całe szczęście nie był, a ludzkie słabości zostały zastąpione przez stalowe nerwy. Bo i co mogło mu się stać? Mógłby zginąć?

Dobre sobie.

Nagle nacisnął pedał gazu. Za późno. Auto podskoczyło na ciele jakiegoś trupa, ale udało mu się utrzymać panowanie nad kierownicą. Gwałtownie zmienił pas, omijając wściekłą mackę. Wtedy właśnie zobaczył trzy sylwetki na końcu ulicy. Wszyscy mieli opuszczone głowy.

Chwilę potem Dieter, Kociak i Jack usłyszeli ryk silnika. Gdy się odwrócili ich oczom ukazał się Mustang, za kierownicą którego siedział brodaty mężczyzna w średnim wieku. Uznaliby, że jest ubrany dość elegancko, gdyby nie fakt iż jego ciuchy są bardzo niechlujne - ot, rozpięta pod szyją biała koszula i przewieszony na szyi krawat. Zatrzymał się przed nimi.

Przez moment siedział w miejscu, jakby zastanawiając się czy wysiąść. Podjął decyzję i otworzył drzwi samochodu.

-Witajcie. Nazywam się Felix Turner i poszukuję pewnej osoby. - spojrzał na Jacka. - Pana DeCroy, zwanego Rzeźnikiem.
Obrazek
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Sąd Ostateczny] Modern Night III

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

- DeCroy? Pierwsze słyszę - odparł Ravnos spokojnie. Zmierzył wzrokiem dziwnego gościa.

"Głupiec czy szaleniec? Wiele ryzykuje panosząc się po okolicy i wypytując nieznajomych..."

Dieter obszedł Mustanga dookoła, uważnie przyglądając się kierowcy. Szczególnie interesowało go widoczne uzbrojenie - nie wiadomo po co przybysz szukał Rzeźnika. A jeśli to kolejny nadgorliwiec w imię wielkiego-czegoś-tam likwidujący swoich oponentów?
Zatrzymał się przy drzwiach kierowcy. Pochylił się i syknął mu do ucha:
- Nie straszno panu, panie szczęśliwy, włóczyć się tak samotnie, kiedy za każdym rogiem czyha śmierć lub jeszcze gorsze ustrojstwo? I w dodatku rozpytywać nieznajomych o jakiegoś DeCroya?

Roześmiał się w głos. Odwrócił się i poklepał samochód po dachu.

- Fajna bryka, koleś. W sam raz do spieprzania przed szalonym Rzeźnikiem.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Zablokowany