[Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Kaczor
Marynarz
Marynarz
Posty: 380
Rejestracja: sobota, 18 listopada 2006, 16:52

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Kaczor »

Renevan Mroczny

Elf czul MOC. Kiedy kultysci kazali mu wyczuc energie oreza, on sam, po 2-3 probach zaczal uswiadamiac sobie wlasna. Usmiechnal sie. Paskudnie. Rozejrzal sie po sanktuarium. Jakby nie bylo piekne, wialo tam nuda. Totez elf postanowil wybrac sie na spacer. Jako....jak oni to mowili....istota wyzsza? Nir musial sie ich pytac o pozwolenie. Wstal. Spojrzal po kultystach. -Ide sie przejsc-oznajmil po_czym ruszyl w kierunku wyjscia. Gdy odetchnal swiezym powietrzem, postanowil sprawdzic swoje umiejetnosci. Czul na sobie wzrok slugusow Shabarigando. Oni teraz sie nie liczyli. Przeciagnal sie. Jego wycwiczone miesnie byly odrobinke zesztywniale. Ale to da sie zmienic. Zaczal od czegos prostego. Chwile pozniej wykonal zgrabne salto bez rozbiegu. Ledwo wyladowal, po lekkim rozbiegu salto podwojne. Zgrabne ladowanie. Zadowolony z siebie, mer usiadl. Porozciagciagal sie chwilke. Poczul, ze mimo zastoju miesni sa one silniejsze i sprawniejsze. Czas na sprawdzenie nowych zabawek. Przeczesal swymi oczyma caly teren wokol w poszukiwaniu jakiegos stworzenia. Ptak. Leci sobie. Lecial. Wrzasnal z bolu, spadl na ziemie. Jeszcze zyje. Elf podszedl do stworzenia, wzial je na rece. Sprobowal sie z nim polaczyc telepatycznie. Gdy to sie udalo, zaprowadzil go do najmroczniejszych zakamarkow swej duszy. Chcial stworzyc stworzenie okrutne, podobne z usposobienia do niego. Jesli sie nie powiodlo.....tak bywa. Puscil je wolno, zaczekal. Zwierze poderwalo sie do lotu.....po_czym zastyglo w powietrzu. Jego cien byl przykuty do ziemi. Ren usmiechnal sie. Wypuscil w strone zwierzecia kolejna dawke bolu. Przerazliwy skrzek rozdarl cisze wokol sanktuarium. Kolejny. Nastepny. Zwierze szalalo z cierpienia, lecz elf nie dawal mu zginac. Cwiczyl. Czekal cierpliwie zeby ptak nie wykonczyl sie z bolu. Uczyl sie torturowac. Za mocno. Ptak stracil przytomnosc. Gniew elfa w polaczeniu z zakleciem bolu, dla ptaka, okazala sie straszliwa w skutkach. Malutka eksplozja rozerwala go na strzepy. Zly elf przywolal mysla sztylet. Schowal go do pochwy. Rozgrzany, i juz spokojny podszedl do kultystow. To czego chce ode mnie wasz.....NASZ pan? Zapytal. Coz. Trzeba bedzie sie podporzadkowac w imie zdobywania mocy. Ale i tak bedzie swietna zabawa.....
"Yet another beautiful moonlit night."-Alucard :D
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Qin Shi Huang »

Kultyści zebrali sie oglądając pokaz, który sprawił im Renevan. Nie udało mu się zmienic myślenia ptaka, jednak jego dezintegracja na kilkaset kawałeczków, była całkiem widowiskowa
Kultysta o imieniu Kehel, którego Ren zdążył juz poznac, wyszedł z tłumu. Światło słoneczne, chyba nieco go oszołomiło. Przesłoniłoczy ręką.
-Prosimy cię... wejdź do środka... zaraz wszystkiego się dowiesz. - Rzekł prowadząc Renevana do środka. Elf szybko rozeznał się w sanktuarium dzieki wyjaśnieniom Kehela. Po środku kompleksu jaskiń, miescił się pokój modlitwy, gdzie stał posąg Shabranigdo. Przypominał on wielkiego goryla na czterech nogach o szponiastych palcach. Ręce, równie szponiaste, wyciągał triumfalnie ku górze, jakby sięgał po wielką moc i władzę. Rozwierał uzębioną paszczę. Rzędy zębisk zachodziły na siebie, wychodząc z gęby. Na całą salę, spoglądały czerwone oczy z wielkich rubinów. Posąg był wyrobiony z naprawdę wielkim kunsztem. Przed nim, stała gigantyczna misa, na dnie której było nieco krwi. Sterczały tam także trzy kolce. Bez wątpienia, była to misa ofiarna. Promieniście, wokół sali modlitwy, rozłożone były kwatery kultystów. Każda z kwater, wyglądała jak pokój szaleńca. Na ścianach wymalowane były krwią lub innym czerwonym barwnikiem dziwne znaki lub napisy. Leżały tam stosy ksiąg i zwojów. W niektórych, stały także stoły alchemiczne. Jak widac, społeczeństwo kultystów, pochodziło od szalonych, niedocenionych, bądź zawiedzionych innymi dziedzinami magii uczonych. Prawdopodobnie, wielu z nich uznano za heretyków i musieli oni ukrywac się w ciemnych norach takich jak ta. Ren często widywał ludzi skazanych za herezję. Na stosach bądź na palach. Nie dziwił sie im, że wybrali tą ścieżkę.
-Skoro juz zgodziłeś się byc jednym ze sług Mrocznego Lorda, powiem ci, że jesteś niezwykły. Naprawdę niezwykły. - Rzekł wyrywając się aż i chwytając się koszuli elfa.
-Musisz wiedziec, że nasz pan przybędzie niedługo do tego sanktuarium aby odzyskac moc. Później, będzie szukał ludzi posiadających w sobie częśc jego wielkiej mocy. Gdy skompletuje wszystkich, będzie niezwyciężony i rozniesie w pył cały ten niedoskonały świat. A my wraz z nim. Jeśli myślisz, że masz w sobie jedną z tych części, to jesteś w błędzie. Wtedy, nie proponowalibysmy ci współpracy. Nasz pan, owładnął by tobą po odzyskaniu mocy. Ty masz w sobie cząstkę mocy jego brata. Jego największego wroga. Cyphieda. -Kehel splunął na ziemię. - Jednak twój los, wcale nie jest przesądzony. Wybrałeś słuszną drogę ku potędze. Ku wielkiej potędze... łowco cieni. O nic na_razie nie pytaj, tylko słuchaj. Aby nasz pan, mógł odzyskac potęgę kiedy tu wróci, potrzeba nam źródła enerii, która ruszy prastare mechanizmy ukryte w tej świątyni. Próbowaliśmy składac ofiary z młodych istot ludzkich. Potrzebujemy jednak więcej krwi i dusz. Oprócz tego, potrzeba nam amuletu Arkhanma. Jest ukryty gdzieś w tych górach, jednak nie jesteśmy w stanie go znaleźc. Jego umiejscowienie, zna jedynie Varimes. Arcykapłan naszego kultu. Jest on uwięziony przez elfów. W lesie kilkadziesiąt kilometrów z tąd, jest ich miasto. Tam przebywa Varimes. Sami jestesmy słabi i nie_zdołamy go odbic. Jednak ty... jestes silny. Jesteś wybrany. Zabij elfów. Ich miasto zrównaj z ziemią na chwałę Mrocznego Lorda. Z kobietami zrób co chcesz. Odbij Varimesa i przyprowadź dzieci abyśmy mogli złożyc je w ofierze. -Kehel zakonczył swój wywód kłaniając się lekko Renevanowi. Reszta kultystów złożyła mu pokłon błagając go aby wykonał zadanie.


Nie... absolutnie nie jest możliwe, aby demon zmienił się w elfa którym teraz jestem- rzekł Xellos do Sandry. Usmiechnął się nieprzyjemnie.
-Nie.. nie jestem bestią panie smoku. Nigdy nie byłem. Zawsze uważałem się za dobrze wychowanego demona, jeśli moge tak stwierdzic. - powiedział rozkładając ręce w obronnym geście. - Niestety nie wiemy nic o momencie narodzenia się tych istot. Skoro jednak Shabranigdo sie budzi, muszą życ obecnie wszystkie naraz. A teraz, jeśli sie nie mylę, dowiem sie kim wy jesteście...
-Ależ tak Xel. - Rzekł Gryffin. - To Sandra i Kassandra. jak mniemam, półdemonica... Xan Theprik Krial, Mistrz Zaphirel i Panna Aine. Będą oni elitarną grupą do zwalczania demonów w nadchodzącej wojnie. Kimś w rodzaju strategicznych elementów, umieszczanych w najtrudniejszych sytuacjach. - Odwócił się do elitarnej grupy.
-Mam nadzieję, ze to jasne. Pierwsze zadanie, będzie polegało na zatrzymaniu kogoś... Widzicie, jutro wieczorem, odbędzie się zebranie wszystkich władców w tutejszym senacie. Będziemy radzic co jaki kraj zrobi w nadchodzącej wojnie. Nie moge jednak ufac niektórym z królów. Tak to już jest w świecie polityki. królowie stają się straszliwymi kreaturami... gorszymi nawet od demonów... od najgoprszych ścierw tego świata... zrobią wszystko aby osiągnąc swe cele i utrzymac władzę. Ta osoba, którą macie powstrzymac ma informacje dotyczące dużej słabości naszego wroga. Będzie chciała wtargnąc do Senatu podczas rady. Te informacje, zdobędę ja. Później podziele się nimi z innymi władcami, jesli uznam to za stosowne. Ja sam, muszę byc obecny na zebraniu. Obawiam się że moje wojsko, nie poradzi sobie z nią. Długo szukałem kogoś takiego jak wy. Musicie powstrzymac Linę Inverse..... - Cóż... do tego czasu, możecie zając kwatery w moim pałacu. Prawie cały pałac jest dla was dostępny. W Wieżach, można używac magii. Znajdują się tez tam biblioteki. W podziemiach, znajdują się sale treningowe. Będziecie mogli trenowac walke na miecze z naszymi wojownikami, bądź korzystac z jakiejś innej broni... Jesli chcecie, możecie pójśc w miasto. Co do kwater.... wybierzcie jakie chcecie. I ile chcecie... wedle woli... nie mieszam się w wasze relacje i życie erotyczne. Nie wolno wam jednak zaglądac do mojej sypialni. co do mojej prywatnej biblioteki... - Król zwrócił się w stronę Zaphirela uruchamiając przełącznij na kominku w kształcie świecznika - ... jest tutaj. - Przed ich nosem, wyrosła wielka półka do samego sufitu wypełnina po brzegi różnymi księgami. Równiez tymi zakazanymi.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Ouzaru

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Ouzaru »

Kasandra/Sandra

Dobry humor ma zmianę powracał i opuszczał pół demonicę. Była wyraźnie zawiedziona, że Xellos... tak bardzo się zmienił. Nie podobała jej się również siła Sandry. Ta cała Lina, śmiech na sali! Słyszała o niej, nawet widziała, ale co taka babcia może zrobić przeciwko niej? To tylko człowiek, niedługo umrze, a ona i tak będzie żyła jeszcze przez wiele wieków. I to było bardzo miłe uczucie.
Znów się uśmiechnęła.
- To miłe, ale ja nie potrzebuję kwatery - odezwała się w końcu i spojrzała na Gryffina. - Nie muszę aż tyle sypiać, właściwie robię to rzadko i tylko dla zdrowia psychicznego czy raczej komfortu Sandry. Nie będę tu niepotrzebnie zajmować miejsce. A jak zapragnę zostać na noc w pałacu... - niedyskretnie spojrzała na Zaphirel'a - to raczej nie będzie to dla mnie zbyt dużym problemem i bez twojej pomocy.
- Jak już mówiłem, róbcie co chcecie. Pałac jest do waszej dyspozycji - rzekł wzruszając ramionami.
- Dziękuję! - odpowiedziała i skłoniła się dość głęboko, aż jej prawie biust wypadł.
Gdy się podnosiła puściła do władcy oczko i pomachała zebranym kierując się do wyjścia.
- Jakby mnie ktoś szukał, to będę ćwiczyć. Mam ochotę skopać komuś porządnie tyłek - zaśmiała się i już jej nie było.
Gryffin mówił coś o podziemiach, więc systematycznie kierowała się w dół. Jakieś duże schody, potem mniejsze... W końcu do jej uszu dobiegł upragniony dźwięk szczęku oręża, aż przeszły ją dreszcze. Z przyjemnością opuściła częściej uczęszczane korytarze, teraz znalazła się w królestwie mężczyzn i prawdziwych wojowników. Wciągnęła powietrze nosem i uśmiechnęła się do siebie.
- Mniam, świeże mięsko... - mruknęła zadowolona i weszła do pierwszej lepszej sali ćwiczeń.
Na sali pachniało potem i męskimi hormonami, był to dla niej zapach o wiele przyjemniejszy niż łąka usłana kwiatkami. Większość z trenujących tu była młodymi jeszcze rekrutami. Poszczególni starsi wojacy pokrzykiwali coś. Siłowali się z młodymi kadetami i pokazywali, jak powinien szczać, pluć, fechtować i lać po mordzie prawdziwy mężczyzna. Jeden z Oficerów wyglądał dość młodo. Miał góra 20 lat, ciemne krótko przystrzyżone włosy lekko 'postawione do góry' i był sporo wyższy od niej. Na plecach nosił ogromny miecz o szerokim ostrzu i wtopionym w nie karabinem maszynowym. Żarzyły się na nim jakieś runy, od miecza aż iskrzyło magią. Spojrzał na Kas i podszedł do niej bez najmniejszego zawahania bezczelnie zerkając jej w dekolt.
- Ciekawy strój bojowy. Bardzo ładny... ośmielę się stwierdzić.
- Wygodny, nie ma zbyt dużo do zdejmowania - odpowiedziała, jak już w końcu na nią spojrzał.
Zobaczył uśmiech zadowolenia i coś dziwnego w oczach. Gdy się lepiej przypatrzył zauważył, że srebrne tęczówki wirują jak szalone, aż bolała od tego głowa. A wzrok... mówił, że kobieta nie ma zamiaru bronić swoich wdzięków, wręcz przeciwnie, chętnie je odda w jakieś silne ręce.
- Hmm... Jestem Erteris... Oficer Erteris... - rzekł całując jej rękę i zbliżając swój nos do jej ciała. Odetchnął jej zapachem. - A pani?
Jego wzrok biegał po niej. Był chyba jednak typem faceta, który woli wpierw poznać kobietę, zanim wskoczy z nią do łóżka. Był ostrożny. W Szkole Oficerskiej zapewne uczono go, aby nie ufać. To mogła być przecież podstawiona zabójczyni... Zachowanie Erterisa bawiło ją i podobało jej się zarazem. Zachichotała i daleko było temu do tego typowego i zimnego demonicznego śmiechu.
- Jestem Kasandra, ale moi przyjaciele mówią mi Kas. Gryffin powiedział, że można tu poćwiczyć, ale widzę, że chyba nie tylko - powiedziała i uśmiechnęła się. - Mam dla niego zabijać demony i przydałaby mi się rozgrzewka, jakakolwiek.
Teraz była jej kolej na odwzajemnienie 'oględzin'. Zrobiły to jednak dłonie kobiety. Przeszła dookoła wojownika dotykając jego ramion, pleców, szyi. Nachyliła się nad uchem i musnęła czubkiem nosa kark mężczyzny. Spodobał jej się jego zapach.
- To jak będzie? - spytała niewinnie.
Erteris westchnął z błogim uśmiechem na ustach.
- Zabijać demony? Dla Gryffina? - spytał. To nazwisko jakby go rozbawiło - A więc to ty masz być tym elitarnym zabójcą... nono... to chyba wymaga kompleksowych ćwiczeń... obawiam się, że takie możemy przeprowadzić jedynie w mojej prywatnej komnacie... Tu jest chyba zbyt dużo ludzi... - powiedział cicho.
Odwrócił się do niej i dotknął jej włosów, przyjemny dreszcz przeszedł demonicy po plecach i ledwo się powstrzymała, by od razu się na niego nie rzucić. Przymknęła oczy i powoli się uspokoiła.
- Określanie "elitarny" i "zabójca" mało do mnie pasują. Lepiej brzmią... hmm... "twoja" i "Kasandra", czyż nie? - zapytała i zatopiła w jego oczach intensywne spojrzenie.
Wzrokiem mogłaby przepalać metal, a już na pewno pozbawić wojownika ubrania. Co zresztą już robiła w myślach.
- Moja Kasandra... tak... to brzmi świetnie... chodźmy więc - rzekł wskazując jedną ręką stronę, w którą chce ją prowadzić, a drugą kładąc na jej plecach, szybko jednak zsuwając dłoń na pośladki.
- Powiedz... to jak wirują twoje oczy... to jakaś magia? Efekt jest niesamowity...
- Taka moja natura i zależy to od nastroju - odpowiedziała szczerze, ale nie powiedziała wszystkiego.
Nie miała ochoty spowiadać się z posiadania drugiej... nudnej osobowości. Ani tego, że w jej żyłach płynie krew Mazoku. Wolała póki co to zataić, by nie zepsuć tej nowej znajomości. Dała się spokojnie prowadzić i miała tylko nadzieję, że jej zimna skóra nie zniechęci go czy nie ostudzi zapału. Westchnęła cicho, w końcu jakiś nowy mężczyzna się trafił i to jeszcze nie byle jaki. Ostatnio miała ogromne szczęście. Najpierw utknęła na statku z trzema napalonymi facetami, później jednemu z nich odbiło i stał się prawdziwym demonem seksu, no i jeszcze nie mogła narzekać na problemy z zazdrością, więc mogła mieć pozostałych dwóch niemal w każdej chwili.
- Mam nadzieję, że dysponujesz dużą ilością czasu? - zamruczała cicho.
- Cóż... nie bardzo... mam obowiązki względem kadetów, ale myślę, że znajdzie się jakieś zastępstwo - rzekł otwierając kolejne drzwi, cały czas trzymając rękę na jej pośladkach.
Co jakiś czas zaglądał jej w dekolt i patrzył na jej włosy. Chyba mu się podobały, w końcu były długie, czarne i lśniły głębokim fioletem. W końcu otworzył drzwi do swojej komnaty. Na ścianach wisiało mnóstwo różnorakiej broni, na półkach stały książki opisujące magię i wykorzystanie jej w walce. Wyglądało to na pokój zapalonego wojaka. Erteris podszedł do barku i wyciągnął z niego butelkę wina.
- Napijesz się? - zapytał zdejmując mundur.
Miał pod nim zwykłą koszulę i lekkie spodnie. Kas spojrzała na niego i przez chwilę jej spojrzenie mówiło: "A nie możemy już przejść do konkretów?". Poddała się jednak, lekko westchnęła i kiwnęła głową. Pamiętała jednak, by nie pić zbyt wiele, bo później ciężko z nią cokolwiek zrobić poza ciągnięciem po podłodze...
- Ciekawa kolekcja - przyznała całkowicie szczerze i przez chwilę z zainteresowaniem przyglądała się zebranej tu broni. - Jednak nie tym walczysz, prawda?
Wzięła od niego trochę wina i upiła mały łyk. Wolała być w pełni przytomna, gdy już będzie mogła zacząć zdejmować z niego to niepotrzebne okrycie. Zadarła lekko głowę spoglądając mu w oczy i uśmiechnęła się.
- Nie... ja używam broni, którą robi znajomy kobold. Pewnie słyszałaś o Jilasie? Naprawdę dooooobra broń.
Nie mówił już więcej na temat walki. Kas pocałowała go szybko w usta skutecznie mu uniemożliwiając mówienie i zdjęła z niego całe odzienie, a on nie potrafił już dłużej się hamować. Podniósł ją za tyłek, aż nogami oplotła go w pasie i zaczął całować jej piersi, zębami ściągając to, co prawie że okrywało jej kobiece krągłości. Masował ją i całował namiętnie po szyi i niżej. Szybko odstawiła wino, by nie narozlewać mu w izbie i nie broniła się przed tymi pieszczotami. Kiedyś nie przejmowałaby się rozlaniem czegoś na dywan, ale ostatnio wyraźnie zmiękła i zrobiła się jakby porządniejsza. Teraz też, zachowywała się nawet grzecznie, choć z sekundy na sekundę czuła, jak traci panowanie nad sobą. Cierpliwie jednak dała mu się prowadzić. Po chwili rzucił ją na łóżko i całował dalej. Po piersiach, później po brzuchu. W końcu jego głowa znalazła się miedzy jej nogami. Ściągnął z niej ostatki ubrania. Całował ją, a wkrótce poczuła w sobie jego świdrujący język. Rękami masował pośladki kobiety. Uśmiechnął się do niej na chwilę i znowu poczuła falę przyjemności, gdy jego głowa zniknęła między jej nogami. Łaskawie pozwoliła mu dokończyć, była już tak napalona, że nawet nie zajęło mu to dużo czasu. Błyskawicznie znalazła się przy nim i zaraz na nim. Była szybka, szybsza niż każdy zwykły człowiek i sporo silniejsza. Bez większego problemu przygwoździła go do łóżka i po chwili już w niej był. Odrzuciła włosy na plecy, chwyciła mężczyznę za nadgarstki, położyła jego dłonie na swych piersiach i zaczęła się poruszać. Kas poczuła się wspaniale. Erteris niemal całkowicie ją wypełniał. To było dziwne, ale zaczynał wykonywać dokładnie takie ruchy, na jakie właśnie miała ochotę. Gdy tylko zapragnęła od niego jakiegoś ruchu, on zaraz go wykonywał. Całował ją i przeczesywał jedną ręką jej włosy, a drugą jeździł po jej ciele. Uśmiechnęła się lekko, położyła się na nim przylegając do wojownika i mocno objęła go ramionami. Zabawne, po raz pierwszy miała ochotę na odrobinę czułości... Zdziwiło ją to odkrycie, ale postanowiła póki co nic z tym nie robić.
Zaczęła całować szyję Erterisa, podgryzać jego ucho i lizać gdzie tylko się dało. Była przy tym nadzwyczaj delikatna.
Po dłuższym czasie przyjemności poczuła w sobie gorąco. Ciepły płyn wypełnił ją. Wojownik przytulił się do niej całując jeszcze chwilę po szyi. W końcu położył się obok kobiety na łóżku oglądając i podziwiając jej piękno. Wtuliła się w niego najbardziej jak tylko mogła, myśli kobiety wirowały wokół własnego dziwnego zachowania i tego, że facet bardzo przypadł jej do gustu. Wręcz chyba za bardzo, bo już zastanawiała się nad kolejnym spotkaniem.
- Wybacz, jeśli cię znudziłam, ale dziś jakoś nie jestem sobą - powiedziała po chwili. - To miejsce chyba tak na mnie wpływa... Bo raczej nie zadanie. Powiedz, czemu cię rozbawiło, jak nazwałam starego Gryffinem?
- Hehehe... powiedzmy że znam go od kiedy tylko pamiętam...
- Acha... - powiedziała zamyślona i zaczęła dłonią błądzić po jego dobrze zbudowanym ciele. - To znaczy, że jesteście jakoś zaprzyjaźnieni, czy co? Jak nie chcesz, to nie odpowiadaj.
Erteris wyglądał na iście rozbawionego jej domysłami.
- Nie sądzę, abym musiał się czegoś wstydzić... Jestem jego synem - oznajmił jej uśmiechając się szczerze.
- CO?! - zawołała i odskoczyła spadając z łóżka. - No pięknie... Ja to mam zawsze szczęście włazić tam, gdzie lepiej się trzymać z daleka.
Była wyraźnie na siebie zła, zapewne tatuś nie będzie szczęśliwy, kiedy się dowie, że jego syn spał z pół demonem. Poczuła, jak robi się jej niedobrze na samą myśl o tym, co mógłby zrobić.
- To aż tyle zmienia? - zapytał wyraźnie zaskoczony pomagając jej wstać. - Hej... jestem zwykłym człowiekiem.
Uśmiechał się, ale chyba była w tym uśmiechu mała doza złośliwości... Przez chwilę przyglądała mu się podejrzliwie, w końcu potrząsnęła głową.
- Twój ojciec mnie zabije... - jęknęła i usiadła.
Nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Erteris jej się podobał i to cholernie, z przyjemnością pociągnęłaby tę znajomość dłużej. Było w nim coś takiego... no po prostu fajnego i miłego. Westchnęła ciężko.
- Nic się nie bój. Nie musi wiedzieć. A poza tym, on nie jest jak inni. Jest w porządku. Żebyś ty wiedziała co ja wyczyniałem..! Elfki, pół elfki, czarodziejki, których ojciec nie lubi... ba! Nawet smoczyce! On wie o wszystkim. Nie przejmuj się.
Marne to było dla niej pocieszenie, ale kiwnęła głową. Wystarczyło nic nie mówić i wszystko będzie dobrze. Odetchnęła z ulgą. Tylko czemu jej to wcześniej nie przyszło do głowy? Zaczynała myśleć i zachowywać się jak Sandra? Wzdrygnęła się na samą myśl o tym i nim spostrzegła już zaczęła mówić.
- Ale musisz coś o mnie wiedzieć, ja także nie jestem człowiekiem - przyznała i ugryzła się w język.
- Tak myślałem... - pokiwał głową - jesteś bardzo silna i taka... szybka - dodał z uśmiechem. - Nie powiem, ciekawe doświadczenie. Czuć od ciebie czarną magię i demoniczną stronę. Jestem nie tylko żołnierzem, ale i czarodziejem. Czuję to. Przyznam, że jak na pół demona jesteś bardzo miła...
- Więc się domyślałeś i ci to nie przeszkadzało? No w sumie... po wcześniejszych doświadczeniach... czemu ja się jeszcze dziwię? - zaśmiała się lekko i położyła. Była już spokojniejsza. - Nie zawsze jestem miła, mówiłam, jakoś dziś nie jestem sobą. Raczej jakbym się wymieszała z moją ludzką połówką. Dziwne uczucie, nie wiem jak to określić. No ale nieważne.
Odwróciła się na bok i spojrzała na niego z lekkim uśmiechem na ustach.
- Mówiłeś, że masz mało czasu. Ale może... mógłbyś jeszcze chwilę ze mną zostać? - spytała nieśmiało.
- Hm... w sumie... czemu nie... - powiedział i machnął ręką w kierunku drzwi. Zapadki w zamku poprzesuwały się z cichym szczęknięciem. - To na wypadek jakiegoś kadeta, który nie może znaleźć swoich mieczy...
Uśmiechnęła się, ale nie tyle rozbawiły ją jego słowa, co ucieszyła się, że zostanie. Przytuliła się i wsłuchała w rytm serca mężczyzny po raz pierwszy czując dziwny żal, że ktoś jest tylko człowiekiem i kiedyś umrze. Zdziwiło ją to, chyba potrzebowała solidnego policzka lub kopniaka, by się w końcu wziąć w garść.
"To pewnie to miejsce" - pomyślała zdenerwowana.
- Nie wiesz może, kiedy mam zacząć? - spytała po chwili. - Nie mam w zwyczaju zbyt uważnie słuchać...
- To zależy, co chcesz zaczynać... wiesz... przepraszam cię, ale nie mogłem się powstrzymać. Czytałem ci w myślach... Moja matka jest pół elfką. Ja będę naprawdę długo żył...
Serce jej szybciej zabiło ale nie ze złości, lecz... z podekscytowania? Jego słowa ją ucieszyły. Przytuliła się tylko mocniej.
- Zaczynać moją misję - wyjaśniła. - Nie musisz przepraszać, nie lubię tego. To całkiem wygodne, nie będę się musiała tłumaczyć - zaśmiała się. - Nie śpieszy mi się opuszczać tego miejsca... - mruknęła i była zdziwiona własnymi słowami.
Nie dała mu jednak odpowiedzieć, zajęła jego usta pocałunkiem. Najpierw delikatnym, później coraz bardziej namiętnym i gorącym. Sielanka niestety nie trwała zbyt długo, on w końcu musiał wracać do swoich obowiązków. Kas niechętnie się ubrała i opuściła jego komnatę, choć wcale jej nie wyganiał.
Dość długo włóczyła się po korytarzach bez wyraźnego celu, co chwila wzdychała ciężko. Starała się myśleć o czymś innym, ale i tak co chwilę powracała myślami do Erterisa. Westchnęła. Nie wiedzieć czemu czuła się nieszczęśliwa. Przysiadła gdzieś z boku pod ścianą i oczyściła myśli.
"Hmm... Ren zniknął" - pomyślała.
Lecz nie on był powodem tego dziwnego stanu i smutku. Zaphirel? Xellos? Potrząsnęła głową.
"Mi też się podoba ten cały Erteris..."
"Sandra?! Skąd ty...? Co, jak?!" - kobieta zerwała się na równe nogi.
Tego jeszcze jej brakowało, świadomość dziewczyny wpływała na nią! Demonica wściekła się i lekko załamała. Znów ruszyła szybkim krokiem przez korytarz zupełnie nie patrząc dokąd idzie.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Mr.Zeth »

Zaphirel i Kassandra/Sandra:

Mag wyszczerzył się szeroko. Przejechał oczyma po biblioteczce. Szukał czegoś porządnie niszczącego... zdecydował się zgarnąć parę książek. - mam zrobić kopie czy mogę pożyczyć? - zapytał. Gryffin skinął głową - Jeśli zamierzasz oddać. To, jak pewnie zauważyłeś, oryginały - dodał. Zaphirel skinął głową. - Interesuje mnie wiedza. Książka to najpopularniejszy sposób jej przekazywania. Jeśli posiądę wiedzę w niej zawartą, będą z mojego punktu widzenia zwykłą makulaturą, wiec spokojnie odłożę je na miejsce - stwierdził, wzruszywszy ramionami. Wybrał parę ksiąg. Miedzy innymi „Sztuka Destrukcji” oraz „Księga Meliforana - Mroczne sztuki”. Schował je do jednej z kieszeni wewnętrznych w płaszczu, skłonił się. –Coś jeszcze? – zapytał.
-Jak dowiesz się czegoś, proszę cię abyś nie wypróbowywał zaklęć w moim gabinecie. Pójdź później do wież. tam jest sporo miejsca i przedmiotów do trenowania magii. - Rzekł i wyszedł z gabinetu, zostawiając maga samego. Mag zaszył się wiec w swej kwaterze i poświęcił doskonaleniu wiedzy zawartej w księgach...

[---]

Minłą jakiś czas i magowi zaczął dokuczać żołądek, a raczej pustka w jego wnętrzu. Schował księgo z powrotem do płaszcza, tak samo jak swoje notatki i wyszedł z kwatery na korytarz... gdzie został potrącony przez Kassandrę...
Wyglądała na złą, zagubioną i kij wie co jeszcze. Była mocno zdziwiona, rozejrzała się na boki. - Wybacz - bąknęła cicho. ;Przez chwilę przyglądała mu się z rosnącym zaciekawieniem, w końcu znajomy uśmiech zagościł na twarzy pół demonicy. - Ty chyba jesteś mi coś winien, nie? - spytała
Zaphirel westchnął. - No tak... - wyglądnął za okno. - Wieczór.. no cóż.. słowa się dotrzymuje - westchną, poddając się półdemonicy. Ta ujęła go szybko pod ramię, ale zdołali przejść kilka kroków, kiedy nagle kobieta poleciała w dół. Wylądowała na jednym kolanie i minę miała mocno zdziwioną. Jakieś przekleństwo dobyło się z jej ust, wstała i znów po kilku metrach upadła, tym razem na oba kolana.
Zaphirel podciągnął ją w górę. - Hmm... kłopoty motoryczne? - zapytał i bezceremonialnie wziął ją na ręce. - Czy Sandra dochodzi do głosu? - zapytał, unosząc brew.
Kas otworzyła usta, by mu odpowiedzieć, gdy jej ciało zwiotczało i wyślizgnęło się z objęć maga. Z głośnym łoskotem kobieta wylądowała u jego stóp, ale nawet nie zdążyła się podnieść, gdy ręka jej się wykręciła do tyłu. - Niech cię piekło pochłonie! - krzyknęła wkurzona pół demonica. W odpowiedzi wstała i wpadła z całym impetem na ścianę.
- O zgadłem - mruknął mag, po czym przydusił dmonicę do ziemi. - uszkodzisz sie - mruknął, zapominają co jej odporności fizycznej.
- Możesz mnie już puścić - powiedziała Sandra. - Z dzisiejszej nocy nici, moje serce należy już do kogoś i nie pozwolę jej się tak puszczać. W końcu to moje ciało!
- O, Sandra - mruknął mag i puścił kobietę - Doszłaś do władzy widzę - mruknła , otrzepał się i wzruszył ramionami. - Bywaj - rzucił i ruszył ku swej kwaterze. Nie interesowało go kogo na myli miała kobieta ani jak odzyskała panowanie. Książki, które mu ciążyły stanowiły teraz dla niego priorytet, skoro ma wolną noc. Po skonsumowaniu wieczerzy powrócił do studiowania zawartości ksiąg i ewentualnej medytacji nad ową zawartoscią.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Kaczor
Marynarz
Marynarz
Posty: 380
Rejestracja: sobota, 18 listopada 2006, 16:52

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Kaczor »

Renevan Mroczny i MG

Renevan na mysl o rzezi jaka uczyni usmiechnal sie paskudnie. -Da sie zrobic-rzekl wesolo. -Ale...-zamyslil sie Ren. -Ale jak mam sklonic....-tu elf przerwal na chwilke, po czym po chwilce namyslu usmiechnal sie paskudnie-zmusic dzieci do posluszenstwa? Jak zobacza ze morduje ich rodziny....moga okazac sie malo sklonne do spacerkow. A rozumiem ze mordy rytualne tylko tutaj?-mer mowil caly czas spokojnie, chlodno. Jednak oczy jego, smialy sie paskudnym, zlowieszczym smiechem na mysl o rzezi ktora zrobi swoim pobratymcom. Jednak troszke martwilo go ze moze nie zdolac polapac malych dzieci. -Dobra.....TE! Kultysci!-zawolal. -Sprawa jest!-mowil dalej. -Trzeba polapac dzieci. Widze zescie uczeni. Macie jakies proste zaklecia ubezwlasnowolniajace? Najlepiej na kilka osob....no....ruszcie mozgownice!- moze i nie byl zbyt uprzejmy lecz nosil w sobie czastke jakiegos Cykogostam. Wiec powinni mu pomoc. Tak to sobie tlumaczyl. -Tak tak! -Zawołał jeden z mnichów. - Znamy się na tym! Tu są księgi! -kultysta podał Renowi księgę o tytule "Sztuka petryfikacji"
Elf otworzyl tom ktory mial mu zapewnic sposob na bachory. Przewrocil kilka kartek, w poszukiwaniu zaklecia o ktore chodzilo kultyscie. Cała księga, opisywała kilka sposobów na "Petryfikację" okazało się, że ten czar, pozbawia ofiarę możliwości ruchu. Sprawia, że ofiara rozumie, i odczuwa, co dzieje się wokoło, ale nie jest w stanie wykonac najmniejszego ruchu. Zaklęcie było dośc proste. nawet nie trzeba było inkantowac. Wystarczył gest i wycelowanie. Zaklecie chociaz dosc przydatne, nie rozwiazywalo w pelni sprawy. Dzieciaki nawet sparalizowane, bedzie trzeba przeniesc. -A.....jak je tu dostarcze? To bedzie jednak spory problem-rzekl Ren po cichu juz uczac sie zaklecia. -Niestety, na to nie_możemy nic poradzic. -Odrzekł jeden wyznawców. - Prawdopodobnie, elfy mają jednak koniei powozy którymi można dostarczyc młode duszyczki. -A nie da sie dokonac mordu rytualnego na miejscu? Na pewno da sie zbudowac kapliczke....-zaczal mer. -Energia dusz zmarłych, musi zostac uwolniona bezpośrednio w tym miejscu. Inaczej rozproszy sie i nie będzie można jej odzyskac.- Oczy elfa, gdy uslyszal ze jego plan nie wypali, rozswietlily ognie wscieklosci. Jednak poza_tym twarz elfa byla calkiem spokojna. -Dobrze wiec, bedzie trzeba przeniesc dzieciaki tutaj.....aha....czemu musza byc to mlode istoty? -Tylko dusza czysta i młoda, ma w sobie największy zasób energii. Czystej energii, która może zadowolic naszego pana - Rzekł kultystaskła dając ręcę jak do modlitwy.Po zdobyciu tej informacji Renevan klac z cicha wyszedl z sanktuarium. Czekala go dluga podroz. Gdy Elf skierował sie w stronę elfiego miasta, zobaczył że czeka go długa droga przez pustynię. Gdzie nie ma wody ani cienia. Przystanal, trzasnal sie mocno w czolo. Mial szczescie ze zdjeli mu bandaz. Wrocil sie szybko do sanktuarium i na wstepie juz rzekl: -Potrzebuje wody i transportu...- Kultyści szybko pomknęli do swych kwater przynosząc Renevanowi bukłaki z wodą. Oprócz tego, przyprowadzili mu gniadego konia. Nie był zbyt silny i sprawny, ale sprawiał wrazenie wytrzymałego na skwar i duchotę. Ten szybko zaladowal sie na wierzchowca po_czym ruszyl w kierunku miasta elfow. Dbal o swojego wierzchowca podczas trasy. Poil go wlasna woda. Nie zeby z litosci. Po_prostu musial na czyms sie przemieszczac... Po kilku godzinach jazdy, elf zobaczył mały las przy jeziorku. Na drzewach i pod nimi, wybudowane były elfickie domki. Ludzie krzątaki się po wiosce. Dzieci bawiły się, kobiety śpiewały melodyjnie przędąc, a mężczyźni kupowali, sprzedawali lub.... pobrzękiwali na cięciwach łuków jakieś melodyjki. łucznicy siedzieli na obrzeżach miasta. Zobaczyli jednak w Renie swojego rodaka i pobratymcę.
-Hej ty! Co cię tu sprowadza?! Długa droga przez pustynie co? Chodź! Napijesz się wody i zjesz coś w cieniu!
-W cieniu.....Taaaak....-Renevan udal zamyslenie. Nazywam sie....Renevan Sa'el-Lowca Cieni. Dziekuje za zaproszenie.-Elf mowil w swej ojczystej mowie. Rozgladal sie baczac na pozycje lucznikow. To oni, rozstawieni wokol wioski, byli najgrozniejszymi przeciwnikami. Ale elf zamierzal zalatwic sprawe po swojemu. Ruszyl za goscinnym merem. 'Przedstawienie czas zaczac'... Elf zaprowadził Rena do środka Oazy. Nad jeziorkiem, wisiała klatka z mnichem w czarnej szacie. Elfy szydziły z niego a dzieci rzucały patykami i kamieniami.
Renevanowi szybko podano wodę i owoce. Wskazano zacienione miejsce.
-Skąd przybywasz Renevanie?- zapytal straznik. -Stad. Ta oaza jest moim domem tak samo jak kazde inne miejsce na tym swiecie-zelgal gladko elf. NTastepnie, bez pospiechu, zmienil temat-O! Widze ze macie tu lokalna atrakcje!-zauwazyl ze smiechem. -Co to za malpka?-Mowiac skierowal sie do cienia. Tam czul sie o wiele pewniej. Cien niosl sile. -To jeden z tych sukinsynów, którzy porywają dzieci. Złapalismy go na próbie porwania naszych małych pociech. Był z innymi, ale zabiliśmy ich. ten chyba jest kimś ważnym.... może dzięki niemu, odzyskamy dzieci... ale trzeba_by jakoś skontaktowac się z tymi cholernikami. A on nie chce powiedziec gdzie siedzi reszta. Elf mowil do pustki. Ren szepnal ciche slowo po_czym znknal z oczu wszystkim obecnym. Zrobil to w chwili kiedy rozmowca nan nie patrzyl, co moglo zaskoczyc lucznika. Łucznik w pewnej chwili, zorientował się, że nie widzi swego rozmówcy. Przetarł ręką czoło i rozejrzał się zdezorientowany.
-Ale... jak? - Zapytał sam siebie. Ren pod zaslona cienia stal juz za lucznikiem. Przylozyl mu palce do skroni i szepnal-Zasnij-. Cala spolecznosc wioseczki zobaczyla padajacego na ziemie elfa. Jeden ze strażników, który zobaczył wydarzenie, naciągnął łuk
-Co to ma znaczyc?! Co się dzieje nieznajomy?!
Renevan w mgnieniu oka przeniosl sie znow w cien schodzac lucznikowi z oczu. Ten uslyszal tylko cichy szept: -Ciii....to tylko ja....twoja smierc- po czym z cienia wylecial czarny noz przebijajac jego czolo na wylot. Lucznik w fontannie krwi osunal sie na kolana. Strzala z naciagnietego luku wbila sie kilka metrow przed nim. Ren dalej pozostawal w cieniu. Poruszal sie lekko, by uniknac wykrycia. Kobiety i dzieci, zaczęły panikowac. Wszyscy zaczeli uciekac do domów. Każdy łucznik naciągnął cięciwę w gotowości wyczulając wzrok. Sztylet w czole lucznika zdematerializowal sie nagle, po_czym zmaterializowal sie w cieniu, w rece Rena. Ten schowal go, po_czym wyjal swoje ostrze. 'Czas na chrzest bojowy' pomyslal Mroczny Lowca, jak zaczal sie tytuowac, posylajac impuls bolu w okolicach oczu. Jesli lucznicy zamkneli oczy, ten wyskoczyl z cienia i z niesamowita predkocscia przebil glowy 2 elfow nozami, po_czym posylajac mala czesc swej energii energii w ostrze cial na odlew najblizszego pobratymce. Smiejac sie w duchu zniknal znow, za domkiem elfickim. Miecz zadrżał leciutko przy ścięciu głów elfów. Mówił jakby prezez to drżenia "Pyszne. nakarm mnie" Zapłonął mocniej. Ogień na ostrzu zaczął emanowac mocniej, zanim Ren go stłumił. Łucznicy w strachu zeskoczyli na środek obozu, w miejscu gdzie nie było cienia. Wyciągneli miecze i ustawili sie w kółko, patrząc na zewnątrz kregu. Ren przywolal swe ostrza. Miecz schowal. Noze wzial do obu rak. Zaczal obchodzic elfy z mieczami dookola. Pierwsze dwa zasztyletowal na odleglosc. Za pomoca swej magii zabil nastepnych dwoch wysylajac w nich swe mroczne ostrza. Obiegal tych naiwniakow truchtem. Przywolal swe sztylety znowu. Znowu oba rzucil. Zabawa mu sie znudzila. Wyjal miecz, lecz pozwolil mu zaplonac dopiero wtedy, kiedy wpadl pomiedzy elfy zadajac szybkie mocne ciecia w witalne punkty wrogow. Elf zadawał cięcia elfom ustawionym w koło. Ogień, zaczynał sie wzmagac. W amoku, elf nie zauważył, że został zraniony z biodro. Ogień ciągle stawał się silniejszy. Po krótkiech chwili, walka gorzała już w wirze ognia. Zapłonęły drzewa. Osada stanęła w płomieniach. Renevan katem oka dostrzegl swoja rane. Wsciekl sie. Jego ruchy staly sie....nadludzkie. Nadelfie. Sa'el stal sie istota lepsza niz wszystkie inne, smiertelne. Na kilka sekund swej egzystencji, elf stal sie....niesmiertelny. Zadawal ciosy z predkoscia dzwieku. Rozsiekal przeciwnikow w ulamek chwili. Ostatniego rozdarl na strzepy rekami. Pil jego krew. Pil krew jego przodkow. Byl.....niepokonany. Swiat widzial w barwach fioletu i czerwieni. Pol minuty po rzezi wsrod trupow i zgliszczy stal tylko elf. Zwykly smiertelnik. Renevan Sa'el rozejrzal sie z usmiechem. Rana zasklepila sie pod wplywem transformacji. -A wiec tak to jest byc demonem....-rzekl zadowolony. -Teraz kaplan i dzieci.....-rozejrzal sie. Kobiety stały przerażone w oknach przytulając sie do swych dzieci. Zaczynały ukrywac je pod domami. Panika sięgnęła zenitu. Widok bryzgającej krwi i elf umazany nią na czerwono był przerażający. Z góry, z klatki, słychac było krzyk.
-Brawo chłopcze! Brawo!
-Pomoglbys mnichu.-odrzekl zmeczony elf. Spojrzal na swoj miecz. Plonal jasnym, demonicznym ogniem. Sprobowal zaczerpnac od niego energii by sie zregenerowac. Plomien przygasl. a elfowi wrocily sily. -No, rzekl Ren, zlaz z tamtad i pomoz polapac dzieciaki.-rzekl elf ukladajac z nozy zabitych elfow rune elfow "R". Kaplan uzywajac swej magii pojawil sie przed merem. Z jego pomoca elfowi udalo sie ubezwlasnowolnic dzieci. Kobietom poderznal gardla. Po zabawie razem zaczeli zabierac sie do sanktuarium....
"Yet another beautiful moonlit night."-Alucard :D
Ouzaru

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Ouzaru »

Kasandra/Sandra

Idąc korytarzem wpadła na maga potrącając go dość mocno. Zatrzymała się gwałtownie, wyglądała na złą, zagubioną i kij wie co jeszcze. Była mocno zdziwiona, rozejrzała się na boki. Kiedy zdążyła tu dojść?
- Wybacz - bąknęła cicho.
Przez chwilę przyglądała mu się z rosnącym zaciekawieniem, w końcu znajomy uśmiech zagościł na twarzy pół demonicy. Przypomniało jej się coś i chciała zwrócić sobie dawną siebie.
- Ty chyba jesteś mi coś winien, nie? - spytała.
Zaphirel westchnął.
- No tak... - wyjrzał przez okno - wieczór.. no cóż.. słowa się dotrzymuje - westchną raz jeszcze poddając się pół demonicy.
Ujęła go szybko pod ramię, ale zdołali przejść tylko kilka kroków, kiedy nagle poleciała w dół. Wylądowała na jednym kolanie i minę miała mocno zdziwioną. Jakieś przekleństwo dobyło się z jej ust, wstała i znów po kilku metrach upadła, tym razem na oba kolana. Przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje, ale szybko została oświecona.
"Nigdzie z nim nie idziesz, nie pozwalam ci!"
"Sandra? Jak...?" - spytała zupełnie nie rozumiejąc, jak dziewczyna mogła częściowo kontrolować ich ciało, kiedy świadomość nie była dopuszczona do głosu.
Zaphirel podciągnął zszokowaną Kasandrę w górę.
- Hmm... kłopoty motoryczne? - zapytał i bezceremonialnie wziął ją na ręce. - Czy Sandra dochodzi do głosu? - zapytał ponownie unosząc brew.
Kas otworzyła usta, by mu odpowiedzieć, gdy jej ciało nagle zwiotczało i wyślizgnęło się z objęć maga. Z głośnym łoskotem kobieta wylądowała u jego stóp, ale nawet nie zdążyła się podnieść, gdy ręka jej się wykręciła do tyłu.
- Niech cię piekło pochłonie! - krzyknęła wkurzona pół demonica.
W odpowiedzi wstała i wpadła z całym impetem na ścianę. Nie bolało ją to, raczej denerwowało i była lekko wystraszona. Czy to oznacza, że straciła kontrolę nad tym ciałem?
- O, zgadłem - mruknął mag, po czym przydusił demonicę do ziemi. - Uszkodzisz się - powiedział zapominając o jej odporności fizycznej.
- Możesz mnie już puścić - powiedziała Sandra spokojnie. - Z dzisiejszej nocy nici, moje serce należy już do kogoś i nie pozwolę jej się tak puszczać. W końcu to moje ciało!
- O, Sandra - mruknął mag i puścił kobietę. - Doszłaś do władzy widzę - powiedział , otrzepał się i wzruszył ramionami. - Bywaj - rzucił i ruszył ku swej kwaterze.

Dziewczyna także wstała. Była zadowolona, w końcu sobie poradziła z Kasandrą i mogła spokojnie pójść się zobaczyć z Gryffinem. A później z jego synem oczywiście. Jej myśli zostały tak pochłonięte tym, co planowała zrobić mogąc już cieszyć się własnym ciałem, że nie zauważyła, iż Kas jest ciągle przytomna. Pół demonica szybko rozważała wszystko, musiała znaleźć powód swojej słabości.
"To miejsce" - pomyślała. - "Ludzie tutaj są całkiem szczęśliwi, Ren odszedł gdzieś i nie mam z kogo czerpać energii!"
Jedynym wyjściem było znaleźć kogoś cierpiącego, a takich zdawało się być niewielu.
"Sala treningowa! Rekruci! Przecież Sandra tam idzie, to się podładuję, jeszcze sama z nimi powalczę!"
Nowy pomysł przypadł jej do gustu, ale zaraz zdrętwiała. Po co Sandra szła do Gryffina?
Dziewczyna lekko zapukała do drzwi i po głośnym:
- Kto tam?!
Odkrzyknęła tylko:
- Sandra, królu!
Została wpuszczona do środka, Gryffin nadal siedział nad mapą, Xellos się gdzieś ulotnił, ale to nawet lepiej. Przez chwilę stali w ciszy i milczeniu, w końcu władca spojrzał się na nią pytająco. Lekko się zmieszała, ale szybko zebrała w sobie.
- Ja bym jednak wzięła jakąś kwaterę, panie, ale taką przystosowaną dla kobiety. Jakbym mogła prosić o jakieś normalne ubrania? Nie podzielam gustu mej współlokatorki co do odzienia... - wyjaśniła szybko swoją sprawę.
"Co jest złego w moim stroju?" - pomyślała Kas zaskoczona. Zawsze się jej podobał, innym nawet też. Sam Erteris stwierdził, że jest ładny!
- Skoro tak, proszę bardzo - odpowiedział. - Zaraz poproszę kogoś, by przygotował komnatę.
Dziewczyna skłoniła się lekko i wyszła z gabinetu, by dłużej nie przeszkadzać władcy.

Po jakimś czasie ktoś ze służących ją znalazł i zawołał, że komnata gotowa. Określenie "komnata" zdziwiło ją, ale kiedy tam weszła, zrozumiała. Rzeczywiście, było tutaj ładnie i pomieszczenie zawierało wszystko, czego kobieta mogła potrzebować. Duże lustro, ozdoby do włosów, perfumy, jakieś zestawy do makijażu, kilka par butów i, gdy zajrzała do szafy, od groma ubrań. Suknie zarówno wydekoltowane, jak i zapięte pod szyje, półprzezroczyste, jak i w stylu surowej matrony. W najróżniejszych kolorach i fasonach. Sandra wybrała jedną ogniście czerwoną, która była na ramiączkach i sięgała aż do kostek. Ubrała ją na strój Kasandry, rozczesała włosy i już miała wyjść z pokoju, gdy pół demonica mruknęła:
"No dobra, kolor ładny... ale krój mi się nie podoba."
"To co?" - spytała Sandra. - "To moje ciało i ja decyduję, co będę nosić."
"Ale ta szmata zakrywa wszelkie walory tego 'twojego ciała'!" - zawołała zrozpaczona.
"Akurat mało mnie to obchodzi, co myślisz, nie będę się prowadzać jak jakaś ladacznica przy księciu."
"Ach, więc o to chodzi?" - zamruczała Kas w ten swój nieprzyjemny i chłodny sposób. - "Słuchaj, to zwykły facet, który lubi pogapić się na cycki, nie psuj mu przyjemności..."
Dziewczyna zezłościła się, ale nic nie powiedziała. Wychodząc lekko trzasnęła drzwiami i prawie zbiegła na dół.
Im bliżej była sali ćwiczeń, tym stawała się silniejsza. Bolące siniaki, złość i poniżenie... mmm... kochała ten słodki smak.

Oczy zawirowały, czarny sztylet pojawił się w dłoni. Kilka sprawnych ruchów i sukienka była o wiele lepiej przystosowana do upodobań i wymogów Kasandry. No i nie krępowała tak ruchów. Od ponad połowy uda w dół szło rozcięcie, z boku od pasa. Przy najmniejszym kroku odsłaniało to całe nogi pół demonicy aż po bieliznę. Dekolt także rozcięła, teraz było widać jej piękny biust i kawałek tego czegoś, co ciągle usiłowało go zakryć i pomieścić.
"No, tak lepiej... nie jest źle" - zaśmiała się i weszła na salę.

Na chwilę zapanowała cisza, oczy kadetów zlustrowały ją bacznie. Uśmiechnęła się lekko do nich i podeszła do stojaka, na którym były poumieszczane drewniane miecze ćwiczebne. Wzięła dwa długie i dość ciężkie, po czym stanęła na środku czegoś, co wyglądało na 'placyk walki'.
- No, panowie, jest ktoś chętny? - spytała z demonicznym błyskiem w oku. - Kto mnie pokona, dostanie najwyższą nagrodę. Spełnię jego najskrytsze marzenia tej nocy...
Spojrzeli po sobie, później jeden za drugim zaczęli się ustawiać. Nie spodziewali się jednak, że ich przeciwniczka może mieć ponad dwieście lat praktyki we władaniu dwoma dwuręcznymi mieczami, jest szybsza i silniejsza niż którykolwiek z nich. Czy nawet dwóch razem wziętych. Im dłużej z nimi walczyła, tym więcej miała energii. Może miecze nie mogły ich zabić, ale kilka siniaków do kolekcji dodała. W końcu zaczęli przychodzić parami, przecież trójkąty nie są złe... Kadeci nie mogli się zbytnio skupić na walce, piękna kobieta ich skutecznie rozpraszała i ich wyobraźnia odnośnie jej obietnicy nagrody. Po godzinie nie został już nikt chętny czy zdolny do walki, a Kas była przyjemnie rozgrzana.
- Mhm... - usłyszała za sobą znajomy głos. - Może ja też spróbuję?
- Może będziesz miał szczęście, Erterisie i cię nie poobijam za bardzo - odpowiedziała z uśmiechem i odwróciła się do niego.
- Nowy strój? - spytał przyglądając jej się.
- Powiedzmy... - mruknęła.
Oficer spojrzał się po kadetach i odesłał ich, by mogli w spokoju jęczeć i wylizywać siniaki. Następnie ruchem ręki wskazał kobiecie duże podwójne drzwi.
- Zapraszam na plac, na świeże powietrze. Tam będzie więcej miejsca, Kasandro - zaprosił ją.

Pół demonica kiwnęła głową i zaraz za drzwiami wymieniła drewniane miecze na dwa zwykłe. Erteris zaproponował jej jakąś lepszą broń, ale zrezygnowała. Nigdy nie walczyła niczym magicznym, no poza tym kawałkiem żelaza, które ciągle starała się zabrać Aquide, i jakoś nie czuła do tego ciągoty.
Stanęli pośrodku dużego placu, który został otoczony murem. Ubita ziemie nagrzewana była przez dzień promieniami słońca i teraz oddawała ciepło. Choć zapadł już zmrok, nie było jej zimno. Lekki wiatr rozwiewał włosy kobiety, ale nawet nie kwapiła się, by je poprawić.
- Gotowa? - zapytał.
- Zawsze - odpowiedziała.
Odskoczyli od siebie, po chwili Kas rzuciła się z jednym mieczem na przeciwnika, drugim była gotowa się bronić i parować. Wymiana ciosów, która nastąpiła, była tak szybka, że ostrza zamazywały się w powietrzu. Iskry szły rozświetlając twarze walczących, swoimi ruchami wzniecali tumany kurzu dookoła siebie. Każdy jej cios bezbłędnie parował, nie bał się też w walce wykorzystywać kopniaków czy pchnięć. Właśnie kiedy chciał ją kopnąć odskoczyła poza zasięg jego nogi, ale nie dość daleko, by uniknąć ostrza. Poczuła piekący ból w lewym ramieniu, gorąca krew spłynęła powoli po skórze. Dwa ramiączka - czerwone i czarne - opadły po chwili, a Kas stała tak chwilę zaskoczona.
- Punkt dla mnie - usłyszała obok siebie i szybko przetoczyła się do przodu.
Czarny dym pojawił się przy ranie i powoli ją regenerował. Była dość głęboka i jej naturalna zdolność leczenia się potrzebowała kilku minut, by to zagoić. Jednak Erteris nie miał zamiaru dać Kas czasu na zregenerowanie się, zaraz ponowił atak.
Czarny sztylet pomknął w stronę jego brzucha, lecz mężczyzna obronił się jednym gestem, który przywołał przed nim jasną tarczę. Rzucił przed siebie miecz, wskoczył na niego i wzbił się w powietrze. Z góry posłał w pół demonicę jakieś białe pociski i dwie błyskawice, przed którymi musiała szybko uciekać. Zdenerwowana, rzuciła mu przed twarz swoje drugie ukochane zaklęcie. Nie miał się jak obronić przed wybuchającym czarnym płomieniem, zasłonił się tylko rękoma i spadł z miecza. Uderzenie serca później Kas już była nad nim i z mieczami przy jego szyi. Uśmiechnęła się, lecz przedwcześnie się cieszyła ze zwycięstwa. Chyba postanowił się jej odpłacić, jasny pocisk oślepił ją i trafił w twarz, zatoczyła się poważnie osłabiona.
"Magia szamanizmu...?" - pomyślała i nie zdążyła odskoczyć przed drugim.
Zapasy sił i energii drastycznie jej spadły, zachwiała się na nogach i pociemniało kobiecie przed oczami. Obraz się zamazał, ale widziała, że przeciwnik podnosi miecz i celuje w nią. Usłyszała dziwny dźwięk i chwilę później seria z karabinku poszatkowała jej sukienkę. Poczuła ból w różnych częściach ciała i ciepłą krew wypływającą z ran.
"Hmm..." - pomyślała.
Gdy gotował się na następną serię, znów rzuciła mu płomieniami w twarz, siła wybuchu odrzuciła mężczyznę na kilka kroków do tyłu. Podnosząc się usłyszał tylko świst. Chwilę później syknął z bólu i wyciągnął czarne ostrze ze swego uda. Chciał je odrzucić, ale ono samo zniknęło w kłębach czarnego dymu i po chwili wróciło, by wbić mu się w ramię.

Ziemia opadła po wybuchu, Kas klęczała między dwoma wbitymi w ziemię mieczami, trzymała się ich i oddychała ciężko. Rany goiły się bardzo powoli, brakowało jej sił, by wstać i walczyć dalej. Erteris wsparty na mieczu podszedł do niej i opadł ciężko na ziemię.
Spojrzeli na siebie i na ich ustach zagościł uśmiech. Pół demonica niemal doczołgała się do niego i położyła się na rannym brzuchu obok mężczyzny. Splotła palce swej dłoni z jego i odetchnęła zmęczona. Nad jej ciałem unosił się niewielki czarny dym, który powoli zanikał, gdyż nie miała już energii by się dalej regenerować.
Erteris odwrócił głowę w stronę Kas i powiedział cicho:
- A jednak jesteś tak samo dobra z mieczem jak i w łóżku... Świetna walka. Gratulacje...
Delikatnie ją klepnął w plecy i zaśmiał się cicho. Od razu jęknął z bólu, jednak ramię i udo miał ranne. Kobieta podniosła na chwilę głowę, uśmiechnęła się lekko do niego i westchnęła.
- Dzięki, Książę - odpowiedziała z przekąsem. - Ty też...
Chyba chciała coś jeszcze dodać, ale po tych słowach zemdlała. Umysł zalała nicość i nieprzenikniona czerń, ciało po raz pierwszy miała w tak opłakanym stanie. A jednak leżała z uśmiechem na ustach i była z siebie zadowolona.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Plomiennoluski »

Xan i Aine
Aine uniosła brwi i dość mocno pobladła słysząc uwagę Gryffina na temat tego kogo przyjdzie im powstrzymać ewentualnie... Hmm... Sama już nie była tego pewna. Dopóki wszyscy nie skończyli mówić siedziała w milczeniu na swoim miejscu. Zapowiadało się ze tej nocy znów nie zmruży oka... Będzie musiała posiedzieć nad księgami i zdecydowanie popracować nad swoimi zdolnościami magicznymi. samym mieczem nie wywrze na nikim wrażenia ani nie poradzi sobie ze wszystkimi przeciwnikami...

Xan wysłuchał Gryfina niemalże spokojnie, obecność Xelosa nie wpływała na niego za dobrze, ale nie miał zamiaru go atakować. Istniała szansa ze obecnie faktycznie jest po ich stronie... jakakolwiek by ona obecnie nie była. Lina Inverse, popularnie nazywana smokiem, no cóż nasłuchał się o niej co nieco, chyba będzie się trzeba mocno przygotować. Póki co, chciał przejrzeć biblioteczkę króla. Większość tytułów niemalże go odrzucała, choć papier nie był niczemu winien, pokrzywiona magia, jaka była na nim zapisana wręcz wyła do niego. Szukał czegoś co mogłoby mu się przydać. Po dłuższym błądzeniu wzrokiem po tytułach wziął jedną z książek, ta o dziwo nie zawierała czarnej magii. Było to dokładnie to czego szukał.. przynajmniej miał nadzieję. "Geidor Mantruck - Rady i Sposoby Łowcy Diabłów" -Pożyczę to jeśli można. I poszukam tych wież. - Wziął książkę i ruszył w kierunku drzwi. -Aine, pamiętasz naszą rozmowę przy stoliku? Może pomogłabyś mi z kilkoma sprawami? - Kasandra już dawno poszła buszować po korytarzach. Miał nadzieję że nie uwiedzie kolejnego całkiem mało niewinnego mężczyzny.

Dziewczyna jakby się otrząsnęła z czegoś na kształt transu. Obróciła się w stronę smoka i przez chwilę patrzyła na niego po czym skinęła głową - Tak, pamiętam. Z przyjemnością pomogę - powiedziała ze spokojem zupełnie nie pasującym do bladości jej oblicza. Podniosła się ze swojego miejsca i skinęła Gryffinowi na pożegnanie głową. Podążyła za Xanem po drodze odruchowo sprawdzając miecze teraz krzyżujące się na jej plecach. Jej stary wierny miecz tkwił jak zawsze w swojej pochwie... Na statku musiała prowizorycznie umieścić tam również drugą broń. Aine nie miała bladego pojęcia czy oręż który dostała od Zaphirela na statku ma jakiekolwiek właściwości. Wygodnie się nim władało i ładnie dokuczyła nim krakenowi ale nie wiedziała o nim nic ponad to... I szczerze powiedziawszy nie chciało jej się tego sprawdzać... Nie kiedy była tak zmęczona. Aine zdradziła swoją postawą kolejną cechę charakteru - była niesamowicie uparta i ostra wobec samej siebie. Teraz czekała praca. Potem będzie czas na odpoczynek... O ile będzie...

Wciągnął głęboko powietrze, zazwyczaj nosa używał do polowania na zwierzęta, ale tym razem użył go w nieco odmienny sposób. Posmakował powietrze i wybrał drogę. Szedł za delikatnym zapachem kurzu i i starych książek. Kierując się nosem doszedł w końcu do biblioteki. Potrzebował wiedzy. -Wyglądasz jakbyś mogła przespać wieczność. Mam nadzieję ze jakoś się trzymasz?
-Wieczność to troszkę dla mnie za długo... Ale teraz nie mogę sobie odpuścić z powodu lekkiego zmęczenia - mruknęła. Zsunęła chustę z twarzy. Gdy człowiek robi się zbyt zmęczony, ciężko się oddycha spod takiej chustki... Poluzowała nieco swój pancerz. Teraz nie potrzebne są jego ochronne właściwości... Księgi nie mają zwyczaju napadać na ludzi i ich mordować... A w każdym razie nie zazwyczaj. - Jeśli trafisz cos co będzie traktowało o magii szamanizmu ducha co przeoczę to proszę daj mi znać. Bardzo chętnie przewertuje te księgozbiory - powiedziała. - Dzisiaj weźmiemy się za naukę tych zaklęć, czy tak? - upewniła się. Chciała wiedzieć ile jeszcze siły w to wszystko włożyć...
W bibliotece było dosyć ciemno, a że nie chciało mu się wysilać uruchomił po prostu pierścień, który znalazł na statku. czarny matowy kamyk nagle ożył i wydobył z siebie łagodne światło. Teraz można było przynajmniej zacząć szukać. - Obawiam się że przynajmniej części trzeba się będzie nauczyć dzisiaj a co gorsza przetestować, myślę że nasz gospodarz się nie obrazi jeśli pożyczymy sobie kilka książek na dłuższy czas. O tu jest jakaś obiecująca. Spójrz na to. - na grzbiecie opasłego tomiszcza widniały litery tworzące napis "Seamus Haflfaint - Magia defensywna" -To się może przydać.
- Mhm dobrze... - dziewczyna przeszła się wzdłuż regałów. Znalazła pare ciekawostek "Elithne Ardill Mistrzyni miecza - Pięć kręgów walki", "Godrick Bunfer - Użycie czarów na broni białej", "Hodrek Gundurnafardek Smoczy szaman - Moc duchów" i cos o podstawach czarnej magii. - Na dzisiaj starczy - uśmiechnęła się do smoka zza stosu ksiąg który ja zasłonił. - Możemy się brać do dzieła. Wpierw wertujemy czy bierzemy się za to co sami umiemy - spytała jakby z nowa energia. Czerpanie z rezerw będzie ją później drogo kosztować ale uznała ze warto...
-Chwila chwila, chyba znalazłem perełkę. "Remus Gabrey - Sztuka Magicznego uzdrawiania" To się przyda, i to jak nie wiem co. No i cóż oczywiście jeszcze to... "Alchemia dla zaawansowanych" Ronald Siarkozęby. Wiesz ze nikt nie pamięta jego prawdziwego imienia i nazwiska? Pomyślmy od czego by tu. Alchemia Cię nie zainteresuje, i może poczekać, uzdrawianie... - smok zagwizdał w uznaniu, doszedł do jednego z zaklęć, które już dawno chciał poznać. -To zajmie zbyt dużo czasu... ale się przyda.... i to bardzo, choć wolałbym żeby nigdy nie musiało. Cóż proponuje zacząć od magii defensywnej, i tego co umiemy. No i sugeruję znaleźć coś do jedzenia. Głodny się robię, ten post źle na mnie wpływał, przynajmniej jestem wyspany na najbliższe kilka dni.
- Hmm... Dobra... W bibliotekach nie wolno jeść wiec zajmijmy jakąś kwaterę i zostawmy tam pod kluczem księgi. Potem do kuchni. Też bym cos zjadła - rzuciła dziewczyna i dźwignęła cały stos ksiąg który zasłonił jej zupełnie widok. Zaklęła pod nosem niezrozumiale. - Wada bycia niskim - skwitowała ze śmiechem. Obejrzała się na smoka - Idziemy czy jeszcze czegoś szukasz? W komnatach nie będziemy nikomu przeszkadzać gdy będziemy uczyć się zaklęć i ćwiczyć - powiedziała. - No i tam będzie można skończyć jeść - dodała z zapałem
- Idziemy, najchętniej przejrzałbym całą tą bibliotekę, ale chyba nie dam rady za jednym zamachem, a tym bardziej w tak krótkim czasie. Pomyślmy... jesteśmy w pałacu prawda? Chodźmy do którejś wolnej wieży, tam się będzie można urządzić i poprosić żeby przynieśli nam coś do jedzenia. Hmm i jakiś plecak. Będzie trzeba je gdzieś upakować na drogę. Podejrzewam ze mają tu też świetną zbrojownię, wiec jeśli czegoś potrzebujesz, to można i o nią zahaczyć. - Rozmarzył się nieco myśląc o swoim utraconym łuku i kosturze. Ciekawiło go czy będą mieli tu coś co odpowiadałoby jego preferencjom. Pokrótce, wytrzymałe, o ogromnym naciągu, małe i oczywiście zostawiające tylko śmiertelne rany. nawet elfie łuki rzadko wytrzymywały spotkanie z jego rękoma, dlatego kompozyt z rogu i stali byłby dla niego szczytem marzeń co do broni, nie wspominając już o kosturze z czarnodębu.
- Jeśli maja tak lekkie pancerze jak ten mój ale lepsze to może mnie cos zainteresuje... Póki co będę tez potrzebować drugiej pochwy na miecz bo ten drugi na pasach się trzyma - ruchem głowy wskazała rękojeść z prawej strony. - Dobra... Prowadź. Ja pójdę za twoim głosem i krokami bo zza tych książek drogi nie widzę - mruknęła robiąc głupawą minę i udając że chce podskoczyć żeby cos zobaczyć zza tego muru. - Co do ksiąg... Hmm... Lepiej będzie spędzić tu dzień lub dwa i przejrzeć je by potem wziąć z nich jak najmniej. Tym bardziej ze jeszcze chce odwiedzić na dole sale treningowe... Może uda mi się nauczyć walczyć dwoma mieczami naraz - uśmiechnęła się. Wiedziała ze to będzie śmiesznie wyglądać ale nie przejmowała się tym. Co z tego że była drobna...
-Mhm niewątpliwie masz racje, jest tylko jedno ale, zebranie senatu, na którym ma się pojawić Lina ma się odbyć jutro. To zawęża nam nieco czas. No nic, chodźmy do tej wieży. - Smok prowadził tak jak wydawało mu się najprościej. Udało mu się nie pomylić, pałac mimo przepychu był rozplanowany całkiem zwyczajnie. Po prostu kierował się systematycznie do rogu, po drodze nagabując jednego czy dwóch służących. Gdy dotarli w końcu do jednej z wież, szepnął do służącej kilka słów dotyczących kolacji i ruszył dalej. Tak oto dotarli do komnat. Wybrał jedną z tych na prawo. Nie miał obecnie nawet czego zostawić więc poszedł szukać czegoś większego, gdzie można by przetestować zaklęcia. Dokładnie tak jak mówił Gryfin. wieżach dało się stosować a nawet trenować z magią. Chyba właśnie do tego przeznaczona była duża sala na samym jej szczycie.

Aine chwilowo wybór komnaty pozostawiła na później. I tak teraz trzeba się było zająć robota.. Wyśpi się później wiec później o tym pomyśli. - Pozwolisz ze chwilowo powłóczę się za tobą - spytała dziewczyna - I że zostawię te księgi chwilowo tutaj - odłożyła księgi na bok wraz ze swoim płaszczem i mieczami. Podwinęła rękawy i poluźniła chustę na szyi by jej nie przeszkadzała - Dobrze. Im szybciej weźmiemy się od pracy tym lepiej. Powiedz... Tutaj przyniosą jedzenie? Najlepiej tak... To będzie przerwa na zebranie sił i będziemy mogli kontynuować - młodziutka Aine była pełna zapału. Bladość powoli ustępowała. Wydawało się ze w razie potrzeby była w stanie dać z siebie więcej niż było to widać na pierwszy rzut oka...
Odłożył chwilowo księgi i wzruszył ramionami. -Jedna z zalet mieszkania w pałacu, wszystko za ciebie zrobią i zaniosą wszystko tam gdzie chcesz. Pewnie ze przyniosą tutaj. Większość ludzi pewnie je w kuchni a znaczniejsi goście w refektarzu, ale przyniosą. Doszedłem do wniosku że jesz ciut mniej niż ja więc pozwoliłem sobie zamówić półtora prosiątka i tą tutejszą brandy. -Zdjął swoją chustę i zrzucił koszulę. Nie krępowała zbytnio ruchów, ale wolał jej nie zniszczyć. Nie wiedział czemu ale ją lubił. - To jak zaczynamy teraz a jak przyniosą to robimy przerwę? Co powiesz na to żebyśmy zaczęli od tarcz?
-Dobra. Nie mam nic przeciwko - odparła dziewczyna. - Tarcze są najbardziej wyczerpujące wiec przerwa powinna wypaść po nich - powiedziała. - Może ja zacznę. Tarcza duszy - powiedziała dziewczyna i od podstaw wytłumaczyła jak to działa. Na koniec zademonstrowała kulista sferę otaczającą jej ciało która pozwalała lewitować niezbyt szybko ale przynajmniej była to tarcza dość mobilna... - Osłania od magii i ataków fizycznych - powiedziała na koniec.
- To ja mam dla ciebie jeszcze dwie, ta jest najprostsza i najefektywniejsza w szybkiej walce, zwłaszcza bronią białą. Vas Gluudo - przy ręce Xana pojawiła się mała świetlista tarcza, by po chwili zniknąć. - Ta nie zużywa prawie nic energii, a jak dobrze się osłonisz to nawet kulę ognia odbije. Tylko pamiętaj, żeby jej używać.... - Tu smok przeszedł do bardziej technicznych szczegółów, to był ogólnie ciekawy eksperyment, ludzka magia i smocza były od siebie nieco odmienne. Owszem obie miały ten sam cel, ale różne sposoby. -No dobrze a teraz jeszcze ta z książki hmm... Ta chyba będzie czymś pomiędzy moją szybką a Twoją całkowitą, ale trzeba by to sprawdzić...
- Czy odbija tez ataki fizyczne? - spytała. - Jeśli tak to mogę spróbować przebić się przez nią mieczem - powiedziała spokojnie. - Wole na darmo nie marnować energii a nie znam typowych zaklęć ofensywnych oprócz szamanizmu ducha - wyjaśniła sięgając po swój miecz i dobywając go z pochwy. - Gdybym zapomniała to przypomnij mi proszę ze ta bron wymaga opieki - poprosiła smoka
-Dobrze, spróbuję nie zapomnieć a co do pamięci... to chyba mam sposób na zmęczenie, właśnie mi się przypomniało, chyba mógłbym przyrządzić pewną miksturę, ech próbuj. - Smok stworzył tarczę opisaną w księdze, miał nadzieję że Aine nie poturbuje go zbytnio a sama tarcza będzie się całkiem dobrze trzymać. Dziewczyna natarła na tarcze w nią tylko celując. Uderzyła parę razy precyzyjnie. Miecz odbił się parę razy. Aine z uśmiechem machnęła mieczem w powietrze - Dobra ta tarcza. Gdyby włożyć w ciosy więcej siły niż tylko to co zrobiłam teraz to po 4 może pięciu pewnie by padła ale jak na dość szybkie zaklęcie jest mocna - przyznała dziewczyna z uśmiechem. - Ja z tej tarczy raczej nie skorzystam... Bardziej przyda mi się twój podmuch wiatru - powiedziała. - Potrzebuje zaklęć dobrych w czasie walki wręcz a tym można się opędzić od nadmiaru chętnych do tańca - powiedziała i zawirowała w krótkim dzikim tańcu z mieczem.
-Zjedzmy cos najpierw. - Na szczęście jedzenie już dotarło. Nauka była dość wyczerpująca i już zajęła im sporo czasu, a do jutro już niewiele czasu. Wypadało się jeszcze wyspać i przyswoić dodatkowe informacje i jeszcze nieco wiedzy. Póki co przegryzał prosiaczka i popijał brandy. Była niesamowita, lepiej stawiał na nogi chyba tylko jego miksturka. Podejrzewał że do końca tej nocy opróżnią całkiem sporo tej brandy. - Co do tego wiatru, chodzi tu głównie o skupienie się na wietrze, nie zawsze musisz tworzyć wiatr z niczego, jeśli masz czas, możesz spróbować kontrolować siłę jego nacisku, a nawet zamiast tworzyć, zwyczajnie wykorzystać już istniejące. - Potężne zęby smoka zaciskały się na mięsie odrywając wielkie kawały.
Dziewczyna z przyjemnością zrobiła przerwę na zebranie sił i myśli i przegryzienie czegoś - Czy mniej energii zużywa się wtedy gdy używa się istniejącego wiatru? Domyślam się ze tak - powiedziała popijając jedzenie. Tym razem zjadła sporo mniej niż w gospodzie. Wtedy była bardzo głodna. Teraz po prostu jadła zachowawczo mniej więcej jak zawsze... Irytowało ja trochę ze czas tak szybko płynął...
- Dokładnie, ale takie zastosowanie wymaga nieco więcej czasu i precyzji, patrz. - Skupił się na wietrze hulającym za oknem i zaprosił go niejako do komnaty. Delikatny podmuch powoli podnosił pył. - Tak to wygląda kiedy rozmawiasz z wiatrem, a teraz zobaczysz, jak to wygląda, kiedy chcesz go wykorzystać... - Xan podszedł do dziewczyny, odwrócił się i wysunął rękę do przodu tak, jakby chciał uderzyć w niewidzialną ścianę. Przed nim powstała ściana powietrza praktycznie widzialna. Natychmiastowo poleciała w stronę przeciwległej ściany, wyglądało to tak, jakby mogło ruszyć z miejsca nawet dobrze spasionego konia a co dopiero nieprzygotowanego na taki atak człowieka.
- O to mi właśnie chodzi - poderwała się gwałtownie z uśmiechem na twarzy. Nawet nie zauważyła kiedy odzyskała wszystkie siły pod wpływem tego brandy. Przeszła nad tym do porządku dziennego - To idealnie nadaje się jako drobny prezent dla nieproszonych gości w czasie potyczki - zaśmiała się. Popatrzyła na smoka ożywiona - daj mi podstawy. Sama udoskonalę to na tyle by mnie to nie zawiodło w walce. W tak krótkim czasie tylko tyle zdołam zrobić... - Oznajmiła z błyskiem w oczach. Tylko albo aż tyle...
Xan powoli wprowadzał ją w tajniki zaklęcia, trzeba było wszystko dostosować i Aine musiała sporo wywnioskować sama, ale jednak udało się przekazać przynajmniej podstawy. Cóż to fakt... Jeśli chodzi o magię, to każdy musiał obrać swoją ścieżkę, każdy używał mocy inaczej. - No dobrze, jak się nie mylę to mówiłaś o czymś, co może zranić demony lub wzmocnić ciało, ciekawe jakby to podziałało na mnie.
- No na pewno nie tak jak na demony - zaśmiała się zadowolona z efektów. Będzie musiała jeszcze sporo poćwiczyć ale już wiedziała czego się trzymać. - Wiec tak... Tym można wzmocnić ciało... Jakąś jedna jego cechę - szybkość sile zręczność... Cokolwiek. Ewentualnie można wyzwolić energie i zranić okoliczne demony lub jakiegoś konkretnego. To energia twojej duszy - Dziewczyna przystąpiła do demonstracji powoli analizując na glos każdy element zaklęcia tak by smok łatwo je przyswoił. Na koniec dodała - Nie działa to na innych ludzi ale dla Kas byłoby to bardzo nieprzyjemne albo nawet zabójcze w przypadku bardzo silnego wybuchu - powiedziała.
- Hmm to może być całkiem użyteczne, nawet bardzo, pozwolisz ze spróbuję? - Postępował zgodnie z zaleceniami Aine, ale kilka pierwszych prób było nie udanych. Dopiero czwarta czy piąta z kolei dała jakiś sukces. Najpierw spróbował wyzwolić energie w formie ofensywnej. Bardziej to poczuł niż zobaczył. Wiedział już czego się trzymać, kolejny raz wypróbował go w drugi sposób, do zwiększenia swojej siły. Już samo bycie smokiem dawało mu niemałą siłę mięśni, ale chciał czegoś spróbować. Podszedł do ściany i rzucił zaklęcie. Gdy chwilę później jego ręka trafiła nasadą dłoni w ścianę, w kamieniu pojawiła się malutka siateczka pęknięć. - Hmm już mi się to podoba. Widziałem chyba jeszcze jedno podobne zaklęcie, chwila. - Poszperał chwilę w jednej z ksiąg wziętych z biblioteki. -Ha mam, nie pisze jak to się nazywa, ale to coś w podobie tego wyzwolenia energii, ale jako że jest ukierunkowane na niszczenie samych mazoku, podejrzewam ze jest nieco silniejsze, choć niekoniecznie, spójrz, o tutaj. - Xan pokazał jej księgę o której mówił.
- To może być ciekawe... Poczekaj... Do naszej pracy to będzie genialne - dziewczyna czytała przez ramie Xana po czym podjęła próbę rzucenia zaklęcia - Koryguj - poprosiła. Gdyby miała cały czas zaklęcie przed oczami poszłoby łatwiej i nie potrzebowałaby pomocy ale jeśli chciała się nauczyć musiała sama na własnej skórze przetestować. Pierwszym efektem był upadek wywołany zbyt gwałtownie wyzwolona energia - Jał! Coś pomieszałam - powiedziała masując głowę.
-Tia, chyba musisz włożyć to więcej energii, ale trochę wolniej, chociaż poczekaj chwilę, o aż do tego punktu było dobrze, tutaj coś skopałaś.
- Za dużo na raz - bąknęła gdy zerknęła znów w zapiski. Zaśmiała się nagle - Gdybym ważyła tyle co ty to byłoby idealnie ale mnie zmiotło - śmiała się rozbawiona. - Już wiem co zrobiłam nie tak. To wymaga więcej koncentracji... - Kiwnęła głową. - Dobra - powtórzyła ale tym razem zrobiła to w ślimaczym tempie. Efekt był nieco poniżej zadowalającego lecz dziewczyna już załapała o co chodzi - Dobra... To będzie zabójcze - powtórzyła się z szerokim uśmiechem.
- Jeszcze ja musze to przetestować. Masz rację co do tej różnicy masy. To będzie jakieś dobre dwieście kilo. - Xanowi tez szło trochę opornie, ale jakoś poszło, taka ilość nowości mogła wprowadzić niezły mętlik w głowie. - Proponuję kolejną małą przerwę - powiedział smok siadając na chwilę i sięgając po tutejszy specjał. - Co sugerujesz teraz wziąć na warsztat?
- Mamy za sobą defensywę i cos w rodzaju wzmocnienia. Ofensywy było mało. Teraz prosiłabym ciebie o nauczenie mnie... Uśmiejesz się... - Dziewczyna zrobiła krytyczna przerwę - Zaklęcia światła - na jej twarzy pojawił się rumieniec - Te lekcje z moja mentorka... przespałam... Nie słuchałam... - Przyznała się do winy. - Potem pokaże ci zaklęcie którym załatwiłam krakena a na koniec weźmy na warsztat leczenie. Zostanie nieco czasu na udoskonalenie tego i przejrzenie ksiąg - powiedziała popijając brandy którego trochę jeszcze zostało.
- No dobrze, tylko że ze zrozumieniem białej magii jest pewien problem... Otóż jakby to ująć... Jak bardzo jesteś religijna? Kiedy ostatnio się modliłaś? Jakie jest Twoje podejście do metafizyki? O to wszystko rozbija się biała magia, podejrzewam ze będzie dobrze, ale zobaczymy. Światło jest przydatne i łatwe. Jako że nigdy go nie rzucałaś, może Ci się przydać inkantacja. "Light which burns beyond crimson flame, let thy power gather in my hand! LIGHTING!" Tylko nie przesadź, jeśli włożysz w to serce możesz wywołać światło które niczym nie ustępuje w krótkim rozbłysku błyskawicy, ale jeśli spróbujesz rozłożyć to na dłużej, stworzysz przyjemne światło.
- O to już wiem dlaczego mnie tak uśpił wywód mojej nauczycielki - mruknęła Aine. - Nigdy nie byłam przesadnie religijna... Podejrzewam ze wiarę musze czymś zastąpić... przekształcić zaklęcie... - Mruknęła zamyślona. - Wierze w jedno: ze musze zawsze dawać sobie rade sama. Bogowie nie zstąpią z niebios i nie wesprą mnie w trudnej chwili - mruknęła. Obróciła się do Xana - Wybacz jeśli moimi poglądami cię uraziłam. Nie jest to moim zamiarem. Kiedyś mi powiedziano już ze dość bluźnierczo do tego podchodzę - bąknęła
- No cóż, masz jednego z wysłanników przed sobą- wyszeptał pod nosem Xan. - Nie chodzi tu o samo światło, nie jest dość skomplikowane, bardziej mówiłem tu o leczeniu. Hmm może wiara w siebie wystarczy... zobaczymy. Co do poglądów, to każdy ma swoje. No dobrze, a teraz przejdźmy do tamtej włóczni.
Przygryzła wargę w zamyśleniu i uśmiechnęła się. - Dobrze. Rozumiem. Dziękuje - powiedziała połowicznie do swoich myśli. Odchrząknęła - Co do tej włóczni to nie jest to włócznia tylko zaklęcie do zaklinania oręża. Takiego tnącego jak miecz czy topór - znów dobyła swojego miecza i zaczęła drobiazgowo tłumaczyć działanie. - Astral vine jest świetne na demony - dodała - Ale raczej nie zda się na nic więcej... – mruknęła
-Hmm szkoda, zazwyczaj rzadko używam miecza, wolę solidną pałkę, ale cóż, trzeba spróbować, może da się to samo zrobić z łukiem i strzałami, kto wie. - Wziął od Aine miecz i powoli krok za krokiem powtarzał wszystko za jej za instrukcjami aż do momentu gdy był przekonany że uda mu się zgrać wszystko w czasie. Po kilkunastu próbach coś zaskoczyło, nie lubił ostrzy, wiązał się z nimi prawie zawsze przelew krwi, a o dziwno, jeśli nie poszukiwał właśnie jedzenia, to nie przepadał za nim.
- Teoretycznie powinno być to możliwe - powiedziała Aine na koniec - Znaczy zaklinanie grotów strzał. Nie próbowałam nigdy bo tez łucznik ze mnie jak - machnęła ręką by nie posługiwać się wulgaryzmami. Przeczesała palcami czuprynę. - Ostra prócz ciężkiej broni obuchowej to bardzo dobra i skuteczna bron... Moim zdaniem subtelniejsza. Na broni kłującej się nie znam - przyznała i zamachnęła się swoim drugim mieczem. Nagle wypuściła bron jak oparzona gdy zalśniło ogniście - Widziałeś? - Spytała gdy brzęk metalu o posadzkę ucichł.
-Mhm widziałem, ogień Cepheida, jak dla nas bardzo przyjazna sprawa.. hmm to może spróbujmy z recovery. Po pierwsze, nigdy nie używaj na zanieczyszczona ranę. Przyspiesza regenerację, ale przyspiesza też przyrost draństwa w ranie, wiec jeśli będzie zanieczyszczone... to pozamiatane kończyna do amputacji. No tak a teraz spróbuj się skoncentrować na... - Xan zaczął krok po kroku objaśniać działanie recovery, dla niego była to czysta wiara w Bogów, dla Aine była to hybryda wierzeń w samą siebie i być może jakąś równowagę wszechświata, grunt że w końcu zadziałało... słabiutko ale jednak. Teraz chyba trzeba było się wziąć do ksiąg... ten czar wskrzeszenia, który przypadkiem widział był co najmniej intrygujący...
Dziewczyna z uśmiechem podziękowała Xanowi za owocna wymianę zaklęć i podniosła swój miecz po czym sama dopadła się do ksiąg które wzięła z biblioteki. Siadła pod ścianą popijając co jakiś czas brandy i studiując uważnie interesujące ja fragmenty. Podejmowała co jakiś czas próby uważnie analizując to co tam znalazła. Gdy jej miecz zapłonął jasnym ogniem uśmiechnęła się szelmowsko - Strzeżcie się demony bo wybieramy się na piknik - skomentowała ze śmiechem. Podobało jej się. Przepełniał ja entuzjazm który zupełnie wypełnił te jej cześć którą wcześniej zajmowało wyczerpanie
- Nie zdążę z tym wskrzeszeniem. Mam lepszy pomysł. Co powiesz na przejście do sali treningowej?
Dziewczyna podniosła się błyskawicznie - Z ust mi to wyjąłeś - rzuciła zatrzaskując księgę którą właśnie skończyła wertować. - Cala księga pełna jest zaklęć zbyt dla mnie zaawansowanych lub poza moja zdolnością pojmowania prócz kilku bardzo miłych niespodzianek - powiedziała z uśmiechem zakładając płaszcz i poprawiając chustę. - Ale ta druga księga to skarbnica wiedzy o technikach walki na miecze - rzuciła szczerząc się nie gorzej od wygłodniałego smoka.
-Ech miecze to zazwyczaj nie moja działka, ale spróbujemy, może znajdzie się coś dla mnie, no i trzeba wszystko przetestować w praktyce, no to chodźmy. - Xan założył koszulę i chustę, które wcześniej zdjął, zaniósł księgi do komnaty i ruszył na poszukiwania sali treningowej.
Dziewczyna bez większych ceregieli podała księgi Xanowi. Zupełnie nic nie widziała zza nich a nie miała się ochoty zabić na schodach wiec niosła tylko dwie. Potem poprowadziła do sali treningowych. Szła wręcz na wyczucie. Zawsze umiała trafić do zbrojowni i w miejsca gdzie toczyły się pojedynki. Jak piesek po śladach - Prosze - rzuciła z uśmiechem kłaniając się przed Xanem i pokazując mu wejście. Tu było raczej królestwo Aine niż jego, nie wypadało wiec odmówić zaproszeniu dziewczyny. Rzucił tylko okiem na kadetów trenujących w parach i podszedł do stojaków z bronią. Wybrał najcięższą i najdłuższą lagę jaką tylko mógł znaleźć. - Sparing czy oni na nas?
Spojrzała na wojaków - Wpierw sparing. Wyrównajmy dla nich szanse - uśmiechnęła się mówiąc cicho i mrugnęła do smoka okiem. Jeśli ktoś ja by teraz spośród kadetów usłyszał mógłby uznać to za wyzwanie. Forma droczenia się. Dobyła obu mieczy - spróbuje z dwoma zabaweczkami - uśmiechnęła się ustawiając się w gotowości.

1. Co to jest "reflektarz"? Chyba refektarz powinien być.
2. Nie ma takiego słowa jak "wywnioskowywać", jest "wywnioskować" lub "wnioskować", jeśli to czynność niedokonana.
Obu słów nie poprawiłem gdyż:
- może jest słowo reflektarz na tej sesji,
- nie wiem dokładnie, czy poprawić drugie słowo na dokonane czy niedokonane.
Proszę natychmiast poprawić oba błędy - dop. fds


Poprawione.. całkiem spory szmat swojego życia byłem święcie przekonany że istnieje reflektarz a nie refektarz, się porobiło... świętości upadają
Ostatnio zmieniony sobota, 15 września 2007, 21:37 przez Plomiennoluski, łącznie zmieniany 3 razy.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Qin Shi Huang »

Renevan

-No chłopcze... świetnie się spisałeś - Rzekł kultysta zapakowując ostatniego dzieciaka na powóz. - Nazywam się Varimes. Arcykapłan Shabranigdo. - A ty jesteś Renevan. Łowca cieni. Widziałem cię w wizji, którą wszechwładny władca mroku, zesłał na mnie we śnie. Wiedziałem, że przybędziesz. - Rzekł przygotowując konie elfów do drogi. Już po kilku chwilach, dzieciaki jechały na wozach do sanktuarium. Varimes, prócz tych kilku słów, które wypowiedział, nie był zbyt rozmowny. na każde pytanie, bądź zaczepki, odpowiadał "Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie" albo "Pan Mroku, ześle ci odpowiedzi gdy będziesz gotów" Po kilku godzinach jazdy w milczeniu, Elf i Varimes dojechali do ukrytegoprzejścia w górach, którędy dostali się do sanktuarium. Dzieci zaczeły się budzic z letargu i odrętwienia. Kultyści szybko zamkneli je w celach. Kehel i Varimes, uścisnęli sobie dłonie i życzyli sobie, aby mrok nigdy ich nie opuszczał. Nie cieszyli się ze spotkania. Nie wymienili ani jednego słowa więcej. Wydawało się, że nie darzą się sympatią. Kultyści, składali ukłony Varimesowi i Renevanowi.
Elf, dostał swoją kwaterę. Znajdowała się najbliżej sali modlitwy. Była to ogromna jaskinia.
-Jeśli będziesz czegoś potrzebował, mów. Dostaniesz czego zażądasz, jeśli pozwoli na to nasz pan. - Rzekł i wyszedł zostawiając go samego. Po dłuższym obcowaniu z kultystami, Ren spostrzegł, że w sanktuarium są również kobiety. Wyglądały zazwyczaj jak szalone wiedźmy, przepowiadające koniec świata. chwile póxniej, zorientował sie, że to własnie te wszystki wiedźmy tutaj dotarły. Kilka dziwek, które najparwdopodobniej w tajemnicy przed swymi alfonsami, czciły shabranigdo, także się znalazło. Wiele z nich, składało Renowi jednoznaczne propozycje.
Po kilku godzinach pobytu w sanktuarium, Ren został zawołany do ołtarza. Przyprowadzono tam dwójke dzieci. Chłopca i dziewczynkę. Mały elf płakał rozglądając się panicznie mamrocząc "Mamusiu.... mamusiu gdzie jesteś..." Dziewczynka zaś, stała spokojnie wymierzając kultystom wściekłe spojrzenia. Kazano Renowi podejśc do dzieci i zabic je na ołtarzu. Jak tylko chciał. Miały umrzec. Gdy podszedł, dziewczynka przytupnęła z wrogością.
-Ty nikczemniku! Zdrajco całego świata! Spotkają cię straszne rzeczy! Ja ci to przepowiadam! Ja! Potomkini wiecznej Eitheles! Wielkiej wieszczki elfów! Będziesz cierpiał! Na nic zda ci się wielka moc! - Dziewczyna była w transie. Wieszczyła kolejne coraz straszniejsze wydarzenia. Elf otrzymał od Kehela rytualny nóż.
-Zabij ją! Nie ma prawa tak mówic o tobie! Jestes od niej lepszy!
-Tylko noz?-zapytal niezadowolony Renevan. Nastepnie podniosl dziewczynke za wlosy nad oltarz, poczym wbil jej noz pod serce tak, aby cierpiala naprawde dlugo. W koncu skoro ona przepowiada mu bol, on nie bedzie jej dluzny. -Bedzie bolec-mruknal do niej z paskudnym usmiechem.
Usta dziewczyny napełniły się krwią. Wybałuszyła oczy wściekle patrząc na elfa.
-Ty cholerny worku demoniego łajna! Spotka cię los gorszy od mojego.... zmień swe przeznaczenie.... gdy będziesz mógł! - Krzykneła kaszląc krwią i obryzgując ją twarz Rena.
-Czy sam chcesz złożyc ofiarę? - Spytał Kehel wskazując wzrokiem cele z płaczącymi dziecmi.
-Och....z najwyzsza przyjemnoscia....-wycedzil bezlitosnie elf. -Sa jakies reguly postepowania?-dodal.
Kehel złożył ręce jak do modlitwy
-Muszą umrzec w obrebie tego ołtarza. To jedyna zasada.
Renevan zadowolony na mysl o nadchodzacej zabawie usmiechnal sie wesolo. Nie byl to usmiech lowcy cieni, a mrocznego lowcy. Zdawalo sie ze z dawnego Rena nic w nim nie zostalo. Podszedl szybko do placzacego chlopca, chwycil go za dosc krotkie wloski, pociagnal po ziemi do krawedzi misy. Uniosl wyrywajacego sie i lkajacego dzieciaka za wlosy na wysokosc swego wzroku. Pogladzil go po policzku, delikatnie. Nastepnie postawil go przed misa. Elfik wyl z bolu i zalu. Glos ten niosl sie po calym pomieszczeniu i przyprawial Rena o bol glowy. 'Bol glowy...' pomyslal elf. -Zaczynamy- rzekl cicho po_czym z moca uderzyl czolem dziecka o kant misy ofiarnej. Jego czaska pelkla, kosci platu czolowego rozerwaly skore na glowie. Krew bryzgnela strumieniem do misy. Kolejne uderzenie. Przy trzecim zawatrosc glowy, mozg oczy, zaczely wyplywac z krwia. Umorusany w posoce, wyszczerzony elf wrzucil dziecko do miski.
Zaraz po tym, elf ruszyl w kierunku innych dzieci. Wybral 2 chlopcow. Wzial ich za co popadlo i podprowadzil do oltarzyka. Pierszego wpierw chcial spetryfikowac zeby nie uciekl. Jednak zmienil koncepcje i poprostu polamal mu nogi w kolanach. Drugi widzac to zaczal wrzeszczec jeszcze glosniej. Elf uznal to za znak od bogow. Dar natchnienia. Wyjal noz, przydusil chlopca. Ten otworzyl usta by zaczerpnac oddechu. Blad. Renevan chwycil go szybko za jezyk i urznal go z niemal hirurgiczna precyzja. Nastepnie kwilace dziecko przewiesil przez mise i czekal az sie wykrwawi. Myslal tez nad nastepnym sposobem zlozenia ofiary.
Uznal ze skoro dziecko i tak jest polamane to mozna je polamac mocniej. Otwarcie zlamal mu obie rece i nogi lacznie w 12 miejscach. Wyjace dziecko wrzucil bezceremonialnie do misy. Tamto, na swoje nieszczescie nie nabilo sie na kolce. Krwawilo powoli. Nie mialo sily juz krzyczec. To dobrze. Wycienczonego chlopca bez jezyka wrzucil rownierz do misy. Kolce przeszyly go i pozbawily ostatecznie zycia.
Ren udal sie w kierunku kolejnych dzieci. Wypatrzyl najmlodsze z nich, dziewczynke. Wzial tez druga dziewczyne, podobna do niej. Chyba siostre. Obie za rece, zaprowadzil pod oltarz.
Mlodszej podal noz. Starsza spetryfiwowal. Sam przywolal jedno ze swych ostrzy zeby w razie niewypalu moc sie szybko bronic. Spojrzal na mlodsza siostre. Tamta trzymala niesprawnie swoj noz. Nie wiedziala o co chodzi. Jeszcze. Bo elf zaczal ja wlasnie wprowadzac. -Widzisz mala....-zaczal lagodnie. -Masz wybor. Mozesz poderznac gardlo siostrze i przezyc, albo zabije was obie. To jak?-elf czerpal wielka sile z rozpaczy mlodej istoty.
-Aha. Uwazaj zeby jej krew splynela do oltarzyka...-paskudny usmiech idealnie pasowal do bezlitosnego wyrazu oczu Sa'ela
-Nie! Nie! Nie! Nie!-dziewczynka rzucila noz na ziemie i poczela uciekac. Jednak sekunde poznWsciekly elf zebral noz z ziemi, podbiegl do malej i poderwal ja tak silnie(uprzednio odwolujac noz) ze skrecil jej kark. Nastepnie rzucil z moca jej malym cialkiem w kolce. Zostala momentalnie poszatkowana.iej stracila mozliwosc ruchu. Jej cien przybity byl do
posadzki.
Wsciekly elf zebral noz z ziemi, podbiegl do malej i poderwal ja tak silnie(uprzednio odwolujac noz) ze skrecil jej kark. Nastepnie rzucil z moca jej malym cialkiem w kolce. Zostala momentalnie poszatkowana.
Druda dziewczynka byla wciaz spetryfikowana. Wsciekly elf podniosl ja za wlosy, po czym nad oltarzem, nozem, ucial jej glowe. Bezwladne cialo wrzocil do misy.
Reszcie dzieci Ren juz bez zapalu poderznal gardla. No poza jednym dzieckiem. Zamknietą w sobie dwunastoletnią dziewczynką. -Moge ją zatrzymac?-zapytal.
Kehel spojrzał krytycznie na ołtarz. Był wypełniony po brzegi krwią i trupami.
-Tak... możesz. Wystarczy juz ofiar. Taka ilośc zadowoli naszego pana
-Widzialas co im robilem?-zapytal.-Ciebie to ominie.....jesli zgodzisz sie ze mna pojsc. Uratuje Ci zycie.- patrzył jej w oczy.
Dziewczynka spojrzała tylko w stronę ołtarza. Milczała. Była pogrążona w apatii. Podniosła główke na Rena. Pokiwała główką. Varimes podszedł do ołtarza. Wymamrotał jakieś zaklęcie. Z krwi, zaczął unosic się bladobłękitny dym. Skoncentrował sie w jednym miejscu. Ren nie był juz w stanie dostrzec czym to było, jednak domyślał się,że chodzi o artefakt, który był ukryty gdzieś w sanktuarium. Gdy energia skoncentrowała się w jednym miejscu, krew z misy uniosła się. Dwa strumienie zaczęły oplatac sferę energii, po czym skierowały sie ku rubinowym oczom w posągu. Sfera opadła w dół i zatopiła się wewnątrz misy, która był juz całkowicie czysta. Nie było w niej ni kropli krwi.
-Jestesmy gotowi na przybycie naszego pana bracia! -Zawołał Varimes unosząc ręce do góry i odwrócił się w strone wejścia. Chciał powiedziec chyba cos jeszcze, lecz po chwili padł na kolana z wytrazem przerażenia w oczach. Nie patrzył w stronę, z której nadeszło to, czego tak sie przeraził.
-To bardzo dobrze mój wierny sługo. Teraz, czekamy na odpowiednią koniunkcję planet. Wtedy, odzyskam moc i poprowadze was ku chwale i zniszczeniu! - Zawołął triumfalnie kapitan Ahimed, który wszedł właśnie do groty.


Ekipa

Obudziła się... Sandra. Obudziła się w swojej komnacie. We własnym łóżku. Była zdrowa i wypoczęta i... naga. Leżała pod świeżą pościelą. Nikogo przy niej nie było. Szafa nieopodal łóżka, wypełniona była całą gamą różnorodnych ubrań. Obok, na stoliku, leżała jej broń, a na krześle, zwyczajowe ubranie Kasandry. Miecze jednak, nie były takie jak wcześniej. Były pokryte ledwo widocznymi runami. Obok mieczy, leżała karteczka z napisem.
"Oto drobna pomoc dla przyszłych pracowników. Xellos" Miecze, miały na sobie jeszcze inne znaki. te, nie były już runami. Jeden z mieczy, nosił imię Sandra. Drugi zaś, Kasandra.

Podobnie było z resztą. Wszyscy gdy obudzili się... (Nauczyliście sie tego, co z wami prywatnie omawiałem. Jestem pewien, że wszyscy po długim wertowaniu ksiąg, poszliście lulu ... zauwazyli, że ich broń pokryta jest dodatkowymi znakami runicznymi. Xan, znalazł pod łóżkiem kostur z jakiegoś dziwnego stopu metalu. Była ciężka i wytrzymała. Zauważył runę tam, gdzie zazwyczaj kładzie się kciuk. Gdy wysłał w nią nieco magii, po obu koncach, z miłym sykiem wysunęły się dziesięciocentymetrowe ostrza. Do kostura, przywiązana była również karteczka.
"Mam nadzieję, że ci się to spodoba Xanie. Xellos" Kostur był naznaczony różnymi runami. Wyglądało na to, że ktoś spędził noc na zaklinaniu tych broni.
Później zgłoście sie z zapytaniem co dają runy. ja już jestem zmęczony.
Pod drzwiami komnat, również były listy. O tej samej treści.
"Ekwipunek jest wasz. Wyjdźcie w miasto. Lina może zjawic się wcześniej. Póki co, kupcie sobie coś. Jack" Gdyby ktos zapomniał. To imię Gryffina
W kopercie, leżała także zaliczka. 300 Illinońskich talarów. W banknotach.
Był późny ranek. Dzień targowy. Z ulicy, słychac było kłócących się ludzi.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Ouzaru

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Ouzaru »

Sandra

Czuła się... niezbyt komfortowo. Na samą myśl o tym, że jej nagie ciało leczył jakiś stary i zboczony uzdrowiciel robiło jej się słabo. Choć z drugiej strony może to był Xan lub Aquide, co za bardzo jednak nie zmieniało obrazu sytuacji. Wzdrygnęła się, lepiej było to zostawić, by się samo zaleczyło. No i jeszcze ta przeklęta Kas rozwaliła jej sukienkę!
"A żebyś tak uzdrowicielu miał odtąd same erotyczne sny!" - powiedziała w myślach.
Wstała szybko z łóżka i zaczęła się ubierać w coś lekkiego, było ciepło na dworze, więc wybrała krótką spódniczkę i jakiś stylowy gorset na górę. Dół czarny, góra fioletowa. Jej buty nadal do tego pasowały, więc już ich nie zmieniała, a wybrała takie kolory, by się ta złośnica nie wtrącała.
"Zaraz..." - pomyślała Sandra i skupiła się chwilę.
Zupełnie nie czuła świadomości Kasandry. Dwa uczucia - szczęścia i lekkie zmartwienie - jednocześnie w nią uderzyły. Przez chwilę nie wiedziała, co z tym fantem zrobić. Najlepiej się spytać kogoś, co się stało. Może Erteris zabił ją? Walka była bardzo męcząca dla pół demonicy, a może też w czasie leczenia 'coś' z nią zrobili? Zapewne Książę będzie znał odpowiedzi na te pytania, będzie musiała go poszukać.

Doprowadziła się do ładu, posprzątała po sobie, pościeliła łóżko, uzbroiła w oba ostrza i wyszła z komnaty. Pierwszym miejscem, gdzie postanowiła go szukać, była oczywiście sala ćwiczeń. Gdy na nią weszła, znów zapanowała cisza, ale innego typu. Widząc jej nowe uzbrojenie nikt nie miał ochoty podejść, kadeci nawet trochę się cofnęli. Sandra odszukała wzrokiem Erterisa i podeszła do niego szybko, by nie przeszkadzać w szkoleniu. Przywitała go lekkim uśmiechem.
- Nie będę się tu długo plątać, więc tylko zapytam szybko - wypaliła nim zdążył się odezwać. - Czy w czasie tego pojedynku zabiłeś Kas?
Widząc jego zdziwione spojrzenie kontynuowała.
- Albo w czasie uzdrawiania jakiś uzdrowiciel ją 'usunął'? Bo widzisz, nie wyczuwam jej - wyjaśniła.
- Co takiego?! Mam nadzieję, że nic takiego się nie stało! - powiedział wyraźnie przestraszony. - Nie chciałbym zabić żadnej z was.... Chyba nic jej nie zrobiliśmy... jesteś pewna, że jej nie czujesz?
Skupiła się raz jeszcze. Napotykała jedynie pustkę i ciszę. Nie chciała jednak bardziej martwić Księcia...
- Ciężko określić, może śpi. Umie się przede mną chować jak tego chce, pewnie znów zbiera siły, by sobie poszaleć z moim ciałem - odpowiedziała i mimowolnie się skrzywiła. - Ech, czasami bym chciała, żeby zniknęła.
- Hmm... myślę... że ona się może trochę bać... zaczynasz się usamodzielniać. Czy to ona była pierwsza, czy ty? - zapytał.
- Ja - odpowiedziała i spojrzała na niego poważnie. - Więc chyba mam większe prawo, czyż nie?
- No tak, można tak powiedzieć, ale ona tez jest człowiekiem... w równym stopniu co ty. Skoro to ty byłaś pierwsza, to ona zrodziła się dlatego, że była do czegoś potrzebna. Myślę, że ona jest taka... wyrazista, bo boi się, że jeśli ty się usamodzielnisz, nie będzie potrzebna i zniknie... - powiedział spokojnie. - Próbuje być jak najbardziej wyrazista, żeby się odciąć, być potrzebną i zauważalną.
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadała rozmyślając nad jego słowami, które brzmiały bardzo mądrze i roztropnie. W sumie, był synem władcy, czemu się dziwiła?
- Wiesz, ona wzięła trochę na siebie. Jak byłam mała, jacyś ludzie trzymali mnie kilka miesięcy w malutkiej klatce, ale pamiętam z tego parę dni. Przez resztę to ona była - powiedziała niechętnie.
Erteris zamyślił się.
- Jak długo już żyjesz wraz z nią? - zapytał w końcu.
Zdziwiło ją to pytanie. Zaśmiała się nad odpowiedzią, nie miała zbytnio ochoty o tym mówić.
- To jak pytać kobietę o wiek! I na to samo wyjdzie - westchnęła. - Bardzo długo, ale chyba jednak nie powiem ile, bo powiesz, że stara jestem.
- Hm... wątpię, żeby pytanie cię o wiek miało jakiś sens. Spodziewam się, że masz dużo więcej lat niż wyglądasz. Chce się dowiedzieć, czy wasze scalenie byłoby możliwe. Zazwyczaj można tego dokonać jeśli rozdzielenie osobowości nastąpiło nie więcej niż 25 lat wcześniej - wyjaśnił.
Kaszlnęła zakłopotana i spojrzała na swoje buty.
- No niestety, to było jakieś... dziesięć razy tyle lat temu, niż mówisz - zarumieniła się lekko i spuściła wzrok.
Erterisa albo całkowicie to nie zdziwiło, albo perfekcyjnie to zdziwienie ukrył.
- W takim razie będziecie musiały ze sobą żyć. Na równych prawach. Im szybciej do siebie przywykniecie, tym lepiej dla każdej z was... Można byłoby oczywiście was rozdzielić. Stworzyć klona, co jest zakazane i grozi śmiercią, albo musisz zajść w ciążę. Dziecko mogłoby pewnie przyjąć duszę jednej z was tak samo jak klon... ale nie wiem czy to szczególnie etyczny pomysł - rzekł popadając w zamyślenie.
Prychnęła i machnęła ręką.
- Kiepski pomysł, kto przy zdrowych zmysłach by chciał mieć potomka z pół demonicą? - spytała z kwaśną miną. - A nie mam zamiaru nikogo okłamywać.
- Wybacz, ale wielu mężczyzn nie obchodzi ich potomek. Dziecko mógłby ci zrobić pierwszy lepszy chłopek z pola i nie przejmować się już ani tobą ani nim. Nie jestem jednak pewien, czy to w ogóle możliwe... - Erteris jakby zarumienił się. - Sądząc po tym, jak szybko doszło do tego co z nią zrobiłem, robiłyście to już często. Jeśli do tej pory nic się nie przytrafiło, to obawiam się, że nie możesz zajść w ciążę...
Starała się tego nie okazywać po sobie, ale wstrząsnęło nią to i posmutniała. Zwiesiła głowę i z jej świata jakby nagle zniknęło trochę uroku.
- Ale... No ja bym bardzo chciała mieć kiedyś dzieci... - powiedziała cichutko. - To co mówisz jest przykre. I na pewno nie chciałabym mieć dziecka z byle kim, kto mnie później zostawi i będę sama. To... niesprawiedliwe.
Nagle jakby się zebrała w sobie, lecz gdy podniosła oczy zobaczył w nich złość.
- To przez Kasandrę! Przez nią nikt mnie nigdy nie pokocha!
Erteris drgnął i podszedł do Sandry, szybko objął ją. Nie było w tym ni krztyny erotyzmu. Objął ją czule, po przyjacielsku.
- Mogę się mylić. Posłuchaj - rzekł i spojrzał jej w oczy. - Jesteś miłą i piękną kobietą. Ja... ja cię nie znam na tyle, żebym mógł to powiedzieć, ale... nie martw się. Na pewno ktoś cię pokocha. Nie musisz poddawać się losowi. Proszę cię tylko, nie działaj na własną szkodę. Nie doprowadź do wojny między nią a tobą. Nie złość się. To może ją znowu przywołać.
Westchnęła ciężko i oparła się o jego ramię.
- To miłe, co mówisz, ale świat nie jest takim fajnym miejscem. Nie dla istot mojego pokroju - powiedziała zimno. - Myślisz, że czemu Kas się ubiera tak a nie inaczej? - spytała podnosząc znów na niego wzrok. - By nikt nie zadawał pytań kim jest, skąd jest, czym się zajmuje. Bo co by powiedziała? Jestem pół demonem z jakiejś wioski i jestem uzależniona od seksu?
Sandra zaśmiała się, choć nie było jej do śmiechu. Erteris westchnął ciężko. Nie wiedział co na to powiedzieć.
- Posłuchaj... wiem że to nie będzie łatwe, ale musisz nauczyć się z nią żyć. Ona znalazła sposoby na ciebie. Poznała słabości. Ty zatem musisz poznać ją. Dowiedzieć się, jakie ona ma słabości i je wykorzystywać. Nie chodzi o to, żebyście ze sobą wojowały ale... kto chce pokoju, ten gotuje się do wojny. Musisz z nią porozmawiać. Długo. Musicie znaleźć wspólne cele i jakos dojść do kompromisu. To najmądrzejsze, co możesz zrobić... - tłumaczył jej spokojnie.
- Chyba masz rację, postaram się - powiedziała po dłuższej chwili zastanowienia. - Wybacz, nie powinnam była cię mieszać moje... czy raczej nasze problemy. Zajęłam ci już chyba i tak dużo czasu. Podziękuj ode mnie uzdrowicielowi, dobrze? - spytała.
- Dziękujesz mnie. To ja was wyleczyłem... - odparł. - Jeśli będziesz miała jakiś problem, możesz zwrócić się do mnie. Zawsze chętnie posłucham i postaram się coś na to poradzić...
Gdy mówił, zrobiła duże oczy, zarumieniła się mocno i jakby okryła rękoma. Może nie był starym zboczonym uzdrowicielem i widział już jej nagie ciało wcześniej, ale jakoś... dziwnie się z tym czuła.
- To... byłeś ty?! - wykrztusiła w końcu z siebie zdumiona.
- Tak... mam nadzieję... że to nic złego... ekhm... nie martw się. Potraktowałem to całkowicie medycznie - odrzekł odwracając się by zakryć rumieniec.
Zrobiło się jej jeszcze bardziej głupio.
- Nie, ja wcale nie myślałam... znaczy... - zaczęła szukać jakiś odpowiednich słów, czuła, jak robi się coraz bardziej czerwona. - Myślałam tylko, że to był jakiś stary i zboczony uzdrowiciel, trochę mnie ta myśl stresowała i życzyłam mu samych erotycznych snów - powiedziała w końcu i zaśmiała się wesoło.
Erteris nie ukrywał już zdziwienia. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć na takie... 'życzenia'.
- No... tego... w każdym razie... ojciec zlecił wam zadanie zatrzymania Liny, co? - zapytał szybko zmieniając temat.
Sandra zaśmiała się jeszcze bardziej, ale dość szybko się uspokoiła. Na jej twarz wróciły normalne kolory, pozostał jedynie lekki rumieniec dobrego humoru.
- Tak, chyba tak - odpowiedziała. - Mam nadzieję, że sobie bez Kasandry poradzę. Ta wasza walka była imponująca, nie bałeś się, że może jej coś odbić i cię zabije? - zapytała.
Erteris roześmiał się już pogodnie.
- Powiedzmy że dałem jej fory. Nie łatwo mnie zabić.
Uśmiechnęła się do niego szczerze. Dość długo spoglądała mu w oczy, w końcu jednak spuściła zawstydzona wzrok. Ciągle zapominała, że jest Księciem i takie spoufalanie się jest nieodpowiednie. Skarciła się za to i odetchnęła.
- Cieszy mnie to, ale lepiej jej nie mów o tym, że ją lekko potraktowałeś - powiedziała z delikatnym uśmiechem na ustach. - Miała się za niepokonaną i niezniszczalną, a ledwo wyszła z tego w jednym kawałku. Może cię bardzo polubiła, ale kiedy się zdenerwuje, bywa nieobliczalna.
- Zapamiętam to - rzekł kiwając głową. - Chciałbym jednak... pójść z wami na spotkanie z Liną...
Czy mogę potowarzyszyć tak elitarnej grupie?
- zapytał kłaniając się w pas naśmiewając się z dworskich reguł.
- Czułabym się zaszczycona, gdybyś nam towarzyszył - odpowiedziała wyraźnie ucieszona.
W rzeczywistości cieszyła się i to bardzo, lubiła przebywać w jego towarzystwie. Spokojny, mądry, zabawny... Uśmiechnęła się szerzej i dygnęła.
- Czy ta cała Lina jest niebezpieczna? - zapytała, kiedy 'dworskie' uprzejmości mieli już za sobą.
- Ojojojoj hehehehe! Bardzo! - zawołał radośnie. - Ciotka Lina jest po prostu straszna..! Nie, nie jestem z nią spokrewniony. Tak ją tylko nazywam. Lepiej jej nie wkurzyć. Potrafi być bardziej nieobliczalna niż Kasandra. Pewna rada. Ani słowa, na temat jej małego biustu. Ma kompleksy.
Sandra spojrzała w swój własny dekolt. Może gorset nieco ją 'spłaszczył', ale duże piersi usiłowały uciekać w górę i chyba nawet rozerwać materiał. Dziewczyna ujęła się pod boki, przyglądała sobie dłuższą chwilę krytycznym wzrokiem. Westchnęła.
- Może się przebiorę? - zapytała niepewnie.
- Skoro chcesz. Proszę bardzo - rzekł przyglądając się jej krytycznie. - Szczerze mówiąc nie jestem fanem takich gorsetów. O ile wiem, masz sporo ubrań w komnacie. Chyba, że chcesz coś kupić na mieście?
- Nie, nie chcę - pokręciła głową przecząco. - Nawet się na tym nie znam. Założyłam to, żeby się nie kłócić znów z Kas o 'nasz' wygląd. Ona uważa, że nie powinnam się wstydzić i pokazać co mam najlepszego, bo to pomaga - prychnęła rozeźlona. - Nawet nie wiesz, jak bardzo jej się nie podobała wczorajsza sukienka - zaśmiała się cicho. - Później ją pocięła...
-Tak naprawdę, to ja tez nie mam nic przeciwko wydekoltowanym sukniom... ale lepiej, żeby dekolt miał umiar... no ale cóż... twój wybór.
Teraz Sandra nie wiedziała, co mu na to odpowiedzieć. Nie znała się na strojach, nawet nie była pewna, jakie jej się podobają a jakie nie. Nie miała koleżanek, ani prawdziwej matki, która mogłaby cokolwiek powiedzieć lub którą mogłaby pod tym względem obserwować. Jedynie opiekunka, która przecież była dużą kobietą. I obie wywodziły się z wioski, gdzie ubrania nie były najlepszej jakości. Westchnęła.
- Więc chyba będę musiała cię poprosić o pomoc pod tym względem - powiedziała niechętnie. - Kompletnie się na tym nie znam...
- Oj, nie martw się. Na pewno coś wymyślimy. Wystarczy poczucie estetyki. Jeśli chcesz, chętnie ci pomogę.
Erteris uśmiechnął się przyjaźnie. Kiwnęła kilka razy energicznie głową.
- Przez ponad dwieście lat Kas ubierała się w ten sam sposób, a ja wychowałam się na wsi, więc jak widzisz ciężko mówić o jakimś poczuciu estetyki u nas - powiedziała i zaśmiała się zawstydzona.
Wychodziło na to, że jest jakimś prostakiem, ale czy tak właśnie nie było? Miała tylko nadzieję, że nie zniechęci to Erterisa do dalszej rozmowy, bo bardzo jej już dzisiaj pomógł. On jedynie się lekko uśmiechnął i obejmując dziewczynę ramieniem na wysokości łopatek wskazał drugą ręką na drzwi.
- Zatem cię ubierzemy - powiedział.

Czuła się dziwnie i niezręcznie idąc tak z nim do swojej komnaty, ale była wdzięczna, że chce jej pomóc. Przy każdym jego spojrzeniu serce trochę przyśpieszało swoje bicie, a ona nie mogła oderwać wzroku od mężczyzny. Był dla niej bardzo miły, przy tym cierpliwy, spokojny i pełen jakiegoś ciepła. Dawał Sandrze poczucie bezpieczeństwa i szybko się przy nim rozluźniała, zapominała nawet o kłopotach. W myślach analizowała ich rozmowę i zastanawiała się, czy może przy pomocy uzdrowiciela, kapłana lub magii udałoby się jej zajść w ciążę. Kiedyś. Nie miała jednak ochoty poruszać teraz tego tematu.
Weszli do jej komnaty i wskazała mu na szafę. Podszedł do niej, otworzył i przez dłuższą chwilę przeglądał wiszące tam suknie. Wyjął kilka z nich i dał Sandrze do przymierzenia. Schowała się za parawanem stojącym w rogu pomieszczenia i co chwilę wychodziła ubrana nieco inaczej.
- Mhm, ładne, pasują ci - powiedział przyglądając się jej. - Ale do walki potrzeba ci czegoś wygodniejszego i mniej krępującego ruchy. Jest jedna taka rzecz, w której będziesz dobrze wyglądać.
Z kufra podał jej dwuczęściowy kostium w kolorze między różem a fioletem i przysiadł na brzegu jej łóżka czekając, aż się przebierze. Kiedy Sandra wyszła, jedynie uśmiechnął się lekko. Krótka bluzka była zapinana pod szyję, jednak między piersiami miała małe wycięcie nie ukazujące zbyt wiele. Sięgała dziewczynie niewiele poza biust i przy krótkiej spódniczce zapiętej na biodrach odsłaniała cały brzuch, który miała przecież zgrabny i szczupły.
- Mówiłem, że będziesz dobrze w tym wyglądać - powiedział w neutralny sposób, niczym znawca i doradca. - Podoba ci się, chcesz to nosić? - zapytał.
Na dobrą sprawę jeśli jemu się podobało, a tak to wyglądało, to ona nie miała nic przeciwko. Dla takiego mężczyzny mogłaby nawet w worku po kartoflach chodzić, gdyby sobie tego zażyczył. Uśmiechnęła się więc do niego w odpowiedzi i pokiwała głową. Założyła oba miecze na plecy tak, by swój mieć w prawej ręce, drugim blokować.
- No dobra, to ja już jestem gotowa na spotkanie z Liną - powiedziała radośnie i przysiadła obok Erterisa.
Przez chwilę miała straszną, palącą ochotę go pocałować, lecz opanowała się.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: WinterWolf »

Aine i Xan oraz pare setek jajek w jajecznicy

Po wyjatkowo meczacym sparingu ze smokiem i rozwaleniu calej sali treningowej dziewczyna udala sie na spoczynek... Wpierw jednakze dowiedziala sie gdzie tam w okolicy mozna wziac porzadna kapiel. Walczac z sennoscia zmyla z siebie kurz i brud, po czym z radoscia zasnela w wygodnym lozku... W pierwszym lozku jakie widziala od wielu miesiecy... Nad ranem nie chcialo jej sie wstawac. W koncu sie wygrzebala i ubrala, po to, by zaczac snuc sie po korytarzu niczym duch poszukujacy czegos do jedzenia. Instynkt prowadzil ja do kuchni...
Sparing był... wyczerpujący, chyba nawet bardziej niż cała nauka. Nic dziwnego, starali sie przecież wykorzystać wszystkie sztuczki, ktorych się własnie nauczyli a było tego sporo. Wymęczony zrobił tylko dwie rzeczy. Wykąpał się w morskiej wodzie i zdążył zrzucić ciuchy przed zasnięciem. Rano z komnaty dobiegało donośne chrapanie. Chyba sam się nim nawet obudził. Zaraz po przebudzeniu i doprowadzeniu sie do jakiego takeigo proządku, zauważył kostur i karteczke. Nie podobało mu sie absolutnie ze wróg numer jeden smoków tak po prostu wszedł w nocy do jego komnaty i cos mu podrzucił Zastanawiało go jednak to że jeszcze żyje. Moze faktycznie zmienił strony, ale z drugiej strony... kto przeniknie myśli mazoku i zostanie o zdrowych zmysłach. Jego rozmyślania przerwało nagle burczenie w żołądku. Dudnienie podobne bardziej do lawiny niż wołania kiszek o dokładke natychmiast skierowało go do kuchni.
Aine wpadla na Xana w chwili gdy oboje znalezli sie w poblizu wejscia do kuchni
- O witaj - przywitala sie ziewajac. - Sadzac po tym gluchym grzmocie, ktory dochodzi z okolic twego zoladka myslisz to samo co ja - powiedziala otwierajac przed Xanem drzwi do kuchni. Byla glodna jak wilk
- Magia i wysilek fizyczny wzmagaja apetyt - mruknela
- Mhm, jeśli też myślisz o porządnej porcji mięska albo jajecznicy ze stu jaj to myslimy o tym samym. - Poprosił kucharki o cos do jedzenia, uśmiechając sie przy tym uprzejmie. Przynajmniej uprzejmie jak na siebie.
- Jakbys czytal w moich myslach - powiedziala przeciagajac sie i ziewajac. - Proponuje zostac tutaj, u zrodla... Swoja droga... Hmm... Gryffin i wszyscy chyba sie nie obraza jak wspomozemy panie kucharki i pomozemy im z wlasnym sniadaniem? - spytala Xana, a na jej ustach nie oslonietych teraz chusta zagoscil szeroki usmiech. Byla bardzo glodna...
-Szczerze wątpię żeby zaprzątali sobie tym głowę. Jeśli mają dzisiaj spotkanie senatu, a my mamy się spotkać z panią L... No cóż, porządne śniadanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło
- No wlasnie
- wyszczerzyla sie Aine i mrugnela do smoka. Zaraz tez odebrala kucharce polowe pracy przy krojeniu miesa do jajecznicy. Z jej szermiercza wprawa poszlo jej o niebo szybciej i nakroila tyle ze starczyloby dla polowy armii.
- Niech ktos zajmie sie jajkami i patelnia. Trzeba bedzie duzo chleba - brzeczala pod nosem robiac swoje.
Smok nie chciał się narażać kucharkom. Owszem umiał gotowac, ale tutaj byl ich domena. Podejrzewał ze próbowałyby go obedrzeć ze skóry gdyby chciał się wtrącać. Widzac jednak przyklad Aine i tego ze nic jej się nie stało, również pomógł w przygotowaniach.
- Chleba wcale nie trzeba tak duzo, wystarczy kilka bochnów
Dziewczyna spojrzala na smoka i zmierzyla go krytycznie spojrzeniem
- 8 starczy? - spytala szczerze. - Sa przewaznie tej wielkosci - rozlozyla rece na jakies pol metra i wrocila do swojej roboty.
-Powinno, jeśli nikt więcej się nie zjawi to powinno.
Dziewczyna sie usmiechnela chytrze
- Niech ktos spróbuje dobrac sie do naszego sniadania to zjem go jako przystawke - powiedziala. Miesko juz skwierczalo radosnie na ogniu
- Lubisz czosnek szczypiorek albo cebulke? - spytala Aine. Widac na jajecznicy akurat sie znala... Chyba przez ostatnie miesiace to byl jej glowny posilek...
- Powiem szczerze, ze jeśli będzie w niej duzo mięsa to reszta jest jak dla mnie głównie dodatkiem. - Gotował całkiem nieźle ale jeśli chodziło o potrawy w których było mało mięsa, były dla jego łowczej natury czymś nienaturalnym.
- Domyslam sie.... Postaram sie uwazac zeby jajko za mocno sie nie scielo... Mieso nie bedzie mocno podsmazone... Chyba wolisz raczej krwiste, nie? - rzucila i wraz z kilkoma kobietami zajela sie jajkami. Po jakims czasie na stole w kuchni wyladowala... Hmm... wielka misa z jajecznica i przerazajaca iloscia lekko podgrzanego na ogniu miesa, ze szczypiorkiem i cebula do smaku.
- Uprzedzam. Nie ma tu soli - mruknela dziewczyna nakladajac sobie niewielki procent z tego na talerz i biorac kilka pajd chleba
- Reszta dla ciebie - wskazala Xanowi potezne sniadanie
Smok uśmiechnął sie tylko i przeszedł do konsumpcji bez zbytnich ceregieli i mimo że używał ogromnej łyżki, zajeło mu to trochę czasu.
Gdy Aine skonczyla jesc odczekala jeszcze troche na Xana popijajac przy tym brandy ktore gdzes tu wyweszyla. Najwyrazniej jej zupelna swoboda poruszania sie po kuchni sprawila ze kucharki potraktowaly ja jak "swoja" i nie przegonily z lyzka... W kazdym razie dziewczyna miala sporo szczescia... Gdy smok skonczyl jesc z usmiechem rzucila tylko
- I w ten sposob co najmniej do jutra w calym zamku nikt nie znajdzie ani jednego jajka - zasmiala sie poprawiajac miecze na plecach. Po sniadaniu czula sie wspaniale
-No to skoro pojedli, popili to... idziemy. - Xan z pełnym żołądkiem był dużo spokojniejszy niż z żołądkiem pustym. Wstal, założył z powrotem chustę na twarz i ruszył w kierunku wyjścia z pałacu.
- Mhm - dziewczyna poszla za smokiem z usmiechem malujacym sie na twarzy zegnajac sie z kucharkami.
- Robimy wspomniane zakupy czy czekamy na rzeczony Postrach Smokow, Line Inverse spacerujac w tym czasie po ulicach miasta? - spytala
-No cóż, aż taka straszna ponoć nie jest, ale sugeruję przejść sie po ulicach, moze ją spostkamy. I przy okazji może się dowiemy o co tyle zamieszania. - dodał smok słysząc kłócących sie na ulicy ludzi.
- Ponoc nerwowa... Chociaz smieszy mnie takie demonizowanie osoby... To nieracjonalne... Wymyslanie glupiego skrotu by tylko ja rozdraznic to wcale nie jest madry pomysl - mruknela pod swoja chusta rozgladajac sie po ulicach miasta.
- Może faktycznie jest taka nerwowa? Sprawdźmy lepiej co to za zamieszanie.
- Moze... Choc sadze ze kazda nerwowosc ma swoje uzasadnienie... Gdyby mnie ktos wolal per Postrach Smokow i wytlumaczyl mi ze to znaczy Poteznie Odstrasza Smoki Taka RudA CHoleryczka to tez bym sie zbulwersowala - mruknela. - Chodzmy zobaczyc co to - dodala na slowa Xana podążając wraz ze smokiem za odgłosem zamieszania.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Mr.Zeth »

Zaphirel:

Biorąc pod uwagę, ze nie wiedział, kiedy zasnął czuł się lekko...nie tyle zaskoczony co oburzony swoim brakiem uwagi. Wstał i powoli opuścił nogi na podłogę jakby jedno lub drugie zrobione było z porcelany. Oparł łokcie o kolana i czoło o dłonie. Przeanalizował to wszystko raz jeszcze. Zaglądnął w swe notatki. Poprzedni dzień stał się jasny...
Znów rzucił okiem w notatki. nie medytował za długo. Na szczęście będzie mógł to robić na przykład podczas obchodu. Wzruszył ramionami i zaczął ponownie pakować płyty do swej togi... trwało to około dziesięciu minut, tak samo wygładzanie fałd i zagięć energią. Ubranie musiało się giąć w odpowiedni i wyznaczony przez noszącego sposób, by mógł czuć się komfortowo.
Rapiery trafiły na swe miejsce, twarz została przepasana fioletową materią, koperta znalazła drogę do wewnętrznej kieszeni koło jednej z płyt i mag ruszył w stronę drzwi kwatery.
Przejście korytarzem nie wniosło nic nowego poza tym, ze mag szedł z przymkniętymi oczyma. Nawet jeśli kogoś minął , to nie zauważył. Trafił do kuchni i otworzył oczy. W powietrzu unosił się jeszcze mocny zapach szczypiorku, cebuli, czosnku i jakiegoś mięsa. Mag wzdrygnął się i trafił bezpośrednio do spichlerza, omijając kogoś, kto wysmażył sobie cos na tych wszystkich składnikach. W sumie nawet nie chciał wiedzieć kto to był. Jego celem jak zwykle byłą surowizna.. tym razem wzbogacona o parę owoców.
*Udziec... kilka jabłek... pomarańcza...* Zaphirel wymieniał w myślach składniki swego śniadania. Wyszczerzył sie *Dwie pomarańcze... granat, grejpfrut.. o okazja żeby znów zjeść trochę pieczywa* zgarnął jeszcze parę bułek i przysiadł przy jakimś małym stoliku, by uwinąć się z posiłkiem w szybkim tempie.
Uderzył pięściami o siebie i uśmiechnął się. Tak dla odmiany szczerze. Uśmiech szybko zniknął wraz z blednącym i wypieranym uczuciem radości. Mag wstał i ruszył wpierw do gabinetu Gryffina, by odłożyć książki na miejsce, wszak jego notatki mu wystarczały.
Zapukał. Odpowiedziała mu cisza. Delikatnie nacisnął klamkę i wszedł do środka pokoju. Gabinet był pusty. Mag wzruszył ramionami i otworzył krytą biblioteczkę, by ostrożnie schować książki na miejsce. W następną porcję lektury zaopatrzy się później. Po drodze zobaczył jakaś cholernie podobną do Sandry kobietę idącą z.. *hmm.. czy to nie syn Gryfina?* mag przystanął i przyglądnął się parze. Westchnął ciężko, kręcąc głową. *Nie wiem która z tych modliszek podrywa księcia, ale ma tupet* pomyślał i wyszczerzył się złośliwie. Rozglądnął się wokół siebie. czy było jakieś miejsce, gdzie mieli się spotkać? Nie myśląc wiele podszedł szybkim krokiem do pary i trącił Sandrę. - Mamy po prostu patrolować miasto? Nie przypominam sobie by Gryffin dawał nam znać o rozpoczęciu jego konferencji... - zagadnął. Wyraz złośliwości opuścił ciało i umysł równie szybko co radość, nie pozostawiając po sobie nawet śladu. Gdy przyjdzie czas na rzucanie zaklęć to Zaphirel pozwoli właściwej emocji powrócić...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Qin Shi Huang »

-Jedyne co wiem, to, to ze wieczorem będzie konferencja, ale wcześniej, mam przyjąc gości. Kilkoro znajomych, przyleci wcześniej. Powinni się zaraz zjawic. Jesli chcesz, to chodź z nami - odpowiedział Erteris Zaphirelowi i wyszedł z pałacu razem z Sandrą. Juz po chwili, znaleźli się na sporym placyku za pałacem, na którym wymalowany był runiczny krąg służący do teleportacji. Energia w kręgu, zaczęła lekko pulsowac. Wyłonił się z niej, jakiś młody mężczyzna, razem z Amelią Seyruun. Mężczyzna, był zapewne Zelgadisem Graywords. Miał jasnobrązowe włosy i naprawdę młodziutką twarz. Wyglądał nieco niewinnie i delikatnie. Minę, miał jednak poważną i wyglądającą tak, jakby miałaby popekac, gdyby wyraz stoickiego spokoju, zszedłby z niej na moment. Amelia, szła dostojnie i poważnie, lecz czuc od niej było młodzieńczy zapał. Także wyglądała młodo. Najzłośliwsze, zawistne przyjaciółki, mogłyby jej dac najwyżej 22 lata. Zza nich, wyszła jakaś młoda czarodziejka, we wściekle wydekoltowanej sukni. Gdy wyszła z portalu, rzuciła się na szyje Erterisowi.
-Erteris! Nareszcie! - zawołała i ucałowała go w policzek - Będziemy musieli porozmawiać.
-Cześc Victoria. porozmawiamy... - odrzekł uśmiechając się - ale później dobrze?
-Niech będzie - odrzekła a z jej twarzy, nie zniknął wyraz radości. Dopiero teraz, Amelia i Zelgadis, doszli do Erterisa. Uścisnął on z Zelem ręce, a Amelię pocałował w dłoń.
-No cóż. Dworskie ceregiele mamy za sobą - powiedział Zelgadis spoglądając wysoko w niebo. - Filia też przyleci?
-Tak powiedziała. powinna niedługo byc - odpowiedział również spoglądając w niebo.

Gdy Aine i Xan, wyszli z pałacu na ulicę, zauważyli, że owe zamieszanie, było jedynie zaciętym sporem, o świeżość ryb i owoców na targu. W dali, dało sie usłyszec głośne:
-Ja pier***le! - Później jakiś wybuch. Nie trzeba było długo czekac, by zobaczyc sporych rozmiarów pracownię Jillasa. Szyld ukazywał czarny profil lisa, który swoje ciało zakrywa swoją puchata kitą, trzymając w ręce pistolet wycelowany przed siebie. W rzeczy samej, Jillas był Koboldem o lisim wyglądzie. Miał rudą sierść, niewielki wzrost wymiaru 120 centymetrów, urwany kawałek prawego ucha, oraz przepaskę na lewym oku. Właśnie wybiegł z jednym me swoich wynalazków na podwórze, aby zdetonować go w bezpiecznej odległości od innych wihajstrów. Na witrynie sklepowej, leżało mnóstwo broni palnej niesamowitej roboty. Karabiny maszynowe i obrotowe, armaty, pistolety wielostrzałowe oraz broń kombinowana. Na witrynie, leżał miecz, zaopatrzony w karabin po tępej stronie ostrza. Leżały tam również kusze, oraz inna broń dalekiego zasięgu. Wzrok Aine, oślepiły nagle promienie słońca. Dziwne było to, że promienie dobiegły ją z zachodu, choć był ranek. Gdy zerknęła w tym kierunku, zobaczyła dwa smoki. jeden złoty, drugi czarny. Xan również zauważył tę złotą piękność. Łuska w kolorze szlachetnego metalu, iskrzyła się w słońcu. Owalne kształty pyska i ramion z lekko zaostrzonym nosem, świadczyły o dużej atrakcyjności smoczycy. Była szczupła i leciała zwinnie wchodząc w różne tory powietrzne. Na bardzo długim ogonie, co także zwiększało jej atrakcyjność, zawiązana była różowa kokarda. Obok niej, leciał mężczyzna. Bardzo młody, jednak osiągnął już dojrzałość. Przefrunęli nad zebranymi na targowisku ludźmi i polecieli za pałac. Coś się działo w pałacu.

Na plac, od strony targowiska, przyfrunęły dwa smoki. Sandra, w pierwszej chwili przestraszyła się nieco, lecz widząc, że inni, odwrócili się do smoków w bardzo serdecznym uśmiechu, opanowała się. Oba smoki, dokonały metamorfozy w postać ludzką gdy wylądowały na podeście. Czarny smok, miał bardzo duże skrzydła, co niechybnie spowodowało, ze nie do końca przemieniły się. Czarny smok, zmienił się w młodzieńca o seledynowych włosach. Miał na sobie jedynie spodnie i skórzane sandały. Brak koszuli, musiał być spowodowany niedoskonałą metamorfozą. Widocznie wiedział, że nie jest w stanie przemienić skrzydeł, więc chodził bez koszuli, odsłaniając kształtny tors i szczupły umięśniony brzuch. Skrzydła jednak, wizualnie były nieco przyjemniejsze do oglądania niż smocze, błoniaste skrzydliska. Przemienił je w duże łabędzie skrzydła w białym kolorze. Złota smoczyca, miała piękne blond włosy, sięgające w dół poza średnich rozmiarów piersi, które zaznaczały się lekko na białej szacie ze złotymi liniami i ornamentami zapiętej pod samą szyję. Smoczyca i smok, obejrzeli się dokładnie i gdy stwierdzili, że niczego im w tych postaciach nie brakuje, przywitali się.
-Witaj Erteris. Witaj Victorio! - Zawołała i podeszła do nich. Dziwnie spojrzała na Zaphirela i na Sandrę. Pociągneła nosem.
- Nazywam się Filia Ul Copt. A to jest Val.- przedstawiła siebie i towarzyszącego jej smoka kłaniając się lekko - Chętnie poznałabym i wasze imiona. - Rzekła dość twardo i znowu pociągnęła nosem.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Ouzaru

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Ouzaru »

Sandra

Pojawienie się tych wszystkich osób wzbudziło w niej jakiś dziwny niepokój. Z jednej strony chciała bardziej przylgnąć do Erterisa, ale wiedząc że nie powinna, jedynie cofnęła się w stronę maga. Z 'przyjacielem' u boku poczuła się trochę pewniej i poczekała, aż Książę przywita się z przybyłymi. To, jak powitała go kobieta o imieniu Victoria, wstrząsnęło nią i spowodowało przykre ukłucie w sercu oraz dziwne ściśnięcie gardła. Także lekkie uczucie zazdrości, ale przecież mogła się tego spodziewać. Dlaczego przystojny książę nie miałby niby mieć już kogoś? Westchnęła ciężko i poczuła się bardzo źle z tym, co wcześniej Kas robiła z Erterisem. Zdrada była czymś obrzydliwym w oczach dziewczyny...
Gdy przywitanie się zakończyło i mężczyzna znów stanął obok niej, nachyliła się lekko w jego stronę i zapytała bardzo cicho:
- Czy to twoja... eee... czy ty i ta kobieta jesteście parą? - z ledwością opuściło usta Sandry.
Erteris wzdrygnął się i zdziwił lekko.
- Och nie... Victoria to moja siostra... - odpowiedział równie cicho.
Dziewczynie jakby spadł ogromny kamień z serca i poczuła ulgę. Więc nie było zdrady, o ile on nie jest z jeszcze jakąś inną kobietą.
Pojawienie się smoków było dziwne, intrygujące i w pewien sposób przerażające dla niej. Pół nagi mężczyzna nieco ją zawstydził, spuściła więc wzrok i zaczęła się przyglądać sukni smoczycy.
"Pewnie jakaś czarodziejka lub kapłanka" - pomyślała.
Dziwiło ją tylko, czemu ona tak pociąga nosem. Chyba smok nie może się rozchorować, inaczej miałby ciężko przy lataniu. Te przeciągi, niskie temperatury i w ogóle...
- Ona ma katar? - spytała Erterisa cicho. - Czy to może ja powinnam się wykąpać? - dodała lekko zawstydzona.
Kto wie, jak smok może mieć dobry węch...
*Nie... wydaje mi się, że ona raczej czuje w tobie demoniczną stronę. Jest wyczulona na tym punkcie* - odpowiedział telepatycznie.
- Och - odpowiedziała zmieszana.
Miała ochotę już sobie stąd pójść, to wszystko zaczynało ją przerastać i krępować. Nie przywykła do przebywania wśród innych osób i to w jeszcze tak licznym gronie. Zwłaszcza, jak większość się znała i tylko oni dwoje z magiem byli obcy. No ale należało się także przedstawić, skoro smoczyca chciała ich poznać.
- Witajcie, jestem Sandra a to Zaphirel - przedstawiła siebie i towarzyszącego jej maga wskazując na niego.
Lekko się ukłoniła i zamilkła. Była wyraźnie zestresowana i wystraszona pojawieniem się tylu nowych osób, czułaby się lepiej, gdyby dołączyła do nich reszta drużyny.
- Są jeszcze z nami Aine i Xan, zapewne poznacie ich za chwilę - dodała przypominając sobie o nich.
Była zadowolona z siebie, że udało jej się przemóc i cieszyła się, że to ona jest teraz u głosu a nie Kas. Wolała nie wyobrażać sobie, co demonica zrobiłaby na powitanie i jak zareagowała na pół nagiego smoka. Zapewne nie przysporzyłoby to jej uznania w oczach tej całej Filii. Ech...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: WinterWolf »

Xan i Aine

Xan oparł sie na kosturze przyglądajac się przelotowi smoków nad miastem. Smoczyca miała nawet ładną szyję, ale z tego co wiedział to złote smoki były... cóż. Ostro na wymarciu. -To może jednak przejdziemy sie po mieście? Jeden smok w pałacu to dużo, ale gdyby nagle miały sie tam znaleźć trzy, byłoby nad wyraz nieciekawie.
- Ehmmm... racja... Tym bardziej ze tam pewnie juz i tak ruch jest... No i nikogo nie ma na miescie kto by wedle zalecen Gryffina pilnowal tego obszaru... Hmm... Ciekawe gdzie Sandra i Zaph - zastanowila sie. Machela reka.
- Chodzmy sie rozejrzec - dosc entuzjastycznie poparla pomysl smoka. Jakos... Nie miala ochoty na pojawienie sie teraz w palacu... miala przeczucie, ze chyba nie czulaby sie tam najlepiej
Kłótnia, jaka zwabiła go na ulicę okazałą się zwykłym sporem o ryby. Zastanawiał się skąd może przyjść Lina i w jakim towarzystwie. Jakis plan na zatrzymanie jej też by sie przydał.
-Masz jakiś plan... jak już ją znajdziemy?
- Mam kilka pomyslow... Jeden z nich to zwrocic na siebie uwage i wiac ile sil w nogach uwazajac by nas nie zabila - mruknela.
- Ewentualnie wciagnac ja do palacu. Tam orichalkon zablokuje jej magie i obezwladnic ja powinno byc juz prosciej... Raczej nie poradzi sobie przy mojej szybkosci i twojej masie... Ale moge sie mylic - mruknela.
- Inna rzecz to mozemy zlokalizowac jakies eksplozje i zagrac w zbijanego... znaczy... W miescie z tego co wiem Lina walczy glownie na kule ognia - mruknela
- Na kule ognia to i ja moge z nią się pobawic, ale to nie ma sensu. Hmm słyszałem że ma potężny żołądek. Może namówić ją na darmową wyżerkę? Tylko czy mamy na to dość tutejszej waluty? I oczywiście ja raczej nie mógłbym odgrywac jej wielbiciela, który chce ją zaprosić na kolację, mogłaby dojść do wniosku, ze ma byc przystawką.
- Watpie sadzac po tym ze juz rozmawiala z niejednym smokiem... - mruknela. - Mam calkiem pokazna sume w zlocie... Moze da sie to jakos... No wymienic na tutejsza walute - mruknela.
- A jesli ona tez tu obowiazuje to byloby milo... Ciekawe czy skusi sie na caly palac z orichalku? - zastanowila sie na koniec chcac przehandlowac chyba palac Gryffina...
- Pałac z orichalku.. to by mogło przejść, jest tylko jeden problem. Mamy jej niby nie dopuścić do zgromadzenia senatu. A jak wejdzie do pałacu, to i zgromadzenie znajdzie. Chwilowo nie mam koncepcji.
- Poprosmy Gryffina o dwustukilowy kawal orichalku! Za to nawet moze utargujemy jakas rozsadna sume
- w Aine obudzil sie kupiecki duch. Potarla swoja brew rozwazajac ten pomysl
- Albo od razu zróbmy z niego klatke, to prędzej podziała.
- Ehm... Wiesz... Nie sadze zeby byl z niej krwiozerczy potwor rodem z najmroczniejszych otchlani... Az tak chyba nie musimy sie zabezpieczac... No chyba ze to zart
- mruknela
- Jeśli jest tak niebezpiecza jak o niej mówią, a nie wymyślimy żadnego sensownego rozwiązania, no to mogłaby sie przydać. Ale chyba coś mam. Może powiemy jej ze Gryffin chciałby sie z nią spotkac w odosobnionym miejscu, może nawet można by coś o pieniądzach napomknąć.
- I o palacu z orichalku
- mruknela Aine ktorej bardzo podobal sie ten pomysl. Ten palac byl dla niej... Ostrym przegieciem... Razil jej gust i zmysly... Moze lepiej jesli Lina wezmie sie za rozbiorke? - To co mowisz jest raczej... Chwiejne i niepewne... Raczej bedzie podejrzliwa... Pamietaj ze nawet Xellos darzy ja respektem - zaznaczyla
- Może omówmy ta sprawę z Gryfkiem, no i moze Zaphirel i Sandra na coś wpadną. Może mają jakis pomysł.
- No to w tyl zwrot
- obrocila sie w miejscu. - Ale to beda juz trzy smoki w jednym miejscu - mruknela patrzac zza ramienia na Xana. - Bo musimy sie cofnac. Nie ma wyjscia - wzruszyla ramionami. Mocno gestykulowala pelna energii po przyjemnej nocy
- Może przezyjemy. Chodźmy. - Xan ruszył za Aine w strone pałacu.
- Moze... Wysoce watpliwe przy obecnym ukladzie sil - mruknela pod nosem pozwalajac by chusta zatrzymala wiekszasc dzwiekow.
Nie skomentował słusznej uwagi dziewczyny. Żwawym krokiem szedł w stronę pałacu, miał nadzieję że tamci albo nie są jeszcze w miejscu, gdzie tamci przybyli, albo że goście rozeszli sie już do swoich komnat.
Wzruszyla ramionami i pobiegla za Xanem. Dzis mogla sobie pozwolic na ruch. To wczoraj musiala prosic go o zwolnienie. Przynajmniej do czegos wspolnie doszli...
Pałac zbliżał się z każda chwilą, gdy Xan zapytał gdzie może znaleźć swoich towarzyszy, pokierowano ich w stronę placu za pałacem. Ruszyli wiec w tamta strone żwawo i raznie… Znaczy Xan, bo Aine za nim biegła. Dotarli tam niebawem i do ich uszu doszło jeszcze
- Są jeszcze z nami Aine i Xan, zapewne poznacie ich za chwilę - Aine pomachala do wszystkich na przywitanie.
- Cos sie stało? - spytała niekrępując się taką ilością osób wokoło.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Kaczor
Marynarz
Marynarz
Posty: 380
Rejestracja: sobota, 18 listopada 2006, 16:52

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Kaczor »

Renevan

-Ahmeid? Tutaj?-rzekl zaskoczony elf.Ahimed wszedł i zachihotał tylko idąc do elfa. Podszeł do niego na jakieś dwa metry.
-Łowca cieni. Pan Renevan. Jak widzę, mój plan, działa bez zarzutu. Naprawdę świetnie się spisałeś Kehelu.- Ahimed obdarzył spojrzeniem kultystę, który pokiwał głową i zaczął mu dziękowac. Reka wscieklego elfa powedrowala w strone noza. Powstrzymal sie w ostatniej chwili.-Kim jestes, piracie?-zapytal Ren tonem, nie sugerujacym przyjaznych zamiarow i pacyfistycznych sklonnosci. -Hahaha! Jeszcze nie zrozumiałeś? - Ahimed pszeszedł obok niego zupełnie nie zwracając uwagi na jego nóż. Podszedł do posągu i spojrzał w rubinowe oczy.
-Przyjemnie się zabijało prawda? - zapytał odwracając się powoli w jego stronę.
-Dziękuję ci za to. Myślisz, ze jeszcze trochę podad tydzień temu, zrobiłbys coś podobnego? Zabiłbyś te dzieci?-
-Owszem, jesli oferowalibyscie tyle co teraz-odrzekl smialo elf.
-Hm... nie sądze... wtedy byłeś słaby. Mały, żałosny, bezsilny renevan, nie zabiłby tylu niewinnych dzieci.... - Rzekł jakby drocząc się z nim. Chciał wywołac w nim złośc.
-Mysle ze jedno biedne male bostwo nie moze zmienic duszy istoty. Szczegolnie ze jest rozwalone po calym swiecie-elf nie szczedzil swego humorku towarzyszowi pogawedki.
- Może... może jednak mrok był w tobie zawsze.... a teraz... dostaniesz moc, o jakiej inni mogą tylko marzyc. Będziesz wielki i potężny Renevanie. Poczekaj tylko cierpliwie, a obdarzę cię potęgą, której nic nie jest równe. Będziesz moja prawą ręką. - Spojrzał mu w oczy - Prawą ręką samego Shabranigdo. Czy to nie brzmi pięknie? Będziesz miał moc, równą bogom o których dotąd tylko czytałeś!
Ren pochylil tylko glowe. -Poczekam, panie.-rzekl do swego boga. Spojrzal na czlowieka i prychnal z niedowierzaniem. Jak wielkie bostwo moglo wejsc w cialo marnego czlowieka? Elf bylby o wiele lepszym rozwiazaniem.-Panie, moglbys mi wyjasnic, na czym polega gra ktora toczysz?-zapytal.
-Oczywiście.... Zaraz wszystko ci wyjaśnię. - Rzekł przyglądajac się swemu posągowi.
-Widzisz... mój brat... Cyphied, poszatkował mnie na kawałki podczas walki, w której powstał ten świat. Jak wyobrażasz sobie podział świadomosci? To niemożliwe... tak więc, częsci te, jak juz wiesz, zostały podzielone między wielu. jednak to w tym ciele, urodziłem sie ja. Udawałem tego żałosnego marynarza, żeby móc to wszystko rozegrac... Teraz jestem jeszcze słaby... nawet ty, mógłbys mnie teraz zniszczyc... ale nie zrobisz tego... za_bardzo zalezy ci na potędze którą ci dam... prawda?-
Renevan nie wiedzial co odpowiedziec. Z jednej strony, ta mala zdeptana i ignorowana czesc duszy elfa, w ktorej zachowala sie resztka starego Sa'ela, wrzeszczala by jednym ruchem reki pozbawil tego potwora zycia. Jednak przewazajaca czesc, ta mroczna, spokojnie wdeptala ja w najodleglejsze zakamarki merowej swiadomosci. -Oczywiscie ze nie zrobie, jaki mialbym w tym interes?-Rzekl elf smiejac sie.
-Właśnie.. żaden. Kehel, już ci zapewne powiedział, że w tobie, siedzi częsc mojego brata. To jednak, nie sprawia, ze musisz byc słabym głupcem. W tobie, istnieje częsc jego mocy. Nie świadomośc. Teraz, odzyskam moc. A wtedy, obdaruje cię mocą. Żądam jedynie lojalności.
To chyba będzie dla ciebie ciekawe... byc na równi z Sellas Mentalium.... ta która stworzyła Xellosa... prawda?
Póxniej, zbierzemy wszystkie moje części. Wtedy... nikt mnie nie powstrzyma. Będziemy niepokonani, tak_długo jak ty jesteś przy mnie.
'Xelas? Co to za pajac?' pomyslal elf. Nie interesowala go nigdy historia swiata. Mimo to elf postanowil przybrac madra mine, i kiwac glowa. Oparl sie o kamienie, oczekujac na odzyskanie mocy przez swego pana. Nagle, cos jakby mu sie przypomnialo. -O Wielki....-zaczal- moglbym prosic o drobna przysluge? Chcialbym zapelnic te mise smocza krwia. Ale nie byle jaka. Chodzi mi o bardzo konkretnego smoka....-jak zaczynal wrecz niesmialo, mowic konczyl z sadystycznym usmieszkiem i blyszczacymi oczyma.
- Bedziesz miał ku temu okazję. - Odpowiedział mu szybko.
-nie odmówiłbym tego swojej prawej dłoni... teraz idź już. Rozeznaj się w sanktuarium. Poczytaj trochę, abys więcej zrozumiał. czuję, aż palisz się do walki, ale potrzebujesz wpierw tej wiedzy. Nie będziesz mógł wykorzystac potęgi którą ci dam, jeżeli nie będziesz jej rozumiał. Renevan poslusznie....."CO!? POSLUSZNIE!? TY IDIOTO!". Trzeba bowiem wiedziec ze dusza Renevana byla 3 czesciowa. Najwieksza obecnie, to mroczna, dazaca do potegi i wladzy. Najmniejsza, ta dobra, zdlawiona ostatecznie. Byla jeszcze jednak jedna, niewiele mniejsza od mrocznej. Byla to dusza Renevana Niezaleznego. I ta wlasnie wydarla sie w duszy lowcy. "Kretynie! Palancie! Frajerze! Wlasnie stales sie chlopcem na posylki tego bozka!" pieklila sie neutralna strona. Mroczna czesc miast odpowiadac, poczela wdeptywac i ten aspekt. Czego sie nie robi dla potegi? Z ta mysla Ren udal sie czytac run w sanktuarium. Tam spedzil reszte dnia, oraz cala noc. Demony tak go zafascynowaly, ze nie czul zmeczenia. A moze to aura tego miejsca? W kazdym razie elf dowiedziawszy sie kim byl Xellos, zaczal podazac mocy co_najmniej mu rownej. Albo wiekszej. Gdy przestudiowal co wazniejsze fragmenty historii swiata, udal sie do tego kaplanka ktorego uratowal. Gdy go znalazl, juz rzekl od razu, bez wstepow. -Czesc, arcykimkolwiek jestes. Sluchaj, naucz mnie paru czarnomagicznych sztuczek, co?"-Moze i nie byl kulturalny ale skoro ma miec moc, musi umiec jej uzywac, a nie tylko ja rozumiec....
"Yet another beautiful moonlit night."-Alucard :D
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Qin Shi Huang »

-Ależ oczywiście panie Renevan.. - odpowiedział Varimes szukając na półkach jakiechś ksiąg. Otworzył jedną i zaczął gadac.
-A więc... powinieneś nauczyc się podstawowej "czarnomagicznej sztuczki" jak to nazwałeś. A więc... - Varimes przystąpił do tłumaczenia zawiłości zaklęc i sposobu ich użycie. Wkrótce, Renavanowi udało się pojąc kilka nowych zaklęc. Ognista kulę, wybuchającą po trafieniu w cel, Szpon śmierci, kóry pojawiał się w powietrzu na krótką chwilę ci ciął niczym miecz z odległości oraz Mroczną Novę, czar powodujący wybuch czarnej magii rozchodzący się na wszystkie strony. Ren poczuł te moc. Przyjemnośc z uzywania jej, aż wywoływała drgawki na ciele. gdy tylko pomyslał... jaki zamęt wprowadzi.


- Rozumiem... - Odpowiedziała Filia, znowu pociągając nosem. Przyjrzała się uważnie Sandrze i Zaphirelowi. Usmiechnęła sie widząc Xana i Aine. Smok z północy i jakas dziewczyna... czuc szamanizmem... przyzwoicie.. - pomyślała i podeszła do nich.
-Nazywam się Filia Ul Copt. A to jest Val... - wskazała na smoka o białych skrzydłach. W pierwszej chwili, skojarzył się jej z aniołem. Ten podszedł do Sandry i ucałował ją w dłoń kłaniając się i mówiąc "Miło mi". To samo, zrobił podchodząc do Aine, chodź chwilę wahał się, czy zwyczajnie nie uścisnąc dłoni tak jak Zaphirelowi i Xanowi. Xanowi... spojrzał w oczy. Bardzo dziwnie.
-Zelgadis Graywords - przedstawił się młodzian z panienką. - A to moja żona Amelia - podszedł dalej, lecz ominął już dworskie zasady. Z poważną miną obejrzał ich.
-A więc to wy będziecie tą grupą tak? Może jakos sobie poradzicie... - rzekł i wszeł do środka pałacu. Amelia poszła za nim, uśmiechając się do wszystkich. Zelgadis w pałacu, od_razu skierował sie do jednego z pokoików i zamknął się tam. Amelia, poszła razem z Victorią do wież, gdzie zamierzały chyba o czymś rozmawiac. Zaprosiły również Zaphirela, aby do nich dołączył. Rozmowa, miała ponoc dotyczyc jakichś magicznych rozwiązań i powiedziały, że może go to zainteresowac. Filia, wykazywała żywe zainteresowanie xanem, a Val był widocznie zafascynowany Sandrą, a raczej jej zgrabnym brzuszkiem, który był pieknie wyeksponowany w jej stroju. Wyglądał jednak, na bardzo speszonego i nieśmiałego.
-No dobrze... jutro z rana, poznacie sie bliżej - zarządził Erteris - Lina może przyleciec do miasta, w kazdej chwili. Lepiej idźcie w maisto - powiedział do wszystkich i ucałował Sandrę w policzek na pożegnanie. W mieście, słychac było odgłosy jakiejś bójki z wybuchami... Dośc głośno. Erteris chyba dosłyszał je i postanowił przypomniec "elitarnej ekipie" o ich zadaniu.


Mam prośbę. Moglibyście jakos nazwac waszą grupę? Bo mam problem jak musze napisac coś co odnosi sie do wszystkich.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Ouzaru

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Ouzaru »

Sandra/Kasandra

Jeśli do tej pory udawało jej się jakoś kryć z uczuciami i emocjami względem Księcia, to ten pocałunek wszystko zepsuł. Zebranych musiał zdziwić pokaźnych rozmiarów rumieniec, który wyskoczył na jej twarzy i sięgnął uszu dziewczyny. Dłuższą chwilę stała jak osłupiała, w końcu jednak dotarło do niej, co Erteris mówił.
"Miasto... iść na miasto..." - pomyślała.
Powoli ruszyła się, a wyglądała, jakby właśnie wypiła coś mocnego.
"Bogowie, dziewczyno.. weź się w garść, bo umknie nam najlepsza zabawa!" - usłyszała w głowie znajomy głos. Był o wiele milszy i życzliwszy, niż ostatnimi czasy.
- Kasandra! - zawołała na głos i stanęła jak wryta. Złapała Erterisa za rękaw i powiedziała:
- Ona żyje.
Erteris przytaknął lekko.
- Nic nadzwyczajnego, mówiłem, że nie da się was rozdzielić.
"Tak, żyję, słyszałaś go? To nie podniecaj się już tak i rusz dupę... "
Demonica jakby ziewnęła, a Sandra nie mając większego wyboru pobiegła tam, gdzie jej współlokatorkę najbardziej ciągnęło, czyli w środek zamieszania. Zapewne to wyrwało ją z otępienia po utracie energii i chciała się teraz trochę podładować...
"Słuchaj, ta cała Lina, nie?" - zaczęła Kas.
- No? - mruknęła pod nosem dziewczyna biegnąc.
"Będziemy współpracować. Każdy z naszej ekipy może się nią zająć na odległość, ale myślę, że jak we dwie z Aine zajmiemy ją walką z bliska, to odniesie to ciekawy efekt. Proponuję atakować na zmianę, czyli raz ty, raz ja. Dzięki temu najlepiej wykorzystamy zdolności naszej broni" - przedstawiła swój plan.
Sandra przystanęła na chwilę zdziwiona. Odkąd to demonica była taka miła? Współpraca? To wszystko brzmiało dziwnie, bardziej jak jakiś żart, ale pomysł sam w sobie się dziewczynie spodobał. Wydawał się nie być trudny do zrealizowania, tym bardziej, że nauczyła się już przejmować kontrolę nad ciałem, a Kas nigdy z tym problemów nie miała. Tylko czy nie rozbuja się za bardzo i nie zapomni, że ma to być wspólna walka i współpraca?
Takie myśli zaprzątały głowę Sandry, ale demonica nie wtrącała się. Rozumiała, że dziewczyna ma wątpliwości co do niej i nawet się nie dziwiła. Wolała cierpliwie poczekać, aż to przemyśli na spokojnie. Znowu ruszyły w stronę zamieszania i powoli siły wracały do Kas, czuła się coraz lepiej...
Wbiegły razem do jakiejś knajpy i od razu ich uwagę przykuło kółeczko osób oraz odgłosy walki dochodzące z niego. Po wykorzystaniu łokci udało się im dotrzeć do centrum i zobaczyły jakąś młodą rudowłosą dziewczynę, która przy użyciu samych pięści i nóg biła rozrośniętych dryblasów.
"Hmm..." - pomyślała demonica i nim Sandra zauważyła, dołączyły się do walki.
Siła i szybkość zaskoczyła mężczyzn, zwłaszcza jak w pewnym momencie Kas wzięła jednego za pas, uniosła nad głowę i na wyprostowanych ramionach rzuciła w tłum. Chwilę później oberwała od kogoś w tył głowy i jak się schyliła, inny typ poprawił cios kolankiem w jej podbrzusze.
Na kilka sekund zamarła lekko zgięta, ale gdy podniosła wzrok i spojrzała na napastnika, ten tylko odsunął się wystraszony wpadając na kogoś za sobą. Nie zdążył jednak uniknąć ręki, która błyskawicznie wystrzeliła w kierunku jego szyi, poczuł, jak stalowa zimna dłoń zaciska mu się na krtani. Później był już tylko trzask i Kasandra całkowicie straciła nad sobą panowanie. Głód energii był zbyt duży.
Zablokowany