[Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Mr.Zeth »

Zaphirel:

Mag z krótkotrwałym uśmiechem wyminął Aine. - Po jedzenie chadzam osobiście - powiedział i po krótkim dialogu z karczmarzem zgarnął, jak zwykle, kawał surowizny. Do tego niewielki kufel piwa. Przysiadł się do reszty i zajadał. Milczał dalej, ale gdy usłyszał o zawodach w zajadaniu zakrztusił się. - Smok i drobniutka czarodziejka. Xan, sądzisz, ze masz jakieś szanse?- zapytał i skinął na talerze, które pozostawały po posiłku Liny. Stos ciągle rósł. - Jak ja przejesz to stawiam ci kufel środka na trawienie! - pokręcił głową. - Albo gąsiorek wina Linie... - dodał. -[ Pasuje? - zapytał. Zapowiadała się wyżerka do rana... przynajmniej ta dwójka będzie miała co do roboty, bo na wieczór nie zapowiadało się nic ciekawego... na bezrybiu i rak ryba. Zaphirel zapewne po jakimś czasie wymknie się cichaczem, by poćwiczyć czarną magię, uprzednio dając karczmarzowi kilka monet na nagrodę dla zwycięzcy... lub zwyciężczyni.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Qin Shi Huang »

Ponieważ Płomiennego długo nie ma, a nie mam do niego żadnego kontaktu, poprowadzę trochę jego postac. Mam nadzieje że nie będę musiał Xana zabijac, bo mam wobec tej postaci pewne plany.

Xan Jedynie uśmiechnął sie na pytanie Maga. To żeby ludzka czarodziejka pokonała Smoka w zawodach takich jak ten, było nie tylko nie do uwierzenia. Było fizycznie niemożliwe. Smok nawet w ludzkiej postaci może w godzine opedzlowac pół krowy, podczas gdy człowiek, musiałby do tego wyczynu powiekszyc swoje rozmiary kilkanaście razy.
-Więc jak Lina? Troche się słyszało o tobie od bardów. Postrach smoków, pogromczyni bandytów, zabójczyni demonów... Nieoficjalnie mistrz w jedzeniu na czas i wytrzymałośc. Przyjmujesz wyzwanie? - zapytał usmiechając sie szyderczo. Lina obdarzyła go wściekłym wzrokiem. Zafalowało trochę od magii i powietrzu.
-Mistrzem na czas, jest Gaorie.. Ale przyjmuję. - odpowiedziała kładąc na stole kilka kryształów promieniujących magią oraz sztylet wyglądający jak spory pazór pokryty runami. Chyba całkowicie zapomniała o wcześniejszej rozmowie z Sandrą.
-Stawiam kryształy wzmacniające zaklęcia, kryształ kontroli żywiołaka, Kryształ Oczyszczenia z czarnej magii i sztylet przemiany. A ty? - uśmiechnęła sie wyzywająco. Xan także miał trochę do zaoferowania. Nie wiedział do końca czym jest sztylet przemiany. Aura tej broni, wskazywała na mozliwośc do metamorfozy broni przy uzyciu specyficznej magii.
-Stawiam kilka tych klejnotów.... - powiedział kładąc na stole swoje magiczne artefakty. Był pewien wygranej. Po co miałby oszczędzac na tym zakładzie?
-Hmm... a nic więcej nie masz? - zapytała patrząc krytycznie na jego rzeczy - niech będzie, ale ty płacisz za żarcie - orzekła i rozsiadła się wygodnie. Karczmarz zatarł radośnie ręce. Spodziewał się dużego zysku i taki nadszedł. Zamówienie było ogromne i ludzie w karczmie już zaczeli robic prywatne zakłady. Gdy ruszyli, góra jedzenia aż zatrzesła sie od rozchwytywanych kiełbas, jajek, chleba, ryb, wędlin, owoców, warzyw i innych rzeczy. Wśród wyżerki znalazły się także dośc wykwintne dania, lecz nikt nie zauważył co to było, gdyz za szybko zniknęły z oczu. Góra jedzenia malała. Xan i Lina Obżarli sie nieźle, lecz nie wyglądali na zmęczonych.
-To Moje! - Wrzasnęła blokując Xanowi widelcem drogę do ostatniego pulpecika który został na stole. Nie zdążył o niego powalczyc. Lina zjadła go w ułamek sekundy. Nic nie zostało na stole, ale oboje chyba mieli jeszcze na coś tam miejsce. Zakład był nierozstrzygnięty.
-Dokładka! Znaczy.... Dogrywka! - Krzyknęła do karczmarza. Ten wzruszył bezradnie ramionami.
-Nic już nie ma... - powiedział smutno. Ludzie w karczmie wydali z siebie westchnienie niezadowolenia.
-Ehh..... - Lina zrobiła skwaszoną minę. Poklepała sie po lekko napęczniałym brzuchu. Usiadła wygodniej i zamyśliła sie na chwile.
-Skoro tak... nie pozostaje nam nic innego jak tylko wymienic się nawzajem przedmiotami zakładu... - powiedziała skłaniając lekko głowę.
-Co ty na to? - Zapytała. W rzeczywistości, chodziło jej o to, że gdyby cały ten zakład uznac za nieważny, musiałaby zapłacic połowę ceny za jedzenie. A śmieci które wystawiła, i tak na nic by się jej nie przydały. Nikt jednak nie znał jej zamierzeń.
-Niech będzie - zgodził sie Xan. W jego interesie była taka decyzja. Może miał miejsce w żołądku, ale Lina i tak przeszła jego najśmielsze oczekiwania. Strategocznie, lepiejbyło przyjąc ten warunek niż stracic honor. W ten sposób, można było zejśc ze sceny na równi z wielką Liną... Zabrała jego rtzeczy oddając mu swoje. Spojrzała za okno.
-O kur*a... juz wieczór... muszę leciec na obrady... żegnam. - Wypaliła i wyszła szybko z karczmy. Skierowała się dokładnie tam, gdzie nie powinna.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Mr.Zeth »

Dziewczyna przez dłuższy czas się nie odzywała. Każdy znalazł sobie inne zajęcie i wszyscy przestali zwracać na nią uwagę więc skończyła tylko posiłek, który sobie przyniosła i pozwoliła zabrać naczynia. Potem tylko obserwowała. Nagłe opuszczenie karczmy przez Linę skwitowała tylko otwarciem ust i wskazaniem oddalającej się czarodziejki palcem. - Ee? - zaczęła wstając i zbierając swoje rzeczy by ruszyć za pewnym rudowłosym kłopotem.
Zaphirel skończył jedzenie kawałek przed smokiem i czarodziejką. Siedział na dachu karczmy i medytował. NA dole był za duży ruch.. gdy wchodzili znaczy. teraz był wieczorek, ale dach był wygodny. Spojrzał w dół na Linę i wybiegającą za nią Aine. Ześliznął się po rynnie i stanął koło dziewczyny. - Hm? A ta gdzie? - skrzywił się. Sandra westchnęła tylko. Zostawiła na stole napiwek i wyszła za wojowniczką. Dołączyła do towarzyszy. - Chyba tym razem nie da się jej zatrzymać w pokojowy sposób, co? A chyba ta cała imprezka się jeszcze nie skończyła. Może niech Xan nas ubezpiecza z góry, Zaph wali na odległość, a my pójdziemy do walki na miecze z nią, co Aine? - spytała szybko Sandra i w trakcie mówienia jej się glos zmienił na bardziej metaliczny.
- A nie można by jeszcze spróbować pogadać? - jęknęła. Wiedziała, że z Liną nie ma żartów i wolała nie stawiać swojego i towarzyszy zdrowia i życia na szali... - Ja proponuję spróbować odwrócić jej uwagę od tego... Jeszcze na trochę... Może powiedzmy, że się przesunęło? Udawajmy kogoś kto miał ją powitać i ugościć? Nie wiem... - jęknęła. Może i była wojowniczką ale nie lubiła bezsensownych walk a na taką się zanosiło... Głównie dlatego, że Gryffin nie potrafił sobie sam poradzić z organizacją...
- Ehh.. walka z Lina? Samobójstwo. W najlepszym wypadku skończymy przyrumienieni na pobliskim dachu, a w najgorszym na ulicy... znaczy jak ulica długa i szeroka rozsmarowani równo – stwierdził mag. - Zagadać bezwzględnie - dodał. - Tylko kłopot w tym, że Xan przyjął te błyskotki , zamiast gadać, że honor jego jako obżartucha jest zagrożony czy coś w ten deseń - westchnął.
Kas zamyśliła się na chwilę. Szczerze, to nie miała pomysłu, co dalej robić, ale jej także nie uśmiechało się walczyć z tą potworzycą. Tym bardziej, że miała dziwne przeczucie, iż puściliby pół miasta z dymem i nie tylko. - Póki co chodźmy, bo nam ucieknie - mruknęła i gdy ruszyli tyłki za czarodziejką, mówiła dalej: - Możemy zagadać, ale już nas zna i raczej na 'poselstwo' się nie nabierze. No chyba żeby trochę naściemniać, że nie wiedzieliśmy, że ma tam być, bla bla bla... ale się przesunęło w czasie na jutro i też na nie czekamy.
- Eee... Mam myśl... Może się udać... Jeśli nie spalcie mnie na miejscu nim zrobi to ta furiatka... - powiedziała z miną jakby już szykowała się na śmierć. Odetchnęła i przyspieszyła kroku. Chciała dogonić czarodziejkę by móc odezwać się bezpośrednio do niej. - Ehm... Przepraszam... Ale tego... Myślałam, że już o tym wiesz.. Że cię powiadomiono... Wszystko się przesunęło... Wczoraj mieliśmy poważny problem z pewnym furiatem opętanym przez demona no i dopóki nie trafimy na jakiś trop raczej nie ma szansy myśleć i jakichkolwiek obradach... - powiedziała zmieszana sama dziwiąc się sobie ze takie mijanie się z prawda przychodzi jej tak lekko... Ale w sumie większość powiedziała prawdy..
-Co?! Obrady przełożyli?! I nie zawiadomili mnie o tym?! Jak tak można?! - powiedziała i przyspieszyła kroku. -Zaraz im tak nakopie do rzyci, że popamiętają. -
Zaphirel porozumiewawczo spojrzał na obie towarzyszki i ruszył za lina celem złapania jej za ramie, tekst wypowiedzi dopiero rodził siew głowie maga - Em, my mieliśmy cię powiadomić - bąknął.
-Wy? Hm... to czemu nie mówiliście od razu? Co za obsługa rozgarnięta! - wrzasnęła i odwróciła się w ich stronę. -Za co wam tak na marginesie płacą? Powinniście na początku to powiedzieć! Teraz cały plan dnia mam zwalony!
- Wybacz... Roztargnienie... Straciliśmy niedawno towarzysza. Ja mam za sobą nie do końca przespana noc...
- bąknęła przepraszająco. - Cały czas chodzi mi po głowie... Hmm... Chcieliśmy cię prosić o pomoc... Bo widzisz... Ten opętany przez demona problem to właśnie nasz zaginiony towarzysz... Chodzi o jakiś kult chyba... Twoja wiedza i moc była by potężnym wsparciem... Tym bardziej ze walczyłaś już z Shabranigdo - bąknęła
Kas pokiwała do tego przytakująco głową, ale wolała się nie odzywać póki co. Westchnęła, tęskniła za Renem, ale tym dawnym... tym jeszcze ze statku. ;-) takie małe wtrącenie
-Jasne że walczyłam! Mało! Pokonałam! - zadarła nos do góry. - Tak czy inaczej... Nie jestem najmą. Nie udzielam swej wiedzy pierwszym lepszym napotkanym kmiotkom. Bez urazy. - rzuciła od niechcenia. -A co bym z tego miała? Tak na marginesie...
Zaphirel westchnął. - A masz cos lepszego do roboty? - zapytał. Miał w zanadrzu cięższą artylerię, ale planowane zagranie było ryzykowne...
Aine wiedziała ze nie mogla na nic innego liczyc w przypadku oslawionej Liny I. - Wiemy ze pokonalas... Jedna z siedmiu czesci Rubinookiego Lorda. Zaprawde niezwykly to wyczyn bo do tego momentu w sumie tylko Cephied rownal sie demonicznemu wladcy... Ale tym razem maja ponoc powstac wszystkie jego czesci na raz... Shabranigdo ma zamiar powrocic jako calosc... Sadze ze tylko ty bylabys otwarcie w stanie stawic mu czola... Druga sprawa ze kultysci sa chyba zorganizowana grupa... Zapewne maja potezne skarby... Albo artefakty... - powiedziala majac znaczenie ze Lina zlapie przynete
- Ale jak nie chcesz iść, zrozumiemy - powiedziała cicho Kasandra. - Masz swoje lata i taka wyprawa mogłaby być już twoją ostatnią... Nie chcemy cię narażać.
-CO?! - Krzyknęła do Kass. - Ty flądrowata dziwko! Twierdzisz ze stara jestem?! - w powietrzy aż zakołysało się od magii. Jedna szyba w oknie pękła a oczy Liny rozbłysły się na czerwono
Pół demonica spojrzała się na nią spokojnie i dość... olewczo. - Więc nie jesteś i coś jeszcze potrafisz? To świetnie. Naszym celem jest mer o imieniu Renevan, obawiamy się, że może nieźle tutaj wszystkim napsuć krwi i nie tylko... - mruknęła. - Zmienił się całkowicie w ciągu jednego dnia i z łatwością wyczuwam jego demoniczną naturę. Niestety... teraz się gdzieś ukrywa i zniknął dla moich zmysłów.
- Jest jeszcze Ahimed... O nim wiemy niewiele... - bąknęła Aine. - Podejrzewam ze to przez niego Ren się... No wiecie... - dodala cichutko. Chciała załagodzić sytuacje... Ale nie miała pojęcia jak to zrobić.
Zaphirel szturchnął Kas. - Patrzę tak na Line i obawiam się, że woli pójść się awanturować odnośnie tej nieudanej partyjki w bingo z Gryfinem, czy co tam po obradzie mieli robić... Wiesz, bezpieczniejsze i w ogóle, a tu a jakimiś kultystami będzie się użerać... - powiedział równie spokojnie co demonica.
Lina położyła rękę na głowni miecza. -Ciekawe... Ahimed... Renevan. Pozwolę sobie zauważyć, że nie dziwię się twojemu zmysłowi co do tej... jak to nazwałaś... demonicznej natury. Sama jesteś demonem. Ciężko tego nie wyczuć - uśmiechnęła się i wyszeptała jakieś zaklęcie na miecz. -Ale tak czy inaczej, idę do kongresu. Choćby po to, żeby opieprzyć was przed przełożonymi. Później... może się dogadamy. - rzekła i raźno ruszyła w stronę kongresu
- Pół demonem - poprawiła ją obrażona Kass.
- Jak można iść tam gdzie czegoś nie ma? - wyraziła na glos swoja wątpliwość dziewczyna.
-W kongresie zawsze ktoś jest - odpowiedziała olewczo i poszła dalej.
- Mówiłem, woli się awanturować odnośnie rundki bingo. Zestarzałą się i skostniała, pewnie nawet już flare arrow nie potrafi rzucić. Tchórzy i tyle - machnął ręką, obracając się od Liny plecami, gotów do natychmiastowego uniku. - Drogie panie, idziemy? Babcia będzie nas spowalniać, nie? -
Zaphirela na początku coś ukuło w plecy. Później nastąpiło bolesne pieczenie. Na koniec, zauważył impuls magii lecący za zaklęciem. Lina uśmiechnęła się triumfalnie a w dłoni załadowała już kule ognia. -Takiś pewien chłystku? -
Aine przypomniała sobie zaklęcie którego uczyła się wraz z Xanem dzisiejszej nocy. Jesli Lina Grzmotnie zaklęciem - Aine ustawi bariere... Sumienie nie pozwalało jej zostawić samego tego głupca...
Zaphirel skrzywił się, ale milczał. - Inaczej - mruknął. - Jak na razie z całych sił próbujesz nam udowodnić, ze zanikł w tobie jakikolwiek impuls do działania, inicjatywa i energia. Mi udowodnić ci sie udało. Wszystkim wokół pewnie też. Masz okazje zmienić ten stan rzeczy, ale wolisz zadzierać nosa. Proste, prawda? Na magii się znasz, ale na psycholigii - marnie - stwierdził - I możesz to zabrać z moich pleców? Zabijając mnie udowodnisz tylko, że jestes lepsza w magii, a jeśli chodzi o psychikę to zezgradziałaś do zera -
Zaphirel skończył mówić... i poleciał daleko, trafiając w przeciwległą ścianę. -Nigdy nie uczyłam się psychologii. - powiedziała już spokojnie. - Nic mu się będzie. Nie zabijam nikogo bez potrzeby a ta kara mu się przyda. Zajmijcie się nim lepiej. Ja idę do tego kongresu... coś mi tu śmierdzi....-
- Zapewne palona skóra tak wali... - mruknęła Kas. Spojrzała się na Aine. - Staraliście się, teraz moja kolej - powiedziała obojętnie. Czarny Sztylet pojawił się w jej dłoni i zaraz śmignął w plecy czarodziejki. - Moich przyjaciół się nie atakuje! - krzyknęła poł demonica. - Nawet za karę. Wracaj tu, szmato, mamy porachunki!-
- O kurwa... - wymsknęło się Aine. Pierwszy raz w życiu... Ze zgrzytem dwa miecze opuściły swoje miejsce na plecach dziewczyny. Odsunęła się trochę...
Zaphirel zebrał się z ziemi Zobaczył, jak Kass atakuje Linę. "Samobójczyni" przemknęło mu przez myśl. Dobył rapiera, otrząsnął się z oszołomienia i wykorzystał siłę Damm Brass, by "podlecieć" bliżej, niesiony eksplozją. Po lądowaniu natychmiast wyśle swój niemagiczny rapier w Line za pomocą kolejnego DB...
Lina uśmiechnęła się i ustawiła tarczę. Sztylet nie odbił się, lecz znikł. Lina odwróciła się na pięcie. -A więc zaczynamy bal! - zawołała radośnie - Lewitacja... - wyszeptała i wzleciała w górę. Widząc lecącego na nią Zaphirela, podleciała do niego a w rękach ładowała właśnie jakieś ogniste zaklęcie
Aine z radością stwierdziła ze Lina ma zajęte ręce zaklęciem. Miotnęła wiec wprost w nią kule ognia koncentrując się po tym na otaczających ich wiatrach i ruchach powietrza. W razie czego skoryguje tor lotu zwariowanej czarodziejki i ostrym podmuchem zrzuci ja na ziemie. Aine już układała w głowie kolejność następnych zaklęć...
Zaphirel wyszczerzył się... Rapier + Damm Brass, teraz kiedy ma ograniczona możliwość unikania... Kass zaś spojrzała się do góry na lewitującą Linę i wiedziała, że póki co to może sobie poczekać. Wolała, żeby ją zwalili na ziemię, ale mogła trochę pomóc. Czarny Wybuch przed samym nosem podziałał na Erterisa, teraz też powinien choć odwrócić uwagę. Musieli atakować jednocześnie, by nie dać jej szansy na ochronę czy odbicie przed wszystkimi atakami.
Lina pod wpływem zaklęć Aine, runęła na ziemię po drodze uderzając w jakąś beczkę. Okazało się, ze była ona pełna śledzi i to chyba nieświeżych. -Ehh.... - westchnęła lekko i z jej ciała wydobył się czarny wybuch który anihilował ryby. Wstała szybko -Lux bargad - wyszeptała i zaczęła pstrykać palcami. Nagle w zupełnie nieoczekiwanych miejscach zaczęły pojawiać się wybuchy. Najczęściej pod ich nogami. Tymczasem, Lina przebiegła aby obejść ich od innej strony
Aine otoczyła się bariera ochronna i podleciała wyżej po to by moc z wysokości obserwować Line i znaleźć dogodny moment do ataku i nie przejmować się eksplozjami. Chciała związać Line w walce na miecze... Wtedy czarodziejka będzie łatwym celem dla jej przyjaciół... I nie będzie mogła używać magii....
Zaphirel skrzywił się i schował rapier z powrotem na miejsce. Damm brassem wysłał siebie na dach pobliskiego budynku. Skrzywił się, po czym nagle wpadł na pomysł. Chwycił dachówkę i rzucił nań Damm brass... ale troszkę inaczej, miał zamiar użyć jej jak bomby, ciskając w stronę liny i wywołując detonację. Miał pod ręką masę dachówek, a w razie czego cegła też może być. Ponad to można wysadzić kawałek domu i zrzucić pannie czarodziejce na łepetynę grad cegieł...
Nie przejmowała się tymi wybuchami, niewiele mogły jej zrobić. Wyjęła oba miecze i spokojnie szła w stronę Liny, miała ochotę się zabawić z tą starą jędzą. Ale tym razem stawiała na współpracę z Sandrą, jeśli będą atakować na zmianę, uda im się wykorzystać w pełni właściwości obu ostrzy. - No chodź, śmierdzielu, pokaż na co cię stać! - syknęła do czarodziejki i wycelowała w nią czubkiem miecza.
Lina była mocno skoncentrowana na wielu wybuchach. Zapomniała, ze Kass jest demonem i czarna magia nie na wiele się zdaje. Ledwo uniknęła ciosu przechylając się na bok. -Damu Bras - wypowiedziała a Kass przeleciała tym razem nie faceta, lecz 5 metrów i wylądowała na kamiennej ulicy.
ee... czekajcie chwilę.
Line ostatecznie dopadły cegły i dachówki, gdyż swoją uwagę skupiła na lecącej na nią Aine. Oberwała kilka razy i padła na ziemię. Leżała na bruku i chyba była nieprzytomna.
Aine niepewnie podeszła bliżej gotowa w razie czego osłonic się szybka słabiutka tarcza. Na jedno zaklęcie starczy. Schowała miecze by sprawdzić czy Lina żyje... Dziewczyna nie chciała nikogo zabijać. Sama tez nie miała ochoty ginąc...
Kas pozbierała się z bruku i bardzo zdziwiła na widok lezącej czarodziejki. - Ściema - mruknęła i zaczęła podchodzić do obu pań.
Zaphirel patrzył na zajście z góry, trzymając w ręku kawał komina, gotów do kolejnego "strzału" Spojrzał na Kass porozumiewawczo i pokazał cegły, po czym skinął głową na Aine i dłonią wykonał gest sugerujący usuniecie jej i siebie w razie czego....
Kiedy podeszli do niej, Kass znowu została zdmuchnięta. Nie bolało, ale jednak mocno ją odepchnęło. Podmuch czarnej magii, nie zdmuchnął Aine. Zdążyła postawić tarczę i była tuz obok wstającej Liny. Rozejrzała się niewyraźnym wzrokiem. Zaphirel na górze, jedynie lekko zachwiał się od podmuchu
Aine zareagowała błyskawicznie. Lina wstawała i była zdezorientowana... Dziewczyna wykorzystała szanse i podjęła próbę przewrócenia Liny po raz drugi. Chwyciła ja za nadgarstek nim ta zdążyła inkantować jakiekolwiek zaklęcie i wykręcając do tylu unieruchomiła za jej plecami. Stary wojskowy chwyt gwardzistów... Skuteczny przeciwko wszystkim którzy nie są silniejsi...
Zaphirel westchnął i cisnął kominem na bok, po czym zeskoczył w dół, planując wsparcie Aine... obezwładnienie Liny wydawało się być najlepszym sposobem, a w razie czego może zawsze wypróbować zaklęcie cierpienia...
Miała już powoli dość tej starej jędzy. Miała nadzieję, że Lina nie pamięta, iż Kas może być szybsza od zwykłego człowieka i doskoczyła do niej błyskawicznie. Chciała zmusić ją do walki na miecze.
Aine i Zaphirel, zaatakowali jednocześnie. Lina zwinęła się w bólach a Aine bez problemu obezwładniła ją. Czarodziejka próbowała rzucić antyzaklęcia przeciw klątwie cierpienia, jednak nie mogła przez chwyt Aine. -Zdejmij klątwę! - krzyknęła w końcu rozpaczliwie.
- Zostaw! - krzyknęła z niemiłym uśmiechem i dziką satysfakcją w oczach. - Pamiętaj, kto pierwszy zaatakował, kara za brak kultury musi być. Więc ładnie przeproś - powiedziała do Liny i przystawiła jej szybko ostrze do gardła.
-Nie ma mowy.... - stęknęła i mimo bólu oraz chwytu Aine wstała powoli. Wyszedł impuls magiczny, przez który nabrała strasznej siły., Oczy rozbłysły jej bladoczerwonym światłem a na twarzy wymalowała się dzika wściekłość -Jeszcze mnie nie znacie..... Ultima Bargad!!!! - wrzasnęła i ziemia pod nią wybuchła wyrzucając wszystko w powietrze. Oczy rozbłysły jej na czerwono. Ruszyła na nich w powietrze z nieoczekiwaną furią. Zanim doleciała, omdlała a oczy straciły karmazynową barwę. Spadła na ziemię nieprzytomna.
- Potężne zakęcie, o mistrzyni magii - burknął Zaphirel.
Aine sprawdziła czy jest cala... Trochę ja to zaskoczyło. Pozbierała się i podeszła do Liny ostrożnie. - Dajcie mi mocny sznur... Ona sobie krzywdę zrobi - mruknęła.
Kasandra zamyśliła się. Nie miała przy sobie sznura, ale mogła ją jeszcze mocniej walnąć, dla pewności, że się baba nie ruszy. - Może ją tak... dogłuszyć, co?
Zaphhirel westchnął. - Któreś z nas musi poświęcić pasek - Chyba ze... Kass masz linę... znaczy sznur? - zapytał.
- Nie... Nie bić po zabijesz... - jęknęła Aine i rozpięła swój pasek. Ręce Linie wykręciła do tylu nie na tyle by ja bolało lecz by ja unieruchomić. Zaczęła krępować ręce... - Zaph... Idź poszukaj jakiegoś sznura... To tylko prowizorka - powiedziała.
- Pfff... nie zabiłabym jej... może trochę uszkodziła - odparła Kass.
Zaphirel rozglądnął się po pobliskim pobojowisku. - Może lepiej łańcuch? - zapytał. - Xan do diabła, ruszysz tu swój gadzi tyłek? - krzyknął na głos.
Zaphirel krzyknął do smoka... ale jego nie było. Coś tylko błysnęło na złoto w powietrzu. Xan leciał nad miastem i chyba ich szukał. Bezbłędnie kierował się w stronę ostatnich wybuchów. Dookoła nie było żadnego sznura. Za to pełno ludzi, którym nie spodobało się to całe zajście. W Zaphirela rzucono nawet zgniłym pomidorem - Znowu niszczycie miasto! Zgłosimy to do władz!! - krzyknął ktoś z tłumu
- Znowu? - stęknęła dziewczyna. - Pierwsze słyszę... - dodała. Westchnęła ciężko. - Zaph... Powiedz mi proszę ze masz wystarczająco dużo siły by ja unieść i zanieść do pałacu... Po takim wstrząsie i z całym tamtym orichalkiem powinna być nieszkodliwa... - mruknęła. Miała na końcu języka złośliwy przytyk w stronę maga
Zaphirel nie zwrócił uwagi na pomidora. - Chyba - mruknął, po czym spróbował podnieść Linę. Chyba aż tak bardzo się nie namęczył, by nie móc jej podnieść...
- Jak chcesz - powiedziała podchodząc do maga - to ja ją mogę wziąć. Wiesz, jestem w połowie demonem, czyli jestem silniejsza niż myślisz...- Spojrzała się na nieprzytomną babcię. - Dostała w kość - mruknęła pod nosem.
Lina nawet nie wydawała z siebie nieprzytomnych pomruków. Oddech miała spokojny. Nic nie mogłoby jej obudzić. Nawet strzał z armaty
- Dobrze... Kas wydaje się ze lepiej byś ty ja niosła... Nie powinna sprawiać problemów... Tylko musimy się sprężyć... - bąknęła
Zaphirel przekazał Kass Linę. - Hm... dobra, sadzę jednak, że lepiej by dwie osoby ja przetrzymały, a ostatnia poszła zdać raport Gryffinowi - mruknął mag ocierając resztki owoca z ubrania.
Kass wzięła Linę od Zaphirela. - To skoro masz już ręce wolne, to idź zdaj raport - powiedziała. - My sobie poradzimy, nie, mała wojowniczko?-
- Ech... Mała... - jęknęła cicho dziewczyna. Chociaż lepiej już mała niż mały... - Dobrze weźmiemy ja do pałacu... Trzeba będzie zamówić cos do jedzenia... Zgłodniałam... Ona pewnie tez jak się obudzi - powiedziała gotowa wspomóc Kas w niesieniu Liny
- tylko nie do pałacu.. jeszcze nie - powiedział Zaphirel. - Najpierw zapytam Gryffina - powiedział, po czym udał się w stronę pałacu swoja nową metodą - po dachach. Wolał uniknąć kolejnych rzutów czym-kto-miał-pod-ręką... i to nie zawsze świeżym czymś...
Xan podbiegł do nich szybko. Spojrzał na nieprzytomną Linę. -Wybaczcie... że tak zniknąłem. Ale musiałem zrobić pewną prywatną sprawę... Chodzi o Xellosa... nie ważne... później wam to wyjaśnię...
Skinęła głową do smoka. - Nic się nie stało, jak widzisz, wszystko pod kontrolą - odpowiedziała grzecznie i z lekkim uśmiechem. - Chodźmy stąd... Ludzie się już wpieniają za zniszczenia...-
- Tha dobra... Inna rzecz ze niech się Zaph pospieszy... Długo to my jej raczej nie utrzymamy... Rozrabiała... Chociaż do tańca zaprosiła ją Kas... - mruknęła Aine chcąc odpocząć... Zmęczyło ja to wszystko...
Zaphirel zeskoczył z pobliskiego dachu i opadł na bruk. Zaklął. podniósł się, rozcierając kolano. - Dobra... do pałacu ja - powiedział. - Chyba będzie premia od Gryffina jak ja dostarczymy - dodał.
- To zabiorę ją przed pałac - powiedziała półdemonica i lekko wzruszyła ramionami.
- Dobra... O radości... - mruknęła Aine. - No to idziemy... - powiedziała gotowa do drogi
Zaphirel podniósł się do wyprostu, otrzepał i ruszył za "pochodem".
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Qin Shi Huang »

Lina przez całą drogę miała opętańczy wyraz twarzy. Nie wykazywała jednak specjalnie poważnego stanu zdrowia i cała podróż do orichalkowego pałacyku Gryffina przebiegła bez zgrzytów. Przy samym pałacu ludzie dziwnie i podejrzliwie zerkali na dziwną ekipę niosącą światowej sławy czarodziejkę. Gdy jednak straznicy przepuścili ich bez zawachania, mieszczanie nabrali czegoś co możnaby już nazwac zaufaniem do tego niecodziennego działania. W środku przywitał ich Gryffin
-No... tego się nie spodziewałem. Macie premię... chej... Lina. Obudź się.... - rzekł i machnął jej reką przed oczami wysyłając magiczny impuls. Zaphirel zrozumiał szybko, że to coś w stylu psychicznego policzka na otrzeźwienie i nie wymagał wielkiego nakładu nauki aby dojśc do tego jak to zrobic. Twarz czarodziejki wykrzywiła się w gwałtownym grymasie niezadowolenia. Powoli otworzyła oczy.
-Co? Skąd ja się tu wzięłam? - zapytała spokojnie rozglądając się
-Na moje zlecenie zatrzymali cię i nawet tu przynieśli - wskazał dośc obojetnie na ekipę
-Co takiego?! - obrzuciła ich gniewnym spojrzeniem - czy was nikt szacunku nie nauczył?! - zawołała i wymierzyła Gryffinowi policzek. Cios przeniknął jednak jego głowę tak, iż Lina omal co nie wywaliła się lecąc za impetem uderzenia. Reka nie napotkała żadnego oporu.
-Induril? - zerknęła na podobiznę Króla, która już w półprzezroczystej formie uśmiechała się szyderczo - To już Jack nie może się zjawic osobiście jak przychodzi mu chęc żeby mnie wkurzyc?
-Jest teraz na obradach... Kazał mi tu zostac jakbyście mieli wrócic wcześniej - Induril mrugnał do ekipy i zaparł sie pod boki. Lina zrobiłasie czerwona na twarzy. Odwróciła sie do nich powoli.
-Mówiliscie, że obrady zostały przeniesione.... - powiedziała niebezpiecznie słodziutkim tonem. Induril parsknął śmiechem. - mam nadzieję że jesteście w pełni świadomi tego, że zapłacicie mi za to... - mówiła nadal jadowicie słodkim głosem. Już miała wyjśc z pałacu gdy Induril machnął reką a ona walneła się o niewidzialną ścianę.
-Opowiesz nam co wiesz jak wróci Jack. - stwierdziła zjawa
-Co? A to niby czemu?
-Widzisz... nie ufamy pewnym ludziom...
-Komu na przykład?
-Xoanie oczywiście.
-CO?! KTO IM POZWOLIŁ UCZESTNICZYC W RADZIE?! - zawołała oburzona
-Wprosili się. Ciężko było odmówic... i tak jest z nimi ciężko. Lepiej...
-Wiem wiem... nie psuc polityki zagranicznej... Nie mogliście mi o tym powiedziec?!
-Nie... ciężko się z tobą skontaktowac wiesz? Żadna droga komunikacji nie jest bezpieczna... - Lina prychneła tylko na to i odwróciła się obrazona.
-A musieliście mnie tak zatrzymywac?
-Oczywiście - uśmiechnął się Induril i podszedł do niej - Wkrótce wszystko dopowiemy. ciekawe... jak to możliwe że cię pokonali? - zerknał powątpiewająco na drużynę. Lina zamyśliła się.
-Tak naprawde to nie wiem... pamiętam że upadłam... później wstałam rzucając jakieś zaklęcie... - relacjonowała w pełni gestykulując wymawianie i rzucanie zaklęc - ale później chyba straciłam przytomnośc.... nie pamiętam cosie działo... - rzekła w zamyśleniu. Nagle rozwarła powieki jakby coiś do niej dotarło.
-No nieważne.... chyba wypadłam z formy...
-Jeszcze sobie porozmawiamy Lina... wiesz o czym... a wy... - zwrócił się do ekipy - dostaniecie premię jak Jack wróci. Tymczasem macie wolne... i szukajcie śladów kultu jeśli się da.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Ouzaru

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Ouzaru »

Kasandra/Sandra

Poczekała, aż istota (o ile można było to coś tak nazwać) się oddali z Liną i westchnęła ciężko spoglądając na towarzyszy.
- No cóż, chyba nam się udało całkiem dobrze spisać, nie? - powiedziała uśmiechając się lekko. - Całkiem zgrana z nas ekipa.
Przeszła się kilka kroków zastanawiając się nad obecną sytuacją. Nadal nie wyczuwała nigdzie obecności Rena i trochę... trochę bardzo ją to niepokoiło. Właściwie Sandra nie miała nic przeciwko, że po tym jak oberwał w łeb polazł gdzieś i nie daje znaku życia, jednak Kas tęskniła za nim. To znaczy za takim, jaki był dawniej.
"Bleh, mięknę" - pomyślała pół demonica, ale na myśl o milutkim merze uśmiechnęła się lekko.
- Nie mam póki co pomysłu, jak moglibyśmy szukać tego całego kultu, więc może po prostu skorzystamy z czasu wolnego i odpoczniemy trochę? - zaproponowała Sandra.
"Czy mogłabym... no wiesz... ja i mag..." - zaczęła Kas nieśmiało.
"A musisz?" - westchnęła w odpowiedzi Sandra.
"Muszę" - odpowiedziała twardo i na tym rozmowa się skończyła.
Kasandra z gracją odrzuciła włosy na plecy i podeszła do Zaphirela kręcąc tyłeczkiem i kołysząc biodrami. Zaplotła ręce dookoła jego szyi spoglądając mu głęboko w oczy. Namiętne, pożądliwe spojrzenie aż paliło...
- Ty mi chyba coś obiecałeś, nie? - spytała mrucząc rozkosznie.
Bynajmniej nie przejmowała się obecnością innych osób, czego niby miała się wstydzić lub krępować? Wszyscy już dawno przywykli do tego, jaka jest, więc miała głęboko wszelkie zasady i normy przyzwoitego zachowania.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Mr.Zeth »

Kassandra i Zaphirel:

mag odchrząknął. Pamiętliwa bestia.
Zaphirel się wyszczerzył. – No... nie przedawniło się widzę - zaśmiał się, kładąc dłonie na biodrach półdemonicy.
Ta mruknęła tylko rozkosznie coś niezrozumiałego i mocniej go objęła... kładąc dłonie na jego pośladkach.
- Zaprowadź mnie do siebie - powiedziała.
- Mag uniósł brew , uśmiechając się. - Chodź wiec - powiedział, po czym porpwadził Kas korytarzami zamku, by koniec końców otworzyć drzwi swojego pokoju przed półdemonicą i zamknąć za nią. - Oto jesteśmy - powiedział i postąpił krok ku niej.
Gdy oboje byli już nadzy, pchnęła go lekko na stół i tam dopadła. Zaraz jednak zamienili się miejscami, lecz ciągle pozostawali przy namiętnych pocałunkach, pieszczotach i rozbijaniem wszystkiego, co znalazło się w zasięgu ręki. Jakiś wazonik poleciał na podłogę i roztrzaskał się z hukiem, woda prysnęła razem ze szkłem i ochlapała ich trochę.
Mężczyzna nachylił się i przyparł ja do stołu...

[---]
srry, ja cenzuruję więcej niż Ouz :P


Sen nadszedł koło poranka, ale Zaphirel nie potrzebował go wiele. Otworzył jedno oko. Kas jeszcze spała... lub udawała, że śpi. Jeśli przepali swoje więzy teraz to ja obudzi. Wzruszył ramionami. Medytacja na szczęście nie ma uwarunkowań. Mag potrafił się skupić czy to siedział samotnie w pokoju, czy leżąc, przywiązany do łóżka z nagą półdemonicą wylegującą się na nim najlepsze. Owszem jest to silny czynnik rozpraszający, ale mag uznał, że jest w stanie to... „przeskoczyć”.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: WinterWolf »

Napisałam, że napisze, więc piszę... Przepraszam, że z opóźnieniem, ale to przez ostatnie nadmiary zajęć na uczelni. I jeszcze muszę opracować liternictwo do tytulatury _-_


Aine


Wzmiankę o premii za niespodziewane rozwiązanie sprawy skwitowała głębokim i ciężkim westchnieniem. Cała sprawa śmierdziała jej na kilometr. Do tego smok zrobił się mrukliwy i straciła towarzysza do konwersacji... Na obietnicę Liny, że ona im zapamięta drobne minięcie się z prawdą skwitowała tylko kolejnym, głębokim westchnieniem. Doszła do wniosku, że nie taki diabeł straszny jak go malują... Tym bardziej, że samej pannie Inverse zdarzało się kłamać w żywe oczy nie raz i nie dwa w jej długim życiu. Na domiar złego mieli takie polecenia jakie mieli i wywiązali się ściśle z zadania.
- Nie trzeba się było awanturować... - mruknęła pod nosem. Miała chustę mocno naciągniętą na twarz. Dziewczyna miała teraz ponure spojrzenie. Jej nastrój wykonał obrót o 180 stopni i chyba zamierzał sobie odbić ostatnie radosne uniesienia wynikające ze zdobycia nowych umiejętności i z najnowszych dokonań... Zachowanie Kas - bo bez wątpienia to demonica teraz objawiła swą twarz - skitowała tylko zmrużeniem oczu. Kolejne słowa i dziewczyna oddaliła się stamtąd w milczeniu. Tylko czerwone uszy świadczyły o jej zażenowaniu... Postanowiła na własną rękę poszukać jakichś informacji. Skoro jej towarzysze byli sobą zajęci to nie pozostawało jej nic innego jak zacząć węszyć tu i tam... Może coś znajdzie... Skoncentrowała się i przeszła ulicami miasta w pierwszej kolejności dostrajając się do aury magcznej otaczającej to miejsce. Potem wyszukiwała magiczne anomalie chcąc w razie czego określić czy nie ma tu gdzieś śladów bytności kultu. Miała przewagę nad mieszkańcami tego miasta ponieważ oni mieszkając tu od zawsze przyzwyczajali się do aury miejsca i nie wyczuwali drobnych wahań i wychyleń od normy. Za to doskonale rozpoznawali większe problemy. Ona była teraz trochę jak pies tropiący... Być może uda jej się natrafić na jakieś ślady tutaj wewnątrz miasta. Jeśli nie tu to przynajmniej będzie później przygotowana na wyczuwanie działalności kultu... Na miarę swoich dość jednak skromnych możliwości magicznych... Przechadzała się ulicami samotnie odpoczywając jednocześnie od dziwacznych relacji panujących między jej towarzyszami.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Qin Shi Huang »

-Ciasno tu... a ten orichalkon ogranicza magię... - pomyślał Xan i postanowił wyjść na zewnątrz. Nie spiesząc się, wyszedł z pałacu. Miał nadzieję olatać trochę i rozprostować skrzydła. W tej ludzkiej formie, zaczął się zbytnio uczłowieczać. Trzeba rozprostować skrzydła. Uczucie to było bardzo nie miłe. Ściśnięty w tym małym ciele czuł się nie swojo. Smocza natura i chęć lotu, dawały o sobie znać. Gdy wyszedł, zamierzał skierować się gdzieś poza miasto. Zobaczył jednak Aine, do której podbiegł jakiś elf.
-Panie! Panie! - krzyczał elf o jasnych włosach, zmierzając w jej stronę. Gdy bodbiegł bliżej, nieco się zawachał.
-Eeee.... Pani! Z pałacu wychodzisz! Ty dla króla pracujesz prawda? Gdzie on jest? coś strasznego! Cała oaza jest zniszczona! Północna Oaza! Wszystko zniszczone! Wszyscy zabici! Porwano dzieci a więziony kultysta zniknął! - Wydyszał elf i połozył dłonie na kolanach, aby lepiej złapać oddech. W głowie Xana, znowu odezwał sięten głos. Głos Xellosa, który przejmował zimnem aż do kości.
-Smoku. Usłyszeliśmy to z Gryffinem. Musicie tam lecieć. Dołączą do was później Erteris i Victoria. Jeszcze nie wiem, ale jesli to będzie potrzebne, zjawię sie i ja z Gryffinem
- Co? Lecieć? Tak zaraz?
-Tak zaraz. Jak najszybciej. Bez gadania. To ważne.
- Kontakt urwał się. Xan podbiegł do Aine i elfa
-Mamy się tym już zająć. Poczekaj tutaj. Zwołamy... oddział i wskarzesz drogę. - Oddział... dlaczego użył tego słowa? Chyba chciał żeby to dobrze zabrzmiało... Dlaczego zaczęło go to obchodzić? Za bardzo upodabniał się do ludzi. Była jednak okazja za dłuższy lot.
-Aine... Poczekaj tutaj. Zaraz po nich pójdę. -Xan już szedł aby zawołać Zaphirela i Kasandrę lub Sandrę. Zastanawiał sie co on tam zrobi, jeśli nadal będą...

W uszach Kass i Zaphirela, zabrzmiał pospieszny głos Xellosa.
-Szybko! Przed pałac! Musicie leciec na pustynię! Przed pałacem już na was czekają. Przestańcie się gzić i do roboty. - nawet nie mieli możliwości odpowiedzieć. Kontakt zerwany został pospiesznie.

-Xan! Już biegniemy! - Krzyknęła Victoria, biegnąc w korytarzu z Erterisem. Byli uzbrojeni, jednak wyglądali na zupełnie nie przygotowanych do podróży. Trzeba się było jednak spieszyć....
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Ouzaru

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Ouzaru »

Kasandra/Sandra

Słysząc w uszach głos tego pseudo demona przebudziła się i jakby od niechcenia przeciągnęła. Zaph ciągle był unieruchomiony przez nią, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Przecież po to był magiem, żeby sobie umieć radzić w różnych trudnych sytuacjach, nie? Przetoczyła się na niego, ucałowała lekko w usta i bardzo niechętnie zeszła z łóżka. Pobojowisko w pokoju nie było aż tak przytłaczające, po dywanie walały się jedynie odłamki wazonu, ich ubrania i broń. Kas zgrabnie wyminęła mokrą plamę, którą zostawiła rozlana woda od kwiatków i zaczęła się ubierać. Za jej plecami mag już się uwalniał, więc skupiła się tylko na sobie.
Ubrała swój nowy strój, uzbroiła w oba miecze, nieco poprawiła uczesanie i otworzyła drzwi na korytarz.
- Spotkamy się za chwilę - powiedziała uśmiechając się do Zaphirela szeroko i puszczając do niego oczko.
Szybkim krokiem przeszła do swojej komnaty, tam trochę przeczesała włosy, przepłukała twarz i usta, wzięła jabłko z koszyka na 'śniadanie' i była w sumie gotowa do wymarszu. Cieszyła się, że będąc w połowie demonem potrafiła poruszać się znacznie szybciej niż zwykły człowiek, tak więc całość zajęła jej raptem kilka minut. By nie tracić więcej czasu puściła się biegiem przez korytarze i na pełnej prędkości wypadła przed pałac.
- JESTEM! - zawołała swym metalicznym głosem, który w połączeniu z krzykiem nieprzyjemnie świdrował w uszach.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Mr.Zeth »

Zaphirel:

Mag westchnął. Zlokalizował najbliższe okno. przy drzwiach za duży tłok. Dostał się na parapet bez większych kłopotów... ale ziemia... 5 metrów w dół... nie jest źle.
Mag z głośnym łupnięciem płyt na nogach wylądował na bruku. Po przedramionach przeszedł dreszcz. nadgarstek będzie bolał przez jakiś czas...
Podbiegł do Xana. Domyślił się, za czyja sprawa będą lecieć. Spojrzał szybko na smoka i wgramolił się na jego plecy, po czym przysiadł na tyle dobrze, by nie spaść podczas lotu. Podał rękę Kassandrze, potem Aine. - Nie traćmy czasu, Xan! - pogonił smoka. Świerzbiły go palce. Szykowała się kolejna okazja na przetestowanie posiadanej mocy.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: WinterWolf »

Aine

Dziewczyna miała niewyraźną minę, gdy podbiegł do niej wydzierający się elf. Dobrze, że jej twarz skryta była pod chustą. Dzięki temu sprawiała wciąż wrażenie chłodnej i opanowanej. W rzeczywistości fakt, że znów zwrócono się do niej jak do mężczyzny trochę ją zirytował. Jakoś tak dzisiaj była pod tym względem wyjątkowo drażliwa. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzało... Możliwe, że przyczyną tego stanu rzeczy było bardzo swobodne obyczajowo zachowanie Zapha i Kas.
Wysłuchała jego słów i nim zdążyła odpowiedzieć już zjawił się Xan. Westchnęła. No to nici z przechadzki. Skinęła tylko głową i czekała aż wszyscy się zbiorą. Nim Xan ruszył w stronę pałacu Kas już tu była. Potem zjawił się Zaph. Aine nie pozostało nic innego jak tylko się podporządkować. Aż sama się sobie dziwiła, że ma tak paskudny humor, i że zrobiła się taka małomówna. Zawsze była milcząca, ale teraz zrobiła się mrukliwa.


[krótko, bo dolega mi migrena...]
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Qin Shi Huang »

Mały Rollup i uogólnienie. Żeby nie było tak nudno

Wystartowali bezzwłocznie. Xan nieco dziwnie czuł się jako wierzchowiec, tym bardziej że Zaphirel wskoczył mu na barana, zanim jeszcze smok zdążył się przemienić. Po chwili sprzeczki, wystartowali. Lecieli nie długo. Xan latał na prawde szybko i trzeba było mocno trzymać się, zeby nie spaść. Pęd powietrza, powodował, ze było bardzo zimno. Elf pokierował drużyną. W końcu zauważyli cel podróży.
Smok lądował powoli. Zniżali się, byli coraz bliżej ziemi. Gdy znaleźli się już całkiem blisko, dostrzegli, że to co dotychczas brali za chaty, w rzeczywistości były samotnymi szkieletami domostw stojącymi wśród drzew. Pomiędzy nimi leżały rozpłatane, podziurawione, pocięte oraz na wpółspalone elfy. Mężczyźni, kobiety, uzbrojeni czy nie. Widać, że wzięto je z zaskoczenia. Tylko przy nielicznych trupach widać było broń. Wszystko zbryzgane posoką, zczerniałą już. Napastników musiało być conajmniej tylu, co elfów. Te zaś, nawet nie zdążyły się zorganizować. Ktoś widocznie wpadł do wioski, wyrżnął wszystkich do nogi. Tylko po co? Wtedy Anie zauważyła. Klatka zwalona przy drzewie. Widać chcieli kogoś odbić. Ale....kto? W okól klatki było więcej ciał niż gdzie indziej. Tam chyba się bronili. Kogo chcieli uwolnić? Kogo elfy przetrzymywały za cenę swego życia? Dziewczyna nie potrafiła sobie odpowiedzieć na to pytanie. Widząc, że ona patrzy w kierunku drzewa i klatki, inni równierz zwrócili tam głowy. Sandra stała najbliżej. Zobaczyła, że w pniu coś jest. Błyszczy, w zachodzącym słońcu. Przyjrzała się lepiej. Była to malutka rękojeść. Rękojeść co najwyżej noża. Ataku nie przeżył nikt. A nawet jeżeli, to tutaj nie został.
Sandra wyczuwała drogę w którą ktoś poszedł. Czuła tą energię. Nie wiedziała o co chodzi, jendak.... czuła energię i aurę Rena. Czuła w którym poszedł kierunku. Xan i Zaphirel czuli odór demonów i czarnej magii.
-O cholera... - stwierdziła Viktoria wchodząc w głąb wioski - Niesamowite.... i straszne... co tu się stało?
-Wygląda na to, że zaatakował ich ktoś, lub coś co miało przewagę liczebną... Widać ślady kół... zatarte ale jednak... powozem przewieźli cos ciężkiego... nie ma tu dzieci... - stwierdził. Victoria aż zachłysnęła się z przerażenia. Zasłoniła usta.
-Jesli to dzieci porwali... to pewnie ci kultyści.... - zamilkła.

Naprawde chce to przeprowadzić szybko. Wreszcie zrobi się ciekawie

Postanowiono, że udadzą się za śladami kół. Prowadziły one do górskiego masywu na pustyni. Im bardziej się zbliżali, tym Xan i Sandra czuli coś bardziej niepokojącego. Xan czując demony i złą, wstrętną aurę tamtego miejsca, dostawał szału i coraz większej chęci walki. Doczekał się. Z daleka dostrzegł postacie w czarnych szatach. Stali u wejścia do jakiejś groty. Nie czekał już na nic. Runął do przodu, przemieniając się w swoją prawdziwą formę. Kultyści szybko zorientowali się w sytuacji. Xan oberwał kilkoma silnymi zaklęciami. Wytrzymał sporo i zwęglił na popiół wielu wybiegających z pieczary postaci w czarnych szatach, zanim runął na ziemię. Był wycieńczony. Oberwał naprawde silnymi zaklęciami. Zachwoał jednak przytomność. Dźwignął się z ziemi. Kultyści, którzy podbiegli, zakonczyli zycie w jego paszczy. Był w swoim żywiole. Naokoło ogień, a on walczył w krwawym szale. Reszta drużyny była jakieś 200 metrów on wejścia.


-Panie! Panie Renevanie! - zawołał kultysta w pieczarze. Smok! Smok nadlatuje! Cały srebrzysty! - W tym momencie, do środka wpadł ogień a z zewnątrz rozległy się bolesne krzyki.
-Oto smok z którym chciałeś walczyć... - rzekł Ahimed uśmiechając się. Stał nad misą odprawiając rytuał. Właśnie miał dokonać przywrócenia swej mocy.
-...Zajmij się naszymi "niespodziewanymi" gośćmi. - "Niespodziewanymi", powiedział z taką ironią, że było wiadomym, ze się ich spodziewał.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Mr.Zeth »

Zaphirel:

Mag był lekko zawiedziony pośpiechem, ale z drugiej strony nie powinni tracić czasu. Stwierdził, ze powrót w to miejsce może wnieść coś nowego... ale nieważne. Na horyzoncie pojawiły się pomioty jakiegoś kultu.
Zaphirel odbiegł lekko na bok, po czym ruszył naprzód za pośrednictwem dammu brass'ów, skacząc jak konik polny naprzód, z rapierem w dłoni. Magowie... więc wejdzie w bezpośredni kontakt i zadziała za pomocą kombinacji walki rapierem i dammu brass. Tym bardziej, że tam leżał wściekły smok, a wokół wszystko płonęło.
Gdy wskoczył w wir walki, walnął się o magiczną barierę. Kultyści stworzyli ją, by bronić się przed szałem Xana, niemniej skaczący mag wywarł na nich spore wrażenie. Ci, którzy nie schowali się w barierze, oberwali zarówno on Zapha jak i od smoka. Na maga rzucił się od tyłu jakiś kultysta. Wbił mu sztylet w ramię i zaczął wymawiać jakieś przydługie zaklęcie.
Zaphirel wyjąc sięgnął za siebie i dotknąwszy klatki piersiowej przeciwnika rzucił damu brass... Jego cel pod koniec swojego życia mruknął klątwę a ze sztyletu poszła mała, fioletowa mgiełka, która weszła do rany. Poczuł ból i mrowienie. Nie było to jednak nic poważnego. Chwilę później kultysta rozleciał się na kawałki a posoka ochlapała spore połacie terenu. Kultyści cofali się do środka, utrzymując barierę. Xan uderzał w nią pazurami, jednak aby zniszczyć magiczną barierę, trzeba bić w nią magią...
Zaphirel się wyszczerzył. Spojrzał na magów podtrzymujących barierę. – Lux bagard, głąby - mruknął i pstryknął, wpatrując się w ziemie tuż pod nogami jednego z magów. – Lux bagard... Lux bagard... - powtarzał, pstrykając, patrząc pod nogi magów po kolei, jeśli bariera osłabnie to może smok przejdzie i przerobi ich na mielonkę szybciej? Z efektów Zaphirel stwierdził, ze może jednak nie... Krew polała się uderzając o wnętrze bariery. Kolejna ofiara, wypadła już poza niewidzialną ścianę. Ani chybi tarcza puściła. Xan wpadł jak szalony i wetknął głowę do pieczary. Kłęby ognia wypełniły jaskinie... a w każdym razie na to wyglądało, bo chwilę później ogień wyleciał na zewnątrz razem z Xanem, który wyleciał aż kilkanaście metrów do tyłu. Padł na ziemię i wyglądało na to, że zemdlał. Ze środka wypadli kultyści kładąc ogień zaporowy. Z wejścia wylewała się magia. Zaphirel oberwał kilkoma zaklęciami i odleciał do tyłu.
Mag wylądował na ziemi i warknął. Był ranny i potłuczony. Najwyższy czas się wycofać... ale wpierw...
Chwycił kamień i posłał go lotem pod wejście do jaskini z opóźnionym damu brassem, po czym pobiegł za jakieś skały, gdzie mógłby się skchronić, po czym zaczął rzucanie Dark Lance w stronę wejścia... kogoś na pewno trafi...
Rozlegały się krzyki kultystów i błagania o pomoc ze strony Shabranigdo. Nagle Zaphirel poczuł ból w ranie, którą zadał mu kultysta zanim zmienił się w pastę. Piekący i przeszywający ciało ból utrudniał skupienie się i czarowanie. To była jakaś cholerna klątwa. Całkiem silna bo rzucona nie na przedmiot osobisty, ale na krew. Zaphirel czytał wiele o klątwach i znał się na tym. Zorientował się, że klątwa może szybko nabierać sił i stać się bardzo niebezpieczna
Mag uznał, że najwyższy czas zapomnieć o przeciwnikach. W końcu nie jest tu sam. Zabrał się za usuwanie klątwy. Jeśli dobrze zadziała, może będzie w stanie ja... wyssać. Pozbawić mocy. Zeżreć jak pijawka. Pasożyt żerujący na pasożycie to zaprawdę coś żałosnego, ale na leczeniu się specjalnie nie znał.
Gdy starał się pozbyć klątwy, do akcji wkroczyli Erteris i Victoria. Czarodziejka, lewitując nad polem walki słała w stronę kultystów najróżniejsze zaklęcia, czyniąc niemałe spustoszenie wśród tłumu. Wisiała w powietrzu tak, aby nie można było na nią spojrzeć. Aby to zrobić, trzeba by było spojrzeć prosto na słonce. Erteris wleciał na swoim mieczy jak na desce surfingowej a wokół niego, lała się krew. Wysysanie skażonej klątwą krwi, chyba nieco pomagało, jednak klątwa rozchodziła się szybko. Potrzebował dużej siły woli by oprzeć się tej pasożytniczej magii oraz odpoczynku.
Zaphirel skupił się raz jeszcze. Musiał zaleczyć rany bo padnie od utraty krwi. Potem zajmie się klątwa.. albo zajmą się inni... pod warunkiem ze przeżyją.
Cóż, jak się wdepnęło w kawał ścierwa, to trzeba się liczyć z tym, że może przykleić się do buta... Mag skupił się na regeneracji.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: WinterWolf »

Aine

Młoda wojowniczka widząc to co wydarzyło się w mieście wskazanym przez elfa diametralnie zmieniła swoją postawę. Jakiś przejmujący chłod pojawił się w jej spojrzeniu i całej osobie. Nie odezwała się nawet słowem. Ruszyli śladami wozu... Aine niemal przewidziała co zastaną na miejscu. To było tak przewidywalne jak kolejne słowa aktora na przedstawieniu wystawianym na scenie od setek lat... Dzień w dzień. Ktoś albo specjalnie ich tam ściągnął albo był totalnym kretynem i imbecylem. Aine zgodnie z zasadą, że lepiej przecenić przeciwnika i się zawieść niż go niedocenić i później żałować. Xan ruszył z furią na kultystów gromiąc pierwsze ich szeregi. Dziwiło ją to, że jego magiczny ogień nie przebijał się przez bariery... Podczas gdy wszyscy jej towarzysze ruszyli do otwartego boju miotając zaklęcia i co się dało dziewczyna została chwilowo trochę na uboczu. Xana zostawiła mając nadzieję, że nic mu nie będzie. Obawiała się, że po ocknięciu się runie na ślepo do boju. Siła się przydawała ale siła połączona z bezmyslną furią mogła być niekorzystna również dla sprzymierzeńców nie tylko dla wrogów... Pierwszy raz w życiu widziała to oblicze smoka. Zawse go uważała za istotę opanowaną. Dowiódł tego nie raz podczas ich wcześniejszych przygód.
Odnalazła Zaphirela. Ze swojego punktu widziała co się z nim stało. Musiało być z nim teraz kiepsko. Podeszła do maga i objerzała jego obrażenia nie dotykając go jednak.
- Nie ruszaj się - powiedziała cicho spod swojej chusty i rzuciła zaklęcie leczace, którego uczyła się od Xana. Pozwoli to zasklepić rany maga i umożliwi mu przynajmniej częsciowy powrót do formy... Ewentualnie przyspieszy jego walkę z klątwą. Gdy rany maga się zasklepiły dziewczyna ruszyła dalej. Zadowolona była, że towarzysze robią wokół dużo rumoru i zamieszania. Przez to mogła podjąć próbę przekradnięcia się niezauważona na tyły wroga. Nie była w takch podchodach aż tak dobra jak Ren ale większość swojego zycia spędziła na ukrywaniu się. Jej towarzysze jeszcze nie poznali tej częsci jej natury. Aine była święcie przekonana, że znajdzie tam w jaskini kogoś jej znanego. Mniej lub bardziej ale zawsze. Niech więc gra muzyka! Pamietając jakimi drogami ogień smoka opuścił jaskinię ruszyła tak by ominąć wszelką obstawę i zapory czy bariery. Dopadnie przeciwnika w środku. Liczyła się z tym, że walka będzie śmiertelnie trudna... Ale są rzeczy, których sie nie wybacza, a taka okazja jak dzis może się nie powtórzyć...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Kaczor
Marynarz
Marynarz
Posty: 380
Rejestracja: sobota, 18 listopada 2006, 16:52

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Kaczor »

Ren & Anie

Zamieszanie i chaos ktory powstal, oraz nieudolnosc napasci w polaczeniu z krzykami i ogniem oraz wiadomosci o smoku swiadczyc mogly tylko o jednym. Przybyli jego przyjaciele. A on taki niegotowy...trudno. Chwycil swe ostrze i kryjac sie w cieniu zakradl sie do wlaczacych. Kultysci, jak sie spodziewal, bronili sie dosc nieporadnie acz skutecznie i zaciekle. Wylazl dalej, mijajac ciskajacych zakleciami kultystow, rannych od wybuchow i zaklec fioletowego czarodzieja. A moze tych dwoch dziewek latajacych pod sufitem? A moze zranil je ten wielki i gruby smok? Niewazne, mruknal, a z ciena w ktorym stal wylecialy dwa czarne sztylety w kierunku lewitujacych czarodziejek. Nastepnie wyciagnal kolejne dwa i cisnal nimi w kierunku najblizszych....naziemnych obiektow na widoku. Nastepnie skryl sie w cieniu, oraz pobiegl do laboratorium alchemik(jezeli bylo blisko) zebral pare butelek na chybil trafil i wrocil na pole....bitwy. Victoria zręcznie uniknęła sztyletu. Erteris odbił go mieczem. Cele Rena ciągle poruszały sie i trudno było trafić. Po krótkiej chwili, Ren zauważył skradającą się w drugim końcu sali Aine. Nikt poza nim jej nie zauważył. Ahimed zajęty był rytuałem. Mer wezwal orez za pomoca magii. W nastepnej chwili 3 ostrza polecialy by przybic do ziemi jej cien. 4, by przebic serce. Za ostrzami polecial sam skryty w cieniu Ren, z obnazonym ostrzem.Dziewczyna zareagowala tak szybko jak umiala. Przywolala szybka bariere ruchem dloni, dobywajac przy tym jednego z mieczy zawieszonych na plecach. Gdy sztylety odbily sie od bariery ta pekla. Nie była przystosowana do odbijania silniejszych ciosów. Aine osłoniła się mieczem przed atakiem Rena. Wiedziała, że teraz nie zdoła się stąd ruszyć póki nie uwolni cienia. Osłaniając się przed atakami elfa rzuciła zaklęcie światła prosto w oczy mera chcąc go oślepić i jednocześnie uwolnić się z jego mocy. Potem mogła na niego uderzyć dobywając drugiego oręża... Renevan nie wydawal sie zaskoczony reakcja dziewczyny. Otrzasnal sie szybko z szoku wywolanym naglym strumieniem swiatla, i ruszyl do ataku rabiac wsciekle swoim plonacym ostrzem. Dziewczyna z chłodnym opanowaniem przystąpiła do walki. Szermierzem była wyśmienitym... Jeśli Ren nie posunie się do jakichś sztuczek to wiedziała, że elf nie ma z nią szans. Weszła w błyskawiczny piruet trzymając go cały czas na odległość mieczy i ciągle ponawiając precyzyjne ataki to jedym to drugim mieczem. W ten sposób nie będzie mógł czarować. Kolejy piruet, zasłona, parada i trzy kroki w lewo z kolejnym ciosem wyprowadzanym od prawej. Chciała go skłonić do defensywy... Dziewczyna byla duzo sprawniejsza od Mera. Tego nie dalo sie ukryc. Gdyby byl czlowiekiem, zapewne juz by nie zyl. Szczesliwie byl jednak elfem, wiec parujac i wykonujac zreczne uniki trzymal sie jeszcze przy zyciu. Musial szybko cos wymyslic, jesli nie chcial skonczyc jako elfie sushi. Mial pewien plan. Dziewczyna byla bardziej doswiadczona i szybsza. Jednak byl lepszy w czym innym. W akrobatyce. Uchylil sie przed kolejnym gradem ciosow, poczym wykonal widowiskowe salto w przod nad glowa przeciwniczki, miotajac plomieniami prosto w jej zamaskowana twarz. Aine osłoniła się mieczem. Ten wchłonął w siebie płomień. Ren mógłby przysiądz że dziewczyna pod swoją maską uśmiecha się paskudnie. Jeszcze nie pokazała na co ją stać. Drugim mieczem wymierzyła potężny cios w elfa. Weszla w kolejny piruet. Może nie była aż tak zręczną akrobatką ale nie przejęła się tym. Jeśli go przyprze do muru, Ren będzie jej... W locie jedno z ostrzy dziewczyn malo nie przeszylo go na wylot. Nie wyszlo. Byla dobra. Za dobra? Zaraz sie okaze. Elf machnal wolna reka. Wezwal jedno ze swoich czarnych ostrzy. Czarna smuga poleciala w jego calkiem sprytna przeciwniczke. Nie mial watpliwosci ze uda jej sie go odbic. Ale nie o to chodzilo. Gdy skupiala sie na odbijaniu, ten zniknal w cieniu.....by zaraz wyskoczyc jej zza plecow zapalajac ostrze i tnac na odlew. Dziewczyna odbiwszy rzucone w jej strone ostrze zrobiła krok w bok by uniknąć cięcia przeciwnika. Elf był sprytny. Ale walczył koszmarnie... W jego ruchach nie było szermierczej finezji. Brakowało mu doświadczenia. Dziewczyna dziękowała bogom za każdy dzień i za każdą chwilę swego życia, którą poświęciła na walkę mieczem. Nie było czego żałować. Kolejny piruet, który wyprowadziła tuż po uniku. Przeciwnik był zręczniejszy i tylko dlatego jeszcze żył... Elf zaczal tracic pewnosc siebie. Nie szlo mieczem? Odskoczyl od przeciwniczki na pare krokow, blyskawicznie schowal miecz i wezwal do rak dwa sztyleciki. Teraz mial szanse.....Rzucil dwoma na raz, wezwal kolejne dwa i je tez rzucil. Kiedy kobieta odbila ktores dwa, wzywal je natychmiast. Zaczal zasypywac przeciwniczke gradem stali. Dzziewczyna skoncentrowała się na unikach. Czasem odbiła któreś ze sztyletów. Potrzebowała chwilki... Elf słyszał że inkantuje... Po chwili znieruchomiała. migotliwa tarcza osłaniała ją przed jego atakami. Inkantowała w dalszym ciągu. Po chwili w stronę Rena poleciało zaklęcie - Damm Brass! - sfera przed wojowniczką opadła. Dziewczyna odskoczyła na bok przed ewentualnymi zabłąkanymi pociskami. Miecz dziewczyny zapłonął. Skończyły się żarty... Renevan sie wciekl. Teraz byl naprawde zdenerwowany. Wsciekly. Wyciagnal miecz ktory plonal jeszcze silniej niz wczesniej. Jego oczy zamienily sie w dwa zielone ogniki. Jego skora nabrala purpurowego koloru, zeby sie zaostrzyly. Krew zawrzala w zylach. Znowu poczul sie....niesmiertelny. Teraz zadna zywa istota nie miala z nim szans. Zasypal przeciwniczke setkami ciec plonacym ostrzem, ktore zdawalo sie laknac jej krwi...Uderzal rowniez piesciami, kopal. Poczul bezgraniczna radosc plynaca z walki.... -Bylas w wiosce?-Syknal. -Teraz skonczysz jak tamci....- Dziewczyna zbyła milczeniem słowa Rena. Złość, strach i wściekłość to wszystko to co prowadzi do przegranej... Nie widziała też powodu by odpowiadać. Przyszła tu walczyć i zabijać, a nie gadać. Szkoda było tracić siły na zbędne słowa. Jeśli zginie tu i teraz przynajmniej będzie pewna że zrobiła wszystko co mogła by zniszczyć tego podłego szczura. Dziewczyna wyszczerzyła się pod chustą widząc przemianę elfa. Demon... Jak dobrze się składa! Była wyszkolona w walce z takimi. Na widok ataku Rena jej uśmiech tylko się poszerzył. Demon w szale bitewnym. NIe mogła znaleźć zabawniejszego przeciwnika. Teraz nareszcie zacznie się prawdziwa walka. - Astral vine! - drugi miecz rozjarzył się purpurowym światłem i migotał niespokojnie. Szamanizm ducha... Uskoczyła no bok przed pierwszą szarżą. Oczy jej rozbłysły. W czasie gdy uskoczyła rzuciła krótkie zaklęcie. Dzięki swej magii teraz dorównywała Renowi szybkością. Parada, cięcie płonącym mieczem, piruet i młyniec astralnym ostrzem. Obie bronie miały teraz pewne właściwości pozwalające niszczyć demony. Ren sam wpakował się w bagno... Renevan czul ze z kazda chwila slabnie. Jednak nadal dorownywal Anie. Usmiechnal sie. Szamanizm go zrani, jednak nie byl w stanie go zniszczyc, nie byl przeciez w pelni demonem. Zlapal purpurowe ostrze, odbil plonace i ignorujac paralizujacy bol reki uderzyl swoja glowa w glowe przeciwniczki. Nastepnie odskoczyl, padl na ziemie, odtoczyl sie pod sciane. Jego oczy zgasly, reka krwawila. Byl zmeczony. Bardzo zmeczony. Poczul jak jego swiadomosc odplywa. Jego ostrze zgaslo. Ledwo utrzymywal rownowage. Wezwal sztylet. Ledwo trafil w cien dziewczyny, poczym zataczajac sie udal sie w kierunku broniacych sie mnichow. Chwilowo mial ja z glowy, przynajmniej poki nie uwolni swego cienia.... Dziewczya nie spodziewala się u Rena masochistycznych zapędów dlatego manewr ją zaskoczył. Upadła osłaniając się odruchowo mieczem, a potem jej cień został unieruchomiony. Zobaczyła wszystkie gwiazdy... Cieszyła się, że miała na czole srebrną obręcz... Metal zmarkował uderzenie i zaskoczona dziewczyna nie straciła świadomości. Ren zrejterował... Aine bolała głowa... Chwilkę trwało nim się pozbierała. Słabym światełkiem uwolniła cień. Oszczędzała siły... Choć elf był fatalnym szermierzem to jednak był od niej silniejszy. Teraz za to wiedziała czego się wystrzegać w następnym ewentualnym starciu... Krótkie zaklęcie leczące rzucone na głowę wróciło jej pełnię kontroli nad ciałem... Potyczka zakończyłaby się jej zwycięstwem... Wiedziała to. Dziewczyna czuła, że ten pojedynek ją zmęczył. Wczesniej tego nie zauwazala bo adrenalina robila swoje. Ale chociaz byla w lepszym stanie niz elf. Doczolgal sie do kultystow. -Pomoz mi!- Rozkazal jednemu z nich..
"Yet another beautiful moonlit night."-Alucard :D
Ouzaru

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Ouzaru »

Kasandra

Widok masakry w wiosce odebrał Sandrze wszelką chęć do 'pojawiania się' i teraz wszystko było na głowie jej alter ego. Ale ta nie martwiła się, krew i szczątki nie zrobiły na niej wrażenia, sama czasami bardziej masakrowała... różne żywe istoty. Westchnęła, wzięła swój miecz do ręki i powoli zaczęła iść w stronę, z której Go wyczuwała. Nie miała ochoty walczyć, coś nieprzyjemnie ciążyło jej w okolicy serca. Z jednej strony cieszyła się, że mer jest cały i nadal żyje, z drugiej... teraz musieli z nim walczyć i Go powstrzymać i nie podobało się Kas to, że poleje się krew tych, których zdążyła polubić i nazwać przyjaciółmi.
Smok i Zaph rzucili się do walki, podobnie Książę ze swoją siostrą. Aine przekradała się bokiem, a Kas spokojnie sobie szła na samym końcu. Zabijała każdego, kto stanął jej na drodze, odniosła kilka drobnych ran, które bardzo szybko zostały zregenerowane. Krew zabitych kultystów miejscami pokrywała blade ciało pół demonicy, ale ona się tym nie przejmowała. Energia rozpierała ją, była tak naładowana, że miała wrażenie, iż zaraz eksploduje. Kochała ten stan, jednak nie poddawała się mu, była chłodna i opanowana. Ręce jej się tylko lekko trzęsły i każdy śmiertelny cios zadawała z taką siłą i szybkością, że ciężko było zauważyć, co się tak właściwie stało i czemu ten kultysta nie żyje.
Nie przejmowała się Erterisem i Victorią, wiedziała, że doskonale sobie poradzą. Zatrzymała się na chwilę przy Zaphirelu, położyła mu rękę na ramieniu i pochyliła nad nim.
- Zostań tu i odpocznij, ja się tym zajmę - powiedziała jakoś... jakoś tak ciężko i bez tego blasku w oczach, bez entuzjazmu.
Spokojnie poszła dalej. Kilka kolejnych głów odtoczyło się od reszty ciała i demonica weszła tam, gdzie kilka minut wcześniej poszła Aine. Akurat zobaczyła końcówkę jej potyczki z merem...
- Ren! - zawołała, gdy ten zaczął uciekać. - Renevan, poczekaj!
Kasandra dobiegła do wojowniczki.
- Dalej pójdę sama, trzeba go powstrzymać... ale nie pozwolę wam go zabić - powiedziała śmiertelnie poważnie.
Pobiegła dalej, za merem i teraz Aine mogła zobaczyć jej prawdziwą prędkość.

Akolici odwrócili się w jej stronę. Poczuła, ze coś złapało ją za nogę. To coś pociągnęło ją do tyłu. Sunęła po wilgotnym kamieniu jaskini w stronę zgrai kultystów. Leciały w nią grady i fale magii. Mogłaby krzyknąć lub zakląć coś plugawie pod nosem, jednak nie wydała z siebie najmniejszego dźwięku. Lekko przymknęła oczy i zaczęła się osłaniać przed zaklęciami mieczem. Poczekała, aż ją to coś do nich dociągnie, wtedy miała zamiar zrobić z kultystów sieczkę. Stawali jej na drodze do tego, by powstrzymać i prawdopodobnie też uratować mera. Podpisali na siebie wyrok śmierci. Gdy ją do siebie dociągnęli, co by tu dużo nie gadać, oberwała nieźle. Jej ciało o wiele słabiej regenerowało magię, zwłaszcza szamanistyczną, którą oni dysponowali. Chyba sporo o niej wiedzieli, bo szybko rzucili na nią Almekia Lance. Strumień energii zranił ją dotkliwie. Mimo iż była osłabiona, ból dodał jej adrenaliny. Wyrwała się im i mieczami przerobiła ich na tatar. Miotali jakieś zaklęcia, kładli tarcze... jednak to nie wystarczyło aby obronić sie przed furią Kasandry. Kiedy już stała wśród poodcinanych rąk, nóg, głów i korpusów przeoranych na ćwierci, cała umazana we krwi, dostrzegła Rena. Kultysta pomagał mu wstać i biegli razem do stojącego po środku sali... KAPITANA AHIMEDA. Odprawiał jakiś rytuał nad misą przed gigantycznym posągiem Shabranigdo o czerwono rubinowych oczach.
- Niech to szlag... - syknęła i nie wiedzieć czemu poczuła, jak do jej oczu napływają łzy. - Renevan! Poczekaj!
Przy każdym ruchu i kroku czuła nieprzyjemny ból pod swoim pępkiem, gdzie znajdowało się serce demonicy. Nikt właściwie nie wiedział, iż jej organy są porozmieszczane zupełnie inaczej niż u zwykłych ludzi i często ratowało to Kasandrze życie. Nie zdarzyło się, by ktoś przebił kobiecie serce ostrzem i wolała nie próbować, czy uda się coś takiego przeżyć. Zwalczając w sobie ból zacisnęła zęby i szybko pobiegła w stronę elfa.
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Qin Shi Huang »

Gdy Kass biegła do rena, coś świsnęło. Poczuła ból w łydce lewej nogi i w stawie prawej nogi. Padła na ziemię. Ta rana szybko nię nie zrośnie... Zobaczyła sprawcę ran. Małą elficką dziewczynkę. Z obojętnym wzrokiem przeszła nieopodal niej i zatrzymała się przy Renie.
-Panie! - Krzyknął akolita do Ahimeda odprawiającego rytuał nad wielką kamienną misą - Panie! Ratuj!
-Wy nędzne robaki! - wściekł się i rozejrzał po polu walki - Nie potraficie sobie poradzić z tą nędzną garstką?! No tak.... Kazał pan, musiał sam. - Stwierdził i zszedł z postumentu.
-Zebrałem już wystarczająco mocy, by was wszystkich wykończyć! - Krzyknął i zaczął szeptać zaklęcie. Zaphirel, poczuł jak wiatry magii z bardzo dużego obszaru skupiają się w tym jednym punkcie pomiędzy jego rękami. Powietrze zrobiło się ciężkie. Wydawało się, że ziemia drży. Słychać było magiczny szum, słyszalny podczas mocnych zaklęć.
-Czarna moc czarniejsza od śmierci.. - usłyszeli pierwsze słowa zaklęcia zanim magiczny szum zagłuszył wszystko. Napór energii aż przewrócił walczących. Wyglądało na to, że Ahimed poświęci własnych kultystów. Rzucił zaklęcie. Karmazynowy promień czarnej magii poleciał w ich stronę. Przed nimi, pojawił się ciemnofioletowy owal, który rozrósł się szybko i pochłonął zaklęcie Ahimeda. Z wewnątrz usłyszeli głos księżniczki Amelii
-Ballus Wall! - chwile później z owalu wyszedł Xellos a za nim Gryffin, Zelgadis, Amelia, Lina Inverse, Filia ze swoim towarzyszem Valem, jakiś długowłosy blondyn z mieczem i półelfka z łukiem.
-Wygląda na to, że przybyliśmy w porę.... - stwierdził lekko zakłopotany Xellos. Przytknął palec do podbródka i w zamyśleniu zaczął przyglądać się wystrojowi groty.
-Ah! - powiedział uderzając pięścia w otwarta dłoń - To musi być to Sanktuarium kultu Shabranigdo. Musze przyznać, że sam nie wiedziałem gdzie ono jest. - Swoje zamkniete oczy skierował na Ahimeda, a ten obrzucił go morderczym spojrzeniem.
-Zdrajca Xellos. Miło mi... że będę mógł cię szybko wykończyć.
-Nie byłbym tego taki pewien - rzekł Gryffin i spojrzał na Victorię. - Teraz jest chyba odpowiedni moment. - Dziewczyna wyciągnęła z małego piterka przy pasku, pakunek szczelnie owiniety w dużą ilość jedwabiu. Był wielkości pięści. Odwinęła go szybko aby wydobyć z niego jedną jedyną złota kuleczkę wielkości groszku. Uśmiechnęła się i wzięła to w palce.
- Z krwi Fibrozzo, udało mi się stworzyć jego największą broń. Władcę żywota. Ta mała kuleczka zakończy twoje życie gdy tylko ją ścisnę. Jeszcze nie jesteś bogiem. Nie oprzesz się temu. Pożegnaj sie ze światem - ścisnęła kulkę, lecz ta nie zamierzała pęknąć. Ahimed uśmiechnął się a oczy mu rozbłysły. Victoria zamarła. jej oczy również zajaśniały karmazynowym światłem. Wygięła kręgosłup do tyłu i uniosła sie metr nad ziemię.
-Chodź do mnie dziecko.... - powiedział powoli Ahimed. Amelia krzyknęła. W jego stronę posypał sie grad Różnych zaklęć. Ra-tilty, Almekia Lance, Białe kule... nie wzruszały Ahimeda. Victoria podleciała aż do niego. Sam wzleciał nieco w górę.
-Teraz już jestem bogiem.... bo mam ciebie dziecko... - oznajmił wpatrując się w jej oczy. Pocałował ją mocno. Gryfin Wrzasnął i zaszarżował na kapitana. Nagle zatrzymał się w locie i pofrunął w ścianę.
-Dziękuję ci Jack, że mi ją tu przyprowadziłeś. Mam już jedną ze swoich części. A teraz.... żegnam. - Pojawił się wir magii, który oślepił wszystkich. Gdy wszystko opadło i widoczność znów była normalna, w grocie nie było już ani Akolitów, ani Rena, ani tamtej dziewczynki. Zostali tylko poturbowani i poranieni członkowie strony.... która przegrała tę bitwę. Gryffin bił pięścią w ziemię a kobieta z łukiem płakała przy nim obejmując go. Zelgadis ze spokojem wpatrywał sie w miejsce w którym ostatni raz widzieli Ahimeda. Amelia i Filia biegały już po grocie, lecząc i pomogając rannym. Val chodził po grocie, próbując panicznie znaleźć.... cokolwiek pomocnego. Erteris dyszał na ziemi wypominając sobie swoje błędy. Po chwili Gryffin wstał z ziemi a jego oczy zapłonęły żądzą zemsty.
-Zrobię wszystko by go dorwać.... - Stwierdził.



Gdy światło wiru opadło, Ren ujrzał wnętrze jakiegoś zamku, lub podziemnego kompleksu. Dookoła stali ocalali kultyści. Ahimed po środku emanował wielką mocą. Victoria stała za nim z nieobecnym wzrokiem.
-A więc Renevanie, łowco cieni.... Otrzymasz teraz to co ci obiecywałem. Wielką moc... Renevanie. Nie jesteś juz łowcą cieni. Jestes ich władcą - wyciągnął nad niego rekę. Przez Renevana przepływała wielka moc, budząca strach. Wrzasnął, gdyż ból w piersi był nie do wytrzymania. Gdy ustapił, Ren czuł wszechogarniająca go potęgę. Potęgę większą niż dobro i zło.... większą niż nienawiść i miłość. Była to potęga niszczenia i potęga tworzenia.


W razie wątpliwości, pytać na gg
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Zablokowany