[Wampir: Maskarada] Modern Night II

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos wsłuchiwał się w słowa Becketta z niepokojem. W ręku nadal ściskał łom i toporek.
- Znaki? Jakie, do cholery, znaki? - krzyknął zniecierpliwiony. - Możesz pan, szanowny panie, jaśniej? Bardzo intryguje mnie, co to za zielone gówno próbowało rozgnieść mnie swoimi mackami!

Usiadł w fotelu. Wbił wzrok w podłogę. Beznamiętnie dłubał łomem w lewym bucie.
- Wszyscy trujecie o jakimś cholernym końcu. Przytaczacie słowa przepowiedni, mantrujecie te swoje formułki, siejecie niepokój. - Westchnął. Zaczął stukać styliskiem toporka o łom.
- Do brzegu, panowie filozofowie. Nie czas na piękne opowieści i zakurzone legendy. Krótko: czego możemy się spodziewać w najbliższych dniach, na jakie kłopoty się przygotować?
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Seth »

Michael spojrzał się smutno na swojego towarzysza. Potężny huk, poprzedzony silnym trzęsieniem dał im znać, że to właśnie jakiś wieżowiec się zawalił.
- On mówi o końcu świata, panie Stier. O nocy w której starożytni przebudzą się, pożerając swoją progeniturę. O nocy, w której słońce zgaśnie a gwiazdy spadną z nieba… O nocy, która już niebawem nadejdzie.
Beckett wskazał na małą książeczkę, która wystawała z kieszeni Kociaka. Był to dziennik, który zabrał „Kainowi”.
- Myślę że tam jest część historii. Ale wątpię by i on znał wszystkie części układanki… Spędziłem trochę czasu ostatnio, przeglądając dokładnie informacje zawarte w Internecie.
Wampir wyszczerzył kły, rzucając spojrzenie gdzieś w pustą przestrzeń za nimi.
- Jeden film przykuł moją uwagę. Przedstawiał on grupę ludzi, torturujących jakieś dziecko. Oczywiście wywołało to wielki skandal, informacja dotarła do każdego z portali. Pokusiłem się jednak o obejrzenie tego, czy z mojego wrodzonego zainteresowania brutalnością, czy też może z przeczucia.
Podszedł bliżej grupy, pewien że żadne jego słowo nie będzie usłyszane przez pilota.
- Obdzierali malca ze skóry, tnąc powoli każdy jego mięsień. Ale to nie koniec. Bo te mięśnie odrastały.

Samolot zaczynał się rozpędzać, już lada chwila miał oderwać się od ziemi.
- Postanowiłem szukać dalej! I zgadnijcie co odkryłem już następnej nocy… Ludzie, mówiący że widzieli anioły. Nie, to wcale nie była jakaś sekta.
Nachylił się nad Dieterem, zmuszając by ten spojrzał mu głęboko w oczy. Na twarzy Becketta malowała się maniakalna, wręcz obłędna pasja.
- Grupa turystów z LA sfotografowała anioła. Nie jednego, lecz sześć na terenie całego miasta. Jednej nocy.
Tym razem chwycił wampira za koszulę, niemalże sycząc mu prosto w twarz.
- Wiesz przed czym uciekaliśmy!? Podpowiem tylko, że gdyby prześledzić rodowód pewnej grupy wampirów, skończylibyśmy na tym zielonym skurczybyku.
Oszalał. To jedyne racjonalne rozwiązanie.
- Pytasz się o znaki!? Proszę bardzo żółtodziobie!

Beckett puścił Dietera, odchodząc w tył, odwracając się do nich plecami.
- "Wypatruj smoka co powstaje, co porusza się". Mam ci wskazać palcem!?
Kociak przeklnął cicho, uświadamiając jaka moc płynęła wtedy w jego żyłach.
- "Wypatruj anioła co umiera". Sprytnie nazwane, co? Los Angeles jest w płomieniach, walki toczą się między armią bezklanowych wampirów, niedobitkami Rodziny, i zapewne gośćmi, których wspomniani turyści uchwycili na zdjęciach, wrzucając ich boskie tyłki do Internetu!
Kociak miał już coś powiedzieć. Gryzł go jeden ze znaków… Jego własne słowa.
- Wypatruj dziewicy co płacze.
Badacz odwrócił się, patrząc centralnie w zakłopotanego Malkavianina.
- Powódź nawiedziła miasto Santa Monica. Chcecie więcej dowodów?

W momencie gdy Beckett skończył mówić, potężny wstrząs przeszedł przez wnętrze samolotu. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie przeraźliwy huk rozrywanego pasu lotniczego, który dobiegł ich z dołu.
- Szefie! Jakieś gówno pod nami wyrosło!

Miał rację. Tyle że gówien było dużo.
Bardzo dużo…

Erwan poczuł nagle powiew powietrza na karku, zupełnie jakby coś za nim się szybko poruszyło. A zapach spalonej skóry wcale go nie pocieszał.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Erwan oddychał ciężko. Był niespokojny.

Właściwie nie z powodu najnowszych wydarzeń - te ciekawiły go, owszem, ale z niewiadomych powód nie przerażały. To pewnie natura naukowca chciała wszystko wytłumaczyć swoim zwyczajnym teoretyzowaniem.

Z tym że widział zbyt dużo rzeczy nadprzyrodzonych. Sam był jedną z nich.
Tremere był niespokojny z powodu swojego otoczenia. Nie umiał nic wychwycić, a jednak 'czuł', że coś jest nie tak...

Odgarnął włosy ze spoconego czoła. Spoconego? Nie, tylko mu się zdawało, ale wcale nie uspokoiło.

Chciał wyjrzeć przez okno, ale zapomniał o swoim upośledzeniu.

-Nie wiem na ile macie rację, ale nie podoba mi się to wszystko. Nie ufam ci Beckett. - powiedział. - Zresztą nieważne... Co tak cuchnie?
Obrazek
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos warknął, kiedy Beckett chwycił go za ubranie. Nie podobał mu się ton "wszechwiedzącego".

- Fantastycznie. Wprost cudownie - zakpił. - Strach dopadł wasze nieśmiertelne tyłki, co? Pradawne przepowiednie spełniają się i grunt zaczął się palić pod trupimi nóżkami?

Uderzył łomem o podłogę.

- Panie Beckett, od kilku tygodni doświadczam końca świata. Od wielu dni wraz z towarzyszami przechodzimy naszą małą gehennę. Nie było ostatnio nocy, podczas której nie otarlibyśmy się o śmierć. - Głos Dietera przybrał niemiłą barwę. - Byliśmy chłopcami na posyłki, szantażowani wykonywaliśmy polecenia bez mrugnięcia okiem. Co otrzymaliśmy w zamian? Zesłanie do pieprzonego chicagowskiego piekła! Żeby tego było mało, po dłuższych perypetiach dopadliśmy miejscowego ważniaka, zwanego Kainem, by uratować innego ważniaka. Potem, ścigani przez szaleńca i potworne nie-wiadomo-co, spieprzamy przez pół miasta.

Spojrzał spokojnie na Becketta, z wyrazem beznamiętnej ignorancji na twarzy.

- I teraz wieszczysz mi o nadejściu jakiejś zagłady? Dobra, wierzę ci. Niech będzie, że znaki się spełniają. - Zaśmiał się lekceważąco. - I wiesz co? Większego wrażenia to na mnie nie zrobiło. Nadzieje na lepszy los porzuciłem już dawno temu. Twoje słowa tylko potwierdzają, że dobrze uczyniłem.

Zmarszczył brwi, mrużąc oko.

- Co więcej, nie dziwię się wcale zachowaniu Raztargujeva. - Syknął złowrogo. - Być może źle go oceniłem. Każdy czuje nieodpartą chęć przetrwania. Ciągłe marudzenie o nadciągającej Gehennie wszystkich może doprowadzić do pasji.

Westchnął. Spuścił głowę i przymknął oko.

- Co zatem proponujesz? Jeśli ten koniec jest taki nieunikniony, to moja skromna osoba raczej wiele tu nie pomoże, nie sądzisz? Z braku innych ważniejszych rzeczy do roboty cierpliwie wysłucham twoich propozycji...

Nagle odwrócił się, słysząc słowa Erwana. Zerwał się z fotela i zaczął rozglądać wokół siebie. Dłoń zacisnęła się na narzędziach.

"Jesteś tu, nie myliłem się. Być może nasze cele nie są wcale tak odległe od siebie... "
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Seth »

Beckett uśmiechnął się, a iskra szaleństwa błysnęła w jego oku. Samolot raz jeszcze zatrząsł się, zaś gwałtowny świst powiadomił was o obecności potwora.
- Gdybyś się spytał pół roku temu, kiedy Kapaneus…
Tu spuścił wzrok, mówiąc to bardziej do siebie niż do was.
- … Mnie opuścił, powiedziałbym ci że zamierzam siedzieć w pierwszym rzędzie, obserwując koniec świata. Dalej egzystować, nie przejmując się niczym, bo i tak wszystko przemija, nie?
Podszedł do drzwi kabiny pilota, uchylając je trochę i zaglądając do środka. Powiedział kilka szybkich słów do człowieka w środku, po czym ponownie zwrócił się do was.
- Widzę że przyjęliście to spokojniej niż ja. Cóż, po tym co zobaczyłem w Chicago, podejrzewam że łatwo się domyśleć. To miasto umiera w krzykach, a krew obmywa jego ulice, napędzając olbrzymiego pasożyta.

Michael usiadł. Jego ciało było teraz słabe i bezwładne. Spoglądał na swoich wyniszczonych walką kamratów, walcząc z wewnętrzną ochotą na ulżenie im w cierpieniach.
I wcale nie chciał leczyć.

- Zaczęło się od zniknięcia Czarnoksiężników. Szukałem ich po całym świecie, łapiąc każdą poszlakę i dokładnie ją studiując. Wyobraźcie sobie że każda Fundacja opustoszała, a magia która je chroniła wygasła. Tremere nie zostawiają swoich fortec niestrzeżonych, tym bardziej gdy są opuszczone.
W wyobraźni Becketta malowały się teraz obrazy, pobudzane jego własnymi słowami. Wielkie, stare budynki, zupełnie nie pasujące do nowoczesnej architektury, budowane gdzieś na obrzeżach miasta. Widział wielkie hole, opuszczone podziemne laboratoria i zakurzone biblioteki, pełne starożytnych tomów. Widział ponury znak nieumarłych magów, widoczny tylko gdy patrzyło się na niego kątem oka.
Wszystko w idealnym stanie, bez jakichkolwiek śladów włamania. Żadnych porozrzucanych książek, żadnych wyłamanych drzwi. Wszystkie łóżka idealnie posłane, a okna szczelnie zamknięte i pozasłaniane.
Jakby po prostu wyjechali, zostawiając Fundację w idealnym stanie.
- Wtedy odwiedziliśmy Wiedeń, główną siedzibę Czarnoksiężników. Normalnie miejsce to jest unikane i zapieczętowane potężną magią, która usmażyła żywcem niejednego już nieostrożnego gościa. Lecz kiedy my wkroczyliśmy, zabezpieczenia były znacznie osłabione. Przechodziliśmy przez kolejne komnaty… Wysuszone zwłoki i proch znaczyły kierunek w którym podążaliśmy.
Beckett ponownie spojrzał się po zgromadzonych.
- I wtedy, podążając długim korytarzem pełnym mistycznych symboli, zdałem sobie sprawę. Szliśmy prosto do leża samego Tremere. Wstrzymałem się na chwilę, zszokowany tą myślą. Idący zwykle z tyłu Kapaneus był jednak głosem rozsądku. Doszliśmy do masywnych wrót, znajdując się głęboko pod ziemią, z wielką runą namalowaną krwią na nich. Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale magiczne runy zwykle się świecą jeśli są aktywne. Ta choć nie była zatarta, czy w jakikolwiek sposób przerwana, była całkiem wyblakła. Zupełnie jakby magia która ją podtrzymywała… Wygasła! Wkroczyliśmy do środka, przygotowani by stawić czoła przedwiecznemu.
Wampir przerwał, ściskając dłoń w pięść. Wyglądał jakby to wspomnienie budziło w nim najgorsze cechy. Gdy się ponownie odezwał, jego głos był załamany i bezbarwny.
- Setki spalonych zwłok, rytualne szaty przykryte marnym popiołem. I inne runy. Widziałem też krwawą ofiarę Czarnoksiężników, którą była zwykła owca. Wydało mi się to bynajmniej dziwne, po dziesiątkach opowieści o nieludzkich eksperymentach. Wreszcie, przedzierając się przez wysuszone zwłoki i strzępy zakazanych ksiąg, dotarłem do największego trupa, ubranego w szkarłatne szaty. W swoich poczerniałych rękach trzymał księgę… Dziennik Etriusa, jednego z pierwszych uczniów Tremere.
Michael spojrzał się na opowiadającego, jakby zareagował na to imię. Tymczasem kolejny świst rozlega się tuż za oknem, a z kabiny pilota słychać było rozpaczliwe przekleństwo.

- Etrius pisał o chorobie, która dotyka Spokrewnionych. Tą sprawę badałem także dla oficjeli Camarilli. Sam Hardestadt mi to zlecił, a ja przyjąłem, choć niechętnie. W swoim dzienniku Czarnoksiężnik wspominał o ostatecznym rytuale, który miałby odwrócić Klątwę, zamieniając ich z powrotem w ludzi. Teraz już wiecie po co im było zwierzę?
Cyklop odchylił głowę do tyłu, mamrotając coś pod nosem. Kociak syknął mu szybie „Co?”.
- … Bo ofiara Abla bliższa Bogu była…
- Dokładnie. Jak się już domyślacie, rytuał się nie powiódł. W swoich ostatnich zapiskach, Etrius opisuje objawy tajemniczej choroby, wspominając że „pocieszający jest fakt, iż znienawidzonych Tzimisce spotka ten sam los”. Choroba, jak się później przekonałem powodowała osłabienie vitae Spokrewnionych, najpierw objawiając się chaotycznie jako noce w których wampir czuł się silny jak nigdy dotąd, podczas gdy następnej mógł ledwo poruszyć palcem u stopy. Najpierw osłabienie krwi dotykało starożytnych, potem przechodziło dalej łańcuchem pokoleń. Nikt nie wie kiedy zaatakuje, ani którą część Rodziny. Wiadomo tylko kiedy się skończy… Niestety, ta myśl nie jest bardzo pocieszająca. Co do Tremere, to cały klan uległ unicestwieniu.

Kolejny wstrząs. Usta Erwana drgają, jakby wampir starał się coś powiedzieć, ale nie mógł. Potworny ryk rozlega się na ziemi pod nimi, gdy kolejna macka nie trafia w samolot. Dieter wychodzi na środek, ściskają łom mocno w ręku, lecz zasłona gwałtownych myśli atakuje jego umysł. Ponownie pasażerowie tracą rów-

- Świetna historia, panie Podróżujący. Widzę że moje ostrze nie zdążyło zamknąć panu jadaczki? Ale to już bez znaczenia… Może opowiesz jeszcze jedną przejmującą opowieść? O rozpadzie Camarilli? A może o tym jak Sabbat unicestwił się w bratobójczej wojnie? Przyznaj, celowo nie wspomniałeś o lekarstwie na „Chorobę krwi”. Ty niegrzeczny, niegrzeczny chłopczyku…
Stał tam. Jego marynarka i spodnie były poszarpane i spalone w wielu miejscach. Jego twarz nie przypominała tej, która niegdyś do niego należała. Włosy zostały spalone, a blada skóra zamieniła się w czerwone i czarne poparzenia, które oszpecały jego oblicze, tworząc jedną wielką ranę. Pozbawiony skóry, włosów i części swojego groteskowego odzienia, wciąż ściskał silnie w ręku swój wierny miecz. Ostrze błyszczało groźnie, pokryte ich własną krwią.

Raztargujev podniósł katanę, oblizując ją dziko językiem.
- Gdy ma się taki ślad, trudno stracić trop…

Stał przy ścianie, szykując się do ataku.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Wstał powoli z miejsca. Stanął w pozycji szermierczej, wyciągając lewą rękę w stronę Dietera.
- Podaj mi ten łom. Dwie bronie to dla ciebie za dużo, a dla mnie w sam raz.
Zakręcił kataną z oszałamiającą szybkością, tak że tylko ostrze świsnęło w powietrzu, i zwrócił się do Ratzargujeva.
- Jesteś popieprzonym efekciarzem, staruszku. Przynajmniej wiem, po kim to mam. - wyszczerzył zęby, chwytając łom w lewą rękę. Zmienił pozycję, na Pozycję Smoka. Jedną z nielicznych w kenjustu, która przewidywała używanie dwóch broni.
- Tym razem nie będzie zabawy. Tym razem po prostu cię, k****, zabiję. - rzucił Kociak. Liczył na to, że kumple zrobią swoje.
Rzucił się do przodu, chcąc odebrać Aleksandrowi inicjatywę. Atakował ostrożnie, tak żeby nie wystawić się na kontrę, bo chciał związać go walką, dając okazję do zabawy reszcie.
I oby dali radę...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos zacisnął zęby, przez chwilę stając w bezruchu.

"To jedyna okazja, by poprzeć Raztargujeva."

Złapał mocniej toporek, rozluźnił nadgarstek.

"Jednak to szaleniec, płonie z nienawiści."

Stanął w lekkim rozkroku, nieco dalej za szykującym się do walki Kociakiem.

"Nie uśmiecha mi się wcale być chłopcem na posyłki tego całego mądrali Becketta."

Poruszył głową na boki, rozluźniając spięty kark i strzykając kłykciami.

"Plany Aleksa skazane są na niepowodzenie. Czy tego chcę, czy nie, znaki zaczęły się spełniać... "

Obrócił toporkiem, nakreślając w powietrzu dwie pętle.

"A tak... przynajmniej jawi się cień nadziei, że pewne sprawy da się uporządkować."


- Aleks, miło cię tu widzieć, w jednym kawałku. Wiesz, zdążyłem cię nawet polubić. Za wyrazistość. Jesteś kawałem skur..syna, ale z wizją. Szkoda jednak, że w twojej wizji nie ma miejsca dla mnie, twojej niedoszłej ofiary. Jesteś wcieloną nienawiścią, szaleństwo przysłoniło ci wszystko... W takiej postaci jesteś zagrożeniem dla siebie i setek innych stworzeń. Trzeba było mnie zabić, kiedy jeszcze miałeś okazję.

Wskazał toporkiem na Raztargujeva.

- Niewykorzystane okazje lubią się mścić.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Seth »

Kociak rzucił się do przodu niczym wściekła pantera. W odpowiedzi na ten brawurowy atak, Raztargujev syknął prowokująco, blokując pierwszy z pary nadchodzących ciosów.
Gdy wyciąga przed siebie rękę, wstrzymując miażdżącą siłę łomu, toporek Dietera ląduje cale od jego głowy, wbijając się w ścianę.
Aleksander jest widocznie zmęczony. Byłoby to pocieszeniem, choć warto dodać „dopiero”. Zresztą, zarówno Kociak, Dieter jak i reszta obecnych ledwo trzymała się ostatniej iskry woli, która w nich jeszcze tkwiła.

Dieter ucisza swoje emocje, przypominając sobie twarde brzmienia gitary z „Nieba”. Przypomina sobie zadymioną atmosferę, oraz unoszący się w powietrzu zapach tanich perfum i alkoholu. Przypomina sobie Henry’ego, Annę i innych. Przypomina sobie egzystencję, jaką wiódł zanim to wszystko się zaczęło.

W tym momencie Kociak przełamuje silny uścisk swojego Ojca! Raztargujev wygina się w bok, unikając trafienia łomem. Odtacza się na podłogę, wykonując błyskawiczny ruch mieczem.
Beckett krzyczy wściekle, po czym upada na kolana. Cios wampira rozciął mu łydki. Gdy dzierżący śmiercionośną katanę stanął nad nim, klęczący Spokrewniony odruchowo odtoczył się w bok. I całe szczęście, bo uniknął dekapitacji w tempie ekspresowym.

Dieter wyszarpnął toporek ze ściany. Krew gotowała się w nim, niczym paląca benzyna. Gniew i strach mieszały się ze sobą, sprawiając że żądza zabijania zaczęła wypełniać całe jego istnienie, przesłaniając rozum.
Wrzeszcząc jak bestia, rzuca się do przodu! Katana Raztargujeva blokuje jego cios! Rozwścieczony Ravnos w porę opamiętuje się, ostatnimi siłami odskakując w kierunku foteli. Zdążył uderzyć w nie, lądując tuż obok Jacka, nim ostrze pozbawiło go kończyny.

Drzwi kabiny pilota otwierają się, ukazując trzymającego za klamkę pulchnego Franka.
- Co się tu do cholery znowu dzie –
Aleksander spogląda na niego, sycząc radośnie. Jego spalona twarz zabarwia się na czerwono, gdy prezentuje dumnie kły.
- O święta matko Jehowy!
Pilot krzyczy, zamykając się gwałtownie w kabinie.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Gdy słychać bębny wojny, ostatni Tremere siedzi w ciszy na swoim miejscu. Myśli pewnie o powodzie, dla którego Ursyliusz, biedny Ursyliusz, nie pozwolił mu jechać do Wiednia i zostawił go samotnego.
Czy to był wyrok śmierci?
A może błogosławieństwo?
Pytania cisną się na usta, lecz nie ma komu ich zadać, gdyż ten który znał odpowiedzi odszedł z tego świata.
W pomruku zniszczenia zapala się światło, a wampir czuje, iż nadchodzi jego koniec. Może nie teraz, ale już niedługo. Zbliża się nieuchronnie z każdą chwilą.
Macki nie oplatają już Chicago. Sięgnęły po więcej.
"- … Bo ofiara Abla bliższa Bogu była…" - powtarza bezgłośnie, tłumiąc śmiech resztkami sił.

*Erwanie, Erwanie...*
*Pora na wiedeński walc. 180 uderzeń na minutę.*

Czarnoksiężnik, smutny Czarnoksiężnik, powstaje i opierając się o fotele rusza w stronę Głosu.

PŁOŃ!

Ogień obejmuje Kociaka, Dietera, Jacka i Erwana.
"To wam ufam."

PŁOŃ!!

-Mówiłem ci, Aleksandrze, iż przeliczyłeś się. - syczy z paskudnym grymasem uśmiechu na twarzy. Żółte, kościste palce opierają się na oparciach foteli. - Możesz mnie uznać za bezklanowca, jeśli tego chcesz. Ale tu też się mylisz, mimo faktu że jestem ostatni.
"Bo ostatni będą pierwszymi."

PŁOŃ!!!

W dłoniach Erwana pojawia się kolejny płomień, który gaśnie równie szybko jak się pojawia. Chwilę potem wszyscy czują zapach siarki. Sekundę potem dziewięć demonów rzuca się wściekle na Aleksandra.
Ostatnio zmieniony niedziela, 24 czerwca 2007, 20:30 przez Epyon, łącznie zmieniany 2 razy.
Obrazek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: BlindKitty »

Kociak

- Dieter, naprawdę chcesz rozhermetyzować samolot? Lepiej uważaj, gdzie uderzasz! - krzyczy Kociak, znów napierając na Aleksandra. Odepchnąć go od ściany, to teraz najważniejsze.
Jeśli jego pleców nie będzie chroniła ściana, będziemy mogli zaatakować wszyscy razem.
A wtedy...
- Zrobimy ci z dupy jesień średniowiecza, starcze. Jesteś zmęczony życiem, nie-życiem, końcem świata i całą resztą. Nie masz szans z młodością. Z zielonymi bestiami. - warczał, w przerwach pomiędzy gwałtownymi atakami.
Dość rozpraszania się. Teraz trzeba go po prostu zabić. Stąd już nie ma żadnej ucieczki.

Po dłuższej chwili odskoczył do tyłu. Schował łom za plecami, i wskazał nim Jackowi, żeby obszedł Ratzargujeva z jednej strony, a Dieterowi z drugiej.

- Mam nadzieję, że to już prawdziwy wielki finał. - dodał jeszcze, i znów zaatakował.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Seth »

Raztargujev syczy nienawistnie, ścinając pierwszą z małych, płomienistych postaci. W samolocie rozlega się zawodzący pisk, a już za chwilę w miejscu gdzie był przyzwany demon, na podłodze zostaje kupka pyłu.

W tym momencie Kociak atakuje! Jego katana uderza wściekle, niczym pazury pantery! Łom leci jako drugi, lecz jest zbyt powolny by mógł trafić Aleksa.
Dieter patrzy się z przerażeniem i fascynacją na swoje ręce, płonące teraz niebieskim płomieniem.
Piekielnym płomieniem.

Jack błyskawicznie podniósł się na równe nogi, obchodząc Raztargujeva niczym przygotowujący się do skoku tygrys. Stier podążył za rozkazami Kociaka, zajmując pozycję wraz z DeCroyem.
Aleksander wyglądał jakby nie wiedział co robić. Z jednej strony miał płonących ogniem otchłani przeciwników, a z drugiej oddział potępionych dusz.
- Jesteście synami piekieł! I to mnie nazywacie szaleńcem!
Zawył głośno, odpierając brawurowy atak dwójki płonących duchów. Ten moment nieuwagi wykorzystał Jack, rzucając się na Aleksandra. Obydwaj upadli na podłogę, szamotając się przez chwilę. Gangrel okłada pięściami twarz Malkavianina, lecz ten śmieje się z jego ciosów. Silnym kopnięciem zrzuca z siebie wroga, błyskawicznie dobywając swojej katany!

Nie mija sekunda, a ojcowski miecz spotyka miecz syna. Klingi śpiewają we wspólnym boju, tańcząc wokół siebie przez parę chwil. Nagle w pomieszczeniu robi się niezwykle ciasno, a Kociak dostrzega wielkie wyzwanie w zachowaniu samolotu w dobrym stanie. Ostrza przecinają poszycia foteli, wbijają się w stoliki oraz uderzają o ściany odrzutowca.

- Hej Raztargujev! To za nasze ramię!
Aleks odwraca się szybko, ścinając jednocześnie swego syna z nóg. I wtedy podeszwa Michaela uderza w jego spaloną dłoń, pozbawiając łowcę jego śmiercionośnej broni. Miecz wzlatuje w powietrze, po czym upada wbijając się w stół.
W tym samym momencie szponiaste łapy Becketta leżącego wciąż na podłodze, wbijają się mocno w nogi Aleksandra, usiłując wytrącić go z równowagi.

Na ten moment czekały piekielne chochliki. Rzucają się wściekle na swoją ofiarę, piszcząc przy tym przeraźliwie! Rzucają się na jego twarz, paląc oczy! Rzucają się na jego ręce i nogi!
Raztargujev upada! Macha swoimi szponami, wrzeszcząc jak opętany, podczas gdy jego skóra pali się i ropieje!
Kopie Becketta w twarz, sprawiając że wampir puszcza jego nogi! Po czym rzuca się do przodu niczym wściekły byk, porywając się na Erwana!
Rzuca Czarnoksiężnika na drzwi samolotu! Wyjąc z bólu, skacze do przodu, rozcinając twarz Jackowi swoimi szponami przy lądowaniu.

Paruje gwałtowny cios Kociaka! Następnie łapie go za ramię, wyrzucając prosto na Dietera, sprawiając że obaj upadają! Wtedy powraca do Erwana…
Łapie ślepca za szyję, przyciągając go do siebie. Nagle ciska nim mocno o ścianę, sprawiając że krew z czoła zostawia tam swój ślad!
Chwyta go ponownie, z łatwością unikając jego słabego ciosu. Tym razem podchodzi spokojnie do drzwi, naciskając klamkę…

Powietrza zasysa wszystko w pomieszczeniu! Strzępki ubrań latają! Włosy falują im po twarzach!
Twarz Erwana wykrzywił grymas przerażenia, zagryzł wargi. Jeszcze sekundy a Aleksander wyrzuci go z samolotu…

A na dole czekały potworne macki.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Łom opada na podłogę. Był bezużyteczny, zbyt ciężki i nieporęczny.
Mam nadzieję że nikt się o niego nie potknie.

Erwan... Nie, on nie jest dostatecznie zdolny do poświęceń. Ojciec też nie.
- Trzymaj go, Erwan! Nie skoczy razem z tobą! - krzyk Kociaka podrywającego się na równe nogi.
Malkavianin rzuca się, płasko, tuż przy podłodze.
- Przytrzymaj prawą rękę! - a wtedy dosięgnę jego ścięgien, w kostkach czy kolanach, dodał w myślach Kociak, biorąc zamach mieczem.
A wtedy będę musiał wciągnąć ich do środka, z powrotem. Lepiej żeby Erwan nie spadł...
...Mimo wszystko.
- Michael, podaj mi jego miecz!
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Ah, więc to jednak tak wygląda koniec?

Erwan przełknął ślinę, gdy sięgał Aleksandra. Uścisk się wzmocnił, jednak teraz i były naukowiec blokował przeciwnika.
-Jeśli już naprawdę chcesz skakać, to tylko wraz ze mną. - wybuchnął szaleńczym śmiechem. Z jego dłoni wyrosły szpony, wbijając się w ciało Malkavianina.
Oddech wampira stał się wyraźnie cięższy, jednak za wszelką cenę skupił się na Raztargujevie.
-Powiedz dobranoc, śmieciu. - obrzydliwy uśmiech wykwitł na jego twarzy. Nie widział reakcji Malkavianina, ale miał nadzieję, że ten czuje ogromny strach, że dosłownie drży i błaga o to, aby miał co popuścić w spodnie.

"Malkav liczy swoje dzieci." - Erwan słyszy znikąd w swojej głowie, ale szybko się otrząsa.
Obrazek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Seth »

Raztargujev zaciska usta, nie wydając z siebie najmniejszego jęku. Potworne szpony wbijają się w jego ramiona, skutecznie zatrzymując Erwana w jego uścisku. Jego rany zaczynają się rozszerzać, jakby ciało było na granicy możliwości. Czarnoksiężnik widzi jego mięśnie, rozrywane pod siłą nowej broni.
W podświadomości demon szaleje, rycząc wściekle, walcząc by porzucić własne kajdany.
Jones czuje potworny ból rozsadzający jego głowę.
Aleksander mnie trafił? A może otrzymane obrażenia dają o sobie znać? Czemu czuję, jakby coś tam rosło…

Jack przeklina, podnosząc z siedzenia swój karabinek.

Michael podbiega do stołu, wyszarpując miecz Aleksandra Raztargujeva.

Dieter podnosi się na równe nogi. Z przerażeniem spogląda na Czarnoksiężnika.
Z jego czoła wyrosła para zakrzywionych, piekielnych rogów.

Beckett z trudem trzyma się fotela, byle tylko nie zostać wyssanym z samolotu. Odwraca się, widząc całą dramatyczną scenę.

Ostrze znowu wzlatuje w powietrze! Kociak łapie je zanim te uderza w podłogę. Chwyta miecz, przyglądając mu się przez ułamek sekundy. Na pokrytym krwią ostrzu jest wyryty jakiś napis.

Aequo pulsat pede.

Szybko uderza! Tnie po nogach, rozcinając ścięgna! Raztargujev odwraca się w tym samym momencie, a Erwan wyrywa się w tył.
Aleksander ryczy głośno, w ostatniej chwili przytrzymując się drzwi.

Spogląda na Kociaka, a krwawe łzy zaczynają spływać mu po twarzy. Nie spodziewał się że padnie od własnej broni, pokonany przez własne dziecko. A może nie dlatego płakał…?
- Kleofasie…
Wyszeptał.
- …Teraz, przed tobą, mogę wreszcie umrzeć. Już zbyt długo świat mnie znosił, i zbyt wielu wysłałem do piekła. Widzę teraz… Widzę teraz ich wszystkich… Anno! Anno, gdzie jesteś? Kleofasie! Kociaku… Wiedz, że walka to była j-jedyna…
Kaszlnął. Jego palce zaczynają puszczać drzwi.
- …Jedyna rzecz w której byłem dobry. Ale przynajmniej… Przynajmniej walczyłem o to, w co wierzyłem.
Jego twarz uspokaja się, lecz ciało wygina coraz bardziej w tył. Wygląda jakby sobie coś właśnie uświadomił.

- Malkav liczy swoje dzieci.

Jack podnosi się, rycząc jak wściekły zwierz! Trzymany w ręku karabin wypluwa serię naboi, które przelatują przez Aleksandra!
Ten nie puszcza drzwi. Całe jego ciało krwawi. Nawet oczy, choć łzami.
I wtedy, bez słowa, puścił.

Gdy Kociak rzucił się do przodu, by zamknąć szybko drzwi, spostrzegł jak gigantyczna macka łapie jego stwórcę, rozrywając go w pół.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos opadł ciężko na podłogę. Gdyby żył, mógłby stwierdzić, że jego ciało pulsuje adrenaliną. A może to drgawki? Tak czy inaczej, zmęczenie zebrało swoje żniwo.

- Kolejny rozdział zamknięty... - szepnął do siebie. Powiódł wzrokiem po wszystkich.
- Co teraz? Aleksa już nie ma, pewne zobowiązania się kończą. - Westchnął. - Zatem przed nami kolejna misja? Czas zmierzyć się z końcem świata?...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Wampir upadł na stół. Jesszcze przez chwilę ciężko dyszał, będąc na skraju wytrzymałości.
-Dopadliśmy skurczybyka. - szepnął cicho z ulgą. Szpony zniknęły z jego ciała równie szybko jak się pojawiły.
Jedyne co czuł, to straszny ból głowy. Najpierw z tyłu - na palcach poczuł krew. Po chwili przejechał dłonią na czoło.
Przez parę sekund wydawało mu się, że to tylko mu się wydaje...
Jęknął, zdając sobie sprawę z tego, że się myli. Próbował użyć swojej mocy, lecz nie zdołał.
Ostatnią deską ratunku był Azazu, ale demon tylko śmiał się.
Obrazek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Zatrzasnął drzwi.
I padł na plecy, ciężko dysząc. Przyzwyczajenie, więc po chwili przestał.
- Byłeś strasznym sukinsynem, stary. Ale mimo to ci wierzę. Wierzę że walczyłeś za to, w co wierzyłeś. - mówił w powietrze. - Ale wiara niczego nie usprawiedliwia.

Aequo pulsat pede.

Chwila milczenia. Oczy prześlizgują się po wnętrzu samolotu, szukając poważniejszych uszkodzeń.
- Jack, mimo wszystko, zmarnowałeś dobrą krew. Szkoda. Ale nie mam ci tego za złe. - rzucił, znów patrząc w sufit. Nie chciało mu się wstawać.
Trzeba szybko zebrać siły przed końcem.
Nie końcem świata, świat nigdy się nie kończy, on umiera, żeby narodzić się na nowo.
Trzeba zebrać siły przed naszym końcem.

Bo niewiele nam czasu zostało.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Zablokowany