[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

No, trzeba przyznać, że metody użyte przy „przesłuchaniu” okazały się skuteczne. Ten człowiek z pewnością nie kłamał. Ale wiadomości nie miał dobrych. Ten cały Mahr („Brzmi jakby znajomo…”) najwidoczniej z jakiegoś powodu się nimi interesował. Istniały dwie możliwości. Albo to ktoś z tej – jak to określał w myślach Ulrich – „pie***onej sekty,” albo komuś rzucił się w oczy list gończy i mają teraz na głowie łowcę nagród. Tak czy inaczej sytuacja dobra nie była i należało coś z tym zrobić.

Gunter i Luca gdzieś zniknęli, a Ulrich wpatrywał się teraz w ich jeńca, będącego już strzępkiem nerwów. Nie wyglądało na to, aby jeszcze miał coś do powiedzenia. Mimo wszystko, gdy już trochę się uspokoił, Ulrich próbował pytać o szczegóły. Skąd przybył ten Mahr i – co ważniejsze – gdzie się z nim spotkał? Im szybciej uda im się znaleźć tego człowieka, tym szybciej będą mogli spokojnie wyruszyć w dalszą drogę.

Odsunął się trochę od jeńca i spojrzał na Castinę i elfa. Chociaż ten drugi wydawał się mało zainteresowany sprawą…
- To co teraz z nim zrobimy? – mówił cicho – Zabijać go trochę szkoda – wykonywał tylko rozkaz. Straż pewnie ucieszy się z takiego prezentu… o ile oczywiście on nie wymyśli jakiejś kłamliwej historyjki. Nie uśmiecha mi się być niesłusznie oskarżonym i w tym mieście – zastanawiał się na głos. Chyba mimo wszystko będą zmuszeni pozbyć się jeńca na dobre.
- Zastanawia mnie… Jego banda z pewnością miała się już po wszystkim gdzieś spotkać z pracodawcą – zameldować, że zrobili swoje. Może będzie taki miły i zdradzi nam gdzie? - odwrócił głowę i spojrzał na jeńca. Zaraz zobaczymy czy będzie "taki miły..."
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa "Arienati" Bassadocci

Nie przejmowała się niewyraźnymi minami swoich towarzyszy, choć Luca zdawał się zbytnio nie przejmować tym, co zrobiła. W końcu chodziło o zdobycie informacji i to jej się udało. No może trochę przesadziła, ale miała paskudny humor i wolała nie ryzykować, iż znowu trafi im się taka twarda sztuka jak tamten fałszywy strażnik w karczmie. Kiedy Tileańczyk postanowił się zmyć i poszukać czegoś na temat tego, co wynajął oprychów, Cas szybko za nim zawołała:
- Luca! Ale jak będziesz wracał, to weź coś do jedzenia przynieś!

Mężczyzna na chwilę się zatrzymał. No tak, nie miała okazji nic zjeść od marnego obiadu z racji żywnościowych, a powinna przecież się teraz porządnie odżywiać. Zapewne jej wspaniały nastrój był spowodowany zmęczeniem po nieprzespanej nocy i faktem, iż była potwornie głodna.
- Oczywiście, Iskierko, zaraz kogoś przyślę ze śniadaniem - odpowiedział szybko.

- I kolacją... - dodała.
- I kolacją. - uśmiechnął się szeroko.
To dobrze, że jej apetyt dopisywał. Luca zaraz zniknął, sam także był już głodny, ale najpierw miał ważniejsze sprawy do pozałatwiania. Odpoczynek także poczeka.

Kobieta spojrzała się na kwilącego jak dziecko mężczyznę i trąciła go czubkiem buta. Jej zniesmaczona mina mówiła sama za siebie, napawał on Castinęę wstrętem i obrzydzeniem. Wytarła sztylet o jego ubranie i spojrzała na de Maara.
- Można albo poderżnąć mu gardło i wyrzucić za burtę, albo przypalić, żeby się tak nie wykrwawiał i oddać w ręce skorumpowanych strażników - odpowiedziała Ulrichowi. - Pomyśl i jak coś zdecydujesz, to daj mi powiedz.

Schowała sztylet, było to genialne ostrze. W sam raz dla zabójczyni i szpiega, którymi niegdyś była. A może nigdy nimi nie przestała być? Rajtar postanowił wydobyć jeszcze jakieś informacje z jeńca, więc odsunęła się trochę, by nie stresować tego kmiotka swoją obecnością. Może jak poczuje, że rajtar nie chce mu robić krzywdy, to się nieco otworzy i grzecznie odpowie?
Usiadła ciężko w rogu i nim ten bandyta zdążył coś odpowiedzieć, zasnęła zwinięta w kłębek na deskach podłogi. Zmęczenie dało w końcu o sobie znać.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Wszyscy

Ranek upływał szybko. Orlandoni po rozesłaniu gońców zajął się handlem, który szedł sprawnie dzięki reklamie poprzedniego wieczoru. A i zdolności do paplaniny przemytnika sprawiały, że każdy przedmiot zdawał sie kupującym niemal arcydziełem. Nieczęsto trafiali tu tacy kupcy, zysk był więc spory, oceniony przez Lucę na jakieś trzydzieści procent. Do południa wszystko było już sprzedane a nowy towar kupiony i załadowany na barkę. W międzyczasie zjedliście pożywny obiad i każde z was zajęło się własnymi sprawami. Castinaa odpoczywała, Gildiril uciął sobie drzemkę, a Ulrich zabrał się za dalsze przesłuchiwanie bandyty, który zastraszony przez rajtara powiedział jedynie, że ów Mahr sam miał ich odnaleźć po wykonaniu zadania. Wyglądało więc na to, że utknęliście w martwym punkcie. Oprycha przekazaliście straży miejskiej tłumacząc im że to jeden z tych, którzy zaatakowali was zeszłej nocy.

Powoli mogliście się już zbierać do wypłynięcia z Delberz. Orzad który przypłynął tu z wami nie pojawił się już, co znaczyło że raczej z wami płynąć dalej już nie będzie. Może to i lepiej?

Luca

Raporty, które napływały, były dość chaotyczne. Ktoś widział, jak nocował w "Borsuku", kto inny jak przed nocą jeszcze wyjeżdżał z miasta. Informatorzy zgadzali się tylko w kilku sprawach: osobnik nie pochodził stąd, towarzyszył mu inny, jasnowłosy, oraz w tym, że Mahr nie było jego prawdziwym imieniem. Trop urywał się, ten człowiek najwyraźniej był profesjonalistą.

Günter

Zawitałeś do karczmy „U Pręgi”, w której jeszcze dzień wcześniej ukrywało się tych kilku oprychów z którymi rozprawiliście się na łodzi. Klientelę stanowili tutaj mężyczyźni, którzy za sam wygląd spokojnie mogliby dostać dożywocie. Badali uważnie każdy twój ruch, gdy zacząłeś wypytywać karczmarza o tych bandziorów. Niestety, gospodarz twierdził że nic o nich nie wie i nawet oferowane przez Ciebie pieniądze nie rozwiązały mu języka, widać rzeczywiście nie posiadał żadnych informacji. Zagadałeś do klientów, jednak odpowiedziała ci cisza, wszyscy byli albo obojętni kogo szukasz, albo wiedzieli tyle co karczmarz.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

-A zrób z nim sobie co tylko chcesz, tylko nie nabrudź- mruknął Gildiril do de Maara, który zastanawiał się, co zrobić z więźniem. Jego nigdy to specjalnie nie kręciło. Pewnie dlatego wolał kraść niż zostać regularnym bandytą... Elf, nie przejmując się więc tym wszystkim zbytnio, poszedł się przespać dla nabrania sił. Miał wrażenie, że idzie przez życie po coraz mniejszej linii oporu...

Potem dowiedział się, co jeszcze powiedział jeniec i uświadomił sobie, że to klops. Pan Mahr nie będzie miał kogo odnajdywać... Pewnie będzie z tego powodu nie pocieszony. Tak więc bandyta został oddany w troskliwe ręce strażników, choć Gil był w stanie założyć się o połowę swoich pieniędzy, że mieli oni więcej niegodziwości na sumieniu niż ten frajer, którego złapali.

Trzeba było się zbierać, nie można tu przecież siedzieć wiecznie. Ku uciesze Gildirila po Orzadzie nie było śladu, więc chyba popłyną bez niego. Chyba, że w ostatniej chwili wskoczy na łódź po rozpaczliwym biegu... Jak w tych rozrywkowych sensacyjnych opowieściach. Grunt, że na razie go nie było, i elfa ani trochę, ale to naprawdę nic nie obchodziło, co się z nim stało. Choćby zjadły go wilki, to nie zamierzał kiwnąć nawet palcem. Elf nie dał jednak po sobie poznać swojej satysfakcji i zaszył się w kajucie, pewnie jak zwykle przeglądając swój sprzęt. Szkoda słów.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Sprawa z jeńcem zakończyła się tak jak powinna. Tego człowieka spotka zasłużona kara i nie będzie ich już więcej niepokoił. Jednak wciąż zostawał problem tego całego Mahra. Wyglądało na to, że nie będzie łatwo znaleźć tego człowieka. Ulrich miał nadzieję, że może Luca albo Gunter dowiedzą się o nim czegoś konkretnego.

De Maar cieszył się, że sprawy w Delberz są już załatwione, bo przecież muszą się z kimś spotkać w Wittgendorfie. Chciał jak najszybciej wyruszyć. Wciąż niepokoiło go trochę to, że będzie za nimi szedł ktoś o zdecydowanie złych zamiarach, ale nic innego teraz nie da się zrobić. Po prostu będą musieli uważać. Bardzo uważać.

„A Orzada jak nie było tak nie ma” myślał. Czyżby podobnie jak Renate postanowił odejść bez pożegnania? Ulrich nie wiedział wiele o krasnoludach, ale z tego co słyszał, to oni nie należeli do takich, którzy się tak zachowują. Oczywiście mógł się mylić… A jeśli taka jest jego wola, to niech będzie. Oni mają teraz co robić.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Olbrzym mruknął niezadowolony z braku chęci współpracy miejscowych oszołomów i zapitego marginesu. Po wizycie "U Pręgi" nie obiecywał sobie co prawda zbyt wiele, ale miał jednak nadzieję na zyskanie choć strzępów informacji. Splunął na podłogę i energicznym krokiem wyszedł na zewnątrz.

Niewiele miał do zrobienia tego dnia. Luca podjął się własnego śledztwa, uruchomiwszy zapewne sieć kontaktów i znajomości. Społeczne interakcje były słabą stroną Golema, więc mógł sobie z czystym sumieniem podarować dyskretne zbieranie informacji.

Zawrócił na nabrzeże, gdzie usiadł na pomoście. Ściągnął buty i zanurzył stopy w zimnej wodzie. Przez ramię spojrzał na zacumowaną łódź. Ktoś z drużyny krzątał się po pokładzie. Günter pomachał ręką, dając do zrozumienia, że jest w pobliżu. Oparł się plecami o wbity w dno kanału słup i przymknął powieki, oddając się krótkiej drzemce. Zamierzał poczekać na powrót Orlandoniego i ponowne skompletowanie się drużyny. Ciekawiło go, czy zabawny krasnolud przywlecze swój brodaty tyłek na łajbę, czy znajdzie sobie inny środek transportu. W zasadzie Golemowi było wszystko jedno, choć do obecności głośnego Orzada zdążył się już przyzwyczaić. W przeciwieństwie do Gildirila, który zapewne wielce się radował z nieobecności khazada.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Wszyscy

Jakąś godzinę po południu udało wam się wreszcie wypłynąć z Delberz, kierując się w daleką podróż do Wittgendorfu. Szczęściem pogoda była niezła, a wiatr zazwyczaj na tyle sprzyjający, że łódź pewnie, chociaz powoli, kierowała się w górę rzeki. Orlandoni zmieniał się co jakiś czas w roli sternika z Ulrichem i Gunterem – obaj nabrali już niezłej wprawy w kierowaniu łajbą. Castinaa spędzała czas na odpoczynku lub w ramionach Luci (ewentualnie i jedno i drugie), a Gildiril oddawał się słodkiemu „nicnierobieniu” krzątając się po pokładzie i rozmyślając o czymś. Tileańczycy po kolejnych czterech dniach niemal całkowicie wrócili do pełni sił po wydarzeniach w Weissbrucku.

Piątego dnia, niemal zaraz po wypłynięciu, minęliście potężny zamek Reikguard, siedziby księcia Wolfganga Holswiga-Abenauera, spadkobiercy cesarza. Na blankach dało się zauważyć okrytych płytowymi pancerzami strażników a tu i ówdzie wystawały potężne lufy bombard. Zamek wyglądał na niedostępny, może część z tych plotek, które usłyszeliście, była prawdziwa? Nie zatrzymywaliście się tu, bo i nie było po co. Wystarczyło wam to co słyszeliście. Tylko dwa cienie, dostrzegane co jakiś czas, gdzieś przy brzegu, podążały waszym śladem od samego Delberz.

Tego samego dnia, już pod wieczór, zauważyliście coś, co raczej nie pasowało do tutejszego krajobrazu. Na zachodnim brzegu widać było wzgórze, którego trawiaste zbocza wznosiły się nad wodami Reiku. Na szczycie wzgórza stała zaś dziwna konstrukcja - ruiny starożytnej wieży. Nienaturalnie wygładzone, odbijające światło kamienie, z których była zbudowana, były fundamentem dla granitowego wytworu, zbudowanego zapewne przez krasnoludy. Na szczycie tej budowli, jak jakiś gigantyczny owad, rozpięta była pogmatwana, drewniana konstrukcja. W jej skład wchodziły belki, poprzeczki, naciągi, liny i bloki. Drewniane rusztowania, otaczające całą budowlę, a także kilka niskich, brodatych postaci z narzędziami w rękach uwijających się po belkowaniu, były znakiem, że robota nie jest jeszcze zakończona.

Po wypłynięciu zza zakrętu rzeki ujrzeliście na małej przystani dwóch krasnoludów, machających gorączkowo w waszym kierunku. Kiedy znaleźliście się w zasięgu głosu, usłyszeliście ich wołanie.
- Hej tam! Zabierzcie nas stąd! Zapłacimy!
Jeden z nich podniósł w górę i zamachał pełną sakiewką.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

-A to co, do cholery?- mruknął do siebie Gildiril widząc ruiny, przy których jak w ukropie uwijały sie krasnoludy."Coś takiego... Te małe pasożyty to już chyba naprawdę nie mają nic do roboty" Do tej pory było całkiem spokojnie. Dni mijały leniwie, a jedyne niepokojące sprawy to te cienie, które Gildiril dostrzegał co jakiś czas, a które najwyraźniej za nimi podążały. Ech, jakby tak zobaczyli, co się stało z ostatnią bandą, która ich śledziła... Ale to miał być dopiero początek atrakcji.

-Nie muszę chyba mówić, co o tym myślę?-
powiedział, gdy w polu ich widzenia ukazały się dwa krasnoludy, które szukały najwyraźniej taksówki. Skąd te małe buraki się biorą? Elf nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wręcz przyciąga do siebie khazadów. Cóż, nie zawsze można mieć szczęście. Ale tknęło go co innego. Hmm... Co z tymi cieniami? Niby liczba się zgadza... Gil zaniepokojony szepnął Luce na ucho -Uważaj na nich, coś mi się tu nie podoba...- Na razie co prawda nie miał jeszcze żadnych podstaw, ale postanowił mieć tę dwójkę na oku, jeśli wepchają się na ich łódź. Tak właśnie zaczyna się mania prześladowcza...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Castinaa i Luca

Nim wrócił na łódź i przygotował ją do odpłynięcia, zakupił na mieście kilka rzeczy, w tym tą najważniejszą, o której rozmyślał już od jakiegoś czasu. Co prawda zajęło mu to trochę czasu i Castinaa zdążyła się zniecierpliwić, ale chyba spodoba jej się to, co dla niej kupił.

Gdy w końcu wypłynęli, Luca zmieniał się co jakiś czas z rajtarem i reketerem za sterem. Miał przez to możliwość spędzania więcej czasu z ukochaną. Zamknięci we wspólnej kajucie bardzo miło spędzali czas na rozmowie (i nie tylko). W pewnym momencie Luca spoważniał i rzekł.

- Wiesz, kochanie, różne rzeczy robiłem w życiu, ale nigdy nie sądziłem że nadejdzie ta chwila gdy spotkam kobietę swojego życia z którą będę rozumiał się bez słów. Nie sądziłem że człowiek mojej profesji może żyć naprawdę szczęśliwie. Że może mu się udać... Teraz wiem, że po życiu mogę się spodziewać dosłownie wszystkiego. Bywało nieciekawie, ale dzisiaj jest w dechę... - Luca pocałował ją w czoło i uśmiechnął się lekko.

- Uch, w dechę - odparła, ale jakoś bez przekonania.
Od samego rana męczyły ją takie nudności, że niemal chodziła po ścianach. Zmęczenie stanem błogosławionym odmalowało się na jej twarzy, nieco podkrążone oczy świadczyły o tym, iż kiepsko spała. Jednak na słowa Luci rozpogodziła się i szczerze uśmiechnęła. Choć nie czuła się zbyt dobrze pod względem fizycznym, psychicznie wypoczywała w jego obecności i była z nim szczęśliwa.

Widział, że Castinaa niezbyt dobrze znosi podróż i trudy macierzyństwa, więc nie gadając więcej o pierdołach podniósł się z łóżka, sięgnął do kieszeni kubraka i wyjął piękny pierścionek z białego złota ze sporym diamentem w środku. Klęknął przed ukochaną i spytał.
- Wyjdziesz za mnie? - patrzył jej prosto w oczy prezentując pierścionek. - Wiem, że to może niezbyt odpowiedni moment, ale chcę byś wiedziała że jesteś dla mnie wszystkim co mam i że chcę byś została moją żoną. Do końca życia... Kocham cię... - rzekł, a ton jego głosu wskazywał na to, że mówi jak najbardziej poważnie. Pocałował ją w dłoń oczekując jej odpowiedzi.

Z początku była zbyt zszokowana, żeby cokolwiek odpowiedzieć i dłuższą chwilę zachowywała się jak ryba wyjęta z wody. Ciężko było stwierdzić, czy kobieta usiłuje coś powiedzieć, czy zaczerpnąć tchu. Spoglądała raz na Lucę, raz na trzymany przez mężczyznę przedmiot.
- Ja... No... - zająknęła się. - No przecież wiesz, że tak! - wypaliła w końcu szybko i uśmiechnęła się szeroko.
Nie przejmując się zupełnie procedurami i tradycją, tak jak siedziała, rzuciła mu się w ramiona. Zrobiła to z takim impetem, że przewróciła go i uwaliła się na nim na podłodze.
- Ups... - zaśmiała się całując go w policzek.

- Czyżbyś miała ochotę na to co zawsze, kochanie?
- spytał uśmiechając się zawadiacko.

- A mam mieć? - odpowiedziała w tym samym tonie i uśmiechnęła się tak samo.
- Przecież wiesz, że ja zawsze i wszędzie jestem na ciebie gotowy... - Luca szczerzył szeroko zęby, szybko odnajdując swoimi dłońmi zmysłowe pośladki narzeczonej. Ścisnął je delikatnie czując, że zmysłowe chwile zbliżają się z każdą mijającą chwilą.- Co teraz, madame? - spytał wpatrując się w jej oczy. Jego dłonie wciąż tańczyły na jej pośladkach.

Castinaa zaśmiała się cicho myśląc, co mogłaby mu odpowiedzieć. Było jej niedobrze, była zmęczona, śpiąca i głodna. Ale czy to miało znaczenie? Pocałowała go namiętnie.
- Jestem głodna, na ciebie też - stwierdziła z dziwnym błyskiem w oku. - Chyba ci tu niewygodnie, co? - zapytała zerkając dyskretnie w stronę łóżka.
W sumie to jej się nie uśmiechało walać po twardej i brudnej podłodze, ale oczywiście o jego wygodę też się trochę martwiła...
Luca idealnie wyczuł jej intencje. Wystarczyło że spojrzał jej w oczy, posłuchał tonu jej głosu by wiedzieć że nie uśmiecha jej się zbliżenie. Nie teraz i nie w tej sytuacji. Szybko zerwał się do góry usodowiając ukochaną na łóżku i rzekł.

- Jeszcze będzie czas – puścił jej oczko. - Tymczasem odpoczywaj i nabieraj sił. Cieszę się że się zgodziłaś, narzeczono – położył akcent na ostatnie słowo całując ją delikatnie. - Kocham was, teraz i na zawsze. - uśmiechnął się przytulając ją do piersi. - Cieszę się, że jesteś... - szepnął.

- Nakarm mnie, to będę twoja
- powiedziała uśmiechając się chytrze.
Nie chciało jej się iść po coś do jedzenia i choć wiedziała, iż wystarczy tylko poprosić, wolała się z nim podrażnić troszeczkę. Pogładziła dłonią po jego policzku i zaraz nadstawiła dłoń, by w końcu wsunął jej na palec pierścionek.
- Jeszcze nie, ale już prawie - stwierdziła odnośnie tej 'narzeczonej'.

- Teraz już tak – wsunął pierścionek na jej zgrabny paluszek i złożył na jej ustach namiętny pocałunek. - Zaraz przyniosę ci coś do jedzenia, a ty odpoczywaj.

Nie trwało długo gdy Luca wrócił do kajuty z gorącą jajecznicą i szklanką mleka.
- Nie miałem ciekawszych składników, by przygotować coś smaczniejszego... więc musisz się zadowolić tym co jest, madame – puścił jej oczko i podał posiłek.

Widok jajecznicy nie był zachęcający, ale zapach zadziałał na kobietę jeszcze gorzej. Momentalnie zrobiło jej się niedobrze, zwinęła się z jękiem w kłębek i schowała pod kołdrę.
- Już nie jestem głodna - stwierdziła po chwili. - Ale mleko wypiję! - dodała szybko i energicznie wystawiła rękę spod kołdry.

Luca patrzył zdziwiony zachowaniem narzeczonej, ale cóż... widać ciąża rządziła się własnymi prawami.

- No dobrze, to ja zjem jajecznicę, a dla ciebie mleczko. - podał jej szklankę gdy wysunęła dłoń spod kołdry. - Zostanę przy tobie do wieczora, Ulrich poradzi sobie ze sterem. - usiadł na skraju łóżka i klepnął ją delikatnie w tyłek zarysowujący się pod kołdrą. - Co byś zjadła, może uda mi się coś przygotować...

Złapała szklankę i po chwili wystawiła także głowę. Łapczywie wypiła mleko krztusząc się przy tym co chwila i życzyła Luce szybko 'smacznego'.
- Już chyba nie jestem głodna - odpowiedziała zakłopotana. - Pośpię trochę, bo śpiąca i zmęczona jestem. Więc jak nie chcesz, to nie musisz tu ze mną siedzieć - dodała z uśmiechem.
Podpełzła do Tileańczyka i ucałowała go w dłoń.

- Możesz mnie wyrzucić z pokoju, a i tak zostanę... – rzucił Luca bez zastanowienia i chwycił ją za dłoń. - Śpij dobrze, posiedzę z tobą ile będzie trzeba... – ucałował ją w czoło uśmiechając się delikatnie.

***

Piątego dnia wieczorem, gdy minąwszy Reikguard dostrzegli dziwną konstrukcję spojrzał po towarzyszach. Ciekawość jest rzeczą ludzką a Tileańczykowi nic co ludzkie obce nie było. Poza tym wdzięczność krasnoluda jest cennym towarem a dwa mocne topory nigdy nie zaszkodzą.

- Podpływamy! – zadecydował. – Zwinąć żagiel ale tylko do połowy. Wiosła w pogotowiu. Załoga do broni! Bądźcie gotowi do odcumowania i miejcie oczy dokoła głowy.

Zakręcił odblokowanym sterem. Wolno wpłynęli na przystań. Podpłynęli do mola i Gildiril zarzucił linę na pomost. Jeden z krasnoludów ją złapał i uwiązał o kołek. Wstrząsnęło gdy burtą rąbnęli o pomost. Khazadowie chcieli wchodzić lecz Luca nie opuścił trapu. W międzyczasie Gil zagadał do przemytnika.
- Uważaj na nich, coś mi się tu nie podoba...
- Spokojnie, przyjacielu, wiem co robię... - gdy skończył, dostrzegł że Castinaa zwymiotowała za burtę. Cóż, ciąża jednak naprawdę rządziła sie własnymi prawami...
Zerkając to na brzeg, to na brodaczy, zamachał pistoletem.

- Spokojnie – powiedział. – Mamy czas, czy ktoś was goni? Co to jest? – wskazał na konstrukcję. – O co tu chodzi i czemu uciekacie?
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Tak więc wypłynęli. I całe szczęście, bo siedzieć ciągle w jednym i tym samym miejscu nie jest łatwo, gdy ma się ważną sprawę do załatwienia. A sprawa, z którą zmierzają do Wittgendorfu jest niewątpliwie istotna. Ulrich uważał, że im dłużej zwlekają, tym więcej złego zdążą wyrządzić wrogowie Imperium. A samo dotarcie na miejsce nie wystarczy, bo ta cała Etelka na pewno dba o swoje interesy.

Tymczasem jednak trzeba się było skupić na czym innym. Reik to nie było najszczęśliwsze miejsce do spędzania czasu. Zastanawiające było co mogą krasnoludzcy budowniczowie robić w takim miejscu. Oprócz tego, że rzecz jasna coś budować…

- Hej tam! Zabierzcie nas stąd! Zapłacimy!
Ulrich westchnął. Czy ich barka aż tak bardzo przypomina prom? No, ale w końcu nie wypada zostawić człowieka – ani krasnoluda – w potrzebie. Tak więc, posłuszni słowom „kapitana,” zbliżyli się do nieznajomych. Pytania Orlandoniego trafiły w sedno sprawy. A w szczególności „o co tu chodzi.” Ulrich także pragnął to wiedzieć. Słuchał więc, co takiego powiedzą ci dwaj nieznajomi.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Godziny spędzone za sterem w pewien sposób rekompensowały Golemowi nudę i monotonię rejsu. Wodził wzrokiem po zmieniających się krajobrazach, pozdrawiał załogi mijanych łodzi i barek, płoszył ptactwo i zwierzynę tubalnym śpiewem.

Z uwagą przyglądał się szczególnie masywnym obronnym murom twierdzy Reikguard. Zgromadzone na fortyfikacjach uzbrojenie mogło wystarczyć na odparcie całkiem pokaźnego ataku. A przy odpowiednim wyszkoleniu załogi - nawet nie jednego.

Z kolei widok starych ruin zwieńczonych dziwaczną konstrukcją wywołał w Golemie nie lada zaciekawienie. Zawsze, odkąd pamiętał, pasjonowały go starożytne budowle owiane mgiełką tajemnicy, skrywające w swych trzewiach przeróżne sekrety. Ciekawe czy i tej budowli takowe towarzyszyły?

Günter stał akurat u steru, kiedy na przystani dostrzegli machające krasnoludy. Decyzją kapitana łajby postanowiono wysłuchać, co khazadowie mają do powiedzenia.

Golem podszedł do burty i zamienił się w słuch.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Krasnoludy nawet nie miały zamiaru wiązać cumy, lecz pistolet Luci troche spowolnił ich zapędy. Przestępowały z nogi na nogę, patrząc jeden na drugiego. W końcu ten z sakiewką zaczął szybko mówić.
- Jestem Thingrim, to Belegol. - wskazał gestem na drugiego z krasnoludów - Wszystko wyjaśnimy po drodze! Jesteśmy inżynierami, płyńmy gdziekolwiek, Altdorf, Nuln...
Nie zdążył do końca wytłumczyć, gdy na brzegu pojawił się kolejny biegnący khazad. Dyszał ciężko, gdyż lekka nadwaga nie pozwalała mu na swobodny bieg. Czerwona, spuchnięta z wysiłku twarz sprawiła, że Thingrim zamilkł. Przybysz zaś spojrzał na swych pobratymców ze złością, wskazując na niedokończoną budowlę, krzycząc.
- Jeśli... UHMMM... nie chcecie zostać... AHHH!... wyrzutkami... HMMMMM!... wracajcie do roboty!
Pozostałe krasnoludy, wyglądając na skruszonych i zawstydzonych, spojrzały na was smutno, po czym zrezygnowanym krokiem pomaszerowały ku wieży. Otyły khazad otarł wierzchem dłoni spocone czoło, po czym stopniowo odzyskując oddech podszedł do was.
- Aynjulls Isembeard, Mistrz Rzemieślniczy i nadzorca budowy najnowszej maszyny sygnalizacyjnej Jej Cesarskiej Mości, do usług.
Skłonił lekko głowę, wy zaś mogliście wreszcie bliżej się mu przyjrzeć. Wydawało się, że od jakiegoś czasu żyje w sporym napięciu nerwowym - sterczące, krzaczaste brwi ocieniały zaczerwienione i podpuchnięte oczy, otoczone dodatkowo ciemnymi podsinieniami. Uśmiechnął się do was nerwowo i machnął jakby ze zrezygnowaniem ręką.
- Same problemy ostatnio. Najpierw te głupie wypadki a teraz nawet moi inżynierowie chcą uciekać! Cholerna robota, ale skończyć trzeba. Nie szukacie roboty może, jak już się tak... uhmmm... spotkaliśmy?
Podrapał się po głowie, wzruszając lekko ramionami. Wydawało się, że z nerwów robi znaczie więcej ruchów niż było potrzeba. Lecz jego oczy patrzyły na was szczerze i z lekką nadzieją.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Spojrzał z ukosa na krasnoludów. Wyglądali na bardzo zdesperowanych. Płynąć gdziekolwiek? Co tam się dzieje, że tak im się pali? Nie było jednak czasu, by się nad tym zastanowić, bo po chwili przybiegł zdyszany jeszcze jeden khazad, prawdopodobnie jakiś naczelnik. Obsztorcował uciekinierów, a ci ze smutnym wyrazem twarzy udali się w stronę wieży. Chyba rzeczywiście bardzo nie chcieli tam wracać.

Aynjulls Isembeard, Mistrz Rzemieślniczy i nadzorca budowy najnowszej maszyny sygnalizacyjnej Jej Cesarskiej Mości, do usług.
- przedstawił się krasnolud, uspokajając powoli oddech. Szybka bestia, jak na takiego spaślaka. Wyglądał mimo to bardzo mizernie - z daleka było widać, że zżera go stres, a i chyba sen nie dopisywał. Elf miał wrażenie, że oni tak przy tej wieży to muszą sobie flaki wypruwać. Ale czy z własnej woli?

Same problemy ostatnio. Najpierw te głupie wypadki a teraz nawet moi inżynierowie chcą uciekać! Cholerna robota, ale skończyć trzeba. Nie szukacie roboty może, jak już się tak... uhmmm... spotkaliśmy? kontynuował. W tej chwili naturalne by było, że Gildiril powinien spytać "Jakie problemy? W czym mogę wam pomóc? Ach, pozwólcie sobie pomóc...". Bzdura. Elf wzruszył tylko ramionami, jakoś nigdy nie żywił sympatii do tego, co te kurduple kombinowały. A i tak miał pewność, że zawsze chętna do pomocy drużyna zaraz pójdzie mordować smoki z wieży. No, może nie smoki, ale i tak pójdzie. A Gildiril chcąc nie chcąc będzie musiał iść z nimi. W sumie postrzelać z łuku jeszcze by mógł, ale nic więcej.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa i Luca

Przechylona przez burtę wpatrywała się w ciemną toń kołyszącej się wody. Zabawne, odkąd zaszła w ciążę, pojawiła jej się choroba morska? Chyba nawet nie opłacało się Tileance jeść śniadania, skoro po kilku minutach wszystko lądowało w wodzie... Chwilę jeszcze stała oparta o barierkę, w końcu dźwignęła się, otarła usta i zygzakiem podeszła do Luci.
- Co tu się dzieje? - zapytała przytrzymując się jego ramienia i wysłuchała, co te knypki mają do powiedzenia.
Kurduple wróciły do pracy, a Cas cicho odetchnęła z ulgą. Nie zniosłaby teraz towarzystwa kolejnego śpiewającego brodacza...

- Same problemy ostatnio. Najpierw te głupie wypadki a teraz nawet moi inżynierowie chcą uciekać! Cholerna robota, ale skończyć trzeba. Nie szukacie roboty może, jak już się tak... uhmmm... spotkaliśmy? - zapytał ten, który zdawał się być tutaj szefem.
Kobieta zmarszczyła lekko brwi. Może nie nadawała się, by pracować na budowie, ale z chęcią by zeszła choćby na kilka minut na brzeg. Bezustanne kołysanie łajby przyprawiało ją o mdłości, które i tak nie opuszczały jej ani na chwilę.
Pociągnęła Lucę za ramię.
- Możemy pogadać? - zapytała narzeczonego i zwróciła się do krasnoluda. - Pozwolisz, że na chwilkę cię opuścimy?
Ten jedynie kiwnął energicznie głową i otarł pot z czoła. Oblizał nerwowo usta przyglądając się pozostałym członkom załogi.

Luca nawet nie zdążył nic powiedzieć, a już był odciągany na bok przez Castinęę. I to na odległość znaczącą o tym, że ma to być rozmowa w cztery oczy. Orlandoni spojrzał na nią, nie wyglądała zbyt dobrze. Właściwie to wyglądała fatalnie.
- Kochanie, wszystko dobrze? Bo nie wyglądasz zbyt promieniująco. O czym chciałaś porozmawiać?

- Nie wyglądam? - burknęła i zmierzyła go gniewnym spojrzeniem. - Zapamiętaj sobie panie Orlandoni raz na zawsze - zaczęła i dźgnęła go palcem w pierś - że ja zawsze wyglądam wspaniale.

Jak stłamsić pluszowe serduszko kobiety i zburzyć do końca jej nastrój? Powiedzieć że nie wygląda promieniująco, lub coś w tym rodzaju... Luca chciał parsknąć śmiechem słysząc ostatnie słowa ukochanej, ale powstrzymał się widząc jej nietęgą minę. A tupanie małą stópeczką dało mu do zrozumienia że nieświadomie ją 'uraził' i może za chwilę zarobić czymś ciężkim.

- Ależ tak, tak, kochanie, wyglądasz, tylko chodziło mi o to, że chyba niezbyt dobrze znosisz podróż łodzią. Co chwila widzę jak wymiotujesz za burtę, myślę że chyba zostaniemy na noc na lądzie. Tak byś mogła choć trochę zregenerować siły. Co o tym sądzisz? - spytał zupełnie poważnie.

- O tym właśnie chciałam z tobą porozmawiać, ale skoro już się zgodziłeś, to chyba mogę już iść, prawda? - zapytała z nadzieją w głosie.
Pragnęła tylko usiąść na czymś, co nie będzie się bujać i kiwać, a trawa wyglądała bardzo zachęcająco. Taki stabilny kawałek zielonego dywanu.
Spojrzała się wyczekująco w stronę lądu, potem zerknęła na Lucę.
- Ale zapytajmy się jeszcze reszty, może się komuś spieszy...

Orlandoni popatrzył na nią z niepokojem. Nawet ton jej głosu był dziś jakby słabszy niż zwykle, odpoczynek na pewno jej się przyda a ląd da jej odpowiednie wytchnienie. Objął ją i pocałował w czoło wracając do reszty. Spojrzał odruchowo na wieżę i w jednej chwili przypomniały mu się bajki o księżniczkach uwięzionych w podobnych przybytkach, ratowanych prze rycerzy w lśniących zbrojach, które w dzieciństwie czytała mu matka. Chyba działy się tam jakieś dziwne rzeczy bo ten cały Aynjulls czy jak się tam zwał wyglądał na bardzo poruszonego. Luca założył ręce i patrząc na niego rzekł.

- Roboty jako takiej nie szukamy, ale może uda nam się wam w czymś pomóc, prawda, przyjaciele? - spojrzał na towarzyszy. - Z chęcią zobaczymy tę wieżę, poza tym moja narzeczona potrzebuje odpoczynku na lądzie.

Z pomocą pozostałych zwinął jeszcze żagiel i zawiązał węzłem linę o pomost. Cały czas śledził wzrokiem każdy ruch Castinyy, w duchu żałował że nie może jej pomóc w żaden wymierny sposób. I tak była najtwardsza kobietą jaką znał w swoim życiu. Poprawił kapelusz i zszedł wraz narzeczoną z solidnie już zacumowanej barki na molo po trapie.

- Już wieczór – spojrzał na niebo mówiąc do kompanów. – Możemy tu przenocować. Z krasnoludami zawsze bezpieczniej. Widzi mi się ognisko, krasnoludzkie piwo i suty posiłek. Mistrzu Aynjullsie – zwrócił się do grubego krasnoluda. - znajdzie się jakaś ciepła strawa? I powiedzcie, cóż macie za…kłopoty?

Orlandoni ledwo skończył mówić, gdy miłość jego życia po prostu klapnęła tyłkiem na trawę. Odetchnęła z ulgą i ku zdziwieniu mężczyzny, odchyliła się do tyłu i wyciągnęła jak długa.
- Ja dalej nie idę, tu mi dobrze - stwierdziła uśmiechając się lekko. - I z kolacji zrezygnuję...
Przymknęła oczy pocierając dłońmi twarz, cała ta podróż była dla niej trochę męcząca. Ale z drugiej strony chyba lepiej płynąć, niż jechać konno lub iść traktem. Miała tylko nadzieję, że reszta drużyny nie będzie na nią zła, a zwłaszcza Gildiril za konieczność postoju z krasnoludami i rajtar, za opóźnienia.

Luca podszedł do ukochanej, popatrzył na nią, następnie zmierzył wzrokiem resztę kompanii. W końcu westchnął i powiedział do nich.
- Jeśli chcecie to idźcie sprawdzić tę wieżę, ja zostanę z Cas, nie mogę i nie chcę zostawić jej samej, poza tym musi odpoczywać.
I na potwierdzenie tych słów klapnął na trawie, tuż obok narzeczonej. Wyciągnął z plecaka koc i okrył nim swój skarb. Następnie legnął obok, popatrzył jej w oczy i uśmiechnął się serdecznie.
- Zdrzemnij się, jestem przy tobie - mówiąc to przytulił ją do piersi.

Poczuł, jak delikatnie kiwnęła głową. Po chwili wtuliła się w niego i choć po zamknięciu oczu czuła się jak na karuzeli, było jej trochę lepiej.
- Dziękuję - szepnęła ziewając. - Ty byś jednak coś zjadł nim mnie twój żołądek obudzi.
Luca spojrzał na nią i napotkał rozbawione spojrzenie czarnych, tileańskich oczu. Nie był jednak głodny i tak jak powiedział, postanowił zostać przy niej.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Sytuacja, której właśnie byli świadkami nie należała chyba do normalnych. A przynajmniej takie wrażenie odniósł Ulrich. Robotnicy robotnikami, ale wciąż wydawało mu się, że w Imperium każdy ma prawo decydować o własnym losie. Tymczasem, ci dwaj z pewnością nie mieli ochoty wracać „do roboty,” jak to określił gruby krasnolud. Za to jego słowa zaciekawiły rajtara.
-Aynjulls Isembeard, Mistrz Rzemieślniczy i nadzorca budowy najnowszej maszyny sygnalizacyjnej Jej Cesarskiej Mości, do usług.

Z jednej strony postój teraz był mu zdecydowanie nie na rękę – w końcu nie są na wycieczce krajoznawczej! Ale skoro tu chodzi o „Jej Cesarską Mość…” No i zbliżał się wieczór, więc tak czy inaczej gdzieś musieliby się zatrzymać. Dodatkowo Ulrich był ciekaw, co takiego mogło się stać, że krasnoludy – które z natury zbyt strachliwe nie są – tak desperacko chciały opuścić to miejsce. Zeskoczył na ląd.

Spojrzał dziwnie na Tileańczyków. No, ale skoro ich wolą jest zostać na twardej ziemi, to niech będzie. De Maar nie wiedział wiele o ciężarnych kobietach, ale chyba powinny wypoczywać w ciepłych łóżkach…
- Jeśli naprawdę tu wam wygodnie, to proszę bardzo. Ale Mistrz Aynjulls z pewnością ma w zanadrzu jakieś miejsce na wygodny nocleg, prawda? – powiedział spoglądając na krasnoluda – No i trochę strudzeni jesteśmy po podróży, tak więc w pierwszej kolejności wypadałoby coś przekąsić. Problemy – tu wskazał na wieżę – najlepiej omawia się z pełnym brzuchem.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Wszyscy

Krasnolud starł pot z czoła po raz kolejny, wykonując jakieś szybkie gesty rękoma, jakby wskazując drogę, która była tu zresztą tylko jedna. Ale odetchnął lekko, gdy zdecydowaliście się zejść z pokładu, a gdy Luca spytał co się tu dzieje, Mistrz Rzemieślniczy mało co się nie uśmiechnął i zaczął dość szybko wyjaśniać.

- Hmmm... Sześć tygodni minęło odkąd zaczęliśmy. Komisja cesarska wynajęła, zaliczkę zapłaciła. Dwunastu nas było. ...uhmmm... Teraz zostało sześciu, co chwile jakiś wypadek. Krasnoludy nie miewają takich wypadków! Widzieliście jak jakiś krasnolud z rusztowania spadał i nogi łamał?! Ahhh!! I jeszcze ta dziwna paraliżująca choroba! No i pięć dni temu robotnicy pilnujący budowy zaczęli znikać. Ledwie wczorajszej nocy dwóch przepadło. Inżynierowie dodatków się domagają lub nawet uciekać chcą. Stąd moje pytanie, ochrona by się przydała. Lub ktoś, kto powie mi co się tu dzieje! Nie możemy przerwać, moja reputacja legnie w gruzach! ...Uhmmm... Ale cóż ja mogę?

Wszyscy prócz Luci i Castinyy

W tym czasie zdążyliście podejść do rusztowań. Samo urządzenie z bliska nie różniło się od tego widzianego z daleka. Napewno miało służyć do komunikacji z innymi podobnymi, lecz czy wasza niewielka wiedza w tym zakresie, czy po prostu niedokończona budowa - niewiele z tego rozumieliście. Sam mur wieży na której maszyneria była stawiana, wydawał się być zbudowany z jednolitych bloków gładkiego, czarnego i lśniącego kamienia. Zaś jeśli chodzi o wieże sygnalizacyjną, wybudowany był dopiero pierwszy poziom, do którego przymocowany był jakiś wielki drąg z ramionami służącymi chyba do sygnalizacji.

Niedługo potem ruszyliście do obozu krasnoludów, Mistrz rzemieślniczy z wyraźną nadzieją zapatrywał się na to, że zostajecie, ale również z wyraźnym smutkiem przyjął wasze rozlokowanie się w obozie. Przez chwile kłócił się na boku z dwoma robotnikami, którzy mieli jako pierwsi pilnować budowy na piętrze wieży sygnalizacyjnej, po czym wrócił do was.

- Nigdy nie widzieliśmy co się dzieje. Może wam się powiedzie lepiej. ..Uhmmm... Ale lepiej chodźmy się chociaż posilić.

Zmrok zapadał szybko. Podano wam jadło - suchary lecz z ciepłym i całkiem niezłym gulaszem z jakiejś dziczyzny. Do popicia wódkę lub piwo. Rozmowa była jednak krótka - krasnoludy i towarzyszący im ludzie szybko kładli się spać, zmęczeni całodzienną pracą. Również i wy, zachowując środki ostrożności i wystawiając własnego wartownika, udaliście się na spoczynek. Zdaliście sobie jednak sprawę, że wieża w ciemnościach jest ledwo widoczna. No, może nie dla Gildirila, który w ciemnościach widział zdecydowanie najlepiej z was. Dookoła panowała cisza, mącona jedynie cykaniem świerszczy, pohukiwaniem sowy czy szumem płynącej tuż obok rzeki.

Gildiril

Do obozu krasnoludy wpuścić cię raczej nie chciały, a gdy sie zbliżyłeś patrzyły nieufnym i niezbyt zadowolonym wzrokiem. Nie było to jednak zbyt ważne, oddaliłeś się bowiem bez słowa nie dotrzymując towarzystwa reszcie drużyny. Już miałeś zawrócić i skierować się w stronę barki, gdy do twoich wyczulonych uszu dotarło ciche, urwane zaraz, rżenie konia. Byłeś w lesie, ogległość mogła więc wydać się inna niż było naprawdę, lecz ruszyłeś w kierunku dźwięku. I faktycznie, ledwie kilkadziesiąt metrów dalej ujrzałeś dwa konie. I dwóch, obozujących bez ognia ludzi. Jeden już najwyraźniej spał, przykryty kocem, drugi rozglądał się sennie na boki. Mimo ciemności, bez trudu rozpoznałeś w nim jednego z tych, którzy was śledzili.

Luca i Castinaa

Do obozu iść nie chcieliście, jak zwykle wybierając własne towarzystwo. Poleżeliście ponad godzinę nad brzegiem rzeki, a gdy zrobiło się chłodniej, Luca zaniósł Castinęę na barkę. Wpatrując się w piękno gwiazd nad bezchmurnym niebem rozmawialiście o planach na przyszłość, o waszym nienarodzonym dziecku i wielu innych sprawach. Tylko dzięki doskonałemu słuchowi usłyszeliście jak wchodził na barkę. Wielki, niemal dwumetrowy kudłaty stwór z wielkim wywieszonym na wierzch jęzorem ruszył w waszym kierunku. Refleks Orlandoniego pozwolił na oddanie jednego strzału który rozniósł się echem po okolicy, jednak nie zrobiło to na włochatej bestii zbyt wielkiego wrażenia. Sunąc powoli zbliżała się odcinając was skutecznie od zejścia na ląd.

W obozie krasnoludów (bez Gildirila)

Głośny huk pistoletowego wystrzału dochodzący z barki poderwał was na nogi. Rzuciliście się w tamtą stronę, w głowach zaś kołatała się wam tylko jedna myśl: Orlandoni i Castinaa. Gdy dobiegliście, zamarliście na moment. Po pokładzie sunęła wielka, włochata bestia zbliżająca się do Orlandoniego zasłaniającego własną piersią Castinęę...

Zapraszam do komentarzy, czeka tam na Was notka ode mnie.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Łysol słuchał słów krasnoluda z zainteresowaniem, co chwila spoglądając na pnące się ku niebu kształty niedokończonej budowli. Widział zwisające z murów liny, drewniane elementy rusztowania, sterty kamieni i gruzu, walające się u podnóża wieży.
- No... hmmm... - mruknął w zamyśleniu. - Faktycznie to dziwne. Chyba. Ale skoro tak mówisz, to widocznie tak jest. Może tu po prostu jest złe powietrze?
Uśmiechnął się przepraszająco, kiedy krasnolud spiorunował go spojrzeniem. To dumna rasa, pomyślał, i wyczulona na punkcie swoim umiejętności. Lepiej było powstrzymywać się od komentarzy.

Wzrokiem poszukał Gildirila. Elfa nie było w pobliżu, co akurat nie powinno nikogo dziwić. Ani on, ani brodaci budowniczy nie czuliby się w swoim towarzystwie komfortowo. Lepiej było prewencyjnie uniknąć ewentualnych sporów, może nawet bójek. Elf zrobił dobrze, udając się w sobie tylko znane miejsce.

Gdy khazad zaprowadził część drużyny w pobliże budowli, Golem nie mógł nadziwić się kunsztowi, z jakim przebiegała jej konstrukcja. Krasnoludzki perfekcjonizm dawał o sobie znać, nawet w obliczu wspomnianych przez Mistrza Rzemieślniczego trudności. Günter zadarł głowę, z rozdziawionymi ustami przyglądając się maszynerii. Próbował sobie wyobrazić jak miałoby wyglądać gotowe dzieło, lecz nic nie przychodziło mu do głowy. Swoim umysłem nie był w stanie ogarnąć wielkości krasnoludzkiej finezji i swoistej manii wielkości tych niewysokich istot. Po kolacji Golem oznajmił, że obejmie wartę jako pierwszy, wymieniając się później z Ulrichem. Usiadł przy z wolna dogasającym ognisku i jął w zamyśleniu wpatrywać się w cienistą dal.

Z zadumy wyrwał go rozlegający się echem po okolicy huk wystrzału. Zdawało się, że dobiegał od strony barki, tam w każdym razie pozostali Luca i Cas, a odgłos przypominał strzał z jego pistoletu. Golem zerwał się na równe nogi i szturchnął drzemiącego obok Ulricha. Nie czekając na budzącego się towarzysza, ruszył biegiem w stronę łodzi.

Gdy zbliżył się na kilkadziesiąt kroków, dostrzegł wśród konturów na pokładzie parę desperacko stawiającą czoła wielkiej włochatej, zdało się, istocie. Właściwie to Luca usiłował odeprzeć atak bestii, osłaniając ukochaną własnym ciałem.
- Do ciężkiej cholery, co to jest? - syknął pod nosem, biegnąc co sił w nogach i nie spuszczając oka z potwora. Pędził po omacku, stawiając wielkie susy pośród traw i niewysokich zarośli. Starał się omijać przeszkody pod nogami, jednak zależało mu przede wszystkim na jak najszybszym dostaniu się w pobliże barki. Nagle wyczuł pod butem coś twardego i, mimo heroicznej próby utrzymania równowagi, zwalił się ciężko na ziemię, ryjąc twarzą w zwilżoną rosą trawę.
- Arghhh! - ryknął wściekle, unosząc się na masywnych dłoniach. Od łodzi dzieliło go tak niewiele, a sytuacja na pokładzie przybierała chyba coraz dramatyczniejszy przebieg. Wymacał po ciemku przedmiot, o który się potknął. Okazał się nim kamień - spory i ciężki, z ledwością mieszczący się w wielkiej dłoni Golema. Mężczyzna zmarszczył czoło, czasu było coraz mniej. Ocenił odległość i zważył skalny kawałek w ręku. Stanął na nogach, wziął lekki rozpęd, skracając dystans do łodzi o kilkanaście kroków i z głośnym rykiem pchnął ciężki kamień w stronę włochatego potwora. Wiedział, że przedmiot nie wyrządzi bestii większej szkody, ale liczył, iż na chwilę odwróci jego uwagę od Luci i Cas.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Zablokowany