[FUDGE] Tron Chaosu

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Szasza »

Sha'virr

Po złożeniu swemu pracodawcy wszystkich sporządzonych map, poczuł się trochę niepotrzebny. Nigdy nie wiedział co począc ze sobą, gdy nie dano mu jasnego rozkazu. Stwierdził, że będzie musiał porozmawiać z pracodawcą, w nadziei na jakieś ciekawsze zajęcie, bo bezczynnośc rzucała go coraz głebiej w czeluści nałogu. Przemyślenia przerwał mu widok znajomego brodacza. Na twarzy Kie'ranna pojawił się uśmiech. Dokładnie przyjżał osobom otaczającym Khazada. Szczególnie zmartwiła go obecność innego Kie'ranna. Bał się spojrzeć w oczy swemu pobratymcu.

Szaw! Miło cię widzieć! – Przywitał go od razu Rakah. – Chyba już znasz moich znajomych?
Szaw pociągnął łyka na wzbogacenie słownictwa, lecz zanim zdążył je wykorzystać, odpowiedział inny Khazad.

-Da. Widzieliśmy się. Toż to nie ten, z którym kilka dni temu nie piłeś, Rakah? – Odezwał się Turic. Jego głos był twardy jak kamień z krasnoludzkich kopalni. – Chyba nie boisz się tu tych gnatów?
Tym razem Szaw zdążył się odezwać.-Witajcie! Miło zobaczyć tu dla odmiany coś żywego w tym chorym miejscu. -Odpowiedział, a na pytanie Turica odpowiedział następująco-Nie przerażają mnie te kości, lecz to, że ktoś, lub coś było zdolne do stworzenia takiego monumentu śmierci.
Do rozmowy dołączył Drirr.

-Każdy boi się tego, co nieznane. To miejsce jest pomnikiem poświęconym śmierci wiecznie zarywającej nas śmiertelników do tańca. – Wtrącił się Drirr. Jak zwykle jego głos był strasznie spokojny. – Może Neruzechelf było właśnie drogą do spotkania się z nieznaną damą a te szkielety to jej dawni partnerzy?
Sha'virr zaniemówił. Ogarnął go wstyd połączony z konsternacją. Najprawdopodobniej jego brat użył metafory, gdzie, dama była władzą, lecz nie mógł za to poręczyc. Czyżby nie rozumiał istot, w otoczeniu których spędził najszczęśliwsze naście lat swego życia?

-Nie mów głupstw Drirr. Aż ciarki dostaję od tych twoich dziwnych tekstów. Chodź no Szaw. Muszę ci coś powiedzieć. – Rakah machnął kilka razy w stronę Sha’virra, zachęcając go do dołączenia do dyskusji. – Wiesz co? Na tej skrzyni, tam gdzie jest teraz ta czarna smolista plama, był symbol republiki. Założę się, że jest tam jakieś przeklęte Eldarskie ustrojstwo. Przecież skrzynia sama nie mogła się zapalić, nie?!

--Nie gadaj tyle. I tak ani ja, ani moi kompani – Tu Turic wskazał na Drirra i Rolanda. – nie pozwolimy ci po prostu nawet dotknąć tego pakunku.-

-Ale… NO… Ale przecież tam na pewno jest coś, co może nam wszystkim zagrozić! Co nie Shaw? –Rakah spojrzał na Sha’virra, z nadzieją w oczach, że ten poprze jego zdanie.
Szaw był w tym momencie rozdarty. Z jednej strony darzył sympatią brodacza, z drugiej wolał nie otwierać tej skrzyni obarczonej znienawidzonym symbolem.

-No wiesz...-zaczął niepewnie-Skoro jest na tym symbol Republiki, to nie będzie z tego ustrojstwa nic dobrego. Kto wie. Może gdy otworzymy, to usmaży nas to jak tą skrzynkę. Ciekawość to zgubny instynkt.- Ostatnie zdanie wypowiedział z zauważalnym smutkiem i przekonaniem.
Obrazek
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Artos »

Bardin
- Mamy tutaj, całą bryłę Orichalcum. Niezniszczalny i praktycznie niemożliwy do formowania materiał!
Zakpił sobie cicho pod nosem krasnolud by za chwilę dodać
- Nie ma niezniszczalnych i niepoddających się formowaniu materiałów i udowodnię to wam!
Powiedział pełny siły i kpiny skierowanej tak bogobojnym pomysłom jakie mu przedstawiono.
- Jeszcze do niedawna stal była rzeczą nie do pomyślenia, wszystkie rasy chodzące teraz po ziemiach całego naszego świata nie potrafiły wyobrazić sobie tak twardego materiału, a jednak udało się go stworzyć i obrabiać bez większych problemów. Tak samo z hartowaną stalą.
Rozejrzał się po całym pomieszczeniu by sprawdzić czy na pewno wszyscy zainteresowani tym tematem go słuchają
- Nawet diament da się obrabiać, trzeba tylko wiedzieć jak. Nawet jeśli jest to coś umagicznionego, to udowodnię, że da się to tak obrabiać, jak również i ponownie stworzyć!
Po tych słowach krasnolud poszedł po swe narzędzia. Chciał udowodnić jedną z trzech podstawowych metod – wyznaczenia twardości materiału, tłoczności i ścinania da się wykazać choć część właściwości tego kontrowersyjnego ciała. Plan ten był zabójczo prosty. Gdy już chwytał za narzędzia usłyszał głos Eldarki wymawiającej coś w nieznanym języku. Skierował więc swą uwagę w jej stronę i równocześnie zapytał pobliskiej osoby
- Co jest z nią? Czy ona oszalała?
Nie mówił jednak tego złośliwie, po prostu cała ta sytuacja zaskoczyła go niezmiernie. Nie wiedział jak zareagować.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Fenrisulfr »

Wszyscy

Słowa szlachcianki odbijają się echem od ścian groty. Mimo iż wypowiedziane były cicho, to wszyscy je słyszeli z nienaturalną klarownością. Wszystkie rozmowy zostały przerwane, cisza wypełniła jaskinię. Magowie spojrzeli praktycznie jednocześnie na Eldarkę. Uśmiech na twarzy Gilliana został zastąpiony poważną twarzą z iskrą trwogi w oczach.
- Co żeś ty powiedziała? – Po raz pierwszy głos Mobiusa drżał. – „Otwórz bramę, przełam koło.”
Ziemią wstrząsnęły krótkie konwulsje. Zwalając większość osób z nóg.
- Co się dzieje Mobiusie? Janos! Co żeś ty jej powiedział?- Quiestus padł na ziemię.

Żaden z magów nie zdołał odpowiedzieć. Janosa i innych czarodziejów przeszyła nagła fala energii, widoczna tylko dla oczu maga. Głośne grzmoty i trzaskanie, jakie wywołało w ich umysłach było prawie nie do zniesienia. Janos doznał nowego uczucia, nie był to ból, lecz raczej wrażenie bezsilności i pomiatania, zupełnie jakby jego dusza była porozrywaną flagą trzepoczącą na maszcie w czasie wielkiej burzy. Tak właśnie się czuł, jak bezsilna lalka targana przez arkaniczne wiatry.

Krasnolud trzymający czaszkę w dłoniach nagle poczuł, że przedmiot w jego dłoniach robi się gorący i ostry na krawędziach. Kiedy metal zaczął „pulsować” między palcami krasnoluda ten wypuścił czaszkę z dłoni. Jednak przedmiot, który trzymał niedawno w dłoni teraz bardziej przypominał bezkształtną, zgrzytającą głośno masę z wirujących ostrzy, mielących się nawzajem oraz ponownie powracających do swego pierwotnego stanu. Bardin z przerażeniem zobrazował w swoim umyśle jak to coś mogło mu zmielić dłonie.

Dziwny obiekt z nieznanego metalu zatrzymał się w samym środku groty i zaczyna lśnić błękitnym światłem. Za Sha’virrem coś się poruszyło. Nie zdążył się jeszcze obrócić a usłyszał przerażony krzyk Rakaha. Z momentem jak Kie’rann odwrócił się to jego gardło wypełnił ten sam krzyk grozy.
Szkielety w ścianach zaczęły powoli drżeć, następnie powoli przesuwać się a potem poruszać piekielnie w kamiennych kleszczy ścian jaskini jak muchy próbujące wydostać się z paszczy mięsożernej rośliny. Do wicia się kościanych figur w świetle dogasających latarni dołączył zaśpiew.

„Ner’ze” –odezwał się chór szkieletów. Ich głos był ponury, donośny, wręcz brzmiał jak rozkaz.

„Kirrum”. –Ruchy kości spowalniały. Puste oczodoły wpatrywały się w centrum pieczary, w wirującą kulę z srebrzysto-błękitnych, wirujących ostrzy.

MALLUM”- Śpiew powoli robi się głośniejszy. Echo odbijające się od ścian wprawiało je w monotonne dudnienie. Kula ostrzy zaczęła się powiększać budząc niepokój w członkach ekspedycji.

"NOY’CHERO!" – Ostatnie słowa wybuchły kakofonią dźwięków, która tak szybko jak nastała, tak zapadła się w sobie wypełniając uszy ciszą i uczuciem ogłuszenia.

Ostrza wciąż wirowały w swym tańcu nadal nabierając na prędkości i na ilości.

-Mobius! Janos! Gillian! Zróbcie coś! – Błagalny głos Quiestusa dobiegał jakby z oddali. Lecz jego słudzy nie mogli nic zrobić. Byli wciąż ogłuszeni przez napływ mocy do tego miejsca.

Ninerl leżała na plecach i wpatrywała się z przerażeniem na powiększającą się w jej stronę ścianę ostrzy. W tysiącu małych wirujących kling widziała odbicie swojej sparaliżowanej strachem sylwetki. Niedaleko niej, tam gdzie stał dysk, ziemia zaczęła pękać z głośnym trzaskiem przy akompaniamencie gwałtownego trzęsienia ukazując wielką, prostą wyrwę. Ninerl przypominając sobie swój sen odruchowo spojrzała do niej a widok odebrał jej dech z piersi. Tuż pod nią, rozciągając się w nieskończoność było bezkresne, czarne niebo upstrzone skrzącymi srebrzyście gwiazdami. Lecz w jej oczach to była głodna, bezdenna, czarna otchłań pełna ślepi monstrualnych bestii w postaci jasnych punkcików. Ziemia powoli się pod nią osuwała, ostrza ją pochłonęły, zniknęła w gwieździstej przestrzeni a jej głośny krzyk został przerwany kolejnym hukiem rozrywanej ziemi.

Rufus stał sparaliżowany widokiem eldarki pochłanianej przez tą kolosalną maglownicę. Przerażony wpatrywał się, jak za nią wessani zostali magowie i szlachcic z taką prędkością, że nawet nie zauważył jak zostali rozdrobnieni w małe kawałeczki. Nawet krew nie zdążyła się polać.
-TATO!-Krzyknęła dziewczyna niedaleko niego. Kirra właśnie biegła w stronę wyrwy chcąc ratować swojego ojczyna. Przewróciła się w połowie drogi i z łzami w oczach patrzyła, jak Quiestus znika w metalowych odmętach. Następnie, gdy miała właśnie zawrócić i biec ku wyjściu niewidzialna siła zaczęła także ją wciągać. Jej paniczny pisk odbijał się echem po komnacie. Opiekun natychmiastowo ruszył by jej pomóc.

Jaskinię wypełniły krzyki i próby ucieczki przed coraz szybciej rozszerzającą się metalową chmurą. Po kolei, jeden po drugim wszyscy zostali wessani w jej materię i rzuceni w odmęty wyrwy. Wszystkiemu towarzyszył blask migoczących ostrzy, dudnienie ziemi, odgłos przypominający dźwięk wydobywany z glinianych grzechotek.

Po kilku minutach, kiedy już nikogo nie było w jaskini czaszka powróciła do swej pierwotnej postaci. Unosiła się chwile w powietrzu a następnie powoli opadała w dół, przywdziana w blask akwamarynowej poświaty w szczelinę. Gdy już nic nie pozostało wyrwa zamknęła się wydając pociągły odgłos powoli wciąganego przez usta powietrza i na końcu coś, co mogło przypominać jedynie zadowolone mlasknięcie. Gdzieś w ciemnościach cichy, sykliwy, lecz szlachetny głos, brzmiący nieprzyjemnym rezonansem w grocie powtarzał szeptem w kółko słowa:
-Ner’ze kirrum. Mallum noy’chero…

***

Rufus

Rufus leżał na zimnej, śliskiej i chyba metalowej podłodze.
„Ehhhh… czas wstawać. Trzeba pilnować te małe diabły. Ciekawe, kiedy dojedziemy do Neruzechelf?”
Próbował wstać, przyszło mu to z trudnością. Coś mu spadło z pleców na jego prawicę jak worek kartofli.
„Chwila… przecież już tam dojechaliśmy, była tam tylko jakaś grota… o w mordę… ból, głowa boli.”
W głowie mu się kręciło, zbierało się na wymioty.
„Ta eldarka. Ona coś powiedziała… i coś się stało.”
Otworzył oczy, wszędzie panowała ciemność, oprócz w jakimś oddalonym o kilkadziesiąt metrów otworu. To chyba były jakieś prostokątne wyjście, tyle że zablokowane jakimiś kratami.
Odwrócił się w inną stronę i staną twarzą twarz z jakimiś wielkimi, błyszczącymi goglami.
Robiąc nura do tyłu krzyknął niesamowicie głośno. Jego wrzaskowi zawtórowały inne głosy, w których brzmiał niepokój, strach i miejscami irytacja.
-Nie krzycz tak, głowa mnie boli.- Usłyszał znajomy, dziecięcy głos. To chyba był Nelo. – Czyżbyś do reszty postradał rozum?-
-Hej. To ktoś tu jest? – Kolejny głos. Tym razem dorosły. – Myślałem, że umarłem. -
-JASNA CHOLERA! – I jeszcze jeden. Opiekun wszędzie by rozpoznał goliata. – Zier! To ty? -
-Nie. Nazywam się Milfred. Jestem robotnikiem. -

Janos i Sha’virr

Janos, ogłuszony niedawnym zdarzeniem, leżał czymś przygnieciony. Po małym zbadaniu sytuacji odkrył, że tym czymś był kie’rann o imieniu Sha’virr. Wydaje się, że chyba żyje. Mimo wyczerpania zdołał zrzucić ciężar jego ciała z siebie. Sprawdził jego tętno. Wyglądało na to, że jeszcze żył i właśnie odzyskiwał przytomność. Zaklinacz czuł się zmęczony, wręcz wyczerpany po niedawnym doznaniu. Do jego obolałej głowy cisnęło się wiele pytań.
„Co się stało? Co się stało z tą czaszką? Dlaczego te ostrza nie pocięły nas na kawałki?”
Z tej dziwnej sensacji, która widocznie przeniosła całą karawanę do jakiegoś innego miejsca, wywnioskował tylko tyle, że to musiał być jakiś efekt magiczny podobny do teleportacji, lecz było w nim coś dziwnego, innego. Nie czuł po tym żadnego szczęścia, czy swobody jak przy normalnej teleportacji. To było zupełnie jakby ktoś cię wyrwał z opoki bezpieczeństwa swego domu, znanej ci domeny, i przeniósł do miejsca, do którego wejścia nie miał prawa żaden z zebranych. Niepokój i cisza wypełniała umysł maga.
„Bogowie. Gdzie my jesteśmy? Czyżby to jest Neruzechelf?”

Bardin

Bardin obudził się oparty o zimną ścianę tuż obok kilku pak z jakimiś narzędziami. Trzymał w dłoniach tą samą, co wcześniej metalową czaszkę. Na jej widok w jego sercu ponownie pojawiła się te same uczucie paniki, kiedy chmura metalowych kling zrodzona z tego przeklętego przedmiotu pochłonęła go ku przepaści. Rzucił nią w dal zupełnie jakby zrzucał z siebie coś obrzydliwego i niebezpiecznego. Czaszka uderzyła w coś miękkiego, ponieważ krasnolud nie usłyszał brzdęku metalu spadającego na podłogę. Zamiast tego usłyszał głośne „UFF!” a następnie inne głosy, zakłopotane głosy, przerażone głosy.

Ninerl

Przy jedynym widocznym, zablokowanym przez złote kraty, spoczywało ciało Eldarki. Z trudnością ruszała się, przez chwilę miała wrażenie, że jest martwa. Jednak te wrażenie przepędził fakt tego, że jeszcze czuła swoje kończyny. Wzrok jej był rozmazany, ciało zdrętwiałe, głowa obolała. Nie miała zielonego pojęcia gdzie jest, ani co się stało. Coś sięgnęło przez kraty, złapało ją i podniosło trochę do góry. Jej wzrok padł na jakąś twarz, jednak jedyne co zdołała rozpoznać to jej zielony kolor oraz dziwny, świecący wzorek na oczach.
- Mallum noy’chero? Eh? Kuimbele etwa kewkeden. – Słowa te były dla niej obce. Nie znała języka. Postać zaczęła gestykulować i wskazała czymś, co chyba było ręką, na drugi koniec pomieszczenia, w którym znajdowała się. – Ebookenoi, asima kuimb ez… eee… kirrum – Wygląda na to, że starał się teraz powiedzieć coś w innym języku. – Kirrum ente kuimb. Ezta bookenoi. – Zanim ją puścił to wsadził jej do rąk jakiś dziwny, metalowy przedmiot, następnie pociągnął jakąś dźwignię niedaleko, i zniknął w jasnych promieniach słońca. Gdy jej wzrok się wyostrzał, to ujrzała po drugiej stronie przejścia naturalną kamienną ścianę, a po prawej jakieś stare sypiące się schody z metalową podpórką. Przedmiot, który został w dłoniach Eldarki przypominał zwykły, mały, mieszczący się w dłoni pręt z fioletowego metalu.



-CISZA!- Krzyknął gwałtownie warkliwy głos Mobiusa.
Jasny, oślepiający błysk wypełnił całą salę i teraz wszyscy mogli ją w pełni ujrzeć. Komnata miała kształt półkuli z pokrytą rdzą metalową podłogą, na której widać jeszcze szczątki jakiś dekoracji przedstawiających liście i jakieś egzotyczne kwiaty. Marmurowa kopuła sufitu za to była zdobiona za pomocą srebrnych żyłek w jakieś dziwne wzory, które prawdopodobnie były pochodzenia magicznego. Mag stał na samym środku komnaty i trzymał w wyciągniętej wysoko w górę dłoni jakąś małą, kryształową pałkę, z której biło jasne, żółte światło. Obok niego był lord Quiestus. Drugi z magów leżał niedaleko Ninerl. Widocznie nieprzytomny, lecz tym razem już się uśmiechał.
Naprzeciw wyjścia, pod którym była Eldarka było inne. Masywne, żelazne wrota z zardzewiałymi obręczami, całe pokryte śladami jakby podłużnych, głębokich cięć.
-Niech nikt się nie rusza! –Krzyknął szlachcic- Potrzebuje ochotnika do spisania wszystkich obecnych! Gdzie są moje dzieci?! – Quiestus zaczął wywoływać je po imieniu.

Nelo i Michael byli niedaleko Rufusa, z czego ten drugi wymiotował gdzieś pod ścianą.
-Tu jesteśmy! Ou... A po Michaelu trzeba będzie posprzątać.- Krzyknął Nelo.
Za to reszta dzieciaków z płaczem pobiegła w stronę swojego ojczyna. Szlachcic z łzami w oczach przytulił swoje pociechy. W jego płaczu było słychać radość i ulgę.
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Artos »

Bardin
Ostrza, ostrza, ostrza... Przerażająca ich liczba i śmiercionośny postrach piękna całego urządzenia odbił się w jego psychice w znaczący sposób. Nie mógł się pogodzić, iż stał się jedną z krów, które zostały praktycznie zmielone, tak jak w jego maszynie parowej, którą zaprojektował dla jednego ludzkiego szlachcica, chcącego przyspieszyć produkcję mięsa mielonego, poprzez mielenie całych potężnych płatów krowiego mięsa w całości. Była oczywiście znaczna różnica, lecz teraz zrozumiał jego niesmaczny żart, który pałętał się krasnoludowi po głowie;

“Teraz już mam coś na swych przeciwników”

Wyobrażał sobie ludzi mielonych w jego maszynie. Po tym co przeżył potrafił sobie wyobrazić ich ból i przerażenie. Nie chciał już nigdy doświadczyć tego uczucia. Gdy jednak zaczął choć trochę się uspokajać, odkrył, że w swej dłoni ma nadal tą przeklętą czaszkę, którą miał zbadać. Tego było już dla niego zbyt wiele. Myśl o poharatanych dłoniach i niemożności dalszej pracy, które to nałożyły się z poprzednim widowiskiem sprawiły, że odrzucił czaszkę w głąb mrocznego pomieszczenia i skulił się w sobie w pozycji embrionalnej. Nie tego oczekiwał od tej ekspedycji. To miała być prosta i dobrze płatna robota. Miał projektować windy, przekładnie, umocnienia ścian w szybach, jak również i odpowiednią sieć lin i kołowrotów, które by ułatwiały i zabezpieczały transportowane znaleziska. Nie pisał się na misję samobójczą! Tego przynajmniej był pewien.
Strach powoli opadał gdy zaczął słyszeć głosy innych członków ekspedycji. Gdy jeszcze zapalono światło i ujrzał, że nie ma tu nikogo podejrzanego, tylko członkowie wyprawy, zdał sobie sprawę z tego, że nie ma już się czego bać. Powoli podniósł się i ledwo trzymając się na swych nogach, po oparciu o ścianę wyjął notes z przyborami do pisania zaczął pisać.

“Przetrwali rzeź:
- Quiestus
- Rufus
- Dzieciaki
- Mobius
- Bardin
- Janos
- Sha’virr
- ...”


Zapisywał każdego kogo zobaczył od razu i kogo pamiętał imię. Jednakże tak z powodu szoku jak również I nikłego zaangażowania w drużynie w trakcie spisywania krzykną, a jego głos rozszedł się po sali:

- Tworzę listę obecności, na razie są na niej...

Zaczął wymieniać tych co już zostali spisani.

- Proszę krzyczeć jeśli nie zostało się wyczytanym. Miejmy to już za sobą towarzysze!

Gdy to kolejne głosy odzywały się dopisywał je do listy. Jednakże gdy miał wpisać Eldarkę miał mieszane uczucia. Przecież to przez nią tu są i co do tego nie miał wątpliwości.

“Po co Lord Quiestus ją zatrudnił. Podobno zajmuje się zwiadem, choć kto wie? Mnie ona bardziej wygląda na czarownicę, a pracodawca dobrze o tym wiedział. Tylko czemu nam nic o tym nie mówił? Na bogów, gdybym wiedział, że tak to się potoczy lepiej bym się przygotował do tej wyprawy. Zbudował wóz parowy, albo cokolwiek innego, byle tylko nie zostać przez nią zabitym!”

Lista była już gotowa. Nogi ponownie słuchały się swego właściciela, dlatego też podszedł do szefa wszystkich szefów i podał mu ją.

- To jest lista zgromadzonych w pomieszczeniu. Obawiam się jednak, że przydałoby nam się dozbroić na wszelki wypadek. Obok miejsca gdzie wylądowałem są paki z narzędziami. Zobaczę czy któreś z nich nadają się na broń, czyli poszukam maczet, kilofów i toporków do drewna, jak również wszystkiego co można byłoby uznawać za broń i jeśli mam pozwolenie Lorda, chciałbym rozdać ten oto prowizoryczny ekwipunek słabo uzbrojonym i nie uzbrojonym członkom wyprawy. W końcu nie wiemy co nas może tu spotkać, szczególnie jeżeli nie będziemy mieli na oku tak Eldarki, jak również i własnej okolicy dobrze obserwowanej, jeśli wie Pan co mam na myśli.

Miał nadzieję, że sytuacja ta się nie powtórzy, lecz miał ochotę choć trochę być przygotowanym na ewentualne “problemy”.

- Zrobię jeszcze spis ekwipunku jaki tu przybył z nami.

Dodał cicho lecz stanowczo.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Rodryg
Pomywacz
Posty: 28
Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
Numer GG: 4240867

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Rodryg »

Rufus

Opiekun z trudem próbował się podnieść, lecz ból głowy i mdłości przesądziły o tym by pozostać w pozycji siedzącej. Siedział więc po turecku na ziemi wodząc po pokoju na wpół przytomnym wzrokiem, po czym rzucił w stronę Nelo.

-Jeszcze trochę a sam zrobię to co Michael, moja głowa czuję się tak jak by jakiś kowal walił mnie młotem po niej.- przez cały czas masował potylicę, rozejrzał się ponownie już bardziej trzeźwym wzrokiem, w końcu dostrzegł swego pracodawcę i Mobiusa. To dodało mu trochę otuchy gdyż oznaczało że ktoś tu jeszcze robi za głowę grupy, tak samo krasnolud sporządzający listę oraz dający całkiem mądre rady.

-"Chwila jak on się nazywał, hmm..... ach, tak Bardin inżynier. Trzeba przyznać ma głowę solidnie na karku, trzeba się zebrać do kupy."- powiedział do siebie w myślach, po czym bez pośpiechu wstał i powiedział:

-Tak swoją drogą czy ktokolwiek z was wie co tu się stało ?- po tym spojrzał się znacząco w stronę Eldarki. W między czasie poprawił swoją lewą rękę na temblaku.

-Pomogę ci z tym ekwipunkiem bo i tak się nam teraz nigdzie nie śpieszy, przynajmniej tak mogę pomóc.- powiedział do krasnoluda równocześnie idąc w jego stronę. Rufus wciąż jeszcze nie pojmował tego co się niedawno wydarzyło, może i lepiej dla niego.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl Taar Aszish
Wszystko rozegrało się tak szybko. Ninerl fala mocy przycisnęła do podłoża. A potem otworzyła się otchłań, zupełnie jak we śnie. Sparaliżowana strachem dziewczyna nie była się w stanie poruszyć.
Ostrze zbliżały się szybko. Ninerl krzyknęła przeraźliwie, zanim czarna przestrzeń wciągnęła ją w głąb.

Było ciemno. Ninerl miała wrażenie, że jest rozproszona, jakby jej świadomość nie miała punktu zogniskowania. A potem wszystko zawęziło się i nagle stwierdziła, że ma nogi. Poruszyła ostrożnie palcami.
Wszystko ją bolało. Zamrugała gwałtownie oczyma.
Coś się pojawiło w jej polu widzenia. Jakaś istota pochylała się nad nią. Zielonoskóra, dziwnooka. Gdyby Ninerl była zupełnie przytomna, pomyślałaby, że ma przed sobą demona.
Istota zaczęła coś mówić. Oszołomiona Ninerl pokręciła przecząco głową. Istota wcisnęła jej coś w dłoń. Zagadała jeszcze raz, pociągnęła coś w ścianie i znikła.
Dziewczyna leżała jeszcze przez chwilę, a potem spróbowała się ostrożnie podnieść. Zaklęła cicho. Co jej wpadło do głowy, by powiedzieć te słowa? Zupełna idiotka.
Schody wyglądały obiecująco. Ninerl usiadła niepewnie i równie niepewnie wstała. Miecz miała nadal przy sobie, całe szczęście.
Za moment usłyszała głosy reszty. Odezwały się dzieci, opiekun, szlachcic , magowie i reszta.
Czy oni musieli tak krzyczeć? Ninerl nadal bolała głowa, na moment przycisnęła dłonie do uszu.
Za chwilę rozbłysło światło. Jeden z magów trzymał coś świecącego własnym światłem. Ninerl znała te przedmioty, ale teraz nie miała sił , by przypominać sobie ich nazwę. Obejrzała uważnie ściany i wyjścia. Na widok jednego z głębokimi rysami, zadrżała. Dziwnie kojarzyło się to jej z jakimiś bestiami albo oszalałymi z strachu więźniami, którzy próbowali za wszelką cenę dostać się właśnie za owe drzwi. O, nie. Ona tam nie pójdzie.
Zostały jeszcze schody. No i świeciło na nie słońce. Nawet jeśli była tu krata, to jakoś musi się udać ją wyważyć.
Przyjrzała się prętowi. Był dziwny, pobłyskujący fioletem. Co to może być? Magowie powinni wiedzieć, ona nie miała pojęcia.
Przeszła niepewnie kilka kroków.
Do jej uszu dotarł głos krasnoluda. Ninerl uśmiechnęła się krzywo. Pewnie teraz wszyscy uznają ją za jakiegoś maga albo coś równie niebezpiecznego. Zabawne, że nigdy się nie uczyła i nie potrafiła czarować.
Podeszła do jednego z magów, tego Janosa. Podniosła wysoko pręt, by wszyscy mogli go zobaczyć.
-Co to jest? Ja...ja to dostałam...Wygląda jak różdżka. A może jakaś broń...- dodała nieco drżącym głosem.
Naprawdę nie spodziewała takich efektów. Więcej nie będzie ulegać żadnym przeczuciom...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Sergi »

Janos Nowyer

Nowe uczucie przeszywające zbolałe ciało maga. Brutalnie wyrwana sylwetka postaci z jednej rzeczywistości zostaje wdeptana w nowy nieznany świat. Gdyby był jednym z wielu, szarą istotą która nigdy nie miała styczności z magią byłby przerażony na śmierć.

" Kretynie, chcesz NAS pozabijać?"- krzyk z wnętrza czaszki ocucił go z narastającego psychicznego zmęczenia.

" Uznajesz się za ciemną stronę, ciekaw jestem czemu tak bardzo cenisz swe marne życie?"- odpowiedział mu drwiną, jedyną rzeczą na jaką był teraz w stanie.

" Co byś zrobił Ea gdyby to jednak nie był mechanizm teleportujący? Przecież szansa żebyśmy znaleźli ten szmelc jest bliska zeru..."- stłumiony gniew w słowach wewnętrznej istoty tracił na mocy. Jakby druga świadomość zapadała ponownie na sen... a głód jego wciąż rósł.

" A jednak miałem racje potworze. Odnaleźliśmy cześć technomagii pradawnej rasy... wrota Neruzechelf zostały po stuleciach ponownie otworzone..."

Jednak odpowiedzi już nie usłyszał, drugi zapadł się w głębiny podświadomości zaklinacza. Dopiero teraz gdy odzyskał spokój i pełnie władzy nad swym umysłem poczuł szarpnięcie. To niewielka postać chowańca ciągnęła za jego płaszcz, próbując oswobodzić Janosa spod ciężaru kie’ranna.

- Mmm-istrzu!... chlip...chlip...- łkający lecz melodyjny głos skrzydlatej dziewczyny poruszył maga, od dawna wiedział ,że powinien ją wtajemniczyć we wszystko.- Tak się bałam... bałam się że cię stracę... mistrzu...

Nowyer wolną ręką poklepał ją po główce, choć wiedział że kontrakt z chowańcem zapewnia mu zwiększoną szanse na przeżycie jednak nigdy nie planował z tego skorzystać.

- Uspokój się Sariel, nic mi nie jest.- odpowiedział ze spokojem.

Z jej oczu jednak wciąż płynęły łzy. Była mniej wytrzymała psychicznie od maga.
W końcu jednak zdołała się uspokoić, a gdy to nastąpiło mag rozpoczął się wydostawać spod nieszczęśnika który stracił przytomnośc i teraz na nim leży.
Zepchnął go obok siebie, a następnie lekko uderzył w policzek. Klęcząc nad nim starał się go obudzić, to nie był czas na przyjemne przebywanie w świecie snów.

- Wstawaj kie’rannie, po raz kolejny oszukałeś śmierć...- rozczłonkowanie przez ostrza nie było raczej zbyt przyjemnym ostatnim widokiem przed teleportacja. Słowa wypowiedziane w rodzimym języku kie’rann powinny prędzej do niego dotrzeć.

Naglę ponownie pojawiła się postać eldarki. Trzymany przedmiot oraz jej pytanie zaciekawiło zaklinacza.

- Może to być nasz ratunek albo nasze zniszczenie.. w tej chwili w twych dłoniach spoczywa klucz do naszego powrotów lub przyrząd który przypieczętuję nasze zniszczenie... prosto mówiąc nie mam pojęcia czym ten pręt może być.

Powiedział najszczerzej jak potrafił w tej chwili... chociaż wciąż nie mówił wszystkiego.

-... najlepiej będzie jak pozwolisz mi i Mobiusowi zbadać tą "różdżkę". Dzięki jego wiedzy z dziedziny transmutacji oraz tajniki mojej szarej szkoły może moglibyśmy oświecić wszystkich...

"Mobius i Gillian nie powinni posiadać wystarczająco wiedzy aby w pełni zrozumieć to co nastąpiło. Odnaleźliśmy starożytny mechanizm teleportacyjny... a raczej mechanizm do teleportacji wymiarowej, sam nie byłem świadom ,że coś takiego było kiedykolwiek możliwe. Byliśmy dziećmi błądzącymi we mgle, uważając ze zrozumiemy czym jest tak naprawdę Neruzechelf... gigantyczny pentagram, jaskinia z czaszką z orichalcum oraz odpowiednie słowa zesłane w wizjach... to miejsce nie znajdowało się w naszym świecie."
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Fenrisulfr »

Bardin i Rufus

Po kolei wszyscy zgłaszali się na zawołanie. Krasnolud wraz z pomocą Rufusa zdołał utworzyć małą listę członków ekspedycji. Podzielił ich na Uzbrojonych (Ochroniarze), Czaro-plujów (Magowie) oraz Nieuzbrojonych (Szef, dzieciaki i reszta).

Szef: Quiestus Fiberius – Człowiek

Ochroniarze:
Bocatta Miverg – Goliat
Gohack Godsgold – Krasnolud
Desmond Viscus – Człowiek
Ninerl Tazazih - Eldarka
Sha’virr – Kie’rann
Turic Demonbane – Krasnolud
Drirr Na’Kerivrr – Kie’ranni

Magowie:
Janos Noywer – Człowiek
Gilian Dopferg – Człowiek
Mobius Nox – Człowiek

Reszta:
Stephen Blackberry – Człowiek
Florius Belladon – Człowiek
Kornelia Drusilla – Człowiek
Bardin – Krasnolud
Milfred Baster – Człowiek
Otto Meyer - Człowiek
Zir Dinarach – Kie’rann
Amelia Scrow – Człowiek
Rakah Stonefinger – Krasnolud
Gabrosh Glugzeug – Ork
Gromil Blackmoutain - Krasnolud
Roland - Człowiek
Vfolt Minhelm – Krasnolud
Olbrod Urgzourz - Ork
Rufus – Człowiek (Niania)

Dzieciaki:
Michael
Kirra
Nelo
Flauia
Juno

Okazało się, że jest ich tam trzydziestu dwóch, z czego tylko dziesięć osób było uzbrojonych czy to w miecz czy w magię. Brakowało trochę osób. Krasnolud nawet nie chciał wiedzieć, co się z nimi stało. Mogli teraz być dosłownie wszędzie i nigdzie.

Następne co sprawdził krasnolud to sprzęt, który „wylądował” z nimi.
Nie było tego dużo. Większość skrzyń została strzaskana i ich zawartość leżała teraz na podłodze. Z ładunku z powozów znalazł tylko kilka skrzyń w nienaruszonym stanie z prywatnymi rzeczami niektórych członków karawany, jak na przykład skrzynię z zabawkami dla dzieci, będącą własnością Rufusa. Inne zawierały albo narzędzia albo fasolę.

W skrzyniach znajdowało się:
5 łopat i kilofów
5 saperek
5 młotków
40 bukłaków bez wody
6 Par rękawic roboczych
5 siekierek
Dużą skrzynię z zapasem maści, ziółek, bandaży i innych medykamentów.
3 Wiadra
3 Garnki oraz miski i łyżki porozrzucane po całej konacie, prawdopodobnie są wszystkie.
Dwie duże skrzynie z... fasolą.
4 Książki z czystymi stronicami oraz zapas atramentu w małych buteleczkach(6),kilka pęków piór i węgla do rysowania.
12 szczotek rozmiaru dużego, średniego i małego ( po 4 każde)
10 plecaków
6 Kielni
5 grubych lin (25 metrów każda)
4 lampy górnicze oraz kilka litrów oliwy w metalowych kanistrach.
Skrzynię z zwęglonym wiekiem, solidnie zamkniętą trzema kłódkami. (Własność Quiestusa)
Kufer pełen zabawek. (To chyba należy do Rufusa)
Oraz trochę rzeczy należących do robotników, które już zostały rozdane właścicielom.

„Nie przypominam sobie, by tak wyglądała lista ekwipunku, albo czegoś brakuje, albo pojawiło się coś, czego nie braliśmy…” powiedział do siebie w duchu, lecz z momentem jak skończył zdanie Rufus powiadomił go o kolejnej skrzyni, nieprzypominającej tych, które przywieźli ze sobą. Była pod ścianą, w równej odległości pomiędzy wyjściami. Miała kształt sześcianu z żelaza pokrytego plamami rdzy i wydawało się, że była przytwierdzona za pomocą wielkich śrub do podłoża. Pomimo dużej ilości rdzy wyraźne były na wieku jakieś dziwne symbole odlane w złocie otoczone ramką z srebra, pod którą widniał zatarty wizerunek czaszki. Bardin nie miał pojęcia, co to za symbole, nie widział także sposobu by otworzyć skrzynię. Obejrzał ją ze wszystkich stron i zauważył jakieś rury wystające z niej i znikające w ścianie. Słyszał bardzo ciche, pulsujące buczenie z środka.

Ninerl, Janos i Sha’virr

-Wstawaj kie’rannie, po raz kolejny oszukałeś śmierć-

Kie’rann powoli odzyskiwał przytomność. Słowa zaklinacza ledwo co do niego docierały. Głowa bolała go jak nigdy, zbierało mu się na wymioty. Starał się wstać, na początku wszystko kręciło się, dopiero po kilku głębszych oddechach odzyskał w pełni równowagę. Wciąż szumiało mu w głowie, ale był w stanie skupić się. Dłonie go bolały, były trochę pokaleczone.
Sha’virr zastanawiał się czy to z powodu potłuczonej butelki po whiskey (której teraz tylko mały kawałek leżał niedaleko) czy może z powodu tego dziwnego zdarzenia.
Właśnie sobie przypomniał co się stało. Fala strachu, mimo iż lekko spóźniona, uderzyła w niego z zdwojoną siłą rewelacji.
Mógł wtedy umrzeć.
POWINIEN wtedy umrzeć.
Pamiętał dokładnie jak jego ciało zostało zredukowane do postaci zwykłego pyłu z tak dużą prędkością, że nie poczuł nawet bólu. Ale… czy to zresztą miał być bolesny proces?
Nieważne, wedle wszelkiej pozostałej w nim logiki powinien umrzeć. Tak jak zwierze umiera złapane w kłusownicze sidła, tak powinien on po tym jak złapały go „ostrza”.

-… najlepiej będzie jak pozwolisz mi i Mobiusowi zbadać tą „różdżkę”. Dzięki jego wiedzy z dziedziny transmutacji oraz tajniki mojej szarej szkoły mojej szkoły może moglibyśmy oświecić wszystkich… -

„Co on gada? Jaka różdżka? Gdzie to ja w ogóle jestem?” zadawał sobie wciąż pytania. Był równie zagubiony jak reszta ludzi, po których właśnie się rozglądał. Wszyscy wydawali się tak samo jak on nienaruszeni, chociaż brakowało trochę osób, które nie podzieliły tak łaskawego losu jak on i inni obecni członkowie ekspedycji. Rozglądał się, zdziwiony nagłą zmianą scenerii i zmianą temperatury. Głuchy odgłos butów uderzających o metalową podłogę pokoju trochę zagłuszał niektóre rozmowy.

Jego wzrok padł na maga w czerni. Właśnie rodał kilka „świecących pałeczek”, które stanowiły praktycznie jedyne oświetlenie komnaty. Dopiero po kilku minutach Mobius usłyszał wołanie drugiego czaropluja. Aczkolwiek jego wzrok nie padł na Janosa, a na stojącą tuż obok eldarkę. Jego drżące dłonie powoli zaciskały się w pięści, szeroko otwarte oczy wpatrywały się w Ninerl z wyrazem głodnego gniewu. Szybkim krokiem zbliżył się do nich. W swej drodze powoli podnosił wyprostowaną rękę, jego dłoń wyglądała jakby chciała sama udusić eldarkę.

Sha’virr już miał odruchowo wyciągnąć miecz i stanąć między nimi w razie bójki, lecz to co nastąpiło później wywiało z jego umysłu wszelką nadzieję na wpłynięcie na sytuację.

Usłyszeli za swoimi plecami, ze strony zakratowanego wyjścia odgłos zgrzytu i kruszonego kamienia. Ninerl nim zdążyła się obrócić i zobaczyć co się dzieje, nagle straciła grunt pod nogami i poczuła złote pręty uderzające w nią z niesamowitą siłą i precyzją. Kraty wyrwane niewidoczną siłą teraz oplatały jej ciało jak węże, wciąż ściskając powoli w takim samym tempie, w jakim mag zaciskał swoją własną dłoń. Gdyby w płucach Ninerl zostało chociaż trochę powietrza po uderzeniu to by krzyczała z bólu. Dusiła się, była miażdżona powoli i słyszała powolny chrzęst swoich kości powoli słabnących pod naporem metalu.

Wszyscy wpatrywali się w tą scenę z trwogą. Cisza wstąpiła na scenę, przerywana tylko cichym charczeniem eldarki. Janos, niesamowicie zaskoczony nagłym zachowaniem kompana. Nim jednak ktokolwiek zdołał zareagować, Ninerl wraz z swoją klatką uderzyła o podłogę. Złociste okratowanie rozluźniło się na tyle by odzyskała dech. Łapała powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg, którą ktoś zamkną w klatce. Ból ustąpił miejscu uczuciu kłującego odrętwienia na całym ciele. Szumiało jej w głowie, ucisk na płucach powoli słabł. Mobius podszedł do niej, złapał za gardło i przyciągnął jej twarz do swojej i spojrzał jej w prosto w oczy.
Wiele razy patrzyła innym ludziom w oczy, lecz ten widok w szczególności zamroził jej krew w żyłach. Te oczy nie były naturalne. Źrenice nie były okrągłego kształtu, czy jakiegokolwiek znanego jej kształtu. Wyglądały jak krzyże o ramionach równej wielkości, z ostrymi końcami. Zupełnie jakby ktoś wziął dwie kocie źrenice, jedną pionową a drugą poziomą i nałożył je na siebie. Jak się rozszerzały i zwężały, dawało to wrażenie paszcz małych potworów, tylko jeszcze zębów brakowało.

- Za równo dwadzieścia cztery godziny, kiedy już trochę się uprzątniemy, masz mi zdać szczegółową relację z tego skąd znasz te słowa, skąd wiedziałaś gdzie i jak je użyć oraz dlaczego je wypowiedziałaś bez zezwolenia przełożonego a następnie dobry powód, dla którego powinienem cię zostawić w twej aktualnej, bezbolesnej postaci. – Jego głos był spokojny i ponury a oczy, te okropne oczy, zdradzały wielką wściekłość. - Teraz jak tylko wyjdziesz z prętów masz przeszukać teren. Wyjdziesz przez przejście, które dopiero, co odblokowałem. Możesz wybrać do trzech lub czterech osób by ci towarzyszyły. – Wstał, otrzepał kolana i zwrócił się do zaklinacza. – Janos, gdyby próbowała uciec czy zrobić coś nieodpowiedniego to masz moje zezwolenie na ukaranie jej mentalnie. Masz trzymać z nią ciągły telepatyczny kontakt i jeśli nie będzie odpowiadać przynajmniej co godzinę to od razu masz ją sparaliżować, a jeśli będzie potrzeba – Ruszył powoli powrotem w stronę maga wody. – to możesz zrobić z niej tabula rasa. Możesz też ją „eskortować” podczas jej zadania. Poza tym lord Quiestus chciałby z tobą porozmawiać także za równo dwadzieścia cztery godziny. – jego głos powoli cichnął. Mała grupka osób wpatrywała się teraz w nadal uwięzioną Ninerl. Wśród nich był goliat.

-Może pomóc? – mruknął do niej z małym uśmieszkiem na twarzy. Wyciągnął w jej stronę ręce i szybko wygiął kraty tak, by Ninerl mogła z nich bezpiecznie wyjść. Wyglądało na to, że miał nie lada krzepę. – No… chyba ktoś powinien to wreszcie powiedzieć. Witamy w Neruzechelf! – olbrzym postarał się zrobić pocieszający uśmiech.

Po kilku minutach sytuacja uspokoiła się. Mobius i Quiestus rozdawali rozkazy, Gillian sprawdzał czy nie ma nikogo rannego, pani Scrow sprawdzała na jak długo starczy fasoli, a dzieciaki albo kręciły się obok swego ojczyma albo łaziły za Rufusem. Ludzie wciąż byli wystraszeni sytuacją i niedawnymi zdarzeniami, ale fakt tego, że praktycznie nikomu nic się nie stało dodawał im otuchy.

..................................................................................

Dobra... koniec tej przerwy.
Wracamy do gry ;]
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 16 czerwca 2008, 12:35 przez Fenrisulfr, łącznie zmieniany 1 raz.
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl Taar Aszish
Ninerl przekonana słowami jednego z magów, wręczyła któremuś dziwny pręt. To co nastąpiło później zdecydowanie ją zdziwiło.
Nagle ziemia uciekła jej spod stóp, a coś metalowego huknęło ją po żebrach. "Pułapka" zdążyła pomyśleć.
Musiała uruchomić jakąś pułapkę. Kto wie, co tutaj chroniło to miejsce.
Metalowe pręty wiły się dziwnie, dusząc ją i ściskając za klatkę piersiową. Zdezorientowana i przerażona, szarpała się bezradnie. Za moment zauważyła dłoń maga zaciskającą się w pieść. Ach, tak! Już wszystko było jasne. Zalała ją dzika furia.
Nagle uczucie uścisku znikło i Ninerl znalazła się na podłodze. Zanim zdążyła wstać i wyszarpnąć miecz, ktoś chwycił ją za gardło.
Przed sobą zobaczyła oczy Mobiusa. Coś było z nimi nie tak. "Demon" przemknęło jej przez głowę.
Mag wypluwał z siebie słowa. Masz mi zdać... śmieszne, za kogo on się uważa. Biedny głupiec...
Już wiedziała na kogo pójdzie jej złoto. Mobius Nox. Mistrzowie cieni wkrótce poznają to nazwisko. Już ona o to zadba. A jeśli nawet, nie wyjdzie stąd żywa, to była pewna że Melekhar nie spocznie póki nie dowie się co z nią stało. Nie będzie miał żadnych skrupułów przed wymordowaniem całej ekspedycji, wszystkich oprócz dzieci.
Ale po co się spieszyć... Umysł Ninerl znowu pracował sprawnie. Najgorsza jest bezsilność, nieprawdaż?
Dziwne, że to goliat ją wyciągnął. Ninerl prędzej by się spodziewała drwin z jego strony.
-Dziękuję- poklepała po ramieniu. Wyprostowała się i zmierzyła aroganckiego człowieka zimnym spojrzeniem.
-Nie wydaje mi się, byś ty był przywódcą tej ekspedycji, drogi... Mobiusie. - Ninerl uśmiechnęła się nieprzyjemnie. Odwróciła się od maga i spojrzała na Janosa - Mógłbyś wyjaśnić swojemu niecierpliwemu koledze, pewne rzeczy... przyjacielu- oczy Ninerl zapłonęły przez moment. Potem otrzepała się powoli i podeszła do lorda.
-Panie- chłodny, oficjalnie brzmiącym głosem zadała swoje pytanie- Czy przychylasz się do wniosku swojego czarodzieja? Rozumiem, że tak...- była pewna, że szlachcic jest zbyt zastrachany by zaprzeczyć.
- W takim razie. Pan... - dodała drwiąco- Janos idzie ze mną. Wiedza i magia może być niewątpliwie pomocna. Poza tym może, ty, Bocatto. Jeśli chcesz.- dodała zwykłym tonem- Myślę, że przydatny byłby jakiś specjalista. Może pan, panie Bardin? I jeszcze jeden miecz. Ktoś zwinny...- Ninerl wyczekująco spojrzała się na Sha'virra.
- Nie mamy wody. Weźmiemy dziesięć bukłaków. Może uda nam się natrafić po drodze na jakieś źródło. Poza tym dwie siekierki. Nie będziemy jeść surowej fasoli, a oliwy szkoda. Może ze trzy plecaki. Światło słońca dobrze wróży.- Ninerl mówiła do siebie, zastanawiając się co wziąć. Właśnie rozdzielała stos bukłaków.
-Nie stójcie tak, może niech mi ktoś pomoże- powiedziała, nieco zirytowana- Poza tym zabieramy dwie liny. Jedną lampę i odrobinę oliwy. Na wszelki wypadek. Może kilka bandaży...- właśnie pakowała jeden plecak. Wstała i mimochodem przechodząc obok Janosa, wręczył mu plecak.
-Trzymaj.-mruknęła. Za chwilę jeszcze bardziej ściszyła głos, tak by tylko mag mógł ją usłyszeć- Masz kamień?- musnęła palcem jego dłoń.
Odeszła za moment.
-Dobrze, czas podsumować ile mamy oręża. Ja mam- klepnęła pas od miecza-Miecz, szablę, nóż. I niestety to wszystko. Bo łuk ktoś musiał mi uszkodzić.- Ninerl rzuciła kose spojrzenie na Mobiusa i zdjęła nieszczęsną broń z pleców.
-Jeśli ktoś potrzebuje, to oddam albo miecz albo szablę. Umiecie którymś dobrze walczyć?- zadała pytanie. Za moment nie czekając na odpowiedź, dodała:
-A wasze opancerzenie? Kto ma i jakie? Ja posiadam obecnie kolczugę. I to..ooo, jest !- Ninerl przeszła parę kroków i podniosła tarczę-Nawet się nadaje. Świetnie- mruknęła chwytając ją mocno.
- No i jak? Słucham...- spojrzała na towarzyszy.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Sergi »

Janos Nowyer

Błyskawiczna transmutacja stalowej bramy w dłoń była zapewne spektakularnym widowiskiem dla wszystkich ocalałych. Niekonwencjonalny transport który przeżyli oraz te zdarzenie nie działały raczej na korzyść psychiki zwykłych uczestników wyprawy.

Goliat już zaczął oswabadzać wściekłą eldarkę, krew jej brutalnej rasy wrzała w niej. Jedno spojrzenie spod szkieł maga wystarczyło aby ocenić jej nastawienie w stosunku to współtowarzyszy. Nie interesowało go to jednak, mogła planować co jej dusza tylko zapragnie...

"Janos, gdyby próbowała uciec czy zrobić coś nieodpowiedniego to masz moje zezwolenie na ukaranie jej mentalnie. Masz trzymać z nią ciągły telepatyczny kontakt i jeśli nie będzie odpowiadać przynajmniej co godzinę to od razu masz ją sparaliżować, a jeśli będzie potrzeba – Ruszył powoli powrotem w stronę maga wody. – to możesz zrobić z niej tabula rasa. Możesz też ją „eskortować” podczas jej zadania. Poza tym lord Quiestus chciałby z tobą porozmawiać także za równo dwadzieścia cztery godziny. – jego głos powoli cichnął."

- Tabula rasa...- powtórzył półgłosem zaklinacz. Na jego młodzieńczej twarzy pojawił się lekki uśmiech drwiny.

"Nie Mobiusie, unicestwienie osobowości eldarki byłoby mi nie na rękę, szczególnie teraz gdy jest dość ważnym fragmentem mojego planu." Mag skierował dłoń w stronę zbioru ocalałych rzeczy, dostrzegł wśród nich swój podróżny plecak. Natychmiast chwycił go, jednak uczynił to tylko przy pomocy siły swej magii. Teleportacja była błyskawiczna, już dopinał klamry swego jedynego ocalałego dobytku.

Słysząc pełną pychy odpowiedz Ninerl mógł jedynie ponownie się uśmiechnąć. Mag nie mógł się spodziewać czego ta eldarka sie spodziewała po tym co przed chwilą uczyniła. Nie zdziwiłby się gdyby ją zlinczowano, pochodziła z nienawidzonej rasy a do tego w oczach wielu prawie ich pozabijała. Dość ciekawa sytuacja.

Podziwiał spokój wojowniczki, zapewne przeżyła już kilka sytuacji na skraju życia i śmierci. Mimo jej planowania nie byłoby dziwne jakby nikt nie palił się do podróżowania po nieznanym świecie w jej towarzystwie.

- Mam jest tak samo jak prezent podarowany Ci przez obcego...- odpowiedział bez emocji, na pierwszy rzut oka zdawało sie być wszystko normalne. Jednak tylko Janos zdawał sobie sprawę że psychiczna więź miedzy magiem a eldarką została utworzona i ustabilizowana. W chwili wypowiadania słów niewielka sonda myślowa przeczesywała umysł Ninerl.

Nawet grad pytań eldarki nie przerwały psychicznego śledztwa. On wciąż poszukiwał odpowiedzi.

- Nie potrzebuje żadnej konwencjonalnej broni ani tym bardziej pancerza. Korzystam z tego co jest najgroźniejszym ostrzem i najmocniejszą tarczą.- odpowiedział jej nie przechwalając swych możliwości.- W swych zbiorach posiadam wystarczająco materiałów leczniczych, w tym także bandaży..- rzucił na koniec.

"Spójrzmy co znalazłem..."- odtworzył tym razem w swoim umyśle wszystkie zaburzenia i anomalie jakie zdołał wychwycić przez te kilka minut.

" Eldarka jest niezwykle opanowana, nawet w bardzo stresujących sytuacjach co idealnie wyjaśnia jej zachowanie po pokazie siły Mobiusa. Niespodziewanie posiada dość silną fobią odnośnie robactwa... takie zaburzenia są dość widoczne podczas podstawowego skanu osobowości. Cechuje ją lenistwo, cynizm i duma. Słabości charakteru mogą przydać się w przyszłości. Zaraz, zaraz... to już coś ciekawszego. Potencjał magiczny powyżej przeciętnej, jednak nigdy nie wykorzystany... do tego raczej nie jest go świadoma. Trudno powiedzieć czy nie został on na zawsze zaprzepaszczony..."

Tego sie nie spodziewał młody mag, czyżby znalazł coś istotnego? Ciągła kontrola jej umysłu powinny pomóc mu w poszukiwaniu tych prawdziwych odpowiedzi.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Szasza »

Sha'virr

Patrzył z osłupieniem na strop jaskini, z którego właśnie przyszło mu spaść (a raczej wysypać się). Przynajmniej tak on sobie to tłumaczył. Wszystko działo się w ułamkach sekund. Z rozdziawionymi ustami i wytrzeszczonymi, pozbawionymi wyrazu oczyma rozglądał się naokoło. Jego umysł nie był w stanie pojąc szaleństwa, którego teatrem stała się jaskinia. Adrenalina wypłukała już z jego krwi cały alkohol, więc nie była to wina jego najlepszego przyjaciela.
Słyszał jak krasnolud o ściśłym umyśle i żyłce inżynierskiej, z którym pił dzień wcześniej, wypowiada jego imię. Odpowiedział. Wydusił z siebie donośne "Daa!", aby zasygnalizować, że żyje. Skołowanie nie pozwalało mu na wydawanie z siebie artykułowanych odgłosów. Chwilę później odezwał się do niego mag.
-Wstawaj Kie’rannie, po raz kolejny oszukałeś śmierć- Usłyszał jego miły głos. Miły w porównaniu do jazgotu urządzenia, przez które Kie'rann został przemaglowany. Dopiero co zdał sobie sprawę z bólu, spowodowanego pokaleczeniem ręki i dostaniem się do ran trunku.
"Jakim cudem proces przejścia przez tą machinę przebiegł bezboleśnie?"- Zdziwił się.
Usłyszał nad sobą rozmowę magów. Magowie gadali o jakiejś różdżce i o oświeceniu. Ujrzał jak jeden z nich rzuca się na Eldarkę. Wyciągnął miecz, co bardzo go zdziwiło. Nie był w stanie określić jaki motywu pokierował jego dłonią. Byc może, skołowanie sprawiło, że chciał stanąć w obronie Eldarki, lub po prostu nieświadomie pragnął zapobiec jakiemukolwiek pogorszeniu się sytuacji.
Nagle usłyszał metaliczny zgrzyt i potworny jazgot. Odskoczył w tył i spojrzał na ziemię w, obawie iż znów przyjdzie mu przecisnąć się przez tę potworna machinę. Na jego szczęście stało się coś zupełnie innego. Metalowe pręty oplotły niczym węże-dusiciele Eldarkę. Przyglądając się jej bólowi Kie'rann nie wiedział czy czuje satysfakcję, czy żal, bo żadna istota nie zasługiwała na coś takiego. W końcu zwolniono więzy i potworzyca opadła na ziemię. Niezwłocznie została odprowadzona przez jednego z magów. Sha'virr rozpoznał w nim swego wybawcę. Wiedział, że coś jest na rzeczy i że Eldarka jest prawdopodobną przyczyną uruchomienia się diabelskiej machiny. Wolał trzymać się od niej z daleka.
Jako, że miał dość bezczynności, która tylko potęgowała jego strach, wstał, otrzepał strój, chwycił w rękę włócznię i zbliżył się do Quiestusa.
-Sha'virr-przepatrywacz i ochroniarz melduje się na rozkazy sir!- Rzekł głosem na tyle stanowczym, na ile pozwalało mu roztrzęsienie.
Obrazek
Rodryg
Pomywacz
Posty: 28
Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
Numer GG: 4240867

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Rodryg »

Rufus

Po tym jak skończył pomagać Bardinowi w spisaniu listy i przejrzeniu ekwipunku opiekun nie miał za bardzo co ze sobą począć. Obserwował więc resztę a to co zobaczył spowodowało że serce podeszło mu do gardła, gdy kraty dosłownie "rzuciły" się na eldarkę. Przez chwilę nie wiedział co się dzieje dopóki Mobius nie odwołał swojego dzieła. Na twarzy Rufusa malował się nie pokój z powodu tego zajścia ale natychmiast zastąpiło go zdziwienie z powodu zachowania eldarki.

-"Czy z nią, jest coś nie tak ?"- pomyślał gdy po tym zajściu zachowywała się tak jak gdyby nic się nie stało.

-"A co mnie to obchodzi, nie moja sprawa."- dodał po chwili, rozejrzał się dookoła siebie szukając odpowiedniego miejsca by usiąść po czym się tam usadowił, chwila odpoczynku się mu przyda. Przynajmniej dopóki Mobius lub ktoś inny nie zacznie go poganiać do roboty.
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Fenrisulfr »

Ninerl, Sha’virr, Janos

(1)

-Widać, że „dowodzenie” eldki mają we krwi. HA! No to prowadź paniusiu. – Zakrzyknął goliat, kiedy wszyscy byli już gotowi do wyjścia. Olbrzym chwycił swój niesamowitej wielkości miecz, owinięty zwierzęcymi skórami i jako pierwszy wyszedł na zewnątrz.

-Niestety, ale chyba z wami nie pójdę. – Odezwał się wreszcie Bardin. – Chyba bardziej się przydam tutaj, ale… - Nie dokończył zdania, kiedy to nagle inny krasnolud pojawił się jakby z nikąd. Był to sędziwy Vfolt Minhelm, zadyszany prawie przybiegł i wykrzyknął.
-Czekajcie! Uff… Eff… Musicie mnie zabrhh… zabrać ze sobą. –Wziął głęboki oddech, chwilę wstrzymał powietrze i potem je wypuścił z głośnym świstem. – Ja jako jedyny z ekspedycji najlepiej znam się na Kigarah i… i… I MUSZĘ TAM BYĆ! – Jego twarz była wręcz czerwona jak burak a w jego oczach widać było dziecięce podniecenie, niepasujące do jego starczej postury. Wygląda na to, że nie zmienią jego zdania i będą musieli go zabrać ze sobą.
-Eee… dobra, ja tam nie mam nic przeciwko. Zawsze miło jest mieć krasnoluda ze sobą. – Odparł goliat. Ruszył w stronę wyjścia, zagwizdał cicho na ślad w ścianie, który zostawiły po sobie złote kraty. – Ładnie… Idę pierwszy! – Przeszedł.
-Więc w takim razie macie zastępcę. Ja wracam do roboty.- Bardin odwrócił się od reszty i wrócił z powrotem do swoich zajęć.

-Ej! Musicie to zobaczyć! – Zagrzmiał głos goliata na zewnątrz. – Nie uwierzycie jak nie zobaczycie.

Wszyscy prawie jednocześnie wybiegli z tego dziwnego pokoju na zewnątrz. Promienie słoneczne błyskawicznie skąpały ich ciepłym, oślepiającym światłem. Na początku nic nie widzieli, ale z momentem jak oczy zaczęły przyzwyczajać się do jasnego światła zdołali rozejrzeć się po okolicy.
Zaczynając od lewej, otaczała ich pionowa, wyszczerbiona ściana kamienia, wysoka na kilka metrów. Od razu na lewo jest jakaś drabina prowadząca w górę do, wnioskując po zwisających wielkich liściach, lianach i grubych korzeniach, jakiegoś bujnego lasu. Tuż obok drabiny, jest jakaś wajcha z oderwaną rączką, najwidoczniej nienadająca się do użytku. Dalej kilka metrów przed wejściem do komnaty, w której znajduje się reszta ekspedycji, jest duży, wypukły, okrągły, metalowy właz z pokrętłem. Na ścianie naprzeciw wejścia do komnaty znajdują się stare, zrujnowane schody prowadzące gdzieś w górę.

Jednak to nie o to chodziło Bocattcie.

Dopiero teraz poczuli w wietrze lekko rozwiewającym ich włosy coś nieokreślonego, co mogło jedynie świadczyć o bliskości morza. Byli na szczycie klifu, usadowionego kilkadziesiąt metrów nad plażą, w którą wiecznie uderzały spienione fale zakrywając skały i piasek morszczynem. Morze było ogromne i spotykało się z horyzontem w zasnutym błękitną mgiełką punkcie. Na dłuższą chwilę zapomnieli gdzie się znajdowali, kontemplując ten widok. Pomimo iż przynajmniej część z nich raz widziała w życiu morze, to jednak ten bezkresny widok, krążące i nurkujące ptaki, i zapach morskiej bryzy stał się przez chwilę tak zdumiewający, że aż nawet trudny do ogarnięcia. Teraz wiedzieli, że są prawdopodobnie na jakiejś wyspie, do tego z tego miejsca było widać kolejną, bardzo małą skalną wysepkę, przypominającą wystająca z odmętów oceanu górę, połączona z tą, na której stali rdzawym mostem.

-Nie spodziewaliście się tego, co? –Mruknął goliat. – Ja tam myślałem, że po prostu zapadliśmy się w tej grocie z kośćmi gdzieś w dół, albo i wylecieliśmy w górę. A tu nagle jak takie widoki! Nie wiedziałem, że wylądujemy nad morzem. Szkoda, że nie zabrałem wędki.

-Ja… ja nie wiem co powiedzieć. – Krasnolud spojrzał na przejście, z którego dopiero co wyszedł. – Ogólcie mi brodę i nazwijcie elfem, jeśli to nie były wrota. Znaczy, specjalne wrota, wrota, jak by to powiedzieć, takie magiczne. Bogowie, aż nie mogę skleić zdania. Chodzi mi o to, że zostaliśmy bezpiecznie przeniesieni za pomocą starożytnej magii! I do tego działającej jeszcze po tylu latach bezbłędnie… no, prawie. – Wyciągnął nagle pliczek pergaminów oraz kawałek węgla do pisania. – To trzeba zapisać, koniecznie, ko… nie…cznie… - Jego ręka zaczęła szybko bazgrać po papierze. – Te wrota nazywają się chyba… Kirruktlurkny.
-Eee… taa… idziemy dalej? – Zaproponował goliat.

Grupa zwiadowcza ruszyła dalej.

…………………………………………………………………………………….

(Ok.! Teraz dam wam mapę terenu, na którym się znajdujecie. Opiszę wam wszystkie miejsca, do których macie na razie bezpieczny, niewymagający wysiłku dostęp i które zdołaliście bez żadnych przeszkód zwiedzić. Numery w nawiasach będą mówiły, do którego terenu dotyczy dany opis.)

Oto mapa:

Obrazek

…………………………………………………………………………………………………

(2)
Schody okazały się trochę śliskie miejscami od ptasich odchodów. Gdy weszli na sam szczyt widzieli trzy drogi do wyboru, dalej w górę schodami, w prawo rdzawym, metalowym mostem w stronę małej skalistej wysepki oraz w lewo w stronę tunelu idealnie wyciosanego w kształt kwadratu, prowadzącego do jakiegoś dobrze oświetlonego pomieszczenia.

(3)
Wchodząc na szczyt schodów i chyba najwyższy punkt na tej wysepce, musieli trochę uważać. Metalowa poręcz, służąca za podpórkę była teraz mocno przeżarta przez rdzę, więc nikt się nie zdziwił, kiedy mały jej kawałek odłamał się od naporu ręki goliata. Kolejną rzeczą były śliskie, ptasie odchody oraz korzenie i chwasty obrastające zrujnowane schody.
Vfolt jednak pouczał na temat tego, że i tak są w niesamowicie dobrym stanie, biorąc pod uwagę, że minęło więcej niż dziesięć tysięcy lat od ostatniego ich użycia.

Widok z szczytu był niesamowity. Teraz byli pewni tego, że są na jakiejś dość sporych rozmiarów tropikalnej wyspie. Z szczytu widzieli na horyzoncie inne wysepki, połączone ze sobą a to mostami niesamowitej długości, a to czymś co z tej odległości wydawało się zwykłymi, idącymi od jednej skały wystającej z morza do drugiej, metalowymi kablami lśniącymi srebrzyście.
Jednak największym dziwem, były dwie konstrukcje, które zdołali zobaczyć na wyspie. Pierwsza i najbardziej imponująca była wielka budowla w kształcie walca wysokiego na prawdopodobnie pięćdziesiąt metrów mająca w średnicy prawdopodobnie trzydzieści metrów. Na „dachu” tej konstrukcji był wyryty jakiś duży kwadrat pełen równo rozmieszczonych dziur podobnej wielkości. Nawet z tej odległości widzieli dokładnie, że cała konstrukcja była ze szczerego złota. Żółty, metaliczny blask zalewał okolicę dziwnym uczuciem jakby przepychu, ale i prostoty. Nie widzieli stąd żadnego okna, ale po dwóch mostach wystających z ścian budowli widać było, że są przynajmniej dwa wejścia.

Kolejną konstrukcją była wieża wznosząca się znad powierzchni wody…
albo przynajmniej wydawało się im, że to była wieża, ponieważ jej podstawa w ogóle nie stykała się z powierzchnią morza. Unosiła się sztywno w powietrzu, jakby zawieszona na przeźroczystym lub niewidzialnym rusztowaniu. W całości była chyba zrobiona z jakiegoś srebrzystego metalu, a jeśli brać pod uwagę poprzedni budynek to chyba rzeczywiście była ze srebra. Z tego miejsca widzieliście też niejasny zarys jakiegoś balkonu albo platformy. Sam dach też jest dziwny, stożkowaty, z jakiegoś szkła czy przeźroczystego kryształu z czarną obracającą się w przestrzeni czarną kulą na szczycie. Widzicie także dwa wejścia do wieży w postaci mostów.

Jak spojrzeć w głąb lądu, to widać nic oprócz gęstego lasu tropikalnego. Są tam też chyba jakieś konstrukcje, ale lepiej bez przygotowania nie zapuszczać się w głąb wyspy. Bogowie jedyni wiedzą, jakie zwierzęta mogą tam żyć.

(4)

Po przejściu przez korytarz dotarli do małego pokoiku. Pomieszczenie było okrągłego kształtu oświetlone przez cztery żółte kule wystające ze ścian, w których coś bardzo jasno żarzyło się. Ściany były pokryte starymi, łuszczącymi się malowidłami przedstawiającymi krasnoludy pracujące w kuźni, elfy podczas zwykłych domowych sytuacjach jak naprawianie okna, pranie ubrań czy czyszczenie broni, eldarowie w pięknych togach pracujący w bibliotekach przy pergaminach bibliotek. Reszta ścian, na których znajdowały się prawdopodobnie jeszcze cztery inne rasy, były zniszczone, jakby ktoś tępym narzędziem odłupał duży kawałek skały robiąc wgłębienie. Pięć kolumn, niegdyś pokryte pięknymi motywami spiralnymi teraz były tylko gruzem. Piękne niebieskie sklepienie zdobione niegdyś złotymi gwiazdkami teraz jest ogołocone a jego kawałki leżą na podłodze. To miejsce zostało zrujnowane, wręcz zbezczeszczone. Z pomieszczenia odchodziło kilka dróg.
Przejście na północ było zablokowane solidnymi, żelaznymi drzwiami bez klamki, chyba prowadziły do mostu połączonego z wieżą.
Na południowy wschód był korytarz, z którego przyszli.
Na południe był mały, ciasny tunel prowadzący do małej jaskini, którą wypełniał cichy syk. Wewnątrz były trzy, zardzewiałe rury idące od ustawionego na środku pokrętła. Pierwsza z rur szła w dół od pokrętła do metalowej pokrywy o kształcie półkola przybitej metalowymi śrubami do podłoża jaskini. Kolejna rura odchodziła od pokrętła w górę, wzdłuż naturalnego skalnego komina na zewnątrz uwalniając z dużym impetem gęsty obłok pary. Ostatnia rura szła od przełącznika w prawo i znikała w ścianie.
Na zachód było przejście prowadzące do mostu, który łączył pomieszczenie z złotym budynkiem.

Goliat miał problem z przechodzeniem przez niskie korytarze i pokoje, więc za każdym razem przed głośnym łupnięciem jego głowy o sufit słyszeli głośne przeklęcie.

(5)

Zbliżając się do zagadkowej, złotej budowli, pierwsze co zwiadowcy zauważyli to dziwne symbole, przypominające lekko krasnoludzkie pismo runiczne, gęsto pokrywały powierzchnię walcowatej konstrukcji. Gdy szli powoli metalowym mostem, którego poręcze gęsto obrastały liany i jakaś narośl, przypominająca korzenie, mieli dziwne uczucie, jakby uderzały w nich fale wiatru, od którego włosy i ubrania nie powiewały, który nie przynosił ochłodzenia a dziwne, nierealne wrażenie ciśnienia napierającego od strony konstrukcji. Fale te szły równomiernie z dziwnym, buczącym basowo dźwiękiem.

Łummm. Łummm. Łummm.

Największy wpływ to wywołało na Janosie, który robił każdy krok z odrobinę większym wysiłkiem. Spocony i zadyszany mocno opierał się o rozgrzane od słońca metalowe poręcze mosty jak starzec. Jeszcze nigdy nic takiego nie przeżył. Czuł jednak, że z każdym krokiem fale robiły się silniejsze, ale także coraz bardziej się do nich przyzwyczajał, z czym szło narastające uczucie ekscytacji i ciekawości.

Wejście do budowli stanowiło prostokątne przejście bez drzwi, z którego dobiegał przyjemny chłodzik. Po przekroczeniu progu pierwsze co zauważyli to brak podłogi w tym pokoju, poza paroma platformami, oraz wielka, unoszącą się w powietrzu mechaniczna konstrukcja z niesamowitą plątaniną rur, wskaźników, pokręteł, tłoków, kotłów, kół zębatych, śrub, płyt, żarówek oraz pośród całego tego mechanicznego chaosu jeden, pusty metalowy fotel. Nie było widać żadnego sposobu dostania się do unoszącej się w powietrzu konstrukcji.

-Niesamowite! Spójrzcie na wykonanie, i trwałość maszyny! – Zakrzyknął Vfolt - To musi być twór krasnoludzki, albo może i anvirski, ale nie ważne, kto to zrobił. Najważniejszym faktem jest to, że ząb czasu nawet nie dotknął jej. Patrzcie! Nie widać ani śladu rdzy czy zużycia. Będę musiał ruszyć Ziera. MUSI zrobić jak najwięcej szkiców do dokumentacji!

Jednak Janos, nie był zainteresowany źródłem dudnienia, którym była maszyna, a źródłem fal, którym było coś umieszczonego ponad sto metrów niżej, na samym dnie złotego budynku. Padł na kolana i spoglądał zszokowany w dół. Otóż całe dno było wypełnione żółtą, na wpół przeźroczystą substancją przypominającą kryształ. W umyśle Janosa przez chwilę wybuchła pierwotna chciwość i żądza potęgi, będąca cechą jednych z pierwszych magów, którzy jako pierwsi grzebali w magii i mieli dostęp do potęgi na niesamowitą skalę. Poczuł przez chwilę, że ma taką moc na wyciągnięcie ręki, gdyż żółtym kryształem była tak zwana magia w stanie skupienia stałym – manalit. Kolosalnej wielkości kranik, który może czerpać wielkie ilości mocy z nieznanych dzisiejszym magom źródeł. Gdyby był wystarczająco wyszkolony, by móc władać taką mocą, to mógłby wstrząsnąć światem nowymi badaniami, do których teraz miałby na pewno dostęp.

”Bogowie!” – Pomyślał- „Nawet Mobius i Gillian nie byliby w stanie kontrolować tego czegoś.”

Wiedział dokładnie, że gdyby bez specjalnego przygotowania, które mogłoby trwać dłużej niż jego życie, starał się przynajmniej dotknąć manalit to mógłby nawet przypadkowo wysadzić cały teren w powietrze. Ale wybuch to tylko jedna z nieskończenie wielkiej ilości możliwości nieoczekiwanych efektów przy babraniu z tak starą mistyczną energią.

Dalsza droga dalej prowadziła jedynie w lewo, platformą idącą wzdłuż ściany i schodkami w dół do dolnego przejścia na zachodzie, gdyż platforma prowadząca w prawo (i zarówno do północnego i górnego-zachodniego wyjścia) była złożona w harmonijkę uniemożliwiając przejście. Wyglądało na to, że jedynym sposobem „rozłożenia” platformy była korba ustawiona właśnie po drugiej stronie, poza zasięgiem ręki zwiadowców.
Obok wejścia, którym przyszli była jeszcze jakaś dźwignia w ścianie.

(6)
Idąc dalej, wyszli do platformy na zewnątrz, prowadzącej do kolejnych rur, z których leniwie, wąskim ciurkiem ulatniała się para (A i 7) i pokręteł. Pierwsze pokrętło było umieszczone na rurach wynurzających się bezpośrednio z morza, drugie było niedaleko mostu, którym przybyli do złotej budowli.
Ponadto przy pokrętłach były jakieś tabliczki z rysunkami.

Przy pierwszym:
Obrazek

Przy drugim:
Obrazek

Jak się też rozejrzeli lekko, to zauważyli, że górne zachodnie wyjście kończy się przerwanym w połowie, krótkim mostem skierowanym w stronę jakiejś innej wysepki. Wygląda zupełnie, jakby budowniczy zapomnieli go dokończyć.

(8)

Po przejściu przez rdzawy, metalowy most zwiadowcy doszli do kamiennej ściany, w której znajdowało się proste, prostokątne wejście prowadzące do ciemnego, z grubsza wyciosanego w skale korytarza. Ninerl zapaliła lampę i ruszyła przodem oświetlając drogę. Tunel szedł kilkanaście metrów, wijąc się i ciągle skręcając aż doszedł do rozwidlenia, prowadzącego do jakiegoś pomieszczenia.

- Ooo nie. – Mruknął goliat, skinął na róże z znanego im wcześniej metalu, które otaczały wejście do pomieszczenia. Zupełnie jak przed tą jaskinią pełną kości. – Myślicie to co ja myślę? – Nagle wszystkim przypomniała się czaszka i ostrza.

Wewnątrz jednak nie było kości, nie było metalowej czaszki na podłodze ani niczego w tym stylu. Zamiast tego mieli wielki trójkątny pokój, którego szare, szorstkie ściany były pokryte dużą ilością postaci złożonych na różne sposoby z samych trójkątów, bardzo dużej ilości trójkątów. Wszystko dawało lekko ogłuszające wrażenie przyprawiające o mdłości. Na samym środku pokoju były dwie kolumny ułożone w kształt odwróconej litery V. Na kolumnach były jakieś żłobienia przypominające jakieś litery… jednak równie dobrze mógłby to być jakiś bezsensowne bazgroły.

(9)

Tunel dalej prowadził do grubych, metalowych, zardzewiałych drzwi. Oderwana klamka leży na podłodze. Goliat próbował wyważyć je siłą, ale to nic nie dało. Trzeba poszukać innego sposobu przebicia się.


…………………………………………………………………………………………………

Ok., to idziemy do przodu. Trochę zbyt długo pisałem tą odpowiedź. Większe konwersacje między waszymi postaciami a innymi postaciami i NPC przeprowadźcie najpierw na GG a potem obrabiacie i na forum.

Całość zwiedzania zajęła wam godzinę i zwiadowcy są teraz w (9). Dla tych zainteresowanych, teraz w świecie gry jest mniej-więcej godzina 10:30.

Byłoby dobrze, gdybyście opisali w następnej odpowiedzi reakcje postaci na to, co zobaczyły podczas całego "zwiedzania".

Cały ośrodek może mieć nie więcej, niż 10000 metrów kwadratowych powierzchni. Powiedzmy, że tak pomiędzy 7000 a 10000 metrów kwadratowych, ale wasze postacie nie mają 100% pewności.

To co się działo z Rufusem odpisze Rodryg w swoim następnym poście, jak tylko obgadam z nim na GG co robił przez tą całą godzinę i co działo się w obozie.

Pamiętajcie jeszcze, że jak robicie jakąś czynność, która normalnie w RPG wymagałaby rzutu kostką (jak rzucenie zaklęcia lub wspinaczka po skałach itp.) to musicie mnie poinformować na PW lub GG, że macie zamiar zrobić coś takiego. Ja wam wtedy powiem, czy dana czynność się udała czy też nie, a wy to opiszecie w następnej odpowiedzi.
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl i Janos
- W takim razie idziemy- odpowiedziała Ninerl i ruszyła jako pierwsza.
Za kilka chwil nie posiadała się ze zdumienia. Naprawdę wylądowali zupełnie gdzie indziej.
- Gdzie jesteśmy? Wygląda mi to na południe. Te rośliny i temperatura...- dodała cicho, zwracając się do Janosa.
- Chciałbym móc odpowiedzieć na twoje pytanie...- odpowiedział eldarce z dozą zrezygnowania w głosie.- Martwię się ,że jedynym możliwym sposobem przybycia w to miejsce są te krigarskie urządzenia. Jedną z możliwych hipotez jest to, że to miejsce nie znajduje się nawet w naszym świecie...
- Nie powiem, by mnie to radowało- zmarszczyła brwi- A te dziwne budowle...ta wysepka i most.., może coś tam jest? Albo to jakaś ścieżka? Te .. budowle.. .wyglądają jak..- przez chwilę dobrego porównania- Jak składniki czegoś większego, zupełnie jak odczynniki w warsztacie alchemika.
- Ładne porównanie eldarko.- uśmiechnął się oparłszy się o kamienną ścianę korytarza- Nie zdajesz sobie sprawy że ten składnik wypełniający złotą wieże to MANALIT!- w głosie maga brzmiało jednocześnie podniecenie i strach.
- Bardziej mnie interesuje ta dżungla, mięso, owoce i być może woda, jakie może w niej znajdziemy. Co ci po potędze, skoro umrzesz z głodu? Ale niepokoi mnie ta substancja- Ninerl miała wrażenie jakby owiewał ją dziwny, mroźno-ciepły powiew. Mimowolnie wzdrygnęła się.
- Potęga...- parsknęła z pogardą- Nie powiem, ciekawa jestem co wy byście z nią zrobili. Zapewne nic ciekawego ani dobrego dla reszty świata- roześmiała się cicho. Powiodła paclem po ścianie.
- Zastanawiają mnie te freski....Czemu jest tam mój lud, inni, ale reszty nie ma? Po co ktoś to niszczył?- mruknęła i ruszyła z powrotem do wyjścia- Tu nie ma co robić. Wróćmy do pomieszczeń mieszkalnych i zastanowimy się co robić. Trzeba by przepatrzeć okolicę.
- Co sądzisz o słowach tej małej?- wyszeptała cicho w zasięgu słuchu zaklinacza- Czemu była tam mowa o matce i dzieciach?
- Co byśmy zrobili? To potęga wystarczająca żeby zmieść z powierzchni ziemi całą twoją rasę!- zaśmiał się słysząc jej słowa, takie stwierdzenie pochodzące z ust istoty, która nie zdaje sobie sprawę z mocy płynącej przez świat były nie tylko śmieszne ale i rozczarowujące- Jeśli chcesz powrócić do osób które nie czują się swobodnie w twoim towarzystwie to nie będę stał ci na drodze, lecz wiedz, że ja ruszę aby zbadać wieżę ze srebra...
- Wspaniale! Zaiste cudowny cel! Nie wiedziałam, że każdy mag to głupiec.... Ale jak widać, nie myliłam się...- Ninerl odpowiedziała z ironią w głosie- Oczywiste, że najłatwiej coś zniszczyć. To też wiem, ale myślałam, ze macie coś więcej w głowach. Wydawało mi się, ze ciekawiej coś tworzyć i budować, ale jak widać pomyliłam się- dodała szyderczo i szła dalej.
- Twój sarkazm mnie zaiste zadziwia, czy ukazanie ogromu zniszczenia jakiego może dokonać istota władająca taka potęgą cię nie przeraża?- rzucił do nią głosem nie tyle gniewnym, co pełnym politowania- Jeśli twój umysł wciąż nie potrafi zrozumieć, powiem prostszymi słowami. Taka ilość manalitu w nieodpowiednich rękach wystarczyłaby do unicestwienia czwartej części naszego świata, przywołanie demonicznego lorda byłoby w zasięgu dłoni, sprawieniu aby zniszczyć najgorszą zarazę byłoby igraszką, przezwyciężenie śmierci i kręgu przeznaczenia nie byłoby jedynie bajką... Dziecko nie baw się szyderstwem jeśli nie rozumiesz słów swego rozmówcy.- dokończył spokojnie.
- Odezwał się starzec.- skomentowała- To ty mnie nie rozumiesz... O czym właśnie mówię? Wydawało mi się, że o zniszczeniu, którego może dokonać ktoś, kto ujarzmi tę materię. - prychnęła. Ci ludzie... czy oni naprawdę są aż tak prostoduszni?
- Poza tym, zanim zaczniesz się zastanawiac się nad wykorzystaniem tej potęgi, dobrze byłoby wiedzieć, czemu nie ma tu nikogo żywego- dodała - Chociaż ta dziwna twarz...- mruknęła, przypominając sobie istotę.
- Prosto oceniać wiek po rasie a nie rozumie.- rzekł z lekkim cynizmem w głosie- Niech sobie pozwolę zacytować; „Nie wiedziałam, że każdy mag to głupiec...”. Był to uszczypliwy wyraz twojej pogardy do magów czy jedynie nie zrozumienie mojego ostrzeżenia? Po co komu ujarzmić tą potęgę aby dokonać zniszczenia?Ona sama w sobie jest zniszczeniem, najłatwiej ci to zrozumieć będzie jeśli porówna się manalit do dzikiej bestii, która nieraz atakuje oślepiona furią.
Ostatnie zdanie szczerze rozśmieszyło maga.- Mylisz się eldarko, od samego początku nie jesteśmy tutaj sami, może tego nie dostrzegłaś ale urządzenie w złotej wieży ma ślady niedawnego użytkowania...
- Nie musiałam zrozumieć twojego ostrzeżenia. To były wątpliwości wyrażone na głos, co z tym WY... zrobicie- odpowiedziała zimno - Właściwie, magowie jako tacy nie zaprzątali jakoś specjalnie mojej uwagi. Nie mam nic do ich profesji- "właściwie nie mam" pomyślała, przypominając sobie potwora, jakiego stworzył tamten i z CZEGO go zrobił.
- Szaleńców nie brak. Być może komuś będzie się opłacać zniszczenie świata- dodała, przypominając sobie nagle i nie wiedząc czemu, legendy i opowieści - To, ze nie jesteśmy tutaj sami, to wiem bardzo dobrze. Chyba, ze ty też cierpisz na halucynacje i urojenia. Wiesz od kogo dostałam ten przedmiot. Przydałoby się odszukać jego właściciela. Pomijając, ze pewnie dopóki sam nie zechce się ukazać, to pewnie go nie znajdziemy.- mruknęła, przywołując z pamięci twarz z tymi oczyma i dziwny głos.
- Nie chce być twoim wrogiem eldarko, jednak ostrzegam cię abyś powściągnęła swój gniew i swoją hardość w stosunku do dwóch pozostałych magów.- tym razem ton jego głosu się zmienił, był poważny i nie można było w nim dostrzec ani odrobiny cynizmu czy sarkazmu- Najlepiej uczynisz jeśli nie wrócisz jeszcze do obozu, nie przywitają cię tam z otwartymi rękoma. Ja i krasnolud ruszymy do srebrnej wieży, udostępnimy wam ścieżkę, jednak to czy nią podążysz zależy od ciebie. Pamiętaj tylko ,że jeśli ponownie jakiś bodziec wywoła w tobie wizję lub zmusi do wypowiedzenia nieodpowiednich słów zmuszę cię każdymi środkami do przerwana.
- No doprawdy ciekawe, ze jakoś poprzednim razem, nawet nie pokwapiłeś udzielić mi rady - odpowiedziała z pogardą- A nie powiem, że nie pytałam się właśnie ciebie, jako eksperta, co mam robić... Poza tym wydawało mi sie, że tylko jeden mag zasługuje na moją szczególną uwagę- dodała z błyskiem w oczach.
- Nawet o tym nie myśl Ninerl...- rzekł patrząc jej prosto w oczy- Zginęłabyś, nim zdążyłabyś dobyć swojego ostrza. Mobius jest magiem bojowym, jego fachem jest zabijanie. Prawdę mówiąc nie wiem czy byś sobie nawet poradziła ze mną... Co do wcześniejszej sprawy, chciałem ci pomóc jednak nie wszyscy zachowali zimną krew..
- Myśleć mogę- uśmieszek pojawił się na twarzy dziewczyny - Uważasz mnie za głupią? Ale może to i lepiej. Im mniej doceniasz przeciwnika, tym głupszym jesteś- zamruczała, przypominając sobie słowa Darganasa. Poczeka...poczeka...o to się nie martwiła.
- Nie wszyscy utrzymali. Czy mówisz o konkretnej osobie? Wydawało mi sie, powiem szczerze, ze mag musi mieć dobrze opanowaną samokontrolę. Wyłącznie, ze względów bezpieczeństwa dla niego samego. Ale, zapomniałam, może ludzie są inni...- dodała z przekąsem - A zamierzasz oświadczyć reszcie z małą? Może niech ktoś pomyśli, po co tu jesteśmy. Ja nie zamierzam, jestem tylko skromnym ochroniarzem- uśmiech Ninerl był nieco złośliwy. Za moment przysunęła się bliżej maga:
- Masz jakieś pomysły?- dodała cicho- Jestem bardzo ciekawa... motywów... reszty... Wierzyć mi się nie chce w misję wyłącznie hmmm, archeologiczną...I nie zamierzam być czyjąś marionetką- powiedziała zimno.
- Głupia? To zbyt ostre słowo, może jedynie nie znasz wszystkich faktów?- uśmiechnął się, zadziwiało go że mimo swojego ponadprzeciętnego potencjału magicznego jeszcze nie dostrzegła tego- Mag nie musi trzymać uczuć na wodzy, samokontrola jest wymagana jedynie przez kilka szkół. Niekiedy uczucia potrafią zwiększyć siłę jaką włada pojedynczy mag.- spojrzał w głąb jej oczu i dodał- Zrzucasz wszystko na rasę mych ojców, widać po tym że niezbyt znasz występki swoich. Odnośnie małej radze ci nikomu o tym nie mówić, cała ekspedycja jest wciąż przerażona przejażdżką która im zafundowałaś. Uwierz mi na słowo, nikt nie spodziewał się tego co odnaleźliśmy...
-A powinien. Istnieją ci, którzy obracają to przeciw niemu. Zrzucam? Och, ale występki swoich znam- Ninerl uśmiechnęła się szeroko - Powiedziałabym , że nawet bardzo dobrze- roześmiała się na całe gardło. A moment ściszyła głos:- Mimo tego, ktoś musi coś z nią zrobić , bo ja... nie zamierzam być budzona w środku nocy i zmuszana do wysłuchiwania mowy szaleńca.- dziewczyna poprawiła rzemień plecaka.
- Poza tym...- zamruczała- Ale nie... to kiedy indziej- tak, to było ciekawe, czy mag to zauważył. Być może nie...Ninerl zachowa to w tajemnicy, to co dostrzegła.
-Niesamowite...- powiedział Mag z uśmiechem na twarzy, jego oczy błyszczały spod szkiełek okularów- Nieładnie trzymać sekrety przed osobą grzebiącą ci w umyśle Ninerl... to może skończyć się bardzo boleśnie... No cóż na pewno twoja wiedza była bardzo przydatna. Co do dziewczynki wciąż nie jestem pewien czy ona jest opętana czy to twój umysł jest zwodzony.
„ Posłuchaj mnie Ninerl...- myśli maga płynęły cienkim strumieniem z jego umysłu do umysłu eldarki- ... nie musisz mnie lubić, ale fakt posiadania przez ciebie potencjału magicznego jest niezaprzeczalny. Jesteś bardzo podatna na magię, więc chcąc czy nie chcąc potrzebujesz kogoś kto będzie cię mógł ochronić gdy będziesz tego potrzebowała”.Mag dał jasno do zrozumienia ,że woli niektóre rzeczy przedyskutować w ten niekonwencjonalny sposób.
Ninerl zasyczała wściekle. Nie znosiła czegoś takiego.
"Won z moich myśli!" w umyśle dziewczyny coś zaryczało z furią " Opętana? Świetnie, wspaniały argument. Tak myślałam, trzeba będzie coś z nią zrobić. Lepiej żebyś się pospieszył, zanim ja wezmę sprawy w swoje ręce. Opętanie nie służy... przeżyciu...nieprawdaż?"- ironia zawarta w myślach dziewczyny była aż nadto oczywista " A ciekawe czemu, chcesz się ze mną porozumiewać w ten sposób, co? Ochrona mnie? A czemuż miałbyś to robić? Proponujesz jakiś układ? " Ninerl przyjrzała się uważnie magowi.
" No i jeszcze... te okulary. Nigdy nie odsłaniasz oczu, ciekawe czemu... co?"- ironia przybrała na sile.
- Czegoś się boisz, przyjacielu?- Ninerl wyszeptała w powietrze, uśmiechając się nikle.
„ Nie zdajesz sobie sprawy eldarko. Przebywanie w twoim umyśle nie jest szczególnie przyjemną sytuacja dla mnie jako zaklinacza, z chęcią bym już dawno zerwał połączenie. Nie uczyniłem tego, nie ze względu na miłą 'prośbę' Mobiusa lecz aby kontrolować wpływ na twój niechroniony, czuły na magię umysł, spróbuj to zrozumieć. Układ? Sprawiasz się że czuję się niczym spiskowiec. Jednak masz po części racje, chce mieć na wyłączność wiedzę posiadaną przez twoich przodków która jest uśpiona w twej krwi.”- oblicze maga było niezmienione, mimo tego że nie podobał mu się pomysł eldarki odnośnie dziewczynki.- „ Nie ufam ci wystarczająco aby odsłonić swe oczy, kto wie może będziesz miała okazję zyskać moje zaufanie? Powiadają że strach ma wielkie oczy, czy chciałabyś się przekonać?”.
"Strach..." umysłowe parsknięcie Ninerl było wyraźne" Strach jest czymś co należy i można pokonać. Powinno się to zrobić. Nie znam twoich motywów...Wiedzę? Ciekawe...Wyłączność, dobre sobie. Przykro mi, trzeba było odwiedzić jakieś eldarskie miasto, a nie mój umysł. Nie ma w nim niczego specjalnego".
"Czyżby dotyczyła ona.. pewnych istot?- cień podejrzenia pojawił się w umyśle dziewczyny.
„I dlatego nazwałem cię dzieckiem wcześniej eldarko.”- na twarzy maga pojawił się cień zrozumienia, nie każdy mógł zrozumieć co mu było dane poznać.- „ Wiek niekiedy nie jest jedynym wyznacznikiem dojrzałości, sam fakt posiadania odpowiednio wysokiego potencjału magicznego przez ciebie posiadany jest znakiem tego że przyszło ci żyć dłużej niż zdaje ci się. Posiadasz wiedzę o której nie śniłaś, możliwości o których nawet nie zdawałaś sobie sprawy że istnieją. Istoty rozumne są bardziej skomplikowane niż niejednemu się zdaje. Nie znasz i nie rozumiesz swego umysłu i duszy, ja mogę ci w ich poznaniu pomóc. Chce jedynie za to abyś przysięgła stać po mojej stronię i zachować wiedzę dla siebie póki oboje nie zdecydujemy ,że jest wystarczająco bezpieczna aby inni ją poznali!”
"Wyjaśnij mi ,czemu mam stać po twojej stronie. Po co ci moja wiedza? Do czego ci potrzebna. Jeśli się tego nie dowiem, nic nie przysięgnę. Ani nie przyrzeknę"- chłód w myślach Ninerl potwierdzał jej słowa.
„ Rozsądnie.- na twarzy maga pojawił się uśmiech.- Dlaczego po mojej stronie? Bo innej nie masz moja droga, żaden z magów nie uchroni cię... gdyby się dowiedzieli o twoich wizjach zapewne by cię zabili. Osoby widzące nie są zbytnio lubiane przez magów, przeważnie dlatego, że proroctwa nie są po ich myśli. Ja w tej wyprawie mam swój własny cel, a do jego osiągnięcia potrzebuje wiedzy twojej rasy. Z fresków jasno wynika że starsze rasy były już w tym miejscu i wiele z tego, co tutaj ujrzeli pozostało w ich kulturze i historii. Jesteś nieoszlifowanym diamentem w świecie magii, bycie nim może być dla ciebie zgubne. Mój cel jedynie mógłbym ci wyjawić po złożeniu przez nas paktu, ponieważ w tej chwili nie ufam ci wystarczająco. Nie musisz się jednak martwic, jest to powód czysto osobisty. Ninerl czy złożysz przysięgę wzajemnej pomocy? Masz więcej do zyskania niż do stracenia ją składając....”
"Nie, przysięgi nie złożę. Pomoc owszem, mogę ci obiecać. Ale oczekuję rewanżu. ...poza tym, nie składaj przysiąg. To zbyt dobry materiał do manipulacji twoim losem"- Ninerl jak tylko mogła, unikała "przysiąg" i zaklinań. Takie rzeczy były bezsensowne, każdy mógł je wpleć w swoje intrygi.
"Nie myśl także, że śmierć mnie przeraża. Rzecz, zwykła jak inne. Wracają do tematu rozmowy być może masz szczęście, bo twój cel niejako pokrywa się z moim. Wiedza o początkach jest mi potrzebna." Ninerl umilkła.
Za moment, gdy pochód dotarł do pomieszczenia, ozdobionego freskami, zatrzymała się.
- Proponuję, by zatrzymać się na moment i zastanowić. Mag i pan Vfolt w tym czasie zamierzają zbadać srebrną wieżę. Wątpię, byśmy byli tam przydatni. A warto ustalić, chociażby miejsce na obóz.- Ninerl oparła się o ścianę.
- Trzeba za pewien czas zwiedzić chociaż skraj tego lasu. Potrzebne nam źródło wody, świeża żywność. Zastanówmy się, czy zdążymy to zrobić dzisiaj, czy jednak jutro wybrać się większą grupą. Ktoś zna dżunglę jako taką? Nie wiemy, jakie zwierzęta lub potwory tu żyją. Które rośliny mogą być trujące, które jadalne- dodała.
- Jakie pomysły?- zapytała spokojnie.
Zastanawiało ją, czego ten ludzki magik chce od niej. Wiedzę? Jaką wiedzę... Owszem, znała jakieś legendy , mity i opowieści, ale Eldarowie nie przejmowali się zbytnio przeszłością, kierując uwagę na teraźniejszość i przyszłość.
A jaki miał w tym interes? Ninerl nie wierzyła mu za nic. Był... zbyt szczery. I te jakieś przysięgi...Zabawne, doprawdy. Biedny człowiek, gdyby był Eldarem, szybko uwikłał by się w sieci innego domu i skończył jako element wybitnie wymienny dla rodziny. Może jej ojciec tak nie postępował, ale inni rodzice...
Prychnęła w duchu. Juz ona mu pokaże wyłączność... Ale sam fakt, że posiadała podobno wiedzę, oznaczał że ona ma już na niego jakiś haczyk. Wiedza nie musi być kompletna ani całkiem prawdziwa.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Rodryg
Pomywacz
Posty: 28
Rejestracja: środa, 23 kwietnia 2008, 19:24
Numer GG: 4240867

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Rodryg »

Rufus

Rufus znów powrócił do pilnowania dzieciaków, w końcu to była jego działka. Nelo siedział pod ścianą zaś pozostała czwórka siedziała w kółku prowadząc rozmowę:
-Ale było fajnie. Strasznie... ale fajnie.
-Zamknij się Michael!
-Kirra o mało nie osiwiała.
-Ej, czy wiecie, gdzie jesteśmy?
Odpowiedź nadeszła znikąd:
- W ciemnej grocie gdzie wszyscy umrzecie a wasze kości będą bieleć po wieki !
Rufus uśmiechnął się pod nosem ze swojego żartu brzuchomówstwo się przydaje, z rozbawieniem obserwuje reakcje dzieciaków.

Młodziki w przerażeniu, z rozszerzonymi oczami zaczęły powoli, przerażone rozglądać się.
-Juno. Powiedz, że to byłeś ty, na miłość boską! - Zaskrzeczała Kirra.
-To... to nie ja.
-Michael? Flauia?
-To nie my. - Wyszeptała przerażona Flauia.

-No i jak wam się spodobał pokaz brzuchomówstwa ? - powiedział z uśmiechem a w myślach dodał
-"No odgryzłem się im za te wszystkie kawały i psikusy"
- Jak będziecie tak dalej siedzieć ponuro to moje słowa mogą stać się prorocze a tego byśmy nie chcieli prawda ?
Wpatrywały się w niego jak w coś wielkiego, i strasznego jak "potwór w szafie" jedynie Juno odpowiedział:
-Tajest.

-No co się tak na mnie patrzycie przecież to był tylko niewinny żarcik by was trochę rozruszać, nic złego wam się nie może stać skoro na wyprawie jest tylu najemników i trzech magów ze wszystkim dadzą sobie rade.... chociaż ja bym bardziej uważał na plecy skoro są za mną magowie hehehe..

-Dobrze. Ale powiedz mi jedno. Skoro jest taka wielka eskorta to na co nam jesteś TY ? - Burknął Nelo, który nagle pojawił się za Rufusem.

Rufus spojżał się na Nelo z wyraźnym uśmieszkiem:
- A co wolał byś by niańczył cię któryś z najemników albo magów ? Oni jak widać maja ważniejsze zadania a moim zadaniem jest mieć was na oku i trzymać was z tyłu gdyby działo się coś nieprzyjemnego oraz was zabawiać.

- Gdyby wujek Mobius nie był zajęty z powodu gafy eldarki to teraz by nam robił lemoniadę! -Krzyknęła Kirra
- Właśnie! - Zawtórował Michael
-Trudno jest się z nimi nie zgodzić. Tatko i Mobius to są naprawdę miłe osoby i naprawdę się nami troszczą. Ty jak na razie to tylko psujesz morale... - Odparł Nelo

- No właśnie miałem przejść do tej części z podnoszeniem morali chyba że wolicie prowadzić debatę na temat mojej użyteczności? - powiedział i uśmiechnął się do pozostałych w myślach zaś dodając :
-"Mobius miłą osobą, jasne a ja jestem sadystycznym czcicielem mrocznych bogów."- w międzyczasie nie czekając na ich odpowiedź podszedł do skrzyni z zabawkami i otworzył wieko:
- A więc jakie macie propozycje na dzień dzisiejszy ?

-Jeść? - Walnął Juno
-Ty tylko o żarciu! - Burknęła Kirra
-No co?! Głodny jestem! - Odburknął
-To może pan przyniesie trochę jedzenia od wujka i potem w coś zagramy? Zaproponowała Flauia, a wszyscy jej przytaknęli.

- No dobrze - opiekun odwrócił się plecami i przygryzł dolną wargę wycedzając przez zęby:
-No to przekonamy się jaki jest miły.
Podszedł do miejsca gdzie stał Quiestus wraz ze swoją świtą
-Ahem ja tylko w sprawie jedzenia dla dzieci i zaraz znikam. - spojrzał się po zebranych czekając na ich reakcje.

Quiestus i Mobius obejrzeli się za siebie. Wygląda na to, że sprawdzali razem z Bardinem stan narzędzi i reszty dobytku. Wzrok Mobiusa wręcz mówił :"Wrrrrrr!"
-O, Rufus. Jesteś cały? Nic ci się nie stało? - Pytał Quiestus
-Czy upadek może wbił ci trochę oleju do głowy? - Mruknął cicho Mobius.

-Jak widać jestem cały chociaż nie wiem jak długo, ja tylko po to co mówiłem i znikam. - uśmiechnął się do Quiestusa zaś w między czasie dodał szeptem tak by tylko Mobius usłyszał:
-Oleju mam dość ale niektórzy mają niedobór dobrego humoru i uśmiechu.

-Dobrze to wiedzieć. Wracaj do obowiązków. Niedługo pani Scrow przygotuje coś do zjadku. - Odparł Quiestus i wrócił do skrzyń z narzędziami.

Mobius natomiast patrzył na opiekuna. Jego oczy zaczęły paraliżować ze strachu Rufusa.
-Jedzenie? Hmm... dobrze. Nie mogę pozwolić by one jadły tą fasolę. - Zrobił szybki ruch ręką, wyprostował ramiona i zaczął powoli, po kolei wyciągać jakieś przedmioty: Dużą miskę, noże, łyżki, widelce, następnie z rękawa do miski wysypał się mały stosik owoców. Mobius podał danie wraz z sztućcami opiekunowi.
- Masz, ale nawet się nie waż podjadać ich smakołyki. Produkty stworzone moją magią mogą jeść tylko maluchy. Zrozumiałeś? - Jego wzrok prawie że przewiercał Rufusa na wylot.

Rufus wziął bezceremonialnie miskę ze sztućcami i otrząsnął się ze spojrzenia Mobiusa
-"Co on może mi zrobić ma przecież inne sprawy niż męczenie mnie"
Przez całą drogę przyglądał się owocom:
-"Ciekawe skąd on je wytrzasnął z tego rękawa .... nie chwila chyba nie chcę wiedzieć."
Podszedł do dzieciaków i powiedział:
-Owoce przyszły ! - po czym postawił miskę na wieku skrzyni używając go jako prowizorycznego stołu.

Dzieciaki rzuciły się błyskawicznie na owoce, wszystkie oprócz Nelo.
-Zjem innym razem. Na razie nie jestem głodny.
Pyszny posiłek od "wujka" widocznie poprawił humory małolatów. Widok ich pochłaniających jedzenie przypominał Rufusowi lekko małe świnki w korycie.

Po posiłku, Kirra patrzyła na Rufusa i bąknęła.
-I co teraz?
-A to już zależy w co wy chcecie się bawić no chyba że wolicie się zdrzemnąć po posiłku ?

Rozległo się głośne beknięcie.
-Ja tam chyba się zdrzemnę. Zbyt dużo akcji jak na jeden dzień. - Powiedział Michael
-Też się zdrzemnę. - Dodała Flauia.
-Co? Ale... no dobra. Zdrzemniemy się. -Jedynie Kirra protestowała. Juno natomiast to już dawno głośno chrapał.
Jedynie Nelo nie spał. Miał zamiar posiedzieć trochę i pomyśleć zanim zaśnie.

Opiekun uśmiechnął się pod nosem, to oznaczało dla niego prostszą robotę wystarczy mieć dzieciaki w polu widzenia i zająć się innymi sprawami. Rozejrzał się po zebranych w poszukiwaniu czegoś godnego uwagi.

Bardin po sprawdzaniu skrzyń wrócił do dziwnej, metalowej skrzynki przybitej do podłogi. Marudził głośno, że teraz przydałby mu się tłumacz.

Kilku najemników rozmawiało cicho pilnując dziwną, zwęgloną lekko skrzynię. Rufus pamiętał dobrze, że członkowie karawany mieli nie dotykać jej.

Oraz mag wody, który wpatrywał się w Rufusa z na przeciwnej ściany. Wciąż miał na sobie ten piekielnie wielki uśmieszek. Dawało to niesamowicie niepokojące wrażenie. Rufus nie usiedzi teraz spokojnie.

Rufus spojrzał się na radosnego maga ze zdziwieniem czemu tak mu się pilnie przygląda a także zastanawiał się w myślach:
- "Czemu on się wciąż uśmiecha tu nie ma nic radosnego a może... ! Ten uśmiech to efekt jakiejś magii powodującej permanentny naciąg mięśni ?! Może Mobius mu to zrobił."
Opiekun odwrócił wzrok od czaropluja i wziął się za to co większość osób nazwala by pałętaniem się tam i z powrotem bez celu.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Sergi »

Janos Nowyer

Biedna nic nie świadoma eldarko, jesteś jak zlęknione dziecko błądzące w ciemnościach... jedynie jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy. Mimo mych ostrzeżeń nie zdołałaś mnie zrozumieć, ja wciąż przecież mam władzę nad twym wątłym umysłem...twe wspomnienia, marzenia i koszmary.. wszystko podlega mej władzy. Śmieszy mnie twoja butna postawa w chwili gdy jesteś bezsilna. Wydaje ci się ,że mogłabyś oszukać kogoś kto czyta w tobie jak w otwartej księdze?”- mag spoglądał na Ninerl spokojnie, nie okazał nawet w najmniejszym stopniu co w tej chwili myśli... to właśnie było piękno telepatii. Można było czytać w innych samemu nie narażając się na to.
Ninerl powściągnij swoje knowania do chwili gdy będę mógł opuścić twój umysł.”- silna myśl przebiła się do świadomości eldarki, na twarzy zaklinacza pojawił się uśmiech politowania. Zdaje się jej że wie wszystko o swoje rasie, a jednak niewielu rzeczy jest świadoma. Bawił go jeszcze fakt ,że jest tak bardzo bezradna przeciwko magicznym wtargnięcia w jej umysł. Bez odpowiedniej pomocy nawet jeśli by próbowała siła wyrzucić intruza jedynie by nabawiła się potwornej migreny. Niestety taki już los istot czułych na magię którzy jednak nie poświecili swego życia tej sztuce. Mag stracił zainteresowanie rozmową z wojowniczka, teraz miał ważniejsze sprawy...

Umysł maga pochłonięty nowymi odkryciami łaknął wciąż wiedzy. Kto mógł się spodziewać cudów które ujrzał wynurzając się z mroków podziemnych korytarzy. Myśli wirowały wewnątrz jego głowy a w ustach zdążyło mu zaschnąć z poddenerwowania. Widząc bezowocne wysiłki goliata postanowił zasięgnąć informacji z jedynego dostępnego mu w tym czasie źródła. Podszedł więc do krasnoludzkiego historyka i rzekł półgłosem.

-Historyku czy mogę prosić cię na rozmowę w cztery oczy?- Zaklinacz skłonił lekko głową na znak szacunku, zdawał sobie sprawę jaką cenę może mieć każdy skrawek wiedzy jaki może uzyskać.
-E... – Odchrząknął głośno krasnolud.- Tak, tak, naturalnie. Czego sobie życzysz magu?

Zamiast usłyszeć odpowiedz krasnoludem wstrząsnęło nowe uczucie. Zapewne nigdy przedtem nie doświadczył w swym życiu przemieszczenia w przestrzeni, zwanego przez laików teleportacją. W chwili gdy znaleźli się w trójkątnym pomieszczeniu mag ponownie przemówił, tym razem głosem bardziej zdecydowanym.
Wybacz mi że nie uprzedziłem cię przed przemieszczeniem, jednak tylko w ten sposób będę pewien ,że pewne fakty wyjdą na jaw zbyt wcześnie.

Krasnolud zachwiał się, jego twarz pozieleniała jakby zaraz miał zwymiotować.
-CO… co to był urh… - Złapał się za usta. – Nic mi nie jest… co to u licha by- Dopiero teraz zauważył, że jest w innym miejscu. – Aha… to ta… jak to nazywacie? Aportacja? Powiedz mi o co chodzi człowiecze, tylko nie rób tego więcej.

Kanamen, ne etwa ni-gon. Drig.”- nieznane słowa, dudniące w czaszce Janosa, przyjemny lecz władczy kobiecy głos oraz język jakiego nigdy nie słyszał. A po tym ten dziwny przedmiot leżący na kamiennej podłodze. Pryzmat o trzech czarnych kreskach... czy to wszystko było efektem użycia teleportacji?
To nie ja...”- głos dobywający się z podświadomości ocucił zaklinacza z przerażenia które nim targnęło.

Mag wyglądał co najmniej dziwnie, mimo iż starał się nie okazywać uczuć można było dostrzec jakby skazę strachu na jego twarzy. Krasnolud nie mógłby dostrzec chwili gdy niewielki przedmiot podnoszony niewidzialną siła zmierzał do dłoni zaklinacza. Choć sam tego nie planował zyskał kilka dodatkowych pytań, na które historyk może posiadać odpowiedzi.

-"Kanamen, ne etwa ni-gon. Drig."- powtórzył mag wraz za nieznanym głosem.- Znasz język? Znasz te SŁOWA krasnoludzie?
Zdenerwowanie i strach w czystej postaci zaczęły brać górę. Nie dziw ,ze w tej sytuacji adrenalina wzmagała podniecenie w młodym czaropluju.

Krasnolud patrzył zdziwiony na maga, widać było w jego starych oczach zakłopotanie.
-Kanamen, ne etwa ni-gon. Drug… e… Drig. Niech pomyślę. – Vfolt stał tak w miejscu jakiś czas, prawą ręką gładził swoją brodę w zamyśleniu. – Mam! „Proszę się zgłosić do” nie wiem co znaczy ni-gon, ale pewnie to jest jakieś imię albo nazwa czegoś. Natomiast „Drig” to po prostu trzy, ale w formie używanej w sensie jak coś jest… Emm… na przykład takie, że „są tam trzy krowy” albo „zostały mi tylko trzy młotki”. Rozumiesz? – Podniósł lewą brew. – Obrazek -Co rzekłbyś krasnoludzie gdybyś ktoś powiedziałby ci że to miejsce nie jest „bezludne”?- słowa zaklinacza były tym razem spokojniejsze, powoli odzyskiwał trzeźwość umysłu.

-Powiedziałbym, że to bzdura. Gdyby ktoś z rasy Krigari tu mieszkał to na pewno już by przyszedł nam na powitanie i to nie sam a całą delegacją! Krigari byli znani z gościnności.

-Możliwe, bardzo możliwe.- mag uśmiechnął się pod nosem, cała sytuacja wydawała mu się wciąż snem. Jednak gdy usłyszał ten dziwny kobiecy głos jego podejrzenie ugruntowały się. Był niemal pewien ze się nie myli w tej kwestii.- Jednak faktem jest że nie jesteśmy jedynymi istotami przebywającymi w Neruzechelf...

-Ano racja, są jeszcze mewy i ryby. HA! HA!


- Oraz osoba obsługująca urządzenie w złotej wieży mój drogi krasnoludzie...

-Przecież tam nikogo nie było. Jakie masz podstawy by tak sądzić, człowiecze?

- Nie zadziwił cię fakt ,że maszyna w złotej wierzy jest wciąż w idealnym stanie, zadbana oraz naoliwiona?- spytał się wciąż pochłonięty bez zgoła rozmyśleniami.- W przeciwieństwie do innych wręcz zrujnowanych miejsc jest sama w sobie wielką niewiadomą. Do tego nie dostrzegłem ani odrobinki kurzu na niej, jedynym wyjaśnieniem tego może być to że jest wciąż przez kogoś używana krasnoludzie...

Nagle twarz starca przybrała wyraz dziwnej mieszanki strachu i podniecenia.
-Bogowie… możliwe, że jakiś krigar jeszcze tu jest! JAKIŚ KRIGAR PRZEŻYŁ! – Krzyknął krasnolud, jego głos odbił się echem po ścianach komnaty. Zaczął ruszać się po pokoju, jakby nie wiedział, w którą stronę pójść. – To… to… Takie odkrycie byłoby wręcz fenomenalne. Czy ty sobie wyobrażasz, czego on mógłby nas nauczyć? Krigari byli znani z swojej quasi nieśmiertelności. On, lub ona, chociaż w ich przypadku to nie ma znaczenia, może mieć ponad kilka tysięcy lat w wieku! Oż w brodę mojego dziada i pradziada. – Dalej zaczął bełkotać bzdury do czasu aż mu Janos przerwał.

-Chwilowo proszę abyś zachował swoje przypuszczenia na wodzy, pamiętaj że mimo wszystko stąpamy po kruchym lodzie.- Janos zbliżył się do niego na odległość jedynie dwóch kroków i kontynuował.- Jesteśmy w nieznanym miejscu, odkryliśmy machinę posiadająca moc jaka ci się nigdy nie śniła a teraz dowiadujemy się że jakaś istota, Kiragi lub ktoś znacznie gorszy może się znajdować tuż obok nas... Szczerze powiedziawszy zamierzam ruszyć do srebrnej wieży aby spróbować odszukać odpowiedzi na pytania nurtujące mój umysł.

-NIE! Nie pójdziesz beze mnie!

- Tego się spodziewałem krasnoludzie...- Janos uśmiechnął się chytrze wyciągając dłoń w stronę historyka.- Zwą mnie Janos Nowyer, mam nadzieje ze zdajesz sobie sprawę na co się piszesz.

- Vfolt Minhelm, miło poznać. Ooo tak, wiem na co się piszę. Piszę się na to, że będę pierwszym krasnoludem, który od tysięcy lat rozmawiał z krigari! Będę sławny, moja rodzina będzie sławna, może nawet zrobią mi pomnik!

- Od chwili gdy znajdziemy się na drodze do srebrnej wieży musisz ściśle przestrzegać moich poleceń.- jego głos był spokojny, on nie rozkazywał, on ostrzegał.- Tłumacz mi każde słowo w języku krigari, mów mi o każdej rzeczy która wyda ci się istotna. Ja natomiast zapewnię ci bezpieczeństwo, wiedz ze możemy trafić tutaj na coś gorszego niż antyczna rasa...

-Coś gorszego niż antyczna rasa. Ba! Krigari nie będą w żadnym wypadku dla nas zagrożeniem. Jeśli będziemy mieli szczęście, to może zaprosi nas na herbatkę. - Zaśmiał się.

Nastawienie krasnoluda nie przeszkadzało magowi, chociaż nie tego się spodziewał. Skinął lekko na znak zrozumienia.
Trzymaj się Vfolt, tym razem może być gorzej niż wcześniej...

Ponownie znikli, ich sylwetki rozmyły się na statycznym tle trójkątnej sali. Ich materia pokonała ograniczenia przestrzeni i znalazła się w miejscu w inny sposób prawie nie osiągalnym. Platforma prowadząca wprost do srebrnej wieży wyrosła przed oczyma krasnoluda równie niespodziewanie jak pokój zniknął. „ Mieliśmy szczęście, manalit zbytnio zakłóca przepływ magii.. jeszcze odrobina i byśmy teraz leżeli zabici u stóp złotej wieży.”

-Uhhh… niedobrze mi. Dalej idę pieszo. - Mag ponownie usłyszał dziwny głos, tym razem mówił „Duis”. Pryzmat w kieszeni maga jakby podskoczył.

-Dius... - powtórzył bezmyślnie mag.

-Dwa. - Odpowiedział krasnolud.

- Coraz mniej podoba mi się to odliczanie krasnoludzie...- tajemnicze słowa zaklinacz pozostawił bez wyjaśnienia ruszając w stronę srebrnej wieży.

-Odliczanie? -Zapytał zaniepokojony - Jakie "odliczanie"?

- Zapewne zabezpieczenie twoich przyjaznych Krigari..- rzucił nie przerywając marszu. Zdążył już wymyślić dość realne wyjaśnienie otrzymania pryzmatu.

-W takim razie prowadź. Tylko nie za szybko. Pamiętaj, że jestem i stary i krasnoludem.

- Nie przejmuj się Vfolt, wcale mi nie spieszno tam gdzie zmierzam...- Janos wcale nie odpowiadał krasnoludowi, jedynie żartował z tego jak w tej chwili błądził w ciemnościach.

-Ej, a może ruszyć tą korbelką? - Wskazał na korbelkę niedaleko.

Nim krasnolud dokończył korba z nieznanych mu przyczyn sama poczęła się kręcić. Napędzana w tej chwili nieznaną siła rozwijała pomost pomiędzy platformami. Janos jedynie ponaglił krasnoludowi aby ruszył za nim.
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [FUDGE] Tron Chaosu

Post autor: Fenrisulfr »

Ninerl

Mag i krasnolud zniknęli eldarka nagle poczuła się dziwnie. Obejrzała się natychmiast i zobaczyła, że wielkolud i futrzak wpatrywali się w nią z zdziwionymi minami. „O co im chodzi?” zastanawiała się.
Goliat podszedł do Ninerl i spojrzał na nią z góry.
-Emm… dobrze. Poczekamy tutaj jak mówisz. Możesz mi coś małego wyjaśnić? Nie wiem co mam myśleć z tej całej waszej rozmowy, ale odłożę to do czasu aż wrócimy do reszty karawany. Jednak na razie to powiedz mi… – zrobił długą pausę, – O co chodziło z tą sytuacją, kiedy kawałek czasu staliście bardzo cicho i tylko… emmm… wymienialiście uśmieszki i miny? Czy to nie przypadkiem… Eldarskie gody? – Jego twarz rozpromienił wielki uśmiech a kie’rann za nim oparł rękę o ścianę i zgięty w pół powstrzymywał się od śmiechu.
- To… jakie masz rozkazy? – Po wypowiedzeniu tych słów wielkolud zaczął rzucać takie same uśmieszki i miny jak przed chwilą Janos i Ninerl podczas rozmowy telepatycznej. Bocatta i Sha’virr ryknęli głośnym śmiechem, który odbijał się echem od ścian. Ninerl nie zdziwiłaby się, gdyby nawet Janos usłyszał ten śmiech.
-uhh… He… heh… dobra. Wystarczy. Pfffhehehe… Wracamy do poważniejszych spraw. – Goliat usiadł pod ścianą. Na jego twarzy wciąż malował się cień rozbawienia. – Raczej nie musimy zwiedzać tego naszego lasu. Co do zapasów wody i jedzenia mamy prawie nieskończone ich zasoby. Zapomniałaś, że jesteśmy z magami? Ten Gillen, Gillos… czy jak tam ma na imię, cały czas daje nam wodę z powietrza! Jedzenie możemy dostać od Mobiusa, widziałem jak przez całą drogę przez pustynie karmił dzieciaki wyłącznie własnoręcznie wyczarowanym żarłem. Owocami i innymi smakołykami. Do dżungli lepiej nie wchodzić, do czasu aż nie dostaniemy się do wszystkich komnat, czy to zablokowanych czy nie. Możliwe, że nie będziemy musieli do lasu w ogóle wchodzić. Poza tym nie chcę tam wchodzić, nie lubię lasów. Pan „znikadło” na pewno już jest w tej wieży. – Bocatta zaczął swoim wielkim paluchem dłubać w nosie. – Chyba zostało nam jeszcze przebić się jakimś cudem przez te metalowe drzwi wzdłuż korytarza i zobaczyć ten wielki właz – Wałkował przez chwilę „zdobycz” wykopaną z nosa, po czym wytarł rękę o ścianę. Następnie wyciągnął z kieszeni mały (jak na goliata) kubek i skurzany woreczek, w którym coś grzechotało. – Skoro tu posiedzimy trochę, to może zagramy w kości?- Wysypał na ziemię pięć zwykłych, przyżółkłych kości do gry. – O, i jeszcze jedno paniusiu. Nie jesteś szefem, więc nie rządź się zbytnio. Jakbyśmy poszli szukać prowiantu tam w lesie, jak mówiłaś, to na pewno byśmy wpadli, w jakie bajoro albo coś by nas zjadło. Zresztą… chyba po twoim ostatnim wybryku praktycznie nikt cię nie posłucha. – Zakrył kości kubkiem – Gramy?!

Janos

-O w mordę! To dopiero ekscytujące. Lepsze niż kopanie dziur w ziemi i odgrzebywanie starych głazów. – Gadał cały czas Vfolt. – Jestem tak ciekaw, co tam w środku możemy znaleźć. Może to będzie jakaś maszyna? Albo może świątynia? Nie, nie, nie… na świątynie to za małe…

Mag i archeolog szli powoli mostem w stronę wieży. Metalowa konstrukcja lekko bujała się w prawo i lewo, wygląda na to, że liny stabilizujące ją zostały dawno zerwane. Teraz jedyną podporą były grube, przeżarte rdzą kolumny, w które raz po raz uderzały morskie fale zostawiając muł, wodorosty i czasami jakąś rybę.
Jak dotarli po ściany wieży ich drogę zablokowały proste, metalowe drzwi wypolerowane na lustrzany połysk z jedną, zwykłą prostą klamką. Ściany wieży były skonstruowane z dużej ilości, bardzo małych „cegiełek” z srebra, które z niewyjaśnionych przyczyn trzymały się razem bez zaprawy. Drzwi otworzyły się bez problemu, nawet nie zaskrzypiały.
Wewnątrz wierzy było wielkie sporej wielkości pomieszczenie z trzema wyjściami, dwoma na zewnątrz i jednym na jakiś balkon.
Pierwsze co rzuciło się w oczy Janosowi to coś wystającego zza progu do wyjścia na balkon. Był to długi, pokryty łuskami ogon, który znikł za wyjściem zanim mag zdołał się bardziej temu czemuś przyjrzeć. Zaklinacz bez chwili namysłu pobiegł w stronę wyjścia naprzeciw. Gdy wbiegł na balkon nie widział nikogo, jedynie mokre ślady dużych stóp oraz głośny odgłos plusku czegoś uderzającego w wodę pozostał po właścicielu tego ogona. Wyjrzał natychmiastowo za metalową barierkę i ujrzał to.
Wielki niewyraźny zielony kształt wijący się pod powierzchnią wody płynął na północ, w stronę oddalonej o prawdopodobnie trzy kilometry wyspy.
Janos już był w pełni pewien, że nie byli tu sami. Cokolwiek to było, potrafiło dobrze pływać i było dość duże.

Zaklinacz wrócił do środka wierzy i na spokojnie się jej przyjrzał. Na południu było wyjście prowadzące powrotem w głąb wyspy, na południowy zachód przejście prowadzące bezpośrednio do złotego budynku a na północny wschód wyjście na balkon. Była jeszcze drabina, która prowadziła w górę i w dół, do pięter wieży. Wzdłuż ścian było bardzo dużo półek z książkami oraz stolików z dziwnymi przedmiotami. Po kolei na pierwszym była duża roślina, przypominająca muchołapkę podłączona drucikami do dużego pudełka z korbą na szczycie, tuż obok był szklany cylinder zamknięty szczelnie metalową zakrętką pełny metalicznego pyłu. Sam cylinder był owinięty innymi metalowymi drutami, jednak te nie były podłączone do pudełka. Następny stolik zawierał kilka wag z dziwnymi, małymi kulami z szkła, drewna i żelaza. Inny stolik zawierał na sobie duży kawałek przekroju jakiegoś drzewa lub podobnej rośliny i dużą lupę. Na następnych były kartki papieru, pióra, zwyczajne zestawy do rzeźbienia jak dłuto i młotki oraz trochę słoików, w których znajdowały się ciecze różnej barwy.

Nagle usłyszeli czyjś głos, lecz nie wiedzieli, co ich bardziej zszokowało, fakt obecności tego głosu, który brzmiał metalicznie i nienaturalnie, czy to, że mówił w języku republikańskim.

- Mam! Poczekaj jeszcze chwile. Już znalazłem. Zaraz schodzę.- Wraz z głosem jakaś postać z metalowymi rękawicami i butami zeszła z góry przybyła, schodząc z góry po drabinie. Odziana była w płaszcz z dużym, obwisłym kapturem barwy beżowej. W dłoni trzymała księgę, chyba zaczęła czytać. - "… Nazwałem ten ląd Chelwerum i jest to świat bardzo odmienny od mojego rodzinnego Neruzechelf. Mimo iż jest taki, jaki wyobrażałem sobie po opowieściach korsarzy, to wciąż jestem oczarowany widokiem, który ujrzałem własnymi oczami. Woda zalewa ten kraj aż do pasa na teren wielu kilometrów poza jedną skalistą wyspą. W całym Chelwerumie jest gęsto od wielkich i bardzo grubych drzew wyrastających z wody i tworzących gęsty las pokrywający cały kraj. Setki mostów, platform i domów z drewna zdobią drzewa tworząc w ten sposób egzotyczne, wiszące nad wodą miasta rozciągające się aż po horyzont. Zakładam, że te konstrukcje mają już trochę lat, ponieważ dokładnie widać było, że już od dawna postarzały się. Same drzewa też były niesamowite. Dzieliły teren na trzy piętra. Pierwsze piętro to poziom wody, na nim zamieszkują rybacy oraz zwierzęta żywiące się rybami. Mało tu roślin poza dziwną odmianą grubego, zielonego ryżu, który ma lekko słodkawy smak oraz ogrodami z żółtych, białych i czerwonych kwiatów podobnych do lilii wodnych. Musieliśmy omijać białe kwiaty, gdy nasze łodzie płynęły przez las, ponieważ ich zapach niósł trujący pył. Płatki czerwonych kwiatów były za to jadalne, przypominały lekko konsystencją taki chleb, tyle że pełny oleistego soku przypominającego smakiem pomarańcze. Drugie piętro to wspomniane wcześniej długie mosty, platformy oraz luźno rozstawione chatki i domy różnych rozmiarów. Dużo było też dookoła lian różnych grubości i różnymi kwiatami i owocami. Niektóre liany tworzyły wręcz gęstą siatkę, po której można było spokojnie chodzić czy nawet biec.

Z chęcią pozwiedzałbym to dziwne miejsce, lecz przybyłem dość późno i muszę odpocząć.

Zostałem dziś rano obudzony dziwnymi głosami dochodzącymi ze strony pomostu niedalekiego do tego, na którym spałem. Zobaczyłem grupkę ludzi, ubranych w stroje wykonane z roślin i kawałków liści, zmierzających w moją stronę. Jeszcze nie wykryli mojej obecności. Nie czułem się zagrożony ich obecnością. Ich reakcja na moją obecność należała do tych, których nigdy bym się nie spodziewał. Po wpatrywaniu się we mnie przez jakiś czas padli na kolana i zaczęli robić coś, co wyglądało na ceremonialne oddawanie czci. Starałem się do nich przemówić, ale nie rozumieli mojego języka. Zamiast tego porozumiewali się ze mną za pomocą ruchów i krótkich, acz zrozumiałych, gestów. Wyglądało na to, że chcieli bym za nimi poszedł.

Jak szliśmy to zauważyłem, że woda pod nami zmieniała stopniowo kolor. Powoli, subtelnie z głębokiego błękitu, przez błotnisty pomarańcz. Dalej z błotnisto pomarańczowego do krystalicznie … " Oj… wygląda na to, że reszta jest trochę zamazana. Trochę potrwa jak naprawię te kilka stron.
– Słuchali słów nieznajomego w ciszy i bezruchu, nie wiedzieli jak zareagować. Zamknął książkę i ściągnął kaptur. Na ten widok mag i archeolog zrobili instynktownie krok w tył. Krasnolud o mało nie zrzucił jednego z słoików, wyglądał jakby zaraz miał dostać ataku serca. Twarz nieznajomego, była cała z błyszczącego, srebrnego metalu. Zupełnie jakby patrzyli na posąg bez uszu, włosów, ust i nosa, mającego zamiast oczu dwa okrągłe, gładkie, czerwone kamienie szlachetne, które obejmowały mechaniczne brwi o kształcie przypominającym pióra, dając łudzący kształt ludzkiego oblicza. Brwi istoty nagle przybrały pozycję, która miała prawdopodobnie sugerować zaskoczenie.
-O. Widzę, że mam nowych gości. Musicie mi wybaczyć, ale nie mogę was zaszczycić moją obecnością. Wygląda na to, że wystraszyliście mojego poprzedniego gościa, z którym właśnie prowadziłem nadzwyczaj interesującą konwersację. Jeśli chcecie to będę mógł z wami porozmawiać jutro, tak o wschodzie słońca. Wtedy na pewno już skończę naprawiać tą książkę. – Poklepał metaliczną dłonią okładkę. – Do tego czasu, jeśli chcecie to możecie pozwiedzać, ale proszę was bardzo nie wchodźcie na górne piętra wieży, to moje prywatne pokoje i nie chciałbym by ktoś baraszkował mi przy bieliźnie, jeśli wiecie o co mi chodzi. Moje książki są dla was dostępne. Jeśli chcecie coś zjeść lub napić się herbatki to na dole jest magazyn. – Wyciągnął z kieszeni mały kawałek niebieskiego metalu o kształcie sześcianu. – Do jutra panowie. -

To co się następnie stało wręcz przeraziło Janosa i Vfolt’a. Ich niesamowity, metalowy znajomy nagle został pochłonięty chmurą metalowych ostrzy, które zniknęły w obłoku granatowej mgły.
Jak tylko trochę się rozrzedziło, Janos zauważył, że krasnolud chowa się pod jednym z stolików, trzymając w dłoniach jedną z książek.

-Bogowie… to nie był Krigar. – Otworzył książkę. – Natomiast TO jest pismo krigarskie. Nie wiem co powiedzieć. – Wygramolił się spod stołu. – Rzeczy dzieją się zbyt szybko. – Usiadł na jednym z kilku taboretów w pokoju. – Nie wiem… Ja… jeśli to był… Bogowie… Magu. Musimy o wszystkim powiadomić resztę. Koniecznie. -


Rufus

Niewiele działo się następne kilka chwil. Rufus dostał swoją porcję fasoli, większość po prostu w napięciu czekała i sprawdzała swój dobytek. Dzieciaki spały w najlepsze, Bardin starał się za wszelką cenę otworzyć niedawno odnalezioną metalową skrzynię. Quiestus, Mobius i Gillian rozmawiali w sprawie tego, co robić dalej. Jakiś Kie’rann z nudów zaczął robić portrety wszystkim w jaskinie, to chyba był rysownik grupy.

Opiekun właśnie miał zacząć konsumować swój posiłek, kiedy nagle usłyszał głośne:
-RUFUS!- warknął Mobius w jego stronę. – Chodź tu! Teraz! -

„No to tyle z mojej śniadanio-obiado-kolacji.” Powiedział sobie w duchu. Po drodze do przełożonych wrzucał w siebie jedzenie jak w kosz. Miał nadzieję, że to nie wyjdzie mu na złe.

-Rufus. Skoro nie masz na razie nic do roboty to mam dla ciebie specjalne zadanie. – Powiedział Mobius. – Janos niedawno dał mi krótką relację z tego jak idą poszukiwania. Masz zabrać ten garnek – wskazał leżący nieopodal żelazny garnek z potrawką z fasoli – Oraz ten plecak – Podał mu mały plecak z kilkoma talerzami i łyżkami. – I masz zanieść to wszystko zwiadowcom. Rozdzielili się, więc będziesz musiał trochę łazić. Miłej drogi. – Mobius odwrócił się od opiekuna, wygląda na to, że nie przyjmuje odmowy.

„Gorzej być nie może…”
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Zablokowany