[Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Ouzaru

Re: [Freestyle] Detective Comics - Gotham

Post autor: Ouzaru »

Laura i Henry, c.d.

Townshend bez ceregieli wrzucił zakupy do bagażnika, za nic mając zasady sklepowej fizyki pt. "jajka na wierzch, ziemniaki na dół". Wózek przebiegle ukrył między samochodami, aby uniknąć czasochłonnej wędrówki do jednego z plastikowych garażyków i zatrzasnąwszy się w aucie począł przebierać w płytach.

Reporterka przyglądała się bezradnie swojej siatce z kefirem wciśniętej na sam koniec bagażnika. Oparła dłonie o szybkę, niczym dziecko wpatrzone w cukierki na wystawie sklepowej. Westchnęła. Po chwili wsiadła do auta i zaraz po tym ryknęła muzyka z głośników. Kobieta skrzywiła się łapiąc się za obolałą głowę i sycząc jakieś słodkie przekleństwa pod nosem. Ewidentnie przebywanie z Jamesem pod jednym dachem jej nie służyło.

- Lubisz heavy metal? - wrzeszczał Henry susząc zęby. - Ja lubię, chociaż ostatnio... - fyrydąąąłłł - gitar... - trrryłł - na koncercie! - starał się przekrzyczeć muzykę stawiającą dzielny opór nie szczędząc arsenału solówek.
Zapiął pasy i docisnął pedał gazu. Nie minęła chwila, nim pędzili szerokimi, dość pustawymi o tej porze, ulicami Gotham.
- Zjemy makaron! Co ty na to?

Trzymając się mocno czego popadnie przy zakrętach, Laura straciła cały apetyt. Dziękowała Bogu, że jej kolacja dawno wylądowała w toalecie, gdyż teraz zapewne by zdobiła przednią szybę samochodu prokuratora. A to znając życie by go nie uszczęśliwiło.
Perkusista wybijał pałeczkami dziurę z tyłu głowy kobiety, gitarzysta szarpał nie struny, lecz jej nerwy.
- Uch, ależ ty mnie nienawidzisz - jęknęła w przerwie między utworami.

Henry posłusznie przyciszył radio. Złapał oburącz kierownicę i obserwował drogę uśmiechając się radośnie, acz złowróżbnie. Od czasu do czasu zerkał z ukosa na dziennikarkę.
Trudno byłoby określić, co wprawiło go w tak dobry nastrój, bo przecież nie było to kwitnące życie rodzinne. Być może to obecność Laury, albo jakiś przełom w śledztwie - kto wie.
- Najpierw walniemy strzemiennego, żebyś trochę znormalniała. Potem zjemy zupę, by móc przejść do makaronu. Zapewniam cię, Rickardo ma najlepszy makaron w Gotham! - rzekł cmokając i głaszcząc się demonstracyjnie po brzuchu.

Zieleń na jej twarzy przybrała odcień lodów pistacjowych i ręka młodej kobiety także zawędrowała na brzuszek, ale bliżej okolic żołądka. Chwilę się zastanawiała, czy tam aby na pewno nic nie zostało, wzięła kilka głębszych wdechów i odwróciła się w stronę prokuratora.
- Walniemy strzemiennego? - zapytała niepewnie i nie była do końca przekonana, czy chce wiedzieć, o co mu chodzi.

Townshend sięgnął ręką pod fotel. Pogrzebał tam, a po chwili oczom dziennikarki ukazała się spora, wypita do połowy, butelka Jacka Daniel'sa. Potrząsnął nią i wręczył kobiecie.
- Nie krępuj się. Mały łyczek i po kacu.
Przyglądał się jak ogląda butelkę czerwieniąc się na twarzy.
- No, chlup! - zachęcił.

Powoli i ostrożnie odkręciła butelkę i powąchała jej zawartość. Trząchnęło nią, grymas na kilka sekund wykrzywił młodą buźkę i przez chwilę Laura wyglądała tak, jakby ją miała upuścić.
- Tego się nie wącha, tylko pije... - mruknął prokurator co chwila zerkając na dziennikarkę.
- Nie jestem pewna, czy to mi raczej bardziej nie zaszkodzi - stwierdziła wlepiając wzrok w nalepkę na butelce i przesuwając po niej kciukiem.
Paznokciem zarysowała etykietę na samym brzegu, mocno się zastanawiała, czy picie tego czegoś to aby na pewno dobry pomysł. W końcu jednak pociągnęła spory łyk, by nie robić sobie wstydu. Zacisnęła oczy, skrzywiła się i na oślep oddała prokuratorowi butelkę.
- Bueee... zabić mnie chcesz? Boże, co ja ci zrobiłam? - jęknęła i zatopiła się bez życia w fotelu.

Prawnik złapał za szyjkę i przechyliwszy butelkę upił co najmniej kilka linijek białego tekstu na etykiecie. Westchnął z ulgą i znów wręczył alkohol kobiecie.
- Zakręć - rzekł zobaczywszy jej trwożne spojrzenie. - Jesteśmy na miejscu.
Zaparkował byle jak tuż przed restauracją. Za przednią szybą umieścił odbitkę legitymacji upoważniającej go do stawania gdzie mu się podoba. W celach służbowych, rzecz jasna.
Wyskoczył z samochodu, obiegł go dookoła i z powagą otworzył drzwi dziennikarce.
Rickardo's Pasta mieściło się w kremowej, zadbanej kamienicy w pobliżu centrum miasta. Przez wielkie okna widać było zajadających spaghetti ludzi w garniturach.

Podała mu rękę i już po chwili stała dość chwiejnie, lecz o własnych siłach, przed restauracją. Spojrzała po sobie i chwilę się zastanawiała nad czymś.
- No wiesz, myślałam, że to jakaś mała knajpka będzie - burknęła. - A tak, to nie jestem odpowiednio ubrana...
Rozejrzała się po okolicy, na szczęście dookoła było pełno sklepów i butików dla VIPów i szybko upatrzyła sobie coś na wystawie po drugiej stronie ulicy. Dziarsko zaczęła iść na drugą stronę pokrzykując na trąbiące na nią samochody i grożąc im drobną pięścią.
Salon z sukienkami zachęcił ją nie tylko 'małą czarną' na wystawie, ale również intrygującą nazwą. Vienetta's Secret należało do sklepów z wyższej półki, gdzie do każdego ubrania należało przy cenie dodać jeszcze jedno zero na końcu. Laura weszła do środka pewnym krokiem, zdjęła ciemne okulary i od razu wskazała podbiegającej ekspedientce 'małą czarną' z wystawy.
- Rozmiar 36, ino migiem, bo mi obiad stygnie...

Miał już złapać za klamkę, gdy zauważył, że Laura gdzieś zniknęła. Rozejrzał się zaskoczony. Spostrzegłszy dziennikarkę po drugiej stronie ulicy, postanowił ją dogonić. Niechętnie potruchtał w kierunku sklepu.
Zanim dotarł do wystawy, kobieta już była w swoim żywiole. Dopadł ją jak wydawała komendy zebranym wokół ekspedientkom.
- To nie mogło poczekać? - zapytał rozżalony. - Jestem głodny...

- Nie mogło - odpowiedziała krótko i treściwie, ucinając jego marudzenie.
Młode panie zaśmiały się cicho pod nosem rzucając między sobą kilka komentarzy, jedna z nich wzięła Henry'ego na bok i posadziła na miękkiej sofie. Laura w tym czasie zniknęła gdzieś w przymierzalni. Sukienka okazała się być jak na nią szyta, czarny, elastyczny materiał idealnie przylegał do jej ciała i nigdzie się nie marszczył. Odkryte ramiona i plecy, do tego małe rozcięcie na udzie zaczynające się niewielką różyczką uszytą z czerwonego materiału. Dziennikarka z zachwytem przeglądała się w kilku ogromnych lustrach, po chwili dostała buty 'szpilki', jeszcze tylko przeczesała włosy palcami i wyszła.
- I jak? - zapytała prokuratora uśmiechając się szeroko.

Prawnik rozsiadł się wygodnie i zwiesił głowę na oparciu. Wpatrywał się w sufit i starał nie usnąć.
Kobiety zawsze sądzą, że przebranie się zajęło im zaledwie chwilę, podczas gdy było to czterdzieści minut. Szczęśliwie dla prawnika, w tym przypadku opłacało się czekać. Wyglądała obłędnie.
Skacowana, ledwo trzymająca pion Laura ustąpiła miejsca Laurze wieczorowej. Dopiero teraz Townshend zwrócił uwagę na to, jak atrakcyjna jest jego towarzyszka. Na widok jej długich nóg, które jako pierwsze rzuciły mu się w oczy, zrobiło mu się cieplej. Ale potem było jeszcze lepiej. Wąska talia kusiła, by chwycić ją mocno i porwać do tańca. Pełne piersi wołały o pomoc, zniewolone ciasnym dekoltem.
Zerwał się na baczność.
- Wyglądasz... zajebiście - wypalił. - Jesteś naprawdę piękna, pani redaktor.

Kiedy Laura rumieniła się jeszcze zupełnie nie wiedząc, co odpowiedzieć na komplement, przedsiębiorcze ekspedientki uwolniły ją od upierdliwych białych karteczek z ceną, zeskanowały z nich kod i szybko nabiły rachunek. Po raz pierwszy w życiu Laura nie przejmowała się, że coś miało trzy cyfry, wyjęła tylko kartę swej ciotki i dumnie wręczyła kasjerce. Po chwili wstukała kod i kilka sekund później dostała paragon z potwierdzeniem transakcji.
Doszła do wniosku, że pewnie się przesłyszała i w końcu nic nie odpowiedziała mężczyźnie. Na wszelki wypadek na niego nie patrzyła. Nie zwlekając już dłużej zgarnęła Henry'ego i razem wyszli z salonu kierując się wprost do restauracji. Kobieta szła nieco wolniej i bardziej elegancko niż zwykle, stawiała małe kroki i jedną nogę przed drugą w taki sposób, że uda jej się o siebie obcierały i chwilami sukienka nieco podwijała do góry. Tym razem samochody także trąbiły, ale kierowcy się zatrzymali...
Ouzaru

Re: [Freestyle] Detective Comics - Gotham

Post autor: Ouzaru »

Laura & Henry, c.d.

Rickardo's Pasta, jak na ekskluzywną knajpę przystało, witało gości rozradowaną Bóg wie czym wąsatą gębą starszego kelnera. Włoch omal nie padł na kolana ujrzawszy prokuratora i jego towarzyszkę. Sprytnie przeplatana mową ojczystą angielszczyzna wychwalała pod niebiosa kunszt kulinarny tutejszego mistrza.
- Stolik dla dwojga proszę - rzekł Townshend.
Odprowadzono ich do cichej loży w kącie sali, gdzie nie docierał szmer rozmów nielicznej klienteli. Henry, jak na dżentelmena przystało, pozwolił usiąść kobiecie jako pierwszej. Zanim zdążyli się rozgościć, na okrągłym, okrytym śnieżnobiałym obrusem stoliku pojawiły się srebrne sztućce i kryształowe kieliszki. Chwilę później w ich dłoniach znalazło się pięknie wykonane menu.
- Polecam szóstkę, a do tego czerwone wino - rzucił zza karty prawnik.

Z długiej włoskiej nazwy Laura rozumiała tylko 'Pasta', reszta nic jej nie mówiła. Odłożyła menu zdając się na doświadczenie towarzysza.
- Ja chyba nie powinnam więcej pić - powiedziała niepewnie. - Mam bardzo słabą głowę - wyjaśniła szybko i uśmiechnęła się uroczo.
Co innego jak ją zbierali wczoraj z salonu, a co innego, jakby tutaj nagle wpadła pod stół. Trunek Henry'ego nadal grzał jej pusty żołądek i sprawiał, iż miała niesamowicie dobry humor, więc na wszelki wypadek wolała nie dolewać oliwy do ognia. Dosłownie.

- Poproszę numer sześć i czternaście. Co do picia to chyba oczywiste - zaczepił przechodzącego kelnera.
- Ależ tak, jak najbardziej. Czerwone wino, temperatura pokojowa - odpowiedział młodzieniec energicznie spisując zamówienie.
Po kilku minutach Laura i Henry wznosili kieliszki w toaście.
- Za wspólne zakupy? - zaproponował.

- Czemu nie - odpowiedziała.
Pochyliwszy się nieznacznie do przodu stuknęła się kieliszkiem z prokuratorem. Chwilę pozostała w tej pozycji spoglądając mu w oczy i uśmiechając się tajemniczo, po czym wycofała się i upiła mały łyczek.
Trzeba było przyznać, że Henry miał gust i znał się na rzeczy, wino od razu zasmakowało kobiecie, choć ogólnie za alkoholem nie przepadała. Powoli ból głowy stawał się tylko wspomnieniem i ustępował miejsca pozytywnemu nastrojowi, w który - bardziej od trunków - wprawiał ją wyjątkowo miły dzisiaj prawnik i jego towarzystwo.

Nim dotarło do nich zamówienie, pochłonięci rozmową opróżnili butelkę do połowy. Póki co Laura zdawała się całkiem nieźle trzymać i nie wyglądała na pijaną, może leciutko wstawioną. Dużo się śmiała i chwilami wdzięczyła do prokuratora.
W końcu dwa duże talerze po brzegi wyładowane parującym makaronem stanęły przed nimi i po krótkim 'smacznego' wzięli się za jedzenie. A w każdym razie Henry jadł, bo młoda dziennikarka z rozbawieniem zaczęła wojować nożem i widelcem po swoim talerzu. Początkowo mężczyzna zwątpił, lecz wkrótce i jego rozśmieszyły starania Laury, by coś zjeść. Makaron jednak nie dawał za wygraną i uparcie spadał jej z widelca, nim znalazł się choć w połowie drogi do ust...

W pewnej chwili dziennikarka zamarła, wyjęła telefon i szybko napisała krótką wiadomość.
"Jestem na randce =] Nie czekaj na mnie, wrócę późno ^__^"
- V... V... V... - mruczała pod nosem przerzucając listę numerów. - Vai!
Sms poleciał do ex-policjanta, a kobieta mając już czyste sumienie wróciła do swojej porcji.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Freestyle] Detective Comics - Gotham

Post autor: Alucard »

Wrócę późno... mam randkę...

"Kurwa"
To jedyne co pomyślał policjant.
W sumie to nie miał o co sie denerwować. Kobieta jest mu całkiem obca, poza tym, jest dorosła. To nie 14-letnia dziewica, o którą trzeba było się martwić, gdy szła na spotkanie z kolegami...

Ale mimo to owo KURWA tłukło sie we łibe Vai'a...
Poczłapał poirytowany do lodówki i przez chwilę szperał tam. Po kilku sekundach znalazł to, czego poszukiwał.
"Chwała niech będzie braciom ze wschodu"-Pomyślał wyciągając litr czystej przyniesionej przez Ivana...

Przez chwilę przeglądał kontakty namyslając się, czy nie zadzwonić po ruska, ale po chwili zorientował się, że wyświetlacz wskazuje kontakt do reporterki, więc odrzucił telefon...

Pierwszy łyk z gwinta tradycyjnie- za tych, co na morzu.
Drugi za Rosjan...
Trzeci, obfity, za syna... Płyn wlał się do gardła, a policjank odkaszlnął. Oczy zaszły mu łzami. Powiedział sobie kiedyś, że zacznie szukać dzieciaka kiedy juz skończy z piciem... Kiedy będzie trzeźwy przez miesiąc, weźmie się za poszukiwania synka... a synek rósł. Teraz ma 24 lata...

Więc czwarty za żonę... Gówno, Vai nie miał żony. Umarła i to z jego winy. POlicjant wmawiał sobie teraz, że łzy sa wynikiem zbyt dużej ilości alkoholu i gryzącym smakiem. Drżącą dłonią wyciągnął peta... Odpalił i pozwolił by dym przeniknął jego ciało...

Wziął głęboki oddech... Pięty, za tych wszystkich skurwieli, którzy chcieli, żeby do chuja było dobrze, a którym nie wyszło. Takich Vai żałował najbardziej... Sam pamiętał, jak kupili pierwsze mieszkanko, jak ich syn sie urodził...

Więc szósty za rodziny tych skurwieli, bo to one najbardziej cierpiały...

Teraz Vai leżał nie przejmując sie niczym... Nie pamięta już jaki był siódmu. W każdym razie wymęczony ósmy poszedł za PinkFloydów... To przy ich piosenkach zasypiali... on i żona...

A jego żona przypominała Laurę. Teraz już wiedział, czemu z nią zamieszkał. Po prostu była jak odbicie żony. Za ścianą lustra. Chciał się nią opiekować. Jak kwiatem, którego nie ma prawa dotknąć, który umrze z jego zbyt bliskim oddechem, ale który go potrzebuje... Tak jak każdy ogrodnik wmawia sobie, że rośliny go potrzebują, tak Vai wmawiał sobie, że pomaga kobiecie...

A tym czasem ona był na randce...

Nie wiedział ile czasu minęło. Wziął telefon i starając się wyostrzyć obraz, napisał SMSa do reporterki.

Baw szie dbrze. Nie wrazaj za pożno-Wysłał.

No to ktrys tak z kolei za kolegę Laury... Ten łyk był najgłębszy. Ze złości? W każdym razie Flaszka się kończyła a Vai prawie nieprzytomny leża na podłodze... Dał rade jeszcze scisnąć szyjkę tak mocna, że ta pękła raniąc mu dłonie...

Gdy Laura wchodziła do salonu od progu uderzył ją widok policjanta. Wyglądał jak cień siebie. Leżał nieprzytomny. Obok świeciło się potłuczone szkło, teraz różowawe z powodu obficie lecącej krwi. Niedaleko leżał telefon komórkowy z widocznym sms'em.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Freestyle] Detective Comics - Gotham

Post autor: BlindKitty »

Ivan Dolvich

Rosjanin siedział w parku. Obok na ławeczce stał mały plecak, w którym tkwiła dwulitrowa butelka Pepsi. Ivan zrobił sobie tradycjnego drinka z południowego Tadżykistanu - dopełnił do połowy opróżnioną butelkę Pepsi czystą wódką. Zawsze żartował sobie że to starotażycki drink z okolic XV wieku. Nauczył go tak pić towarzysz z Tadżykistanu, jeden z żołnierzy z Afganistanu. Wtedy to był szczyt wysublimowania, coś jak kanapeczki z kawiorem na Zachodzie. Przecież zdobycie butelki o,2l Coli to był prawdziwy cud i objawienie godne mszy w najbliższej cerkwi.

Wtedy nigdy by nie pomyślał że trafi do kraju w którym łatwiej będzie o Colę niż o wódkę. A jednak.

Butelka była już prawie pusta. Laura od pewnego czasu przyzwyczaiła się jeździć z nim na zakupy rano, bo po południu zawsze brał butelkę i szedł szwędać się po mieście i pić. Wracał wieczorami, poważnie narąbany. Wyjątki stanowiły dni w które planowali imprezy, wtedy nie pił za dnia, żeby wieczorami nie rozlewać kolorwych win, likierów i soków. Zresztą, nie tylko kolorowych. Jego ulubionym manewrem była wódka z Colą - przy czym wódka to był czarny Smirnoff. Naprawdę czarny; zawsze ciekawiło go jak oni robią wódkę która jest czarna, a smakuje normalnie; w efekcie wyglądało to zupełnie jak normalna Cola. Fakt że po pierwszym łyku dawało się zauważyć różnicę, ale zawsze to był łyk bliżej upicia.

Osuszył do dna butelkę po Pepsi, wrzucił ją do plecaka i wstał niespiesznie. Lekko chwiał się na nogach. Litr wódki to było sporo, nawet jeśli rozkładał picie go na kilka godzin. Spojrzał w niebo - był już wieczór. Kredyt który zaciągnął na karabin będzie spłacał już tylko dwa miesiące, to było pocieszające. Ale na razie trzeba wracać. Po co on się tam do niej pchał? Mieszkał sobie sam, i miał spokój. Myślał, że kiedy będzie siedział z ludźmi, zacznie trochę mniej pić. Efekt? Rzucił palenie, a pije jeszcze więcej. Bo papierosy w niczym nie pomagały, a wódka - albo whisky, po wymieszaniu z dużą ilością Coli dało się to pić - pozwalały odciąć się od ludzi.

No i co gorsza, kończył mu się urlop.

Wrócił do domu chwilę po Laurze...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Ouzaru

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Ouzaru »

Laura Estell

Jakieś dwie godziny później telefon dziennikarki zaczął niespokojnie wibrować w jej torebce, gdy doszła do niej nowa wiadomość. Jednak kobieta była zbyt zajęta i pochłonięta dobrą zabawą, by zwrócić na to uwagę lub choćby sprawdzić, czy były policjant już odpisał. Z restauracji Henry zabrał ją do klubu, gdzie przywitała ich dość głośna muzyka i kolorowo oświetlony parkiet. Może nie była królową balu, ale lubiła tańczyć i kiedyś nawet chodziła ze swoim chłopakiem na jakiś kurs, jednak wraz ze odejściem partnera straciła cały zapał i chęć do nauki.

Nie była pewna, jak długo im się zeszło, w końcu nogi zaczęły ją pobolewać, na dworze zrobiło się ciemno, a i pęcherz domagał się swoich praw. Laura chwyciła torebkę, zarzuciła na nogi buty, które już jakiś czas temu wylądowały pod ich stolikiem i kiedy Henry udał się do baru, szybko wymknęła się do toalety. Widząc ogromną kolejkę przeraziła się.
"Czas użyć tajnej, studenckiej broni" - pomyślała.
Zatoczyła się i wpadła na jakąś dziewczynę.
- Będę wymiotować... - wybełkotała jedną ręką trzymając się za usta a drugą za żołądek.
Jak za dotknięciem magicznej różdżki tłum rozpierzchł się gdzieś na boki, ktoś złapał Laurę za ramiona, siłą wprowadził do toalety i niemal wrzucił do zwolnionej kabiny zatrzaskując za nią drzwi.

Uśmiechnęła się, gdy kilka chwil później całe napięcie ją opuściło. Spuściła wodę i oczywiście poszła umyć ręce. Rzuciła torebkę na mokry blat, wypadła z niej szminka, identyfikator i komórka.
- Szlag by to - warknęła wyjmując telefon z 'kałuży' i wycierając o sukienkę.
"1 NOWA WIADOMOŚĆ" pokazywał wyświetlacz. Za czwartym razem Laurze udało się odblokować klawiaturę i nawet rozszyfrowała smsa od Vai'a.
- Cholera.
Wypadła z łazienki w locie łapiąc swoje rzeczy i wpychając do torebki. Henry właśnie wracał z baru, poczekała chwilę na niego.

- Bardzo mi przykro, ale ja już muszę wracać - wypaliła szybko, gdy prokurator stawiał na stoliku jakieś procentowe specjały. - Naprawdę wspaniale się z tobą bawię, dziękuję za cudownie spędzony czas...
- Coś się stało? - spytał przyglądając jej się uważnie.
- Problemy w domu, chyba Vai mnie potrzebuje
- westchnęła unikając wzroku mężczyzny.
- No tak.
Henry złapał marynarkę, szybkim ruchem wychylił zawartość małego kieliszka, która w kilka sekund znalazła się w jego żołądku i rozlała ciepłem po całym ciele. Otaczając kobietę ramieniem wyprowadził ją z klubu, otworzył drzwi do auta i już po chwili byli w drodze powrotnej.

Ciągle w uszach dudniła jej muzyka, a przed oczami miała małe czarne mroczki. Na dworze było już zupełnie ciemno i chłodno, Laura przykręciła okno, gdy tylko przeszedł ją dreszcz. Nie rozmawiali już, w kilka minut podjechali pod dom dziennikarki i po szybkim buziaku kobieta ulotniła się.
Wpadła przez drzwi, zamknęła je za sobą i szybko wparowała do pokoju gliny. Nie było go tam, więc sprawdziła basen. Na szczęście nie dostrzegła dryfujących zwłok i kamień spadł jej z serca. Ostatnie miejsce, gdzie mógł być, to oczywiście salon. Już w progu się o niego potknęła...

- James?! - zawołała i potrząsnęła nim.
Nie zareagował, był zalany w trupa... Laura jakimś cudem zaciągnęła go za ręce do jego pokoju i wrzuciła na łóżko. Walnęła się obok niego, nie miała już siły się podnieść.
Zastanawiała się, co takiego się wydarzyło, iż postanowił się upić. Przecież ostatnimi czasy pił znacznie mniej, a w porównaniu do tego, co było wcześniej - to praktycznie wcale.
Usłyszała, jak Ivan wchodzi do domu i chwilę po tym zasnęła.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: BlindKitty »

Ivan Dolvich

Nieźle zalany wpadł do domu. Rozejrzał się po nim, bo było jakoś podejrzanie cicho, jak na taką porę. I znalazł krew w salonie. Zaklął cicho i automatycznym od lat ruchem lekko przykucnął. Cicho sięgnął po butelkę, która była potłuczona. Zaklął i zakradł się do kuchni.
Był już trzeźwy. Poruszał się szybko, płynnymi, iście kocimi ruchami. Niczym doświadczony komandos z Afganistanu. Którym zresztą był, w końcu. Wrócił do salonu, uzbrojony w długi nóż do chleba. Na jeden cios, więcej nie wytrzyma. Ale jemu jeden cios wystarczy na kogoś tak nieprofesjonalnego, kto tyle zachlapał...
Po krwawym śladzie. Ledwie kilka kroków. Pokój Vai'a, otwarty.

Gwałtownie wpadł do środka, szukając wzrokiem wroga. Natychmiast jednak zorientował się w sytuacji. Plama krwi na łóżku była całkiem spora. A policjant bardzo, bardzo, bardzo blady. Ivan odłożył nóż, sprawdził puls obojgu. Oddychali na pewno, śmierdziało od nich alkoholem - a może tylko od Vai'a? Nieważne. Szybko owinął dłoń policjanta kawałkiem prześcieradła i uciskając ją przez poduszkę, żeby zredukować krwotok, zadzwonił po pogotowie. Gliniarz był tak nawalony, że Rosjanin wolał nie podejmować samodzielnie akcji przywracania go do świata żywych, bo stracił po drodze tyle krwi, że był już na krawędzi...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Epyon »

Muzea wymagają przygotowań. Nawet najbardziej doświadczeni złodzieje o tym wiedzą... Muzea wymagają przygotowań. Sieci alarmów, kamer wideo. Nie wspominając już o groźnych strażnikach. Ten złodziej porusza się bezszelestnie. Chociaż jego ciało wciąż wydaje dźwięki, których wolałby nie słyszeć. Pulsująca w żyłach krew, bicie serca, łomot w głowie... Prawdziwa orkiestra. Tak, muzea to nie byłka z masłem. Jednak nic nie jest możliwe do wykonania jeśli tylko wiesz, czego oczekiwać...

... Jak na przykład świeżo wypastowanej posadzki.

Dla złodzieja alarm oznacza nie strach, lecz ogromną ulgę. Teraz nie musi być już ostrożny, jedynie szybki. A szkła nie trzeba przecinać z zegarmistrzowską precyzją.

- "Wpadłem" - myśli. - "Szybka akcja i wypad."

Niestety, włączony alarm sprowadził pod muzeum policję. Ucieczka przestaje być sprawą łatwą.

-Gdzie jest?

-Chyba go widzę...

- "Czułem, że to tak się skończy... że mnie nakryją. Zbyt długo igrałem z losem. Nie mogę się tym przejmować. Poruszam się po dachach szybciej niż kiedykolwiek biegałem po ulicznym bruku. Policja jest daleko w dole i...

Mieszkańcy Gotham City są nadal wstrząśnięci wiadomością, że po włamaniu do muzeum im. J. Burnleya interwencja policji okazała się nieskuteczna. Przebiegły złodziej dalej grasuje... Więcej informacji o 23:15.

***

Karetki nie jeździły zbyt często do Oakvale. Mieszkali tutaj sami bogaci ludzie, którzy za pieniądze mogli kupić sobie prawie wieczne życie. Oczywiście nie w takim mieście jak Gotham, gdyż ci "porządni obywatele" ginęli zazwyczaj w opuszczonych magazynach tuż po porachunkach z mafijnymi handlarzami narkotyków. Tym razem skończyło się jednak tylko na opatrzeniu rany oraz przywróceniu przytomności Jamesowi Vai, który nie trafił na izbę wytrzeźwień tylko z obawy o pozostałych jej rezydentów.

Następnego dnia cała trójka mieszkańców willi obudziła sie grubo po południu. Vai i Laura z powodu ich kiepskiego stanu, a Ivan z chęci wyspania się na ostatni dzień przed powrotem do pracy. Jednak Szeryf jako pierwszy wyszedł przed dom, aby sprawdzić poranną prasę. Już z pierwszej strony dowiedział się, że szykują się kłopoty. Kolejne włamanie, tym razem muzeum, czyli można było zaobserwować tendencją zwyżkową.

"Vai powinien to obejrzeć."
Obrazek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: BlindKitty »

Ivan Dolvich

Zwinął gazetę i westchnął ciężko. Niedługo do roboty... Czas zacząć odzwyczajać się od nadmiarowego chlania, powiedział sobie przechodząc koło kuchni i spoglądając tęsknie na lodówkę. Zaniósł gazetę na górę i rzucił ją Vai'owi. Nie chciało mu się niczego tłumaczyć.
- Przeczytaj pierwszą stronę - rzucił tylko, po czym zszedł na dół. Uznał, że musi zrobić dwie rzeczy, mianowicie ogolić się i zjeść śniadanie.
To pierwsze zajęło mu nadspodziewanie dużo czasu, jako że był to pierwszy raz od prawie dwóch tygodni. Ale gdy wreszcie mu się udało, zjadł wielką porcję jajecznicy, po czym wyszedł z domu, rzucając:
- Wrócę późno, nie czekajcie.
Tym razem nie miał zamiaru pić. Tym razem trzymał ulotkę znalezioną ostatnio za szybą GAZa w czasie wypraw po zakupy na miasto. Ulotkę jakiegoś - ponoć ekskluzywnego - domu publicznego. Miał ochotę, a to nie był Afganistan, gdzie mógł sobie po prostu zgwałcić spotkaną kobietę i iść dalej. Tutaj za przyjemności się płaci.
Miał ochotę na malutką, szczuplutką rudą kurewkę. I wiedział, że na pewno taką znajdzie. To duże miasto...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Ouzaru

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Ouzaru »

Laura Estell

Ranek powitała w łóżku Jamesa, jak przez mgłę pamiętała swój powrót do domu, wizytę sanitariuszy i całe zajście w salonie. Lekki ból głowy przypominał Laurze o mile spędzonym wieczorze w towarzystwie prokuratora, ale nie była pewna, co ma o tym wszystkim sądzić.
"Ciekawe, czy się jeszcze odezwie?" - zastanawiała się.
Wstała i powlekła się do łazienki, Jamesa w pokoju już nie było.
"Pewnie leczy kaca w kuchni, współczuję" - przemknęło jej przez myśl.

Zimna woda przywróciła kobiecie trzeźwość umysłu na tyle, na ile była w stanie być teraz trzeźwą. Umyła się trochę, ale nie mogła rozpiąć tej cholernej sukienki. Spała w tak niewygodnej pozycji, że każdy ruch łopatek przechodził przez jej ciało falą nieprzyjemnego bólu i odrętwienia.
- Szlag by to... - mruknęła.
Wyszła z łazienki i niemal wpadła na Ivana.
- Ivan... - zaczęła, lecz ten najwyraźniej się spieszył.
- Wrócę późno, nie czekajcie - rzucił jedynie i wyszedł z domu.
- Uch?
Zdziwiła się lekko, ale przecież nikt go tutaj na siłę nie trzymał. Poszła do salonu, zapewne Vai tam właśnie teraz przesiadywał. I rzeczywiście. Siedział w fotelu wpatrując się w gazetę, a zimną puszkę z piwem przyciskał do czoła.

- James? - wyjątkowo zwróciła się do niego po imieniu.
Ukucnęła przy mężczyźnie i położyła dłoń na jego dłoni. Było dziennikarce trochę smutno i przykro.
- Co tu się wczoraj... dzisiaj w nocy wydarzyło? Co się stało? - spytała z troską w głosie spoglądając na zabandażowaną dłoń ex-policjanta. - I... Czy mógłbyś mi rozpiąć tę cholerną sukienkę?
Odwróciła się do niego plecami i odgarnęła włosy odsłaniając łopatki oraz kark.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Alucard »

VAI JAMES

Była taka piękna... zupełnie jak jego zona. Tylko, że w takim razie on posunął się w czasie, posiwiał i pożółkł, a ona nie. On juz nie był tym, kim był wczesniej. Ale ile na Boga można się użalać nad sobą. Splunął na podłoge i patrząc spode łba pewnym ruchem rozpiął sukienkę. Ukazały mu sie białe plecy. Odruchowo cofnął ręce jakby bał się, że przypadkiem muśnie szorstkimi łapami gładkiej skóry.
-Proszę...-Mruknął
-A co do ręki, nie przejmuj się. Kroiłem te... pomidory na kolacje-Walnął po czym poszedł wypic piwo.

Dobrze wiedziała, że nigdy nie gotował- zostawiali to jej. On i Ivan. Tym bardziej sie zdziwiła. Właściwie to była pewna, że sie schlał, tylko nie wiedziała dlaczego. Była pewna, że sie uspokoił. Że dał na luz.
Dotychczas było dobrze.Czemu teraz sie miało cos pochrzanić.

A Vai czyta gazete i pił browar. Palił papierosa za papierosem i przeklinał na czym świat stoi. Wyciągnął szybko broń z szafki i włożył za pas. postarał się jak najszybciej ja wyjąć dla próby- efekt to lekko zaczerwieniony bandaż i dwukrotnie wolniejsze dobycie gnata.
-Kurwa... jak nie pijany, to niepełnosprawny-warknął zły na samego siebie.

Jak najszybciej wybiegł z domu. Po drodze złapała go Laura.
-Vai. co się dzie...-Nie dał jej skończyć, Patrząc spode łba mruknął:
-Słuchaj. Ja nie jestem na terapii AA, ty nie jestes Caritas. Nie ta bajka-Machnął jej zaczerwienionym bandażem na dłoni na porzegnanie.
-Mam robote. Jak wróce to będę...


Gdy dojechał na miejsce to zastał standardowy bajzel... oczywiście policja zadbała, żeby wszystkie dowody były zatarte- partaczyli wszystko.
-Siema Grubas... Co mamy? Chce wiedzieć WSZYSTKO. Teraz...
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Ouzaru

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Ouzaru »

Laura Estell

Zdawkowe odpowiedzi Jamesa i jego nagła zmiana zdziwiły Laurę. Kiedy wypadł z domu niemal zatrzaskując jej drzwi przed nosem, jeszcze długo stała w przedpokoju gapiąc się głupio na klamkę. Jedną ręką przytrzymywała opadającą z ramion sukienkę, drugą gładziła się w zamyśleniu po policzku.
"Co się z tobą dzieje, Vai?" - zastanawiała się.
Zamknięte drzwi nie dały reporterce odpowiedzi, więc postanowiła poszukać tej gdzieś indziej. W pierwszej kolejności zerknęła na gazetę, którą on tak namiętnie czytał.

- James, może i się nadajesz na detektywa - uśmiechnęła się pod nosem czytając o kolejnym włamaniu - ale śladów za sobą zacierać nie umiesz.
Wiedziała już, gdzie go szukać, tylko czy on sobie życzył, by za nim pojechała? Westchnęła. Przecież nikogo tu nie trzymała na siłę, nie zmuszała też do jakiś reguł czy zasad. Zarówno Vai jak i Ivan mogli robić to, na co mieli ochotę. Może to był właśnie jej błąd? Może najwyższy czas, by wprowadziła jakieś zasady pod swoim dachem?
Tylko pół godziny zajęło jej wzięcie szybkiego prysznica i przebranie się, taksówka już na nią czekała.
- Najpierw do redakcji - poprosiła.
Taksówkarz widząc jej zaciętą minę nawet nie starał się nawiązać jakiejś rozmowy, auto ruszyło i po kilkunastu minutach Laura była już na miejscu.
- Proszę poczekać, pojedziemy zaraz tutaj - rzuciła zdawkowo i pokazała gazetę.

Czarne eleganckie spodnie, do tego marynarka od kompletu i jasna bluzka. Idąc w stronę windy stukała obcasami, a woda z mokrych, upiętych w kok włosów kapała jej na kark. W pierwszej chwili nikt w redakcji nie poznał panny Estell, ale ona miała ważniejsze sprawy na głowie.
- Chcę zamieścić ogłoszenie - stwierdziła, a młoda dziewczyna zrobiła jedynie wielkie oczy.

"Zatrudnię kierowcę-mechanika, doświadczenie i wiek nie grają roli, liczą się umiejętności. Zakwaterowanie i wyżywienie, wynagrodzenie tygodniowe. Oakvale. Proszę kontaktować się telefonicznie. Laura Estell, tel: ... "


Starszy taksówkarz był na pewno bardzo miły i sympatyczny, jednak ona nie miała czasu czekać, aż taksówka w końcu podjedzie. A na swoich współlokatorów nie mogła już więcej liczyć. W garażu stała mała, ale bardzo dobrze wyposażona limuzyna, brakowało jedynie szofera.
Nie minęło dużo czasu, jak także dojechała na miejsce włamania. Wśród tłumu i morza policjantów starała się wypatrzeć Vai'a.
- Proszę się odsunąć, nie ma tu nic...
- Laura Estell "Gotham Times", jestem z panem Jamesem Vai'em
- przerwała młodemu mundurowemu i bez pytania minęła go machając mu przed nosem identyfikatorem.
Zapewne gdzieś tutaj był jej znajomy fotograf, Paul, jednak musiała teraz znaleźć Jamesa. A kiedy to wszystko się skończy, poważnie sobie porozmawiają...
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Alucard »

-Jestem z Panem Vai'em-Usłyszał i natychmiast obrocił się. Jeszcze przed chwilą klęczał na jakims kawałkiem nitki, teraz gorączkowo się rozglądał...
Wkrótce ją zobaczył. Schylił się, zeby go nie zauważyła, ale uczynił to widocznie za późno.

-James!? James, poczekaj...-I już śmigała ku niemu niszcząc wszystko obcasem. Vai zaklał.
-Co tu robisz! Cicho, nie przerywaj... sluchaj, zawrzemy umowe-Coś się w nim gotowało. Podszedl do nich młody funkcjonariusz i zapytał, czy panią wyprowadzić.
-Spierdalaj Tom... GŁUCHY JESTEŚ!? Co do umowy- ja Ci nie zawracam gitary w robocie i chce tego samego od Ciebie. Nie przerywaj mi, kiedy do Ciebie mówie... Co Ci odwaliło?! Jesteś dziennikarką, powinnaś zrozumieć, że jeżeli to spartacze, to następnym razem ktoś moze zginać. A teraz weźcie ją stąd!

Dwóch policjantów chwyciło ją za barki i wyprowadziło poza zółta taśmę.
Po skończonych oględzinach James, wyraźnie zdenerwowany pdszedł do niej.

-Czego?
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Ouzaru

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Ouzaru »

Laura & Vai (kolejna opowieść z Narnii)

Nerwowo się przechadzała wzdłuż taśmy odgradzającej 'miejsce zbrodni' i złorzeczyła pod nosem na czym świat stoi. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Być tam to także jej praca! Kilka razy usiłowała się z kimś dogadać i przedostać na drugą stronę, jednak zawsze ktoś krzyknął, że Vai kazał ją stąd zabrać. Krew się w reporterce gotowała, a kiedy James w końcu do niej podszedł, była aż czerwona na twarzy ze złości.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! - wrzasnęła na niego. - Jak ty mnie traktujesz?!

Zdziwił sie na początku. A potem krew zawrzała i zaczęło się piekło
- KURWA! Ja sobie nie wyobrażam nic! Ja tu pracuję. Jeżeli przyszłaś mi zawracać dupę, to możesz od razu spadać. Nie rozumiesz, że jak tak dalej pójdzie, to nie będzie za co petów kupić... Zresztą KTO NORMALNY ładuje sie w obcasie na miejsce zbrodni... co ty... co ty... CO TY SOBIE KOBIETO WYOBRAŻASZ!

Zmrużyła oczy, zmarszczyła czoło i spokojnie wysłuchała jego wrzasków. Zapadła chwilowa cisza i dosłownie czuła spojrzenia wszystkich na sobie. Skrzyżowała ręce mierząc Vai'a stanowczym, zimnym spojrzeniem.
- Ja chociaż jakoś wyglądam - mruknęła. - Jestem reporterką a nie gliną. Zresztą... ty gliniarzem również nie jesteś - uśmiechnęła się złośliwie. - Przyszłam, bo także pracuję, więc z łaski swojej nie utrudniaj mi, dobrze?

Zagryzł wargi, aż po brodzie pociekł mu strumyczek krwi. Wygląda jak szaleniec. Zatrząsł się, po czym spokojnie odpowiedział.
- Proszę zabrać stąd tą panią
- Ale Vai... ona ma identyfi...
- BIERZ STĄD TĘ SUKĘ, BO Z ROBOTY WYPIERDOLĘ!


Chwilę potem dwóch gliniarzy za utrudnianie śledztwa ładowało reporterkę do radiowozu. Była wściekła, ale dziwnie spokojna i opanowana. Gdy już siedziała w środku, były glina spojrzał jej głęboko w oczy.
- Namyśl się... w przyszłości... jak coś będziesz mówić, namyśl się... a teraz won...
Nie odpowiedziała nic, drzwi do radiowozu zostały zatrzaśnięte i kobieta pojechała tłumaczyć się na posterunku policji.

Oczy mu plunęły. Był czerwony, jak w gorączce. Trząsł się, jakby miał febrę. Poszukał fajek po kieszeni, a gdy ich nie znalazł z krzykiem rozwalił latarkę leżącą na ziemi. Laura widziała tę jego furię i zastanawiała się, co takiego się wydarzyło, że aż tak się wkurzył. Był jak na samym początku ich znajomości. Niemiły, nieczuły, niewdzięczny, chamski i gburowaty. Co ona mu takiego zrobiła? Z całych sił starała się być zawsze dla niego życzliwa, ale on tego chyba nie dostrzegał.
Dłonią otarła spływającą łzę tak, by nie rozmazać sobie makijażu. Szczęście, że nie kazał jej zakuć w kajdanki!

- Cham... prostak... burak... - wymieniała pod nosem. - A żebyś tak z głodu padł. Ciekawe, kto ci obiad teraz ugotuje?
Zastanawiała się nad tym na głos i doszła do wniosku, że chyba najlepiej zrobi, jak przez kilka dni nie będzie się w domu pokazywać. Zawsze mogła pójść do hotelu lub zatrzymać się u Paula i być na bieżąco z całą sprawą. Do Henry'ego nie miała zamiaru się odzywać, on także za nią nie przepadał, a ich jednorazowy wypad zapewne nic dla niego nie znaczył.
Laura poczuła się dość... samotnie.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Epyon »

Gdy jesteś w niebezpieczeństwie, dopiero zaczynasz doceniać życie.

Aniołem nie był, ale strach naprawdę dodaje skrzydeł. Biegł po dachach ile sił w nogach, a kule latały wszędzie dookoła. Całe szczęscie niecelnie. Nie mógł czekać na to, aż kolejna okaże się zabójcza. Przyśpieszył i skoczył w górę, w ostatniej chwili łapiąc się schodów przeciwpożarowych. Chwilę potem był już na ziemi, by uciekać w stronę jednej ze znanych mu małych uliczek. Policja była już w tyle. Parę sekund po tym jak skręcił w ślepy zaułek, zwalił się całym ciężarem na tylne drzwi restauracji. Otarł ręką lejący się z niego strumieniami pot, drugą ręką odpychając zdziwionego kucharza.

Wybiegł na ulicę, a chwilę potem zobaczył błysk świateł z lewej strony i pisk opon.

Little 15
You help her forget
The world outside
You're not part of it yet
And if you could drive
You could drive her away
To a happier place
To a happier day
That exists in your mind
And in your smile
She could escape there
Just for a while
Little 15


- Chuja mamy! Zresztą to ja powinienem ci zadać to pytanie. Czym ty do kurwy nędzy się zajmujesz?! - krzyknął Grubas. - Zaczynasz poważnie partaczyć wszystko, czego się dotkniesz. - gwizdnął na jednego z policjantów, który zrelacjonował Vaiowi wszystko od momentu przyjechania policji aż do ucieczki złodzieja przez restaurację.

Jakiś czas potem na miejsce śledztwa przyjechała Laura, lecz nie była tam zbyt długo. Gliniarze wysadzili ją przed posterunkiem.
-Nie chce nam się spisywać raportów, więc uznajmy, że sprawy nie było. - powiedział jeden z nich. - Ale mam nadzieję, że podobna sytuacja się już nie zdarzy.
Dziennikarka spojrzała za odjeżdżającymi policjantami, a gdy zniknęli za zakrętem rozejrzała się dookoła.

Sama, w wielkim, ponurym mieście.

Nagle usłyszała dzwonek swojej komórki.

Little 15
Why take the smooth with the rough
When things run smooth
It's already more than enough
She knows your mind
Is not yet in league
With the rest of the world
And it's little intrigues
Do you understand
Do you know what she means
As time goes by
And when you've seen what she's seen
You will
Little 15


Henry wracał do domu, choć nie miał na to ochoty. Od morderstwa Lisy było tam tak... pusto. Skręcił właśnie w kolejną ulicę pełną samochodów i przechodniów. W ostaniej chwili zauważył, że jeden z nich wbiega na ulicę. Zahamował z piskiem opon. Człowiek zatrzymał się, wpatrując panicznie w samochód, który zatrzymał się tuż przed nim. Henry mógł zobaczyć go już dokładniej - mężczyzna około trzydziestki, wysportowany. Miał krótko przystrzyrzone ciemne włosy. Twarz zamalował na czarno, część farby była zmazana. Również tamten dokładnie zobaczył prawnika i sięgnął do kieszeni. Townshend nie zdążył zareagować - ostatnim dźwiękiem jaki słyszał był dźwięk wystrzału z pistoletu z tłumikiem i dźwięk tłuczonej szyby - potem zobaczył czerwień.

Głowa bolała go jeszcze bardziej niż po uderzeniu kijem bejsbolowym. Nie mógł otworzyć oczu. Na prawej skroni czuł coś mokrego i ciepłego. Spróbował do tego dosięgnąć, jednak ręce miał skrępowane.
- ... nim zrobimy? - dosłyszał końcówkę zdania.
- Pozbądź się go. Chyba właśnie się obudził. - odpowiedziała druga osoba, której głos wydał mu się dziwnie znajomy, lecz pozostał nierozpoznany.
Wolno wracały do niego wspomnienia. Tak - dostał kulką w głowę i tylko cud sprawił, że zamiast między oczy został zaledwie draśnięty. A potem zemdlał i znalazł się tutaj - no właśnie, gdzie?
Kroki pierwszego ze zbirów były coraz bliższe. Poczuł, że mężczyzna podwija mu lewy rękaw koszuli, a chwilę potem wbicie igły.
- Miło było poznać. - powiedział mężczyzna, wstrzykując Henry'emu narkotyk.

Znów zemdlał, a gdy się obudził pierwsze co poczuł to morski wiatr. Sekundę potem ktoś go popchnął wprost do wody.

Little 15
Why does she have to defend
Her feelings inside
Why pretend
She's not had a life
A life of near misses
Now all that she wants
Is 3 little wishes
She wants to see with your eyes
She wants to smile with your smile
She wants a nice surprise
Every once in a while
Little 15


-Pani Estell? Właśnie przeczytałem pani ogłoszenie w Internecie... - zaczął mężczyzna.
"W Internecie?" - zdziwiła się dziennikarka, lecz po chwili przypomniała sobie, że ogłoszenia z gazety lądują także na witrynie The Gotham Times.
-Nazywam się Patrick Maddock i myślę, że byłbym w stanie sprostać pani oczekiwaniom.
Obrazek
Ouzaru

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Ouzaru »

Laura Estell

"Parszywe lenie" - przemknęło jej przez myśl, gdy patrzyła za odjeżdżającym radiowozem.
Choć z drugiej strony to nawet dobrze. Rozejrzała się dookoła, choć kręciło się tu sporo ludzi, poczuła się dziwnie samotna. W NYC znała chociaż sklepikarzy na swojej ulicy, miała przyjaciół ze studiów i znajomych w pracy. A tu? Jej świat został nagle ograniczony do rozmiarów nieporównywalnie mniejszego Gotham... James, Ivan, Henry i Paul. Nie miała nawet koleżanki w tym zakichanym mieście! I choć starała sie jak mogła wszystkim dogodzić, być miłą i...

Dzwonek komórki przerwał jej użalanie się nad sobą. Lekko zdziwiona sięgnęła do torebki. Miała nadzieję, że to James dzwoni, by ją przeprosić lub chociaż wyjaśnić całą sytuację. Niestety, był to jakiś numer, którego nie znała.
- Tak?
- Pani Estell?
- Tak, słucham...
- Właśnie przeczytałem pani ogłoszenie w Internecie... Nazywam się Patrick Maddock i myślę, że byłbym w stanie sprostać pani oczekiwaniom.

- Wspaniale się składa - uśmiechnęła się lekko. Przełożyła telefon do drugiej ręki, by spojrzeć na godzinę. - Mógłby się pan ze mną jeszcze dzisiaj spotkać? Powiedzmy tak za dwie godziny pod redakcją The Gotham Times?

Nie rozmawiała długo, zaraz jednak zadzwoniła do Ivana. Trzymała połączenie bardzo długo, a gdy usłyszała nagranie automatycznej sekretarki, w pierwszej chwili chciała się rozłączyć. Wysłuchała jednak do końca i nagrała Ruskowi wiadomość.
- Ivan, tu Laura. Słuchaj, nie będzie mnie przez jakiś dłuższy czas w domu, wiesz... trochę się posprzeczałam z Jamesem i chcę, żeby wszystko miało szansę ucichnąć. I tak sobie beze mnie świetnie poradzicie, tylko jakbyś mógł, to wypuszczaj rano Mike'a do ogródka i pozwalaj mu na noc wrócić do domu. To tyle, nie spalcie mi chałupy. Pa.

Westchnęła cicho i przeszła się pod redakcję. Usiadła w kawiarence obok, zamówiła lemoniadę i ciastko. O wyznaczonej godzinie przeszła się pod wejście do The Gotham Times, by spotkać się z Patrickiem.
- Pani Estell? - usłyszała za sobą znajomy z telefonu głos.
Odwróciła się i zobaczyła mężczyznę mogącego mieć z trzydzieści lat, może trzydzieści dwa. Był wysportowany, przystojny, miał krótko obcięte ciemne włosy i coś urokliwego w uśmiechu, którym ją obdarzył.
- Panna - poprawiła go szybko. - Panna Estell. I proszę mi mówić po imieniu. Jestem Laura.
- Patrick
- odpowiedział i uścisnął jej dłoń.
- Praca tak jak w ogłoszeniu. Potrzebny mi szofer, który poradzi sobie z ewentualną naprawą auta, wymianą oleju, zatankowaniem czy założeniem nowych wycieraczek. Czy cokolwiek tam będzie potrzebne... Zakwaterowanie u mnie w domu, wyżywienie tak samo. Proszę podać swoją stawkę i jeśli jest pan gotów zacząć w przyszłym tygodniu lub wcześniej, jest pan przyjęty.
Mężczyzna się jej spodobał, miała nadzieję, że to będzie koniec tej parszywej samotności...
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: BlindKitty »

Ivan Dlovich

Ivan, opuściwszy przybytek, pokręcił ciężko głową. Spojrzał na telefon. Połączenie nieodebrane? I wiadomość na poczcie głosowej. Odsłuchał informację pozostawioną mu przez Laurę, zastanowił się chwilę i wykręcił jej numer. Miał nadzieję że ona, w przeciwieństwie do niego, odbierze telefon.
Kobieta czekała na odpowiedź mężczyzny, gdy jej komórka zaczęła wygrywać wesołą melodię i podskakiwać w torebce. Trochę się zmieszała, ale szybko sięgnęła po telefon. Widząc, iż dzwoni Ivan, przeprosiła na chwilę rozmówcę i odeszła dwa kroki.
- Tak? - zapytała odbierając połączenie.
- Cześć. Przepraszam że nie odebrałem, ale byłem... Zaangażowany w pewną działalność. Nie znam się na psach - jego głos brzmiał, jakby Rosjanin był bardzo, bardzo zmęczony - więc chciałem zapytać, czy mam go czymś karmić, albo coś? Bo rozumiem że nie masz zamiaru mi mówić co się stało.
- Niech Vai ci sam opowie, jak mnie nawyzywał od suk i innych takich - prychnęła do słuchawki. - Żarcie Mike'a stoi w lodówce na samym dole, to te puszki, do których ostatnio się James dobierał...
Zastanowiła się chwilę.
- Sucha karma stoi w dużym worku pod zlewem. Zadbaj, żeby miał zawsze w misce wodę, dobrze?
- Dobrze, załatwię to. Mam nadzieję że twojemu psu nic nie będzie... I jeszcze chciałem przeprosić, że dziś tak zwiałem. Spróbuję wziąć się w garść, bo ostatnio miałem trochę... Problemów ze sobą. Ale to cię pewnie nie interesuje. Gdzie będziesz? Na wypadek gdybyś była potrzebna, tak tylko pytam...
- Na wypadek gdybym była potrzebna, to nasz wspaniały pan detektyw powinien sobie poradzić ze znalezieniem jednej głupiej dziennikarki - lekko drżący głos Laury wskazywał na to, iż jest wściekła. - A jeśli masz jakieś problemy, to trzeba było powiedzieć, a nie chować się z tym. Ech... Jeśli mogę ci jakoś pomóc...?
- Nie wiem czy będzie chciał ze mną współpracować w tej kwesti. Ale na szczęście nie jest jedynym gliniarzem którego znam. A problem... Myślę, że dam sobie radę. Ale dzięki że chcesz mi pomóc. Postaram się zadbać o psa. Powiesz mi chociaż kiedy wrócisz?
- Najwcześniej, jak ten stary dziadyga z przerośniętym ego mnie przeprosi. Myślę, że sobie beze mnie świetnie dacie radę, tylko nie pozwól mu się kręcić po kuchni. I nie spalcie mi chałupy... - mruknęła. - Coś jeszcze?
- Jesteś pewna że chcesz czekać do emerytury? I to pewnie własnej? - spytał Ivan, przeczuwając, że zrozumienie swojego błędu, jakikolwiek by on dokładnie nie był, zajmie Jamesowi dużo czasu. - Postaramy się nic nie spalić. W ogóle chyba Vai'a będę na noc wyrzucał do ogródka. A kuchnię zamknę na klucz. Dobrze, już nie przeszkadzam. Trzymaj się, i nie gniewaj się na mnie...
- Na ciebie się nie gniewam - powiedziała łagodniej i w jej głosie dało się usłyszeć lekki uśmiech. - W ogródku to go najlepiej zakop - zażartowała i zaśmiała się cicho pod nosem. - Powodzenia.

Ivan więc wrócił i wypuścił psa, dosypał mu do miski żarcia i wymienił wodę, tak jak prosiła Laura. A potem poszedł popływać w basenie, ale przypomniał sobie że nie ma kąpielówek. Wyskoczył więc do sklepu, kupił pierwsze jakie znalazł i wrócił do basenu.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Freestyle Saga part 1] Detective Comics - Gotham

Post autor: Alucard »

James i Laura

Patrzył tępo w wyświetlacz telefonu i kręcił głową. Wszystko wręcz podręcznikowo się pierdoliło. Laura sobie poszła, robota nie szła... chwytała go najzwyczajniejsza kurwica. No nic. Póki co najwazniejsze śledztwo. Obelgi grubasa zniósł bez rewelacji- nie przejął sie nimi.
-Dobra dobra... mów co chcesz. Rano chcę mieć pełną dokumentacją zdarzenia. Przesłuchania świadków, przede wszystkim trase ucieczki. Ślady buta,DNA, ubiór- wszystko.
Gruby chciał coś tam jeszcze dodać, ale Vai spojrzał na niego zaczerwienionymi oczyma i powiedział:
-Nie teraz. Jutro dokumentacja- nie teraz.
-James.. czy ty...
-Nie gruby. Nie idę chlać. Chociaz mam na to nieludzka ochotę. Mam wazniejsze sprawy. Dużo ważniejsze.
Dopiero teraz uświadomił sobie, co chcia zrobić. Kiedy odszedl kawałek zaczął myśleć o tym, co go dotykało ostatnich dni. Najpierw to skaleczenie... nie, skaleczenie było potem. Wczesniej ta awantura. Za dużo słów, za dużo alkoholu. Zapalił peta i pozwolił uspokoić się myślom goniącym po głowie
"Czego ja w ogóle chcę... czemu akurat ta kobieta. Jest dużo młodsza, nie jest nawet tak ładna jak połowa dziwek, z którymi spałem... A jednak nie moge sie skupić kiedy... Kurwa, robię się sentymentalny"- wściekły sam na siebie szedł ulicami Gotham.
Bawił sie starym telefonem. Wciskał wszystkie guziki bez ładu podrzucając czasami aparat.
"A chuj. Co mi tam"-Warknął tak głośno, że jakiś ćpun spojrzał na niego leniwie. Vai wybrał numer i głuchy sygnał odezwał się w aparacie.
"Po prostu martwię sie, czy nic jej nie ma"- tłumaczył się przed samym sobą
Siedziała na łóżku i przerzucała kanały w małym telewizorku. Hotel, w którym się zatrzymała, należał do tych tanich, ale jeszcze czystych. Obok na szafeczce stała siatka z zakupami - mydło, pasta do zębów, szampon, szczoteczka, gąbka, żel pod prysznic, jakieś ubranie na zmianę. Nie wracała do domu po swoje rzeczy, po prostu kupiła to, co niezbędne do przetrwania w dziczy. Kiedy telefon zadzwonił, aż podskoczyła wystraszona. Spojrzała na wyświetlacz i mało nie upuściła komórki.
- Vai? - zapytała, odbierając.
Odebrała. No i co teraz?
-Vai?
-Mhm... gdzie jesteś-Wycharczał. Pierdolone pety. Przez nie głos nie robi sie seksowny... jest on zwyczajnie stary. Człowiek rzęzi jak stara maszyna. Odkaszlał oddalając aparat od ust.
-Gdzie jesteś. Wszystko OK. Posłuchaj... ja... w sumie to chciałbym...
"Kurwa, jakie to głupie. Tak beznadziejnie szczeniacke. Weź sie za siebie chłopie"
-Powiedz mi gdzie jesteś-Powiedział pewniej-Chciałbym pogadać
Czekał co na to powie. Ściskal w spoconej rece aparat.
"Odpowiedz cos do jasnej cholery"
- Czy ty się dobrze czujesz? - spytała, swoim typowym, lekko zaniepokojonym tonem głosu. I nie było sarkazmu czy ironii w tym pytaniu. - Jestem w hotelu. Pogadać... hmm... o czym?
W sumie nie miała ochoty się z nim widzieć, ale co tam. Mogła to dla niego zrobić, widać mu zależało, skoro zadzwonił. Może chciał przeprosić, pomyślała i mało nie parsknęła śmiechem. Głupie pomysły. Pewnie chciał jej jeszcze nawrzucać komplementów za utrudnianie pracy i śledztwa. Westchnęła.
- Mam gdzieś podjechać?
Odezwała się. Znaczy, że jeszcze nie trafił na liste ludzi, z którymi za wszelką cenę nie cce się widzieć.
-Nie. Lepiej podaj mi adres. Podskoczę... Będę w przeciągu kilku minut.
"Pieknie, tylko jak tu ja przeprosić... Ludzie zwykle jakies czekoladki czy cos kupują... szlag, co za kanał"
No, ale sam sobie piwa nawarzył.
- Eee... Cholera, nie pamiętam nazwy - zamyśliła się. - Obok jest taki duży park, a z okna widać różowy neon z pingwinem.
- Chyba flamingiem?
- Możliwe, jeden pies. Kilka minut? Damn, daj mi się chociaż ubrać, dopiero z wanny wyszłam i w szlafroku jestem!
To mówiąc zrzuciła ręcznik z mokrych włosów i zaczęła je pospiesznie przeczesywać palcami i roztrzepywać. Wzrokiem już szukała swoich ciuchów.
-Zaraz będę- Vai wyłączył aparat nim Laura zdążyła powiedziec ostatnie kilka słów. Nie minęło pieć minut jak stał przed kolesiem z hotelu.
-Mówiłem juz panu... nie mogę...
-Kurwa... tu policja. Mamy podejrzenie, że znajduje się tu przestepca. Jeżeli zaraz pan nie powie, gdzie zameldowała się niejaka Laura, to będzie nmiał pan kłopoty...
-Dobra dobra. Jedyna Laura nmieszka w pokoju 25...
-Ok-Krzyknął przez ramię biegnąc po schodach. Chwilkę potempukanie do drzwi zaskoczyło dziewczynę. James stał miętosząc dwa dziwne fioletowawe kwiatki zly na siebie, że trzyma w dłoni to co trzyma. Tandeta. Pukanie powtórzyło się.
- Szlag... - syknęła pod nosem i zaniechała zapinania stanika.
Rzuciła go w kąt pokoju i szybko narzuciła na siebie bluzę. Zapięła pod samą szyję, zerknęła do lusterka i cmokając z niezadowoleniem ruszyła w stronę drzwi. Potknęła się o swoje buty i wywaliła.
- Szlag! - Warknęła głośniej i szarpnięciem otworzyła drzwi.
Spodziewała się wszystkiego, włącznie z granatem, ale kwiatki ją zaskoczyły. Przez chwilę gapiła się głupio w ex-policjanta.
-Patrzył na nią i nie mógł slowa wydusić. Przewidział wszystko- Że sie wścieknie, że rzuci w niego czymś, że nawet, kurwa, walnie w niego krzesłem. Ale nie przewidział, że tak nie pozamiata. Stała taka... taka... nie mógł sie odezwać. Wyprostowana sylwetka z tymi jej pięknymi duzymi oczami. Machinalnie wyciągnął rękę z mocno sfatygowanymi kwiatkami i odpar.
-Masz.
Stali tak i wpatrywali sie zdziwieni w siebie.
-Mogę wejść?-przełamał się w końcu James-Chciałem Cie przeprosić za to...- co tu powiedzieć?- Za to że taki był ze mnie kutas...
"No. Jesteś genialny. Kurwa, przejaw intelektu..."-Opieprzył się sam w myślach
-Jeszcze raz, wybacz.
Jeszcze bardziej się zdziwiła. Tego się nie spodziewała! I co ciekawe, nawet nie czuła alkoholu od Vai'a, więc pomysł, iż się po prostu schlał, niestety odpadł od razu.
- Jasne, wejdź. Tylko uważaj pod nogi, bo trochę... nabałaganiłam...
To mówiąc wpuściła go do pokoju i spojrzała na kwiatki. Nawet nie wiedziała, co to za gatunek, ale były ładne. I bardzo przyjemnie pachniały.
- Dziękuję, a o tamtym... eee... zapomnijmy, co? - zaproponowała.
-Wszedł powoli. Mijając ja poczuł od niej zapach szamponu o zapachu wiśni pomieszanego z wonią ciepłego ciała.
-Alice-Szepnął. Chwile potem jednak się otrząsnął.
-Zapomnieć... tak, jasne. Dzięki, że dałas mi wyjaśnić. Czułbym się fatalnie, gdyby przeze mnie...-I znowu. Znowu brakowao mu słów.-Gdyby przeze mnie cos się skończyło.
Chyba kiepsko to ujął. A może trafnie. Wpatrywał sie w jej twarz i było mu najzwyczajniej w świecie dobrze. Ta twarz przesłoniła mu oblicze pierwszej żony. Ta, o której myślał co noc, nagle zniknęła. Dlaczego? Nie wiedział. Czuł się w każdym razie wolny. Jakby pozbawiony wielkiego ciężaru. Stał przed nią wyprostowany i wpatrywal się intensywnie we wszystkie rysy jej twarzy. W te duże oczy, wąskie usta, w mały lekko zadziorny nos, w te mokre włosy. Czuł się dobrze...
Poczuła się zakłopotana. Jakieś luźne spodnie, bluza i włosy kapiące jej na ciuchy, a on się tak w nią wpatrywał. Usiadła na brzegu łóżka, miętoląc w dłoniach kwiatki i spojrzała się niepewnie na Jamesa.
- Wiesz, ja... nie umiem się długo gniewać, właściwie to nawet chyba nie umiem. Zapomnijmy o całej sprawie, bo za bardzo cię lubię, żeby... no wiesz...
Gwałtownie wstała i sięgnęła do siatki z zakupami, miała nosa, kupując wino.
- Reflektuje pan? - zapytała, uśmiechając się czarująco.
-Oczywiście. Ale tylko symbolicznie-Uśmiechając się z lekka zadziornie. Tak naprawdę czuł się leko nieswojo. Pierwszy raz stracił naprawde pewność siebie. Przypomniał sobie od razu tamta akcję, tego kolesia w budynku, ten moment kiedy rzucił się ryzykując życie. Teraz, przez tą kobietę, nie mógłby tego zrobic po raz drugi. Czuł, że całym sobą powinien żyć. Biorąc do reki kieliszek wzniósł toast.
-Za przyjaźń-zakłopotania próbował ukryć za lekkim uśmiechem. Nic z tego. Zauważyła.
Szybko wychylił kieliszek i spojrzał, jak ona delikatnie unosi go do ust.
"Żegnaj Alice. Towarzyszyłaś mi przez całe życie. Czas chyba, żebym zstawił sie w spokoju."
Zadrżał lekko. Więc to tak. Coś się kończy, coś się zaczyna.
"Take this sinking boat and point it home
We've still got time"--zanucił w myślach
- Wszystko ok? - zapytała. - Ech, ja też przepraszam, zachowałam się jak gówniara. Mam nadzieję, że już się nie złościsz... Cholera, ja... Ech...
Laura także nie potrafiła dobrać słów, co jakiś czas zerkała do kieliszka i zastanawiała się, czy się dziś nie upić. To chyba był dobry pomysł. Szybko dopiła i nalała sobie jeszcze.
- Tobie też? - zapytała.
-Oczywiście- Czuł się jak dzieciak na pierwszej ranndce- Jasne, jeżeli możesz.
Chwile potem butelka była osuszona. Vai który pil od zawsze czuł jedynie lekkiego flowa, jednakże Laura wydawała się lekko senna.
-Czas a sen, księżniczko-Powiedział i wziął ją na ręce. Powoli, delikatnie ułozył ja na łóżku. Nie oponowała. Poprawiając jej poduszkę przypadkowo zblizył swoją twarz do jej. Patrzył na nia przez chwilę, ona odwzajemniała jego spojrzenie. Nie czekał na jej reakcję. Nachylił sie jeszcze mocniej i delikatnie pocałowal jej usta.
Spal z wieloma. Teraz jednak czuł, że to co innego. Teraz naprawdę mu zależało.
podniósł twarz
-Będę spadał Księżniczko...-powiedział cicho
Złapała go za rękę i uśmiechnęła się. Nie mogła skupić rozbieganego spojrzenia na jego oczach, więc je zamknęła. Świat pod powiekami zawirował.
- Nie idź jeszcze - poprosiła.
Przesunęła się na bok, by mu zrobić trochę miejsca i niewiele brakowało, a zleciałaby z łóżka. Ziewnęła i nadal trzymając rękę mężczyzny, pociągnęła go do siebie. Może i był starym gliną, ale miała szczerą ochotę się do niego przytulić i zasnąć u jego boku.
- Zostań.
Zdjął koszulę i w spodniach połozył sie koło niej. Była lekko wstawiona.
Objał ja ramieniem i przytulił mocno do siebie. Chciał zasnąć wtulony w jej włosy, wdychając zapach jej ciała. Delikatnie pocałował ją w kark. Wreszcie poczuł spokój...po tylu latach. Chciał tak leżec i zapomniec o całym świecie
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Zablokowany