[DnD] Namiastka zla

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Soulfein
Stópkowy Tawerniak
Stópkowy Tawerniak
Posty: 138
Rejestracja: środa, 10 listopada 2004, 10:30
Numer GG: 2863670
Lokalizacja: Podmrok
Kontakt:

Post autor: Soulfein »

Krople deszczu ochoczo skapywaly na Was lekko, potem jednak coraz mocniej i bardziej gesto. Chwile pozniej widocznosci byla mocno ograniczona.

Gdy na dole sytuacja wydawala sie byc jasna, na dachu ciagle toczyl sie boj. Dwoch zdesperowanych lucznikow, z zerowym pojeciem o walce w zwarciu rzucilo sie na Kurai mimo deszczu i ograniczonej do minimum widocznosci. Zdawalo sie slychac tylko ich oddechy. Niepewne kroki, cisza, swist. Po chwili jeden z napastnikow zacharczal przeciagle. Cos trafilo go w lopatke, zlapal sie za ramie i owalil sie do tylu. Chwile potem bylo slychac drugi swist i kolejne jekniecie. Drugi lucznik spojrzal na prawa noge. Sztylet nie tkwil gleboko, zaciskajac zeby wyjal go i odrzucil na bok. Dzierzac nadal krotki miecz w dloni ruszyl na sylwetke, ktora malowala sie kilka krokow przed nim. Wykonujac dwa niepewne kroki do przodu przystal na chwile, aby sekunde potem opasc na kolana. Elfka mimo slabej widocznosci wiedziala jak wykorzystac ta okazje. Uderzyla otwarta dlonia prosto w jego grdyke. Mezczyzna charknal przerazliwie wypluwajac z ust potok krwi. Walka byla skonczona.

***

-Umkneli nam, cholera! - krzyczal Ashar niedlugo po calym zajsciu w bezpiecznej skytce, umykajac przeznaczeniu, ktore niechybnie by go spotkalo.
-Niedenerwuj sie, wszystko powszlo prawie jak nalezy - uspokajal go ciezki, jeszcze zdyszany glos - dopadniemy ich predzej czy pozniej. - dodal po chwili.
-Wszystko? Wszystko?! - zasyczal Ashar uderzajac reka w stolik. -Nic nie poszlo jak nalezy, slyszysz? NIC! Mielismy zalatwic ich wszystkich razem, ich i ta przekleta wiedzme z przeleczy. - ciagnal dalej drzacym glosem. -Khaila tez ma umrzec! Ponoc opuscila swa kryjowke. Zaczniemy od niej, czeka nas wycieczka do Riatavinu!.

Slyszac to mag wyszedl z malego pokoju, nic nie mowiac. Gotowal sie na bitwe, wiedzial co mial robic, nie musial sluchac krzykow, kierowanych w jego strone.

***

Gdy krew splywala spokojnie uliczka w dol, a ciala wszystkich przeciwnikow znalazly sie na ziemi, Kurai zeszla na powoli na dol. Ogarnela wzrokiem reszte kompanow. Lancuchy Gregorego wyrywaly sie wlasnie z plecow dwoch ofiar, ktorym walka z takim przeciwnikiem najwyrazniej przestala odpowiadac i wybrali droge ucieczki - zla droge.

Wszyscy zbroczeni krwia. Wszyscy zamysleni, jakby czas na chwile ustal, a nastala chwila przemyslen. Co sie dokladnie stalo, jak i dlaczego? Puste ulice Athkatli wydawaly sie teraz takie spokojne, jakby byly wolne od tego typu zajsc, incydentow. Czas bylo dzialac, wyniesc sie z tego piekielnego miasta, gdzie wszystko ma oczy i uszy.

**************************************

Fajna, 'przesuwajaca sie' mapa Faerunu [http://www.dragoart.info/faerun]. Moze sie wam przydac, jezeli bedzicie gdzies podrozowac, a nie wiecie dokladnie jaka jest lokacja danego miasta/miesjca. @Mekow - fakt sesja idzie szybko, co powinno mnie i reszte bardziej cieszyc niz smucic, a o Twojej postaci pamietamy ^^. Doszly jedynie wymagania, zagladaj tu czesto i jeszcze czesciej pisz :P (i dluzej).[/b]
...
scorez
Kok
Kok
Posty: 1183
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
Numer GG: 3374868
Lokalizacja: otchłań

Post autor: scorez »

Parsival Gaveriell Galadium

Kroczył ulicą mając koło stóp kroczącego dumnie kota. Czar wykrycie magii był w tej sytuacji bardzo przydatny... szybko zlokalizował maga i raz po razie rzucał w stronę jego pokoju kulę ognia i strzałę melfa. Nagle puścił tam kolejną kulę ognia i oczekiwał krzyku. Puścił na siebie ochronę przed ogniem i magią po czym weszedł do środka.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
Soulfein
Stópkowy Tawerniak
Stópkowy Tawerniak
Posty: 138
Rejestracja: środa, 10 listopada 2004, 10:30
Numer GG: 2863670
Lokalizacja: Podmrok
Kontakt:

Post autor: Soulfein »

@Persival.
Czar wykrycie wskazal Ci miejce, gdzie mag zostawil swoja spalona po potycznce w karczmie szate, lecz nie samego maga. Zostawil ja tutaj umyslnie, nie miala juz bowiem zadnych wlasciwosci. Z tego miejsca, ktore stalo w plomieniach za twoja sprawa uciekl Wasz przesladowca, Ashra, w akompaniamencie maga, poprzez drzwi wymiarow. Wiedzieli, ze wiekszych szans wygranej w tych okolicznosciach nie ma. Oboje byli teraz nieosiagalni.

Jest po wszystkim! :P
...
Nekonushi
Bombardier
Bombardier
Posty: 890
Rejestracja: piątek, 22 września 2006, 10:04
Numer GG: 10332376
Skype: p.kot.l.
Lokalizacja: W-wa
Kontakt:

Post autor: Nekonushi »

Jest po wszystkim - to znaczy że koniec sesji ?
Obrazek
Obrazek
Czerwona Orientalna Prawica
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai Kurenai

Dwóch martwych łuczników satysfakcjonowało ją nad wyraz. Uśmiechnęła się do ucha do ucha - w końcu sobie poradziła w tak trudnych warunkach! Serce ciągle waliło jej w piersi jak oszalałe, krew z głośnym dudnieniem krążyła w żyłach. Dumą ją rozpierała, gdy ostrożnie odnajdywała i zabierała swe noże, nie chciała przecież sama się nimi skaleczyć. Wytarła je dokładnie o ubrania martwych mężczyzn, podniosła mały tobołek należący do Aquide, który najwidoczniej upadł jej w czasie walki i poprawiła na plecach swój sporej wielkości plecak. Poszperała łucznikom przy sakiewkach, nie wiedziała, ile może być w nich monet, ale to się później sprawdzi. Szybkim, wprawnym ruchem odcięła rzemienie i zabrała woreczki. Błyskawicznie przeszukała martwe i powoli stygnące na deszczu ciała napastników. Jeśli mieli jakiekolwiek ozdoby lub cenne przedmioty... cóż wdowy tego po nich już nie dostaną. Wątpiła, by posiadali cokolwiek mogącego naprowadzić ją na tego zdradzieckiego maga, ale każdy świstek papieru i każda dziwna rzecz mogła liczyć na ciepłe i bezpieczne schronienie w jej kieszeni.
Gdy tak nad tym rozmyślała, przypomniała sobie o mapie. Wsunęła rękę do wewnętrznej (po odwróceniu kamizelki) kieszeni i natrafiła na lekko zwinięty kawałek pergaminu. Nie zgubiła mapy, tylko pogniotła. Cóż, nie można pamiętać o takich błahostkach cały czas!
Podeszła do krawędzi dachu i zeskoczyła lekko na dół lądując na mokrym bruku. W momencie, gdy jej stopy dotknęły podłoża i lekko ukucnęła amortyzując swój skok, poczuła dziwny, rozrywający ból w okolicy brzucha. Jakby mięśnie się rozrywały. Zachwiała się zaskoczona i upadła zgięta lecąc prosto na twarz. Uderzyła dość mocno głową w bruk i mocząc się przetoczyła na plecy. Obie dłonie trzymała na brzuchu, czuła pod nimi ciepłą, mokrą i lekko lepką substancję. Czuła zapach swej krwi.
- Lu'oh... ? - jęknęła i zadrżała na ciele.
Jeszcze nigdy nie była ranna, nawet nie wiedziała, kiedy to się stało. Może z powodu adrenaliny krążącej w jej żyłach i strachu nie poczuła, gdy któryś z nich ją trafił? Odsłoniła rozdartą bluzkę i powoli obadała palcami rozcięcie na swym ciele.
Nie zdawało się być bardzo poważne i głębokie, jednak dokuczało bólem i w dziwny sposób przerażało ją. Jak ona się teraz pokaże Aquide? Jak tylko Drow odkryje, że dała się zranić, gotów jeszcze się na nią mocno wkurzyć! A ona nie chciała, by się złościł... Poza tym, jak 'córka' Jarlaxle mogła zostać ranna w pojedynku z dwoma ludzkimi łucznikami, którzy pewnie na dobrą sprawę nawet nie wiedzieli, jak swych mieczy używać? Mogła winę zwalić na 'ojca', który większość czasu spędził na uczeniu jej dyplomacji i języków, niźli walki...
Westchnęła ciężko i bardzo ostrożnie wstała. Cięcie szło po skosie, jakby od pępka i później łukiem nachodziło na żebra z lewej strony. Dotykając ich syknęła z bólu i zaklęła pod nosem we wszystkich znanych językach. Zapięła kamizelkę, żeby zasłonić tę ranę i liczyła na to, że deszcz skutecznie spłucze z niej ślady krwi. Musiała jakoś się później opatrzeć i wyleczyć, mogła Aquide okłamać, że krew należy do łuczników. Jednak mógł przez przypadek zobaczyć, że Kurai nie jest w stanie poruszać się tak samo dobrze, jak wcześniej i nabrać podejrzeń. Wyprostowała się więc mrużąc oczy z bólu i rozejrzała się za towarzyszem.
Deszcz padał tak rzewnie, że nie widziała dokładnie nic, co stało od niej dalej niż pół metra. Czerwone, przyzwyczajone do wiecznego mroku oczy zabłysły i po chwili Kurai dostrzegła majaczące w oddali sylwetki. Z łatwością rozpoznała największą z nich, Aquide stał z boku i chyba wycierał miecze...
Zebrała się w sobie i pilnując, by nic nie zgubić i się nie potknąć, ruszyła w tamtą stronę. Uliczka była dla niej bezkształtna, miała taką samą temperaturę, co reszta miasta. Nie widziała więc kałuż i wystających kostek brukowych. Nim dotarła do Aquide była całkowicie przemoczona, brudna (nawet na twarzy) i poobtłukiwana. Stanęła przy nim bez słowa, bała się, że drżący głos może ją zdradzić, że coś poszło nie tak...

Jest po wszystkim, to znaczy że walka się skończyła... -__-'
scorez
Kok
Kok
Posty: 1183
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
Numer GG: 3374868
Lokalizacja: otchłań

Post autor: scorez »

Parsival Gavreiell Galadium

Podrzedł i podniósł popaloną szatę maga. Uciekł, tchórz. Aghrrr. *"Powąchaj ten zapach Alucard, nie pozwolimy by nasz wróg panoszył się jeszcze po tym świecie."* Podniósł szatę i poszedł pomiędzy towarzyszy. Rzucił im pod ngi szaty maga. Uciekł mi. Skwitował. Wysunął delikatnie rękę przed siebie i klepnął powietrze. Pokazał się na nim eteryczny stół kartograficzny całego faerunu. Przeszedł do przodu przebijając eteryczną mapę. Chodźcie! Krzyknął. Potrzebuję pomocy magów! Zasięg jego czarów nie jest więkrzy niż tyle aby dotrzeć dalej niż do Gór Snowlake lub Wrót Baldura. Pozostaje mi tu kilka miast. Przesunął palcem po mapie. Mogę spróbować go postrzegać ale to może być niebezpieczne. Rozejżał się po zebranych. Pewnie będzie chciał uciec w głąb kontynętu... wtedy mógłby tylko przez szlak handlowy Riatavinu, a z tamtąd mogą uciec na dowolne miejsce w kontynęcie. Osobiście uwarzam że powinniśmy ich ścigać... w końcu próbowali nas zabić. Ścigamy ich? Zapytał się zebranych. Rozejżał się po nich milcząc. Czekał na ich zdanie.

Sesja na pewno się nie skończyła. Za krótka.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
Hikari
Majtek
Majtek
Posty: 133
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 15:42
Lokalizacja: Glenshee, Scotland
Kontakt:

Post autor: Hikari »

Aquide Natiath

Aquide otrząsając się ze stanu, w którym znalazł się chwile temu, spojrzał po sobie. Ręce i ostrza miał zbroczone krwią, tak samo jak tors i spodnie.
Otarł ręką twarz rozmazując szkarłatne kropelki i podparł się mieczem o ziemię. Deszcz nadal leciał z nieba zmywając plugastwo znajdujące się na Drowie. Woda otoczyła jego ciało mglista poświatą. Spojrzał w niebo wtórnie przecierając twarz przegubem.
Był lekko oszołomiony i zgubił w pełni kontakt z otaczającym go światem.
Czy to chęć mordu i przelewu krwi, która w nim zadudniła przed walką, wprowadziła go teraz w ogłuszenie? Czy walka się już skończyła?
*Vel'bol`s ho'tuc ulu uns'aa...? Vel'bol sha'nalt fridj nin? Xsa...* - pojawiało się w jego głowie.
Kolejne krople pomogły mu odzyskać trzeźwość umysłu. Złapał się za głowę, potrząsnął nią mocno i nagle się obudził.
- Kurai ! - zawył wściekle rozglądając się chaotycznie po polu bitwy.
Dostrzegł ją, szła powoli w jego kierunku cała przemoknięta i i brudna od błota.
Odetchnął z ulgą widząc że nic jej nie jest. Trwało to dłużej niż się spodziewał. Nie wiedział co się stało.
Nekromanta z demonicznym uśmiechem właśnie kończył dobijać dwóch złodziei. Drow lekko uniósł brew.
*Gaer zhahen huela d' mina...Gumash ol tlu nindel draa d' mina ssuth uns'aa? Gi al... tough ap'zen.* - pomyślał i splunął na ziemie.
Począł wycierać miecze o siebie na wzajem. Wszakże padał obfity deszcz więc nie było sensu czyścić ich o materiał.
Gdy Drowka doszła do niego, uśmiechnął się szeroko.
- Ph' dos tenu Kurai ? - rzucił niepewnie. Niepewność nie była czymś co znał. Aczkolwiek miał złe przeczucia. Pół-Drowka była zmęczona bardziej niż zwykle.
Czyżby ucierpiała w walce? Coś było nie tak...Znał jej zachowanie aż za dobrze.



Parsival, czemu walisz na ślepo czarami skoro ich już tam dawno nie ma? Kurde mam prośbę, czytajcie uważniej posty MG i nie tylko jego bo inaczej wychodzą niepotrzebne pierdoły:) Rzekłem xP
Obrazek

Zapraszam w progi Bram Snów
Obrazek
Soulfein
Stópkowy Tawerniak
Stópkowy Tawerniak
Posty: 138
Rejestracja: środa, 10 listopada 2004, 10:30
Numer GG: 2863670
Lokalizacja: Podmrok
Kontakt:

Post autor: Soulfein »

Dzien mial sie ku koncowi, pierwsze starcie zostalo za Wami. Zmeczeni, ale zadowoleni z efektu, poza Persivalem, ktory mial chrapke na maga. Najelpszym rozwiazaniem byloby przespac noc i przemyslec dalsze ruchy. Riatavin, w ktorym zamieszkiwala rzekoma Khaila. Nikomu z Was nic niemowilo te imie. Jedno bylo wiadome, narazila sie czyms cechowi zlodziei, a szczegolnie Asharowi i jego gildii. Mimo, ze ich wplywy siegaja samego Calimshanu, w Riatavin najwyrazniej znalazla schronienie. Targowo nie bylo bezpieczne na tyle, zeby zostac tam dluzej.

***

Staliscie jeszcze przez moment spogladajac po sobie. Z daleka slychac bylo uderzenia kopyt, lomoczacych o bruk. Na wierzchowcu siedzial mlody, lekko przestraszony na widok drowow i nadwyraz niemilo wygladajacych, brudnych i okopconych na twarzy nekromantow. Niepewnie pociagnal uzde, myslac jeszcze o zabraniu swoich czterech liter spowrotem. Kon postapil jeszcze dwa kroki po czym zamarl w bezruchu. Parskniecie i chwila ciszy. Przerazenie bijace z jego oczu nawet niekazalo Wam wyciagac broni w jego kierunku mimo zajscia, ktore mialo miejsce przed chwila.

Mlody mezczyzna zeskoczyl z konia gracja cyrkowca, lecz gdy szedl w Waszym kierunku zaczepil noga o kostke wystajacego bruku upadajac twarza w maz blotna, ktora zebrala sie pod Waszymi nogami. Podniosl sie niezgrabnie otrzepujac plaszcz z blota. Wysunal reke w strone Kurai, przed ktora w owej chwili czul najmiejszy strach, z powodu grymasu bolu, ktory wyrysowal sie jej na tarzy w chili, kiedy Aquide nie patrzyl stojac do niej plecami.

-Witajcie. Nazywam sie Giveh Ardell, poslaniec. Mam tu wiadomosc od Khaili z Riatiavinu. - wystawil prawa noge przed siebie wychylajac cale cialo tak, aby dlugosc jego reki starczyla dosiegnac odleglosci, w ktorej Kurai mogla by odebrac list. Oddajac list, odwrocil sie bez slowa w strone konia, ktory zdarzyl odstapic na kilka stop. Wykonal dwa wieksze susy i zaraz byl przy wierzchowcu. Wsiadl na niego z mniejsza gracja, niz zeskakiwal, bo zajelo mu to wiecej czasu niz krasnoludowi wsiadajacemu na konia bez niczyjej pomocy.

Kurai zerwala pieczec listu, wokol niej zebrala sie reszta, zeby zobaczyc jego tresc:

Witajcie nieznajomi. Moje imie jest Wam pewnie obce. Was samych obserwuje od pewnego czasu i jak Wam zapewne wiadomo, nie tylko ja. Nasz wspolny wrog i nieprzyjaciel Ashar, przywodca cechu zlodziei chce dopasc mnie, a z tego co mi wiadomo, chcial dopasc i Was. Napisalam ten list wczesniej, zeby Was ostrzec, ze jestescie celem Ashara, wiec nie wchodzcie z nim w zadne uklady. Wybralam najlepszego poslanca z calego Riatavin, mam nadzieje, ze zdarzy przekazac Wam moja wiadomosc i ze byc moze uratuje wam skory. Jezeli jednak czytacie ten list, znaczyc to moze tylko to, ze zyjecie, z czego jestem rada. Z checia opowiedzialabym o artefakcie, porzadanym przez Ashara, a ktory napewno moze Was zainteresowac. Jezeli zdecycujecie sie odwiedzic mnie w Riatavin, zapraszam do karczmy 'Pod pijanym trolem', gdzie informacje o mnie poda Wam moj wieloletni przyjaciel z Riatavin karczmarz imieniem Humbert Ianz ~dalsza listu byla zapackana blotem~...

Zmierzch nastawal dziarskim krokiem, oslaniajac swoim polmrokiem ulice Athkatli.

Wybaczcie tempo. Jezeli komus nie w smak jest tak czesto odpisywac, moze podziekowac, nie bede mial zalu, bo kazdy odpisuje wedle mozliwosci
...
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai Kurenai

Stała przez chwilę łapiąc oddech, jakoś ciężko jej było. Za dużo światła, za dużo przeżyć, do tego ta rana ją niepokoiła. Nie należała do poważnych, ale bardziej się obawiała reakcji Drow'a...
Była zbyt zmęczona, by jakoś zareagować na posłańca. Odebrała z jego rąk list, przeczytała go lekko drżącym głosem i schowała do kieszeni. Wolała nie ryzykować przekazywania mu jakiejkolwiek wiadomości dla tej kobiety, zapewne nie dotarłby do niej przed zimą... Poza tym mogło być to kolejną wymyślną pułapką. A tych miała już dość.
- Mam mapę z zaznaczoną drogą do tej kobiety, proponuję jednak wybrać się w jakieś suche lokum, przebrać i odpocząć. Później możemy się naradzić - stwierdziła do pozostałych.
- Jugare, doer. Gaer's natha yentil ulu xun - powiedziała się do Aquide, który dopiero teraz zwrócił na nich swoją uwagę.
Kiwnął głową w odpowiedzi i ruszyli przed siebie szukać jakiejś karczmy. Szli mniejszymi i rzadziej uczęszczanymi uliczkami, by nie zwracać na siebie zbytnio uwagi straży. Nie chcieli wpaść w jeszcze większe tarapaty. Kilkakrotnie nie zostali wpuszczeni i wręcz wygnani spod drzwi, lecz w końcu, po niemal godzinie, dotarli do bardziej przyjaźnie nastawionej karczmy. Może gospodarz był tolerancyjny, może przekonały go klejnoty wiszące na szyi Drowki. Wszak miał przed sobą bogatych klientów...
Na ich szczęście mieli teraz do dyspozycji całą łaźnię dla siebie, jakoś nikt z przebywających w karczmie podróżników nie chciał mieć z nimi nic do czynienia. Po kilku chwilach wszyscy z głównej sali udali się do swych pokoi i gospoda ucichła. Drużyna kapiąc na podłogę zaczynała odczuwać skutki zmęczenia, Kurai robiło się na przemian jasno i ciemno przed oczami. Szybki marsz rozbabrał jej ranę i teraz dopiero czuła skutki tego 'skaleczenia'. Było jej słabo i zimno, marzyła tylko o ciepłej kąpieli i miękkim łóżku...
scorez
Kok
Kok
Posty: 1183
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
Numer GG: 3374868
Lokalizacja: otchłań

Post autor: scorez »

Parsival Gaveriell Galadium

Kurai... powiedz swojemu chłopowi że muszę go podleczyć inaczej zaraz straci przytomność. Powiedział Parsival. Kot wspiął mu się na ramię. Może uda nam się tam przeteleportować... musiał bym się tylko nauczyć prawidłowej inkantacji, ale to i tak bym potrzebował waszej pomocy. Powiedział przywołując Kostur z bocznego wymiaru. Moje zapasy energii magicznej nie wystarczą na teleportację na takie odległości. Podniósł końcem kostura róg kapelusza. KOGO POLECZYĆ? Władze chyba nie będą nam wdzięczne za ten burdel co tu narobiliśmy.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
Hikari
Majtek
Majtek
Posty: 133
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 15:42
Lokalizacja: Glenshee, Scotland
Kontakt:

Post autor: Hikari »

Aquide Natiath

Zignorował kompletnie otoczenie, wtórnie pogrążając się w zamyśleniach nad swoja sytuacją.
Dostrzegł kątem oka jakiegoś posłańca, który padając w kałuże starał się podnieść i ogarnąć. Drow uniósł kącik ust w rozbawieniu.
Człowiek wręczył elfce list. Zaczęła czytać go lekko zmienionym głosem.
Zignorował to jako że i tak nie potrafił zrozumieć treści.
Wrócił do czyszczenia ostrz mieczy, które jeszcze chwilę temu latały wokół niego siejąc spustoszenie i zostawiając miraż czaszek. Przyjrzał się im, przyjrzał się swym dłonią i westchnął. Nadal nie miał pojęcia co się działo chwile temu. Czuł się jakby ktoś wywiercił mu dziurę w pamięci.
Deszcz prawie uporał się już ze zmyciem krwistej czerwieni z jego ciała i ubrania. Przeciągnął się. Uderzył piorun. Coś huknęło. Taaaaak, piękna pogoda....
Jeden z nekromantów począł coś mówić. Drow zrozumiał zaledwie 2 słowa.
Unosząc brew w zaciekawieniu, spojrzał na Kurai. Zrozumiała od razu.
Wytłumaczyła mu że Parsival chce zająć się jego leczeniem.
Drow przytaknął niechętnie i rzucił.
- Usstan orn talinth bauth ol. Lest fridj ragar natha sreen'aur k'lar whol l' isto ust.
Elfka przetłumaczyła reszcie i to.
Aquide oparł oba miecze o barki i ruszyli w poszukiwaniu karczmy.
Tułali się jakiś czas po okolicy. Gościna była odmawiana im bardzo często.
Elfka oddychała coraz ciężej i spowalniała nieco marsz. Drow domyślił się że to walka musiała ją tak wyczerpać, wszak to zawsze on ją bronił i walczył w ich obronie. Brak treningu i to unikanie starć zapewne wpłynęło na jej kondycje tak a nie inaczej. I tak cieszył się ze wyszła z tego cało.

***

Po jakimś czasie znaleźli w końcu karczmę, w której zostali nie dość że w ogóle przyjęci to nawet w miarę ciepło. Zamawiając jadło i pokoje Drow ujrzał kapiącą na podłoże krew. Spojrzał po sobie stwierdzając że jest czysty. Krew należała do Kurai. Stała wsparta mocno o bar, krew odpłynęła jej z twarzy ukazując koszmarny widok. Złapał ją mocno szybko i wnikliwie analizując jej ciało. Podniósł w końcu bluzkę by znaleźć paskudną ciętą ranę na brzuchu.
- Parsival ! Doer ghil ! - zawył wściekle a na jego czole pojawiła się pokaźnych rozmiarów tętniąca żyła.
Elfka opadła bezwładnie w jego ramiona. Utrata krwi? Czy może przerażające spojrzenie i zmieniona twarz Aquide ?
Jednym ruchem ręki zmiótł wszystko z pobliskiego stołu i delikatnie położył tam ciało elfki.
- Parsival ! - krzyknął wtórnie......

***
Obrazek

Zapraszam w progi Bram Snów
Obrazek
Nekonushi
Bombardier
Bombardier
Posty: 890
Rejestracja: piątek, 22 września 2006, 10:04
Numer GG: 10332376
Skype: p.kot.l.
Lokalizacja: W-wa
Kontakt:

Post autor: Nekonushi »

Dragonis Do'Urden

"Już po walce, a ja jeszcze nie zdążyłem stworzyć ani jednego szkieleta ... W sumie nawet cieszę się z tego powodu." Wtedy jego wzrok padł na sakiewkę z komponentami - to mu przypomniała, jaką fortunę wydał na kamienie onyksowe w swojej nekromanckiej karierze.

Następnie rozejrzał się po sytuacji - niewątpliwie dokonali tu niezłej rzeźni. Niestety - albo na szczęście - Ashar i tajemniczy mag uciekli. Byli sami. I co teraz ? Uciekać przed tym dwojgiem, czy stawić im czoła ?

- Cóż, chwilowo bezpieczeństwo zażegnane. Lecz co dalej ? Zamierzacie uciekać, czy stawić czoła magom ? Proponuję omówić to przy posiłku w jakiejś karczmie. Następnie powtórzył to po drowiemu.
Obrazek
Obrazek
Czerwona Orientalna Prawica
Soulfein
Stópkowy Tawerniak
Stópkowy Tawerniak
Posty: 138
Rejestracja: środa, 10 listopada 2004, 10:30
Numer GG: 2863670
Lokalizacja: Podmrok
Kontakt:

Post autor: Soulfein »

Karczemna izbe przesmiardnieta zapachem piwa, potu i szczurzych odchodow dopelnil teraz zapach krwi. Ciemno-czerwony plyn uchodzil z rany Kurai powazniejszej niz by sie to moglo wydawac. Pozostali goscie na widok, ktory im sie ukazal powoli oposcili karczme. Zostaliscie jedynymi, ktorzy tam zostali i karczmarz, ktory przygladal sie wszystkiemu. Wyskoczyl zza baru w kierunku drzwi, wystawil dykretnie glowe, spojrzal raz w lewo, to pozniej w prawo, po czym zaryglowal drzwi od srodka.

-Przyniose wode i jakis czysty material do zatamowania krwotoku - rzekl poddenerwowany. Po chwili znikl pokoju za barem. Na dworze blyskalo, a wiatr uderzajacy z finezja o karczemne okna huczal, wrozac zlowrogo tym, ktorzy chcieliby sie przechadzac po dworze o tej porze nocy. Swiece odbijaly se swiatlo na spoconym czole Aquide, dajac dobitnie do zrozumienia wszystkim jak poddenerwowany jest drow. Nie mogl jej stracic, nie mogl...
-Parsival ! - krzyknął wtórnie drow, rzucajac spojrzenie w jego strone.

***

Noc niedawala wytchnienia dziesieciu wedrowcom wdrodze do Przeleczy Malego Zeba. Na czele ich szedl czlowiek, ubrany w ciemne szaty, z kapturem zasunietym na twarz, z pod ktorego niedalo sie ujrzec jego oblicza. Za nim, w roznych odstepach szlo 'dziewieciu'. Taka nazwa okreslano dziewieciu najlepszych ludzi Ashara, sciagnietych z calego kontynentu. Profesjonalisci, tak mozna bylo ich przyrownac do reszty rzezimieszkow robiacych w tym fachu. Byli najlepsi. Ashar zauwazyl w Waszych osobach osobnikow, brudzacym mu w interesach, wiedzial, ze oprocz jego samego zajmowaliscie sie wieloma rzeczami, ktore powinny powinny przynosic zyski jemu, nikomu innemu. Wykorzystal przyjazne stosunki z Wami, zeby sie Was pozbyc. Nieudalo sie, mag zawiodl. Najlepszy czlowiek Ashara, jego prawa reka. Teraz wyslal go po Khaile, nie bylo nawet mowy, zeby tym tazem sie nieudalo. Musi ja sniszczyc. Nie moze przekazac im informacji o artefakcie. Nie moze.

***

Do karczmy, z pomieszczenia znajdujacego sie za barem wbiegl spowrotem karczmarz z misa cieplej wody i czystymi szmatami. Postawil wszsytko na stoliku obok. Namaczal wlasnie materialowa, miekka szmatke w cieplej wodzie w miedzyczasie przekrecajac glowe, zeby spojrzec dokladnie na obrazenia elfki. Bec! Widok bijacej jak potok gorski krwi pobudzil zmysly w jego mozgu, ktore niechybnie kazaly mu.. zemdlec.

Wraz z jego upadkiem, drzwi karczemne zakolotaly. Ktos nieznajomy staral sie dostac do karczmy za wszelka cene, gdyz zwykle pukanie zmienilo sie w kolotanie. Za drzwiami odezwal sie glos gruby, basowi, ciezki.

-Gelosar, otwieraj! Wiemy, ze o tej porze masz jeszcze otwarte - rzekl glos zza drzwi. Po chwili ktos wsadzil gruby nos w szybe, przytykajac rece do skroni, probujac zobaczyc co jest w srodku. -Otwieraj psubracie mowie!. - glos mimo calej sytuacji kazdemu wpadl w uchu i skojarzyl sie z karczmiennej wymiany zdan, dzien wczesniej. trzech kompanow klelo jeszcze cos pod nosem, poczym odeszli nie widzac zadnej rekcji. -Nie ma juz gdzie sie piwa napic, mowie Wam chlopaki. Niedlugo i ta knajpa splonie zywcem, dobrze, ze w tej ostatniej niezabawialismy dzien pozniej. Slyszeliscie? Zaczelo sie... - glos wraz z ich oddalaniem sie ucichl calkowicie.
...
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Post autor: Mekow »

Feyra

Walka skończyła się dość szybko. Może i dobrze, bo oznaczało to że przeciwnicy nie żyją.

Po walce Feyra udała się do stajni. Na szczęście ta nie spłonęła, może to deszcz się do tego przyczynił. Otworzyła drzwi stajni. Nie było tam żadnego stajennego, ale konie zostały.
"Chłopi pewnie uciekli widząc walkę." - pomyślała Feyra.
Wzięła swojego konia i na nim podjechała do reszty, akurat wtedy gdy dostali wiadomość od posłańca.
Spodobał jej się pomysł Kuari z suchym lokum. Niestety nie znaleźli go tak łatwo.
"Czyżby Ashar coś na nas nagadał."

Wreszcie znaleźli coś. Odprowadzono jej konia do stajni.
Rozglądając się po karczmie stwiredziła, że trafili na raczej kiepskie warunki.
Po zamówieniu mięsa i dobrego wina. Stwierdziła:
- Albo każdy idzie we własną stronę, albo piszemy się na podchody z Asharem. Wtedy pierwszym etapem jest Giveh. Możliwe... że...
Przerwała. Kuari zasłabła. Wyglądało na to, że odniosła ranę w walce, a to było teraz ważniejsze niż dyskusja o dalszych planach.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Dragon
Pomywacz
Posty: 66
Rejestracja: poniedziałek, 14 sierpnia 2006, 06:36
Kontakt:

Post autor: Dragon »

Gregory

Słysząc za drzwiami "znajome" głosy Gregory nagle podskoczył z krzesła na którym siedział. "To oni. Teraz mi się nie wywiną."
Spojżawszy na pół-drowkę Greg pomyślał - "Hmm... Chyba nie wypadało by ich zostawiać w takim momencie... ale..."
Niemając czasu młodzieniec zdecydował impulsywnie.
- Raczej wam się nie przydam, gdyż nieznam się na magii leczniczej. Pozatym macie Parsivala, a on zdaje się kompetentny. Ja muszę coś załątwić. Wrócę jaknajszybciej. - oznajmił wszystkim i ruszył za krasnalami przybierając spowrotem piekielną postać.
http://www.dragon.webplus.net.pl/
Zapraszam na moje forum o Fantastyce i nietylko!
scorez
Kok
Kok
Posty: 1183
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
Numer GG: 3374868
Lokalizacja: otchłań

Post autor: scorez »

Parsival Gaveriell Galadium

Odepchnął drow'a od elfki. Nie patrząc na jego reakcję wyciągnął ze swojej torby manierkę z wodą i zaczął oczyszczać ranę. To nie wystarczało. Z bólem odkorkował butelkę spirytusu pędzonego przez morskie elfy. Pociągnął potężny łyk po czym rozlał trochę na drow'kę. Wiedział że jak nie oczyści rany przed puszczeniem zaklęcia to może się wdać infekcja. Usłyszał jak drow'ka syczy z bólu. Cholerni nekromanci. Co oni? Nie potrafią wyczuć zapachu krwi? Nekromanci za psi grosz. Puścić nawet ochronnego czaru na karczmę nie potrafią? A ich leczenie? Pfff. Przyłożył natychmiast do rany zioła i założył fachowy opatrunek. Otworzył okno z bocznego wymiaru i zaczerpnął z niego butelką po wódce... w butelce pojawiła się esencja lecznicza. Przejście do tego wymiaru zabrało Parsival'owi mnóstwo energii. Pot zaperlił mu się na czole. Poczuł na kolanie łapkę Alucard'a. Wyciągnął butelkę z portalu który natychmiast zamknął. Podniósł lekko głowę efki i dał jej energii, a resztę której nie dopiła rozlał na ranę. Lekki napój szybko został wchłonięty przez opatrunek do rany. Przekazał wiadomość drow'owi że musi opiekować się swoją dziewczyną. *Musisz ją ochronić... pomogę ci trochę. Mnie obchodzi tylko zemsta na tamtym magu.* Drow musiał to usłyszeć w swoim umyśle. Rozległo się pukanie do drzwi i krzyki. Spojrzał na drzwi. "*Spokojnie Alucard.*" Powiedział do chowańca którego sierść momentalnie się nastroszyła. Wiedział że ma mało czasu. Odsuń się karczmarzu! Ja ich przyjmę! Odrzucił karczmarza. Odsuńcie się. Powiedział cicho i dał znak aby wszyscy to zrobili. Puścił dwa czary. Oplecenie i trującą chmurę pod drzwi tak aby poraziła oprychów. Sam odsunął się od drzwi i postawił bokiem stół aby zasłaniał elfkę przed drzwiami. Sam ustawił się za stołem gotów rzucić tam kolejny niesamowicie śmiertelny czar. Najpierw jednak zmazał jeden z atutów oprychów. Puścił na karczmę czar 'ochrona przed ogniem'. Czekał który pierwszy się pojawi. Migoczące barwy dadzą wystarczająco dużo czasu na atak.

[Ostrzeżenie za błędy ortograficzne i literówki. - dop. fds]
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
Soulfein
Stópkowy Tawerniak
Stópkowy Tawerniak
Posty: 138
Rejestracja: środa, 10 listopada 2004, 10:30
Numer GG: 2863670
Lokalizacja: Podmrok
Kontakt:

Post autor: Soulfein »

Czytajcie ze zrouzmieniem! prosze!
Wyskoczyliscie za drzwi, lecz nie bylo zadnego sladu po krasnoludach. Mimo tego zostaliscie zauwazeni przez straze Athkatli. Trzech straznikow spojrzalo po sobie. -To chyba Ci zwiazani z dzisiejszymi rozrobami w centrum. - powiedzial jeden z nich. Widok Waszych twarzy i zmienionych cial mowil sam za siebie. Alarm! Alarm! - krzyczal drugi chcac wywolac straze chodzace w pobliskich rejonach.

Nie czekajac chwili dluzej ruszyli w Wasza strone wyciagajac przed siebie halabardy. Ich atak skoncentrowal sie na Dragonisie. Zaczeli miotac na oslep i z kazdej strony.

***

Karczmarz powoli odzyskiwal przytomnosc rozgladajac sie dookola siebie, lapiac ostrosc obrazu postaci stojacych obok niego. Po chwili wrocila mu pelna swiadomosc. Slyszal okrzyki na drodze. Rzucil okiem na Aquide stojacego przy Kurai, najwyrazniej niezdawajacego sobie sprawy z tego, co dzieje sie dookola niego. Ale on wiedzial. Widzial to po Kurai, leczenie albo zaszkodzilo, albo niepomoglo. Rana byla powazna. Karczamrz wybiegl przed siebie ryglujac drzwi, niezwarzajac na pozostalych na dworze. Doskoczyl dwoma susami do Aquide, o ile w jego przypadku i wadze mozna bylo nazwac susami.
-Mam tam dwa konie - wydyszal ciezko wskazujac glowa na tyle wyjscie z karczmy. -Sam ich zwiode, powiem, ze napadliscie mnie i zabraliscie konie, oraz zloto. - konczac wcisnal mu w dlon sakiewke z paroma sztukami zlota.

***

-Taaak, Przelecz Malego Zeba - wyszeptal zakapturzony mag.
Grupka dziesieciu osob, wlasnie wchodzilo w teren mocno zalesiony, kryjacy wiele niebezpieczenstw. Byli przygotowani na wszystko. Cel musial zostac osiagniety. -Do diabla z Asharem. - pomyslal starzec. -Taki artefakt nie moze trafic w rece takiego nieudacznika. Zagarne go sobie, a potem wykoncze tych 'Dziewieciu' glupcow. - myslac teraz o drodze jaka ich czeka spojrzal jeszcze raz do tylu, na swoich 'podopiecznych'.

***

Gdzies pod ziemia, w siedzibie Plonacych Nozy.

Ashar dojadal wlasnie kolacje. Mysli zaprzatniete mial druzyna, ktora sam zlaczyl w jednosc. -Moglem wykonczych ich pojedynczo. - pomyslal, gdy kawalek udka wysliznal my sie z dloni upadajac na stolik, a nastepnie na ziemie. Mezczyzna zaklal ciezko, po chwili spogladajac w gore na otwierajace sie z hukiem drzwi.

-Zlokalizowalismy ich. Karczma Delosara. Jest tam tez niestety straz. - powiedzial jednym chaustem zdyszany najwyrazniej od biegu czlowiek.

Ashar uderzyl piescia w stol. -Wiec nieruszyli do tej suki!. -Straznicy miejscy juz niezyja, uwierz mi, ale poslij tam delegacje od nas. Gdy czlowiek odwrocil sie w strone wyjscia Ashar pociagnal go za bark. Wyslij tam Tannusa.

***

Chrapanie wypelniala podziemny pokoj, polozony na koncu korytarza. Dwoch mezczyzn podeszlo do drzwi lomoczac w nie niemilosiernie.
-Czego!!? - odrzekl malo przyjaznie, rozbudzony glos ze srodka. Po chwili drzwi rozpostarly sie na oscierz. Wiec? - mruknal olbrzymi mezczyzna wyciagajac sia przeciagle. Dwojka osobnikow przez chwile odskoczyla, przestraszona, ze Tannus skrzywdzi ich za przerwanie snu.
-Karczma Gelosara, Ashar spodziewa sie tam gosci, zabij kazdego, kto stanie na twej drodze.

Tannus, potezny mezczyzna, wygladajacy raczej na wielkiego ogra, jezeli patrzec na twarz i budowe ciala, a pominac owlosienie - choc nie do konca. Ubral leniwie spodnie, zaraz potem narzucil na siebie koszule i plaszcz. Zza lozka wyciagnal bulawe. Metrowej dlugosci trzon zwienczony ogromna kula na koncu. Kula miala kolcze wypustki w malych odstepach.

Ruszyl przez drzwi korytarzem prowadzacym na powierchnie. A wiec czas by Tannus sie zabawil, hahaha - jego ryk wypelnil cala podziemna fortece.
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 8 stycznia 2007, 17:40 przez Soulfein, łącznie zmieniany 1 raz.
...
Zablokowany