[Forgotten Realms] Pierwsza drużyna

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai

Odprowadziła wzrokiem wychodzącego Kairon'a, brwi miała lekko zmarszczone. Nie wiedziała jak ma interpretować to, jak ją określił. "Pajączku" mogło być zarazem komplementem jak i obrazą i drwiną. I to bardzo przykrą drwiną. Ojciec tak czasem ją nazywał i były to miłe, czułe słowa. Później zazwyczaj się śmiał i rzucał uwagę, że nie powinien tak mówić i by ona nigdy nie zaczęła taka być. Zapewne chodziło mu o kapłanki, wyznawczyne Lloth, tak w każdym razie myślała Kurai. Westchnęła, czasem żałowała, że z tak wielu rzeczy zdaje sobie sprawę, a jej inteligencja pozwala i każe nawet spoglądać jej na sprawy z różnych punktów widzenia i rozpatrywać wiele możliwości. Jednak kobieta nie dała jej długo rozmyślać na ten temat. Swymi słowami wyrwała dziewczynę z rozmyślań... Kurai poprawiła się na krześle, wyprostowała i składając obie dłonie z zaplecionymi palcami na blacie stołu spojrzała na rozmówczynię.
- W takim razie nie ma co dłużej zwlekać, chodźmy najlepiej od razu! Co ty na to? - spojrzała się pytająco na Elfa i uśmiechnęła się do niego. - Potowarzyszysz nam? Nie będę budzić kapłanki i chłopaka, chyba sami pójdziemy.
Celowo nie podawała imion ani... rasy swych pozostałych towarzyszy. Chciała także wyraźnie zaznaczyć, że nie są sami i gdyby znieknęli, ktoś będzie ich szukał. Nagłe wyjście Drow'a nie podobało się jej, obudziła się w Kurai dziwna czujność i ostrożność. Musiała śpiącą dwójkę teraz zostawić i wierzyć, że w razie problemów SiNafay sobie poradzi.
- Powiedz, zapewne znasz to miasto dość dobrze, mogłabyś nas trochę z nim zapoznać? - spytała zwracając się do łowczyni. Czekała jeszcze na odpowiedź Elfa i była już właściwie gotowa do drogi...
Craw
Bosman
Bosman
Posty: 1864
Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
Numer GG: 5454998

Post autor: Craw »

Shamshiel

Elf lekko wzruszył ramionami, po czym dodał:
- Mogę potowarzyszyć
Spodziewał się tej propozycji... Tak naprawdę byłby bardzo zaskoczony, gdyby to pytanie nie padło – w końcu lubił Kurai a ona lubiła go (bo ochrony to raczej nie potrzebowała). Cieszyło go to, gdyż być może znalazł w końcu przyjaciela – o ile w ogóle była na to szansa.
Nie myśląc więcej chwycił swój kufel i dopił zawartość jednym haustem po czym wstał, odgarnął włosy i, skierowawszy swój wzrok na panie, zapytał z uśmiechem na twarzy:
- To jak moje miłe panie? Idziemy?
Kobiety przytaknęły mu z zadowoleniem i także powstały. Oczywiście, gdy wychodziły z karczmy, Shamshiel otworzył swym towarzyszkom drzwi – w końcu tak nakazywał obyczaj – po czym szedł pomiędzy nimi, od czasu do czasu patrząc w gwiazdy. O tak, lubił gwiazdy... choć tym razem nie miał zbyt wielu okazji do spoglądania na nie – w końcu musiał patrzeć przed siebie by przypadkiem nie poślizgnąć się w drodze do łaźni. Mimo to, elf był nieco nieobecny –nie starał się jakoś zagaić do pięknych kobiet, które mu towarzyszyły, co nieco pewnie je irytowało. Jakoś go to nie bolało – przyzwyczaił się do tego przez te kilkadziesiąt lat swojego życia. W końcu był odmieńcem i mało kogo interesował, on zaś odpłacał się tym samym – teraz zaś ta obojętność dawała o sobie znać.
CoB
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1616
Rejestracja: poniedziałek, 12 września 2005, 08:47
Numer GG: 5879500
Lokalizacja: Opole
Kontakt:

Post autor: CoB »

Viran

W pewnym momencie jego sen zakłóciło wejście dziwnego osobnika do pokoju. Lekko uchylił powieki patrząc spod wpółprzymkniętych oczu na tego człowieka. Gdzieś w głębi jego umysłu kołotały słowa Kurai... Odszukał wzrokiem miecz, leżący tuż obok i trochę uspokojony znowu wracał w objęcia snu. Teraz jednak nie spał tak twardo i nic mu się nie śniło. Gdzieś tlił się hałas z karczmy...
http://niwia.myforum.pl/ - forum Opolskiego klubu RPG i fantastyki
http://my.opera.com/gimnazjon/blog/ - sport, ruch, zdrowie, itepe
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Kairon
Mężczyzna usiadł nieco wygodniej, popatrzył ci prosto w oczy i zaczął mówić.
- Moja pani życzy sobie, byś obojętnie jakimi środkami pozbawił życia pierworodnego syna jej głównego wroga - lorda Areda Tallstaga. Chłopak ma 21 lat i jest jedyną przeszkodą na drodze mojej pani. Jej cele nie powinny cię jednak obchodzić. Dzieciak ma na imię Marko. Chłopak ma siano w głowie, więcej czasu spędza przy koniach i na zabawach niż na naukach, więc podejrzewam, że i dla własnego ojca nie jest wielką pociechą. W najbliższym tygodniu wybiera się na polowanie z przyjaciółmi. Nie będzie go trzy dni. Wybierają się do lasu Ardeep. Najbliższe dwa, trzy dni są najlepszym czasem na wyeliminowanie chłopaka. Będzie je spędzał na przygotowaniach, łaził po mieście kupując zbędne śmieci - dostrzegasz wyraz pogardy na twarzy swego rozmówcy, gdy wypowiada te słowa. Widać chłopak to bezmyślny półgłówek, któremu szlacheckie pochodzenie zawróciło w głowie - lub jak zwykle w gospodzie "Pod skrzydłem gryfona". Siedzi tam wieczorami pijąc na umór. Jego przygotowania również nie wyglądają lepiej niż jego rozrywki - spodziewaj się znaleźć go w pobliżu domów publicznych trwoniącego ojcowski majątek. Chłopak jest mniej więcej twojego wzrostu, ma czarne włosy związane zwykle w kucyk i zielone oczy. Na dowód wykonania pracy przyniesiesz jego prawe ucho i język. Masz jeden dekadzień. Cicho i bez świadków, to życzenia mojej pani. Pamiętaj, że zapłata nie jest mała, a jeśli efekty przerosną oczekiwania mojej pracodawczyni może być jeszcze większa.
Umilkł po czym czekał na twą odpowiedź.

Kurai i Shamshiel
Wasza przewodniczka okazała się osobą bardzo otwartą i równie rozmowną. Gdy skierowaliście swe kroki z karczmy do łaźni zasypała was przydatnymi informacjami na temat miasta. Tymi nieco mniej przydatnymi też. Macie wrażenie, że jest to jej sposób na radzenie sobie z przeciwnościami losu. Idzie krokiem pewnym i długim. Co jakiś czas przystaje tłumacząc jakieś zagadnienie i po chwili rusza ponownie. Przechodnie zupełnie nie zwracają na nią uwagi. No tak... Pod latarnią zawsze jest najciemniej,
- Tutaj można kupić dobrą broń - powiedziała wskazując sklep o ciężkich drewnianych drzwiach. - Nie kupujcie tu jednak strzał - są źle wyważone. Nigdy nie miałam serca powiedzieć o tym staremu Korinowi... Jakbyście strzał potrzebowali to mówcie, a wskażę wam dobry sklep. Korin czasem ma też na składzie jakiś dobry pancerz ale to trzeba go zaptyać. Nie ustawia pancerzy na widoku dlatego nie wszyscy o tym wiedzą. Zwoje i komponenty do zaklęć to u Miriany w jej sklepie można kupić. Ne zdziera z człowieka jak ten stary zgred, jak mu tam... Nie pamiętam... Nieważne. - zauważyliście, że potrafi chyba tak gadać godzinami ale nie jest to do końca bezmyślna paplanina. Po drodze do łaźni poznaliści położenie wielu przydatnych sklepów (dwóch z pancerzami, trzech z bronią, dwóch z magicznymi przedmiotami i zwojami, dowiedzieliście się także gdzie można kupić przedmioty przydatne w podróży). Zaprowadziła was do szerokiego i długiego choć niezbyt wysokiego budynku z marmuru, który nad wejściem miał napis: "Łaźnia". Gdy wchodziliście do środka przez duże, otwarte drzwi dziewczyna zakończyła swoje wywody i od razu poszła odszukać właściciela. Poprosiła byście chwilkę poczekali. Pomieszczenie było duże, z licznymi kolumnami, całe marmurowe. Sporo ludzi było tu o tej porze... Jastra szybko wróciła uśmiechnięta od ucha do ucha, mówiąc:
- Staruszek dał się namówić na darmową kąpiel - podała wam ręczniki i wskazała drogę Shamshielowi do części dla mężczyzn, następnie zaś zaprowadziła Kurai do tej przeznaczonej dla kobiet.

SiNafay i Viran
Chłopak i drowka nadal śpią. Tylko Viran od czasu do czasu wybudzał się do półsnu. Dźwięki dobiegające z dołu co jakiś czas obijały mu się po czaszce wywołując nieokreślone obrazy w jego głowie. Nie przerodziły się one jednak w prawdziwe sny.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai

Informacje zawarte w potoku słów, którym 'nowa towarzyszka' ich uraczyła, były zapewne przydatne i dziewczyna szczerze się cieszyła, że mają ją za swą przewodniczkę. Doskonały trening pamięci pozwolił jej na szybkie i swobodne zapamiętanie najważniejszych rzeczy. A nawet jeśliby z tego nie skorzystała, to sam fakt doprowadzenia do łaźni i to jeszcze darmowej kąpieli był wart zachodu. Zatem na twarzy Kurai gościł piękny uśmiech, który jednak szybko zniknął, gdy tylko okazało się, że łaźnia nie ma pomieszczenia koedukacyjnego. Liczyła raz jeszcze ujrzeć Shamshiel'a... Ta myśl nieco ją zawstydziła i gdyby półkrwi Drowka miała jaśniejszą cerę, zapewne byłoby widać lekki rumieniec. Zmieszana spuściła głowę i cicho weszła się przyszykować do kąpieli.
Zdjęła z siebie ubranie i cały rynsztunek odkładając swe rzeczy na niewielką półeczkę. Nie miała za bardzo zaufania do tego, czy jeszcze je zobaczy, jednak musiała zawierzyć losowi. Do łaźni nie można było wnosić broni, więc i to także pozostawiła. Rozplotła warkocz i stwierdziła, że włosy sięgają jej już do połowy uda niemal. Na samą myśl o tym, ile ją czeka mycia a później mozolnego zaplatania skrzywiła się i lekko zbladła.
*Toć to cała noc mi się zejdzie na tym!*
Dostała mydło i kawałek szmatki-myjki i udała się z tym do balii z ciepła wodą. Tam porządnie oczyściła całe swe ciało z brudu i kurzu podróży, i następnie udała się do większego baseniku, gdzie (pomimo późnej pory) przebywało kilka kobiet. Obrzuciły one Kurai mało przychylnym spojrzeniem, jednak nie uczyniły nic ponad to. Elfka cicho westchnęła i powoli zanurzyła się w cieplejszej wodzie aż po samą szyję. Została tak przez kilka długich minut pozwalając, by mięśnie się rozluźniły i odpoczęły. Czuła się o wiele lepiej teraz, gdy miała świadomość czystego ciała i włosów. W końcu wyszła z wody i za drobną opłatą została nasmarowana pachnącym, delikatnym olejkiem. Jej ciemno karmelowa skóra zaczęła kusząco połyskiwać w świetle świec, uwydatniając tym samym wszelkie zalety młodych, kobiecych kształtów i wysportowanej sylwetki. Kurai odczekała chwilę, aż się olejek wchłonie, a ciało przyjmie jego przyjemny, słodkawy zapach.
Minęło kilkanaście kolejnych minut, gdy dziewczyna zaczęła się ubierać. Miała jedynie szczerą nadzieję, że zastanie wszystkie swoje rzeczy w stanie nienaruszonym i nie będzie musiała za długo czekać na Elfa... Ani że on na nią od dłuższego czasu już nie czeka. W sumie głupio by było się minąć...
Craw
Bosman
Bosman
Posty: 1864
Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
Numer GG: 5454998

Post autor: Craw »

Shamshiel

W odczuciu Shamshiela półelfka, z która szli do łaźni była zdecydowanie zbyt gadatliwa. Może i chciała być bardzo pomocna rzucając na lewo i prawo sklepami z przeróżnym zaopatrzeniem, jednak elf bardzo wątpił, że skorzysta choćby z ich części. W końcu miał to co było mu potrzebne, jeśli zaś zbroja czy miecz zostały by uszkodzone, dał by je po prostu do naprawy. W końcu nie stać go było na kupowanie nowego rynsztunku (choć nawet gdyby było, pewnie i tak nie wydał by na nie pieniędzy – na pewno były ważniejsze rzeczy do kupienia). Jedyne, co zdawało się marginalnie interesować elfa to sklepy z wyposażeniem podróżnym – tych jednak było pełno w obecnych czasach, gdyż życie, jak to się szumnie nazywa, poszukiwacza przygód, stało się bardzo popularne (a już szczególnie wśród paniczyków). Teraz jednak przydało by się, by kobieta się w końcu uciszyła, bo widocznie jadaczka nigdy jej się nie zamykała.
Mimo tych wszystkich (jakże głośnych) trudów wyprawy nocnej kompanii w końcu udało się dojść do owej łaźni. Budynek, w oczach elfa przyzwyczajonego do ascetycznego życia, był imponujący. Duży, pięknie ornamentowany budynek przypominał nieco starożytna architekturę – zupełnie, jakby ktoś wziął książkę traktująca o historii i na jej bazie zbudował łaźnię. Ich towarzyszka na chwilę ich przeprosiła, choć Shamshiel tego nie zauważył – wciąż był wpatrzony w to, co stało przed nim. Spostrzegł dopiero jak wróciła oznajmiając, że będą mieli możliwość wzięcia kąpieli za darmo. Było to bardzo miłe ze strony zarządcy tego budynku. Widać, musiał być on dobrym znajomym półelfki, że się na to zgodził.
Wnętrze budynku nieco rozczarowało elfa – spodziewał się czegoś więcej po tym, co zobaczył na zewnątrz. Oczywiście, pomieszczenie nadal wyglądało w miarę imponująco, choć nie było to już to. Shamshiel spodziewał się mozaik, kolumn w różnych stylach czy lamp ornamentowanych w złocie. Jednak takie coś było raczej zarezerwowane dla świątyń, to zaś była tylko łaźnia. Wybity z oniemienia elf skierował się do miejsca, gdzie mógłby pozostawić swoje rzeczy (po drodze odbierając od chłopca, który służył w owym przybytku ręcznik i wszelakie przybory do mycia a zostawiając mu kilka miedziaków napiwku). Na szczęście nikogo nie było... Nie zwlekając ani chwili Shamsiel zabrał się do zrzucania z siebie rzeczy (choć było to złe określenie, biorąc pod uwagę, że zamiast pozostawić za sobą rozgardiasz wszystkie swoje rzeczy dokładnie złożył i położył na ławce. Zostawił tez przy nich miecz, po czym był gotowy do zażycia kąpieli.
Najpierw udał się do balii z wodą, gdzie zmył z siebie wszelaki bród, który mu towarzyszył przez czas podróży. Uwinął się z tym bardzo szybko, po czym skierował się do basenu z wodą. O dziwo to pomieszczenie też było puste. Strasznie to zdziwiło elfa, choć nie można było powiedzieć, by się tym zmartwił. W końcu przeklinał siebie, że dał się tak łatwo namówić nie zwracają uwagi na wszelakie konsekwencje, jakie mogą się wiązać z tą wyprawą. Przecież między innymi z tego powodu pozostawił swą opaskę na czole, co mogło się wydawać posunięciem bynajmniej dziwnym. Na szczęście sytuacja jaką zastał dawała mu możliwość w pełni się zrelaksować. Szybko wskoczył do ciepłej wody by się odprężyć – brakowało mu tego podczas tych wszystkich podróży. Oczywiście, kąpiele w rzece też mają swoje zalety, jednak nic nie mogło się równać z luksusem ciepłej wody. Zaraz też ściągnął swoją opaskę, gdyż noszenie jej do najwygodniejszych nie należało. Teraz mógł się w pełni zrelaksować, co trwało w miarę długo (szczególnie w odczuciu Shamshiela, który nie przywykł do takiego sposobu tracenia czasu).
Po kilkunastu minutach pora była już się zbierać, o czym dobitnie przypomniały mu kroki osób zbliżających się do przybytku, w którym on się znajdował. Podpłynął więc do miejsca, gdzie zostawił ręcznik i opaskę (którą szybko założył na czoło), po czym, ociekający, wyszedł z wody. Pozostało mu tylko się osuszyć, co też zrobił. W tym też momencie do sali weszło dwoje mężczyzn w średnim wieku. Popatrzeli się oni dziwnie na Shamshiela (który w odpowiedzi lekko się skłonił), by następnie go zignorować. Widać nie uznali go za osobnika wartego dłuższej uwagi – i dobrze w odczuciu elfa, który po chwili skierował się do pomieszczenia gdzie zostawił swoje rzeczy. Wszystko leżało tak jak zostawił, co wojownik przyjął z ulgą biorąc pod uwagę jak beztrosko pozostawił swoją broń. Nie zwlekając Shamshiel przyoblekł się w swoje rzeczy po czym wyszedł do głównego holu, gdzie pewnie będzie musiał czekać na swoje towarzyszki. O dziwo tak się nie stało, gdyż to one czekały na niego – za co zresztą elf przeprosił serdecznie. Takoż byli gotowi do powrotu.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Kurai i Shamshiel

Spotkaliście się przed wyjściem z łaźni. Byliście odświeżeni i zadowoleni. Jakby ktoś zdjął z was połowę zmęczenia po podróży. Zauważyliście, że wasza przewodniczka na was czekała. Jastra zrobiła się jednak wyjątkowo małomówna. Powiedziała tylko, że odprowadzi was do gospody albo jeśli chcecie oprowadzi was po mieście. Na waszych oczach zrobiła się blada jak ściana. Wszystko działo się tak szybko, że cudem można nazwać fakt, iż Shamshiel zdążył złapać dziewczynę nim ta osunęła się na podłogę. Była rozpalona gorączką i złana zimnym potem. Dziewczyna straciła przytomność i nie można jej było dobudzić. Tym bardziej było to dla was szokujące, że jeszcze niedawno rozmawiała z wami, żeby nie powiedzieć paplała na całego. Kurai miała niejasne skojarzenie, że Jarlaxle kiedyś mówił jej o podobnych objawach. Nie była jednak pewna w jakich okolicznościach i kiedy.

Viran
Chłopak się obudził. Zaschło mu w gardle. Stwierdził, że nim wróci do spania musi się czegoś napić. Przy okazji zauważył, że odgłosy z dołu się nieco zmieniły. Były bardziej przytłumione. Szczególnie wybijał się ponad nie jeden. Był to przecudny głos barda śpiewającego swoją pieśń.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
CoB
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1616
Rejestracja: poniedziałek, 12 września 2005, 08:47
Numer GG: 5879500
Lokalizacja: Opole
Kontakt:

Post autor: CoB »

Viran

Chłopiec obudził się z nieprzyjemnym uczuciem suchości w gardle... Wstał i chwiejnym krokiem zrobił kilka kroków, po czym oparł się o drzwi, bo zakręciło mu się w głowie. Spojrzał na śpiącą Si'Nafay i stwierdził, że musi być już późno w nocy, a reszty drużyny nadal nie widać. Zmartwił się o ich los... Kiedy do jego uszu dotarły delikatne dźwieki lutni i głos barda, taki sam. Viran widział tylko kilku bardów, więc otworzył szybko drzwi i starając się cicho schodzić zszedł na dół, by posłuchać muzyki i opowieści.
Wtedy przypomniało mu się, że zapomniał miecza.
Ignorując tę myśl, wyszedł na główną salę, nie rozpoznając barda w półmroku. Rozejrzał się po karczmie w poszukiwaniu towarzyszy. Wciąż ich nie było - tknęło go złe przeczucie. Po cichu odwrócił się na pięcie, wrócił do góry, wziął miecz i przezornie wyrwał kartkę i napisał na niej
Poszedłem Was szukać...
- położył ją na swoim posłaniu i zszedł na dół.

Klamka drzwi karczmy lekko ustąpiła, gdzieś z tyłu dobiegał głos barda. Chłopak, niczym zabójca, cicho i sprawnie wyśliznął się z pomieszczenia.
Owionął go chłód nocy. Począł się rozglądać, w którą stronę się udać, bo nie znał miasta. Nie mając wiedzy, gdzie udały się drowy zdecydował zdać się na ślepe szczęście, więc ruszył tam gdzie najciemniej.
Cały czas starał się nie zwracać na siebie uwagi przechodniów...
http://niwia.myforum.pl/ - forum Opolskiego klubu RPG i fantastyki
http://my.opera.com/gimnazjon/blog/ - sport, ruch, zdrowie, itepe
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Cholera... Miałam już dziś wprowadzić Mr. Z do drużyny, ale mi się nie udało... Przepraszam. Po dzisiejszej dość zażartej dyskusji z przedstawicielami naszej służby zdrowia jestem już tak wykończona, że nie mam siły...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Zankkhan
Ach, jakże życie jest zmienne. W jednej chwili byłeś tam (gdziekolwiek by to nie było), zaś teraz wędrujesz nocną porą po zatłoczonych ulicach Waterdeep. Zapachy miasta lgną do ciebie jak do każdego innego. Obserwujesz mieszkańców zajętych swoimi sprawami, śpieszącymi się nie wiadomo dokąd. Dostrzegasz też tych, którzy miast pilnować swego nosa wykazują niezdrowe zainteresowanie cudzymi sakiewkami. Dostrzegasz zabawną scenkę, w której niewysoki mężczyzna okradł draba wyglądającego na doświadczonego najemnika, zaś chwilę później sam został napadnięty i okradziony. Ach jakże on przeklinał złodzieja, a sam przecież nie był lepszy. Gdyby nie zmęczenie może byś coś z tym zrobił, ale nie miałeś już siły. Podróż była długa, a gościńce na przekór swej nazwie nie są wcale gościnne. Postanowiłeś wstąpić do najbliższej karczmy, pierwszej na której szyldzie zatrzyma sie twój wzrok... I tak twe nogi zawiodły cię aż do karczmy "Smocze jaja". *Śmieszna nazwa* pomyślałeś i pchnąłeś drzwi. Wewnątrz panował przyjemny, sprzyjający drzemce półmrok i lekki zaduch. Ogólnie jednak było to miejsce przyjemne. Przybytek prowadził stary duergar więc naturalnie nikt by się nie zdziwił gdyby do gospody wszedł nagle jakiś bies. Tu był grunt neutralny. Wszelkie niesnaski rasowe musiały zaczekać aż skłóceni goście nie opuszczą progów budynku. Gdy wszedłeś do twych uszu dotarł dźwięk trącanych strun. Czyjś cichy głos rozbrzmiał wewnątrz czterech ścian to wznosząc się to znów opadając. Młoda kobieta, utalentowana bardka śpiewała piękną pieśń o dawno zabitym bohaterze, który życie swe poświęcił szukaniu szczęścia. Znalazłszy wolny stolik usiadłeś przez chwilę wsłuchując się w słowa...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Zankkhan:

Pieśń była błaznowi nieznana, niemniej jednak wtrąciłby swoje trzy grosze, gdyby był bardziej bezczelny. *Jeśli ktoś się wychyla, to zostaje zabity i tyle...* westchnął do siebie w myślach. *Niektórzy nazywają to syndromem „Żyj pięknie i umieraj pięknie”, co za żenada...* machnął ręką, ale dalej słuchał pieśni ze względu na głos bardki, który przypadł mężczyźnie do gustu. Z drugiej strony jednak na zewnątrz toczyła się rozmowa dwóch przekupniów, którzy spierali się o cenę jakiegoś produktu, więc błazen zezował ciągle w stronę okna. Malutkie ostrz a przyczepione do jego czapki lekko dzwoniły za każdym razem, gdy obracał głowę, przy okazji dodając rytm do piosenki śpiewanej przez kobietę. Zankhan nacisnął prostokątne okulary na nos i wsłuchał się bardziej w słowa pieśni. Dziś można się zrelaksować na tyle, by nie myśleć o pracy, ale i by nie stracić w dziwnych okolicznościach sakiewki.
Postać bardki, na której Zankhan skupił połowę swej uwagi (co i tak stanowiło dużo jak dla człowieka myślącego o dziesięciu rzeczach na raz). Jak był sporo młodszy od niej, to też tak śpiewał, tylko lokacja inna była. Mały, zaciszny... zamek, kasztel, czy ja kto tam nazwać. Magnat lubił jego złośliwe piosenki, ale nie trafiały one do nikogo, kto był mniej rozgarnięty, przez co szybko stał się błaznem...
Gdy Zankhan wyrwał się z zamyślenia stwierdził, że dalej obracał głowę na tyle szybko, by ostrza dzwoniły i dalej robił to w takt melodii... *”Niech prawa twa ręka nie wie co lewa czyni” – skądś to znam... i mogę zastosować pod siebie...* zaśmiał się do swoich myśli i słuchał dalej, oczywiście znów wiele uwagi poświęcał czemuś innemu – przyglądał się ludziom w karczmie. Może nie tylko ludziom...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Kairon Askariotto
Pomywacz
Posty: 36
Rejestracja: piątek, 24 lutego 2006, 16:45

Post autor: Kairon Askariotto »

Kairon

Płomień świecy dygotał niepewnie w martwym powietrzu, które go otaczało, powietrzu które miast dawać mu życie zdawało się go przyduszać, zbliżając nieuchronnie jego egzystencje ku końcowi. Drow uważnie słuchał słów wszystkich, zapamiętując każde jakby od tego życie czyjeś mogło zależeć, ha bo na ironie przecie właśnie tak było. Wyraz twarzy jegomościa był ciekawym dodatkiem towarzyszącym mowie, lecz pozostawał bez jakiegokolwiek komentarza ze strony mrocznego elfa. Gdy w końcu ostatnie ze słów rozeszło się po pokoju lekkim echem a cisza objęła w panowanie wszystek Kairon wiedział już co uczyni. Odczekał jednak jeszcze kilka chwil napawając się swym planem i towarzyszącą wszystkiemu atmosferą po czym z wyraźna radością, radością o czysto sadystycznym pochodzeniu powiedział.
- Za mniej jak trzy wschody słońca pojawię się tu z dowodami. – Słowa wypowiedziane bez emocji w ludzkiej mowie rozeszły się miękko w powietrzu zanikając bez zbędnego echa i świadków.
A w raz z tymi słowami w drowim umyśle zakwitł i drugi plan tylko, iż znaczniej mniej finezyjny teraz wiec zrodziło się pytanie, który z dwojga pajęczy syn wybierze. Uśmiech, którego nieliczni by życzyli sobie kiedykolwiek zobaczyć wykwitł na jego hebanowej twarzy a odsłonięte lekko fioletowe żeby, nawet przy słabym świetle z wolna przygasającej już świecy silnym kontrastem się na niej odznaczały.
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai

Przez kilka dłużących się niemiłosiernie minut czekała na Elfa i nudziło się jej niezmiernie. Swe długie do połowy uda włosy wytarła w ręcznik, lecz nadal były całe mokre i kapały na podłogę. Jakaś kobieta podeszła ze szmatą i wytarła kałużę, mierząc przy okazji Kurai chłodnym wzrokiem. Ta jednak nic do niej nie powiedziała, gdyż zjawił się Shamshiel. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego mile i promiennie. Odgarnęła rozpuszczone włosy na plecy i zdawała się nie zwracać uwagi na fakt, że moczy sobie tym samym koszulę i kamizelkę. Podeszła do niego, dookoła unosił się jej zapach i olejków wtartych w gorącą skórę Elfki.
- Od razu lepiej, nieprawdaż? - spytała uśmiechając się od ucha do ucha. Śniada cera dziewczyny nabrała żywszych kolorów, a skóra dłoni i dekoltu połyskiwał w świetle świec. - Byłbyś skłonny mi pomóc z zaplataniem warkocza? - spytała dość nieśmiało.
W odpowiedzi on kiwnął głową, chyba jakby lekko zdziwiony jej pytaniem. Nie dążył jednak otworzyć ust, gdy pojawiła się ich przewodniczka. Kurai nawet nie słuchała, co kobieta do nich mówi, spojrzenie Elfki zatrzymało się na oczach wojownika, a usta zastygły w miłym uśmiechu. Ocknęła się, gdy on drgnął i szybko złapał mdlejącą Jastrę. Uniosła lekko jedną brew, ni to z zaskoczenia, ni z rozbawienia.
*Szybki jest* - przemknęło jej jedynie przez myśl i spojrzała na twarz łowczyni. Zmarszczyła brwi, już słyszała o czymś takim od ojca...
- Musimy wracać - powiedziała do Shamshiel'a nie spoglądając na niego, była jednocześnie zajęta kilkoma myślami naraz i nieobecność duchem odmalowała się na twarzy Kurai. - Zanieś ją do naszego pokoju i połóż na moim łóżku, postaram się jej jakoś pomóc.
To mówiąc wstała i szybkim zwinnym krokiem skierowała się w drogę powrotną. Kilka razy oglądała się za siebie, by się upewnić, że Shamshiel za nią idzie. Lata treningu pamięci i poruszania się po korytarzach Podmroku sprawiły, że z łatwością przypomniała sobie całą drogę i bez problemu trafiła do karczmy. Niemal wbiegła na górę. Viran'a nie było, co ją nieco zaskoczyło. Ruchem ręki wzięła karteczkę z jego łóżka i czytając jej treść zwróciła się do Elfa, który właśnie wszedł do pokoju.
- Połóż ją tutaj, Viran gdzieś polazł... - mruknęła pod nosem i zgniotła kartkę, miała ważniejsze sprawy na głowie, niż przejmować się jakimś niecierpliwym szwendającym się gówniarzem. Była mocno niezadowolona, wszak musiał ją niedoceniać, by wyjść ich szukać. We wzbierającej złości odrzuciła zgniecioną kartkę i usiadła na swym łóżku sięgając do torby.
Wyjęła z niej niewielkie zawiniątko, odsłoniła materiał i jej oczom ukazało się lustro. Zobaczyła w nim swą piękną twarz i zielone oczy. Przymknęła je, położyła dłoń na powierzchni zwierciadła i szepnęła coś cicho. Odbicie zawirowało i pojawił się ciemny gabinet. Zmrużyła oczy spoglądając w ciemność i skupiła się. Czekała, czy ojciec się pojawi. Jedną dłonią chwyciła broszę...
Craw
Bosman
Bosman
Posty: 1864
Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
Numer GG: 5454998

Post autor: Craw »

Shamshiel

Elf spostrzegł ciało elfki – była piękniejsza niż zwykle. Roztaczała wokół siebie jakiś rodzaj magii potęgowany aromatem egzotycznych olejków wtartych w jej skórę. Był to widok iście nieziemski – gdyby paladyn miał kiedykolwiek za zadanie wyobrazić sobie boginię, niechybnie miałaby ona ciało Kurai. Tak, w tej sytuacji jej widok zdecydowanie zapierał dech w piersiach – podobnie zresztą jak dźwięczny głos, który do niego przemówił.
- Byłbyś skłonny mi pomóc z zaplataniem warkocza? - spytała dość nieśmiało.
Shamshiel - odurzony jej osobą - tylko przytaknął, po czym chciał udać się za plecy elfki, by spełnić jej prośbę. I stałoby się tak, gdyby ów zamiar nie został przerwany przez towarzyszącą im półelfkę. Jastra zachowywała się bardzo dziwnie, w niczym nie przypominając towarzyszącej im do łaźni osoby - wcześniej rozpromienioną i gadatliwą, zaś teraz małomówną i przepełnioną niepokojem.
- Chodźcie – powiedziała, jej głos zaś potwierdzał odczucia Shamshiela na jej temat – odprowadzę was z powrotem do gospody. Ewentualnie oprowadzę was po mie....
Nie zdążyła dokończyć zdania, gdyż jej skóra przyjęła kolor bieli...

Nie minęła chwila, gdy Shamshiel zjawił się obok opadającej półelfki - delikatnie chwyciwszy ją w pasie nie pozwolił swej towarzyszce upaść na ziemię. Opór ramienia sprawił, iż ciało półelfki zgięło się w pasie, jej tułów zaś zaczął zmierzać ku dołu – tam jednak czekało nań drugie ramię paladyna. Jedwabiste włosy nieprzytomnej dotknęły ziemi, lecz poza tym żadna krzywda jej się nie stała.
Gdy elf tak ją trzymał, doszło do niego, iż ich przewodniczka jest strasznie rozpalona, ruch jej klatki piersiowej wskazywał na bardzo powolny i ciężki oddech a ciało oblał zimny pot.
- Musimy wracać – powiedziała Kurai nie spoglądając na Shamshiela. - Zanieś ją do naszego pokoju i połóż na moim łóżku, postaram się jej jakoś pomóc.
Było to aż nadto oczywiste, tak więc elfka nie musiała tego oznajmiać, elf zaś nie musiał w żaden sposób tego potwierdzać. Odwrócił Jastrę w swych ramionach po czym podrzucił tak, by leżała na jego ramionach. W tej pozycji wyglądali jak parodia pary nowożeńców przechodzących przez próg drzwi, jednak Shamshiel o tym nie myślał - chciał jak najszybciej doprowadzić półelfkę w bezpieczne miejsce, gdzie będą mogli się nią zająć. Spojrzał jeszcze na twarz cierpiącej Jastry, po czym podniósł głowę kierując wzrok na Kurai. Ta już jednak oddalała się w stronę gospody – widać nie lubiła próżnować. Shamshiel od razu ruszył za nią. Była szybka i odznaczała się świetną orientacją w terenie – przymiotami doskonałego łowcy – jednak Shamshielowi udawało się za nią nadążać - w końcu był elfem, tak więc także posiadał dziedzictwo dostojnej rasy (co nie zawsze było widać, gdy nosił swą zbroję). Przemieszczali się bardzo szybko, tak więc nie minęło wiele czasu, a już byli przy drzwiach tawerny.
Kurai otwarła drzwi, po czym weszli do środka skupiwszy na sobie wzrok części bywalców gospody. Oni jednak nie zwracali na to uwagi – zamiast tego błyskawicznie udali się na górę w celu zajęcia się Jastrą.

Na górze było spokojnie... Shamshiel kierował się za krokami Kurai, ta zaś szła w kierunku łóżka Virana. Miejsce młodego człowieka było jednak puste – zajmowała je kartka (którą zresztą piękna elfka podniosła i przeczytała).
- Połóż ją tutaj, Viran gdzieś polazł... – odparła przy okazji zgniatając kartkę w dłoni i odrzucając w kąt pokoju. Elf zastanawiał się, co takiego było tam napisane, że było w stanie wyprowadzić Kurai z równowagi, odrzucił jednak szybko tę myśl, gdyż omdlała półelfka była w tym momencie priorytetem. Ułożył ją delikatnie na łóżku Virana, po czym usiadł przy jej boku odgarniając włosy z jej rozgrzanego czoła.
W pokoju dało się słyszeć Kurai przeglądającą zawartość swojej torby.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Kairon
Mężczyzna uśmiechnął się ponuro na twoje słowa.
- Czekamy więc na wieści od ciebie, mroczny elfie. Wszelkie dowody masz przynieść tutaj po wykonaniu zadania. Ktoś, prawdopodobnie mój syn - skinął na młodszego mężczyznę pod ścianą - odbierze od ciebie co trzeba i przekaże zapłatę. Pamiętaj, że od tej pory twe życie zależy tylko i wyłącznie od tego czy wykonasz zadanie jak należy. Moja pani jest wyjątkowo wpływową osobą.
Starzec kiwnął głową na potwierdzenie po czym wstał od stołu.
- Sam wrócisz czy posłać kogoś kto pomoże ci odnaleźć drogę? - spytał tonem, który świadczył o tym iż wiedział doskonale, że sam dasz sobie radę. Komunikował tylko, że rozmowa jest już zakończona i pyta w sumie tylko z uprzejmości jako gospodarz. Skinął na syna i nie czekając na twą odpowiedź wyszedł z pomieszczenia drzwiami, którymi tu weszliście. Świeca zgasła posyłając pod sufit smużkę siwego dymu.

Viran
Miasto nocą wyglądało zupełnie inaczej niż w dzień. Było mniej zatłoczone i mniej gwarne, jednak w cieniach rozrzuconych tu i ówdzie czaiły się niebezpieczeństwa, o których wolałeś nie myśleć. Jedne były tylko wytworami wyobraźni inne zaś były realniejsze niż mogłoby się wydawać, jednak wystarczyłyby, by zniechęcić zwykłego, miejskiego dzieciaka do nocnych spacerów. Ty byłeś ze wsi. Wychowałeś się w pobliżu cieni rzucanych przez drzewa. Przyzwyczaiłeś się do niebezpieczeństw i nauczyłeś się bronić przed wieloma. Szedłeś pewnym krokiem rozglądając się za towarzyszami. Wyszli nikogo nie informując dokąd się udają... Kluczyłeś między uliczkami miasta zaglądając w różne zaułki i szukając choćby śladów obecności Shamshiela i Kurai. Udało ci się nawet zawędrować w pobliże świątyni jakiegoś bóstwa. Nie byłeś jednak pewien, którego... W Faeruńskim panteonie jest ich niezwykła ilość i różnorodność. Ciężkie odrzwia bogato zdobionej świątyni były uchylone, zapraszając wiernych do środka.

Zankkhan
Obserwowałeś gości gospody. Tych, którzy przepijali właśnie wypłatę oraz tych, którzy dopiero do nich dołączali. Wiele osób przewinęło się przez próg karczmy nim dostrzegłeś kogoś kto mógłby cię zainteresować. Do sali wkroczyła jakaś elfka czy drowka. Szła zamaszystym długim krokiem, pewnie i szybko. Od razu skierowała się do schodów na piętro. Za nią podążał elf ostrożnie niosący na rękach nieprzytomną półelfkę. Dziewczyna na jego rękach była blada i całkowicie bezwładna. Zauważyłeś, że reszta bywalców karczmy nie interesuje się nimi tak jak ty.

Kurai
Po krótkiej zaledwie chwili wpatrywania się w lusterko do twych uszu dobiegł cichy odgłos jakby pośpiesznie kończonej rozmowy. Gdzieś poza zasięgiem widoku w zwierciadełku zaskrzypiały zamykane drzwi. Po chwili w twym oczom ukazała się smukła postać twego opiekuna. Ubrany jak zwykle w lśniącą wieloma barwami pelerynę i wysoko wyciętą kamizelkę. Na głowie miał znany ci od zawsze kapelusz z szerokim rondem z ozdobiony piórami diatrymy. Opaska upodabniająca go do pirata czy rozbójnika tym razem znajdowała się na lewym oku. Gdy zbliżał się do zwierciadła jego buty i biżuteria, którą był obwieszony niczym świąteczne drzewko zadzwoniły donośnie.
- Witaj, malutka – Jarlaxle uśmiechnął się żartobliwie. – Myślałem, że już nigdy nie odezwiesz się do starego przyjaciela – mrugnął do ciebie prawym okiem zmieniając położenie opaski. W pewnej chwili zauważył twoje zdenerwowanie i poruszenie. Spoważniał. – Czy stało się coś złego?

Shamshiel
Ułożyłeś delikatnie bezwładną półelfkę na łóżku Virana. Jastra oddychała ciężko. Wyraźnie było widać, że źle z nią. Gorączka rosła z każdą chwilą. Zastanawiało cię co mogło się stać, że zmiana w waszej przewodniczce nastąpiła tak gwałtownie. Przetrząsałeś swą pamięć w poszukiwaniu jakichś tropów lecz nic nie znalazłeś. Nie miałeś bladego pojęcia co się mogło stać. Byłeś totalnie bezradny. Cholera! Jak ty nienawidzisz bezradności. Wpatrywałeś się przez chwilę z nadzieją w Kurai. Miałeś nadzieję, że choć ona będzie wiedziała co robić…
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai

Dziewczyna całym sercem cieszyła się, że może w końcu ujrzeć oblicze swego ojca. Jego uśmiech i ciepłe słowa ukoiły na chwilę jej nerwy, ton głosu był jak zawsze życzliwy i Kurai znów poczuła się wyjątkowo. Uśmiechnęła się lekko. Czuła, że Jarlaxle ją mocno kocha i nigdy nie da jej krzywdy zrobić... czuła też jednak, że była to jedynie gra pozorów - widziała to co miała widzieć, pokazywał jej tylko to, co chciała ujrzeć. Zmartwiła się nieco, lecz błyskawicznie odrzuciła te myśli.
Rozmyślania trwały jednak jedynie ułamek sekundy i niewiele z tego odbiło się na twarzy czy w oczach córki najemnika. Przypomniała sobie o kobiecie i gwałtownie spoważniała. Podniosła dłoń na wysokość twarzy, tak by Jarlaxle mógł ją widzieć i przekazała mu w zawiłym języku gestów:
- Ilharn - zaczęła dość oficjalnie i poważnie, nadając swym giętkim palcom 'wyraz czci i szacunku'. - Wspominałeś mi kiedyś o pewnych objawach i wierzę, że osoba, o której zaufanie teraz się ubiegam, nosi takie same symptomy - przekazała mu szybko i nie musiała wyjaśniać, że uważa tę osobę za kogoś godnego zainteresowania. Jarlaxle ufał jej osądom i jeśli dziewczyna chciała zyskać coś w oczach jakiejś istoty, to musiała ona być kimś przydatnym dla Drow'a. Nie musiał pytać, ona nie musiała wyjaśniać. Było to dla nich coś nader oczywistego.
Jarlaxle uczynił nieznaczny gest zachęcający ją, by mówiła dalej. Oparł się plecami o krawędź swego biurka, skrzyżował wyciągnięte nogi w kostkach i ręce na piersiach, ruchem ciała wprawił liczne błyskotki w ruch i do uszy Kurai dobiegło ich ciche dzwonienie. Często przyjmował taką pozycję, gdy rozmawiali o czymś ważnym. Dziewczyna poprawiła się na łóżku i wyprostowała jak struna.
- To kobieta półkrwi ludzkiej i elfickiej, w ciągu kilku sekund zbladła i straciła przytomność. Trawi ją gorączka, zdaje się być coraz gorzej. Jak można jej pomóc? - spytała wiedząc, że powiedziała dość, by ojciec miał dobre rozeznanie. - Jestem w Waterdeep - dodała, gdyby znał konkretne miejsce lub osobę, gdzie mogli uzyskać pomoc dla kobiety.
Jarlaxle zmarszczył czoło niezadowolony z tego co powiedziała Kurai i z tego co zobaczył. Gestami odpowiedział:
- Dziewczyna jest pod wpływem bardzo silnej trucizny. Wytwarza się ją ze specyficznego ziela, które nawet nie ma jednej ściśle sprecyzowanej nazwy. Trudno znaleźć na nią odtrutkę. Długo trwa ten stan? Ma jakichś wrogów? – spytał w końcu, wiedziała, że o to zapyta i już szybko przeczesywała pamięć.
- Zaiste, zdaje się mieć takowego – odpowiedziała powoli starając się dobrać kolejne słowa. – Spotkałam ją w towarzystwie mężczyzny, który usilnie chciał ją namówić do jakiegoś przedsięwzięcia, pokrzyżowałam jednak jego plany zapraszając ją do naszego stolika – specjalnie o tym powiedziała, gdyż teraz ona sama mogła się stać obiektem ataku lub zemsty. – Nie wiem, czy to mógł być on, czy osoba lub organizacja, wobec której mieli jakieś plany – wykonała gest bezradności oznaczający niekompletne informacje, które czasem mącą i mylą najoczywistszą prawdę. – Kobieta zaprowadziła mnie do łaźni i po wyjściu z niej zachorowała. Zemdlała jakieś dziesięć może nawet piętnaście minut temu. Jak można spowolnić działanie trucizny? Ile mam czasu? – dopytywała się, nie widać po niej było zdenerwowania czy strachu i determinacji. Uczyła się.
Jarlaxle nieco się odprężył. - Teraz możecie najwyżej zbić jej gorączkę i poczekać aż się zbudzi. Trucizna działa bardzo powoli i etapami. Teraz widzisz właśnie pierwszy etap. Następne nadejdą później, jeśli nie dostanie odtrutki, a najłatwiejszy na to sposób to znaleźć truciciela... Prawdopodobnie tez jedyny sposób w tej chwili. Dodam, że trucizna ta jest wyjątkowo przydatna w szantażach... i wyjątkowo droga - uśmiechnął się do własnych myśli.
Kurai odwzajemniła uśmiech i przez chwilę w jego oczach wyglądała jak rodowita mieszkanka Podmroku, Drowka z krwi i kości. Dobrze ją wyszkolił, mógł teraz jedynie ją cicho wspierać i liczyć, że sama dalej rozwinie swój talent. Spojrzał na nią z jakąś domieszką zadowolenia, czy może jej się tylko zdawało? Oczy dziewczyny zalśniły ze szczęścia i uśmiechnęła się promiennie. Na twarzy pojawiły się jej wypieki i tym razem powiedziała już na głos:
- Bel'la dos, ussta Ilharn... – szepnęła i posłała mu ‘całusa’. Jarlaxle uśmiechnął się do Kurai i puścił do niej oko. Opaska znów zmieniła miejsce. - Obowiązki wzywają, malutka - usłyszała jeszcze na odchodnym. Ostatnią wizją była jego uśmiechnięta, przystojna twarz. Teraz zdana była na siebie. Od niej zależało co postanowi dalej zrobić...
Odłożyła lustro z głośnym westchnięciem żalu, gdy tylko wizja znikła i pieczołowicie je spakowała do torby. Odwróciła się w stronę Elfa. Wiedziała, że nie było potrzeby, by rozmawiała w języku ‘migowym’, gdyż siedział za daleko, ażeby cokolwiek usłyszeć konkretnego. Była na siebie trochę zła, że widział jej mały sekret, ale cóż mogła zrobić? Tu mieli prywatność niezbędną do odbycia tej ważnej rozmowy. Westchnęła ponownie i uśmiechnęła się do Shamshiel’a rozpromieniona.
- Teraz możemy jej jedynie zbić gorączkę, jest pod wpływem silnej i paskudnej trucizny – skrzywiła się lekko, choć jej oczy nadal pozostawały szczęśliwe. – Odtrutkę można najłatwiej znaleźć u truciciela, gdyż owa substancja, ze względu na to, iż działa powoli, często jest wykorzystywana przy szantażach... – ściszyła głos i spojrzała na Elfa uważnie. – To nam daje trochę czasu. – uśmiechnęła się. – Co robimy? – spytała siadając z nogami skrzyżowanymi na łóżku. Pochyliła się w jego stronę kusząco. – Oczywiście, jeśli w ogóle chcemy... – zaczęła, lecz nie skończyła myśli. Był paladynem i propozycja zostawienia całej sprawy w cholerę zapewne by mu się nie spodobała. Kurai uśmiechnęła się gryząc się jednocześnie w język i machnęła ręką. – Nieważne! – zaśmiała się. – Pytanie tylko, kto i co chce od niej, można też poczekać na jakiś sygnał lub list żądający ‘okupu’ za jej życie...
Odgarnęła włosy do tyłu, nadal były mokre i lekko posklejane. Zaczynały się już plątać i Elfka poczuła dyskomfort, gdyż miała całą mokrą koszulę i kamizelkę na plecach. Zrobiło jej się zimno i wstrząsnął nią lekki dreszcz.
Craw
Bosman
Bosman
Posty: 1864
Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
Numer GG: 5454998

Post autor: Craw »

Shamshiel

Elf był bardzo zatroskany okropnym stanem swej nowopoznanej towarzyszki (co zresztą, po bliższym przyjrzeniu się, można było zauważyć). Wprawdzie była czasami irytująca czy nazbyt gadatliwa, to nie zmieniało to faktu, iż sam nie wiedząc czemu polubił ją. Możliwe, że stało się tak z powodu ciepła, jakie okazywała ów kobieta, a którego on sam tak rzadko zaznawał w swoim życiu. Ta myśl przypomniała mu też o Kurai - o ile mógł o niej zapomnieć – toteż odwrócił się w jej stronę. To, co ujrzał bardzo go zaskoczyło – elfka trzymała w dłoniach lusterko do którego wykonywała jakieś dziwne gesty swoją ręką. Wyglądało to zupełnie, jakby była ona czarodziejką – co zaskoczyło Shamshiela, gdyż nigdy by nie przypuszczał, ze Kurai mogłaby być adeptką sztuki – ta po prostu do niej nie pasowała. Rozmyślania te przez chwilę toczyły się dalej, po dziwnych ścieżkach, których istnienia elf wcześniej się nie domyślał, jednak zostały momentalnie przerwane przez niepokojące dźwięki pochodzące od strony Jastry - z ust półelfki zaczęły dobiegać jakieś pojękiwania, przez co Shamshiel odwrócił się w jej stronę. Wiła się ona dziwnie w łóżku, jej oddech zaś był cięższy niż przedtem. Elf dotknął jej czoła by sprawdzić temperaturę – była wysoka i trzeba było szybko interweniować, spojrzał więc zaraz na Kurai. Ona jednak nie skończyła jeszcze swoich rytuałów – co nie było dobra wiadomością. Cóż, elf nie chciał pozostawiać chorej bez opieki, jednak nie miał innego wyboru jak odejść na chwilę od swej towarzyszki.
Nagle kamienna twarz elfki została załamana poprzez delikatny ruch ust. Nie minęło kilka chwil, a Kurai odwróciła się do Shamshiela i lekko uśmiechnęła. Ten odpowiedział uśmiechem i zaczął słuchać to, co półdrowka miała do powiedzenia.
A sprawa wydawała się nad wyraz dziwna – kto chciałby otruć tę kobietę? Przecież wydawała się nie mieć żadnej wartości w przypadku szantażu, prędzej chodziło o nich samych. Shamshiel doszedł jednak do wniosku, że na przypuszczenia będzie czas później, teraz jednak – za radą Kurai – powinni zbić Jastrze gorączkę.
Dobrze więc – odparł do swej towarzyszki – udam się do gospodarza z prośbą o skrawki jakiejś tkaniny oraz misę z zimną woda. Ty zaś poczekaj tutaj na mnie
Po chwili elf zniknął w korytarzu.
Zablokowany