[D&D] Tolerancja

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

Aranea, Samanta i Indimar

Elfy zniknęły w chmurach pyłu zniesionych przez ich własne wierzchowce. Dopiero wtedy rozległo się charakterystyczne pyknięcie, po którym zawsze pojawiał się nie wiadomo skąd Tirtus, lekko zwariowany czarodziej-wróżbita. Wyglądał tak jakby nic się nie stało, jednak stało się... Ten starzec wystawił was na pastwę pustynnych elfów po prostu znikając! Chyba nie zamierzał tego komentować, jednak spojrzenia rzucone przez towarzyszy podróży zmusiły go do tego:
-Chyba nie chcecie mi powiedzieć , że gniewacie się na starego Tirtusa za to, że chciał uratować wam życie co?- zapytał jakby z wyrzutem- Posłuchajcie: Zniknąłem żeby w razie czego wykorzystać element zaskoczenia jasne? A teraz ruszajmy! To już niedaleko.

Po niecałej godzinie jazdy przez pustynie dotarliście do celu. Ten fragment podróży wydawał się być najbardziej nieprzyjemnym, ponieważ czarodziej nie rzucił na was ponownie zaklęcia chroniącego przez promieniami słonecznymi. Wieża sama w sobie była bardzo specyficzną wieżą... Wysoka, wąska oraz miejscami zrujnowana wznosiła się samotna po środku pustyni i co najdziwniejsze była otoczona fosą! Właściwie z tej odległości nie mogliście stwierdzić czy znajduje się tam woda, czy też dół jest pusty. Wieża posiadała także zwodzony most, który był teraz podniesiony co nie było dobrą wiadomością:
-No i co teraz?- zapytał Tirtus krzywiąc twarz.

[Napiszcie normalne posty i podajcie jakieś propozycje :)]

Xander

Wnętrze lokalu niosło osobliwy zapach z całą pewnością niekojarzący się z miejskimi karczmami. Tak... Woń egzotycznych kobiecych perfum z całą pewnością szybciej można by było skojarzyć z burdelem, a nie z gospodą. Mnich spokojnym krokiem podszedł do stolika przy, którym siedzieli jedyni goście. Była to czwórka mężczyzn ludzkiego pochodzenia oraz jeden nizołek. Grali w karty z całą pewnością na złoto leżące jawnie na stoliku. Stosik leżący przed najniższym z graczy wskazywał na to, że albo jest bardzo bogaty, albo ma bardzo dobrą passe. Właśnie on wskazał Xanderowi wolne krzesło jednak nie odezwał się ani słowem.

Mężczyźni grali dalej obserwując się bacznie. Milczeli i traktowali mnicha jak powietrze. Do stolika podeszła elfia panna i położyła na nim cebrzyk wina. Zwracając się do Xandera zapytała czy coś mu podać i właśnie wtedy goście od kart ożywili się. Zakończona partia sprawiła, że stosik niziołka nieznacznie urosła:
-No panowie znowu wygrałem!- ucieszył się mały- Ależ wy jesteście słabi!
Mężczyźni wybuchli śmiechem, jednak od razu było widać, że wcale nie jest im do śmiechu. Byli raczej poddenerwowani niż rozbawieni.
-Dołączysz się?- zapytał jeden z ludzi.

[Zapraszam na gg :)]
Mój miecz to moja siła
Gurewicz
Marynarz
Marynarz
Posty: 165
Rejestracja: środa, 8 marca 2006, 19:10
Numer GG: 5211689

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gurewicz »

Bard nie wiele myslal, nie chcial myslec-myslenie wyrywa z takiego blogiego nastroju, poza tym-po co?Tutaj nic mu nie grozilo.Poszedl sciezka, jak nakazala elfka.Spojrzal na klucze.Ciekawe do czego sluza?Pewnie sie dowiem jak dojde
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Matt_92 »

Indimar

-No i jesteśmy.- powiedział paladyn, patrząc w górę na sam czubek wieży. Słońce piekło niemiłosiernie, wyciągnął trochę wody i upił kilka łyków. Popatrzył na zamknięty zwodzony most.
-Od frontu może być ciężko wejść.- zauważył.
Powoli podjechał nieco bliżej, aby zobaczyć co jest w fosie. Przyglądał się przez dłuższa chwilę ścianom, żeby zobaczyć, czy dałoby się po nich wspiąć. I czy są jakieś większe szczeliny bądź okna, przez które można by wejść.
-Jakieś pomysły?- spytał, spoglądając na Araneę. Sekundę później popatrzył na Samantę. Jednak w jego spojrzeniu nie było złośliwości- jego twarz wyrażała jedynie ogromny zawód. Odwrócił wzrok i zapatrzył się gdzieś pod siebie.
*Gdy to się skończy, wracam do domu. Jak najszybciej.* pomyślał i nie mówił już nic.
A d'yaebl aep arse!
mamra22
Majtek
Majtek
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
Numer GG: 0

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: mamra22 »

Xander Tanari

Przez chwilę mnicha kusiło aby spróbować swojego szczęścia. Co prawda nigdy nie oddawał się hazardowi i nie wiedział nawet w co grają, ale każdy kiedyś zaczynał. Mimo wszystko Xander musiał odmówić, wciąż tkwiła w nim świadomość porażki w szachach a co gorsza oddał swoje ostatnie pieniądze strażnikom przy wejściu.
-Niestety ci dwaj przy wejściu zupełnie mnie spłukali;
Powiedział do człowieka który zaproponował mu dołączenie się.
-A więc czego chcesz od nas?;
zapytał jeden z ludzi, a niziołek zmierzył Xandera wzrokiem przymykając powieki.
-Mam dobrze płatną prace dla dobrego tropiciela. Podobno sporo wiecie o tutejszych bywalcach więc może słyszeliście o kimś takim?;
Pomimo niezbyt przyjemnego przyjęcia, mnich zachował spokój. Nie było sensu wszczynać burdy. Na to przyjdzie jeszcze czas.
-W mieście mieszka pewien tropiciel... Nazywa się Mandern i jest półorkiem, jednak wątpię żebyś go nakłonił do współpracy;
tym razem odezwał się Niziołek
- Od kiedy stracił jedną dłoń nie robi absolutnie nic poza zalewaniem się w trupa do nieprzytomności.

-Brzmi nieźle, gdzie mogę go spotkać?

-Będziesz musiał poczekać na wieczór bo dopiero wtedy pojawia się w tawernie "Pod gryfimi skrzydłami"
;
niziołek zaczął tasować karty robiąc przy tym efektowne sztuczki
- To taka speluna oddalona jakieś dwieście metrów od bramy miejskiej w kierunku wschodnim. Może póki co jednak skusisz się na partyjkę?

-Niestety jak powiedziałem nie mam już pieniędzy, a i do hazardu niezbyt mnie ciągnie.

-Nie masz pieniędzy i chcesz dać pracę tropicielowi... Powodzenia

skwitował niziołek i zaczął rozdawać karty. Ten wścibski Niziołek zaczynał denerwować mnicha.
-O to nich już cię głowa nie boli. Sponsorują mnie wpływowi ludzie.

-A jacy to wpływowi ludzie
;
wyraźnie zainteresowali się wszyscy siedzący przy stole;
- I kim ty właściwie jesteś?
Za całą odpowiedź musiał im wystarczyć tajemniczy uśmiech na twarzy mnicha.
-Urocze,
skomentował Niziołek
- A teraz jeżeli już niczego od nas nie potrzebujesz i nie masz zamiaru zagrać to łaskawie odejdź od naszego stolika... Czuje że znowu wygram chłopaki

-Oczywiście. Dziękuje za pomoc, a swoją drogą na przyszłość oszukuj trochę lepiej.
Puścił oko do niziołka i oddalił się od stołu. Do zmierzchu pozostawało jeszcze trochę czasu, a Xander nie wiedział co jeszcze może zrobić. Jak na razie musiał czekać na umówione spotkania. Pożałował że sam nie może się skontaktować ze swoim pracodawcom. Jemu samemu zawsze wystarczały drobne sumy i teraz zbeształ się w duchu za to że nie wziął jakiejś zaliczki. Duża sumka rzucona tropicielowi mogła rzeczywiście znacznie ułatwić rozmowie. Po raz kolejny Xander zatęsknił za zasadami rządzącymi klasztorem, tam życie było znacznie prostsze. Mimo tego nie przejmował się na zapas, tylko ruszył raźnym krokiem do karczmy na umówione spotkanie z Ererem. Z pewnością będzie musiał na niego trochę poczekać, ale postanowił wykorzystać ten czas na medytacje.
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Ruda

Gdy elfy odjechały w sobie tylko znanym kierunku, Aranea miała ochotę zamordować Indimara. Powstrzymała się jednak od komentarza - machnęła ręką i wróciła na swojego wielbłąda. Wbrew pozorom tłumaczenie Tirtusa jedynie poprawiło jej humor - ten gość był tak dziecinny...
Wieża zupełnie nie pasowała do krajobrazu, który ją otaczał. Ruda wstrzymała na moment wielbłąda, zmrużyła oczy, aby lepiej przyjrzeć się ruinie. Na upartego dałoby radę się wspiąć. Pytanie tylko, co było w fosie. Woda... w sumie pal licho, jeśli cała drużyna umiała pływać. Gorzej, jeżeli rów był wypełniony czymś gorszym. Czym - Aranea wolała nie myśleć.
- Objedźmy wieżę, może będzie jakaś wyrwa, do której damy radę się wspiąć - mruknęła.
Ruda zdjęła z szyi chustkę i wytarła nią twarz - było gorąco jak diabli. Miała dość pustyni, wielbłądów i idiotów, których trzeba ratować.
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Samanta »

Samanta zeszła z wielbłąda, który tylko denerwował ja tylko bardziej. Po chwili podeszła do Rudej. Zauważyła ze Indimar denerwuje nie tylko ja.
-Myślimy podobnie.
Po raz pierwszy od wielu godzin uśmiechnęła sie
-Nie tylko na temat obejścia wieży.
Mówiąc to pościła oczko w jej stronę. Po chwili spojrzała w stronę palladyna.
-Jesli pan pozwoli to pojde, obejde wieże i zobaczę czy nie ma jakiegos innego wejscia z drogiej strony.
Powiedziala ze speczyficznym ironicznym tonem w glosie po czym nie czekajac na odpowiedz ruszyla wzdłuż fosy.
-ile bym dala za pare kropelek swiezej krwi
Mruknela sama do siebie oblizujac sie.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

Aranea, Samanta i Indimar

Zaczęliście powoli obchodzić prastarą elfią wierzę. Przy okazji Indimar zbliżył się do fosy i mało co, a wpadł by do niej będąc w głębokim szoku... Fosa sięgała naprawdę nisko tworząc czeluść ciemniejszą niż sama noc. Spoglądając w dół dochodziło się do spostrzeżenia, że dół nie ma dna. Jednak nie to przeraziło paladyna, a były to świetlne punkciki chaotycznie rozrzucone w ciemnej czeluści. Widok ten przypominał, a właściwie był niebem gwiezdną nocą. Po krótkiej przerwie spowodowanej odkryciem, a właściwie nie, zawartości fosy drużyna kontynuowała oględziny przybytku. Kilkanaście kroków i... Bingo! W murze znajdowała się wyrwa na tyle duża, by zmieścił się tam każdy z podróżników. Pozostawał jednak problem, a mianowicie szeroka na trzy metry fosa oraz to, że wyrwa znajdowała się zbyt wysoko, by po prostu doń wskoczyć. Tirtus postanowił wydać swoją opinie:
-To nasza jedyna szansa by wślizgnąć się do środka... Ja sobie poradzę, ale czy wam starczy odwagi i umiejętności?- zapytał szczerze zmartwiony- Niestety nie posiadam tak wielkiej mocy by przenieść was tam wszystkich. Musicie sami coś wymyślić...

Xander

Po raz wtóry siedząc w karczmie "Pod dzikiem kłem" oczekiwałeś na spotkanie z Errerem Avaresem swoim wieloletnim przyjacielem. Chociaż czasu do spotkania było jeszcze wiele, Xander postanowił posiedzieć pod dachem gospody medytując, z braku innego zajęcia. Siedząc w ciemnym koncie pomieszczenia starał się nie zwracać na siebie uwagi i stopniowo dzięki sztuce trenowanej przez lata opuszczał swoje ciało. W takich momentach nie liczyło się otoczenie, na diablę nie wpływały bodźce takie jak, zapach, emocje. Jednak momentalnie i nieprzyjemnie dla medytującego, można bo było wyrwać z transu silnym szturchnięciem, uderzeniem, bądź uszczypnięciem... Stało się tak właśnie w tej chwili. Xander "wróciwszy" do zatłoczonego pomieszczenia poczuł, a później zauważył mężczyznę ściskającego mu mocno nadgarstek. Był wysoki i chudy, a twarz skrywał w cieniu głęboko naciągniętego kaptura:
-Jestem od Wielkiego- szepnął i zwolnił uścisk-Wyjdziemy stąd i udamy się w bardziej ustronne miejsce, wtedy pogadamy. Ruszaj.

[Dialog do rozegrania na gg]

Ekthelion

Ruszyłeś ścieżką, która wyznaczyła ci kobieta nazywająca samą siebie Strażniczką kluczy. Ogród przez który prowadziła twoja trasa był piękny, niecodzienny, a wręcz nieziemsko w dosłownym tego słowa znaczeniu. Drzewa znacznie przewyższały te, które bard miał okazje oglądać kiedykolwiek, kwiaty mieniły się milionami kolorów, czasem takimi o jakich Ekthelion nie miał pojęcia, że istnieją. Mimo to piękność ogrodu była dość surowa, przez brak jakiejkolwiek formy życia oraz ruchu na widoku... Pół-elf nigdzie nie widział zwierząt, czy też gałęzi targanych przez podmuch wiatru. Aż tu nagle zobaczył ruch i to dość intensywny. W jego kierunku z głębi ogrodu biegła kobieta elfiego rodu. Jej piękne złote włosy były skąpane we krwi, a zielona suknia miejscami podarta. Wyglądała jakby przed czymś uciekała. Potknęła się o kamień upadając na zielone trawiaste podłoże. Podniosła głowę i powiedziała z błaganiem w oczach:
-Nie pozwól mu... Proszę nie pozwól mu, żeby znowu to zrobił...
Zza krzaków wyszedł mężczyzna. Był to człowiek po czterdziestce z długą zaniedbaną brodą i brudem pokrywającym całe ciało:
-A więc tutaj się ukryłaś elfia k***o! Nie uciekaj przed tym co nieuniknione moja mała- zdawał się cię nie widzieć.
Mój miecz to moja siła
mamra22
Majtek
Majtek
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
Numer GG: 0

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: mamra22 »

Xander Tanari

Mnich bez protestów ruszył za nieznajomym. Ten poprowadził go przez kilka zaułków by w końcu zatrzymać się w jednym z nich. Ku zdziwieniu mnicha z cienia wynurzyła się Ariadna.
-Dobrze mnichu jakie są póki co twoje osiągnięcia?
zapytał mężczyzna w kapturze
Mów w skrócie... Im szybciej się rozejdziemy tym lepiej.
Xander uważał podobnie więc nie zadawał żadnych pytań na temat kobiety.
-Na razie nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Z Errerem mam się dopiero spotkać.

-A to morderstwo naszego człowieka?

Mężczyzna rozglądał się jakby wietrzył niebezpieczeństwo.
-Musze zwerbować jakiegoś tropiciela bo mój informator nie umie za wiele powiedzieć. Z tego co się dowiedziałem rany na ciele były dość charakterystyczne. Jak na razie to jest jedyny mój punkt zaczepienia.

-Jak to charakterystyczne?

-Na całym ciele były drobne, głębokie rany. Dziesięć do piętnastu centymetrów

-To faktycznie dziwne... A co z twoją misją Ariadno?

Mężczyzna zwrócił się do milczącej do tej pory kobiety.

-Udało mi się poczytać trochę myśli pana Avaresa i dowiedziałam się arcyciekawej rzeczy, w przeciwieństwie o naszego wojowniczego mnicha. A więc...;
urwała ponieważ bełt wystający z jej piersi przeszkodził w mówieniu. W momencie mężczyzna uskoczył za znajdującą się niedaleko beczkę. Mnich co prawda nie widział nadlatującego bełtu, ale po kącie w jakim wbił się w ciało bez trudu określił skąd nadleciał. Chciał rzucić się za strzelcem ale tak gdzie powinien kryć się zamachowiec była tylko ściana.
-Cholera ukryj się morderca jest na dachu. Ma nas jak na widelcu;
wrzasnął mężczyzna ukrywający się za beczką. Xanderowi nie trzeba było tego powtarzać dwa razy. Skrył się za jedną ze skrzyń, ostrożnie starając się wypatrzyć snajpera. Oboje wyczekiwali na następny strzał, ten jednak nie padł. W końcu oboje wyszli z ukrycia a mężczyzna w kapturze sprawdził stan Ariadny – nie żyła. Wyciągnął z jej ciał bełt, na całej długości pokryty ząbkami.
-Widziałeś kto to był,
Zapytał mnich.
-Widziałem go tylko przez moment;
zacisnął pięści
- Był niski i zamaskowany. I znał się na swoim fachu... Spójrz tylko na ten bełt.

Mnich wziął bełt od mężczyzny i przyjrzał mu się. Ząbki którymi pokryty był pocisk zostały zaprojektowany w celu masakrowania wnętrzności ofiary. Całość wyglądała na niezwykle profesjonalne i dość kosztowne wykonanie.
-Wiesz kto może używać takiego sprzętu i źle życzyć naszej organizacji?;
Zapytał mnich po obejrzeniu pocisku.
-Nie mam pojęcia. Ja tylko przekazuje informacje... Znalezieniu mordercy to chyba twoja działka!
Wybuchł
- Z resztą nie ważne. Jutro też cię znajdę i znowu zdasz raport;

powiedział na odchodne i ruszył wąską alejką. Mnicha schował bełt i pokazał niecenzuralny gest plecom nieznajomego. Ruszył powoli do karczmy zastanawiając się nad ostatnimi wydarzeniami. Ciekawiło go co takiego odkryła kobieta, że musiała przypłacić to życiem. Xander miał dziwne uczucie że w walkę wmieszała się jakaś trzecia siła, bo wątpił aby Errer w ten sposób eliminował swoich wrogów. Mnich miał nadzieję że rozmowa z Errerem da odpowiedź na kilka pytań więc przyśpieszył krok, chcąc dotrzeć jak najszybciej do karczmy .
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: [D&D] Tolerancja

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Aranea Kariani

Ruda musiała zgodzić się z Samantą - jakoś dzisiaj myślały bardzo podobnie. Odpowiedziała wampirzycy uśmiechem i perskim oczkiem, po czym ruszyła obejrzeć tę cholerną elfią wieżę. Gdy w końcu zobaczyła wyrwę w murze, poczuła przypływ radości, który jednak równie szybko zgasł - do wyrwy trzeba się wszak jakoś dostać. Przystanęła, wlepiając wzrok w mur i przygryzając wargę.
- Z odwagą jop twoju mać - mruknęła. - Gorzej z pomysłem... Do tej wyrwy pewnie da sie jakoś wspiąć, ściana nie może być idealnie gładka. Gorzej z tą fosą.
Aranea spojrzała w ziejącą przed nią ciemność i aż się cofnęła. Przez moment chciała próbować ją przeskoczyć, ale zrezygnowała - to byłby samobójczy pomysł.
- Ma ktoś linę? Może dałoby się ją jakoś zaczepić o występ w murze i spróbować przejść... Nie wiem, nie mam lepszych pomysłów.
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: [D&D] Tolerancja

Post autor: Samanta »

Kobieta ruszyła powolnym krokiem starając sie obejść fosę * glupi starzec przyprowadził nas tutaj wiedząc ze nie ma zadnego wejscia* myslala wzdychajac co chwile z powodu gorąca. Wampirzyca nie miala zaufania do starca. Dopiero teraz zaczynala racjonalnie myslec po wszytskich przezyciach z ostatniej nocy. * Nie wiem czy mozna mu ufac* Powtarzala sobie co chwile. Patrzyla z zaniepokojeniem na Indimara oraz Ruda. Intuicja zadko kiedy ja zawodzila. Po chwili zobaczyla dziurę w murze. Wysłuchała przemowy starca po czym spojrzała w jego strone. Przeczyszczajac gardlo przemowila.
-A co ty masz z tej calej wyprawy? Prowadzisz nas do tego cennego artefaktu, ktory wskrzesza ludzi. Skoro wiedziales o jego istnieniu to czemu wczesniej go nie zabrales? Mogl bys na tym zarobic fortune. Jaki masz w tym interes? Cos mi tu nie pasuje...
Samanta przeszywala mezczyzne morderczym wzrokiem czekajac na odpowiedzi.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: [D&D] Tolerancja

Post autor: Matt_92 »

Indimar Gallen

-No to jesteśmy w dupie.- mruknął pod nosem paladyn gdy ujrzał dzielącą ich od szczeliny na kilka metrów szeroką fosę.
-Nie mamy liny. Ani żadnego substytutu. I maga, który nie bardzo jest w stanie nas przenieść przez te trzy metry...- zauważył posępnie, przysłuchując się jednocześnie temu jak Samanta dopytuje starca o powody jego podróży.
-Z tego co wiem, Samanto, TY umiesz w jakimś stopniu posługiwać się magią. Jesteś w stanie nas tam przenieść? W tą i Z POWROTEM?- zaakcentował ostatnie słowo. -Głupio byłoby gdybyśmy wszyscy utknęli tam i nie mogli się wydostać.
Zszedł z wielbłąda i stanął tak, aby starzec znajdował się między nim a wieżą. Użył swojej paladyńskiej zdolności wykrywania zła.
-I raczej nie przeskoczymy, nawet gdybyśmy zdjęli pancerze i zostawili broń. Wspaniale. Założę się, że bogowie wspaniale się bawią.

Niespodziewanie, zaczął się głośno śmiać. Nie mógł przestać przez dłuższy czas, skulił się na ziemi i śmiał się, trzymając za brzuch i policzki, bo wydawało sie mu, że za chwilę eksplodują. Prawie że zaczął się dusić.
-To było cudowne! Przemaszerowaliśmy przez pół pustyni żeby ratować barda, a teraz utknęliśmy na trzymetrowej dziurze!-wykrzyczał, po czym nagle jakby zmarniał i opadł z sił. Jednak natychmiast po tym zaczął wyrzucać z siebie negatywne emocje, w formie długiego ciągu przekleństw i bicia pięściami w piasek.
Usiadł po turecku, spojrzał w niebo, na słońce i upadł ciężko plecami na ziemię, a z ust wyrwał mu się krótki szloch, a oczy przeszkliły. Rozpłakałby się, gdyby nie był tak zmęczony i odwodniony.
-Za jakie grzechy! Co ja takiego do cholery uczyniłem!?- zaczął jęczeć i zakrył twarz dłońmi.
Leżał tak przez chwilę. W końcu wstał. Spojrzał na starca zrezygnowanym wzrokiem.
-Powiedziałeś, że nie możesz przemieścić tam WSZYSTKICH. Czy będziesz mógł przenieść choć jedną osobę?- zapytał.
Nie, nie podda się. Osiągnął już dno, teraz może tylko odbić się od ziemi. Nieważne co jest za ścianą wieży. Nieważne czy przeżyje ewentualną walkę. Wszystko stało się nagle obojętne.
-Jeśli tylko jedną, to pójdę ja.- rzekł i wstał, otrzepując z siebie piach. Czul ogromny wstyd. Złamał się. Na byle dziurze. Trzeba odzyskać jakoś utracony przed chwilą honor.
Bycie paladynem to naprawdę ciężki kawałek chleba.
A d'yaebl aep arse!
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: [D&D] Tolerancja

Post autor: Errer_Avares »

Xander

Karczma w dalszym ciągu świeciła pustkami, ale na szczęście w środku przybył jeden gość- Errer Avares, człowiek z którym mnich Xander chciał się tak pilnie rozmówić. Siedział w towarzystwie jakieś kobiety i rozmawiał z nią. Była nader wysoka i mimo smukłości sylwetki umięśniona. Z wysokości dwóch metrów i dziewięciu centymetrów gdzie osadzona była podłużna twarz tajemniczej towarzyszki Errera, rzucała uważnymi spojrzeniami po wszystkich kontach karczmy, co wcale nie przeszkadzało jej utrzymywać ożywioną rozmowę. W pewnej chwili zlustrowała nawet Xandera i właśnie wtedy odkrył on, że oczy kolosalnej dziewki są wściekle czerwone, a ich barwa przyćmiewa nawet intensywne rudy kolor jej krótko ściętych włosów. Errer dyskretnym ruchem dłoni nakazał mnichowi zaczekać. Po kilku donośnych beknięciach miejscowej hołoty siedzącej przy barze kobieta pożegnała się z Errerem i opuściła karczmę. Errer wyraźnie się odprężył i z uśmiechem na ustach zaprosił starego przyjaciela do swojego stolika. Najwidoczniej ta dziwna parka siedziała tu na tyle długo, żeby rozpracować cebrzyk wina, który stał na stole smutnie pusty:
-Nareszcie możemy się rozmówić- mówić to Errer uścisnął ramię Xandera- Nie cierpliwie oczekiwałem tego momentu od kiedy spotkaliśmy się rankiem przyjacielu.

[Dialog do przeprowadzenia na gg]

Aranea, Samanta i Indimar

Mag przytaknął paladynowi pytającemu o ilość osób jakie Tirtus jest w stanie przetransportować do środka. Tylko jedną... A jeżeli chodzi o samodzielne i karkołomne misje oraz ryzykowanie dla innych, to rycerze podobni Indimarowi byli specjalistami w tym temacie. Czarodziej wytworzył płaski, okrągły dysk jarzący się na czerwono, w kształcie przypominający tarczę i siłą woli przeniósł nad fosę:
-Indimarze nie trap się o wytrzymałość tego dysku. Ręczę, że bez problemu utrzyma cię wraz z twoim ekwipunkiem- zapewnił staruszek- Jednak uważaj na to co możesz spotkać w środku... Nikt nie wie co może tam na ciebie czyhać. My staniemy przy zwodzonym moście, więc postaraj się go opuścić rycerzu, wtedy stawimy czoło złu zamieszkującym tą wierze wspólnymi siłami.
Indimar wszedł na dysk i pofrunął w stronę wyrwy, natomiast czarownik oraz dwie towarzyszące mu kobiety ruszyły w stronę frontalnego wejścia do wieży.

Indimar

Lot na czym takim sam w sobie był dziwny, ale dodając do niego czeluść bez dna, w której jarzą się gwiazdy sprawiały, że mężczyzna przeżywał najbardziej nieprawdopodobną i metafizyczną chwilę w swoim młodzieńczym życiu. Wszedł przez wyrwę rozdzierając kilka pajęczyn. Wewnątrz było ciemno i strasznie cuchnęło. Paladyn pogrążony w ciemnościach wyciągnął przed siebie dłonie i dojrzał ich, choć kształt był niewyraźny. Nie wiedział żadnej ze ścian poza tą, w której była wyrwa, o żadnych drzwiach nie wspominając. Wszechogarniającemu mroku towarzyszył fetor zgnilizny i rozkładu. W pewnym momencie usłyszał wycie i miał pewność, że dochodzi ono z wewnątrz budynku. Indimar nie był sam w prastarej twierdzy pustynnych elfów.

Aranea i Samanta

Obchodząc wieże po raz wtóry Tirtus poczuł się do tego, żeby odpowiedzieć na zarzuty Samnaty:
-Jestem naprawdę rozczarowany waszą oceną mojej osoby- w jego głosie wyczuwało się gorycz, rozczarowanie, a nawet odrobinę gniewu- Stary człowiek, który na dobrą sprawę powinien odpoczywać, a nie wdawać się w taką awanturę pomaga młodzikom z własnej nieprzymuszonej woli, a tutaj taka zapłata... Zero wdzięczności jak widać! W zasadzie jak wam przeszkadzam to powiedzcie tylko jedno słowo i już mnie nie ma niewdzięcznice!- w tym momencie poziom jego zdenerwowania wyraźnie podskoczył, a następnie znowu opadł jakby starzec zganił się w duchu- Więc jaka jest wasza decyzja mam odejść?
Pytanie zawisło w powietrzu i pozostało bez odpowiedzi, ponieważ coś jakby wycie wilka rozległo się wewnątrz wieży. Jeżeli kobiety mogły polegać na swoim słuchu, to dźwięk dochodził z górnych jej poziomów.
-Ki czort do cholery?!- Tirtusowi znowu przerwało wycie. Tym razem odleglejsze, chóralne i dobiegające z pustyni- To wyjce! Szykujcie się do walki bo będą tu za chwilę!
Wycie dobiegało z coraz mniejszej odległości.
Mój miecz to moja siła
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: [D&D] Tolerancja

Post autor: Matt_92 »

Indimar

Paladyn wziął długi, uspokajający oddech. Jego "aura odwagi" nie pozwoliła mu się bać. A przynajmniej sprawiała, że jego strachu nie było widać. Tak naprawdę, w sercu miał stałe obawy.
Nie było to przyjazne miejsce.
Wyciągnął miecz z pochwy. Zmówił szeptem modlitwę do swojego boga i zaczął powoli posuwać się naprzód, trzymając przed sobą tarczę, a mieczem przesuwając po ścianach, szukając drzwi czy czegoś takiego.
*No to zrobiło się naprawdę ciekawie*- pomyślał, próbując dostrzec cokolwiek w ciemnościach.
Przystanął na chwilę, poszukał w plecaku pochodni.
*Jeśli coś co tu jest nie potrzebuje światła do widzenia, to jeśli rozpalę pochodnię, pomoże tylko mi. A może nawet oświetli to coś.*
Uśmiechnął się w duchu. To nie jest jego pierwsza przygoda związana z mrokiem, jaskinią i dziwnym stworem.
Przecież trochę się wcześniej z Errerem znali, no nie?
Ruszył do przodu, oświetlając sobie drogę.
A d'yaebl aep arse!
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: [D&D] Tolerancja

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Ruda i Samanta

Samanta nie dostała odpowiedzi od starca. Po chwili popatrzyła na paladyna.
- Szkoda mi ciebie - mruknęła w jego stronę.
W następnej chwili mężczyzna znowu podjął samodzielną decyzje i "poleciał" w stronę muru. Ruda prychnęła z irytacją, gdy Indimar zniknąłem z oczu. Odgarniając włosy z twarzy, powoli zaczęła brnąć przez piasek w stronę bramy.
- Co za palant - mruknęła pod adresem paladyna.
W rzeczywistości jej reakcja była podyktowana nie złością, a troską o Indimara. A co, jeśli coś mu się w tej wieży stanie? Nawet, gdyby o tym wiedziała, nie mogłaby nic zrobić. Miała nadzieję, że nawet w razie niebezpieczeństwa, da sobie radę.
Wampirzyca przerwała milczenie.
- Niby czemu on poleciał? Czemu jedna z nas nie mogła zająć jego miejsca? - zapytała Rudą.
Aranea jedynie wzruszyła ramionami.
- Bo jest najsilniejszy. I jest mężczyzną - dodała. - Ale martwię się o niego. Nie wiadomo, co może się stać, gdy będzie tam sam.
- Taki z niego chojrak to niech teraz poniesie konsekwencje. – Wampirzyca uśmiechnęła się w jej stronę. - Co myślisz o tym staruszku?
Ruda spojrzała w stronę Tirtusa. Chyba ich nie słyszał.
- Troszkę zwariowany, ale ufam mu. W życiu nie podejrzewałabym go o jakieś złe zamiary.
- Moje przeczucia nie daja mi spokoju – odparła wampirzyca. Mówiła półszeptem.
Po chwili obie kobiety usłyszały wycie wilka.
- Wilk na pustyni?! – zapytała zaskoczona Samanta.
Ruda przystanęła, słysząc wycie. Od razu podniosła prawą rękę do miecza.
- Będzie walka - zauważyła. - To nie są zwykle wilki.

[No i znowu rusza najbardziej obiecująca sesja na tawernie ;)]
Zablokowany