[WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ninerl »

Naraikhael Kynthir
Roześmiała się kpiąco, gdy usłyszała nazwę przeklętej krainy i złoto, jakie proponował kupczyk.
- Czy ty masz nas za idiotów? To Sylwania, a nie spacerek po lesie. Kraina, nie wiem czy nie bardziej niebezpieczna niż Norska....albo północne ziemie Kislevu...
Krasnolud coś dodał o dwóch setkach do podziału, ale to i tak dla Naraikhael było za mało, by podjąć ryzyko.
- Więcej...po stówie na głowę teraz, a druga powrocie....Jeśli twojemu panu tak zależy na smarkuli, to zapłaci.- dodała stanowczo. Wymieniła przewidująco znaczną sumę, by móc więcej utargować. Tak to się zwykle robiło.
Zapewne sługa, jeśli ma choć trochę oleju w głowie, zacznie się targować.
- Kochać swoją córkę, Taranisie?- spytała cynicznie-Raczej możliwości, jakie niesie jej uroda i pieniądze jakich mu przysporzy....-dodała z prychnięciem. Asrai był jakiś naiwny, czy co? Sporo ludzi w potomstwie upatrywało korzyści, niektórzy byli straszni, traktując dzieci niemal jak zwierzęta.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis

Schultz wydawał się teraz nieco rozdrażniony, nie dziwne zważając na przebieg rozmowy. Throrgrim z zawziętością godną prawnika z Marienburga, prowadził twarde negocjacje i choć elfowi wydawały się zbyt szybkie i ostre, wolał się nie wtrącać.
O Sylvanii słyszał tylko plotki, postanowił więc zawierzyć słowom khazada w tym temacie.

Samego Asrai, monety nie interesowały aż tak bardzo. Wystarczyło mu by starczyło na przeżycie, a i do tego nie zawsze były konieczne.
Las dostarczał, zarówno schronienie, jak i żywność.

Zaskoczyło go zachowanie Naraikhael, czyżby elfka była bardziej chciwa niż krasnolud?
W jej szaroniebieskich oczach, tak podobnych jego, dostrzegł dziki błysk.
- Kochać swoją córkę, Taranisie? Raczej możliwości, jakie niesie jej uroda i pieniądze jakich mu przysporzy... - zwróciła się cynicznie do zwiadowcy. Syn puszczy przeklnął w duchu.
Nie jestem głupi - odparł bezgłośnie, nie mogła zrozumieć że pragnął dostrzec reakcję kupca?

Elf przekręcił się na krześle, wystawiając lewą rękę za oparcie i zaczął bębnić palcami prawicy, która samotnie pozostała na stole.

- Dobra, gdziekolwiek idziemy, cokolwiek mamy robić, ja się zgadzam. - dał znać Shotten, kiedy wrócił. Był pełen wigoru i w świetnym humorze.
Leśny elf czekał na wypowiedź kupca, miał wrażenie że rozmowa potrwa jakiś czas,
Wzrokiem wyszukał jedną ze służek i dał jej znać że przydałby się jeszcze jeden dzban z winem.
Ostatnio zmieniony środa, 25 marca 2009, 10:37 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 1 raz.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Vinnred von Shotten

Reakcja elfki zaskoczyła go, czyżby chciała sobie uzbierać na jakieś cudowne przywrócenie urody? Wzdrygnął się na samą myśl o tym i szybko wrócił wspomnieniami do prześlicznej i delikatnej Ulli. To była prawdziwa dama! Ciepła, skromna, wrażliwa... a nie taki babsztylo-chłop.
- Moja droga, niektórzy rodzice pragną dla swych dzieci tego co najlepsze, nie zawsze jednak zgadza się to z pragnieniami młodych - przemówił cicho głębokim głosem. - Jestem pewien, iż w tym wypadku chodzi o bezpieczeństwo i przyszłość Margo. W mniemaniu jej ojca, wydanie córki za kogoś bogatszego i mieszkającego bliżej, będzie dla niej lepsze. Gdyby nie kochał swego dziecka, czy chciałby ją mieć tak blisko siebie? Interesy interesami, ale dziecko zawsze pozostaje dzieckiem swych rodziców. Nie jesteśmy bezduszną rasą, wierz mi... Myślisz, że żerowanie na czymś nieszczęściu i próba wyciągnięcia z tego jak najwięcej złotych monet to przejaw czego? Dobrego serca? I nie zasłaniaj się tutaj Sylvanią, bo wyglądasz na wprawną wojowniczkę, choć może nie aż tak bardzo, jakbyś chciała uchodzić... - dodał, zerkając wymownie na szpecącą twarz bliznę. - Jeśli stawka ci nie odpowiada, nikt nie każe ci z nami iść, dumna wojowniczko...

Zakończył wywód, splatając odziane w rękawiczki palce dłoni i opierając na nich nos. Zasłonił swe usta, starając się skryć złośliwy uśmieszek. Blask oczu Vinnreda pozostawał chłodny i nieprzyjemny, jakby po ostatnim stwierdzeniu bardzo znielubił elfkę. Nie lubił osób, które nie potrafiły słuchać innych, a wydawało się, że kobieta w ogóle nie zwróciła uwagi na targowanie się khazada. Nie dało się ukryć, że wiele straciła w jego oczach i nie miał ochoty z nią iść. Spojrzał po towarzyszach, jedynie elf i krasnolud wydawali się być godnymi przyjaciółmi, którym powierzyłby swoje życie i los.
- Może idź sama, wtedy nie będziesz się musiała z nikim dzielić - zauważył, mierząc ją ostrym wzrokiem. - Mówiąc szczerze to byłbym rad, gdybyś zrezygnowała. Nie jesteś osobą, którą chciałbym mieć za swoimi plecami. W przeciwieństwie do długobrodego i ostrouchego - dodał, uśmiechając się do nich życzliwie.
Wadą i zaletą Vinna było to, że zawsze mówił o tym, o czym myślał i zawsze był szczery. Czasami aż do bólu.
Obrazek
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acid »

Throrgrim

Tarczownik zaśmiał się gromko, klepiąc Vinna po plecach za ostatnie celne riposty w stronę elfki. Throrgrim uwielbiał złoto, był w pewnym sensie chciwy, ale wiedział, że są granice, których się nie przekracza – może nie był jakimś wybitnym negocjatorem, ale trochę już w życiu przeżył. Tym bardziej zdziwiła go chciwość elfki. Chwilę później, z wciąż rozbawioną miną, rzekł do kobiety z blizną.

- Człeczyna ma rację! Co ty, głucha byłaś? Nie słyszałaś jak się targowałem z Schultzem? Widać, że chyba masz gdzieś o czym my tu rozmawiamy i chcesz zgrywać wielką wojowniczkę która sama sobie ze wszystkim poradzi i sama będzie o wszystkim decydować. Jak dla mnie sto pięćdziesiąt koron do podziału, to dobra propozycja – skinął głową człowiekowi i po chwili rozłożył się na krześle zakłądajac wielkie łapy na piersi. - Jeśli komuś nie pasuje, to nie musi z nami jechać - ja biorę tę robotę. Rzekłem! - spojrzał na elfkę.

Gdy zawołana przez Taranisa służka przyniosła dzban wina, krasnolud rozlał szkarłatny napój do szklanic i wzniósł swoje naczynie do góry.

- Za powodzenie wyprawy, towarzysze. Na Grimnira, czeka nas ciekawa podróż. - poczekał na nowych kompanów, po czym przechylił do dna i wielką dłonią przetarł zwilżone usta. Prychnął radośnie i polał następną kolejkę. Nic tak nie poprawia humoru jak dobre pieniądze z samego rana...

[Ciekawa rozmowa nam się zawiązała, nie sądzicie? :D. A Uro Boros gra jeszcze z Nami :?: ]
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ninerl »

Naraikhael Kynthir
Wysłuchała do końca smarkatego czarodzieja i ryknęła śmiechem.
- Zabawny jesteś, chłopcze...Widzę, że doświadczenia ci jeszcze brakuje...- dodała pobłażliwie i całkowicie specjalnie- Nie wiesz, że targowanie się zaczyna od najwyżej kwoty, a potem schodzisz w dół? Powinieneś zaciągnąć się do jakieś kompanii, szybko byś zrozumiał o co chodzi. Wątpię, byś martwił się kiedykolwiek o żarcie dla kilkudziesięciu ludzi. Nie wspomnąc już o reszcie wydatków..- złożyła dłonie w zamyśleniu w piramidkę.
- I mój drogi, wojownik bez blizn to jak mężczyzna...eunuch...albo słońce bez blasku. To też zapamiętaj. Gładkie liczka to dobre są dla szlacheckich syneczków, tych którzy nie wysilają się na polu walki.- pokręciła niemal niedostrzegalnie, gdy na moment zalały ją wspomnienia- A twoją opinię mam za nic, ale miło, że jesteś szczery, bo lubię takich ludzi- Naraikhael wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
Potem odezwał się krasnolud. Poględził przez chwilę, a Naraikhael przewróciła oczami, słysząc jego słowa.
- Bierzesz robotę, a tamte ziemie dobrze znasz? Zadarłeś z tamtejszymi...możnymi? To nie jest taka sobie wyprawa, ot hop i już. Każdy z was, długobrodych to gorąca głowa.- dodała- Zanim się tam wybierzesz, warto byłoby dobrze obmyśleć wyprawę. Norska chyba byłaby bardziej przyjazna niż te przeklęte ziemie.
- A to, że córka ma wrócić do ojca...no, cóż Sylwania jest jak otwarty grób...ale to pewnie wiecie... A zresztą, jeśli będzie żywa, to będzie szczęście- wzruszyła ramionami.
Zastanawiała się przez chwilę, co mogło skłonić dziewczynę do ucieczki w takie miejsce. Albo rzeczywiście przymus albo krańcowa desperacja. Zlecenie wyglądało na łatwe, pomijając Sylwanię, aż za łatwe. Naraikhael miała dość łatwych zleceń- ostatnie łatwe kosztowało życie większości jej wieloletnich towarzyszy i przyjaciół. W zamyśleniu przesunęła palcem po bliźnie.Niech młodziak się śmieje, nie usunęłaby jej za żadne skarby. To była taka bolesna pamiątka po kompanii.
- Twój pan, Shultz, nie zaręczył córki z kimś wcześniej? Może miał jakieś plany i ona o tym wiedziała?- zapytała po chwili- Czy nadal była panną na wydaniu?- dodała, może dziewczyna rozpaczliwie chciała uniknąć niechcianego małżeństwa? Naraikhael uznawała to za kolejne ludzkie dziwactwo- wydawanie młodych kobiet za na przykład zgrzybiałych starców. Albo okrutników, a wszystko w imię interesów rodziny. I ten ojciec..."sprowadzenie" i taka kwota. Naraikhael, gdyby była matką, oddałaby wszystkie pieniądze, by jej córka wróciła i na pewno nie byłoby z góry ustalonej kwoty, tak jak tutaj. Ciekawe, czemu trzy kompanie odmówiły...Pewnie uznały, że za taką kasę nie będą się narażać.
Spojrzała mimochodem na chudego blondyna.
- A co ty powiesz, Bernoltdzie? Skoro wszyscy już się wypowiedzieli, to czas też na ciebie...- była ciekawa, co powie jasnowłosy. W zamyśleniu postukała okaleczonymi palcami o blat stołu.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Vinnred

Przez chwilę się zastanawiał, czy elfka w ogóle zna ludzki język. Pomijając to, co do niego wygadywała, to pytała się o rzeczy, o których Shultz już mówił. Ludzki mag pokręcił jedynie głową.
- Chyba ci skleroza doskwiera, staruszko. Już była mowa o powodach, dla których panienka Margo mogła dać się porwać - mruknął. - Teraz kilka faktów, babciu. Mam więcej doświadczenia, niż mogą na to wskazywać moje lata. Znam Sylvanię jak własną kieszeń, posiadam kilka map tamtych ziem i znam większość rodów. Część mojej rodziny tam mieszka, więc to chyba logiczne. Jestem świetnym kartografem, o ile nie napotkamy nic nadzwyczajnego po drodze, mogę nas bezpiecznie przeprowadzić. I nie nazywaj mnie chłopcem, bo jako mag wyglądam na młodszego, niż jestem w rzeczywistości... Ludzie żyją krótko, ale intensywnie i dorastają szybko. Co do blizn... od tego jest magia, by ich nie było. Jeśli przeszkadza ci moje wysokie urodzenie, jeszcze raz powiem, odejdź i wyrusz sama. Zawsze podróżowałem po Sylvanii sam i jak widzisz, nieźle się trzymam - dokończył mruknięciem. - I nie, nigdy się o nic nie martwiłem, taka jest różnica między magiem a wojownikiem.

Dla niego sprawa była prosta, została porwana lub uciekła z ukochanym i zapewne była z tego zadowolona. Modlił się w duchu, by mężczyzna nie okazał się jakimś wampirem, choć i z tym wiedział, jak sobie poradzić. Spojrzał się na krasnoluda i uśmiechnął do niego.
- Widzisz, druhu, nie znamy się na negocjacjach. Proponuję zatem zostawić je w rękach tej przejrzałej dziewuchy i napić czegoś mocniejszego. Kiedyś myślałem, że elfy mają dobre serca i lubią pomagać, teraz widzę, że niektóre z nich są bardziej zepsute na punkcie złota niż niejeden człowiek. Taranisie, dołączysz do nas? - zapytał elfiego towarzysza, który w milczeniu popijał wino. Wyglądało na to, że ta rozmowa była nie na jego nerwy.

W tej samej chwili Ulli zeszła na dół i łapiąc spojrzenie maga uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Panowie mi na chwilę wybaczą, zaraz wracam... - szepnął Vinn, nie odwracając wzroku od dziewczyny. Podszedł do niej szybko i ucałował w dłoń.
- Kwiatuszku, wybieram się zaraz do Sylvanii i chciałbym z tobą chwilę porozmawiać. Czy poświęciłabyś mi jeszcze kilka swych cennych minut? - zapytał.
Młoda dziewczyna spoglądała na niego inaczej, śmielej i prosto w oczy. Coś wyraźnie się między nimi zmieniło. Patrzyli na siebie pewnie, jakby znali jakiś sekret, który ich łączył. Vinnred zdawał się widzieć więcej, niż ubranie Ulli odkrywało, jego wzrok ślizgał się po dekolcie i obojczykach służki, przenikał bluzkę i gorset. Ujął dziewczynę za dłoń, a ten gest zdawał się mówić coś więcej.
Obrazek
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acid »

Throrgrim

Krasnolud słysząc słowa elfki zaklął jedynie bezczelnie i zmarszczył swe krzaczaste brwi. Gdy skończyła uderzył pięścią w stół tak, że dzban z winem niemal wylądował na podłodze. W ostatniej chwili złapał go Taranis.

- Wielokrotnie podróżowałem przez te ziemie, zwykle w towarzystwie moich pobratymców – jeśli sądzisz, że Sylvanię zamieszkują same umarlaki, wampiry, wilkołaki i duchy, to jesteś w błędzie, elfko! - mówił podniesionym głosem. - Wiadomo, że to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w Starym Świecie, ale zawsze tamtędy podróżuję do Zhufbaru, bo to najkrótsza droga i jak widzisz wciąż jeszcze żyję, mimo kilku potyczek jakie tam stoczyłem. Obmyślić plan? A po co w tej chwili? Na razie musimy dotrzeć do granicy, przebrnąć przez Nawiedzone Wzgórza, a potem będziemy myśleć co dalej. Prawda, elfie? - spojrzał na Taranisa.

Throrgrim z uwagą przysłuchiwał się słowom Vinnreda, który ripostował elfkę. Mag rzeczywiście wyglądał na bardziej doświadczonego, niż mogło się początkowo wydawać. Na końcu zagaił do tarczownika.

- Aye, dobra myśl, napijmy się czegoś mocniejszego. - khazad skinął mu głową. - Karczmarzu! Dwie butelki najlepszej wódki jaką macie w tej dziurze, byle zimna i szybko! - warknął przez salę.

Już miał zagadać do człeczyny, gdy na horyzoncie pojawiła się ta młoda służka, którą von Shotten uratował minionego wieczora. Najwyraźniej coś się między nimi zmieniło, bo czarodziej zrobił się wobec niej bardziej poufały. A i jej nie było to obojętne.

- No proszę, von Shotten jednak dopiął swego i rzygruchał sobię tę gołąbeczkę. Już nic mnie nie zdziwi gdy idzie o waszę rasę... - spojrzał na siedzącego do tej pory cicho Bernolta i polał sobie wina.
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Serge »

Przy stoliku

Schultz wysłuchał elfki, założył ręce na piersi i patrząc jej prosto w oczy rzekł:
- Tak jak mówiłem wcześniej, mój pan planował wydać Margo za jakiegoś księcia, ewentualnie osobę wysoko postawioną w państwie. Jurgen Knopf ma ambicje sięgające wysokich stołków, dlatego też przysłowiowo 'dmuchał i chuchał' na swoją jedynaczkę. Dopóki nie zjawił się Wolfsheim – namieszał panience Margo w głowie i ta z dnia na dzień świata poza nim nie widziała. Mam nadzieję, że sprowadzicie ją do domu całą i zdrową. - chudy mężczyzna sięgnął do swojej torby i wyciągnął pękatą sakiewkę. Odliczył sto pięćdziesiąt koron, wsypał do mniejszego mieszka i położył po prawicy Throrgrima. - Obiecane pieniądze, liczę że wywiążecie się z obietnicy i uda się wam ją oswobodzić z rąk szlachcica.

Vinnred

Ulli uśmiechnęła się szeroko na twój widok, odsłaniając rządek białych ząbków, a w jej oczach dostrzegłeś radosne iskierki.

Obrazek

- Oczywiście, żal tylko że musisz już wyjechać. - jej twarz przez moment przybrała smutny wyraz, lecz po chwili znów spojrzała na ciebie z tym zacięciem w oczach, które uwielbiałeś. - Chciałabym, żebyś mógł jeszcze zostać choćby dzień lub dwa, Vinn? Co ty na to, zgodzisz się? - teraz rozmowa układała się całkiem inaczej. Po wspaniałym uniesieniu jakie oboje przeżyliście w pokoju na piętrze dziewczyna najwyraźniej się rozluźniła i nie rozmawiała z tobą jak służka ze szlachcicem. - Usiądźmy tam? - wskazała mały stolik, tuż obok kominka, w którym leniwie płonęło kilka drew.

Gdy wreszcie zasiedliście przy stole, Ulli poczekała aż jej ojciec zniknie na zapleczu po czym podarowała ci delikatny, acz namiętny pocałunek. Gładząc cię po twarzy swoimi delikatnymi dłońmi spytała:
- O czym chciałeś porozmawiać?
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Ulli & Vinn

Vinnred cały w środku płonął, choć jego uczucia zdradzało tylko gorące spojrzenie. Sięgnął do sakwy i wyciągnął z niej coś, co schował w dłoni. Uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny i odezwał się poważnym głosem, na tyle głośno, żeby nie szeptać.
- Ursulo, pragnąłbym, abyś uczyniła mi zaszczyt i zechciała zostać moją żoną...

Dziewczyna pod wrażeniem tego co usłyszała otworzyła szeroko oczy i patrzyła na mężczyznę, próbując przetrawić to, co przed chwilą powiedział. Po chwili przyłożyła jedną dłoń do jego czoła i rzekła:
- Czy ty nie masz gorączki, Vinn? Bo chyba majaczysz... A może to po wczorajszym czarowaniu jeszcze nie doszedłeś do siebie? - widząc jednak, że mężczyzna nie żartuje, kontynuowała: - Przecież znamy się zaledwie niecałe dwa dni, poza tym mój ojciec... nie pozwoliłby na to. On nie pozwala mi się spotykać nawet z chłopcami w moim wieku, a co dopiero z takim dojrzałym mężczyzną jak ty. Chyba by go to zabiło, gdyby się dowiedział o nas. Wybacz mi, Vinn, nie mogę tego zrobić... - spuściła wzrok nerwowo zaplatając obie dłonie.

- Nie mówię teraz, Ursulo, poza tym już rozmawiałem z twoim ojcem na ten temat. Chciałem cię zabrać ze sobą już teraz, ale nie wyraził na to zgody... Może za rok jak poproszę go jeszcze raz, to zmieni zdanie? O ile byś mnie zechciała. Obiecuję być dobrym mężem, zapewnię ci wszystko, nie będziesz musiała tak ciężko pracować. Zostałabyś Panią von Shotten, gdyby twój ojciec się zgodził? - zapytał raz jeszcze.

Gdy usłyszała co powiedział, rozpromieniła się na nowo, jakby ktoś zdjął z jej serduszka jakiś ciężki kamień. Uśmiechnęła się do niego ślicznie i chwyciła za dłoń. Była chłodna, ale już zdążyła się przyzwyczaić.
- Jest w tobie coś, co sprawia, że mnie bardzo pociągasz, Vinn. Nie chodzi o to, co robiliśmy niedawno w pokoju, choć oczywiście to było bardzo miłe i chciałabym to powtarzać jak najczęściej. - zarumieniła się lekko. - Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam. Myślę, że jeśli mój ojciec zgodziłby się, to z przyjemnością zostałabym twoją żoną. Ale myślę, że za rok się nie zgodzi... - pokręciła głową i zrobiła słodką, zasępioną minę.

Pogładził ją dłonią po twarzy, wstał, powoli obszedł stolik i stanął za dziewczyną. Dostojnym ruchem odgarnął jej włosy z karku i zawiesił na szyi sporej wielkości srebrny wisior z herbem rodowym von Shottenów.
- Zobacz, to niedźwiedź na tle róży. On symbolizuje naszą siłę, odwagę i upór, ona delikatność, zmysłowość i dobro. Poczekam ile będzie trzeba, kiedyś się zgodzi. Często podróżuję w tych okolicach, będę cię jak najczęściej odwiedzał. Noś ten wisior, proszę, żebyście oboje pamiętali, że moja propozycja jest jak najbardziej poważna i tak łatwo nie zrezygnuję. Nie chcę innej kobiety - powiedział poważnym tonem i uklęknął obok Ulli, całując ją delikatnie w dłoń. - Od dziś jesteś panią mego życia i serca, najdroższa.

Gdy zapiął jej wisior, dziewczyna przyjrzała mu się dokładnie i gdy Vinn wrócił na miejsce, pocałowała go namiętnie. Następnie spojrzała mu prosto w oczy, wciąż dotykając dwoma palcami prezentu od szlachcica.
-Dziękuję, Vinn, naprawdę nie musiałeś... To piękny podarunek. Wierzę, że chcesz mnie naprawdę za żonę i obiecuję, że będę czekać na ciebie i przekonywać ojca, by pozwolił mi wyjść za ciebie za rok. I będę wyczekiwać, aż znów pojawisz się w naszej gospodzie – pogładziła go po policzku. - Jesteś wspaniały, zawdzięczam ci życie i coś... więcej. - uśmiechnęła się zadziornie, po czym rozejrzała się i upewniając się, że nikt nie słyszy, szepnęła do niego. - Pragnę pana, panie von Shotten. - spojrzała na niego. Znał dobrze te iskierki w oczach.

- A ja pragnę pani, panienko Ursulo, całym sobą - odpowiedział, mrucząc cicho. Ujął jej dłoń w swoje dłonie, uniósł do ust i pocałował delikatnie, patrząc się dziewczynie cały czas prosto w oczy. Jego spojrzenie było jednoznaczne.
- Drodzy towarzysze, wyruszamy najwcześniej jutro, a teraz wybaczcie mi na chwil... - czując szturchnięcie, poprawił się - na dłuższą chwilkę. - Uśmiechnął się rozbawiony najpierw do towarzyszy, a potem przepraszająco do Ulli. Nikt się nie zdziwił, gdy szybko zniknęli na schodach prowadzących do pokoi.

[Mrrrau! :D]
Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis

Asrai smakował tutejszego wina, jak dla niego było trochę za kwaśne i cienkie, chociaż zdarzały się gorsze trunki. Zadziwiające że ludzie potrafią zrobić alkohol prawie ze wszystkiego co można, szkoda że w innych dziedzinach nie są tak pomysłowi. I szkoda że w tym momencie nie miał możliwości, by rozmyślać o tak trywialnych sprawach.

Elfka najwidoczniej wiele przeszła, ostry ton był jej orężem przeciw światu, jednak dla Taranisa była to w tej chwili gruba przesada z jej strony. Nie mógł natomiast winić Vinnreda, skoro Asurka cały czas się do niego odnosiła z wyższością. Jeśli tak ma wyglądać wspólna praca, to czarno to widzę - pomyślał elf.

Jeśli inne elfy wysokiego rodu, mają podobne usposobienie to nie dziwi się swym przodkom, że zignorowali wołania ówczesnego Feniksa, dbali najwyraźniej tylko o swój interes. Cięty język i twardy charakter, obawiał się żę te cechy zgubią biedną Kynthir.

Thorgrim był słusznie gniewny, Asrai z trudem złapał dzban. Widać było że mag i krasnolud dokonali wyboru, leśny elf był pewien że to dobry wybór. Jeśli Naraikhael uważała że nie jest to interes dla niej, nie musiała się do tego mieszać, w końcu miała wolną rękę, nie była im nic winna, no przynajmniej zwiadowcy.

Z obserwacji i myśli wyrwał go szorstki głos khazada - Prawda, elfie? - Elf skinął krasnoludowi z poważną miną, syn puszczy musiał stracić wątek, ale najwyraźniej była mowa nadal coś o Syllvanii i planach.
- Plan? Myślę że uda się nam coś wymyślić po drodze do włości Wolfsheim'a. Zresztą Vinnred umie czytać mapy, jeśli nie zboczymy z drogi nie powinniśmy nadziać się na coś na co nie chcielibyśmy. A jeśli chodzi o samą Sylvanię... - Taranis przerwał by dopić swoje wino. Wolał nie wspominać, że nie wiele wie na temat tej mrocznej krainy, ale zdrowy rozsądek nakazywał by jednak o tym rzec. - Wiem tylko pogłoski, tak więc zdam się na wiedzę Thorgrima i Vinnreda. - Na twarzy Asurki malowały się emocje, dla zwiadowcy, nie do odczytania. Pragnął coś jej powiedzieć, by nie myślała że każdy jest przeciwko niej, tylko że nie miała racji.

- Naraikhael, przykro mi ale mylisz się, myślisz że ten oto Schultz ma nas za durni, ale czy pomyślałaś że my moglibyśmy go wziąć za durnia? - Słowa nie miały względnego sensu, tak więc elf dodał natychmiast. - Ten człowiek nie ma przecież pewności, czy na przykład nie uciekniemy z zaliczką . - Elf uśmiechnął się do kupca. - Ale nie musisz się o to martwić, my nie z tych. - Miał przynajmniej taką nadzieję. - W końcu to już kolejna drużyna, ile musiał Jurgen już stracić? Pomyśl z tej strony, ja uważam że to nadzwyczaj dobra oferta. Mamy tylko sprowadzić tu Margo, nikt nic nie wspomina o mordowaniu straży lub samego Wolfsheim'a. - Spojrzał na nieznajomego, prawda? - Spytał w myślach.

Elf skończył po czym skinął gdy Otto zatwierdził ustalony układ. Nie zważając na Vinnreda. który najwyraźniej bardzo zaprzyjaźnił się z małą Uli, Asrai myślał nad innymi sprawami. Był bardzo ciekaw, czy gdyby przypadkiem on i jego towarzysze zostali zatłuczeni przez najemników, którzy zginęli z ich rąk, czy
Schultz nie proponowałby teraz tych pieniędzy najmitom. Taranis podrapał się po poszarpanym uchu i spojrzał wymownie na elfkę, czuł że Asurka gotuje się wewnątrz siebie, bynajmniej nie z radości, leśny elf odwrócił wzrok w inną stronę, by nie widzieć płomyków w jej oczach.

Kiedy wszystko zostało już powiedziane, zostawił resztę kompanów, z pieniędzmi pod pieczą Thorgrima i wyszedł z gospody. Napełnił manierkę wodą ze studni i chciał trochę rozruszać obolałe kończyny, całkowicie zapomniał o rannej nodze. Ból dawał nadal o sobie znać, tak więc udał się do stajni, by opatrzyć ranę i przy sposobności sprawdzić co u Jutrzenki. Martwił się że klacz ma słabą, opiekę, ale koniuszy wydawał się kompetentny. Przejrzał swoje juki w poszukiwaniu jakiegoś materiału i zajął się rannym udem.

[ Niech już zacznie się coś mniej ślimaczego :lol: no dobra, tu także były nie małe emocje ;) .]
Ostatnio zmieniony sobota, 21 marca 2009, 17:23 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 2 razy.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ninerl »

Naraikhael Kynthir
Zignorowała maga, przewracając oczyma i rzucając mu kpiące spojrzenie. Starała się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. Litości, czy ludzie bywają nadal tak głupi? A szczególnie ich mężczyźni. Ciekawe, czy Shotten będzie taki mocny w gębie stając naprzeciw kilku wrogom. Prędzej wycyka się z mocy i zemdleje, a ci go zarżną.
- Podróżowałeś przez te ziemie, krasnoludzie jako wędrowiec. A teraz mamy zadrzeć z możnym. Pojmujesz tą różnicę? Czy raczej nie dosłyszysz, a co mi zarzucasz? Znasz ludzką szlachtę, co? Mamy wedrzeć się na ich teren i w dodatku odebrać zdobycz albo może i ukochaną jednego z nich.- spojrzała chłodno na długobrodego.
- Panie Shultz, pytałam się o to, czy panienka była już komuś przyrzeczona. Czy, jeśli już wiedziała o tym? Nie o plany jej ojca w przyszłości. A poza tym...Dobry byłby opis tych ludzi Wolfsheima. Nie, nie pytam o to jak byli ubrani. Raczej czy sprawiali wrażenie fachowców czy malowanych rycerzyków...a zresztą, może sama ich liczba. Jak wygląda Wolfsheim? I te trzy kompanie... Jak były liczne, kto nimi dowodził? I co znaczyły twoje słowa "chcę zwerbować"? Odmówili czy nie ma od nich żadnej wiadomości? - Naraikhael była ciekawa czy to byli jacyś dobrze siedzący w najemniczym interesie. Chyba aż tak nie wypadła z obiegu, by nie znać większych i zarazem niezłych band. I ich dowódców, oczywiście. W końcu na trakcie nie było jej raptem pół roku.
Asrai zaczął coś mówić. Naraikhael westchnęła ze znużeniem.
- To rozumiem, że jak znajdę mapę Naggaroth to ominę na pewno wszelkie niebezpieczeństwa, tak? A bestie łaskawie nie zechcą opuszczać ściśle swoich łowieckich terenów... Albo chociażby raczej nie istniejąca mapa Drakwaldu- zwierzoludzie na pewno nie wędrują po lesie. Siedzą w jednym miejscu. Nie polegałabym na mapie Sylwanii w tej kwestii, tylko raczej traktów i wiosek. Biedni ci wieśniacy zresztą...Zastraszeni i wegetujący nędznie. A co do planu, to rozumiem, że nawet nie myślicie nad zabraniem odpowiedniego ekwipunku, tylko w drogę jak bohaterowie eposów, co? I naprawdę Taranisie, myślisz, że obejdzie się bez walki? Że tak ot, cichaczem złapiemy dziewczynę jak przedmiot i sobie uciekniemy? Być może będziesz musiał hmmm...poranić szlachcica lub jego ludzi. Albo i nawet zabić. A jeśli nawet ją wydostaniemy, to w przypadku jej rzeczywistego zakochania, przez całą drogę trzeba jej pilnować.- pomasowała delikatnie bolącą nogę i położyła ją ostrożnie na puste krzesło czarodzieja. Musiała ją trochę nadwyrężyć wczoraj.
Machnięciem dłoni przywołała służkę i kazała sobie napełnić kubek. Mak byłby lepszy, ale wolała mieć jasny umysł.
Ten Asrai był nieco dziwny. W oczy bał się jej spojrzeć czy co?
Zanurzyła palec w kubku i wodziła nim po stole, myśląc intensywnie. Skoro jest ich tak mało, to w grę wchodzi jedynie rzeczywiście wykradnięcie dziewczyny. Zamek...ciekawe. Naraikhael w myślach robiła listę odpowiedniego ekwipunku i rzeczy, jakie powinny być. Przeliczała w myślach z grubsza ceny i zastanawiała się nad niektórymi przedmiotami.
Co tu można dostać na takim zadupiu? Zioła by się przydały, liny i inne ciekawe rzeczy....
Potrząsnęła głową w zamyśleniu i wstała, zmierzając do stajni. Trzeba by obejrzeć konia i ile zapasów można wziąć. Wątpiła, by w Sylwanii mogli liczyć na dobre zaopatrzenie i gościnność mieszkańców. A plan zamku tego szlachetki byłby przydatny, ale wzmianka o rodzinie Shottena niepokoiła ją. Naraikhel słyszała raczej, że magowie wstępujący do Akademii, zdobywali nową, jak gdyby zapominając o starej. Tak przynajmniej wspominał jeden z nich, który kiedyś przez czas jakiś służył w jednej kompanii, w której i ona była. Rodzina i jeszcze w Sylwanii.... To było zbyt dziwne, ale i tak musi poczekać aż dowie się czegoś więcej.
Obciążyła w myślach swego konia, ignorując Taranisa. Każdy zapewne miał swojego wierzchowca, więc dałoby się wszystko zmieścić. Liczyła w myślach funty i rozmieszczała poszczególne rzeczy w jukach.
"I mniej będziemy potrzebować zaopatrywać się w samej Sylwanii, tym lepiej. No, a później... im dalej odbijemy..." pomyślała, czując ukłucie niepokoju na myśl o sylwańskim szlachcicu. Zadzieranie z możnymi zwykle nie było dobrym pomysłem...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Uro Boros
Pomywacz
Posty: 27
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 22:34
Numer GG: 1325157
Lokalizacja: Waldenhof
Kontakt:

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Uro Boros »

Bernolt Kummel

Jasnowłosy z zaciekawieniem przysłuchiwał się dyskusji przy stole. Throrgrim, Taranis i Vinn sprzeczali się z Naraikhael w kwestii wynagrodzenia. Przez kilka lat w dziczy nauczył się, że kluczem do sukcesu jest obserwacja. Uczył się towarzyszy. Ich gestów i poglądów. Starał się wszystko dobrze zapamiętać, by wiedzieć na co może liczyć w przyszłości. Innych chyba irytowało to jego ciągłe milczenie. Nie lubił przemawiać i nie chciał pchać się na pierwszy plan w negocjacjach o wysokość wynagrodzenia. Wiedział jednak, kto miał w tej kwestii rację. Nie jest prawdą stwierdzenie, że zawsze większość.


-Jestem gotów podjąć się tego zadania. Jednak drużyna jaką będziemy stanowić musi działać po jednej myśli. Kłótnie i spory nie przyniosą nam niczego. Trzeba racjonalnie wszystko przemyśleć i pójść na kompromis. -Bernolt przerwał na chwilę, aby mieć pewność, że wszyscy towarzysze go słuchają.

-Niektórzy z was przejeżdżali przez Sylvanię, inni mają tam daleką rodzinę, jedni mają mapy, inni podróżowali w tamte strony z tylko sobie znanych powodów. Ja tam mieszkałem. Prawie całe swoje życie. Wiem jak jest tam niebezpiecznie i będę bronił propozycji Naraikhael. Należy nam się znacznie więcej pieniędzy za podróż w tamtejsze rejony. Nie ze względu na wszechobecne niebezpieczeństwo ze strony nieumarłych czy tak sławnych z opowieści wampirów. Największą skazą i grozą tamtej części Stirlandu są możni. A z nimi właśnie chcemy zadzierać. Gotowym dołączyć do ekspedycji. Jednak za nieco większe pieniądze. -Kummel spojrzał z pogardą na złoto po prawicy krasnoluda. W życiu nie posiadał takiego majątku na własność, jednak perspektywa powrotu w rodzime strony jest nieprzyjemna.

Vinn siedział właśnie w rogu sali z młodą Ulli. Wyglądali na zakochanych. Ale pewnie się to tylko Bernoltowi zdawało. Znają się przecież niecałe dwa dni... Chociaż... Kto wie...

[Więcej napiszę później. Prowadzę teraz wyścig z czasem.]
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Serge »

Ospoilerowany tekst tylko do wiadomości zero i Uro Boros'a !!!!

* * *

Otto Schultz, zalewany pytaniami przez elfkę, poprosił służkę o szklankę wody, i gdy ta zrealizowała jego zamówienie, wziął kilka łyków a następnie odpowiedział Naraihael.

- Z tego co wiem, Margo nie była nikomu przyrzeczona, Knopf snuł luźne plany na temat jej przyszłości, natomiast nie chciał żeby to był jakiś podrzędny szlachetka. Kastor Wolfsheim, z tej strony z jakiej go poznałem, okazał się być miłym, acz nieco tajemniczym mężczyzną. Właściwie nie dziwię się, że Margo zakochała się w nim gdyż był przystojny i dobrze zbudowany – widać było, że z pewnością odebrał jakieś przeszkolenie wojskowe; zawsze trzymał się prosto i nie odstępował swego miecza na krok. Czasami gdy patrzyłem na ten oręż, zastanawiałem się gdzie kują tak finezyjnie wykonaną broń. Ale do rzeczy, bo zbaczam trochę z tematu... - pociągnął kolejny łyk wody. - Jego rycerze? Pięciu ich zwykle było, osobista świta szlachcica. Pani, żebyś widziała te zakazane gęby. Jeden większy od drugiego – sam hrabia Wolfsheim, mimo iż dobrze
zbudowany wyglądał przy nich jak dzieciak. Zwykle przyjeżdżali ze szlachcicem w pełnym rynsztunku, jacyś tacy mało rozmowni byli i reagowali tylko na polecenia Kastora. Nieciekawe typy, moi drodzy...
- Schultz pokiwał głową. - Inne kompanie, gdy tylko usłyszały o wyprawie do Sylvanii, od razu rezygnowały i nie chciały nawet poznać szczegółów, w sumie nie dziwię się. Dlatego cieszę się niezmiernie, że wy się zgodziliście – wreszcie zaniosę do mojego pana dobre wieści. - mężczyzna uśmiechnął się niemrawo. - Gdy już ją oswobodzicie z rąk Wolfsheim'a przywieźcie ją pod ten adres. – Otto wyciągnął z kieszeni spodni karteczkę i podał ją Naraikhael.

- Jurgen Knopf, Wurtbad, dzielnica kupiecka, Reisenstrasse 12. – przeczytała na głos elfka.

- Duży żółty dom z czerwonymi dachówkami, nie możecie nie trafić. – Schultz uśmiechnął się do was.

Wtedy odezwał się Bernolt. Schultz słuchał jego opowieści zasępiony, po czym wyjął z torby sakiewkę i rzucił na stół.
- Dobrze, dodatkowe pięćdziesiąt koron, więcej nie dam, gdyż nie mam. - słychać było w jego głosie irytację. - Cóż, to chyba wszystko, co miałem wam do przekazania. Życzę spokojnej podróży i obyście powrócili do Stirlandu wraz z Margo cali i zdrowi. Wybaczcie, muszę jak najszybciej zawieźć mojemu panu dobre nowiny. - ukłonił się nisko, po czym rozmówił z karczmarzem i wyszedł z gospody.

* * *

Dopiero pora obiadowa ściągnęła Vinnreda na dół, a sądząc po rozbawionych twarzach czarodzieja i służki Ursuli bawili się na piętrze nad wyraz dobrze. Mag Cienia postanowił zabawić w karczmie do jutra, jednak pod naciskiem Throrgrima, Taranisa i Naraikhael zmienił zdanie i wyruszyć mieliście po sowitym obiedzie. Zasmuciło to natomiast Ulli, która robiła sobie nadzieję, że von Shotten zostanie z nią choćby jeszcze dobę. W międzyczasie, gdy czarodziej i służka zajmowali się sobą na górze, Taranis zajął się swoją raną na udzie – zszył ją porządnie i założył bandaż zabezpieczając odpowiednio udo. Trochę czasu minie, nim rana się zrośnie, chyba że poprosi Vinna o pomoc.

Zjedliście w końcu posiłek i przygotowaliście się do drogi.

Po wyjściu na zewnątrz przywitało was chłodne jesienne powietrze wdzierające się pod ubrania i do nozdrzy. Nie padało, ale wiszące nisko ciemne chmury zwiastowały chyba nie tylko deszcz. Zanim wyjechaliście, widzieliście jak służka czule żegna się z Vinnredem.

Vinnred
Spoiler: Zaznacz cały
Gdy przygotowywałeś swego czarnego rumaka do drogi, z gospody wybiegła Ulli i przylgnęła do ciebie tak, jakbyś był jej największym skarbem. W jej pięknych oczach dostrzegłeś pierwsze łzy.
[i]- Dziękuję Ci za wszystko Vinn. Gdyby nie ty, nie rozmawialibyśmy teraz. Jesteś
wspaniałym mężczyzną, mam nadzieję, że odwiedzisz mnie wkrótce.[/i] - chwilę później zdjęła ze środkowego palca masywny [url=http://www.bi3.pl/img/1224580324539.jpg]pierścień[/url] i włożyła ci go w prawą dłoń. - [i]To pamiątka, którą dostałam od mojej zmarłej babci. Daję ci go, żebyś zawsze o mnie pamiętał, ilekroć na niego spojrzysz i wrócił do mnie kiedyś. Chcę zostać twoją żoną. Uważaj na siebie i obiecaj, że wrócisz.[/i] – rozpłakała się i wpadła ci w ramiona. Przytuliłeś ją patrząc na pierścień – był nawet ładny, ale zmieści się co najwyżej na najmniejszy z palców.
* * *

W milczeniu dosiedliście koni i wyruszyliście z gospody. Jechaliście nie niepokojeni wśród łąk, pól i lasów. Piaszczysta droga wiła się kręto po obu stronach ograniczona licznymi kępami krzewów i zagajnikami. Póki co, po prawej dominowały pola a po lewej lasy. Minęły już ponad trzy godziny jazdy, opadłe z liści drzewa wyciągały kikuty gałęzi w stronę dalekich, ośnieżonych wzgórz. Nie minęło dużo czasu jak zza przydrożnych drzew zachodniego gościńca wyłoniło się dziesięciu jeźdźców. Po chwili na opinających napierśniki zielono-czarnych tunikach dało się dostrzec pannę w koronie na niebieskim tle – godło Stirlandu.

Zbrojni w osadzone w tulejach włócznie, łuki, miecze i topory stirlandzcy strażnicy dróg mijali was powoli, przyglądając się waszym twarzom. Spod otwartych hełmów wyzierały zmęczone twarze, niejednokrotnie naznaczone bliznami. Minęliście się z nimi w momencie, gdy jeden ze stróżów prawa zagadnął o czymś do dowódcy jadącego na przodzie. Chwilę później usłyszeliście za sobą gromkie:

- Halt! W imię Księcie Elektora Albericha Haupt-Anderssena zatrzymajcie się!!

Nie wiedząc o co chodzi uczyniliście to, po czym dowódca strażników podjechał do was z jednym z kompanów, którego dłoń spoczywała teraz na długim mieczu. Dowódca brygady był w kwiecie wieku, miał jasne włosy i błękitne oczy. Jego twarz przecinała głęboka, nierówno zrośnięta blizna.

- Sierżant Franz Falker, II kompania strażników dróg Stirlandu. - przedstawił się patrząc zapalczywie na Bernolta. - Jak państwo wytłumaczą podróż w towarzystwie mordercy poszukiwanego listem gończym?

- To znaczy? - spytał zaskoczony Vinnred.

Falker wysunął otwartą dłoń, by po chwili dostać od swego towarzysza zwitek papieru. Wciąż patrząc na was, sierżant rozłożył go i pokazał wam wszystkim. Na liście gończym figurowała niedbale narysowana podobizna mężczyzny który łudząco przypominał Bernolta, jednak znajdujące się pod spodem nazwisko 'Griswold von Stolpe' niewiele wam mówiło. Kątem oka dostrzegliście, że stojący w odległości kilku metrów od swego dowódcy pozostali strażnicy dyskretnie przygotowują swą broń.

- Griswold von Stolpe, poszukiwany za zabójstwo w całym Imperium. - powiedział Falker i zawiesił dłoń na rękojeści swojego miecza. - Macie nam coś do powiedzenia na ten temat? Jeśli nie, procedura ta sama: powoli, spokojnie, odpinamy pasy z bronią. I wszelką broń, która przy pasach nie jest. Zrzucamy żelastwo na ziemię. Zeskakujemy z koni. Konie zostawiamy i z uniesionymi rączkami zmierzamy do Wurtbadu. Pan, panie Stolpe z pewnością na stryczek, a państwo by w naszej siedzibie wyjaśnić wszystko. Nasi kapłani Vereny mają swoje sposoby, by sprawdzić czy nie kłamiecie. - uśmiechnął się paskudnie.

Bernolt
Spoiler: Zaznacz cały
Gdy mijaliście oddział strażników dróg, podświadomie czułeś że może się to źle skończyć. Ukrywałeś swoją twarz pod kapturem jak tylko mogłeś, jednak pech chciał że przez chwilę ściąłeś się wzrokiem z jednym ze stróżów prawa. Czas jakby zwolnił, gdy widziałeś wyraz jego twarzy – ten sam wyraz miało kilka innych osób, które cię rozpoznały w różnych częściach Imperium. Gdy strażnik zagadał do swojego dowódcy już wiedziałeś co się kroi. Otoczony zewsząd przez kompanów, nie mogłeś zdobyć się na ucieczkę, poza tym zostałeś jawnie zdemaskowany przez tego Falkera, ich dowódcę. Jego towarzysze już gotowali broń, musiałeś szybko coś wymyślić, inaczej mogło się to kiepsko skończyć nie tylko dla ciebie ale i twoich towarzyszy.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Vinnie

Widząc łzy w oczach ukochanej wzruszył się i mocno przytulił do siebie. Pragnął zostać z nią dłużej, najlepiej całe życie.
- Kochana, wrócę, obiecuję ci to na moje życie - szepnął dziewczynie do ucha. - Jeśli twój ojciec nie będzie cię chciał puścić, wybuduję tu dla nas dom i nie będziesz musiała nigdzie daleko jechać. Będę razem z tobą pracował, zrobię cokolwiek, bylebyśmy tylko mogli być razem... Dziękuję za prezent, moja droga - dodał, zakładając pierścionek na najmniejszy palec lewej dłoni.Na prawej widniał jego sygnet rodowy, zrobiony w złocie.

- Tylko nie daj się zabić, proszę... - pocałowała go namiętnie. - Wiem, że jedziesz do Sylvanii, słyszałam że żyją tam te przerażające istoty, wampiry. Obiecujesz, że będziesz uważał? - wtuliła się w niego mocno.

- Nie martw się, nie pozwolę, by cokolwiek nas rozdzieliło. Jeśli spotkam jakiegoś wampira, to mu przekażę, żeby się trzymał ode mnie z daleka, bo ma piękna narzeczona chce mnie całego z powrotem - odpowiedział, uśmiechając się do dziewczyny figlarnie. - A teraz wybacz, czekają na mnie. Nie poradzą sobie bez małego wsparcia. - Puścił jej oczko, ucałował w dłoń i kłaniając się w pas, odszedł.

* * *

Podróż mu się dłużyła, szczerze wolałby zostać z ukochaną jeszcze jeden dzień, ale widać innym się bardzo spieszyło. Już tak długo Margo była porwana, mogła trochę poczekać, nie? Vinnred obawiał się najgorszego, że mężczyzna, który jej tak zawrócił w głowie, może okazać się wampirem i wtedy nie będzie zbyt wesoło. W końcu krwiopijcy mają ten swój tajemniczy urok, na który niemal każda kobieta daje się złapać. Mag pokręcił głową i przetarł twarz. Nie miał ochoty walczyć z nadnaturalnymi mocami, ale chyba się niepotrzebnie martwił. Spojrzał na błękitny pierścień i uśmiechnął się sam do siebie. Dawno jego serce nie czuło się tak, jak właśnie w tej chwili.

Nagle zatrzymał ich oddział zbrojnych... ...

- Jestem Vinnred von Shotten, pan... - i tu Vinn rozgadał się trochę wymieniając wszystkie swe ziemie, posiadłości oraz pokrewieństwa, włącznie z tymi w Sylvanii, a trochę tego było.Falker splunął, gdy czarodziej przestał gadać, i zwieszając lekko głowę powiedział ,patrząc von Shottenowi prosto w oczy:

- Panie von Shotten, gówno mnie interesuje kim pan jest, ile masz pan ziem i jakie masz pan wpływy. Prawo jest prawem, a ja tylko robię to, co do mnie należy. Ten człowiek – skinął głową na Bernolta. - zabił człowieka i musi za to odpowiedzieć. Jeśli nie pomagaliście mu w żaden sposób w ukrywaniu się, będziecie wolni. Wszystko wyjaśnimy w Wurtbadzie, więc nie pierdol pan, dobra?

Czarodziej zmarszczył brwi urażony słownictwem, którego użył strażnik. Nie lubił, by ktoś w jego obecności przeklinał...
- Ten oto człowiek - zaczął powoli i spokojnie - to mój wierny kompan, którego znam od urodzenia, Bernolt Kummel oraz reszta mojej obstawy. Pan wybaczy, ale ten rysunek nie jest nawet w połowie podobny do mego przyjaciela, to jakaś żałosna imitacja. Mylicie się, biorąc go za mordercę, ręczę za to własnym życiem. Razem się wychowywaliśmy, jego ojciec jest u mnie zaufanym koniuszym. Nie wyobrażam sobie, by towarzysz mych zabaw i podrywów mógł być mordercą, zresztą nazwiska się nie zgadzają. No i człowiek z podobizny jakiś taki potężniejszy się wydaje, a Bern to raczej do tych szczuplejszych należy. Proszę nas puścić i nie niepokoić.

- Czy uważa mnie pan za idiotę, panie von Shotten? - Falker zmarszczył brwi. - Hans, czy ten typek nie jest ci podobny do mężczyzny na liście? - sierżant pokazał papier swojemu towarzyszowi a ten skinął głową i odrzekł.

- To ten sam mężczyzna, sierżancie. Ja i Andreas nie mogliśmy się mylić.

- No właśnie... - powiedział Falker. - Więc nie róbcie z nas głupków, bo inaczej porozmawiamy. - jego głos brzmiał bardzo poważnie. - Tak jak mówiłem – rzućcie broń, a nie stanie wam się nic złego. Chcemy tylko wyjaśnić tę sprawę a mordercę doprowadzić pod książęcy sąd.

Gest dłoni sierżanta wystarczył, by jego kompani nałożyli strzały na cięciwy. Reszta dobyła mieczy.

- A panowie co robią, jeśli nie idiotę ze mnie? Przecież znam tego człowieka całe życie! Może to jakiś sobowtór, ale na pewno nie ten morderca! - von Shotten gotował się i kipiał ze złości. Możemy się udać przed oblicze sądu i tam będę udowadniał, że mam rację. A wtedy będziecie musieli nieźle się nagimnastykować, żeby nas przeprosić. A teraz, bądźcie tacy uprzejmi i przepuśćcie nas, gdyż jestem umówiony na konkretny termin do mej ciotki, Marisy von Shotten, a jak wiecie do serca Sylvanii daleka droga. Bern, przyjacielu, przemów tym panom do rozsądku, powiedzże, że nikogo nie zamordowałeś!

Odwrócił się w stronę towarzysza i skrzyżował ręce na piersiach. Wyglądało na to, że nie ma zamiaru zmienić swego zdania i będzie się dalej kłócił, a jeśli zajdzie taka potrzeba - walczył. W końcu wypoczął i mógł znów rzucać zaklęcia.
Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis

Kiedy skończył zajmować się raną, podszedł do karej klaczy o białym pysku. Teraz udo irytująco piekło, ale to nic co może zakłócić marsz lub jazdę konno. Jutrzenka prychnęła nieco wzgardliwie, była jednakowoż uparta co harda, ale nadzwyczaj oddana. Przynajmniej tak sobie o niej myślał elf. Poklepał ją po szyi i zaczął sprawdzać swój ekwipunek. Wszystko było na miejscu, nic nie skusiło koniuszego, syn puszczy był z tego rad.

Bo namowie Vinnreda, na jak najszybszy wyjazd, towarzysze zjedli obfity obiad. Przed wyjazdem elf poprosił Karczmarza o trochę paszy dla Jutrzenki, trochę świeższego jadła na wszelki wypadek oraz butelkę wina, za co uczciwie zapłacił z pieniędzy które otrzymał od Throrgima.

Początkowo podróż była wyjątkowo spokojna, nie wliczając sprzeczek pomiędzy magiem, a wojowniczką. Na twarzy Bernolta elf dostrzegł dziwny cień, ale kiedy jasnowłosy dostrzegł jego wzrok, uśmiechnął się i nie zwracał już na to uwagi. Zadowolony był natomiast khazad, sprawiły to dodatkowe pięćdziesiąt koron, które ofiarował Schultz. Asrai był nieco rozdrażniony, jego hełm sprawiał że lekko się poci, był on wykonany z porządnej stali z lekkimi ozdobami z brązu. Chronił przede wszystkim czoło i boki twarzy, brak ochrony dla lica, dawał lepszą widoczność elfowi.
Obrazek
Zbrojni zaskoczyli go, widocznie nie był nad wyraz czujny. Był gotów posłać strzały w przynajmniej dwóch z nich, ale czy zdążyłby by dostać resztę? Sam siebie zadziwił, czemu miałby z nimi walczyć...
Vinnred zaczął przemawiać i co zniesmaczyło zwiadowcę, chełpić się swoim pochodzeniem, mag był tak samo łatwy do polubienia jak i znienawidzenia. Nie miał mu tego teraz za złe, bo zapewne chciał zagadać jeźdźców, ale jedyne co mu się udało to tylko ich rozgniewać.

Wątpił by Bernolt był czegokolwiek winny, wydawał się porządną osobą. Możliwe jednak było że zbrojni mieli rację, a jasnowłosy był tym kogo szukali. Taranis wolał się na razie nie wdawać w dyskusję, dalsze łganie mogło ich tylko doprowadzić do uwięzienia lub w najgorszym razie śmierci. Leśny wędrowiec czekał więc na słowa domniemanego zbiega. Obym nie musiał sięgać po łuk - przeszło mu jeszcze przez myśl.
Ostatnio zmieniony środa, 25 marca 2009, 10:39 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 1 raz.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Uro Boros
Pomywacz
Posty: 27
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 22:34
Numer GG: 1325157
Lokalizacja: Waldenhof
Kontakt:

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Uro Boros »

Griswold von Stolpe

Shultz rzucił na stół kolejną sakwę.
- Dobrze, dodatkowe pięćdziesiąt koron, więcej nie dam, gdyż nie mam.
Nie był zadowolony z ceny jaką musiał zapłacić drużynie śmiałków za doprowadzenie Margo do domu, ale zgodził się. Bernolt czuł, że wpływ na tę decyzję miał nie zdrowy rozsądek, a desperacja.
- Niech będzie – odezwał się jasnowłosy. - Nasza strata.

Droga do Stirlandu była przyjemna i orzeźwiająca. Kummel od dawna nie czuł się tak pewnie w towarzystwie innych osób jak wtedy. Nie trwało to uczucie jednak długo. Zza przydrożnych drzew wyłonili się oni. Opancerzeni, uzbrojeni, groźni i liczni. Strażnicy dróg.

- Halt! W imię Księcie Elektora Albericha Haupt-Anderssena zatrzymajcie się!! - ich przywódca zaryczał nie znoszącym sprzeciwu głosem. Był brzydki. Jak każdy pies na usługach ojca Bernolta. Niebieskie oczy kontrastowały z brzydką blizną przez całą twarz.

- Sierżant Franz Falker, II kompania strażników dróg Stirlandu. - dobrze zbudowany mężczyzna recytował formułkę dokładnie przyglądając się zatrzymanym. Jego wzrok zatrzymał się na jednym z nich. Rozpoznał tę twarz. Mimo wielu blizn i odmrożeń szczeniak Von Stolpa wciąż wyglądał niemal tak samo.

- Jak państwo wytłumaczą podróż w towarzystwie mordercy poszukiwanego listem gończym? - zapytał uśmiechając się złowieszczo.

- Griswold von Stolpe, poszukiwany za zabójstwo w całym Imperium. - kiedy towarzysze jasnowłosego zastanawiali się o kogo chodzi sierżant rozwiał ich wątpliwości wskazując Bernolta palcem. Strażnicy dróg już szykowali się do walki. Franz Falker nakazał zatrzymanym oddać broń i oddać mnie bez walki. Wtedy wystąpił czarodziej.

- Ten oto człowiek - zaczął powoli i spokojnie - to mój wierny kompan, którego znam od urodzenia, Bernolt Kummel oraz reszta mojej obstawy. - zaczął swoją historię Vinn. Próbował oszukać strażników i poddawał w wątpliwość list gończy przedstawiony przez sierżanta. Nie uwierzyli. Byli więcej niż pewni, że Bernolt to Griswold von Stolpe. I wiedzieli, że dostaną za niego nie lada nagrodę.

- Tak jak mówiłem – rzućcie broń, a nie stanie wam się nic złego. Chcemy tylko wyjaśnić tę sprawę a mordercę doprowadzić pod książęcy sąd.

Griswold postanowił działać. Mylił się co do von Shottena. Niedojrzały fircyk okazał się być odważnym i wiernym kompanem. Jasnowłosy nie mógł pozwolić, by został on ukarany bez potrzeby. Gestem dłoni zatrzymał występującego w przód szlachcica. Spojrzał na niego zimnym wzrokiem.

- Dziękuję Ci Vinnie, ale nie zamierzam narażać was na niebezpieczeństwo. Jestem tym za kogo mnie mają. Oskarżenia również są prawdziwe. Musicie jednak wiedzieć, iż zabijałem aby ratować dziewczynę przed gwałcicielem. Tak jak my zrobiliśmy to wczoraj w karczmie. Z tą różnicą tylko, że nie był on najemnikiem, a rycerzem. Odejdźcie przyjaciele czym prędzej. Jeżeli mam zginąć to w walce. Nie chcę natomiast waszej śmierci. Odejdźcie! - krzyknął, a głos nieco mu się załamał.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Vinnred

Był zszokowany tym, co usłyszał. Nie, nie chodziło o to... Tylko...
- Do stu piorunów, jeśli to prawda, co mówisz, to tym bardziej nie pozwolę, żebyś został osądzony i skazany! Wczoraj wspólnie wyrżnęliśmy w pień tamtych najemników, którzy chcieli zgwałcić mą narzeczoną, więc i wtedy bym staną ramię w ramię z tobą przeciwko gwałcicielowi - syknął rozwścieczony.
Nie wiedział, czy panowie zechcą go teraz rozstrzelać, na wszelki wypadek zaczął cicho tkać jedno ze swych zaklęć. Zamierzał stać się niewidzialny i od razu zeskoczyć z konia, liczył, że trochę to zdezorientuje strażników i nie strzelą od razu. Z początku chciał ich otoczyć nieprzeniknioną ciemnością, jednak jeśli wycelowali, mogłoby się to źle skończyć dla reszty drużyny. Nie zamierzał zostawić teraz towarzysza w potrzebie.


[Krótka deklaracja, w razie jakiś pytań - GG.]
Obrazek
Zablokowany