[WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Deadmoon »

Jean-Marie Hautain

Jean podążył za Estalijką, krzywiąc się z niesmakiem na smród, jaki oboje otaczał. Mijanym przechodniom ten zapach najwyraźniej przeszkadzał w takim samym stopniu, gdyż wymownie zatykali nosy, zasłaniali twarze albo po prostu łukiem omijali mężczyznę i kobietę.
- Nie ma mowy, drugi raz mnie tam żadna siła nie zaciągnie - mruknął gniewnie w ojczystym języku, nie zastanawiając się czy Vegari zrozumie to, czy nie.
- Jean - zagadała mężczyznę. - Nie widziałeś naszego... towarzysza? Czyżby wielkolud już nas opuścił? - Zapytała.
- Chyba ruszył w swoją stronę. Nie wiem, w każdym razie nie ma go w pobliżu. Może miał jakieś ważniejsze sprawy? - Odparł Bretończyk, choć Vegari najwyraźniej myślami była już gdzieś daleko. Westchnął z rezygnacją.

- Wybacz, mówiłeś coś? - Dziewczyna widocznie postanowiła powrócić do świata żywych. Zrobiła przepraszającą minę. - Zamyśliłam się. Możesz powtórzyć?
Jean zaśmiał się nieznacznie, mierząc Estalijkę wzrokiem.
- Zastanawiałem się, czy to bydło tutaj zdaje sobie sprawę z chorób, jakie mogą się przenosić przez takie - urwał, szukając odpowiedniego słowa - *grupowe* kąpiele? Co o tym myślisz, panno łuczniczko?
- Musiałeś o tym wspominać? - skrzywiła się i westchnęła. - Mam nadzieję, że przed kąpielą... będzie się można wykąpać i porządnie wyszorować.
Puściła do Jeana oczko.
- Weź się odsuń trochę, śmierdzisz jak zgniłe prosię! - zaśmiała się, odpychając go trochę od siebie. Nawet idiota by zauważył, iż drażni się i bawi.
- Pardon, madame Vegari, iż uraziłem twoje nienawykłe do zapachów podróży nozdrza na pewien dyskomfort - dodał uszczypliwym tonem, łapiąc równowagę. - Twoje delikatne ciało pachnie natomiast niczym piwniczka pełna zleżałego wina. Gdybym był emerytowanym kiperem, z pewnością miałabyś mnie już u swoich stóp.
Skłonił się dworsko, po czym zgrabnie wyprostował się, mierząc ją zawadiackim spojrzeniem.
- Zważ, mon cheri, że złość piękności szkodzi - zaśmiał się, widząc jej spojrzenie. - Choć w twoim przypadku, madame, wyjątek zdaje się tylko potwierdzać tę regułę.
Po chwili oboje wybuchnęli śmiechem, wymieniając kilka uwag.

Po chwili znaleźli się przed budynkiem łaźni. Wejścia pilnował dobrze zbudowany mężczyzna w cokolwiek nietypowym stroju. Zmierzył nowo przybyłych jednym okiem, a Vegari posłała mu powłóczyste spojrzenie. Jean jedynie zdobył się na płytki ukłon, po czym wszedł za kobietą do gorącego od nagromadzonej pary budynku.
Jean często bywał w podobnych przybytkach, od ostatniej wizyty minęło jednak dość sporo czasu. Teraz miał ochotę przede wszystkim zmyć z siebie brud i smród podziemnej przygody. Potem można by ewentualnie pomyśleć o jakichś cielesnych uciechach.

Z satysfakcją oddał się *opiece* dwóch atrakcyjnych służek. Trochę speszył się na świadomość niemiłego zapachu, jaki towarzyszył jego osobie, lecz niewzruszone twarze kobiet zdradzały, że to dla nich żadna nowość. Albo zostały przeszkolone, by tak właśnie pomyślał.
Przymknął oczy, kiedy ich delikatne dłonie pieściły jego zmęczone ciało. Balsamiczny dotyk satynowej skóry dziewcząt, taniec długich, delikatnych palców, zmysłowe ruchy dłoni - powodowały, że miał ochotę rozpłynąć się, pogrążając w cielesnych doznaniach.
Ze słodkiego błogostanu wybudziły Jean'a słowa jednej z kobiet:
- Gotowe, panie.
- Dziękuję - odparł dworskim tonem i wyszedł z wody, narzucając na nagie ciało płaszcz kąpielowy. Przewiązał go w pasie i udał się do głównego pomieszczenia, zajmowanego przez wielki, wspólny basen.

Woda roiła się od nagich kobiet i mężczyzn, z których wiele oddawało się cielesnym rozkoszom. Rozejrzał się po sali, szukając dogodnego miejsca, w którym mógłby zejść do basenu. Po swojej lewej stronie dostrzegł nagą Vegari, kroczącą w rytm zmysłowo kołyszących się bioder. Jej harmonijna sylwetka zwróciła na siebie głodne, pożądliwe spojrzenia kąpiących się - zarówno mężczyzn, jak i kobiet.
Jean zsunął się do wody kawałek dalej od Estalijki, wciąż mając ją na oku. Wcisnął się między dwie rozmawiające ze sobą kobiety i, ku ich uciesze, objął obydwie w biodrach i przyciągnął do siebie. Postanowił zabawić je rozmową, darząc wyszukanymi komplementami ich nawet atrakcyjne ciała. Cały czas jednak przyglądał się Vegari i jej poczynaniom z rozochoconą parą.

W pewnym momencie zmrużył oczy, uśmiechnął się tajemniczo i zniknął pod wodą, niekulturalnie pozostawiając rozmówczynie bez pożegnania.

- Sprytnie - Vegari, gdy się tylko wynurzyła, usłyszała szorstki szept Bretończyka za prawym uchem. - Ciekawe, ile dostałbym *teraz* za twoją głowę, panno *łuczniczko*?
Poczuła, jak w pasie obejmują ją silne ramiona, unieruchamiając jej ręce wzdłuż ciała. Na szyi czuła ciepły oddech mężczyzny, a na policzku lekkie drapanie dwudniowego zarostu.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Ouzaru »

Vegi & Jean

Po kilku chwilach zabaw z parką, Estalijka powoli wysunęła palec kobiety ze swych ust i patrząc się na nią głodnym, pożądliwym wzrokiem, odeszła. Zostawiła ich samych, a oni nie tęskniąc za nią zbytnio, od razu się sobą zajęli.
Zanurkowała pod wodę i wypluła pierścionek. Szybko założyła swoją zdobycz... Sporej wielkości rubinowe oczko mieniło się bajecznie w refleksach światła załamywanego przez wodę, złota obręcz nieznacznie je odbijała.

- Sprytnie - Vegari, gdy się tylko wynurzyła, usłyszała szorstki szept Bretończyka za prawym uchem. - Ciekawe, ile dostałbym *teraz* za twoją głowę, panno *łuczniczko*?
Poczuła, jak w pasie obejmują ją silne ramiona, unieruchamiając jej ręce wzdłuż ciała. Na szyi czuła ciepły oddech mężczyzny, a na policzku lekkie drapanie dwudniowego zarostu.

- Ależ Jean... - kobieta zamruczała, ocierając się policzkiem o jego policzek.
Odchyliła głowę do tyłu, eksponując mu całą swoją szyję i obróciła twarz tak, by móc go musnąć ustami. Jednocześnie szarpnęła, by się wyrwać z uścisku silnych ramion.

Mężczyzna wzmocnił uścisk, uniemożliwiając kobiecie wyswobodzenie się. Odchylił lekko głowę w prawo, by znaleźć się poza zasięgiem jej ust.
- Chciałaś coś powiedzieć, słodka Vegari? - Spojrzał na nią podejrzliwie. Z twarzy Bretończyka trudno było cokolwiek wyczytać, jednakże Estalijka dostrzegła nikły uśmiech w kącikach jego ust.

Zaklęła w myślach i westchnęła. Czyżby po tylu latach miała wpaść?
- Moja głowa niewiele jest warta, na co komu łucznik? - zapytała, ale zaraz dodała szybko: - Może jednak byśmy się jakoś dogadali... kochanie?
Już nie próbowała się uwolnić, nie chciała swym zachowaniem wzbudzić podejrzeń. Zapewne mieli w tym przybytku jakąś straż. Cofnęła się odrobinę, wpychając pośladki w podbrzusze Jeana.

Cofnął się wraz z nią, by nie stracić pewnego gruntu pod nogami. Vegari była kobietą sprawną fizycznie i z powodzeniem mogła wywieść w pole niedoświadczonego przeciwnika. Jean ukąsił ją lekko w ucho i szepnął:
- Twoja głowa może i nie, ale twojej "siostry" owszem. Kogo ty chciałaś oszukać, złodziejko?
Wciąż trzymając zębami krawędź jej ucha, powędrował językiem po całej jego powierzchni.

Westchnęła ciężko. Trudno jej się było skupić w 'takich warunkach', jednak zaczęła szybko myśleć i analizować swoją sytuację oraz aktualne położenie.
- Dobrze... wygrałeś - powiedziała i napięła mięśnie. - Jednak nie rozumiesz wszystkiego. JESTEM łuczniczką, a to - przejechała pierścionkiem po udzie towarzysza - to tylko zabawa. Takie, jak to mawiają w Albionie, 'hobby'.
Rozluźniła się i poruszyła głową, jednak uszko znajdujące się w zębach tego drapieżnika za bardzo ją rozpraszało.
- Co zamierzasz? - spytała, spinając się znowu.

Jean oderwał się od jej ucha. Zaśmiał się ironicznie.
- Kosztowne to, jak je nazwałaś?, hobby - odparł, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę, podczas gdy prawą lekko ugiął w kolanie, nie odrywając jednak w całości stopy od dna basenu.
- Znałem ludzi o różnych zainteresowaniach. Kolekcjonerskich i nie tylko. Kończyli zazwyczaj tak samo.
Ugiętym kolanem rozsunął nieznacznie jej umięśnione uda i zaczął lekko pocierać nim jej odsłoniętą teraz kobiecość.
- Domyśl się jak.
Ramiona mężczyzny, wciąż przytrzymując w uścisku ręce Estalijki, powędrowały w górę, znalazłszy się na wysokości biustu kobiety.
- Masz dla mnie jakąś propozycję? - zapytał, poruszając miarowo kolanem.

Przeszedł ją dreszcz i bardzo przyjemne ciarki. Zamruczała cicho, nie miała nic przeciwko takiej 'zapłacie'. Na dobrą sprawę nawet go nie słuchała, bo i po co? Doskonale wiedziała, o co mężczyźnie chodzi.
- Kochanie, co tylko zechcesz... - szepnęła.
Rozluźniła mięśnie, chwilę rozkoszowała się jego dotykiem, lecz szybko zaczęła się rozglądać za wolną alkową.
- Tam wygląda, że moglibyśmy 'przedyskutować' to w spokoju. Chyba nikt nam nie będzie przeszkadzał - stwierdziła, ruchem głowy wskazując kierunek.

Jean gwałtownym ruchem obrócił kobietę przodem do siebie. Teraz jego ramiona splotły się na wysokości jej pośladków. Spojrzał Vegari prosto w oczy.
- Nie zrozumieliśmy się, panno łuczniczko z nietypowym hobby - mówił powoli, spokojnym, niskim głosem. Uśmiechnął się lekko, ale szczerze.
- Nie o taką zapłatę mi chodzi. Właściwie nie chodzi nawet o samą zapłatę, a o coś innego.
Dziewczyna hardo spoglądała na niego, wyraźnie zaskoczona tym, co mówi.
- Słodka Vegari, jesteś niebezpieczną, ale zdolną kobietą. Masz silny, intrygujący charakter i ciekawe nastawienie do świata. Myślę, że...
Urwał, patrząc jej w oczy spod zmrużonych powiek.
- ...Możemy pozwolić sobie na współpracę. Nasz - zaśmiał się tajemniczo - urok i zdolności otwierają przed nami morze możliwości. Razem możemy osiągnąć coś wielkiego, zrobić coś, o czym świat nieprędko zapomni. - Mówił ściszonym głosem, by nikt inny tego nie usłyszał. - Co ty na to?

Spojrzała na niego podejrzliwie. Już planowała, że się go pozbędzie, jednak teraz wiedziała, iż musi mieć na niego oko. Wpatrywała się w jego oczy, jakby usiłując z nich coś odczytać.
- Hmm... Zgoda - odpowiedziała po dłuższym namyśle.
Nie ufała mu, ale trzeba było robić dobrą minę do złej gry. Uśmiechnęła się lekko i musnęła jego usta ciepłymi wargami. Wtuliła się w ciało mężczyzny, wsłuchując się w rytm jego serca i rozmyślając.
- Czyli co teraz planujesz?

Przytulił kobietę do siebie. Przez kilka sekund upajał się zapachem jej ciała.
- Domyślam się, że mi nie ufasz. Kobieta, wiodąca życie jak twoje, na wszelki wypadek nie ufa nikomu poza swoimi instynktami. Wiedz jednak, że miałem przynajmniej trzy okazje, żeby pozbawić cię życia i zgarnąć nagrodę. Prawdopodobnie lepsze sposobności już mi się nie trafią.
Westchnął, spoglądając w stronę alkowy.
- Jeżeli chcesz, możemy to przedyskutować choćby tam.

Zmarszczyła lekko czoło, przecież nie dałaby mu się tak łatwo zabić. Nie znał jej i nie doceniał, ale to bardzo dobrze.
"Nie trafią ci się już żadne sposobności. Możesz być pewien, że gdy się nadarzy okazja, ja się nie zawaham i na pewno nie będę zastanawiać dwa razy" - pomyślała.
Uśmiechnęła się ciepło. Oplotła ramionami jego szyję i podskoczyła w wodzie, nogami szybko oplatając go w pasie. Póki byli zanurzeni, jej ciało niewiele ważyło i mógł ją tak spokojnie utrzymać.
- Zatem ruszaj - powiedziała, kusząco mrużąc oczy.
Nie dała mu nic odpowiedzieć, gdyż zaraz zatopiła swój język w jego ustach, całując Jeana namiętnie.


c.d.n. (choć wątpię, by następny post nadawał się do czytania przez osoby poniżej... 21 lat ;))
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Deadmoon »

Vegi & Jean

Jean miał wrażenie, że żywcem zostanie zjedzony przez namiętne pocałunki Estalijki. Nie potrafił... Nie chciał się jednak oprzeć jej słodkim, wydatnym ustom i nie protestował, gdy jej język zmysłowo pieścił język mężczyzny.
Objąwszy kobietę w pasie uniósł się na palcach i ostrożnie wyszedł ze wspólnego basenu. Powoli, by nie stracić równowagi na śliskiej podłodze, udał się do dyskretnego pomieszczenia, odgrodzonego od głównej sali kotarą. Ruchem ręki odgarnął materiał i zasunąwszy zasłonę z powrotem za sobą, zstąpił do wypełnionego ciepłą wodą niewielkiego basenu.
Oparł się plecami o ścianę i zanurzył lekko. Wciąż namiętnie całował Vegari, przyglądając się jej ślicznym oczom.

Na chwilę się od niego oderwała i odsunęła, mierząc go kocim spojrzeniem. Uśmiechnęła się lekko, przygryzając dolną wargę.
- To będzie miła współpraca - szepnęła.
Znów rzuciła się na mężczyznę i tylko kątem oka obserwowała, jak ktoś ze służby zaczął wnosić różne rzeczy na tacy. Na niewielkim stoliczku pojawiło się wino, kielichy, misa z owocami, kilka talerzy i małe noże do obierania. Wyglądało na to, że niczego im tu nie zabraknie.
Kobieta westchnęła cicho, gdy Jean całował ją po szyi i skorzystała z okazji, by szepnąć mu do uszka:
- Może wina?

Bretończyk skinął z aprobatą głową na służkę. Półnaga dziewczyna dygnęła wdzięcznie i opuściła pomieszczenie.
- Za chwilę, miła Vegari, na wino jeszcze znajdzie się czas - odparł jej szeptem, kończąc wypowiedź pocałunkiem w usta.
- Zatem zgadzasz się, jak rozumiem, na szeroko pojętą współpracę? - zmierzył ją badawczym spojrzeniem, uśmiechając się szelmowsko.
Sięgnął po kiść świeżych winogron i zbliżył owoce do ust kobiety. Przez kilka chwil droczył się z nią, unosząc słodkie grona w górę, kiedy Vegari usiłowała złapać je ustami. Za chwilę jednak celowo udał, że spóźnił się z reakcją, i lubieżnie obserwował jak kobieta z triumfalną, niemal dziką satysfakcją dopada owocu, zmysłowo chwytając go w zęby, jednocześnie pieszcząc językiem.

Grono po chwili znalazło się w ustach Jeana, nie przeszkadzało ono parze dalej się całować. Vegari zabrała jeden owoc z gałązki i ulokowała między swoimi piersiami. Objęła je dłońmi, ścisnęła razem i kuszącym wzrokiem zachęcała mężczyznę, by zechciał sięgnąć po tę małą słodycz. Teraz ona się z nim drażniła, co chwilę czyniła krok do tyłu, pochylała się nad swym biustem i pieściła delikatną skórę piersi językiem. Cały czas wpatrując się Bretończykowi głęboko w oczy.

Zabawa z gronkiem była ekscytująca, szczególnie, kiedy Vegari umilała ją autoerotycznymi akcentami. Wyjątkowa kobieta, musiał przyznać, a jej temperament nie miał sobie równych. Do tego to spojrzenie...
W pewnym momencie Jean zniecierpliwił się figlami i objął lewym ramieniem zgrabne ciało Estalijki, przyciągając je ku sobie. Drugą ręką siegnął po nożyk do obierania i, nim zdążyła się obejrzeć, przytknął jego czubek do miękkiej skóry na szyi kobiety. Pod lekkim zagłębieniem zapulsowała tętniąca krew.
Bretończyk zmrużył oczy i wodził spojrzeniem od ostrza na szyi do oczu Vegari i z powrotem.
- Niebezpieczne zabawki tu mają. W niewprawnych dłoniach, tudzież dłoniach szaleńca, mogą stanowić poważne zagrożenie dla życia, nie sądzisz?

- Niebezpieczne zabawki tu przychodzą... - odpowiedziała uśmiechając się, w jej oczach pojawił się dziwny, niebezpieczny błysk.
Zaczęła napierać na nóż, czubek ostrza powoli zagłębiał się w jej ciele, przecinając skórę. Kobieta nawet nie mrugnęła, gdy niewielka stróżka krwi spłynęła z ranki i powędrowała po szyi, ginąc gdzieś między piersiami. Nie oderwała też wzroku od oczu mężczyzny.
- ...Nie sądzisz? - dokończyła, unosząc lekko jedną brew i spoglądając na Jeana wyzywająco.

Bretończyk zaśmiał się lubieżnie, z rosnącym podnieceniem obserwując strużkę krwi, znaczącą purpurą ślad swojej wędrówki po aksamitnym ciele kobiety.
- Chyba naszła mnie ochota na wino - odparł zmysłowym głosem.
Odłożył nóż i sięgnął po kielich z trunkiem. Uniósł naczynie i przesunął je w stronę ust Vegari. Gdy dziewczyna rozchyliła je, będąc pewną, że Jean napoi ją słodko-cierpką cieczą, mężczyzna pocałował Vegari w czoło i przechylił kielich.
Ciemnoczerwona struga spłynęła po dekolcie kobiety, rozpływając się w wodzie i delikatnie zabarwiając ją. Mknąc po ciele Estalijki, szlachetny trunek wymieszał się z jej świeżą krwią. Jej krągłe piersi przybrały kolor głębokiej czerwieni.
Jean pochylił twarz i zanurzył język między zgrabnymi wzgórkami kobiety, spijając z nich magiczną mieszankę wina i krwi. Uniósł głowę i zatopił umazane usta w ustach dziewczyny.

Szybkim i zdecydowanym ruchem ręki przycisnęła głowę Bretończyka do swego ciała, wyginając i odchylając przy tym plecy do tyłu. Znalazłszy dla siebie oparcie za sobą, przyciągnęła go brutalnie do siebie i objęła łapczywie ramionami. Przymknęła oczy, rozkoszując się jego pieszczotami. Skóra przyjemnie mrowiła pod wpływem trunku, Vegari czuła, ogarniające powoli jej całe ciało ciepło. Zamruczała coś cicho i zaczęła znaczyć ślad na plecach mężczyzny swoimi długimi paznokciami.
Rozchyliła uda, pozwalając, by Jean stanął między nimi. Zaplotła palce w jego włosy i łapiąc mocno przy samej skórze, szarpnęła mu głowę do tyłu. Napotkał gorące, kocie spojrzenie i drapieżny uśmiech.

Mężczyzna stanął między rozchylonymi udami kobiety. Jej drapieżne pieszczoty tylko wzmagały w nim podniecenie, z każdą kolejną sekundą budząc w Bretończyku głodne zwierzę, pragnące nasycić apetyt tylko w jeden sposób...
Jean złapał Vegari za pośladki i pozwalając, by swoim ciałem Estalijka przywarła do jego nagiego torsu. Jednocześnie pozwolił, by kobieta nadziała się na jego wyprężoną męskość.
Dziewczyna jęknęła, kiedy fala podniecenia zalała jej rozpalone ciało. Czuła, jak penis mężczyzny zagłębia się w nią coraz mocniej, rozkosznie ją wypełniając.
Jean namiętnie pocałował partnerkę i dostosował ruch swoich bioder do narzuconego przez nią tempa.

- Jeszcze raz - szeptała mu do ucha. - Jeszcze raz... Mocniej... Jeszcze mocniej...
Brutalne ruchy mężczyzny sprawiały jej dziką przyjemność i satysfakcję. Jednak tylko ciche jęknięcia oraz pomruki zadowolenia wydobywały się z ust Estalijki. Wydawało się, że im większą rozkosz odczuwa, tym ciszej się zachowuje; chwilami w ogóle nie oddychała.
Złapała Jeana paznokciami za szyję, zagłębiając je coraz bardziej w jego skórze. W końcu odchyliła głowę do tyłu, a jej ciałem targnęła fala rozkoszy. Gdy się wyprostowała i spojrzała w oczy kochanka, widział w spojrzeniu Vegari nienasyconą bestię, która w tej chwili pragnęła i wymagała od niego więcej. Dużo więcej.

* * *

Na zewnątrz było już ciemno, kiedy z niewielkiej alkowy wyszły do głównej sali dwie ledwie żywe postaci. Jednak mimo zmęczenia, twarze kobiety i mężczyzny promieniowały zadowoleniem i zaspokojeniem.
Oboje rozejrzeli się po pustej sali. Woda w basenie została spuszczona, zapewne w celu wymiany przed ponownym udostępnieniem przybytku dla klientów.
- Ciekawe, ile czasu minęło, odkąd... hmmm... zajęliśmy się sobą? - Zapytała kobieta, zerkając na mężczyznę z ukosa.
- Bardziej zastanawia mnie, czy zamknęli nas tutaj na noc? - Odparł, uśmiechając się zawadiacko.

Oboje wybuchnęli szczerym śmiechem, po czym po raz tysięczny tego dnia złączyli się w namiętnym pocałunku.


Cdn.? :P
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Serge »

Odrywając się od namiętnego pocałunku, postanowiliście w końcu sprawdzić, czy jest stąd jeszcze jakieś wyjście; skoro ktoś spuścił wodę w basenie i dokoła nie było żywej duszy mogło oznaczać to tylko jedno. Niesamowita cisza i gdzieniegdzie świecące jasnym światłem duże latarnie wykonane w stylu orientalnym towarzyszyły wam w poszukiwaniu otwartych drzwi. Bezskutecznie. Wyglądało na to, że cała wiara opuściła „Oazę Quentina” zupełnie o was zapominając. Wszystkie drzwi w liczbie aż dwóch były zamknięte, a wam pozostawało poczekać tutaj do rana, póki ktoś z personelu nie zjawi się wypuszczając was na 'wolność'. Choć zważywszy na to, jakim zabawom oddawaliście się do tej pory, nie była to wizja tragiczna, zwłaszcza że noc była raczej młoda, więc i wiele rzeczy mogło się w ciągu tych kilku kolejnych godzin zdarzyć. Tuląc się do siebie i rozmawiając, wróciliście do głównego pomieszczenia z basenem. Po około kwadransie dość głośnych rozmów, usłyszeliście kroki w korytarzu, po czym drzwi otworzyły się, a w nich stanęła piękna brunetka w czerwonej do kolan sukni o sporym dekolcie.

Z założonymi na biodrach dłońmi pokiwała głową i uśmiechnęła się krzywo.

- Ach ten Thierry, zawsze musi kogoś zamknąć na noc. Powoli to staje się tradycją. - szybkim, majestatycznym krokiem podeszła do was. - Jestem Izabelle, żona Quentina, właściciela tej łaźni – uścisnęła wasze dłonie, trzeba przyznać że pachniała niesamowicie. Jean'owi, zwykle odpornemu na wszelkie kobiece zapachy, tym razem niemal uginały się nogi. Kobieta była na tyle ponętna, że szlachcicowi od razu w głowie pojawiły się kosmate myśli. Vegari również.

Izabelle przyglądała wam się przez dłuższy moment z szelmowskim uśmiechem na twarzy, po czym rzekła.

- Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Skoro już tu jesteśmy we trójkę, to chyba nie odmówicie mi wspólnej zabawy? - palcami o pięknie wypielęgnowanych paznokciach zaczęła wodzić po piersiach Vegari zataczając kciukiem okręgi, w miejscu gdzie znajdował się sutek kobiety. - Mąż mnie zaniedbuje, potrzebuję dużo czułości. - szepnęła do ucha Hautaina i po chwili złożyła na ustach Veg namiętny pocałunek. Prawa dłoń natomiast zatrzymała się na kroczu Jeana – jej wprawne palce miło pieściły jego męskość.

Chwilę później cofnęła się i zrzuciła z siebie czerwoną suknię stając przed wami zupełnie nago. Miała spore, stożkowate piersi o dużych, brązowych sutkach i zupełnie gładką kobiecość.

Obrazek

Przygryzając namiętnie dolną wargę podeszła do Jeana i pocałowała go, prowadząc jego dłoń między swoje nogi. Szlachcic doskonale czuł na swych palcach gorące soki brunetki, podczas gdy jej sprawne palce lawirowały już między udami Vegari...

- Pieprzecie mnie! - rzuciła odrywając się od ust Jeana - Dzisiaj mam ochotę na gorący seks we troje. - język Izabelle znów splótł się w gorącym tańcu z językiem Hautaina.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Ouzaru »

MG, Ty się chyba specjalnie z nami drażnisz, co? :twisted:

Vegari & Jean-Marie Hautain

Kręcąc się po tym przybytku rozkoszy, w końcu natrafili na swoje uprane, wysuszone i ładnie złożone ubrania. Dość niechętnie się przyodziali i poszli szukać jakiegoś wyjścia. Niestety, nie znaleźli takowego i wyglądało na to, iż przyjdzie im tu spędzić resztę nocy. Vegari nie miała zamiaru z tego powodu rozpaczać...
- Przydałoby się jeszcze coś zjeść, nie uważasz? - zapytała, bawiąc się kosmykami włosów mężczyzny.
W odpowiedzi ucałował ją w dłoń, uśmiechając się przebiegle. Szybko załapała, co mu chodzi po głowie i uklęknęła przed nim. Jednak nie zdążyła nić zrobić, gdy drzwi do sali otworzyły się i stanęła w nich jakaś niezła kobieta. Łuczniczka uniosła lekko jedną brew i wysłuchała, co ślicznotka miała im do powiedzenia.

Słuchała jej tylko jednym uchem, była głodna i zmęczona, a problem 'niedopieprzenia' postanowiła zostawić Jeanowi. Jak mieli współpracować, musieli się dzielić obowiązkami. Szybko wymieniła z mężczyzną kilka krótkich spojrzeń i zgodnie zajęli się razem napaloną brunetką.
Zaraz Jean zajął się kształtnymi kobiecymi kształtami niedopieszczonej żonki, a tymczasem Vegari zajęła ją pocałunkami. W końcu oderwała się ustami od jej warg i spoglądając na kobietę pełnym pożądania wzrokiem, zaproponowała:
- Może przyniosę nam wina, madame? Trochę mi zaschło w ustach...
Oblizała wargi i rzucając Bretończykowi krótkie spojrzenie, opuściła salę.

Będąc już na korytarzu, usłyszała głośne jęki tamtej ladacznicy. Uśmiechnęła się lekko, nie dziwiła się tym odgłosom, wszak sama także chwilami zachowywała się głośniej, niż chciała. Vegi naciągnęła do końca spodnie, zasupłała i poprawiła gorset. Musiała przyznać, że Isabelle znała się na rzeczy i błyskawicznie się do niej dobrała. Jaka szkoda, że złodziejka miała nieco inne plany na ten wieczór...
W korytarzu słychać było tylko żonę właściciela, Vegari skradała się tak cicho, że nawet pies nie usłyszałby jej kroków. Minęła przebieralnie i udała się schodami na górę, gdzie miała nadzieję natrafić na coś ciekawego.

Salon, kilka pokoi, ogromna sypialnia i kuchnia - tak jak się spodziewała, nad łaźnią znajdowało się mieszkanie właścicieli. Szybko obszukała pokój Isabelle i zabierając na chybił-trafił jakiś wisiorek oraz parę kolczyków, zerknęła do szafy. Rząd pięknych seksownych sukien, podobnych do tej, którą miała na sobie, sprawił, iż Vegari zaczęły świerzbieć palce. Wzięła jedną, w kolorze pasującą do gorsetu i rzuciła na łóżko. Po chwili w ręce złodziejki trafiła koszulka nocna, o fantazyjnych wiązaniach, z prześwitującego materiału i delikatnej koronki. Zamruczała, dorzuciła do sukienki i razem z biżuterią zrobiła z tego małe zawiniątko.
Za oknem dostrzegła rozłożyste drzewo, nie namyślając się długo, ukryła w jego gałęziach swą zdobycz i opuściła pokój, udając się do kuchni. Zabrała dzban dobrego wina, o wiele lepszego niż to, które dostali i udała się na dół. Całość nie zajęła jej chyba nawet kwadransa.

Przyczaiła się, uchyliła lekko drzwi i z niemałym podnieceniem obserwowała, jak para się zabawia. Wróciła, od razu im przerywając. Szybko zatopiła języczek w mokrej kobiecości Isabelle, jednocześnie nadstawiając swój tyłeczek Jeanowi, gdyby miał jeszcze siłę i ochotę na dalsze igraszki.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Serge »

Niemal pół nocy zabrały wam namiętne igraszki, choć akurat w tym momencie nikt z was godzin nie liczył. Najbardziej z faktu zamknięcia w łaźni skorzystała Veg, która bogatsza o kilka nowych błyskotek, suknię i wyrafinowanie zdobioną koszulkę nocną opuściła kilka godzin przed świtem „Oazę Quentina” wraz z mocno spracowanym Jeanem. Cóż, Izabelle była wygłodniała, więc i szlachcic musiał się napracować. Pożegnała was namiętnym całusem i ciepłym uśmiechem.

Klucząc pustymi o tej porze uliczkami L'Anguille trafiliście w końcu do jakiejś karczmy o wdzięcznej nazwie „Puszysty Kociak” i zamówiliście pokój. Byliście jednak na tyle zmęczeni, że nie w głowie były wam kolejne łóżkowe igraszki. Vegari w świetle małej pokojowej latarenki obejrzała na spokojnie swoje zdobycze z „Oazy...” po czym legła obok zmęczonego szlachetki.

Kolejny dzień przywitał was wspaniałymi zapachami roznoszącymi się po całej karczmie, a także gwarem na ulicach i wewnątrz przybytku. Jeszcze kwadrans trwało nim zwlekliście się z łóżka doprowadzając do stanu wyjściowego. Pogoda nie była najlepsza, mżyło i wiało dość mocno. Spaliście tak długo, że zeszliście do sali akurat w momencie, gdy pyzaty gospodarz podawał gościom obiad – udziec dzika w sosie własnym. Zamówiliście danie dnia i piwo rozmawiając o czymś. Niecałą godzinę później drzwi karczmy otworzyły się i w środku pojawiła się bogato odziana kobieta w purpurowej, zdobionej jakimiś kamieniami sukni z wydatnym dekoltem. Towarzyszył jej wysoki, potężnie zbudowany, łysy mężczyzna o paskudnym wyrazie twarzy. Przy pasie nosił okutą pałkę i miecz gilesowski. Początkowo nie zwróciliście na kobietę uwagi, tak jak i ona na was, jednak gdy przyjrzeliście się dokładniej, stwierdziliście że to Izabelle, żona Quentina. Ona również, rozglądając się z minorową miną po sali nagle się rozchmurzyła dostrzegłszy was przy jednym ze stolików. Niemal tanecznym krokiem podeszła do was ze swym barczystym ochroniarzem, który sunął za nią niczym cień i rozsiadła się bez pytania przy stoliku. Uśmiech nie znikał z jej pięknej twarzyczki gdy do was mówiła.

- Kochani – zaczęła. - nawet nie wiecie jak się cieszę że was widzę. - jakby na potwierdzenie tych słów chwyciła Veg za obie dłonie, jednak po chwili je cofnęła, jak gdyby wiedząc że nie przystoi obnosić się ze swoimi preferencjami publicznie. - Sama Pani Jeziora chyba mi was zsyła. Od rana krążę od karczmy do karczmy szukając jakichś poważnych ludzi, którzy mogli by wykonać dla mnie pewne... zlecenie, tak to nazwę. Niestety, większość to alkoholicy, stare dziadki i młodzi paniczykowie co tylko w gębie są mocni. – zaczęła wymieniać na palcach. - A ja potrzebuję kogoś naprawdę do rzeczy. Po wczorajszym miłym wieczorze we troje sądzę, że jesteście najlepszym wyborem, bo chyba nie nosicie broni od parady, prawda? - kamienny wyraz twarzy ochroniarza Izabelle na wzmiankę o upojnej nocy we trójkę wskazywał na to, że łysy był już świadkiem niejednej takiej rozmowy. - Tak czy inaczej, mam nadzieję, że mi pomożecie. Panie Golem... – pstryknęła palcami, a łysol o paskudnej gębie sięgnął do kieszeni wyciągając małe zawiniątko. Od raz przekazał je Izabelle.

Kobieta rozwinęła kawałek płótna i waszym oczom ukazała się moneta, jakiej do tej pory jeszcze w swoim życiu nie widzieliście.Chwyciła ją w dwa palce i uniosła do góry. Ochroniarz Golem zastawił ją swym ciałem tak, by nikt postronny nie widział, co pokazuje wam Izabelle.

Obrazek

- Mój ojciec był numizmatykiem i w ostatnich chwilach swego życia przekazał mi wszystkie swoje zbiory. Niestety, dwa tygodnie temu do posiadłości mojego męża ktoś się włamał i prócz klejnotów i pieniędzy zdążył wynieść kilka monet z tej serii. Nie mają one wielkiej wartości pieniężnej, ale wielką wartość sentymentalną dla mnie. Dlatego chcę, byście je dla mnie odzyskali. - zmarszczyła brwi. - Skradziono ich dokładnie osiem, płacę wam pięć koron od monety, więc zarobić można sporo. Poruszyłam niebo i ziemię, zdałam się na wszystkie moje kontakty i według moich informacji, złodziej zaszył się w wiosce Serrac, położonej dwadzieścia kilometrów na zachód od L'Anguille. Złodzieja proszę solidnie ukarać, a monety, nieważne ile jeszcze ma ich przy sobie, mają wrócić do mnie. Wyświadczycie mi tę przysługę? - spytała. - Na pewno nie pożałujecie. - na jej twarzy wykwitł chytry uśmieszek.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Deadmoon »

Vegari & Jean-Marie

Noc należała do tych ciekawszych, ale za długich. Kiedy w końcu opuścili łaźnię i znaleźli karczmę, była zmęczona i senna tak bardzo, iż nie mogła się na niczym innym skupić. Nie potrafiła się jednak oprzeć pokusie i przejrzała rzeczy wyniesione z pokoju Izabelle. Suknia, jakiś wisiorek z kolczykami do kompletu oraz seksowna koszulka nocna, utkana z delikatnej koronki. Zdobycze przypadły kleptomance do gustu. Zapakowała je i schowała na samo dno swej torby, chwilę później już się wylegiwała w łóżku obok Jeana. Szybko usnęli, nie wdając się w rozmowy i przywitali następny dzień dopiero w okolicach południa.

Łuczniczka niechętnie wstała, ale trzeba było się szybko zmyć, nim kobieta stwierdzi braki w swoich rzeczach. Jakoś się z Jeanem ogarnęli i zeszli na dół, akurat załapując się na obiad. Usiedli przy stoliku i zamówili to, co polecał dzisiejszego dnia karczmarz.
- Zatem - zwróciła się do mężczyzny, gdy czekali na swoje porcje - co proponujesz? Masz jakieś plany czy pomysły odnośnie tego, gdzie się wybierzemy?

Jean rozmasował obolały kark. Spał mocno, ale przez niewygodną, niedbale rzuconą na łóżko poduszkę nie wypoczął zbytnio. Spojrzał ponad ramieniem Vegari w stronę karczmarza, jakby chcąc w ten sposób skłonić go do szybszej pracy.
Po chwili jednak wrócił spojrzeniem do ślicznej twarzy Estalijki.
- Właściwie nie spieszy mi się nigdzie. Od zajścia w kanałach cel naszej przygody zdał się stracić na aktualności. Tym samym jestem otwarty na co ciekawsze propozycje. - Uśmiechnął się do łuczniczki. - A Ty, Vegari? Jaką masz wizję najbliższej przyszłości?

Zastanowiła się nad jego pytaniem, w myślach zaczęła starannie dobierać słowa odpowiedzi, gdy w drzwiach karczmy pojawiła się Izabelle w towarzystwie jakiegoś rozłupywacza czaszek. Jęknęła cicho i klnąc pod nosem udawała, że jej tu nie ma. Domyślała się, że kobieta odkryła kradzież i teraz ich szuka, by z pomocą osiłka odebrać swą własność oraz wymierzyć odpowiednią karę. Czyli skręcić im karki lub poprzetrącać łapy.
- Chyba się starzeję... - mruknęła, gdy Izabelle ją dostrzegła i zaczęła przedzierać się do stolika.

Jean obserwował każdy mięsień na twarzy Vegari, gdy kobieta zastanawiała się nad odpowiedzią. Musiał przyznać, że łuczniczka potrafiła bardzo dobrze kontrolować emocje, z dyplomatyczną doskonałością dostosowując się do okoliczności. Ze swoimi talentami idealnie nadawałaby się na szpiega, więc Bretończyka dziwiło, dlaczego postanowiła oddać się złodziejskiemu rzemiosłu.
Rozmyślania przerwało mu zjawienie się w karczmie Izabelle, za którą podążał humanoidalny stwór, z pozoru tylko przypominający człowieka. Na jej widok Vegari pobladła, a jej oczy wyraziły szczere zaniepokojenie. Jean mrugnął do łuczniczki i z uśmiechem spojrzał na żonę Quentina, wysłuchując, co kobieta ma do powiedzenia.

Wyglądało na to, iż to nie nocna kradzież ją tutaj przywiodła i Vegi tylko pozornie się rozluźniła. Cała ta sprawa z monetami wydawała się dziwna. Oboje uważnie obejrzeli tę, którą pokazała im kobieta i na chwilę zapadła przy stoliku cisza. W końcu przerwała ją Estalijka.
- Och, no dobrze, zrobimy to dla ciebie - stwierdziła słodkim głosem i posłała ślicznotce długie, niedwuznaczne spojrzenie.
Jean wiedział, a raczej czuł, że za tą szybką zgodą kryło się coś więcej, gdyż akurat zainteresowania monetami złodziejka wcale nie udawała.

Jean podczas rozmowy zerkał to na jedną, to na drugą kobietę. Zastanawiał się, która z nich ostatecznie przechytrzy tę inną. Propozycja Izabelle wydawała się nieco mglista i zaskakująca, ale Bretończyk postanowił wysłuchać opowieści do końca. Gdy przypadkiem skrzyżował spojrzenia z paskudnym olbrzymem, poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Nie, zdecydowanie wolał nie spotykać się z takim *czymś* w odosobnionym miejscu. W zatłoczonym również. Po chwili namysłu szlachcic stwierdził, że najlepiej w ogóle nie spotykałby takiej maszkary na swojej drodze - gdziekolwiek i kiedykolwiek.
Szybka i rzucona bez dłuższego zastanowienia odpowiedź Estalijki wcale a wcale nie zaskoczyła Jeana. To oczywiste, że złodziejski instynkt Vegari właśnie kreślił w jej przebiegłym umyśle cały misterny plan wejścia w posiadanie skarbu i wykorzystanie go wedle własnego widzimisię. Bretończyk obawiał się jednak, że Izabelle może zdawać sobie przynajmniej po części sprawę z tajemniczej przeszłości łuczniczki i "zupełnie przypadkowego" podobieństwa Estalijki do poszukiwanej złodziejki.
- Skoro to całkiem niedaleko, to nie mam nic przeciwko, by nieco odetchnąć świeżym, wiejskim powietrzem. Poza tym Posłowi przydałoby się nieco ruchu. - Stwierdził z uśmiechem, przytakując propozycji Izabelle.

- Zatem postanowione - powiedziała Vegari, kiwając głową.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Serge »

Izabelle uśmiechnęła się szeroko.
- Dobrze więc, cieszę się że się zgadzacie. - skinęła głową. - Z tego co mi wiadomo, mężczyzna jest chudy, wysoki o długich, kręconych rudych włosach. Powinniście na niego trafić bez problemu. Gdy już odbierzecie to co moje, przynieście monety do „Oazy”. Wtedy się ostatecznie rozliczymy. Gunterze. – wielki, brzydki mężczyzna wyjął z sakiewki trzy korony, po czym rzucił niedbale na stół.
- Zaliczka, w razie gdybyście mieli niespodziewane wydatki. - powiedziała kobieta. W jej głosie wyczuliście jakiś dziwny ton. Wstała od stołu, skinęła głową; wyglądało to na pożegnanie. - Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie i szybko odzyskacie to, co do mnie należy. Do zobaczenia.

Gdy odchodziła, Vegari słyszała jak rozprawia z oburzeniem o skradzionej sukni i klejnotach, a jej ochroniarz potrząsał tylko rytmicznie głową.

* * *


Zjedliście posiłek i przygotowaliście się do drogi.
Ponad godzinę jechaliście nie niepokojeni wśród łąk, pól i lasów. Piaszczysta droga wiła się kręto po obu stronach ograniczona licznymi kępami krzewów i zagajnikami. Póki co po prawej dominowały pola, a po lewej lasy. Po kolejnej pół godzinie zza zasłoniętego kępą drzew zbliżającego się zakrętu dały się słyszeć jakieś odgłosy. Tak! Teraz było dobrze słychać: okrzyk, uderzenie stali o stal – od przodu dobiegały odgłosy walki.

Jakieś pięćdziesiąt metrów przed wami, na prawo od szlaku w przydrożnym zagajniku toczyło się starcie. Dwa przywiązane do drzew konie miotały się w strachu. Banda jakichś ludzi, którzy wyglądali na zbójników, toczyła walkę z dwójką innych. Łatwo było wyobrazić sobie, co się stało: dwójka podróżnych po prostu wpadła w pułapkę.

Na polanie wielki mężczyzna w lśniącej zbroi płytowej zmagał się z trzema muskularnymi przeciwnikami. Dzierżąc bez wysiłku wielki dwuręczny miecz, odbił uderzenie z lewej, po czym jednym potężnym cięciem odrąbał głowę drugiemu oponentowi, a trzeciego wypatroszył. Trzymająca się blisko niego smukła kobieta ubrana w dziwne szaty wyśpiewywała zaklęcie. W jej lewej dłoni zaświeciły czarne, magiczne ostrza, które rzucone trafiły kolejnych trzech napastników. Mężczyzna wyglądający na rycerza i czarodziejka na razie trzymali się dzielnie, adwersarzy było jednak zbyt wielu i tylko kwestią czasu było, gdy polegną. Musieliście szybko podjąć jakąś decyzję.

Esmeralda, Vibe – koniec prowadzenia via PW, witam oficjalnie w grze :D
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Vibe »

Obrazek

Niels Karsten

Mężczyzna przeklinał w duchu brak czujności, który doprowadził do tej sytuacji. No ale gdy podróżuje się w towarzystwie niczego sobie czarodziejki, która jeszcze niczego sobie rozwodzi się podczas podróży nad różnymi alchemicznymi aspektami jej sztuki, to trudno skupić się na obserwacji terenu. I teraz płacili potem i umiejętnościami za tę nieuwagę. Niels zmarszczył brwi, gdy przyjął na swą tarczę kolejne uderzenie okutej pałki jakiegoś draba i wyprowadził cios niemal odcinając atakującemu głowę. Rzucił wesoło do Ilse.

- Chyba Sigmar celowo postawił ich na naszej drodze! - w jego głosie czuć było szaleńcze zadowolenie. - Porzućcie broń, grzesznicy, a będzie wam wybaczone i Pan Nasz, Sigmar otworzy przed wami bramy swego królestwa! - warczał spod hełmu z nosalem zasłaniającego niemal całą jego twarz. Chwilę później dostrzegł jakieś pięćdziesiąt metrów przed sobą dwójkę ludzi konno.

- Widzisz, Ilse, to proroctwo! Czyż bogowie nie rzekli, że wspomoże nas w walce para – kobieta i mężczyzna! Chwała Sigmarowi! Zaiste, to dobry znak.

Mężczyzna skoncentrował się na walce zadając kolejne, potężne ciosy swym dwuręcznym mieczem trzymanym w jednej dłoni. Był Rycerzem Płonącego Słońca – miał na sobie zbroję płytową najprzedniejszej jakości, z której ciężarem - co było widać podczas tej walki - był dobrze obeznany i poruszał się dużo szybciej niż wskazywał na to ciężar, który nosił na sobie. Na piersi zbroja wygrawerowany miała Ghalmaraz – młot Sigmara, jego Pana, któremu służył od dawna szerząc wiarę w Młotodzierżcę i zwalczając wszelkie objawy Chaosu i Zła. Na lekkiej tarczy jazdy, którą używał, widniał symbol komety o dwóch ogonach, kolejny znak wskazujący kim jest.

Chroniony tarczą i własną stalą, rycerz uśmiechnął się do siebie. Nie lubił niepotrzebnego ryzyka. Za stary już był na szczeniackie wybryki. Chciał upolować dowódcę banitów, wtedy była szansa że bandziory pozbawione szefa znikną w lesie – wyglądało na to, że nikt z nich nie chce porzucić broni w imię Sigmara, co jeszcze bardziej rozwścieczyło potężnego mężczyznę.

- Ilse, pokaż im z kim zadzierają. Daj im najlepszą ze swych sztuczek.– mruknął spod hełmu osłaniając kobietę, by ta miała czas na wypowiedzenie zaklęcia.

"Póki krew w nas gorąca, Sigmarze" - przypomniał sobie stare zawołanie Zakonu, nacierając na kolejnych przeciwników.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Esmeralda »

Obrazek

Ilse Jaeger

Od początku wiedziała, że cała ta podróż to jedno wielkie szaleństwo! Gdyby nie Mistrz Hauptleiter i zadanie, jakie miała do wykonania, pewnie w dalszym ciągu siedziała by w Kolegium w Altdrofie i wykładała chemię swoim uczniom. Ale staruszek miał wobec niej inne, 'lepsze' plany. W duchu cieszyła się, że w jednej z gospód na szlaku poznała tego fanatycznego rycerza, który nie pierwszy już raz osłaniał jej tyłek. Mimo iż non-stop prawił o tym swoim Sigmarze polubiła tego sympatycznego wielkoluda i namówiła go by podróżował z nią w dalszej drodze. Pozbawiwszy życia kolejnych trzech napastników, już miała do czynienia z kolejnymi. Wydawało jej się przez chwilę, że cały las dokoła nich pełen jest tych ludzi i nigdy nie przestaną z niego wychodzić i napierać na nich.

Nie było czasu na wyśpiewanie zaklęcia - czarodziejka chwyciła za dwie metalowe kule wielkości dorodnego jabłka które wisiały przy jej pasie i cisnęła w nadbiegających oponentów. Gdy tylko zetknęły się z ich ciałem i rozbiły, ich twarze i korpusy strawił ogień, który jak szybko się pojawił, tak szybko zamienił we fioletowy dym parujący z ich ciał. Obaj padli wrzeszcząc w niebogłosy i już nie wstali. Cóż, teraz ci dwaj już wiedzą, dlaczego Złoci Czarodzieje nazywają te wybuchowe kule 'płynnym ogniem'. Uśmiechnęła się pod maską, gdy kolejnego powaliła na ziemię swym kosturem w ekwilibrystyczny sposób. Cały ekwipunek który nosiła na sobie nieco ważył i kobieta zdążyła się solidnie spocić pod swoimi szatami, które niejeden nie obeznany z Kolegiami nazwałby nie z tego świata.

Obrazek

- Widzisz, Ilse, to proroctwo! Czyż bogowie nie rzekli, że wspomoże nas w walce para – kobieta i mężczyzna! Chwała Sigmarowi! Zaiste, to dobry znak.

- Tak, tak, opowiadałeś mi o tym swoim proroctwie, Niels. – rzekła spod maski dysząc ciężko. Metal pod którym schowaną miała twarz nieco zniekształcał jej delikatny, dźwięczny głos. - Teraz zajmij ich na tyle bym mogła pomyśleć, czym w nich przywalić.

Czarodziejka chowając się za plecami masywnego rycerza spojrzała na prawo. Istotnie, dwójka ludzi nieopodal przyglądała się całemu starciu i chyba zamierzali wspomóc ich w walce z banitami. Tak przynajmniej myślała Ilse. Z rozmyślań wyrwał ją szorstki głos Nielsa.

- Ilse, pokaż im z kim zadzierają. Daj im najlepszą ze swych sztuczek.

Czarodziejka nie odpowiedziała widząc że rycerz zajęty jest wycinaniem krwawego szlaku wśród tych, którzy próbują zbliżyć się do niej. Uniosła kostur do góry i zaczęła nucić głośno słowa zaklęcia. Chwilę później wokół kosturu pojawiły się dwa tuziny metalowych, nadzianych igłami magicznych kul wirujących z zawrotną prędkością. Czarodziejka zamachnęła się swoją lagą by objąć atakiem jak największą liczbę przeciwników, uważając przy tym by nie trafić rycerza.

-Teraz albo nigdy! - warknęła pod maską, czekając na efekt swego ataku.
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Ouzaru »

Vegi & Jean

Cała ta sprawa i sytuacja mocno niepokoiła kobietę, po skończeniu posiłku spakowała swoje rzeczy i w kilka minut była już gotowa do drogi. Zapewne ktoś mniej wyćwiczony w skrywaniu swych emocji właśnie teraz by nerwowo się kręcił i przestępował z nogi na nogę, jednak nie ona. Vegari spokojnie stała jakby nigdy nic i rozglądała się po ulicy, hardo spoglądając przechodniom w oczy. Gniewne, dumne spojrzenie pasowało do tych ciemnych oczu, które zdobiły ładną twarz Estalijki. Poprawiła fioletowy gorset, ciasno opinający jej piersi, podciągnęła spodnie i przejechała dłonią po pasie, przy którym wisiał krótki miecz i dłuższy sztylet. Przez plecy przewiesiła łuk i kołczan, na dłoń założyła rękawicę, na przedramiona karwasze.

Jean spojrzał się na to szykowanie, lekko unosząc jedną brew i uśmiechnął się krzywo. Gotowała się jak na jakąś wojnę, a przecież mieli tylko kawałek przejechać. Złapała jego wzrok.
- Zaufaj memu doświadczeniu, Jean, nim skończysz ze strzałą w dupie - mruknęła.
We wczesnej młodości wędrowała z jedną grupką bandytów i wiedziała, że coś może się wydarzyć. A oboje wyglądali na smakowity kąsek, który aż się prosił o atak.
Szlachetka wyprowadził swego konia ze stajni, Poseł z początku trochę niespokojny, po kilku cicho wyszeptanych słowach stanął i pozwolił, by Jean na niego wsiadł. Pomocnik stajenny spisał się dobrze, wyczesana sierść lśniła w słońcu, a siodło było porządnie wyczyszczone i zamocowane na grzbiecie wierzchowca.

Gdy Jean usadowił się już wygodnie w siodle, Poseł zrobił kilka niecierpliwych kroków w miejscu, prychając z niezadowoleniem.
- Wsiadasz? - zapytał mężczyzna i wyciągnął dłoń do łuczniczki.
Vegi zmarszczyła brwi, nieufnie spoglądając na tego kopytnego potwora i po chwili zastanowienia pokręciła przecząco głową. Towarzysz kobiety zaśmiał się.
- Rozumiem, że wolisz iść, moja droga? - zapytał drwiąco.
- Dobra, przymknij się już... - odwarknęła.
Pewnie uchwyciła jego dłoń i z drobną pomocą usiadła za Jeanem. Zwierzę było wyraźnie niezadowolone dodatkowym obciążeniem.

- Skąd ten lęk przed kopytnymi, Vegari? - Rzucił Jean przez ramię, głaszcząc Posła po karku. Zwierzę pogodziło się z faktem noszenia na grzbiecie dodatkowych kilogramów. - Chyba że odniosłem błędne wrażenie?
- Od razu lęk...
- prychnęła. - Ja nie lubię ich, a one mnie, to dość proste i logiczne. Poza tym konie śmierdzą, mają pchły i w ogóle są jakieś takie... zaślinione.
Bretończyk zaśmiał się w głos.
- Ludzie też śmierdzą, mają pchły i się ślinią, a jednak obracasz się wokół nich. Taka antypatia, jaką żywisz do koni, musi mieć swoje źródło w jakimś niemiłym wydarzeniu z przeszłości. Może zechcesz nim się podzielić, nieustraszona łuczniczko?
- Skarbie...
- zamruczała mu do ucha, mocno obejmując mężczyznę w pasie i przylegając biustem do jego pleców. - Za dużo byś chciał wiedzieć. W nocy podobałeś mi się bardziej, z zamkniętymi ustami ci do twarzy.

Jean parsknął, dodając do tego kilka słów w rodzimym języku. Gdyby na taką uwagę pozwoliła sobie inna kobieta, dawno leżałaby na ziemi, miotając przekleństwa za oddalającym się jeźdźcem. Skoro jednak zdecydował się współpracować z łuczniczką-złodziejką o sercu równie mrocznym, co tajemniczym, jej złośliwe docinki puszczał mimo ucha. No, prawie, gdyż czasem miał ochotę rzucić jej coś niemiłego w twarz. Takie zachowanie jednakże nie przystawało szlachetnie urodzonemu, gryzł się więc w język i udawał niewzruszonego.
W pewnej chwili Poseł zastrzygł ostrzegawczo uszami, zarżał niespokojnie.
- Co się stało, chłopcze? - Jean położył dłoń na głowie konia i pogłaskał go. Zwierzę jednak zarżało ponownie i gwałtownie zatrzymało się w miejscu, nieomal wysadzając Bretończyka i Estalijkę z grzbietu.
- Poseł się czymś niepokoi - szepnął szlachcic, ściągając cugle i łapiąc równowagę w siodle. Rozejrzał się na boki. - Coś tu nie gra...
- Ciii!
- syknęła Vegari, gdy dobiegły do niej odgłosy walki.

Zsunęła się z siodła, sięgnęła po łuk i strzałę. Na migi pokazała Jeanowi, by póki co został na koniu, a ona wyjdzie trochę na przód i wybada sprawę. Jednak oboje już wiedzieli, co zastanie.
Spora grupka bandytów atakowała jakąś dwójkę podróżnych. Długo się zastanawiała i biła z myślami, rozmyślając, komu powinna pomóc. Tę kobietę, to bez problemu by zdjęła, o ile czarodziejka nie rzuciła na siebie jakiegoś czaru ochronnego, jednak rosły mężczyzna stanowił już poważniejszy kłopot dla łuczniczki. Widząc, jak się porusza i włada mieczem, nie wróżyła bandytom długiego życia. Westchnęła. Około dwudziestu na czwórkę? Będzie ciekawie.

* * *

Jean zeskoczył z konia zaraz po Vegari. Ocenił sytuację na polu walki, przyglądając się walczącym. Mimo znacznej przewagi liczebnej ci, którzy napierali na kobietę i mężczyznę, zdawali się nie stanowić śmiertelnego zagrożenia. Podczas licznych pojedynków, jakie Bretończyk stoczył w obronie honoru i przy całym szeregu innych okazji, nauczył się wiele wyczytać z postawy przeciwnika, jego sposobu poruszania się, na pozór niedostrzegalnych gestów. Taka wiedza pozwalała ocenić jego słabe i mocne strony, dopasowując styl walki do wymagań oponenta.
Tym razem jednak walka miała niewiele wspólnego z pojedynkiem, więc typowa strategia musiała zostać zastąpiona szybkim, skoordynowanym działaniem.
Jean przywiązał rumaka kilkanaście kroków dalej, podczas gdy Vegari zajęła się systematycznym uszczuplaniem szeregów wroga za pomocą łuku i strzał. Po chwili stał już u jej boku, odrzucił podróżny płaszcz i dobył broni - szpady i lewaka.
Odczekał kilka sekund, a kiedy Estalijka wypuściła ostatnią śmiercionośną strzałę, Bretończyk ruszył do kontrszarży.
Nim bandyta zdążył wymarkować cios, wkładając w niego cały swój pęd, szlachcic pochylił się, wyskoczył do przodu i przebił nieszczęśnika w okolicach serca. Zgrabnie wykonał półobrót w prawą stronę, uchylając się przed rozpędzonym ciałem i posłał je na ziemię kopniakiem w biodro.
Ukłonił się upadającemu przeciwnikowi, uśmiechając się zawadiacko.
- Jean! Za tobą! - usłyszał krzyk Vegari. Instynktownie przykucnął, w tym samym momencie czując uderzenie miecza tuż nad swoją głową. Odbił się od ziemi, uderzając w przeciwnika plecami. Nim tamten zdążył cofnąć ramię, przygotowując kolejny cios, zagulgotał coś niezrozumiale, kiedy lewak Jeana rozorał mu gardło.
Odepchnął krztuszącego się krwią wroga i dostrzegł kolejnego nacierającego bandytę. Stanął na lekko ugiętych nogach, przybrawszy szermierczą postawę. Przeciwnik nadbiegł i wyprowadził cios, który udało się Bretończykowi sparować lewakiem, wykonując przy tym dwa kroki do tyłu.

* * *

Gdy tylko pokonała konieczną do oddania czystego strzału odległość, jedna z jej strzał ze świtem pomknęła i zakończyła swój prosty lot w gardle bandyty. Ten zacharczał coś i padł martwy, nie zwracając na siebie uwagi towarzyszy. Vegari nie czekała, aż jego ciało upadnie, już kolejna strzała leciała, sięgając pleców i posyłając drugiego mężczyznę w objęcia Morra. Błyskawicznie oddała następny strzał, tym razem trafiła w łydkę i zbir zdążył krzyknąć, nim jej kolejny atak go dobił. Atakujący spojrzeli się za siebie, dostrzegając trzy krwawiące ciała i łuczniczkę... Ten, który najwyraźniej był ich przywódcą, kazał się ludziom rozdzielić i dopaść Vegari. Dziesięciu chłopa krzyknęło, biegnąc w jej stronę. Spokojnie, systematycznie i bez nerwów pozbawiła kolejną trójkę życia. W ostatniej chwili przewiesiła łuk i dobyła swych ostrzy, gotowa do nieczystej, podstępnej walki. Zamachnęła się, markując cios na wysokości oczu pierwszego, który do niej dobiegł.

* * *

Wróg zaatakował ponownie, zmuszając szlachcica do kolejnego parowania. Przy trzecim ataku nieomal trafił Jeana, nie dostrzegł jednak w rzekomym sukcesie podstępu. Znalazł się nieopatrznie w bezpośrednim zwarciu, gdzie jego miecz okazał się zupełnie bezużyteczny. Nim przeciwnik zdążył sięgnąć po wiszący u pasa sztylet, bretoński szermierz kreślił właśnie śmiertelny wzór na jego plecach, zakończony sztychem od spodu w bok, przebijającym witalne organy wewnętrzne nieszczęśnika.
Jean odskoczył od zwijającego się w przedśmiertnych konwulsjach wroga i wzrokiem poszukał Vegari. Dostrzegł ją walczącą wręcz, gdyż zbiry podeszły zbyt blisko, by mogła ich dalej eliminować na dystans. Podbiegł do niej; Estalijka widząc szlachcica, stanęła za jego plecami i osłaniała, skoro bandyci zdążyli podbiec i ich otoczyć. Ciosy kobiety były bardziej chaotyczne, nieczyste i niehonorowe. Był to typowy styl uliczny, mający na celu unieszkodliwienie przeciwnika za wszelką cenę i, co trzeba było mu przyznać, bardzo skuteczny. Znając prawdopodobne zagrania, łatwiej unikała ataków, choć ciężko było powiedzieć, by miała z tego starcia wyjść bez zadrapania.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Serge »

Niels siekł swym mieczem wycinając w pień wszystkich, którzy się do niego zbliżyli. Kilka razy miecze oponentów zjechały po jego blachach nie czyniąc jednak żadnych szkód rycerzowi. Zajęty walką w ostatniej chwili dostrzegł kusznika czającego się przy drzewie, który wypuścił bełt, a chwilę później zginął od strzały Vegari. Karsten zdążył się jedynie pochylić do przodu gdy pocisk rozorał jego ramię.

Czarodziejka zaśpiewała zaklęcie i fala iglastych, metalowych kul zalała zbliżających się do niej czterech mężczyzn, którzy naszpikowani magicznymi pociskami nakryli się nogami. Stojąca niedaleko Ilse Vegari zadawała oszczędne, śmiercionośne ciosy swym mieczem. W jej stylu walki nie było polotu i finezji, ale tak właśnie miało być. Ruchy były szybkie i dochodziły celu, jednak przeciwnicy zachodzili ją z każdej strony. W pewnym momencie poczuła niewielki ból gdy jakiś fircyk rozciął jej bok. Chwilę później został trafiony metalową kulą z jakimś krwistoczerwonym płynem, który wgryzł mu się w twarz. Widok był paskudny, gdy mężczyzna wrzeszczał przeraźliwie a Veg przeszyła go na wylot kończąc jego męki.

Jean radził sobie niezgorzej, poruszając się zwinnie między przeciwnikami i rozdzielając ciosy. Czterech już nie żyło, kolejny okazał się szermierzem o ciekawych umiejętnościach. Trafił nawet szlachcica tuż nad prawym okiem rozcinając jego łuk brwiowy, w końcu jednak Hautain poradził sobie wyprowadzając trzy szybkie cięcia. Ostatnie okazało się śmiertelne i mężczyzna ze zdziwieniem w oczach, osunął się na ziemię.

Dowódca bandytów widząc niekorzystny rozwój sytuacji wypadł na drogę i przywołał swego konia. Stojąca na zakręcie Vegari posłała mu strzałę, jednak odległość okazała się zbyt duża. Szef bandy wskoczył na wierzchowca i popędzając konia pomknął na łeb na szyję drogą w stronę L'Anguille.

Za nim wyleciał z zagajnika jeszcze jeden bandyta i dosiadł uwiązanego do drzewa konia Jean'a. Zdołał ujechać może kilkanaście metrów gdy przywiązane do swego pana zwierzę zrzuciło go na drogę. Zrzucony podniósł się i czmychnął w las po lewej stronie.

Kiedy ucichła pulsująca w głowach krew, wystrzały i okrzyki, mogliście obejrzeć własne rany. Vegari miała nieco rozcięty bok. Miecz przeszedł przez mięso i rana nie była groźna, ale póki co krwawiła nieźle. Nielsowi pocisk kusznika rozorał górne prawe ramię. Ręka drętwiała i krwawiła. Tej rany sam sobie nie opatrzy. Przebity bełtem naramiennik i rozcięta kolczuga będą wymagać naprawy. Jean miał rozcięty nieznacznie łuk brwiowy, który krwawił porządnie, ograniczając szlachcicowi pole widzenia. Ilse wyszła z pojedynku bez najmniejszego zadrapania.

Pocieszaliście się tym, że bandyci mieli dużo gorzej. Zagajnik wypełniał teraz stos ciał, jak po jakiejś porządnej bitwy dwóch oddziałów. W ciszy jaka nastała dało się słyszeć jedynie śpiew ptaków. Przestało w końcu mżyć i zza ciężkich chmur wyjrzało niepewnie słońce.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Vibe »

Niels Karsten

Rycerz mierzył gniewnym wzrokiem uciekających bandytów, po czym skierował spojrzenie najpierw na Ilse, a następnie na dwójkę nieznajomych. Przyglądał im się chwilę, ignorując silne fale bólu rozlewające się po ciele, a promieniujące od rany. Nie, nie ignorując - ofiarowując je jako wyraz swej wiary, dziękując Sigmarowi że ten raczył go doświadczyć w ten sposób, pozwalając mu doznać tego oczyszczającego cierpienia na jego chwałę. Zdjął hełm z nosalem odkrywając długie, zaczesane do tyłu blond włosy i długie wąsiska tej samej barwy. Był przystojny na swój surowy sposób.

- Na Sigmara, to była dobra robota! Nieźle nas tu przycisnęli! - rzekł, wykonując na piersi znak młota. - Zdaje się że zawdzięczamy wam życie, drodzy państwo. - wyciągnął do przodu dłoń zupełnie ignorując bolące ramię, by móc uścisnąć dłonie nowoporzybyłych. - Jam jest Niels Karsten, znany też jako Silnoręki, Rycerz ŚwiątynnyZakonu Płonącego Słońca.

Karsten wskazał na stojącą obok dziewczynę.

-To Ilse Jaeger, Złota Czarodziejka z Altdorfu. Z kim mamy przyjemność? - spytał, a następnie spojrzał na towarzyszkę. - Możesz coś z tym zrobić, dziewczyno? – uniósł lekko zranioną rękę.

Zrzucił z siebie górną partię zbroi i kolczugę, odkrywając umięśniony tors i krwawiące ramię. Gdy czarodziejka zajęła się jego raną, Silnoręki wzniósł wzrok ku niebiosom.

- Dzięki ci za tę dwójkę na naszej drodze, o wielki Sigmarze. - zawołał z uduchowionym wyrazem twarzy. - Oto kolejny dowód Twej wielkości i tego, że nic nie dokonuje się na tym świecie bez Twej woli. Zaiste, wielka Twa chwała - pochylił głowę, dziękując bóstwu za tak dokładne przewidzenie wypadków.

Po chwili spojrzał na nieznajomych. Mężczyzna, sądząc po bogatych szatach, mógł być szlachetką; kobieta wyglądała mu na awanturniczkę, która z nie jednego pieca chleb jadła.

- Gdzie zmierzacie, drodzy państwo? - zapytał. - My podróżujemy do wioski Serrac, moja towarzyszka ma tam własne sprawy do załatwienia, nie będę ukrywać że ja również. Ponoć miały tam ostatnimi tygodniami miejsca niewyjaśnione zniknięcia chłopów, ponoć może to mieć związek z kultem *tfu* Nurgle'a. Zakon polecił mi to sprawdzić. Jeśli to prawda, poczują gniew Sigmara. - zmarszczył brwi. - Jeśli jest wam po drodze, możemy wyruszyć w dalszą drogę wspólnie? Okolica chyba nie jest zbyt bezpieczna.

Obrzucił fanatycznym spojrzeniem dwójkę ludzi, oczekując ich odpowiedzi.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Deadmoon »

Vegari et Jean-Marie Hautain

Po skończonej walce, kiedy w pobliżu nie było już żadnego przeciwnika zdolnego stawić Bretończykowi czoła, Jean wytarł szpadę i lewak w jedwabną chustkę. Drugą stroną materiału otarł zraniony łuk brwiowy, który broczył krwią, zlepiając rzęsy i powieki.
- To była walka, co Veg? - zwrócił się do towarzyszki, wciąż przecierając zranioną twarz. Zamiast odpowiedzi usłyszał cichy jęk i garść soczystych przekleństw. Obrócił się do kobiety i ujrzał ją trzymającą się za zraniony bok.
- Na krew mego dziadka, Veg! - Podbiegł do niej, pomagając jej utrzymać się na nogach. - Dobrze się czujesz? Nie wygląda to najlepiej - syknął, spoglądając na jej ranę i nie pozwalając łuczniczce dojść do słowa. - Masz coś, co pomogłoby zatamować krwawienie? Nie przypominam sobie, żebym coś takiego posiadał w bagażach. Chyba że - obejrzał się na zbrojnego rycerza i jego towarzyszkę, którzy również zbierali się po niełatwej potyczce - tamci będą mogli pomóc. W końcu, jak by nie patrzeć, winni są nam przynajmniej podziękowanie.

- Nic mi nie jest - mruknęła, kiedy tylko skończył gadać.
Odepchnęła od siebie mężczyznę, lecz zaraz tego pożałowała, gdyż pozbawiona jego wsparcia straciła równowagę i zachwiała się na nogach. Oparła się plecami o drzewo, przyciskając rękę do zranionego boku i zginając się w pół.
- Cholera jasna - warknęła, spluwając pod nogi. - Dopiero co prałam spodnie... Patrz, wszystko podarte!
Odjęła rękę i zwinnymi palcami wybadała ranę oraz rozdarty materiał gorsetu, który szybko nasiąkał jej krwią. Zdawała się jednak bardziej przejmować faktem zniszczonej garderoby i zaciskając zęby starała się zignorować rwący ból. Bok nieprzyjemnie pulsował, kiedy usiłowała się poruszyć. Nie pamiętała, by kiedyś tak mocno oberwała, a może była tylko przewrażliwiona?


- Jean-Marie Hautain, syn Bernarda, pana na Clarvaux. - Jean odparł zbrojnemu, kiedy ten przestawił siebie i towarzyszącą mu kobietę . - Pomoc podróżnym w opresji to rzecz honoru, czcigodny Panie. Splamiłbym go, gdybym zignorował ciebie i twoją towarzyszkę. - Wyjaśnił spokojnym głosem.
- Ach, ale gdzie moje maniery? - stwierdził teatralnie, uśmiechając się przepraszająco. Obrócił się i wskazał na Estalijkę. - Ta piękna kobieta to Vegari, słynna łuczniczka i postrach banitów. Niech cię, panie, nie zmyli jej niewinny wygląd. To istna lisica w ciele człowieka...

- Miło poznać - odparła, sprzedając Jeanowi kuksańca w bok, na co Bretończyk zrobił zbolałą minę. - Zaiste, chwała Sigmarowi, mieliście sporo szczęścia, że was spotkaliśmy. Mówiłeś, panie, coś o zaginionych chłopach? - zapytała i przelotnie zerknęła na szlachetkę. - Wczoraj jednych spotkaliśmy i uwolniliśmy, ale to dłuższa historia, której nie będę opowiadać na stojąco. - Uśmiechnęła się krzywo.
Zostanie tutaj wiązało się ze sporym ryzykiem, a ona za daleko nie zajdzie w obecnym stanie. Po głowie zaczęło jej już chodzić kilka pomysłów, lecz na realizację miała jeszcze sporo czasu.

Bretończyk odwzajemnił spojrzenie Estalijce, a na jego usta wypłynął cień uśmiechu.
- Sigmaryta i czarodziejka z Altdorfu. Daleko zatem od domu jesteście, mili państwo. Mogę zapytać, co was przywiodło w tak odległe strony? Nie wierzę wszak, że Imperium nie ma własnych problemów ze znikającymi chłopami.

Jean-Marie przyglądał się dwójce nowo przybyłych z zaciekawieniem. Takie spotkanie na bretońskim trakcie to raczej niecodzienność. Jeżeli w jakieś sprawy była zaangażowana czarodziejka z jakiejś tam szkoły i wojownik zakonny, cel ich podróży nie mógł być banalny.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Esmeralda »

Ilse

No i sobie poradzili! Oczywiście nieoceniona okazała się pomoc dwójki nieznajomych. Ilse dysząc ciężko zdjęła z głowy swój idealnie dopasowany hełm i zgromadzeni mogli ujrzeć wreszcie twarz młodej, może niespełna 27-letniej kobiety o kruczoczarnych włosach i przenikliwym spojrzeniu. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Niels już zaczął swoję gadkę o Sigmarze i jego chwale. No cóż, każdy kto miał wcześniej do czynienia lub słyszał o Rycerzach Płonącego Słońca wiedział, że to fanatycy, którzy niewiele spraw widzą prócz swej własnej wiary w 'jedynego' Sigmara. „Echh...”, pomyślała kręcąc głową na wywody Karstena.

Gdy Silnoręki ją przedstawił, skinęła jedynie głową, a chwilę później oddaliła się wraz z rycerzem, by opatrzyć jego rany. Gdy zdjął swą szbroję, Ilse, niby ukradkiem, obejrzała sobie jego apetyczny tors, a potem wypowiedziała pod nosem kilka niezrozumiałych słów i przyłożyła dłoń do rany wielkoluda. Krew przestała płynąć, a rana została zasklepiona. Chwilę później to samo uczyniła z ranami Vegari i Jeana. Skończywszy zabiegi, wszystkie rany posmarowała pewną cuchnącą maścią, która przyśpieszała regenarację, a którą sama wynalazła w laboratoriach Kolegium Złota. Gdy smarowała łuk brwiowy Jean'a, ten się odezwał.

- Sigmaryta i czarodziejka z Altdorfu. Daleko zatem od domu jesteście, mili państwo. Mogę zapytać, co was przywiodło w tak odległe strony? Nie wierzę wszak, że Imperium nie ma własnych problemów ze znikającymi chłopami.

- Niels już powiedział o swoich powodach i nie mi oceniać czy to jego jedyne sprawy w wiosce. – rzuciła. - A co do mnie, to mam odebrać w Serrac pewne monety, które są własnością mojego mistrza z Altdorfu. Dwa miesiące pewien bretoński łowca nagród pracował, by je odzyskać z rąk jakiejś niebezpiecznej kobiety. Miałam się z nim spotkać dwa dni temu, mam nadzieję, że jeszcze nie wyjechał.

Gdy skończyła opatrywać szlachcica, dosiadła swego rumaka, czekając na pozostałych. Wyglądało na to, że w czwórkę będą podróżować do Serrac. Zapowiadała się naprawdę ciekawa wycieczka, choć mówiąc szczerze ona wolałaby teraz być w swoim laboratorium w Altdorfie.

- Do Serrac więc! Oby bogowie byli dla nas bardziej przychylni w dalszej części podróży – rzekła, uśmiechając się cierpko.
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Serge »

Wszyscy:

Walka dobiegła końca. Ilse zajęła się waszymi ranami i po kilku minutach byliście gotowi do drogi, co więcej – postanowiliście wyruszyć w dalszą podróż wspólnie. Droga była spokojna, nawet jeśli w mijanych przez was lasach byli jeszcze jacyś bandyci to nikt nie odważył się zaatakować czwórki dobrze uzbrojonych ludzi.

Po południu minął was oddział książęcych dragonów. Błyskający kirysami, w zdobionych kitami hełmach i z pistoletami w olstrach śpiewali powiewając niebieskimi płaszczami:

Jadzie wojak jadzie, zbroją pobrzękuje
Uciekaj dziewczyno, nuż cię pocałuje
A niech pocałuje, kto jemu zabrania
Wszak on własną piersią ojczyznę zasłania!


Po siedmiu godzinach drogi z półgodzinnym popasem dotarliście do wioski Serrac. Było jeszcze jasno. Przejechaliście wpierw małą rzeczkę na przeprawie przez którą sprytnie ustanowiono punkt kontrolny. Miejscowi pobierali tu myto na zasadzie dwóch pensów od nogi. Jean zapłacił i przejechaliście dalej. Kilkadziesiąt drewnianych i kamiennych domów nie ogrodzone murem było skupione wokół małego ryneczku. Przy nim to stała solidna dwupiętrowa karczma, z kuszącym szyldem w kształcie skrzyżowanego z szaszłykiem kufla piwa. Napis poniżej głosił: „Pod pachą hobbita”. Wioska wcale mała nie była i wyglądała wam raczej na małe miasteczko.

W środku pełno było żołnierzy, awanturników oraz podróżnych. Po dłuższym oczekiwaniu jednak, spożytkowanym na zadbanie o pozostawione w rozległej stajni za budynkiem wierzchowców, zwolniło się dla was miejsce. Tym bardziej, że zwłaszcza gęba i blachy Karstena zniechęcały do dyskusji. Jean zafundował wam do wyboru po kuflu piwa lub kubku wina oraz skromny lecz syty posiłek. Siedzieliście w zatłoczonej i zadymionej sali i rozkoszowaliście się ciepłem, posiłkiem oraz po prostu inną pozycją niż na końskim grzebiecie. I czuliście na sobie, raczej niezbyt przychylne spojrzenia gości przybytku.

Jean:

W parterowej izbie zajazdu było kilkanaście kobiet, w tym kilka całkiem ładnych dam łatwych obyczajów bądź rozrywkowych mieszczek ale tylko jedna – szlachcianka z pokaźnym biustem wyglądała na zamożną. Imponujące owoce jej kobiecości wręcz wydzierały się przez ledwo utrzymujący je w ryzach gorset. Ooo tak, miała czym oddychać. Siedziała ze służką przy stole osamotniona chwilowo przez dyskutującego z kolegami o polityce męża.

Ilse:

Vorster powinien był tu na ciebie czekać i istotnie tak było. Gdy zasiadłaś przy stole i rozejrzałaś się po sali, dostrzegłaś dobrze zbudowanego mężczyznę w szarym płaszczu, skrywającym kolczugę przy stoliku w kącie sali. Był ubrany zupełnie jak wtedy, gdy się widzieliście ostatnim razem. Siedział sam, dopijając piwo, a w palcach lewej dłoni obracał jakąś monetę. Taak, to najprawdopodobniej była ta sama o których mówił mistrz Hauptleiter. Wyglądało więc na to, że Vorsterowi się udało.

Veg:

Konsumowałaś ciepły posiłek rozglądając się delikatnie po sali. Twoją uwagę zwróciła zwłaszcza czarodziejka, przyglądająca się nachalnie mężczyźnie siedzącemu niedaleko was przy ścianie. Znałaś takich jak on – sądząc po stroju był pewnie jakimś łowcą nagród lub najemnikiem. I bawił się jedną z monet, o której prawiła Izabelle - byłaś tego pewna, wszak wzrok miałaś niezawodny. Więc zamiast rudego, chudego fircyka, czekał na was dobrze zbudowany mężczyzna w sile wieku, który pewnie potrafił to czy tamto mieczem wiszącym mu u pasa. Sytuacja się komplikowała. A może nie?

Niels:

Nie musiałeś długo badać spojrzeń bywalców gospody, by wiedzieć, że są czymś zdenerwowani i raczej niezbyt miło do ciebie nastawieni. Raz po raz słyszałeś dziwne szepty i spojrzenia, które znikały gdy tylko wzrok gapiów spotkał się z twoim. Wyglądało na to, że Mistrz Zakonny miał rację i działo się tutaj coś niedobrego. Sigmar wzywał, byś się tym zajął więc nie mogłeś go zawieść. Widziałeś dobrze, jak gruby oberżysta polerując kufle wciąż ci się niby ukradkiem, przygląda. Wyglądał przy tym na nieźle zdenerwowanego.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Post autor: Vibe »

Niels Karsten

Nieśpieszna i spokojna podróż w większej grupie rozleniwiła rycerza. Jednak wciąż pewna doza ostrożności była widoczna, gdy zmrużonymi oczami przepatrywał okoliczne pagórki i zarośla, jak również mijających ich podróżnych.

Po dotarciu do karczmy rozkulbaczył i oczyścił swego wierzchowca. Przypilnował by zwierzę dostało obrok i wodę, po czym poszedł do wspólnej sali. Niels zauważył, że na jego widok ludzie pośpiesznie odwracają wzrok i schodzą mu z drogi. „Czyżby nie lubili tu obcych ”, zastanawiał się zanim się domyślił, że z pewnością dawno nie widzieli tutaj rycerza w służbie Sigmara. Siadając za stołem podziękował Jean'owi za napitek, ale zamówił tylko wodę i jajecznicę. Jedząc, prawie się nie odzywał, obserwując salę swym przenikliwym wzrokiem. Jego uwagę zwrócił zwłaszcza gospodarz, nerwowo polerujący kufle za kontuarem. Karsten skończył posiłek, wstał od stołu i podszedł do karczmarza. Zdenerwowanie grubasa było wręcz namacalne.

- Witaj, szanowny panie. - skinął głową uśmiechając się lekko, choć uśmiech raczej groteskowo wyglądał na jego ponurej twarzy. - Jestem Rycerzem Płonącego Słońca w służbie Sigmara. Z różnych źródeł słyszałem doniesienia, że źle się dzieje w waszym małym grodzie. Podobno w dziwnych okolicznościach znikali ludzie, wiesz waszmość coś na ten temat? - zmierzył go wzrokiem. - Jestem tutaj by pomóc.

Gotów był nawet zapłacić za informacje, na razie jednak wolał odwołać się dobrej woli i uczciwości gospodarza lokalu. O ile ten ją posiadał.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Zablokowany