[WFRP] Burza Chaosu

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: hyjek »

Hubert von Kaulitzröden

Na widok uciekających goblinów odetchnął z ulgą. Kul w pistoletach już nie było, szans na ich przeładowanie także. Jeszcze kilka minut tego starcia, a pewnie straciłby swojego wierzchowca. Dopiero gdy wszystko w miarę ucichło zauważył, że ostateczny wynik tej bitwy osiągnięty został nie tylko dzięki najemnikom z "Porzuconej Watahy". Grupa strzelająca z lasu może przy najbliższej okazji liczyć na kufel piwa od chłopaka.
Objął zrozpaczoną Ilse, którą jeszcze przed chwilą zawzięcie bronił przed zielonoskórymi. Pogłaskał ją po włosach na uspokojenie i odszepnął:
Spokojnie, już po wszystkim. Szkoda Andreasa, naprawdę szkoda, ale choćbym nie wiem jak bardzo chciał, nie zwrócę mu życia. Cieszę się, że wyszłaś z tego cało. Wskakuj! Dość już się dzisiaj namęczyłaś, niech koń pomaszeruje za Ciebie - pokazał na konia i pomógł jej wejść. Sam prowadził z przodu zwierzę, które było prawdopodobnie nie mniej wyczerpane niż ona sama. Przy okazji przeładował swoje wszystkie 4 pistolety.
Nim ruszyli, podszedł jeszcze do niskiej cudzoziemki. "Może jednak są jeszcze szanse na spotkanie ślicznych kobiet podczas tego całego bałaganu co trwa dookoła." - myślał po drodze.
Przepraszam, niedosłyszałem jak brzmi Twoja godność, mogłabyś powtórzyć? Jam jest Hubert von Kaulitzröden - powiedział, kwitując całość pocałunkiem w rękę nieznajomej.

Kurde, czemu mój post musi zawsze rozpoczynać nową stronę?! ;]
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ravandil »

Aluthol

W około szalało istne piekło. Nie było nawet chwili na wytchnienie i zastanowienie. Gobliny nacierające na elfa były zbyt blisko. Pierwszy zwinny ruch rąk zarzucił kuszę na plecy, drugi natomiast dobył miecza. Ostrze zajaśniało w świetle słońca. Prezentowało się nad wyraz imponująco, dowód na to, że elfy potrafią wyrabiać nie tylko świetne łuki. Aluthol nieco obrócił konia i przygotował się do ataku goblinów. Ale wtedy wpadł na nie rozpędzony Nordin. "Wreszcie ten krasnolud pokazał, że jest coś wart... W samą porę"- pomyślał elf i rzucił krasnoludowi wiele mówiące spojrzenie. Ale teraz nie było czasu na podziękowania. Elf zaczął nieco lawirować na tyłach bitwy, starając się szlachtować pojedyncze gobliny. Bitwa zaczynała się nieco przedłużać. Nawet Aluthol zaczął powoli odczuwać zmęczenie, w odróżnieniu od goblinów, które atakowały z niezwykłą wręcz zaciekłością. Ale nagle coś mignęło na granicy pola widzenia. Posiłki. Grupka wojów natarła na zieloną zarazę. To wystarczyło. Gobliny, choć niespecjalnie inteligentne, zrozumiały, że zaraz będą miały problemy. Duże problemy. Szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Watahy. Przeciwnicy zaczęły się wycofywać. To koniec. Uszu elfa dobiegł krzyk Felixa. "Nie gonić...". Wydawało się, że nawet jeśli by kazał ścigać zielonoskórych, to nie zostałby specjalnie wysłuchany. Ardel i jeden z ludzi leżeli martwi na pobojowisku, Viroth leżał na ziemi srogo poobijany, nie do końca nawet wiedział, czy żyje. Sam Aluthol też miał kilka zadrapań i siniaków, zadanych przez żądne odwetu gobliny. Aluthol podjechał w stronę Felixa. Zsiadł z konia i ogarnął wzrokiem plac. Jak na pierwszą potyczkę, straty wydawały się spore. A kolejne bitwy, z większymi przeciwnikami będą o niebo trudniejsze. A pora było ruszać. Chociaż zmęczenie dawało się we znaki, zaraz po opatrzeniu ran trzeba było jechać dalej, zanim gobliny znów nabiorą ochoty do walki. Elf wziął kilka bełtów, bo nowa kusza nie była mu potrzebna (zresztą to się nawet nie godziło, wymienić elfią kuszę na imperialny szmelc). Wskoczył na konia, pociągnął łyk wody z bukłaka i był gotowy do drogi.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ant »

Viroth

"Dam radę" pomyślał. Przecinał się przez gobliny jak przez masło, widział przed sobą jeszcze tylko kilkunastu. Zignorował natomiast tyły. Nagle dostał w nogę. Nie przejął się tym, ale przy następnym kroku padł na ziemię. Na szczęście nie stracił zmysłu wojownika. Podczas lotu zabił dwóch zielonych. Potem uderzył mocno o podłoże. Bolało to bardziej niż uderzenie w nogę. Następnie gobliny wręcz go zasypały. Bronił się przed nimi najlepszą metodą jaką znał, tzn. atakiem. Dostał kilka razy maczugami. Zabił ich kilkudziesięciu, aż w końcu od masy goblinów przykrywających go stracił dech...
Na bezdechu używał całych swoich sił, by wyjść spod ogromnej masy ciał na nim leżących i zabić jeszcze kilka przeciwników. "Najwyżej zginę, ale śmierć w walce jest najbardziej chwalebna" pomyślał, po czym nieoczekiwanie spod sterty goblinów pomogła mu wyjść pewna nietypowa kobieta.
Zaraz po tym podbiegł do niego Martin.
- Nic mi nie jest. Pomóż innym. - powiedział do niego, wstając.
- Dam radę sierżancie - stwierdził, akcentując słowo sierżancie bardzo ironicznie. Przeszedł się po pobojowisku, podrzynając gardła dogorywającym wrogom.
Podszedł, kulejąc do tego co zostawił. Zabrał tarczę.
- Jest może jakaś wolna kusza samorepetująca? - Zwrócił się do grupy. Gdy była jakaś przygarnął ją pod swoje niebezpieczne skrzydła. Jeżeli nie, bierze tą którą porzucił wcześniej wraz z tarczą.
Wskoczył na konia. Podjechał do żółtoskórej wojowniczki.
- Witaj Li Mei. Dziękuję ci za uratowanie życia. Przyrzekam, że nie spocznę, póki nie odrobię tego długu. A tak w ogóle. Zwą mnie Viroth - powiedział zasmucony
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Broniła się zawzięcie. Nie zamierzała tu zginąć, o nie. "Czemu one tak zawzięcie atakują? Ktoś musi je dobrze poganiać" myślała, parując i zadając ciosy.
W pewnym momencie zielonoskórzy nagle jakby stracili zapał. Ninerl jak przez mgłę słyszała piski paniki. Dobiła ostatniego żyjącego wroga i wreszcie mogła się rozejrzeć.
Gobliny migały tu i tam wśród uciekając przed czym...?
Rozejrzała się wokoło i zobaczyła jakiegoś nieznajomego elfa, niską kobietę i jeszcze innych, jej nieznajomych.
"Czyżby nieprzewidziane posiłki?" zmarszczyła brwi.
Chwilę potem doszła do jej uszu rozmowa dowódcy z jednym z nieznajomych. "Dobre i to " pomyślała " Każdy miecz się przyda". Wzruszyła ramionami i odetchnęła. Bitewne napiecie powoli ją opuszczało. Potrząsnęło głową i poszła szukac swoich strzał. Gdy je znalazła i schowała te nieuszkodzone, podeszła do nieznajomego pobratymca.
-Witaj-skinęła mu głową-Jestem Ninerl.
Przedstawiła się po czym, wysłuchała jego odpowiedzi.
Pozbierała resztę strzał, rozejrzała się za tarczą i była gotowa do dalszej drogi. Podeszła do porucznika:
-Panie, co robimy z ciałami? Naszych towarzyszy- dodała - Zostawiamy je, zakopujemy? Palimy?- czekała na odpowiedź, przyglądając się człowiekowi.

Ninerl szuka jakiejś tarczy, najlepiej zwykłej,trójkątnej dla lekkiej jazdy. Ogólnie zależy jej na jakiej kolwiek, w odpowiednim rozmiarze. Szuka na wozach.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Megara »

Li Mei

Spojrzała na mężczyznę, który przedstawił się jako Hubert.
- Nazywam się Li Mei, miło mi... - rzekła i w tym momencie została pocałowana w dłoń. Trochę ją to zaskoczyło, gdyż pierwszy raz spotkała się z czymś takim. Czy tutaj wszyscy tak witają się z kobietami? Chyba nie...
Z rozmyślań wyrwał ją głos elfa, któremu przed chwilą pomogła.
- Drobiazg, nie ma o czym mówić... Pewnie jeszcze nie raz ja będe zawdzięczać życie tobie lub któremuś z twoich kompanów.
Uśmiechnęła się lekko po czym dołączyła do odjeżdżających.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Vibe »

Albrecht von Feanc

Czym on zasłużył na taką parszywą misję?! Leźli pół dnia po zakichanym lesie szukajac pieprzonej wsi! Gówno go obchodzili ci wieśniacy! On, Albrecht von Feanc był stworzony do innych rzeczy niż ratowanie tych brudnych obdartusów. Na szczęście w pół dnia dotarli do jakiejś zapadłej wiochy, niektórzy próbowali przekazać mu, że to nie ta do której ich wysłano, ale miał to gdzieś. Wiocha to wiocha! Rozkazał swoim ludziom wrzucać na wozy wszystko co może się przydać, zwłaszcza żarcie. Wieśniakom powiedział że po prostu idą z nimi. Mus to mus, Kilku trzeba przyprowadzić. Ale przynajmniej żołdaki się zabawiły z kilkoma co ładniejszymi kobietami. Jemu za to wpadła w oku jedna przydzielona im najemniczka. Ach te kształty! Gdy wydał już stosowne rozkazy i jego ludzie zaganiali wieśniaków do roboty, sam podszedł do czarnowłosej, podszczypując ją w zgrabny tyłeczek.

- Hej, mamy chwilke więc może zabawimy się na pięterku jakiejś chaty?
Głośne plaśnięcie, które rozległo się po uderzeniu kobiety, zwróciło uwage większości ludzi w okolicy. Szlachcic zrobił się czerwony, wręcz purpurowy. Machnął swoim ludziom, który podbiegli i złapali wyrywającą się kobiete.
- Nie chciałaś po dobroci to nie. Mi się nie odmawia!

Głośny tętent koni i stukot wozów wtaczających się do wioski zmusił go do owrócenia się. Z wściekłością spoglądał na nowy oddział najemników wkraczający do wioski.

Porzucona Wataha

- Na wozie zostały tylko zwykłe kusze i chyba ze dwa kołczany bełtów. Uzupełnić braki! - mruknął Hubschmann słysząc słowa Virotha. Spojrzał po chwili na Ninerl. - Poległych pochowamy w wiosce. Zbieramy się!

Po zaprzęgnięciu jednego z wierzchowców do wozu, z czym wyszkoleni woźnicy poradzili sobie całkiem sprawnie, ruszyliście dalej. Hargin przejął lejce pierwszego z wozów, na których teraz siedziało kilka osób, uważnie wypatrując niebezpieczeństwa. Sybko minęliście trupy opisane wcześniej przez Aluthola, zagłebiając się coraz bardziej w las. Nie jechaliście jednak już zbyt długo, zwiadowcy szybko donieśli o wiosce znajdującej się zaraz dalej. Hubschmann po cichym porozumieniu ze znającym te tereny Ottem, oświadczył, że to właśnie ta do której ich wysłano.Hubert cały czas rozmawiał o czymś z Ilse, a że dziewczyna była dość urodziwa, o czarnych długich do ramion włosach i dużych, niebieskich oczach, oboje na chwilę chociaż zapomnieli o całej tej bitwie jaka rozegrała się przed momentem.

Wieś, wybudowana na wykarczowanym obszarze lasu, składała się z kilkunastu drewnianych chat. I panowało w niej ogromne zamieszanie. Wieśniacy przenosili co się dało do wozów ustawionych na środku wioski. Pilnowało ich około dwudziestu ubranych w połyskujące kolczugi i przybranych w identyczne obrania żołnierzy. Ładne, ogolone i ostrzyżone twarze sugerowały mieszczan lub nawet szlachtę, prezentowali sie wręcz jak idalne wojsko. Zewnętrznie, bo co do ich umiejętności nie mieliście pewności. Ich dowódca, przynajmniej tak się wydawało biorąc pod uwagę jego kolorowy ubiór, szpadę i kapelusz z piórkiem na głowie, szamotał się właśnie z ładną, czarnowłosą kobietą, ubraną w żołnierskie ubranie i wzmocnioną skórę. Gdy ta uderzyła go w twarz, machnął do swoich ludzi, którzy pochwycili kobiete. Dopiero wtedy usłyszał was i owrócił się z wściekłością wymalowaną na wypielęgnowanej twarzy. Straży nigdzie nie zauważyliście.

W międzyczasie Pieter i Dieter zostali wysłani do grzebania zabitych i po kilku minutach, nieco zziajani wrócili do was.

Markus

Poczułeś, jak dłonie Giselle wpijają ci się w ramię. Czułeś jak drżała. Usłyszałeś też jej cichy szept: -Trzymaj mnie... bo ich własnoręcznie zarżnę...

Porzucona Wataha

- Co to ma kurwa być?! To NASZA pierdolona wiocha!
Wściekłość Hubschmanna była jeszcze większa od tej wymalowanej na twarzy szlachetki. Jego ludzie powoli zaczęli odciągać wyrywającą się kobietę, kopiąc i bijąc gdy ta się zbyt mocno opierała. Czarnowłosa zdąrzyła posłać wam błagalne spojrzenie nim wojacy wciągnęli ją do najbliższego budynku. Felix zatrzymał was machnięciem ręki, samemu podjeżdzając do szlachcica. Rozmowa między nimi była krótka i gwałtowna, a oficer wracając do was był wręcz purpurowy na twarzy. Zebrał was blisko siebie i rzekł dość cicho, zwłaszcza jak na swoje możliwości.
- Mamy dwa wyjścia. Albo idziem dalej, albo wracamy z nimi. Szlachetka nie omieszkał dodać, że wrócimy z pustymi wozami a on nie omieszka powiedzieć dowództwu, że znalazł nas w lesie kulących się ze strachu. Kto takich idiotów mianuje kapitanami?! Kurwa mać! Co proponujecie?

Po krótkim namyśle, podczas którego dojrzeliście, że "kapitan" niknie w tym samym budynku do którego zabrano kobietę, odezwał się Otto:
- Dalej jechać nie ma co. Większość wiosek spalona, bandy zielonych są wszędzie. Lepiej wrócić z niczym niż nie wrócić, takie moje zdanie. I tej kobiety też bym nie zostawiał tak tym skurwysynom. Pohańbią ją.... Tyle, że ich wielu.
Myśliwy wyraził opinie większości z was, spluwając jeszcze na ziemię i patrząc z niesmakiem na niknących w budynku kolejnych żołnierzy.

Skraag


Obrazek

Gupie ludzie! Nawet wart nie mają! Goblin uważnie przyglądał się grupie ludzi wjeżdzającej do wiochy. Dużo ich się zrobiło, nie potrafił ich już policzyć. Ale gupich! Szybko ruszył w droge powrotną, jak najszybciej chcą zameldować o tym co widział. Żadnych wart! I dużo żarła i broni! Wielkie to będzie zwycięstwo, a Skraag się bardzo przysłuży swojemu panu! O tak bardzo, bardzo!
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Butcher
Szczur Lądowy
Posty: 11
Rejestracja: wtorek, 5 czerwca 2007, 14:03
Numer GG: 0
Lokalizacja: Łódź/Sheffield

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Butcher »

Rianneth

Spoglądał ze spokojem na rozgrywającą się przed nim scenę opierając się o swój długi łuk. Nie to, żeby był wściekły, czy chociaż zły. Odczuwał jedynie lekkie rozdrażnienie. Dziwne upodobania mają ci ludzie - najpierw walczą z kobietami ramię w ramię a później ja gwałcą. Standard. Tamta kobieta była w zasadzie kimś takim, jak oni sami... Z tym, że nie było możliwości czegokolwiek z tym zrobić. Chociaż w sumie... Dobrze by było zająć się tym szlachcicem. Odpłacić mu za wszystkie cierpienia, jakie kiedykolwiek wyrządził innym... Tak, to byłoby ciekawe.

Myśli szybko zaczęły przemykać przez jego głowę. Przypomniał sobie wszystkich przestępców, których ścigał, tak pewnych siebie i buńczucznych na początku. Pod koniec, gdy z nimi kończył, sami go o to błagali. A ten szlachetka zasłużyłby sobie na to... Ponieważ oficera nie było w pobliżu, spojrzał na Markusa. Sierżant powinien wiedzieć co robić.

- Co robimy sierżancie? Jeśli ją zgwałcą, a my nic nie zrobimy, będziemy i tak umoczeni tak samo, jak oni - rzekł spokojnie, mając nadzieję, że Linderoth zrozumie - Wygląda na to, że lepiej jej pomóc. Decyduj...
"You think you are better than me? Say goodbye to the bad guy!"
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Megara »

Li Mei

Widząc kobietę wciąganą do budynku jej reka automatycznie powędrowała do miecza. W jej kraju takie coś było karane bardzo bolesną śmiercią, dziwiła się, że tu wszyscy patrzą na to obojętnie. Dopiero przemowa Otta i słowa Riannetha uświadomiły jej, że jednak nie wszyscy.

Podeszła do sierżanta i szepnęła mu do ucha:
- Nie wydajemy im tu wojny! Cel to jedynie ten szlachetka, w razie czego mogę to tak zrobić, że będzie wyglądać na ciche zabójstwo. - w jej dłoni jakby znikąd pojawiły się dwie metalowe gwiazdki. - Inaczej czeka nas potyczka z nimi.
Czekała na to jak zareaguje Linderoth, dostosowujac się do jego rozkazów. Kto wie, może znów przyjdzie jej się trochę rozruszać.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ravandil »

Aluthol

Chwycił kołczan bełtów i zarzucił go na plecy. Bełtów nigdy za wiele, zważywszy na przewagę liczebną przeciwnika. W każdym razie teraz szykowała się chwila wytchnienia, bo sądził, że gobliny raczej nie podejmą drugiego ataku w tak krótkim czasie. Kompania wyruszyła. Po krótkim marszu w końcu ich oczom ukazała się wieś. Z tego, co stwierdził Felix, to właśnie był cel ich podróży. Wioska wydawała się nieco dziwna. Położona na skrawku ziemi wydartemu przyrodzie całkowicie pozbawiona była straży, pilnowało jej kilku żołnierzy, przyzwoicie ubranych, którzy czuwali nad pracami wykonywanymi przez mieszkańców osady. Ogólnie w wiosce panował duży ruch, a także dowódca wydawał się zaaferowany... szarpaniną z czarnowłosą kobietą. Widać było na milę, że nie ma co do niej dobrych zamiarów. "Ci ludzie zawsze tak samo robią... Jak walczą, to walczą, ale jak mają chwilę spokoju to im się zachciewa... Co za bydlę". Dowódca był najwyraźniej rozczarowany, widać Wataha przyszła nie w porę. Jego zausznicy zaprowadzili kobietę do domu, a ta posłała im jeszcze błagalne spojrzenie... W elfie zawrzało. Miał ochotę podjechać do tego człowieka i wbić mu miecz prosto w trzewia. Jednak Felix starał się zachować spokój i sam poszedł porozmawiać z dowódcą wioski. Nic z dobrego z tego nie wyszło. Dyskusja była krótka i gwałtowna. Tak wściekłego oficera Aluthol jeszcze nie miał okazji oglądać. Wyglądało na to, że Wataha stanęła przed wyborem - w wiosce nie uda się załatwić nic, z zaopatrzenia nici, a ci idioci w lśniących zbrojach do niczego się nie nadają. Na dodatek ten skretyniały dowódca... Trudno było się nie zgodzić ze słowami Otta -Co racja, to racja... Nie możemy ot tak sobie chodzić tam i z powrotem, bo zostaniemy wyrżnięci w pień. Lepiej wrócić i zdobyć jakieś konkretne rozkazy... Z tego idioty pożytku mieć nie będziemy... I musimy coś zrobić, bo te debile nie mogą się tak po prostu wyżywać na tej kobiecie... Zdecydowanie trzeba jej pomóc-. Widać było, że w tej kwestii większość jest raczej zgodna. Nikt nie chciał jej pozostawiać na pastwę niewyżytych wojskowych. Teraz decyzja należała do Marcusa...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ant »

Viroth

Zwadźca stwierdził po minie Felixa, że naprawdę nie jest dobrze. Po tym co powiedział, natychmiast do niego podjechał. Widział, że nikt nie zareagował, a więc tak, by przynajmniej pokazał co należy zrobić.
- Felixie... Proponuje nie zachowywać się jak tchórze. - powiedział, a przy tym tym wyciągnął swój sztylet. Jego ostrze było podobne do miecza, który miał ze sobą. Natomiast na czarnej rękojeści widniały znaki napisane jakimś nieznanym pismem. - Może tak skrócić nędzny żywot tamtego idioty? Jedno szybie cięcie i władza nad jego ludźmi jest nasza. Można mu też posłać kulkę między żebra. Trzeba coś zrobić zanim oni coś zrobią tej kobiecie. Co ty na to bym podjechał do niego? To nie zajmie dłużej niż minutę. - na jego twarzy pojawił się uśmiech.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: hyjek »

Hubert von Kaulitzröden

Widok jaki zastał po wjechaniu do wioski był gorszy, niż krajobraz pola bitwy goblinami, które nie tak dawno opuścili. Nie godzi się, by kobiety były tak traktowane. Przez dłuższą chwilę stał w milczeniu i przysłuchiwał się coraz to nowym propozycjom pozbycia się kapitana. Co najśmieszniejsze - każda zakładała uśmiercenie tego idioty. Hubert miał zdecydowanie lepszy pomysł.
Skoro to szlachcic, załatwmy to po szlachecku - rzucił do kompanów i ruszył przed siebie, przedtem prosząc Ilse, by poczekała na niego. Zatrzymał się 10 metrów przed domem, w którym zniknął kapitan. Wziął jeden ze swoich pistoletów i oddał strzał w niebo.
Albrechcie von Feanc! Ty tłusty, głupi, brzydki impotencie! Ja, Hubert von Kaulitzröden wyzywam Cię tu i teraz na szlachecki pojedynek! Jeśli masz odwagę - przyjdź! Chyba, że wolisz ośmieszyć się zarówno przed własnymi ludźmi, jak i każdym kogo spotkam po drodze i opowiem mu o tym, jakim tchórzliwym psem jesteś naprawdę! - wygłosił, właściwie to wrzasnął w kierunku domu. Miał nadzieję, że swoją wypowiedzią sprowokował kapitana do wyjścia przed chatę. Zszedł z konia, czekając na reakcję wyzywanego.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Serge »

Markus Linderoth

Przez całą drogę gawędził z nowymi kompanami. A potem była wioska. No tak.
Sierżant wsłuchiwał się w słowa przełożonego z uwagą, potem nie omieszkał uczynić tego samego dla Otta, Li Mei i pozostałych kompanów którzy zabrali głos. Szanował i cenił ludzi, którzy doświadczenia zbierali mieczem i głową - prawie zawsze odnajdywał w ich słowach mądrość, nie tylko militarną.
Nagle poczuł palce Giselle na ramieniu i usłyszał jej szept. Przez krótka chwilę spoglądał na wieś i pstrokatych żołnierzy, by zaraz potem przenieść wzrok na jej twarz.
- Nie zarżniesz. Spokojnie, jeszcze będzie czas... - stwierdził zimno - Jeszcze nie teraz.
Splunął siarczyście widząc jak szlachcic obchodzi się z dziewczyną. Rozkazy Hubschmanna były jasne jednak on nie zamierzał tolerować takiego zachowania, nawet jeśli był to ktoś wyższy rangą.
- Zrobimy tak. - spojrzał po twarzach kompanów. - Dwóch zasuwa na obrzeża wiochy i wypatruje zielonych bo ten idiota straży nawet nie postawił! Ja, Viroth, Li Mei do chaty idziemy, starego wspomóc. Trochę ludzi weszło, da Sigmar, a wyrąbiemy ich w czwórkę... Hargin i Nordin staną przy wejściu do chaty i nikogo nie przepuszczą. W razie jakichś problemów Ninerl, Hubert, Rianneth i Aluthol będę ubezpieczać nas z dystansu. Trzeba to zrobić szybko i skutecznie.
Bardzo starał się, by cała "narada" wyglądała jak najbardziej pospolicie. Tamci nie mogli się zorientować, że coś knują.
- Jak w porę się opamiętają to nie będzie jatki, nie będzie trupów, nie będzie śmierci. A jak nie...
I wtedy wyskoczył Hubert ze swoim pomysłem. Oczywiście nie podzielił się nim z dowodzącymi. Markus już nawet nie miał sił się wściekać. Toż to pieprzone jasełka, a nie wojsko. Zmęczony, zmęczony całym tym teatrzykiem przetarł oczy.

Zacisnął zęby. Nie pierwszy raz był świadkiem gwałtów i mordów, prawa, które stanowili silniejsi i bogatsi. Wtedy jednak nie mógł nic zrobić, skazując się na pewną, a bezsensowną śmierć. Teraz tak. I nie zamierzał przegapić tej fortunnej okazji. Dobył miecza i wraz z drużyną ruszył do chaty. Nie zamierzał nawet czekać aż szlachetka wyjdzie z chałupy. Zmierzył jeszcze krytycznym wzrokiem Huberta i skupił się na zadaniu. Szalony pomysł rajtara mógł jedynie pogorszyć sytuację, żołnierze szlachcica mogli załatwić sprawę za niego. Miał nadzieję, że uda się odbić dziewczynę po dobroci, w przeciwnym wypadku...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Evandril
Mat
Mat
Posty: 559
Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
Numer GG: 19487109
Lokalizacja: Łódź

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Evandril »

Kiedy Skraag powrócił do obozu większość z orków, która go zauważyła ruszyła za nim w stronę namiotu Balroga. Goblin podbiegł do szałasu i zatrzymując się klęknął przed zasłoniętymi połami mówiąc :

Skraag


Obrazek

- Najstraszniejszy i najokrutniejszy Balrogu, wodzu plemienia Krwawego Topura twój sługa Skraag przybył aby zdać raport o człowiekach… – Skraag klęczał przed namiotem oczekując na wyjście orczego wodza. Podobnie czyniła to grupa orków stojąca nieco dalej. Po krótkiej chwili ciszy i niepewności poły namiotu rozsunęły się i w wejściu pojawiła się masywna sylwetka Balroga. Wódz spoglądając z góry na klęczącego goblina gestem kazał mu wstać i zdać raport - Najokrutniejszy z wodzów. Oddział człowieków, który miałem obserwować skierował się do ludzkiej osady, niedaleko stąd. W osadzie człowieki dołączyli do kolejnych człowieków i jest ich teraz przynajmniej tyle sztuk co to ma Grishnak w swoim oddziale panie. Znaczna część tych człowieków ma broń i pancerze wodzu. Druga część ni ma – Skraag wpatrywał się w swojego wodza z pytającym wyrazem pysku.

Balrog mruknął tylko gniewnie na znak, że zrozumiał co mówił goblin i wolnym krokiem ruszył naprzód w stronę ogniska, które płonęło niedaleko jego namiotu. Po kilku krokach ork zatrzymał się i odwracając się do Skraaga powiedział gardłowym i władczym głosem :

Balrog


Obrazek

- Dobrze się spisałeś Skraag… – po tych słowach na pysku goblina zakwitko zadowolenie i duma, ork ciągnął dalej – Mam dla ciebie kolejne zadanie. Dostaniesz niewielki oddział goblinów pod swoją komendę, sam możesz wybrać jego skład, oraz tarczę z herbem plemienia Krwawego Topora. Udasz się w las na poszukiwanie oddziałów chętnych do przyłączenia się do naszego plemienia. I pamiętaj Skraag, że im więdzej sztuk orków dołączy do plemienia, tym większa będzie nagroda dla ciebie. Jako znak będziesz pokazywał tarczę, a jeśli ktoś zakwestionuje to co powiesz, przyślij go do mnie. Osobiście z nim… porozmawiam – Balrog wymownym gestem przeciągnął po jednym z dwóch ostrzy, ciężkiego dwuręcznego obusiecznego topora. Wśród orków, które przysłuchiwały się przemowie ich wodza, pojawił się pomruk strachu i obawy. Skraag tytułując Balroga najstraszniejszym i najokrutniejszym wcale się nie pomylił. W istocie orczy wódz był taki. I to w bardzo dosłownym tych słów znaczeniu.

Balrog


Obrazek

-Zwołać mi tu teraz Grishnaka. Będę czekał na niego w swoim namiocie – po tych słowach masywny ork skierował się na powrót do swojego szałasu oczekując na jednego ze swych kapitanów. Skraag szybkim biegiem rzucił się na poszukiwanie orka o którym mówił wódz.
Po kilku minutach przed wejściem do namiotu siedzący na swym prymitywnym tronie Balrog
usłyszał kroki, a po chwili słowa :

Grishnak


Obrazek

- Najstraszniejszy i najokrutniejszy Balrogu, twój sługa oraz kapitan oddziału orcboyz’ów Grishnak Miażdżąca Pięść oczekuje na twe rozkazy.

Balorg


- Wejdź Grishnak - gardłowym i władczym głos wydobył się z gardła orczego wodza.

Grishnak

Obrazek

- Słucham cię mój panie – ork pytający wzrok utkwił w pysku Balroga.

Balrog

Obrazek

- Mam dla ciebie zadanie Grishnak. Weźmiesz pod komendę umówiony wcześniej oddział i skierujesz się do wioski, gdzie stacjonują ludzie. Zaatakujesz tak jak mówiłem ci wcześniej i dokładnie o tej porze którą ci wskazałem. Czy zrozumiałeś co do ciebie powiedziałem Grishnak ? Nie zawiedź mnie… – orczy wódz gniewnym spojrzeniem zmierzył stojącego przed nim orka.

Grishnak

Obrazek

- Zrozumiałem mój wodzu. Nie zawiodę cię panie – orczy kapitan skłonił się i odwracając wyszedł z namiotu - I nakarmcie Żarłoka przed walką – powiedział na odchodne wódz – Tak jest mój panie.
Balrog został samotnie w swoim szałasie. Myśli kłębiły się w masywnej czaszce orka. Powoli wódz plemienia Krwawego Topora wstał ze swego tronu i podszedł do wejścia do namiotu. Uchyliwszy nieco jedną z kotar zasłaniających wejście spojrzał na swoje plemię. Na ogromnej polanie kłębiły się zielone masy. Orki, gobliny, snotlingi. Każdy z poddanych Balroga miał swoje miejsce w plemieniu i doskonale wiedział gdzie ono się znajduje. Orki, czarne orki, nawet te dzikusy z ostępów. Wszystko na rozkaz Balroga. Dalej na prawo na polanie kłębiły się masy goblinów, wliczając w to plemię Nocnych Goblinów. Spoglądając na nich Balrog dostrzegł oddział goblińskich fanatyków trzymający się nieco na uboczu, delektujący się jak zwykle halucynogennymi grzybami. Dalej oddział sieciarzy wymachujący swoją bronią i męczący jakiegoś snotlinga robiącego za ruchomy cel. Nieco dalej na prawo czujne oko Balroga dostrzegło leżące na ziemi ogromne wilki i rozstawione obok nich namioty ich jeźdźców. Wilcza kawaleria była przyszłością orczej armii i Balrog miał zamiar tego dowieść. Nos orczego wodza wyczuł coś jeszcze. Tuż po lewo od jego namiotu rozbiła się banda orków dosiadająca ogromne odyńce. Ze strony ich legowisk unosił się zapach odchodów i szczeciny zwierząt. Masywny ork marszcząc nos spojrzał dalej, w głąb polany. W dziwnych namiotach zrobionych na kształt kokonów siedziało kilka goblinów trzymających się nieco na uboczu. Drzewa rosnące na skraju polany pokryte pyły masami pajęczyn, a wśród nich Balrog dostrzegł wierzchowce samotnych goblinów; ogromne, włochate pająki. Już na samą myśl o ataku tych bestii orczy wódz wygiął pysk w dzikim uśmiechu. Nagły ruch przykuł uwagę masywnego orka. Balrog spoglądając w tamtym kierunku dostrzegł spory oddział opuszczający polanę. Doskonale widział, że to Grishnak. Pośród goblinów i orków majaczyła ogromna zakuta w pancerz sylwetka bestii prowadzonej na łańcuchach.

Balrog


Obrazek

- Nie zawiedź mnie Grishnaku Miażdżąca Pięść, kapitanie mojej armii… Nie zawiedź… – mruknął do siebie Balrog znikając za połami swojego namiotu.
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ant »

Viroth

- A niech to. Mniejsza o to. - powiedział do Felixa, widząc co robi Hubert.
"Tak też można, ale nie przewidział, że psy Albrechta mogą być tak zdradliwe, że pewnie bez zawahania mogą mu strzelić w plecy." -pomyślał
- Wjedź do środka Hubercie, bo może być za momemt bardzo dla ciebie niebezpiecznie. Tam się pojedynkujcie. - krzyknął do młodziana. Schował sztylet za pas. Zeskoczył z konia.
- Popilnuj przed moment. - Zwrócił się do Felixa. Wbiegł między budynki. Wspiął się na jedno z niższych domostw. Tam ściągnął z pleców kuszę. Załadował bełt na cięciwę. Szukał wśród tłumu żołnierzy wyglądającego na najwyższego stopniem. Jeżeli takiego nie było, szukał wyglądającego na najbardziej wprawionego w boju lub najsilniejszego. Gdy wypatrzył ofiarę... wycelował i strzelił. Miało to obniżyć morale i wprawić w zamęt żołnierzy tu stacjonujących. Schował się. Ładując kolejny bełt, krzyknął.
- A wy ludzie von Feanca... Jeden parszywy ruch i również przekonacie się na własnym ciele, czemu elfy są znane ze swej celności! -
"Oby chłopi byli po naszej stronie" - pomyślał - "Inaczej tu szczezniemy."
Po czym wyłonił się w innym miejscu i wypatrując nieprzyjaznych ruchów wśród tłumu. W razie zauważenia żołnierza, który robi coś podejrzanego. Wtedy celuje w niego i strzela. Po czym znów się chowa, ładując kolejny bełt. Potem znów się wyłania i robi to samo, póki nie skończą się bełty.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Vibe »

Hubert, Viroth, Aluthol, Ninerl, Rianneth, Nordin

Zbesztanie szlachcica przez Huberta wywołało wrzenie wśród jego żołnierzy, którzy najwyraźniej tak byli wierni swojemu dowódcy że ruszyli w kierunku rajtara. Sytuację załagodził dopiero Viroth celujący z kuszy w kierunku żołdaków von Feanca, po chwili wspomagany przez Riannetha, Ninerl i Aluthola. To było dla nich za dużo. Spokojnie wycofali się do tyłu wyczekując co stanie się dalej. Nordin i Hargin wedle polecenia Markusa obstawili wejście do chaty łapiąc za broń, a sierżant wraz z Li Mei weszli do środka.

Li Mei, Markus

Zaskoczenie było zupełne. Minęliście dwóch, a raczej zmusiliście do cofnięcia się, dwóch z ludzi szlachcica, którzy raczej nie mieli zamiaru walczyć z wami, widząc wyciągniętą ku nim broń. A w pomieszczeniu do którego dotarliście, kapitan już prawie do połowy rozebrał wyrywającą się kobietę. Odwrócił się do was wściekle, gdy usłyszał co się dzieje. Jednak nie wykonał niczego pochopnego widząc ostrze sierżanta przyłożone do jego szyi.
- Czego tu?! Tą dziewke mi przydzielili do oddziału więc wara! A jak chcecie się zabawić to musicie poczekać.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Serge »

Markus Linderoth

- Łapy precz od niej, chamie! - warknął sierżant przykładając miecz do gardła von Feanca. - Ona wyjdzie z nami, a ty grzecznie tu zaczekasz aż wszyscy odjedziemy. I przysięgam na imie mego Ojca że jeśli się sprzeciwisz... powiesze cię jak kmiecia, ale na wyższej gałęzi niż waszych ludzi żeby szlachectwu nie ubliżyć. - to ostatnie dodał żeby komuś z obecnych nie przyszło coś do głowy... wizja sznura powinna ich przystopować.
Szarpnął dziewczyną za rękę, po czym schował za plecy i unosząc wciąż broń wycofał się wraz z nią z budynku. Czekał na dalsze rozkazy Hubschmanna, który zapewne nie będzie zadowolony z akcji jaką właśnie przeprowadzili. Linderoth nie przejmował się tym jednak. Nie darował by sobie, gdyby dziewczyna padła ofiarą takiego fircyka jak von Feanc.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Vibe »

Markus, Li Mei

Szlachetka najpierw spurpurowiał, później stał się blady jak płótno by na końcu zzielenieć. Zacisnął szczęki i wycedził przez zęby:
-Bierz ją i zejdź mi z oczu!
Szlachcic został w środku gdy wy wycofaliście się na zewnątrz. Dziewczyna, wciąż w lekkim szoku, powiedziała:
- Dziękuję, mam na imię Anna...

Porzucona Wataha

- WATAHAAAA!!! Zbierać tyłki, zawiadomić straże i jedziem dalej! Wolę zginąć zabity przez zielone ścierwo niż wpakowany w gówno przez tego slzachetkę! Nic tu po nas. Ruszamy, Otto prowadzisz.

Kilku ludzi pobiegło zebrać strażników, reszta powoli wytoczyła się z wioski, podążając za wskazującym drogę myśliwym. Anna zabrała się z wami, jako najemniczka mogła się przydać w walce. Według tego co pamiętał Otto, następna wioska była kilka godzin stąd na południe. Wraz z przemierzaniem leśnych ostępów, powoli zapadał zmrok. Pogarszała się również pogoda, niebo zasnuły ciemne, burzowe chmury. Padać jednak jeszcze nie padało, było to jednak tylko kwestią czasu.

Hubert

Ilse wciąż nie odstępowała cię ani na krok, wciąż szlochała po stracie Andreasa i nawet twoje słowa otuchy nie poprawiały jej ponurego nastroju. Gdy wozy ruszyły kobieta przylgnęła do ciebie, szepcząc do ucha.
- Czy my zginiemy Hubercie? Tak jak Andreas? - po jej policzku mimowolnie spłynęła łza – Obiecaj mi że będziesz mnie chronił. Boję się, tak bardzo się boję...

Przytuliła się jeszcze mocniej i nie powiedziała nic więcej. Czułeś jednak jak wciąż cała drży.

Markus

Giselle przez jakiś czas przyglądała się Ilse przytulonej do Huberta, po czym podjechała do ciebie. W jej oczach dostrzegłeś jednocześnie i smutek i szczęście. Odezwała się cicho, bez swojego nieodłącznego uśmieszku.
- Myślałeś kiedyś o własnej rodzinie? Domu, dzieciach? Porzucając to cholerne awanturnicze życie. Dzisiejszy dzień udowodnił mi, że chyba wolałabym orać pole niż bać się, że wchodząc w las wyskoczy na mnie banda przerażających stworów chcących mnie zabić a potem jeszcze na dodatek zjeść...

Dziewczyna uśmiechnęła się smutno. Po raz pierwszy w jej oczach dostrzegłeś niepewność, strach i jakby zagubienie.

Porzucona Wataha

Gdy dostrzegliście dym z kominów, było już prawie zupełnie ciemno. Szybko wyjechaliście na wykarczowany teren lasu, gdzie mieściła się kolejna wioska. O dziwo, ta była otoczona palisadą, a na wasze pojawienie się rozległy się pokrzykiwania. Najwyraźniej tutaj wieśniacy postanowili sami o siebie zadbać. Gdy podjechaliście do prowizorycznej, aczkolwiek wydawało się, ze dość wytrzymałej bramy, zza niej odezwał się gruby głos:
-Nie potrzebujem waszej ochronyj! Sami siem obronim! Mozem was przenocowac, zapasy też jakoweś doć, ale do miasta nie pójdziem! I siłom nie weźmiecie, za dużo nos!

Brama uchyliła się, wpuszczając was do środka. Za nią zaś, stało kilkunastu chłopów z widłami, siekierami, motykami. Widzieliście też, że kilku z nich ma łuki. Siły bojowej jednak nie przedstawiali praktycznie żadnej. Ale i tak musieliście gdzieś przenocować. Zachęceni zapachami jakiejś potrawy wkroczyliście do środka.

Pieter wzruszając ramionami jedynie wziął coś do jedzenia, swoim zwyczajem część wynosząc za pazuchą, "na wszelki wypadek", po czym ruszył wykonać rozkaz Felixa. W chwili, gdy wchodziliście do gospody, zaczynał siąpić nieprzyjemny deszczyk, robiło się też chłodniej. Warta w takiej pogodzie, nie będzie przyjemnością, to pewne.

"Gospoda" to zbyt szumne imie dla tego pomieszczenia w którym się znaleźliście. Aczkolwiek izba, bardzo surowa, w grubo ciosanych bali, zawierała to co powinna mieć gospoda. Stoły, ławy, było nawet coś w stylu szynku. Część mieszkańców właśnie spożywała wieczerzę i widok kilkunastoosobowej grupy zbrojnych wtaczających się do karczmy mocno ich zaskoczył. Prawie nigdy nie widywali tu nikogo, czasem jedynie jakiś traper się trafił. Szepcząc do siebie cicho i pokazując was palcami, przesunęli sięna tyle, by i dla was starczyło miejsca w izbie. Na strawę kazano wam poczekać, nie mieli bowiem aż tyle przygotowane, aczkolwiek kufle z piwem szybko wylądowały na stole.

Ogień płonący na obmurowanym kamieniami palenisku dawał zarówno światło jak i ciepło. Szum deszczu na dworzu praktycznie ucichł zakłócony gwarem rozmów i dzwiękami spożywanych posiłków i trunków. Nordin z Harginem zajęli osobny stolik i przy kilku kuflach piwa tęgo ze sobą dyskutowali. Hubert zajęty był Ilse, a Anna rozmawiała z Ottonem. Napięcie spowodowane zagrożeniem z lasu nieco opadło, w zasadzie nie dziwiliście się zbytnio, że mieszkańcy tej wioski nie chcieli jej opuszczać. Lecz ich los, jeśli by tu zostali, był już przypieczętowany, to wiedzieliście na pewno.

Albrecht von Feanc

Ci najemnicy naprawdę podziałali mu na nerwy. Zabrali nawet odrobine rozrywki! Wściekle poganiał ludzi do wymarszu, wykrzykując niepotrzebne rozkazy. Zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że warty w takich czasach i w takim miejscu są niezbędne. Jego ludzie, wyszkoleni w wojaczce, lecz totalne żółtodzioby jeśli chodzi o praktykę i prawdziwe potyczki, również nie pomyśleli o ostrożności. W pół godziny po wymarszu grupy najemników, oddział Albrechta również ruszył. Dwóch zwiadowców przed oddziałem i dwóch za, tak aby wszyscy nawzajem mogli się widzieć. Tak, to wydawało się dobre, w razie czego będzie wiadomo o zagrożeniu.

Piekło rozpoczęło się w chwili gdy zmierzchało. Wieczorna szarówka zmniejszyła zasięg wzroku ludzi, lecz do miasta było już niedaleko. Kapitan popędzał swoich ludzi, idących teraz w luźnym szyku. Wtedy też z lasu poczęły wypadać strzały. Kilku jeźdźców zwaliło się z hukiem na ziemie, zaskoczony szlachcic słabym głosem krzyczał coś o obronie. Jednak niewiele osób go słyszało. Z lasu ze wściekłym rykiem wypadły wielkie orki i paskudne gobliny, szarżując wprost na karawanę. Przerażenie wieśniacy krzyczeli, kulili się ze strachu, lub groźnie trzymając widły czekali na najgorsze. Niesłyszący dowódcy wojacy bronili się tam gdzie stali w czasie ataku.

Przerażony Albrecht drżącą ręką wyjął swoją szpadę i tylko dzięki szczęściu przebił na wylot jednego z szarżujących na niego goblinów. Uważniej przyjrzał się bitwie. Mieli szanse to wygrać! Orków było tylko kilkunastu, reszta to zgraja goblinów! Wtedy jednak stało się coś czego się nie spodziewał. Jeden z jego ludzi wyleciał wysoko w powietrze i zaraz spadł, prosto na ludzi z przodu, przewracając ich i miażdżąc. A donośne dudnienie zza zakrętu oznajmiło, że zbliża się coś jeszcze. Ogromny, zielony stwór, mierzący mocno ponad trzy metry i zakuty w napierśnik i olbrzymi hełm, ruszył ku bitwie. Monstrualna maczuga w jego ręku poczęła zataczać kręgi, roztrącając zarówno wojaków, wieśniaków jak i małe gobliny, które nie zdążyły uciec. Rzeźnia była straszliwa, krew była wszędzie.

Świst strzał z tyłu, gdzie próbowali uciekać niektórzy z ludzi, w tym Albrecht, zwiastował jedynie śmierć. Biegnący ludzie padli z brzeszczotami strzał wystającymi z ciał. A ku kapitanowi z rykiem ruszył potężny ork z czerwonymi włosami postawionymi w irokez. Jego topór domagał się krwi i było pewne, że niedługo ją dostanie. Albrecht von Feanc, stał jak sparaliżowany. Jedyne co zdołał zrobić to zmówić krótką modlitwę do Sigmara...
Ostatnio zmieniony sobota, 16 czerwca 2007, 17:07 przez Vibe, łącznie zmieniany 1 raz.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Zablokowany