[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

- WYSTARCZY KONRADZIE!!! - warknął ostro Broch, który pojawił się błyskawicznie wraz z Ravandilem w miejscu gdzie akolita sprzeczał się z elfką. Widząc przerażoną dziewczynę zmarszczył brwi i spojrzał hardo na przyjaciela.- Uspokój się!!! - szybko zdając sobie sprawę czego świadkiem musiał być Konrad kontynuował. - Elissa dzięki swoim rytuałom i czarom uratowała mnie gdy pukałem już do bram Morra i to dzięki niej jestem tutaj z wami. Gdyby nie jej pomoc już byśmy się nie spotkali, a ja gryzł bym piach. I dlatego dopóki ja tutaj jestem włos jej z głowy nie spadnie - przysięgam na Ulryka! Nie podejmujmy więc żadnych nieprzemyślanych działań których potem będziemy żałować. Elissa dysponuje jakąś mocą uzdrowicielską z tego co zauważyłem i może być bardzo pomocna podczas naszej dalszej podróży. Kto wie, może sam w końcu będziesz potrzebował jej pomocy, Konradzie... Jak dotąd podchodziłeś z rozsądkiem do różnych spraw więc i teraz kieruj się rozsądkiem a nie emocjami... Skoro Elissa na razie nie robi nic złego, to odpuść sobie. W innym wypadku możesz żałować... A teraz chodźmy do ogniska, przed nami długa noc...
Najemnik mówił spokojnie, chłodno patrząc Konradowi prosto w oczy. Znał go na tyle dobrze, że wiedział, że ten podejmie jedyną słuszną decyzję. A przynajmniej na to liczył...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Już miał się kłaść spać, kiedy z półletargu wybudziły go podniesione głosy Konrada i Ninerl. Na początku nie bardzo wiedział o co chodzi, siadł i spojrzał, co się dzieje. Akolita coś uporczywie wyjaśniał sobie z Ninerl, obok stała nieco zdezorientowana Elissa. Uszu elfa dobiegały słowa typu "Chaos", "Mroczne Bóstwa", "Zabiłbym Cię". Ravandil załapał w lot, że mówi o Elissie. "Ale czy to możliwe? Czy ona rzeczywiście jest jakąś wiedźmą, czy to kolejna religijna ekscytacja Konrada?". Akolita położył dłoń na rękojeści miecza, a kłótnia przybierała na sile. W końcu Ninerl zawołała elfa i Brocha. To był znak, że sprawa była poważna. Ravandil chwycił leżący obok łuk i ruszył w kierunku elfki. Słychać było coraz ostrzejsze słowa. Elf stanął koło Ninerl i zwrócił się do zebranych
-Co się w ogóle tutaj dzieje? Konradzie, uspokój się, akolita Sigmara nie powinien dać się targać emocjom. Nie możemy dopuścić do samosądu, niezależnie od tego, co sądzisz o tej kobiecie. Poza tym wiedz, że żadnej kobiety skrzywdzić nie dam, czy to elfiej, czy ludzkiej. Przykro mi, ale nie zmuszaj mnie do tego, żebym interweniował, bo naprawdę tego nie chcę- starał wyrażać się jasno, licząc, że Konrad się opamięta. Sam sporą część życia spędził na walce przeciwko Chaosowi, ale zachowywał więcej zimnej krwi. Zresztą, nawet jeśli Elissa miała jakieś związki z Chaosem, to nie wydawała się groźna. W końcu pomogła Wernerowi w potrzebie, a gdyby rzeczywiście miała złe zamiary, to pewnie już dawno zrobiłaby im jakąś krzywdę. A skoro jest inaczej, to nie ma powodów do paniki. Ravandil przy tym nie starał się wdawać w religijne uczucia Konrada, bo nie miał o tym żadnego pojęcia. Liczył jednak, że uda się znaleźć rozsądne wyjście z całej sytuacji. Cofnął się o krok, nałożył strzałę na cięciwę i nieznacznie napiął, celując w ziemię nieco przed siebie. Miał nadzieję, że nie będzie musiał strzelać do Konrada, choć łatwo byłoby go w tej chwili spacyfikować.
-To jak będzie?- spytał się z determinacją w głosie.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Zgodnie z jego przypuszczeniami, cała drużyna wokół zerwała się z miejsca i ruszyła na pomoc wiedźmie. Wysłuchał wszystkiego co mieli do powiedzenia. Każdy z argumentów jaki przedstawili wydawał się śmieszny.
JAKAś moc uzdrowicielska - powiedział Werner. No właśnie, tylko jaka? Zadałeś sobie może to pytanie, przyjacielu? Widzisz, ja tak, i od razu na nie odpowiedziałem. Nie JAKAś moc, tylko czysta siła płynąca z Chaosu! Naprawdę nie umiesz tego pojąć?
Akolita Sigmara nie powinien dać się targać emocjom - rzucił Ravandil. Skąd niby Ty możesz wiedzieć co powinien zrobić akolita Sigmara, a co nie, długouchy ateisto! Poza tym to nie są emocje, tylko czyste umiłowanie i tak rozpadającej się przecież ojczyzny. Może w tych waszych cholernych lasach, gdzie buszujecie jak jakieś dzikusy, panuje spokój, harmonia, ale nie tu, w Imperium! Dlatego proszę Cię, zamilcz, masz najmniej do powiedzenia...
Skoro Elissa na razie nie robi nic złego - kolejny argument najemnika. Phi! Rozczarowujesz mnie przyjacielu! Podróżujemy już tyle czasu, a nigdy, przenigdy nie padło z Twoich ust wyrażenie "na razie". Zawsze myślałeś w przód, każdy z nas był dla Ciebie całkowicie przewidywalny. Dlaczego ona stanowi wyjątek od tej reguły?!
Elissa dzięki swoim rytuałom i czarom uratowała mnie gdy pukałem już do bram Morra i to dzięki niej jestem tutaj z wami. Gdyby nie jej pomoc już byśmy się nie spotkali, a ja gryzł bym piach. - znowu Wernera. Nie było nic do powiedzenia na ten temat. Albo inaczej - było, "dziękuję" dla Elisse, ale wszyscy dobrze wiemy, że słowo te nie przejdzie przez moją krtań.
To wszystko akolita chciał powiedzieć na głos, ale tego nie zrobił. Dlaczego? Sam nie wiedział...
Spacyfikował. Musiał. Walka pomiędzy przyjaciółmi byłaby najgorszą w jego życiu, gorszą niż obrona Boven, gorszą niż te wszystkie starcia zbrojne w całym jego życiu.
Schował broń.
Tylko dlatego, że znowu jesteś wśród nas. - powiedział chłodno niby do wszystkich, ale i tak każdy wiedział, że słowa były kierowane do Brocha. Odszedł w milczeniu. W głowie krążyło mu bez przerwy jedno zdanie.
"Zło w czystej postaci"
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Wszyscy

Wraz z nocą nadszedł chłód. Po dość nerwowej sytuacji z Elissą udało wam się jednak dojść do porozumienia i wróciliście wszyscy do obozu. Rundę wokół ogniska zrobił miodowy napój przyrządzony przez Brocha. Ludovic znów wdał się z Konradem w jakieś teologiczne dysputy, Ravandil i Ninerl również rozmawiali ze sobą siedząc nieco dalej od akolity i najemnika. Dziewczyna towarzysząca Brochowi nie odstępowała go na krok będąc przez resztę wieczoru obiektem ukradkowych i chłodnych spojrzeń Konrada.

Podochocony wywarem middenlandczyka Diego zaśpiewał jeszcze czystym głosem jakąś pieśń w sobie znanym tylko języku by rozładować napiętą wciąż atmosferę lecz po kilku wersach stwierdził, że chyba tylko sen może być dobrym lekarstwem na dość minorowe nastroje drużyny i sam po chwili udał się na spoczynek.

Kiedy przebrzmiały ostatnie słowa pieśni, ustaliwszy kolejność wart i dorzuciwszy drew do ogniska, wszyscy zmęczeni, niektórzy trapieni nieznanymi innym problemami udaliście się w objęcia snu.

Konrad

Znów miałeś sen. Ten sam sen, którego doświadczyłeś w Bogenhafen. Tej nocy znów śniła ci się Ona. Tym razem wszystko było jeszcze bardziej realistyczne i namacalne. Znów widziałeś ją na jakiejś polanie, w śnieżno białej sukni. Swymi zielonymi oczyma patrzyła na ciebie i krzyczała coś w twoim kierunku. Tak, teraz słyszałeś jej słowa. Błagała Cię o pomoc, ale nie byłeś w stanie nic zrobić. Widziałeś tylko strach w jej oczach a następnie diabelski uśmiech gdy czarny rumak poniósł ją w nieznanym kierunku. Obudziłeś się i już do rana nie zmrużyłeś oka rozmyślając o śnie.

ROZDZIAŁ III: NA KRAJ ŚWIATA


Noc w leśnym obozowisku minęła spokojnie. Chłodnym rankiem, już w nieco lepszych nastrojach spożyliście śniadanie i w porannej mgle wyruszyliście w drogę. Mimo wszystko Konrad był jakiś taki małomówny i dziwnie nieswój, stwierdziliście jednak że najprawdopodobniej rozmyślał jeszcze o wczorajszej wieczornej sytuacji z dziewczyną. Lasy w wielu miejscach ustąpiły dzikim polom i łąkom. Był to nieomylny znak, że zbliżał się step. W takiej, poprzecinanej jeszcze jarami i wąwozami okolicy zatrzymaliście się na któtki popas i nie zabawiwszy długo pojechaliście dalej, na południowy wschód. Było około południa kiedy jechaliście właśnie jarem, którego dno tworzyło wygodną drogę. Jar wił się i kluczył pośród rozległej śródleśnej łąki. Po lewej i po prawej stronie mieliście jego wznoszące się na dwa-trzy metry zbocza. Szeroki na dwóch jeźdzców jar skręcał właśnie w prawo kiedy na jego szczycie przed wami powstało z zarośli dwóch ludzi.

Pierwszym co zauważyliście były siedmioramienne złote gwiazdy na niebieskim tle opinających napierśniki tunik – godło Averlandu. Drugim: otwarte, charakterystyczne dla tutejszej straży dróg czubate hełmy na głowach. Obydwaj trzymali w dłoniach łuki. Pierwszego, młodego chłopaka, nie znaliście. Drugim był dobrze wam znany sierżant averlandzkiej straży dróg, poznany pamiętnej nocy w zajeździe „Pod Psem”. Dowódca dziesiątki, która tropiła bandytów, którymi okazała się najęta przez Molachijczyków eskorta. Strażnicy pomogli wam pokonać bandytów a potem wraz z wami pokonali część drogi do Averheimu. Z tego co pamiętaliście zamierzali tam złożyć skargę księciu na dworzanina von Sturma, który obciął straży fundusze. Dzięki Ravandilowi - von Sturma będącego świętej pamięci.

- Wout von Kessel, do usług. – przedstawił się sierżant skinieniem głowy. – Szkoda, że spotykamy się ponownie w takich oklicznościach.

Młody strażnik po jego lewej miał łuk gotowy do strzału. Jego dowódca zaś trzymał broń opuszczoną spokojnie ku dołowi. Zimne, bezwzględne oczy wpartywały się w was przenikliwie z pod cienia hełmu. Diego i Molachijczycy sięgnęli do mieczy.

- Nie radziłbym. – powstrzymał ich stanowczy głos dziesiętnika.

Zarośla po lewej i prawej, na zboczach jaru, zaszeleściły. Nie byliście w stanie policzyć czy choćby dojrzeć strażników. Gdzieniegdzie zabłysnął grot, usłyszeliście odgłos napinanej cięciwy. Von Kessel musiał prowadzić przynajmniej swoją dziesiątkę uzupełnioną nowymi rekrutami. Zapewne żeby wam to uświadomić postawił jednego z nieznanych wam strażników obok siebie.

- Jeden ruch a dwadzieścia strzał przebije wasze gardła. Moi ludzie to najlepsi strzelcy prowincji więć radze pomyśleć nim coś zrobicie... - przeszył spojrzeniem Diega.

- Diego Cezare Menezes da Silva jak przypuszczam? Graniczny książe i jego świta. Szlachetnie postąpiliście odbijając z rąk bandytów zrabowane złoto i klejnoty. Jednak jeśli byście chcieli je zwrócić droga prowadzi w przeciwnym kierunku. Proszę się nie martwić książę. Jako osobie wysoko urodzonej zostanie ci udzielona gościna na zamku. Reszcie zresztą również, tyle że w podziemiach. A teraz zobaczmy... – przyglądał się wam kolejno, wnikliwie. – kogo my tu mamy? - Zaczął wyliczać jak gdyby czytał z listy:

- Olbrzymi middenlandczyk, przyjaciel osławionej Kompanii von Schliefena. Nie wiem co książe ma do Kompanii ale faktem jest twój udział w przedwczorajszej bitwie, wielkoludzie.

- Kogo tutaj jeszcze mamy? Prawdziwa perełka - elf Ravandil poszukiwany za zabójstwo na książęcym dworzaninie Otto von Sturmie, za co podziękujemy zaostrzonym palem w Averheim.

- Jedyni niewinni? - wzrok Wouta von Kessela spoczął na Elissie i paradoskalnie na Ninerl i Konradzie. - Przynajmniej nic nie wiadomo o waszych przestępstwach. Jak żeście się uchowali owieczki w gronie wilków?

Sytuacja była kiepska. Nawet ze spoconego czoła Zinhy mogliście to wyczytać. Strażnicy na górze, po lewej i po prawej. Było jasne, że nawet wiedźma magia Elissy was nie osłoni przed koncentrycznym ogniem ze wszystkich stron. Zresztą nim dziewczyna nawet zrobiłaby cokolwiek skończyłaby naszpikowana strzałami. Szarża w górę zbocza mogła się skończyć jednym: wywrotką naszpikowanego strzałami konia. Próba wyrwania się przodem jaru mogła się powieść przy dużym szczęściu połowie z was. Próba odwrotu skończyłaby się kotłowaniną zawracanych koni i ogólną masakrą. Być może był sposób, żeby sie stąd wyrwać jednak pochopna decyzja jednego z was mogła zaważyć na losie wszystkich.

- W każdym razie - rzekł sierżant strażników. - procedura ta sama. Powoli, spokojnie, odpinamcie pasy z bronią. I wszelką broń, która przy pasach nie jest. Zrzucamy żelastwo na ziemię. Zeskakujemy z koni. Konie zostawiamy i z uniesionymi rączkami wchodzimy na górę.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Zatrzymał swego konia gdy pojawili się strażnicy dróg. Spodziewał sie że w końcu ktoś ich może wytropić czy stanąć im na drodze, ale nie spodziewał się że nastąpi to aż tak szybko. Zlustrował spokojnie okolicę oceniając sytuację. Był na tyle doświadczonym żołnierzem i znał granice swoich możliwości, że odpowiedź na słowa von Kessel'a mogła być tylko jedna. Nie zdecydowałby się na przebijanie przez strażników z bronią w ręku nawet zdrowy - z różnych względów, a co dopiero poraniony. Powiódł szybkim spojrzeniem po pozostałych, po czym nie zastanawiając się długo przemówił głośnym, ale dziwnie spokojnym głosem.
- Dopadłeś nas sierżancie, mistrzowska robota... - nieporadnie, o wiele bardziej nieporadnie niż jeszcze wczoraj zlazł z konia - Kładę na ziemi broń i oddaję się w twoje ręce. I tak nie dam rady teraz walczyć... - rzeczywiście najemnik ruszał się jak osiemdziesięciolatek, co chwila krzywiąc się i stękając. Starał się by von Kessel kupił jego grę. - ... ale niewinnych puść wolno, nic do nich nie masz... - wskazał głową w stronę Elissy, Ninerl i Konrad jednocześni puszczając oczko akolicie tak by sierżant tego nie dostrzegł. - My się poddajemy. Na nas masz swoje rozkazy.
Improwizował jak mógł, jednocześnie starając się wyglądać na dużo poważniej rannego niż było w istocie. Powoli odpiął pas z mieczem, wcześniej położył - nie rzucił - na ziemi tarczę. Usiadł ciężko, udając że nie może się schylić, wyjął z cholewy buta nóż myśliwski. Miał nadzieję, że wyglądający dość uczciwie i niezbyt groźnie na pierwszy rzut oka Konrad i Ninerl oraz wystraszona Elissa nie wydadzą się sierżantowi zagrożeniem. Miał też nadzieję, że Konrad i Ravandil zdołają w razie potrzeby bez trudu podchwycić i rozwinąć jego grę. Von Kessel zdawał się poczciwym stróżem prawa w gruncie rzeczy... oby miał w sobie odrobinę naiwności.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

- Jeśli są niewinni nie mają się czego obawiać – odrzekł sierżant na słowa Brocha. - Jesteśmy strażą dróg a nie katami. Odstawimy was na sąd do Averheim a on orzeknie winę bądź niewinę. Jeśli kobiety i akolita nie mają nic na sumieniu zostaną puszczeni wolno. Jednak na razie są cennymi świadkami. Żałuję, że tak się dzieje lecz bardzo mnie rozczarowaliście. Kiedy poznałem was cztery dni temu na trakcie uznałem was za uczciwych ludzi. Niestety się pomyliłem.

- Panie - przemówił Diego. - Ci ludzie są jedynie najętymi przeze mnie najemnikami. Nie mieli pojęcia, że to złoto jest skradzione.

- Być może - odrzekł sierżant. - Książęcy sąd dowiedzie wszystkiego. A zasiadający w nim kapłani Vereny mają swoje sposoby dochodzenia prawdy.

Diego, a za nim Molachijczycy choć z zawziętymi minami zsiedli z koni, pozbyli się wszelkiej broni i dołączyli do najemnika. Za ich przykładem podążyła Elissa która wciąż trzymała się blisko Brocha. Strażnicy kazali im stanąć kilkanaście metrów dalej.

- Weźcie przykład z przyjaciół - rzekł Wout von Kessel i przewiercił wzrokiem Ravandila, Konrada i Ninerl. - Tylko bez żadnych sztuczek.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Na szczęście cała sytuacja się uspokoiła. Konrad odpuścił, przynajmniej na razie. Jednak gorliwy wyznawca Sigmara w każdej chwili może poczuć przypływ entuzjazmu do niszczenia Chaosu... W każdym razie trzeba było uważać. Ravandil porozmawiał jeszcze chwilę z Ninerl przy ognisku, po czym ułożył się spać i wartując, gdy nadeszła jego kolej.

---------------------------------------------
Rano ruszyli w drogę. Pogoda była niezła, może było trochę chłodno, ale przynajmniej tym razem nie padało. Tyle dobrze. Krajobraz spowity był lekką mgłą, co tylko dodawało mu uroku. Droga, początkowo biegnąca przez rozległą równinę, poczęła przeciskać się przez ciasne jary i wąwozy. Podczas drogi przez zakręt jednego z nich elfowi rzuciła się w oczy chorągwia. -Niech to szlag- zaklął cicho pod nosem. Słyszał co prawda, że jest ryzyko, że zostaną złapani, ale tak od razu? Wydawało mu się ot strasznie niesprawiedliwe. Wysłuchał przemowy Von Kessela. Ravandila ukłuło, że był ścigany jak zwykły bandyta, a przecież to nie była jego wina... No, ale cóż, trzeba było stawić czoła problemom. Spojrzał na Brocha. Każdy, kto go znał z kilometra mógł wyczuć, że middenlandczyk coś kombinuje. Elf wolał się nie wyrywać - jeden fałszywy ruch i nie będzie się wiele różnił od jeża. Zsiadł powoli z konia. Położył na ziemi łuk i pas z mieczem, nie omieszkał przy tym zrobić jakże teatralnego grymasu bólu. Co prawda ręka dokuczała mu nieco, ale nie aż tak, by z tego powodu cierpieć. Broch miał jakiś plan. To był prawdziwy test umiejętności porozumiewania się bez słów.
Słowa Diega go ani trochę nie uspokoiły "Nawet jeśli nie skażą mnie za skradzione złoto, to nabiją mnie na pal za samo zabicie Von Sturma". Zresztą, Molachijczycy też wydawali się zdenerwowani, z minami pełnymi irytacji zsiedli z koni. Znał to spojrzenie - widział je już w banku w Averheim.
Von Kessel przewiercił go wzrokiem. Elf odparł -Spokojnie, nie zamierzamy stawiać oporu... Zresztą tylko na mnie coś macie-. Nóż myśliwski ukryty w zakamarkach pod płaszczem wręcz palił go przez pancerz...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Wilki nie były głodne... - odburknął na inteligentny żart von Kessela.
"Co ranek to gorszy" - pomyślał akolita i prawdopodobnie miał w tym sporo racji. Jeszcze wczoraj o tej samej porze martwili się poszukiwaniami Ravandila, teraz zostają złapani. Szybko, jak na zwyczajnych strażników dróg.
Werner wyraźnie coś kombinował. Najemnik wczoraj, kiedy to był w gorszym stanie niż dzisiaj, po pokrzepiającym śnie nie narzekał na żadne bóle, ewentualnie skrzywił się czasami. Teraz miał wielki problem z zejściem z konia. Konrad nie wiedział zbytnio o co chodzi, czego Broch od niego oczekuje, ale postanowił pójść w jego ślady. Rzucił zarówno miecz, jak i sztylet, który sierżant musiał zauważyć, bowiem akolita nigdy go szczególnie nie chował. Na chwilę obecną był całkowicie bezbronny. Całość wykonał z dość wyraźnym grymasem bólu i wolną ręką przytrzymując się za pierś. Właśnie miał niepowtarzalną okazję sprawdzić się jako aktor. Szkoda tylko, że publiczność była taka nijaka...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Odetchnęła z ulgą. Konrad dał się przekonac Brochowi. "może jednak coś z niego będzie" pomyślała. Odprowadziła trzęsącą się dziewczynę do ogniska, a potem usiadła na trawie, z kubkiem tak zachwalanego przez Wernera napoju. Za chwilę przyszedł Ravandil . Przez jakiś czas omawiali dzisiejsze wydarzenia. Ninerl nie sądziła, by któryś z ich ludzkich towarzyszy znał eltharin, więc mówiła swobodnie.
- Nie mogę tego zrozumieć. Tego ich fanatyzmu. Przecież kapłani też korzystają z Wiatrów Magii, tylko nieco w inny sposób. I czy to jest takie straszne? Czemu oni się bronią przed tą wiedzą... - pociągnęła łyk napoju. Diego śpiewał własnie jakąś piosenkę, w nieznanym dziewczynie języku.
-W dodatku są tak czołobitni i uniżeni dla tych istot nazywanych przez nas bogami. Nie przypominam sobie, byśmy my tacy byli kiedykolwiek. Nawet sam Aenarion chyba tak nie postępował... - powiedziała.- Może to przez ten ich zapał religijny, jest tylu wyznawców bogów z Pustki. W końcu skrajności się przyciągają- dodała.
------------------------------------------------------------------
Jechali powoli dnem jaru. Ninerl przemknęła myśl, ze to miejsce było dobre na zasadzkę lub pułapkę. "Ciekawe, że mimo tego jest spokojnie..." pomyślała. Za chwilę potem po spokoju nie było ani śladu...
Nagle pojawiło się dwóch ludzi w barwach Averlandu. Ninerl zaklęła cicho:- No to wpadliśmy...- powiedziała szeptem do Ravandila. po bokach i za drużynę słyszała szelesty, świadczące, że dwójka strażników nie jest sama.
Jednym z dwóch ludzi okazał się sierżant Kessel.
Przemówił najpierw do Diega.
Ninerl szepnęła do Ravandila w ich ojczystym języku: -A mówiłam, by nie jechać do Księstw, tylko wrócić do miasta z złotem... Nie posłuchaliście mnie, to teraz mamy problem...
Sierżant wspomniał coś na temat Brocha. Właściwie, jak zastanowiła , zarzuty stawiane Brochowi, jeśli nimi były słowa sierżanta były dośc mętne. "Może sie go da jakoś wybronić"pomyślała. Natomiast słowa człowieka na temat Ravandila nie pozostawiały żadnych wątpliwości. "Trzeba będzie jakoś pomóc uciec Ravandilowie" pomyślała "Ja chyba jestem czysta. Dalsza wypowiedź wojaka potwierdziła jej przypuszczenia. Na razie nic na nią nie mieli, jednak Ninerl nie podobał się zwrot "swoje sposoby na dochodzenie prawdy"- wskazywało to na użycie magii. Żałowała, że nie słuchała dokładniej Ithrynona. Ithrynon był klanowym magiem, niestety jak sam stwierdził, nie był dobrym mówcą. Przez co jego hmm, wykłady bywały nieco nudne i czasami niezrozumiałe. "Cenni świadkowie"- może nie użyją tortur? Miała taką nadzieję.
Odpięła miecz i delikatnie puściła go na ziemię.
- Proszę na niego uważać, sierżancie - powiedziała. -To pamiątka rodzinna- dodała. Sama nie wiedziała, dlaczego właściwie to wszystko powiedziała.
Rzuciła łuk i kołczan, jeden z noży. Ten w bucie został. "Po co w końcu mam się pozbawiać wszystkiego do obrony..." pomyślała.
Zsiadła z konia: - I na mojego konia też. Ostatnio miał paskudnie skaleczoną nogę, więc sami rozumiecie...- dodała, idąc z uniesionymi rękami w stronę pagórka. Vadath parsknął, zastrzygł uszami i ruszył za swoją panią. Nadal trochę kulał, co sprawny i znający się na rzeczy obserwator bez problemu mógł zauważyć.
-Prr, zostań- wydała mu polecenie w swoim języku. Zdzwiony koń przystanął i zarżał. Machnął ogonem, ale nadal stał w miejscu. Po chwili opuścił głowę i zajął się skubaniem pojedyńczych źdźbeł trawy.
Ninerl czekała na resztę. Już wcześniej zauważyła teatr odegrany przez Brocha, Ravandila i Konrada. "Co oni kombinują?" zastanowiła się. "Mam nadzieję, że sierżant da się oszukać" pomyślała.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Sierżant uśmiechnął się lekko gdy pokornie i ze spokojem pozbyliście się całego uzbrojenia; no, prawie calego. Jego oddziałem okazała się być uzupełniona nowymi rekrutami dziesiątka. Wyglądali lepiej niż cztery dni temu, wypoczęci, solidnie dozbrojeni i najedzeni. Musieli trafić na wczorajsze wesele. Siedmiu starych już znaliście, chociaż z imienia tylko Andreasa oraz sierżanta. Trzech nowych miało jeszcze mleko pod nosem. Wszystkich dziesięciu łączyło pewnie jedno – jedni i drudzy nie widzieli w życiu sztabki złota. Pilnowani przez część oddziału mogliście tylko wsłuchiwać się w okrzyki podczas gdy przeszukiwano juki waszych koni. Strażnicy byli tak zaaferowani złotem, że całkiem zapomnieli o klejnotach, które Diego wciąż miał skryte w ubraniu.

Strażnikom towarzyszył urzędnik książęcy, w szarym berecie, nieznany wam z twarzy ani z imienia. Spisywał skrzętnie ilość złota. Patrzył ponuro, czasem zamienił słowo z con Kesselem. Podczas drogi jechał na uboczu, czasem gdzieś znikał na dłużej.

Ruszyliście. Na północ. Znów ku Averheim.

Z racji tego że zachowywaliście się spokojnie, nie było potrzeby was kneblować czy wiązać. Jeśli spróbowalibyście ucieczki, konni strażnicy łatwo doścignęliby was strzałami lub włóczniami.

Zdążaliście do wioski, w której wczoraj kupiliście prowiant, choć nieco inną drogą. Przodem jechało trzech strażników, w środku po dłuższym odstępie szliście zwartą grupą. Pochód zamykał sierżant i reszta Averlandczyków, prowadząc wasze konie i dobytek. Podczas drogi dochodziły was strzępy ich rozmów. Mówili cicho, bacząc na Ponurego, jak ochrzcili urzędnika, który właśnie wysforował się gdzieś do przodu.

- Dobra, ile zahachmęciliście zanim zdążył spisać?
- Ciszej!
- Jesteśmy strażą dróg a nie rabusiami, kurwa!
- Z chęcią będę strażnikiem jak mi żołd zapłacą.
- Ja już sobie odliczyłem – ktoś brzęknął sakiewką.
- Zamknijcie się! Chcecie żeby usłyszał?

Mogliście się domyślać czego dotyczyły rozmowy w dalszym ciągu bowiem w pewnym momencie dyskusja została przerwana stanowczym głosem sierżanta:

- Dość tego! Każdy bierze po sztabce, resztę oddajemy!

Wlekliście się, noga za nogą, snując plany ucieczki, z niemiłą perspektywą mistrza małodobrego w lochach książęcego zamku. Jasne było, że droga zajmnie wam przynajmniej dwa dni. Wszyscy więc szykowaliście się na najbliższą noc jako najbliższą i pewnie jedyną szansę ucieczki. Jak się okazało nie musieliście czekać.

Do wioski dotarliście po sześciu godzinach. Chociaż dotarliście to za dużo powiedziane. Około mili przed osadą wyszliście z lasu i ujrzeliście dymy. Pięły się wysoko w jasne niebo.

Wout von Kessel krążył niespokojnie na rumaku próbując dojrzeć co tam się dzieje.
- Postój! – zarządził. - Więźniowie, siadać! – Wskazał wam miejsce nieco oddalone. – Śruba, Szary, Nos, pilnować – trzech strażników otoczyło was z bronią w pogotowiu.

- Losme! Zwiad! – Jeden ze strażników pomknął ku wiosce.

Zwiadowca powrócił po pięciu minutach. Widać było że jest solidnie zdenerwowany.
- Zielonoskórzy! – krzyczał z daleka hamując konia. – Co najmniej pół setki, w tym kilkunastu orków. Plądrują domostwa i rabują bydło. Część mieszkańcow wciąż broni się w świątyni i dworku.

Strażnicy zaklęli. Niemal chóralnie. Jeden z rekrutów usiadł na ziemi. Złożył głowę w dłonie. Ktoś głośno modlił się do Sigmara.

Pięciu strażników, widać najstarszych radziło co robić. Jak poprzednio, w lesie, dolatywały was strzępy ich słów.

- Nie mamy szans…
- Sprowadźmy posiłki. Dziesiątka Onesza jest niedaleko.
- Posiłki dotrą na cmentarz i pogorzelisko. Chłopi nie utrzymają się.
- Nie damy rady, jest nas za mało.

- Panie von Kessel. – odezwał się urzędnik. – Złoto i książęcy więźniowie są ważniejsi niż jakaś tam wioska.

- Pies jebał tą wiochę! – uniósł się nagle i odszedł od grupki jeden ze strażników. – Pierdolić więźniów! Podzielmy się złotem i jedźmy do Księstw Granicznych!

Nawet nie zauważył gdy padł na ziemię zdzielony pięścią sierżanta. Von Kessel usiadł na nim i chwycił za fraki.
- Nie zostawimy tych ludzi! – syknął. – Rozumiesz? Nie zostawimy nikogo… Jesteśmy po to by chronić takich jak oni, rozumiesz!!!

Strażnicy ponuro przyglądali się scenie.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Przez całą drogę trzymał się z tyłu pochodu próbując zebrać siły i jak najmniej obciążać poranioną nogę, która wciąż dawała się we znaki. Sytuacja w której niektórzy strażnicy rozmawiali o złocie i ucieczce do Księstw wymalowała tylko lekki uśmiech politowania na twarzy najemnika - jak widać von Kessel wyglądał na jedynego praworządnego w tym gronie, choć w obecnych czasach było to mało opłacalne.

Kiedy dotarli do wioski, z początku wydawał się dość obojętny. Nie zwracając uwagi na strażników po prostu usiadł na ziemi, opierając się na jakimś kamieniu. Popatrywał co chwila to na sierżanta, to na towarzyszy.Von Kessel był wyraźnie poruszony walką w wiosce i wyglądało na to, że rzeczywiście zależy mu na ocaleniu wieśniaków. Należało to wykorzystać.
Już nie jesteś tak pewny siebie jak jeszcze kilka minut temu, co, Von Kessel?! - zawołał szyderczo Broch przyciągając uwagę sierżanta. – Macie małe pole manewru, człowieku. Pozwólcie, że je przedstawie. Pierwsze to olać wioske i wrócić do miasta. Gdzie my ładnie wygadamy się jak to zostawiliście wieśniaków na pastwę losu, w dodatku rabując część złota. Drugie, to popędzić na ratunek tamtym samodzielnie. To z kolei będzie oznaczać kilka trupów więcej. Kolejnym rozwiązaniem jest oddać nam broń, a ja i moi przyjaciele wraz z twoimi ludźmi odeprzemy zielone ścierwo, a ty będziesz miał sojuszników w uratowanych wieśniakach. Potem zwrócisz nam wolność. Najlepsze moim zdaniem jest trzecie wyjście. Decyduj się więc szybko. Oni długo się nie utrzymają. Wygląda na to, że jednak musisz nam zaufać, sierżancie...
Broch uśmiechnął się ponuro przewiercając von Kessela wzrokiem. Czuł się pewny swego.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

- Przysięgnijcie! - sierżant puścił leżącego i podszedł w waszą stronę. – Przysięgnijcie, że jeśli oddamy wam konie i broń pójdziecie z nami na odsiecz wiosce. Jeśli nam pomożecie puścimy was wolno, tak jak mówisz, olbrzymie.

- Protestuję! – warknął spod beretu urzędnik. – Chcecie uwolnić więźniów i oddać im złoto by ratować jakąś wioskę!? Za te pieniądze można by kupić kilka takich! Zaiste dobrze zrobiono, że mnie z wami wysłano, zawszeni wojacy. O nie sierżancie von Kessel, doniosę o wszystkim księciu…na stryczku skończycie…

- Stul pysk urzędniczyno! - jeden z zaufanych ludzi sierżanta przystawił mu miecz do gardła. – Nikomu nie doniesiesz.

- Złotem się podzielimy – rzekł von Kessel spokojnie. - Na razie najważniejsza jest wioska i jej mieszkańcy.

- Sierżancie! – zawołał Diego. – Masz mój miecz. I moje słowo.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

- Broń. Zbroja. Koń. - rzucił obojętnie wciąż świdrując wzrokiem sierżanta.- Jak chyba widzisz nie mogę biegać za szybko - dodał wskazując głową na nogę. - A co do wioski, to na chorągiew "Nocnych Wilków"- masz moje słowo.
Desperat. Ale po raz kolejny okazało się, że dzielny i oddany sprawie za którą walczy desperat. Broch żywił szczerą nadzieję, że sierżant miał zamiar dotrzymać obietnicy i chyba pierwszy raz w życiu cieszył się z obecności zielonoskórych. Nie chciałby zabijać tego człowieka, chociaż już przygotował się na taką ewentualność przy okazji pierwszego postoju. Może i był poraniony, ale wciąż zdolny do walki, zwłaszcza tam gdzie poniesie Gevaudan - w bitwie wszak tworzyli jedność i najemnik zdążyl się już o tym przekonać, choćby ostatnio w Averheim.
- Masz jakiś plan, von Kessel? Czy sam mam coś wykombinować na szybko? - spytał mrukliwie jakby w ogóle nie zainteresowany.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Strażnicy na szczęście nie okazali się zbyt podejrzliwi i nie zrewidowali zbyt dokładnie Ravandila. I dobrze. Widać zapomnieli też o klejnotach przechowywanych przez Diega, ale ten zachował zimną krew i nie robił żadnych podejrzanych ruchów.
Ruszyli z powrotem do Averheim. Cały plan ucieczki szlag trafił, na pewno nikt nie spodziewał się tak szybkiego ich ujęcia. Elf w głębi duszy zdążył już znienawidzić ten cały Averland, nigdzie w Imperium jeszcze nie czuł się tak zgnębiony i w tak niedobrej sytuacji. Szedł w milczeniu, zamyślony, nasłuchiwał jednak rozmów strażników. Trzeba było przyznać, że nieco go one rozbawiły. "Ech, ci ludzie... Niby strażnicy, a kombinują jak mogą, by uszczknąć coś z Averheimskiego złota. To już chyba krasnoludy mają więcej honoru". W końcu jednak jakoś doszli do porozumienia, elfa ciekawiło jednak, jak wytłumaczą się z brakujących klejnotów... Spojrzał po swoich towarzyszach. Wszyscy byli świadomi, że tylko tej nocy mogą coś zdziałać, jeśli chcą uniknąć karzącej ręki sprawiedliwości. Szczególnie perspektywa pala nie wydała się elfowi specjalnie zachęcająca. I wtedy zobaczył to. Dym w pobliżu osady. Jeden ze strażników zakomunikował, że to zielonoskórzy. Widać było, że strażnicy są lekko skonfudowani, bo czegoś takiego się nie spodziewali. Wyniknęła z tego powodu mała sprzeczka, jednak Von Kessel postawił sprawę jasno. Wydawało się, że on jako jedyny zachował resztki honoru. Spojrzał na Brocha. Middenlandczyk zachowywał się nad wyraz spokojnie i w odpowiednim momencie przedstawił swoją propozycję. Podstawił Von Kessela pod ścianą. Czego jak czego, ale wyczucia dobrej chwili odmówić Brochowi nie można. Elf przysiadł na ziemi i spojrzał na Von Kessela. Wiedział, że cztery pary oczu wbitych w sierżanta nie mogą pozostawić go obojętnym.
Istotnie, Von Kessel się zgodził. -Na mnie możesz liczyć, elfy zawsze dotrzymują danego słowa- Chwycił swój łuk i pas z mieczem. Założył go z wprawą i wskoczył na konia. -Macie jakiś plan? W końcu tylko wy tu znacie się na prawdziwej wojnie...- Miał nadzieję, że uda im się odeprzeć tą zieloną zarazę. Jeśli tak, to pierwszy raz będzie chyba im wdzięczny... na swój sposób.

Ale tempo, zanim skończyłem pisać posta pojawiły się dwa nowe :P
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Można by się było posprzeczać w tej kwestii, ale von Kessel bardzo przypominał Konrada. Sprawiedliwy, sumienny, stawiał prawo na pierwszym miejscu. Konrad po raz pierwszy poczuł się tak, jak Ci wszyscy bandyci których złapał w swoim życiu, chociażby takiego "Dziadka". Z tą różnicą, że on był niewinny. Przynajmniej tak mu się zdawało. A jeśli Ci wszyscy bandyci, którzy stanęli na jego drodze też byli w takiej samej sytuacji jak on? Zmuszeni na napadania, mający na sumieniu tak naprawdę niewiele? Jakieś dziwne wyrzuty sumienia zaczęły w tej chwili targać akolitą. Wyrzuty sumienia nigdy nie są rzeczą przyjemną, ale te, to prawdziwy koszmar.
Co jak co, ale znowu wyszlo na Brocha. Odzyskali wszystko co im zabrano tylko jakim kosztem? Dla akolity był ona zwyczajnie śmieszny. Nawet skrępowany, bezbronny jako więzień zgłosiłby się na ochotnika do ratowania wioski. Tym bardziej, że było co ocalić. Według zwiadowcy zielonoskórych wcale nie była taka garstka, a do tego wszystkiego dochodziły jeszcze orki. Zapowiadało się na kolejny, waleczny dzień.
Szkoda tylko, że drużyna szczególnie do walki się obecnie nie nadawała...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Przysłuschiwała się rowadzonej rozmowie. Borch zaoferował pomoc więźniów. Zaraz potem przysiągł na sztandar, chyba swojej byłej kompanii. Ravandil coś wspomniał o dotrzymywaniu słowa przez elfy. Ninerl uśmiechnęła się pod nosem. "Zapomniał tylko dodać o jakich elfach mówi." pomyślała "Albo i jego najbliższi krewniacy z lasu tacy są wszyscy. W co raczej wątpię...". Ale nie miała nic przeciwko takiemu rozwiązaniu. I to w dodatku zgodnie z prawem, które przecież reprezentował von Kessel. Poza tym usunięcie paru zielonych stanowiłoby przysługę dla świata. Szkoda też było jej ludzi.
"Nie zazdroszczę przeżyć młodej parze." stwierdziła "O ile jeszcze żyją...".
- Przysięgam na Pana Morz, panią Lileath i honor mojego klanu, sierżancie- oświadczyła spokojnym tonem.- Powinno ci to wystarczyć.
Odebrała swoją broń i zaraz poczuła się pewniej. Teraz tak łatwo jej nie dostaną.... gdyby coś źle poszło.
-To co robimy? Ja mogę być wsparciem dla atakujących, walczę głównie na odległość.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Strażnicy oddali wam ekwipunek, broń i konie. Złoto jednak póki co wciąż znajdowało się w ich jukach. Averlandczycy byli oddani swej pracy, kusząca jednak musiała być perpektywa rzucenia tej ciężkiej służby za grosze, rezygnacji z nierównej walki i podzielenia się złotem. Ten który wyartykułował ich myśli podniósł się z ziemi i rozmasowując obolałą po ciosie sierżanta szczękę wpatrywał się rozwojowi sytuacji ponuro. Widać było, że zwłaszcza nowi rekruci trzymają jego stronę.

Von Kessel, jak na dobrego dowódcę przystało, umiał wyczuwać nastroje. Spojrzał na swoich ludzi.

- Jesteśmy strażą dróg – przemówił do nich gdy wy dopinaliście pasy z bronią i zakładaliście pancerze. - Chronimy i bronimy ludzi, na tym polega nasza służba. Każdy z nas gdy wstępował do straży sam wybrał tą drogę. Wiem, że masz dość Uwe. Wszyscy mamy – podał dłoń buntownikowi i pomógł wstać. – Nie rozkazuję wam dziś, lecz po raz ostatni proszę.

- Jesteśmy z tobą Wout... - odrzekł tamten. - Zawsze byliśmy, przecież wiesz.

Strażnicy potwierdzili salutując, dosiedli koni gotowi do drogi.

- Dziękuję wam – rzekł sierżant. – I wam również – zwrócił się do was widząc, że już kończycie się zbroić. – Nie ma jednak czasu na dyskusje. Wczoraj byliśmy w wiosce. Z tego co wiemy też byliście w wiosce więc wiecie jak sprawa wygląda. Losme?

- Zieloni skupili się w centrum osady. – przemówił zwiadowca. - Część rabuje gospodarstwa lecz większość oblega dwór i świątynię.

- Od tej strony do centrum wsi można się dostać dwiema ulicami – kontynuował sierżant. - Jest nas dwudziestu jeden, bo tego tchórza nie liczę – wskazał na urzędnika. - Mój plan jest prosty. My szarżujemy z prawej strony, wy z drugiej, od strony młyna. Spotykamy się w centrum i bierzemy zielonych w dwa ognie. Wdawać się w dłuższą strzelaninę nie ma sensu, tamtych jest więcej a większość goblinów ma łuki. Moi ludzie to konni łucznicy, liczę że ty również dasz radę strzelać z konia, Ninerl. - spojrzał chwilę na elfkę. - W pędzie szarży oddamy salwę i uderzymy na włócznie. Wy zaś szarżujcie. Gdy już was zobaczą róbcie ile się da hałasu. – mrugnął do Brocha. - Niech myślą, że jest nas więcej niż w rzeczywistości.

- Trzymaj włócznię Broch. – sierżant rzucił broń Wernerowi. – Widzę, że doświadczony z ciebie wojownik więc i na takim sprzęcie się zapewne znasz. Ktoś też chce? Mamy jeszcze dwie w zapasie?

- Jesteś skończony von Kessel…- wysyczał urzędnik. – Zadbam o to żebyś był…

- O nie! – podszedł do niego sierżant. – Ty zadbasz o coś innego – nagłym gestem wcisnął przestraszonemu urzędnikowi róg. – Okrążysz wioskę, staniesz za lasem i będziesz dął w ten róg z całej siły. Następnie weźmiesz nasze luzaki i narobisz na północnym gościńcu tyle kurzu ile się da. A potem możesz spieprzać do księcia. Jeśli jednak nie zrobisz czego ci rozkazałem, dopadnę cię Beller. Będziesz przeklinał dzień, w którym mnie poznałeś.

***

Uzbrojeni – Broch dopinał jeszcze ostatnie rzemiona kirysu - dosiedliście koni i pognaliście w stronę otoczonej lasami wioski. Urzędnik ruszył wcześniej wiodąc dwa luzaki strażników. Zatrzymaliście się sto metrów od pierwszych zabudowań w niewielkim zagajniku, w którym wczoraj część z was czekała na powrót wysłanej po prowiant delegacji. Widzieliście dobrze pierwsze zagrody, wieżę młyna i otoczony palisadą, wciąż broniony dwór na niewielkim pagórku. We wsi płonęła stodoła, w której wczoraj odbyło się wesele i jedno z gospodarstw. Świeży, potężny płomień trawił również świątynkę Sigmara. Dla części przynajmniej ukrytych w niej mieszkańców - przybyliście za późno.

Strażnicy z paskudnymi minami poprawiali hełmy. Szykowali łuki i strzały.

- Gotowi? – spytał von Kessel. Jego twarz wyrażała tylko zdeterminowanie. – Ostatnia chwila na jakieś pomysły...
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Zablokowany