Dziewczyna przez dłuższy czas się nie odzywała. Każdy znalazł sobie inne zajęcie i wszyscy przestali zwracać na nią uwagę więc skończyła tylko posiłek, który sobie przyniosła i pozwoliła zabrać naczynia. Potem tylko obserwowała. Nagłe opuszczenie karczmy przez Linę skwitowała tylko otwarciem ust i wskazaniem oddalającej się czarodziejki palcem. - Ee? - zaczęła wstając i zbierając swoje rzeczy by ruszyć za pewnym rudowłosym kłopotem.
Zaphirel skończył jedzenie kawałek przed smokiem i czarodziejką. Siedział na dachu karczmy i medytował. NA dole był za duży ruch.. gdy wchodzili znaczy. teraz był wieczorek, ale dach był wygodny. Spojrzał w dół na Linę i wybiegającą za nią Aine. Ześliznął się po rynnie i stanął koło dziewczyny. -
Hm? A ta gdzie? - skrzywił się. Sandra westchnęła tylko. Zostawiła na stole napiwek i wyszła za wojowniczką. Dołączyła do towarzyszy. -
Chyba tym razem nie da się jej zatrzymać w pokojowy sposób, co? A chyba ta cała imprezka się jeszcze nie skończyła. Może niech Xan nas ubezpiecza z góry, Zaph wali na odległość, a my pójdziemy do walki na miecze z nią, co Aine? - spytała szybko Sandra i w trakcie mówienia jej się glos zmienił na bardziej metaliczny.
-
A nie można by jeszcze spróbować pogadać? - jęknęła. Wiedziała, że z Liną nie ma żartów i wolała nie stawiać swojego i towarzyszy zdrowia i życia na szali... -
Ja proponuję spróbować odwrócić jej uwagę od tego... Jeszcze na trochę... Może powiedzmy, że się przesunęło? Udawajmy kogoś kto miał ją powitać i ugościć? Nie wiem... - jęknęła. Może i była wojowniczką ale nie lubiła bezsensownych walk a na taką się zanosiło... Głównie dlatego, że Gryffin nie potrafił sobie sam poradzić z organizacją...
-
Ehh.. walka z Lina? Samobójstwo. W najlepszym wypadku skończymy przyrumienieni na pobliskim dachu, a w najgorszym na ulicy... znaczy jak ulica długa i szeroka rozsmarowani równo – stwierdził mag. -
Zagadać bezwzględnie - dodał. -
Tylko kłopot w tym, że Xan przyjął te błyskotki , zamiast gadać, że honor jego jako obżartucha jest zagrożony czy coś w ten deseń - westchnął.
Kas zamyśliła się na chwilę. Szczerze, to nie miała pomysłu, co dalej robić, ale jej także nie uśmiechało się walczyć z tą potworzycą. Tym bardziej, że miała dziwne przeczucie, iż puściliby pół miasta z dymem i nie tylko. - Póki co chodźmy, bo nam ucieknie - mruknęła i gdy ruszyli tyłki za czarodziejką, mówiła dalej: - Możemy zagadać, ale już nas zna i raczej na 'poselstwo' się nie nabierze. No chyba żeby trochę naściemniać, że nie wiedzieliśmy, że ma tam być, bla bla bla... ale się przesunęło w czasie na jutro i też na nie czekamy.
-
Eee... Mam myśl... Może się udać... Jeśli nie spalcie mnie na miejscu nim zrobi to ta furiatka... - powiedziała z miną jakby już szykowała się na śmierć. Odetchnęła i przyspieszyła kroku. Chciała dogonić czarodziejkę by móc odezwać się bezpośrednio do niej. -
Ehm... Przepraszam... Ale tego... Myślałam, że już o tym wiesz.. Że cię powiadomiono... Wszystko się przesunęło... Wczoraj mieliśmy poważny problem z pewnym furiatem opętanym przez demona no i dopóki nie trafimy na jakiś trop raczej nie ma szansy myśleć i jakichkolwiek obradach... - powiedziała zmieszana sama dziwiąc się sobie ze takie mijanie się z prawda przychodzi jej tak lekko... Ale w sumie większość powiedziała prawdy..
-
Co?! Obrady przełożyli?! I nie zawiadomili mnie o tym?! Jak tak można?! - powiedziała i przyspieszyła kroku. -
Zaraz im tak nakopie do rzyci, że popamiętają. -
Zaphirel porozumiewawczo spojrzał na obie towarzyszki i ruszył za lina celem złapania jej za ramie, tekst wypowiedzi dopiero rodził siew głowie maga -
Em, my mieliśmy cię powiadomić - bąknął.
-
Wy? Hm... to czemu nie mówiliście od razu? Co za obsługa rozgarnięta! - wrzasnęła i odwróciła się w ich stronę. -
Za co wam tak na marginesie płacą? Powinniście na początku to powiedzieć! Teraz cały plan dnia mam zwalony!
- Wybacz... Roztargnienie... Straciliśmy niedawno towarzysza. Ja mam za sobą nie do końca przespana noc... - bąknęła przepraszająco. - C
ały czas chodzi mi po głowie... Hmm... Chcieliśmy cię prosić o pomoc... Bo widzisz... Ten opętany przez demona problem to właśnie nasz zaginiony towarzysz... Chodzi o jakiś kult chyba... Twoja wiedza i moc była by potężnym wsparciem... Tym bardziej ze walczyłaś już z Shabranigdo - bąknęła
Kas pokiwała do tego przytakująco głową, ale wolała się nie odzywać póki co. Westchnęła, tęskniła za Renem, ale tym dawnym... tym jeszcze ze statku.
takie małe wtrącenie
-
Jasne że walczyłam! Mało! Pokonałam! - zadarła nos do góry. -
Tak czy inaczej... Nie jestem najmą. Nie udzielam swej wiedzy pierwszym lepszym napotkanym kmiotkom. Bez urazy. - rzuciła od niechcenia. -
A co bym z tego miała? Tak na marginesie...
Zaphirel westchnął. -
A masz cos lepszego do roboty? - zapytał. Miał w zanadrzu cięższą artylerię, ale planowane zagranie było ryzykowne...
Aine wiedziała ze nie mogla na nic innego liczyc w przypadku oslawionej Liny I. -
Wiemy ze pokonalas... Jedna z siedmiu czesci Rubinookiego Lorda. Zaprawde niezwykly to wyczyn bo do tego momentu w sumie tylko Cephied rownal sie demonicznemu wladcy... Ale tym razem maja ponoc powstac wszystkie jego czesci na raz... Shabranigdo ma zamiar powrocic jako calosc... Sadze ze tylko ty bylabys otwarcie w stanie stawic mu czola... Druga sprawa ze kultysci sa chyba zorganizowana grupa... Zapewne maja potezne skarby... Albo artefakty... - powiedziala majac znaczenie ze Lina zlapie przynete
-
Ale jak nie chcesz iść, zrozumiemy - powiedziała cicho Kasandra. -
Masz swoje lata i taka wyprawa mogłaby być już twoją ostatnią... Nie chcemy cię narażać.
-
CO?! - Krzyknęła do Kass. -
Ty flądrowata dziwko! Twierdzisz ze stara jestem?! - w powietrzy aż zakołysało się od magii. Jedna szyba w oknie pękła a oczy Liny rozbłysły się na czerwono
Pół demonica spojrzała się na nią spokojnie i dość... olewczo. -
Więc nie jesteś i coś jeszcze potrafisz? To świetnie. Naszym celem jest mer o imieniu Renevan, obawiamy się, że może nieźle tutaj wszystkim napsuć krwi i nie tylko... - mruknęła. - Z
mienił się całkowicie w ciągu jednego dnia i z łatwością wyczuwam jego demoniczną naturę. Niestety... teraz się gdzieś ukrywa i zniknął dla moich zmysłów.
-
Jest jeszcze Ahimed... O nim wiemy niewiele... - bąknęła Aine.
- Podejrzewam ze to przez niego Ren się... No wiecie... - dodala cichutko. Chciała załagodzić sytuacje... Ale nie miała pojęcia jak to zrobić.
Zaphirel szturchnął Kas. -
Patrzę tak na Line i obawiam się, że woli pójść się awanturować odnośnie tej nieudanej partyjki w bingo z Gryfinem, czy co tam po obradzie mieli robić... Wiesz, bezpieczniejsze i w ogóle, a tu a jakimiś kultystami będzie się użerać... - powiedział równie spokojnie co demonica.
Lina położyła rękę na głowni miecza. -
Ciekawe... Ahimed... Renevan. Pozwolę sobie zauważyć, że nie dziwię się twojemu zmysłowi co do tej... jak to nazwałaś... demonicznej natury. Sama jesteś demonem. Ciężko tego nie wyczuć - uśmiechnęła się i wyszeptała jakieś zaklęcie na miecz. -
Ale tak czy inaczej, idę do kongresu. Choćby po to, żeby opieprzyć was przed przełożonymi. Później... może się dogadamy. - rzekła i raźno ruszyła w stronę kongresu
-
Pół demonem - poprawiła ją obrażona Kass.
-
Jak można iść tam gdzie czegoś nie ma? - wyraziła na glos swoja wątpliwość dziewczyna.
-
W kongresie zawsze ktoś jest - odpowiedziała olewczo i poszła dalej.
-
Mówiłem, woli się awanturować odnośnie rundki bingo. Zestarzałą się i skostniała, pewnie nawet już flare arrow nie potrafi rzucić. Tchórzy i tyle - machnął ręką, obracając się od Liny plecami, gotów do natychmiastowego uniku. -
Drogie panie, idziemy? Babcia będzie nas spowalniać, nie? -
Zaphirela na początku coś ukuło w plecy. Później nastąpiło bolesne pieczenie. Na koniec, zauważył impuls magii lecący za zaklęciem. Lina uśmiechnęła się triumfalnie a w dłoni załadowała już kule ognia. -
Takiś pewien chłystku? -
Aine przypomniała sobie zaklęcie którego uczyła się wraz z Xanem dzisiejszej nocy. Jesli Lina Grzmotnie zaklęciem - Aine ustawi bariere... Sumienie nie pozwalało jej zostawić samego tego głupca...
Zaphirel skrzywił się, ale milczał. -
Inaczej - mruknął. - J
ak na razie z całych sił próbujesz nam udowodnić, ze zanikł w tobie jakikolwiek impuls do działania, inicjatywa i energia. Mi udowodnić ci sie udało. Wszystkim wokół pewnie też. Masz okazje zmienić ten stan rzeczy, ale wolisz zadzierać nosa. Proste, prawda? Na magii się znasz, ale na psycholigii - marnie - stwierdził -
I możesz to zabrać z moich pleców? Zabijając mnie udowodnisz tylko, że jestes lepsza w magii, a jeśli chodzi o psychikę to zezgradziałaś do zera -
Zaphirel skończył mówić... i poleciał daleko, trafiając w przeciwległą ścianę. -
Nigdy nie uczyłam się psychologii. - powiedziała już spokojnie. - N
ic mu się będzie. Nie zabijam nikogo bez potrzeby a ta kara mu się przyda. Zajmijcie się nim lepiej. Ja idę do tego kongresu... coś mi tu śmierdzi....-
-
Zapewne palona skóra tak wali... - mruknęła Kas. Spojrzała się na Aine. -
Staraliście się, teraz moja kolej - powiedziała obojętnie. Czarny Sztylet pojawił się w jej dłoni i zaraz śmignął w plecy czarodziejki. -
Moich przyjaciół się nie atakuje! - krzyknęła poł demonica. -
Nawet za karę. Wracaj tu, szmato, mamy porachunki!-
-
O kurwa... - wymsknęło się Aine. Pierwszy raz w życiu... Ze zgrzytem dwa miecze opuściły swoje miejsce na plecach dziewczyny. Odsunęła się trochę...
Zaphirel zebrał się z ziemi Zobaczył, jak Kass atakuje Linę. "Samobójczyni" przemknęło mu przez myśl. Dobył rapiera, otrząsnął się z oszołomienia i wykorzystał siłę Damm Brass, by "podlecieć" bliżej, niesiony eksplozją. Po lądowaniu natychmiast wyśle swój niemagiczny rapier w Line za pomocą kolejnego DB...
Lina uśmiechnęła się i ustawiła tarczę. Sztylet nie odbił się, lecz znikł. Lina odwróciła się na pięcie. -
A więc zaczynamy bal! - zawołała radośnie -
Lewitacja... - wyszeptała i wzleciała w górę. Widząc lecącego na nią Zaphirela, podleciała do niego a w rękach ładowała właśnie jakieś ogniste zaklęcie
Aine z radością stwierdziła ze Lina ma zajęte ręce zaklęciem. Miotnęła wiec wprost w nią kule ognia koncentrując się po tym na otaczających ich wiatrach i ruchach powietrza. W razie czego skoryguje tor lotu zwariowanej czarodziejki i ostrym podmuchem zrzuci ja na ziemie. Aine już układała w głowie kolejność następnych zaklęć...
Zaphirel wyszczerzył się... Rapier + Damm Brass, teraz kiedy ma ograniczona możliwość unikania... Kass zaś spojrzała się do góry na lewitującą Linę i wiedziała, że póki co to może sobie poczekać. Wolała, żeby ją zwalili na ziemię, ale mogła trochę pomóc. Czarny Wybuch przed samym nosem podziałał na Erterisa, teraz też powinien choć odwrócić uwagę. Musieli atakować jednocześnie, by nie dać jej szansy na ochronę czy odbicie przed wszystkimi atakami.
Lina pod wpływem zaklęć Aine, runęła na ziemię po drodze uderzając w jakąś beczkę. Okazało się, ze była ona pełna śledzi i to chyba nieświeżych. -
Ehh.... - westchnęła lekko i z jej ciała wydobył się czarny wybuch który anihilował ryby. Wstała szybko -
Lux bargad - wyszeptała i zaczęła pstrykać palcami. Nagle w zupełnie nieoczekiwanych miejscach zaczęły pojawiać się wybuchy. Najczęściej pod ich nogami. Tymczasem, Lina przebiegła aby obejść ich od innej strony
Aine otoczyła się bariera ochronna i podleciała wyżej po to by moc z wysokości obserwować Line i znaleźć dogodny moment do ataku i nie przejmować się eksplozjami. Chciała związać Line w walce na miecze... Wtedy czarodziejka będzie łatwym celem dla jej przyjaciół... I nie będzie mogła używać magii....
Zaphirel skrzywił się i schował rapier z powrotem na miejsce. Damm brassem wysłał siebie na dach pobliskiego budynku. Skrzywił się, po czym nagle wpadł na pomysł. Chwycił dachówkę i rzucił nań Damm brass... ale troszkę inaczej, miał zamiar użyć jej jak bomby, ciskając w stronę liny i wywołując detonację. Miał pod ręką masę dachówek, a w razie czego cegła też może być. Ponad to można wysadzić kawałek domu i zrzucić pannie czarodziejce na łepetynę grad cegieł...
Nie przejmowała się tymi wybuchami, niewiele mogły jej zrobić. Wyjęła oba miecze i spokojnie szła w stronę Liny, miała ochotę się zabawić z tą starą jędzą. Ale tym razem stawiała na współpracę z Sandrą, jeśli będą atakować na zmianę, uda im się wykorzystać w pełni właściwości obu ostrzy. - No chodź, śmierdzielu, pokaż na co cię stać! - syknęła do czarodziejki i wycelowała w nią czubkiem miecza.
Lina była mocno skoncentrowana na wielu wybuchach. Zapomniała, ze Kass jest demonem i czarna magia nie na wiele się zdaje. Ledwo uniknęła ciosu przechylając się na bok. -Damu Bras - wypowiedziała a Kass przeleciała tym razem nie faceta, lecz 5 metrów i wylądowała na kamiennej ulicy.
ee... czekajcie chwilę.
Line ostatecznie dopadły cegły i dachówki, gdyż swoją uwagę skupiła na lecącej na nią Aine. Oberwała kilka razy i padła na ziemię. Leżała na bruku i chyba była nieprzytomna.
Aine niepewnie podeszła bliżej gotowa w razie czego osłonic się szybka słabiutka tarcza. Na jedno zaklęcie starczy. Schowała miecze by sprawdzić czy Lina żyje... Dziewczyna nie chciała nikogo zabijać. Sama tez nie miała ochoty ginąc...
Kas pozbierała się z bruku i bardzo zdziwiła na widok lezącej czarodziejki. - Ściema - mruknęła i zaczęła podchodzić do obu pań.
Zaphirel patrzył na zajście z góry, trzymając w ręku kawał komina, gotów do kolejnego "strzału" Spojrzał na Kass porozumiewawczo i pokazał cegły, po czym skinął głową na Aine i dłonią wykonał gest sugerujący usuniecie jej i siebie w razie czego....
Kiedy podeszli do niej, Kass znowu została zdmuchnięta. Nie bolało, ale jednak mocno ją odepchnęło. Podmuch czarnej magii, nie zdmuchnął Aine. Zdążyła postawić tarczę i była tuz obok wstającej Liny. Rozejrzała się niewyraźnym wzrokiem. Zaphirel na górze, jedynie lekko zachwiał się od podmuchu
Aine zareagowała błyskawicznie. Lina wstawała i była zdezorientowana... Dziewczyna wykorzystała szanse i podjęła próbę przewrócenia Liny po raz drugi. Chwyciła ja za nadgarstek nim ta zdążyła inkantować jakiekolwiek zaklęcie i wykręcając do tylu unieruchomiła za jej plecami. Stary wojskowy chwyt gwardzistów... Skuteczny przeciwko wszystkim którzy nie są silniejsi...
Zaphirel westchnął i cisnął kominem na bok, po czym zeskoczył w dół, planując wsparcie Aine... obezwładnienie Liny wydawało się być najlepszym sposobem, a w razie czego może zawsze wypróbować zaklęcie cierpienia...
Miała już powoli dość tej starej jędzy. Miała nadzieję, że Lina nie pamięta, iż Kas może być szybsza od zwykłego człowieka i doskoczyła do niej błyskawicznie. Chciała zmusić ją do walki na miecze.
Aine i Zaphirel, zaatakowali jednocześnie. Lina zwinęła się w bólach a Aine bez problemu obezwładniła ją. Czarodziejka próbowała rzucić antyzaklęcia przeciw klątwie cierpienia, jednak nie mogła przez chwyt Aine. -
Zdejmij klątwę! - krzyknęła w końcu rozpaczliwie.
-
Zostaw! - krzyknęła z niemiłym uśmiechem i dziką satysfakcją w oczach. - P
amiętaj, kto pierwszy zaatakował, kara za brak kultury musi być. Więc ładnie przeproś - powiedziała do Liny i przystawiła jej szybko ostrze do gardła.
-
Nie ma mowy.... - stęknęła i mimo bólu oraz chwytu Aine wstała powoli. Wyszedł impuls magiczny, przez który nabrała strasznej siły., Oczy rozbłysły jej bladoczerwonym światłem a na twarzy wymalowała się dzika wściekłość -
Jeszcze mnie nie znacie..... Ultima Bargad!!!! - wrzasnęła i ziemia pod nią wybuchła wyrzucając wszystko w powietrze. Oczy rozbłysły jej na czerwono. Ruszyła na nich w powietrze z nieoczekiwaną furią. Zanim doleciała, omdlała a oczy straciły karmazynową barwę. Spadła na ziemię nieprzytomna.
- Potężne zakęcie, o mistrzyni magii - burknął Zaphirel.
Aine sprawdziła czy jest cala... Trochę ja to zaskoczyło. Pozbierała się i podeszła do Liny ostrożnie. -
Dajcie mi mocny sznur... Ona sobie krzywdę zrobi - mruknęła.
Kasandra zamyśliła się. Nie miała przy sobie sznura, ale mogła ją jeszcze mocniej walnąć, dla pewności, że się baba nie ruszy. -
Może ją tak... dogłuszyć, co?
Zaphhirel westchnął. -
Któreś z nas musi poświęcić pasek - Chyba ze... Kass masz linę... znaczy sznur? - zapytał.
- Nie... Nie bić po zabijesz... - jęknęła Aine i rozpięła swój pasek. Ręce Linie wykręciła do tylu nie na tyle by ja bolało lecz by ja unieruchomić. Zaczęła krępować ręce... - Z
aph... Idź poszukaj jakiegoś sznura... To tylko prowizorka - powiedziała.
-
Pfff... nie zabiłabym jej... może trochę uszkodziła - odparła Kass.
Zaphirel rozglądnął się po pobliskim pobojowisku. -
Może lepiej łańcuch? - zapytał. -
Xan do diabła, ruszysz tu swój gadzi tyłek? - krzyknął na głos.
Zaphirel krzyknął do smoka... ale jego nie było. Coś tylko błysnęło na złoto w powietrzu. Xan leciał nad miastem i chyba ich szukał. Bezbłędnie kierował się w stronę ostatnich wybuchów. Dookoła nie było żadnego sznura. Za to pełno ludzi, którym nie spodobało się to całe zajście. W Zaphirela rzucono nawet zgniłym pomidorem -
Znowu niszczycie miasto! Zgłosimy to do władz!! - krzyknął ktoś z tłumu
-
Znowu? - stęknęła dziewczyna. -
Pierwsze słyszę... - dodała. Westchnęła ciężko. - Z
aph... Powiedz mi proszę ze masz wystarczająco dużo siły by ja unieść i zanieść do pałacu... Po takim wstrząsie i z całym tamtym orichalkiem powinna być nieszkodliwa... - mruknęła. Miała na końcu języka złośliwy przytyk w stronę maga
Zaphirel nie zwrócił uwagi na pomidora. - Chyba - mruknął, po czym spróbował podnieść Linę. Chyba aż tak bardzo się nie namęczył, by nie móc jej podnieść...
-
Jak chcesz - powiedziała podchodząc do maga -
to ja ją mogę wziąć. Wiesz, jestem w połowie demonem, czyli jestem silniejsza niż myślisz...- Spojrzała się na nieprzytomną babcię. -
Dostała w kość - mruknęła pod nosem.
Lina nawet nie wydawała z siebie nieprzytomnych pomruków. Oddech miała spokojny. Nic nie mogłoby jej obudzić. Nawet strzał z armaty
-
Dobrze... Kas wydaje się ze lepiej byś ty ja niosła... Nie powinna sprawiać problemów... Tylko musimy się sprężyć... - bąknęła
Zaphirel przekazał Kass Linę. - Hm... dobra, sadzę jednak, że lepiej by dwie osoby ja przetrzymały, a ostatnia poszła zdać raport Gryffinowi - mruknął mag ocierając resztki owoca z ubrania.
Kass wzięła Linę od Zaphirela. -
To skoro masz już ręce wolne, to idź zdaj raport - powiedziała. - M
y sobie poradzimy, nie, mała wojowniczko?-
-
Ech... Mała... - jęknęła cicho dziewczyna. Chociaż lepiej już mała niż mały... -
Dobrze weźmiemy ja do pałacu... Trzeba będzie zamówić cos do jedzenia... Zgłodniałam... Ona pewnie tez jak się obudzi - powiedziała gotowa wspomóc Kas w niesieniu Liny
-
tylko nie do pałacu.. jeszcze nie - powiedział Zaphirel. - N
ajpierw zapytam Gryffina - powiedział, po czym udał się w stronę pałacu swoja nową metodą - po dachach. Wolał uniknąć kolejnych rzutów czym-kto-miał-pod-ręką... i to nie zawsze świeżym czymś...
Xan podbiegł do nich szybko. Spojrzał na nieprzytomną Linę. -Wybaczcie... że tak zniknąłem. Ale musiałem zrobić pewną prywatną sprawę... Chodzi o Xellosa... nie ważne... później wam to wyjaśnię...
Skinęła głową do smoka. -
Nic się nie stało, jak widzisz, wszystko pod kontrolą - odpowiedziała grzecznie i z lekkim uśmiechem. -
Chodźmy stąd... Ludzie się już wpieniają za zniszczenia...-
-
Tha dobra... Inna rzecz ze niech się Zaph pospieszy... Długo to my jej raczej nie utrzymamy... Rozrabiała... Chociaż do tańca zaprosiła ją Kas... - mruknęła Aine chcąc odpocząć... Zmęczyło ja to wszystko...
Zaphirel zeskoczył z pobliskiego dachu i opadł na bruk. Zaklął. podniósł się, rozcierając kolano. -
Dobra... do pałacu ja - powiedział. -
Chyba będzie premia od Gryffina jak ja dostarczymy - dodał.
-
To zabiorę ją przed pałac - powiedziała półdemonica i lekko wzruszyła ramionami.
-
Dobra... O radości... - mruknęła Aine. -
No to idziemy... - powiedziała gotowa do drogi
Zaphirel podniósł się do wyprostu, otrzepał i ruszył za "pochodem".