Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji
: czwartek, 30 lipca 2009, 20:16
Raethis
Siedząc, oparł lekko wysunięty podbródek na dłoni lewej ręki opartej łokciem o blat, przysłuchując się im. Widać było po samym entuzjazmie elfa, co sądzi o tym wszystkim.
Słowa kapłana w ogóle zignorował. W roztargnieniu zebrał długie, kruczoczarne włosy (z powodu których zapewne pomylono go z Mavado i z powodu których wespół z byle drapieżnymi rysami twarzy pospół z ignorancją ludzi mylony będzie z każdym rozpoznanym mrocznym elfem w całym starym świecie) z lewej strony głowy za ucho, spoglądając w pustkę, gdzieś pomiędzy ścianą a oknem i pogrążając się we własnych rozważaniach, jak i oceniając tych klaunów. Wierzyli jej bezkrytycznie, ledwie zostawiając sobie furtkę oznaczoną ,,jeżeli mówisz prawdę".
Człowiek, który zarzekał się, że walczył w stolicy... Kislevu? Chyba tak. Z Chaosem, wydawał się konkretny. Pomijając oczywiście fakt jego wiary w słowa elfki. Nawet ograniczonej.
Raethis przez moment zastanawiał się, czy to nie dowcip stulecia, jednak zachowanie Saili nie pozostawiało wątpliwości - ona wierzyły w to co mówi, nie zważając na wszystko. Rozpoznała pył, którym go odurzono... oczywiście, roślinny. Profesor. Zapewne zapomniała o wszystkim co halucynogenne, nie tylko roślinach. Albo o alkoholu. Albo o nieczystym dowcipie.
Nie można było wykluczyć oczywiście że ma rację. Ale to tylko furtka zapewniające względne bezpieczeństwo. Uważał to jednak za żałosne i zamierzał udowodnić jej, że się myli. Wiedział nawet jak. Przy odrobinie szczęścia ośmieszy tę bandę idiotów.
Potem ten starszy człowiek podszedł do elfki, wypowiadając swoje zdanie. Z miejsca wzbudził respekt elfa - wiekiem, a więc doświadczeniem. Także po nawet twarzy i jego stanie widać, bło, iż jest zaprawiony także w walce. Mówił konkretnie. Ważył idealnie słowa. I zapewne bł honorowy do bólu. Tak, to był człowiek względem którego Raethis mógłby się odważyć zastosowania zwrotu ,,szacunek"...
Może i zabawi się ich kosztem. Oszczędzi mu to z resztą czasu zanim zajmie się Mavado. Ciekaw był, czym zajęty był Druchii w tej chwili. Zapewne posłał kogoś by na niego czekał w jego własnym pokoju, tu na górze. Może nie. Chłopcy będący na tyle zdolni by się zakraść niezauważeni, nie na tyle by go zabić. Może tak, może nie. W najgorszym wypadku przyjdą, gdy jego już dawno nie będzie.
Bardzo by nie chciał przegapić jakichkolwiek pachołków Mav mógł przysłać. Choć nie znał jego metod dobrze, możliwe że Druchii nie stosuje takich metod.
Na razie zbędzie ich na moment by udać się do swych pomieszczeń. Zagra w jej grę, chociaż ona jeszcze nie wie że to gra. Dobrze.
- Z takimi sojusznikami sługom zła nie może się powieść, pani profesor... - zaczął, nie zmieniając pozycji. Tak, coraz lepiej. Przedstawi się im, nawet będą mogli zweryfikować jej osobę. Uwierzą jej na pewno. Ludzie - zapalczywi, opanowani, naiwni, nieufni, rwący się do boju, ze strachu przed walką, chcący wierzyć w idealistyczne bzdury pokroju hasła dobro na co dzień omijając moralność z daleka. Więcej w nich chaosu od ich przeciwników. Niech pokładają zaufanie w tytuły. Wstał i podszedł, mówiąc ściszonym głosem.
- Niniejszym chciałbym zebrać kilka drobiazgów z mojego pokoju, przebrać się, podobne banały. Obawiam się, że ktoś mógłby mnie obrobić, zatem prosiłbym o zezwolenie na kulturalne oddalenie się na moment... - to powiedziawszy skłonił się nieco z sarkastycznym uśmieszkiem i nie czekając na jej słowa udał na górę, w stronę swojego pokoju.
Gdy był już dalej, na schodach, zbliżając się do swojego pokoju położył dłoń na sztylecie, z przyzwyczajenia. Wierzył, że jest wystarczająco szybki, jednak wartościowych nawyków lepiej się nie oduczać.
Siedząc, oparł lekko wysunięty podbródek na dłoni lewej ręki opartej łokciem o blat, przysłuchując się im. Widać było po samym entuzjazmie elfa, co sądzi o tym wszystkim.
Słowa kapłana w ogóle zignorował. W roztargnieniu zebrał długie, kruczoczarne włosy (z powodu których zapewne pomylono go z Mavado i z powodu których wespół z byle drapieżnymi rysami twarzy pospół z ignorancją ludzi mylony będzie z każdym rozpoznanym mrocznym elfem w całym starym świecie) z lewej strony głowy za ucho, spoglądając w pustkę, gdzieś pomiędzy ścianą a oknem i pogrążając się we własnych rozważaniach, jak i oceniając tych klaunów. Wierzyli jej bezkrytycznie, ledwie zostawiając sobie furtkę oznaczoną ,,jeżeli mówisz prawdę".
Człowiek, który zarzekał się, że walczył w stolicy... Kislevu? Chyba tak. Z Chaosem, wydawał się konkretny. Pomijając oczywiście fakt jego wiary w słowa elfki. Nawet ograniczonej.
Raethis przez moment zastanawiał się, czy to nie dowcip stulecia, jednak zachowanie Saili nie pozostawiało wątpliwości - ona wierzyły w to co mówi, nie zważając na wszystko. Rozpoznała pył, którym go odurzono... oczywiście, roślinny. Profesor. Zapewne zapomniała o wszystkim co halucynogenne, nie tylko roślinach. Albo o alkoholu. Albo o nieczystym dowcipie.
Nie można było wykluczyć oczywiście że ma rację. Ale to tylko furtka zapewniające względne bezpieczeństwo. Uważał to jednak za żałosne i zamierzał udowodnić jej, że się myli. Wiedział nawet jak. Przy odrobinie szczęścia ośmieszy tę bandę idiotów.
Potem ten starszy człowiek podszedł do elfki, wypowiadając swoje zdanie. Z miejsca wzbudził respekt elfa - wiekiem, a więc doświadczeniem. Także po nawet twarzy i jego stanie widać, bło, iż jest zaprawiony także w walce. Mówił konkretnie. Ważył idealnie słowa. I zapewne bł honorowy do bólu. Tak, to był człowiek względem którego Raethis mógłby się odważyć zastosowania zwrotu ,,szacunek"...
Może i zabawi się ich kosztem. Oszczędzi mu to z resztą czasu zanim zajmie się Mavado. Ciekaw był, czym zajęty był Druchii w tej chwili. Zapewne posłał kogoś by na niego czekał w jego własnym pokoju, tu na górze. Może nie. Chłopcy będący na tyle zdolni by się zakraść niezauważeni, nie na tyle by go zabić. Może tak, może nie. W najgorszym wypadku przyjdą, gdy jego już dawno nie będzie.
Bardzo by nie chciał przegapić jakichkolwiek pachołków Mav mógł przysłać. Choć nie znał jego metod dobrze, możliwe że Druchii nie stosuje takich metod.
Na razie zbędzie ich na moment by udać się do swych pomieszczeń. Zagra w jej grę, chociaż ona jeszcze nie wie że to gra. Dobrze.
- Z takimi sojusznikami sługom zła nie może się powieść, pani profesor... - zaczął, nie zmieniając pozycji. Tak, coraz lepiej. Przedstawi się im, nawet będą mogli zweryfikować jej osobę. Uwierzą jej na pewno. Ludzie - zapalczywi, opanowani, naiwni, nieufni, rwący się do boju, ze strachu przed walką, chcący wierzyć w idealistyczne bzdury pokroju hasła dobro na co dzień omijając moralność z daleka. Więcej w nich chaosu od ich przeciwników. Niech pokładają zaufanie w tytuły. Wstał i podszedł, mówiąc ściszonym głosem.
- Niniejszym chciałbym zebrać kilka drobiazgów z mojego pokoju, przebrać się, podobne banały. Obawiam się, że ktoś mógłby mnie obrobić, zatem prosiłbym o zezwolenie na kulturalne oddalenie się na moment... - to powiedziawszy skłonił się nieco z sarkastycznym uśmieszkiem i nie czekając na jej słowa udał na górę, w stronę swojego pokoju.
Gdy był już dalej, na schodach, zbliżając się do swojego pokoju położył dłoń na sztylecie, z przyzwyczajenia. Wierzył, że jest wystarczająco szybki, jednak wartościowych nawyków lepiej się nie oduczać.