Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: Kawairashii »

Alba

Dosłownie z nikąd wyrósł rycerz w czerwono złocistej zbroi, a za nim para na motocyklu (tak wyczytałam z poprzedniego upka, earth-mana) najwyraźniej przybywająca jej na ratunek. Tego z okularami poznała natychmiast, czytała o nim w gazetach, tak jak o nowej jednostce specjalnej Stanów Zjednoczonych. Wpierw nie chciała stawiać oporu, nie wiedziała czy ma z nim jakieś szanse. Najprawdopodobniej zostanie schwytana, przesłuchana i wstawiona do jakiegoś rezerwatu czy coś w tym rodzaju, nie szło jej to na rękę, jednak miała przynajmniej nadzieje, że sprawę da się jakoś wyjaśnić.
Wszystko poszło w łeb, gdy ten wystrzelił ku niej z jakiegoś działa, w parę sekund okryła ją ziemia, ratując jej życie, poczuła falę uderzeniową przepływającą przez grunt, to by ją zabiło.

Para najwyraźniej coś do siebie krzyczała, opisując jakąś taktykę albo obarczając winą.
Zasłona z gleby szybko opadła, uwalniając ją na powierzchnię.
-Przepraszam za tę bańkę! Od teraz działaj sama!
Nie wiedziała, czemu przybyli jej na ratunek, ale widząc jak blaszak, fruwał pod naciskiem ciosów, które otrzymywał ze strony Cyklopa.

Nie podobał jej się ten widok, jeśli ma stać się ofiarą nowego typu przeciwnika, z którym jeszcze nie miała do czynienia powinna zacząć działać, czym prędzej, tym lepiej. Ten wyglądał na twardziela, zatem nie oszczędzała sił.

[--Przemiana--]

Ruszyła z kopyta niczym rasowy koń wyścigowy, tuż pod wiszące w powietrzu stopy ciężko zbrojnej jednostki. W trzy metry do celu ryknęła, wyskakując w przód jak zawodowy zapaśnik, wręcz nurkując w jego kierunku. Gleba ugięła się pod jej stopami, wystrzeliwując skruszone kamienie w powietrze. Wagę, jaką reprezentowała uległa diametralnej zmianie w zaledwie mgnieniu oka, to z lekkiego motylka, przeistoczyła się w opancerzoną amfibię. W powietrzu rozbłysła świetlista powłoka, strzelając iskrami ze swej wspaniałości, raniąc uszy symultanicznym metaliczno szklanymi dźwiękami. Wśród zgliszczy szarpanego powietrza, widać było rozmazane kształty wirującej dziewczyny, oplatanej z wystrzeliwujących z jej ramion i kręgosłupa pasów, gęstego jasnego włosia, zmieniającego swoją barwę w atramentową czerń. Akcja trwała tak szybko, że gdyby nie dystans, jaki dzielił ją od pozostałej dwójki, sam podmuch, błysk czy huk głośni niczym wystrzeliwanie armaty mógł spowodować zmrużenie powiek, a nawet mrugnięcie i odwrócenie wzroku, co spowodowałoby nie dostrzeżenie jakże spektakularnej metamorfozy.
Pełnej dynamizmu i okrucieństwa, w której to samo włosie wydostając się na powierzchnię jej skóry rozdzierało ją tnąc i szatkując niektóre z mięśni, jednak w momencie, gdy jej ubranie wydawało się ulec zniszczeniu, reakcja zaczęła się cofać, składając się w skomplikowany sposób idealnie dopasowując na jej kończynach, torsie, biodrach i czaszce, a także penetrując jej oczodoły, nozdrza, usta i uszy.
Dziewczyna jednak nie traciła równowagi, wyglądała jakby było to dla niej tak naturalne jak pstryknięcie, czy owacje na stojąco. Trzeba byłoby sporo trenować by pozostać nienaruszonym psychicznie, poprzez boleści łamanych kości, rwanych mięśni i ciętej skóry by jako jedyną reakcję na te działania wytrenować sobie okrzyk bojowy. Oczy nie zmieniły swego kierunku, nawet gdy włosie wpijało się w nie, okrywając całkowicie, tak jak całą resztę jej ciała.

[-Jeśli postać nie zrobiła uniku-]

Padł pierwszy cios, jednak nie była to pięść.
Za pomocą swej czaszki, w linii prostej niczym pocisk, władowała cały impet uzyskanej mocy swego rozpędu oraz wagi, jaką reprezentowała. Mimo iż po tak potężnym ciosie w metalowego przeciwnika powinien u normalnego człowieka spowodować natychmiastową śmierć, a co najwyżej zemdlenie. Gdy odbiła się od puszki, w tej samej chwili wystartował buczący silnik, rozpychając powietrze za dziewczyną, jak śmigłowiec umożliwiając jej dogonienie odrzuconego przedstawiciela stanów zjednoczonych. Ciemna jeszcze niewyraźna postać, pochwyciła rywala w nienaturalny wręcz zawzięty z zapasów lucha libre chwyt. Wirując z nim chwilę w powietrzu i ciągnąc ku ziemi.
Wraz z tym manewrem, na ciele przeciwnika lądowały, co chwila powtarzające się ciosy, buchając grzmotami, które gotowały powietrze we wszystkich kierunkach. Obrażeń, które zadawała dziewczyna sama pewnie nie mogła zobaczyć w szale tych wydarzeń, jednak była pewna, że uderzenie jej pięści, przypominające młot pneumatyczny, potrafiące rozerwać czołg na strzępy, z pewnością musiało pozostawiać po sobie ślady na pancerzu przeciwnika.
Seria pięciu ciosów, w bebechy/żebra (w zależności, od której strony zdołała pochwycić przeciwnika) przed brutalnym uderzeniem w ziemie to wszystko, na co mogła sobie pozwolić.

[-W następnym poście opiszę wygląd Black Beetle-]
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
mamra22
Majtek
Majtek
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
Numer GG: 0

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: mamra22 »

Grersil

LJ co chwila oglądał się do tyłu. Czuł że popełnił błąd jadąc za Kirą, ale nie mógł sobie wyobrazić że mógłby postąpić inaczej. Teraz jego głowę zaprzątnął problem natrętnego sąsiada. Collins zastanawiał się dlaczego tak bardzo się go uczepił. Jedyne co przyszło mu do głowy to teoria że musi on współpracować z rządem. Nie wiedział tylko czy przekonali go żeby pilnował Kiry, po informacji że on żyje, czy też był od początku umiejscowiony jako szpieg, po podjęciu pracy w rządowym laboratorium. Początkowo Collins chciał zgubić natręta, ale w ten sposób ryzykował by że straci z oczu Kirę. LJ zaczął stopniowo przyśpieszać i wykorzystywać mniejsze gabaryty swojego pojazdu aby oddalić się od natręta. Dodając gazu, Collins modlił się w duchu aby było jeszcze daleko do zjazdu. Miał nadzieję znacznie wyprzedzić samochód Kiry, jednocześnie pociągając za sobą śledzące go auto, by następnie zatrzymać się przy pierwszym zjeździe. W ten sposób nie zgubiłby samochodu swojej narzeczonej, jednocześnie poznając zamiary dawnego sąsiada. Ten nie miałby innego wyjścia jak tylko odpuścić lub zatrzymać się koło niego. W tym momencie był to jedyny plan jaki LJ był wstanie wymyślić.
Ojciec Mróz
Marynarz
Marynarz
Posty: 249
Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
Numer GG: 2363991
Lokalizacja: Skądinąd

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: Ojciec Mróz »

Shadow Walker

Aleksiej, po tym, jak oględziny terenu nie przyniosły żadnych niepokojących spostrzeżeń, wszedł do baru, korzystając - jak każdy normalny człowiek - z drzwi. Wolał uniknąć ewentualnego zamieszania jakie mogłoby wywołać wyłonienie się z któregoś zacienionych kątów lokalu. Spokojnie podszedł do człowieka, z którym był umówiony, lustrując po drodze otoczenie. Stanął obok znajomego, położył na podłodze pod nogami torbę i skinąwszy na barmana wskazał na szklaneczkę stojącą przed mężczyzną, zamawiając to samo co on.

- Czołem Rendelman. Znów ubrałeś się jak pajac, ten krawat pasuje Ci jak pięść do oka. Ale ponieważ znasz doskonale moje zdanie na temat Twojego stylu, to przejdźmy do meritum. Czego ode mnie chcesz? Pewnie widziałeś ostatnie wiadomości, więc wiesz że mnie poszukują, co w sposób znaczący ogranicza moje możliwości działania. Więc weź to pod uwagę przy formułowaniu następnego zlecenia. O ile to ma być taka robota jak zwykle ...
DUB W NOSIE !

Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: Samanta »

Po twardym upadku kobieta złapała sie za głowę, która właśnie z nadmiaru wrażeń od ostatnich 15 minut strasznie ja rozbolała. Wytarła z twarzy, oraz piersi krew mężczyzny, który właśnie został zaatakowany trzema ostrymi szponami. Kobieta popatrzyła sie w gore na mężczyznę, który przed chwila został przedstawiony jej jako Wolverine. Bez chwili zamyślenia kobieta podała rękę mężczyźnie, który pomógł jej wstać.
-Umm dziekie...
Powiedziała ciągle przyglądając sie mężczyznę. Po czym po chwili zastanowienia kobieta w końcu oczekiwała odpowiedzi.

Ta część Posta została przeprowadzona z Errerem

-Nie wiem czego wy wszyscy ode mnie chcecie. Wydaje mi się ze to jakieś nieporozumienie... Do okokola tylko sztywniaki w garniturach i teraz wy. O co wam wszystkimi chodzi?
Zapytała z lekka złością w glosie

-Słyszałaś jaka ciekawa Pajączku?- zaśmiał się Wolverine- Jesteśmy przyjaciółmi to musi ci zarazie wystarczyć skarbie. Dalej wynośmy się stąd.

-A skąd mam wiedzieć ze jesteście przyjaciółmi? Te twoje szpony nie wyglądały zbyt przyjaźnie.
Odpowiedziała kobieta ciągle dotrzymując kroku mężczyźnie który szedł coraz szybciej.

-Facet chciał cię zabić? Chciał. Więc nie zrzędź na moje szpony... Pajączku ty z nią pogadaj ja nie mam na to cierpliwości.

-Musisz nam zaufać Destiny... Po prostu zaufać- odezwał się ten z góry- Inaczej prędzej czy później rządowi cię znajda dziewczyno.

Kobieta popatrzyła się na mężczyznę który pełzną po ścianie nad nią.

-Jasne. Mógł byś mi powiedzieć dlaczego rząd ma mnie dopaść?
Powiedziała coraz bardziej poddrazniona z braku odpowiedzi.

-Kobieto zrozum, że zaraz będzie tutaj jadka jeżeli łaskawie nie ruszysz swojego ślicznego tyłeczka- wtrącił się ten z pazurami.

-Przez twoje zdolności krótko mówiąc... Wiesz, że rząd poluje na takich jak my- odpowiedział Spider puszczając słowa Logana mimo uszu- Uwierz chcemy pomóc, ale nie mamy czasu ci wszystkiego wyjaśnić.

Kobieta popatrzyła się na dwóch mężczyzn i lekko pokiwała głową. Po chwili wyjęła paczkę papierosów z tylnej kieszeni jeansów. Wyjmując jednego wsadziła go sobie w usta. Pstryknęła a nad jej wskazującym palem pojawił się mały płomyczek od którego odpaliła papierosa.
-W drogę w takim razie.
Powiedziała
-A gdzie idziemy?

-Popisujemy się? No proszę, proszę- zaśmiał się Logan- Podoba mi się ta mała...
-W bezpieczne miejsce Destiny. Ruszajmy w drogę
- skwitował pająk.

Destiny burknęła coś pod nosem patrząc się ze złością w oczach na mężczyznę ze szponami.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: Errer_Avares »

Destiny

Bezpieczne miejsce, o którym wspominał człowiek-pająk z całą pewnością nie było miejsce suchym, pachnącym, ani też ładnym. W gruncie rzeczy było to miejsce paskudne i nieodpowiednie dla kobiety pokroju Larrisy. Kiedy ruszyli spod bloku dziewczyny przeszli zaledwie za róg i wtedy Wolverine pochylił się i wyrwał właz kanalizacyjny w sposób, który wskazywał, iż ten waży tyle co kartka papieru:
-Panie przodem- powiedział pająk i teatralnym gestem nakazał Larrisie zejść jako pierwszej.
Smród był nie do wytrzymania, a z mętnej gatki Logana można było wywnioskować, że przemieszczacie się tędy, aby odnaleźć kolejną osobę obdarzoną nadprzyrodzonymi zdolnościami. Miał nią być nijaki Alex nazywany także per "Chaos". Po kilku cuchnących minutach trzy postacie mogły ponownie zaczerpnąć świeżego powietrza, wychodząc przez kolejny właz na światło dzienne. Znajdowali się w stanowczo biedniejszej części miasta, a przed nimi rozpościerał się widok sypiącej się, starej kamienicy. Zarówno Spider-man, jak i Wolverine szli pewnie przed siebie najwyraźniej wiedząc dokładnie gdzie mają się udać. Miejscem docelowym kazało się być mieszkanie na drugim piętrze, do którego drzwi były wyłamane... Nie robiąc sobie z tego absolutnie nic bohaterowie wparowali do środka. Z dłoni Spider-mena wyleciała pajęcza sieć przylepiając do ściany niczego niespodziewającego się agenta S.H.I.E.L.D. pokaźnych gabarytów. Drugi i ostatni z agentów znajdujących się w pomieszczeniu zdążył wyciągnął broń, jednak ostre szpony Wolverina wybiły mu ją z dłoni:
-Pokaż na co się stać paniusiu. Jest twój!- krzyknął Wolverine krzyżując ręce na piersi. W oczach agenta można było wyczytać czyste przerażenie.

[Sytuacja do rozegrania na gg]

Shadow Walker

Z każdym twoim słowem Rendelman uśmiechał się coraz szerzej, jednak nie mówił absolutnie nic. Zawsze czujny Aleksiej nie omieszkał wychwycić kątem oka, że jedna z kelnerek zamyka drzwi wejściowe i przerzuca kartkę w taki sposób, żeby przechodnie widzieli napis "ZAMKNIĘTE". Już wtedy Rosjanin wiedział, że coś się kroi. Pierwszym odruchem było szukanie cienia, znajdującego się poza kawiarnią... Szlag! Ktoś musiał to sobie nieźle wykombinować, ponieważ kąt pod jakim padały teraz promienie słoneczne zamykał ucieczkę dla Shadow Walkera. Nagle wszyscy kliencie znikli jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W pustym lokalu znajdowali sie jedynie Rendelman, Aleksiej oraz kelnerka, która okazała się być facetem w zielonym kombinezonie, sięgającej podłoża pelerynie oraz osobliwej kuli na głowie. Ostatnia z wymienionych postaci trzymała w ręku jakieś elektroniczne urządzenie o kształcie sześcianu. Po chwili z zaplecza wybiegła kolejna dwójka dziwacznie wyglądających istot. Jeden z nich wyglądał, jak najzwyklejszy człowiek z tą małą różnicą, że z pleców wyrastały mu cztery metalowe macki. Drugi natomiast ubrany był w żółty, obcisły oraz posiatkowany strój. Obie dłonie trzymał wyciągnięte przed siebie jakby celując do Aleksieja, a coś co przypominało bransolety na nadgarstka istoty nie wróżyło niczego dobrego. W końcowej fazie przedstawienie zmienił się nawet sam Rendelman. Podszywająca sie pod niego osoba miała biała, jakby plastikową twarz nie posiadającą żadnych rys:
-Musimy porozmawiać obywatelu Shadow Walker- co dziwne mężczyzna siedzący naprzeciw Aleksieja przemówił w nienagannym rosyjskim i właśnie wtedy udało sie go zidentyfikować. Był to Chameleon super kryminalista z rosyjskim rodowodem. Człowiek legenda w sowieckim półświatku.

[Sytuacja do rozegrania na gg]

Grersil

Manewr z zatrzymaniem najwyraźniej się powiódł, ponieważ natrętny sąsiad pojechał w siną dal i dłużej nie niepokoił LJ'a, który kontynuował swoją protektorską misje nad ukochaną kobietą. Jechała naprawdę długo, by zatrzymać się w miejscu, które mężczyzna bardzo dobrze znał- pięknie wyglądającej drewnianej daczy należącej do rodziców Kiry. Z tego co wiedział LJ zarówno matka, jak i ojciec kobiety nie żyli już od dobrych kilku lat. Kira wzięła z samochodu torbę i weszła do domu. LJ rozejrzał się dookoła i nie zauważył niczego, co mogłoby mu się kojarzyć z agencjami rządowymi. Uspokoił się nieco będąc niemalże pewny, iż jego miłości nic nie grozi... I wtedy ciszę oraz spokój mężczyzny przerwał krzyk Kiry dobiegający ze wewnątrz budynku.

Earth-Man i Black Beetle

Iron-man nieźle sobie radził, ale nie miał zbyt wielkich szans w walce z trójką przeciwników. Zazwyczaj to on walczył w przewadze liczebnej i raczej do takiego typu walki został wyszkolony. Nie wiedząc co ma robić dalej zaczął się stopniowo wycofywać oddając strzał, za strzałem w dzikim szale, który nie pokrywał się z celnością. "Blaszak" ewidentnie był zdenerwowany oraz zdezorientowany, co skutecznie wykorzystał Earth-man przygwożdżając przeciwnika do ziemi, której kontrola należała do jego zdolności. Unieruchomiony rządowy Iron-man był świetnym celem dla laserowej wiązki Cyclopsa, która trafiła go w korpus... Jednak prawdziwe zagrożenie miało dopiero nadejść. Poddana przemianie Alba ruszyła na przeciwnika z wielkim impetem. Kiedy go dopadła okładała go pięściami w dzikim szale nie pozostawiając przeciwnikowi żadnych szans. Po jednym z wielu ciosów zbroja Iron-mana wgniotła się w okolicach żołądka pozostawiając z wnętrzności krwawą miazgę. "Blaszak" przestał się ruszać.

Chaos

Sytuacja wydawała się być opanowana. Pościg zgubiony, rana zatamowana, a jednym zmartwieniem pozostawało miejsce gdzie Alex mógłby się zaszyć. Póki co postanowił iść przed siebie i nie pozostawać w jednym miejscu. Wydawało sie to być bardzo rozsądne wyjście z sytuacji. Zaszedł już nawet tak daleko, że znalazł się w pobliżu centrum miasta. Miał ochotę wejść do jednej z restauracji, jednak w drzwiach wisiała tabliczka z napisem "ZAMKNIĘTE" co było dość dziwne zważywszy na porę dnia... Mężczyzna przysiadł na chwilę postanowiwszy zastanowić sie nad jakimś konkretnym miejscem gdzie miałby się udać.
Mój miecz to moja siła
Ojciec Mróz
Marynarz
Marynarz
Posty: 249
Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
Numer GG: 2363991
Lokalizacja: Skądinąd

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: Ojciec Mróz »

Shadow Walker

Po początkowym zaskoczeniu Aleksiej szybko opanował się, widząc że nie ma możliwości ucieczki postanowił przedłużyć nieco zabawę, licząc na to, że w którymś momencie uda mu się jednak "urwać" członkom Szóstki. Usiadł z westchnieniem na stojącym obok baru hokerze i spokojnie napił się ze szklaneczki stojącej na kontuarze.

- Dzięki chłopaki, że przynajmniej drink okazał się być prawdą, a nie twoją fantasmagorią Mysterio. Widzę że i reszta ekipy wpadła na jednego. Witaj Doktorze, czołem Shocker. Ależ, gdzie moje maniery, powinienem wpierw przywitać gospodarza i organizatora tej imprezy ... Zdrastwuj Krawinow. A może powinienem powiedzieć Smerdiakow? Kurde, ciężki wybór ... więc może od razu przejdźmy na "ty", co Dimitri? Teraz, kiedy uprzejmości mamy już za sobą, może powiesz mi czego ode mnie chcesz, plastikowa gębo? Przecież nigdy nie włamałem się do żadnej z "twoich" firm, więc to z pewnością nie jest spotkanie z urażonym biznesmenem. Nigdy też nie pracowałem na twoje zlecenie. No więc nie mam pojęcia, po co chcieliście się ze mną spotkać. Przecież dobrze wiesz, że zawsze pracuję sam, nie przyłączę się do was. A poza tym mierzi mnie myśl o tym, że można komuś zrobić krzywdę tylko dla samej radości skrzywdzenia go. Jestem profesjonalnym szpiegiem i złodziejem, nie mordercą. W przeciwieństwie do każdego z was. Mów więc brzydalu, o co ci chodzi? Aha, jeszcze jedno, nie cierpię tego pseudonimu, nie wiem nawet kto go wymyślił, ale zawsze posługiwałem się swoim nazwiskiem, proszę więc żebyś zwracał się do mnie używając go.

Aleksiej spokojnie dopił drinka, po czym - uśmiechając się złośliwie - skinął na Mysterio, żeby dolał mu jeszcze jednego.

-Tak dobrze szło ci udawanie tej kelnereczki, weź bądź łaskaw jeszcze przez chwilę nie wychodzić z roli
DUB W NOSIE !

Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
Chaos Theory
Pomywacz
Posty: 57
Rejestracja: wtorek, 5 sierpnia 2008, 14:12
Numer GG: 6792464
Lokalizacja: Zion

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: Chaos Theory »

Chaos
Po zatamowaniu rany, Alex rozpoczął bezmyślny marsz przed siebie. Nie miał dokąd iść więc nie przejmował się kierunkiem w którym podążał. Rodziny nie miał, a znajomych? Tylko z widzenia, hmm.. to pewnie dlatego że nigdy jakoś nie był zbyt towarzyski, prawie zawsze milczący... Nie miał nikogo z kim mógł by o tym wszystkim co by się stało porozmawiać.
Bieg wyczerpał go i potwornie chciało mu się pić. Pomyślał - Chyba wizyta w restauracji nie jest aż tak złym pomysłem, nic się chyba niestanie.. - . Lecz w tej samej chwili w której złapał za klamkę, zauważył tabliczkę z napisem "ZAMKNIĘTE". Zdziwiło go to trochę, chociażby na porę dnia, bo przecież w tych godzinach był największy ruch, co nie ? Przemyślał to i doszedł do wniosku, że ma już dosyć dziwnych rzeczy na dziś i że jest za bardzo zmęczony . Kulturalnie usiadł na pobliskiej ławce.
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: Hose15 »

Earth - Man

W pewnej chwili, poczuł jak ziemne więzienie zakleszcza się na nogach "Blaszaka" i unieruchamia go. Przez jego ciało przeszła fala energii. Cieszył się, że zdołali pokonać Iron Mana. Czerwona wiązka energii uderzyła go w korpus. Snop iskier i wielki trzask spowodował, iż James był pewien, że są bliscy zwycięstwa. Całe "widowisko" dokończyła dziewczyna o pseudonimie "Black Beetle". Carter był pod wrażeniem jej przemiany oraz mocy, nad którymi sprawowała kontrolę. Nie chciałby mieć z taką do czynienia. Jej silne i skuteczne ciosy doprowadziły do stworzenia krwawej miazgi z jego wnętrzności. Krew płynęła z jego brzucha. Na sam ten widok, Earth - Man odwrócił głowę w przeciwnym kierunku. Takie sceny zawsze przyprawiały go o dreszcze. James miał nadzieję, że "Blaszak" jeszcze żyje. Jeśli jednak jest inaczej, to gazety mają rację nazywając superbohaterów mordercami oraz zagrożeniem dla obywateli Stanów Zjednoczonych.
- Cyclopsie! - krzyknął. - Trzeba wezwać pogotowie albo udzielić mu pomocy! To niemożliwie! Nie mogliśmy go zabić! Słyszysz?! - jego wzrok był jakby mętny...
Nieruchoma postać Iron Mana uświadomiła Jamesowi, że ich niedawny przeciwnik nie żyje. Ten świat rządzi się prawem dżungli jak widać. James dezaktywował moce i podbiegł do X - Mena z okularem na oczach.
- Dobra. Mamy tą dziewczynę. Kto jest następnym z "Szóstki"? - wpatrywał się w niego pytającym wzrokiem.
"Inni też mogą mieć kłopoty. Trzeba im jak najszybciej pomóc..." - myśli zaprzątały mu głowę nie pozwalając myśleć o niczym innym.
Czerwona Orientalna Prawica
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: Samanta »

Destiny

Dialog przeprowadzony z Errerem


Kobieta popatrzyła się ze strachem na Logana oraz na agenta stojącego przed nią. Larissa starała się żyć swoim normalnym życiem jednak czasami, gdy nie mogla spać w nocy potrafiła pójść w zaciszne miejsce gdzie ćwiczyła swoje moce będąc pewna ze pewnego dnia będzie potrzebowała ich użyć. Nigdy jednak nie wiedziała ze użyje ich jako broni. Wiedziała ze jest to olbrzymia moc. Ogień, jeden z czterech żywiołów byl bardzo niebezpieczną zabawką. Pamięta jak kiedyś, parę lat temu jako nastolatka Larissa przez przypadek poparzyła swoja najlepsza przyjaciółkę. Kobieta ta do dzisiaj ma duża bliznę na twarzy. Larissa zawsze nienawidziła tym kim była gdyż właśnie z tego powodu nigdy nie miała wielu znajomych. Po chwili krótkiej chwili wspomnień Destiny popatrzyła błagalnym wzrokiem na Wolverina.
-Ja?

-Daj jest spokój Wolverine- odezwał sie pająk skończywszy unieruchamianie pierwszego z tajniaków- być może nie jest jeszcze gotowa...
Rozbrojony mężczyzna śledził każde słowo w tej mogącej mieć znaczny wpływ na jego życie dyskusji.

Kobieta ciągle patrzyła się na trzech mężczyzn stojących obok niej. Nie lubiła jak ludzie w nią wątpią. Możliwe ze nie byla jeszcze gotowa ale Destiny była bardzo ambitna. Naprawdę nie wiedziała co robić. Bala się ze nie będzie w stanie zapanować nad swoimi mocami. Po za tym nie była pewna ze chce użyć swojej mocy jak bron i zabić tego mężczyznę.
-Nie jestem pewna... nie wiem czy to najlepszy pomysł. Co jeśli przez przypadek skrzywdzę któregoś z was?
Mówiła drżącym głosem.

Wolverine wybuchnął śmiechem natomiast Spider-man odpowiedział dziewczynie protekcjonalnym głosem:
-O nas siê nie martw... Wychodziliśmy w jednym kawałku z tylu niebezpieczeństw, ze z całym szacunkiem, raczej nic nam siê nie stanie.

Destiny ze złościła się gdy Logan wybuchną śmiechem. Popatrzyła się na niego ze złością, która tylko sprawiła ze kobieta nabrała ochoty do ataku. Starała się skopić, gdyż wymagało to do użycia jej mocy. Zamknęła oczy i jedyne co zobaczyła to płomienie ognia. Przysunęła swoja prawa, otwarta dłoń do piersi będąc jak by w transie. Po chwili otworzyła oczy. Nie były już niewinne i brązowe, małe płomyczki świeciły się w źrenicach Larissy co sprawiło ze kobieta wyglądała nieco demonicznie. Nie można było powiedzieć gdzie się ona patrzyła. Jej długie rude włosy zaczęły powiewać na wszystkie strony a ich końcówki wybuchnęły ogniem. Jej serce bilo niesamowicie szybko a kobieta poczuła napływ gorąca przeszywające jej cale ciało. Po chwili czula jakby płonęła. Kobieta wypchnęła dłoń w stronę agenta. Poczuła jak płomień ognia formuje się w okolicach płuc i szybko mgnie prosto przez jej prawe ramie aż po chwili wydostało się prze jej otwarta dłoń. Wielka kula ognia poleciała w stronę mężczyzny wraz z nią gorący wiatr który po drodze zerwał duży obraz wiszący w przed pokoju. Destiny poczula ze powoli słabnie. Wolala jednak odwrocic glowe tak aby nie widziec gdzie trafi ogniowa kula.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
mamra22
Majtek
Majtek
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
Numer GG: 0

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: mamra22 »

Grersil

LJ z ulgą przyjął pozbycie się natrętnego sąsiada, mając nadzieje że już nie spotkają go żadne podobne niespodzianki. Na szczęście dalsza podróż przebiegała bez problemów. Na miejscu Collins nie odnotował żadnych niepokojących objawów. Dopiero teraz pozwolił sobie na odprężenie, a napięcie towarzyszące nagłemu pojawieniu się wypytujących o niego agentów, opuściło go. Pozwolił sobie wyjąć papierosa i zapalić kiedy zamarł słysząc krzyk Kiry. Jak w zwolnionym tempie widział papierosa wypadającego z jego ust. Trwało to tylko chwilę i już Collins biegł ile miał sił w nogach do środka, nie myśląc o niczym innym oprócz niebezpieczeństwa zagrażającego jego narzeczonej. Odrzucił swoją wysłużoną kurtkę za siebie, w międzyczasie aktywując swoje nanoboty. Błyskawicznie z gruczołów LJ’a zaczęły wydzielać się i rozchodzić po ciele miniaturowe półorganiczne roboty, które w krótkiej chwili pokryły go pancerzem. Z boku mogło to wyglądać niczym płynny, szybkoschnący metal, rozlewający się po ciele. W kilkanaście sekund niechlujny i podarty człowiek zmienił się w atramentowo-czarną, błyszczącą, chodzącą zbroje. Całości niszczycielskiego widoku dopełniały niewielkie kolce na pięściach, kolanach i stopach, oraz „rogi” na głowie. LJ także w prawej dłoni wytworzył kilka kolców. Tak wyposażony, niemal nie zwalniając wpadł do środka domku, wypatrując tego co tak przeraziło Kirę.
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: Kawairashii »

Beetle

Otrzepująca się z ziemi Alba, nie przypominała już Alby z kilku chwil. Nad pogruchotanym ciałem Iron man’a stała schnąca, jeszcze żarząca się intensywną czerwienią, postać w płytowej zbroi. W niektórych miejscach zbroja prześwitywała, dając obraz wijących się pod nią narastających grup mięśni i soków organicznym przepływających pomiędzy nimi. Tworzących wyuzdaną, pokraczną i z pewnością niepowtarzalną wersję ludzkich organów, agresywnie zbrojony, szpiczasty sześdziesięcio-członowy kręgosłup, owinięty w nienaturalnej wielkości łopatki wiszące na potrójnie wzmocnionych obojczykach, wszystko to w powoli niknącej pod zasychającymi warstwami skorup całości, solidne niczym dobrze skonstruowana machina wojenna i równie straszne.
Podczas zasychania jeszcze przeźroczystej, miejscami pełne nierozpuszczonej części jasnego włosia szczęki, widać było połyskujące srebrzyste bryłki, kumulujące w sobie sporą część roztapiającej i stygnącej mazi. Była to kolekcja podwójnego rzędu uzębienia. Jama gębowa Alby, przypominała buzie insekta, wypełnioną małymi zębami oraz opancerzona w cztery do sześciu żuwaczek, nabrzmiałych niczym szczypce kraba.
Proces stygnięcia trwał zaledwie dwie sekundy po tym jak zmiażdżyła swego oponenta.
Rozejrzała się, nadal ludzkimi zmieniającymi swą konsystencję oczyma, jednym okiem patrząc na ciało, a drugim powoli zmierzając ku mutantom.
Mimo swej dumnej postawy, masywnej żuczej (mowa o żuku rohatyńcu, którego czaszka przypomina hełm samuraja), wręcz samuraiskiej zbroi przypominała zbitego psa, pojękując bezgłośnie w swym pancerzu.
*Nie wiedziałam… za ostro go potraktowałam*
Przeźroczyste jak się wydaje wiecznie, jajowate skrzydła insekta schowały się pod pancerzem, gdy postanowiła przykucnąć przy pokonanym rywalu. Była odwrócona tyłem do tych, którzy przybyli jej na pomoc, zatem nie z daleka nie mogli zobaczyć, co w tej chwili robiła z ciałem.

Jednak, jeśli któryś z nim odważył się podejść do prawie dwu i półmetrowej Alby. Dojrzał, że ta swymi ogromnymi zaostrzonymi szponami grubymi niczym bochny chleba dłońmi, masowała pancerz rozkręcając wszystkie śrubki, podważając wszelkie zawiasy i łamiąc napotkane dźwignie, poprzez rozcinanie i rozkładanie pancerza na części, ciągle morfującymi się dłońmi starała się dotrzeć do wnętrza.
Nie znała się na pierwszej pomocy, jednak przez parę pierwszych tygodni, (od kiedy sięga pamięcią), rozkręcania i jednym słowem niszczenia wszelkich elektrycznych urządzeń, jakie wydały jej się interesujące, oraz przez te kilka lat powtarzania takowego rytuału podczas swej podróży, zdobyła wiedzę potrzebną do przynajmniej określenia stanu swego rywala.
Jeśli dojdzie do skrajności, zgodzi się nawet na pobudzenie serca poprzez elektrowstrząsy, jednak do tego powinna być stuprocentowo pewna, że jej poczynania nie zaszkodzą my jeszcze gorzej.

Przez cały ten czas, zastanawiała się jak ziemia zdołała ją otulić i co miał z tym wspólnego ten czarnoskóry, który ją przepraszał. Także promień, który prysł z oczu „cyklopa” wzbudził w niej nie mały podziw. Chociaż w tej chwili jedną rzeczą, która mogła pozyskać z tej walki, to technologia Iron Man’a.

Od czasu spotkania nie pisnęła ani słowa, ciągle zadając sobie pytanie, co tu się naprawdę wydarzyło.

(Przy okazji, jest noc czy dzień?)

Wygląd Żuka
http://www.hudson.co.jp/gamenavi/gamedb ... 01_800.jpg <-- postać na lewo
http://www.hudson.co.jp/gamenavi/gamedb ... _1_800.jpg <-- postac na prawo
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: Errer_Avares »

Earth-Man i Black Beetle

Scena malowała się makabrycznie i groteskowo. Z całą pewnością groteskowa była dwu i pół metrowa postać wyglądem przypominająca żuka i rozrywająca kolejne części swego blaszanego przeciwnika bryzgając naokoło krwią mężczyzny... O ile to był mężczyzna, ponieważ ciało ofiary dzikiego ataku "Żuka" było zbyt zmasakrowane by kobieta mogła to stwierdzić jednoznacznie. Być może nie chciała zaatakować tak mocno. Być może chciała jedynie się obronić. Jednak mimo pierwotnych chęci efekt pozostawał ten sam. Kiedy Black Beetle uporała się już z żelazną konstrukcja miała absolutną pewność, że człowiek w nią zakuty nie żyje. Cyclops skąpany w słonecznych promieniach wyrwał się z odrętwienia dopiero po dłuższej chwili. Postąpił kilka niepewnych kroków w stronę ogromnej i monstrualnej postaci, która jeszcze przed chwilą była zwyczajną kobietą:
-Alba? Alba czy ty mnie słyszysz?- głos mężczyzny lekko drgał, jednak mimo tego dzielnie stawiał kolejne kroki dzielące go od osoby do której mówił- Czy potrafisz "to" kontrolować?

[Moja propozycja jest taka, żeby przeprowadzić dialog w trzy osoby. Na gg, albo PW jak tam wolicie :)]

Grersil

Zakuta w zbroję postać mknęła w stronę drewnianego domu. W zasadzie nawet w najmniejszym stopniu nie przypominała mężczyzny, który jeszcze przed chwilą tam stał. Krzyk kobiety, która była tak bliska sercu LJ'a po raz drugi przeciął ciszę tak typową dla miejsc takich jak to... Grersil nie myślał o czymś tak banalnym jak otworzenie drzwi, które stały na jego drodze. On po prostu w nie wbiegł wyrywając z zawiasów, a miejscami zamieniając w drzazgi, niczym średniowieczny taran. Usłyszał kilka wystrzałów, a następnie metaliczny dźwięk naboi odbijających się od jego zbroi. W pomieszczeniu znajdował się pięciu agentów, a Kira stała za nimi. Ubrani w ciemne garnitury, dzierżący broń mierzyli spokojnie i strzelali... Jednak tylko przez chwilę. Kiedy pędzący "cel" był już naprawdę blisko nich, agenci zaczęli sie cofać, by w końcu zacząć po prostu uciekać.

[Sytuacja do rozegrania na gg]

Destiny

Kula ognia pomknęła w stronę bezbronnego agenta i zwęgliła go na miejscu. Spider-man odwrócił głowę, a mimo, iż Larrisa nie mogła zobaczyć jego twarzy, to była pewna, że w tej chwili wyraża zniesmaczenie. Wolverine stał niewzruszony patrząc na dzieło zniszczenia jakiego dokonała tak niepozorna kobieta jak Larissa:
-No to jednego wroga mniej- z zimną kalkulacją stwierdził Logan- Pajączku przestań... Sam wiesz, że dzięki temu ten bydlak już nigdy więcej nie strzeli do któregoś z naszych.
-Tak wiem. Jednak to znowu nie było konieczne, a ty podpuściłeś dziewczynę żeby to zrobiła- odpowiedział z wyrzutem mężczyzna w czerwonej masce- Przesłuchaj tego przy ścianie i wiejmy stąd. Nie chce pozostać tu ani minuty dłużej niż jest to konieczne.
Spokojne i miękkie kroki Wolverina były wprost proporcjonalne do przerażenia malującego się na twarzy drugiego agenta, który zaczął się nerwowo szamotać. Jednak o oswobodzeniu się nie było mowy... Pająk, który schwytał tą muszkę używał naprawdę dobrej sieci. Wolverine będąc już dostatecznie blisko "wyciągnął" szpony i odciął pajęczynę w miejscu, w którym zasłaniała usta mężczyzny. Ten od razu zaczął krzyczeć:
-Krzyknij jeszcze raz, a wypruję ci flaki- agent bardzo szybko posłuchał Logana- Tak dużo lepiej... A teraz koleś przyjrzyj się dobrze jak to działa- zaczął demonstracyjnie uaktywniać oraz chować adamentowe szpony. Następnie zacisnął dłoń w pieść i przystawił do brzucha agenta- Mów jak możemy znaleźć chłopaka, po którego tutaj przyszliście, albo zademonstruje ci to jeszcze raz.
Mimo problemów z mówieniem, jąkania się oraz panicznego lęku przeszkadzającego skleić jakieś logiczne zdanie, po chwili trójka ludzi o niezwykłych zdolnościach była bogatsza o historyjkę z ucieczką Chaosa. Następne kilka sprawnie wymierzonych gróźb i człowiek S.H.I.L.D. rozmawiał już ze swoim podkomendnym, który gonił Alexa. Nakazał mu wrócić do mieszkania ściganego, jednak ani słowem nie wspomniał o niespodziance jaka go tam czekała. Wolverine uderzył sierpowym, którego nie powstydziłby się niejeden bokser. I tak skrępowany rządowy agent stracił przytomność:
-No to musimy tutaj trochę wysiedzieć- powiedział ze znużeniem w głosie Wolverine.

[Zapraszam na jakiś dialog na gg]

Shadow Walker

Mysterio nie ruszył się nawet o centymetr w stronę baru, by wykonać polecenie Aleksieja. Sam ten pomysł najwyraźniej mu sie nie spodobał, podobnie jak całej reszcie bandy, których twarze wyrażały nienawiść spowodowaną zuchwałościom obywatela Rosji. Jedynie Cameleon uśmiechał się półgębkiem i skinął na Mysterio, który z dostrzeganą niechęcią ruszył po butelkę. Jednoznacznie wskazywało to, który z nich tutaj rządził.Mysterio zbliżył się do stolika i zaczął polewać drinka. Aleksiej był pewny, że gdyby twarzy jego "kelnera" nie zasłaniała kula, to zobaczyłby wzrok pełen wyzwania i zniechęcenia. Kiedy mistrz iluzji skończył swoją niewdzięczną powinność Cameleon przeszedł do rzeczy:
-Ach Aleksiej twardy z ciebie człowiek- zaśmiał się w głos i nadal mówił po rosyjsku- Zaaranżowałem to spotkanie w interesach. Mówisz, że brzydzisz się morderstwa? A więc nie będę ci kazał nikogo mordować towarzyszu!- znowu się zaśmiał, chyba był w dobrym humorze- Chcemy wynająć twoje usługi Aleksiej. Mówszisz, że jesteś profesjonalnym szpiegiem i złodziejem? No to szpieguj i kradnij dla nas za wynagrodzenia, o których nie śniłeś przyjacielu. Jeżeli naprawdę jesteś profesjonalistą, to nie powinieneś odmówić prawda towarzyszu?

Chaos

Alex siedział spokojnie na ławce próbując pozbierać myśli. Trwało to dobrą chwilę, ale kiedy mężczyzna doszedł już względnie do siebie poczuł burczenie w żołądku. Powtórnie spojrzał na restauracje- plakietka "ZAMKNIĘTE" nadal tam wisiała, a przez szybę było widać, że w środku jest... Pusto?! Czy to możliwe?- zastanawiał się Alex, ponieważ przez ułamek sekundy wydawało mu się, że widzi w środku jakieś dziwaczne postacie. Zamrugał kilka razy oczyma, jednak teraz pomieszczenie na powrót było puste. Jako Alex na pewno by sobie odpuścił tłumacząc przewidzenie utrata krwi, jednak był on także Chaosem- A Chaos znał sposób by dowiedzieć się, czy ktoś jest w środku. Używając swoich psionicznych zdolności zaczął sondować okolice i... BINGO! W restauracji znajdowały się przynajmniej cztery osoby.
Mój miecz to moja siła
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: Samanta »

Destiny

Dialog przeprowadzony z Errerem


Spider-man wisiał przywieszony do ściany. Najwyraźniej sprawiało mu to radość, ponieważ¿ sytuacja nie wymagała od niego takiej pozycji:
-Skoro i tak musimy tutaj czekać to możemy sobie pogadać jak superbohater z superbohaterem... Ale o czym oni tak właściwie mogą gadać?- teatralnym gestem podrapał się po głowie- Hmm... -To moze powiesz nam Larriso skąd masz swoje zdolnosci? Ja dla przykladu zostalm ukaszony przez radioaktywnego pajaka, ale to dluga historia...

Kobieta popatrzyli sie na Spider-Mana. Po chwili głębszego oddechu kobieta osiadła na fotelu stojacym tuz obok. Byla wykończona po ataku. Po chwili chrząknęła przeczyszczając gardlo i zaczela opowiadać swoja historie:

-Moj ojciec zawsze mial wielu wrogow. Nazywał siebie "biznesmenem" lecz byl po prostu bandziorem.
Powiedziała ze złością w glosie
-Zadzierał z ludźmi z którymi nigdy nie powinien zadzierac. Pewnej noc, miałam wtedy piec lat nasze mieszkanie zostało podpalone. Moja matka oraz ojciec zmarli na miejscu a ja wyszłam z tego bez zwykłego poparzenia. Nie wiem jak to sie stało. Moja ciotka wziela mnie do siebie. Dopiero pare lat pozniej dowiedziałam sie ze w podpalacze uzyli jakis nieokreślonych chemikalli i chyba to wlasnie one sprawily ze zostalam tym kim jestem

Destiny opowiadała historie swojego zycia. Czula sie bardzo dziwnie gdyz nigdy wczesniej nie opowiadala jej nikomu. Wiedziala jednak ze mogla im zaufac. Po chwili spojrzala na Lagona.
-A ty?
Zaczela
-Te twoje szpony... Jak to sie stalo?

-A kontrolujesz swoja moc?-
zapyal Wolverine- Po tym malym pokazie wydaje sie, ze nie bardzo. O moja przeszlosc mnie nie pytaj... To nie jest przyjemna historia.

-Nigdy ich nie używałam.
Popatrzyła sie na mężczyznę
-Nie wiem czy kiedy kolwiek bede w stanie to kontrolować
Mówiła rozglądając sie po pokoju

-Wiesz co pajączku?- kontynuował Logan ściągając maskê- Wydaje mi sie, ze Cyclops ma du¿o racji... Te dzieciny nie sa jeszcze gotowe by walczyc.
-Chyba pierwsz raz dzisiaj siê z toba zgadzam Logan. Ciekawe co powie na to kapitan Ameryka.

-Walczyć?
Kobieta patrzyła sie na dwóch mutantów którzy rozmawiali na jej temat
-O co w tym wszystkim chodzi?
wstała z fotelu
-Z kim mam walczyć? Kto to Kapitan Ameryka lub Cyclops?
*W co ja się pakuje* Pokręciła głowa.

-Kapitan Ameryka to przywódca naszego podziemia, a Cyclops przewodzi szkole X-man, o której może coś słyszałaś w wiadomościach. Rzad twierdzi, ze w jego szkole mobilizuje siê armia mająca przejąc kontrole nad całymi Stanami Zjednoczonymi, co jest oczywiście bzdura- Spider wydawał sie byc dość rozmownym gościem- Logan należał do tej szkoły dawno temu.
Wolverine drapiac siê po bokobrodach skinal potwierdzajaco i mruknal cos pod nosem.

-Ale ja nie rozumiem gdzie w tej calej historyjce jest miejsce dla mnie?

-Rzad gruntownie przygotowal siê do walki z nami ludzmi posiadajacymi nadnaturalne zdolnosci oraz mutantami. Znaja nasze slabe punkty. W pierwszych tygodniach ich prywatnej wojny zaplanowali bardzo duzo skrytobójczych ataków i wielu z nas zabili... Dlatego szukamy takich ludzi jak ty. Obdarzonych super mocami, nie rozpracowanymi przez S.H.I.E.L.D. Wlasciwie jestescie nasza jedyna szansa na walke.

Wolverine zwezil oczy i obnarzyl pazury:
-Koniec tej gadki... Wlasnie wyweszylem nasza zwierzyne.


Sory za brak wiekszosci polskich znakow. Mieszkam w USA i juz dzisiaj nie dam rady tego wszytskie popoprawiac bo jest to bardzo zmudna praca z mojej strony. Mam nadzieje ze wytrzymacie :)
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Chaos Theory
Pomywacz
Posty: 57
Rejestracja: wtorek, 5 sierpnia 2008, 14:12
Numer GG: 6792464
Lokalizacja: Zion

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: Chaos Theory »

Chaos

Alex siedział bezczynnie na ławce, co robił ? Można ująć to na wiele sposobów.. jednak myślę ze najbardziej obrazującym sytuację było by po prostu stwierdzenie że myślał o wszystkim, a w pewnych momentach najzwyczajniej w świecie się wyłączał i nie myślał o niczym.
Ocknął się ze "śpiączki" i obrócił się o jakieś kilkadziesiąt stopni w lewo. Restauracja nadal tam stała, tak samo jak wisząca w niej plakietka "ZAMKNIĘTE". Kolejne spojrzenie na lokal przez szybę nadal wskazywało, że pomieszczenie świeci pustką. -Tak czy siak poczekam jeszcze chwilę.. i tak nie chce mi się nigdzie wędrować, bez celu zresztą - pomyślał i powrócił na swoją pierwotną pozycje. Centrum miasta. Tak pomimo miejscowo walającymi się śmieciami, wszechobecnym wszędzie zgiełku który dostarczały wozy, oraz tysiące ludzi rozmawiających ze sobą, bądź przez komórki. O dziwo uspakajało go to. Dzięki temu tłumowi mógł się jako-tako ukryć, zakamuflować. A hałasy? Również działały w miarę kojąco (o ile można to tak określić) wolał je, od wystrzałów pistoletu z za jego pleców. Nie było jak w kinie, to cholerstwo robiło tyle huku, że mogło by obudzić niejednego umarlaka.
W końcu przyszedł czas na głębsze przemyślenie - Ciekawe czy moja moc obejmuje wykrywanie innych.. Jest tylko jeden sposób by się przekonać :smile: - skupił się i... tak... udało się ! Chyba wyczuwam jakąś obecność... nie nie jedną... cztery !
Otworzył oczy i wstał. Był już dość wygłodniały więc podszedł do drzwi i szarpnął za klamkę. Nie ruszyły się ani o kawałek. -To może wywarze zamek mocą ?- nawet przypadła mu do gustu ta myśl, ale ciekawe czy potrafił by ją tak skontrolować żeby nie rozdupcyło całych drzwi, a może nawet lokalu? - Równie dobrze mógł bym wbić sobie nóż w serce albo palnąć sobie w łeb, efekt był by taki sam jak użycie mocy w obecności tych wszystkich ludzi. TYM BARDZIEJ nie umiejąc jej odpowiednio kontrolować. Uderzył pięścią w drzwi, i obrócił się o 180 stopni robiąc jeden szybki krok przed siebie.

Czeka na rozwój sytuacji
mamra22
Majtek
Majtek
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
Numer GG: 0

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: mamra22 »

Grersil

LJ zupełnie nie przejmował się kulami lecącymi w jego stronę. Te malutkie pukawki którymi posługiwali się rządowi nie były w stanie wyrządzić krzywdy jego zbroi. Wszystko o czym myślał Collins w tej chwili to wyeliminowanie zagrożenia. Także agenci zorientowali się że nie mają wielkich szans w starciu z nim i zamienili jakiekolwiek myśli o złapaniu go na jak najszybszą ucieczkę. LJ nie miał zamiaru pozwolić aby uszło im to na sucho. Szybki wyrzut ręki, i kolce stworzone na dłoni pofrunęły w kierunku pleców jednego z agentów zakańczając jego życie. Collins nie zaspokoił się tym. Desperackim szczupakiem wpadł na uciekającą dwójkę, zbijając ich z nóg i przelatując do sąsiedniego pokoju. LJ pozbierał się najszybciej z całej trójki i przywitał podnoszącego się agenta potężnym sierpowym. Kolce umieszczone na jego pieści załatwiły resztę wchodząc w czaszkę jak w masło i docierając do wrażliwego mózgu. Collins odwrócił się do kolejnego napastnika, prosto na spotkanie pędzącej ku niemu pięści, jednak nie zrobił nic aby uniknąć uderzenia. Z satysfakcją usłyszał krzyk bólu jaki wydał z siebie przeciwnik po kontakcie pieści z jego zbroją. LJ wygładził swoją pięść i potężnym uderzeniem w potylicę ogłuszył agenta. Reszta wrogów znalazła się już poza jego zasięgiem, a Collins miał ważniejsze sprawy na głowie niż ściganie ich.

-Ty odpowiesz mi na kilka pytań.

LJ sam nie wiedział dlaczego mówi do nieprzytomnego wroga. Raczej wątpił aby ten był w stanie szybko dojść do siebie, jednak na wszelki wypadek przyszpilił go do podłogi, świeżo stworzonymi kolcami. Collins musiał się śpieszyć, uciekinierzy na pewno wezwą posiłki a do tego czasu Kiry musi tu już nie być. Szybko zlikwidował wszelkiego rodzaju kolce na zbroi, chcąc jej nadać jak najmniej straszny wygląd i podszedł do rozhisteryzowanej kobiety, wyciągając ręce w uspokajającym geście.

-Jestem znajomym LJ’a. musisz mi zaufać i jak najszybciej stąd uciekać. Zaszyj się w motelu Sky Top. Tam ci wszystko wyjaśnię.

Collinsa bolało że znowu musi okłamywać narzeczoną ale nie było to najlepsze miejsce na rozmowy. LJ miał nadzieję że Kira mu zaufa i zniknie z domu jak najszybciej. Na pewno nie minie wiele czasu nim zaroi się tu od agentów, a on chciał jeszcze zadać kilka pytań człowiekowi którego przed chwilą pokonał.
Ojciec Mróz
Marynarz
Marynarz
Posty: 249
Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
Numer GG: 2363991
Lokalizacja: Skądinąd

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: Ojciec Mróz »

Shadow Walker

Aleksiej w pierwszej chwili planował wykorzystać cień przechodzącego obok niego Mysterio, żeby uciec "przez niego" poza kafejkę. Jednak słowa Chameleona wzbudziły w nim ciekawość. Wszak do tej pory prawie całe swoje dorosłe życie zajmował się szpiegostwem przemysłowym i wykradaniem różnorakich przedmiotów działając na zlecenie wielu ludzi. Wśród nich z pewnością byli także przestępcy i złoczyńcy, jednak nie przeszkadzało mu to, dopóki misja nie zakładała możliwości bezpośredniego ataku ja jakąkolwiek osobę. Aleksiej nie cierpiał wyrządzać komukolwiek fizycznej krzywdy, mimo umiejętności psionicznej napaści na umysł ofiary. Używał tej zdolności tak rzadko jak tylko mógł, woląc zdać się na swoje doskonałe wyszkolenie akrobatyczne oraz podróżując przez cienie.

- Dimitrij, z tego co widzę wiesz o mnie co nieco, mam więc nadzieję, iż zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli twoja propozycja będzie chociaż na włos zbliżała się do działań mogących doprowadzić do fizycznych ataków na kogokolwiek, to łamiąc swoje zasady zniszczę twój pokręcony umysł, skaczę w tą plamę cienia za barem i tyle mnie widziałeś. Nie powstrzyma mnie ani ta pokraczna mechaniczna ośmornica, ani ten głąb w żółtym pasiaku ani nawet Mysterio ze swoimi omamami i iluzjami. No i moja standardowa stawka za przyjęcie zlecenia zostaje podniesiona stukrotnie. Do równego miliona dolarów.
DUB W NOSIE !

Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Zmierzch bohaterstwa [Storytelling]

Post autor: Errer_Avares »

Dialog pomiędzy Earth-Manem, Black Beetle i Cyclopsem

Alba kiwnęła tym, co wydawało się być jej czerepem, przesuwając go opornie w ciasno uformowanej przyłbicy. Odpowiadając pozytywnie na pytanie Cyclopsa. Mężczyzna wydawał się być trochę uspokojony gestem "Żuka", jednak nadal stawiał niepewne kroki w stronę Alby:
-Możesz już przyjąć ludzką postać... Nic ci nie grozi- dotknął pancerza "stwora" jakby chciał go uspokoić- Jesteśmy tu żeby ci pomóc.
Gdy ręka Cyclopsa, zbliżyła się do ramienia Alby, tak powstała, odwracając się do niego (mam nadzieje, że jest noc), stając tyłem do jedynego w okolicy światła. Wyglądała groźnie, jak niedźwiedź świdrujący wzrokiem nieproszonych gości na jego terenie. Pancerz już zastygł, połyskiwał ciemnym fioletem, gdy cień nowego ciała Alby całkowicie skrył pod sobą wątłe ciało Cyclopa. Mógł poczuć się jak na polu minowym, jej gałki oczne miały nad wyraz wyrośnięte źrenice pokrywające 80 procent całej powierzchni oka, z każdą sekundą coraz bardziej dezorientując go w sytuacji. Nie znał jej, przynajmniej nie osobiście, nie wiedział czy nie zechce oderwać mu głowy i zatknąć na palu, w tej chwili trzymała go tylko wiara w swoje przekonujące słowa.
-Jesteśmy tu by ci pomóc
Trwało to zaledwie chwilę, gdy spuściła łeb, spoglądając na niego z góry.
-Czytałam o tobie w gazetach.
Nie tej odpowiedzi się spodziewał, jednak gdy już miał odpowiedzieć, ta wepchnęła mu się w słowo.
-Nie piszą o tobie zbyt dobrze.
-O ludziach takich jak my Albo nie piszą i nie będą pisać dobrze- zaczął nie będąc pewnym co do intencji rozmówczyni- To sprawka rządu... Z resztą to co leży za tobą to ich człowiek. Przysłany tutaj w jednym celu: By cię zabił tylko dlatego, że jesteś inna.
Odwróciła się, odchodząc od Cyclopsa. Jej gigantyczne trójpalczaste stopy, robiły solidne i miażdżące kroki mijając zmasakrowane ciało Iron man’a. Nagle przystała, wpatrując się w ziemię, w tej formie trudno było jej zerknąć prosto w księżyc, tak jak świnie, budowa jej zmodyfikowanego ciała miała swe naturalne bariery.
-Niby jak macie zamiar mi pomóc? Widzieliście, do czego jestem zdolna, myślicie że potrzebuje waszej pomocy?
-Jestem kapitanem X-man. Zapewne o nas słyszałaś, ale to co słyszałaś raczej nie było prawdą- Cyclops przyjął bardzie pewny siebie i lekko protekcjonalny ton głosu- Nie jesteśmy organizacją zrzeszającą mutantów by poprowadzić ich na biały dom... Jesteśmy szkołą, która uczy ludzi takich jak ty rozwijać i kontrolować swoje moce- wskazał palcem na resztki Iron-mana- Nie chciałaś go zabić prawda?
Alba przyjęła pozycję obronną. Czym prędzej wróciła do Cyclopa, gotowa do ataku.
-Skąd wiesz!? Skąd wiesz, że nie chciałam go zabić? Może lubię krew, wiesz ilu już zabiłam? Gówno wiesz! Nie chcę pomocy! Dobrze mi tak, a ty lepiej się nie wtrącaj albo pożałujesz.
Była gotowa wypluć my to w twarz. Tyle czasu wędrowała sama, tyle razu oszukiwali ją nawet ci, w których wierzyła z całego serca. Głupcy, to że była wrogiem publicznym za którego wyznaczono nagrodę nie zapewniało bezpieczeństwa tym którzy na nią donosili. Nawet do końca nie mogła być pewna, czy rodzinka, która zginęła w płomieniach, sama nie zgłosiła jej pozycji nikomu.
Są tacy, którzy do końca byli ludźmi, ci, od których najmniej spodziewała się otrzymać pomocną dłoń. Ale ta sytuacja? To było zbyt nagłe, może starają się wykorzystać sytuację?
Zrozumienie to ostatnia rzecz, jaką się od nich spodziewała.
Kolejni ludzi, starający się na SIŁĘ wywrzeć na niej wrażenie. Jednak w duszy płakała, łzy o ile potrafiły z pewnością popłynęłyby jej z tych wielkich ciemnych oczu. Cyclops przecząco pokręcił głową, a następnie się uśmiechnął co dziwnie wyglądało w połączeniu z jego czerwonym "okularem" zasłaniającym oczy. Podszedł do Alby tak blisko, jak tylko mógł:
-Wiesz, że tak nie jest. Sama w to nie wierzysz- podjął uspokajającym tonem- Chcesz pomocy... Każdy w głębi duszy potrzebuje pomocy, ciepła i akceptacji. Nawet jeżeli osobą, która cię akceptuje jest facet wystrzeliwujący promienie laserowe z oczu- zaśmiał się chcąc rozładować nieco atmosferę- Uwierz mi, że byłem kiedyś taki jak ty: Zbuntowany, nieufny, nie chcący przyznać, iż ciągła ucieczka nie jest rozwiązaniem... Wtedy w moim życiu pojawił się profesor Xavier, założyciel X-man. Wyciągnął do mnie rękę, którą z początku chciałem rozerwać na strzępy, ale to właśnie dzięki tej ręce nauczyłem się kontrolować swoją moc, poznałem wspaniałych ludzi oraz co najważniejsze zaakceptowałem sam siebie. Alba dzisiaj role się odwróciły- wyciągnął przed siebie rękę w oczekiwaniu, aż kobieta poda mu swoją- Co odpowiesz?
Alba stała, nadal niepewna jego intencji, nie było jej do śmiechu, jednak Cyclop miał w sobie to coś. Uczucia miotały się w niej na wszystkie boki, rozrywając jej serce. Jednak nie, za wiele doświadczej, za wiele złych doświadczeń.
-Nie miałem zamiaru na ciebie naciskać. Przepraszam- powiedział uśmiechając się- W zasadzie to cię nawet rozumiem... To nie to samo co czasu, w których ja przystąpiłem do X-man. Teraz nie można ufać nikomu nieprawdaż?- kolejny uśmiech zagościł na ustach mężczyzny, jednak ten był dziwnie smutny- Miło było cię poznać Albo. Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała pomocy weź to- wyciągnął dziwaczną obręcz- Jeżeli będziesz miała to na ręku i będziesz mentalnie wzywała pomocy moja żona dowie się o tym, a my na pewno ci pomożemy. Bywaj- skinął głową i ruszył w stronę motocyklu pozostawiając branzoletę na ziemi. W końcu kobieta nie mogła jej chwycić w formie "Żuka". Cyclops zdawał sobie sprawę, że być może w ogóle jej nie podniesie. Earth - Man przyglądał się całej tej sytuacji z pewnym obrzydzeniem. James chciał tylko unieruchomić "Blaszaka" by dać okazję do ataku X - Menowi. Nie liczył jednak, że ta niepozorna kobieta przybiera postać "monstrum". Monstrum, które mogłoby zabić nawet jego. Żywioł nad którym panowł nic by tu nie pomógł. Stał wryty i patrzył się nieruchomo w postać żuka. Późniejsza rozmowa Cyclopsa z Albą wywarła na nim pewne wrażenie. Rozumiał jej ból, rozpacz i to dlaczego zabiła Iron - Mana. Nie każdy umie poradzić sobie z takim darem.
- Nie każdy umie poradzić sobie z takim darem - wtrącił nagle James. - Ale wierz mi Albo. Ja zaufałem temu człowiekowi - tu wskazał na Kapitana X - Menów - i postanowiłem zobaczyć czy naprawdę będzie tak jak powiedział. Nie czytałem o nim w gazetach, nie słyszałem w telewizji ale wierzę, że potrafi zmienić nasz status społeczny. Status superbohaterów. To S.H.I.E.L.D i organizacje jej pokrewne dążą do naszej eksterminacji. Gdyby nie Cyclops dawno gryzłbym ziemię i wąchał kwiatki od spodu. Zaufaj nam - zwrócił się do kobiety w nie podobny do niego sposób. Alba zmierzyła drugiego osobnika chłodnym spojrzeniem. Słyszała kiedyś o urządzeniu wykrywającym kłamstwo, w tej chwili żałowała, że nie miała okazji go skopiować. Uspokoiła się, jednak nie miała zamiaru odkładać broni, nie raz ją to zgubiło.
-Skąd o mnie wiecie i ile
(Dobra to raczej pytanie do Cyclopsa jednak po uzyskaniu odpowiedzi, tym razem zada pytanie do was obu)
Spuściła wzrok, zgadzając się na ich aprobatę, mając jedynie nadzieję, że tym razem nie zmieni się jej los. W końcu byli jej pokrewni, a z nimi miała jak największe szanse przetrwania.
-Zróbcie coś dla mnie…-podniosła łeb-[/i] zdzwońcie po karetkę.[/i]
Wskazała zwłoki Iron-mana.
-Oraz jeszcze jedno. Nie kombinujcie niczego z moim ciałem, będę strasznie odwodniona
Poczym czar prysł, strzelając małymi świecącymi punkcikami w kilka kierunków, wijąc się i gasnąc w przeciągu sekund. Ciało Alby wróciło do swej pierwotnej postaci tak szybko, że nie zdążyło jeszcze opaść na ziemię, spadając z metrowej wysokości na asfalt.
James powoli uświadamiał sobie, że jego kłamstwa kiedyś nie ujdą mu na sucho. Alba wyczuwała jego nieprawdomówność. James zaczął się pocić. Żeby ukoić stres z tym związany uśmiechnął się bardzo szeroko w stronę kobiety. Ale widocznie na takie to nie działa. Na pytanie, które zadała nie potrafił odpowiedzieć. Jedynie Cyclops mógł znać odpowiedź. Earth - Man wiedział, że nazywa się Alba i jaką ma moc. Prośby Alby nie mógł zrealizować Carter, ponieważ telefonu komórkowego przy sobie nie posiadał. Uważał, że nie warto litować się nad takim bydlakiem jakim stał się Iron Man, jednak mimo to rozumiał dziewczynę. Gdy dezaktywowała swoje moce, mężczyzna bez chwili zastanowienia złapał Albę biegnąc szybko w jej kierunku. Jeszcze trochę i zaliczyła by asfalt. I tak dziś dużo przeżyła. Wyglądała na zmęczoną i żadną snu. Po chwili zwrócił się do Cyclopsa:
- Hej! Masz tam jakieś siedzenie dla zbłąkanego pasażera? W końcu to super motocykl... - uśmiechnął się szeroko w jego stronę.
Dopiero po chwili zadymy Cyclops zaczął odpowiadać na zadane pytania:
-Moja żona Jean, którą również miałaś okazje oglądać w gazetach jest telepatką- Cyclops czuł, że jest winny odpowiedzieć dziewczynie mimo tego, że wolałby jak najszybciej zawieźć ją do szkoły gdzie otrzymała by pomoc. Wyglądała na wyczerpaną- Jej zdolności w połączeniu z maszyną nazywaną Celebro potrafi wyszukiwać mutantów i ludzi obdarzonych nadprzyrodzonymi zdolnościami. Tak naprawdę nie wiemy o tobie zbyt wiele... A teraz zbierajmy się- wskazał na dodatkowe trzecie siedzenie z boku motocykla, które przypominało kosz- pomóż mi ją tam posadzić James.
James spojrzał na Cyclopsa. "On ma żonę? Nigdy bym nie przypuszczał. A zresztą. Nie czytam gazet, to nie wiem...Ciekawe czy jest ładna..." - zastanawiał się Earth - Man. Nigdy nie słyszał też o żadnym Cerebro. To wszystko było istną czarną magią, lecz Cyclops i jego przyjaciele chyba im to wyjaśnią. A przynajmniej powinni. Wyrwał się z zamyślenia. Trzymał Albę na rękach. Delikatnie usadził ją na trzecim siedzeniu, po czym dodał: - Cyclops. Możemy ruszać. Przed startem wytrzepał dokładnie marynarkę. Szkoda jej trochę było...
Mój miecz to moja siła
Zablokowany