[WarHammer] * * *

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Maiv
Szczur Lądowy
Posty: 6
Rejestracja: czwartek, 13 grudnia 2007, 02:33
Numer GG: 1948456
Lokalizacja: Gdańsk

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Maiv »

Sidgor Czarny Bóbr

Wychylił się przez burtę zapuszczonej barki i zwrócił wszystko to, co jeszcze pozostało w jego ogromnym żołądku, a trzeba wspomnieć, że uczynił to z wyjątkową finezją świadczącą o niemałym doświadczeniu nabytym w czasie podróży. Kilku marynarzy przyklasnęło mu co rusz dodając złośliwe uwagi i wybuchając przy tym gromkim śmiechem. Sidgor trzymał się kurczowo grubego powrozu zdobiącego całą długość burty wlepiał mętny wzrok w pomarszczoną powierzchnię Talabrandu i w majaczące w oddali Talabheim. Już od początku podróży mieli niezły ubaw z wielkiego mężczyzny, bo przecież nikt zdrowy na umyśle nie wybiera podróży "Śniętą" jeśli chociaż w minimalnym stopniu zna jej historię. Przewoziła głównie bydło, niezbyt dochodowe zresztą, co tłumaczyło stan barki, a że te bydło zajmowało sporą powierzchnię pozostawiało zaledwie odrobinę miejsca na kilka marynarskich kajut. Nie było w ogóle miejsca dla potencjalnego pasażera. Oczywiście mężnego Sidgora to wcale nie zniechęciło, wszak wychował się jak przystało na barbarzyńcę w górach, za to bydłu nie spodobało się towarzystwo dziwnie pachnącego olbrzyma.
Wolałby zapomnieć o tych kilku dniach spędzonych na łajbie. Miał nadzieję, że "miasto" wynagrodzi mu wszystko.

Barka przybiła do portu i wypchnięto go wprost w tłum, który rozstąpił się przed nim jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ruszył przed siebie dziwiąc się niezmiernie "miastu" i mnogości dziwów, których nigdy we życiu nie byłby sobie w stanie wyobrazić. Tak bardzo go pochłonęło go podziwianie wielkomiejskiej urody zatłoczonych ulic wypełnionych straganami ze swymi pokrzykującymi kupcami, domów wznoszących się wyżej niż namioty w jego klanie, czy też ogólnej ciasnocie zbitej całkowicie z kamienia i drewna, że nie zwrócił uwagi na pustą przestrzeń jaką w około niego tworzyli, trzymający się z daleka przechodnie, zaś uwagi w stylu "a ten to co? Z gnoju wylazł?", czy też "brudny, śmierdzący barbarzyńca! Tego nam brakowało!" i "o bogowie! Ten tępak zabije mnie odorem!" zupełnie do niego nie docierały. Ciekawość wiodła go wciąż do przodu i wciąż od nowa aż otwierał usta ze zdziwienia na widok czegoś innego. Być może ktoś mógłby pomyśleć, że miecz u jego boku jest coś warty, ale musiał to być ślepiec, bo ileż może być warty za ciężki pałasz o zupełnie stępionym i poszczerbionym ostrzu oraz z pordzewiałą gardą. Nawet sakwa z cielęcej skóry nie była wystarczającym kąskiem dla chciwych oczu typowego rzezimieszka. Okraść go - to był absurd, pomijając fakt, że przezwyciężenie smrodu oraz owej pustej przestrzeni pomiędzy nim a ludem sprawiało pewną trudność.
Tak, Sidgor był człowiekiem lekkiego ducha i niemałego szczęścia (o ironio!), dlatego nic nie mogło popsuć mu dnia.
Może mogę zamknąć wszystkie słowa w jednym,
mogę jednym tym słowem wyrażać wszystko,
mogę wszystko pojąć jedną myślą,
a w myśli tej budować wszystkie słowa z jednego,
i nadawać im kształt wszystkich kształtów.
Ouzaru

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Ouzaru »

Na chwilę zapadła cisza, wszyscy w myślach przetwarzali zdobyte informacje i zastanawiali się, czy o coś jeszcze powinni zapytać. Zapewne będzie na to czas w czasie drogi, póki co jednak warto by było nieco przed wyprawą odpocząć. Każdy zastanawiał się, kiedy już będzie mógł sobie pójść, gdy nagle do pomieszczenia weszło dwóch spóźnialskich. Więc nadal brakowało jeszcze jednego....

* * *

Miasto dziwiło go i zachwycało. Choć był jednym z niewielu, których nie zaczepiały dziwki, czuł się tu dość dobrze... Spokój oraz podziwianie pięknych widoków zostały jednak zakłócone. Jakiś opryszek dał młodemu mężczyźnie w łeb, zwinął mu sakiewkę i uciekł, a nikt go nawet nie raczył powstrzymać. Kłóciło się to z charakterem barbarzyńcy, szybko rzucił się w pogoń za drobnym złodziejaszkiem. Trzeba było odebrać sakiewkę i oddać, tak ojciec uczył. No i nauczyć złodzieja, że nie należy kraść.

* * *

Powoli wstał i zaczął pieczołowicie otrzepywać oraz wygładzać swoje ubranie. Nadal mu w głowie huczało, ale wiedział, że nie może sobie już dłużej pozwolić na zwłokę. Kapłan i zapewne mag oddalili się kawałek, co ciekawe, zmierzali w tę samą stronę co on. Nie zwlekając dłużej ruszył chwiejnym i ostrożnym krokiem do posiadłości Eryki, wolał, żeby ta się znowu na niego nie złościła.


Ten odpis krótki, jak macie jakieś konkretne pytania lub chcecie, żebym bardziej szczegółowo opisała/wyjaśniła, dajcie znać w rekrutacji.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Ninerl »

Ninherel i Isatris
Dziewczyna na słowach o ciele, wyraźnie zbladła. Dwoje elfów przez chwilę obserwowało ją uważnie. Potem obejrzeli obraz.
Słowa Sary o niedawaniu służby broni do ręki, wywołały na twarzy Ninherel nieznaczny grymas.
- Jak zwykle dziwne są te ich zwyczaje...- szepnęła do Isatrisa.- Wychodzi na to, że najłatwiej zabijać ich szlachcianki...skoro nawet służba nie potrafi ich bronić- pasknęła cicho.
-Bywa.- wzruszył ramionami.
-Rozumiem, że za dwa, trzy dni znajdujemy się już nasz szlaku? A konkretniej na tropie...- uśmiechnął się leniwie do służącej.
Miał nadzieję, że podróż nie będzie jeszcze uciążliwa, na początku jesieni powinno być dość ciepło, a czasami nawet słonecznie.
-Układaj listę zakupów, jakie mamy zrobić...- szepnął do elfki.
- Jak zwykle, ja muszę to robić...- odgryzła się cicho.-Idziesz ze mną, nie odpuszczę ci tego.- syknęła.
Mężczyzna westchnął. Niespecjalnie lubił się wykłócać z handlarzami o ceny, ale jeśli już musi... mówi się trudno.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Acid »

Andreas Fiegler

- Zatem odwiedzimy na początek doradcę księcia a w razie konieczności jeszcze medyka... - stwierdził Andreas dopijając wino. - Ale to dopiero jutro. A dziś... otrzymam jakiś pokój do dyspozycji czy mam wracać do karczmy w której się zatrzymałem?

Zwiadowca oczekując na odpowiedź rozejrzał się po sali. Siedzące obok elfy zajęte były sobą rozmawiając o czymś, a ze szlachetką raczej nie chciało mu się zamieniać słowa, jeszcze by się okazało że nie rozmawia z „pospólstwem”. Najbardziej cieszyło go, że już niebawem znajdzie się znów w siodle – był człowiekiem drogi, poza tym profesja jaką wykonywał wymagała by cały czas podróżował. Uśmiechnął się do siebie w momencie gdy w sali pojawili się kolejni dwaj podróżni, dziewczyna wspominała że mieli dojść później. Andreas popatrzył po nich chwilę. „Coraz ciekawiej...”, pomyślał w duchu.
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Maiv
Szczur Lądowy
Posty: 6
Rejestracja: czwartek, 13 grudnia 2007, 02:33
Numer GG: 1948456
Lokalizacja: Gdańsk

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Maiv »

Sidgor "Czarny Bóbr"

- O nie, nie ulecisz daleko kaduku zacofany! - Ryknął w pogoni, a trzeba powiedzieć, że biegnąca góra mięsa budziła niejaki respekt, co oczywiście kazało się odsunąć na bezpieczną odległość. Niewiele osób zdołało dostrzec łotra, który pędził szybko i zwinnie, dlatego też nie bardzo rozumiano, gdzie też olbrzym tak pędzi i czemuż to klnie tak siarczyście, że by się babka jego we grobie po stokroć przewróciła. Pomimo jego ogromnej postury wcale nie zostawał w tyle, znacznie roślejszy stawiał większe kroki, no i nikt mu nie przeszkadzał w przedzieraniu ku pechowemu złodziejowi. Tym bardziej furia dodawała mu sił.
- Jak życie znam zatłukę! A potem rozwlekę flaki i nakarmię nimi dziki! - Huczał odbierając młodziakowi całą odwagę.
Łotr wiedział, że nie ucieknie więc wskoczył w boczną uliczkę w nadziei, że go zgubi. Zaraz za nim wpadł Sidgor, przewrócił przy tym stragan z owocami i narobił rabanu. Jakiś kupiec rzucił się za nim, ale szybko oboje zgubili go z tyłu. Biedak by się zawału jeszcze nabawił.
Kolejne zakręty, gwar miasta znikał a Sidgor nie spuszczał wzroku ze swego celu. Nawet mu przez myśl nie przeszło, że nie zna miasta i może się zgubić. Przeskakiwali nad zwałami śmieci, potrącali pojedynczych mieszkańców, którzy wykonywali zwykłe czynności domowe, skręcali w zauki i wyskakiwali na wąskie uliczki, by znowu zniknąć w jakimś ciasnym budynku i wylecieć z jego drugiej strony. Liczba kroków jaka ich dzieliła, malała. Łotr coraz bardziej był zmęczony, lecz nie młody barbarzyńca, który przez całe życie gonił się z rówieśnikami po bezkresach górskich terenów.
Ale niestety nie skończyło się to dobrze. Młodzik postanowił wrócić na zatłoczoną ulicę i zniknąć w tłumie, co rozłościło barbarzyńce mocniej kiedy się zorientował, prawie za późno. Łotr skoczył przed siebie, a Sidgor wyjął swój ciężki miecz i zrobił coś, czego nie uczynił by nikt zaznajomiony z wojaczką - cisnął mieczem jak kamieniem, a ten poszybował nierówno i uderzył głowicę w plecy złodzieja. Parę sekund później stał nad nim chowając miecz, ten nie wstawał, gdyż cios odebrał mu siły i oddech.
- Nooo... mam Ciebie...
Może mogę zamknąć wszystkie słowa w jednym,
mogę jednym tym słowem wyrażać wszystko,
mogę wszystko pojąć jedną myślą,
a w myśli tej budować wszystkie słowa z jednego,
i nadawać im kształt wszystkich kształtów.
Yacek
Marynarz
Marynarz
Posty: 343
Rejestracja: wtorek, 10 stycznia 2006, 17:54
Numer GG: 6299855
Lokalizacja: Kraków

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Yacek »

Kacper

Jako tako doprowadził sie do porządku po czym popatrzył za odchodzącymi. Poczuł wyrzuty sumienia.
Biedaczyska.
Dwóch przechodniów o dobrym sercu, chcących pomóc napadniętemu nieznajomemu. I nawet nie obszukali mu kieszeni, kiedy był nieprzytomny. Takich nie spotykało się zazwyczaj w Talabheim. Już prędzej spodziewałby sie ocknąć bez butów i w samej koszuli i gaciach.

Ani chybi są z jakichś Bzdzin albo innej Wólki.

Choć Kacpra nikt nie nazwałby mędrcem, jego uczciwość też raczej pozostawiała wiele do życzenia, to jednak ponad połowa jego kłopotów powodowana była przyczynami ... hmmm... nazwijmy je po prostu niezbyt przemyślanymi działaniami wynikającymi z pierwszych, spontanicznych odruchów. Jak mawia ludowe przysłowie chłopak mówiąc A nie brał pod uwagę, że ktoś będzie kiedyś od niego wymagał powiedzenia B. Jak sam twierdził "samo tak wychodziło"

A to gdy akurat bardzo był spragniony stał w karczmie nie pilnowany z pozoru dzban wina, a to jak potrzebował nowego kaftana akurat kasa starego mistrza była niedomknięta, po prostu "samo się robiło." Tak więc Kacper był w sumie porządnym chłopakiem i tylko czasem ten prostoduszny wizerunek psuły wybuchy nagłego i dominującego egoizmu i cwaniactwa. Mówiąc oględnie żywił głębokie przekonanie, że przynajmniej ćwierć Imperium powinna należeć do niego tylko z tej prostej przyczyny, że po prostu istnieje na świecie ktoś taki jak niejaki Kacper hmmm Liebknecht

Teraz jednak naprawdę zrobiło mu się żal "prostaczków' (jak zaczął nazywać ich w myślach).

- Szlachetni wybawcy poczekajcie ! Zgubicie się ! Mogę was zaprowadzić, tam gdzie chcecie iść !
Nie czekając na odpowiedz podbiegł do dwójki "wybawców"

- Jestem Kacper Lieb..Liebknecht- przedstawił się nie wiadomo po co , po raz drugi.
Jest właśnie ta złowroga pora nocy,
gdy poziewają cmentarze i piekło
Zarazę rozpościera. Oto mógłbym
Chłeptać dymiącą krew i spełnić czyny,
Których dzień nie zniósłby...
fds
Tawerniany Che Wiewióra
Tawerniany Che Wiewióra
Posty: 1529
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
Numer GG: 0
Lokalizacja: Warszawa

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: fds »

Alan

- Tak wiemy, wiemy jak się nazywasz. - odparł kapłan, który uważał, że Kacper przedstawił mu się już wystarczająco dobrze. - Nie sądzę żebyśmy się zgubili, ten tu - ruchem głowy wskazał maga - wie jak dojść. Zresztą ciężko byłoby nie trafić. Idziemy na zaproszenie narzeczonej młodszego syna Księcia Talabheim... Chyba... No, ale do centrum. Trafić się trafi i będzie dobrze.

Alan nie przejmował się zbytnio tym, czy perwers Kacper będzie im towarzyszyć, czy nie. Czekał na decyzję maga, w końcu taka persona wysoko postawiona, sama dobiera sobie towarzystwo.
Obrazek
Podręczniki za darmo:
Shadowrun 2ed
DnD v3.5
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Othe »

Fanuel

Mag obrzucił nowego towarzysza przelotnym spojrzeniem, ale nie odezwał się. Maszerował śpiesznie ulicą wymijając nielicznych przechodniów. Jedynym co go teraz interesowało był powód, dla którego wezwano go do pałacu.
I ten kapłan. Jaką on pełni w tym wszystkim rolę? Czarodziejowi wydawał się sympatyczny, ale nie na tyle, żeby spędzić z nim dłużej niż godzinę.
Ciężko szło Fanuelowi uspołecznianie. Po latach spędzonych w bibliotekach i laboratoriach z trudem przychodziły mu jakiekolwiek kontakty z ludźmi.
Zakręcił w wąską uliczkę, przeszedł kilkanaście metrów i jego oczom ukazały się pałacowe mury.
- Jesteśmy na miejscu. - rzekł do kompanii.
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Deadmoon »

Angus Mond

Szlachcic wstał z fotela, prostując kości. Rzucił z ukosa spojrzenie na terkocące po swojemu czymś rozbawione elfy. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ta zaabsorbowana sobą dwójka ostrouchych nie będzie skora do szerzej zakrojonej współpracy. Cóż, pomyślał, nie ja wywróżyłem taką kompanię. Po czym westchnął pod nosem.

Angus podchwycił słowa człowieka mieniącego się Andreasem.
- Zgadza się, zacny panie. Książę będzie cennym źródłem informacji. Jednak z uwagi na jego stan, jak i społeczną pozycję, nie każdy będzie miał doń swobodny dostęp. Pozwólcież zatem, bym ja zajął się spotkaniem z Księciem.
- Sprawę medyka pozostawiam wam, towarzysze. Dodam jeszcze, że warto by było podsłuchać tu i ówdzie, co też ulica czy karczmy gwarne do powiedzenia mają na temat zniknięcia książęcego syna. Plotki lubią żywić się sensacją, a w każdej z nich kryć się może mniejsze lub większe ziarno prawdy.

Angus poprawił kołnierz koszuli, wystający spod dubletu. Zbędny gest, ale pozwalał przykuć na krótko uwagę. Szlachcic ściągnął z głowy czapkę i skłonił się o zwrócił do Andreasa.
- Pozwól zatem, szlachetny panie, że zaproponuję nocleg na mój koszt w odrobinę większym standardzie, niźli zatęchłe poddasze w karczmie. Chodzi i o to, by dobrze wypocząć przed podróżą. Gospoda Ewalda Rubina oferuje dobre jadło, smaczne trunki i wygodne łoża. Co waść na to? - Zapytał grzecznym tonem, prostując się i zakładając czapkę na głowę.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ouzaru

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Ouzaru »

Dotarli pod posiadłość, pałacem tego nazwać nie można było, no chyba żeby bardzo starym... Służba, która zapewne została już dobrze poinformowana i poinstruowana, zaraz zgarnęła trójkę przybyszów i szybko przeprowadziła przez niknący w mroku ogród aż pod drzwi wejściowe. Tam zajął się nimi następny 'przewodnik' i w kilka chwil znaleźli się w salonie. Na dobrą sprawę nawet nie mieli czasu się rozejrzeć i podziwiać otaczających ich widoków, ale byli już mocno spóźnieni. Właściwie to spotkanie powoli dobiegało już końca...
Szlachcic nie zdążył jeszcze usłyszeć odpowiedzi od wojownika, gdy zjawili się spóźnialscy. Mag oczywiście od razu dostał wygodny fotel, dla reszty przyniesiono krzesła i tak samo jak wcześniej wino.
- Och, witajcie - przemówiła młoda dziewczyna. - Jestem Sara, cieszę się, że w końcu dotarliście do nas. Mam nadzieję, że bez większych przeszkód?
Kacper już znał Sarę, zdawała się być bardzo zdziwiona jego obecnością tutaj, najwyraźniej nie znała planów i zamiarów swej pani odnośnie jego osoby. Samej Eryki nigdzie nie zauważył.

Obraz, który został niedawno wniesiony, przedstawiał młodego mężczyznę, mogącego mieć jakieś dwadzieścia lub dwadzieścia pięć lat. Długie do obojczyków włosy miał proste, koloru ciemnego brązu, takie same też oczy. Twarz pociągłą, przystojną, spojrzenie łagodnego cielaczka. Cerę miał jasną. Nikt się nie dziwił, czemu Eryka się zakochała w tym zniewieściałym chłoptasiu...

Bardzo krótko, żeby Was jakoś zmus... zachęcić do rozmowy między sobą :)


Bez większych problemów barbarzyńca odebrał to, co nie należało do tego łotrzyka. W kilku szybkich i mocnych ciosach nauczył go, iż nie powinno się przywłaszczać sobie cudzej własności i odszedł. Ciężko mu było się odszukać w mieście, kilka razy zgubił się wśród budynków i kamieniczek, jednak w końcu trafił na miejsce, z którego rozpoczął pościg. Tamtego mężczyzny już nie było... Jego sakiewka ciążyła w dłoni barbarzyńcy, ale nie miał zamiaru jej sobie przywłaszczyć. Cóż, miasto chyba nie było tak wielkie! Znajdzie go i odda własność... tak, właśnie tak. Jak ojciec uczył.

No... kur...!! Moja skleroza mnie dobija o_O Najpierw zapomniałam dać odpis dla Maiva (wybacz mi, skarbie ^^'), a potem dać opis Artisa -__-' Szczęście, że jest edycja ;)
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Ninerl »

Ninherel i Isatris
W milczeniu obejrzeli portret szlachcica. "Wyglada jak owieczka na rzeź" pomyślała elfka. Wierzyć się jej nie chciało, że taki człowiek samotnie byłby w stanie sam przetrwać na szlaku.
Nagle ten wystrojony człowiek podniósł się. Rzucił im dziwne spojrzenie, co wywołało nikły uśmieszek na twarzy Isatrisa.
"Wydaje się wypieszczonym chłopczykiem" pomyślał. "A gustu nie ma najlepszego. Może jednak nas czymś jeszcze zaskoczy?".
Człowiek zaczął mówić. Gdy doszedł do "stanów" i "pozycji", Ninerl przwróciła oczami. Nie zamierzała płaszczyć się przed jakimś ludzkim księciem, którego ród był zapewne młodszy od linii rodowej jej ojca. Isatris rozplótł dłonie i powiedział stanowczo:
- Medykiem zajmiemy się my. Czy masz ochotę nam towarzyszyć, panie Andreasie? - zwrócił się do wojownika. - Myślę, że pogłosek czy plotek także możemy posłuchać razem, skoro już musimy.- uśmiechnął się z zadowoleniem.
-Powiedz raczej, że interesuje cię wino w gospodach-zaśmiała się dziewczyna.
-Można przecież połączyć przyjemne z pożytecznym. Zamierzam tylko degustować, a nie pić- odciął się Ninherel. -Jakaś pora zbiórki, pani? Wieczorem? Czy wcześniej?- zwrócił się do Sary.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Deadmoon »

Angus Mond

Szlachcic powitał nowo przybyłych gości. Mozaika zawodowa, jaka zalała i wypełniła pomieszczenie przestała go już w jakikolwiek sposób dziwić. Zastanawiał się tylko jakie motywacje kierują poszczególnymi członkami "drużyny". Ilu z nich przybyło tu wiedzionych obietnicą sporej gotówki, a ilu żądzą przygody, rozgłosu czy innej prywaty.

- Tak czy inaczej moją propozycję znacie. Podejrzewam, że na dwór zostaliby również wpuszczeni magowie i kapłani. Kto z szanownego towarzystwa decyduje się na odwiedziny u Księcia proszony jest o szybką decyzję, gdyż wolałbym nie zwlekać z wizytą.

Angus przebiegł wzrokiem po zgromadzonych, wśród których zapanowała nerwowa cisza, podszyta dziwnym niezdecydowaniem.

"Poszukiwacze przygód, psia ich mać. Pierwszy lepszy pastuch byłby bardziej rozmowny..." - pomyślał, westchnąwszy ze skrywaną rezygnacją.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Othe »

Fanuel usiadł na fotelu, wyprostował wygodnie nogi, obszukał kieszenie i znalazłszy zdobioną fajkę wsadził ją do ust. Zastanawiał się nad czymś przez moment, aż wreszcie mruknął coś niewyraźnie zapalając tytoń zaklęciem.
Skleroza. Po cholerę ktoś tyle tych zaklęć wymyślił?
Rzucił okiem po zebranych.
- Wybacz nam, pani, ale jesteśmy nieco nie w temacie. - rzekł donośnym głosem - Co tak właściwie się stało?
- Cóż - zaczęła dziewczyna prostując się jak struna. - Nazywam się Sara. Moja pani, Eryka, zaprosiła tutaj wszystkich, żeby prosić o pomoc w odnalezieniu jej zaginionego narzeczonego. Jest on najmłodszym synem Księcia, który... jak zapewne wiesz, jest na łożu śmierci. Artis wyruszył, żeby odszukać lekarstwo i zniknął - wyjaśniła szybko.
Wyraźnie była zmęczona i nie miała ochoty od początku wszystkiego opowiadać.
- Głupiec. - westchnął mag - Mógł przyjść do mnie, a ja powiedziałbym mu gdzie je kupić...
Młodość. Ile dałbym, żeby być w jego wieku? Żeby być równie głupim?
- Powiedział może gdzie ma zamiar go szukać?
- W tym problem, że nie - westchnęła. - Było kilka miejsc, w które mógł się udać, ale nikomu nie powiedział, gdzie postanowił pojechać najpierw... Wybrał się tam tylko z przyjacielem i to nieoficjalnie.
Nagle czarodziej wstał i znów się zamyślił. Tym razem jednak nie przypomniał sobie żadnego zaklęcia i ugasił fajkę wkładając do niej wcześniej pośliniony palec.
- Zaprowadźcie mnie do jego sypialni. - rzekł - Zobaczę, co uda mi się znaleźć.
- Powiem mojej pani i jutro z rana się to zorganizuje. Mam nadzieję, że to nie będzie większym problemem? Ta zwłoka... - zapytała.
W sumie zapadła już noc i pewnie nie uśmiechało się jej teraz tego załatwiać. Pani Eryka najprawdopodobniej spała, a wejść do komnaty syna Księcia bez niej byłoby raczej ciężko.
Fanuel spojrzał na nią z wielkim zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, które błyskawicznie zostało wyparte przez złość.
- To po cholerę mnie tu, smarkulo, ściągałaś?! - krzyknął - Myślałaś, że zaraz wskoczę na konia i ruszę na poszukiwania waszego księcia?! Czy ja nie mam nic lepszego do roboty?
Już ja ci, gówniaro, dzisiaj sny poukładam... Eryka poszła spać, to się chudopachołki rządzą we dworze. - myślał zaciskając pięści.
Wziął głęboki wdech i przymknął oczy.
- Pokaż mi ten pokój teraz, albo zapomnij o mojej pomocy. - rzekł już spokojniej - Tylko co powie na to pani Eryka?
Dziewczyna zbladła i mało nie zemdlała. Mocno zacisnęła usta i wytrzymała spojrzenie wściekłego maga, nie uciekała wzrokiem.
- Do... dobrze, panie... - wyjąkała i wstała. - W takim razie zaprowadzę do pałacu Księcia i wszystkim się zajmę, chyba nie powinno być problemów.
Zrobiła kilka sztywnych, chwiejnych kroków i stanęła za swoim krzesłem chwytając się oparcia.
- Państwo woleliby tutaj zostać, iść z nami... czy może możemy uznać to spotkanie za zakończone? - spytała wyraźnie wystraszona.
Czarodziej posłał pytające spojrzenie Alanowi.
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Maiv
Szczur Lądowy
Posty: 6
Rejestracja: czwartek, 13 grudnia 2007, 02:33
Numer GG: 1948456
Lokalizacja: Gdańsk

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Maiv »

Sidgor "Czarny Bóbr"

Zadowolony z siebie barbarzyńca przeciskał się w tłumie wyszukując przybliżonej drogi do miejsca, gdzie napadnięto poczciwego, zapewne, mieszkańca miasta. Sakiewkę wcześniej ukrył w szerokim pasie, który był podarunkiem ojca. Pas ten był ze skóry jakiegoś dzikiego zwierza, który nieszczęśliwie przypałętał się w poszukiwaniu łatwej zdobyczy. Niestety barbarzyńcy ciągle mieli do czynienia z takim typem napastników i przez całe stulecia ewolucja wykształciła w nich naturalną zdolność do radzenia sobie w każdej sytuacji. Faktem był więc w ich wypadku przyrost mięśni, ale i też totalne zdziczenie. Sidgor, gdyby wychował się w mieście pewnie byłby szanowanym kowalem, ale tak się nie stało. Teraz mógłby pozować na dobrodusznego przygłupa, który nie miał zielonego pojęcia o czymś tak skomplikowanym jak "miasto". Może dlatego zamiast trafić na miejsce wypadku zabłądził jeszcze bardziej i zamiast dostrzec ten niewygodny fakt uśmiechał sie jak dziecko do wszystkiego i wszystkich. Zaś pas stał się niejakim symbolem dla tych, którzy nie mieli dość oleju w głowie, aby zrozumieć, że Sidgor był niełatwym celem i zresztą bardzo bolesnym w skutkach.
Może mogę zamknąć wszystkie słowa w jednym,
mogę jednym tym słowem wyrażać wszystko,
mogę wszystko pojąć jedną myślą,
a w myśli tej budować wszystkie słowa z jednego,
i nadawać im kształt wszystkich kształtów.
fds
Tawerniany Che Wiewióra
Tawerniany Che Wiewióra
Posty: 1529
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
Numer GG: 0
Lokalizacja: Warszawa

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: fds »

Alan

Alan czuł, że "lekko" odstaje od towarzystwa, dobrze przynajmniej, że mag okazał się normalnym gościem, w razie czego będą mogli razem opróżnić nie jedną buteleczkę. Kapłan, pierwszy raz będąc wśród tak znamienitych osobowości i komnat, postanowił o dziwo być cicho. Niech wszyscy gadają, a on zobaczy kto jest co wart i kogo należy unikać.

Po minucie znudziło mu się rozglądanie się po pomieszczeniu. Popijając miejscowego sikacza zaczął przyglądać się swemu świeżo poznanemu kumplowi.
*Teraz wiem czemu jest arcymagiem* pomyślał. Lekko dziwaczny staruszek ze słabym sercem, na jego oczach przemienił się w błyskotliwego, władczego osobnika o stalowych nerwach. Jak to ludzi nie wolno oceniać po pozorach...

Na pytające spojrzenie Fanuela, Alan westchnał i skinął głową.
- Pójdę z Tobą
Obrazek
Podręczniki za darmo:
Shadowrun 2ed
DnD v3.5
Ouzaru

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Ouzaru »

Młoda służąca dość niechętnie, ale posłusznie zaprowadziła trzech mężczyzn do ogromnej posiadłości górującej nad miastem. Dziesiątki lamp, pochodni i zapewne również magicznych światełek oświetlały dworek, wszak Książę miał na swoich usługach również maga, który dostał zaszczytne zadanie dbania o wizerunek władcy i jego dóbr.
Weszli wejściem dla służby i starając się nikomu nie rzucać w oczy szybko przeszli do prywatnych pokoi synów Księcia. Kilka razy dziewka coś tłumaczyła strażnikom, ale ci szybko milkli na widok rozzłoszczonej i zniecierpliwionej twarzy Arcymaga.
Fanuel, choć szedł równym i dziarskim krokiem, z każdym przebytym metrem czuł się coraz gorzej. Słabe serce starca kołatało się szybko i nierównomiernie w jego filigranowej klatce piersiowej, przed oczami co chwilę mu ciemniało i trudniej było złapać oddech. Lecz to nie tyle wysiłek fizyczny był tego przyczyną, czuł się otoczony... wręcz osaczony przez koszmary.

Przystanął na chwilę i skupił się dotykając dłonią do zimnej, kamiennej ściany i wodząc po niej ręką.
- Czy wszystko w porz... - zaczęła dziewczyna, ale Fanuel szybko ją uciszył.
- Ciii! Coś wyczuwam - stwierdził tajemniczo i przytknął palec wskazujący do ust.
Sen powtarzał się i był za każdym razem bardzo podobny. Władca i jego starszy syn śnili o ujadających psach oraz zalewających podłogę szczurach. Małych gryzoni było tyle, że nikt nie był w stanie przejść, nawet nie było widać posadzki. Wycie i ciche piski, Fanuel aż się wzdrygnął. Czemu nikt go nie powiadomił, że władcę męczą koszmary?! O ile psy i ich ujadanie były ostrzeżeniem przed niebezpieczeństwem i nieszczęściem, o tyle szczury mogły być odzwierciedleniem jakiś faktycznych lęków i strachu.
- Dobrze, ruszajmy dalej - wysapał starzec łapiąc ze świstem powietrze.

* * *

Nie mając nic innego do roboty udali się do najbliższej karczmy, zapewne żeby lepiej się poznać i omówić plan działania. Arcymag, szlachcic i kapłan mieli się z nimi spotkać rano przed dworkiem, więc mieli jeszcze dość czasu by wypić, porozmawiać i trochę pospać przed podróżą. Obiecano im konie i wóz z zaopatrzeniem na drogę, pytanie tylko, kto z nich będzie powoził? Te i zapewne inne pytania zaprzątały im głowę, gdy przekraczali próg "Złamanego rogu", małej i niezbyt głośnej gospody. O tej godzinie ciężko było znaleźć wolne miejsce, ale towarzysz elfki szybko zagadał z młodą kelnerką i swoją gładką gadką oraz charyzmą szybko wywalczył im dobrą miejscówkę.
Stolik znajdował się pod ścianą, blisko kąta. Niedaleko grupka strażników po służbie grała w karty, a kawałek dalej siedziała inna grupa zbrojnych. Drużyna szybko zrozumiała, czemu w tej karczmie było tak spokojnie...
- Coś podać? - zapytała kelnerka uśmiechając się uroczo do elfa. - Zostaną państwo na noc? Mamy jeszcze kilka wolnych pokoi.

* * *

List brata był jej ostatnim tropem i prowadził wprost do tego miasta. Vestella westchnęła, słońce dawno zaszło za horyzont, a ją już cały tyłek od siodła bolał. Wierciła się niespokojnie, gdy przed sobą dostrzegała niewielkie i sporadyczne światła oraz całkiem dobrze oświetloną Wieżę Magii. Zebrane dookoła niej większe posiadłości mieniły się niczym brylanciki w blasku migoczącej świecy. Tileanka zatęskniła za domem i swoim wygodnym, ciepłym łóżkiem. Raz jeszcze wyciągnęła list z sakwy i rzuciła na niego okiem, choć było tak ciemno, że nie widziała liter. Nie musiała, jego treść znała już na pamięć.
Vestel pisał, że przebywa w Talabheim, na dworze Księcia. Chwilowo ma tutaj spokój, azyl i pod dostatkiem pięknych kobiet, co napawa jego serce radością. Zaprzyjaźnił się nawet z najmłodszym synem władcy i od pewnego czasu jest jego najbardziej zaufanym towarzyszem. Ostatnio jednak Książę zachorował i Artis wybierał się po jakieś lekarstwo. Miał wskazane kilka miejsc, gdzie mógł się starać o pomoc dla ojca i oczywiście za namową Vestela postanowił pojechać najpierw tam, gdzie miał najbliżej. Oczywiście wszystko to było jedną wielką tajemnicą i brat Vestelli jechał z nim jako jego jedyna obstawa.

Serge, póki co opisz wygląd postaci i daj coś ogólnie o niej, bo do sesji wejdzie od następnego upka :) Teraz możesz się nieco rozgrzać przed wielkim debiutem ;)


* * *

Barbarzyńcy nie udało się naleźć właściciela sakiewki a miasto, choć niesamowite, zaczęło go nieco przytłaczać. Zrobił się zmęczony i śpiący, jednak nie było się gdzie położyć, a te brukowane uliczki wcale nie wyglądały zachęcająco. Zatęsknił za kawałkiem miękkiej trawy i ubitej ziemi... Nie namyślając się długo opuścił Talabheim wspinając się po prostu na mur. Oddalił się nieco traktem z zamiarem powrotu do miasta rano i odszukaniem mężczyzny od sakiewki.
Gdzieś w oddali ujrzał ognisko, zapewne ktoś tam rozbił obóz. Na samym trakcie panowała cisza i spokój, chyba nikt już nie podróżował o tej porze. Mężczyzna był już zmęczony i śpiący, przeciągnął się, aż zatrzeszczały mu wszystkie stawy. Przetarł oczy, nad głową rozpościerało się niebo usypane gwiazdami, które tak bardzo kochał.

* * *

Węszył... węszył... Hisoka przemykał między budynkami, krążył od jednego cienia do drugiego. Jakiś koń cicho zarżał, pies podkulił ogon, kot uciekł przewracając pustą beczkę... i były to jedyne oznaki obecności Skavena w mieście. Przystanął za rogiem i chwilę obserwował grupkę ludzi oraz dwa elfy wychodzące z posiadłości. Jasne ząbki błysnęły w mroku.

Korytarz nie był długi, za to dobrze utrzymany i odpowiednio zamaskowany. Nie miał jednak czasu się teraz przyglądać tej wzniesionej przy pomocy magii strukturze. Biegł... biegł... Małe nóżki wystukiwały bezgłośny rytm.
Nagle tunel zakończył się ścianą, Skaven jednak nie zatrzymał się. Poruszył wąsikami i bez obawy wbiegł w iluzję.

Skąpana w lekkim mroku sala aż odpychała magią, jednak znajdowała się na tyle blisko Wieży Magii, że nikt nie był w stanie wyczuć tej złej aury. Pośrodku, otoczony świecami, stał tron z czarnego kamienia rzeźbionego w groteskowo powykrzywiane twarze w obrazie czystej agonii. Na nim siedział mężczyzna o czarnych włosach i nienaturalnie zielonych oczach, obok niego stała młoda kobieta, lecz nią sobie Skaven nie zawracał głowy. Lord był tutaj jedyną ważną istotą.
- Hisoka - mężczyzna przemówił pochylając się do przodu. - Podejdź, mam dla ciebie zadanie.

Pociągnął nosem i zastrzygł wąsami. Nie zbliżył się, ale za to skłonił nisko i powiedział.
- Nasz klient klient nasz pan pan.

Na twarzy Lorda pojawił się niewyraźny uśmiech. Splótł palce obu rąk i oparł łokcie na kolanach. Chwilę przyglądał się Hisoce, w końcu przemówił.
- Dobrze się wywiązujesz ze swojego zadania, jednak chcę teraz, byś śledził tych, co opuścili moje domostwo. Wiem, że ich widziałeś, więc wiesz, o kogo mi chodzi. Jedno z nich ma zginąć, jeszcze tej nocy, sam zdecyduj kto. Zapłata taka sama, czy chcesz czegoś innego?

Zabójca patrzył na pracodawcę podejrzliwie. Jak zresztą na każdego kto nie był nim samym. Pomieszczenie śmierdziało Chaosem. I to nie znanym, przyjemnym zapachem spaczenia a jakąś dziwną mieszanką. Skaven nie lubił klienta. Ale jeszcze bardziej nie lubił sprzeciwiać się Sniktchowi.
- Klan Eshin przyjmie standardową stawkę. Tak tak.

- Doskonale! - mężczyzna uśmiechnął się szeroko. - Zatem ruszaj, nie będziemy cię z Eryką dłużej zatrzymywać.
Skaven tylko zerknął na kobietę, była... jakaś sztuczna. Patrzyła się pustym, nieobecnym wzrokiem gdzieś przed siebie i Hisoka bardziej wyczuwał, iż nie tliło się w niej normalne życie jak w innych ludziach. Zastrzygł wąsikami, nie podobało mu się to. Ale póki klient płacił... Skłonił się. Ruszył.
Biegł... biegł... Małe nóżki wystukiwały bezgłośny rytm...


Wybaczcie moją zwłokę, ale powoli sesja wraca do życia :) A w każdym razie postaram się tym razem nie dać jej się pokryć kurzem... ;)
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WarHammer] * * *

Post autor: Ninerl »

Ninherel i Isatris
Opuścili zebranie. Z nimi zabrał się ludzki wojownik, jeszcze jeden człowiek i chyba byli to wszyscy.
Ninherel podążała tuż obok Isatrisa, czujna i skoncentrowana. Nie pozwoli by stała mu się jakkolwiek krzywda. Jej przyjaciel musi być cały i zdrowy, ona nie.
Szybko znaleźli gospodę, zresztą nie było to trudne. Wystarczyło tylko pozwolić Isatrisowi gadać i roztaczać swój urok. Ludzkie dziewczęta łatwo nabierały się na gładkie słówka. Zadowolony Isatris poprowadził grupkę do stolika. Ninherel rozejrzała się dookoła, lustrując uważnie otoczenie. Przez chwilę obserwowała zbrojnych. Niewątpliwie, mogli być przydatni.
Może ta wizyta nie skończy się na burdzie, jak już raz się im przytrafiło. Jakiś człowiek przyczepił się do Ninherel, a Isatris nie mógł tego odpuścić. Nikt nie będzie obrażał jego przyjaciółki i wyzywał jej bezkarnie.
Młoda kelnerka wciąż robiła maślane oczy do Isatrisa. Właśnie teraz zamierzała wziąć zamówienie.
- Panienko, jeśli można, to poprosimy butelkę Bilbali, nalewkę brzoskwiniową i... ?-popatrzył się wyczekująco na towarzyszy. - Moi kompani zapewne zaraz zdecydują, czym chcą przepłukać gardła. Co do pokoi... co o tym sądzisz Ninherel? - zwrócił się do dziewczyny. Pokiwała twierdząco głową.
-Możemy wrócić po nasze rzeczy rano-szepnęła cicho-Karczmarz ich nie ruszy, a ty widzę, że chcesz się oddać degustacji- tar-eltharinu nie rozumiał chyba nikt i była z tego zadowolona.
- Zaufamy więc twojej rekomendacji- Isatris posłał ludzkiej dziewczynie miły uśmiech- Nie wątpię, że nie będziemy zawiedzeni.- niezbyt nachalnie ocenił ją wzrokiem. A może jednak... spróbować?
Ninherel chyba zauważyła jego spojrzenie, bo spiorunowała go wzrokiem.
Kelnerka odeszła, a jego strażniczka syknęła:
- Nie ma mowy. Jeszcze tylko kłopotów nam brakuje. Jutro zapowiada się ciężki dzień.
-Oj, Nin. Bez przesady. Ale niech ci będzie- westchnął-Przecież ty nie będziesz wylewać za kołnierz, jak oni mówią?
-A może będę... Mam cię chronić, nieprawdaż?-rzuciła mu nieodgadnione spojrzenie.
-Niech ci będzie...- mruknął i zwrócił się do ludzkich towarzyszy:
- I cóż panowie sądzicie o naszej.. wyprawie? Chcę poznać wasze zdanie.
Ninherel siedziała, milcząc. Czuła się dziwnie. Coś nie dawało jej spokoju, dlatego też nie zamierzała pić. Wypije jeden kieliszek i to wszystko. Musi być w pełnej gotowości, bo przeczuwała, że Isatris sobie nie pożałuje trunku.
Kiedy tylko ta dziewczyna przyniesie wreszcie te napoje, ona najpierw spróbuje i dopóki nie upewni się, że wszystko jest w porządku, nie pozwoli smarkaczowi wypić ani kropli.
-Ninherel, uśmiechnij się- usłyszała cichutki szept Isatrisa- Coś cię trapi, prawda?
-Nic, nic...- uśmiechnęła się, by przestał się dopytywać.

Ouz, mogę opisać działania moich bohaterów tuż przed pójściem spać? Oczywiście, bez skojarzeń ;) ...
Domyślam się, że kelnerka jest niczego sobie, skoro Isatris do niej podszedł, prawda :) ?
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Zablokowany