Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
: wtorek, 25 listopada 2008, 21:21
John Taylor
Chłopak podszedł do Mitcha i wziął paczkę z nabojami.
-Wezmę czterdziestki piątki, bo z naszej trójki nikt poza mną ich nie używa.- powiedział i spojrzał się na swoich towarzyszy, jakby upewniając się, żen ikt inny nie będzie rościł sobie praw do pocisków.
Wepchnął je do magazynków które miał ze sobą, te które się nie zmieściły wsunął do kieszeni kamizelki.
Gdy "technicy" zakładali ładunki odsunął się za skałę. Odbezpieczył trzymany w kaburze pistolet, i nacisnął hełm mocniej na głowę, uszy zakrył dłońmi.
-"Przyjacielu powiedz i wejdź..."- zacytował na głos, po czym rozległ się odgłos eksplozji.
Drzwi wyleciały z hukiem, przejście było wolne. Gdy opadł kurz, John wychylił się zza skały, celując już w otwór. Nic na nich nie wyskoczyło, a to był całkiem dobry znak.
-Dużo ludzi zostaje na zewnątrz?- zapytał Jacksona. Wolałby żeby ich obstawa na górze nie została zmasakrowana w walce, bo wtedy raczej się nie wydostaną.
Zauważył, że Kozak trzyma śrutówkę tylko w jednej ręce.
-Może wolisz żebym ja wziął latarkę? Możesz potrzebować obu rąk, a światło może się przydać- zasugerował, ale nawet nie próbował się zbytnio narzucać. Gambel to gambel.
Z przodu mieli iść Kozak i Tim, John wcisnął się za nimi. Pistolet pojawił się w dłoniach, nóż włożył za pas, aby móc go sięgnąć gdy będzie potrzebny. Nowojorczyk ubezpieczał dwójkę olbrzymów z tyłu.
Chłopak podszedł do Mitcha i wziął paczkę z nabojami.
-Wezmę czterdziestki piątki, bo z naszej trójki nikt poza mną ich nie używa.- powiedział i spojrzał się na swoich towarzyszy, jakby upewniając się, żen ikt inny nie będzie rościł sobie praw do pocisków.
Wepchnął je do magazynków które miał ze sobą, te które się nie zmieściły wsunął do kieszeni kamizelki.
Gdy "technicy" zakładali ładunki odsunął się za skałę. Odbezpieczył trzymany w kaburze pistolet, i nacisnął hełm mocniej na głowę, uszy zakrył dłońmi.
-"Przyjacielu powiedz i wejdź..."- zacytował na głos, po czym rozległ się odgłos eksplozji.
Drzwi wyleciały z hukiem, przejście było wolne. Gdy opadł kurz, John wychylił się zza skały, celując już w otwór. Nic na nich nie wyskoczyło, a to był całkiem dobry znak.
-Dużo ludzi zostaje na zewnątrz?- zapytał Jacksona. Wolałby żeby ich obstawa na górze nie została zmasakrowana w walce, bo wtedy raczej się nie wydostaną.
Zauważył, że Kozak trzyma śrutówkę tylko w jednej ręce.
-Może wolisz żebym ja wziął latarkę? Możesz potrzebować obu rąk, a światło może się przydać- zasugerował, ale nawet nie próbował się zbytnio narzucać. Gambel to gambel.
Z przodu mieli iść Kozak i Tim, John wcisnął się za nimi. Pistolet pojawił się w dłoniach, nóż włożył za pas, aby móc go sięgnąć gdy będzie potrzebny. Nowojorczyk ubezpieczał dwójkę olbrzymów z tyłu.