[DnD] Namiastka zla

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Soulfein
Stópkowy Tawerniak
Stópkowy Tawerniak
Posty: 138
Rejestracja: środa, 10 listopada 2004, 10:30
Numer GG: 2863670
Lokalizacja: Podmrok
Kontakt:

Post autor: Soulfein »

@Kurai

Wierszokleta zdawał się za nic mieć stojącego przy Tobie drowa, próbując swoich sił, w zainteresowaniu swoja osobą. Zanucił piękny, melodyjny utwór, który po części zawierał w sobie mroczne elementy, co najwyraźniej wpadło Ci w ucho. Bard śpiewał dalej, rzucając spojrzenie na słuchających go z rozwartymi gębami ludzi, to znowu na Kurai.

Drowka rozglądała się po karczmie. Mimo, że z zewnątrz wydawała się mała, z pewnością pomieściła by dwa razy tyle gości, co dotychczas. Zupełnie bez problemu wyłapaliście moment rozmowy dwóch krasnoludów, siedzących przy jednym ze stolików.
-Ja to Ci mówie Trohan, tfu... - krasnolud splunął pod siebie. .. żeby nie to, żesmy sobie potrzebni, my i te mroczne zarazy.. - splunął raz kolejny. -Wkosili by my ich w pień, o! Oni to tylko.. sztylet w żebra wbić potrafią. - skończył, a widząc, że jego kompan go nie słucha, tylko spogląda w innym kierunku wział łyk z kufla i rzucił znowu. -I na co żeś się zapatrzył.. - mimowolnie rzucił spojrzenie w stronę, w którą spoglądał jego długobrody przyjaciel.
-Ale wiesz... Trohanie.. - wymamrotał spoglądając na dwie mroczne twarze, spoglądające w jego kierunku. -..jednak dobrze, żesmy są z nimy w siako takich stosunkach. - maskując zakłopotanie wrócił do picia piwa, odwracając wzrok.

Gdzieś przy innym stole, dało się słyszeć rozmowe dwóch szlachciców.
-Tak Lordzie, haha, słyszałem o tym. - niski, ubrany w zielone szaty mężczyzna tłumaczył coś swojemu rozmówcy. Ten pierwszy najwyraźniej mówił szeptem. -Jaka tam z niej czarodziejka.. ot, nauczyła się czegoś od ojca, co nie znaczy, że jest równie dobra, jak on.. - alkohol uderzał już mocno do głowy. -Przyznam, szczerze przyznam, Lordzie, że ładna to ona jest. Z chęcia zobaczył bym co trzyma pod tą spódnicą. Ale mówię, umiejętności? Zero. Jej ojca tyż chyba porwano? Phi, dziad nie chciał zdradzić miejsca, gdzie znajduje się ten zasmarkany artefakt. Wielkie mi co. - prychnął. -.. pewnikiem bubel, Panie, nic więcej.

'Lord', z którym rozmawiał nie_rozglądał się nigdzie, zdawał się unikać Waszego spojrzenia. Jego szaty dziwnie kogoś przypominały. Przyglądał się tylko pewnej osobie i towarzyszącej jemu kobiecie. Po części nawet nie zwracał uwagi, na to co mówił do niego pijany człowiek. Był skoncentrowany, jego oczy wyrażały nicość. Kierował komuś wiadomość - telepatycznie.

***

Kiedy krew druida zmieszała się z błotem, a on sam śmierci wyglądał blisko, kolejny kopniak nadchodził. Pijani mężczyźni patrzyli, jak ich kolega się zabawia. Kopniak, uderzenie pięścią w podbródek. Feath Guenbar ciężko runął na ziemię. W oddali zebrali się nawet widzowie, owego przedstawienia, złaknieni zobaczyć, jak skończy się ta utarczka. Druid, nie wyglądający, jak on, rzucił spojrzenie Feyrze. Błagalnym wzrokiem próbował prosić pomocy. Kopniak, uderzenie. Zatoczył się znowu, uderzając głową o ziemię.[/i]
...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Khaila

Uśmiech, który pojawił się na twarzy młodej czarodziejki dobitnie świadczył o poprawie jej samopoczucia. Bardzo potrzebowała teraz wsparcia, a Humbert był człowiekiem, który potrafił jej je zapewnić. Łzy strachu powoli przestawały płynąć jej po policzkach. Westchnęła ciężko zbierając się w sobie. Wiedziała, że nie obędzie się bez walki o życie... Wiedziała też, że żeby przetrwać trzeba być zdecydowanym i konsekwentnym i nie można pozwolić sobie na panikę. Łatwo powiedzieć, gdy żyje się w spokojnych czasach... Schody zaczynają się, gdy po piętach zaczynają deptać człowiekowi podejrzane typy nastające na jego życie...
Khaila wyprostowała się zdając sobie nagle sprawę z tego, że nadmiar trosk przygiął ją swym ciężarem do ziemi. Była drobniutka... Szczególnie w porównaniu do potężnie zbudowanego Humberta wyglądała wyjątkowo wiotko i delikatnie. Jej oczy były szare, ale bynajmniej nie pozbawione wyrazu. Płonęła w nich iskierka świadcząca o bystrym umyśle. Włosy miała jasne, wpadające w kolor złoty, niezbyt długie. Dwa cieniutkie warkoczyki szły od skroni aż na potylicę, gdzie łączyły się w jeden splot. Resztę włosów nosiła rozpuszczoną. Khaila ubrana była w wygodny strój przystosowany do podróży. Widać było, że nie zwykła nosić na sobie innych rzeczy niż typowo czarodziejskie togi i że tylko konieczność skłoniła ją do zmiany przyzwyczajenia. Męski strój podróżny skrywała pod lekkim, zwiewnym płaszczykiem chroniącym co-nieco od wiatru i deszczu. Na nogach miała wysokie buty na obcasie, a dłoniach zaś trzymała swój nieodłączny kostur. Resztę potrzebnych w podróży rzeczy trzymała w swoim plecaku.
Khaila westchnęła z uśmiechem na twarzy patrząc na przyjaciela. - Wiem, że nie pozwolisz mnie skrzywdzić - powiedziała tonem świadczącym o tym, że darzy mężczyznę wielkim zaufaniem. - Teraz pozostaje nam czekać... Mam nadzieję, że moje najgorsze obawy się nie spełnią... - dodała ciszej, już do samej siebie. Całą siłą woli walczyła ze sobą, by nie rozejrzeć się po gospodzie ze zdenerwowaniem. Nie chciała zwracać na siebie niczyjej uwagi... Nie teraz gdy ryzyko było takie ogromne... Jednakże gdy drzwi się otwarły i do karczmy wkroczyła para drwowów - w sumie drow i półdrowka - Khaila nie mogła się już powstrzymać i obrzuciła wszystkich obecnych w przybytku gości. Jej wzrok spoczął na przybyszach. Serce w niej zamarło, bo obecność istot z Podmroku wcale nie musiało wróżyć nic dobrego. Każdy z odwiedzających gospodę mógł zostać tu nasłany na nią... Albo mógł być jedną z osób, z którymi tutaj się umówiła. Była to naprawdę stresująca sytuacja. Zdenerwowanie odbijało się w jej spojrzeniu i ruchach...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai Kurenai

Obrzuciła uważnym spojrzeniem mężczyznę i kobietę, którym tak przyglądał się rozmówca 'Lorda'. Czyżby właśnie o tej dziewczynie rozmawiali? Zachowanie 'Lorda' bardzo ją martwiło, co jeśli właśnie się kontaktował z tym niebezpiecznym magiem? Wzdrygnęła się lekko i pokazując Aquide, by został, sama podeszła do kontuaru. Mężczyzna stojący tam z młodą kobietą ledwo przypominał karczmarza, jednak fartuch mówił sam za siebie.
- Mam nadzieję, że to ty nas wzywałaś. Nie wyglądasz na czarodziejkę... - stwierdziła Kurai do dziewczyny ze złośliwym uśmiechem, coś jej jednak podpowiadało, że to ona.
Zbyt wystraszona, by móc być ich wrogiem, poza tym przebywała pod wskazanym adresem. Nie mówiąc już o tym, że zapewne ta dwójka miała ją cały czas na myśli. Za plecami Kurai wybuchnęła salwa braw i okrzyków, bard zakończył swą kolejną pieśń.
- Musimy się szybko stąd zmywać, boję się, że zaraz będziemy mieć na karku tych, co cię gonią. Ten mężczyzna - wskazała ruchem głowy na 'Lorda' - właśnie się z kimś kontaktuje... chyba...
Na twarzy Khaili pojawił się wyraz niepewności.
- Skąd mam wiedzieć, że wy nie jesteście tymi, którzy chcą mnie dopaść? - spytała bardzo cicho, tak, by dotarło to tylko do uszu Kurai i stojącego obok czarodziejki Humberta.
Było to wszystko, co elfka chciała teraz usłyszeć. Promienny zawadiacki uśmiech pojawił się na jej twarzy, oczy zalśniły. "Ludzie są czasami tacy głupi i nieostrożni, nic dziwnego, że wpakowała się w te kłopoty." - pomyślała i lekko kiwnęła dziewczynie głową.
- Więc nie wiesz, z kim się kontaktowałaś? - zapytała i zachichotała. - Jeszcze dziś przekazywałaś naszemu druidowi wiadomość, byśmy się pośpieszyli, więc raczej to my. A teraz chodź, bo czas nagli.
Po ostatnim stwierdzeniu uśmiech rozbawienia zniknął z twarzy Kurai, pojawił się natomiast dość nieprzyjemny wyraz zaszczutej osoby, która gotowa była wyciąć sobie drogę do drzwi i wolności. Chciała złapać czarodziejkę za rękę i nawet na siłę ją wywlec szybko z karczmy, jednak widząc zaciętą minę jej towarzysza, wolała nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Zdenerwowanie i niepokój, które już od dłuższego czasu towarzyszyły czarodziejce najwyraźniej sprawiły, że te słowa półkrwi Drowki wystarczyły, by Khailę przekonać. Popatrzyła na Humberta, po czym znów na elfkę i nadal przyciszonym głosem stwierdziła:
- Wiec prowadź, nieznajoma.
Czarodziejka była w zdecydowanie najgorszej sytuacji ze wszystkich. Wszyscy naokoło znali jej imię... Ona poruszała się po omacku... Niespodziewanie elfka wyciągnęła do niej rękę i przedstawiła się.
- Kurai Kurenai, mój towarzysz - wskazała ręką na wysokiego, masywnego Drowa - Aquide. Nie mamy teraz czasu na grzeczności, więc zabieraj swoje rzeczy i wychodzimy. Jest tu jakieś tylne wyjście? - zapytała karczmarza, choć zawsze jakieś było.
Nie czekając jego odpowiedzi podeszła do Aquide i łapiąc Drowa za nadgarstek pociągnęła za sobą. Rzuciła przelotnie spojrzenie bardowi, który cały czas się przyglądał jej krokom. "Czyżby szpieg?" - przemknęło jej przez myśl.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Post autor: Mekow »

Feyra

Nie sądziła, że do tego dojdzie. Druid wpadł na kogoś i oberwał.
Feyra myślała że jest już po sprawie, ale na tym się nie skończyło - katowali go dalej. On uratował życie Kurai - Feyra nie zostawi go na pastwę losu.
Szybkim krokiem podeszła bliżej i stając ni to z boku, ni to pomiędzy bitym a bijącym. Jednocześnie jej ręka powędrowała na rękojeść miecza (jeszcze go nie wyciągnęła).
- Starczy tego !! - powiedziała głośno i wyraźnie posyłając gburowi swoje mordercze spojrzenie.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Soulfein
Stópkowy Tawerniak
Stópkowy Tawerniak
Posty: 138
Rejestracja: środa, 10 listopada 2004, 10:30
Numer GG: 2863670
Lokalizacja: Podmrok
Kontakt:

Post autor: Soulfein »

Tawerna była przesycona gwarem rozmów, oraz zapachami dań, wnoszonymi dla gości. Była sporych - jak na tawernę - rozmiarów. Kilka rzędów wzdłóż, kilkanaście w szerz. Duma Riatavin. Bard, od dłuższego czasu przyglądający sie Kurai, rzucał głupkowate spojrzenia Aquide. Grał teraz zmutną melodię, o śmierci, dokonywaniu wyborów, straszliwym niebezpieczeństwie.

***

Feyra, nie wiedzieć czemu wyskoczyła pomiędzy oprawcę, a druida, leżącego na bruku, już nie trzymającego się twarzy, leżał omdlały, a może.. martwy?
Dłoń zacisnęła się na rękojeści miecza. Mężczyzna, który przed momentem katował Feath'a Guenbar'a, oszołomiony alkoholem i narkotykami usłyszał dośc niewyraźnie.
-Starczy tego!!. - dodatkowo odczuł na sobie nieprzyjemne spojrzenie drowki.

Spojrzał się przez ramię, rzucając kompanom uśmiech, mimo tego, zauważył, że coś mruczą między sobą. -Co jest? HE? - krzyknął.
-Mamy ją, chodź - usłyszał z dala głos kompana, po czym ruszył za nimi.

Sytuacja wydawała się być opanowana. Druid dalej leżał nieprzytomny, umoczony w mieszance wody i piachu. Błoto pokrywało całe jego nakrycie wierzchnie. Feyra ukucnęła przy nim, stwierdzając, że jest tylko trochę poobijany, nie licząc zmasakrowanej twarzy. Mimo tego, dokąd podąrzyli zawadiacy? Co odciągneło go od nich? Kim byli, podróżując w tak licznej grupie? Te i jeszcze kilka innych pytań zakrzątało głowę elfki.

Na jej widok koń stojący niedaleko zaczął parskać, aż para buchała mu z nozdrzy. Z juk konia wystawała kusza, ładnie zdobiona, zapewne elfia.

***

Po krótkiej wymianie grzeczności, mroczna elfka zaproponowała jak najszybsze opuszczenie lokalu. Mimo, że natury Kurai i Aquide nie dało się ukryć, co za tym idzie Khaila zorientowała się, że są drowami, to miała przeczucie (spoglądając na ich twarze), że nie są tymi, którzy chcą ją skrzywdzić.

'Lord' siedzący z boku zaczął wiercić się na 'siedzeniu'. Rozglądał się nerwowo to w prawo, to w lewo. W końcu karczmienne granie, gwar oraz mlaskanie przy spożywaniu piwa, bądź wina zostało przerwane mocnym uderzeniem drzwi o ściane. Do lokalu weszło dziewięciu, uzbrojonych w kusze mężczyzn. Każdy z nich ubrany w szare szaty, zdobione jedynie sygnyfikaturą gildii złodziei. Kaptury, które nie spadały z ich twarzy mogły oznaczać, że albo pomylili lokale, albo zjawili się tu w 'pewnym' celu. Goście tawerny rzucali na nich spojrzenia spod skulonych głow. Bard, jak się zdawało chciał rozluźnić atmosferę i grał jakby nigdy nic, mimo tego słabo maskując drżenie rąk.

***

-Tannusie.. - rzekł mężczyzna, do stojącego w progach jego komnaty olbrzymiego człowieka. Zbadał go wzrokiem, po czym zaczął mówić dalej. -Jestem zadowolony z twojej ostatniej akcji.. - mężczyzna ciągnął dalej drapiąc się w nieogolony podbródek. -Wyruszysz teraz to Calimportu, a dokładniej.. masz znaleźć człowieka imieniem Khailan. Ten mag jest teraz pod niewolą grupki podrózników. Nie miej dla nich litości. Mnie interesuje tylko Khailan. Masz go do mnie przyprowadzić - żywego. - skończył, wykonując ręką gest, nakazujący olbrzymowi wyjść. Tannus skinął głową, na znak, że rozumie, po czym opóścił komnatę swego 'Pana'.

***

Powietrze zdawało się być coraz cięższe. Jeden z 'dziewięciu' mężczyzn wyszedł z 'kupy' rzucając spojrzenia po całej karczmie. Bard, pijany krasnolud, drugi pijant krasnolud, elf jedzący zupę cebulową ze skwarkami... W końcu natrafił na to, co chciał. Zobaczył czarodziejkę, stojącą w kompanii z karczmarzem i dwójką, nieznajomych im osób. Mężczyzna dwa razy skinął palcem, sygnalizując, że znalazł cel, nakazując jednocześnie, żeby uderzyli.

Osiem bełtów przecinało teraz zapachy potu, jadła, alkoholu, jednym słowem wszystkich karczmiennych zapachów. Czas jakby zamarł. Wszystkie pragnęły dojść celu. Zakończyć (jakby się wydawało) żałosną farsę, wykonać zadanie, za którym przyszło przejść im szmat drogi. Osieb bełtów. Osiem, wycelowanych w pierś czarodziejki. Czas ruszył. Bełty zatrzymały się, dobiegły celu, jednak nie tego, któremu były przeznaczone. Humbert Ianz dygotał. Trząsł się jak drzewo, smagane silnym podmuchem wiatru. Z kącików ust popłynęła krew. Oparł się o bar, odracając się jednocześnie, rzucając uśmiech Khaili. Zaciskąjąc białe ręce na rękojeści potężnej broni, jego oddanego przyjaciela, kilku kilogramowego młota wycedził przez zęby. -Kocham Cię Khailo.. .

Po wypowiedzeniu tych słów, które szukały ujścia przez wiele lat, jednak wyszły dopiero tej nocy, w tej sytuacji, karczmarz odetchnął. Elfy, krasnoludy, hybrydy, miejscowi pijacy szukali drogi ucieczki poprzez pootwierane okiennice. Krasnoludy co prawda, będący tu 'przejazdem' miały ochotę wtrącić się w całą sytuację, topory same rwały się do 'zabawy', jednak rozum nakazywał opóścić lokal.

-Uciekajcie.. ja ich zatrzymam - wysyczał Humbert Ianz. Rozwścieczony ruszył z bronią na napastników, kręcąc nad głową młynki z taka gracją, że wydawało się nie stanowić dla niego problemu, wywijanie tak wielkim młotem. Odrzucając krzesła i stoliki swoim ciałem szykował zabójcze uderzenie pierwszemu oprychowi. Skinienie ręką. Świst ośmiu bełtów. Przed ostatecznym upadkiem mężczyzna zdołał zamachnąć młotem, mimo tego jego cel, którym był zabójca, zrobił unik, nie wysilając się ani troche. Taki był oto koniec Humberta Ianza, karczmarza - podróżnika z Riatavin.

***

Wybiegając tylnim wyjściem natrafiliście na wierzchowce gości, zatrzymujących się na noc w tawernie. Dokąd jechać? Gdzie jest Feyra i druid? Gdzie jest.. mag?

Znajdowaliście się w dzielnicy, stanowiącej połączenie budynków. Połączenie znaczyło to, że odstępy między budynkami nie były znaczne. Ot, przejście dla zwykłego dziecka, mogącego przejść bez najmniejszych kłopotów, lecz stanowiące problem, dla osobników starszych. Krasnoludy przeklinały tą dzielnicę, twierdząc, że nie mogą się spokojnie 'wyszczać' w tej części miasta, bez patrzących, zdziwionych, bądz roześmianych oczu ludzkich.

Na zachód rozciągał się pawilon sklepików, a kończąc na ostatnim straganie droga 'zjeżdżała' w dół do bogatej, szlacheckiej dzielnicy Riatavin.
...
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Post autor: Mekow »

Feyra

Feyra przeczuwała coś złego. Coś jej tu nie pasowało. Ciągle jeszcze trzymała dłoń na rękojeści miecza.
Rozejrzała się uważnie dookoła. Jednocześnie nasłuchiwała, ponieważ wzrok mógł ją zdradzić. Zdarzało jej się korzystać z przewagi, jaką daje niewidzialność.
Spojrzała następnie na druida.
"Trzeba go gdzieś zanieść... Gdybyś ty nie uratował Kurai to bym cię tu zostawiła."
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Khaila

Gdy dziewiątka oprychów wparowała do gospody młoda kobieta zamarła. Teraz nie miała żadnych wątpliwości kto tu chce ją skrzywdzić, a kto nie. Szczególnie, że nowoprzybyli wystrzelili w jej stronę grad bełtów... Skamieniała Khaila patrzyła w twarz przyjaciela, który przyjął na siebie jej los. Jego wyznanie sprawiło, że coś we wnętrzu czarodziejki zadrżało żałośnie i zaspłakało rzewnymi łzami. Sama nie była tego w stanie zrobić. Nie teraz, gdy w szoku wpatrywała się szeroko otwartymi, wypełnionymi przerażeniem oczami, w to co działo się w gospodzie. Humbert ruszył na jej prześladowców wywijając ciężkim młotem nad głową, a oniemiała i przerażona Khaila patrzyła jak kolejnych osiem bełtów kończy żywot najlepszego przyjaciela... Kobieta nie wiedziała co się działo później... Poczuła tylko szarpnięcie, gdy drowka pociągnęła ją do przejścia. Wiedziała tylko, że dystans, który można by nazwać bezpiecznym dzielący ją od morderców pokonali w bardzo szybkim tempie... Jeśli nie biegiem... Gdy znaleźli się na zewnątrz Khaila oprztomniała na tyle, że bolesna prawda dotarła do niej w całej swojej tragicznej okazałości. Nie było już przyjaciela Humberta Ianza, który tak bardzo ogrzewał jej serce opowiastkami z czasów, gdy jeszcze podróżował... Nie było już człowieka, który zawsze wspierał ją na duchu... Tego, który dziś przysiągł jej bronić za wszelką cenę... I słowa dotrzymał... Czarodziejka nie odzywała się. Nie padło z jej ust ani jedno słowo skargi. Tylko z oczu płynęły jej łzy. Jedna po drugiej skapywały z policzków wprost na koszulę. Jedna po drugiej przesłaniały Khaili widok mętną mgiełką rozpaczy i bólu...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai Kurenai

Cóż, można było powiedzieć, że spodziewała się takiego obrotu sytuacji, od dawna szykowała się, by szybko uciekać przez zaplecze. Jedno porozumiewawcze spojrzenie i Aquide staną między nią, a napastnikami. Elfka chwyciła dziewczynę za nadgarstek i wybiegła razem z nią przed karczmę. Nie było chwili do stracenia, karczmarz kupił im trochę czasu, bluźnierstwem byłoby nie uszanować jego woli i poświęcenia. Kilkoma szybkimi gestami Kurai przekazała Drowowi:
'Bierz ją.'
Ten jedynie kiwnął głową i łapiąc czarodziejkę w pasie przewiesił ją sobie przez ramię niczym worek kartofli. Jego mina nie wyrażała aprobaty dla działań towarzyszki, najchętniej oddałby Khailę i zabrał Kurai w jakieś bezpieczne miejsce. Odkąd to zajęli się ratowaniem kobiet z opresji?
Kurai jednak miała w tym swój cel, korzyści dla 'ojca'.
Dobiegli do koni, wskoczyli na nie i mocno ściągając lejce ruszyli w stronę, gdzie rozstali się z Feyrą. Drowka była im teraz potrzebne, w trójkę mieli większe szanse na przeżycie tego starcia...
Soulfein
Stópkowy Tawerniak
Stópkowy Tawerniak
Posty: 138
Rejestracja: środa, 10 listopada 2004, 10:30
Numer GG: 2863670
Lokalizacja: Podmrok
Kontakt:

Post autor: Soulfein »

Oczy Khaili zapełnione były łzami goryczy, smutku i żalu, po zabitym bestialsko przyjacielu. Z chęcią by tam została, lecz w głębi duszy dziękowała nowo poznanym towarzyszom za wyciągnięcie jej z opresjii. Mężczyzna, który zdawał się być 'przewodnikiem' wykręcił twarz, spoglądając na zabitego Humberta. Popchnął nogą zwłoki, chciał zobaczyć jego bolesny, przestraszony wyraz twarzy. Nie zobaczył. Twarz Humberta była spokojna, ktoś mógłby nawet powiedzieć, że szczęśliwa, jednak nikt, ale niewielu z jakiego powodu.

-Za nimi! - syknął.

Ośmiu ludzi wyskoczyło z karczmy w pościgu za Khailą i jej towarzyszami. Zaraz za 'przywódcą' grupy stanął mag. Położył rękę na jego ramieniu. Mężczyzna obejrzał się, napotykając na nie zadowoloną twarz maga. Chciał go zapewnić, że zaraz ich dopadną, zgładzą. Nie zdąrzył. Mag zaczął przesuwać rękę po ramieniu, ciągnąc w kierunku szyi. Złapał go ręką za policzek, po chwili drugą. Chwycił mocno, po czym powiedział. -Zawiodłeś.. - policzki zabójcy zapłonęły, a cała twarz pod wpływem ciepła zaczęła się deformować. Wyrywał się, lecz nieskutecznie, wiszcząc przy tym okropnie. Po chwili ciało runęło na ziemię. W porównaniu do twarzy Humberta, twarz zabitego przed chwilą meżczyzny nie mówila wiele. W zasadzie - nie mówiła nic, nie było jej praktycznie.

***

Feath zdawał się łapać ostrość obrazu, spoglądając na Feyre. Czuł, że zawdzięcza jej życie, mimo tego z racji bólu twarzy ciężko było mu to wyrazić uśmiechem. Postękiwał jeszcze chwilę, kiedy wraz z drowką usłyszeli uderzenia kopyt. W pierwszym momencie chcieli się usunąć z drogi, mimo tego Feyra przytrzymała druida, w ciemności poznając ich towarzyszy.

***

Elfi Bard - Aarai Tir'ain sprawdzał stan stojego ciała, macając się gdzie popadnie, po wyskoczeniu z okna tawerny. Był cały. Syknął jedynie, przy podnoszeniu się z ziemi, ból w kostce dawał o sobie znać. Otrzepał się z błota, znalazł wzrokiem lutnie, po czym podniósł ją. Brzdeknął cicho w struny, uśmiechając się do siebie. Chciał znaleźć Khaile i jej towarzyszy. Z tyłu karczmy, na które wychodziły okna także stały konie pozostających na noc gości tawerny. Wkoczył na siwego konia, smagając go mocno piętami po czym wyskoczył na głowną ulicę w pogoni za czarodziejką.

***

Feyra, jak i towarzysze, którzy nadjechali zdawali się zadowoleni na swój widok. Druid podnosił się z ziemi mamrocząc po cichu przekleństwa. Przestał po chwili, gdy mamrotanie przerodziło się w krzyk, a spojrzenia towarzyszy spoczęły na nim. -Przepraszam.. - uśmiechnął się głupio, uciekając wzrokiem od ich spojrzeń, udając, że otrzepuje się dalej (choć nie było z czego).

Uwagę całej piątki przyciągnął bard, spotkany wcześniej w tawernie Humberta, podąrzający na siwym wierzchowcu w ich stronę. Jego koń stanął dęba, gdy na jego drodze stanął jakiś mężczyzna. Mag ściągnął kaptur z głowy, uśmiechając się szyderczo. Z bocznej uliczki zaś wykoczyło ośmiu oprychów, trzymając w dłoniach już nie kusze, lecz póltoraręczne miecze. -Witam ponownie.. - chrząknął mag. .. widzę, że mimo tego, iż tępimy Was jak zaraze, dalej się rozmnażacie.. - syknął przeciągle, mrucząc coś pod nosem.

Nie zrwacał żadnej uwagi, na barda stojącego za nim, który nerwowo szukał czegoś w jukach konia, co pomogło by pobyć się natręta. Ku swemu zadowoleniu znalazł tam dwa sztylety i fiolke z czymś dziwnym. W fiolce znajdował się dziwny proszek. Bard korzystał z masy innych narkotyków, ale po rozkorkowaniu fiolki i powąchaniu zawartości wiedział co trzyma w ręce. Zobaczył Aquide, zeskakującego z konia. Spojrzał na jego twarz, która teraz wydawała się zminiona, w porównaniu do tej, którą widział w karczmie. Wiedział, że jest gotowy na bitwe, widział morderczy szał w jego oczach. -Tobie bardziej się to przyda.. - krzyknął rzucając fiolkę nad głową maga, jednak przyciągając swoją uwagę. Mag inkantujący zaklęcie wielką kulę ognia posłał ostatecznie w strone barda. Ogień zaczął rozpływać się na nim i na koniu, który go niósł - przez chwilę. Koń stanął dęba, zrzucając jeźdzca. Bard zaczał krzyczeć miotając się na wszystkie strony, potrącajac wszystko i wpadając na każdy możliwy kupiecki stragan.

Po chwili wpadł do beczki pełnej wody, gasząc ogień, który żywcem palił jego skórę.

Aquide gotujący się na starcie, spoglądał raz na orpychów, idących w ich kierunku, to na maga, który ponownie zaczął inkantację zaklęcia. Fiolkę z zawartością złapał druid. Powąchał. -Alindluth.. - szepnął. -Aquide, zarzyj to! - krzyknął wyciagąjąc rekę z narkotykiem w stronę drowa, mając nadzieje, że zrozumie jego intencję. Kurai i Feyra stanęły blisko siebie, wyciągając broń. Odległość do maga zdawała się być duża. Nie dorzucą tam niczym, przynajmiej nie trafią w cel. Jednak towarzystwo druida choć raz (oprócz opieki nad Kurai) wydało im się znowu bezcenne. Druid mimowolnie, bardziej ze strachu, niż z męstwa rzucił czar oplątanie, po czym, jak miał w zwyczaju w takich sytuacjach - zemdlał. Zielonę odnóża skrępowały maga, niespodziewającego się niczego.

Czas walki nadszedł. Mrok, ogarniający alejke zdawał się być jedynym widzem tej potyczki. Płomienie szalały zza pleców maga, ogarniając co raz to nowe kupieckie stoiska. Czas znowu się zatrzymał, ośmiu zabójców ruszyło sycząc i biegnąc z wyciągnietymi ostrzami w stronę Aquide. Bard pojękiwał z daleka, przeklinając do stu diabłow wszystkie płomienie tego świata. Czas walki nadszedł.

Alindluth - narkotyk usmierzający ból (w zasadzie, nie czuje sie go w ogole, jednak po walce, rany doskwieraja normalnie)- czasowo oczywiscie :)
...
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Post autor: Mekow »

Feyra

Drowka szybko przeanalizowała sytuację i ustaliła strategię. Jeśli rozpoczną walkę z wrogiem pozostawiając maga samego, ten wypląta się z więzów i najzwyklej w świecie będzie dobijał ich swoimi zaklęciami.
Z mieczem w jednej dłoni i sztyletem w drugiej ruszyła na wroga.
Zamierzała przebiec przez nich, szybkim ruchem ostrzy zabijając jednego lub dwóch.
Był to jednak cel tymczasowy. Jej główny cel był inny - dotrzeć do maga zanim oswobodzi się z wyczarowanych przez druida więzów. Koniecznie trzeba go było zabić zanim się uwolni.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai Kurenai

Widok barda tak samo ją zaskoczył, jaki i zupełnie nie zdziwił. Jedynie fakt, iż postanowił im pomóc, zszokował Kurai całkowicie. Pozostawała jednak czujna, była to częsta taktyka - stanąć w czyjejś obronie, zdobyć zaufanie, a później wbić sztylet w plecy. Tylko skąd taka zagrywka u elfa? Znał wszak kilka zwrotów z mowy Drowów, może miał z nimi na tyle do czynienia, by czegoś się 'nauczyć'? Możliwe, że był to ktoś w przebraniu...
Gdy fiolka poleciała w stronę Drowa, krzyknęła szybko:
- Aquide, drital ol!
Znała ten wywar i jego działanie...
Ich towarzyszka rzuciła się na maga, Kurai postanowiła zostawić go jej. Gdyby interweniowała, mogłaby rozzłościć Drowkę i ta zapewne zechciałaby ją ukarać. A karą za takie przewinienie zazwyczaj była śmierć. Elfka wzdrygnęła się i stanęła koło czarodziejki. Mogła jedynie ją ochraniać i z daleka ciskać nożami. Wolała trzymać się w 'bezpiecznej' odległości, poza tym Aquide powinien sobie świetnie dać radę sam.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Khaila

Przerażona czarodziejka, która nadal była w szoku po utracie przyjaciela mocniej tylko chwyciła w dłonie swój kostur. Miała mętlik w głowie. Przełknęła ślinę i po chwili dopiero zaczęło do niej docierać co się dzieje. Atakowali ich ludzie odpowiedzialni za śmierć Humberta. Khaila ściągneła brwi w wyrazie twarzy, który w pełni oddawał jej złość i strach, zajmujące teraz całe jej serce...
Wysunęła się odrobinę naprzód, przed Kurai. Kostur odruchowo znalazł się w lewej dłoni, prawa uniosła się odrobinę, gdy czarodziejka inkantowała zaklęcie Zauroczenia Osoby na jednego z atakujących ich mężczyzn, tego stojacego najdalej od Aquide'a. Miała nadzieję, że to podziała... Że pomiesza im szyki, gdy - o ironio - towarzysz rzuci im się do gardeł od tyłu...
Łzy w dalszym ciagu spływały czarodziejce po twarzy... Szczególnie teraz, jakże świeże jeszcze wspomnienie śmierci bliskiej osoby wzmocnione widokiem jego zabójców, mroziło serce młodej kobiety. Coś wewnątrz niej desperacko rządało zemsty... Ale nie było to zgodne ze spokojną naturą Khaili... Wewnątrz niej toczyła się walka... Gdyy nie to juz dawno spusciłaby przeciwnikom Deszcz Meteorów na głowy...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Soulfein
Stópkowy Tawerniak
Stópkowy Tawerniak
Posty: 138
Rejestracja: środa, 10 listopada 2004, 10:30
Numer GG: 2863670
Lokalizacja: Podmrok
Kontakt:

Post autor: Soulfein »

Mrok przebijany tańczącymi po stoiskach kupieckich płomieniami dodawał całej walce uroku i dramatyzmu. Aarai Tir'ain z chęcią zanucił by teraz pieśń na cześć tej bitwy, dla pewnej osoby. Jednak nie mógł.

***

Drow Aquide pośpiesznie łykną fiolkę po namowie swojej towarzyszki. Poczuł dziwne szarpanie, potem ciarki, przechodzące po kręgosłupie. Mimowolnie wzdrygnął, zaciskając zęby. Jego źrenice przybrały olbrzymi rozmiar. Spojrzał w lewą stronę. Z ciasnej uliczki biegło w ich stronę ośmiu uzbrojonych łotrów, czekających, żeby zatopić żelazo w ich szyjach. Drow nie czekał długo, ruszył, aby walczyć z maksymalnie dwoma przeciwnikami na raz. Wskoczył w zaułek, sejmitary błysnęły w blasku księżyca. Pierwszy oprych ciął od dołu, drugi w tym samym momencie z góry. Aquide wyprowadził blok do obu tych uderzeń uśmiechając się tylko. Odbił uderzenia napastników, pchając sejmitary przed siebie. Obaj zaskowytali, ugodzeni w podbrzusze. Kleista maź wyciekała im z żołądków. Dwóch kolejnych zasypało drowa kombinacją ciosów, lecz i te zdołał odbić, mimowolnie cofając się do tyłu. Nieprzewidzianie napastnik z tyłu wyciągnął kuszę. Bełt przeciął powietrze, obierając tor lotu między żebrami dwóch łotrów, kończąc swój lot w miednicy drowa. Zaskoczeni reakcją Aquide, którą był stały uśmiech mężczyźni zastanawiali się nad dalszym atakiem. Jeden z nich zastanawiał się krótko. Ciął na odlew z całych sił, drow zrobił unik, a mężczyzna przewrócił się na kolana, gdyż jego broń nie napotkała oporu. Mroczny elf bez większego namysłu ciął go po karku, odsłoniętym teraz, jak przekąska dla wampira. Aquide wyprostował się, idąc w kierunki kolejnego z nich, ciągle uśmiechając się szelmowsko. Zdziwiła go sytuacja mająca miejsce z tyłu. Zabójcy okładali się między sobą. Trzech na jednego i mimo przewagi, zauroczony czymś łotr przed śmiercią zdążył pozbawić jednego ze swoich kompanów głowy. Chwilę później przeszyło go kilka kilogramów zardzewiałej stali. Za plecami drowa coś zaszurało. Drow nie spoglądał za siebie. Przykląkł, a w tym czasie nad jego głową poszybowały dwa sztylety, zgrabnie rzucone z rąk Kurai. Oba doszły swojego celu. Bandyta usunął się na kolana, potem na brzuch. Spod jego zwłok pociekła gęsta, bordowa krew. Dwóch pozostałych przy życiu łotrów spojrzało po sobie. Trzymali miecze przed sobą, powoli zbliżając się do drowa.

***

Feyra zbliżając się do wyrywającego się z sideł maga wyciągnęła sztylet. Mag szamotał się okrutnie, sypiąc groźby i obelgi. Sztylet zawisł w powietrzu, odpadając ciężko na czarownika. Starzec zaskowytał, miotając się coraz bardziej. Na nieszczęście dla niej, czar przestał działać. Mag przekoziołkował do tyłu, posyłając z rąk kulę ognia, która odrzuciła drowkę. Feyra zatrzymała się plecami na budynku, przelatując bezwładnie obok Khaili. Czarodziejka stała jak wryta. Wiedziała, że czas działać, szykować jakieś zaklęcie. Spojrzała w lewo, na Aquide i Kurai, walczących z oprychami, odpowiedzialnymi za śmierć Humberta, to znowu na maga, dochodzącego do siebie, po ciosie Feyry. Gdyby nie bard, mogła by zaryzykować deszcz meteorytów, ale w tej sytuacji? Może warto było spróbować.

***

Kiedy dwóch napastników kroczyło w stronę Aquide tego zdawał się opuszczać błogi stan, a ból w miednicy uporczywie piekł i bolał. Mimo tego nie puścił sejmitarów, zagryzł zęby i ruszył przed siebie. Zaatakował od dołu, jednak przeciwnik zablokował jego uderzenie, a kolejny wykorzystując to ciął drowa po ramieniu. Aquide odpowiedział kopniakiem. Mężczyzna zatoczył się łapiąc równowagę. Po kolejnym bloku i kontrze Aquide pozbawił głowy tego pierwszego. Ostatni z pozostałych ledwo stojąc na nogach czekał na ostateczny cios. Poddając się temu, co się stanie za chwilę syknął. -Spotkamy się w piekle.. .
Nie wiedział, że drow ni w ząb nie zna ludzkiego języka, mimo tego byłby zdziwiony, że Aquide z chęcią spotkałby się z nim kiedyś, w tak uroczym miejscu.

***

Aquide opadł na ziemię, łapiąc oddech. Osunął się na ścianę budynku. Dopiero teraz spojrzał na bełt, tkwiący w jego ciele. Wyciągnął go, sycząc przeraźliwie, kątem oka spoglądając na biegnącą ku niemu Kurai.

***

Feyra otworzyła jedno, potem drugie oko. Zobaczyła Khaile, stojącą teraz sam na sam, w potyczce z magiem. Ból pleców i głowy nie pozwolił jej się podnieść, ale zauważyła, że mag się oddala.

***

Czarodziejka zdecydowana rzucić deszcz meteorytów inkantowała zaklęcie. Osłabiony mag utworzył magiczne drzwi, stękając rzucił w stronę Khaili. -I tak pierwsi dotrzemy do Twojego ojca.. - po czym dosłownie wpadł do magicznych wrót, które po chwili się zamknęły.

***

Mrok przebijany tańczącymi po stoiskach kupieckich płomieniami dodawał całej walce uroku i dramatyzmu. Aarai Tir'ain z chęcią zanucił by teraz pieśń na cześć tej bitwy, dla pewnej osoby. Jednak nie mógł. Nie żył.
...
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Post autor: Mekow »

Feyra

Nie mogła dojść do siebie. Wyrzucała sobie, że nie zabiła tego maga.
"Musiał mieć jakąś osłonę, skoro przeżył. Powinnam była uderzyć mieczem. Tego by raczej nie przeżył. Mam nadzieję, że czujesz się znacznie gorzej, niż ja." - myślała.
Z ciężkim bólem i lekkim grymasem na twarzy, wstała ostrożnie. Przez chwilę zachwiała się lekko, ale utrzymała równowagę.
Nie wydała przy tym żadnego odgłosu, choć cisnęły się jej na usta soczyste przekleństwa.
Popatrzyła na innych, też nie wyglądali lepiej.
Feyra zoriętowała się, że nic nie ma w rękach, zauważyła swój miecz na ziemi. Przeklęła w myślach, schylenie się po niego nie będzie takie łatwe.
Kucnęła zachowując w miarę wyprostowane plecy i podniosła go.
- Musimy się trochę odpocząć. - powiedziała.
Uznała że jak ona musi, to inni tym bardziej. Nawet Aquide oberwał, a to oni byli tu najlepszymi wojownikami. Może to było przecenianie siebie, ale takie już miała zdanie. Uznała, że inni po prostu mieli trochę szczęścia.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Khaila

Czarodziejka bezradnie opuściła ręce przerywając tym samym inkantacje zaklęcia. Czy powinna czuć gniew? Czy powinna się bać? Zapewne tak, ale w tej chwili jedyne co czuła to bolesna pustka i bezradność. Bardzo prawdopodobne, że mag miał rację... A jej nie udało się gounieszkodliwić... Nie udało jej się to... Zawiodła... Łzy znów popłynęły po policzkach podłamanej na duchu Khaili. Nie! Nie podda się tak łatwo! Przełknęła ślinę. Humbert zginął w jej obronie. Teraz jej obowiązkiem było dokonanie zemsty i wypełnienie swojego zadania. Teraz to było najważniejsze.
Odrobinę podbudowana na duchu rozejrzała się zamglonymi oczami. Dostrzegła, że ranna drowia wojowniczka ma trudności z poruszaniem się. Kurai pobiegła pomóc Aquide'owi, który najwyraźniej oberwał bardzo mocno... Czarodziejka drgnęła po czym niepewnym krokiem podeszła do Feyry i przełozyła jej rękę nad swoją szyją pomagając podnieść się kobiecie.
- Oprzyj się na mnie. Będzie ci łatwiej chodzić. Odpoczynek to rozsądny pomysł... - Khaila pamiętała historie o dumie drowiej rasy, miała jednak nadzieję, że mroczne elfy potrafią ją niekiedy schować na chwilę do kieszeni... Szczególnie, gdy odniosły rany w walce... Khaila w pewien sposób czuła się winna temu co się stało. Wszak to jej bezradność, brak zdecydowania i strach doprowadziły do tego, że mag im umknął. I to ona była przyczyną śmierci przyjaciela... Po jej twarzy wciąż spływały łzy...
- Kości masz całe? - spytała cicho, ze szczerą troską w głosie, który mimo przejmującego żalu ściskającego jej serce nie zadrżał.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai

Przez dłuższą chwilę stała niepewnie, jakby nie była do końca przekonana o fakcie, że już po wszystkim. Z otępienia wyrwał ją ruch Drowa i syknięcie, gdy w bólu wyrywał sobie bełt z ciała. Wzdrygnęła się i szybko do niego podbiegła. Zatrzymała się pół kroku od Aquide i przyklęknęła przy nim. Bała się go dotknąć, by wojownikowi nie sprawić więcej bólu, unikała też patrzenia mu w oczy. Zaczerpnęła powietrza i rozejrzała się na boki, zapewne niedługo nadejdzie straż, trzeba było się stąd szybko zabrać w jakieś względnie bezpieczne miejsce. Nie wiedziała co się dzieje z Drowką i czarodziejką i niespecjalnie ją to teraz interesowało.
- Aquide... - zaczęła, lecz nie bardzo wiedziała, co powinna powiedzieć rannemu mężczyźnie.
Że jest jej przykro?
Potrząsnęła głową i zwiesiła wzrok na wysokości spływającej uliczką stróżki krwi. Podniosła oczy i ujrzała zmasakrowane przez swego towarzysza ciała. Uśmiechnęła się krzywo na ich widok.
- Trzeba ruszać, możesz iść? - spytała nie ukrywając już nawet troski w głosie.
Przemogła się i spojrzała mu w oczy.
Zablokowany