[brak] Rozbitkowie

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

[brak] Rozbitkowie

Post autor: Ant »

Kilka słów na początek:
Posty zaczynajcie od imienia swego bohatera, najlepiej pogrubioną czcionką
- To co mówią postacie piszcie od myślnika pochyloną kursywą. -
„To co myślą w cudzyslowie.”
Tak wszystko poza sesją.
Postarajcie się odpisywać chociaż raz na 48h.

Po co płyniecie? Oficjalnie macie poznać nowe tereny, jednak po za pierwszym oficerem, kapitanem i starym kartografem, który nie odzywa się do nikogo po za nimi, nikt nie wie dokąd zmierzacie. Po za tym wśród załogi, większość jest żołnierzami. Nie wiele jest badaczy, czy rzemieślników. Statek jest handlowy, jednak jest na nim mnóstwo broni. To chyba jedyne czego jest tu pod dostatkiem. Jedzenie się kończy. Od kilku dni nie jedliście nic po za rybami...
Podróż się wam dłużyła. Jak dotąd były tylko dwa przystanki w portach. Jesteście znudzeni już morzem. Od przeszło trzydziestu pięciu dni nie widzieliście lądu. Niektórzy postradali już zmysły. Nieliczni śmiałkowie chcieli się dobrać do jednej z kilku kobiet na pokładzie, szczególnie do rudowłosej elfki, co zazwyczaj kończyło się licznymi ranami. Dopiero tego dnia objawił się wam ląd. Ale nim do niego dopłyniecie może minąć wiele dni. Wiatr jest bardzo silny. Są tacy, którym trudno się na nim utrzymać. Zaczęły zbierać się ciemnie chmury...
Niebo od dłuższego czasu było wręcz czarne. Deszcz uderzał wielkimi kroplami o wasze twarze. Pioruny i grzmoty wprawiały wszystkich w panikę. Młody elf, który siedział w bocianim gnieździe dostał jednym z nich. Mówi się, że nie trafiają dwa razy w to samo miejsce. Taka jest prawda. Następny uderzył kilka metrów niżej, zrywając i podpalając najważniejszy maszt. Ten upadając ściągnął ze sobą najodważniejszych, tudzież najgłupszych, którzy próbowali to zatrzymać. Na pokładzie bujało jak nigdy. Fale trzaskały o burty, nie raz wdały się na pokład. Zmyły kilku słabszych majtków. Wiele z was nie widziało jeszcze tak wielkiego sztormu. Bosman Brechman, który niewątpliwie był najdłużej na morzu nie ukrywał, że się boi. Tratun, zwykle najgłośniejszy zwinął się w kłębek i wśród odgłosów jego łkania, dawało się usłyszeć słowa - zginiemy... przepadniemy... czemu my... -. Mniej więcej od trzech nocy nie mówił o niczym innym, jak tylko o końcu tej łajby i załogi. Kapitan zamknął się w swojej kajucie. Nikt nie wie co on tam robi. Nie odpowiada na pukania i wołania. Usłyszeliście że coś uderzyło pod pokładem. Zaczęliście nabierać wody. Szybko zaczęto ją wypompowywać. Pompa poszła w ruch. Stale się zmienialiście. Każdy wylewał wodę jak potrafił. W ruch poszły wiadra, kufle, a niektórzy nawet beczkami wylewali wodę. Jedyną osobą, która zachowywała pozorny spokój był hobbit, znany na pokładzie jako Grajek. Umilał podróż grając, żonglując, tańcząc i śpiewając. Tym razem nie wiadomo czy w panice czy w przypływie odwagi, siedząc z lutnią, śpiewał ku pokrzepieniu waszych serc, wtórując sobie przy jej dźwiękach. Wszyscy uwijali się jak mogli. Nagle z przed kajuty kapitana wiatr rozbił lampę naftową. Pokład stanął w płomieniach. Fale wdające się na pokład i deszcz odrobinę go zmniejszały, jednak bardzo szybko się rozprzestrzeniał. Widząc to, Tratun wyskoczył za burtę. Ogień doszedł do beczki z prochem, która nie wiadomo w jaki sposób znalazła się na pokładzie. Nie minęła sekunda. Wybuch! Rzuciło wszystkimi. Ci co mieli pecha być wtedy na pokładzie polecieli nawet na kilkadziesiąt metrów. Statek o dziwo trzymał się jeszcze w jednym kawałku, ale bez prawej burty. Kilka fal później przewrócił się na lewą burtę. Do lądu daleko. Woda w morzu piekielnie zimna. Fale miotają każdym jak chcą. Widzicie, że zbliża się kolejna, o wiele większa niż poprzednie. Co robicie?

Prosiłbym żebyście przy tym poście przybliżyli pozostałym graczom swój wygląd i opisali po krótce co robiliście na pokładzie.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [brak] Rozbitkowie

Post autor: BlindKitty »

Vera Yavandil

Niziutka, szczupła elfka, z nadspodziewaną siłą pracowała przy wylewaniu wody. Jej długie do pasa, rude włosy, związane w gruby warkocz, a teraz przesiąknięte wodą, uderzały o odkryte plecy, przez które biegł tylko wąski pasek czarnej skóry, składający sie na jej bluzkę - o ile można tak nazwać pas skóry, niewiele szerszy z przodu niż z tyłu, tak że zakrywał tylko jej małe piersi, pozostawiając cały brzuch, plecy i dekolt odkryte. W efekcie mało kto patrzył jej w niezwykłe, srebrzystozielone oczy, a szczególnie ostatnio, gdy stopień wygłodnienia tutejszych samców osiągnął apogeum.
Dwa ostrza, przymocowane do ramion przy pomocy skomplikowanych mechanizmów ze stali nierdzewnej, od czasu do czasu się w związku z tym przydawały, starała się jednak używać ich rzadko - nawet dwa czy trzy kopnięcia zgrabnych, długich nóg odzianych w przylegające, czarne, skórzane spodnie zwykle wystarczały, żeby zniechęcić nadmiernie entuzjastycznych zalotników. Tak czy inaczej, było nie tylko widać, ale i niekiedy czuć, że dziewczyna była tu jako żołnierz, i nikt inny, mimo że wyglądała na najwyżej siedemnaście lat.
Gdy prawą burtę rozdarła eksplozja, stwierdziła, że statek nie ma już żadnych szans. Wyskoczyła przez dziurę, starając się znaleźć wzrokiem najbliższą belkę czy deskę i chwycić ją; bo na wodzie ma większe szanse przetrwania, niż gdyby przygniótł ją statek czy przebiła na wylot złamana belka...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Ardel
Kok
Kok
Posty: 1015
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
Numer GG: 8570942
Lokalizacja: Shadar Logoth

Re: [brak] Rozbitkowie

Post autor: Ardel »

Ardel

Mężczyzna pracował w pocie czoła, które obmywała mu morska woda. Brązowo-złote włosy wymykały się z pod rzemiennej plecionki i przyklejały się do jego twarzy. Płaszcz tylko krępował mu ruchy, więc zerwał go i rzucił na pokład. W chwilę potem zmyła go woda. Czarna kamizela opinała jego potężny tors i falowała w rytm jego oddechu. Usłyszał trzask. To maszt zaczął się łamać. Jako drugi oficer poczuł się odpowiedzialny za załogę...
-Uważajcie psie syny! - z tym pokrzepiającym okrzykiem rzucił się na jednego z marynarzy, którego na pewno przygniótłby maszt. Ale udało mu się go uratować. Niestety samemu zaplątał się w żagle i wpadł do wody.
************************

Wynurzył głowę nad powierzchnię i próbował złapać oddech. Nie było mu łatwo. Ale jako doświadczony marynarz, któremu czasami zdarzały mu się podobne rzeczy, zdołał utrzymać się na powierzchni. Obok siebie zobaczył tonącą torbę. Poznał, że to jego. Pospiesznie zanurkował za nią i ją wyłowił. Rapier przy srebrnym pasie i kusza na plecach straszliwie mu ciążyły. Było dziwne, że martwił się raczej o zamokniętą cięciwę i możliwość zardzewienia mechanizmu naciągowego niż o własne życie. Ale taki on właśnie był. Jego osoba była nie ważna. Rozglądał się za czymś pływającym po wodzie. Jeśli coś takiego znalazł to chwycił się tego i próbował dopłynąć do brzegu.
Arxel
Kok
Kok
Posty: 1007
Rejestracja: wtorek, 3 stycznia 2006, 17:37
Numer GG: 8564458
Lokalizacja: Z TBM

Re: [brak] Rozbitkowie

Post autor: Arxel »

Jan Nihelm

Podróż toczyła się spokojnie i nudno. Z łatwością wgrywał z załogą w karty i kości. Tylko czasami by nie oskarżano go o to, że oszukuje przegrywał o większą sumę. Nie próbował zalecać się do kobiet po tym jak elfka prawie rozpruła mu brzuch. Od rana Grajek próbował rozweselić tych ponuraków ale od czasu kiedy ten wariat zaczął coś mówić o śmierci nic to nie dawało. Po chwili złamał sie maszt, a statek zaczęła zalewać woda.
-----------------------------------------------
Niziołek popatrzył po załodze wylewającej wodę. Wiedział, że nic to nie da więc przed prawie pewną śmiercią w wodzie postanowił ostatni raz zagrać na tym okręcie. Usiadł na jakimś podwyższeniu, ściągnął z pleców lutnię i zaczął grać. Po chwili do melodii doszły słowa:

Mam ci-pe...łną marzeń główkę,
Morze myśli me rozmarza.
Mam prześliczną małą łódkę,
Tylko brak mi... marynarza.

W łódce małej i ciaśniutkiej,
By poszerzyć krąg podróży,
Niech marynarz wetknie w łódkę
Jakiś maszt, możliwie duży.

Jestem bardzo młoda jeszcze,
Obca morska mi robota.
Och, cudowne czuję dreszcze,
Gdy mnie uczy trzymać szota.

I nie było wcale smutno,
Gdy dokoła wody tafla,
A marynarz podniósł płótno
Żagla wzwyż, stawiając gafla.

Aż się rozszalało morze,
W górę, w dół, ja ptakiem, rybką!
Sztorm, och, błagam dobry Boże,
Niech się skończy... nie za szybko!

Gdy ucichły w końcu fale,
Drżąc zmęczona się rozmarzam.
Nie jest takie smutne wcale
Ciężkie życie marynarza...


Miał śpiewać dalej, ale przerwał my wybuch. Lutnia wróciła na plecy. * No cóż. Trzeba się ewakuować* Pomyślał * Trzeba sie pozbyć niepotrzebnego ciężaru* Otworzył niesioną na ramieniu torbę. Wyjął z niej 2 butelki rumu. * Żal by dobry trunek sie zmarnował * odkorkował jedną z butelek i wypił ile mógł po czym rzucił ją do morza. Tak samo postąpił z drugą. Potem postanowił pozbyć sie bębenka * Na tej wyspie musi być coś z czego można zrobić bęben *. Na końcu wziął dość duży rozbieg i wskoczył do wody. Tam spróbował znaleźć coś na czym mógłby sie utrzymać. W końcu znalazł pływającą na wodzie deskę. właśnie planował jak dopłynąć do brzegu kiedy zobaczył wielką falę. Zanim w niego uderzyła zamknął oczy, wziął głęboki oddech i mocniej chwycił się deski.
OŻESZ TY W PYTĘ WRÓCIŁEM NA FORUM :D!
Vistim
Majtek
Majtek
Posty: 135
Rejestracja: czwartek, 24 maja 2007, 08:28
Numer GG: 0
Lokalizacja: Hell called Earth...

Re: [brak] Rozbitkowie

Post autor: Vistim »

Entar Var'Sun

Wysoki, szczupły mężczyzna oderwał na chwilę lewą rękę od pompy, po czym odgarnął z czoła kosmyk długich, ciemnych włosów. W ruchu tym niektórzy prawdopodobnie dopatrzyli się zmęczenia ciężką pracą, ale nie to było powodem. Od początku podróży starał się unikać spotkań z innymi podróżnymi, co jako strażnikowi przychodziło mu z łatwością. Raz, z nudy przegrał z jakimś niziołkiem w kości. Teraz wiedział, że wielu z obecnych przy nim osób nigdy więcej może już nie zobaczyć, wiedział, że rozbicie się statku to kwestia chwili i nie żałował swojego postępowania.
"Śmierć nieznajomego boli mniej, niż utrata bliskiej osoby" pomyślał z bólem. Trzy lata tułaczki po świecie nauczyły go właśnie tego - nauczyły go, że nie należy się przywiązywać, gdyż nawet najlepszy przyjaciel może ci wbić sztylet w plecy widząc, ile zarobiłeś uczciwą pracą.
W tym momencie usłyszał wybuch. Wciąż ogłuszony, zrzucił z ramion ciężki od wody płaszcz. Gdy tylko zaczął odzyskiwać wzrok, zobaczył ziejącą w burcie wielką dziurę. Nie było sensu nawet próbować cokolwiek robić, a większość przebywających w pomieszczniu istot i tak już dawno wyskoczyła do wody. Sprawnym ruchem poprawił pas i zabezpieczył katanę, jego jedyną pamiątkę po ojcu, rzemykiem przywiązując ją do pochwy. Z lekkim wahaniem wskoczył w otchłań. Po chwili z trudem wypłynął na powierzchnię, tylko po to, by znów zacząć tonąć. Wytężył wszystkie siły i za 3 razem udało mu się czegoś złapać.
"Bębenek?!" pomyślał zdziwiony i prawie go wypuścił. Nie zastanawiając się nad tym dłużej sięgnął do pasa. "Jest".

Po krótkiej chwili, całkowicie stracił przytomność.
Without compassion...
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [brak] Rozbitkowie

Post autor: Ant »

Od wybuchu nie minęło pięć minut, wszyscy ze statku byli już w wodzie, albo martwi. Resztki statku pochłonęły płomienie. Woda była naprawdę zimna. Po kilku minutach bycia w wodzie, zaczynała się trząść szczęka, niemalże wybijając zęby jej właścicielowi. Niewiele później przestawało się czuć zanurzone kończyny. Można by to nawet wytrzymać, gdyby nie to, że sztorm jeszcze się wzmagał. Fale starały się coraz większe. Nie było problemu z tym, by przez nie dostać szczątkami łajby po głowie. Każdy łapał się czego tylko potrafił. Liczyło się tylko to, by pływało i nic więcej. Wola przeżycia kierowała mimowolnie wszystkimi. Na przykład jeden z najbardziej małomównych strażników na statku, Entar, złapał się małego bębenka, którego pozbył się przed chwilą hobbit. Rzucało nim, co chwilę zatapiało, bębenek się wywracał, ale chłopak dbał tylko o to, by nie wypadła mu katana. Zimna woda odbierała wszystkim powoli zmysły. Najmniej wytrzymali szybko tracili przytomność, a nawet życie. Gorzej mieli Ci, którzy byli wytrwalsi. Czuli jakby woda, wbijała im ciała lodowate igły, powoli doprowadzając do wariacji. Niektórzy chcący krzyczeć z bólu, nie potrafili nawet zebrać w płucach tyle powietrza, by się odezwać.

Ardel "Kotwica" Dwie Włócznie
W wodzie złapałeś się szczątków masztu. Broń jaką miałeś wciągała cię pod wodę, ale w wielkim wysiłkiem udawało ci się utrzymać na powierzchni wody. Miałeś to nieszczęście, że byłeś jednym z bardziej wytrzymałych. Fale, które cię wręcz atakowały nie należały do najprzyjemniejszych. Przywodziły ze sobą deski, belki, a nawet beczki które jakby na złość uderzały ci w głowę. Jednak to wytrzymałeś. Po długim czasie, kiedy nawet jęki ucichły, gdzieś hen w oddali widziałeś przebijające się słońce. Chciałeś tam płynąć, ale... Nie mogłeś się ruszyć... Mięśnie nie chciały cię słuchać... Kolejna wielka fala... To ostatnia rzecz jaką widziałeś...
Ocknąłeś się na skale. Kusza, którą miałeś na plecach nie przypominała już kuszy. Była zmiażdżona. Jej kawałki wrzynały ci się w plecy. Z dwudziestu bełtów pozostały trzy. Rapier był nienaturalnie wygięty. Miałeś szczęście... Odrobinę bardziej i wbiłby ci się w udo. Nie mogłeś odnaleźć swojej torby, w której miałeś resztę ekwipunku. Postanowiłeś próbować zejść ze skały, jednak ból skutecznie ci w tym przeszkadzał...

Vera Yavandil
Szukałaś belki czy też deski... Jednak szczęście się do ciebie uśmiechnęło. W wodzie nieśmiale majaczyło wieko jednej ze skrzyń. Wdrapałaś się na nie z trudem. Złapałaś się go kurczowo. Zimny wiatr przesiąkał twoje ciało. Fale zalewały wieko, jednak nie udało im się przewrócić porządnej drewnianej klapy. Fale i wiatr powoli odbierały ci życie. W końcu organizm przestał walczyć. Zemdlałaś...
Obudził cię śpiew ptaków i to takiego jakiego jeszcze nie słyszałaś. Byłaś na plaży. Leżałaś na resztkach wieka. Uratowało ci życie. Niestety stało się coś czego, chyba nie dało się uniknąć, ostrzoramiona wbiły ci się w ciało. Spróbowałaś się ruszyć. Przyszło ci to łatwo, jednak nie czułaś rąk ani nóg...

Jan "Grajek" Nihelm
Deska skutecznie przytrzymywała cię ponad poziomem wody, która jednak szybko odebrała ci chęć walki o życie. Poddało sie ciało... Poddał się umysł... Poddałeś się ty... Zapadłeś w swego rodzaju sen... Śniły ci się wszystkie twoje marzenia...
...jednak obudziły cię fale. Znajdowałeś się w jakimś dole na plaży. Było tam mnóstwo soli i zaczęła się wlewać tam woda, wprost na twoją twarz... Spojrzałes na to co miałeś przy sobie. Na strunach lutni było mnóstwo wodorostów, a w pudle rezonansowym, w resztkach wody pływała ryba. Jak ona się tam znalazła? Sprawdzałeś dalej. Karty zamokły. Pozostałe przedmioty były w porządku. Zauważyłeś jednak spory problem... Masz około trzy metry do wyjścia z tego dołu.

Entar Var'Sun
Bębenek i fale miotały tobą w wodzie. Opiłeś się słonej wody. Widziałeś ludzi wołających o pomoc, słyszałeś jęki, niektórzy bili się w wodzie o coś pływającego. Zobaczyłeś jak kotwica urywa się z płonącego statku, wpadając na ludzi płynących tuż pod nią. Potem pociemniało ci w oczach.
Ból... Coś chce wyjść z ciebie... Otwierasz oczy... Ciemność... Piski... Starasz się wstać... Ciało się buntuje... Wstałeś... Czujesz sól w ustach... Coraz bardziej... Zwymiotowałeś... Piski się wzmocniły... Zbliżały się... Patrzysz w jedną stronę... Ciemność... Stamtąd dochodzą odgłosy... Patrzysz w drugą... Światło... Daleko... Chcesz iść w tamtą stronę... Ból przeszkadza... Stąpasz powoli... Coś pluska pod nogami... Nie czujesz by było mokro... Katana!?... Jest... Czujesz, że coś tam jest... Możesz za to złapać, ale nie czujesz... Czy to tsuka?
Ardel
Kok
Kok
Posty: 1015
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
Numer GG: 8570942
Lokalizacja: Shadar Logoth

Re: [brak] Rozbitkowie

Post autor: Ardel »

Ardel "Kotwica"

Ból był dla niego niewyobrażalnie potężny. Nie potrafił się poruszyć. Coś kuło go w plecy. Spojrzał na szczątki swojej kuszy...
-Kerha!!! - przeklął w jednym z mniej znanych języków
Sprawdził resztę ekwipunku. Jeszcze wiele soczystych wulgaryzmów wydobyło się z ust tego spokojnego człowieka. Ale tym razem były ciche, by nie zwabić do niego nieprzyjaznych stworzeń. Oglądając swój rapier czuł wielki ból fizyczny i psychiczny. Jego pierwsza broń. Prawie całkowicie zniszczona... Tylko gdzie się jego pochwa podziała? Wziął 'Osę' (bo tak ten rapier się nazywał) i próbował choć trochę ją naprostować nie zważając na ból zmęczonych członków. Po wielu minutach niezbyt sensownej pracy spróbował zejść ze skały. Na początku nie udało mu się to. W ten sposób musiał pomyśleć... Wziął bełty, te jego ostatnie trzy, i spróbował jakoś usztywnić bolące nogi. Nie wiadomo, czy nie było pęknięcia kości, czy też nawet złamania. Związał to swoim pasem. Zza pasa wypadł zapomniany przez niego sztylet.
-Dzięki ci wielki Amicacu...
Spojrzał w dół skały. Zrzucił na piasek sztylet i rapier a sam spróbował zejść jeszcze raz, tym razem mniej uwagi zwracając na ból.

Podczas tych wszystkich czynności gorączkowo rozglądał się za torbą, od której mogło zależeć jego życie...
Arxel
Kok
Kok
Posty: 1007
Rejestracja: wtorek, 3 stycznia 2006, 17:37
Numer GG: 8564458
Lokalizacja: Z TBM

Re: [brak] Rozbitkowie

Post autor: Arxel »

Jan Nihelm

Niziołek trzymał sie na wodzie. Musiał. W jego ciało wbijały sie igły zimna. Po krótkim czasie stracił czucie w nogach i rękach. Powoli zasypiał. W końcu puścił deskę i zaczął spadać w dół. Do płuc wdarła mu się woda, stracił przytomność.
-----------------------
Czuł wilgoć na twarzy. Zakaszlał wypluwając wodę i otworzył oczy. To był duży błąd. Całą twarz zalała mu woda. Odskoczył w bok o zaczął przecierać oczy. Po chwili otworzył je i rozejrzał sie dookoła. Był w głębokim dole pełnym soli. Raczej z niego nie wyjdzie. Na dodatek zalewała go woda. Postanowił szybko przejrzeć swój ekwipunek w poszukiwaniu jedynej rzeczy, która mogła mu pomóc. Lutnia, całe struny w wodorostach i ryba*Ciekawe jak sie tam dostała?*. Mokre karty* Trzeba będzie rozdzielić i wysuszyć*, kubek i kości w dobrym stanie, to samo zapasowa czapka. Wyjął sakiewkę z monetami. Były i one i pierścień. Niestety brakowało tego co mogłoby mu pomóc. Złożył wszystko z powrotem do torby *Na dodatek umrę mokry... Gdyby chociaż ta woda szybciej sie lała to mógłbym utrzymać się na jej powierzchni aż wypłynę. A przy tej prędkości to zajęłoby z 3 dni.* Usiadł na ziemi. W tym momencie coś zaczęło go uwierać w udo. szybko wstał, sięgnął do spodni i wyjął to coś. Z radości krzyknął tak, że chyba usłyszał go każdy w okolicy. Złapał za sznureczki przyczepione do kamyka i zaczął kręcić . Jeśli chciał by go znaleźli kamyk musiał osiągnąć spora wysokość. W końcu puścił. Świetlik zaczął lecieć do góry. Gdy osiągnął maksymalną wysokość wydał odgłos wybuchu i nad dziurą pojawiło sie mniej więcej to co niziołek chciał zobaczyć. Duża strzałka wskazująca na dziurę. Powinno się ją widzieć z daleka* Powinno być nad nią jeszcze pomocy i mój rysunek ale dobre i to. Mam nadzieje, że przez te kilkanaście pacierzy ktoś to zobaczy nim zniknie( znak utrzymuje się od 10 min do 25 min) . Hałas też powinien pomóc.*
Ostatnio zmieniony piątek, 20 lipca 2007, 11:38 przez Arxel, łącznie zmieniany 1 raz.
OŻESZ TY W PYTĘ WRÓCIŁEM NA FORUM :D!
Vistim
Majtek
Majtek
Posty: 135
Rejestracja: czwartek, 24 maja 2007, 08:28
Numer GG: 0
Lokalizacja: Hell called Earth...

Re: [brak] Rozbitkowie

Post autor: Vistim »

Entar
Ciemność... Światło... Smród własnych wymiocin... I wszechobecne piski... Czuł się jak po wielkiej pijatyce. Nawet głowa go bolała, jakby był na kacu. Przynajmniej wymiotując wypłukał z ust smak soli. Sprawdził, czy katana jest na miejscu. Jest. A więc pierwszy sukces.

Przygłuszony odgłos wybuchu wyrwał go z chwilowego otępienia. Ponownie sprawdził, czy katana jest w pochwie, po czym spróbował ją wyjąć. Coś było nie tak, ostrze nie chciało wyjść z pochwy! "Buki uoi'nota... bloody hell... przecież przywiązałem ją rzemykiem!". Z nowym optymizmem, wyjął ją i próbował się zamachnąć. Z głuchym brzękiem miecz upadł na ziemię. Dopiero teraz mężczyzna zauważył, że ręce, tak jak i resztę ciała, ma zdrętwiałe od zimna. Powoli podniósł broń z ziemi, po czym udał się w jedynym przychodzącym mu na myśl kierunku - w stronę światła. Brnąc przez lepką maź, być może błoto, być może coś innego powoli zbliżał się do celu. Zbliżające się piski rozpoznał jako dużą ilość szczurów. "Jeśli szczury uciekają, to powinienem się pośpieszyć". Przyśpieszył kroku i po chwili zalała go fala światła. Momentalnie zamknął oczy, które protestowały przeciw patrzeniu w kierunku takiej jasności. Po paru sekundach otworzył je ostrożnie i rozejrzał sie dookoła. Stał w lekkim zagłębieniu, przed wejściem do jaskini. Zaczął się wspinać po lekko pochyłej plaży, lecz po krótkim czasie położył sie w cieni jakiejś dużej skały, schował katanę, złapał ją mocniej i zasnął, mając nadzieję, ze sen odnowi jego nadwątlone siły.
Without compassion...
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [brak] Rozbitkowie

Post autor: BlindKitty »

Vera Yavandil

Jęknęła. Bardzo, bardzo cicho. Trening wreszcie się przydaje do czegoś innego, niż opędzania od namolnych napalonych żeglarzy. Do zwalczenia bólu.
Na razie nie próbowała się ruszać. Popatrzyła na swoje ręce. No tak, branzolety ostrzoramion nie były raczej przygotowane na takie warunki... Dobrze że się nie połamały. Rany można wyleczyć, z tym mechanizmem byłoby trudniej.
Powoli obracając głowę przyjrzała się całemu swojemu ciału, czy gdzieś nie ma poważniejszych ran. Czekała, aż będzie w stanie w miarę sprawnie ruszać nogami, żeby wstać i odejść dalej od morza. Ramionami zajmie się później, na razie ostrza wbite w ciało przynajmniej częściowo tamują krwawienie.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Zablokowany