"Ballada"

ODPOWIEDZ

?

1
0
Brak głosów
2
0
Brak głosów
3
0
Brak głosów
4
1
100%
5
0
Brak głosów
6
0
Brak głosów
 
Liczba głosów: 1
Ardel
Kok
Kok
Posty: 1015
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
Numer GG: 8570942
Lokalizacja: Shadar Logoth

"Ballada"

Post autor: Ardel »

Tak, to właśnie tytuł - Ballada. Żaden inny mi tutaj nie pasuje.
Jest kilka uwag, które chciałbym, abyście przeczytali zanim sam tekst nadgryziecie:
-osoby twierdzące że to plagiat Mickiewicza/ Słowackiego/ InnyPoetaRomantyczny się byli. Tekst jest całkowicie mój
-nie jestem geniuszem w pisaniu, więc za każde zaburzenie rytmiki przepraszam
-ne wiedziałem, czy bardziej pasuje to do prozy czy poezji (w sumie synkretyczny gatunek, prawda?) ale chyba tutaj pasować będzie bardziej.
I proszę Was o jedno... Co wychodzi Wam wspaniale. Dobijająca i miażdżąca krytyka.


prolog

Błyszczy właśnie krucze oko,
W ciszy słychać wierzby jęki,
Lotos pieści swoje wdzięki.
Ach! przepadnij moja zwłoko!
Czerwienieje liść na wietrze,
Leci szybkoskrzydły cietrzew.

Teren leśny zapomniany,
Ostęp puszczy śpiewa ciszą,
Suche liście lisów niszą.
Taki krótki czas mi dany!
Płacze brzoza złotowłosa,
Mruga gwałtem oko kosa.

Gdzieżeś jechał piękny panie,
Gdy twa pani uciekała,
W dalemorze odpływała
Tam na wyspy zapomniane?
Teraz patrzysz na horyzont,
Morze twarz owiewa bryzą...

Dom twój cały przepalony,
Nie ma łodzi ni kobiety!
Na wojnie byłeś niestety.
Ta zaś zniszczyła twe plony,
Twoje domy, twoje życie.
Poszła! Świat odetchnął skrycie.

Poety głośno westchnął duch,
Czysta łza na kartę spadła
serce trzyma moc imadła.
I przeklął wszystkich bogów stu
I zaklął pełen zgryzoty
zemsta złamie wszystkie cnoty...

Krew, pożoga była wszędzie!
'Ach! kochany, cóż to będzie?
Gdzieżeś jest mój ulubiony
Mężu, panie hołubiony?
Już żołnierze w dom wpadają,
Pozwolenia nie pytają!
Kartę ci tutaj zostawię.
Treść jej prosta, taka właśnie,
Że uciekam – dalej waśnie.
W domu matki się pojawię.'

I uciekła pani domu,
Honor zostawiwszy sromu.
Na łódź wzięła jeno siebie
służba domu już śpi w Niebie.
Za nią dom płonie perliście.
Woje wina piją kiście,
Owce, konie zabijają
głód na chwilę zażegnany.
Cóż im z tego, że ich rany
Zmuszą ich – świat pożegnają.

A karta spłonęła niczym
Trupi oddech pośród zniczy...


Zgliszcza, zgliszcza, zgliszcza wszędy!
Nadzieja jej wieści próżna.
Wojna ci miłości dłużna.
Pan poszedł, usiadł pod dęby,
Załamawszy ciężko ręce,
Myśląc i kląc w swojej męce.
Dokąd udać pani mogła?
Że nie żyła – niepodobna!

'W dom swej matki? Nie tam przeca
nienawiści płomień mroczny
Płonie niczym nocna świeca.
Kłótni wiatr halsuje boczny.
Czy porwana? Może, może...
Ach! dopomóż mi mój Boże!'

I pan piękny powstał szumnie,
Za nim liści tuman mruga
Niczym deszcz krwi, kropel smuga
Za ostrzem ciągnąca dumnie.
Majestatu pełne siły,
Szczęk przy pochwie uchu miły,
Na piersi kielich wytchnienia.
Nie tropiciel? Nic nie zmienia!

'Rzeki spienią się karminem!
Lecz gdzie list okupujący?
Nie porwali?, tak jak winem
by się bawić? Sztormie rwący!'
Pięścią w górę, w niebo groził.
Krzyk słowikom śpiew zamroził.

Wpadł na koń - strzemię go niesie
Chyżo, wartko; i cwałuje.
Gnieciony, siebie zatruje,
Siodłem twardym. Śmierć jest w lesie,
Gdzie wśród kory żuk zagniata
Soki drzewne; tam gdzie lata;
Kołem czasu toczy cykle.
Spokój zawsze statni. Zwykle.

Minął już trzech lasów wały,
W czwartą bramę drzewną bije,
Wjechał między, wśród nich mały.
I piersiówkę wyjął – pije
Ukojenie bólów swoich.
Też wypiję – słów brak moich.


Dopłynęła dama brzegu.
Oglądałem ja to w biegu,
Bom się zmagał z Lewiatanem
dwa śpiewy naprzeciw walczą.
Jeden głosem, drugi sztormem.
Te dwie fale wkoło tańczą!
Szybko zmożon padłem plażą.

'Niech bogowie cię obdarzą
Kiłą, dżumą, durem brzusznym,
Droga moja córo – dziwko!
Bogom winnaś służyć większym!,
Nie Trójcy hołdować śpiewką.
Ze mną zostać winnaś ma krwi,
Niźli samczych pukać do drzwi!'

Tymi słowy po lat kilku
Matka córę powitała,
Chociaż w oczach swych łzy miała
serce swe oddała wilku.

'Tak, też kocham ciebie matko.
Wiedz, że żyje mi się gładko
Z moim mężem. A przynajmniej
Póki wojna nie sięgnęła,
Nie ma miejsca już tam dla mnie,
Więc żem tutaj przypłynęła.
Witam cię kochana matko!

Tyś od zawsze bogów swatką,
Lecz nie dla mnie takie życie.'
Szybkie oczu napotkanie,
Krótkie dłoni się nakrycie,
Policzków zaróżowienie,
Mała łza co tu upadła,
Ta naprzeciw tamtej siadła.

Szloch niewielki wstrząsnął twarzą
Niewzruszoną – tą z kamienia.
Odprężyły po wierzeniach
Kłótnie
              i herbatę warzą.

I

I co dalej? Gnał, polował!
W duszy swojej ją ratował,
Lecz naprawdę powiedziawszy
teraz w ciszy wysłuchawszy
Mnie, mój drogi czytelniku;
On był jak zły lis w kurniku!
Duszę, serce wypaczone
Wkładał w walkę z, Bogu winnym
Ducha!, ludźmi. Jak wół bronę
Rozsiewał swą śmiercię innym.

Pięcioro już ludzi zabił,
Straszliwie życia pozbawił.
Po krótkich torturach, prędce
Się dowiedział, że nikt jego
Damy ruszał. O wy mędrce!
(Nie chciał) nie rozumiał tego.

Widział w tych ludziach demony,
Co z żądzy krwi popuszczali
I swym chuciom folgowali.
Więc jak oni jego żony
Nie skrzywdzili w żaden sposób?
Nie zamierzał kusić losu,
Toteż nadal szukał winy,
Nie wiedząc, że c(z)yni kpiny.


'Panie, Panie, Boże, Boże!'
Zakrzyknąłem chwaląc Jego.
Był tu pewno, tu nad morzem,
Gdyż jest wszędzie – wszystko jedno.
'Widzisz co pan piękny czyni?
On się w swojej myśli myli!'

Wszechświat, Wszechrzecz mi odparła,
Szumem morskim piasek starła
koło przekreślone linią.
'Ach! więc losy już poznane!
Dzięki, dzięki, dzięki Panie!'
Aniołowie losy zmyją...


'Więc jak matko? jak to było?
Czy tak, czy się tak robiło?'
Mówiąc to, w ręku nóż miała.
Przed nią wiewiórka związana
Wyła od samego rana,
A panna ją skórowała.
Krzyk był tak nieznośnie głośny,
Tak przykry i tak bolesny,
Że zwierzęta w ostęp leśny,
Te z pobliża, prędko weszły.

Panna była tak szczęśliwa,
Jak dorosły co zabawkę
W ręku, tę z dzieciństwa, trzyma
I radości bierze dawkę.
Tak ją matka wyuczyła,
Tak przedtem robiła była.

Sama wiedźma obnosiła,
Się swym sceptrem - ach jak biła!;
Przed swą córą uraczoną.
Patrząc w wątpia więc odparła:
'Jakbyś troszkę mocniej starła,
To byś ją zabiła oną!
Teraz, ma krwi, musisz wyrzec
Słowa dawne - jakże piękne!;
By ich chwałą, sercem przyrzec
Wierność!, na ich łona miękkie!'

Patrzy cała przerażona
przecież ona innej wiary;
Na swą matkę zadziwiona.
Przecież bogom innym dary
Nie należą się nic wcale
przecież Trójcy służy ale!

'Jak to pani? Tak nie można!
Przecież ja Bogowi służna.
Jakbym mogła... przecież ja...'
'Pół tuzina lat Mu służysz!
Dał ci coś już? Kwiatek róży!?
Ile lat już bezruch twój trwa?
Pół tuzina pustej wiary!'
Córa matki zapłakała.
Może prawda, że Bóg stary
Starzec? Czy jej wiara mała?

Przyjąć nie pragnął jej umysł
Zieleni mocy ułomnej.
Wiedźma szczęśliwa, że zamysł
Wątpliwości ról niezłomnej.
Jeszcze godzina wybije!
Rylec wolno w glinie ryje...


'Ty wciąż milczysz drobna szujo?!
Wiesz, że dzieci ci otrują,
Panią zgwałcą moje zbóje?
Syna twego brzuch wypruję
Osobiście – jeśli milczysz...
Mówże więc: co wiesz o żonie?
Co żeś widział, gdy dom płonie?
Czyż ją ścigał pochód wilczy?'

Cios mu nos bardziej rozłamał,
Mokro mlasnął. Patrzy dumnie
tym zyskał szacunek u mnie;
Zdrady słowa nic nie kłamał,
Toć jedynie, gówno warte,
Gadał coś o kiejś dziewczynie.
Jakieś informacje starte,
Że przez morze ona płynie.

'Doby wybór mój psie służny.
Teraz jestem ci coś dłużny!'
Skinął głową siepaczowi,
Straszny dał znak małostkowy.
Żonę zabił, syna ubił,
Jego także nie hołubił.
I pan piękny dalej ruszył
za nim banda oddział puszy.

II

Dzień kolejny znów zobaczył
Stare lipy tego lądu.
Rias wybrzeża, pełen prądów,
Znów świętości trochę stracił.
Leżą na nim brudne flaki
Po wczorajszej orgii starej
Wiedźmy obchodzącej marę.
Na wzgórzach kryją się maki,
Co promienie zachwytują.
Jedna jeno wierzba rosła,
Pełna wielkiej dziupli, którą
Ptasie śpiewy wiatrem niosła.


'Widzę starca; jakiż widok!
Toć to straszne, że tak wszystko...
Tak za szybko, niczym błystką...'
'Zatem widzisz, że Bóg gnidą!,
Co odbiera radość życia,
Każe wám umierać za nim.
Zatem chwytaj dzień zębami
I rozrywaj! Radość kricia!'

'Jakież ropnie! Jaka skóra!
Cóż za smród straszliwy bucha
Z tejże jamy ciętej brzucha!'
'To jest właśnie boska dura,
Moja droga córo biedna.
Wszechdobro spuści choroby
zbawienia, cudu wyroby...
Więc merkantuj Trójco jedna!'

'Ach! to zwłoki? Masz mi wroga
Mój umyśle? W sercu trwoga.
Życia taka krótka droga?'
'Matka Boska, życia, sroga!
Tak – śmierć w świecie występuje.
Spójrz tu w końcu! Taka prawda,
Straszna prawda, że od dawna
Śmierć z Bogiem gładko stępuje.'

Zlękniona panna swej wiary,
Wychyliła wina z czary
I umysł otumaniony
Wzniosła między myśli klony.
Wiedźma się złem uśmiechnęła
znów cząstka dobra usnęła.


Ostatnie rekuperując
Siły przed wypadem w zboże,
Krew ostrza śliną krzyżując
Na osełki mocy dworze.
Śpiewa stal, kpi, pieśnią złości.
Wszyscy oni umierali
I szaleńczo w rytm płakali.
Dla wielkiej jego
                     miłości.

Panie piękny! co ty czynisz?
Nie rób tego – ty się mylisz!
Ach! nie słyszysz – przecież jesteś
Swą logiką teraz we śnie...

Wojsko znów idyllę niszczy.
Cóż, że jego sen nie zyszczy
Się przez takie to działanie.
Satysfakcji brak na twarzy
Jego, co świata wcale nie darzy
Czuciem! Tylko puste trwanie.
Nie wywiedział się niczego
Znów! Lży z Boga żałosnego:

'Panie! Dawaj mi tu moją
Damę! Pieprzone się stroją
Twe anioły opierzone!
Miast pomagać w mojej misji.
Ależ z Ciebie ogon lisi
wyznawczyni Twoja tonie
Gdzieś w odmętach zatracenia,
Jeno ja mam jej wspomnienia!'

Postanowił, wbrew sam sobie,
Przez morze się udać w grobie
Mdłości, powodowan falą,
Do wiedźmy plugawej, mądrej,
Co wróżyć umiała. Stąd jej
Heretyczne życie chwaląc,
Port ciemności swej opuścił
I się na jej wiedzę spuścił.


Szpaczkowaty wiedźmy uśmiech,
Gdy swej córze prowadziła
Człeka na śmierć, uwodziła.
Jakiż w oczach jej był pośpiech!
'Ma kochana, serce moje...
Czy gotowe duchy twoje?'
'Tak ma matko. Ja dam radę!
Wydrę się z Twych szponów Boże,
Okrucieństwa Twojej Triadę!
Już się Ciebie nic nie trwożę!'

To co się działo na plaży...
Nie, nie wspomnę tego, ten stres
Tak straszliwie umysł praży.
Wiedźmy okrucieństwa eksces
I miłości ciała bluźnej.
Nie! Iść muszę – wrócę później...

III

Krwiste słońce już zachodzi
Za ten komin, dym różowy.
Czerwień światła żagiel płowy
Odbija, nadaje łodzi.
Wiatr zachodni lekko dmucha,
Gnie się trzcina bardzo krucha
Od jego zalotów męki.
Sprawia on dzisiaj udręki.

'Panie! ukarz sprawiedliwie
Tych dwoje bluźnierców krocie.
Toż to potwarz!, jakże mściwie,
Dla ludzkości i tak w błocie.'
Coś mi odebrało mowę.
Ozwać się nawet nie słowem
Potrafiłem, tylko stojąc
Stałem. Spłoszony jak zając.

Poczułem, że sądzić może
Jeno sumienie człowieka.
Czas każdego mu ucieka
I swe człowiek życie orze.
Boże, w duszy Cię przepraszam,
Już pokory łzami zraszam
To ohydne podejrzenie.
Czynów ich też zap(łace/omnie)nie...

Elegii się dałeś ponieść,
Ekspiacji teraz dokonuj.
Stratagematy, twa wieść
Niesie, swe prędko wykonuj!
Piękny panie zatracony.
Wciąż nie jesteś osądzony.


I statek już dobił brzegu.
Wybiegł pan w pośpiechu biegu.
Dotarł i zapukał do drzwi
Opętańczo i szaleńczo.
Wychynęła głowa, zwieńczon
Słomą,
              i złe uniosła brwi.

'Czego tutaj dziwko męska?'
Spojrzał na nią zbity z tropu.
'Jam tu przyszedł z sercem z mroku...'
'Milcz! ty zgniła kupo mięsa!'
Mu przerwała chamsko blada.
'Twym bogiem jest boska Triada!
Albo więc głupiś przychodzisz
Lub też w téj miłości brodzisz.'

On pomyślał: wieszczka jakaś.
Takiej właśnie potrzebował.
'Żołnierz wrogi życie spsował.
A ty wiedźmo pięknie krakasz,
Zatem mieczem moim proszę,
Bo też ogień tu zanoszę,
Byś wieszczyła mi z zakościa
gdzie jest moja dama krosna.'

„To ten mąż jest mojej córy?
Wygarbuję jego skóry!
Lecz on wojów tu sprowadził...
Niech przeklęty będzie prostak,
Niech zasiądzie on do krosna,
Przyrodzeniem niech zawadzi!”

Wtedy weszła panna żona.
Otwarła oczy jak niebo;
Pan nie poznał – twarz jej kredą,
niczym wrona, zabrudzona.
Pisk się jeno z jej ust wyrwał,
Czar tej chwili prędko przerwał.
Tylnymi uciekła drzwiami
pan, wiedźma zostali sami.
'Piękną masz swą posługaczkę...'
'Nie zrobiłam ja z niej praczkę.
A twa żona bogom służy,
Bo to ona właśnie była,
Od konkubina wróciła
Swego. Burzy kwiatek róży.'

Pan stanął jak ryba ziemi.
Wieści wsłuchał się w nie sobą.
Jego panna tak mu drogą...
Ustami poruszał niemy.
Stara drzwiami się wymyka,
Wrzuciła doń do płomyka
Gazu z bagien. Śmiechem nosi,
Biegnie łąką, bogów prosi.

Miecz wziął wściekły, stoły ścina,
Garnce niszczy. Boga wina!
Tak to Jego wielka sprawa
I niech będzie on przeklęty!
On to są na życiu męty!
Teraz chmura będzie krwawa!

Wybiegł – zewnątrz się znalazłszy,
Wzrokiem szukał dawnej damy.
Ach! jak zada w piersi rany,
Brzuch otworzy nożem krwawszym.
Jej nie widać? Biada, biada...
Pewnie z kochankiem swym śniada.
O! ślad w błocie. Prędko ruszył
Drogą jego. Łab(ę/ą)dź puszy...


I co widzę? Toż to przecie
Panna droga. Pranie lecie
I mężczyznę leczy – chory.
Biedak – z oczu jeno wory.
Krzyża znak? Się pomodliła?
Toć to niby się wyklęła
Boga i aniołów miła...
A tu ni razu zaklęła!

'Wiesz, mój panie? Męża boję
Się mojego, kochanego.
Widziałam co w lustrze robił...
On mordował ludzi troję,
Nawet dzieciątka małego
Nie oszczędził i go pobił...'

Załamawszy umysł w ręce,
Siadła w miłości – swej męce.
Napoiła cierpiącego,
Lała maku dla śniącego.
Ulgę mu dawawszy, swojej
Doznawała części. Siły
Brała od jej wielkich Troje
nawet krztyny bogów wiły!

Wtem pan z mieczem, chaos, wpada!
Zdrości mocą pchany silną
Sztych kieruje w brzuch chorego.
Panna krzyczy – nic nie nada;
Więc moce skieruje inną
zasłoni sobą biednego.

Zbrocze krwią nabiega piękną
I niewieściem karmazynu.
Jeden krzyk – ona, on krzyczy.
Hałas wraz ze scholą dźwięczną.
Z włosów wypadł kwiat jaśminu.
Chory budzi się i ryczy.

Dłonie przyciskając brzucha
nic nie daje – płynie jucha;
Patrzy w oczy pana, szepce
ten bezładnie wkoło drepce.
'Boże wybacz mu Jedyny.
Duchu, Synu zapomnijcie
biorę na się jego czyny.
Mój kochany! Ty pomnij mnie!'

Pan miecz rzucił. Na kolana
Padł – zapłakał. Krwawi rana.
'Co zrobiłem? Nie, nie chciałem!
Wybacz miła, chyba miałem
Kwasorodu omam w głowie
Od tak dawna. Widzę teraz,
Zły ja byłem – każdy powie
Mi to w oczy; zła ma era...


Krwawi rana; panna jęczy.
Krwawi rana; nie wyręczy
Krwawi rana; śmierć jej dzisiaj.
Krwawi rana; niech się męczy.
Krwawi rana; wojna lisia...


Godzin kilka czuwał przy niej.
Ona straszliwie cierpiała,
Rozogniona wszerz bez mała.
Wreszcie w śmierci wpadła lej...

epilog

Pan, złamawszy swój miecz pierwej,
Chorego przeprosił rzewniej.
Pannę swą pochował w ogniu
proch jej nad morze uleciał.
Twarz ponurą zwrócił ku dniu,
Mina jego zimna, krecia.
Wygnał się na potępienie
smutek, ascetycznie nie je;
Się zamartwia swą głupotą,
Boga błaga wybaczenia.
Oj, nie zazna już spełnienia.
Stawia czoła sercu rotom.


Boże dary nam wspaniałe
Dałeś tak na Swoją chwałę.
Sumienie cudowne wielce,
Niczym kiedyś zwinne ręce.
Wolna wola – to cud godny
Ciebie, Twych aniołów, które
Przecież jej nie mają, które
Umysł ich bardziej niż płodny...
Lecz, że dałeś je nam razem,
To jakbyś uderzył płazem
W twarze nasze – wszystkich ludzi.
Przecież to największa kara
Czyściec się może ostudzi,
Bo na Ziemi się już stara
Nas potępić.
                   To jest kara!
Dary piękne nam podałeś,
Potępiając... Się
                     uśmiałeś...


Pan usiadł pod drzewa liśćmi.
Już nie piękny, dumy nie ma,
Może wciąż w nim miłość drzema?
Któż wie? Jabłka zrywa kiśćmi...
Na kolana padł i szepce:
'Cicho wokół; jakiż spokój....
Czyżbyś była zła mnie lekce?
Wybacz me szaleństwo boku...
                     Głód.'
AsiaWZieleni
Marynarz
Marynarz
Posty: 324
Rejestracja: wtorek, 3 maja 2005, 14:17
Numer GG: 0
Lokalizacja: z miejsca

Re: "Ballada"

Post autor: AsiaWZieleni »

Heh, jak nic jesteś szalony. Ale to może być zaleta (abstrahując od tworku).
Nie ma tego złego, co do domu poszedł
Ardel
Kok
Kok
Posty: 1015
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
Numer GG: 8570942
Lokalizacja: Shadar Logoth

Re: "Ballada"

Post autor: Ardel »

A dziękuję. W Twych ustach to komplement dla mnie.
AsiaWZieleni
Marynarz
Marynarz
Posty: 324
Rejestracja: wtorek, 3 maja 2005, 14:17
Numer GG: 0
Lokalizacja: z miejsca

Re: "Ballada"

Post autor: AsiaWZieleni »

Podziwiam cierpliwość - Twoją czy moją bardziej, nie wiem. Przeczytałam w końcu. Sporej części tekstu nie da się zrozumieć, pisanie wierszowanej fabuły nie jest łatwe. I nic, a nic nie może "płonąć perliście". Ta pseudometafora nie jest do przyjęcia. Niektóre fragmenty były naprawdę przyjemne. Na Twoim miejscu, jeśli lubisz formę ballady, skupiłabym się na zdecydowanie krótszych utworach i tematyce, która Ciebie dotyczy, to może pomoże wątkom odnaleźć drogę. I łatwiej będzie wyeliminować teksty słabe.
Aha, lubię się dzielić tekstami z ludźmi, ale ten dział to jednak nie szkoła literacka, nad niedociągnięciami moim zdaniem powinno się pracować przy biurku, nie na forum. Wiem, że bardzo trudno jest siebie obiektywnie ocenić, ale litości, nie potwierdzajmy reguły "co za dużo, to nie zdrowo".
Jeszcze raz wrócę do formy: wyeksploatowane gatunki literackie może uratować tylko niezawodny warsztat. A warsztat nie oznacza schowka na wiertarkę, przykro mi.
Nie ma tego złego, co do domu poszedł
Ardel
Kok
Kok
Posty: 1015
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
Numer GG: 8570942
Lokalizacja: Shadar Logoth

Re: "Ballada"

Post autor: Ardel »

Ja podziwiam Twą wytrwałość - już od kilku osób słyszałem, że przez ten tekst ciężko przebrnąć.
AsiaWZieleni pisze:A warsztat nie oznacza schowka na wiertarkę, przykro mi.
Czyli będę pracował wytrwale, żeby dodać do schowka dłuto, szlifierkę i wiele innych.

Dziękuję Ci za komentarz - pozostaje mi zatem pracować, jak mówisz.
Eglarest
Chorąży
Chorąży
Posty: 3653
Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
Numer GG: 777575
Lokalizacja: Poznań/Konin

Re: "Ballada"

Post autor: Eglarest »

-osoby twierdzące że to plagiat Mickiewicza/ Słowackiego/ InnyPoetaRomantyczny się byli. Tekst jest całkowicie mój\
to akurat widać i czuć niewiem jak można się pomylić.
-nie jestem geniuszem w pisaniu, więc za każde zaburzenie rytmiki przepraszam
to fakt, zaburzenie zlikwidujesz moze decydując się na jeden typ rymów.
-ne wiedziałem, czy bardziej pasuje to do prozy czy poezji (w sumie synkretyczny gatunek, prawda?) ale chyba tutaj pasować będzie bardziej.
no wiesz co...

ogolnie wymiękłem przy czytaniu i porzuciłem ten pomysł ale pewnie wrócę do niego by móc się wypowiedzieć bardzie szczegółowo.
Ardel
Kok
Kok
Posty: 1015
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
Numer GG: 8570942
Lokalizacja: Shadar Logoth

Re: "Ballada"

Post autor: Ardel »

Eglarest pisze:to akurat widać i czuć niewiem jak można się pomylić.
Kocham Twoją bezpośredniość :mrgreen:

Tymi cytatami udowodniłeś mi, że najwięcej literówek zrobiłem we wprowadzeniu... Inne rzeczy także ;)
Ałć...
ODPOWIEDZ