[Świat Pasem] Pradawni Władcy

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Silbern

-Możesz usiąść... To Twe miejsce...- odezwał się głos zza tronu. Darkning stał, opierając się o tył oparcia plecami. Patrzył na gobelin powieszony z tyłu z symbolem Gai po środku i korony powyżej. -Masz władzę... Teraz czas na religię... Masz do tego głowę?- zapytał się, wzdychając. Elfka drgnęła wzbudzona. Podniosła głowę i popatrzyła na Darkninga. Nie od razu zrozumiała, co on do niej mówił. - Nie wiem... - Odparła początkowo niepewnie - Nie znam się na religii. Nie wiem, co bym miała robić... - Powiedziała szczerze podchodząc do tronu, lecz nie usiadła. Odwołała włócznię i wpatrzyła się w ten sam gobelin, któremu przyglądał się Darkning. - Poza tym Gaia jest boginią... I to ona się na tym zna - dodała cicho. -Więc porozmawiaj z nią... Ten tron Ci to ułatwi. To nie jest zwykłe wygodne siedzenie. Usiądź - zrozumiesz...- powiedział czarownik, nie odrywając wzroku od gobelinu. Dziewczyna westchnęła i opadła na tron. Zrobiła to zbyt gwałtownie i syknęła z bólu, gdy uderzyła o coś stłuczonym barkiem. Elfka poczuła jak płynie przez nią siła pochodząca z ziemi. Zobaczyła ludzi śpiących w swych łóżkach. Kilku podróżników powoli docierających do miasta, zwierzęta układające się do snu w swych legowiskach i gniazdach, nocne drapieżniki powoli budzące się i przygotowujące do łowów, matkę uciszającą dziecko, by spało dalej spokojnie... -To twoje łącze- usłyszała szept czarownika. -Widzisz, co się dzieje na całym kontynencie... Widzisz wszystko na raz, ale odbierasz każde... Twój umysł potrafi sobie z tym radzić, nawet, jeśli Ty nie potrafisz...- Powiedział mężczyzna i westchnął. -Zdobyć władzę jest dość łatwo, ale utrzymać ja jest trudniej. Sądzę jednak, ze Ci się uda...- powiedział i pokiwał głową. Dziewczyna była zdziwiona tym, co zobaczyła. Przyglądała się temu, co działo się na kontynencie siedząc tutaj, w sali tronowej... Zająknęła się nie bardzo wiedząc, co chce powiedzieć. Najwyraźniej chciała zadać jakieś pytane, ale jej to nie wyszło. Czarownik obszedł tron i stanął przed nią. -Chciałaś się o coś zapytać. Pytaj... Teraz jest czas!- powiedział. Podsunął jedno z krzeseł i usiadł na nim. - Jaka moje w tym rola? - Spytała nie rozumiejąc tak naprawdę, do czego zmierza czarownik. - No i na jakiej podstawie wysnuwasz takie wnioski? - stwierdziła, że rzetelne pytania więcej jej wyjaśnią. - Co teraz będzie? - Skończyła czekając na odpowiedzi. -Twoją rolą - trwać. Będziesz musiała.. Będziesz miała powinność rozstrzygać spory wewnątrz państwa i decydować o stosunku do innych państw...- westchnął. -Zadania pojawia się same. Domyślanie się pozostawisz Philisteriasowi. Przybędzie tu za kilka tygodni. Stwierdził jednak, że ma dość ludzkiej postaci. Zapewne będzie wyłącznie liszem, co będzie skrywał pod maską. Będzie dodatkową parą oczu i uszu, które będą ci dostarczać zaskakująco dużo informacji i będzie sugerował rozwiązania. Można na nim polegać - sam go stworzyłem!- kiwnął głową. -W przeciwieństwie do większości nieumarłych nie jest manipulantem i ma silne poczucie obowiązku.- Skinęła głową czekając na więcej wyjaśnień. Wstała rozprostowując obolałe kończyny. Siedzenie na tronie sprowadzało na nią obezwładniającą senność, a teraz nie chciała zasypiać. -Cóż więcej powiedzieć... Będę Cię wspomagał do czasu przybycia Philisteriasa. Jeśli tego zapragniesz, to zostanę tutaj nawet po jego przybyciu, ale w takim układzie będę musiał zmienić postać.- westchnął. Popatrzyła na niego zdziwiona zupełnie już nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Uniosła brew prosząc tym samym o dalsze wyjaśnienia. – Ale co… Dlaczego mówisz o odejściu? Zmienić postać? – dziewczyna zadała dręczące ją pytanie. „Nikogo nie trzymam ani nie przeganiam… Sami zawsze odchodzą” pomyślała z goryczą. – Iridia się myliła… - „Ja dalej prowadzę wojnę…” – Cholera! Dlaczego on zawsze miał rację?! – krzyknęła dziewczyna myśląc o swym ojcu i chowając głowę w dłoniach jakby słowa te związane były z wielkim bólem. Elfka zagubiła się we własnych myślach. Nie wiedziała już, co powiedziała na głos a co było tylko przelotną myślą. Kręciła się trochę po sali mieszając myśli i słowa, nie zdając sobie sprawy z tego, że w jej wypowiedziach pojawił się totalny chaos. – Dziś rano chciałeś o coś spytać… - przypomniała zapominając tym samym, że zadawała czarownikowi jakieś pytania. Zmęczenie narastało, a Silbern miała tyle pytań, że chcąc uzyskać na nie odpowiedzi jeszcze dziś, na siłę utrzymywała się na nogach. Niestety to samo zmęczenie które sprawiało, że drżała jakby znalazła się na środku lodowej pustyni ograniczało jej zdolności myślenia. Nie zauważyła kiedy zaczęła chodzić w kółko dość szybko ale chwiejnie. Jej słowa zamieniły się też w bełkot, który czarownik z trudem rozumiał. Darkning pokręcił głową. -Widzisz... Te bransolety pozbawiają mnie mocy... Nie dają mi prawa skrzywdzić fizycznie lub mentalnie jakiejkolwiek istoty, a przebywając na tym kontynencie narobiłem sobie nieco wrogów... Jeśli pozostanę pod tą postacią to ci wrogowie zmeinią się również w Twoich wrogów... Ponadto ja będę zagrożony - nie mogę się bronić...- westchnął. -Poczucie bezsilności to coś, o czym dawno już zapomniałem...- dodał i westchnął raz jeszcze - ciężej. Do elfki najwyraźniej nie dotarła całość przekazu. Machnęła ręką starając się przywrócić sobie jasność myślenia. Zdjęła z głowy srebrną obręcz. Zrobiła to po raz pierwszy w obecności Darkninga. Na jej skroni czarownik dostrzegł srebrne pasmo włosów w miejscu gdzie miała bliznę po uderzeniu przez jej 'ukochanego'. Przeczesała palcami włosy i usiadła na ziemi w miejscu, w którym stała. Chwilę bawiła się obręczą, ale nie mogąc się skupić ograniczyła się w końcu do powtórzenia ostatniego pytania. Czarownik westchnął. -Pytanie brzmi "czy chcesz, bym tu pozostał, gdy jesteś władczynią?"- powiedział i złożył ręce za plecami. -tamto... Nieważne...- powiedział. -Już nie umiem... A z resztą...- machnął ręką. -Zapomnij!- Hm? - Odparła nie rozumiejąc, o co chodzi. Machnęła ręką ponownie. - Zostań... - Dodała już prawie przez sen. Czarownik pokiwał głową. -Ale... Nie... W sumie...- zaczął. Zaśmiał się. -Dobrze, potrzebuję Twej świadomości jeszcze na chwilę!- powiedział pstrykając palcami. Dziewczyna zamrugała niepewnie oczami patrząc prosto na czarownika. -mam możliwość ingerencji w Twą pamięć... Mogę usunąć z niej tamten nieprzyjemny incydent.. Oddalić go, złagodzić...- powiedział, poważniejąc zupełnie. Elfka popatrzyła na Darkninga szeroko otwartymi oczami. - O czym ty mówisz? - Spytała zupełnie nie rozumiejąc, o co chodzi. Potrząsnęła głową nie wiedząc czy jej się śni czy nie. Zupełnie nie rozumiała... -Chodzi o ból sprzed lat, moja droga...- westchnął. -O twoje niezbyt przyjemne przeżycie, które kołacze się wewnątrz Twej jaźni...- Elfka roześmiała się nie wierząc w jego słowa. - Przecież... Przecież nie ma nic takiego... - Odparła przyglądając się mężczyźnie uważnie. "O czym on mówi?" -Będę bezpośredni. Chodzi mi o incydent z Twą pierwsza miłością..- powiedział. -Pamiętasz to?- Incydent? - Elfka straciła pewność siebie, ale nadal wyglądało na to, że nie rozumie, o co chodzi czarownikowi. Przeczesała palcami włosy szukając w pamięci jakichś poszlak. Nie znalazła nic oprócz czarnej dziury w dniu, w którym straciła ukochanego. - Tylko to po nim mi zostało... - Odparła dziewczyna dobywając z cholewy buta swojego sztyletu. Darkning poznał tę broń. To od jelca tego sztyletu dziewczyna nosiła pod włosami na skroni głęboką bliznę. -To tym dostałaś w głowę?- zapytał dla pewności. Pomimo osłabienia zdolności powinien podchwycić aurę bijącą od broni, gdyby taka istniała. Elfka popatrzyła na niego nie starając się ukryć zdziwienia. - W głowę? Co?! Darkning, o czym ty mówisz?-Daj mi na chwilę ten sztylet i pozwól mi pomyśleć...- powiedział czarownik. -Nie pamiętasz tamtego zdarzenia, wyparłaś je, ale ono wciąż tam jest. Muszę się zastanowić jak postąpić z tym problemem...- Dziewczyna wstała chwiejnie i podała mu ostrożnie sztylet nie wiedząc o co może czarownikowi chodzić. Usiadła ponownie na podłodze przyglądając się mężczyźnie. Zmęczenie ustąpiło na razie miejsca ciekawości i zdziwieniu, ale mimo to Silbern z trudem przychodziło skupienie uwagi na czymkolwiek. W końcu nie wytrzymała… Nie mogąc sobie niczego przypomnieć, przywołać wspomnienia, o którym niejasno wspominał czarownik Władczyni spytała przerywając mężczyźnie tok myślowy – Darkning, o jakim wspomnieniu mówisz? – jej głos brzmiał bardzo niepewnie. Ten spojrzał na nią, odrywając wzrok od sztyletu. -O tym, do czego doszło niecałą godzinę przed śmiercią Twego ukochanego....- odparł. -Zawsze uważałem gwałt za karygodne przewinienie...- westchnął i powrócił do skupiania uwagi na sztylecie. -Trzy punkty....- mruknął do siebie. Dziewczyna patrzyła na niego z przerażeniem w oczach. Widać było, że przekopuje się przez swoje wspomnienia starając się dotrzeć do takiego wydarzenia. Znowu przejechała palcami po włosach natykając się na bliznę nad skronią. Zatrzymała dłoń w tym miejscu patrząc z przerażeniem na sztylet trzymany przez czarownika. Jak przez mgłę przypominała sobie, co się wtedy zdarzyło... Znieruchomiała nie mogąc nic z siebie wykrztusić. Wstrzymała oddech zagubiona wśród własnych myśli i wspomnień. Nie wierzyła w to, co właśnie wracało do jej świadomości. Nie wierzyła i nie chciała uwierzyć. -To było, ale Ty starasz się uwierzyć, ze nigdy się nie zdarzyło, zamiast stawić temu czoła.- wymamrotał czarownik, kładąc sztylet na stole koło niego. Podszedł do elfki. -Trzy punkty.... Jeden aż nadto widoczny....- westchnął i dotknął jej czoła. -Teraz drugi punkt...- wymamrotał i zaczął lustrować ciało elfki. Dziewczyna nawet nie drgnęła. -Drugi punkt tu... i trzeci tu...- wskazał brzuch i ramię Silbern. -Chcesz to wspomnienie usunąć, czy osłabić jego więź?- zapytał czarownik biorąc w dłoń sztylet, chwytając za czubek ostrza. Dziewczyna nie była w stanie odpowiedzieć. Głos uwiązł jej w gardle. Zbladła nie mogąc nawet zaczerpnąć powietrza. Schowała głowę w dłoniach starając się znaleźć jakiś punkt zaczepienia dla samej siebie. Czarownik westchnął i zdjął kaptur, po czym przykląkł przy niej kładąc jej rękę na ramieniu i lekko przytulił. -Ciii... Czasem trzeba stawić czoła temu, co się stało...- powiedział szeptem. Elfka rozpłakała się nie będąc w stanie poradzić sobie z natłokiem myśli. Jej podświadomość usilnie walczyła o zepchnięcie wspomnienia jak najdalej i jak najgłębiej... Kostki zaciśniętych palców zbielały z wysiłku. Czarownik odstawił sztylet na bok i mocn0o przycisnął dziewczynę do siebie. Przysłonił ja płaszczem i trzymał w objęciach. -Nie możesz tego odepchnąć... Musisz zaakceptować, bo nigdy się go nie pozbędziesz...- mówił. Silbern zaczęła drżeć na całym ciele. Chaos w jej głowie był dla niej nie do wytrzymania. Zawyła jak zranione zwierzę. Nie była zdolna do jasnego myślenia. Widać było, że wybuch ma się końcowi, bo dziewczyna opadała powoli z sił. Elfka w końcu się uspokoiła. Był to chwiejny spokój bardziej wynikający z braku siły niż z czegoś innego. Wtuliła się w ramię Darkninga. Nagle wszystko, w co wierzyła do tej pory okazało się kłamstwem. - Dlaczego? - Szepnęła sama do siebie. Zrobiło jej się zimno i było jej niedobrze. -Bo świat nie jest w porządku...- westchnął czarownik i pocałował elfkę w czoło. -Jeśli masz w ramię wbity kolec, to nie pozbędziesz się bólu nie zwracając na niego uwagi, lub udając, że go tam nie ma. Musisz go wyszarpnąć i zaleczyć ranę...- dodał. -Mogę Ci pomóc... W tym pierwszym tylko pośrednio, bo jestem tylko wsparciem psychicznym, ale jeśli chodzi o zaleczanie rany... Pomogę Ci, jeśli tylko masz dość odwagi podjąć to wyzwanie. Silbern tylko kiwnęła głową przez łzy. Mocniej jeszcze wtuliła się w czarownika szukając u niego oparcia. Słabnącą siłą woli powstrzymywała się od dalszego płaczu. O dziwo udało jej się to. Najchętniej teraz zniknęłaby z tego świata nie pozostawiając po sobie nawet śladu czy wspomnienia. Czuła się źle... Czarownik powoli ją podniósł. -Potrzebujesz snu... A ja upewnię się, by był spokojny!{/i]- powiedział i zaczął iść w kierunku sypialni Silbern. Gdy Darkning kładł ją do łóżka dziewczyna w ostatnim przebłysku świadomości chwyciła go za przód koszuli i delikatnie pociągnęła go ku sobie szepcząc sennie – Dark… Zostań… - zmusiła go tym samym do położenia się koło niej. Wtuliła się w niego i zasnęła głęboko wciąż nie wypuszczając jego ubrania z uścisku. Zbudziła się późno. Było już dobrze po południowym górowaniu słońca. Dziewczyna na początku nie otwierając jeszcze oczu dość mętnie pomyślała, że znów spała w butach i z mieczem u pasa. Prawy bark pulsował tępym bólem. Był zwichnięty po potyczce z bóstwem i dodatkowo nadwyrężony pływaniem. Poza tym czuła się źle po wczorajszym wybuchu płaczu. Źle jej było z tą dziwną świadomością własnego życia... Otwierając oczy spojrzała wprost na Darkninga. Nim mężczyzna zdołał coś powiedzieć Silbern z wyrazem bezgranicznego zaskoczenia na twarzy cofnęła się gwałtownie spadając z łóżka i… ciągnąc za sobą czarownika, gdyż w dalszym ciągu trzymała go za ubranie. Lecąc w dół zahaczyła głową o szafkę nocna a lewym łokciem o brzeg łóżka. Potem w zetknięciu z podłogą ucierpiała znowu głowa i nieszczęsny prawy bark. Na sam koniec zwalił się na nią czarownik. – P… Przepraszam… - wystękała krzywiąc się z bólu i puszczając mężczyznę. Nie mogła się ruszyć z powodu bólu w ramieniu i leżącego na niej czarownika. – Gaja nie mogła lepiej trafić… Wybrała Władczynię, która nie potrafi zadbać nawet o samą siebie... - Jęknęła sarkastycznie, uśmiechając się smutno przez łzy i rozmasowując stłuczoną głowę. Czarownik powoli się podniósł i pomógł wstać elfce. Pokręcił głową. Przyłożył ręce najpierw do jej głowy, potem zajął się prawym barkiem "naprawiając" jak to określił uszkodzone ciało. -Gdzieś jeszcze boli?- zapytał. - Łokieć i kostka - zamarudziła dziewczyna - Ale tego buta to ty dziś już nie zdejmiesz... Kostkę skręciłam walcząc z Bogiem Agonii - wskazała na prawą nogę siadając na łóżku z nieszczęśliwym wyrazem na twarzy. "No i żebra" dodała w myślach wspominając uderzenie jej własnych łańcuchów. Czarownik przyłożył dłoń do kostki. Skupił się przez chwilę. Materia buta strąciła spoistość i rozpłynęła się się w powietrzu niczym syrop w wodzie. Dotknął kostki i zaleczył "uszkodzenia", po czym zespolił but na nowo. Potem w dłonie wziął łokieć. Ból ustał. -Jeszcze coś?- zapytał. -Nie miałem jak śledzić Twej potyczki z Ezehialem, miałem trochę na głowie w tamtym momencie...- zaśmiał się. - Nieważne - machnęła ręką i wzruszyła ramionami. Żebra nie dokuczały jej bardzo. Były po prostu obite. Wedle jej oceny nie było sensu się nimi przejmować. Chociaż ból żeber objawiał się u niej pewną sztywnością ruchów to dziewczyna tego nawet nie zauważyła. Czarownik skinął głową. -Więc... Jesteś gotowa powrócić do tematu ze wczoraj?- zapytał trochę niepewnie. Silbern posłała mu udręczone spojrzenie - Nie mam chyba wyjścia... - Szepnęła i po plecach przebiegł jej lodowaty dreszcz. -A więc słuchaj.. Mogę to wspomnienie usunąć całkowicie... Ale wtedy zapomnisz o nim całkowicie. Nie będziesz pamiętała, żeby taka istota jak on w ogóle istniała. Mogę też osłabić moc tego wspomnienia... Będziesz wiec i jego i zdarzenia tamtej nocy pamiętać, ale straci to na znaczeniu... Znacznie. Nie będzie wywoływało tak silnych emocji...- zakończył.- Człowiek, elf, wszystkie żywe istoty żyją po to by zbierać doświadczenia. By się na nich uczyć i doskonalić się na ich podstawie. Całkowite zapomnienie byłoby, więc tylko powtórzeniem tego, co robiłam do tej pory... Uciekaniem przed prawdą. - Stwierdziła a jej głos był pozbawiony wyrazu. W jej oczach było jednak widać, że cała sprawa bardzo ją gnębi.-Mądra decyzja...- kiwnął głową czarownik. Założył kaptur i uniósł ręce. Zza jego paska wystawał sztylet Silbern -Gotowa?- zapytał. Skinęła powoli głową sztywniejąc nieco. Nie wiedziała, co się teraz stanie... Czarownik wytworzył niewielkie ładunki energii na opuszkach palców. Dotknął wskazującym jednej ręki skroni Silbern. Drugim - rękojeści sztyletu. Oba punkty połączyła półprzezroczysta, pulsująca nić z fioletowej energii. Potem połączył sztylet z bokiem i brzuchem elfki w ten sam sposób. Zacisnął pięść i uderzył nią w drugą, po czym złożył otwarte dłonie i powoli je oddalał od siebie. Nici słabły coraz bardziej, aż wreszcie, gdy były niemal zupełnie niewidoczne Darkning przerwał ruch, zacisnął pieści i uderzył nimi o siebie ponownie. Szum.. Tyle elfka pamiętała. Głośny szum.Obudziła się chwilę po tym czarownik siedział koło niej na łóżku, w którym leżała. -Załatwione!- powiedział. -Udało mi się niemal zobojętnić tamto zdarzenie. Myślenie o tym teraz przyniesie najwyżej niesmak...- dodał i zdjął kaptur. -Jak się czujesz/- zapytał. - Dziwnie - odparła dziewczyna zgodnie z prawdą. Zaczęła się nad czymś zastanawiać. Prawą ręką dotknęła blizny nad skronią rozwichrzając włosy. Srebrne kosmyki wymieszały się z jej płomiennorudą czupryną tworząc zabawny efekt. Po chwili chwyciła dłoń czarownika i przyłożyła ją do tego miejsca. Mężczyzna wyczuł pod palcami szorstką nieprzyjemną pamiątkę. Kości były kiedyś pęknięte w tym miejscu - Odebrał mi większość wspomnień... - Stwierdziła sucho na zimno analizując sytuację. Wyglądała jakby wiele dręczących ją kwestii nagle wyszło na światło dzienne i znalazła wiele odpowiedz na dręczące ją pytania. - Dziękuje - powiedziała nieco zmęczonym głosem. -Jestem tu po to by Cię wspomagać- czarownik mrugnął do elfki. -A teraz powiem trzy magiczne słowa...- uśmiechnął się, wstał i podał jej rękę. -Idziemy Na Śniadanie!- Szeroki, radosny uśmiech, który pojawił się na twarzy dziewczyny nie mógł być źle odczytany. - Czytasz w moich myślach - powiedziała dwuznacznie. Czarownik zaśmiał się. -Chodźmy nim ostygnie!- Silbern wstała wspierając się na ręce Darkninga i podążyła za nim głodna jak stado wilków w zimie. Śniadanie było pokaźnych rozmiarów i brali w nim udział nie tylko Silbern i Darkning. Elfka poznała bez problemu Mrocznych Rycerzy, rudowłosą kobietę, wielkiego szkieleta ze zwierzęcą czaszka z rogami. Przy stole siedział również kobieta w czerni i sukkub oraz pomniejsi dowódcy oddziałów. na widok Silbern wszyscy unieśli puchary. -Za Władczynię!- krzyknęli i wychylili duszkiem zawartość. -Siadamy!- zaśmiał się czarownik. -Tam przy szczycie stołu.- wskazał miejsce Silbern. -A je tuż obok!- wskazał siedzenie po prawej stronie od miejsca Władczyni. -Nie było okazji świętować zwycięstwa, więc...- czarownik rozłożył ręce i znów się zaśmiał. Elfka popatrzyła po zgromadzonych śmiejąc się i podążyła w stronę wskazaną przez Darkninga. Bawiła ją ta sytuacja. Gdy zasiadła do stołu odgarniając zawadiacką grzywkę znad czoła zdała sobie sprawę, że nie ma na głowie obręczy. Zamyśliła się gdzie też mogła ją zostawić... Od czasu, gdy po raz pierwszy zauważyła srebrny kosmyk włosów nie ściągała obręczy w towarzystwie. Niektóre pamiątki powinno się chować przed postronnymi obserwatorami... Wielki szkielet bez ustanku śmiał się a to puszczając kłęby dymu z nozdrzy, które układały się w różne kształty, a to zagadując, do kogo popadnie. Ruda kobieta w czerwieni uśmiechała się tylko i popijała czerwony płyn z kieliszka, przysłuchując się rozmowom. Xanthus ryknął głośno zakończenie jakiejś anegdoty z pola bitwy i cały stół ryknął śmiechem. Wszyscy jedni, pili i bawili się aż do późnej nocy. -Trochę przedłużyło się to śniadanie, co?- zachichotał czarownik, prowadząc Silbern do jej pokoju, podczas gdy salę sprzątały gargulce. Dziewczyna była w szampańskim nastroju. Wbrew swoim obawom podobało jej się. Nie była przyzwyczajona do takich biesiad i początkowo myślała, że nie będzie się umiała znaleźć w towarzystwie. Tymczasem przysłuchiwanie się opowieściom i śmiechom oraz obserwowanie współbiesiadników dało jej wiele radości... Zakropionej alkoholem. Nie była pijana, bo po ostatniej przygodzie z butelką i trunkiem pilnowała się by nie pić za dużo. Pierwszy lepszy współbiesiadnik wyśmiałby ją gdyby podała faktyczną liczbę wypitych kieliszków wina (dwa:P). Wreszcie dotarli do komnat Silbern. -Lepiej wskakuj do łazienki!- zaśmiał się czarownik. -Czekam aż wyjdziesz i się grzecznie położysz w łóżku.. Zagram Ci coś!- mrugnął do niej. Elfka od razu poszła za radą czarownika i... Hmm... Darkning pewnie szybko pożałował swych słów. Kilka brzdęknięć i parę "Upsów" później elfka cała mokra była już z powrotem. - Posprzątałam po sobie - uspokoiła mężczyznę siadając na brzegu łóżka. Z mokrych włosów kapało na podłogę a ręcznik, którym się owinęła był na najlepszej drodze do opuszczenia swojego obecnego stanowiska... Czarownik usiadł obok niej i pocałował ja lekko w usta. -No, wytrzyj się, chyba nie potrzebujesz pomocy, co?- uśmiechnął się. Uśmiechnęła się ciągnąc w swoją stronę i całując... Długo... Objął ją i przejechał dłonią po jej mokrych plecach Przycisnął lekko do siebie i pocałował raz jeszcze. Przesunął ręką w górę aż do jej karku, zaś drugą objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Dziewczyna się nie opierała. Ręcznik opadł na ziemię przestając spełniać swoje pierwotne zadanie. Nie przerwała całowania. Poddała mu się całą swoją osobą. Ubranie czarownika rozpłynęło się w powietrzu. Przylgnął do niej mocno, gładził po ramionach i biodrze. Pocałował po raz kolejny. Spojrzał jej pytająco w oczy. -Chcesz tego?- Dziewczyna przerwała mu w pół słowa przykładając palec do jego ust i zamykając mu je kolejnym pocałunkiem. Uśmiechnął się tylko i nie przerywał pocałunku. Objął ją i przycisnął do siebie. Poczucie jej ciepła wyraźnie sprawiało jemu przyjemność. Jego prawa ręka błądziła gdzieś koło jej łopatek i karku. Czarownik czuł przez skórę bicie serca elfki. Biło mocno i szybko. Dziewczyna zanurzyła jedną rękę we włosach czarownika a drugą powiodła wzdłuż jego boku. Odruchowo uniosła prawą brew gubiąc się w doznaniach. Pocałował ja wpierw w szyje potem między obojczyki. Wtulił się na chwilę w miękkie ciało, po czym powrócił do całowania jej ust. Westchnął cicho. Lewa ręka lekko rozluźniła się, a prawa przewędrowała z pleców na brzuch elfki. Dziewczyna zadrżała zaskoczona reakcją swojego ciała. Nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego. Chciała coś powiedzieć, ale... Skończyło się westchnięciem. Spojrzała zdziwiona w oczy czarownikowi. Ten tylko mrugnął. Przejechał dłonią po linii jej czoła, nosa, bródki, potem po szyi. Zatrzymał się i dotarł do ramienia. Objął ją oburącz i przytulił. -Umiałaś mnie w sobie rozkochać...- szepnął Elfka popatrzyła na niego nieco spłoszona. Zarumieniła się i lewą dłonią dotknęła jego klatki piersiowej. Łaskocząc go delikatnie spytała bardzo cicho nie patrząc mu w oczy - Dark, zostaniesz? - Nie mogła się powstrzymać by nie zdrobnić jego imienia... -Zostanę... Tak długo jak będziesz tego chciała...- odparł i położył dłoń na jej dłoni. Elfka popatrzyła mu w oczy szczerze uszczęśliwiona. Przejechała mu delikatnie palcami drugiej ręki w dół, wzdłuż kręgosłupa uśmiechając się promiennie i całując go znowu. Poczynała sobie bardzo nieśmiało nie wiedząc, na co może sobie pozwolić a na co nie. Zadrżała znowu pod wpływem bliskości czarownika dając mu znak, że zdaje się na niego. Niech on ją poprowadzi... Przełożył wiec obie jej ręce tak, by splotły się za jego karkiem. Delikatnie pogładził jej piersi i pocałował głęboko. On w sumie też nie wiedział, na ile ona mu pozwoli.. Na ile che mu pozwolić. Wykonywał każdy następny ruch powoli... Elfka stłumiła westchnięcie. Darkning wyczuł, że elfka poddała mu się całkowicie. Chyba nie ma rzeczy, na którą by mu teraz nie pozwoliła. Nieśmiało odwzajemniała pieszczoty, niepewna każdego następnego kroku. Mężczyzna przejechał ręką w dół do jej uda, ujął delikatnie pod kolano i założył sobie jej udo na biodro -Nie tylko rękami da się objąć- powiedział miedzy jednym a drugim pocałunkiem. Przesunął ręką wyżej i powoli zaczął masować jej pierś nie przerywając pocałunku. Dziewczyna przestraszyła się nieco swojej reakcji. Przycisnęła się mocniej do niego drżąc na całym ciele. Jakieś słowo ugrzęzło jej w gardle nie mogąc się wydostać między pocałunkami. Zrezygnowała... I pocałowała go po raz kolejny. Jęknęła cicho, trochę rozpaczliwie, mrużąc oczy i nie przerywając pocałunku... Czarownik przerwał. -Coś nie tak?- zapytał, zbliżając usta do jej ucha. Dziewczyna przesunęła jego głowę delikatnie dłonią tak by wygodniej jej było spojrzeć mu w oczy. Nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa, ale jej spojrzenie mówiło wszystko o uczuciu, jakim go obdarzyła. Było trochę zabarwione strachem czy nie powtórzy się czarny scenariusz z jej przeszłości, ale było jak najbardziej szczere. Miała łzy w oczach... Wiele sprzecznych uczuć walczyło w tej chwili o dominacje. Dziewczyna zamaskowała je nieumiejętnie całując delikatnie czarownika w usta. -Nie za dużo na jeden raz...- powiedział do niej i przytulił delikatnie. -Śpij teraz.... Potrzebny Ci sen- wyszeptał i pocałował ją raz jeszcze. Objęła go delikatnie, ostrożnie jakby bojąc się, ze ja opuści. - Zostań ze mną - szepnęła nie dając czarownikowi zostawić jej dzisiejszej nocy samej w nagrzanym łóżku. -Nigdzie nie idę...- szepnął. -Wczoraj Cię nie opuściłem i dziś też zostanę tu całą noc...- powiedział. Skinęła głową wtulona w jego pierś. Westchnęła zmęczona uspokajając się powoli. Przymknęła oczy nie zauważając nawet, gdy zapadła w lekką drzemkę. Gdy otworzyła ponownie oczy była już ciemna, późna noc a dziewczyna była na wpółprzytomna. Wsłuchana w bicie serca czarownika zasnęła na dobre. Gdy elfka się obudziła był już poranek.. Niewiele czasu musiało upłynąć od wschodu słońca. Dalej leżała w objęciach czarownika. Ich oczy spotkały się. Darkning uśmiechnął się lekko. Dziewczyna tylko westchnęła cicho leżąc tak jeszcze chwilkę. Dobrze jej było... Zapragnęła leżeć tak w nieskończoność. Delikatnie połaskotała Darkninga po żebrach. Skrzywiła się lekko na myśl o swoich własnych i ponownie wtuliła w ramiona czarownika. Na szczęście obrażenia wszelkiego typu goiły się na niej jak na psie, więc i wielki wczoraj jeszcze siniak w miejscu uderzenia zniknął prawie. Kombinezon uchronił ją przed połamaniem. Zaśmiała się cicho, nieco ironicznie. Powoli podniosła się na łóżku przeciągając się jak kotka i patrząc uważnie, pytająco na czarownika. - Tym razem cię nie zwaliłam - szepnęła żartobliwie mrugając do niego rozbawiona. Czarownik uniósł brew, chwycił ja za ramiona i pociągnął spadając z łóżka. -Nie, - ja Ciebie zwaliłem!- powiedział z szerokim uśmiechem. Dziewczyna roześmiała się spadając na czarownika. Przycisnęła go do podłogi leżąc na nim, przytrzymując go za ręce i splatając razem ich palce. - Za to teraz jesteś moim więźniem - powiedziała całując go. Czarownik uśmiechał się dalej. -Czego wiec żądasz za ma uwolnienie?- zapytał. - Niczego, bo nie mam zamiaru cię wypuszczać - roześmiała się robiąc śmieszną minę. -Ojej... Czeka mnie niewola?- zapytał. - Mhm... - Elfka przytuliła się do niego mocno. - Ciężka długa niewola - mruknęła wichrząc mu włosy. -U pięknej pani żadna niewola nie jest ciężka... Ani długa... Nawet, jeśli trwa dwieście lat- szepnął i pocałował ją w szyję. Dziewczyna pozwoliła czarownikowi na to by po chwili pocałować go w usta na koniec przygryzając delikatnie jego dolną wargę. - Bardzo długa i bardzo okrutna niewola... - Szepnęła jeszcze zanim straciła na dobre watek. Czarownik zaśmiał się. -Och, co a niedola...[/i[- powiedział i objął elfkę w pasie. -Oby trwała jak najdłużej...- westchnął. Silbern zamknęła mu usta pocałunkiem nie pozwalając skończyć zdania. Jak niewola to niewola... Oczy błyszczały jej rozbawione. -Jakie więc masz dla mnie rozkazy, Pani?- zapytał mężczyzna. - Siedź przez chwilę cicho - szepnęła. Całując czarownika obróciła go tak, że to on znalazł się na górze. Objęła go mocno nie zwracając uwagi na twardą podłogę... Mężczyzna posłusznie siedział cicho. Spojrzał tylko pytająco w oczy elfki. - Chcesz o coś spytać? - Szepnęła mu do ucha. -O dalsze rozkazy...- odparł czarownik. Elfka roześmiała się. Śmiała się z czarownika i z siebie ze wszystkiego. Po chwili ocierała już z twarzy łzy. - Marudzisz... I nie mów do mnie: "Pani" - dziewczyna spoważniała wypowiadając ostatnie słowa. Czarownik zwiesił głowę. -To, co to za niewola?- zapytał, śmiejąc się i pocałował Władczynię w usta. - Oryginalna - odparła łaskocząc znienacka Darkninga po bokach. Ten zaśmiał się i opadł na elfkę. Wsparł się na łokciu i lekko podniósł, po czym przejechał palcami od szyi po brzuch, po czym skręcił w bok by objąć ja w pasie. -Ty... łaskotek się zachciało?- zapytał i połaskotał ja pod pachą drugą ręką. - Ożeż ty! - Dziewczyna zwijała się ze śmiechu. -Błagaj o przebaczenie!- zaśmiał się czarownik. -A może okażę łaskę..- dodał i przestał, sam zakrztusiwszy się śmiechem. Elfka opadła z sił leżąc chwilę nieruchomo rozbawiona. - Pokonałeś mnie - zaśmiała się nie mogąc się ruszyć po takiej porcji śmiechu na raz. -Dobrze... Wstańmy już może... Bo tu poumieramy ze śmiechu!- powiedział czarownik powoli podnosząc się i przy okazji elfkę. Elfka westchnęła wstając - Ale cóż by to była za wspaniała śmierć... Mało chwalebna, ale nie można mieć wszystkiego - mruknęła szczerząc zęby w uśmiechu i odpoczywając trochę. Opadła na łóżko pozwalając sobie odetchnąć Czarownik kiwnął głową potakująco. -Po dniu znów będzie noc- pokiwał głową z uśmiechem. Wyprostował ręce i całe jego ciało zasłonił kombinezon i płaszcz. Spojrzał na nagą Silbern leżącą na łóżku. -Jak odpoczniesz to się ubieraj i chodź... Mamy dziś trochę pracy...- westchnął. Kiwnęła głową mając zamknięte oczy Po chwili pozbierała się przywołując swój kombinezon i po zmoczeniu włosów w łazience była gotowa do pracy. Cały dzień pochłonęło Silbern zapoznanie się z miastami i terenami wokół nich. Latali na kościanym smoku i czarownik opowiadał o możliwościach rozwoju tychże miast. Mówił też o mocy ulokowanej pod górami. -Była tu jakaś cywilizacja przed nami. Sądzę, ze możemy zbadać źródło tej energii...- powiedział na koniec. Skinęła głową zainteresowana tą kwestią. - Zdecydowanie należałoby to zbadać. - Stwierdziła. -Ale dzień juz się kończy... Wracajmy na kolację. Jutro się tym zajmiemy, co?- zapytał. -Chyba ze nie masz nic przeciwko zarezerwowaniu nocy właśnie w tym celu...- Mówisz wiec o wyprawie bez planu zabezpieczenia i przygotowania. Wyprawie być może bardzo niebezpiecznej szczególnie uwzględniwszy TO - elfka wypowiadając ostatnie słowo zabębniła paznokciem o gładką powierzchnie jednej z bransolet znajdujących się na przegubach czarownika. - Dodatkowo należy wspomnieć ze jesteśmy... No dobra... Ja jestem... Zmęczona po całym dniu... - Elfka zamyśliła się opierając się o pierś Darkninga. Podniosła w pewnej chwili głowę prawie rozbijając czarownikowi brodę czołem. W oczach błyszczał jej diabelski ognik - He he !! Wyprawa pełna smaczków! - Mrugnęła żartobliwie - Podoba mi się to! - Wykrzyknęła prawie zwalając się ze smoczego grzbietu na ziemie. - Oj! - Chwyciła czarownika za ramie odzyskując równowagę. -Spokojnie... Wezmę ze sobą Kenner... Bronić się dalej potrafię...- zaśmiał się i przytulił jedna ręka elfkę, drugą trzymając wodze smoczego szkieletu. Ten zrobił szeroki łuk i zakręcił z powrotem do zamku. -Patrz, tam słońce zachodzi.. Jakby świat tam płonął...- powiedział i zamilkł, wpatrując się w zachód. - Ślicznie jest - mruknęła elfka również wpatrując się w zachód słońca. - Dlaczego nie możesz wchodzić do wody? - Spytała nagle sama dziwiąc się ze jej takie pytanie przyszło do głowy. Czarownik westchnął. -Z trudem wynegocjowałem osłonę przed światłem. Luviona nie zgodziła się, bym był odporny na żywioł jej siostry - Thirel, wiec woda pali mnie jak kwas...- pokręcił głową. -Przynajmniej w większej ilości. W mniejszej tylko trochę drapie... Zresztą, nawet nie zauważyłaś tamtego wieczora, by wilgoć Twego ciała cokolwiek mi robiła, prawda?- zapytał. Elfka zorientowała się, ze nie patrzy na zachód słońca, tylko na nią. Dziewczyna bez słowa wtuliła się w mężczyznę. Westchnęła. Po chwili spytała - Z czego to jest zrobione? I do czego tak na prawdę służy? - Jej glos miał dziwny wyraz. Mężczyzna chwilę milczał. -Z duszy...- powiedział po dłuższym czasie. -Cirklet, pas, cztery obręcze. Sześć tchniętych boską mocą dusz.- powiedział. Jego głos był spokojny, ale elfka miała wrażenie, ze załamał się przed chwilą. -Bóstwa zdecydowały, że skoro nie jestem Władcą, to nie mogę się mieszać w "rozgrywkę".- powiedział i zamilkł. - Rozgrywkę! - elfka zawrzała nagłym gniewem. Gdyby nie to, że byli w powietrzu prawdopodobnie jej wybuch nie skończyłby się tylko na przeklinaniu.... Uspokajając się rozczochrała sobie włosy krzycząc jeszcze - Cholera to nie pionki na planszy by się tak bawić cudzym życiem!!! -Jeśli żyjesz wieki i widzisz jak przemija tysiąc i jeszcze tysiąc pokoleń to istoty tracą na wartości. Dla nich jesteśmy niewiele więcej warci niż komary... No może nie dla wszystkich...- powiedział czarownik. -Dla niektórych z nich to właśnie jest gra, od której zależy wszystko.. Ale wciąż gra... Nic więcej....- powiedział i zamilkł na chwilę. -I dlatego toczę z nimi wojnę...- Elfka zamyśliła się chwile. - Nieśmiertelni maja najgorszy los ze wszystkich żyjących istot... Najżałośniejszy... -Mruknęła niechętnie. -No nie wiem... Ja nie umieram...- powiedział czarownik i uśmiechnął się. Dźgnęła go lekko łokciem pod zebra. Wybąkała cos pod nosem niezrozumiałego, po czym zastanawiając się dodała - Zwykle przestają doceniać życie. Ktoś, kto w dowolnej chwili może je stracić bardziej je szanuje. Nie szasta nim tak łatwo... Są pewne wyjątki... - Mruknęła krzywiąc się do swoich wspomnień... Szczególnie tych tuz po opuszczeniu domu, kiedy przekonanie o własnej sile wpakowało ja w niejedne tarapaty... -Wiesz... Jeśli chcesz porozmawiać na ten temat, to moja zarimowa połowa się do tego lepiej nadaje...- powiedział i zachichotał. Spojrzała na niego nieco zdziwiona. Miała zabawny wyraz twarzy. Ten pokręcił głową. -Widzisz... Pod postacią Zarima moim celem jest moc. Potęga, która wynosi mnie ponad poziom, która daje mi siłę, by sprzeciwiać się temu, co uważam za niesłuszne i wspieraniu tego, co uważam za właściwe, ale ponad wszystko nie jestem w stanie znieść prób upodlenia mnie. Bezradności i niemożności powiedzenia lub zrobienia czegoś w jakiejś sprawie. Dlatego bogowie załatwili mnie tak. Wiedzieli, ze boleśniej mnie załatwić nie mogą... A teraz mieli mnie na talerzu, bo potrzebowałem coś załatwić właśnie z nimi- czarownik westchnął. -Gdy odejdziesz moc będzie jedynym celem mego życia, wiesz...- dodał po chwili. Elfka skończyła temat. Potrząsnęła głową pozwalając by opuściły ja ponure myśli. Martwic się będzie, gdy nadejdzie na to czas. - To, co teraz? - Spytała starając się zamaskować resztki troski i lekkiej irytacji w glosie. -Życie trwa dalej...- powiedział czarownik i podciągnął lejce w górę. Smok miękko osiadł na płycie przed stołpem i położył się, by było wygodnie zejść jeźdźcom. -Iridia... Odstawisz go? Tylko nie szalej za długo!- powiedział czarownik, kiwając ręką na dziewczynę. Tej oczy zalśniły i po chwili juz leciała na smoku gdzieś koło zamku. -Kolacja i spać, co?- zapytał czarownik elfki Dziewczyna wzruszyła ramionami zmieniając całkowicie postawę. Teraz obeszła Darkninga krokiem defiladowym i popchnęła go przed sobą do wnętrza zamku. – Nie jestem już dzieckiem od kilku ładnych lat to po pierwsze – odezwała się zza pleców mężczyzny – po drugie mam gorącą nadzieje ze już nigdy w życiu nie wyjdzie ci ta sztuczka z pozbawieniem mnie możliwości zaprotestowania – mruknęła myśląc o tych kilku razach, gdy Darkning ja uśpił. – Po trzecie owszem przyda się odpoczynek, bo choć wyprawa zapowiada się fascynująca to jednak wole się wyspać – kolejny raz pchnęła delikatnie mężczyznę przed sobą. – I kolejna rzecz to musze z kimś porozmawiać… - nagle popychanie się skończyło a elfki nie było już za plecami czarownika. Zostawiła go w jednym z korytarzy. Sama udała się do sali tronowej. Miała zamiar przetestować ile warte jest to łącze, o którym mówił jej czarownik. W sali tronowej dziewczyna podeszła do tronu i na nim usiadła. Przez chwilę przyglądała się obrazom pojawiającym się w jej umyśle. Przejrzała dzikie ostępy i zebrała myśli. Po chwili pewna juz tego, co chce zrobić postarała się nawiązać kontakt z Gaja. Bogini stanęła przed nią w rozmiarze człowieka. -Wystarczy ze pomyślisz... I już się pojawię... O co chodzi?- zapytała z ciepłym uśmiechem. - Chodzi o Darkninga... Chce poznać motywy bogów kierujące ich do tego, co zrobili - powiedziała z naciskiem. - Nazywają mnie Władczynią a tymczasem nie dysponuje nawet niezbędnym minimum wiedzy na temat tego, co dzieje się wokół mnie - dodała zdenerwowana. - Sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana... A więc..- zaczęła bogini siadając na stole. -Darkning potrzebował jakiejś przysługi od Luviony. Rozmawiali sami i Luviona miała milczeć na ten temat... Wiesz, ze ten czarownik ma trzy postaci, które równolegle krocza po świecie?- zapytała. -Te obręcze to zbędny manewr, ale dwa bóstwa wymogły go na nim. Nie chcą, by mieszał się do spraw Władców w sposób... Fizyczny. Prawda jest taka, że Harmonia, Ezehial, Azariel i Luviona obawiają się go i chcą unieszkodliwić w jakiś sposób. Te obręcze dadzą im czas na wymyślenie czegoś... Skuteczniejszego, jak to określili..- powiedziała z poważną miną. Najwyraźniej dobrze wiedziała, co czuje elfka. Dziewczyna zaśmiała się gorzko. - Wiec jednak gierki... Brudne gierki istot, które powinny prowadzić ludzi - pochyliła się gwałtownie do przodu kładąc głowę na rekach wspartych o kolana i przeczesując palcami włosy po to by natychmiast odchylić się do tylu z ciężkim westchnięciem. - Jaki rodzaj zagrożenia oni w nim widza? -Dar Hai, moc, ambicję i złość.- powiedziała bogini. Elfka wyczula, że sama też lęka się kilku tych czynników, ale nie byłą pewna, których. Dziewczyna zamyśliła się. - Czyli tego obawiają się bogowie... - Szepnęła nawiązując do swych rozmyślań tuz przed walka z Ezehialem. - Sztylet daje władzę nad innymi bogami temu, który go nosi.... Poza tym jest takim narzędziem jak każda inna bron... Człowiek może zginąć od zwykłego sztyletu a bogowie nie wiedza, czym jest prawdziwy strach przed śmiercią... - Mruknęła myśląc na glos - Wiedza, czym jest lek przed zniknięciem... Gaia pokiwała głową. -Dobrze wnioskujesz. Wola przetrwania to cos, co posiada każda istota żywa... Czy robak, czy człowiek, czy elf, czy bóg...- dodała i westchnęła. - Dlaczego nie został zniszczony? Po co go w ogóle stworzono? I kto tego dokonał? - Bogini przełknęła ślinę. -Nie jestem w stanie Ci odpowiedzieć... Azariel wie... Tylko ona z obecnej Valhalli zna szczegóły... Możesz również zapytać Mrozu... On też pamięta... Ale strącony bóg może nie powiedzieć Ci prawdy...- mówiła Gaia. -Ale z drugiej strony Azariel może być dla Ciebie niebezpieczna... Może, nie musi... Możliwe, ze Ci opowie całą historię... Ale będzie czegoś chcieć w zamian.. Bardziej prawdopodobne...- powiedziała myśląc nad innymi możliwościami. -Możesz też zapytać innego strąconego boga... Boga Wojny!- dodała. - Azariel... - Dziewczyna zastanawiała się chwile. - Mróz raczej mnie nie pokochał.. - Mruknęła. - Kim jest ten Bóg wojny? -Został pokonany przez Nefrytę.. Pomógł jej Darkning...- powiedziała Gaia i pokręciła głową. -Poprzez związek z tym mężczyzną masz więcej wrogów, niż sądzisz.. Uważaj!- powiedziała i westchnęła. - Zdaje sobie z tego sprawę - odparła szczerze. - Ja... Ech... Zastanawiam się... - Dziewczyna zmarszczyła czoło - Nie chce ci zaszkodzić... - Nie zauważyła nawet ze zwraca się do bogini na 'ty' - A jednocześnie chce cos z tym wszystkim zrobić... - Westchnęła ciężko. -Spełniłaś swą rolę... Drizzt postawił świątynię,która dalej funkcjonuje i zdobywa wiernych... Jeśli chcesz możesz odrzucić pozycję władczyni... Ale jeszcze nie teraz... Sądzę, ze ucierpiałabym na zmianie mojej wybrańczyni... Silbern... Lubię Cię i mam nadzieję, że kiedyś przejdziemy się ulicą miasta, wdychając woń kwiatów i ciepłe powietrze, napijemy się wina i zaśpiewamy jakąś sprośną piosenkę!- zaśmiała się głośno. Silbern spojrzała prosto na boginie szeroko otwartymi oczami. Cos błysnęło w jej spojrzeniu i dziewczyna roześmiała sie tak serdecznie ze az jej lzy poplynely z oczu. Dlugo nie mogla sie uspokoic po tym wybuchu. Bogini uśmiechała się długo, aż nagle drgnęła. -Dużo życia zostało zmarnowane... nie tutaj, ale... tak... czuję to....- zadrżałą na całości... po chwili drgnęła, a z jej oczu popłynęły łzy. Postać zamazała sie i zniknęła powoli. Elfka błyskawicznie spoważniała. Wykorzystujac moc tronu i swoje wlasne starala sie rozeznac co sie stalo. Tron nie siegał tak daleko, ale.. jakieś dziecko stało nad brzegiem morza i obserwowało łunę zza horyzontu... to był ogień i elfka nie miała co do tego wątpliwości... jakieś miasto płonęło. Łuna falowała natężeniem światła... eksplozje... i śmierć... elfka to czuła. Tam daleko umierały tysiace... Zaklela wsciekla i starala sie odszukac Darkninga. Dziewczyna przeniosła się do niego. Czarownik stał na balkonie w komnatach Silbern. Zaciskał pięści, patrząc na wschód, skąd widać było łunę.. -Lichtrang.... cholera... Lichtrang...- mamrotał. - Darkning co sie dzieje? - spytala dziewczyna dotykajac jego ramienia. - Dzieje sie cos niedobrego ale tak daleko nie siegam... - dodala. -Masakra... masakra w Lichtrang...- warknął czarownik. -marnotrastwo życia którego można było uniknąć... ale Wij jest złośliwy.. nie da się rozdeptać... pokąsa wszystkich, których moze... zniszczy wszystko, by zwycięzca zyskał jak najmniej...- wymruczał. Gdyby nie to, że był w postaci Zarima zapewne byłby wściekły. Mówił jednak opanowanym głosem... coraz mocniej zaciskajac pięści... - Wij - elfka uniosla brew. Byla zdenerwowana. -Stare bóstwo... wie, ze umiera, wiec niszczy wszystko, co może... rzuca do walki wszsytko co ma... sześćdziesiat tysiecy ludzi... to tyle, co trzy czwarte wszystkich ludzi tutaj...- warknął czarownik. -Wkrótce skona kolejny Stary Bóg... Ale wpierw skona połowa jego wyznawców...- Trzeba to zatrzymac! - dziewczyna zbladla slyszac slowa czarownika. Nie mogla zrozumiec takiego postepowania. -Fanatyzm... nie zrobimy nic... nawet jak każę wycofać się Sotorowi, to ta fala ruszy na armię Pavcioo i Nadira... będzie jeszcze więcej strat... ponad sto dziesięć tysięcy umrze, jeśli każę mu przestać... nie mam mocy, by oczyscić ich umysły...- powiedział, podnoszac dłonie z obręczami na przegubach. -To jest najwieksza masakra w dziejach... masakra w Lichtrang...- mruknął z pogardą. Dziewczyna ze łzami w oczach uderzyła gołą pięścią z całej siły w ścianę. Naturalnie pięść nie wytrzymała... Dziewczyna nie zwróciła uwagi na ból. Teraz jej największym bólem była bezsilność... Krwawiącą dłoń nadal przyciskała do ściany. - Dar Hai... Czy on nadal jest potrzebny? - spytala cicho. -Zapomnij o sztylecie...- powiedział Darkning. -Pozostanie moją własnością... nie mogę pozwolić, by dopadł go ktokolwiek inny...- powiedział. -Nawet sobie nie wyobrażasz ile problemów przysporzył bóstwom... niech myslą, ze jest zniszczony... To da mi dodatkowy atut jeśli znów dojdzie do konfliktu, a ja bede miał coś do powiedzenia!- Dziewczyna odepchnela sie od sciany rozmazujac na niej krew z dłoni. Wyszła z pokoju. Błąkała się po korytarzach idąc szybkim krokiem, mijając kolejnych ludzi i nieludzi. Była wściekła do granic możliwości. Wściekła, bezsilna i zrozpaczona. Darkning miał tylko po części rację... Nie potrafiła jednak określić w którym miejscu... Wyszła na zewnatrz odcinając się od wszystkiego. Szła tam gdzie nie było nikogo kto mógłby się teraz do niej odezwać. Szła w leśna głuszę. Po stokroć pożałowała, że nie ma tu z nią jej ukochanego, wiernego wierzchowca... -Znów uciekasz...- powiedział zimny głos pochodzący gdzieś z góry. - Zostaw mnie - mruknęła. Wiedziała że głos miał rację. w odpowiedzi usłyszała tylko pogardliwy syk. -Gdzie uciekasz? Przed czym? Przed własną bezsilnościa? Przed nia nie uciekniesz, dopadnie cie nawet na koncu świata w leśnej dziczy.. wszedzie... albo będziesz z tym żyć, albo będziesz uciekać całe życie!- warknął. -Masz coś do dodania?- Tak! - warknęła zła w odpowiedzi. - Uciekam bo chce wiele spraw przemyslec! Chce znalezc odpowiedzi na pytania ktore sobie stawiam!!! - wrzasnela odwracajac sie w strone z ktorej dobiegal glos. Głos jednak dobiegł z innej strony. -Sama?- zadrwił. -Zaprawdę dziwną sobie Gaia wybrała władczynię! Równie spontaniczną, ale też i niedorzeczna. Odpowiedzi szukaj tam, gdzie mozesz je znaleźć! U kogoś kto wie, lub w przeszłości. Nie licz, ze to, do czego dotrzesz sama Cię usatysfakcjonuje! - zakończył. -Wracaj... tu nie znajdziesz czego szukasz!- Silbern poczestowala najblizsze drzewo ciosem zranionej piesci. Zgiela sie w pol z bolu klnac na glos z calych sil. Klnac na siebie i na caly swiat. - Wiec kto wie dlaczego czuje sie besilna? Kto wie co moge zrobic? Bo ja nie wiem!!! Nie wiem... - elfka była rozdrazniona. -Jesteś bezsilna, bo inni są potężniejsi. Nie mozesz zrobic nic - jesteś bezsilna. Nic dla tych, którzy dzis skonali nie zrobisz. Pogrzebem zajma się inni.- odparł chłodno głos. Dziewczyna opadła na kolana pochylając sie do przodu i opierając czolo o pień drzewa. Ból zranionej dłoni przyjemnie otepiał wszelkie inne bóle. Dziewczyna mogąc skupić się na dłoni oddaliła od siebie ogarniającą ją rozpacz. - Nie trzeba byc poteznym by chociaz sprobowac cos zrobic... Bezczynnosc jest najgorsza... A bezczynnosc z koniecznosci to jedno z najbardziej okrutnych usprawiedliwien... - powiedziala przez łzy. - Zreszta kim ty jestes by mi mowic takie rzeczy? - spytala. - Doskonala nigdy nie bede. Nie spelnie wszystkich oczekiwan... - "dziwie sie ze w ogole ktos kiedykolwiek mogl byc ze mnie zadowolony" pomyslala odruchowo. Gdy zdala sobie z tego sprawe zawyla wsciekla. Cale zycie ucieka przed tym co zostawil jej ojciec... - Zamknij sie i juz nie odzywaj jesli nie masz konkretnej rady! - wrzasnela wstajac. Starajac sie uspokoic przeszukala kieszenie w poszukiwaniu chusty. Gdy ja znalazla mocno owinela dlon po czym schowawszy ja w faldach plaszcza tak by nikt nie mogł tego zauwazyc ruszyla powoli przez las w kierunku zamku. Najgorszym z dreczacych ja pytan bylo: Co zrobic by zakonczyc te bezsensowne podchody Darkninga i bostw? Wedle jej oceny to tu tkwil caly problem. Gdy w pewnym momencie tknela ja mysl na jakiej podstawie wysnula takie wnioski przestraszyla sie nieco nie umiejac znalezc odpowiedzi. Głos westchnął. -Czy Ty mnei w ogóle słuchasz?- burknął niezadowolony. -Mówiłem wyraźnie - możesz tylko to zaakceptować... jak się z tym nie pogodzisz, to zawsze bedziesz uciekać...- dodał. -A jestem kimś, kogo można nienawidzić, ze to, ze wytyka błędy bez żadnych ogródek.... chociaż nie wiem, czy to powinno być powodem do nienawiści.- syknął. -Pogódź sie z tym, że są silniejsi, przeciw którym czasem nic nie można zdziałać... pogódź sie z tym, bo nie masz dość mocy ani dosć argumentów, by zrobic cokolwiek.... Oto, jak brzmi rada, której sama domyśleć sie nie byłaś w stanie!- mruknął głos. -Wracaj do zamku... Wojny o Valhallę jeszcze sie nie skończyły!- Dziewczyna szła przez las wolno w strone zamku. Noc juz dawno zapadla. Elfka była zirytowana. - Zostaw mnie - mruknela. Po drodze zerwala sobie gałąź i po drodze juz ja nieco obrobila tak ze gdy doszla do zamku ta drewienko mialo ze 30 cm dlugosci i grube bylo na niecale 1,5 cm. Silbern w zamku zgarnela gdzies skorzane rekawice i kawalki metalu. Znalazla sobie wygodne ciche miejsce ignorujac wszystko co sie dzialo naokolo niej wylaczajac tylko najwazniejesze najpilniejsze rzeczy wymagajace jej uwagi po czym zaczela swoja moca i sila woli laczyc rekawice z metalem. Gdy skonczyla bylo dobrze po polnocy. Rekawice byly toporne i ciezkie, z obcietymi palcami, usztywnione plytkami z metalu. O to elfce chodzilo. Załozyla je sprawdzajc czy da sie w ogole tym poslugiwac. O dziwo nie bylo zle. Prawa rekawica doskonale spelnila jedno ze swych zadan polegajace na usztywnieniu potluczonych kosci i stawow zmniejszajac nieco bol. Dziewczyna zadowolona ruszyla powoli do zamku przyzwyczajajac sie do rekawic. Bedzie musiala je jutro poprawic nieco... Poszla do swej komnaty wydbywajac z kieszeni drewienko. Gdy dotarla na miejsce usiadla w fotelu przed kominkiem i dobytym z cholewy buta sztyletem zaczela strugac patyk. Ten stopniowo nabieral porzadanego ksztaltu. Godziny mijaly w skupieniu. W koncu Silbern w swietle ognia z kominka i powoli pojawiajacego sie na niebie slonca obejrzala swoje dzielo. Byl to niewielki surowo wygladajacy flecik. Nie wiedziala czy bedzie dzialal ale wiedziala ze mogla z niego zobic male dzielo sztuki juz teraz ozdabiajac go i poprawiajac. Cisnela instrument w plomienie nie zastanawiajac sie nad tym dluzej. Schowala sztylet i opierajac glowe na lewej rece wspartej o porecz fotela przysnela. Drzemka byla lekka i nieco nerwowa. Rownie dobrze mogloby jej nie byc gdyz nie przyniosla odpoczynku, a byle co bylo w stanie dziewczyne obudzic. Byla po prostu zmeczona po calej nieprzespanej nocy... Usłyszała westchnienie. Czarownik wyszedł powoli z cienia i zdjął kaptur. -Nie położysz sie?- zapytał. Elfka nie otwierajac oczu odparla tylko ponuro - Zaraz swit, obowiazki czekaja. Nie ma sensu sie klasc... - Nie skonczyła mówić, gdy poczuła, że mężczyzna ją podnoisi i przyciska do siebie. -Musisz się wyspać... jeszcze nie masz poważnych obowiązków... prześpij się!- powiedział i połozył ją. Przyklęknął przy łóżku. -mam z Tobą zostać?- Drgnela gdy mezczyzna ja podnosil. Nie byla przygotowana na to. Gdy polozyl ja na lozko westchnela tylko ciezko. - Nerwy nie dalyby mi zasnac i tak... - mruknela zmeczonym glosem. Widac bylo ze ma zamiar sie podniesc. Męzczyzna pogładził ja po czole. -Zaśniesz... rozluźnij się....- powiedział i zaczłą delikatnie uciskać na jej kark. -Obróć się... nie mogę Cię uśpić magią, wiec użyje dłoni....- powiedział i uśmiechnął się lekko. Westchnela ciezko ale posluchala czarownika. Oparla glowe na dloniach po raz kolejny cieszac sie z pomyslu z rekawicami. Wygodniej bylo oprzec glowe o cos pewniejszego niz obolala reka... Mężczyzna zajął się masażem i wprawił szybko elfkę w stan przyjemnego otępienia. Pogładził ja ręka po włosach i nakrył kołdrą. -Zaśniesz... teraz zaśniesz...- powiedziął szeptem. Dziewczyna nawet nie odpowiedziala na wpol przytomna ze zmeczenia i otepiala. Nie byla juz w stanie nawet oka otworzyc zapadajac powoli w sen... Silbern obudziła sie około południa. Dziewczyna przekrecila sie na bok przygladajac sie temu co czytal czarownik siedzacy obok niej na lozku. Lezala w milczeniu. Spojrzał na nią i uśmiechnłą się. -Jak samopoczucie?- zapytał, odkładajac książkę. Elfka westchnela ciezko. - Zle sie czuje ogolnie - szepnela podnoszac sie i szukajac czegos do picia. Siegnela po naczynie stracajac cos po drodze na podloge. Nie zwrocila uwagi na to co to bylo. Czarownik sięgnąl i podniósł niewielki metalowy obiekt. Skrzywił się, patrząc na zbity klosz. -Lampka...- westchnął i odstawił na bok. -Zaciążyła Ci wiedza o Lichtrang?- zpytał. Elfka odstawila szklanke od ust przygladajac sie zawartosci. - Tak podejrzewam - stwierdzila rozmyslajac o dniu poprzednim. Westchnela ciezko wracajac do przerwanej czynnosci. Czarownik pokiwał głową. -Zło było, jest i będzie... Czasem je zwalczymy, a czasem nic nie da sie zrobic...- westchnął. -Nie powinnaś o tym za długo pamietać, ani o tym myśleć. To wytworzy poczucie winy...- powiedział z przekonaniem i pogładził elfkę po włosach. - To mozna sie gorzej czuc? - syknela niezadowolona. Wstrzasnal nia dreszcz gdy zdala sobie sprawe ze odzywa sie niegrzecznie i agresywnie. - Przepraszam. Marudze - Opadla na poduszke pozwalajac sobie na odetchniecie. Czarownik westchnął. -Można, wierz mi... to co przeżywasz to na prawdę nic...- powiedział i połozył jej rękena ramieniu. -W tym na pewno mozesz mi wierzyć... to co stało się wczoraj nie umywa się do tego, przez co przeszedł chociażby Philisterias, czy Defergentes... albo ja....- westchnął znów. - Przepraszam - szepnela jeszcze raz elfka wtulajac sie w szeroka piers czarownika. Lezala tak przez chwile przyciskajac do piersi Darkninga swoja drobna piastke... teraz uzbrojona w ciezka rekawice. Spod metalowych plytek i grubej skory wystawal skarj chusty - rudobrazowej od zeschnietaj krwi - ktora dziewczyna owinela sobie dlon. Mężczyzna delikatnie wziąl jej pięść w dłonie. Zdjął rękawicę elfki, po czym gdy jego obie rekawice rozpłynęły się w powietrzu Silbern poczuła ciepło w dłoni. -Już...- powiedział odejmując ręce od zaleczonej rany i przytulajac kobietę do siebie. -Życie nas doswiadcza... kiedyś dostaniemy zapłatę za to, ze przetrwalismy to, co na nas zesłano...- powiedział. Dziewczyna westchnela przeciagle nadal nieco zmeczona... O swicie zasnela a teraz bylo niedaleko po gorowaniu slonca. Ziewnela zaslaniajac usta reka po czy zdjela druga rekawice i wstala rzucajac ja na podloge. Ta spadla z glosnym brzekiem metalowych czesci. Elfka podazyla do lazienki z zamiarem wykapania sie. Chciala sie rozbudzic. Robota czeka... Gdy Silbern weszła w końcu do wanny pstryknęła palcami i uderzyła dłonia w powierzchnie wody ogrzewajac ja. Warknela cos nieprzychylnego bo woda okazala sie nieco za goraca ale elfka nie opuscila wygodnego stanowiska. Dziewczyna długo nie wychodziła z łazienki. Bardzo długo. Zagadka szybko sie wyjasnila... Zasnela w wodzie... Czarownik westchnął, wchodząc do łazienki. I tu pojawił sie pierwszy problem. Jak wypuscic wodę? Darkning burknął coś nieprzychylnego i cofnął sie do pokoju z łózkiem. Skóra nie powinna przepuscic wody. Sięgnął szybko i wyszarpnął korek. Potem wziął ręcznik i podniósł przezeń nagą włądczynię, po czym zaniósł ją do łóżka, i delikatnie wytarł. Wreszcie położył ją pod poscielą i nakrył po szyję. Pogładził po włosach. Stał przez chwilę i opierał się pokusie położenia się obok. Co innego, gdyby elfka go zaprosiła. Westchnął i usiadł koło niej, kładąc rekę na jej czole. Silbern obudziła sie juz poznym popoludniem. W sumie to zerwala sie chwytajac zaskoczona za glowe gdy zauwazyla ze cos jest nie tak. Wymamrotala jakies przeklenstwo pod swoim prywatnym adresem. Czarownik siedziął obok niej i coś czytał. -Spokojnie... widac potrzebowałaś jeszcze snu...- zaśmiał sie. -No jak tam teraz?- zapytał, gładząc ramię i szyję elfki. - Cały dzien praktycznie przespalam - zamrugala oczami. Burknela cos do siebie posylajac Darkningowi zabawny usmiech pelen samokrytyki. Ten zaśmiał się znów i przytulił elfkę. -Jesteś usprawiedliwiona.... W koncu niedawno stanęłaś do walki z bogiem, prawda? Poza tym wiedza o niektórych rzeczach też jest ciężkim brzmieniem- kiwnął głową - Marne to usprawiedliwienie - mruknela przytulajac sie do czarownika. - Czy właściwie zostalo nam dzisiaj jeszcze na cos czas? - spytala zerkajac w strone okna. Slonce powoli chylilo sie ku zachodowi. -Na co tylko chcesz...- odparł czarownik i oparł głowę an jej ramieniu. - Znow wszystko odkladam - widac bylo ze cos jej ciazy na sercu ale dziewczyna szybko zmienila tor myslenia i postepowania. Pocalowala czarownika. Podniósł głowę i pocałował ja w usta. -Jeszcze mozesz sobie pozwolic.. doceń ten czas.- powiedział w przerwie miedzy jednym, a drugim pocałunkiem. Przycisnął do siebie elfkę. Dziewczyna pociagnela czarownika ku sobie na łózko. Strój czarownika rozpłynął się szybko i już przylegał do elfki całym ciałem, obejmując ją w paise i na wysokości łopatek. Całował namietnie, nie odrywajac ust od jej ust. Wreszcie nastapiła chwila przerwy. -Chciałbym, żebyśmy zawsze mieli dla siebie czas....- westchnął. - Co jest przeszkoda? - spytala dziewczyna nie myslac teraz tak na prawde o niczym. Czarownik usmiechnął sie. -Teraz nic... i oby tak pozostało!- odparł z uśmiechem i powrócił do całowania. Lewą ręką przytulał ją do siebie, zaś prawej pozwolił swobodnie wędrować przez plecy, kark i uda elfki. Elfka westchnela zamykajac oczy i odwzajemniajac pocalunek. W pewnym momencie przerwala usmiechajac sie. Usmiech byl promienny i cieply. Dziewczyna przylozyla dlon do piersi czarownika po czym popchnela go odwracajac sytuacje. Teraz czarownik byl na dole. Pochylajac sie nad nim z tym samym usmiechem pocalowala go w usta. Ten objął ją w pasie. Nie miał nic przeciw tej sytuacji i widocznie bawiła go ona. Był ciekaw kolejnego kroku elfki. Przekazał jej inicjatywę, skoro ona chciała ją przejąć. Usiadła mu na wysokości bioder, chwytajac za dlonie i podnoszac do gory. Gdy czarownik juz siedzial dziewczyna przytulila sie tylko do niego mocno otaczajac go w pasie kolanami. Pocalowala go w bark i wtulila glowe w jego ramie. Mężczyzna przesunął rekami w górę, i rozkładajac je na łopatkach kobiety przyciagnął ją do siebie by po raz kolejny pocałować. Cała sytuacja podobała mu sie coraz bardziej i nie miał pojecia, co elfka zrobi za chwilę. Elfka pocałowała czarownika w ucho po to tylko by po chwili je przygryzc delikatnie. Pozwolila swoim dloniom bladzic po ciele Darkninga. Obie dlonie zatrzymaly sie w pewnym momencie na udach czarownika. Silbern odchylila sie delikatnie do tylu czekajac na czarownika. Ten był lekko zaskoczony takim obrotem sytuacji. podniósł się i nachylił nad elfką, kładąc dłonie na jej biodrach. Spojrzał jej w oczy i usmiechnłą się. zdawał sie pytać "Czego teraz pragniesz?" ale bez uzycia słów. Elfka odpowiedziala spojrzeniem. Była w nim jakas iskra... Zaborczosci? Dziewczyna chciala miec czarownika tylko dla siebie... Na cala wiecznosc... Patrzyla mu gleboko w oczy jak zakleta. Przysunął się do niej blizej, na tyle, by mogła czuć jego ciepło, ale by nie stykali się skórą. Pogładz
Ostatnio zmieniony wtorek, 10 października 2006, 00:03 przez WinterWolf, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Silbern (cd.)

ale więc I ty cała moja....[/i]- zastrzegł i zjechał reką nizej, by pogładzić jej pierś. -Chcesz miłości... czy jesteś gotowa na fizyczną?- wyszeptał pytanie cicho i spokojnie. Dziewczyna wtulila sie w niego mocno. - Nigdy bardziej niz teraz - szepnela prawie niedoslyszalnie. Czarownik bardziej wyczul jej slowa niz uslyszal.

[---]

Przytulił ją mocno i pogładził po głowie, przytulajac. -Jak na pierwszy raz wystarczy, prawda?- zapytał z usmiechem, patrząc na jej zmęczoną twarz. Otarl kroplę potu z jej czoła, choć sam na zmęczonego nie wyglądał... Nie mówił nic. Dziewczyna tylko pocalowala mezczyzne nie odzywajac sie. Nie wypuszczajac jej z ramion ułozył się obok. Ruchem reki zamknął jej oczy i pocałował w zamkniete powieki. Elfka bardzo szybko zasnela, a czarownik tuż po niej. nastał poranek. Czarownik otworzył oczy. Było ledwo po wschodzie słońca. Podniósł głowe i przetarł oczy. Dziewczyna nadal spala. Powoli podniósł sie i przeciągnął, po czym połozył na powrót i połozył dłoń na jej ramieniu. Patrzył na nią tylko i usmiechał się. Zastanawiał się "czy jest teraz ktoś inny, kto liczyłby się chociaż w połowie tak bardzo?" czekając, aż ona się obudzi. Dziewczyna ocknela sie pod wplywem dotyku. Drgnela nieco nieprzytomna. -Już skończyła się noc... jak sie czujesz?- zapytał czarownik z uśmiechem. Dziewczyna przytulila sie do Darkninga wzdychajac szczesliwa. Czaronwnik przycisnął elfke do siebie. milczał i rozkoszował sie chwilą. Elfka pocalowala Darkninga po czym wzdychajac opadla na poduszke. - Co dzisiaj? -Co chcesz... mozęmy poszukać tego Źródła...- powiedział czarownik kładac się na plecach. -Byśmy sie troche poruszali.. od dwóch dni wygniatasz łózko!{/i]- zasmiał sie i pocałował elfke w usta. dziewczyna zaśmiała sie - Jakbyś mnie wczoraj obudził to pewno nie wygniatałabym łóżka aż dwa dni - powiedziała. -Och tam...- oparł czarownik. -Nic złego sie nei stało przecież, prawda?- mrugnął do niej. -Wiec jak? Wygniatamy łóżko dalej, czy...?- zapytał jej. Silbern przeciagnela sie po czym wstala zahaczajac o cos po drodze i spadajac z lozka na podloge. Za nia poleciala szklanka. Czarownik nachylił się i podał jej rękę. -No wstawaj, moja droga nisczycielko wnętrz!- Elfka pozbierala sie patrzac na stluczona szklanke ktora o maly wlos nie spadla jej na glowe. - Nie wiem skad mi sie to bierze - powiedziala nieco oszolomiona. -pech...- westchnął czarownik. -pech i nic innego. Albo złosliwosc losu!- powiedziął i zaśmiał się. - Mam tylko nadzieje ze w decydujacych momentach mnie ten pech nie zabije - mruknela do siebie. Czarownik pokręcił głową. -Decydujace momenty sie skonczyły.- powiedziął spokojnie. -przynajmniej te smiertelne...- dodał, wstajac. Jego ubranie pojawiło sie na nim, ale było... inne. jaskrawsze. Kolorów podobnych do kombinezonu Silbern. - Zmiana stylu? - zasmiala sie wskazujac stroj czarownika i udajac sie do lazienki. -Zmiana image-u... nie nazywaj mnie juz Darkning w otoczeniu innych. Iridia, Carmen, Sotor i reszta opuscili te ziemie moja kukła też. - zakończył i usiadł na łózku. Silbern spoważniała - Jak mam cię nazywac? - zalowala ze Iridii juz nie ma. Zauwazyla wiele wspolnych cech laczacych ja i dziewczyne. Czarownik myślał chwilę. -Elhart...- odparł wreszcie. Skinela glowa usmiechnela sie slabo do swoich mysli i czarownika po czym odwrocila sie i weszla do lazienki. Tym razem znow jej cos spadlo. Zaklela paskudnie. Po halasach dalo sie poznac ze rozezlona chyba uzyla jakiegos zaklecia... Obraz calkowitej destrukcji... Czarownik uderzył sie otwarta dłonia w czoło ale milczał, usmiechajac sie tylko. Po chwili wyszla narzekajac. Bylka mokra ale juz ubrana. Wlosy miala rozczochrane. - Nie jest tak zle - zapewnila czarownika. - Chyba to jakos wyglada - mruknela myslac o lazience... Czarownik skinął reka na gargulce stojace koło drzwi. Wział w rękę grzebień. Pokażę Ci coś ,czego nauczyłem sie z nudów.. sądziłem, ze Cię rozbawi... siadaj!- wskazal jej miejsce. Usiadla ze zdziwiona mina chcac sie przekonac o co chodzi czarownikowi. Ten najpierw ja uczesał ,a potem zaczął mieszać coś z jej fryzurą. Po kilku minutach stwierdził, ze jest gotowe i pokazał lustro elfce. Wszystkie kosmyki prócz jedngo - srebrnego były fantazyjnie upiete u góry i z tyłu głowy. -Nie będą przeszkadzać w walce, jeśli do takowej dojdzie, a wyglada to.. co najmniej ciekawie!- podsumował. Dziewczyna usmiechnela sie zadowolona. - Podoba mi sie - stwierdzila szczerze. Jednakze widok srebrnego kosmyka wlosow poruszyl w niej jakas nute. Zaczela sie rozgladac. Nie pamietala gdzie byla jej obrecz. To ja troche niepokoilo. Czarownik podał jej metalową obręcz, leżącą pod półka. -straciałś reką... przedwczoraj.. to i lampę- wytłumaczył. - Lampę? - dziewczyna zastanowila sie i skrzywila. - Ups - szczerze sie zmartwila. - Zle ze mna - mruknela strojac miny. Przyjrzala sie obreczy. Po czym przejechala po wewnetrznej stronie palcem wzdluz okregu. Czarownik spojrzał na ruch jej ręki a potem na nią. -Coś nei tak?- zapytał. - Nie, nie... Tylko, ze... Ech... Tyle wspomnien wiaze sie z tymi kilkoma przedmiotami ktore mam. W ciagu tak krotkiego zycia jak moje to troche nie do pomyslenia - stwierdzila zakladajac obrecz na czolo i zakrywajac kosmyk. Czarownik wstrzyma jej ruch. Odłożył obręcz na bok. -Odłózmy ją gdzieś, by przypominała o przeszłosci, ale o przeszłości, którą zostawiasz za sobą na rzecz nowej przyszłosci...- powiedział z uśmiechem i pocałował eflkę. Dziewczyna zawahała się gdy mezczyzna odstawil obrecz. - Ale to... - probowala sie tlumaczyc. Dotknela blizny majac na mysli srebrny kosmyk. -Wyglądasz z nim Doskonale!- powiedział czarownik i przejechał dwoma palcami po jej czole. Blizna zgoiła isę i zniknęła. -Teraz już jesteś Władczynią...- powiedział, wskazując jej kombinezon, który docelowo zmienił sie w zdobny strój paradny. -Najwyższy czas nauczyć sie rządzic.. a w przyszlym tygodniu dla rozrywki ruszymy po Źródło!- powiedział. Skinela glowa wstajac. Rozprostowala stawy z cichym trzasnieciem. - Lepiej zeby ludzie nie znali mnie od strony ktora demonstruje co rano - zasmiala sie wspominajac upadek i zdemolowana lazienke. Czarownik kiwnął głową, po czym podał ramię elfce. -Idziemy?- zapytał. - Idziemy - odparla dziewczyna i chwycila sie czarownika. Większosć tygodnia nowy Doradca Królewski - Elhart - uczył Władczyni jak zachować sie, jak się ubierać i jak działać, by nie zostało to uznane za "niegodne Władczyni". Silbern chcąc nie chcąc musiała sie nauczyć... i nauczyła. Tydzień minął więc pracowicie zarówno dla doradcy, jak i Władczyni. Elfka poczuła, jak dłoń mężczyzny gładzi jej ramię. -Dziś mamy czas wolny... nie musisz zakładać sukni... wychodzimy z zamku incognito i idziemy sie wspinać.- powiedział cicho. Elfka skinela glowa wygladajac jakby czekala na te slowa od dawna. Nie chcac by jej zawadzal plaszcz podczas wspinaczki wziela swoja skorzana kurtke. Byla najwygodniejsza do takich rzeczy a ona sie za nia stesknila. Otrzepala rekaw choc nie bylo talkiej potrzeby. Elhart znów bardziej przypominał Darkninga. Szary kombinezon wspinaczkowy z żelaznymi rekawicami i maską na twarz. -Chodźmy wiec...- powiedział i wskazał jej drogę do stajni. Jedziemy incognito, wiec powinniśmy wyglądać jak para wędrowców. Wyjedziemy ze stajni koło baszt.- powiedziął i podał Silbern płaszcz z kapturem. Dziewczyna wziela palszcz zakladajac go w drodze do drzwi. Po drodze zgarnela tez swoje rekawice. Darkning dosiadł czarnego konia, burcząc przy tym coś niepochlebnego. -Siadaj i poprowadzę!- powiedział, wzdychając. - Nie lubisz jezdzic konno? - dziewczyna sprawnie wsiadla na skarogniada klacz klepiac ja po szyi gdy znalazla sie juz w siodle. -Niestety... nie przepadam za tymi zwierzakami, ale od czasu jak mam te bransolety one mnie lubią... chociaż tyle dobrze, że nie uciekają....- mruknął mężczyzna i podszedłszy do ściany stuknął w nią kilkakroć. Otworzyło sie przejscie pod murami i para przejechałą konno po brukowanym korytarzu aż do stajni. Darkning pociągnął dźwignię, która spowodowała otwarcie wejścia do stajni "publicznej". Wkrótce po tym jak przejechali przejscie zamknęło się samo. Wyjechali wreszcie na trakt i w kierunku gór. Nikt nei zwrócił szczególnej uwagi na parę podróżnych.

[---]

Wreszcie byli u podnóża gór. -Tam na górze jest wejście do wnętrza. Trzeba wejsc na szczyt i potem zejść na dół.- stwierdził. -Cóż.. panie przodem!- powiedział, wskazujac drogę. -Konie...- skinął ręką na zwierzęta. Mały gargulec stojący za drzewami wyskoczył na widok i chwycił lejce w szpony. Dziewczyna zsiadła z konia. Podziekowala klaczy glaszczac ja po chrapach po czym przyjrzala sie gorze na ktora mieli sie wspinac. Ostra. Zdecydowanie stroma i z nielicznymi półkami. Po dordze było kilka wejśc do jaskiń, ale zbocze pomimo niemal pionowej konstrukcji wyglądało na dostępne, gdyby ktoś miał kotwicę i linę. Takową właśnie Darknign ściagał z kulbaki i podał elfce. -Gotowa. moja droga?- Załozyła rękawice, zadowolona. Wziela od czarownika sprzet po czym popatrzyla na niego zdziwiona. - Eee... Wiesz... Jak mowilam ze sie nigdy nie wspinalam to mialam tez na mysli ze nie wiem jak sie takimi rzeczami poslugiwac - zasmiala sie, modyfikujac nieco magia rekawice. Ten westchnął, odebrał kotwicę od Silbern, pocałował ja w czoło. -No to patrz...- powiedział i zarzucił kotwicę na pierwszy załom, po czym szarpnąwszy wspiął się po linie aż do półki. -Tadam!- rzucił w dół stojąc kilkanaście metrów wyżej. Dziewczyna znowu sie zasmiala idac w slady Darkninga. Ciezko jej szlo wspinanie sie z lina ale szybko sie uczyla. Gdy w koncu dotarla do miejsca gdzie stal mezczyzna byla na najlepszej drodze do wybuchniecia smiechem. -Nie tutaj.. ryzykujemy lot w dół...- powiedział czarownik, obejmując ją. -Teraz wyzej... zarzucaj!- podał jej kotwicę. Elfka wycelowala i zarzucila kotwice. Natychmiast tez skulila glowe w ramionach bojac sie ze kotwica spadnie jej na glowe. O dziwo nie spadla. Zahaczyla o cos na gorze. Silbern pociagnela za line - trzymala sie. "Chyba dobrze" pomyslala ruszajac w dalsza droge przed czarownikiem. Zaraz po niej wspiął sie i Darking. -Nie takie trudne, co?- zapytał. -No śmiało.. nastepny rzut!- zachęcił. Dziewczyna prychnela rozbawiona i powtorzyla czynnosc. I tym razem nic jej nie spadlo na glowe "Szczescie chwilowo mi dopisuje" pomyslala malo nie wybuchajac smiechem i w pelnym skupieniu wspiela sie wyzej. Gdy byla na gorze spojrzala w dol. Blad. Cofnela sie do skalnej polki opierajac sie plecami o sciane z zmaknietymi oczami. Czarownik wszedł na półkę, na której stała i przytulił ją do siebie. -no - obróć się i zarzuć raz jeszcze...- powiedział, kładąc jej rękę na ramieniu. -Masz swą moc w razie czego.- powiedział. -Strachu mozesz się pozbyć skacząc w dół i lądując na ziemi, wyhamowując siłę upadku łańcuchami.- dodał. Dziewczyna obrocila sie znowu twarza do skaly nadal z zamknietymi oczami. Odetchnela otwierajac je. Popatrzyla na Darkninga nieco zawstydzona. Ponownie zarzucila kotwice juz pewniej niz poprzednio. Nie poruszala tematy leku wysokosci. Co ciekawe nie dopadl jej na grzbiecie smoka nie przeszkadzal jej gdziekolwiek indziej tylko na skalnych polkach... Po kilku rzutach byli w połowie drogi. Czarownik usiadł na krawędzi półki i oparł sie o skałę. Spojrzał leniwie w dół, a potem do wnętrza jaskini. -odpoczywamy chwilę, czy wspinamy się dalej?- zapytał. Dziewczyna byla zmeczona. - Usiadzmy na chwilke - odparla opierajac rece o kolana. - Jak wysoko jestesmy - spytala nie patrzac w dol i nie odwracajac sie nawet przodem do przepasci. -Około sześć stai w pionie[/u]- odparł czarownik wychylajac sie lekko do przodu. następnie wstał i wszedł do jaksini. -Mam trochę prowiantu.- powiedział, wyciagajac z plecaka kilka kanapek. -Możnaby zjeść!- dodał. Skinela glowa prostujac sie i idac za czarownikiem. W ostatniej chwili powstrzymala nagla chec obejrzenia sie za siebie. "Za wysoko" pomyslala powtarzajac te slowa bezglosnie. Wkrótce zjedli kanapki i czarownik zaproponował dalszą drogę. -Wiesz.. bedzemy musieli opuscic sie w dół półtorej razy tyle, co droga w góre...- zaznaczył, zbierajac linę ze skał. - Pozniej sie bedziemy tym martwic - mruknela. - Kiedy przyjdzie na to pora - dodala odbierajac Darkningowi line. Minęło kilka godzin, nim byli na szczycie. Czarownik spojrzał na górujace słońce. Wziął cos w rodzaju szpica i aktywował magię w nim zawartą. szpic wbił się z siła w skałę. Darkning podłączył doń długą linę, która zajmowała większosć jego plecaka. -Teraz będzie trudniej!- powiedział i pokazał kilka takich szpiców na swym pasku. -Idę przodem i wytyczam trasę. Potem wytłumaczę ci resztę.- powiedział. -Najlepiej pokazać w praktyce- mrugnął do niej. Dziewczyna skinela glowa ponownie znieniajac cos w rekawicach. Po polowie dnia spedzonym na wspinaczce juz znacznie roznily sie od tego co stworzyla na poczatku. Byly lzejsze choc nadal cale okute metalem. Potem uwaznie przygladala sie poczynaniom czarownika. Zjechał w dół przy krawędzi. -Tutaj skała jest skośna, ale w niewłaściwą stronę...- powiedział i przewiazał linę przez kolec, po czym aktywował go i "wysłał" w strone sciany. Kolec wbił się weń i czarownik przyciagnął się do gładkiej skały. Przewiazał sznur porządnie i ruszył nizej. -No... teraz Ty! Zchodzisz w dół za mną. za chwile dostaniesz nowe instrukcje!- powiedział z dołu. Dziewczyna westchnela ciezko i starajac sie do minimum ograniczyc koniecznosc spogladania w dol podarzyla za mezczyzna. Szla bez slowa skargi choc serce miala w gardle. Najbardziej zdenerwowala sie gdy sie obsunela tracac oparcie dla nog. po czym elfka wisiala na linie nieco tuz nad glowa mezczyzny. Mimo slow Darkninga nie byla przygotowana na skos. Stad jej irytacja. Czarownik pokazał najwyższy z "kolców" wbitych w ścianę. -nacisnij górną część i zsuń siedo poniższego, po czym odwiąż tamten i idź nizej. Powtarzaj aż będą tylko dwa wczepione w ścine. Zrozumiałe, czy zadmeonstrować mam?- zapytał. - Rozumiem - odparla po czym wykonala wszelkie instrukcje najdokladniej jak umiala. Wyszło bez problmu. Potem darkning kazał jej podczepić się liną od kotwicy do haka i przesunął linew dół. -Zawiąż koniec liny na tamtym kolcu i ruszamy nizej!- powiedział. Dziewczyna wykonala polecenia przeklinajac gdy nie wyszlo tak jak zamierzala za pierwszym razem. Powtorzyla czynnosci tym razem sprawniej. Gdy juz wszystko było gotowe darkning zaczał opuiszczac sie dalej w mrok. Cztery godziny minęły, gdy wreszcie byli na dole. -Cieno tu, co?- zapytał z wyraźnym rozbawieniem, gdy Silbern stanęła koło niego na plytach. -Czujesz to pod nogami? To nie jest zwykła skalna posadzka, to dzieło rąk krasnoludzkich... lub nefalemskich... Odpal cos swiecace go, bo nie widzisz nawet co robię...- powiedział, po czym pocałował elfkę w usta. Dziewczyna rzeczywiscie nic nie widziala dlatego dzialanie Darkninga sprawilo ze przestraszona odskoczyla a nie majac pola manewru wpadla na skale i sie potlukla. Z cienia doszedl tylko stlumiony jek po czym ciemnosci rozswietlil niewielki plomien zawieszony w powietrzu. - Ugh - elfka masowala rozbita o skale glowe. Czarownik zaśmiał się. -No dobra, wstawaj. mamy pasaż dalej! wskazał reka w dal, w ciemnosć. Kula nie była dość mocna by oswietlić całą salę Dziewczyna wstala rozcierajac glowe po czym zwiekszyla nieco moc zaklecia i ruszyla w strone wskazana przez mezczyzne rozgladajac sie dokola. Przejscie było olbrzymie. pięć metrów szerokosci i co najmniej siedem wysokosci. -nefalemowie... jednak nefalemowie...- pokiwał głową czarownik. Korytarz wiódł do wielkiej sali z olbrzymią kulą na statywie po środku. Symbolizowała świat., a wokół niej były trzy obręcze kilka dźwigni w ziemi zdawało się byc połaczone z odpowiednimi obręczami. Trzeba będzie ustawić... daj mi chwilke...- pwoeidział czarownik i spróbował przesunać dźwignię. -No dobra...- zrezygnował. -Ty przesuń tą dźwignie do połowy...- pokrecił głową. Dziewczyna popatrzyla na niego zdziwiona po czym podeszla do dzwigni przygladajac sie jej uwaznie. Interesowal ja material i sposob w jaki byla zamocowana. Dźwignia była z jednego typu stali. Mocnego i matowego. Sterczała z ziemi ze sporej kuli. -Ulfryt...- stwierdził czarownik. -Ulubiona stal nefalemów... inaczej nefalemska stal- powiedział. Dziewczyna chwycila dzwignie starajac sie ustawic ja do polowy. Dźwignai zgrzytnęła i poruszyła się przy pierwszym pchnieciu. Jedna z elips poruszyła się i ustawiłą w innej pozycji. Darkning wskazał inną dzwignię -ta do konca- powiedział, -I tą do jednej czwartej...- dodał, po czym podszedł do przycisku koło piedestału. -Zaraz to otworzymy...- usmiechnął się. Dziewczyna po kolei wykonywala polecenia czarownika. Na koniec podeszla do niego blizej przygladajac sie meżczyznie i przyciskowi o ktorym mowil. Darkning zaparł się i wcisnłą przycisk. Kula zaswieciła i wszystkie elipsy poruszły się. Głosny zgrzyt zapełnił powietrze sali i całość zaczęła. zjeżdżać w dół. Wreszcie nietypowa winda zatrzymała się o kilkanaście metrów nizej. czarownik wskazął drogę - jedno z czterech przejść. -tedy!- powiedział. Dziewczyna podazyla we wskazanym kierunku rozgladajac sie uwaznie w swietle zaklecia i nasluchujac. Ostroznie posuwala sie naprzod. Gdy weszli do korytarza i dotarli do sali dało sie słyszeć klikniecie i "kula" pojechała w górę, zamykajac droge powrotu. -Daj wiecej światła.. dużo więcej!- powiedziął czarownik, opierajac się o metalowa poręcz. Elfka znacznie zwiekszyla moc zaklecia. Do tego stopnia ze w pierwszej chwili efekt ja nieco oslepil ale szybko przyzwyczaila wzrok. Byli w olbrzymiej sali produkcyjnej. Kadzie na stal, formy, taśmy produkcyjne i hala słuząca do skłądania tego wszystkiego w cąłosć. -fabryka golemów!- powiedział czarownik i ruszył po małych schodkach w dół i pomiędzy kadziami. -Unieś światło pod sklepienie, żebysmy wszystko widzieli...- powiedział i mrugnął do elfki. -chodź...- wyciagnał do niej rękę. Swiatlo powedrowalo wysoko a dziewczyna podeszla do Darkninga rozgladajac sie zdziwiona wokol. Gdy była o kilka kroków cos przeskoczyło z wielka prędkoscia zmiatajac czarownika na bok. Ten nawet nie zdołał krzyknąć. Dziewczyna ustawila garde jak do bojki na piesci starajac sie sledzic spojrzeniem to co przewrocilo mezczyzne jednoczesnie zblizajac sie do niego. W zanadrzu trzymala zaklecie kuli ognia. Po ziemi zaczal wic sie kolczasty lancuch. - Nic ci nie jest? - spytala cicho. Czarownik trzymał ostrze w jednej ręce, ale nie zdołał wykonać ruchu. Gładkoskóra, smukła postać trzymąła go za szyję szponiastą reką. -Dawno nie miałam żadnych odwiedzin...- wycedził sukkub. -Cofaj się, elfko, bo twój kolezka da gardło!- krzyknęła do Władczyni. Dziewczyna cofnela sie o krok nie zdejmujac gardy. Zamarla w bezruchu czekajac na dalsze wydarzenia. Lancuch przestal sie wic w oczekiwaniu. Elfka zmruzyla oczy zdenerwowana. -Cholerne sukkub...- zaczął czarownik, ale uścisk na jego gardle wzmocnił się, co go skutecznie uciszyło. -Kim jesteście?- warknął sukkub, odbierajac czarownikowi broń. - Jestem Silbern - odparla elfka opuszczajac garde i przygladajac sie sukkubowi. Demonica miałą gładka, lsniacą w świetle, czerwona skóre i idealną, jak na sukuba przystąło, linię. Typowa kusicielka. Jedynym jej ubraniem były szponiaste rękawice. -Cesis.. spokój...- wysyczał Darkning. Sukkub wzdrygnął się. Elfka natychmiast uzyla łańcuchów, które stracily w locie kolce blyskawicznie starajac sie oplesc wokol ciala sukkuba i unieruchomic go na miejscu. Jednoczesnie elfka wparowala z furia pomiedzy demonice i mezczyzne odpychajac ja. Czarownik roztarł zaczerwienione gardło i zakaszlał. -Dzięki, skarbie... to jest Cesis.. siostra Levender - sukkuba na mojej służbie.- powiedział, po czym odchrząknął. -No, Cesis. Potrzebujemy kogoś, kto nas doprowadzi od Jadra. Piszesz się na to?- zapytał. Sukkub milczał. -Jak tak, to nie ma problemu. Silbern... mogłabyś skręcić jej kark? Nie przyda nam się...- powiedział. Sukkub od razu zaprotestował. -Chwila!- jeknął. -Doprowadzę was, ale...- zaczęła demonica. Czarownik jej przerwał. -Nie jesteś w położeniu, w którym mozna dyktować warunki. -Wyprowadzimy cię stąd jak wskażesz nam Jądro.. nic wiecej...- warknął. Sukkub westchnął głośno. -Dobra... ale nich ona mnie pusci...- skinęła głową na elfkę. Dziewczyna spojrzala pytajaco na czarownika. Ten skinął głową. -Ale zostaw małą obrożę... mało mnie nie udusiłaś, Cesis!- mruknął. Elfka pstryknela palcami i stalo sie wedle slow Darkninga. Podniosla bron czarownika upuszczona przez demona i mu ja podala. -Dzieki...- powiedział czarownik, skłądajac całosć tepego ostrza w mały uchwyt. -Prowadź!- powiedziął. Sukkub niechetnie poszedł przodem. -I ubierz sie w coś, do diaska!- dodał. Sukkub jednak tylko się zasmiał i prowadził dalej. Czarownik westchnął i spojrzął na elfkę. -Skaranie boskie z tymi istotami... siedem miesięcy zajęło mi przywyczajenie Levender do chodzenia w ubraniu...- warknął. Po kilku minutach drogi stanęli przed żelazną kulą. -Świetnie... Silbern, powiedz mi, czy mogłabys stworzyc nam pasaż przez ziemię?- zapytał elfki. -Jesli nie, to będzie trzeba otworzyc przejscie...- Dziewczyna uważnie i starannie ocenila swoje szanse nim podjela pierwsza probe. Elfka skupila sie i korzystajac ze swej mocy utworzyla wygodne przejscie dla trojki wedrowcow. Niechetnie bowiem musiala uznac sukkuba za towarzysza podrozy. Demonica otworzyłą usta. -Kim.. kim ty jesteś?!- wyplułą z siebie, patrząc na elfkę. Dziewczyna spojrzala na nia dosc wymownie przekrzywiajac glowe i wzruszajac ramionami. Ruszyla przodem ponownie tworzac ognista kule oswietlajaca tunel. Czarownik został w tyle i dotknął metalowej powłoki. Kilka syków i sporo pary wydostało się z kuli i ta powoli zaczęła się otwierać. Czarownik zasmiał sie, gdy energia wylała się na zewnatrz... i dopiero teraz zorientował sie, ze Silbern odeszła dalej. Wyciągnął do niej rękę, ale... całosć energi weszła w ciało, które było w zasiegu, rozgrzewajac je coraz bardziej... Czarownik zdołał tylko przejsć w postać Zarima, potem był krzyk.. roztrojony krzyk i wstrząsy... Dziewczyna zawrocila w miejscu rzucajac sie na pomoc czarownikowi. Szybkie szarpnięcie za łańcuch obrociło ją wokół własnej osi. -Oszalałaś?- wrzasnał sukkub. -jak chcesz zdychać, to sama!- powiedziała, zapierajac sie szponami o skałę. Dziewczyna puscila lancuch zostawiajac go by wil sie po podlodze gotow na jej rozkazy po czym podbiegla do Darkninga. gdy dotarła na miejsce spektakl się już zakończył. Czarownik dymił. Postać Zarima kleczała przed kulą. Świetlisty pas przygasł na chwilę, po czym zmatowiał i pękł, rozlatujac się na kawałki. -Ty nie masz korzysci, ale ja pozbyłem się jednego restryktora...- powiedział półgłosem. Zmienił się następnie w człowieka i padł zemdlony na posadzkę. Elfka złapała czarownika lądując na kolanach i zatrzymujac upadek. Oparla go o sciane z kamienia ktora stworzyla na poczekaniu. Dokladnie przyjrzala sie mezczyznie sprawdzajac czy nic mu sie nie stalo... A moze raczej czy nie ma zadnych widocznych obrazen po calej przygodzie. Zrobila jeszce krotki ruch reka. Lancuch wystrzelil w jej kierunku i znalazl sie w jej dloni. Odlozyla go pozwalajac owinac sie wokol jej kostki. Nabral pozorow zycia i samoswiadomosci niczym zwierze wykonujac polecenia Wladczyni. Silbern przykryla Darkninga swoim plaszczem i czekala co nastapi dalej. Obejrzala sie jeszcze za sukkubem. Byla nieco zdezorientowana i niepewna tego jakie efekty mialo to co sie zdarzylo. Martwila sie.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Ostatnaia szansa Dla Pyrona, by nie podzielił losu postaci Lidien :evil:

Findor Tasartir:

Drzwi pękły z łoskotem, a zza nich posypały się magiczne pociski, które wszystkie rozbiły się o Defergentesa. Za drzwiami stała przerażona gromada kapłanek i zareagowały dopiero, gdy usłyszały krzyk drowa "Wystarczy!!!" Findor trzymał w rękach ciało swej pomocniczki. Oberwała w to samo miejsce wpierw odłamkiem, a potem pociskiem.... umarła od razu po drugim trafieniu... Gdy Defergentes odsłonił to, co działo się za jego plecami młodsze kapłanki popłakały się a najwyższa z nich przełknęła ślinę i widać było, że powstrzymuje się od pójścia w ślady tamtych. Dusza dziewczyny uszła z tego świata...


Pyron i Ariziel:

słodki śpiew rozległ się znowu, a drow zorientował się, że Pyron.. śpi. Sukkub podleciał do ławki i bez najmniejszego trudu wziął rycerza na ręce. -Odstawię go do jego pokoju... bądź w dolnej sali jutro.- powiedziała do Ariziela i wzleciała w powietrze.


Pavciooo i Nadir:

...nawet Caskullis stała z otwartymi ustami nie zdolna do wyduszenia z siebie chociażby słowa. Wszystko rozegrało się w przestrzeni sekund. gdy pierwsza fala przebiła mur i wlała się do zamku Sotor stojący na czele nagle wrzasnął "ODWRÓT!!". Zdziwieni żołnierze posłuchali, a na miasto spadła czerwona mgła.. z domów wyszli wszyscy. Scarcerzy i Erynianie, mężczyźni i kobiety , starcy i dzieci. Każdy miał w rękach coś ostrego... broń. -Szał Krwi!- krzyknął nieumarły, gdy cała ta masa runęła na niego... a on siekł... przecinał się przez ludzi płomiennym mieczem i przez budynki - wielką kulą na łańcuchu. Lichtrang stanęło w ogniu i po kilkuset sekundach było martwe. Tylko pałac pulsował mocą.. i Sotor stał po środku miasta wśród stosów trupów. Bądź przeklęty, Wiju!- ryknął w stronę pałacu.

Podejdźcie do pałacu - będziecie walczyć z gigantycznym wężem - podajcie strategię
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Post autor: Pavciooo »

Pavciooo pisze: Ogólnie to taktyka:
-Latające ostrze
-woda pod ciśnieniem/ kusza
-wślizg
-wirowanie
-podmuch
-uskok

i od nowa :) To tak mniejwięcej.
Taktyka taka sama :)
I tak nikt tego nie czyta...
Kloner
Chorąży
Chorąży
Posty: 3121
Rejestracja: wtorek, 21 grudnia 2004, 11:06
Lokalizacja: Tam gdzie konczy się wieś a zaczyna zadupie \,,/ <(^.^)> \,,/

Post autor: Kloner »

Ariziel

Drow skłonił się skkubowi i swemu nowemu panu, poczym wykonał rozkazy i udał się do sali, gdzie postanowił zaczekać na dalsze rozkazy
"Lepiej Milczeć I Wyglądać Jak Idiota, Niż Się Odezwać I Rozwiać Wszelkie Wątpliwości"
Mafia Radioaktywnych Krów
Nadir
Kok
Kok
Posty: 1438
Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
Numer GG: 3327785
Lokalizacja: 3city

Post autor: Nadir »

Nadir
Stał oszołomiony. Całkiem go zatkało. To co do tej pory widział, to co poznał w Sotorze było niczym w porównaniu z tym co teraz się działo. Jego nerwy spieły się, mięśnie naprężyły. Adrenalina pulsowała w żyłach. Był gotowy. Napiął łuk i czekał
W zasadzie to strzelam jak najszybciej i najcelniej, unikam ataków i trzymam dystans. Jak lepiej zapoznam się z wrogiem to coś konkretniejszego napisze.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.

Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Trocinka
Marynarz
Marynarz
Posty: 175
Rejestracja: niedziela, 26 lutego 2006, 10:50
Lokalizacja: Elbląg
Kontakt:

Post autor: Trocinka »

Wampirzyca i mężczyzna powoli weszli w zasięg lampy, którą trzymał lisz. -Cała rodzinka w komplecie..- wymamrotał nieumarły. -Posiłek skończony... można by iść na nocny wypoczynek...- powiedziała Carmen patrząc na Merenwen i Alexandra. Wtedy niebo zamruczało i miasto oświetliło błękitne światło pioruna. Potem nastąpiło coś, co spowodowało, ze Alexander i Merenwen padli na kolana, a Carmen zachwiała się i niemal straciła równowagę. –Bóg umarł...- syknął lisz. W jego słowach dało się słyszeć satysfakcję z cudzej śmierci.
Władczyni uniosła głowę, syk wciąż brzmiał w jej uszach, kolana piekły, obolałe od upadku
-Jaki Bóg? O czym Ty mówisz?- zapytała
-Mróz... bóg z Korteeos!- huknął lisz. -Wreszcie padł jak pies!- zarechotałzłwoieszczo. -Pokonała go Władczyni z Korteeos. Ta od Gai.- wytłumaczyła Carmen. Pokonała go pokonując władcę o mocy Lodu i Mrozu.[/i]- dodała.
-Co w zwiazku z tym? Co my mamy robić?ytała Merenwen, zerkając na Alexandra
-Spieszyc się...- odparł lisz. -Zbierac siły... wiem jak udezyć an pałac bez forsowania straży, ale musisz poćwicyzć przed walkami...- pwoiedizał wampirzyca.
-Poćwiczyć? Mamy na to czas?- odrzekła Władczyni
-Musimy... Philisterias ukryje nas przed oczami władcy.- odprła Carmen. -Zdobędziesz większą moc i uderzymy!- warknął lisz.
-Dobrze, z Waszą pomocą dam radę. Zwyciężymy.
Wampirzyca uśmiechnęła się, słysząc słowa Władczyni. Lisz nie rzekł nic. -musimy sie ukryć....- powiedział.

[---]

Jaskinia była obszerna i gorąca. Anioły rozsziadły sie na półkach skalnych. Philisteiarias stnaął przy wejsciu. -Będziemy ćwiczyc ały czas. Alexander będzie skakał po zwierzęta, a Ty muusissz ćwiczyć , jeści spać!- wytłumaczyła wampirzyca.

-Rozumiem- odrzekła władczyni- Tylko trening, nic poza treningiem teraz się nie liczy. To i lepiej może. Zostań ze mną, Carmen, pomożesz mi sie przygotować
Seto
Kok
Kok
Posty: 1115
Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
Numer GG: 0
Lokalizacja: Hrubieszów

Post autor: Seto »

Findor Tasartir

Drow był wstrząśniety. Dopiero co poznał elfkę a już ją żegna. Powoli wszedł do środka. Położył ciało na ziemi i odmówił modlitwę do boginii harmonii. Powoli popatrzył na kapłanki. Widział że są przerażone tym co się stało. Wiedział że nie ma co ich obwiniać myslały pewnie że to cienie chcą je zaatakował. Po chwili otrząsnoł się. Witajcie. -Przemówił drżącym głosem. Jest wladcą harmonii wie że śmierć to coś co spotka każdego. Findor uspokoił się. Przeżył ktoś jeszcze? -Zapytał dośc pewnie.
Obrazek
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Pavcioo i Nadir:

Gdy tylko armia ponownie wkroczyła do miasta główny budynek zaczął pękać... wkrótce rozleciał się na kawałki. Nad poziom murów obronnych wzniosła się gigantyczna głowa węża. Istota miała około dwóch – trzech staj długości (ok. 200-300 m) i była gruba jak mały budynek. Zasyczała i zionęła trucizną w bramę. Armia rozproszyła się szybko i siekła istotę z kusz i zaklęć. Pavciooo szedł naprzód główną drogą i wąż szybko zrezygnował z ścigania pojedynczych przeciwników. –Twoim przeciwnikiem jestem JA!- krzyknął scarcer. W tym czasie Nadir stanął na murach obronnych i wysłał jedną, a celną strzałę, która wbiła się gdzieś w cielsko wija i utkwił miedzy łuskami. Nie zraniła go zbytnio, ale zraniła... w przeciwieństwie do pocisków kusz żołnierzy. Wij uniósł grzechotkę z zamiarem rozgniecenia Pavcioo ten jednak wśliznął się do domu i wybił jego tylna ścianą, gdy ogon zmiażdżył całą ulicę wraz z domami. Głębsze wcięcie i bieg wzdłuż długości wywołały krwotok. To byłą pierwsza potężniejsza rana zadana wijowi. Skok wzwyż ochronił scarcera przez zmiażdżeniem o dom naprzeciwko. Szybki bieg po ogonie w kierunku głowy z szablami zatopionymi w ciele też był bolesny dla wrogiego władcy. Zamachnął się ogonem i... zatrzymał. Sotor trzymał grzechotkę jedną ręką a drugą – miecz wbity w ziemię. –nie tak szybko, dżdżownico!- zaryczał i szarpnął ogonem, co jedna knei przyniosło wielkiego skutku wij szarpnął natomiast w górę, wyrywając miecz nieumarłego z zeimi i wraz z właścicielem ciskając gdzieś dalej. Pavcioo musiał uskoczyć przed ciosem trujących szczęk i wylądował na plecach sporego, czarnego ptaka, który przeniósł go nad Wija, umożliwiając czysty strzał. Pavcioo zeskoczył wreszcie na głowę wija i ciął „obrotem”. Wąż jednak runął wstecz i władca znów pierzchł ślizgiem na bok. Wąż był osłabiony, ale wciąż dychał. Zaklęcia i bełty kusz rozogniły rany i wdało się zakażenie. Wij rzucił się naprzód, miażdżąc wszystko po drodze do scarcera. W tym momencie Nadir trafił z łuku w oko węża ten zawył i padł na bok, wytrącony z równowagi. Pavcioo zareagował błyskawicznym wślizgiem i cieciem wirowym. Wij przesunął się dalej i rozłupał budynek, Pavciooo jednak pozostał wczepiony szablami w ciało i „wspinał się wyżej” wbijając ostrza w powoli stygnące do zera ciało. Wziął garść wody z bukłaku i strzelił w zranione oko wybijając je doszczętnie. Zwierzę zawyło i podniosło się do pionu. Znów chwycony przez czarnego ptaka i odstawiony na dalszy budynek, z którego posłał bełt w drugie oko... trafił. Oślepiona bestia miotała się jak szalona. Olbrzymia kula ognia trafiła prosto w łeb wija. Sotor stał kilka staj dalej za płonącym lasem, z którego czerpał ogień na kolejny strzał. Pavcioo skupił się. Wycelował raz jeszcze. Przez chwilę prawie cała jego pozostała moc opływała bełt kuszy - wtedy strzelił. Razem z kulą ognia wysłaną przez Sotora i salwą dział czołgu rozerwał korpus istoty na tysiące strzepów, które zalały miasto wraz z falą zimnej krwi. Pozostali przy życiu żołnierze wdrapywali się na dachy domów Czarne ptaszysko wyciągało tonących z czerwonej powodzi i wystawiało na mury obronne. Po chwili wylądowało przy Pavcioo, przyjmując swą naturalną postać. Pióra zmieniły się w długie włosy i czarną suknię. Caskullis skłoniła się nisko z uśmiechem. –Pozwól, ze będę pierwszą, która uściśnie Twą dłoń, jako nowemu władcy Isillah!- powiedziała. W tym czasie Sotor uniósł miecz i zaryczał „ZWYCIĘSTWO!” i strzelił z miecza tysiącami kul ognia, które eksplodowały na nocnym niebie. Wraz z nim krzyczeli wszyscy żołnierze i Vei stojąca na kopule czołgu. Krew zniknęła gdzieś.. pozostały po niej tylko nieliczne slady. Gdzieś na skraju lasu widoczna była czerwona postać. Ruda kobieta w czerwonym kombinezonie powoli oddalała się od Lichtrang... Carmen najwyraźniej nie miała czasu na świętowanie tryumfu.

Sotor i Caskullis zniknęli dopiero po festynie i oficjalnym mianowaniu Pavcioo na Władcę kontynentu i nadira na jego prawą rękę.
-Powodzenia w odbudowie państwa... My musimy iść pomóc innym władcom...- westchnęła Caskullis. –Powodzenia i pamietaj o neutralnosci względem Argahny!- Sotor zarechotał i klepnął w ramie Pavcioo... –Eee.. wasza Wysokość!- dodał szybko. Oboje zniknęli razem z wielkim czołgiem pozostawiając po sobie nieco wspomnień i elegancką, sporych rozmiarów, czarną szablę z wygrawerowanym nań imieniem nowego Władcy.


Merenwen:

Alexander znów gdzieś zniknął podczas szkolenia. Pojawiła się natomiast inna postać. Wielki nieumarły z płonącym spojrzeniem i wielkim mieczem i toporem. Trening trwał trzy tygodnie w czasie których Merenwen wpierw uczyła się od Carmen, potem zaś uczyła się sama. Anioły ciągle przebywały blisko i nasiąkały jej mocą.

napisz mi w % jakich zdolności uczy się Merenwen. (Np. 25% czasu poświęca na Telepatię, 40% na Telekinezę i 35% na Ingerencję...))


Findor Tasartir:

-Jesteśmy ocalałymi... i nie ma nikogo poza nami.- odparła arcykapłanka i głos uwiązł jej w gardle. –Czemu... wiesz czemu oni to zrobili?- zapytała się ze łzami w oczach. –Zajmujemy się tylko leczeniem... nie atakujemy nikogo... nie walczymy.... Czemu?- mówiła szeptem a po policzkach ciekły jej łzy wielki jak grochy. –Obawiam się, że nie widzimy kształtu całego planu... Wiem, gdzie możemy się udać po więcej informacji...- powiedział głos niczym szept zza pleców Defergentesa. Kobieta z długimi czarnymi włosami w gładkiej, czarnej sukni spojrzała na drowa. Wyszła zza archonta i pokłoniła się. –jestem Caskullis i sądzę, że będę przydatna w walce z cieniami i ich władcami. Defergentes pokręcił głową. –Szkoda, ze nie przyszłaś u szybciej...- mruknął. Caskullis potaknęła. –Musimy zając się znalezieniem odpowiedzialnych za to...- rzuciła i na jej twarzy pojawiła się niechęć do sprawcy. –Wzięłaś ze sobą fortecę?- zapytał Defergentes. Caskullis odparła złośliwym uśmiechem. Archont zwrócił się do drowa. –Więc mamy żelazną pieść, która przebije każdy pancerz... Jesteśmy gotowi do drogi dalej? Proponowałbym najpierw się trochę podszkolić... diabli wiedzą, co nas tam spotka, a żeby odnieść sukces musimy być silni....-

Ariziel:

Zapał zniknął i nie odpowiada na nic, ale już nie ma czasu na nowe wprowadzenie. Sesja ma się ku końcowi. Jak chcesz, to możemy ją odegrać kiedyś na gg. Nie odpisuj już w tej sesji – rola posłańca Luviony została odegrana.


Pavciooo, Nadir, Kloner – Dzięki za udział w sesji. Jak mi net się poprawi, to zrzucę wam kilka rysunków na pamiątkę :)
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Post autor: Pavciooo »

Nooo, prawie 60 stron sesji :) To teraz juzgram tylko w dwóch Twoich sesjach :P Do fatal colision się nie zapisywałem, bo do 100%-wy storytelling, a ja niestety nie jestem w tym dobry, a przede wszystkim nie mam na to tyle czasu... Ale jakby co będę czekał na następne sesje w świecie Pasem :)
I tak nikt tego nie czyta...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Lu'nindel orn'la tlu l'xuz ussta abbilen... Whol fol d'dos ol zhah loff'ta xuz jhal ussta xukuth jivviimir... Usstan orn lle'warin DL lu'jal d'nindyn b'vecko lodias... Lu'siyo, Usstan zhaun nindel ussta English zhah phla'ta :P

Mam nadzieję szybko przekonać się co też na koniec wymyślił MG :P Wszak chyba nie zostawi tego tak ot sobie? Trzeba nakrobać jakiś zgrabny epilog 8)
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Epilog bedzie jak wszyscy skończą :P Będzie zarazem wstępem do kolejnej sesji w Świecie Pasem ;)
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Post autor: Pavciooo »

Mr.Z pisze:Epilog bedzie jak wszyscy skończą :P Będzie zarazem wstępem do kolejnej sesji w Świecie Pasem ;)
A czy to będą te same kontynenty, czy zdarzy się coś co zupełnie zmieni mapę? Jeżeli zostaną te, to czy to co zrobiliśmy będzie miało wpływ na następnąsesję? Czyli np. Scracerzy będą równouprawnieni? ;]
I tak nikt tego nie czyta...
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Zjem Cię za offtop :P
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Trocinka
Marynarz
Marynarz
Posty: 175
Rejestracja: niedziela, 26 lutego 2006, 10:50
Lokalizacja: Elbląg
Kontakt:

Post autor: Trocinka »

Merenwen

-Ruszamy już- zapytał Philisterias nei przerwyajac bariery. Carmen westchnęła -Chyba mamy dość... trzeba isę porządnie przespać... idziemy do jakiejś karczmy!- kiwnęła gową czekajac na aprobatę Merenwen.
Władczyni kiwnęła przyzwalająco głową
-Idźmy, mam nadzieję, ze zostało nam wystarczajaco czasu, zresztą, nie damy rady walczyć będąc niewypoczętymi. Chodźmy wiec i spróbujmy zasnąć.
Lisz opuścił ręce i poprowadził całą grupę. -Levender powiedziała mi, że Władczyni sie ukrywa przed Toba.. opusciła Stolicę i jest pewnei w jakiejś dziurze, chowajac sie... trzeba bedzi szukać...- westchnął. Wkrótce dotarli do miasta. -Wiec gdzie wypoczywamy?- zapytałą Carmen przeciągajac się.
-Nie znam się na mieście, Ty prowadź. Wiesz przecież, gdzie będzie nam najlepiej- Merenwen uśmeichnęła się do Carmen, po czym odwróciła się do lisza- Powiadasz, ze się ukrywa? I tak znajdziemy, nawet wcześniej niż później. Myslę, że wyślemy anioły na zwiady, powinny szybko ją wyśledzić
Lisz skinłą głową. Anioły rozpostały skrzydła i uleciały w niebo. Carmen wraz z Sotorem, Merenwen i Philisteriasem wszli do karczmy. W środku, poza zwykłymi gośćmi była kilku rycerzy i drobna kobieta... która od razu ściagneła uwagę Merenwen.. moze ne ityle ona, co jej aura.. i strach w jej oczach, gdy ich spojrzenia spotkały się... Carmen szybko to zauważyła. Tak samo Sotor i Philisterias. W ułamku sekundy wszyscy wyciągnęli broń. Merenwen nie miał wątpliwosci. Będzie musiała walczyć z tą kobietą TERAZ, a nie po wyprczynku.Ta drobna istotka... to byłą wroga władczyni!
Merenwen wytężyła swoje siły najbardziej jak umiała i wezwala anioły, by przybyły spowrotem, zawsze to więcej rąk do pomocy.
Wiedziała, że będzie musiala bardzo sie nameczyć, by wygrać z drugą Władczynią, ale... czuła się na siłach. Dopiero co skończony trening przyniósł naprawdę korzystne efekty.
Skupiła się jak tylko mogła, wykonując Tunel Aerodynamiczny.
Siła wiatru zaskoczyła nawet ją samą, większość gosci karczmy uciekła w popłochu.
Większosć z nich nawet nei zdążyła opuscić budynku, gdy został cały literalnie wyrwany i ciśniety przez potęgę wiatru gdzieś daleko. Rycerze polecieli nei mogąc ustać na ziemi. Carmen i Sotor wbili ostrza w ziemię, a Philisterias stał, nei przejmujac sie wiatrem. tak samo wroga Władczyni. tylki jej paszcz łopotał gwałtownie na wietrze. -Dość!- krzyknęła. -Wynosimy tą walkę poza maisto!- powiedziała, czekajac, aż merenwen zakonczy rzucanie zaklęcia.
Merenwen uśmeichnnęła się z przekąsem
-Tak bardzo zależy Ci na tych ludziach, czy po prostu chcesz opóźnić walkę?Ale niech Ci będzie, przenieśmy się za miasto
Powiedziała, po czym skończyła zaklecie. Miała nadzieję, że nie nadszarpnęło to zbytnio jej sił, zresztą, czuła się potężniejsza, niż keidykolwiek indziej.
Carmen syknęła cos i dała do kiezszeni Merenwen jakiś mały szkalny obiekt. Wkrótce obie władczynie stanęły przed miastem. Broniaprzeciwniczki Merenwen była włócznia. -Zaczynaj!- warknęła kobieta. Na murach obronnych zebrała się masa gapiów.
Merenwen stała przez chwilę przyglądając się swojej przeciwniczce.
Nazwijcie to szacowaniem sił, czy jak tam chcecie.
Kiedy uznała, ze już czas, stworzyła swoją kopię poprzez iluzję, a sama wzbiła się w powietrze, cóż to było za cudowne uczucie- latać, i stamtad zamierzała przeprowadzić swój atak. Wiedziała, że druga Władczyni tego nie przewidzi, po czym wysłała Lodowe Ostrze, wprost na swoją pzreciwniczke.
Seto
Kok
Kok
Posty: 1115
Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
Numer GG: 0
Lokalizacja: Hrubieszów

Post autor: Seto »

Findor Tasartir

Widzieliśy tego kto stoi za tymi atakami. To był jakiś starzec nie chciał wyjawić dlaczego was atakuje -Odpowiedział drow kapłankom.Troche treningu żeczywiście by się przydało, jest tu gdzieś bezpieczne miejsce? -Powiedział Defergentesowi. Witaj ja jestem Findor Tasartir. -przedstawił się Caskullis. Cakulis pokiwała głową. -Musimy czekać na rozwój sytuacji....- westchnęła. Przez czas szkolenia Defergentes i Caskullis pomagali kapłankom w odbudowie światyni. Wreszcie, gdy drow skończył szkolenie miała miejsce feta z okazji przywrócenia do dawnego stanu światyni. nagle nadbiegł posłaniec z wiadomosciado kapłanki. Ta poszła z nim na bok. Posłaniec powiedział jej kilka słów. Kobieta zbladła jak płótno. Drow wstał podszedł zanipokojony bliżej kapłanki. Co się stało? -Spytał wyraźnie zaniepokojony. Refleks pozwolił mu chwycić upadajacą kobietę. Defergentes podszedłszybko do drowa i pomógł mu przenisć kapłanke na krzesło. Ta nagle przbrała wściekły wyraz twarzy. -Koniec festynu, zbierzcie wszyskto, musimy się naradzic!- krzyknęła. Byłą o krok od płaczu, ale szybk owstała... mało znó nie upadła uwieszajac się na rmaieniu drowa. -Poprowadź mnei proszę do głównej sali- wyszeptała zduszonym głosem. Drow był lekko panikował ale po chwili uspokoił się i powoli zaprowadził kapłankę do głównej sali. Po drodze przyglądał się jej i starał się domyślić co mogło spowodować omdlenie i niepokój. Niestety nic nie przychodziło mu do głowy... z wyjątkiem cieni. Odrzucił pesymistyczne myśli i dalej prowadził kapłankę.
-Jesteśmymi ostatnimi żywymi kapłankami Thirel na archipelagu!- powiedział szybko kobieta. Chwyciła drowa za ramię. -Pomóż nam przetrwać...- powiedziała, a jej głos się łamał.
-Co stało się z innymi kapłankami? -Spytal drow. pytanie drowa pozostawało bez odpowiedzi przez jakis czas.
-Cienie- szepnęła wreszcie kobieta i osiadła cięzko na jednym z krzeseł. Oparła łokcie na stole i czoło o dłonie. Drow rozejżał się. Czyli istnieje jeszcze wiele cieni, ale kto nimi tak naprawde dowodzi? -Myślał drow. Miał nadzieje że Defergentes przechwyci tę myśl. Drow bał się wypowiedzieć tych słów na głos
Obrazek
Trocinka
Marynarz
Marynarz
Posty: 175
Rejestracja: niedziela, 26 lutego 2006, 10:50
Lokalizacja: Elbląg
Kontakt:

Post autor: Trocinka »

Merenwen
Pierwsze dwa ostrza trafiły idealnie, jednak rozb\iły sie o barierę stworzona pzzez wrogą władczynię. Ta cisnęła kulą mocy w Merenwen.
-Jasny gwint!- krzyknęła zdenerwowana Merenwen, po czym spróbowala przełamać barierę poprzez strumień gorąca wysłany wprost na Władczynię
fala osłabiłamocno bariere, ale nei przłęamała jej. Wroga wladczyni cisnęła włóczniaw merenwen.
Merenwen odskoczyla na bok, by włócznia jej nie trafiła. Gdy druga Władczyni została bez broni Merenwen użyła jak najwięcej sily, by stworzyć falę uderzeniową, ktoóra przełamałaby barierę juz calkowicie
Bariera pękła jak skorupka jajka, ale merenwen poczuła ból w prawym boku... włócznai wróciła ii uderzyła w nią, na szczęscie jednak zbroja doskonale spełniła swą funkcję.
Starając nie poddać sie bólowi Merenwen wysyła lodowaty pocisk w kierunku drugij władczyni
Lodowy szpic sięgnął władczyni, wbijając się w nogę. Krew zalała ziemię, a kobieta zawyłą z bólu.
Merenwen widząc to, ledwo powstrzymała się od wykręcenia salta w powietrzu. Wyjęła swój miecz z pochwy, po czym korzystajac ze zdolności pocisku, rzuciła go jak najszybciej w stronę krwawiącej kobiety.
Miecz wbił sięw ciało kobiety, wywołujac potężny krwotok. Kobeita kzyknęła coś i miecz pękł. Cała postać ząsiweciła jasnym światłem. Para skrzydeł załopotała mocno. Juz w formie anioła wzbiła isęw powietrze z włóczią w ręce. leciała prosto na Merenwen w pełnym płytowym pancerzu.
Merenwen spojrzała osłupiała, przecież nie bedzie chyba musiała walczyc z aniołem?
Mimo wszystko spojrzała na sunącą wprost na nią władczynię i czekajac na rozwój sytuacji.
Zablokowany