Nienawidzimy ich. Wszystkich, bez wyjątku. Jeśli ludzie ich odnajdą jakąś kolonię, jest niszczona bezlitośnie. Nie wszyscy mordują, jednak wszyscy - niemal bez wyjątku - nienawidzą ich.
Nadczłowiekiem jest IV generacja. Nie spotkałem ich jeszcze. Nie słyszałem, by ktoś już na nich trafił. Ale jestem pewien dwóch rzeczy: Tego że już są, gdzieś, ukryci w głębi Molocha. I tego że zabiję ich tylu ile zdołam
They're Coming
IV G E N E R A T I O N
***
Supermarket, o wdzięcznej nazwie "Niezastąpiony", dziś faktycznie był niezastąpiony. Bo co jak co, ale stu pięćdziesięciu speców z Posterunku na pewno nie przybyło pod jego drzwi w celu zbierania grzybków...
Tak naprawdę było ich tam pięćdziesiąciu, reszta to ochrona - twardzi, łysi i wyposażeni w nieliczne cyberwszczepy, łazili naokoło grupy rozgadanych, ubranych w pedalskie, białe kitle speców, którzy kłócili się zażarcie wymachując na przemian, jakimiś wyglądającymi jak gameboye urządzeniami elektrycznymi i podkładkami do notowania jakiś bredni. Ochrona pełniła również funkcję opiekunów, rozbijali namioty i gotowali strawę. Paru poszło na polowanie, ale trudno coś upolować w takiej jebanej, miastowej dżungli.
"Niezastąpiony" stał w samym centrum zapomnianego przez świat miasta Los Angeles. Z budynków zostały odrapne z tynku, stare ceglane ściany, z mostów zwodzonych same liny i kawałki jezdni szczerzące się z brudnej, skażonej wody chlupoczącej w dole. Z centrum zachował się jednak pomnik - osławiona statua wolności. Kto ją tam postawił... Nie wiadomo.
Miasto było całkowicie wymarłe, jeśli nie liczyć plotek o mutantach. To jednak nonsens, nikt ich tu nie widział. Albo widział i nie powiedział. Dlaczego? Może nie dano mu okazji opuścić miasta...
Spec Kornelioosz Buck, przekrzykując wrzawę, wskazał na supermarket.
- Później zadecydujemy co zrobić, towarzysze! Teraz trzeba dostać się do środka!
Paru innych pokiwało głowami. Buck miał rację, kłócili się a nie do końca wiedzieli na jaki temat.
Kornelioosz ruszył pierwszy, a towarzyszyło mu siedmiu tęgo zbudowanych ochroniarzy w strojach moro i z kałaszami. Wyglądali dość dziwacznie, zbliżając się do wyglądającego jak obdrapana z taśmy kostka rubika, supermarketu, który różnił się od niej jedynie tym iż posiadał powybijane okna.
Minęli stare wózki do zakupów, powywracane i pozardzewiałe, przeszli pod ogromną reklamą Coca-Coli i stanęli przed drzwiami. Kornelioosz odwrócił się do reszty Posterunku stojących na parkingu, jakieś dwadzieścia metrów od budynku. Nie widział wyrazu ich twarz, ale podejrzewał że są tak samo podnieceni jak on. Tyle lat tego szukali... A teraz, za chwilkę, gdy otworzy te drzwi, znajdą to.
IV Generacja. Nadludzie.
Buck skupił się na drzwiach. Ponasłuchiwał przy nich chwilę, jednak nie usłyszał zupełnie nic. Chrząknął.
- Wchodzę pierwszy, osłaniacie mnie, jasne?
Ochroniarze skinęli głowami, do uszu speca dobiegł odgłos odbezpieczenia broni. Wyciągnął rękę do klamki... Nacisnął.
Powoli, wolniej niż porusza się najwolniejsza z maszyn molocha, drzwi ustąpiły, rozwarły się.
Kornelioosz zajrzał, stanął prosto. I otworzył oczy szeroko jak nigdy.
znajdował się przed nim prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. Stare półki zawalone niegdyś jedzeniem były powywalane, nie dało się iść nie następując na stare, szare pomidory, gry komputerowe z ostatniej dekady, wyblakłe paczki chipsów, kałuże soków, mleka, jogurtów. Śmierdziała przedwojenna wystawa z hamburgerami, podobnie półki z rozmrożonymi specjałami. Lady pozastawiane snicersami i Marsami objął w swe władanie zielony grzyb, pisma było do połowy zjedzone przez jakieś cholerne robale. Zegary nie tykały, kasy nie trzeszczały. Cisza.
A na środku marketu, pośród odpadków starego świata, leżał olbrzymi kamień - meteor, jak ocenił błyskawicznie spec. Meteor dymił. Wąskie smugi dymu unosiły się aż pod dach i tam zbierały w kłębach. Buck zaczął pokaszliwać.
- Osłaniać mnie - charknął i ruszył do przodu. Odór zgniłych dóbr mieszał się z zapachem dymu, gryzącym w nos i w oczy. Spec zasłonił sobie usta, oddychał przez lnianą szmatę nasączoną alkoholem.
Meteor wyglądał bardzo pospolicie. Miał może z pięć, cztery metry średnicy a jego powierzchnia poorana była bruzdami. Miał czerwonawą barwę, z jego czuba wydobywał się dym. Kornelioosz podszedł tak blisko jak mógł, i wyciągnął niepewnie rękę. Po chwili zorientował się co robi. Zreflektował. Chwycił leżący na podłodze - z braku lepszego określenia - pogrzebacz, i uderzył meteor. Z całej siły.
Skała zajaśniała na chwilę zielono-czerwonym błyskiem ale natychmiast zgasła. Spec potarł się po podbródku, spojrzał na pogrzebacz. Nic. Dotknął go. Także nic. Odrzucił narzędzie jako niepotrzebne i tym razem sam wyciągnął dłoń ku meteorowi. W momencie gdy jego palce musnęły pomarszczoną nawierzchnię skały, poczuł mocny uchwyt na swojej kostce. Odwrócił się i ujrzał... Jednego z ochroniarzy. Wybałuszał on oczy, a Kornelioosz nagle stwierdził że nieszczęśnik... nie ma dolnej połowy ciała! Cofnął się, zakaszlał, zwymiotował. Ochroniarz zacharczał, chwycił się leżącego obok telewizora, podciągnął się. Wlókł za sobą wątrobę i jelito grube, umierał powoli... Buck ze łzami w oczach wyjął berettę i wpakował cały magazynek w udręczone ciało.
I wtedy nagle zrobiło się cicho. Nienaturalnie cicho... Gdzie są pozostali ochroniarze? Gdzie...
ARRRRGHHH!!
***
- Słyszałeś to?
Ochroniarz pokiwał głową.
- Idź sprawdzić.
- Nie.
Spec spojrzał na ochroniarza, zdenerwował się nie na żarty, zatupał.
- Idź sprawdzić, do cholery!
Ochroniarz westchnął, chwycił broń i ruszył do przodu.
- Szybciej, do cholery! Nie wiemy co to jest ani czy jest groźne.
- Co do tego ostatniego - warknął tamten przeładowywując strzelbę - Jestem przekonany w stu procentach, panie Spec.
Figaro nie odpowiedział, był jednak przekonany że ochroniarz ma rację. Bał się o Kornelioosza, tamten nigdy sobie nie radził podczas walki.
- Nate - ochroniarz odwrócił się - Wydobądź go stamtąd.
Nate uśmiechnął się lekko.
- Nie bój się o mnie, Specu. Wrócę z doktorkiem.
Figaro kiwnął głową, włożył dłonie do kieszeni spodni, odwrócił się do pozosrałych speców. Stali na parkingu, obserwując jak ochroniarz zbliża się do drzwi marketu. Figaro nie patrzył. Stał tyłem. Gdy z ust speców wydobył się trudny do opisania wrzask, Figaro wiedział że wybrał dobrze.
***
TOM I
RIDDLE
Czwórka przyjaciół pędziła samochodem po równej autostradzie, a wiatr rozwiewał im włosy. Po obu stronach szosy widniały stare wraki samochodów, połamane drogowskazy. Ale to się, kurwa, nie liczyło!
Wolność!
Dokładnie pięć dni temu uciekli z tej jebanej knajpy. Do tej pory zastanawiali się nad przyczyną, jednak najinteligentniejszy z nich podał pewną przypuszczalność, którą reszta uznała za "bardzo prawdopodobną". Otóż w knajpie spotkali chłopaków z Dark Visions, których życiową ambicją było ćpać tornado - najpopularniejsze gówno na rynku, narkotyk przenoszący ćpuna do starego świata. Kłopot w tym że usiedli z nimi przy jednym stoliku. Oni opowiadali kawały, jeden za drugim a tamci śmiali się z ich żartów. W ten sposób narodziła się pogawędka podczas której działka tornado obeszła wszystkich. Wciągli ją nawet czterej towarzysze, do tego w sporych ilościach.
A potem mieli sen... Chłopaki z Dark Visions zabrali ich w rajd, pędzili na motorach autostradą, a samochody stojące im na drodze po prostu znikały... Krzyczeli w niebogłosy, śmiali się, klęli. Mijali stare budynki, przejżdżali mostem zwodzonym w Chinach, odwiedzili Alaskę, pośród dzikich gór wyglądali jak stado kruków gnające nad ośnieżonymi szczytami... Byli nad atlantykiem, pędzili nad taflą wody, mewy krzyczały, oni krzyczeli. Nie ma już nic, jest tylko jazda i szybkość, niezależność i wolność! Dalejże!
A potem wszystko prysło. Obudzili się w dużym czarnym samochodzie. Usłyszeli głosy, rozkazy.
"dowieźcie to do Texasu, budynek H"
Zauroczeni zasiedli w siedzeniach, jeden z nich odpalił wóz. Pojechali.
Z czasem trzeźwieli. W końcu stanęli, dwóch obszukało bagażnik. Co znaleźli? Oczywiście tornado. Pełno tornado, siedem wielkich pak z nalepkami. Nie otworzyli ich, bali się tamtych z Dark Visions. Uznali jednak że dowiozą towar tam gdzie im kazano.
Jednakże nazajutrz... Zaczęto ich śledzić, wypytywać. Później gonić, ledwo umknęli przed anonimowymi oprawcami w ciemnych wozach. Zaczynali rozumieć. Wplątano nich w niezłą kabałę.
Co mieli zrobić? Zniszczyć tornado i wóz? Parli do przodu, a na karkach czuli gorące oddechy podejrzanych facetów z Visions.
***
Siódmego dnia zatrzymali się na stacji, zatankowali. Następnego dnia zamajaczyło przed nimi miasto - Los Angeles. Wjechali doń dość ostrożnie, objazd zajął by wiele miesięcy. Nie słyszeli o mieście niczego złego, toteż nie byli zaniepokojeni. Mijali market... I wtedy się zaczęła ta nieprzyjemna historia.
- STAĆ! Ani kroku! - Przyjacieli dojrzeli - ni mniej ni więcej - speców i ochroniarzy z Posterunku stojących na parkingu oddalonym od marketu o jakieś dwadzieścia metrów. Spece pokazywali ich sobie rękoma i krzyczeli, ochrona zmierzała
w ich stronę a min nie miała bynajmniej przyjemnych.
- Kto wy?
Mieli skłamać? Powiedzieli że jadą w stronę Texasu, jakkolwiek miałby to być prawda. Ochroniarz nie przyjął tego do wiadomości. Wyciągnięto ich z wozu i skrępowano ręce. Podprowadzono do speców. Jeden z nich, o rudych włosach, popatrzył na nich podejrzliwie i wydał krótki rozkaz. Dwudziestu ochroniarzy podprowadziło ich do barierki przy końcu parkingu i przykuło ich do niego. Spece naradzali się, a ochrona odeszła. W tej oto niefortunnej sytuacji, znalazła się czwórka przyjaciół. Przykuta do barierki!
No, kurwa, litości!
***
Zapraszam do mojej STORYTELLINGOWEJ sesji opartej na świecie Neuroshimy. Jak widzicie, ponownie mamy ciężką fabułę i wymagającą dużego skupienia sytuację. Scenariusz jest dopracowany i tak samo mają być dopracowane karty postaci. Wymagam dość sporo, co nie znaczy że nowy gracz nie ma szans dostać się na sesję. Nie stawiam na starych wyjadaczy, tylko na młode talenty. Jednakowoż: zaoferował się The_Weird_One, Szasza oraz MarcusdeBlack. Rekrutacja będzie trwała dość długo - bo prawie dwa tygodnie - co nie znaczy że po terminie nie można już dołączyć. Przeciwnie, podczas sesji prawdopodobnie dobiorę jeszcze dwie osoby.
Zaznaczam bardzo ostro i dobitnie - ktoś kto nie zna świata Neuroshimy MOŻE GRAĆ! mechaniki nie używamy w ogóle, ew coś tam doskrobię do waszych kart, ale wy macie zrobić je jedynie na podstawie wzoru.
Wiesz co oznacza pojęcie postapokaliptyka? Wiesz co to mutant? Taki człowiek z dodatkową ręką. Nie wiesz co to moloch? - no problemo. To jakgdyby cała populacja maszyn posuwająca się z północy i powolutku przesuwająca się poprzez całe stany. On też wywołał wojnę ostateczną. I stworzył mutantów.
Istnieją trzy generację mutantów. Gdzieś jest też czwarta, nadludzie się nazywają ale nikt jeszcze na skurwielów nie trafił.
Cóż jeszcze - tyle wystarczy. Posterunek to jedyna zaawansowana technicznie grupa ludzi która prowadzi coś na kształt wojny z molochem. To nie to samo co Front.
Można też snuć dysputy co z brońmi - ano, zajrzeć do wzoru i wszystko stanie się jasne.
No nic, zapraszam wszystkich, nawet tych niezainteresowanych postapokaliptyką. Piszemy w trzeciej osobie liczby pojedyńczej a do kart dołączamy avatara - jak zwykle - za brak nie zabiję, ale nie jest trudno skopiować link z grafik w googlach i wkleić chociażby Deppa, Eatswooda albo jakiegoś pieprzonego Reevesa
Odpis raz na pięć dni i żadnych wyjątków. To kupa czasu. Zgłoszenia nieobecności, nawet tygodniowej: ZGŁASZAĆ. Po trzech upach bez odpisu, gracz zostanie wydalony z drużyny.
Przyjmę czterech- pięciu ew jak będzie dużo fajnych kart sześciu graczy. Tawerna opustoszała, ale wiem kto grał w innych sesjach neuro i tamtych proszę o odzew. Na PW bo z gg to na razie jest problem. W ogóle mnie nie ma do 9.
Panie i panowie - pisać karty. Dobre karty. I porządne posty, nie zapominając o opisie postaci. Historia to A4 ew pół tegoż.
Znacie mój styl - szybki, na temat, dużo się dzieje. Dlatego też często jest trochę mało czasu na kreatywność. Możecie opisać swoje życie przed obecną sytuacją i porozgrywać dialogi. Jednakże zaczynacie tam gdzie napisałem.
Wzór Karty:
Well, to chyba wszystko o ile pamięć mnie nie myli. Zapraszam... wiecie kogo. Czyli wszystkich<AVATAR>
Imię:
Nazwisko:
Wiek:
Pochodzenie: (nie, nie szukać podręcznika. Samemu wymyślić miejsce, opisać je krótko. Albo po prostu wpisać USA)
Wygląd zewnętrzny: (uwzględnić włosy, oczy, ubranie itd)
Wzrost:
Co lubi czego nie lubi:
Stosunek do reszty świata:
Charakter: ( to co innego niż osobowość. Tutaj napiszcie czy postać jest twarda, odporna, może delikatna? Najlepiej rozwinąć)
Osobowość: (Tutaj co postać lubi, do czego się przywiązuje, do czego przykłada wagę, kogo kocha i jaka jest naprawdę.)
Odcień skóry: (śmieszne ale istotne. Wiecie jak. Chinol, murzyn, afroamerykanin, białas, mulat, żyd, meksykaniec, metys)
Specjalizacja: (odkładać te podręczniki, cholera! Owszem, można użyć tamtych specjalizacji ale nie trzeba. Kim jesteś? ochroniarzem? Specem od samochodów, złodziejem? Najlepiej rozwinąć na parę linijek)
Broń: (używać w miarę prostych nazw, nie znam się kompletnie. Jak napiszecie np. mp5tyHHdag nie zrozumiem Jeśli musicie, dołącznie obrazek bądź opis. Napiszcie też czym to wali. Serią czy pojedyńczo na ile naboi itp. Może to jakaś wyjątkowa spluwa? Jeśli chodzi o amunicję - jeśli to broń jednostrzałowa - 25 naboi wliczając to co w magazynku. Jeśli wali serią - 35 również wliczając w to pełen magazynek. Ale się nie bać - naboi starczy, wystarczy zapytać speców o broń jakąś )
Pancerz: (Całkowicie storytellingowo.)
Historia: (A4 opcjonalnie pół A4 jeśli rozwiniecie inne punkty)
Ekwipunek: Sto gambli bez rozdawania, jeśli w drużynie będzie ktoś zajmujący się ładunkami wybuchowymi 150 gambli. Nie radzę jednak grać nim tylko ze względu na te dodatkowe pięćdziesiąt sztuk śmieci...
Inne: To o czym zapomniałem a co chcielibyście napisać. Cokolwiek co się przyda.
Macie dwa tygodnie... Hmm, dziesięć dni, ew dwa tygodnie, może nieco krócej. Polecam się skupić przy historii i charakterze. Osobowość to trochę taki zapychacz ale niemniej istotny. W razie pytań - PW.
Zapraszam!