[DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

[DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: Serge »

Kilka zasad:
Posty nie muszą być arcydługie, ważne by były ciekawe i wnoszące coś do gry. Czas na odpowiedź: max. 7 dni. Bohaterowie graczy którzy nie będą odpisywać (bez wcześniejszego zgłoszenia nieobecności) znajdą swoje miejsce w morzu (skonsumowani przez Krakena :P), lub przytulnym cmentarzu Hillsfar. Miłej gry!

***


Dzwon, który wezwał Przeklętych

12 Marpenoth (październik)1372, cztery dzwony do północy...


Hillsfar znane było ze swej wrogiej postawy wobec ras innych niż ludzka, dlatego większość przyjezdnych zbierała się w starej pijalni 'Pod Białym Żaglem' znajdującej się w porcie poza murami miasta. Nawet setki lat represji, pogardy kapłanów z Hillsfar i sporadycznych pożarów nie zmusiły właścicieli do zamknięcia tego przybytku.

Za popękanymi, dębowymi drzwiami panowała ponura amtosfera. Potęgowały ją nisko sklepiony sufit i ciemne okna. Jedynym źródłem światła były świece zawieszone na ustawionych gęsto drewnianych słupach, które przecinały rzedy drewnianych ław, wytartych przez pośladki wielu pokoleń bywalców tej osobliwej knajpy. Wewnątrz pachniało tytoniem, dymem z palonego drewna, kadzidłami, nieświeżym piwem i zatęchłym ludzkim potem. Właściciel preferował towarzystwo własnych myśli i rozmowy z kuflem piwa. Nastrój był ciężki i przytłaczający. Tak jakby dyskusje o doktrynach religijnych, kobietach lekkich obyczajów, złocie i morskich przygodach toczące się tu co wieczór, wsiąkły głęboko w ściany, drewno, piwo, nawet powietrze, sprawiając, że wydawały się bardziej ponure i przygnębiające, niż być powinny.

Parter zajmowała zatłoczona obecnie sala jadalna z kilkunastoma stolikami, na piętrze znajdowały się zapewne pokoje do wynajęcia. Kontuar mieścił się przy ścianie naprzeciw wejścia, w rogu znajdowała się scena dla śpiewaków, gdzie jakaś grupa ludzkich bardów śpiewała wesołe piosenki o morzu i jego bohaterach popijając w przerwach jakieś tanie wino. W sali było tłoczno, głównymi bywalcami o tej godzinie była portowa hołota, krzywo patrząca na nieludzi a także wilki morskie zaprawieni w żeglugach. Między stolikami uwijali się posługacze donosząc napoje i posiłki a także zbierając zamówienia. W tłumie dostrzec można było również czterech potężnie zbudowanych, wygolonych na łyso mężczyzn, którzy zapewne chronili tawernę.

Od czasu do czasu atmosferę wnętrza odświeżała wizyta nowych gości, to jest delegacji z innego miasta, roześmianych poszukiwaczy przygód różnych ras albo religijnych kupców, którzy właśnie odbyli dziękczynne modły w Wielkiej Świątyni Lathandera w Hillsfar i zapragnęli gorących, wieczornych wrażeń.

Tak się złożyło, że los posadził Was przy jednym stoliku, o który o tej porze było dość trudno.Wasze wierzchowce odpoczywały w przyzajezdnej stajni. O tej porze roku paszy był dostatek. Przynajmniej o to jedno nie musieliście się martwić.

W rogu sali grupa podpitych szantierów śpiewała głośno kolejny ze swoich przebojów.

'Nasz "Diament" prawie gotów już, w cieśninach nie ma kry
Na kei piękne panny stoją, w oczach błyszczą łzy
Kapitan w niebo wlepia wzrok, ruszamy lada dzień
Płyniemy tam, gdzie Słońca blask nie mąci nocy cień.

A więc krzycz: ahoj!
Odwagę w sercu miej
Wielorybów cielska groźne są
Lecz dostaniemy je!

Ej, panno, powiedz po co łzy, nic nie zatrzyma mnie
Bo prędzej w lodach kwiat zakwitnie, niż wycofam się.
No nie płacz mała, wrócę tu, nasz los nie taki zły,
Bo da dukatów wór za tran i wieloryba kły

Na deku stary wąchał wiatr, lunetę w ręku miał
Na łodziach, co zwisały już, z harpunem każdy stał
I dmucha tu i dmucha tam, ogromne stado w krąg
Harpuny, wiosła, liny brać! Ciągaj brachu, ciąg!'


Z zamyślenia wyrwał was głos karczmarza. Solidnej postury brodata postać o czarnych, kręconych włosach, zwinnie toczyła się w waszym kierunku.
- Czegoś trzeba? Piwa pod dostatkiem, moje własne w zajeździe warzone, dwa miedziaki za kufel. Wino młode, jesienne z tutejszych winnic niezgorsze, trzy srebrniki za lampkę. Gorzałka z Neverwinter sprowadzana… Z mięsiwa polecam drób i wieprzowinę z sałatkami w sosie słodko-kwaśnym. Palce lizać! Z zupek mamy rosołek, pomidorową i żurek... Do tego chleb, micha fasoli albo o! Kasza ze skwarkami! Pyszności, moja żona robi.
Gospodarz zamyślił się trochę.
- Pokoje dwu osobowe, sztuka złota za dobę. Jeszcze trzy jeno zostały... Zastanówcie się, a ja wracam za chwilkę…Zostawże tą belkę parszywcze! Dom mi chcesz zawalić?... - to rzekłszy karczmarz poleciał uspokoić jakiegoś typka co i rusz zataczającego się na podtrzymujący werandę filar.

Przy sąsiednim stoliku jakiś kupiec i towarzyszący mu dwaj najmici rozmawiali w nieznanym wam, dźwięcznym języku. Tuż obok jakichś dwóch przyjemniaczków obgadywało przeróżnych hrabiów, książąt oraz ich siostry i matki z użyciem licznych niegodnych przytaczania przymiotników.
Tymczasem gospodarz, nie zważywszy na szanse poszczególnych pretendentów oraz polityczne układy zrobił porządek z pijanymi i powrócił do waszego stolika.
- To co podać, panie i panowie? - spojrzał badawczo po waszych twarzach.

[W pierwszym poście prosimy o dokładny opis wyglądu Waszych postaci - tak jak je widzą towarzysze przy stoliku i ew. nawiązanie jakiegoś dialogu. Ninerl wejdzie do gry w późniejszym czasie. Dobrej zabawy!! :D]
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: Jabberwocky »

Mocno opalony genasi powietrza siedział przy stole niemal od rana, nie został wpuszczony do miasta więc, aby nie marnować czasu, zaczął spisywać wiadomości poznane w czasie wędrówek przez wielką Anauroch, nie zwrócił nawet uwagi na rosnący tłum, od czasu do czasu gładził w zamyśleniu swoją szarą splecioną w warkocze i ozdobioną metalowymi pierścieniami brodę lub przeczesywał, zdające się samodzielnie poruszać, równie szare co broda, długie nieco za ramię, włosy jakby szukając właściwych słów by zapisać swe wspomnienia. Jego oczy były błękitne, i nie chodzi tu tylko o źrenice, całe były błękitne, i skupione na tekście czasami można było zobaczyć w nich kłębiące się szaro-białe, przypominające chmury, plamki. Dopiero wieczorem skończył pisać, zamkną księgę i włożył ją do, leżącego obok krzesła, niewielkiego plecaka o który opierał się krótki łuk z kości, kołczan strzał i szabla w pochwie ze skóry jakieś egzotycznej bestii. Illik wstał by nieco rozprostować zastałe kości, wyciągną w górę dłonie aż zatrzeszczały mu stawy, na nadgarstkach widać było skórzane karwasze z kilkoma niewielkimi nożykami do rzutów, dopiero teraz inni siedzący przy stole mogli zobaczyć że cała lewa ręka Illika pokryta jest tatuażami, na obu za to widać było mniejsze i większe blizny. Ubrany był w białą koszulę o rękawach zawiniętych nieco za łokcie na która nakładał brązową skórzaną kamizelkę z mnóstwem kieszeni i kieszonek oraz spodnie o podobnym wyglądzie, tupną parę razy a o podłogę zadudniły grube podeszwy solidnych butów. Dopiero teraz zwrócił uwagę na to co dzieje się dookoła, mimo tłumu z twarzy nie schodził mu uśmiech, miał wreszcie pomysł jak dostać się do Hillsfar.

- Karczmarzu, lampkę wina i kapłona, tylko nie za tłustego a wino ma być białe, jak takowego nie masz to daj piwa.-Powiedział zadowolonym głosem i rzucił karczmarzowi złotą monetę.
- Oczywiście panie, a nocleg szanowny pan sobie życzy? Deszcz może padać, zawsze jak mi łokieć dokucza to pada więc i tym razem może- Kupiec starał się naciągnąć klienta na kolejne wydatki.
- Hmmm, a w stajni wolnego miejsca nie macie? Jakoś nigdy się do miękkich posłań nie przyzwyczaiłem i w stajni wygodniej by mi było.- Stwierdził genasi zafrapowanym głosem i przeczesał włosy, na lewym uchu błysnęło pięć kolorowych kolczyków.
- Oj panie, niestety nie, gości mnóstwo dziś mam a większość konno przybyła więc stajnie zapchane mam niemożliwie.- Powiedział karczmarz – Ale zawsze możesz panie na podłodze spać, nawet cenę nieco opuszczę skoro posłania używać nie będziesz.
- Dobrze, to mi pasuje, wezmę jedno z miejsc.
- Jak sobie życzysz panie, powiedz tylko jak cię zapisać- Powiedział wyciągając niewielki notes i ołówek z kieszeni fartucha.
- Nazywam się Illik Kaine.
- Dziękuję panie, pokój będzie gotowy ale zapewne będziesz musiał go z kimś dzielić bo tłum dziś straszny.
- Oczywiście dobry człowieku, jeśli możesz zostaw mi w pokoju dzban wina i kilka świec.
- Oczywiście, oczywiście a co dla państwa?

Tak poza tym, jako że jest to moja pierwsza sesja na forum, mam małe pytanie, jak ustalacie między sobą sytuacje czy dialogi przez was opisywane w których występują inne postacie? Wolę wiedzieć coby jakieś głupoty nie zrobić.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: WinterWolf »

@Jabberwocky: Zwykle wszelkie ustalenia co do czynów innych postaci odbywają się z grającymi nimi graczami na gg lub innymi środkami komunikacji internetowej i innej. Tzn. że jeśli potrzebujesz dłuższego dialogu to zgłaszasz się do odpowiedniego gracza na gg i odgrywacie wszystko.
***

Ilena Eveningfall (oczywiście jak wysyłałam Ouz kartę zapomniałam o portrecie -_-' Gupia WW, gupia X_x Oto rzeczony portrecik)
Obrazek

Przy stoliku siedziała młoda dziewczyna średniego wzrostu. Była szczuplutka i raczej wątłej budowy. Zdecydowanie nie była osobą zdolną unieść ciężki bojowy topór... Na szczęście nie musiała nigdy podejmować się tak karkołomnych zadań.
Karnacje miała jasną, włosy ogniście rude. Oczy w półmroku tegoż przybytku zdawały się ciemne, być może brązowe. W rzeczywistości były rubinowoczerwone. Dziewczyna mrużyła je nieznacznie nadając swojej twarzyczce dość tajemniczy wyraz i jednocześnie utrudniając zgromadzonym odgadnięcie faktycznego koloru oczu. Widać było, że jest osobą pogodną, bo uśmiech odkąd tylko tu weszła nie opuszczał jej ust. Smukła palce nawykłe do grania na różnych instrumentach muzycznych zajęte teraz były strojeniem starej choć zadbanej lutni. Hałas panujący w gospodzie nie przeszkadzał dziewczynie. Siedziała wyprostowana choć rozluźniona na swoim krześle. Ubrana była na zielono. Jasna koszula była nonszalancko niedopięta pod szyją. Wystawała też z obcisłych spodni. Brązowa, skórzana kurteczka i ciepły, ciemnozielony płaszcz wisiały spokojnie na oparciu krzesła. Buty z miękkiej skórki sięgały bardce pod kolana. Pasek opinający jej biodra był skórzany i dość filigranowy jak na warunki, do których przywykli faeruńscy podróżnicy. Przy lewym biodrze wraz z każdym ruchem bardki zawadiacko kołysał się smukły rapier. Koło krzesła oparty o nogę Ileny stał jej plecak.

W końcu po długim milczeniu zebrani mieli okazję usłyszeć głos młodej kobiety.
- Ziran, ostatnio to ja załatwiałam ci wikt i opierunek. Czas byś się odwdzięczył. Dobierz coś dobrego na kolację i załatw pokój - powiedziała przymilnie do siedzącego obok niej, niewiele od niej starszego blondyna. Po tych słowach trąciła palcami struny lutni i uśmiechnęła się.
- Jakem Ilena z Waterdeep to będzie dobry tydzień - zamruczała do siebie. Obserwowała spod przymkniętych powiek pozostałe osoby zebrane przy stoliku oraz resztę bywalców przybytku.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: Mr.Zeth »

Ziran Silverwater:

Obrazek dam jutro -_-‘ dziś mi komp i mózg odmawiają współpracy, grożąc złożeniem wypowiedzenia


Zagadnięty przez dziewczynę jegomość drgnął. Od wejścia się uśmiechał. Wydawało się, że uśmiech przykleił się do jego ust i nie chciał odpaść bez użycia przemocy. Niezbyt długie blond włosy podtrzymywała metalowa bandana, osłaniająca czoło, ale jeden dłuższy kosmyk i tak opadał na jeden z policzków... w zależności z której strony powiał przeciąg. Twarz była smukła, a rysy dość łagodne. Wiecznie żywe błękitne oczy, również objęte uśmiechem, spoglądały ciekawie na bywalców karczmy, ale i zdradzały, ze Ziran był nieco nieobecny. Ogólna aparycja sprawiała, ze wyglądał na mniej niż dwadzieścia jeden lat, mimo, ze miał ponad dwadzieścia sześć.
Ubiór nie wyróżniał się szczególnie. Ot biała koszula, błękitna kurtka z długim rękawem, błękitne spodnie, mały plecak na plecach i torba przyboczna, a na nogach szare buty podróżne. U pasa dyndał metalowy buzdygan.
W tym zatęchłym przybytku wraz z towarzyszką byli niczym świece w ciemności. Jednak uśmiech Zirana miał w sobie sporo ciepła. Kojarzył się z uśmiechem, jakim matka darzy noworodka...
Gdy karczmarz pobiegł po zapijaczonego jegomościa Ziran podążył za nim, by go wesprzeć. Po pijaku ludzie często robią sobie krzywdę...
Kleryk wrócił do stołu. Po chwili zagadnęła go Ilena. Ziran uśmiechnął się jeszcze promienniej niż zwykle na słowa bardki.
- Właśnie chciałem to zaproponować - powiedział do dziewczyny i wstał, by pobiec za barmanem i pomóc mu posadzić wstawionego jegomościa. - Miałeś już dość, może lepiej, byś poszedł do swojego pokoju i odpoczął - powiedział.
- Biorę jeden pokoik, przyjacielu - powiedział do barmana i grzebał chwile w torbie przybocznej. - Poza tym ta wieprzowina z sałatkami w sosie brzmi całkiem dobrze. Razy proszę dla tej uroczej rudej bardki. Dla mnie zaś rosołek i fas... nie, lepiej chleb - bąknął kleryk. Wygrzebał pieniądze i zapłacił. - Ah, dla niej jeszcze piwko koniecznie, a dla mnie wody - powiedział, dorzucając kilka monet za trunek.
Wrócił do stołu.
- Ej, Ilena, może ten genasi by mógł z nami w jednym pokoju spać, akurat trzy osoby... - zaproponował kleryk. Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Nie mam nic przeciw - odparła, zajęta strojeniem instrumentu.
Ziran zadowolony z odpowiedzi towarzyszki zwrócił się do genasi - Illik, przyjacielu, może wynajmiemy we trójkę jeden pokój, hm? - zapytał bez ogródek, zupełnie zapominając o tym, ze sam się nie przedstawił.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: Jabberwocky »

Illik Kaine

Illik spoglądał po osobach siedzących przy stole, wesoła gromadka. Z zaciekawieniem obserwował ubranego w błękity i biel jegomościa palącego się wręcz do niesienia pomocy innym, „zapewne kapłan, szkoda go, wygląda na miłego skurla” pomyślał. W końcu przyniesiono mu zamówienie, mięso było nieco niedoprawione ale smaczne, wino tak jak prosił białe choć za młode jak na jego gust, niestety nikt nie wpadł na pomysł dania mu sztućców, wyjął z westchnieniem jeden z nożyków do rzucania i błyskawicznymi ruchami dłoni sprawił że kurczak rozpadł się na małe kawałki, potem zdjął grot i statecznik z jednej ze strzał, złamał ją na pół i lekko ostrugał otrzymując wygodne pałeczki. Z zadowoleniem wsłuchał się w pieśni bywalców, „będzie trzeba kiedyś spisać kilka z nich, w końcu muzyka też ma wpływ na kultury światów a i sama odzwierciedla je w swej treści”, przymknął oczy i słuchał popijając wolno wino.

Gdy usłyszał propozycję człowieka spojrzał na niego i jego towarzyszkę, oboje wydawali się nieco... nieobecni, ona zajęta lutnią, on najwyraźniej myślami o swych bogach. Nie sprawiali wrogiego wrażenia a Illik zdążył przez lata nauczyć się rozpoznawać charaktery innych jedynie przez obserwację, tym dwojgu zapewne można było zaufać.

- Czemu by nie Ziranie, wyglądacie na spokojnych - stwierdził spoglądając na nich oceniająco.
” i co ważniejsze nie cuchniecie jak wielu podróżnych dla których higiena jest słowem obcym” skrzywił się na samo wspomnienie kompani w której tu dotarł, potrafili nie myć się przez niemal trzy miesiące, całą drogę od Neverwinter przez Anauroch aż do Hillsfar musiał znosić ich smrody, teraz dopiero, powoli odzyskiwał powonienie.

[EDIT]: mała edycja, z uwagi na naganę od Zetha za wymyślanie dialogów dla cudzych postaci, sorki :oops: .
Ostatnio zmieniony sobota, 30 sierpnia 2008, 00:16 przez Jabberwocky, łącznie zmieniany 1 raz.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: Qin Shi Huang »

Kayley
Drobnej budowy i niskiego wzrostu mężczyzna siedział przy stole, trzymając się dwoma palcami za przegrodę nosową. Nosił Czarną skórzaną kurtkę, pod nią ciemnoszara koszulę. U boku przypięty był dosyć długi sztylet. Dolną część jego ubioru stanowiły ciemne spodnie i czarne buty z miękkiej skórki. Osobnik ten ogólnie cały był czarny, za wyjątkiem skóry, która można by rzec, była żółtawa. Miał czarne, krótkie włosy postawione do góry i czarne, skośne oczy. Kiedy się na niego spojrzało, ręka jakby odruchowo sprawdzała czy mieszek wciąż jest na właściwym miejscu. Wyglądało na to że jest zamyślony. Przysłuchiwał się najmitom. Starał się wyłapać co mówią. Gdy stwierdził, ze nie rozumie tego języka ani nawet nie jest w stanie stwierdzić co to za język, postanowił skupić słuch bardziej na dwóch przyjemniaczkach. Zawsze warto było podsłuchać rozmów o możnych. Dawało to szerokie perspektywy na możliwości zarobkowe. Gdy Karczmarz podszedł i wszystko wyjaśnił, mężczyzna odpowiedział bardzo szybko.
- Kurczak w sosie z sałatką, chleb i piwo – po czym dalej starał się wyłapywać rozmowę z ogólnego harmidru. Same gadki o dupie Maryni, pomyślał po pewnym czasie, nic ciekawego.
Zostawił przyjemniaczków i zerknął na genasi powietrza. Rzadko się takich widuje, pomyślał, trzeba mieć na niego oko…
Zamyślił się nad bezinteresownością jaką wykazał jegomość zwany Ziranem. Zwrócił uwagę na jego strój. Czyżby to był kapłan? W towarzystwie tej przepięknej poetki? Jakiś czas myślał nad możliwością pomyłki, jednak wreszcie uznał, że ta ognistowłosa bardka jest zbyt piękna aby do niej nie zagadać. Żałował ze to nie jemu zaproponowano wspólny pokój.
Uśmiechnął się pogodnie do Ileny.
- Wybacz pani moją śmiałość, ale twoja uroda i twój głos, który usłyszałem w tych kilku słowach, które wypowiedziałaś, zauroczyły mnie. Czy istnieje szansa, abyśmy wysłuchali pieśni w twoim wykonaniu? – zapytał uśmiechając się pogodnie – Ach… przepraszam, gdzie moje maniery. To przez efekt jaki na mnie wywarłaś pani. Zwą mnie Kayley. – dodał skłaniając się.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: Jabberwocky »

Illik

Genasi, spojrzał z ukosa na ubranego w czerń osobnika, „A więc jednak nie mamy tu samych wesołków”, nie był to pierwszy raz gdy cieszył się z niezwykłości swych oczu, brak widocznych źrenic bywał przydatny, mógł obserwować innych bez obaw że sam zostanie zauważony. W pierwszej chwili, ze względu na ubiór, wziął go za kultystę jednej z miejscowych, opartych na ideałach bóstw mroku i ciemności, religii, jednak po chwili obserwacji nie miał co do tego takiej pewności, ruchy i słowa tamtego, choć szybkie, były płynne i pozbawione pewnej dozy chaosu jaka charakteryzuje wielu ludzi, takie ruchy można zobaczyć u wyszkolonych wojowników, lub złodziei... „Łowca jeleni” Ocenił w myślach „i to chyba bystrzak, lepiej mieć na niego oko, a i brzdęk upchnąć na dno plecaka”.

Illik musiał sam przed sobą przyznać, że nieznajomy wzbudzał jego ciekawość, kolor jego skóry przypomniał mu niższą dzielnicę w Sigil, „Tyle, że tam mieli tak od tego całego dymu z kuźni i alchemicznych wyziewów w powietrzu” pomyślał „a tu tacy mieszkają, o ile dobrze pamiętam, gdzieś na dalekim wschodzie kontynentu, trzeba będzie to kiedyś sprawdzić”, nieznajomy zdawał się obserwować Zirana i Ilenę, „Czyżby chciał ich obrobić?” obejrzał się na kapłana i jego towarzyszkę, pieniędzy raczej wiele nie mieli, nieznajomy zapewne sam to dostrzegł, o co mogło mu chodzić?

Azjata sam rozwiał część wątpliwości Illika gdy przemówił do Ileny, genasi zaśmiał się w duchu, „A więc łowca jeleni i podrywacz”, „o nią mu chodziło, szkoda, ciekaw jestem co potrafi, ale i dobrą muzyką nie wypada wzgardzić”. Dopił wino i spojrzał na Ilenę ciekaw jak ta zareaguje na nieoczekiwanego wielbiciela.

Ps. Jako że Illik pochodzi skąd pochodzi to często, szczególnie pisząc co myśli, będę korzystał z Sigilijskiego slangu, słownictwo, wraz z tłumaczeniami, znajdziecie na TEJ stronce (jeśli komuś wybitnie to przeszkadza proszę napisać, najwyżej będę dodawał tłumaczenia na dole postów).
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: WinterWolf »

Ilena Eveningfall

Od chwili gdy bardka nieco niewyraźnym mruknięciem odpowiedziała na pytanie kapłana przestała zwracać większą uwagę na otoczenie. Zajęła się lutnią nie zastanawiając się nad tym co też on zamówił. Podróżowali już wystarczająco długo razem by nauczył się tego i owego.

Do tej pory nie zwracający na siebie uwagi ciemny osobnik poruszył się na tyle by ściągnąć na siebie spojrzenie rubinowych oczu dziewczyny. Jego słowa sprawiły z kolei, że bardka na chwilę przestała zajmować się instrumentem i otworzyła szerzej oczy. Przez chwilę wyglądała tak jakby samym wzrokiem chciała wywołać pożar. W każdym razie wyraz jej oczu sugerował właśnie tak drastyczne rozwiązanie... Po krótkiej niczym mgnienie oka chwili wrażenie to rozpłynęło się w bezmiarze ciepłego uśmiechu młodej kobiety.

- Jeśli jest twym życzeniem bym popisała się moimi umiejętnościami Kayleyu zrobię to z przyjemnością - powiedziała skinąwszy głową i przymknąwszy przy tym oczy.
"Cholerny podrywacz... Widelec mu w oko!" myśli bardki nie były już tak łagodne jak jej ruchy, uśmiech i spojrzenie. Dziewczyna gdy chciała potrafiła wywierać pozytywne wrażenie i często z tego korzystała. Była specjalistką od tego typu zagrań. Nadrabiała nimi wszelkie braki.

Trąciła palcami struny swojej lutni. Zamknęła przy tym oczy. Wykorzystała chwilę przerwy w występie pseudo-minstreli gnieżdżących się gdzieś po kątach tego przybytku. Po sali poniósł się jej głos śpiewający spokojną pieśń o podróżowaniu. Było to w języku elfów. Sama Ilena językiem elfów nie interesowała się więcej niż tylko zasadami wymowy, które miała opanowane... Samego języka nie znała... Na szczęście wiedziała o czym śpiewa.
- Laucë auta Ambarello. Á pusta, telcu! Siarë lá yonta.
I asto hwinya or carinya, tuonyar rihtear pittavë,
tárë yúyo hautar. Anar ruxa, ar wile yernavë oronti pella.
Nwalca silmenen eleni ilwessë rilyar helcavë.
Ausa nimba véranyo yéni yá (randar quíta?)
tintila wilyassë imbë aldar. Pahtan hendunya.
Cenië oira i metto lelyalëo fárëa ná. Lingas
tellessë indonya auressë inyë. Á hauta,
indonya, á hauta! Láqua erin hequa selma.
Quetintë, Eldar i eleni laitar. Inyë rúcë
yétalentallo mettavalta, an selmanya talta
nu i ringa alavaxië enta. Quettar centanya
quetiën ni hehtaner írë i minëa néca nalta
aisto lantanë carinyanna. I centa aica
nyarië Valain sa cuilë ná túrina, ilyë
Eldar nar wanwa, Naucor firini caitar
nún nu ondor rómië límë lungë,
an Moringottor unótimë ortiër. Quíta
vanima ná sa lambanya ná nútina
an írë quetin i quettar i sundor Ambarwa
tancavë ruxar nyenyala, ar Cúma ilúvë tópa.

Ai! Ananta
I cirya larta enta hópassë vahaiya, ya
ullume hiruvan. Var sië nin séya...


Pieśń się skończyła. Bardka bez słowa odstawiła lutnię i sięgnęła po postawiony przed nią kufel piwa. Wypiła kilka łyków i się skrzywiła. Teraz piwo było w centrum jej zainteresowania...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: Qin Shi Huang »

Kayley

Skośnooki mężczyzna ubrany na czarno zaniepokoił się wzrokiem Ileny. Nie co dzień widuje się takie oczy, pomyślał, Piękne i niebezpieczne. Jak tygrys.
Przypomniało mu się jak kiedyś w jego wiosce, w rodzinnym kraju zjawił się tygrys. Był piękny. Pełen wdzięku, siły i gracji. Był wtedy jeszcze mały i tyle w nim widział. Jakież było jego zaskoczenie gdy ten piękny, wielki kot rzucił się na praczkę, która nie zdążyła umknąć do domu. Było tyle krwi... Właśnie do tego tygrysa Kayley mógł porównać to spojrzenie. Piękne i niebezpieczne. Spodobałoby mu się gdyby nie było wycelowane w niego.
To nie jest zwykła kobieta. Ba, nie jest to i zwykła bardka, pomyślał, Nie podziałają na nią jakieś tam zwykłe komplementy. Trzeba by dodać, że nawet nie godzi się prawić jej takich zwykłych komplementów. Dla takiej kobiety trzeba czasu i dużego wysiłku. Cóż... właśnie tego czasu może tu zabraknąć.
Rozmyślał tak, słuchając jej głosu. Gdy skończyła, rozpierając się wygodnie w ławie zaczął cicho klaskać i kiwać głową, doceniając kunszt i głos śpiewaczki.
- Przepięknie... doprawdy przepięknie - rzekł przestając klaskać - Jakaż szkoda, że tak niewiele na świecie muzyki. W moim kraju mało jest ona ceniona, niestety - dodał szukając wzrokiem kelnerki z kurczakiem, sałatką, chlebem i piwem. Dało się zauważyć, że Kayley mówił dziwnym akcentem. Akcent ten był już ukryty i wyblakły, jednak dało się go zauważyć.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: Mr.Zeth »

Ziran Silverwater:

Kapłan spojrzłą na dziewcyzne nieco dziwnie, gdy zoabczyl jej spojrznie skierowane w strone tego... jak mu tam? Kaleya? Ta dziewczyna potrafila byc straszna... Szczęście, że zamówił jej piwo...
- To ty znasz elficki? - zapytał Ziran, odchrząknąwszy nieco. Nawet piosenka nie zatarła śladów po tym spojrzeniu...
Pijąca właśnie swoje piwo Ilena zachłysnęła się i wypluła piwo wprost na Zirana. Spojrzała na niego. Przyzwyczaiła się do jego głupich pytań na tyle, że tym razem odparła tylko ponuro - A skąd miałabym znać? Wyglądam ja ci na elfa? - po kaszlu miała chrypkę. Wytarła swoją twarz. Ziran musial sobie z piwem radzić sam...
- er... no śpiewałaś po elficku chyba, nie? - bąknął kapłan. Wyciagnął chustkę z torby przybocznej. Wokół zapachniało ziołami.
- No śpiewałam, ale to nie upoważnia mnie do znajomości języka. Znam wymowę, rozumiem kilka wyrazów i wiem o czym śpiewam - mruknęła Ilena.
- A... - kaplan się rozglądnął. Zobaczył parę elfow obecnych w pomieszczeniu. Wzruszył ramionami. - O czym to było? - zapytal, zcierając z siebie piwo.
- O podrózach... O drodze ktorą się idzie. O tym, co człowieka czeka na drodze - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Jest też wersja tej piosenki we wspólnym ale nie jest taka melodyjna - powiedziała
- Mhm - Ziran pokiwał głową. Wolał jej nie wypominać jej własnych słów, zasłyszanych na szlaku... nie miał ochoty na powrótkę z Płomienego Spojrzenia Pani Ileny Eveningfall.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Ouzaru

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: Ouzaru »

Gospodarz odpowiedział uśmiechem na spisane zamówienia i zniknął po chwili na zapleczu. Posiłki, które niebawem otrzymaliście, choć proste, były obfite, ciepłe i wyglądały apetycznie. Drób i wieprzowina w sosie były naprawdę pyszne, a wino przyjemnie połechtało podniebienia tych, którzy je zamówili. I nawet białe dla Illika się znalazło.

Gdy tylko Ilena skończyła śpiewać swą pieśń, garstka marynarzy o niezbyt wyjściowych obliczach obradowała ją mało przychylnym spojrzeniem, po czym mrucząc coś pod nosami wrócili do swoich zajęć. Dwóch pijanych biesiadników zatoczyło się nagle koło waszego stolika omal nie wpadając na Zirana. Jeden z nich zatrzymał się i spojrzał w waszą stronę mętnym wzorkiem.

- Heej, Dayme! – krzyknął do towarzysza, wskazując palcem na Ilenę. - spędziłby noc z tą rudą sikoreczką, no nie? Sprawdziłby jej sikanie! - stwierdził z głupim wyrazem twarzy.
- Ostaw, pijanyś! - kompan trzepnął go w wyciągniątą rękę. - We łbie ci się namieszało? Głupiś jak cep, zbrojnych zaczepiać… – popchnął do przodu towarzysza i zatoczyli się gdzieś w stronę szynku.

Nie zwracając dłużej uwagi na podpitych miejscowych skupiliście się na posiłku. Po jakimś czasie drzwi tawerny otworzyły się i do środka niczym piorun wpadł zdyszany, młody chłopak o kręconych rudych włosach. Omiótł spojrzeniem całą salę i wciąż ciężko dysząc, krzyknął.

- Ludzie! Pusty galeon wpływa do portu! - po czym zniknął prędzej niż się pojawił zostawiając otwarte drzwi od karczmy.

Goście zebrani w sali najpierw ucichli, a następnie ryknęli śmiechem. Nie minęło kilka chwil, a drzwiach tawerny pojawił się jakiś kulawy staruszek i przedstawił tę samą wieść. Wszyscy niczym jeden mąż rzucili się na zewnątrz, a wy, nie mając nic lepszego do roboty ruszyliście wraz z nimi.

Na zewnątrz, pośród chłodnego, wieczornego powietrza ukazał się wam wielki, czarny galeon wojenny ze spuszczonymi żaglami, sunący nieubłaganie w sam środek pomostów rozładunkowych. Rozległ się huk i trzask łamanego drewna gdy okręt natrafił na barkę handlową zacumowaną w porcie. Barka złamała się na pół jak od uderzenia tarana, a okręt, o dziwo, zatrzymał się powoli i wraz ze swoją ofiarą zaczął osuwać się powoli ku płytkiemu dnu portu. Nie zdążyliście nawet zebrać myśli, gdy przed karczmą rozległ się zgiełk i rwetes.

- To robota Zentharimów, mówię wam! – zakrzyknął ktoś z tłumu.

- Racja, chcą zniszczyć gospodarkę południowego wybrzeża – dorzucił ktoś inny. - Pies ich szamał.

- Bzdura – zawołał kulawy starzec, opierając się na swej lasce. - To widmo starego Morgana wróciło z piekieł, by się mścić.

Bywalcy tawerny zamilkli nagle i spojrzeli na starca. Nastała niezręczna cisza.


* * *


Kapitan przeciągnął się leniwie i spojrzał na spokojnie śpiącą kobietę. Powolnym ruchem zsunął z jej ciała nakrycie, by móc wreszcie nacieszyć swe oczy pięknymi kształtami. A musiał przyznać szczerze, że było co podziwiać. Jedwabista skóra, chłodna i delikatna w dotyku, do tego figura przypominająca rzeźbę stworzoną ręką mistrza, w bryle najdoskonalszego alabastru. Zamruczał cicho. Przejechał dłonią po swym karku i wyczuł pod palcami kilka głębokich zadrapań. Zwykle tak się kończyło poskramianie kocicy, ale, do wszystkich Piekieł i Otchłani! warto było.

Śpiąca piękność westchnęła coś przez sen i przekręciła się na drugi bok. Rizzen zamarł na chwilę i poczuł, jak z twarzy odpływa mu cała krew. Na udzie niewiasty dostrzegł misternie wykonany tatuaż, przedstawiający węża lub żmiję. Ostatnio dość często słyszał o dziwnym kulcie nowej bogini, równie pięknej i pociągającej co Sune, lecz jednocześnie okrutnej i podstępnej jak Lloth. Czyżby wziął pod swe żagle kapłankę? A może był to zwykły zbieg okoliczności? Niepokój nie opuszczał myśli kapitana, postanowił mieć oko na tę tajemniczą Eiri.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: Jabberwocky »

Illik

Gdy Ilena zaczęła swą pieśń przymkną oczy, miała naprawdę piękny głos a i elfie pieśni ,których kilka miał okazję już poznać, brzmiały o niebo lepiej gdy były śpiewane przez kobiety. Starał się zrozumieć coś z tekstu ale w elfim znał zaledwie kilka słów więc kojarzył piąte przez dziesiąte, „było tam coś o drodze i.. cholera, trzeba było lepiej poznać ten język” pomyślał nieco zirytowany własnymi brakami w wiedzy.

Gdy skończyła otworzył oczy i spojrzał na nią z uznaniem, „Ma talent, to trzeba przyznać, ale ten.. jak mu było.. Kayley, zareagował, jak na mój gust, nieco zbyt entuzjastycznie”. Mimo doskonałego występu Ilena wydawała się zirytowana, "Może nieco wina poprawi jej humor" pomyślał, w końcu jemu zawsze pomagało, „Należy się jej, to była piękna pieśń”.

Gdy chciał zamówić wino do karczmy wbiegł zdyszany chłopak.
- Ludzie! Pusty galeon wpływa do portu!- krzyknął i wybiegł.
Illik popatrzył zdziwiony, jednak w przeciwieństwie do innych klientów nie roześmiał się, w jego głowie pojawiła się myśl o okręcie z załogą wybitą przez zarazę, widział coś takiego kilka razy, nigdy nie kończyło się to dobrze. "Trzeba działać" pomyślał szybko, to mogło zagrozić zarazą całemu miastu. Chwycił swoje rzeczy i wyskoczył na zewnątrz karczmy mijając starego, kulejącego człowieka.
-Idziecie?- zawołał tylko do reszty biesiadników.

Wybiegł na zewnątrz i ujrzał czarny okręt. Niesiony siłą rozpędu uderzył o barkę w porcie. Za plecami Illika pojawiła się reszta ludzi z karczmy krzycząc jeden przez drugiego, większość preferowała wszelakie teorie spiskowe przeciw ich miastu, „W zasadzie nic w tym dziwnego, to ponoć paskudny region, pełen zdrady i zła”.
- To robota Zentharimów, mówię wam! – zakrzyknął ktoś z tłumu.
- Racja, chcą zniszczyć gospodarkę południowego wybrzeża – dorzucił ktoś inny. - Pies ich szamał.
- Wątpię – Powiedział genasi - to raczej zaraza, trzeba przeszukać i, jeśli zajdzie potrzeba, spalić okręt.
- Bzdura – zawołał kulawy starzec, opierając się na swej lasce. - To widmo starego Morgana wróciło z piekieł, by się mścić.

Illik spojrzał na niego niepewnie, starożytne klątwy, to tez jest możliwość, widział działanie kilku takich, mogło być gorzej niż z zarazą. „Cóż, nie ma co tak stać, trzeba to sprawdzić”
-Idę zobaczyć czy ktoś tam jeszcze żyje, kto idzie ze mną- Zawołał
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: Qin Shi Huang »

Kayley
- Ja idę - zawołał Kayley. Nie wiedzieć czemu, słowo "galeon", zawsze kojarzyło mu się z pieniądzem. W dodatku pusty galeon, nie jest wcale taki pusty. Można by nawet powiedzieć, pełen, różnych bogactw. On jest tylko... niepilnowany. Reasumując, niepilnowany galeon pełen różnych bogactw, był punktem obowiązkowym.
- Każda dłoń może się przydać. - dodał podchodząc do Illika. A więc znowu okręt, pomyślał, cóż... może teraz będzie trochę spokojniej... W dodatku ten Genasi... pewnie zna się na magii. Jakby co, poradzi sobie z jakimiś widmami czy duchami na pokładzie... a przynajmniej da czas żeby zwiać gdy zrobi się gorąco.
- Może jednak ktoś tam przeżył... - Kayley szczerze liczył, że nie.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: WinterWolf »

Ilena Eveningfall

Pijany zawadiaka pozornie nie interesował w ogóle Ileny. Potraktowała go jak powietrze. Gdyby się zbliżył pogadaliby inaczej... Na szczęście jego kumpel zapobiegł awanturze. Dziewczyna mimo pozornego spokoju miała dość gwałtowny temperament. Złościła się zazwyczaj krótko, ale gwałtownie robiąc przy tym przeważnie sporo często niepotrzebnego zamieszania.

Dopiła swoje piwo. Zadowolona odstawiała kufel na blat stołu gdy kolejno wbiegł drący się chłopaczek, a potem kulawy staruszek. Z westchnieniem i cichym stuknięciem odstawiła naczynie na stół. Wzięła swoją lutnię... Gdy ludzie wybiegali przepychając się, ona założyła kurtkę i narzuciła płaszcz na ramiona. Na jedno ramię zarzuciła plecaczek. Wyszła spokojnie za wszystkimi. Wykorzystała fakt, że panował lekki popłoch i przeciskając się w tłumie powtarzała niczym litanię: "przepraszam" zmuszając zebranych do zwolnienia odrobiny przestrzeni koniecznej jej na przeciśnięcie się. Skierowała swój wzrok na wpływający do portu okręt. Przysłuchiwała się słowom tłumu. Gdy zaległa cisza zebrani usłyszeli tylko:
- No i masz psia jucha... - bardka patrzyła na osiadający na dnie statek. - Trzeba było poczytać więcej o regionie... - wyburczała. Stojący opodal Illik wyraźnie słyszał jej słowa.
- Kim był stary Morgan? - spytała nieco głośniej Ilena oglądając się w stronę zgromadzonych. W przeciwieństwie do genasi i tego dziwacznego obcokrajowca wolała się dowiedzieć nieco więcej nim zdecyduje się na wejście na pokład... Tym bardziej, że zapewne nie obejdzie się bez zmoczenia się w słonej morskiej wodzie...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: Mr.Zeth »

Ziran:

Mało kto zauważył, że kapłan sięgnął do buzdygana dość nieznacznym ruchem, gdy zbliżył się ten pijany jegomość. Ziran odetchnął, gdy jego kumpel go zabrał. Potem wpadł ten chłopak. Ziran automatycznie przestawił się na myślenie pod właśnie tym kątem... ale inni nei zareagowali. Czyżby jakiś durny dowcip? Bardzo nieład..
Przez drzwi wbiegł ten staruszek i powiedział to samo...

Gdy tylko galeon dotarł na miejsce Ziran zaczął szukać drogi na pokład. Niespecjalnie zwracał uwagę na zachowania i uwagi innych. Możliwe, ze tam ktoś ocalał... jednak. Jeśli tak to trzeba go stamtąd wyciągnąć, nim statek pójdzie na dno... Ziran kiepsko znał się na budowie łodzi, ale miał zamiar przeszukać całość od pokładu do ładowni...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: Jabberwocky »

Illik

Gdy Kayley zgłosił się do pomocy genasi, choć tego nie okazał, ucieszył się, „Wygląda na sprytnego, a, jeśli jest tym kim sądzę że jest, to naprawdę może się przydać” pomyślał. Był pewny że większość tu obecnych najpewniej poczeka co najwyżej dzień i wyszabruje statek, co gorsza, nie zostawiając nic dla niego, za niesienie pomocy oczywiście. Poza tym, jeśli miał rację, nie chciał aby rozprzestrzeniła się w okolicy zaraza, raz miał już nieszczęście znaleźć się w mieście objętym kwarantanną, na samo wspomnienie zadrżał lekko, ludzie umierający na ebolę to paskudny widok.

Chciał już ruszyć do okrętu gdy usłyszał słowa Ileny, „Cholera, może to jednak naprawdę przeklęty okręt” pomyślał „jeśli tak to będziemy potrzebować maga albo kapłana” rozejrzał się za Ziranem ale ten szedł już twardo w kierunku, osiadłego w płytkim dnie portu, galeonu, Illik widywał już ludzi w takim stanie, nie było sensu krzyczeć, i tak zapewne nie zwrócił by uwagi.
- Szlag!- niemal krzyknął, spoglądał to w stronę tłumu, to w stronę szybko oddalającego się kapłana, z jednej strony wiedza mogła uratować mu życie ale z drugiej Ziran mógł popełniać właśnie ostatni błąd w swoim.
- Szlag!- rzucił po raz drugi
Podszedł szybkim krokiem do Ileny i dziadygi którego chciała wypytać o tego Margota.
- Ileno, dowiedz się jak najwięcej o tym okręcie, jeśli to rzeczywiście ten, ja postaram się sprawić by twój niezbyt rozważny towarzysz nie zrobił jakiejś głupoty – spojrzał w kierunku kapłana – a przynajmniej większej niż ta którą robi teraz.
- Kayleyu, idziesz ze mną czy zostajesz z Ileną? - Spytał jeszcze szybko i, nie czekając na odpowiedź, popędził w stronę nazbyt gorliwego kapłana.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [DnD] Dzwon, który wezwał Przeklętych

Post autor: WinterWolf »

Ilena

Dziewczyna musiała szybko zmienić obiekt swojego zainteresowania. Właśnie Illik zwrócił jej uwagę na niefrasobliwość jej towarzysza.
Bardka zareagowała zdumiewająco szybko i żywiołowo. Illik znów był świadkiem jak bardzo potrafi się zmieniać jej nastrój. Jej oczy znów zapłonęły. Dopadła Zirana, podstawiła mu nogę i gdy leżał na ziemi rzuciła do niego z góry:
- Gdzie leziesz? Nie widzisz, że staramy się czegoś dowiedzieć? Ruszając na ratunek pamiętać należy wpierw o własnym bezpieczeństwie. Statek ci nie ucieknie, zapewniam. Właśnie osiadł na tym cholernym dnie - wyjaśniła mu rzeczowo z groźną miną. Gdyby nie jej faktyczna irytacja wyglądałaby słodko.
- A teraz siadaj i czekaj. Dowiemy się wpierw czego się można spodziewać... Z klątwą raczej nie chciałabym mieć do czynienia... To samo z zarazą - mruknęła. Mimo wszystko słowo klątwa wywołało w jej oczach niepokojący błysk. Klątwy miały to do siebie, że w ich okolicach niekiedy krążyły niesamowite opowieści o bohaterach i czarnych charakterach. Ilena miała na tym punkcie lekkiego bzika.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Zablokowany