[WFRP 2.0] Serce grozy

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
ulger
Majtek
Majtek
Posty: 140
Rejestracja: niedziela, 18 maja 2008, 21:39
Numer GG: 0
Lokalizacja: R'lyeh

[WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: ulger »

Zanim zaczniemy trochę wam pomarudzę. Celem uniknięcia nieporozumień w przyszłości prosiłbym o rzetelne zapoznanie się z poniższymi ustaleniami. Na początek kilka uwag natury technicznej:

Tak piszecie co wasza postać robi.

-Tak piszecie dialogi.

”Tak piszecie co wasza postać myśli”.

Jeżeli przed fragmentem tekstu znajduje się imię postaci w nawiasach kwadratowych oznacza to, że jest on przeznaczony tylko dla osoby grającej danym bohaterem.

Wszystko co macie do powiedzenia poza sesją mi lub innym graczom piszecie nie tutaj tylko w temacie z rekrutacją. Obowiązuje Was narracja w trzeciej osobie czasu przeszłego (gotów jestem zmienić styl pisania postów na ten używany w realu jeżeli za takim rozwiązaniem opowie się większość drużyny).

Tekst posta zaczynacie od imienia Waszej postaci. Możecie wklejać awatar swojego bohatera choć nie jest to konieczne. Posty nie muszą być długie, ważne by wnosiły coś do gry. Inna sprawa, że jak ktoś walnie mi posta na jedną czy dwie linijki, będzie to traktowane jako brak odpowiedzi (jedynym wyjątkiem od tej reguły, z oczywistych względów, będą walki). Termin na odpowiedź wynosi tydzień po moim poście. W przypadku jego niedotrzymania bez uprzedzenia mnie odpowiednio wcześniej na pw lub w temacie z rekrutacją zabijam bohatera lub czasowo przejmuję nad nim kontrolę - w zależności od tego, co będzie mi bardziej pasowało w danej sytuacji.

Jak już zdążyłem zaznaczyć w temacie z rekrutacją przygoda przeznaczona jest dla osób lubiących rozgrywkę z użyciem szarych komórek. Zakładam, że takimi osobami jesteście skoro zdecydowaliście się na udział w grze, choć w moich sesjach na innych forach zdarzało się, że założenia te okazywały się błędne. Fakt, że stawiam na Waszej drodze jakiegoś przeciwnika, może oznaczać, że jesteście w stanie go pokonać. Może być jednak sygnałem ode mnie jako prowadzącego, że obrany przez Was kierunek działań nie należy do najrozsądniejszych. Nie toleruję brawury i nie zawaham się zabić nawet dobrze postującej postaci jeśli porwie się na przeciwnika, w starciu z którym teoretycznie nie ma żadnych szans (co innego sytuacja kiedy takie starcie zostało poprzedzone przygotowaniem odpowiedniego planu działania). Na koniec przypominam o konieczności czytania ze zrozumieniem postów prowadzącego i pozostałych uczestników sesji - bardzo nie lubię pisać tego samego trzy razy pod rząd i podejrzewam, że Wy też nie.

Drużyna:

Isabelle von Deylen (Esmeralda)
Agark (Renfild)
Volkhard (mone0)
Paul (Szasza)
Leopold (Bussumarus)

Serce Grozy

Rozdział pierwszy - Trzy Wrony


[wszyscy oprócz Agarka]

9 Brauzeit 2522 KI

Wprawdzie zajazd ”Trzy wrony” położony dwa dni drogi od Altdorfu nie należał może do przybytków, które miło się wspomina jednak z uwagi na szalejącą na zewnątrz burzę żadnemu z zgromadzonych tu gości nie przyszło by do głowy by opuszczać to miejsce przed świtem. Lokal nie odbiegał zbytnio od przeciętnej. Parter zajmowała sala jadalna wypełniona przez kilkanaście stołów. Na ścianach wisiało kilka trofeów a nad wejściem portret mężczyzny, sądząc po ubiorze jakiegoś szlachcica. Na prawo od wejścia znajdował się kontuar a po przeciwnej stronie pomieszczenia schody prowadzące na piętro gdzie zapewne mieściły się pokoje do wynajęcia. Okna nie były chyba zbyt szczelne, gdyż raz na jakiś czas od środka docierał podmuch zimnego wiatru przyprawiający o drżenie wszystkich zgromadzonych wewnątrz.

Był późny wieczór i większość gości udała się już na spoczynek. W sali jadalnej świecącej teraz pustkami pozostał już tylko karczmarz, zajęty w tej chwili myciem kufli oraz dwie grupy podróżnych. Pierwsza wyglądała na oddział strażników dróg. Mężczyźni siedzieli przy stole położonym przy wyjściu głośno rozprawiając o potyczce jaką stoczyli dziś z grupą banitów, którzy od jakiegoś czasu napadali na kupców podróżujących tą częścią szlaku. Stolik w centrum pomieszczenia zajmowały cztery osoby: kobieta w bordowej szacie, wysoki mężczyzna o długich brązowych włosach którego szaty sugerowały związki z kultem Morra, szczupły młodzieniec pochylony nad kartką papieru, zapewne listem oraz garbaty jegomość, w wieku około 40 lat, odziany w brudny płaszcz z kapturem. Od chwili przybycia jeszcze niczego nie zamówili toteż karczmarz od czasu do czasu zerkał na nich podejrzliwie. W końcu podszedł do stołu i obrzuciwszy wszystkich zgromadzonych przy nim gości wścibskim spojrzeniem spytał:

-Czym mogę służyć? O tej porze posiłków już nie podajemy ale może państwo chcieliby coś do picia? Mamy Starke Menscha - jasne piwo po dwa pensy za kufel i Rosefeld młode czerwone wino z tutejszych winnic, niezgorsze, po dwa szylingi. Jest też gorzałka sprowadzana z Kislevu - trzy szylingi za butelkę. Jeśli chcecie spędzić tu noc cena wynosi sześć pensów za wspólną salę i dziesięć szylingów za pokój. To co podać?

[W swoich pierwszych postach opisujecie dokładnie Waszych bohaterów tak jak widzą ich inni siedzący przy stoliku. Oczywiście wszelkie próby nawiązania konwersacji celem poznania pozostałych członków drużyny są jak najbardziej wskazane. Renfild - Ty z oczywistych względów nie odpisujesz na ten post]

[Leopold]

Od godziny wpatrywałeś się w pożółkłą kartkę papieru, którą dwa dni temu w jednym z przydrożnych zajazdów wręczył ci posłaniec. W pierwszej chwili pomyślałeś "niemożliwe - jak on mnie znalazł".Wiadomość otrzymana w chwili powrotu z Nuln, gdzie zbierałeś materiały do swojej ostatniej książki kompletnie cię zaskoczyła. List pochodził od Martina Rammelofa. Znaliście się od dziecka. Mimo że był starszy o siedem lat nigdy nie mieliście problemu ze znalezieniem wspólnego języka. W swoim czasie wywarł on znaczny (a zdaniem twoich rodziców zgubny) wpływ na drogę, jaką w życiu obrałeś. Studiował historię i nauki przyrodnicze na uniwersytecie w Altdorfie. Po zakończeniu studiów wyjechał w pośpiechu z miasta. Nigdy nie dowiedziałeś się dlaczego. Od tego czasu nie utrzymywaliście ze sobą żadnych kontaktów. Teraz, po tylu latach, wreszcie się odezwał jednak list niewiele wyjaśniał. Wręcz przeciwnie - po jego lekturze miałeś jeszcze więcej wątpliwości.
Mój drogi przyjacielu!

Upłynęło wiele lat od kiedy spotkaliśmy się po raz ostatni. Przez cały ten czas starałem się dyskretnie śledzić Twoje poczynania, choć moje losy bez wątpienia uszły Twojej uwagi. Otóż jestem teraz kapłanem Sigmara! Możesz być tym cokolwiek zaskoczony, tym bardziej iż nie zaprzeczam, że w życiu popełniłem wiele grzechów. Jednakże wszyscy jesteśmy grzesznikami a moich przełożonych i nauczycieli bardziej interesowały ma wiara i szczerość niż złe uczynki. Spłynęła na mnie łaska przebaczenia. Każdy dzień jest teraz bezcennym darem.

Chciałbym byś przybył do świątyni Sigmara pod wezwaniem świętego Andrika z Kues, mieszczącej się w dzielnicy kupieckiej Altdorfu. Z pewnością przydadzą się tam Twoja wrodzona ciekawość świata i zdolność badania dziwów natury. Jeżeli masz wśród swoich znajomych osoby o podobnych umiejętnościach, nie mam nic przeciwko by i one zaszczyciły mój skromny kościół swoją obecnością. Mam nadzieję, że nie poczyniłeś innych planów i chętnie spędzisz u mnie nadchodzący tydzień. Mógłbyś nocować w domu przy świątyni albo u siebie.

Sprawa, o którą mi chodzi, jest poufnej natury, toteż nie chciałbym jej teraz poruszać. Spodziewana nagroda miałaby wielką wartość dla całego kultu Młotodzierżcy i nie muszę chyba dodawać, że sukces całego przedsięwzięcia przyniósłby uczestnikom sławę w całym Imperium.

Martin
Z zamyślenia wyrwał go głos karczmarza proponującego napitki i nocleg.
Obrazek
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Szasza »

Paul

Młody mężczyzna o długich, opadających na czoło, brązowych włosach ogarniał wzrokiem zebranych przy stole wspierając senną głowę na rękach. Rękawy czarnej szaty zakrywały jego usta, tak że jedynym dobrze widocznym elementem jego twarzy był wydatny nos. Jego wąskie oczy zostały zacienione przez włosy i idealnie prostopadłe do nosa brwi na tyle, że trzeba było się głęboko w nie wpatrzyć, aby dowiedzieć się w kogo te ciemnoszare oczęta się wpatrują. Rozwiewając wszelkie wątpliwości co do wyznawanej przez właściciela religii, na grubym rzemieniu przewieszonym przez szyję huśtał się pokaźnych rozmiarów symbol Morra- kruk stojący w portalu. Podczas gdy on zdawał się zastygnąć w wygodnej pozycji jego oczy wodziły po kolejnych osobach. Najpierw na jedynej w towarzystwie kobiecie. Odziana była w bordową szatę. To oznaczała, że nie jest zwyczajną osobą. Żaden mytnik, urzędnik, strażnik, czy chłop nie chadzał w szacie. Musiała byc wyjątkowa. Wykorzystując atut, którym była znikoma widocznośc jego oczy pogapił się w nią jeszcze przez chwilę, po czym przeniósł wzrok swój na młodziana pochylonego nad kartką papieru. Zapisaną kartką papieru. Umiał czytac. Widocznie nie był zwyczajnym, nieambitnym chłopem. Paula zainteresowało, co pisze na tejże kartce, ale jego wzrok nie był w stanie odczytac poprzecznie ustawionych doń liter z tej odległości. Zrezygnowany przeniósł wzrok dalej. Kolejny mężczyzna. Garbaty jegomość w płaszcz odziany, starszy dwakroć od niego. Zdecydowanie najmniej ciekawy z towarzystwa. Nie było na czym zawiesić wzroku. Garba mógł się nabawić na przykład pracując przy rozładunku towaru. Czyżby kupiec?
Akolita nie miał zamiaru zagadywać do zgromadzonych. Wszyscy mieli zapewne swoje problemy, tak jak on miał swoje. Każdy był w swej opinii wyjątkowy i był centrum własnego świata. Ileż on takich widział. Może nawet zacząłby zabawiać damę, ale gdy sięgnął wyobraźnią dalej, natychmiast skarciły go obrazy z jego niechlubnej przeszłości. Oczy, które zdążyły nasycić swoją ciekawość, poczęły ścigać wzrokiem muchę, drepczącą po stole. Chciał wysilic się na jakieś oparte na musze przemyślenie, które mógł spisać w swym notatniku, po czym pochwalić się nim przeorowi, który to pozbyłby się wtenczas wszelkich obiekcji tyczących się jego osoby. Paul miał nadzieję, że nie będzie potrzebował tak żałosnych i desperackich rozwiązań. Niech jego przemiana mówi sama za siebie. A może przeor oskarżyłby go o herezję, po ujrzeniu zapisanych weń znaków? Zdecydowanie z...
Z powrotem w ziemskie progi ściągnął go odgłos kroków. Ktoś zbliżał się za jego plecami. Paul odwrócił się, pozostawiając ręce w aktualnej pozycji, by ujrzeć mężczyznę, będącego najwyraźniej właścicielem przybytku. Teraz można było ujrzec jego profil z dobrze zarysowaną, szeroką szczęką. Wysłuchał wypowiedzi jegomościa. Mówił on jak każdy inny karczmarz w Imperium (chwała Sigmarowi!), chcący zarobić odrobinę pieniędzy przed odesłaniem marudzących do późna gości spać, aby samemu móc ułożyć się do snu.
Cennik właśnie wciąż trzymał Akolitę od sennego królestwa jego pana. Prawda była taka, że sakwy miał kompletnie puste, a w brzuchu burczało mu od dwóch dni. Nagle stała się kolejna dziwna rzecz. Milczący w bezruchu akolita nie dość, że ruszył się, to jeszcze przemówił! A mimo że mówił on szybko, to czynił to głosem niskim i spokojnym.
-Wybacz miły panie za zuchwałość mej prośby, ale jako nieprzywiązujący wagi do dóbr materialnych adept nauk Morra,...- Na te słowa trącił palcem swój amulet-proszę cię o nocleg i posiłek nieodpłatny. Choćby najbiedniejsze, a jestem gotów przysługą odpłacić.

Wybaczcie długośc posta, ale nudziłem się potwornie.
Obrazek
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: mone0 »

Volkhard

Gwar rozmowy strażników dróg roznosił się po całej sali jadalnej. Volkhard przysłuchiwał się im przez chwilę, ale słysząc, że nie mają jakichś interesujących go wieści odwrócił głowę w kierunku kompanów siedzących przy drewnianym stole. Byli młodzi i niedoświadczeni, nie to co on, starzec podpierający się na kiju. "Właśnie, mój kij gdzie on jest", szybkim ruchem wymacał go, zacisnął palce, by nie wyśliznął mu się, bowiem dźwięk dzwoneczków może zwrócić na niego niepożądaną uwagę. Całą trójkę znał od niedawna, praktycznie to spotkali się przed wejściem do "Trzech wron". Wyglądali całkiem niegroźnie, ale to właśnie mogło zmylić potencjalnego przeciwnika. Młodzieniec czytał jakiś pergamin, co nie wzbudziło w nim zainteresowania. "Pewnie jakieś prywatne sprawy". Skupił się na pozostałej dwójce. Kobieta siedziała wyprostowana niczym struna harfy jakiegoś minstrela, natomiast młody brunet zdawał się rozmyślać. Żadne z nich nie było skore do rozmowy. Natura Volkharda wzięła górę i odezwał się do nich cichym, ochrypłym głosem:
- Widzę, że wasze języki przywarły do podniebienia, skoro żadnego słowa usta wasze nie wydały na świat odkąd tu siedzimy, lub też języki straciliście za młodu. Czy którekolwiek z was potrafi wydobyć jakieś artykułowane odgłosy przypominające mowę? Czy TY wyznawco Pana Snów aż tak oddaliłeś się w przemyśleniach, że nie potrafisz powrócić przez bramę Morra do rzeczywistości? Czy którekolwiek z was potowarzyszyło by starcowi w drodze do Altdorfu? Każde ze słów wypowiadane przez niego było przeciągane, jakby bardzo dokładnie rozważał ich znaczenie. Jego monolog został przerwany przez wścibskiego karczmarza. "Państwo dobre sobie to chyba nie było do mnie". Volkhard obrócił się w stronę gospodarza, spojrzał na niego spod kaptura swoimi niebieskimi oczyma, rzadkie, ociekające tłuszczem kruczoczarne włosy opadły na prawy policzek. Zdegustowany postępkiem szynkarza kiwnął by zbliżył się do niego i odezwał się:
- N.i.k.t. t.u C.i.ę N.i.e p.r.o.s.i.ł ! wysyczał przez spróchniałe zęby, a odór dobywający się z ust dało się wyczuć kilka metrów od niego.
Po chwili uspokoił się i ciągnął dalej
- Powiedz czy dziś jest 9 Brauzeit 2522 ? Pełnia Mannslieba prawda?
Znał się na kalendarzu Imperium i wiedział, że ma rację. "To już dwa miesiące podróżuję. Dwa miesiące od tragedii i niecały miesiąc odkąd nie mam na karku tych szaleńców".
- Alkohol? Nie, nie chcę! Wiedział dobrze, że alkohol mąci umysł i nie pozwala sprawnie podejmować decyzji. Nie zamierzał sięgać po jakikolwiek trunek - nigdy.
- Jeżeli będziesz mi do czegoś potrzebny zawołam Cię.Odrzekł spokojnym głosem.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Bussumarus
Marynarz
Marynarz
Posty: 336
Rejestracja: piątek, 25 lipca 2008, 21:12
Numer GG: 2565250
Lokalizacja: Gdańsk

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Bussumarus »

Leopold

Obrazek

Chudy i niski młodzieniec, odziany w szarą szatę, przez godzinę wpatrywał się w list od swego przyjaciela. Jego zielone oczy śledziły każde słowo, raz po raz odgarniał swe kruczo-czarne włosy, poprawiając widoczność. Wyglądał na bardzo rozjuszonego, nie patrzył i nie odzywał się do nikogo. Cały czas myśli krążyły mu po głowie.
- "Ojojoj, Martin zawsze był nieprzewidywalny. Zjawia się po tak długim czasie, mówi że jest kapłanem, każe mi przyjść do Świątyni i ma do mnie sprawę która może mi przynieść sławę w całym Imperium. Nie przepuszczę takiej okazji, o nieeee..." - W końcu oderwał się od kartki i rozejrzał po karczmie. Jego wzrok skupił się pierw na pięknej kobiecie odzianej w bordowe szaty, wyglądem przypominała bogini z książek. Bardzo chciał wydusić z siebie chociaż jeden komplement lecz był zbyt nieśmiały, więc przeszedł na następne osoby. Tym razem nie mógł oderwać oczu od wysokiego mężczyzny, którego odzienie i znak wskazywały na związek z kultem Morra. W książkach pisało że są to bardzo mroczne typki, poddani Pana Śmierci i Snów, lepiej z nimi nie zadzierać. Przestraszony, odwrócił wzrok w stronę ostatniej osoby. Był to garbaty starzec, ubrany w płaszcz z kapturem, nie wyglądał na takiego co z chęcią urządza sobie pogawędki, z pewnością nie był przyjaźnie nastawiony, więc Leopold nie miał zamiaru odezwać się choćby słowem. Po obserwacji oddał się marzeniom o niesamowitych wyczynach jakich dokona w swej podróży. Ze świata fantazji wyrwał go karczmarz, proponujący napitek i nocleg. Leopold zwrócił się w jego stronę i wskazując dłonią na kobietę w bordowej szacie, rzekł głosem drżącym i niespokojnym:
- Witam Pana. Chciałbym zamówić lampkę wina dla siebie i dla...dla...Tej uroczej damy. - Po czym nieśmiało uśmiechnął się w jej stronę.
OLDSCHOOL!
ulger
Majtek
Majtek
Posty: 140
Rejestracja: niedziela, 18 maja 2008, 21:39
Numer GG: 0
Lokalizacja: R'lyeh

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: ulger »

[Esmeralda - bez wcześniejszego uprzedzenia nie odpisałaś w wyznaczonym terminie. Tym razem zdecydowałem się wykonać ruch za Ciebie. Następnym razem konsekwencje będą poważniejsze]

[Paul, Volkhard, Isabelle, Leopold]

Dziewczyna odwzajemniła uśmiech młodzieńca. Sądząc po wyglądzie niedawno przekroczyła dwudziesty rok życia. Miała twarz o łagodnych rysach i długie rude włosy. Duże zielone oczy emanowały inteligencją. Zwracając się do starca rzekła:

-Tak się składa, iż sama również zmierzam do Altdorfu. Nie widzę przeszkód byśmy udali się tam razem. Nazywam się Isabelle von Deylen a ciebie dobry człowieku jak zwą?
-Volkhard -
odpowiedział mężczyzna.

Karczmarz słysząc prośbę Paula uśmiechnął się w sposób nie pozostawiający jakichkolwiek wątpliwości co do tego jaka będzie jego odpowiedź. Miał zamiar coś powiedzieć kiedy ciszę panującą w lokalu przerwał krzyk. Głos należał do kobiety i dobiegał z piętra. Wkrótce potem usłyszeliście huk, jaki zwykle towarzyszy strzelaniu z broni palnej i odgłosy szamotaniny. Wszystko wskazywało na to, że na górze rozgorzała walka. Pięciu strażników siedzących przy wejściu pospieszyło tam bez chwili wahania. Pierwszy, któremu udało się dotrzeć na szczyt schodów stał tam przez moment jakby się w coś (lub kogoś) wpatrywał. Potem razem z dwoma towarzyszami ruszył dalej. Straciliście ich z oczu. Nagle powietrze wypełnił ryk, donośny niczym odgłos gromu. Dobiegł was dźwięk tłuczonego szkła a potem tąpnięcie, jakby coś ciężkiego uderzyło o ziemię. Odgłos dochodził zza drzwi wejściowych. W momencie gdy błyskawica rozświetliła niebo dostrzegliście za oknem ogromny cień podążający w kierunku bramy zajazdu. Dwaj strażnicy, którzy nie zdążyli jeszcze wejść na piętro zbiegli po schodach ruszając w stronę wyjścia. Jeden z nich, w wieku około czterdziestu lat, gdy przekraczał próg karczmy krzyknął do was:

-Potraficie walczyć?! - po czym rzucił się w stronę bramy zajazdu.

Przez chwilę siedzieliście osłupiali ale odgłosy walki dobiegające z dziedzińca szybko sprowadziły was na ziemię. Kiedy wyszliście na zewnątrz obaj strażnicy byli już martwi. Stwór, który ich zabił stał teraz przed bramą wjazdową a raczej tym co z niej zostało. Przewyższał wzrostem większość ludzi. Potężne cielsko porastało gęste, ciemne futro, łapy kończyły się długimi szponami a pysk zaopatrzony był w rzędy ostrych jak brzytwa zębów. Strażnicy chyba drogo sprzedali swoje życie, gdyż bestia krwawiła z wielu ran. Kilka metrów dalej na ziemi leżała dziewczyna - była albo martwa albo nieprzytomna. Jej ubranie, mimo że ubłocone, sugerowało wysoki status społeczny - szlachcianka lub córka majętnego kupca.

Wtedy waszą uwagę przykuł jegomość stojący naprzeciw stwora. Żadne z was nigdy nie widziało ogra ale biorąc pod uwagę zasłyszane opowieści ten tutaj bez wątpienia był przedstawicielem tej rasy. Zbyt wysoki i zbyt dodrze zbudowany by ktokolwiek mógł go pomylić z człowiekiem. Ze względu na dzielący was dystans i ulewę trudno było dostrzec rysy twarzy. Ogromny miecz przytroczony do pasa i skórzany kaftan wskazywały, że zapewne zarabia na życie w ten sam sposób co większość jego pobratymców. Widok stwora zdawał się nie robić na nim wrażenia. Z kolei bestia bacznie mu się przyglądała. Wyglądało na to, że ci dwaj za chwilę skoczą sobie do gardeł.

[Volkhard, Isabelle]

Od momentu gdy rozgorzała walka towarzyszyło wam dziwne uczucie. Jedno spojrzenie na bestię wystarczyło by ustalić jego źródło. Jej kształty zdawały się lekko rozmywać, jak na portrecie namalowanym przez niezbyt utalentowanego artystę. Niejasno przeczuwaliście, iż ten stwór nie jest zwykłym mutantem. Najciekawsze było to, że wasze zmysły w podobny sposób reagowały na leżącą nieopodal dziewczynę.

[Agark]

Trzeci dzień nie miałeś nic w gębie. To było stanowczo zbyt długo jak na ogra. Był środek nocy. Szalała burza a jej błyskawice co jakiś czas przecinały nieboskłon - jedyne źródło światła, dzięki któremu jeszcze nie zboczyłeś ze szlaku. Który to już dzień tułałeś się po Reikwaldzie? Dziesiąty, może jedenasty? Liczenie nigdy nie wychodziło ci najlepiej. Jeszcze nie tak dawno razem z kilkoma innymi wyrzutkami napadałeś na podróżnych zdążających do Altdorfu. Nie było to może zajęcie, do jakiego przywykłeś ale dało się z tego wyżyć. W każdym razie do czasu aż na trop waszej bandy wpadli strażnicy dróg. Nie pomogło zacieranie śladów napaści i przenoszenie obozowiska co 3-4 dni. Najpierw urządzili na was zasadzkę. Złupienie konwoju złożonego z dwóch wozów, najpewniej po brzegi wypełnionych towarem, zapewniłoby wam utrzymanie na kilka miesięcy. Tyle, że w wozach zamiast towaru byli żołnierze, którzy rzucili się na was gdy tylko wyszliście z lasu. Zginęła połowa szajki, reszta, w tym wielu rannych, zdołała uciec. Niestety, nie na długo. Nie minęły dwa dni od chwili starcia gdy po raz kolejny was dopadli. Większość z banitów była wtedy zajęta opatrywaniem ran i układaniem się do snu. Ludzie bili się dzielnie ale stan większości z nich pozostawiał wiele do życzenia - głodni, ranni, źle uzbrojeni. Wynik bitwy był przesądzony. Zdawałeś sobie z tego sprawę od samego początku. Gdy padł ostatni z twoich towarzyszy postanowiłeś brać nogi za pas. Na szczęście biegasz szybciej niż większość ludzi. Zanim wzeszło słońce zgubiłeś pogoń.

Rozmyślania przerwał ci huk gromu. W miejscu, w którym się obecnie znajdowałeś droga lekko skręcała w prawo. Gdy błyskawica rozświetliła niebo twoim oczom ukazał się zajazd leżący najwyżej kilometr drogi od miejsca gdzie stałeś. Udanie się tam oznaczało spore ryzyko. Wieści szybko się rozchodzą po szlaku i nie mogłeś wykluczyć, że miejscowi już o tobie wiedzą. Z drugiej strony byłeś zziębnięty, wycieńczony, kiszki grały ci marsza i wszystko byś oddał za michę zupy, barani udziec i ciepły kąt do spania. Nie zastanawiając się dłużej ruszyłeś przed siebie.

Gdy zbliżałeś się do celu wewnątrz dało się słyszeć kobiecy krzyk i odgłosy walki. Chwilę później brama, stanowiąca jedyne wejście do otoczonego murem zajazdu rozleciała się z hukiem a ze środka wypadł wprost na ciebie stwór jakiego nigdy wcześniej nie widziałeś. Istota była twojego wzrostu, porośnięta ciemnym futrem, którego koloru nie mogłeś dostrzec z powodu panujących ciemności i strug deszczu lejących się z nieba. Jeden rzut oka na potężną sylwetkę wystarczył, by stwierdzić, że bestia z pewnością dysponuje siłą co najmniej dorównującą twojej. Poruszała się używając do tego celu wyłącznie tylnych kończyn więc nie była zwierzęciem, co mógł sugerować najeżony zębami podłużny pysk i zakończone szponami łapska. Sądząc po kilku ranach, z których obficie broczył krwią, stwór musiał przed opuszczeniem zajazdu stoczyć walkę. Jedną ręką obejmował w talii młodą kobietę, w tej chwili nieprzytomną.

Zanim zdążyłeś przyjrzeć się mu dokładniej zza bramy wypadło dwóch ludzi wyglądających na wojskowych. Ruszyli się w stronę bestii. Ta bez chwili namysłu upuściła dziewczynę na ziemię rzucając się na nich. Jednym uderzeniem rozszarpała krtań pierwszego z żołnierzy. Zbryzgane krwią ciało bezładnie osunęło się na ziemię. Drugi, znacznie starszy od towarzysza, nieco dłużej stawiał opór jednak i on musiał ulec. Gdy tylko stwór skończył rozszarpywać ostatniego z przeciwników skupił swoją uwagę na tobie. Wydawało się, że przez krótką chwilę przygląda ci się jakby próbował ocenić swoje szanse (kątem oka zauważyłeś, że z budynku karczmy wyszły cztery osoby i zmierzały w waszym kierunku). Potem spiął się do skoku.
Obrazek
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: mone0 »

Volkhard

- Cóż to za stwór na bogów.
Volkhard widział już wiele w swoim życiu, ale Coś takiego pierwszy raz spotkał na swojej drodze. Momentalnie chwycił prawą ręką sakiewkę z kamykami, która spoczywała na rzemiennym pasku u szyi. Ścisnął mocniej kij, ale nie ruszył się w kierunku futrzanego olbrzyma. "Ta istota nie pochodzi ze świata materialnego, lub też została stworzona przez kogoś o zdolnościach magicznych." Jego myśli podążały teraz ze zwielokrotnioną szybkością w poszukiwaniu rozwiązania zagadki istnienia tejże istoty, jednak w tej chwili nie był w stanie przypomnieć sobie żadnej legendy, ni mitu, który mówiłby o takich potworach. Posiadał tylko wiedzę przekazywaną słownie, nie znał ksiąg, ponieważ nie potrafił czytać. "Jednak maszkara jest ranna, czyli na jego zabicie nie jest potrzebna interwencja sił wyższych, co oznacza, że albo sama w sobie włada magią, albo jak podejrzewał wcześniej ktoś ją stworzył. Tak czy inaczej w jakim celu ten twór porywa tą młodą kobietę? Czy żywi się ona magią ludzi, którzy posiadają ten dar?" Pot powoli zaczął nachodzić mu na czoło. "A co jeżeli ja będę następny?" Myśl o tym go przeraziła, po ciele przeszły drgawki i zrobił krok do tyłu. "Dlaczego nie zaatakował w takim razie mnie? To niemożliwe, że futrzak myśli racjonalnie! Ktoś musi mu wydawać rozkazy!" Ta kobieta była jego celem, teraz to sobie uświadomił i tylko ona znała odpowiedź na pytanie kto za tym stoi lub może się tego domyślać.Spojrzał na młodych i był ciekawy jak zareagują. Teraz jego uwagę przykuł wielki olbrzym zagradzający drogę bestii. Był równie duży jak ona, więc mógł ją powstrzymać od porwania panny.
- Powstrzymaj go! Wymordował wszystkich strażników! Jest ranny, a więc możesz go pokonać! - krzyknął ochrypłym głosem w kierunku Ogra, a jego głos był ledwie słyszalny ze względu na uderzające błyskawice.
- Młodzieńcy, jeżeli potraficie walczyć lepiej niż strażnicy to pomóżcie uratować damę! "Jednak oni nie wyglądają na takich zawadiaków jak Ogr, więc pewnie nie ma co liczyć, że mu pomogą."
Sam był zbyt stary na jakiekolwiek walki, potrafił tylko myśleć, działanie pozostawił bardziej krzepkim i doświadczonym w walce wojownikom.

Jeżeli jest to możliwe, to chciałbym wiedzieć jaką magią dysponuje lub jest z z niej stworzony potwór [wykrywanie magii], a także jaką magią włada ta kobieta.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Renfild
Szczur Lądowy
Posty: 4
Rejestracja: piątek, 18 lipca 2008, 23:21
Numer GG: 0

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Renfild »

Agark

Masywny, dobrze zbudowany ogr, ociekający strugami deszczówki, kątem oka oszacował odległość do bramy, muru, bestii i ludzi przed zajazdem. Spojrzał przenikliwie na poranioną bestię, rozszerzył nozdrza i wciągnął ze świstem duży haust powietrza. Po czym westchnął.
„Znów kłopoty” . Przeciągnął lewą dłonią po swej długiej czarnej brodzie wyżymając z niej stróżki wody. Prawą natomiast, odgarnął poły płaszcza aby nie blokowały mu dostępu do ogromnego miecza umieszczonego przy jego boku. Jeszcze raz rzucił spojrzeniem po zebranych. „Nadszedł czas mej chwalebnej śmierci wojownika, albo oczyszczenia win. Ale na pewno żaden przerośnięty kundel nie stanie mi na drodze do jadła. Głupie bydle, nie wie, że ogr głodny to ogr zły” Stanął w lekkim rozkroku z lewą nogą wystawioną do przodu. Pochylił się nieznacznie. Lewa ręka zawędrowała za plecy, aby sięgnąć jego ukochaną grubą tarczę, która wielokrotnie ratowała mu życie, prawa natomiast w namiętnym uścisku objęła zimną i mokrą rękojeść jego Mirjel – jak pieszczotliwie określał narzędzie, którego ostrze zabrało setki istnień.
Stał tak w strugach deszczu, z napiętymi wszystkimi mięśniami gotowymi do szarży lub obrony. Ujrzał oblicza ludzi stojących przy wejściu do zajazdu. Oni również czekali na kolejne kroki, jego lub bestii. Z zaciekawieniem przyglądali się, konfrontacji – tymczasowo wzrokowej – dwóch olbrzymów. Słyszał jakieś głosy owych ludzi ale nie dosłyszał ich znaczenia, gdyż razem z dźwiękiem padającego deszczu zlały się one w jeden szum. Sekundy stawały się wiecznością...
„Zaraz zdechnę z głodu” – niecierpliwił się Agark. Odetchnął głęboko raz jeszcze, po czym wyciągając powoli Mirjel z pochwy, przemówił głośno, grubym, lekko ochrypłym głosem:
- Zejdź mi z drogi kundlu.
Czekał na odpowiedź bestii, która wyraźnie spinała się do skoku. Będąc wprawionym w boju wojownikiem był spokojny i przygotowany, by odeprzeć atak stwora, jednak kiszki w brzuchu grały mu marsza i irytowało go to, gdyż nawet ulewny deszcz nie był w stanie ich zagłuszyć.
Wojowniczy ogr wiedział, że ma dwa wyjścia: gwałtowna, szybka szarża z miażdżącym uderzeniem Mirjel, w nadziei, że bestia nie zdąży zareagować i nie umknie długim susem, nim ostrze zatrzyma się na jej pysku, albo czekanie na skok-atak bestii a wówczas szybkie zasłonięcie się tarczą i pchnięcie mieczem w brzuch stwora, po czym szybki kontratak, który zapewne skończy się na widoku futrzanej, wielkiej kulki w strugach krwi i flaków przemieszanych z deszczówką.
Jeśli jednak bestia – mimo ran - okaże się bardzo sprawna, wówczas trzeba będzie stanąć do dłuższego pojedynku, a gdy Agark wpadnie w szał... oby wówczas ludzie nie podeszli do niego zbyt blisko, a już na pewno nie z bronią.
Ostatnio zmieniony sobota, 9 sierpnia 2008, 00:06 przez Renfild, łącznie zmieniany 1 raz.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Szasza »

Paul

"Cóż za niespodzianka! Najmniej ciekawy z towarzyszy, okazał się najżywszym. "-Pomyślał Paul, po czym skupił nań wzrok. Być może, nie był zwyczajnym kramarzem. Ci zwykli rozpłaszczać się na stołach i jęczeć, jak to ich w krzyżu łupie.
"Czyżby włóczęga, tudzież inny wolny duch?"- Zastanawiał się Paul, podczas, gdy z ust starca lał się nieprzerwany słowotok. Spojrzał nań uważnie. Tym razem widać było na kogo patrzy. Spodobał mu się jego cięty język i wigor, który nie dawał mu spać nawet w taką noc i to w sędziwym wieku. Znalazłszy się na języku domniemanego włóczykija, Paul powziął plan poruszenia tematu żywotności rozmówcy, by ten strzelił jakiś godzinny monolog, o swojej młodości, marzeniach (często niespełnionych), a potem zakończył to jakąś łzawą historią, o wyborze, który przesądził o całym jego życiu, o wyborze, który chciałby cofnąć i tym samym dał Paulowi wrócić do przemyśleń. Starzy ludzie często tak czynili. Paul uśmiechnął się. Jego plan był szatańsko genialny. Gdy zjawił się Karczmarz, Paul przedstawił mu prośbę. Wnioskując po jego uśmiechu została przyjęta. Nagle wciął się ten starzec. Miał nadzieję, że nie zaważy to na noclegu, ale i tak głowa kruka, która wisiała, przywiązana do jego pasa, ciążyła mu tam niezmiernie.
"Nasz Pan przynosi pokój, nie wojnę."- Skarcił się w duchu za grzeszną chęć.
Spokój wieczoru przerwały dziwne dźwięki. Następnie schodami zbiegli strażnicy. Jeden z nich pośrednio poprosił ich o pomoc. Coś się działo i na pewno nic przyjemnego. Paul wstał od stołu i wyciągnął z za pasa swą broń. Był to jednoręczny młot-nadziak, z głownią stylizowaną na łeb kruka. Miał nadzieję, że nie przyjdzie mu go użyć, ale na wszelki wypadek wyszedł na dziedziniec w pozycji bojowej. Widocznie spóźnili się, bo obaj strażnicy leżeli martwi, a nad ich zwłokami stał ranny stwór. Paul nie miał pojęcia co to było, ale mógł byc to jakiś zmutowany drapieżca, bo zwierzęta nigdy nie atakują same z siebie. Wiedział to bo jego wioska stała na skraju puszczy. Ta wersja nie była dla niego przekonująca. Nieraz widział płonącego na stosie mutanta, a najdziwniejszym jakiego ujrzał był człowiek z oczyma po bokach głowy i potężną dolną szczęką, uzbrojoną w szpilkowate zęby. To coś w żaden sposób nie przypominało mu jakiegokolwiek zwierzęcia. Sytuacja była krytyczna. Skoro dwaj dobrze wyćwiczeni i uzbrojeni strażnicy zginęli w jego szponach, to ich rokowania również nie były najlepsze. Niespodziewanie nadeszło wybawienie w postaci ogrzego najemnika. Potężny humanoid gotował się do walki, podobnie jak przerażający oponent. Żaden ze zgromadzonych nie potrafiłby pokonac żadnej z tych bestii, jednak lepiej by zwyciężył ogr. Jego możnaby było ubłagać.
Zaraz! Nie tego uczył mnie ojciec! Czy byłby dumny, gdyby widział go trzęsącego kolanami na widok jednego przeciwnika? Chrzanić to, czego uczył Morr! Ważne czego nauczył go ojciec. Trzeba było zadąć cios, nim wróg będzie miał ku temu sposobność. Trzeba wesprzeć ogra.
-Starzec ma rację! Kto jest w stanie walczyć, niech idzie za mną!- wykrzyczał Paul, przekrzykując odgłosy burzy, po czym wskazał na kudłatą poczwarę swoją bronią, która rozbłysła od światła błyskawic, następnie pobiegł w stronę walczących. Zatrzymał się dziesięć kroków przed celem.
-Bez zbędnego bohaterstwa. Poczekajcie aż stwór zaatakuje ogra. Inaczej wybierze nas jako słabszych oponentów.
Akolita postanowił zaszarżować na potwora, gdy tylko ten wybierze cel.
Obrazek
Bussumarus
Marynarz
Marynarz
Posty: 336
Rejestracja: piątek, 25 lipca 2008, 21:12
Numer GG: 2565250
Lokalizacja: Gdańsk

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Bussumarus »

Leopold

Leopold miał wątpliwości, czy zaatakować stwora czy zostawić go dla innych. Po krótkim namyśle stwierdził że nie będzie się mieszał, chociaż jego umiejętności posługiwania się bronią były podan przeciętne, nie dałby rady takiemu monstrum. Wolał posługiwać się umysłem niż mięśniami, próbował sobie przypomnieć czy nie czytał coś o takich bestiach, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
- "Na Bogów ! Niedokładnie czytałem "Rozmaite Stworzenia Starego Świata", teraz wiedza na ten temat byłaby bardzo przydatna.". - Chwycił za rękojeść miecza i czekał aż potwór ruszy w jego stronę.
Nie bał się, był zdeterminowany i bacznie obserwował jak potoczy się akcja. Jeżeli przyjdzie mu walczyć, nie zawaha się. Pozostała nadzieja że stwór zaatakuje najbliższą osobę, czyli Ogra. Leopold krzyknął w jego stronę, z zamiarem zachęcenia go do walki.
- Uratuj tę kobietę, wyglądasz na dobrego wojownika, udowodnij że nim jesteś ! ! ! - Akcja wyrwana niczym z najlepszych książek o mitycznych wojownikach, nigdy nie wyobrażał sobie że przygoda sama go zdajdzie...a jednak. Taka okazja nie zdarza się często. Zaczął opracowywać technikę walki, która była by najrozsądniejsza i najskuteczniejsza. Przyjął pozycję obronną, czekając na atak ze strony stwora.
- "Jeżeli Ogr sobie nie poradzi, nadzieja pozostaje we mnie i w moich towarzyszach. Mam nadzieję że potrafią walczyć." - Ogarniała go niepewność...Obmyślił już taktykę, polegała ona na wielu zwodach i pchnięciach w najczulsze punkty potwora, jak sie domyślał były to: tchawica, zakończenie rdzenia kręgowego i pachy. Miał jednak pewne wątpliwości.
- "A co jak się pomylę ? Prawdopodobnie będzie po mnie, monstum rozszarpie mnie na strzępy...A co mi tam, ta kobieta jak i miasto jest w wielkim niebezpieczeństwie, z którym muszę się uporać". Leopold momentalnie dostał zastrzyk adrenaliny, wiedział że mogą być to ostatnie chwile jego życia. Zwrócił się zatem do towrzyszy broni:
- Ludzie, zginiemy albo zwyciężymy razem ! Wyglądacie na dzielnych wojowników, jeżeli zawiedziemy... - W tym momencie przerwał. Wział glęboki wdech, spojrzał w rozjaśnione światłem błyskawic niebo i kontynuował - ...będziemy z Morrem tańcować.
OLDSCHOOL!
ulger
Majtek
Majtek
Posty: 140
Rejestracja: niedziela, 18 maja 2008, 21:39
Numer GG: 0
Lokalizacja: R'lyeh

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: ulger »

[sorki za opóźnienia - z przyczyn osobistych miałem ostatnio mało czasu na pisanie postów]

[Volkhard]

„Cholera, czym ty jesteś?”. Z każdą sekundą kształty bestii wydawały ci się coraz bardziej rozmyte. W chwilach gdy poruszała się można było dostrzec drobinki brązowego pyłu unoszące się z jej ciała. Myśli przelatywały przez twój umysł z prędkością błyskawicy. Mimo, iż próbowałeś z całych sił nie byłeś w stanie określić natury mocy, którą dysponowało monstrum. Spojrzałeś na kobietę. Wyglądało na to, że odzyskała przytomność. Leżąc na ziemi rozglądała się dokoła. Co ciekawe nie wyglądała na przerażoną sceną rozgrywającą się przed wejściem na dziedziniec zajazdu. I ten dziwny błysk w jej oczach. Twój niepokój pogłębił fakt, że podobnie jak u potwora, zaobserwowałeś ten sam dziwny pył wirujący wokół jej sylwetki. Z tą różnicą, iż kobieta emanowała nim w znacznie mniejszym stopniu. Z rozmyślań nad naturą sił, z którymi właśnie przyszło ci się zetknąć, wyrwał cię łomot wywołany przez ogra i bestię, którzy rozpoczęli starcie.

[wszyscy]

Stwór przez chwilę, która wydała się wam wiecznością, mierzył ogra wzrokiem po czym z rykiem rzucił się na niego. Ten w ostatniej chwili zdołał zasłonić się tarczą. Impet z jakim bestia wpadła na olbrzyma był jednak na tyle duży by sprawić, że jej oponent poleciał kilka metrów do tyłu lądując plecami na ubłoconym trakcie. Zamiast podążyć za nim stała w miejscu dysząc z wysiłku. Widać było, że ten atak ją sporo kosztował. Tylko na to czekał morryta. Zacisnął ręce na trzymanej w ręku broni i zaszarżował na stwora. Jednak zanim zdążył wyprowadzić uderzenie monstrum odwróciło się w jego kierunku. Wystarczył jeden skok by znalazło się tuż przy nim. Potężnym ciosem wytrąciło mu broń z ręki. Mężczyzna został następnie przygwożdżony do ziemi. Zaledwie kilka centymetrów dzieliło jego gardło od najeżonej ostrymi jak brzytwa zębami paszczy potwora. Wtedy z pomocą przyszła mu Isabelle. Kobieta wykorzystując chwilę nieuwagi potwora zbliżyła się do niego na odległość umożliwiającą dotknięcie go. Położyła dłoń na jego łbie i wypowiedziała głośno kilka słów w języku, którego żadne z pozostałych nigdy nie słyszało. Rozległ się trzask jaki zwykle towarzyszy uderzeniu pioruna tyle, że znacznie cichszy. Potwór zachwiał się jak po otrzymaniu ciosu. Jednak coś poszło nie tak. Nie minęła sekunda jak odzyskał równowagę i błyskawicznym uderzeniem rozszarpał dziewczynie gardło. Krew obficie tryskająca z rany obryzgała leżącego nieopodal morrytę. Isabelle wydała z siebie cichy jęk po czym osunęła się na ziemię. Gdy tylko stwór z nią skończył skoncentrował swoją uwagę na ogrze, który właśnie podnosił się z ziemi. Obaj z rykiem natarli na siebie. Tym razem olbrzym był szybszy. Ogromny miecz ze świstem przeciął powietrze zatrzymując się na łbie przeciwnika. Potwór wydał z siebie przeraźliwy skowyt chwytając się za głowę. Cios najwyraźniej pozbawił go wzroku. Widząc to Volkhard krzyknął do morryty i młodzieńca, który dotąd przyglądał się walce najwidoczniej nie mogąc się zdecydować co począć z trzymanym w ręku mieczem:

-Na co jeszcze czekacie?! On pewnie nic nie widzi! Trzeba go wykończyć zanim zabije kogoś jeszcze!

Nie trzeba im było dwa razy powtarzać. Obaj szybko podbiegli do stwora zatapiając ostrza w jego masywnym cielsku. Ogr wyszarpnął klingę z czerepu bestii, mocnym kopniakiem położył ją na ziemię i wykrzywiając twarz w szyderczym uśmiechu rzekł:

-Pora zdychać kundlu.

Po czym zatopił ostrze w jej sercu. Monstrum przez kilka sekund wiło się z bólu. Po kilku kolejnych ciosach olbrzyma i ludzi przestało się ruszać.

[Leopold]

To nijak miało się do tego co działo się w powieściach, których wiele miałeś okazję czytać. Prawdziwa walka okazała się mieć niewiele wspólnego z książkowym patosem czy honorem w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa. Znacznie bliżej jej było do tego co nieraz widywałeś w co bardziej obskurnych karczmach Altdorfu, gdzie wszelkiej maści typki spod ciemnej gwiazdy pakowały sobie noże pod żebra (tudzież w inne, bardziej wrażliwe części ciała) z byle powodu. Mimo iż pierwsze prawdzie starcie, w którym miałeś możliwość uczestniczyć znacznie odbiegało od twoich wyobrażeń musiałeś przyznać, że czegoś cię nauczyło. Jeżeli spotkasz na swej drodze przeciwnika silniejszego od siebie taktyka ”ciosu w plecy” jest jedyną gwarantującą przeżycie.

Rozejrzałeś się dookoła. Ogr wytarł swój miecz i skierował się prosto do karczmy. Morryta szeptał coś pochylony nad ciałem zabitej dziewczyny - pewnie udzielał jej ostatniej posługi. Starzec pomógł wstać kobiecie, którą potwór usiłował porwać i teraz rozmawiali ze sobą zmierzając w stronę zajazdu. Byłeś głodny i zmęczony. Jednak przed udaniem się na spoczynek postanowiłeś obejrzeć dokładnie truchło bestii. Bądź co bądź raczej nie prędko będziesz miał okazję ponownie ujrzeć coś takiego.

Stwór miał około dwóch metrów wzrostu i był potężnie zbudowany. Jego ciało porastało gęste futro - czarne lub ciemnobrązowe - trudno było orzec ze względu na panujące ciemności i burzę, która na szczęście zdawała się mijać. Jak miałeś okazję wcześniej zaobserwować poruszał się używając do tego celu wyłącznie tylnych łap co wykluczało, że był zwierzęciem. Z dłoni wyrastało mu po pięć palców, każdy zakończony pokaźnych rozmiarów szponem. Duży łeb kształtem przypominał głowę psa lub wilka. Przypomniałeś sobie jak kilka lat temu zdarzyło ci się przeglądać w jednym z antykwariatów książkę zatytułowaną ”Niebezpieczne stwory: O naturze istot dziwnych i złowrogich” pióra niejakiego Odrica z Wurtbadu. Dzieło, wprawdzie niezbyt lubiane w kręgach kapłańskich a przez gorliwych wyznawców młotodzierżcy uznawane za heretyckie było, przynajmniej zdaniem sprzedawcy, znakomitym kompendium wiedzy na temat wszelakich dziwów natury jakie można było spotkać wędrując po Starym Świecie. Jeden z fragmentów odnosił się do tzw. zmiennokształtnych - ludzi obdarzonych mocą przemiany w zwierze. Czy ten tutaj do nich należał? Nie można było tego wykluczyć. Uniosłeś powiekę by obejrzeć sobie jego ślepia. Wtedy to do ciebie dotarło: ”moment, przecież przed paroma minutami ogr niemal odciął mu górną część łba...co tu się... ”. Rany na ciele stwora zdawały się powoli zrastać. Ostatnie co zapamiętałeś to widok bestii odwracającej się w twoim kierunku. Potem była już tylko ciemność...

[Paul]

Pochyliłeś się nad ciałem zabitej dziewczyny. Nie można było jej tak zostawić. To samo zresztą dotyczyło strażników leżących kilka metrów dalej. Prawdopodobnie wizyta na piętrze zajazdu dostarczy kilka kolejnych zwłok, o które trzeba się będzie zatroszczyć. Bez wątpienia dzisiejszej nocy czekało cię mnóstwo pracy. W tym czasie młodzieniec walczący u twego boku oglądał truchło stwora a Volkhard, czy jak mu tam było na imię, rozmawiał z dziewczyną, którą potwór próbował uprowadzić. Oboje ruszyli w kierunku karczmy, tak jak uczynił to ogr gdy tylko bestia przestała się ruszać. Odmówiłeś krótką modlitwę w intencji zmarłych. Potem chwyciłeś ciało Isabelle i ruszyłeś w stronę zajazdu.

W połowie drogi usłyszałeś za plecami hałas. Kiedy się odwróciłeś młodzieniec leżał na ziemi a po zwłokach monstrum nie było śladu. Wyglądało na to, że zmarli będą musieli poczekać. Chłopak był nieprzytomny. Z rany na czole sączyła mu się krew. Szczęśliwie cios rozciął jedynie skórę nie naruszając kości i tego co znajdowało się za nimi. Nie zmieniało to jednak faktu, że młody będzie miał pamiątkę do końca życia. Z oddali dobiegł cię szelest zarośli. Bestia uciekła do lasu i nie było sensu jej ścigać. Zawlokłeś młodzieńca do karczmy, położyłeś na jednym ze stołów i z kawałka jego płaszcza sporządziłeś opatrunek. Na pytające spojrzenia osób zgromadzonych wewnątrz odpowiedziałeś streszczając w kilku słowach co zaszło.

[Agark]

Gdy tylko bydle przestało się ruszać poszedłeś do karczmy. W środku zastałeś właściciela lokalu, który całą walkę obserwował wychylony zza drzwi wejściowych. Początkowo nie chciał ci sprzedać nic do jedzenia tłumacząc to późną porą i koniecznością zadbania o ciała osób zabitych przez bestię. Wystarczyło jednak kilka minut niezbyt przyjemnej konwersacji by poleciał obudzić kucharkę, która naprędce przygotowała ci michę kaszy ze skwarkami. Gdy zabierałeś się do jedzenia do środka wpadł morryta niosąc na rękach chłopaka. Z tego co mówił wynikało, stwór wcale nie był martwy. Zdołał ogłuszyć młodzieńca i uciec do lasu. Byłeś ciekaw czy jeszcze spotkasz go na swej drodze. Biorąc pod uwagę łomot jaki dostał, szanse na to były raczej niewielkie.

[Volkhard]

Kiedy walka dobiegła końca pomogłeś wstać dziewczynie, którą próbował porwać stwór. Po chwili zwróciła się do ciebie spokojnym głosem:

-Wygląda na to, iż winna jestem tobie i twoim towarzyszom podziękowania- uderzyło cię opanowanie w jej głosie. Albo miała nerwy ze stali albo nie pamiętała tego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwudziestu minut.
-Nie wiem czy słowo ”towarzysze” jest w tym wypadku odpowiednie. Poznaliśmy się ledwie kilka godzin temu.
-Z tego co widziałam, to jak na nieznajomych, całkiem nieźle ze sobą współpracujecie. Ten stwór w przeciągu kilku sekund pozbawił życia trzech moich ochroniarzy. Biedni ludzie, dopiero co ich wynajęłam. Ale okropnie śmierdzieli. A ja jestem taka wyczulona na zapachy. Miałabym dla was pewną propozycję. Możemy porozmawiać o niej rano, teraz muszę udać się na spoczynek.
- Na ogół po usłyszeniu czegoś takiego zbierało ci się na wymioty. Nigdy nie lubiłeś ludzi przywykłych do wydawania rozkazów innym.
-Jak sobie życzysz pani - odpowiedziałeś tłumiąc ledwo skrywaną złość.

Abstrahując od jej sposobu odnoszenia się do innych jednej rzeczy byłeś pewien. Ta kobieta miała coś wspólnego ze stworem i instynkt podpowiadał ci, że on nie próbował jej porwać tylko dlatego, że była bardziej wyczulona na magię niż większość ludzi. Chwile po tym jak przekroczyliście próg zajazdu do środka wpadł morryta niosąc na rękach chłopaka. Jak się później dowiedziałeś na imię miał Leopold. Wedle słów akolity bestia okazała się być bardziej żywotna niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Zdołała ogłuszyć młodzieńca i czmychnąć do lasu. Kto wie czy w najbliższej przyszłości nie będzie ci dane zetknąć się nią ponownie.

[wszyscy]

10 Brauzeit 2522 KI

Zeszłej nocy w zajeździe zginęło dziewięć osób - pięciu strażników, trzech ochroniarzy dziewczyny i Isabelle, którą zdążyliście poznać przed pojawieniem się bestii. Pogrzebaliście wszystkich z samego rana. Leopold odzyskał przytomność jednak w dalszym ciągu musiał nosić opatrunek. Atmosfera przy wspólnym śniadaniu nie należała do najweselszych jednak zdołaliście poznać się nieco bliżej. W chwili gdy kończyliście posiłek zafundowany przez właściciela karczmy na schodach ukazała się dziewczyna, którą wczoraj uratowaliście od niechybnej śmierci z rąk stwora. Była niska i drobnej budowy ciała. Miała bladą cerę i czarne włosy. Misternie ułożona fryzura świadczyła o tym, że jej właścicielka przywiązuje wielką wagę do wyglądu zewnętrznego. Sądząc po ubiorze była szlachcianką lub córką bogatego mieszczanina. Na idealnie wykrojonych ustach lśniła cienka warstewka czerwonego barwnika, podkreślając urodę prześlicznej twarzy. Chłodne spojrzenie zielonych oczu prześliznęło się po twarzach wszystkich zgromadzonych przy stole. Zeszła na dół po czym zwróciła się do was przemawiając spokojnym głosem:

-Wczoraj nie zdążyłam podziękować każdemu z was za ocalenie toteż chciałabym uczynić to teraz. Wiedzcie, że ani ja ani nikt z mojej rodziny nie zapomni wam tego co wczoraj zrobiliście. Nazywam się Celine Lavoie. Mój ojciec Peter Lavoie jest kupcem i handluje zbożem. Wygląda na to, że wszyscy zmierzamy w stronę Altdorfu dlatego chciałabym chciałabym zaproponować wam na czas podróży pracę w charakterze mojej ochrony. Zapłacę dziesięć koron za każdy dzień. Czas na zastanowienie macie do południa. Wtedy przyjeżdża dyliżans, który zabierze mnie i wszystkich chętnych do miasta.
Obrazek
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: mone0 »

Volkhard

Kobieta nie wyglądała na przerażoną, a to było bardzo podejrzane - "jak można nie przestraszyć się takiego stwora, mierzącego trzy metry wzrostu i tak przerażającego?". Nie jeden mężczyzna uciekłby przed nim, nie mówiąc o kobiecie, która trwała niewzruszona kilka metrów od bestii. Brązowy pył rozwiał jego wątpliwości - "zna tą poczwarę i dlatego nie krzyczy panicznie, wie kto ją na nią nasłał". Mutant zdawał się być niepokonany. "Może był odporny na ciosy? Nie!" Wykluczył tą możliwość, gdyż widział jak z ran poczwary leje się krew. "W takim razie co? Czyżby posiadał umiejętność odradzania sie?" Volkhard słyszał opowieści o stworach, które powalone na ziemię po pewnym czasie wstają i walczą dalej, ale zupełnie inaczej wyglądały z opisu podróżnych.

Rozmowa po walce wywołała niesmak w stosunku do kobiety, która unosiła się wyższością, a jej uwaga odnośnie zapachów jeszcze bardziej go rozjuszyła, tym bardziej,że Volkhard nie dbał zbytnio o swoją higienę. W jego głowie zakiełkował pewien pomysł, ale zrealizuje go dopiero później.

Noc była deszczowa i dość długa, by można było wypocząć, jednak zimny wiatr przenikał przez szczeliny w oknach i budził go raz po raz. Miał też koszmary senne, widział matkę, płomienie i tego...Udo von Gewehra. Pierwszy raz zdarzyło się mu to przyśnić.

Rankiem wstał poddenerwowany, wziął wszystkie swoje rzeczy i udał się do sali jadalnej. Po pewnym czasie dołączyli pozostali w tym i nowo poznana, jak się przedstawiła Celina. "Ojciec handluje zbożem - dobre sobie, może i tak jest, ale Ty na pewno nie zajmujesz się niczym przyziemnym!" Starał ukryć swoje zaniepokojenie jej propozycją. "Eskortować ją? Ja i walka to dwie wykluczające się rzeczywistości. Czas do południa? To niewiele pozostało nam do namysłu. Powóz to idealny cel, czy warto narażać życie dla marnych 10 Karli?!"

- Zastanowimy się i damy znać szanownej pani. Starał wypowiedzieć te słowa jak najmilej, by nie zabrzmiały fałszywie i nie zaniepokoiły Celine.

Volkhard nie mógł zdradzić swojej natury, gdyż pewnie żaden z tu obecnych nie pomógł by mu w razie kłopotów. "Jedno pytanie dręczyło go najbardziej, czy Celine zdaje sobie sprawę o talencie jaki posiada, a jeżeli tak, to, czy wie już, że on też takowy posiada?"

Przyjrzał się teraz na spokojnie wszystkim zgromadzonym, tych, których poznał zaledwie poprzedniego dnia. "Który z nich jest na tyle obeznany z siłami, których nie może pojąć zwykły śmiertelnik? Ogr? Nie! On jest nie zbyt inteligentny! Leopold? Ten ranny chłoptaś nie ma pojęcia o walce, ale czy ma pojęcie o wiatrach magii? To może morryta? Po części ma jakiś związek z magią, ale czy mnie nie wyda żałosnym fanatykom? Chwila zastanowienia.

- Przejdźmy się, by nasze umysły mogły podjąć właściwą decyzję. Każdy może mieć odmienne zdanie i każdy z nich nie ma nic wspólnego z drugim, jednakże Volkhard chce posłuchać opinii innych i podzielić się swoją z najbystrzejszą osobą.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Szasza »

Paul

W pewnym momencie znalazł się blisko mniej wyczekiwanego z królestw swego pana. Całe szczęście, że jego bramy wciąż nie otwarły się dla niego. Gdy ocknął się z szoku wywołanego spoglądaniem w najeżoną kłami paszczę stwora i groźbie jej zaciśnięcia się na szyi, akolita usłyszał nawoływania starca. Kazał tłuc stwora. Odkrywcze. Paul chwycił oburącz swoją broń i tłukł nią bez opamiętania, póki Ogr nie ukrócił, zdawało się raz na zawsze, egzystencji poczwary. Nadszedł czas na pozbieranie zwłok. Należał im się szacunek i uwaga Akolity. W końcu oddali życie za innych, a czarodziejka widocznie za niego. Pochylał się nad każdymi zwłokami z osobna. Domykał otwarte w wyrazie zdziwienia nagłym końcem życia oczy i trzymając za dłoń odmawiał za nie modlitwy. Nie był upoważniony do odprawiania pogrzebów i nie umiał balsamować zwłok, ale nie musiał chwalic się tym towarzyszom. Przerzucił najlżejszą ze wszystkich denatów Isabell i udał się z nią w kierunku karczmy. Nie wolno było zostawić zwłok na pożarcie zwierzętom leśnym.
Nagle zza pleców dobiegły go odgłosy. Wolał nie zgadywać czego. Gdy z pewnym oporem obejrzał się, ujrzał. Młodzieniec, który wspierał go w walce, leżał teraz pokaleczony na ziemi. Bestia nie chciała jeszcze opuszczać tego świata. A szkoda. Dama musiała poczekać. Morryta przerzucił przez ramię chłopaka i zaniósł go do zajadu.
-Nie chcę cię martwic ogrze, ale chyba nie dobiłeś tego paskudztwa wystarczająco dobrze. -Nakazał gestem wyjrzeć zgromadzonym na zewnątrz.-Wstało toto i poraniło nam kompana, ale też spartaczyło robotę. Chłopak żyć będzie.- Odpowiedział na pytające spojrzenia zgromadzonych.
Gdy już opatrzył młokosa, ułożył go w wygodnej pozycji i zwrócił się o pomoc w noszeniu zwłok do zgromadzonych.
Zgodnie ze swym obowiązkiem odprawił modły nad pokiereszowanymi trupami, po czym rzucił spontanicznym kazaniem
-Tym zdarzeniem mój Pan pokazał wszystkim odwieczną prawdę. Życie jest zmienne i potrafi zaskakiwać, a chociaż śmierć jest niezmienna i stała, też zaskoczyć potrafi w momencie najbardziej nieoczekiwanym. Pamiętajcie więc bracia, by czystość życia zachować. Każdy winien strzec się, by śmierć go nagle zastanie, móc spojrzeć w oczy Morra bez wstydu i lęku.- Nie był to majstersztyk, ale zawsze coś. Po zapisaniu treści kazania i krótkiego sprawozdania z zajścia w dzienniczku, położył się spac. Chyba z całej tej farsy tyczącej się jego kapłaństwa jedynym co dobre był sen. Zawsze spokojny, głęboki i kojący. Morr dbał o swych wyznawców.
*******************
Po pogrzebaniu zwłok i zjedzeniu pożywnego śniadania Morryta usłyszał ofertę szlachcianki. Wahał się, czy jej nie przyjąć, lecz uprzedził go Volkhard. Zdawał się miec jakieś podejrzenia. Zaciekawiło to Paula postanowił udać się na przechadzkę ze starcem i wysłuchać jego stanowiska. Rozbawiła go również jawna prowokacja, którą zastosował wobec nich.
-Powiedz więc Volkhardzie -mam nadzieję, że nie pomyliłem imienia, jakież to obawy trapią starczą głowę?- Zwrócił się do niego z wyraźnym zaciekawieniem.
Tu chyba trzeba będzie uciec się do gg i wkleić rozmowę w upie.
Obrazek
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: mone0 »

Volkhard

- Drogi chłopcze, z pewnością widziałeś takie okropieństwa jak to wczorajszej nocy. Muszę jednak ostrzec Cię, gdyż wyglądasz na jedynego w miarę rozsądnego. Od wielu lat zajmuję się magią i jej przejawami w naszym kochanym Imperium, jednak nie wszyscy zadowoleni są z tego, iż nie pobierałem nauk w Kolegiach magii. Udaję się tam, by zdobyć ową wiedzę, która pozwoli mi na jako taką egzystencję w tym świecie. Przechodząc do sedna sprawy, kobieta, która przedstawiła się jako Celine miała pewien związek z tą maszkarą. Nie wiem jak to wyjaśnić. Widzę rzeczy, których inni śmiertelnicy nie postrzegają - zwą to wiedźmim wzrokiem. Może wyda się Tobie to niemożliwe, a jednak dostrzegłem aurę bestii, która zdawała się być pod wpływem magii jakiegoś czarodzieja lub sama ją władała. Tą samą aurę zauważyłem u tej panny. Nie jest to zbieg okoliczności w moim mniemaniu. Proszę Cię o dyskrecję w tej sytuacji. Nie chcę narażać innych ludzi, ale wyprawa z tą kobietą może przynieść fatalne skutki w postaci dalszych ofiar. Chcę byś wiedział, że moje intencje są szczere. Nie zdradziłbym tego sekretu, gdybym nie obawiał się o swoje życie. - Jego głos zdawał się drżeć jak nigdy dotąd. Nie lubił niespodzianek i nieznanego, ale musiał podzielić się tą wiedzą, w końcu mogła mu uratować życie.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Renfild
Szczur Lądowy
Posty: 4
Rejestracja: piątek, 18 lipca 2008, 23:21
Numer GG: 0

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Renfild »

"Dobry pomysł z tą podróżą. Umknę tym co mnie gonią i jeszcze zarobię" - rozmyślał Agark konsumując barani udziec z kaszą - jego śniadanie.
W karczmie już wszyscy wczorajsi "wojownicy" siedzieli przy stołach rozprawiając o wczorajszych wydarzeniach. Emocje po nocnej eskapadzie nadal były żywe wśród ludzi zebranych, jedynie ogr zajmował się własnym posiłkiem zupełnie zapominając o wczorajszej przygodzie.
Odstawił puste pólmiski, a właściwie trzeci półmisek po kaszy i czwarty po mięsiwie, wyciągnął się na oparciu krzesła i wyciągnął miecz. Położył go na kolanach, wyciągnął ostrzałkę i rozglądając się po zebranych pieścił nią zimną Mirjel.
"Co za banda chuderlaków i partaczy. I z kim ja mam niby pilnować tą z dyliżansa?"
Po kilku minutach pieszczotliwych dotyków schował Mirjel do pochwy, pchnął nogą stół, podniósł się i rzekł:
- Dobra nieroby kto chce być moim kuchtą w drodze do Altdorfu, bo wojowników tutaj nie widzę?
Rzucił spojrzenie po zebranych w oczekiwaniu na jakąś zawadiacką odpowiedź.
- Może ty z rozbitą głową? Przy okazji może nauczyłbym cię władania bronią. Na drugi raz nie pochylaj sie nad poległymi chyba że dobijesz wcześniej takie ścierwo.
ulger
Majtek
Majtek
Posty: 140
Rejestracja: niedziela, 18 maja 2008, 21:39
Numer GG: 0
Lokalizacja: R'lyeh

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: ulger »

[Na wstępie chciałbym Was (po raz kolejny) przeprosić za spory poślizg przy pisaniu tego posta. Ponieważ Bussumarus nie wrócił jeszcze z wakacji odpisuję za niego. Mam nadzieję, że z początkiem września nasze tempo pisania postów powróci do normy.]

[wszyscy]

Zgodnie z sugestią starca wyszliście z karczmy by zaczerpnąć świeżego powietrza. W świetle dziennym zajazd prezentował się nieco lepiej niż w chwili gdy widzieliście go po raz pierwszy. Widać było, że ten kto nim zarządzał dba o swoją własność. Wczorajsza burza zmyła wszelkie ślady po walce jaka rozegrała się tu nocą. Mniej szczęścia miał właściciel zajazdu. Razem z żoną i służącym doprowadzali teraz pomieszczenia na piętrze do stanu używalności po jatce, którą urządziła tam bestia. Niektórzy z was, szczególnie Volkhard, mieli mieszane uczucia w związku z propozycją Celine. Inni, jak Agark wręcz przeciwnie, z niecierpliwością oczekiwali przybycia dyliżansu. Faktem było, iż wszyscy zmierzaliście do stolicy Imperium a jazda powozem znacznie skróciłaby czas tej podróży. Wreszcie głos zabrał Leopold:

-Nie wiem jak wy ale ja i tak muszę udać się do miasta. Zgadzam się ze starcem. Ryzyko kolejnego ataku potwora istnieje i musimy się z nim liczyć. Jednak tym razem bylibyśmy przygotowani na takie starcie. Poza tym myślę, że przynajmniej w najbliższym czasie raczej nie będziemy mieć styczności z tym monstrum.
-A można wiedzieć chłopcze skąd pewność w twoim głosie? - spytał Volkhard nie kryjąc sarkazmu.
-Właśnie - dodał Paul - wczoraj omal nie straciłem życia, podobnie zresztą jak i ty. Ten stwór zabił dziewięć osób. Większość z nich potrafiła władać bronią dużo lepiej niż my. No, może pomijając naszego ogrzego przyjaciela. Następnym razem moglibyśmy mieć znacznie mniej szczęścia.

Młodzieniec uśmiechnął się po czym kontynuował swój wywód:

-Tak się składa moi drodzy, iż jako osoba uczona, miałem okazję zetknąć się z kilkoma dziełami traktującymi o dziwach natury, na jakie można się natknąć podróżując po Starym Świecie. W jednym z nich natknąłem się na ustęp opisujący tak zwanych ”zmiennokształtnych”. Nie wdając się w zbytnie szczegóły powiem tylko iż są to ludzie zdolni przybierać formę zwierzęcia lub czegoś będącego stadium pośrednim między człowiekiem a dziką bestią. Autor dzieła twierdził, że aby mogło dojść do przemiany muszą zaistnieć pewne okoliczności. W przypadku większości z nich jest to pełnia księżyca. Tak się składa, że wczoraj mieliśmy pełnię Mannslieba. Następna pełnia, tym razem Morrslieba, jest za niespełna dwa tygodnie. Do tego czasu stwór nie powinien nas niepokoić.
-Rozumiem
- wtrącił Paul - nawet jeśli spróbuje nas zaatakować w ludzkiej formie jego szanse na zwycięstwo czy nawet zachowanie życia będą o wiele niższe.
-Zakładając, że w ogóle będzie chciał to zrobić. Według autora owej księgi wielu spośród nieszczęśników, na których ciąży klątwa nie zdaje sobie sprawy z jej istnienia. Z tych względów gotów jestem zaryzykować podróż z Celine i mam nadzieję, że wy uczynicie to samo. Przy okazji jest jeszcze jedna sprawa, o której chciałbym z wami porozmawiać. Kilka dni temu otrzymałem wiadomość od jednego z przyjaciół z czasów studiów na uniwersytecie. Zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc w rozwiązaniu pewnego problemu, którego natury nie chciał niestety zdradzić w liście. Wiem jedynie, że ma on związek z kultem Sigmara, którego Martin jest kapłanem. Napisał, że przy wykonywaniu zadania, jakie chciałby mi powierzyć mogę potrzebować pomocy. Sprawiacie wrażenie osób, które potrafią zadbać o siebie dlatego chciałbym zaproponować wam udział w tym przedsięwzięciu. Mój przyjaciel wspomniał iż jego powodzenie może przynieść sławę wszystkim uczestnikom. Nie wiem jak przedstawia się kwestia wynagrodzenia ale kościół Sigmara z reguły nie zapomina o tych, którzy działają na jego rzecz. Mam zamiar udać się tym dyliżansem do miasta. Czy zechcecie mi towarzyszyć w tej podróży i później, kiedy już dotrzemy na miejsce?


[Agark]

Z paplaniny młokosa nie zrozumiałeś nawet połowy. Jednego byłeś pewien - proponował pracę. Po przybyciu do Altdorfu i tak musiałbyś się gdzieś zaczepić a z rabowaniem ludzi w miastach był ten problem, że ogra dużo łatwiej tam wytropić niż w lesie. Krótko mówiąc propozycja godna rozważenia.
Obrazek
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: mone0 »

Volkhard

"Cóż po takich argumentach można ruszyć w drogę, byleby dostać się jak najszybciej do Altdorfu. Ciekawe tylko po co komu starzec do ochrony mhaha." Na jego twarzy zagościł uśmiech politowania.

"Jeżeli to co powiedział jest prawdą to ta kobieta też ma podobne zdolności do tego potwora, ale potrafi je tłumić to dobrze. Zmiennokształtny - trzeba zapamiętać tą nazwę."

"Kult Sigmara Młotodzierżcy - intrygujące! Mają problemy, nic nowego. Kto nie ma problemów? Sława, dobre sobie, nie potrzebny mi rozgłos. Nie mogę zwracać na siebie uwagi, chyba, że zapiszę się pozytywnie w myślach Altdorfczyków i będę mógł liczyć na pomoc ze strony Kolegiów Magii."

- Dobrze, więc kiedy ruszamy? Mam nadzieję, że nie wplączę się dzięki temu w jakieś intrygi.
Volkhard poprawia płaszcz, zakłada kaptur. Ruszył w kierunku zajazdu podpierając się jednocześnie o kij. Dźwięk dzwonków cichł, gdy oddalał się powolnym krokiem.

- Dobry człowieku -wycedził przez pogniłe zęby czy mógłbyś podać mi jakąś ciepłą strawę? Niedługo wyruszam i nie zamierzam w drodze polować na zwierzynę łowną, gdy pod nosem mam ciepłą strawę i kufel zsiadłego mleka.
- Nie policz zbyt wiele, gdyż niewiele posiadam, a jeszcze mniej z tego mogę Tobie dać. Zwróć uwagę na to, że bestia została przepędzona i prędko się tu nie pojawi.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [WFRP 2.0] Serce grozy

Post autor: Szasza »

Paul

Oczywiście, że twoją wyjątkowość zachowam dla siebie...- rzekł do Volkharda, po czym dodał-...ale nie zraź się, jeśli będę cię baczniej obserwował.
***
Nie przekonujesz mnie...- Rzekł do Leopolda-Jak wytłumaczysz, to że potwór po przebiciu serca mieczem wstał, pacnął Cię i poszedł w dal jakby nigdy nie czuł się lepiej?-Gdy zauważył, że jego ton staje się gniewny, złagodził go-Obaj szlachtowaliśmy bydle i dobrze wiemy, że nawet ci twoi "zmiennokształtni" nie wstaliby tym, co zgotowaliśmy wspólnie z ogrem tej bestii.
Wysnułem inną konkluzję. Być może ta bestia jest chorym wytworem nekromancji, a dziwna energia, którą nasz przyjaciel zaobserwował, mogła być nekromancką mocą Dhar, jeśli nie pomyliłem nazwy. To wyjaśniałoby fakt, że bestia nic nie zrobiła sobie z miecza w sercu. O ile tak jest, to najwidoczniej szlachcianka jest groźnym nekromantą i teraz jest najlepszy moment ku temu, by odmówić.
- Jego samego zaskoczyło, to jak zręcznie potrafił wpleść nekromancję w każdy kontekst i sytuację. Czasem przerażało go to, ponieważ z czasem jego ciekawość zamieniła się w fascynację, a z niej tylko krok do obsesji. Po krótkim namyśle rzucił.
-Pozostaje zagadką: czemu bezwolny potwór zaatakował swą panią.
Jeśli wy pojedziecie dyliżansem, to udam się z wami, ale polecam wam spać z oczyma otwartymi szeroko.
Obrazek
Zablokowany