[Wampir: Maskarada] Krwiopijca 2004

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Maskarada] Krwiopijca 2004

Post autor: Seth »

Gdy szliście w kierunku warsztatu, Greed kipiał ze złości, spoglądając się co chwila na Jeana. Lasombra wiedział że wewnętrzna bestia Brujah wyłamuje się ze swoich łańcuchów. Głód, brutalne sceny, napięcie i uszkodzenie ich pięknego auta zrobiły swoje by wkurzyć obydwu. Jednak żelazna wola Kapłana pozwalała mu zachować zimną krew. Teraz wiedział też że należy spodziewać się najgorszego, toteż dyskretnie jego ręka zacisnęła się na rękojeści ukrytej szpady.

- Skończyliśmy już tutaj, n-nie widzę potrzeby żeby tam wracać. – Wyjąkał Mad Twatter nie spoglądając się na wampirzycę. Gdyby nie to że zbladł jak ściana po tej przygodzie, to pewnie teraz byłby czerwony ze wstydu. Zaczął szybko przeszukiwać swoje kieszenie, aż w końcu złapał coś i włożył do ust. Dopiero wtedy łapiąc spojrzenie Samanty wypluł białą pigułkę.
- Wracamy, wracamy do Chrisa. – Powiedział cicho do siebie, zaciskając ręce mocniej na kierownicy.

- Kotku, jak się czujesz? To musiał być dla ciebie wielki szok. – Odezwał się „Hugh” który zabrał Vixen z miejsca wypadku, licząc na posuwanko roku z wdzięczną dziewczyną. Jechali teraz jego Fiatem w kierunku wskazanym przez Vero jako jej dom. Dziwnym trafem nie chciał jej zabrać do siebie. Dodając do tego fakt że jego auto było w wersji rodzinnej, można było się domyśleć czemu. Im dalej oddalali się od centrum i przybliżali do obrzeży Londynu, zamieszkanych w większości przez bezrobotnych Angoli i ciężko harujących imigrantów, znikały lasy spotów reklamowych i jakby kolory zaczynały blednąć. Znikały różowe neony, chore zielone a nawet te oczojebne żółte. Nie było widać wspaniałego Big Bena, ani też czystych i zadbanych ulic. Takiego obrazu stolicy Anglii nie zobaczy się w telewizji. Gdzieś paru młodych pijaków stało przy przystanku i zabijało czas, nadużywając słów na „k” i na „p”. Dziwki nie stały tu pod latarniami, ani nie pracowały w domach publicznych. Jeśli ktoś miał ochotę na dziwkę, to wystarczyło że znał odpowiedni numer domu.
Ale to nie obchodziło wampirzycy. Jak wszystko pójdzie dobrze, to za jakiś czas powróci do swojego ukochanego Nowego Jorku. Póki co, zbliżali się do warsztatu Chrisa.
- Kotku? – Zapytał się ponownie „Hugh”. Vixen odwróciła się do niego, uśmiechając. Jej dłoń zaczęła muskać jego policzek, na co mężczyzna odpowiedział nerwowym uśmiechem. Musiał mu teraz stać jak statua wolności. Zresztą, nawet nie wiedziała czy ma na imię Hugh, ale to dosyć pospolite angolskie imię.
- Kotku… czy tańczyłeś kiedyś z diabłem w blasku księżyca?

- Gaaah! – Ryknął Jean gdy potężne cielsko rozwścieczonego wampira wbiło go w ziemię. Nim zdążył wyciągnąć swoją szpadę, zdążył zdrowo oberwać od swojego oszalałego kamrata. Czując jak jego twarde jak głazy pięści bombardują mu plecy, Lasombra zdołał się odwrócić by ujrzeć twarz bestii, sekundę przed tym jak ta wznowiła ataki. Oczy Brujaha zaszły czerwienią, a jego przerażające kły wyeksponowały się w paskudnym grymasie. Jean wykonał szybki zamach szpadą, czując jak szpony Greeda rozrywają jego ubranie i wbijają się w ciało. Bestia zawyła przeraźliwie gdy ostrze rozcięło jej nos, dając Lasombrze czas na odturlanie się w bok i zerwanie na równe nogi, nim ta wznowiła swoje zwierzęce ataki. Jean dobrze wiedział że sam na sam nie ma szans z oszalałym Greedem, oraz że jego jedyną szansą na odzyskanie mu przytomności było szybkie sparaliżowanie. Mimo jego opanowania i chłodnej kalkulacji, wampir nie mógł wyjść z szoku zaistniałego z powodu szału Brujaha. Nigdy wcześniej nie widział go w takim stanie, atakującego własnego sprzymierzeńca. Na szczęście wszystko czego potrzebował teraz to odrobina przestrzeni i cienia. Greed szykował się do skoku, warcząc jak wściekły pies.
- Wybacz mi. – Syknął Jean, uśmiechając się do bestii. Ta skacze z wyciągniętymi przed siebie łapami! Lecz w powietrzu łapią ją cztery cieniste macki i ściągają ją z powrotem na ziemię. Greed ryczy i wyrywa się, ale Kapłan już do niego dobiega i uważnie celując, wbija szpadę prosto w jego serce. Ryk momentalnie ustaje, a mięśnie wampira zamierają w paraliżu.

- Ktoś tu właśnie uniknął rozerwania na strzępy. – Z tyłu dobiegł Jeana głos Vixen. Odwrócił się do niej, spostrzegając że cała była pokryta w krwi.
- Zejdź mi z oczu, albo się obmyj ty zimna dziwko! – Krzyknął Crépuscule, czując jak jego własna bestia wyrywa się z łańcuchów. Gdy spojrzał na ulicę dostrzegł znajomy Cipkowóz Twattera. Dobrze, teraz wszyscy tu są.

Nagle z kieszeni kapłana Rippersów dobiegł znajomy dzwonek komórki. Wampir w głupim żarcie ustawił melodię na marsz pogrzebowy. Ale tym razem z drżącymi dłońmi w pośpiechu wyjmował telefon i pośpiesznie odbierał rozmowę.
- Halo? – Powiedział cicho, widząc jak niedaleko parkuje Cipkowóz, a ze środka wyskakują Mad Twatter z Samantą.
- Dobry wieczór, czy zastałem panią domu? – W słuchawce rozległ się rechot, ale Jean słuchał uważnie każdego słowa, rozpoznając głos swojego rozmówcy.
- Panie Scott, nawiązaliśmy kontakt i –
- I co?! – przerwał mu Scott – I przy okazji postanowiliście trochę się zabawić? Przypominam ci imbecylu, że to już nie Ameryka. Tu nie przeżyjecie nocy jeśli dalej będziecie zgrywać pierdolonych kowbojów. Robiłem co mogłem żeby was zamaskować, ale wasza pierdolona niekompetencja już ściągnęła na was oczy Camarilli. Czy jesteś tępą dziwką, Crépuscule? Odpowiedz! Czy ty jesteś tępą dziwką?!
- T-tak, panie Scott… jestem… - Zająkał się Jean.
- Dobrze że się zgadzamy. Teraz słuchaj mnie uważnie: Musicie skontaktować się z naszą sforą ukrywającą się gdzieś w Londynie, oni siedzą tam już tak długo, że powinni pomóc przygotować inwazję i za kilka nocy będziemy popijać vitae pizd z Camarilli razem w parlamencie.
- Ale, proszę pana, Twatter twierdzi że jego mistrz nie kontaktował się z nim ostatnio. – Odpowiedział nerwowo Jean, czując wzrok pozostałych członków Ripperz na sobie, włącznie ze sparaliżowanym Gredem.
- To źle… bardzo źle. Ale musimy trzymać się planu – odnajdziecie sforę Nocnej Herbatki, i odbierzecie od nich pewną listę, którą spisywali już od jakiegoś czasu. Nieważne jaką, po prostu to zróbcie. Nie obchodzi mnie jak to zrobicie, może Twatter będzie miał więcej do powiedzenia.
- Tak, panie Scott. – Kiwnął głową Jean, nie patrząc się na swoich podwładnych.
- Jakieś pytania? Nie mogę przecież pozwolić żeby niedoinformowane imbecyle niszczyły nasze plany.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wampir: Maskarada] Krwiopijca 2004

Post autor: Deadmoon »

Jean-Baptiste Crépuscule

- Nie, szefie, wszystko jest zrozumiałe. Jak czarno na białym. Zrobimy wszystko, by wielki cel organizacji został osiągnięty.
Miał już kończyć rozmowę, kiedy zobaczył błagalne spojrzenie Vero. Lasombra skinął jej głową.
- Ach, mam jedną prośbę.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła pełna wyczekiwania cisza.
- Czy mógłbym prosić o przesłanie paru garści ziemi z Nowego Jorku? Wiesz, szefie, mała rzecz a cieszy...
Gdy rozmówca się rozłączył, Jean o mało co nie rozbił telefonu na głowie Greeda.
- Kretyn! Niech sobie, cwaniak jeden, ruszy szanowne dupsko i sam zobaczy, jak to jest robić interesy z zafajdanymi Angolami!
Kapłan zgrzytał zębami z wściekłości i łypał groźnym wzrokiem naokoło. O tak, gdyby się dłużej zastanowić, to pewnie znalazłyby się jakieś pytania. Ale dumny Lasombra i tak by ich nie zadał. Nie chciał znowu wysłuchiwać, jakim to jest niekumatym przygłupem, nieudacznikiem i setką innych mniej lub bardziej egzotycznych inkarnacji.

Schował telefon do kieszeni płaszcza i energicznym krokiem podszedł do śmierdzącego Twattera, który wyglądał jeszcze bardziej żałośnie niż zwykle. Widać było, że towarzystwo czwórki wampirów dawało mu się we znaki.

Jean stanął naprzeciw dilera i krzywiąc się na jego wygląd. Wyciągnął spod płaszcza rewolwer i przystawił Twatterowi lufę pod żuchwę.
- Mam dość tego srania pod wiatr, angielski frajerze. Wkurwia mnie ta zabawa w kotka i myszkę i zapierdalanie po mieście jak jakiś chędożony przydupas i nadstawianie za ciebie karku. Powinienem był cię skasować zanim poznałem twoje pedalskie imię - Lasombra syknął zimnym głosem. -Daję ci kwadrans na zorganizowanie spotkania z twoim szefem, przygłupie! Gówno mnie obchodzi, jak to zrobisz. Nie dbam o to, jak się ze sobą komunikujecie. Na pewno jest jakieś miejsce, gdzie dochodziło do spotkań między wami.

Kapłan wyciągnął zegarek na łańcuszku i pomachał Twatterowi przed oczami.
- Piętnaście minut, mon ami, potem Greed po kawałku zacznie karmić rybki twoim śmierdzącym ciałem.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Krwiopijca 2004

Post autor: BlindKitty »

Veronica "V" Meretrix

Odetchnęła cichutko z ulgą, przewracając płaszcz na lewą stronę. Akurat jakoś tak się dziwnie złożyło, że zdjęła go właśnie kiedy potrzebowała, by Kapłan spojrzał wprost w jej błagalne oczęta i poprosił o tę pieprzoną ziemię.
Bo inaczej Bestia nie wytrzyma. I tak tamte cholerne zwłoki Petera - jak odzyskała panowanie nad sobą, sprawdziła w dowodzie że ją okłamał nawet co do swojego imienia - już są kolejnym śladem na ich trasie. Teraz będzie musiała bardzo uważać, wybierając dla siebie motor.
Bardzo bardzo.
Założyła płaszcz na lewą stronę, krwią do środka, żeby nie drażnił reszty.
- Muszę zmienić ciuchy. Ta szmata długo już nie wytrzyma. Ale przede wszystkim muszę pojeździć ze dwie noce po tym mieście, ale spokojnie i powoli, żeby przyzwyczaić się do ruchu lewostronnego, szefie - zwróciła się do Jeana. Westchnęła ciężko i podniosła kawałek betonu leżący na chodniku. Ktoś połamał płytę chodnikową, i teraz parę takich akurat walało się w pobliżu.
- Twatter... A ja będę te kawałeczki odrywała - powiedziała, krusząc beton między złożonymi dłońmi. Pękał łatwo, płyty chodnikowe nigdy nie były solidnie. Ale taki widok musiał robić wrażenie.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Ouzaru

Re: [Wampir: Maskarada] Krwiopijca 2004

Post autor: Ouzaru »

Sam

To co zastała przed warsztatem budziło w niej skrajne i bardzo mieszane uczucia. W kilka chwil domyśliła się, co musiało zajść między Jean'em i tym durnym fiutem. Westchnęła cicho i trzymając Twatter'a za 'kołnierz' przy samym karku wywlokła go z auta. W kilku szybkich krokach zaczęli iść w stronę Jean'a, lecz ten zaraz do nich doskoczył i przystawił ćpunowi lufę pod żuchwę.
- Mam dość tego srania pod wiatr, angielski frajerze. W***wia mnie ta zabawa w kotka i myszkę i zapierdalanie po mieście jak jakiś chędożony przydupas i nadstawianie za ciebie karku. Powinienem był cię skasować zanim poznałem twoje pedalskie imię - Lasombra syknął zimnym głosem. - Daję ci kwadrans na zorganizowanie spotkania z twoim szefem, przygłupie! Gówno mnie obchodzi, jak to zrobisz. Nie dbam o to, jak się ze sobą komunikujecie. Na pewno jest jakieś miejsce, gdzie dochodziło do spotkań między wami.

Kapłan wyciągnął zegarek na łańcuszku i pomachał Twatter'owi przed oczami.
- Piętnaście minut, mon ami, potem Greed po kawałku zacznie karmić rybki twoim śmierdzącym ciałem.
- Twatter... A ja będę te kawałeczki odrywała - powiedziała Vixen krusząc kawałek betonu między złożonymi dłońmi.
Sam westchnęła. Puściła mężczyznę, a ten jak długi zwalił się na ziemię i zaczął pełzać niczym robak. Nie zwracała już na niego większej uwagi, przyjrzała się za to Jean'owi.
- Szefie, wszystko w porządku? - spytała.
Nawet nie maskowała lekkiego zdenerwowania i niepokoju, które zakradły się do jej zwykle chłodnego oraz spokojnego głosu. Żałowała, że jednak nie pojechała z nimi, może do niczego by teraz nie doszło. Czuła się... winna? Zastanawiała się chwilę, czy złożyć raport, ale wolała się nie odzywać niepytana. Lepiej Lasombry bardziej nie drażnić, zapewne sam w swoim czasie każe jej się ze wszystkiego wyspowiadać.
Stanęła niedaleko i zaczęła się czujnie rozglądać po okolicy. Tak na wszelki wypadek, jakby ktoś ich śledził czy coś...
Zablokowany