[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Ninerl, Konrad, Ravandil

Słysząc słowa Konrada, Szef parsknął śmiechem, który rozniósł się echem po całym uroczysku.
- Wsadź sobie gdzieś te swoje gadki o Sigmarze...

Jakby na potwierdzenie tych słów bandyci wychylili się zza pnia z załadowanymi kuszami. Na to tylko czekał Ludovic, sługa Diega który podkradł się za Ravandilem. Huk wystrzału ze strzelby poniósł się przez uroczysko. Kula zaryła w pień tuż obok głowy Szefa. Osłaniany przez Ludovica Ravandil miał czas, żeby dokładnie wycelować. Zwiadowca oddał strzał jednak przez to, że odległość była zbyt duża, trafił jedynie w rękę Profesora który wypuścił kuszę jak poparzony i zaczął krzyczeć. Widać źle znosił ból.

Tego było już dla nich za wiele. Obydwaj zerwali się i skoczyli za ognisko, do koni. Przy wysepce byli już jednak Zinha i Diego. Rycerz podbiegł z uniesionym mieczem i chlasnął przez pierś Profesora, nim ten zdołał zrobić cokolwiek. Oprych bez życia padł na ziemię. W tej samej chwili Diego starł się z Szefem, który dobywał miecza. Walczyli krótko. Szlachcic był dużo lepszym szermierzem i wkrótce przechylił szalę zwycięstwa na swoją stronę roztrzaskując Szefowi głowę. Obydwaj bandyci nie żyli w momencie gdy wszyscy pojawiliście sie na wysepce.

W zaroślach na skraju wysepki rżały niespokojnie wierzchowce bandytów. O zachodu nadchodził Ludovic który cofnął się po konie i jeńca. Zapadał zmierzch.

Konrad


Gdy znalazłeś się na wysepce Twój wzrok przykuł jeden z wierzchowców bandytów. Był w dobrym stanie, wyglądał na silnego i wytrzymałego. Czarny niczym noc prezentował się wyjątkowo dostojnie. Jeszcze niedawno rozmyślałeś o kupnie wierzchowca, a teraz nadarzała się okazja by mieć własnego. I to za darmo.

Broch

- Jeśli pozwolisz, chciałabym też wyruszyć z tobą. Tutaj nie mam już czego szukać - w oczach Elissy zabłysły łzy. - Ten chłopak... Hans, którego spotkałam w obozie...Ja miałam wyjść za niego...na wiosnę. Nie mówiłam mu nigdy o swoich umiejętnościach, nie powiedziałam o tobie Wernerze. Ale gdy powiedziałam, jak Nulneńczycy mnie pohańbili...spojrzał na mnie tak jakbyśmy się nigdy nie znali. Kazał mi odejść.... Werner... - dziewczyna łkając przytuliła się do ciebie mocno.
- Czy mogę zostać z tobą?
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Przytulił do siebie mocno dziewczynę, widząc że teraz tego potrzebuje. Pogłaskał po głowie.
- Oczywiście. jedź ze mną. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz...
Ostatnie słowa zabrzmiały może dosyć dziwnie w ustach middenlandczyka, ale Broch nigdy nie był specjalistą od pocieszania. Mimo wszystko wiedział że dziewczyna czuje sie przy nim bezpiecznie i jeszcze przez moment szeptał jej do ucha pokrzepiające słowa, wciąż tuląc ją do siebie.
Następnie spróbował wstać, z pomocą Elissy ubrał się i przejrzał swoje rzeczy. Kirys pokrył się kilkoma wgnieceniami, jednak ogólnie wciąz nadawał się do użytku. Z tarczą było podobnie. W ferworze walki zgubił gdzieś swój hełm, spodnie pocięte były w kilku miejscach, w dodatku solidnie pokrwawione; może po drodze uda się kupić nowe. Broń była w porządku, miecz wciąż wyglądał jak nowy.

***

Dobre kilka chwil trwało nim pozbierał się do kupy. Przywdział jedynie kolczugę - kirys i tarczę przytroczył do siodła chcąc dać odpocząć ranom. Bok i noga wciąż jeszcze dokuczały, jednak najemnik cieszył się że w ogóle żyje.
Nim wyruszyli, Broch oddalił się w kierunku pobliskich drzew i korzystając z okazji że Elissa jest czymś zajęta, klęknął na zdrową nogę i modlił się chwilę do Ulryka dziękując mu za to, że postawił na jego drodze Elissę. Później wgramolił się niezdarnie na Gevaudana, zupełnie jakby dosiadał go po raz pierwszy i popatrzył z siodła na dziewczynę.
- Przy odrobinie szczęścia odnajdziemy moich przyjaciół. Nie powinni być daleko. Potrafisz ich wytropić przy pomocy swoich sztuczek?
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Nietrudno było się domyśleć, że słowa Konrada większego wrażenia na bandytach nie zrobią. Dało to jednak czas słudze Diega, Ludovicowi by przymierzył ze strzelby. Strzał spełnił swoje zadanie. Rabusie wydawali się lekko zdezorientowani, to była dobra okazja dla Ravandila. Nie oczekiwał, że zabije pierwszą strzałą, trzeba by być niepoprawnym marzycielem, żeby liczyć na coś takiego. Ale się nie rozczarował - strzała trafiła Profesora w rękę, co wystarczyło, aby upuścił kuszę. A to czyniło go bezbronnym. Atak Diega i Zinhy to była czysta formalność, bandyci nie byli już w stanie stawić im oporu. Elf wreszcie wygrzebał się z mokradła. Wysepka prezentowała się teraz dość mrocznie - zapadał zmrok, a w świetle ognia widoczne były dwa trupy. Nie warto było zbytnio kontemplować tej sytuacji. -Poszukajmy tych klejnotów i rozbijmy obóz. Idzie noc, a bez sensu łazić po lasach... Nawet ta wyspa będzie dobrym miejscem, tylko trzeba uprzątnąć ciała- spojrzał na Szefa i Profesora -Rano zastanowimy się, co robić... W sumie im szybciej załatwimy problem z klejnotami, tym lepiej- Powoli ogarniało go zmęczenie spowodowane wydarzeniami tego dnia.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Udało się... - zamruczył akolita. Kamień spadł mu z serca, gdy "Szef" padł martwy na ziemię. Jak na razie jeden punkt z jego planu został zaliczony. Szkoda tylko, że przed nim jeszcze kilka innych, być może trudniejszych.
Ravandil dobrze prawi, odpocznijmy trochę, o tej kryjówce i tak wiemy tylko my i "Dziadek". Poszukajmy też tych klejnotów, w końcu to był jeden z głównych celów udania się tutaj dla niektórych.... Mówiąc ostatnie zdanie akolita miał na myśli Molachijczyków, nie dał po sobie jednak tego poznać, mogliby przecież uznać to za atak na ich osobę, a taki celu Konrad nie miał przecież.
Przyjrzał się czarnemu niczym smoła wierzchowcowi. Niemal automatycznie wróciło do niego wspomnienie na temat snu sprzed kilku tygodni. Rumak był zadziwiająco podobny do tego na którym jechała Julia. "Zło w czystej postaci..." - pomyślał. Chciał mieć wierzchowca, czemu jednak dziwnym trafem przypada mu za darmo akurat taki. A może to tylko zwykła paranoja? Wyolbrzymianie zwykłego zbiegu okoliczności? Niech się stanie, jak Sigmar chce... - wyszeptał i podszedł delikatnie do konia. Jeśli ten nie reaguje jakoś gwałtownie, Konrad zdejmuje siodło z luzaka Brocha i zakłada je na swojego nowego rumaka, tak samo robi z wszelkim ekwipunkiem przyjaciela, który trzymał przy luzaku.
Ja wezmę wartę, mam jeszcze kilka niezałatwionych spraw, ale musze poczekać, aż sie ockną... Idźcie spać, zajmę się też tymi ciałami... - powiedział chłodno do towarzyszy, zerkając z ukosa na nieprzytomnego "Dziadka". Zamierzał przynajmniej w połowie dotrzymać obietnicy złożonej bandycie przed akcją. Świadkowie czy pomoc nie będą mu potrzebni...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Ninerl wydostała się z błota, wściekła i przemoczona. Jak mogła tak wpaść? Stała wcześniej bez ruchu, a jeden z łotrów miał ją jak na dłoni. Dobrze, że mimo krzyku Dziadka, reszta jej kompanów sobie poradziła. "To wszystko przez tego kretyna" myślała, idąc po łące.
Spodnie i buty jak również połowę płaszcza miała całe w błocie.
"Co mnie u licha, podkusiło, by posłuchać Konrada?" po chwili zastanowienia, szybko się zreflektowała. plan nie był zły, tylko Dziadek był czynnikiem niepewnym i nic na to nie mogli poradzić.
Ravandil coś wspomniał o nocy.
-Masz rację. - odpowiedziała.- Ja chcę się wykąpać-jęknęła - I uprać te szmaty- spojrzała ponuro na swoje ubranie, powalane mułem.- I jak zwykle, nie mam jak. A w dodatku cuchnę .- dodała z niezadowoleniem w głosie.
Podeszła do leżących bandytów: - Nie żyją? Szkoda. Pewnie więcej wiedzliby o kryjówce, niż ten...tam- na jej twarzy pojawiło się obrzydzenie, gdy rzuciła okiem w stronę nieprzytomnego jeńca.
Ninerl przeszedł dreszcz. "Oho, zaczyna mi byc zimno" pomyślała. Mokre ubrania nieprzyjemnie przylegały do ciała i na dodatek szybko się wychłodziły.
- Będę chyba musiała poczekać, aż błoto samo odpadnie- mruknęła do siebie. Nagle przypomniała sobie, ze w jukach jej konia, są przecież zapasowe spodnie i tunika. Podeszła, wyjęła węzełek i powiedziała: - Idę się przebrać, zaraz wrócę- poszła, schować się w zaroślach. Mokre spodnie ciężko było zdjąć jednak Ninerl się to udało . Założyła suche i nową, kupioną w Bogenhafen tunikę. Na szczęście spodnia, cieplejsza i koszula były prawie suche. Ściągneła koszulkę kolczą- wreszcie skóra mogła odetchnąć. Zwinęła ubranie i pancerz w węzeł i wróciła do ogniska. Rozejrzała się za jakąś wystającą gałęzią i powiesiła tam, uprzednio wycisnąwszy z wody, przemoczone ubrania. Kolczugę wepchnęła w juki. "Założę ją rano" pomyślała, wyciągając zawiniątko z jedzeniem.
Usiadła przy ognisku na możliwie, z najsuchszych kawałków trawy. Wreszcie mogła chwilę odpocząć...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Ninerl, Konrad, Ravandil

Dziadek jakby przeczuwał co oznaczają słowa Konrada i odzyskując nagle przytomność wyrwał się akolicie rzucając do ucieczki. Ze związanymi nogami i rękami nie ubiegł jednak daleko. Kilka metrów dalej przewrócił i wyłożył się w bagno. Konrad podniósł go, krztuszącego się wodą za fraki i powlókł za sobą gdzieś dalej od obozowiska. Nie minęło dużo czasu jak zaczęły dobiegać do was krzyki. Przechodziły was dreszcze, choć Dziadek pewnikiem na to zasługiwał. Grubawy, rumiany, rubaszny, wręcz pocieszny bandyta był zapewne znany jako „Dziadek rzeźnik” czy coś w tym stylu. Konrad wrócił po chwili już bez bandyty, a pozostałe dwa ciała oprychów utopił w pobliskim bagnie. Siadając przy ognisku Ravandil stwierdził, że rana ręki wciąż doskwiera a korzystanie z łuku nadmiernie ją nadwyręża. Ta nad okiem jeszcze była widoczna, choć również goiła się dobrze. Ninerl natomiast o swojej już zapomniała, gdyż nie było po niej śladu, no, może prócz małej blizny przypominającej o "spotkaniu" z bełtem.

Klejnoty, które znaleźliście przy ciałach bandytów ku waszemu niezadowoleniu Molachijczycy oczywiście zastrzegli dla siebie. Zapadł już mrok i choć noc była dość jasna, księżycowa, głównym źródłem światła i ciepła pozostało ognisko. Podtrzymaliście je rychło i podsyciliście rąbiąc niższe i suche gałęzie drzew i dorzucając do ognia. Napoiliście i uwiązaliście konie i zasiedliście w kręgu. W jukach bandytów znaleźliście spore zapasy sucharów i suszonego mięsa, którymi teraz się posilaliście. Zinha puścił w obieg kupioną w zajeździe flaszkę.

- Plan wykonany - rzekł Diego wręczając z uśmiechem na twarzy każdemu z was po lśniącej od ognia sztabce złota. - Chyba sami rozumiecie że nie zwracamy tych klejnotów.

Na taką ilość pieniędzy musielibyście zarabiać w wojsku przez co najmniej cztery miesiące i to pod warunkiem, że regularnie wypłacano by wam żołd i sumiennie byście go odkładali. Można było za to kupić gospodarstwo lub rycerskiego konia i rynsztunek. Choć można oczywiście było je przepić i przehulać w luksusowych burdelach w parę tygodni. W każdym razie, choć na razie nie mieliście jak z niego skorzystać był to zaczątek nowego życia.

- Ja potrzebuję złota aby odzyskać tron - kontynuował Diego - Wy aby zacząć nowe życie. Trzymajcie je więc na wypadek gdybyśmy się rozstali. Traktujcie je jednak jako zapłatę i zaliczkę jeślibyście zechcieli po dotarciu do Księstw Granicznych wejść na moją służbę. Jeśli jednak za Czarnymi Górami lub wcześniej zechcecie się odłączyć wasza wola. Wiedzcie że nie jesteście dla nas wrogami. Uważam was za przyjaciół.

Molachijczyk wyjął z torby jakiś pergamin. Rozwinął go w świetle ogniska. Po chwili dostrzegliście, że była to mapa Averlandu.

- Nie ulega wątpliwości że jesteśmy, lub bedziemy ścigani. Musimy teraz zdecydować, którą drogą się udamy - rzekł. - Możemy iść przez Averland, oczywiście nie Starą Drogą lecz środkiem prowincji. Dotarcie do Przełęczy Czarnego Ognia zajmie nam około tygodnia. Jednak południe Averlandu to step, na którym trudno się ukryć a z tego co wiemy żyjący tam od stuleci koczownicy chętnie służą władzom jako psy gończe - Diego wodził palcem po mapie. - Możemy też iść lasami do Krainy Zgromadzenia a stamtąd wyżynami i obrzeżem gór. To jednak zajmie nam dwakroć tyle czasu. Jak więc radzicie? Droga krótka lecz ryzykowna czy dłuższa i bezpieczniejsza?

Konrad

Poklepałeś czarnego wierzchowca po grzbiecie, o dziwo stał spokojnie i nawet zarżał radośnie. Widać było na pierwszy rzut oka, że koń jest szlachetnej krwi, choć skąd Szef mógł go dostać, tego nie mogłeś się domyśleć. Rumak łypał na Ciebie swymi bystrymi ślepiami muskając cię od czasu do czasu łbem. Najwyraźniej i on wybrał już swego nowego właściciela.

Poza tym przypomniałeś sobie, że po drodze przez bagno widziałeś wiele rzadkich i leczniczych ziół o których wspominał ci kiedyś w swoich naukach ojciec Hieronymus. Z pewnością mnóstwo ich rośnie tu, w okolicy. Legedny głosiły, że niektóre z nich można zrywać tylko przy świetle księżyca. O ile legendy miałeś w głębokim poważaniu to bez maści i wywarów nie będziesz w stanie skutecznie leczyć. Nie zanosiło się, żebyście mieli szansę jakieś w najbliższym czasie kupić.

Broch

- Mogę odnaleźć twoich przyjaciół - odrzekła Elissa. - Co prawda nie jestem tropicielką, żeby ich odnaleźć po śladach kopyt. Ale mam inne sposoby. – powiedziała tajemniczo. - Jeśli znajdę dość siły powinno się udać.

Opuściliście lasek, położony jak się okazało nieopodal rzeki, około mili od Averheim i skierowaliście się w stronę miasta. Objechaliście je dookoła drogą - obwodnicą i znaleźliście się nieopodal bramy przy za którą rozstałeś się z Ninerl i Diegiem. Nikt was nie zaczepiał. Kawałek od bramy przy rozbitym wozie dziewczyna rozpoczęła swoje praktyki. Mówienie dziwnych słów, kreślenie znaków. Jeśli nie miałeś pojęcia o tropieniu tym bardziej nie rozumiałeś nic z tego. Elissa wskazała kierunek i ruszyliście. Nieopodal miasta pięły się w niebo jakieś pamiętające chyba czasy Sigmara ruiny. Tutaj zaczynała się Stara Droga Krasnoludzka, starożytny trakt łączący Imperium z Karaz a Karak, stolicą antycznego imperium krasnoludów. Brukowany gościniec, szeroki na dwa wozy prowadził w stronę Gór Krańca Świata. Nie pojechaliście jednak nim długo. Po około dwóch milach Elissa zjechała w wąską, leśną ścieżynkę prowadzącą na lewo od drogi, ku wschodowi. Dalej teren robił się podmokły. rozpoczynało się bagno. Była godzina przed północą. Noc była jasna, księżycowa. Mannslieb świecił dziś mocno a jego światło odbijało się w wodach uroczyska. Ślady, nawet bez mocy Elissy, były wyraźne. Można było iść dalej, można było zostać.

- To miejsce może być dobre na spędzenie nocy - rzekła dziewczyna. - Jednak czuję, że się zbliżamy. Twoi przyjaciele zapewne rozbili obóz, mamy szansę ich dogonić.

Byłeś zmęczony. Nawet mimo działania leczniczej magii jazda dawała się we znaki. Adhele nie była w stanie powiedzieć jak jesteście daleko ale przed wami jeszcze zapewne wiele godzin drogi, i to przez bagno. W nocy.
Ostatnio zmieniony środa, 20 czerwca 2007, 16:09 przez Vibe, łącznie zmieniany 1 raz.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

- Nie ma sensu jechać przez bagna - rzucił ponuro. - Ruszymy rano. Teraz odpocznijmy.
Nie czuł się najlepiej, chociaż z drugiej strony fakt że mógł bez większego trudu utrzymać się w siodle i nie spowalniać marszu był wystarczająco krzepiący.
- Śpijmy na zmianę, ktoś powinien czuwać. Zdrzemnij się, ja wezmę pierwszą wartę, ile dam radę, później cię obudzę.
Najemnik nie wyobrażał sobie beztroskiego nocowania w dziczy bez chociażby podstawowych środków ostrożności. Miał zamiar przeżuć trochę suszonego mięsa i spenetrować okoliczne zarośla, aby mieć się czym zająć i odpędzić senność. Gdy zmęczenie za bardzo będzie dawało się już we znaki i pojawi się ryzyko zaśnięcia na warcie, obudzi dziewczynę.
Zamierzał mimo wszystko wytrzymać jak najdłużej. Nie wolno zbytnio sobie pobłażać, Broch.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Dłuższa i bezpieczniejsza - powtórzył po Molachijczyku, co stanowiło jednocześnie odpowiedź na jego pytanie. A to z tego względu, że wiele wskazuje na to, że nie ruszymy z wami. Tak jak mówiliśmy popołudniu - mamy w Imperium jeszcze kilka sprawa do załatwienia, dość ważnych spraw. Muszą one zostać załatwione mimo pościgu, który pewnie jest już za nami. Nie mniej, bardzo bym prosił o szczegółowe opisanie jak dotrzeć do Twoich włości w Księstwach Granicznych sir, jakąkolwiek mapą też nie pogardzę. Gdy tylko zrobimy co trzeba, z miejsca ruszymy do Twojego królestwa, o ile nic nas po drodze nie zatrzyma. Takie jest moje ostateczne zdanie, nie mogę podejmować decyzji za moich towarzyszy, choć wydaje mi się, że poprą mnie w tej kwestii. - wygłosił akolita. Czekał na ewentualny głos w sprawie od Ninerl czy Ravandila.
Gdy wszystko zostało ustalone, Konrad idzie nazrywać ziół o których właściwościach sobie przypomniał. Stara się utrzymywać najbliżej obozowiska, nie zapuszczać gdzieś głęboko w las. Zrywa mniej więcej torbę roślin, którą potem wiesza przy swoim nowym (i pierwszym zarazem) wierzchowcu.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

-Jeśli o mnie chodzi, jestem za dłuższą drogą... Już przywykłem do długich podróży, więc i kolejna nie zrobi mi większej różnicy. A i spora szansa, że się nam uda przejść tą trasę- Ravandil zgodził się z Konradem, zresztą miał we krwi, że w pewnych sytuacjach pośpiech jest niewskazany. Elf siadł przy ognisku. Obejrzał dokładnie otrzymaną od Diega sztabkę złota, która kusząco połyskiwała w świetle ognia. Było tyle sposobów, żeby spożytkować takie bogactwo... Szkoda tylko, że zdobyte takim kosztem. Z tego względu wcale nie będzie tak łatwo ułożyć sobie życie, szczególnie elfowi, które większość swojego życia spędził na tułaczce w twardych wojskowych warunkach. Ale cóż... teraz nie było innego wyjścia. Mimo to trzeba było jednak załatwić wszystkie sprawy w Imperium, zresztą tak, jak powiedział Konrad - wypadało zdać raport von Raukowowi, choć na dobrą sprawę zadanie nie zostało wykonane do końca... Wszystko przez tego głupiego von Sturma. Elf poszukał wzrokiem Konrada. Ten poszedł zbierać jakieś zioła, o działaniu znanym chyba tylko sobie. Ravandil wolał nie wiedzieć, co akolita zrobił z Dziadkiem... ale na pewno nie było to nic przyjemnego. Kto wie, jakie pomysły mogą się zrodzić w głowie takiej osoby...
Elf roztarł nieco obolałe ramię. Rana znów sie odezwała, ale choć ból nie był aż tak odczuwalny, jak na początku, to lepiej było jej nie nadwyrężać. Łatwo powiedzieć... Praktycznie każdy dzień stawia na jego drodze kogoś, kto prosi się o śmierć. Teraz jednak warto o to zadbać, i nie mieszać się w niepotrzebne konflikty. Najpierw wypadałoby jednak porządnie się wyspać - kolejne dni wcale nie będą spokojniejsze...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Ninerl, Konrad, Ravandil

Ognisko płonęło nad wyraz raźno idąc w zawody z księżycem. Mannslieb świecił dziś mocno a jego światło odbijało się w wodach uroczyska. Rozmowy przy ogniu kwitły, gorzałka, choć było jej niewiele rozwiązała języki. Rychło też znalazła się druga flaszka ukryta w jukach bandytów. Molachijczycy z uwagą słuchali waszych rad. Kiedy zapadła cisza Diego powiedział:

- Wiele mądrego jest w tym co mówicie. Jednak ponad waszymi radami jestem skłonny postawić na szybkość. Poza tym mam ochotę wynająć was, jeśli wciąż jesteście zainteresowani pracą dla mnie. Jak wiecie szlaki są niebezpieczne, a ja, Zinha i Ludovic możemy mieć problemy na trakcie. Dlatego nalegam byście jednak udali się z nami. Zamieszanie z Kompanią tego von Schlieffena może nam wyjść na dobre. Szkoda, że Wernera nie ma już z nami. On zdaje się wiedziałby od razu co robić dalej.

Diego porozmawiał jeszcze dłuższą chwilę na uboczu z Zinhą.

- Jeśli zgodzicie się nam towarzyszyć, udamy się krótszą drogą - rzekł. - Chociaż chciałbym skosztować halflińskiego jadła. Sporo niziołków mieszka w Averlandzie, być może jeszcze nam się uda. Suchary i suszone mięso po pewnym czasie stają się nudne - Molachijczyk uśmiechnął się do was. – W każdym razie pośpiech zwiększa szanse wpadnięcia w zasadzkę. Ja jednak wolę już być na swojej ziemi a nie w tym obcym kraju. Zinha zna Księstwa jak własną kieszeń. Tam, nawet jeśli ktoś będzie nas ścigał poza granice Imperium zapadniemy jak kamień wodę. Chciałbym mieć przy sobie Wernera lecz ci najemnicy prawdopodobnie nie żyją a wraz z nimi Broch. A jeśli nawet przetrwali są osaczeni przez wojska książęce. Niestety, bowiem myślałem nawet, żeby ich zatrudnić…

***

Konrad w poszukiwaniu ziół na leki i maści oddalił się dość znacznie od pogrążonego w rozmowach ogniska. Jego torba była już zapełniona rzadkimi, niekiedy występującymi tylko na bagnach roślinami. Światło księżyca zapewniało dobrą widoczność. Miał właśnie wracać gdy w nieco gęstszych zaroślach dostrzegł prawdziwy rarytas: Flos Lunaris, Kwiat Księżycowy, błękitne liście na rozdwojonej łodydze, które sproszkowane dawały ekstrakt leczniczy o niespotykanej wręcz mocy. Takiej okazji nie można było zmarnować. Akolita, klnąc na wodę w butach wstąpił w zarośla i schylił się po roślinę. W chwili gdy jego dłoń zacisnęła się na łodydze zetknęła się z inną, nie należącą do człowieka. Medyk zdrętwiały ze strachu podniósł w górę oczy. Stał twarzą w twarz istotą, która z pewnością człowiekiem nie była. Istota była jego wzrostu, zgarbiona, z beczkowatą klatką piersiową osadzoną na pałąkowatych nogach. Miała długie, sięgające niemal ziemi ramiona i gładki ogon. Beznosą głowę wieńczyły trzy niekształtne rogi a w miejscu twarzy był beznosy lecz zaopatrzony w kły pysk, z nad którego świeciło pojedyncze, wpatrzone w Konrada, pozbawione źrenicy, mlecznobiałe oko. Istota o szarej sflaczałej skórze odziana była w dziwny misternie utkany strój. Była równie zaskoczona jak on. Wydała z siebie krzyk w jakiejś nieludzkiej mowie i czym prędzej uciekła. Konrad zresztą chwilę wcześniej zrobił to co zrobiłby na jego miejscu każdy odrobinę myślący człowiek – dał drapaka. Niebawem dobiegł, potykając się i błądząc do ogniska i opowiedział o całym zdarzeniu.

- Fimiry – stwierdził Zinha gdy akolita opisał wygląd potwora. – Można było się tego spodziewać. Zamieszkują moczary, zwłaszcza takie ogromne jak te. Napadają czasem pod osłoną mgły na wioski po żywność i porywają kobiety. W celach, ekhem, rozpłodowych. Ich samice, choć rządzą społecznościami są ponoć bezpłodne.

- Ten którego spotkałeś to Dirach, fimirski mag – oznajmił nieoczekiwanie Ludovic. – Można ich poznać po rogach.

- Nie powinny zaatakować grupy dziesięciu zbrojnych, zwłaszcza, że nie mamy niczego czego by pragnęły... Chyba że Ninerl, w celach rozpłodowych – rzekł Zinha i uśmiechnął się szelmowsko do elfki.. – Lepiej wystawmy na noc warty.

Broch

Rozbiliście prowizoryczny obóz i rozpaliliście ognisko. Wkrótce dziewczyna położyła się spać, a ty rozpocząłeś swoją wartę. Co zdziwiło cię na początku, było dość spokojnie i właśnie ten spokój wprawiał cię w niesamowitą senność. Rany, które jeszcze się nie zagoiły i zmęczenie sprawiały, że oczy stawały się bardzo ciężkie.

W pewnym momencie coś usłyszałeś, chwilę potem jakby coś mignęło między drzewami. Odwróciłeś się by spojrzeć we wskazanym kierunku, aby zobaczyć jakiś określony kształt. Zdołałeś tylko dostrzec ruch, gdy coś mignęło w skrawku księżycowego światła przebijającego ciemność. Odgłosy, jakby kroków były słyszalne kilka metrów od miejsca gdzie się zatrzymaliście.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Najemnik zmarszczył brwi i zacisnął dłoń na swym mieczu słysząc odgłosy kroków kilka metrów od obozu. Zapewne gdyby był w lepszej formie fizycznej zaryzykowałby sprawdzenie cóż czai się w ciemnościach. Teraz jednak wolał pozostać na swoim miejscu, gdyż wciąż był na tyle osłabiony by nie być wyzwaniem w walce. Spojrzał na płonące ognisko i przeklął w myślach. Gaszenie w pośpiechu już nic nie da - w takich ciemnościach światło widać już z daleka i zapewne to coś lub ktoś znał ich pozycję. Postanowił nie budzić dziewczyny, niepotrzebne jej kolejne zmartwienia. Mimo iż poraniony i zmęczony przygotował się do ewentualnej obrony ich obozu jeśli ktoś zamierza ich zaatakować. Chociaż tę ewentualność Broch raczej odrzucał - gdyby mieli na nich uderzyć, zrobiliby to od razu. Niemniej postanowił być ostrożny i z mieczem uniesionym do góry oczekiwał na dalszy rozwój zdarzeń.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Czas przy ognisku płynął całkiem miło, przynajmniej był spokój i nie trzeba było się martwić, że zaraz ktoś na ciebie napadnie. Księżyc świecił jasno, dobry znak. Dawał nadzieję na dobrą pogodę na jutro. Ravandil średnio znał się na meteorologii, ale orientował się w ludowych przekazach. Zresztą, pogoda nie miała większego znaczenia, nie są tu w końcu w celach wypoczynkowych. Wysłuchał uważnie Diega. Ciężko było się zdecydować. Osobiście nie miał ochoty pędzić na złamanie karku, ze świadomością, że jest narażony na pościg. To nie była kusząca wizja. Trzeba było to przedyskutować, najlepiej jak Konrad wróci z bagien. W końcu wszyscy byli w to tak samo zamieszani...
Akolita w końcu wrócił ze swojej wyprawy po zioła. Przyszedł troszkę zdyszany i opowiadał o jakimś dziwnym stworze, którego spotkał. Co ciekawe, Molachijczycy wiedzieli, co to za pokraka. -Fimiry? Mag? Do diaska, ciekawe, co jeszcze za paskudy żyją w tej okolicy...-
Na dość niewybredny dowcip Zinhy odezwał się z uśmiechem -Oj, pokazalibyśmy im te ich cele rozpłodowe jeśli by tylko spróbowali... A co do wart - jest ktoś chętny pierwszy do pilnowania? Jeśli nie, mogę się tym zająć... W końcu zawód zobowiązuje-
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Wzmianka Diega na temat Wernera wbudziła w akolicie szereg wspomnień, skutecznie go tym samym uciszając. Konrad milczał przez dłuższą chwilę, przypominając sobie większość wszystkich bitew, które razem przeszli, cały ten czas spędzony na trakcie. Chciał odpowiedzieć Molachijczykowi: "Nie widzieliśmy jego truchła, więc nie mamy pewności" ale sam i zbytnio nie wierzył w te słowa, i zbytnio nie miał ochoty ich wypowiadać. Pomyślimy jeszcze rano nad tym, nie mam teraz już sił na rozmyślanie, idę ziół nazbierać, zaraz wrócę. - powiedział na odchodne.
Wrócił zdyszany do obozu i opowiedział o spotkaniu ze stworem. Gdy dowiedział się co to jest spytał tylko:
Interesuje mnie tylko jedno: czy te całe fimiry, to jakieś naturalne istoty, czy kolejny wytwór Chaosu? Jeśli to pierwsze, w porządku, cieszy mnie to, że i mi i jemu nic się nie stało. Jeśli to drugie: biorę dzisiaj wartę na całą noc i jednocześnie żałuję, że tak wolno zareagowałem i nie wbiłem mu miecza w bebechy gdy miałem okazję.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Ninerl, Konrad, Ravandil

- Nie posiadam rozległej wiedzy na temat tych stworów Konradzie... - rzucił Ludovic. - ... jedynie mówię to, co usłyszałem tam i ówdzie... Nie wydaje mi się jednak by były wytworem Chaosu... choć mogę się mylić.

Po krótkiej naradzie postanowiliście wartować wszyscy. Kolejno: Konrad, Ravandil, Ludovic, Zinha, Diego i Ninerl. Jako że było was sześcioro, warty nie były zbyt długie, udało się wam więc w miarę wyspać.

Fimiry nadeszły dość późno, na warcie Ninerl, półtorej godziny przed świtem. Znaczyło to, że ich siedziba musiała leżeć dość daleko. Elfka, czuwająca z łukiem w dłoni obudziła was błyskawicznie. Jako, że spaliście z bronią przy boku, natychmiast zajęliście pozycje do walki. Najpierw na południu zaczęła gromadzić się mgła, efekt magii fimirskiej, która po chwili jednak opadła do kolan. Stworów było mniej więcej dwadzieścia, zbrojnych we włócznie i maczugi. Obserwowały was, wymachiwały nerwowo zaopatrzonymi w kolce ogonami, nie zbliżały się jednak. Ponieważ i wy, na kategoryczny zakaz Zinhy nie wystrzeliliście ze swojej broni, do walki nie doszło. Fimiry były na tyle inteligentne, żeby stwierdzić, że walka z wami im się nie opłaca. Po krótkiej naradzie wycofały się pod osłoną mgły po dziesięciu minutach. Po mniej więcej godzinie zaczęło widnieć.

Wyruszliście zaraz po świcie, chcąc szybko opuścić nawiedzone przez fimiry miejsce. Chmury zasnuły jednak niebo, nie znaliście przejść między głębinami i w porannej mgle pogubliście się szybko. Bagno wszędzie wyglądało tak samo. Kierując się przebłyskującym czasem między ciężkimi chmurami słońcem, na południowy wschód, po ośmiu godzinach błądzenia, wyczerpani i mokrzy opuściliście nareszcie Piżmowe Uroczysko.

Było już ładnie po południu gdy w suchym i urozmaiconym wydmami lesie, przy płynącym z uroczyska strumieniu zatrzymaliście się na obiedni popas. Spożywszy posiłek i dawszy odpocząć koniom mieliście już wyruszać gdy od strony bagna nadjechały konno dwie postacie.

Ku waszemu zaskoczeniu był to Werner Broch oraz Elissa, wiejska dziewczyna i sierota wojenna, którą od zajazdu "Pod Psem" się opiekował. Olbrzymi najemnik był poważnie poraniony. Jechał na swoim ogromnym rumaku, bez zbroi, która solidnie powgniatana wisiała koniowi u boku. Nie miał też, zapewne straconego w boju hełmu. Na prawej nodze, lewym ramieniu i boku widać było przesiąknięte krwią opatrunki.

Pierwszy zerwał się od posiłku Diego i ruszył w stronę najemnika.

- A niech mnie, Wernerze! - zakrzyknął. - Nie żebym się nie cieszył, że cię widzę ale jak nas znaleźliście?

Na jego słowa towarzysząca Brochowi dziewczyna dziwnie się zmieszała i skryła twarz w spływających z czoła czarnych włosach.


Werner Broch

Mimo dziwnych szelestów i wyrażnej obecności czegoś w pobliżu waszego obozu, noc minęła dość spokojnie i nikt was nie niepokoił. Twoje rany pomimo czarów nie były kompletnie wyleczone. Elissa jeszcze parokrotnie zmawiając zaklęcia smarowała je swoimi łagodzącymi ból maściami lecz i tak mocno doskwierały. Wyruszyliście o świcie w oparach porannej mgły. Ślady były wyraźne, choć nie wydawały się dziewczynie potrzebne. Przed południem znaleźliście obozowisko na niewielkiej wysepce między mokradłami. Ognisko było od paru godzin wygaszone.

Odbywszy krótki popas ruszyliście dalej, spiesząc się aby dogonić kompanię.
Ślady wskazywały, że twoi towarzysze konkretnie się pogubili, Elissa postanowiła jednak z nich nie korzystać. Bagno było istnym labiryntem ale dziewczyna przy pomocy kolejnych, kompletnie niezrozumiałych dla ciebie rytuałów odszukiwała drogę między mokradłami. Wkrótce ponownie spotkaliście ślady drużyny i opuściliście uroczysko. Było już ładnie po południu gdy w suchym i urozmaiconym wydmami lesie odnaleźliście ich kończących właśnie obiedni popas.

Nie było z nimi już Dziadka, mogłeś się tylko domyślać jak korpulentny bandyta skończył. Pierwszy zerwał się od posiłku Diego i ruszył w waszym kierunku.

- A niech mnie, Wernerze! - zakrzyknął. - Nie żebym się nie cieszył, że cię widzę ale jak nas znaleźliście?


Dzisiaj podwójny update. Mam nadzieję, że Ninerl się nie pogubi gdy do nas wróci ;)
Ostatnio zmieniony czwartek, 21 czerwca 2007, 15:40 przez Vibe, łącznie zmieniany 1 raz.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Najemnik uśmiechnął się szczerze i szeroko widząc zdziwione twarze towarzyszy. Cieszył się niezmiernie, że znów może ich zobaczyć. Szczególnie radował go widok Konrada, z którym middenlandczyk spędził trochę życia i nie jedno wspólnie przeszli. Z pewnym trudem zsiadł ze swego wierzchowca i starając się nie obciążać poranionej nogi, podszedł do kompanów i uściskał ich serdecznie, co zupełnie nie było w jego stylu.
- Nie tak łatwo ubić Brocha. - zwrócił się do Diega. - A i odnaleźć was to nie był wielki problem. Elissa zna się na tropieniu. - dodał wymijająco i szybko zmienił temat. - Cieszę się że udało mi się do was dołączyć. - popatrzył na akolitę. - Już możesz zwrócić mi medalion Konradzie, mam nadzieję, że Ninerl ci go przekazała. Jeszcze nie czas by oddać go mojemu ojcu. Dobrze znów cię widzieć, przyjacielu! Was wszystkich...
Gdy przyjaciel oddał mu ulrykański medalik, Broch szybko zapiął go znów na szyi i gładził przez chwilę symbol Pana Zimy dwoma palcami, jakby był to największy skarb świata.
- Długo mnie z wami nie było. Zbyt długo. Opowiadajcie co się z wami działo i co zamierzacie dalej? Chętnie posłucham.
Wyraźnie najemnik i Elissa starali się trzymać blisko siebie. Widząc, że towarzysze zwijali właśnie obóz, nie rozsiadał się przy ognisku, czekając spokojnie na odpowiedź kompanów lub Molachijczyków. Wprawdzie z jakiegoś powodu przekonany był, że zmierzają prosto do Księstw, ale zawsze mógł się mylić. Zamierzał również wspomnieć o zmierzającym na południe Siegfriedzie i depczących mu po piętach książęcych, być może będzie to dla nich wartościowa informacja.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Ty cholerny gnojku, chyba bardzo lubisz jak się o Ciebie martwię, co?! - wyrzucił na "dzień dobry" najemnikowi. Podobnie jak i towarzyszy, jego też radował widok wielkoluda, nie tylko ze względu na fakt, że drużynie brakowało jego stanowczości no i niezastąpionej roli przywódcy.
Wiesz, można by powiedzieć, że całkiem sporo Cię ominęło, ale spokojnie, wszystko nadrobisz, Stary Świat jeszcze niejednym nas zaskoczy, o czym zresztą się właśnie przekonaliśmy, mając przed sobą "martwego" Brocha. Postaram Ci się wszystko streścić. A więc tak: gdy Ninerl wróciła do nas z wiadomością o tym co się stało, postanowiliśmy pierw rozprawić się bandytami, a potem pomyśleć. W Averheim nie było sensu się pokazywać, przynajmniej przez jakiś czas. Minionej nocy rozprawiliśmy się bandytami, odzyskaliśmy zrabowane klejnoty, ja jeszcze spotkałem jakieś fimiry, które zresztą nad ranem nas otoczyły i już myśleliśmy, że dołączymy do Ciebie w królestwie Morra. No i w końcu mam wierzchowca. - powiedział wszystko na jednym tchu, tonem takim, jakby w sumie to to wszystko było igraszką, normalnością dnia powszedniego.
Teraz się posilaliśmy, jednocześnie kierując się za granicę Imperium, w kierunku Księstw Granicznych, aczkolwiek myśleliśmy jeszcze o wstąpieniu do Bogenhafen, zdać raport baronowi - dodał jeszcze.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Po raz pierwszy od dwóch niemal dni byliście wszyscy w komplecie. W końcu dołączył cudem zdawało się ocalony Broch. Elissa trzymała się blisko niego i tylko cicho i skromnie przywitała się z wami. Obydwoje bardzo się śpieszyli aby was dogonić i zarówno ich konie jak i oni byli zdrożeni. Przedłużyliście więc nieco popas, same powitania zresztą zajęły sporo czasu.

Diego serdecznie uściskali najemnika. Przywitał się też z nim szczerze ucieszony, choć gładzący z niedowierzania wąsa Zinha oraz Ludovic.

- Nie sądziłem że jeszcze się spotkamy – rzekł stary rycerz. – Snadź bogowie a wśród nich Wojenna Pani nad tobą czuwają. Jeśli jednak znalazła nas obeznana z lasem dziewczyna może to zrobić każdy tropiciel. Dobry tropiciel - poprawił się Zinha. - Powinniśmy zacząć zacierać ślady.

- Niezbadane są ścieżki losu – dorzucił sługa po czym uśmiechnął się. – Albo Ulryka jak kto woli.

Gdy tylko konie odpoczęły ruszyliście dalej, na południowy wschód piaszczystym lasem. Diego podjechał do middenlandczyka.

- Odbyliśmy wczoraj naradę - mówił - i jedziemy prosto na Przełęcz Czarnego Ognia. Spróbujemy wyprzedzić ewentualny pościg. A co się z tobą działo Werner? Co z kompanią twojego przyjaciela?

Jechaliście ponad trzy godziny i zaczął powoli zbliżać się wieczór. W międzyczasie rumak Ninerl nastąpił na jakieś paskudztwo i mocno skaleczył sobie tylną nogę. Mimo iż Konrad interweniował i próbował mu pomóc, Vadath kulejąc mocno poruszał się wolno na tyłach pochodu. Wybierając miejsce na kolejny popas Zinha zauważył nieopodal wioskę. Kilkanaście chałup stało około mili od lasu. Podczas obiadu zorientowaliście się, że nie macie już prawie żywności. Wszyscy w pośpiechu opuszczaliście Averheim. Niebawem należało poszukać miejsca na nocleg.

- Jeśli przez wioskę będzie szedł pościg... - powiedział Ludovic - ... mogą nas wydać, w którą stronę pojechaliśmy.

- Jednak sakwy są puste – rzekł Zinha - ... a o tej porze już zbytnio na nic nie popolujemy. Wioska leży wśród lasów, to ewidentne zadupie.

Diego zamyślił się i spojrzał na was:
- Panie i panowie? Jakieś pomysły?
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Zablokowany