[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Ninerl zawróciła konia i skierowała się w miejsce, gdzie szlachcic z Molachii dostał kulą rykoszetową. Chwilę później Molachijczycy wrócili wraz z elfką w miejsce, gdzie czekała reszta drużyny. Rycerz Diega podjechał do was i zeskoczył na ziemię trzymając oba wierzchowce za uzdy.
- Się narobiło…- powiedział patrząc na wóz. Znacząco położył dłoń na rękojeści miecza.. - Pragnę jedynie przypomnieć iż choć zrabowane przez bandytów i odzyskane waszą pomocą, to złoto należy do Diega Trzeciego, pana i dziedzica Molachii – rzekł spod wąsa ucinając wszelkie spekulacje. Jednocześnie szukał wzrokiem poparcia od Brocha i Konrada.

- Pan i dziedzic Molachii chętnie podzieli się tym złotem ze swymi dobroczyńcami – nadszedł chwiejnie Diego prowadzony przez sługę. Pod pachą trzymał hełm z wyraźnym wgłębieniem na skroni po uderzeniu kuli. – Do stu kurew, ale mnie głowa boli - Molachijczyk był wyraźnie oszołomiony. W ciągu dwóch dni podróży nie słyszeliście z jego ust przekleństwa, choćby najmniejszego. Oparł się łokciem o wóz i kontynuował: – Podzieli się w wymiarze znacznie większym niż obiecane trzydzieści koron. Na wszystkie orcze skalpy mojego pradziada…- znów złapał się za głowę odgarniając czarne włosy. – Nie wracamy do miasta! – oznajmił twardo. - Kiedy to wyjdzie na jaw oznacza, że będziemy ścigani. Więc proponuję abyśmy załadowali wszystko na juki, ujechali jak najdalej drogą i zapadli w lasy. Ewentualną naradę zostawiając na później.

- Raaaany – sługa Diega, Ludovic dorwał się do leżących pod wozem toreb. Wyjął z jednego złotą sztabkę i uniósł do góry. Poraził was blask odbijających się w złocie promieni – taka jedna jest warta przynajmniej ze dwieście koron!

Broch przywlókł za nogę ogłuszonego przez siebie uciekającego bandytę. Człowiek po części wleczony po ziemi i w końcu rzucony na drogę szybko wrócił do przytomności. Był to ten gruby, siwawy. Niezwykle trafnie zwano go Dziadkiem. Był solidnie poobijany, miał chyba chyba wstrząs mózgu oraz złamaną w kilku miejscach rękę, bo była mocno powykręcona. Teraz dodatkowo miał rozbitą głowę płazem miecza Brocha.

- Aaaa! Darujcie życie! – zajęczał Dziadek błagalnym tonem.. – Krzywdy wam nie zrobiliśmy, na zdrowie ni mienie nie nastawaliśmy…

- Łaaa! Łaaa! Łaaa! - w rowie przydrożnym wciąż jęczał połamany urzędnik bankowy.

W tej chwili waszą uwagę przykuły zbliżające się odgłosy bitwy. Oto od północy, wzdłuż murów jakaś rycerska jazda goniła przed sobą rozbitych i rozproszonych błękitnych książęcych rajtarów. Pomimo odległości oraz zasłaniających częściowo widok drzew oraz krzewów Broch rozpoznał powiewający nad rycerzami znaki kompanii von Schlieffena. Strażnicy z miasta wybrali najgorszy moment aby rozpocząć za wami pościg. Kiedy wypadli konno w kilkunastu z otwartej na powrót bramy zostali natychmiast porwani przez uciekających rajtarów i rozproszeni przez ścigającą książęcych jazdę. Najemnicy von Schlieffena nie ścigali ich zresztą dalej lecz korzystając z okazji wpadli do miasta przez otwartą bramę.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Słysząc słowa Konrada, najemnik uśmiechnął się lekko do akolity.
- Dobra, w wolnej chwili pouczę cię jazdy na koniu. Tylko obawiam się, że Gevaudan będzie dla ciebie za duży. - koń jakby rozumiejąc co powiedział Broch, parsknął radośnie. - Może najpierw na luzaku...
Zmarszczył brwi, słysząc o czym prawi szlachcic. Popatrzył na Molachijczyka bez wyrazu. W ręku cały czas tkwił miecz, którym przed momentem najemnik pomachał "Dziadkowi" przed oczami, uprzejmie skłaniając do milczenia. Słuchał, patrzył wilkiem i nic nie mówił. W międzyczasie zerkał w stronę bram miasta i sztandaru swego przyjaciela. Co tam się dzieje do cholery?! To już chyba nie są zamieszki wywolane przez bandycką prowokację...
- Zamierzacie zatem wziąć złoto? - odezwał się w końcu do Molachijczyków. – Droga wolna. Ja nie jestem banitą. Nie zamierzam spędzić reszty życia na uciekaniu przed łowcami nagród i najemnikami.
Twarz Brocha była znana w wielu kręgach, a swoje nazwisko wykrzykiwał zbyt wiele razy, by nie zostać rozpoznanym. Nie zamierzał pakować się w ten złodziejski interes.
- Ja w to nie wchodzę! Ale jeśli chcecie zagarnąć złoto, nie będę wam przeszkadzać. Nie moja rzecz! - rzucił do szlachica. Chwilę później jednak wpadł na pewien pomysł. - Skoro te pieniądze prawnie ci się należą panie, załatwmy sprawę oficjalnie z bankiem. Pieniądze odzyskaliśmy, w zamian za to odbieramy naszą część i po sprawie. Bez ukrywania się po lasach jak banda oprychów.
Popatrzył posępnie na Dziadka i urzędnika bankowego, po czym kontynuował:
- Bank Magyaronich jest poważną instytucją, a największym kapitałem banku, podobnie jak dobrego najemnika, jest reputacja. Jeśli uratują swoją reputację, ułożą się i to chętnie, da rade pójść na kompromis. Poza tym, niedobrze chyba robić sobie wrogów na drodze do tronu, prawda wasza wysokość?
Patrzył na zebranych od czasu do czasu odwracając spojrzenie w stronę bram miasta i jezdnych Siegfrieda. Szykuje się jakaś bitwa, czy co??
- Jeśli na to nie pójdziecie, tutaj kończy się nasza wspólna podróż. Ja i moja drużyna nie zamierzamy być scigani jak byle oprychy. Decydujcie się, byle szybko.
Niektórych mogła zdziwić przemowa tego wielkiego wojownika, zarówno co do treści jak i formy. Najemnik odmawiający złota? Niespotykana rzecz można by rzec. Może kilka lat temu zgodziłby się na pomysł Diega, ale nie teraz. Mówił spokojnie, swoim głębokim głosem z pełnym przekonaniem o prawdziwości wypowiadanych zdań. Duma tego człowieka dała się dotknąć, biła z jego słów i postawy. Łatwo uwierzyć było, że są dla niego rzeczy cenniejsze od monet.
Chłodna logika i słowa używane przez raczej mrukliwego dotąd wojaka, nie pasowały ani trochę do jego dotychczasowego wizerunku. "Negocjacje"? "Kompromis"?
Broch z pewnym zaniepokojeniem patrzył w stronę murów miasta próbując stwierdzić co tam się dzieje. Miecz włożył do pochwy i spojrzał na szlachcica:
- Więc jak będzie panie? - mruknął. Zaczynał się niecierpliwić.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Przemowa Brocha zrobiła na nim wrażenie. Werner był jego przyjacielem, kiedyś nawet przy pewnej rozmowie nazwał go swoim drugim bratem. Wiedział dobrze, że najemnik, wbrew pozorom, nie walczy dla samej radości z walki, ale głównie dla pieniędzy. Nie ma sie zresztą co dziwić - codziennie naraża swoje życie w zamian za parę groszy. Dlatego właśnie Konradowi otworzyły się oczy z wrażenia, gdy najemnik chciał teraz tylko swoje obiecane 30 koron. Przed chwilą właśnie po raz kolejny minął się ze śmiercią, czyżby już mu to tak spowszedniało, że nie chce za to wynagrodzenia? Nie, tu chodziło o coś innego. Prawdopodobnie gdyby Werner miał wybierać pomiędzy pieniędzmi, a dobrym imieniem, zdecydowałby się na to drugie. Akolita podejrzewał, że mogło to być spowodowane jego przeszłością, o której momentami słyszał od poznanych tu i ówdzie znajomych wielkoluda.
Sam wolał nie mieszać się w rozmowę, tradycyjnie już negocjacje w sprawach finansowych podejmował Werner. Konrad i tak miał już sporo pieniędzy przy sobie, bardziej chciał w tej chwili oddać dwóch żyjących rabusiów pod wymiar sprawiedliwości. Wiedział, że najemnik podejmie odpowiednią decyzję i nie zrobi z drużyny bandy wyrzutków, podobnych to złapanych przed chwilą bandytów.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Wyglądało na to, że Molachijczykom się nic nie stało, no, może Diego był trochę poobijany, na tyle, że zaklął. Wcześniej przy nich mu się to nie zdarzyło, więc coś było na rzeczy. W każdym razie elf odetchnął z ulgą, że wszyscy wyszli z tej hecy cało. W przeciwieństwie do oprychów. Diego niezwłocznie przystąpił do dysponowania pieniędzmi. Ravandila zdziwiło nieco, bo nie wierzył, że wszystkie pieniądze należą do "pana i dziedzica Molachii". Ale ten chciał dość hojnie obdarzyć drużynę. Przy okazji wspomniał coś o "nie wracaniu do miasta". Widać było, że sprawa była nieco szemrana. Szczególnie w obliczu nadciągających jeźdźców von Schlieffena. W tym momencie Broch wystąpił na przód i wygłosił dość płomienną przemowę, trochę nie pasującą jakby do jego natury. Ale honoru nie można było mu odmówić. Ravandil westchnął cicho i odezwał się, dając wyraz poparcia dla Brocha -Werner ma rację, nie możemy załatwić tego w tak podejrzany sposób... Będziemy mieli problem wielki jak cały Averland. Wystarczą mi problemy, których narobiłem sobie do tej pory... Jeszcze trochę, a nie znajdzie się taki, który wymyśliłby karę adekwatną do tego, co mi się zarzuca. Ja wolę załatwić tę sprawę w miarę uczciwą drogą.- . Czuć było w jego głosie stanowczość, w końcu nie chciał wydawać na siebie kolejnego wyroku... Zabójstwo, kradzież, co jeszcze? Nie, zdecydowanie nie chciał kolejnych problemów. W tej sytuacji chwile spędzone na wojennych czatach wydawały się sielanką...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Wrociła razem z ludźmi. Diego powiedział coś na teamt dzielenia się skarbem. Ninerl zastanowiły słowa "kiedy to wyjdzie na jaw". Co wyjdzie? "Może on się podszywa pod kogoś?" zastanowiła się. Broch jak widać miał podobne watpliwości. Wspomniał coś na temat orpychów, drużyny i negocjacji z bankiem. O, tak to ostatnie było jak najbardziej rozsądne. "Może wreszcie przydałoby się to moje szkolenie" pomyślała.
- Ja się zgadzam z moimi towarzyszami. Nie potrzebuję kłopotów. Zresztą, gdybyśmy chcieli całe złoto, to pewnie byłoby już nasze. - była ciekawa, jak ludzie zareagują na ostatnie zdanie. Ale taka była prawda...wystarczyłoby usunąć domniemanego dziedzica i jego obstawę. A później zainscenizować dalszą wędrówkę złota. "Co nie byłoby inteligentne" stwierdziła "W końcu taka ilośc złota piechotą nie chodzi."
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Słysząc słowa Ninerl odnośnie złota, Zinha zmarszczył brwi a jego ręka mimowolnie powędrowała na rękojeść miecza.
- Obyś się nie przeliczyła, panienko! - warknął do elfki.
- Spokojnie, bez emocji! - wtrącił się Diego - I mi nie w smak uciekanie – rzekł spokojnie łowiąc spojrzenie Brocha. - Zaiste wolę wrogowi w polu czoła stawiać niż kryć się po lasach. Lecz do celu naszego jakim jest wypędzenie wrogów z kraju pieniądze niezbędne.

- Jak mawiał mędrzec – wtrącił myśl stary sługa ładując niestrudzenie kolejne sztabki na juki molachijskich koni - niedobrze jest zdobycz pewną dla niepewnej porzucać.

- Za te pieniądze Wernerze chcieliśmy zaciągnąć armię – kontynuował Diego. - Ciebie pragnąłem na czele tych oddziałów postawić. Wszystkich was chciałem do swej świty zaprosić. Pana Ravandila i Pannę Ninerl jako dowódców moich łuczników, Konrada walczącym medykiem tego dworu czyniąc. Nie znasz obłudy bankierów najemniku. – kontynuował szlachcic. - Gdy siła i prawo po ich stronie ni o grosika swej kiesy nie uszczuplą. Na cóż mnie, wygnańcowi złoto, choćby słusznie mi się należące oddawać? Prędzej dadzą uzurpatorowi, przyjaciela i przyszłego klienta pozyskując. Lub i jego nie powiadomią i dla siebie zatrzymają. Ale masz rację co do reputacji. Wielka to strata dla nich gdy się wieść o rabunku rozejdzie. I mi nie uśmiecha się być ściganym. Spróbować więc warto, pojadę z tobą negocjować – skinął głową na miasto. – Weźmiemy wóz, parę sztabek na dowód i tego tutaj – wskazał na wyjącego urzędnika - Ale złoto jedzie do lasu. Na wszelki wypadek. Zinha zostawi znaki abym mógł ich odnaleźć.

Kiedy Diego przemawiał jazda kompanii von Schlieffena zniknęła w miejskiej bramie. Rozproszeni rajtarzy pozbierali się na przedpolu i ruszyli w ślad za nimi. Tymczasem bitwa gdzieś za lasem wciąż dawała o sobie znać. Co jakiś czas dobiegały palby z pistoletów i rusznic. Musiał tam być oblegany przez resztę wojsk książęcych obóz Siegfrieda.

- N-nie zabijajcie mnie! – jęknął leżąc na drodze przerażony Dziadek - Wiem dokąd pojechali Szef i Profesor! Oni zabrali klejnoty i drogie kamienie, najwięcej z całego skarbca warte!

- Ostawcie naszych jeńców - zainteresował się Diego. - Urzędnika bierzemy do miasta a ten tutaj wie dużo. Za to jeśli dorwiemy tego Szefa i Profesora, będziecie się mogli z nimi rozprawić. - spojrzał wymownie na Konrada.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Słysząc słowa Molachijczyka, Broch skinął głową.
- Niech i tak będzie. - rzucił. - Ninerl pojedzie z nami, wygląda mi na osobę, która zna się na negocjacjach i innych urzędowych chwytach. To zabezpieczenie, w razie gdyby rozmowy się nie układały.
Najemnik wziął do ręki kuszę, naciągnął cięciwę, jednak nie nałożył bełtu.
- A to na wszelki wypadek, gdyby po drodze do miasta wystąpiły jakieś przeszkody.
Nie wiadomo było co może się zdarzyć, a middenlandczyk wolał być ostrożny. Kto wie, może przyjdzie im się przebijać a kusza gwarantowała pewną elastyczność. Widząc że Molachijczycy zajęci są własną rozmową skinął głową na Konrada i Ravandila. We trójkę odeszli na bok.
- Zostaniecie tutaj i będziecie pilnować tego Zinhy i całego złota. - najemnik mówił pół-szeptem. -Nie ufam tym Molachijczykom i wy pewnie również. W razie gdyby rycerz i sługa chcieli uciec wiecie co robić.
Skinął im głową, po czym spojrzał na szlachcica i Ninerl.
- Ruszamy! - krzyknął szorstko, po czym musnął piętami boki Gevaudana. Koń ruszył powoli w kierunku miasta.
Broch cały czas obserwował z uwagą wydarzenia w okolicach bramy. Wyglądało na to, że najemnicy Siegfrieda walczą z książęcymi. „Co tam się do cholery wyprawia?”. Dobrze by było zamienić słowo z którymś ze Smoczej Kompanii, jeśli okrzyknie ich starym zawołaniem jest szansa, że się czegoś dowie. Nawet jak nowi, formacja zachowuje swój charakter. Może będzie okazja.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Zanurzył się rozmyślaniach, kiedy Diego opowiedział o swoim ambitnym planie budowy zamku, o tym, jak po kolei mianuje każdego z drużyny na dowódcę danego oddziału, a akolicie zaoferuje posadą zamkowego medyka. Konrad nie wiedziałby, czy w razie czego ma odmówić, czy przyjąć taką propozycję. Funkcja medyka niezbyt pasowała do jego obecnych planów. Od ponad roku próbuje dostać się do Middenheim, gdzie czekają na niego wyżsi rangą kapłani, aby on sam otrzymał odpowiednie święcenia. Dopiero wtedy, po tej uroczystości zastanowiłby się nad ofertą Molachijczyka, sugerując mu aby i jemu przydzielił odpowiedni oddział, a także powierzył sprawy religijne w posiadłości. Ponadto Diego musiałby zapewnić jedną, najważniejszą rzecz, o którą akurat nie trudno - duża ilość Chaosu i jego sług do wyplenienia. Tylko wtedy akolita czułby się w jakiś sposób spełniony. Szybko przerwał to zadumanie. Na chwilę obecną były ważniejsze rzeczy, niż marzenia.
Wysłuchał tego co ma do powiedzenia Broch.
Możesz na nas liczyć, sługa nie wygląda na szczególnie krzepkiego, a i ten cały Zinha może mieć problem z pokonaniem dwóch przeciwników na raz. Mimo wszystko Wernerze, postarajcie się załatwić sprawę szybko. Aha, przez ten czas jak was nie będzie, porozmawiam sobie z tym całym "Dziadkiem". Nie wiem czemu, ale tak jakoś dziwnie się czuję, tak jakbym musiał się zrewanżować przywódcy tych rabusiów, że nie pozwolił dać mi się złapać. Jak wrócicie, to bardzo chętnie bym go odwiedził... - odpowiedział również półszeptem najemnikowi.
Gdy wielkolud odjechał, podszedł do leżacego bandyty i spytał spokojnie:
Czy w zamian za informację na temat kryjówki Twoich dwóch kolegów chcesz otrzymać sprawiedliwy proces? Przypominam, że na chwilę obecną grozi Ci kara śmierci. Jeśli będziesz ze mną współpracował, mogę wpłynąć na zmianę tego wyroku na łagodniejszy...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Słowa Diega wydały mu się nieco bardzo wzniosłe, ocierające się nawet o patetyzm. "Cel uświęca środki... Brzmi sensownie, ale dalej nie jestem przekonany" - w umyśle Ravandila miała miejsce mała batalia różnych myśli.
Szlachcic miał ambitne plany i na dodatek chciał wciągnąć w ich realizację całą drużynę. Jego oferta wydawała się kusząca, oczywiście w przypadku wyjaśnienia sprawy nie do końca czystych pieniędzy. "Dowódcy łuczników... Brzmi dumnie... Ciekawe, czy podołałbym temu zadaniu, w końcu jestem tylko zwiadowcą...". Na szczęście postanowiono udać się do miasta w celu rozwiązania problemu. Broch postanowił zabrać Ninerl ze sobą, a Konrada i jego pozostawić na straży Zinhy. Wydawało się to sensowne - w końcu Ravandil raczej się w banku nie przyda, nie jest w końcu specem od dyplomacji, a Konrada, jako kapłana Sigmara, Molachijczyk raczej nie odważy się zaatakować. W każdym razie mogli czuć się w miarę bezpieczni. Elf jednak szepnął do Wernera -Dobra, ale pośpieszcie się, bo lepiej nie rozdzielać się na zbyt długo-. Przysiadł na ziemi, obserwując ukradkiem Zinhę, spojrzał też, co robi Konrad. Ten postanowił najwyraźniej porozmawiać z jeńcem. "Ciekawe, co mu powie... Pewnie wygłosi mu jakąś płomienną przemowę o moralności albo postraszy gniewem Sigmara... Doprawdy, ci akolici i kapłani są niezwykli, by w tak prosty sposób oddziaływać na ludzi". Ravandil spojrzał w niebo. Pogoda wydawała się czekać na okazję, by lunąć strumieniem wody. "Niech faktycznie się pośpieszą, nie mam zamiaru tak tu sterczeć do nocy..."
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Zgodziła się z Brochem. Jechali teraz w strone miasta.
-Nie podobają mi się nasi "pracodawcy.- powiedziała cicho- Nie sądzisz, ze ten młody może się podszywać pod tego następcę? Zaniepokoiły mnie jego słowa- kiedy to wyjdzie na jaw. Co wyjdzie? I czemu będą ściagani? Warto rozważyć te słowa- zamilkła. Po kilku minutach dodała :- Tylko z kim bedziemy negocjować? Ten bankier-karsnolud chyba już nie żyje... Ten Diego wyobraża sobie, że zechcę mu służyć- parsknęła - Niedoczekanie! Czy on próbował mnie obrazić? Co on sobie myśli... wydaje mu się, że przyklasniemy każdej jego decyzji- warknęła. Ninerl była nieco zła. A już zwłaszcza tym "dowódcą łuczników". Od kiedy to elf miałby służyć człowiekowi i to w dodatku w jednym z Księstw Granicznych? "Rodzina, by mnie wyklęła" myślała "A co dopiero krewniacy z Ulthuanu. Jaki to byłby wstyd. Jeden z nas słuchający ludzkiego młodzika. To byłoby naprawdę żałosne."
Powoli zbliżali się do murów miasta. Ninerl zastanowiła walka przy bramie. Teraz już potyczka się prawie skończyła. "Tylko kto się z kim bił i po co?" pomyślała.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Broch, Ninerl

Zaczekaliście na Diega, który z pomocą Zinhy załadował wśród jęków połamanego urzędnika na wóz.
- Jedziemy do najbliższego zajazdu! - krzyknął wam na odjezdnym stary rycerz. – Lub jakiegoś spokojnego miejsca. Zaczekamy tam na was. Jeśli nie wrócicie przez pół godziny jedziemy w las. Zostawię znaki żebyś mógł nas znaleźć – dodał do Diega.

Osłaniając wóz ruszyliście w stronę miasta. Wieziony na wozie urzędnik uspokoił się nieco: jęczał cicho na wybojach patrząc wokół błędnym wzrokiem. Bitwa za lasem nadal trwała, jednak drzewa za obozem piechoty zasłaniały wam widok. Brama stała otwarta. Zaczęło lekko kropić. Na przedpolu miasta nie było już żadnego innego wojska. Wjechaliście do miasta. Tuż za bramą jakiś wysoki oficer, brodaty i wąsaty dostojnik w lwim futrze zagrzewał do boju zebranych przez siebie rajtarów. Jak się okazało wjechali w ślad za najemnikami von Schlieffena do miasta lecz nie śpieszno im było iść tym śladem dalej.

- Tchórze! Łazęgi! Obsrajpludry! – wrzeszczał pułkownik (Broch zauważył w końcu dystynkcje). – Psie syny! Za nimi!

Łajani rajtarzy spięli konie i pomknęli nareszcie w miasto. Pułkownik nie zwracając na was uwagi zajął się łajaniem wstrząśniętych strażników miejskich, naradą z ordynansem i wysyłaniem kurierów. Ulica była obrazem pobojowiska. Przewrócone stragany i trupy znaczyły ślad przejazdu kompanii Siegfrieda. Tuż pod bramą leżał potwornie stratowany strażnik miejski, który miał nieszczęście w momencie wpadnięcia przez bramę rycerzy stać na środku ulicy. Jak się też okazało dopiero przejazd von Schlieffena i jego ferajny uciszył na dobre zamieszki. Walczący, w obawie przed stratowaniem przez pędzących pancernych, najzwyczajniej pierzchnęli z ulic. Po przejeździe rycerzy nie było już śladu. Tylko gdzieś z centrum, zza mostu, spod zamku dobiegały odgłosy walki.

Tuż obok bramy zobaczyliście krasnoludzkiego bankiera. Gnorr Gnorrison, powiernik rodu Magyaronich, obszarpany i osmolony siedział na bruku z rozpiętym frakiem i koszulą. Bełkotał coś cicho sam do siebie i oddychał szybko jak osoba w stanie przedzawałowym. Zauważył was dopiero gdy Diego zatrzymał przy nim konia ze zdradzieckim urzędnikiem. Zostawiliście z bankierem Molachijczyka a sami odjechaliście kilka metrów.

- Odbiliśmy złoto – Diego zeskoczył z konia, wyjął z juków jedną sztabkę i wręczył dyszącemu bankierowi. – Słyszysz co do ciebie mówię? Odzyskaliśmy złoto, oto twój wiarołomny pracownik. Przed bankiem i na drodze leży reszta, pokaż ich ludziom i powiedz, że napad się nie udał. Ocal reputację banku. A w zamian daj mi to co mi się należy.
- Klejnoty – do bankiera zaczęło cokolwiek docierać. – Macie klejnoty? Magyaroni powieszą mnie za jaja jeśli nie odzyskam klejnotów.
- Dwóch nam uciekło. Z klejnotami właśnie. Ale mamy jeńca, drugiego, który wie gdzie mają kryjówkę.
- Przywieźcie je – zajęczał krasnolud - Oddam ci co do grosza, za kilka dni w złocie. Całą sumę jaka ci się należy. Więcej niż było w skarbcu...

Nieopodal toczyła się rozmowa pułkownika z oficerem straży bramnej, tym który przepuścił bandytów a potem nieszczęśliwie otworzył bramę kompanii Siegfrieda. Wszystko słyszeliście.

- Jak to się k**wa stało, że otworzyliście bramę!? Jak do stu kurew ekipa von Schlieffena tutaj wjechała a teraz cwałują sobie po mieście!? – grzmiał pułkownik.
- Puściliśmy pościg za bandytami, którzy obrabowali bank…
- Obrabowano bank!?
- A więc…
- Nie ty! Ty coś kręcisz…– pułkownik odtrącił oficera i przywołał szeregowego strażnika. – Mów, jak to było?
- Bandyci obrabowali bank…ale ci ludzie…O! Ci którzy tu stoją – wskazał na was powracających właśnie ze stajni – dogonili ich i odzyskali złoto.

Pułkownik i ordynans zmierzyli Brocha wzrokiem.
- Zaraz…- zamruczał ordynans. – Ten wielki to kompan von Schlieffena! Widziałem go wczoraj jak z nim gadał pod „Mordęgą”!
- Cooo?! Brać go! Może coś wiedzieć! – wykrzyczał pułkownik.
- Zamykać bramę! – Wrzasnął oficer straży.

Strażnicy, kompletnie skołowani wydarzeniami ostatniej pół godziny: zamieszkami, napadem na bank i wreszcie szarżą rycerskiej chorągwi przez miasto reagowali z opóźnieniem. Dobyli mieczy biegnąc w stronę Brocha. Jeden rzucił się po schodach na mury do dźwigni opuszczającej kratę.

Ravandil, Konrad

Molachijczycy, wygrzebali spod wozu już całe złoto i przytroczyli do juków swych koni. Łącznie naliczyliście trzydzieści pięć sztabek, każda na oko po dwieście do trzystu koron. Kilka klkusetkoronowych worków z monetami. Rozrzuconych po całej okolicy monet nawet nie próbowaliście zbierać. Musiało tego być co najmniej sześć, siedem, kto wie może osiem tysięcy koron. Żaden z was wcześniej nie widział takiej masy pieniędzy. Wierzchowce uginały się pod ciężarem. A jak wynikało ze słów jeńca miały być jeszcze jakieś klejnoty!

Diego miał pojechać z Brochem negocjować z bankierem wypłatę jego pieniędzy. Pieniędzy nie oddawaliście rzecz jasna. Chodziło o to, żebyście nie byli ścigani. Dołączyła do nich po chwili Ninerl, rozmawiali chwilkę. Okazało się, że elfka pojedzie z nimi. Diego z pomocą Zinhy załadował wśród jęków połamanego urzędnika na koń. We trójkę odjechali w stronę bramy żegnani wołaniem starego rycerza:

- Jedziemy do najbliższego zajazdu! Lub jakiegoś spokojnego miejsca. Zaczekamy tam na was. Jeśli nie wrócicie przez pół godziny jedziemy w las. Zostawię znaki żebyś mógł nas znaleźć!

- Do zajazdu wstąpimy na krótko – rzucił do was. – Jeśli wyjdzie pościg to rzeczywiście będzie ryzykownie.

Dosiedliście koni i samoszóst, wraz z rycerzem i sługą Diega ruszyliście gościńcem w stronę przeciwną od miasta. Dziadka powiązał i przytroczył do siodła zapobiegliwy Konrad, który chwilę przedtem przeprowadził z nim rozmowę. Zajazd jak się okazało znaleźliście przejechawszy wśród lasu niecałe pół mili. Niewielka drewniana gospoda przy szlaku, o wysokim spadzistym dachu, gościła o tej porze niewielu podróżnych. Rozsiedliście się na podwórzu, na rozstawionych na świeżym powietrzu ławach. Nawet bez powiązanego rannego więźnia i jeśliby nikt nie słyszał towarzyszącemu waszym krokom brzęku niezliczonych monet musieliście wyglądać cokolwiek podejrzanie.

- Zatrzymujemy się tu na kwadrans – oznajmił Zinha. – Potem jedziemy w las. Wypadało by się zająć tamtymi złoczyńcami...

Dziadek ściągnięty z konia Zinhy ledwo trzymał się na nogach. Oprócz zadrapań i siniaków miał rozbitą głowę i złamaną rękę. Nieliczni goście zajazdu widząc, że nie należy się mieszać usunęli się na ubocze.

Konrad

Gdy Zinha i jego sługa zajęci byli ładowaniem wozów zagadnąłeś do oprycha zwanego „Dziadkiem”. Na twoje słowa odpowiedział Ci skinięciem głową. Widząc że jest raczej w nieciekawej sytuacji i nie pozostało myu nic innego jak iść na układ zaproponowany przez Ciebie po chwili zaczął mówić.

- Szef i Profesor ukryli się na Piżmowym Uroczysku, to jakieś pół dnia drogi stąd, po drodze do Krainy Zgromadzenia i Księstw. Mieliśmy sie tam wszyscy spotkać tuż po napadzie lub gdyby coś poszło nie tak. Proszę, tylko nie zabijajcie mnie...
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

W momencie gdy kilku strażników ruszyło w jego kierunku, wiedział już co wydarzyło się w mieście. Książecy ścigali kompanię von Schlieffena, a on został wzięty za jednego z nich. W jednym momencie uświadomił sobie pewną rzecz i przyniosło mu to ulgę. Do tej pory robił wszystko, tylko nie to co naprawdę potrafił. Bawił się w strażnika dróg, opiekuna uchodźców, szpiega, interpretatora przeczuć i przepowiedni...
Czuł prawdziwą ulgę, wyszarpując miecz z pochwy. W głosie słychać było nieomal... radość?
Ostatnie rozproszenie uwagi, krzyk w stronę zrywającej się do pomocy elfki, miało miejsce już w momencie gdy spiął Gevaudana i zmusił do naparcia na zdezorientowanych strażników.
- To nie twoja walka, Ninerl! Nie mieszaj się do tego! Muszę to załatwić sam! Muszę pomóc staremu przyjacielowi. Tak trzeba. Może nie żyje, a może potrzebuje mojej pomocy - układał w głowie wytłumaczenia, nie wiedzieć czemu, czując jakąś potrzebę ekspiacji.
Wiedział, że czynił głupio, nieostrożnie i nie rozsądnie... ale wiedział już też, że inaczej nie potrafi. Przyjaźń jest przyjaźnią. Aż po grób.
- Zostań z Diegiem i doprowadźcie sprawę złota do końca. Postaram się do was dołączyć niebawem. - zdjął z szyi medalion z symbolem Ulryka i wręczył Ninerl - Gdyby mi się jednak nie udało, przekażesz ten medalik Konradowi i powiesz mu żeby udał się z nim do Middenheim i oddał go mojemu ojcu. I żeby powiedział że zginąłem po męsku... Bywaj Ninerl, może jeszcze się zobaczymy!
Po tych słowach najemnik chlastnął ogromną dłonią Vadatha po zadzie a wystraszony wierzchowiec elfki poniósł ją w kierunku szlachcica negocjującego z bankierem. Broch skinął jej jeszcze głową, spiął Gevaudana, zawrócił konia i ruszył kłusem w dół uliczki, celowo nie od razu nabierając pędu, chciał żeby rozciągnęli się w pościgu lub rozdzielili siły. Po chwili zniknął z pola widzenia i szlachcica i Ninerl.
Z mieczem w dłoni przygotowany był na dalszy rozwój wydarzeń.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Słusznie postąpiłeś, mówiąc mi to. Tak jak obiecałem, zostaniesz oddany żywy w ręce sprawiedliwości, będziesz miał także sprawiedliwy proces. Jeśli złapiemy pozostała dwójkę, być może spotkasz się z nimi na rozprawie. Chyba, że mnie okłamałeś, wtedy nie będę rozmawiał z Tobą po raz drugi, tylko osobiście wykonam wyrok śmierci - rzucił chłodno do "Dziadka" i odszedł. Uznał, że bandyta dosyć się już nasłuchał i choć był osobą wyklętą spod prawa, był także w dalszym ciągu człowiekiem. Żadna istota nie zasługuje na tortury psychiczne.
Cała sytuacja przed karczmą nie napawała szczegónym optymizmem. Wszyscy dookoła patrzeli się na akolitę jak na bandytów, których przed chwilą ścigali. Bynajmniej nie było to uczucie miłe. Nawet kwadrans wspomniany przez Zinhę był stanowczo za duża jednostką czasu na pozostawanie w tym miejscu. Dobrze, że Werner nie zostawił go tutaj samego. Dzięki Ravandilowi akolita czuł się zdecydowanie pewniej w tej dziwnej sytuacji.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Jak wcześniej ustalono, Ravandil razem z Konradem mieli dotrzymać towarzystwa Zinhy, złotu i jeńcowi. Elf miał nadzieję, że Broch sprawnie się uwinie z załatwianiem spraw, bo czuł pewien dyskomfort w tym towarzystwie. Po Konradzie również było widać, że czuje się cokolwiek niepewnie. Gdy tylko akolita skończył rozmawiać z Dziadkiem podszedł do niego i spytał -I jak, wyciągnąłeś coś z niego? A może przedstawił ci swój rachunek sumienia, jeśli tacy jak on w ogóle mają sumienie- uśmiechnął się nieznacznie i wsiadł na konia, bo zapowiadał się solidny spacer do gospody. Po dotarciu na miejsce przywitały ich raczej spojrzenia pełne zdziwienia. Goście, nieliczni o tej porze, odsunęli się, jakby przeczuwali, że tak dziwnemu towarzystwu lepiej nie wchodzić w drogę. Na szczęście postój miał potrwać ledwie kilkanaście minut. Spojrzał na Dziadka. Dla osoby w jego stanie kilkanaście minut musiało dłużyć się w nieskończoność. W pewnej chwili zrobiło mu się go nawet żal. Podszedł do Konrada i szepnął -Zobacz, w jakim on jest stanie... Może mógłbyś się nim zająć? Może i łotr, ale tym zajmie się wymiar sprawiedliwości, a my moglibyśmy się zatroszczyć, żeby go przed ten wymiar doprowadzić żywego... A chyba tylko ty znasz się tutaj w jakimś stopniu na medycynie- Zdecydowanie ostatnio za często w elfie odzywało się sumienie. A tacy w nieprzychylnym świecie nie mają łatwo.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
-Broch!- ryknęła- Ty kretynie, czekaj!- niestety Vadath miał inne zdanie. Wykonał parę skoków, z bluzgającą, na co popadło i wściekłą Ninerl. Ściągneła konia siłą, teraz nie miała czasu na łagodność. Miała wrażenie, ze zaraz zacznie ziać ogniem z gniewu. "Jeśli ktoś mi się sprzeciwi lub stanie na drodze, to nie ręczę za siebie" pomyślała.
-Słuchaj no, krasnoludzie!- warknęła do bankiera- Zwrócimy ci to złoto i klejnoty w przeciągu tygodnia, prawda panowie? Widzimy się niedługo- powiedziała z naciskiem, patrząc znacząco na Diega.- Ja muszę zawiadomić resztę- spięła konia do niemal cwału. Przedostać się poza bramę i znaleźć resztę- to było najważniejsze. Vadath wykonał parę wielkich susów, a Ninerl miała nadzieję, że zdąży, zanim strażnik opuści kratę.
Broch chwilowo musiał radzić sobie sam, ona musiała ściągnąc posiłki. Wątpiła, by nie wzięli go żywcem. W końcu chcieli go przesłuchać. A wtedy, o ile będzie żywy, będzie można go odbić lub uwolnić. Zresztą Konrad musiał dostać medalion do swoich rąk. " W końcu to chyba ostatnie życzenie, Wernera" myślała. Medalion był bezpieczny na jej szyji, schowany pod ubraniem. W towarzystwie znaku jej rodu...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Ninerl

Diego szybko zauważył co się dzieje i widząc oddalającego się na swym wielkim wierzchowcu Brocha rzucił do ciebie:
- Jadę z Tobą! Nie zamierzam tu zostawać ni chwili dłużej. A klejnoty bankierze odzyskamy! - mruknął do krasnoluda, po czym spiął konia i podążył za tobą. Szlachcic rozerwał jeszcze i rozsypał na bruk, ku rozpaczy krasnoludzkiego bankiera, dla odwrócenia uwagi jeden z worków z monetami. Gnając uliczkami przejechaliście przez bramę w momencie gdy bramni stażnicy poczęli ją spuszczać. Chwilę potem krata z hukiem opadła za wami. Broch został uwięziony w mieście, a wy nie mieliście już jak do niego wrócić by mu pomóc.

Ravandil, Konrad

Nieopodal zajazdu pięły się w niebo jakieś pamiętające chyba czasy Sigmara ruiny. Tutaj zaczynała się Stara Droga Krasnoludzka, starożytny trakt łączący Imperium z Karaz a Karak, stolicą antycznego imperium krasnoludów. Brukowany gościniec, szeroki na dwa wozy prowadził w stronę Gór Krańca Świata.

- Powinniśmy przestać nosić te tuniki. Ściągają nieopotrzebne zainteresowanie – zauważył stary sługa patrząc na rycerza.

Zinha zamówił ciepłą strawę i dzban wina. Karczmarz – gruby jak beka niziołek sprawiał wrażenie jakby starał się nie istnieć. Stwierdził chyba, że nie należy wtykać nosa w nie swoje i zapewne niebezpieczne sprawy oraz zadawać niepotrzebnych pytań. Przyniósł również zamówioną przez Ludovica flaszeczkę wódki. Sługa Diega podał ją Dziadkowi mówiąc:

- To na znieczulenie, żeby tak nie bolało...

Rozwiązany lecz pilnowany bacznie więzień drżącymi rękoma przyjął gorzałkę i wzdrygając się pociągnął kilka solidnych łyków. Konrad mógł w końcu zacząć opatrywanie. Zajął się wpierw rozbitą głową, kazał zdjąć koszulę i przyjrzał się połamanej ręce.

- Będzie bolało – oznajmił. Następnie silnym szarpnięciem nastawił złamaną kończynę.
- Aaaaaaaaaaaaaargh! Aaaaaa! Aaaaaa…Shallyio słodziutka... - zawył Dziadek ściągając spojrzenia gości. Zrobił się niesamowicie blady, jakby za chwilę miał zamiar stracić przytomność.

Broch

Raniwszy dwóch strażników, ściąwszy się z trzecim, oderwałeś się od przeciwników i zawróciłeś w dół ulicy. Diego wraz z Ninerl uciekli za bramę. Szlachcic rozerwał jeszcze i rozsypał na bruk, ku rozpaczy krasnoludzkiego bankiera, dla odwrócenia uwagi jeden z worków z monetami. Zauważyłeś jeszcze że krata z hukiem opadła za nimi. Zostałeś uwięziony w mieście.

Pędziłeś ulicą bankową w kierunku centrum. Za tobą ruszyli konno w pościg oficer straży bramnej i ordynans pułkownika. Ostatni wypalił niecelnie z pistoletu. Strażnicy do spółki z krasnoludzkim bankierem zajęli się zbieraniem rozsypanych na bruku monet. Łajał ich i trzaskał rózgą wściekły pułkownik. Gdzieś z centrum miasta, tam gdzie pięły się w niebo wieże ratusza i książęcego zamku dobiegały odgłosy walki. Obejrzawszy się jeszcze raz do tyłu zobaczyłeś, że do bramy dotarły wzdłuż murów posiłki w sile kilkunastu strażników. Nie miałeś już odwrotu. Musiałeś jechać w miasto. Przegalopowałeś opuszczoną ulicą, przez most i skręciłeś na rynek. Pod bramą zamku wrzała jakaś bitwa. Tłoczyli się tam książęcy rajtarzy, straż miejska, wreszcie niedawni sprawcy zamieszek, zawistni Siegfriedowi najemnicy z kompanii Czarnego Heinza. Na blankach zamku stali kusznicy i słali bełt za bełtem na dół. Wśród kłębów dymu i lasu włóczni zauważyłeś upadającą chorągiew kompanii von Schlieffena.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

A więc czas już nadszedł. Przez głowę Brocha przemykały różne wspomnienia, zupełnie niepoukładanie i z różnych okresów jego życia. Bitwa w Czarnych Górach ze zwierzoludźmi i nieumarłymi, kiedy z każdej dziesiątki wyszło cało góra trzech ludzi. Zabawy z bratem i siostrą w rycerzy w ogrodzie przed domem.
Bywaj Heinrichu! Bywaj Ulriko!
Bitwy w Tilei, mroźny Kislev i starcia z Chaosem.
„Będziesz kiedyś dowódcą, Wern! Zobaczysz, wnuczku!”
Twarz dziadka uśmiechającego się, gdy czytali razem "Taktykę i strategię w polu" von Haskina z Altdorfu.
Dziadku, niedługo znów będziemy razem. Znowu razem...
„Jesteś tylko dla mnie, kochany”.
Uśmiechnięta Krissa która miłością stopiła lód w sercu olbrzymiego najemnika. Spotkamy się kochanie, może jeszcze dziś.
Krew spływająca z ostrza i dudnienie wojennych bębnów nieopodal Trantio.
Dragar toczący bitwę z Centigorem, zabity jak pies.
Walczyłeś do końca przyjacielu. Za siebie i za mnie. Dziękuję.
Olbrzymi biały wilk rozrywający gardła, zwijający się nad nim jak błyskawica śmierci, esencja walki i agresji. A przecież już wtedy miał nadejść koniec, gdy leżał ranny, bez siły, zdany na pastwę napastników, ale on nie pozwolił na to. Dlaczego? Dlaczego. Wrzaski konających przeplatały się z muzyką karczemnych biesiad, gdzie tańczyli i pili jego towarzysze. Żywi. Zmarli. I ci, o których od dawna nie miał wieści.
"Ucz się synu, a może kiedyś zajmiesz moje miejsce".
Wiem, zawiodłem cię ojcze. Ale twoja droga nie była moją. Urodziłem się by żyć, tak jak żyłem.
Setki walk i potyczek, zachodów i wschodów słońca, obozowych ognisk, głód, zmęczenie, radości i smutki żołnierskiego życia. Czy można to wszystko przekreślić, jedną głupotą pozbawić wszelkiego znaczenia, okryć hańbą siebie, przodków, towarzyszy?

NIEDOCZEKANIE

Ostrze miecza zalśniło w słońcu gdy Gevaudan nabrał pędu i natarł na przeciwników. Najemnik pochylił się w siodle, grymas ni to usmiechu ni ściekłości wypełzł na usta, odsłonił zęby. Krew tętniła w szaleńczym rytmie, wszystko nabrało odcieni karmazynu, pędem powodowany świst zagłuszał zgiełk bitwy.
Siła i Honor. Do końca!
Wpadł w ciżbę, z krzykiem, z rykiem raczej, zmiatając z siodła pierwszego z brzegu wroga, zaczął siec swym mieczem.
Póki sił, Broch, wytnij w pień tych psubratów. Dobry wojownik nie powinien umierać od noża wbitego w plecy.
Szał
- BROOOOOOOOOOOOOOCHHH

Czerwona mgła spowiła oczy wojownika, wszystko co widział to broń i przytwierdzonych do niej ludzi, wszystko o czym myślał to walka i śmierć.
- ULRRYYYYYYYYYYYYYYYYKKKKKKKKKKKKKK
„Więcej potu na treningu, mniej krwi w boju”.

Tak, dziadku, pamiętam twe słowa.
Nie ma strachu. Nic już nie ma.
Początek.
Koniec.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Zablokowany