[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Vibe »

Słowem wstępu:
Posty zaczynajcie od imienia swego bohatera
To co mówią postacie piszcie od myślnika pochyloną kursywą.
„To co myślą w cudzyslowie.”
Tak piszemy wszystko poza sesją.

Aha...I jak już pewnie zauważyliście wasi bohaterowie (prócz Konrada i Brocha) nie znają się. Wybrałem taki wątek, gdyż myślę że będzie on lepszy niż początek w którym wszyscy się znacie. Co do waszych postów, to liczę na systematyczność (do 48h po moim poście) i dobrą grę, z mojej strony możecie liczyć na to samo (częste update'y i dobre posty). Mechanikę będę stosował tylko w najważniejsztch momentach. Chyba tyle na teraz, reszta jak zwykle wyjdzie "w praniu".

Drużyna:

- Broch (Serge)
- Konrad (Hyjek)
- Anthony (SebaSamurai)
- Ninerl (Ninerl)
- Ravandil (Ravandil)

Życzę wszystkim dobrej zabawy. Let's play...

Rozdział I: Spisek w Bogenhafen

11 Ulriczeit (październik) 2522 Anno Sigmari

Prowadzący karczmę „Złoty Róg” starszy mężczyzna nie przepadał zbytnio za deszczem i wilgocią. Lata młodości miał już za sobą i takie rzeczy owocowały u niego co najwyżej bólem w krzyżu. Oj, bardzo nie lubił takiej pogody, ale dziś… cieszył się nią.
I nic dziwnego – mało kto w porę deszczową lubił obozować pod gołym niebem i nawet dzielni poszukiwacze przygód prychający na niebezpieczeństwa niebezpiecznego świata chętnie korzystali z ciepłych i suchych łóżek. Zmuszeni do prowadzenia interesów o tej porze roku kupcy też chętnie zostawali dłużej i zamawiali więcej jadła oraz napitków przed wyruszeniem w dalszą drogę więc ogólnie interes kwitł.

Tego wieczora nie było co prawda pełno, ale i tak znalazło się trochę gości. Największy stolik zajęli jacyś kupcy, każdy ze zbrojną eskortą i jak wiedział karczmarz, z wozami wypchanymi po brzegi. Sądząc z rozmowy, obywaj podążali szlakiem w kierunku Altdorfu, ale w przeciwnych kierunkach i wymieniali się właśnie informacjami o miejscach do których zmierzali. Ich ochroniarze – w pierwszym przypadku dwóch krzepkich krasnoludów, w drugim elf i człowiek bez oka – z nieufnością przyglądali się reszcie zgromadzonych. No może z wyjątkiem elfiego barda, który umilał towarzystwu czas swymi balladami. Dwa stoliki dalej siedziało dwóch krasnoludów w kolczugach. Ich potężne, oparte o ścianę topory świadczyły o tym, iż nie są to zwykli górnicy czy inżynierowie będący przejazdem. Twarz jednego z nich poznaczona była bliznami, drugi najwyraźniej nie miał prawego oka które zasłaniała czarna opaska przewiązana z tyłu głowy. Tuż obok nich pewien dystyngowany, dobrze ubrany młodzieniec grał w kości z grubym jegomościem, zupełnie nie zwracając uwagi na resztę gości. Przy barze siedział młody elf i popijał jakiś trunek wespół z towarzyszącą mu elfią kobietą. Noc już na dobre rozpostarła swój całun nad okolicą, a płomienie ochoczo tańczyły w wielkim karczemnym kominku. Pogoda była paskudna i tylko idiota lub jakiś zbłąkany jeździec mógł teraz przebywać na zewnątrz. Od czasu do czasu dawał o sobie znać potężny wiatr który zerwał się wraz z ulewą wywołując dziwne zawodzenie, które usłyszeć można było w głównej sali. Wieczór zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych... na trakcie rzecz jasna.


Werner Broch & Konrad z Boven

W karczmie zatrzymałliście się, gdy zaczynało powoli kropić. Nie zwracaliście zbytnio uwagi na towarzystwo jakie zebrało się w sali i właściwie niewiele obchodziło was to, co dzieje się dokoła. Siedzieliście obaj w kącie sali, Broch zajęty był piciem, co zwykle czynił gdy nie było żadnej roboty na oku i oddawał się wędrówkom w krainę wspomnień, Konrad natomiast kończył właśnie wybornego kotleta wieprzowego z ziemniaczkami. Na was również nikt nie zwracał zbytniej uwagi, przynajmniej tak wam się zdawało – pewnie goście zebrani w sali doszli do wniosku że nie jest dobrym pomysłem dosiadać się do siwego olbrzyma który sam zajmował pół stolika i łysego mężczyzny w okrwawionych kapłańskich szatach, nawet jeśli chodziłoby tylko o kolejkę trunku bądź zwykłą rozmowę. Głowę obaj podnieśliście dopiero wtedy, gdy w sali pojawiła się smukła dziewczyna przygnana do zajazdu deszczem z którą ścięliście się wzrokiem, jednak i to nie było istotnym powodem by oderwać się od zajęć w których obaj byliście pogrążeni. Pogoda nie nastrajała do optymistycznych rozmów, choć wieczór zapowiadał się dość przyjemnie w ciepłej sali.

Anthony Surehand

Deszcz złapał cię kilka kilometrów od gospody i gdy w końcu znalazłeś się w sali, byłeś już dość mocno przemoczony. „Co za paskudna pogoda”, pomyślałeś wyglądając przez okno o które rozbijały się teraz krople deszczu. Odkąd pamiętasz, nie mogłeś usiedzieć na miejscu, nie wiesz skąd w tobie ta chęć podróży, przygody i walki. To ona zaprowadziła cię z rodzinnego Albionu aż na ziemie Imperium. Prawdę powiedziawszy nigdy się nad tym specjalnie nie zastanawiałeś, miałeś taką potrzebę i jedyne co się liczyło, to jej zaspokojenie. A jeśli mogłeś komuś przy tym pomóc, tym lepiej. „Dość tych rozmyślań”- powiedziałeś sobie w duchu- „Muszę zwilżyć gardło i trochę odpocząć. Pewnie lać przestanie dopiero rano”.
Podszedłeś do karczmarza i zamówiłeś kufel piwa. Położyłeś parę szylingów na ladę, i ruszyłeś w kierunku wolnego stolika. Rozsiadłeś się na krześle, upiłeś pierwszy łyk, i zacząłeś obserwować innych gości, na chwilę zatrzymując wzrok na potężnie zbudowanym siwym mężczyźnie z wielką blizną przecinającą prawą część twarzy, łysym młodzieńcu w szatach zdradzających oddanie Sigmarowi i ponuro wyglądającym elfie popijającym wino, jakby od niechcenia. Wieczór dopiero się zaczynał a towarzystwo w sali było, mało powiedzieć, ciekawe.

Ravandil

W karczmie przebywałeś od dłuższego czasu, a że oferowała dość znośne warunki jak na przydrożny zajazd, postanowiłeś przenocować i ruszyć w dalszą drogę wczesnym rankiem następnego dnia. Wyglądając przez okno stwierdziłeś że było to dobrym pomysłem, gdyż pogoda stała się nieznośna. Zerwał się silny wiatr i zaczął padać rzęsisty deszcz. Dzisiejszy dzień był męczący, zresztą, każdy miniony taki był. Życie zwiadowcy nie należało do najlżejszych, ale sam wybrałeś tę drogę dążąc do obranego przez siebie celu. Ciepło kominka skutecznie ogrzewało twe zmęczone ciało wprawiając cię w błogą senność. W samej karczmie niewiele się działo. Twoją uwagę, prócz kupców zwracało kilka zbrojnych postaci które wraz z pogorszeniem pogody zawitały w progi gospody a także elfia dziewczyna, która na chwilę zatrzymała na Tobie wzrok jakby ważąc jakąś ewentualność w myślach. Wybrała stolik obok Twojego, a Ty skupiłeś się na szklaneczce czerwonego wina, co prawda nie tak dobrego jak to z Ulthuanu, ale znośnego.

Ninerl

Gdy pojawiłaś się w gospodzie „Złoty Róg”, rozpadało się na dobre. Od razu również natrafiłaś na spojrzenie siwego olbrzyma siedzącego pod oknem i jego towarzysza - całkowicie łysego młodzieńca w kapłańskich szatach. Przeszyli cię wzrokiem na wskroś po czym jeden z nich skupił się na butelce wina, a drugi na talerzu z posiłkiem. "Co za paskudne typy", pomyślałaś odwracając wzrok. Rozejrzałaś się po sali dostrzegając wolny stolik, tuż obok stolika zajmowanego przez elfa popijającego czerwony trunek. Przez chwilę przemknęła ci przez głowę myśl o tym by się dosiąść, jednak zasępiona twarz pobratymca wskazywała na to, że nie potrzebuje towarzystwa. Odetchnęłaś z ulgą - nareszcie będziesz mogła odpocząć po trudach podróży. Przydałby się też jakiś pokój, wszak pogoda nie nastrajała do wyruszenia w dalszą drogę. Przynajmniej nie tego wieczoru. Rozsiadłaś się wygodnie na krześle, po czym w jednej chwili przy twoim stoliku pojawiła się młoda, czarnowłosa dziewczyna.
- Witamy w „Złotym Rogu”. Czy coś podać?
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 8 października 2007, 12:35 przez Vibe, łącznie zmieniany 4 razy.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Broch siedział przy narożnym stole pod oknem tuż obok wejścia wraz z Konradem, kompanem z którym podróżował od kilku dobrych miesięcy. Nie można było przeoczyć masywnej sylwetki najemnika o kwadratowym torsie, lśniących bielą włosach i szerokiej blizny na prawym policzku, znaczącej twarz mordercy o niebieskich oczach, w których tliła się zimna iskra szaleństwa. Był niezwykle wysoki, dużo wyższy niż przeciętny wysoki męzczyzna. Wszystko emanowało masywnością, budzącą strach siłą, której nic się nie oprze. Miecz o starannie wykonanej głowni przedstawiającej symbol Ulryka, zwykle zawieszony na plecach najemnika, spoczywał teraz oparty o ścianę, tuż obok wypchanej torby podróżnej. Mężczyzna miał na sobie płaszcz z białego, wilczego futra, a pod spodem lekką kolczugę. Obcisłe skórzane spodnie koloru miedzi rozszerzały sie u dołu, okrywając wysokie buty. W pochwie u pasa wisiał ciężki nóż. Najemnik był mężczyzną w sile wieku.
Broch i Konrad opuścili Delberz nie mając przed sobą określonego celu. Chcieli się po prostu znaleźć jak najdalej od miasta, w którym ostatnio zmierzyli się z hordą skavenów. Najemnik nie był z natury spokojny. Nie ogranicząl się do myślenia o jednym mieście i lądach znanych ludziom. Fakt, że podróżował jedynie z wyznawcą Sigmara, bez większych zabezpieczeń, nasuwało przypuszczenia, iż posiada coś więcej prócz dwóch garści koron, szybkiego konia i ostrego miecza. Nie żałował sławy, którą posaidał w niektórych kręgach. Wydawała mu się strzałą bez ostrza. Właśnie to ostrze miał cały czas ze sobą.
Kończył powoli drugą butelkę kislevskiego spirytusu, gdy w karczmie pojawiła się piękna, elfia dziewczyna. Broń którą miała, zdradzała Brochowi, ze nie była zwykłą podróżniczką. Była jednocześnie tak delikatna. Najemnik zdążył poznać takie jak ona. Tyleż delikatne, co niebezpieczne.
- Widziałeś jak na ciebie spojrzała Konradzie? - Broch uśmiechnął się na siłę do kompana, dodając sarkastycznie: - Chyba wpadłeś jej w oko...
Wypity alkohol nie stępił zmysłów mężczyzny, zresztą, dwie butelki wódki to było za mało by Broch mógł odsunąć na bok dręczące go koszmary. Alkohol zapewniał mu jeszcze bardziej popmury nastrój, w którym najemnik uwielbiał ostatnio przebywać. Śmierć kompanów z oddziału "Nocnych Wilków", śmierć ukochanej, starcia z przeciwnikami od widoku których niejden wpadłby w całkowity obłęd, zostawiły ślad w psychice najemnika. Nie zwracał nawet uwagi na deszcz padający na zewnątrz. Pogrążony w rozmyślaniach spokojnie przyglądał się wydarzeniom w karczmie.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Ravandil siedział w milczeniu przy swoim stoliku popijając wino. Jego długie włosy opadały mu na ramiona tak, że z boku niemal nie było widać jako profilu. Na oparciu krzesła przewiesił swój lekko przemoczony płasz i kapelusz. Obok niego oparty był jego wierny łuk. Sprawiał wrażenie zamyślonego. W istocie, dziwną przyjemność sprawiało mu rozmyślanie o różnych sprawach - o tym, jak się ma jego rodzina, o tym co się wydarzyło wczoraj, a co będzie jutro. "Ciekawe, jak się mają rodzice. Na pewno byli w szoku, gdy tak nagle opuściłem dom. Szczególnie mama pewnie to źle zniosła, ona zawsze była taka wrażliwa... Ale byliby ze mnie dumni, jakby dowiedzieli się, że służę ku chwale Imperium. W końcu to nasz dom." Rozmyślania przerwało mu pojawienie się atrakcyjnej elfki. Spojrzał na nią i przez moment wydawało mu się, że zobaczył błysk w jej oczach. "Głupstwo, to nie pora na takie rzeczy, w końcu w pewnym sensie jestem na służbie". Pochylił się nad swoim winem, od czasu do czasu kątem oka spoglądając na ową elfią dziewczynę. Rozejrzał się też po karczmie. Jego uwagę przykuło dwóch zbrojnych właśnie przybyłych do gospody i kupcy wraz z obstawą. "Nic dziwnego, że tu taki ruch. Przy takiej pogodzie to pewnie nawet snotlingi kryją się po jamach. Jak widać, kupcy też mają dobry pretekst, by się zatrzymać i napić. A wino mają tu całkiem, całkiem... Jak na obecne warunki. Jedna szklaneczka mi na razie wystarczy. ". Ravandil przeciągnął się na krześle i zwrócił twarzą do kominka, rozcierając zmarznięte nogi i przedramiona. "Wreszcie szykuje się miły wieczór, z dala od wilków, orków i innych bestii. A lepiej dobrze dziś porządnie wypocząć, bo jutro znowu w drogę. Do Middenheim kawałek drogi, ale pora zdać już raport z podróży". Siedział tak jeszcze przez pewien czas, obserwując otoczenie, mimowolnie spoglądając ukradkiem na elfkę, co dziwiło nawet jego samego.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Post autor: hyjek »

Zobaczmy czy pamiętam jak to się jeszcze robi ;)

Konrad z Boven
Łysina odbijająca blask świec oświetlających pomieszczenie, a na niej blizna, podłużna, prawdopodobnie od jakiegoś celnego cięcia; szaty kapłańskie, brudne od krwi, która w niektórych miejscach już dawno zaschła, a w niektórych wyglądała na całkiem świeżą; kometa o dwóch ogonach dumnie wisząca na szyi; szare oczy, wyrażające wiele, niestety nic szczęśliwego; zwykły miecz, przewieszony u pasa, który podobnie do szat, też już na pewno nie raz miał bliski kontakt z osoczem - te wszystkie rzeczy tworzyły wizerunek Konrada, jako człowieka widzącego w swoim życiu wiele, ale jednocześnie nie poddającego się złu panującemu w Imperium, dzielnie stającego w obronie ojczyzny. Baczny obserwator dostrzeże jeszcze obrączkę na jednym z palców. Rzecz zaiste dziwna, biorąc pod uwagę celibat, któremu jest poddany ten 29 letni mężczyzna.
Cieszył się, że w końcu zaserwowano mu jakiś porządny ciepły posiłek (i że nie był to drób, jak to miały w zwyczaju inne odwiedzane przez niego karczmy). Cieszył się, że tą noc spędzi w jakimś porządnym ciepłym miejscu. Raczej nie był wybredny, wszak życie na szlaku nie przyzwyczaja człowieka do wygód, ale uważał, że od czasu do czasu można sobie pozwolić na jakąś przyjemność. W końcu cieszył się, że jest z Wernerem. Praktycznie od początku swojej wędrówki do Middenheim jest z najemnikiem. Momentami traktował go jak brata, choć nigdy mu tego na głos nie powiedział. Akurat kończył kotleta, gdy padło zdanie Brocha.
Kto niby? - akolita dotychczas był cały czas skupiony na swoim posiłku, nie zauważył nawet, że ktoś nowy się pojawił w pomieszczeniu. Gdy popatrzał po sali, zauważył nowego biesiadnika. A właściwie biesiadniczkę...
Daj spokój... Słyszałeś kiedyś o celibacie? Cholerstwo straszne, mówię Ci, choć teraz jakoś nie żałuję... Związek człowieka i elfa? Eee, to nie wyjdzie, takie rzeczy to tylko w piosenkach bardów. Zamierzasz coś zjeść, czy Twój żołądek przeszedł metamorfozę po ostatniej przygodzie w kanałach i teraz potrzeba Ci tylko wódki? - spytał ironicznie i z uśmiechem podziwiał dwie, puste już, flaszki.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Usiadła z westchnieniem ulgi-jak dobrze było rozprostować nogi. Powiesiła mokry płaszcz na oparciu krzesła. Zauważyła, że elf się jej ukradkiem przygląda. Zaśmiała się cicho : "Wszyscy mężczyźni są tacy sami. Ledwie zauważą jakś ładną, to niemal się ślinią". Odpowiedziała na pytanie dziewczyny: - Jeśli można, to poproszę jakieś mięsiwo. Najlepiej pieczeń wieprzową lub gulasz . Co picia to jakąś nalewkę, byle nie wino- wzdrygnęła się. Nienawidziła wina, wszyscy się nim zachwycali- ona nadal nie rozumiała, jak normalni na umyśle, mogą pić sfermentowany sok z zepsutych owoców "I jeszcze mnie próbowali do tego namawiać". Zwróciła się do dziewczyny: - Jakie są dostępne pokoje i ich ceny?- czekając na odpowiedź, rozglądała się po karczmie. Zatrzymała dłużej spojrzenie swoich szaroniebieskich oczu na owej dziwnej parze- Ninerl nieco denerwowało ludzkie podejście do religii "Jak można pozwolić, by jakiś byt, aż tak rządził twoim życiem" myślała " To takie hmm, upokarzające". Ona nigdy nie traktowała tak bóstw- byli zbyt niebezpieczni, by pozwolić im na rozkazywanie. Najemnik nie wyglądał przyjaźnie- Ninerl przypominał człowieka, stojącego na skraju szaleństwa- przerażenie, gniew i strach. I desperacja. Instynktownie unikała takich ludzi, mieli zbyt gwałtowne reakcje. Potząsnęła długimi, skręconymi w loki włosami. Miały na pierwszy rzut oka zwyczajny kolor ciemnego blondu- jednak momentami przebłyskiwały złotem. Rzkoszowała się ciepłem i co najważniejsze- brakiem lodowatej wody, spadającej z góry i moczącej wszystko. Dobrze, że buty miała suche- reszta ekwipunku, jak rzuciła okiem na plecak i juki, też nie ucierpiała za nadto.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Słysząc słowa Konrada, Broch oderwał wzrok od niemal pustego kieliszka i spojrzał na swego kompana, który ze smakiem pożerał kolejny kęs kotleta.
- Celibat powiadasz...Sigmar kiedyś wynagrodzi ci to poświęcenie, Konradzie. Chociaż swego czasu słyszałem, że wy kapłani nie wszyscy żyjecie w celibacie, ale od kogo i gdzie to słyszałem, tego nie jestem teraz w stanie powiedzieć. Pamięć już nie ta... Z drugiej strony podziwiam cię, ja bym bez kobiecego ciała chyba długo nie wytrzymał... - odparł ironicznie najemnik. - A z moim żołądkiem wszystko w porządku, po prostu po ostatnim posiłku który zjedliśmy na trakcie nie jestem jeszcze głodny. Bardziej spragniony...
Najemnik przechylił drugą butelkę, która okazała się być całkiem pusta. Z grymasem zawodu na twarzy, ryknął w stronę szybkwasu:
- Gospodarzu!!! Jeszcze raz to samo!!
Wieczór zapowiadał się naprawdę miło a konwersacja z przyjacielem i opróżnienie kolejnej butelki trunku było obecnie dla Brocha sprawą najwazniejszą, zwłaszcza, że za oknem robiło się coraz paskudniej.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Vibe »

[Wszyscy]

Kelnerka przyjęła zamówienie Ninerl i po chwili przyniosła pieczeń i zimne piwo dla dziewczyny. Okazało się, że pokój również się znajdzie, a cena nie przekracza kilkunastu szylingów za noc (pewnie dlatego, że nie były to pokoje o najwyższym standardzie, ale czego spodziewać się po karczmie na trakcie), co wydało się elfce dobrym podejściem gospodarza do tematu. Niemal w tej samej chwili Broch otrzymał trzecią butelkę kislevskiego alkoholu który przyniósł mu do stolika wychudzony młodzieniaszek.
Niewiele później drzwi gospody otworzyły się i do środka wtargnęło zimne, nocne powietrze. Ponad gwar rozmów wybił się zachrypnięty głos człowieka zamawiającego wino dla siebie i czwórki swoich kompanów oraz sugerującego gospodarzowi, że równie mile widziane byłyby przy stole dziewczęta.
Zlustrowaliście ich wzrokiem. Ludzie, którzy weszli do gospody wyglądali wam na nieokrzesanych najemników, a wiszące u ich boków ciężkie miecze utwierdzały was w tym przekonaniu. Zachowywali się niegrzecznie okazując wyższość nad pozostałymi gośćmi.
Właściciel gospody stał się wyraźnie nerwowy, odchrząknął kilka razy nim zapytał jakie wino nowi goście preferują.
- Mocne i w obfitości – usłyszeliście. Głos miał tak donośny, że i pewnie na zewnątrz było go słychać. - To samo tyczy się kobiet. Gdzie są wasze kobiety? Mam nadzieję, że są ładniejsze od koni które macie w stajni...
W sali usługiwały dwie dziewki oraz dwóch mężczyzn, nie licząc gospodarza. Jeden z przybyłych mężczyzn – brodaty i dość mocno zbudowany, pochwycił jedną z przechodzących dziewcząt i przycisnął swój język do jej policzka.
- Daj starej świni całuska, dziewczynko – ryknął, a pozostali towarzysze parsknęli śmiechem.
Służąca szarpnęła się i próbowała uwolnić, ale on trzymał ją mocno. W całej sali zapadła cisza i zapanowało napięcie.
-Wyjdź ze mną na zewnątrz – mówił dalej brodacz wyglądający na przywódcę bandy – Czuję się jak w okresie rui. Nie będziesz żałować...
Dziewczyna szarpała się i zaczęła płakać, jednak jej zalotnik nie zamierzał odpuścić. Kolejny z najmitów rozejrzał się po sali i podszedł do stolika zajmowanego przez Ninerl. Uśmiechnął się złowieszczo, a elfka wiedziała co taki uśmiech może oznaczać.
- Timo! Zostaw tamtą dziewkę, tutaj mamy lepszy okaz. W dodatku elfi... Weźmiemy ją wszyscy po kolei, jej kształty zrekompensują nam trudy podróży...
Przywódca bandy spojrzał na elfkę wzrokiem pełnym pożądania i podszedł do jej stolika wraz z pozostałymi kompanami. Otoczyli stolik tak, by dziewczyna nie miała jak uciec.
- Zabawimy się, kwiatuszku? - spytał patrząc na piersi dziewczyny by po chwili dodać ostro – Pójdziesz z nami, elfico. Na pewno ci się spodoba, w łóżku jesteśmy bardzo delikatni... - wybuchnęli śmiechem.
Podszedł do Ninerl po czym chwycił ją za przegub dłoni. Broch, Konrad, Anthony i Ravandil obserwowali z boku całą sytuację która z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej dramatyczna.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Najemnik właśnie polewał do kieliszka trunek z kolejnej butelki, którą przed chwilą otrzymał, gdy pięciu fircyków pojawiło się w karczmie. I Broch, tak jak i pewnie Konrad, wiedział, że nie zwiastuje to niczego dobrego. Sposób w jaki się zachowywali wskazywał na to, że nie przyszli tutaj by przeczekać paskudną pogodę lub coś zjeść. Początkowo najemnik nie zwracał na nich uwagi, próbując skoncentrować się na rozmowie z przyjacielem, jednak gdy mężczyźni zaczęli dobierać się do niewinnej służki, a potem do elfki, która zawitała tutaj przed momentem, postanowił zareagować. Dwa lata pracy jako wykidajło w obskurnej karczmie "Tonący Szczur" w Middenheim należącej do jego przyjaciela Johana Stallarta, nauczyła Brocha jak postępować z takimi niewyżytymi delikwentami. Co prawda ostroucha wyglądała na kobietę, która potrafi to czy tamto mieczem, jednak w konfrontacji z pięcioma silnymi chłopami miała raczej marne szanse na skuteczną obronę swej kobiecości.
Broch chwycił za miecz i z niesłychaną szybkością dźwignął się z krzesła. Dopiero teraz można było zobaczyć, że mężczyzna jest naprawdę potężnie zbudowany i jest raczej z tych, co rzadko lękają się czegoś w sensie fizycznym.
- Hej, matoły...Zostawcie ją!!! - warknął szorstkim głosem nie znoszącym sprzeciwu. Można było wyczuć w nim wyraźny middenlandzki akcent. - I radzę wam opuścić to miejsce póki czas, bo za chwilę pożałujecie żeście w ogóle zawitali w progi tego zajazdu!!!
Broch spojrzał spode łba na mężczyzn, którzy osaczyli stolik elfki i uśmiechnął się pewnie, unosząc lekko w górę ostrze swego miecza, które odbijało płomienie ogniska palącego się w kominku. Wypity alkohol skutecznie rozgrzewał jego ciało, a za chwilę Broch miał zamiar rozgrzać je jeszcze bardziej, zwłaszcza że Konrad skończył posiłek i również niie wyglądał na zadowolonego z obecnej atmosfery w karczmie.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Ravandil właśnie dopijał swoje wino, gdy do gospody wpadła grupka agresywnie zachowujących się obwiesi. "Ci ludzie są wszyscy tacy sami, myślą, że jak mają broń, to wszystko im wolno. Ktoś im powinien pokazać, że matoł obwieszony żelastwem to w dalszym ciągu matoł". Ravandil uważnie obserwował natrętnych gości, tacy ludzie w karczmie zawsze oznaczają kłopoty. Spojrzał na swój łuk i uśmiechnął się pod nosem. "Spróbujcie tylko, to zobaczycie". Gdy jeden z nich zaczął napastować dziewczynę, lekko podniósł się na krześle. W tym momencie już wiedział, że dzisiejszy dzień wcale nie będzie taki spokojny, jak mogło się wydawać jeszcze minutę temu. Gdy szamotające się postacie zbliżyły się do stolika zajmowanego przez elfkę, chwycił spokojnie za łuk, stopą przysuwając sobie kołczan. W tym momencie spostrzegł cień złowieszczego uśmiechu na twarzy oprycha. Wiedział, że nie może dłużej czekać. W chwili, gdy drab łapał elfkę za rękę, Ravandil zrobił coś, co większości ludzi się nie śniło. Poderwał się nagle, jedną ręką przerzucił kołczan przez plecy, wyciągnął strzałę i po sekundzie mierzył w głowę napastnika. Zrobił jeszcze krok w kierunku ściany i krzyknął z irytacją w głosie -Zostaw ją bydlaku, bo poczujesz na sobie elfią solidarność- Rzadko można było usłyszeć w głosie Ravandila taką nerwowość, ale sytuacja była wyjątkowa - jeden z jego pobratymców był w kłopotach. Pot wstąpił na jego skroń, ręka zadrżała, ale wciąż trzymał na celu oprycha. Uspokoił się nieco widząc, że jeden z gości również stanął w obronie napastowanej. "No proszę, jednak są jeszcze uczciwi ludzie" - pokrzepił się w duchu. Wiedział jedno - dziś znowu poleje się krew.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

- Na pewno nie każdy ze sług Sigmara jest gorliwy w modłach, żyje według przykazań naszego Patrona czy prowadzi obfite w nowe znajomości życie. Jednak to ci głupcy zostaną potępieni, jak nie na tym padole, to tym późnijeszym. Cieszę się, że to Sigmar kieruje moim życiem, lepszego przewodnika ciężko znaleźć. A kobiecego ciała to się już naoglądałem ile mi było trzeba... - odpowiedział najemnikowi.

Pojawienie się tej jakże kulturalnej w swoim zachowaniu bandy zbrojnych nie wzbudzilo u Konrada większych emocji. Ot, takie głupki z jakiejś wsi, które właśnie za krwawicę ojca kupili sobie po mieczu i uważają się za panów świata. Wypuścić ich w świat, a po góra tygodniu wrócą do swoich matek, przez następne kilka lat nie opuszczając wsi na odległość większą, niż 50 metrów. Dużo takich na świecie, w tych rejonach też ich nie zabrakło. Gdy jednak zaczęły się zaczepki w kierunku pań, postanowił zareagować, ostro zareagować. Chwycił mocno miecz w dłoń, ostrze kierując ku dołowi, na znak jeszcze w miarę pokojowych (na zasadzie "Jeszcze nie zadam ciosu" intencji. Jeszcze...
A dokąd niby podróżujecie? Do Wielkiego Azylu dla Obłąkanych? Wydaje mi się, że panowie z tamtego przybytku bardziej odpowiadali by waszym preferencjom w stosunku do partnerów łóżkowych... A że jesteście delikatni to nie wątpię, zapewne tak samo jak wasi ojcowie, kiedy wy byliście mali... - w sali parsknięto śmiechem, Konrad dalej kontunuował - A teraz panowie, wyjdźcie grzecznie z tego budynku, tam są drzwi, wystarczy nam śmiechu na dzisiaj. Dostatecznie pokazaliście już swoje wychowanie, które było pewnie kształcone u świń, jak to wasz kolega sam przyznał. Myślę, że te panie tutaj są już wystarczająco pobrudzone gnojem, którym ze sobą wnieśliście na rękach. Walki pewnie nie chcecie, no chyba, że wolicie by w waszych rodzinnych wioskach śpiewano o pewnych pięciu damach z mieczami, które zostały brutalnie pobite przez dwa elfy, akolitę i pewnego siwego szaleńca...
Ostrze delikatnie się uniosło, dłoń mocniej chwyciła rękojeść. Mięśnie były gotowe do wyprowadzenia cięcia.
Ten szaleniec to Ty Wernerze. A wiesz jaka jest Twoja przypadłość? Jak zaczniesz zadawać ciosy, nie możesz skończyć... - szepnął do najemnika.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
SebaSamurai
Majtek
Majtek
Posty: 120
Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: SebaSamurai »

Anthony

Albiończyk przysłuchiwał się całemu zajściu siedząc przy swoim stoliku. Nie miał ochoty się wtrącać, bo wiedział, że nie ma szans w starciu z pięcioma napastnikami. Kiedy jednak inni goście rozpoczęli swoje przemówienia pomyślał, że szala przechyliła się na stronę obrońców porządku. Nie był tylko pewien, czy sam na pewno jest jednym z nich.
"Whatever will be, will be..." - pomyślał.
Szybka ocena sytuacji, pomiar odleglości, przyjrzenie się ubiorom oprychów i wyszukanie miękkich, wrażliwych miejsc.
"To nie musi byc nic spektakularnego, nie muszą nawet ginąć, ale może tak będzie lepiej..."
Z kołczanu na udzie wyjął cztery strzały, bo tyle mógł utrzymać naraz w dłoni napinając jednocześnie swój krótki łuk. Odległość była niewielka, a oprychy chwilowo wryci przemowami obrońców moralności.
- Whatever will be, will be.
Wstał spokojnie zza stołu i wyciągnął łuk. Płynnym ruchem naciągnał pierwsza strzałę i posłał ją prosto w gardło najbardziej agresywnego draba. "Mam nadzieję, że nie zbrudzi cię za bardzo ślicznotko..."
Kolejny oprych miał na sobie gruby kaftan, ale cienkie skórzane spodnie, więc następna strzała pomknęła w kierunku tętnicy udowej. Trzecia strzała zamarła napięta na łuku. Anthony nie słyszał tego co działo się w tym momencie w karczmie, jedyny dźwięk jaki wyłapywało jego czułe ucho to tylko delikatne drganie cięciwy przy policzku.
Ostatnio zmieniony czwartek, 12 kwietnia 2007, 11:31 przez SebaSamurai, łącznie zmieniany 1 raz.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Gdy nieokrzesani prostacy podeszli do niej, dziewczyna miała ochotę podciąć im wszystkim gardła. Gdy jeden z nich, złapał ją nagle za rękę, miała na to jeszcze wieksza ochotę, ale sytuacja zaczęła wyglądać groźnie. Szybko oceniła przeciwników, nigdy nikogo nie lekceważyła. Nagle skrzywiła się, jęknęła głośno i pozornie zwinęła z bólu, chwytając się rzekomo za brzuch. Gdy pochyliła się, udało się jej chwycić za sztylet w bucie i gdy wyprostowała się, szybkim, niemal niedostrzegalnym ruchem, wbiła ostrze w rękę najemnika. Gdy udało się jej wyrwać drugą dłoń, chwyciła kufel i chlusnęła w oczy napastnika piwem, mając nadzieję na chwilę go zdezorientować, a nawet przejściowo oślepić.Jednocześnie starała się go uderzyć kufelem prosto w twarz. I zerwać się z krzesła, mając nadzieję, że zdąży wyszarpnąć miecz z pochwy. W międzyczasie usłyszała słowa najemnika " Miło, że mam obrońców" pomyślała " Tylko zobaczymy, ile są warci za chwilę", a zaraz potem elfa.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Najemnik słysząc wyniosłą przemowę Konrada, podniósł prawą brew z wrażenia po czym obrzucił kompana dziwnym spojrzeniem:
- Aleś im przygadał, Konradzie... - rzucił Broch wciąż obserwując pięciu mężczyzn. - Chociaż wątpię, czy zechcą cię posłuchać. Tacy zwykle oprócz świńskich zwyczajów, mają też świński rozum...
Widząc elfa z łukiem gotowym do strzału który również stanął w obronie elfki i dziwnie wyglądającego osobnika z tą samą bronią po przeciwległej stronie sali, rzucił do nich:
- Tylko zostawcie coś dla nas! Nasze ostrza z chęcią skosztują nieco krwi tego wieczoru.
Na twarzy Brocha pojawił się dziki uśmiech, który wespół z jego szalonymi, niebieskimi oczyma dawał diabelski wręcz wyraz. Gdy doszło do bójki najemnik ruszył szybkim krokiem w kierunku najbliższego napastnika po czym szybkim, spadającym z góry ciosem próbował zatopić ostrze swego miecza w jego szyi.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Vibe »

Widząc, że sprawy przybierają nieciekawy obrót, bard przestał śpiewać i grać a goście w sali usunęli się od swych stolików stając na schodach prowadzących na piętro gospody. Nawet dwóch ponurych krasnoludów wolało nie mieszać się w to, co za chwilę miało się wydarzyć. W jednej chwili zostaliście na sali tylko wy i pięciu mężczyzn, a obok was „widownia” nerwowo oczekująca na rozwój wydarzeń.

Gdy dowódca bandy zamierzał wreszcie coś odpowiedzieć na słowa Brocha, Konrada i Ravandila, elfka nie czekała i wykorzystując moment zagapienia wbiła swój sztylet w przedramię mężczyzny, który nie zdołał nawet dobrze krzyknąć gdy na jego twarzy wylądował złocisty napój dziewczyny. Jeden szybki cios zadany kuflem prosto w głowę zamroczył bandziora, który odsunął się na kilka kroków w tył. Ninerl dobyła miecza i przeszyła go na wylot. Gdy próbowała wyszarpnąć swą broń z brzucha mężczyzny ruszył na nią kolejny z oponentów. Nagle jednak pojawił się Broch i potężnym, zamaszystym uderzeniem ściął jego głowę, która potoczyła się po stole a potem spadła na podłogę. Strumień ciemnoczerwonej krwi trysnął wprost na twarz Ninerl.

Krótko przed tym Ravandil puścił cięciwę. Strzała agresywnie przeszyła powietrze mijając Brocha o kilka centymetrów i trafiła trzeciego z napastników prosto w krtań odrzucając w tył z dużą siłą. Próbując bezskutecznie łapać powietrze oprych zwalił się na podłogę. Po chwili zamarł w bezruchu.

Anthony nie zdołał oddać strzału. W momencie gdy przygotowywał swój łuk dostrzegł to kolejny z mężczyzn i szybkim ruchem wykopnął albiończykowi broń z ręki. Napastnik już podnosił miecz do uderzenia, gdy ostrze noża myśliwskiego Surehanda zniknęło w jego brzuchu. Głucho runął na ziemię.

Konrad natomiast desperacko bronił się przed nacierającym mężczyzną, który wymachiwał ogromnym mieczem dwuręcznym, a ilekroć chybił, odłupywał wielkie kawały drewna ze stolików. W pewnym momencie miecz ugrzązł głęboko w jednym z nich. Konrad wielkim łukiem wymierzył cios w tył głowy bandziora. Mężczyzna jęknął i padł na kolana. Akolita spojrzał na zakrwawioną twarz przeciwnika po czym pchnął w rozdziawione usta, zanurzając miecz głęboko w gardle i przecinając kręgi szyi. Chwilę później wyszarpnął broń a broczący krwią mężczyzna osunął się martwy na ziemię.

Staliście nad ciałami piątki mężczyzn, pośród kilku porąbanych stolików. Los wciąż wam sprzyjał.


Teraz jest idealny moment na to, byście się wreszcie poznali :D
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Broch był niepocieszony. Tylko jeden trup padł z jego ręki, a to zdecydowanie za mało by mógł się dobrze zabawić i rozprostować kości – pewnie byłby i drugi gdyby nie ten elf i jego strzała. Ale... najważniejsze, że wszystko poszło tak, jak miało pójść. On żyli, tamci nie. Najemnik nawet się nie zmęczył, zresztą po kilku chłystkach nie spodziewał się jakichś wyrafinowanych przeciwników. Rozejrzał się po sali jadalnej, szacując wyrządzoną szkodę. Odnalazł wzrokiem wśród zgromadzonych na piętrze gospodarza, po czym sięgnął do mieszka przy pasie i rzucił w kierunku karczmarza jedną złotą monetę.
- To powinno pokryć straty. Ogarnijcie też trochę salę, nie przystoi żeby walały się w niej trupy jakichś psubratów...I nie zapominaj o pokojach dla nas. - mruknął.
Odwrócił wzrok w kierunku umorusanej krwią elfki. Uśmiechnął się lekko.
- Do twarzy ci w czerwieni... – rzucił ironicznie patrząc na nią z góry. Stojąc obok Brocha, elfka wyglądała mało powiedzieć delikatnie – wyglądała wręcz mizernie, choć tak jak się spodziewał, znała się na robieniu mieczem. - Dobra robota, dziewczyno. - pokrzepił ją, po czym podał kawałek materiału który zabrał ze stolika obok, by mogła zetrzeć krew.
Widząc co Konrad zrobił ze swym przeciwnikiem, zwrócił się do akolity.
- Piękne pchnięcie w gardziel, Konradzie, choć szczerze mówiąc nie podejrzewałem cię o takie okrucieństwo. Widać moje towarzystwo dobrze ci służy, powoli przejmujesz moje dobre nawyki - uśmiechnął się do towarzysza.
Chwilę potem popatrzył na nowych znajomych. Jako że nikt nie kwapił się z przedstawieniem się, siwy olbrzym postanowił uczynić to pierwszy.
- Jestem Werner Broch, dowódca middenheimskiej kompanii najemnej „Nocnych Wilków”. Były. I byłej middenheimskiej. - mruknął szorstko do ludzi, z którymi stawił przed chwilą czoła przeciwnikom. - A to mój przyjaciel Konrad, akolita Sigmara. - skinął głową na swego łysego towarzysza. - A was jak zwą? Może po tak udanym starciu napijemy się wpsólnie kislevskiej wódki? Zresztą, niepotrzebnie pytam – mnie się nie odmawia. Ja stawiam.
Po czym zabrał swoje rzeczy, flaszkę i przesiadł się do największego stolika w sali zajmowanego do tej pory przez kupców, zapraszając pozostałych. Perspektywa spędzenia wieczoru w nowym towarzystwie była całkiem ciekawa i poprawiła Brochowi humor bardziej niż widok pięciu trupów na podłodze.
Ostatnio zmieniony czwartek, 12 kwietnia 2007, 17:59 przez Serge, łącznie zmieniany 1 raz.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Trzeba przyznać, że Ravandil był zaskoczony tak szybkim zakończeniem całej sytuacji. W duchu czuł satysfakcję, że te dranie nie będą już nikomu robić kłopotów. Rozejrzał się po sali. Rozwalone meble, a wśród nich pięć obryzganych krwią ciał. "W sumie dużo nie stracili, mózgu byli pozbawienie już za życia" - pomyślał z ironią. Spojrzał na swoich nowych znajomych. Trójka ludzi i znana już mu dobrze z widzenie elfka. W jednym z mężczyzn elf rozpoznał kapłana Sigmara, co go nieco zaskoczyło. "Nie wiedziałem, że są tacy chętni do bitki". Zaintrygował go postawny mężczyzna o białych włosach, widać było, że do życia podchodzi z dużym dystansem, nie przejął go nawet rozlew krwi. Ravandil lekko uśmiechnął się pod nosem na jego uwagę dotyczącą elfki. "Tacy to potrafią sobie pożartować między jednym mordem a drugim". Usłyszawszy imię jego i akolity, Ravandil również postanowił się przedstawić. -Jestem Ravandil, cesarski zwiadowca z Altdorfu. Może okoliczności są mało... hmm -tu spojrzał się na liczne kałuże krwi- przyjemne, ale miło was poznać-. Gdy najemnik zaproponował napitek, zgodził się bez wahania. "Za dużo dzisiaj przeżyłem, muszę się w końcu rozluźnić. Nie wypiję dużo... Mam nadzieję". Zapowiadało się nieźle, ale pogawędka z trójką nieznajomych ludzi i urodziwą elfką to była ostatnia rzecz, jakiej mógł się jeszcze dziś rano spodziewać. Na dodatek w towarzystwie pięciu nieboszczyków. Zaśmiał się pod nosem -Siadajcie, moi mili, ci panowie nie będą nam raczej przeszkadzać. Cały wieczór jeszcze przed nami, napijmy się!-
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Przez chwilę po walce stał jak wryty, wptrując sie w korpus przeciwnika. Nie chciał jego śmierci, raczej poważniejszego naruszenia powierzchni jego ciała. Tym bardziej się zdziwił, a może bardziej przeraził, gdy w końcu uświadomił sobie, jaka okrutna to była egezekucja. Taki mord nie przystoi akolicie Sigmara... Sam Broch się nawet zdziwił, co również nie było dobrym znakiem, w kwestii rozwoju jego sumienia. Co innego, gdyby to był jakiś zwierzoczłek. Ale to był człowiek, głupi i zły, ale człowiek, obywatel Imperium, który po prostu nie umiał sie zachować. Pierwsze wrażenie jakie wywołał na nowo poznanych na pewno nie było w pełni dobre. Postanowił poprawić swoją sytuację w ich oczach.
Wiecie, ten cios przez przypadek tak trafił. Moim zamierzeniem nie było uśmiercenie tego człowieka, a jeśli już, to nie w tak brutalny sposób. Zwykle takich rzeczy nie robię... Ale może masz rację, Wernerze, Twoje towarzystwo zdecydowanie na mnie wpływa. Tak więc i ja chętnie się dzisiaj z wami napije! Mój towarzysz już mnie przedstawił, więc nie rozumiem czemu jeszcze nie stuknęliśmy się kieliszkami, flaszkami, czy co tam każdy zamówił?! - powiedział, po czym zamówił, podobnie jak najemnik przed paroma minutami, flaszkę wódki. Miał nadzieję, że alkohol choć w małym stopniu wymaże z pamięci to dzisiejsze wydarzenie, zarówno u niego, jak i u pozostałych mężczyzn. Elfkom się nie przejmował. Nawet jeśli do nich dołączy, to pewnie i tak za parę dni ich drogi się rozejdą - Tak to sobie tłumaczył. Taka już natura tej rasy. Zawartość pierwszego kieliszka właśnie spływała po jego gardle.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Zablokowany